ROZDZIAŁ 2
Rozwiany dym
Jakieś sześć godzin później żwawa pielęgniarka z długim brązowym kucykiem odsunęła zasłonę oddzielającą kącik Arii od izby ostrego dyżuru. Wręczyła jej ojcu, Byronowi, podkładkę do pisania i kazała podpisać się na dole.
- Myślę, że nic jej nie jest, pomijając siniaki na nogach i dym, którego się nawdychała. - powiedziała pielęgniarka.
- Dzięki Bogu. - westchnął Byron podpisując się zamaszyście. Wraz z bratem Arii, Mike'iem, pojawili się w szpitalu wkrótce po tym, jak dowiozła ją tu karetka. Matka Arii, Ella, dzisiejszą noc spędzała w Vermont ze swoim podłym facetem, Xavierem, i Byron powiedział jej, że nie ma potrzeby, żeby pędziła do domu.
Pielęgniarka spojrzała na Arię.
- Twoja przyjaciółka, Spencer, chciałaby się z tobą zobaczyć zanim wyjdziesz. Jest na drugim piętrze. Pokój 206.
- Okay. - powiedziała roztrzęsionym głosem Aria przesuwając nogi pod typową, szorstką, szpitalną pościelą.
Byron podniósł się z białego plastikowego krzesła przy łóżku i spojrzał jej w oczy.
- Zaczekam na ciebie w lobby. Nie spiesz się.
Aria powoli wstała. Dłońmi wyczesała z kruczoczarnych włosów na pościel małe płatki sadzy i popiołu. Gdy pochyliła się, by nałożyć dżinsy i buty, mięśnie zabolały ją jakby wspinała się na Mount Everest. Całą noc nie zmrużyła oka, przerażona wydarzeniami w lesie. Choć jej przyjaciółki też zostały przywiezione na ostry dyżur, każda z nich znajdowała się innej jego części, więc Aria mogła z żadną z nich porozmawiać. Za każdym razem, gdy próbowała wstać, do pomieszczenia wkraczała pielęgniarka i mówiła jej, że musi się odprężyć i przespać. Jasne. Jakby to było jeszcze kiedyś możliwe.
Aria nie miała pojęcia, co myśleć o tej męce, którą właśnie przeszła. W jednej chwili pędziła przez las do stodoły Spencer z wetkniętym do tylnej kieszeni ukradzionym Ali w szóstej klasie fragmentem flagi Kapsuły Czasu. Od czterech długich lat nie oglądała lśniącej błękitnej tkaniny, ale Hanna była przekonana, że rysunki na niej zawierają wskazówkę dotyczącą zabójcy. A potem, jak tylko poślizgnęła się na stercie mokrych liści, jej nozdrza wypełnił drażniący zapach benzyny i usłyszała cichy niczym szelest kartki odgłos zapalanej zapałki. Wszędzie wokół niej las wybuchł płomieniem, gorącym, jasnym i parzącym jej skórę. Chwilę później natknęła się w lesie na kogoś rozpaczliwie wzywającego pomocy. Wszyscy sądzili, że jej ciało było w dziurze na dawnym podwórku państwa DiLaurentis. Ali.
A przynajmniej tak wtedy myślała Aria. Ale teraz… cóż, sama nie była pewna. Spojrzała na własne odbicie w wiszącym na drzwiach lustrze. Policzki miała zapadnięte, oczy w czerwonych obwódkach. Lekarze na ostrym dyżurze, którzy się nią zajęli, wyjaśnili, że po wdychaniu mnóstwa trującego dymu można mieć różne zwidy - mózg, pozbawiony tlenu, fiksuje. W lesie naprawdę brakowało powietrza. A Ali była taka niewyraźna i nierealna, zupełnie jak we śnie. Aria nie wiedziała, czy możliwe są grupowe halucynacje, ale ubiegłej nocy wszystkie stale myślały o Ali. Może to było oczywiste, że każda z nich najpierw pomyślała o Ali, gdy ich mózgi zaczęły zawodzić.
Gdy Aria skończyła przebierać się w dżinsy i sweter przyniesione przez Byrona z domu, ruszyła do pokoju Spencer na drugim piętrze. Państwo Hastings usadowili się w poczekalni po drugiej stronie korytarza i przeglądali swoje BlackBerry. Hanna i Emily, obie ubrane w dżinsy i swetry, były już w pokoju, ale Spencer nadal leżała w łóżku w szpitalnej koszuli. Z jej ramion wystawały igły kroplówek, skórę miała ziemistą, ciemne fioletowe kręgi pod niebieskimi oczami i siniak na zdecydowanym podbródku.
- Dobrze się czujesz? - wykrzyknęła Aria. Nikt nie powiedział jej, że Spencer została ranna.
Dziewczyna słabo pokiwała głową i przy pomocy małego pilota z boku łóżka usiadła prosto.
- Już ze mną o wiele lepiej. Podobno wdychanie dymu może rozmaicie wpłynąć na różnych ludzi.
Aria rozejrzała się. W pokoju unosił się zapach choroby i wybielacza. Monitor w rogu pokoju śledził oznaki życia Spencer, w drugim - wisiał mały chromowany zlew ze stertą pudełek rękawic chirurgicznych. Ściany miały kolor zieleni wasabi, obok okien przesłoniętych kwiecistymi kotarami wisiał wielki plakat wyjaśniający, jak co miesiąc samodzielnie można sobie przebadać piersi. Jak można było przewidzieć, obok kobiecej piersi jakiś szczeniak narysował penisa.
Emily przysiadła na dziecinnym krzesełku w pobliżu okna, rudo-blond włosy miała splątane, wąskie wargi popękane. Wierciła się niewygodnie, jej solidne ciało pływaczki było za duże na siedzenie. Hanna była przy drzwiach, opierała się o znak nakazujący wszystkim pracownikom szpitala noszenie rękawiczek. Orzechowe oczy miała szkliste i roztargnione. Wyglądała jeszcze bardziej krucho niż zwykle, obcisłe ciemno-niebieskie dżinsy zwisały luźno z jej bioder.
Aria bez słowa wyciągnęła z torby z futra jaka flagę Ali i rozłożyła ją na łóżku Spencer. Wszystkie się zbliży i wpatrzyły w nią. Materiał pokrywały lśniące srebrzyste gryzmoły. Było logo Chanel, wzór Louisa Vuittona oraz imię Ali wypisane dużymi okrągłymi literami. W rogu była starannie narysowana kamienna studnia życzeń - razem z trójkątnym daszkiem i korbą. Aria przesunęła palcem po jej konturze. Nie widziała żadnych jaskrawych, istotnych wskazówek, co mogło przytrafić się Ali tamtej nocy, kiedy zginęła. Wszyscy rysowali takie rzeczy na swoich flagach Kapsuły Czasu.
- Zapomniałam już, że Ali pisała takie okrągłe litery. - Spencer dotknęła krawędzi tkaniny.
Hanna zadrżała.
- Sam ten widok wystarcza, żebym miała wrażenie, że jest tutaj z nami.
Wszystkie uniosły głowy wymieniając przestraszone spojrzenia. Oczywiste było, że myślą o tym samym. Tak, jak kilka godzin temu była z nami w lesie.
Z tego wszystkiego zaczęły mówić wszystkie naraz.
- Musimy… - powiedziała Aria.
- Co my… - wyszeptała Hanna.
- Lekarz powiedział… - syknęła Spencer pół sekundy później. Wszystkie przerwały i popatrzyły na siebie nawzajem, policzki miały tak białe, jak poduszka pod głową Spencer.
Jako następna przemówiła Emily.
- Dziewczyny, musimy coś zrobić. Ali gdzieś tam jest. Musimy dowiedzieć się, gdzie się podziała. Czy słyszałyście coś może o ludziach szukających jej w lesie? Powiedziałam gliniarzom, że ją widziałyśmy, ale oni tylko stali!
Serce w piersi Arii podskoczyło. Spencer spojrzała niedowierzająco.
- Powiedziałaś gliniarzom? - powtórzyła odgarniając sprzed oczu kosmyk ciemnych blond włosów.
- Oczywiście, że tak! - wyszeptała Emily.
- Ale… Emily…
- Co? - warknęła ostro Emily. Patrzyła z szaleńczym gniewem na Spencer, jakby z jej czoła wyrastał róg jednorożca.
- To była tylko halucynacja. Lekarze tak powiedzieli. Ali nie żyje.
Emily wytrzeszczyła oczy.
- Ale przecież wszystkie ją widziałyśmy, prawda? Twierdzisz, że wszystkie miałyśmy dokładnie taką samą halucynację?
Spencer bez jednego mrugnięcia wpatrywała się w Emily. Minęło kilka pełnych napięcia sekund. Gdzieś poza pokojem włączył się biper. Korytarzem potoczyło się szpitalne łóżko z piszczącym kółkiem.
Emily jęknęła. Jej policzki zarumieniły się intensywnie. Zwróciła się do Hanny i Arii.
- Ale wy uważacie, że Ali była prawdziwa, prawda?
- To chyba mogła być Ali. - powiedziała Aria zanurzając się w wolnym wózku inwalidzkim przy maleńkiej łazience. - Ale Em, lekarz powiedział mi, że to efekt wdychania dymu. To ma sens. Jak inaczej mogłaby zniknąć po pożarze?
- No właśnie. - powiedziała niepewnie Hanna. - I gdzie by się ukrywała przez cały ten czas?
Emily gwałtownie wzięła się pod boki. Stojak z kroplówką obok niej zatrząsnął się.
- Hanna, mówiłaś, że widziałaś stojącą nad tobą Ali, gdy poprzedni raz byłaś w szpitalu. Może to naprawdę była ona.
Hanna, z zawstydzeniem na twarzy, przesuwała palcami wzdłuż wysokiego obcasa zamszowego bucika.
- Była wtedy w śpiączce. - wtrąciła się Spencer. - To oczywiste, że to był sen.
Emily, niezrażona, wskazała Arię.
- Dzisiaj w nocy wyciągnęłaś kogoś z lasu. Skoro nie była to Ali, to kto?
Aria wzruszyła ramionami przesuwając palcami po szprychach jednego z kół inwalidzkiego wózka. Przez wielkie okno było widać wschodzące słońce. Na szpitalnym parkingu szeregiem stały lśniące BMW, Mercedesy i Audi. Niesamowite, jak normalnie wszystko wyglądało po tej szalonej nocy.
- Nie wiem. - przyznała. - W lesie było tak ciemno. I… o, cholera. - zanurzyła dłoń w wewnętrznej kieszeni torebki. - To znalazłam ubiegłej nocy.
Rozwarła dłoń i pokazała im znajomo wyglądający szkolny pierścień z jasnym, błękitnym kamieniem. Napis na wewnętrznej stronie obrączki głosił: IAN THOMAS. Gdy w zeszłym tygodniu znalazły w lesie rzekome zwłoki Iana, pierścień znajdował się na jego palcu.
- Po prostu leżał sobie na ziemi. - wyjaśniła. - Nie wiem, jak gliniarze mogli go nie znaleźć.
Emily spazmatycznie zaczerpnęła tchu. Spencer była skonsternowana. Hanna chwyciła pierścień z dłoni Arii i przysunęła do światła nad łóżkiem Spencer.
- Może spadł Ianowi z palca, gdy uciekał?
- Co z nim zrobimy? - zapytała Emily. - Oddamy policji?
- Zdecydowanie nie. - odparła Spencer. - To trochę zbyt dogodne: najpierw widzimy ciało Iana w lesie, zmuszamy gliniarzy do przeszukania lasu, oni nic nie znajdują, a potem: voila! Tak łatwo znajdujemy pierścień. Przez to wyglądamy podejrzanie. Pewnie nie powinnaś była w ogóle go podnosić. To dowód.
Aria skrzyżowała ramiona na swetrze Fair Isle.
- A skąd niby miałam to wiedzieć? I co mam teraz zrobić? Odłożyć go tam, gdzie znalazłam?
- Nie. - pouczyła ją Spencer. - Gliniarze znowu będą przeczesywać las z powodu pożaru. Mogą zauważyć, że go odkładasz, i zaczną zadawać pytania. Po prostu chwilowo go zatrzymaj.
Emily niecierpliwie zmieniła pozycję na krzesełku.
- Widziałaś Ali po tym, jak znalazłaś pierścień. Zgadza się?
- Nie jestem pewna. - przyznała Aria. Usiłowała przypomnieć sobie te szalone chwile w lesie. Stawały się coraz bardziej niewyraźne i zamglone. - Tak naprawdę w ogóle jej nie dotknęłam…
Emily wstała.
- Co jest z wami nie tak? Dlaczego nagle nie wierzycie w to, co widziałyśmy?
- Em. - powiedziała łagodnie Spencer. - Za bardzo się emocjonujesz.
- Nieprawda! - krzyknęła Emily. Policzki miała tak różowe, że wyraźnie było widać jej piegi.
Przerwał im głośny, piskliwy sygnał alarmu w sąsiednim pokoju. Pielęgniarki krzyczały. Rozlegała się gorączkowa krzątanina. Aria poczuła mdłości. Zastanowiła się, czy ten alarm ostrzegał, że ktoś umiera.
Kilka chwil później znowu zapanowała cisza. Spencer odchrząknęła.
- Najważniejsze, to dowiedzieć się, kto wzniecił pożar. To na tym gliniarze muszą się teraz skoncentrować. W nocy ktoś próbował nas zabić.
- Nie ktoś. - wyszeptała Hanna. - Oni.
Spencer spojrzała na Arię.
- Gdy byłyśmy w stodole, skontaktowałyśmy się z Ianem. Wszystko nam powiedział. Jest pewien, że to Jason i Wilden to zrobili. Wszystko, o czym rozmawiałyśmy ubiegłej nocy okazało się prawdą, i zdecydowanie próbowali nas uciszyć.
Arii zaciążyło serce, gdy przypomniała sobie coś jeszcze.
- Gdy byłam w lesie, widziałam, jak ktoś rozpala ogień.
- Co? - Spencer jeszcze bardziej się wyprostowała, oczy miała wielkości spodków.
- Widziałaś twarz? - wykrzyknęła Hanna.
- Nie wiem. - Aria zacisnęła oczy wracając do tego strasznego wspomnienia. Chwilę po tym, jak znalazła pierścień Iana, zobaczyła kogoś przemykającego się przez las w odległości zaledwie kilku stóp przed nią. Postać miało ciasno naciągnięty na głowę kaptur, twarz w cieniu. Od razu miała przeczucie, że to ktoś, kogo zna. Gdy zdała sobie sprawę, co ta postać robi, jej nogi wrosły w ziemię. Czuła, że brakuje jej siły by powstrzymać tą osobę. W kilka sekund płomienie popędziły po leśnej ściółce prosto do jej stóp.
Czuła, że przyjaciółki wpatrują się w nią, wciąż czekając na odpowiedź.
- Ktokolwiek to był, miał założony kaptur. - wyznała Aria. - Ale jestem prawie pewna, że to był…
Zamilkła na dźwięk głośnego, długiego pisku. Drzwi do pokoju Spencer powoli się otworzyły na oścież. Pojawiła się w nich postać podświetlona od tyłu jasnym światłem z korytarza. Gdy Aria zobaczyła jej twarz, serce utkwiło jej w gardle. Nagle osłabła, powtarzała sobie:Tylko nie zemdlej. To była jedna z osób, przed którymi ostrzegał je „A”. Aria była prawie pewne, że to jego widziała w lesie. Jeden z zabójców Ali.
Darren Wilden.
- Witajcie, dziewczyny. - Wilden dumnie przekroczył próg. Jego zielone oczy jaśniały blaskiem, przystojna kanciasta twarz była spierzchnięta od zimna. Policyjny mundur podkreślał jego sylwetkę ciasno opinając ciało. Zatrzymał się przy łóżku Spencer, zauważając w końcu ich niechętne miny. - Co?
Wymieniły przerażone spojrzenia. W końcu Spencer odkaszlnęła.
- Wiemy, co zrobiłeś.
Wilden pochylił się nad ramą łóżka, uważając, by nie potrącić kroplówek dziewczyny.
- Że co?
- Właśnie wezwałam pielęgniarkę. - powiedziała głośniej Spencer, bardziej modulowanym głosem, którego często używała na scenie szkolnego kółka teatralnego. - Zawoła ochronę, zanim zdążysz nas skrzywdzić. Wiemy, że to ty wywołałeś pożar. I wiemy dlaczego.
Czoło Wildena przecięły głębokie zmarszczki. Na jego szyi zapulsowała żyła. Serce Arii biło tak głośno, że dziewczyna miała wrażenie, że zagłusza wszystkie dźwięki w pomieszczeniu. Nikt nie drgnął. Im dłużej Wilden na nie patrzył, tym bardziej spięta była Aria.
W końcu Wilden zmienił pozycję.
- Pożar w lesie? - pociągnął z powątpiewaniem nosem. - Serio?
- Widziałam, jak kupujesz propan w „Home Depot”. - powiedziała drżącym głosem Hanna, ramiona miała sztywno wyprostowane. - Wstawiałeś trzy beczki do auta, to spokojnie wystarczy do spalenia lasu. I czemu nie pojawiłeś się na miejscu po pożarze? Był tam każdy gliniarz z Rosewood.
- Widziałam twój samochód odjeżdżający szybko sprzed domu Spencer. - wtrąciła Emily przyciągając kolana do piersi. - Jakbyś uciekał z miejsca przestępstwa.
Aria zerknęła na Emily niepewnie. Nie widziała ubiegłej nocy radiowozu odjeżdżającego sprzed domu Spencer.
Wilden oparł się o metalowy zlew w rogu.
- Dziewczyny. Po co miałbym podkładać ogień w lesie?
- Ukrywaliście to, co zrobiliście Ali. - powiedziała Spencer. - Ty i Jason.
- On nic nie zrobił Ali. Ona żyje. - Emily zwróciła się do Spencer.
Wilden drgnął i na moment zerknął na Emily. Potem oszacował wzrokiem pozostałe dziewczyny, miał urażoną minę.
- Naprawdę uważacie, że próbowałem was skrzywdzić? - zapytał. Dziewczyny prawie niezauważalnie pokiwały głowami. Wilden potrząsną głową. - Ale przecież ja próbuję wam pomóc! - gdy wciąż nie uzyskał odpowiedzi, westchnął. - Jezu. Dobra. Kiedy zaczął się pożar byłem z wujkiem. Mieszkam z nim od czasów liceum, jest bardzo chory. - wepchnął ręce do kieszeni kurtki i wyciągnął kartkę. - Macie.
Aria i reszta dziewczyn pochyliły się. To był paragon z apteki CVS.
- O 21:57 odbierałem leki na receptę dla wujka, a słyszałem, że pożar mniej więcej wtedy się zaczął. - powiedział Wilden. - Pewnie widać mnie nawet na kamerach w aptece. Jak miałbym być w dwóch miejscach równocześnie?
Arii od gryzącego zapachu piżmowej wody kolońskiej Wildena zrobiło się słabo. Czy to możliwe, że to nie Wildena widziała rozpalającego w lesie ogień?
- A jeśli chodzi o propan. - ciągnął Wilden dotykając wielkiego bukietu kwiatów na nocnym stoliku Spencer. - O jego kupno do domku w górach Poconos poprosił mnie Jason DiLaurentis.Był bardzo zajęty, a ponieważ od dawna jesteśmy przyjaciółmi, obiecałem, że to dla niego zrobię.
Aria zerknęła na przyjaciółki zaskoczona nonszalancją Wildena. Wczorajszej nocy wiadomość, że Jason i Wilden się przyjaźnili wydawała się wielkim przełomem, odkrytą wielką tajemnicą. Teraz, w świetle dnia, gdy przyznał się do tego otwarcie, wydawała się niewiele znaczyć.
- Jeśli chodzi o to, co z Jasonem zrobiliśmy Alison… - Wilden zamilkł, zatrzymując się przy tacce na kółkach z dzbankiem wody i dwoma piankowymi kubkami. Wydawał się osłupiały. - To szaleństwo myśleć, że mógłbym ją skrzywdzić. A Jason był jej bratem! Naprawdę myślicie, że byłby do tego zdolny?
Aria rozchyliła wargi do protestu. Emily ubiegłej nocy znalazła dziennik wejść z czasów, gdy w „Radley'u” był szpital dla umysłowo chorych, i przez cały przewijało się w nim nazwisko Jasona DiLaurentisa. Nowy „A” dokuczał też Arii, że Jason coś ukrywa - pewnie jakieś problemy z Ali - i dał Emily cynk o kłótni Jasona i Jenny. Aria nie chciała wierzyć w jego winę - tydzień wcześniej była z nim na kilku randkach, spełniając marzenie z czasów, gdy się w nim kochała - ale Jason wyszedł z siebie, gdy Aria wybrała się w piątek do jego mieszkania w Yarmouth.
Wilden potrząsnął głową w absolutnym niedowierzaniu. Wydawał się tak kompletnie tym wszystkim zaskoczony, że Aria zaczęła się zastanawiać, czy cokolwiek z tego, co podsunął im „A” było w najmniejszym stopniu prawdą. Spojrzała pytająco na przyjaciółki. Wyraz ich twarzy także był podszyty zwątpieniem.
Wilden zamknął drzwi do pokoju Spencer, po czym odwrócił się i spojrzał na nie.
- Niech no zgadnę. - powiedział cicho. - To Nowy „A” podsunął wam ten pomysł?
- Jest prawdziwy. - upierała się Emily. Wilden raz za razem upierał się, że Nowy „A” jest tylko naśladowcą. - Zrobił też ci zdjęcie. - ciągnęła. Przetrząsnęła kieszeń, wyciągnęła telefon i przewinęła do MMS-a z fotką Wildena wychodzącego z konfesjonału. Wzrok Arii przykuła towarzysząca zdjęciu wiadomość: Czemu czuje się winny? - Widzisz? - Emily potrząsnęła komórką przed jego nosem.
Wilden wpatrywał się w ekran. Wyraz jego twarzy się nie zmienił.
- Nie wiedziałem, że chodzenie do kościoła jest przestępstwem.
Emily, gniewnie skrzywiona, wepchnęła telefon z powrotem do torby treningowej. Zapadła długa chwila milczenia. Wilden zdrapał warstewkę skóry z grzbietu swojego długiego, haczykowatego nosa. Wydawało się, że całe powietrze z pokoju wysączyło się przez okna.
- Słuchajcie. Muszę wam powiedzieć, po co tak naprawdę tu przyszedłem. - tęczówki miał tak ciemne, że prawie czarne. - Musicie przestać opowiadać, że widziałyście Alison.
Spojrzały po sobie zdumione. Spencer znacząco uniosła idealne łuki brwi, jakby chciała powiedzieć: A nie mówiłam? Jak można się było spodziewać, pierwsza odezwała się Emily.
- Chcesz, żebyśmy kłamały?
- Nie widziałyście jej. - głos Wildena był szorstki. - Jeśli będziecie mówić coś innego, zwrócicie na siebie wiele niechcianej uwagi. Uważacie, że ostre reakcje po tym, jak mówiłyście, że widziałyście ciało Iana, były nieprzyjemne? Tym razem byłoby dziesięć razy gorzej.
Aria zmieniła pozycję bawiąc się mankietem swetra z kapturem. Wilden mówił do nich jakby był gliniarzem z południowej dzielnicy Filadelfii, a one handlowały amfą. Ale co takiego złego zrobiły?
- To nie fair. - zaprotestowała Emily. - Ona potrzebuje naszej pomocy.
Wilden obronnym gestem uniósł ręce ku białemu niczym popcorn sufitowi. Rękawy miał podwinęły mu się przy tym do łokci i odkryły wytatuowaną ośmioramienną gwiazdę. Także Emily na nią patrzyła. Aria, wnioskując z jej zmarszczonych oczu i nosa, uznała, że nie jest fanką takich ozdób.
- Powiem wam coś, co miało być ściśle tajne. - powiedział Wilden ściszając głos. - Na posterunek wróciły wyniki DNA ciała znalezionego przez robotników w dziurze. Idealnie pasują do próbki Alison. Ona nie żyje. Więc róbcie, co wam każę, okay? Naprawdę leży mi na sercu wasze dobro.
Po tych słowach otworzył swoją komórkę i wypadł z pokoju zatrzaskując za sobą mocno drzwi. Piankowe kubki na tacy zachybotały niepewnie. Aria odwróciła się do przyjaciółek. Spencer miała niespokojnie zaciśnięte wargi. Hanna z niepokojem przygryzała kciuk. Emily mrugała okrągłymi, zielonymi oczami, z zaskoczenia aż straciła mowę.
- I co teraz? - wyszeptała Aria.
Emily załkała, Spencer zaczęła majstrować przy kroplówce, a Hanna wyglądała jakby miała się zaraz przewrócić. Wszystkie ich wyszukane teorie poszły właśnie z dymem - i to dosłownie. Może to nie Wilden wzniecił pożar - ale Aria kogoś jednak widziała w lesie. Co niestety oznaczało tylko jedno.
Ktokolwiek zapalił tą zapałkę, wciąż działał. Ktokolwiek próbował je zabić, był na wolności i być może czekał na kolejną okazję, by spróbować ponownie.
Chrzan japoński, wasabia japońska, wasabi (Eutrema japonica) - gatunek rośliny z rodziny kapustowatych (Brassicaceae). Rodzimy obszar jego występowania to Sachalin, Japonia (wyspy Hokkaido, Honsiu, Kiusiu), Korea i Tajwan. Jest uprawiany w Japonii, w Korei i na Tajwanie
Pretty Little Liars - Heartless Bez serca
translated by: rumiko 9