3666



Rozdział XI ,,To wystarczyło, by Harry miał przez resztę dnia dokonały humor'' >> 30 października 2005 19:23

Rozpoczął się nowy dzień w Hogwarcie. Harry, Ron, Hermiona Sophie- Święta Trójca, a od niedawna Święty Kwartet- szli zatłoczonymi korytarzami zamku. Przed chwilą natknęli się na Snape'a, który odjął im kilka punktów, bo w jego mniemaniu Potter się za głośno śmiał, ale i to nie popsuło im humorów. Żartowali sobie w najlepsze, zmierzając do Wielkiej Sali na śniadanie.
-Ale ja jestem głodny- poskarżył się w pewnej chwili Ron.
-A kiedy to nie jesteś głodny?- zapytała się go złośliwie Miona, nie odrywając wzroku od podręcznika do eliksirów.
-Ja przynajmniej mam czas na coś innego niż naukę- odgryzł jej się Weasley, co zapoczątkowało kłótnię.
-Oni tak zawsze?- spytała się Sophie Harry'ego, który właśnie rzucił krótkie ,,Co się gapisz?!'' przyglądającemu się z zainteresowaniem sprzeczającym się pierwszakowi.
-Zawsze- przytaknął Harry- To ich taka tradycja. Wkrótce i ty się przyzwyczaisz Ale dobrze ci radzę, gdy boli cię głowa, trzymaj się od nich z daleka!
Soph roześmiała się perliście. Właśnie w tej chwili minęli Draco Malfoya, który przechodził obok z jakąś rozchichotaną szatynką.
-Annie, umówisz się ze mną?- zapytał ślizgon, posyłając swój najładniejszy uśmiech Soph oraz mordercze spojrzenie Potterowi.
-Ależ oczywiście, Draco- odpowiedziała rozanielona dziewczyna.
-Ależ oczywiście, Draco- zaczął przedrzeźniać ją Harry, którego głos stał się nagle słodki i piskliwy. Wywołało to kolejny wybuch śmiechu ze strony panny Andrews.
-Kto to jest ten cały Malfoy?- zapytała.
-Ślizgon z szóstego roku. Ma bzika na punkcie czystości krwi. Razem z całym klanem Malfoyów popiera Voldemorta. Nienawidzi Gryfonów. Złośliwy, arogancki, bezczelny. Ponadto casanowa. Wychodzi z założenia, ze żadna mu się nie oprze… Umie wykorzystać to, że jest przystojny.
Ale i tak nie dorównuje tobie, pomyślała Sophie. Zmieniła temat.
-Dzisiaj nie pada- bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Noo.
-Może oprowadziłbyś mnie dzisiaj po błoniach? Taka ładna pogoda, nie mam zamiaru marnować dnia na naukę z Mioną- powiedziała nieco ciszej, żeby siostra jej nie usłyszała.
-Nie ma sprawy- odpowiedział z uśmiechem Potter- I nie musisz mówić tak cicho. Oni są tak pochłonięci swoim zajęciem, że w ogóle nie wiedzą, co się wokół nich dzieje.
Rozmowa trwałaby dalej, gdyby nie McGonagall.
-Potter- powiedziała groźnie, jak to miała w zwyczaju.
-Ja nic nie zrobiłem, pani profesor- powiedział Harry, nie zdając sobie sprawy z tego, że powtarzał słowa swojego ojca za czasów szkolnych.
-Zgadzam się z tym, Potter. Ja przyszłam do ciebie w innej sprawie- odrzekła psorka- Andrews, ty możesz iść.
-Zobaczymy się na śniadaniu- stwierdziła Soph, co było dziwne, gdyż ta nigdy nie odzywała się w towarzystwie nauczyciela. Poszła do Wielkiej Sali.
-Potter- zaczęła profesorka, a zielonookiemu wydawało się, że jej wyraz twarzy trochę złagodniał- Wiesz, że w tamtym roku Angelina Jonson ukończyła naukę w Hogwarcie.
-Tak.
-Przez to Gryfinndor nie ma kapitana drużyny quidditcha.
-Racja.
-Więc w tym roku muszę wybrać na to stanowisko kogoś nowego. Domyślasz się kogo?
-nie a bardzo- odpowiedział szczerze- Może Rona?
McGonagall spojrzała na niego z ukosa.
-Nie pana Weasleya- powiedziała- Ciebie.
-Mnie?!
-Tak, Potter, ciebie- odpowiedziała- Jesteś naszym najlepszym zawodnikiem. Jestem pewna, ze sobie poradzisz.
Po tych słowach odeszła, zostawiając osłupiałego Pottera samego. Już sam fakt, że został prefektem naczelnym był dla niego nie do zrozumienia. A teraz jeszcze ma zostać kapitanem drużyny swojego domu. Czy oni nie przeceniają jego możliwości? Czy nie wymagają od niego za dużo? Nie chciał jednak zawieść McGonagall i Dumbledora. Postanowił, że podoła temu wszystkiemu. Nie zawiedzie ich.
Dalsze jego rozmyślania przerwał dzwonek na lekcje. Nawet nie zdawał sobie sprawy, ile stał tu i myślał.
-Cholera, nie zjadłem śniadania- mruknął do siebie- A zaraz eliksiry…

Severus Snape, zwany przez uczniów także Starym Nietoperzem lub Naczelnym Postrachem Hogwartu, a czasami Mistrzem Eliksirów (sporadyczne przypadki), szedł powolnym krokiem po lochach. Zaraz zacznie się lekcja z Gryfonami i Ślizgonami z szóstego roku. Sam nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy nie. Perspektywa spędzenia godziny z Malfoyem i jego bandą (którzy zdali tylko dzięki znajomościom rodziców Dracona) oraz Gryfonami nie była najlepsza. Ale z drugiej strony będzie mógł się powyżywać trochę na uczniach domu lwa. Co prawda jego ulubiona ofiara, jaką był Neville Longbottom, zakończyła naukę eliksirów, ale pozostaje jeszcze Potter. Dwa miesiące bez poniżania go i dogadywania mu to było stanowczo za dużo. Mistrz Eliksirów uśmiechną się pod nosem. Ten poranek chyba nie będzie taki stracony, jak mu się na początku wydawało.

Hermiona Granger siedziała w ostatniej ławce sali od eliksirów i uczyła się. Tak przynajmniej to wyglądało. W rzeczywistości Miona zastanawiała się, gdzie jest Harry. Na co ja na co, ale na eliksiry Potter starał się nie spóźniać. Powód był jeden i ten sam- Snape. Dla mistrza eliksirów spóźnialstwo było zawsze doskonałym tematem do kpin, a dla Harry'ego- jednym wielkim stresem. Szczerze wątpiła w to, by jej przyjaciel chciał tak zaczynać naukę eliksirów w szóstej klasie.
Zerknęła na siedzącą obok Sophie. Jej siostra rozglądała się ciekawie po sali. Mimo opowiadań Miony o nauczycielu przedmiotu i niechęci do eliksirów, nie mogła się doczekać rozpoczęcia lekcji. Nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do nowej szkoły- w Dumstrangu wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Nagle drzwi otworzyły się. Gryfoni, których było tu bardzo niewiele (tak na marginesie, to na eliksiry chodzą tylko Hermiona, Harry i Sophie) spojrzeli ze strachem na drzwi. Nie staną w nich jednak, tak jak się wszyscy spodziewali, Severus Snape, lecz Harry Potter. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił uczeń, było spojrzenie w stronę biurka nauczyciela.
-Zdążyłem- powiedział z ulgą w głosie i wypatrzył w tłumie Ślizgonów swoje przyjaciółki. Przeszedł przez salę i usiadł obok Miony.
-Już myślałam, że nie przyjdziesz- powiedziała Granger na powitanie.
-Ja tak samo- odpowiedział zielonooki- McGonagall mnie zatrzymała. Opowiem potem.
-Proszę nie rozmawiać- do sali wszedł Stary Nietoperz, jak zwykle niepostrzeżenie. Podszedł do katedry i zaczął odczytywać listę.
-Andrews, Sophie.
Dziewczyna podniosła rękę. Snape posłał jej przelotne spojrzenie i czytał dalej. Najdłużej zatrzymał się przy Mionie (znowu ta kujonka- pomyślał) i przy Harry'm.
-No, Potter- zaczął jadowitym głosem- Widzę, że postanowiłeś kontynuować naukę eliksirów.
-Tak, panie profesorze- powiedział zielonooki. Zaczyna się. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie robi to już na nim takiego wrażenia jak kiedyś.
-Mam nadzieję, że w wakacje chociaż raz zajrzałeś do książek. Nie mam zamiaru spędzać godziny na tłumaczeniu ci, jak przygotować omawiany eliksir- Slizgoni ryknęli śmiechem- A powinieneś wiedzieć, że teraz będziesz musiał przygotowywać znacznie bardziej skomplikowane mikstury.
-Zdaje sobie z tego sprawę- rzekł Harry na tyle głośno, że Snape go usłyszał.
-Mama nadzieję, Potter. Pamiętaj, że nie toleruję ściągania i podpowiadania. Na wszelki wypadek, żeby cię nie kusiło… Granger, siadaj z Malfoyem! Andrews, siadaj z Goyle'm! Parkinson, do Pottera!
Ślizgoni niemal płakali ze śmiechu. Malfoy posłał Hermionie paskudny uśmiech, Goyle w ogóle nie załapał o co chodzi, a Parkinson z radością usiadła obok bruneta. Lekcja się rozpoczęła. Snape wyczarował na tablicy instrukcje robienia eliksiru uśmierzającego ból, a potem, gdy uczniowie zajęli się przyrządzaniem mikstury (albo czymś przypominającym tą czynność), zaczął chodzić po klasie, przyglądając się ich pracy i co jakiś czas mówiąc, że pewne osoby w ogóle nie powinny znaleźć się w klasie owumentowej. Wbrew temu, co większość osób myślała, wcale nie miał na myśli Pottera, który robił swój eliksir wręcz idealnie (długie godziny spędzone na wertowaniu ksiąg nie poszły w las), lesz większość Ślizgonów.
Wreszcie rozległ się dzwonek. Wszyscy błyskawicznie oddali wyniki swojej godzinnej pracy i wybiegli z Sali. Snape spojrzał na eliksir Pottera i posłał mu spojrzenie będące mieszaniną zdumienia, wściekłości i zawiedzenia. To wystarczyło, by Harry miał przez resztę dnia dokonały humor.

-Jak było na eliksirach?- zapytał Ron po opiece nad magicznymi stworzeniami, gdy wracali do szkoły, by w spokoju odrobić lekcje (zależy kto).
-W porządku- powiedział Harry- Snape się nawet tak bardzo mnie nie czepiał.
-Bo nie miał czego- wtrąciła panna Granger- Twój eliksir był doskonały.
-Tak, jasne- powiedział Potter ironicznie- Widzieliście jak dziwnie zachowywała się Parkinson? Cały czas się na mnie gapiła, uśmiechała się i powiedziała nic obraźliwego.
-Wpadłeś jej w oko- powiedziała Miona. I miała rację. Ostatnio wielu Ślizgonom przestał przeszkadzać fakt, że Harry jest Gryfonem, a ich jedynym marzeniem była randka z nim.
-Ślizgonce?!- zielonooki popukał się w czoło. Weszli do zamku.
-Wiesz co, Harry? Mi się wydawało, że jesteś bardziej inteligentny- Hermiona spojrzała na niego z irytacją.
-Ale… Nie ważne. Muszę lecieć- Harry pobiegł w stronę Sali od obrony przed czarna magią.. Umówił się tam z Neville'm.
-Dzięki, że przyszedłeś- powiedział Longbottom, gdy ujrzał kolegę.
-nie ma s[prawy. W końcu od czego ma się przyjaciół- uśmiechnął się przyjaźnie Potter i zaczął mu tłumaczyć coś z obrony. Kilkanaście minut później przekonał się, że nie czeka go łatwe zadanie. Neville miał problem, nawet z rzuceniem zaklęcia rozbrajającego. Trzeba więc było zacząć naukę od podstaw. Powoli pokazywał jaki ruch trzeba wykonać i jak należy wymówić zaklęcie. Sam się sobie dziwił, że jest aż tak cierpliwy. Był pewny, ze Ron nie wytrzymałby nawet pięciu minut.
-Expelliarmus- powiedział Neville prawidłowo, ale wykonał jakiś dziwaczny ruch różdżką, co spowodowało, że nieprzygotowanego Pottera odrzuciło do tyłu.
-Oh, Harry, przepraszam. Mnie chciałem- chłopak zakrył sobie usta dłonią, patrząc na niego z przerażeniem.
-Nic się nie stało- odpowiedział Harry, wstając- Nabiłem sobie tylko guza, ale to nic takiego.
-Nie powinieneś mnie uczyć. I tak z tego nic nie będzie- stwierdził Longbottom łamiącym się głosem- Jestem niebezpieczny. Zrezygnuje z nauki obrony, zanim coś się komuś stanie…
Harry'emu zrobiło się strasznie żal kolegi. Nie znał go zbyt dobrze, ale i tak czuł do niego sympatię. Wiedział, że musi mu pomóc.
-Nie Neville- powiedział cicho- Nie możesz się poddawać. Będę ci pomagał, aż staniesz się mistrzem.
-Dzięki- chłopak uśmiechnął się smutno- Ale nie skorzystam. To by ci zajęło cały wolny czas. Masz przecież swoje życie. Jest nauka, są przyjaciele, jest Sophie…
-O nie- pod Harry'm się nogi ugięły- Umówiłem się z nią na spacer!- spojrzał na zegarek- Jest już sporo po kolacji…
-Na co czekasz? Idź do niej!
-Ale… korepetycje…
-Idź.
-Dzięki- zielonooki spojrzał na niego z wdzięcznością- Nigdy ci tego nie zapomnę- pobiegł do drzwi i już je miał otworzyć, ale odwrócił się- Dam, ci spisać najbliższe wypracowanie z obrony- i już go nie było.
Neville uśmiechnął się sam do siebie.
-Co ta miłość robi z ludźmi…

Sophie siedziała w Pokoju Wspólnym. Dochodziła dziewiąta wieczorem. Na błonia można było wychodzić tylko do dziesiątej.
-Może nie przyjdzie…
-Co?- zapytała siedząca obok Miona.
-Nic.
-Czekasz na niego?- zapytała siedząca po drugiej stronie panny Andrews Ginny.
-…?
-Na Harry'ego.
Sophie spłonęła rumieńcem.
-Mieliśmy pójść na błonia- powiedziała cicho.
-Dlaczego nie poprosiłaś. Mogłyśmy pójść razem- oburzyła się jej siostra.
-Miona- Gin popatrzyła na nią z politowaniem- Weź ty się lepiej nie odzywaj.
-Ale…
-Cześć!
Obok nich nagle pojawił się Potter.
-Witaj Harry- panna Weasley posłał mu spojrzenie mówiące ,,Baw się dobrze''- Idziemy, Miona.
-Ale…
-Nie marudź- siłą zaciągnęła ją w stronę schodów do dormitoriów dziewcząt.
-Przepraszam, ze tak późno- powiedział Harry do Soph, kiedy zniknęły za drzwiami- Byłem zajęty.
-Nie szkodzi. Możemy iść?
-OK.
Wyszli z Pokoju Wspólnego. Nie odzywali się przez całą drogę. Zresztą milczenie było sto razy lepsze od słów. Szyi z zamku. Zaczęli wolno iść w stronę jeziora. Harry miał zamiar pokazać jej ich ulubione drzewo. Jednak w połowie drogi usłyszeli głosy.
-Wiecie, co powiedział mi ojciec?- bez dwóch zdań był to głos Draco Malfoya.
Harry i Sophie spojrzeli po sobie z takim samym wyrazem twarzy- ,,Trzeba posłuchać''. Schowali się za dębem i wyjrzeli zza niego. Malfoy i jego dwaj kumple stali nieopodal i rozmawiali.
-Będziemy mieć w Hogwarcie szpiega- powiedział Ślizgon- Rozumiecie?
Mina Goyle'a mówiła, ze odpowiedź brzmi ,,Nie''.
-Rany, z kim ja się zadaje- Malfoy popatrzy na towarzyszy z politowaniem- To znaczy, że ktoś będzie dla nas szpiegował Pottera.
-A po co?- zapytał Grabbe, wykazując się ogromną inteligencją.
-Po to, by wiedzieć o poczynaniach jego i Dumbledora.
-Aaa… A kto nim będzie?- zapytał Goyle (załapał o co chodzi).
-Tego nie wiem- odpowiedział Draco- Ale można się domyśleć, że ktoś z bliskiego otoczenia Pottera, ostatecznie z Gryffindoru. Im najłatwiej będzie dowiedzieć się czegokolwiek. Kapujecie?
Nie wyglądało na to, by rozumieli.
-Wytłumaczę wam to później- powiedział ze zrezygnowaniem- Spadamy.
I ruszyli w stronę zamku.
-Trzeba opowiedzieć reszcie- stwierdziła Sophie.
Oni też pospieszyli do budynku. Ale nie byli zbyt zadowoleni z faktu, że dowiedzieli się czegokolwiek. A właściwie, ze dowiedzieli się o tym właśnie teraz. Bądź co bądź, Ślizgoni popsuli im randkę.

Komentarze [10]

Ogłoszenie 6 >> 29 października 2005 15:19

Witam! Przepraszam bardzo, że tak dawno nie było rozdziału. Było to spowodowane chwilowym brakiem weny. Ale teraz biorę się ostro za pisanie. Rozdział szósty jest już po części gotowy, dodam go najprawdopodobniej jutro, a jeśli dobrze pójdzie, to może jeszcze dziś. Jk pewnie zauważyliście, zmieniłam szablon na stronie głównej. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jest on wykonany wyłącznie przeze mnie. Jest to jeden z moich pierwszych szablonów, więc bądźcie wyrozumiali. Jest jeszcze jedna sprawa. Przepraszam bardzo za to, że nie komentowałam waszych notek. Nie miałam zbyt dużo czasu na siedzenie w necie, więc z czytaniem newsów też się nie wyrobiłam. Jeszcze raz przepraszam. Jak wam się szablon nie spodoba, to piszcie- mogę zmienić. Czekam na dużą ilość komentów!

Komentarze [4]

Rozdział X ,,Jakbyś nie zauważył, jesteśmy w świecie magii'' >> 15 października 2005 18:51

Hogwart o godzinie jedenastej w nocy w niczym nie przypominał tego za dnia. Było cicho, ponuro. Tętniące życiem korytarze opustoszały, Irytek nie latał w tę i z powrotem, wyśpiewując swoje głupie piosenki, postacie z portretów nie plotkowały, Malfoy nie dokuczał komu popadnie, McGonagall nie darła się na Neville'a, który się znowu potknął i przewrócił zarazem z dziesięć osób, a Snape nie odejmował Gryfonom punktów. Prościej mówiąc- zamek był nie do poznania. Jedynymi osobami nie śpiącymi byli Filch, jego kotka pani Norris oraz prefekci naczelni, którym akurat przypadł dyżur patrolowania korytarzy. Tak przynajmniej powinno być. Bo chyba czwórka uczniów skradająca się korytarzem na piątym piętrze pod peleryną niewidka, to nie było nic normalnego.
-…mówię wam, złapią nas! Powiem, ze to wy chcieliście się wybrać na nocną schadzkę, a ja próbowałam was powstrzymać!- ciągnęła swój wywód rozeźlona Hermiona Granger- Na pewno odejmą nam wszystkie punkty, jakie zdobyłam na numerologii i zaklęciach. I dostaniemy co najmniej miesięczny szlaban. I…
-Miona, wrzuć na luz- przerwał jej Harry Potter, bardziej znudzony niż przejęty tą nocną wyprawą- Wcale nas nie złapią. O ile nie przestaniesz gadać.
Hermiona rozzłościła się na dobre i zamilkła. Bynajmniej nie dlatego, że posłuchała przyjaciela, ale dlatego, że się na wszystko i wszystkich obraziła.
Cicho było tylko przez parę sekund. Ronald Weasley jak zwykle miał wiele pytań.
-A właściwie dlaczego nazwałeś to nasze stowarzyszenie ,,Krąg Jednorożca''?
-Właśnie chce to wam pokazać.
-Acha. A gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
-Acha. Ale po co tak późno.
-Bo wcześniej ktoś mógłby nas zobaczyć.
-Acha. A…
-Ron, zmiłuj się i przestań wreszcie gadać!- Harry spojrzał na niego błagalnie. Ten rudzielec zaczął działać mu na nerwy!
-Ale…
-Bo trzasnę w ciebie jakimś zaklęciem!
Groźba poskutkowała. Ron się zamknął. I całe szczęście, bo Potter już wyciągał różdżkę.
Kilka minut później doszli na miejsce.
-Co to ma być? Obraz?- zapytała milcząca do tej pory Sophie Andrews, stając przed wielkim obrazem przedstawiającym srebrnego jednorożca. Po obu jego stronach stały dwa kamienne posągi, każde przedstawiające to magiczne zwierzę.
-Obraz- przytaknął Harry- Ale nie taki zwykły. Popatrzcie.
Wypowiedział po cichu jakiś słowa. Obraz tak jakby ożył. Jednorożec także. Odwrócił się, pogalopował przed siebie i zniknął pomiędzy drzewami (obraz przedstawiał las). Zielonooki podszedł do malowidła i w różowych kwiatach jakiegoś krzewu wymacał… klamkę.
-Co to ma znaczyć?- zapytała Miona z mieszaniną zdziwienia, ciekawości i zachwytu.
Potter uśmiechnął się serdecznie i otworzył drzwi.
-Witam was w Kwaterze Kręgu Jednorożca- powiedział i ukłonił się nisko, gestem zapraszając resztę do środka. Ci spojrzeli po sobie, potem na Harry'ego, a następnie na otwarte przejście. Niepewnie weszli do środka. Gdy weszli do środka oniemieli, każdy z innego powodu. Hermiona z zachwytu nad regałami książek, których było więcej niż w bibliotece (mimo tego w pokoju nadal pozostawało dużo wolnego miejsca), Ron ze zdziwienia, że istnieje taka duża i wygodna kanapa, jaka stała tu przy kominku (chciało mu się spać), a Sophie i z zachwytu i dziwienia, że taki pokój istnieje. Ogólnie rzec biorąc wyglądali bardzo głupio i Potter nie mógł powstrzymać śmiechu. Ten wybuch wzbudził jego przyjaciół ze stanu otępienia.
-Harry, co to ma być?- zapytała Panna Wszystko Wiem Najlepiej.
-Jak to co? Mówiłem wam. Kwatera Kręgu Jednorożca- powtórzył swoje słowa sprzed pięciu minut zielonooki- Przeliterować?
-Ale… to pomieszczenie jest tak wielkie jak Wielka Sala. Jak to możliwe?- chciał wiedzieć Ron.
-Ronaldzie Weasley, jakbyś nie zauważył, jesteśmy w świecie magii- powiedział oficjalnym tonem Potter- Wystarczyła odpowiednia komnata, kilka książek, masa potwornie trudnych zaklęć i voila. Efekty masz przed sobą.
-Aaa… A skąd te wszystkie książki?
-Z Pokoju Życzeń.
-A co to jest ten Pokój Życzeń?- zainteresowała się Sophie. Zwiedzanie Hogwartu, jakie zafundowały jej rano Gin i Miona, nie obejmowało tego pomieszczenia.
-Taki pokój, w którym jest to, co chciałabyś, żeby było- odpowiedział brunet, po czym zwrócił się do Rona- Wiesz już dlaczego nazwałem stowarzyszenie ,,Krąg Jednorożca''. Przez ten obraz.
-Acha.
-Musimy iść- wtrąciła Miona, która zdążyła dorwać się do paru ksiąg- Zaraz północ. Zebranie się wkrótce zacznie.
-Ok.- powiedział Harry- Potem wam opowiem resztę na temat tego pokoju.
Szybko wyszli. Harry zamknął drzwi. Jednorożec znów wrócił na swoje miejsce, a obraz zamarł. Przyjaciele okryli się peleryną i pobiegli do gabinetu dyrektora.

Wilkinsowie tradycyjnie przyszli jako ostatni. Na nikim nie zrobiło to zbyt wielkiego wrażenie, prócz na Mistrzu Eliksirów (wyleczyli go, więc wrócił do szkoły), który nie tolerował spóźnień. Mimo wszystko powstrzymał się od komentarzy.
-Widzę, że jesteśmy w komplecie- powiedział Dumbledore- Możemy zaczynać. Witam was na 129 zebraniu Zakonu Feniksa- kiwnął głową na Luka Simpsona, który prowadził dokumentację. Ten natychmiast zaczął zapisywać jego słowa- Jak pewnie wiecie śmierciożercy znają położenie naszej poprzedniej Kwatery Głównej, więc musieliśmy zmienić miejsce spotkań. Mój gabinet będzie naszą Kwaterą Zastępczą, póki nie znajdziemy nowego lokalu. Jakiś pytania w związku z tym, Robercie?
-Nie, Albusie- odpowiedział znudzony Wilkins.
-Dobrze. A teraz Remus przekaże nam informacje na temat Księgi Ciemności, jaki zdobył niedawno.
Wszyscy wyprostowali się i zaczęli nasłuchiwać. Jednak Remus nie odezwał się. No bo niby jak miał to zrobić, skoro wcale go tam nie było? Rozległy się szepty:
-Gdzie on jest?
-Nigdy się przecież nie spóźniał…
-To do niego nie podobne…
-Może coś mu się stało?!
-Ciekawe, co chciał nam powiedzieć.
-Pewnie się spóźni- powiedział Robert bez śladu zdenerwowanie. Miał rację. Ale byłoby chyba lepiej dla Lupina, gdyby wcale nie przychodził. Dwie i pół godziny później w drzwiach pojawił się zdyszany Remus.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedział Lupin- W Ministerstwie mieli jakiś kłopoty z siecią Fiuu. Zamiast do twojego gabinetu przeniosłem się do domu jakiegoś mugola, który nie wiadomo dlaczego miał kominek podłączony do Sieci. Ten wezwał policję i musiałem się przed nimi tłumaczyć. Opowiedziałem im bajkę, że kosmici przenieśli mnie na dach domu tego mugola, a ja przypadkiem wpadłem do komina. Oczywiście nie uwierzyli i zamknęli mnie w areszcie pod zarzutem włamania. No i wtedy przyjechali jak zwykle spóźnieni ludzie z Ministerstwa. Zmodyfikowali mugolom pamięć, a mnie wzięli na kolejne przesłuchanie. Po załatwieniu wszystkich formalności przyjechałem tutaj- wytłumaczył się.
Wszyscy spojrzeli na niego wzrokiem wściekłych, a raczej śpiących i wściekłych Bazyliszków. Sytuację jak zwykle załagodził dyrektor Hogwartu.
-Dobrze, Remusie. Siadaj i opowiadaj.
Lupin usiadł na wolnym krześle i zaczął:
-Kiedy wczoraj w nocy wracałem do domu, spotkałem po drodze śmierciożerców. Nie zauważyli mnie. Przed ogłuszeniem ich postanowiłem posłuchać, o czym rozmawiają. Jak się okazało rozmawiali o ostatnim spotkaniu z Sami-Wiecie-Kim- przezornie nie powiedział ,,Voldemort'', bo wiedział, że to zupełnie rozkojarzyłoby niektórych słuchaczy-A dokładniej o Księdze Ciemności…
-Wiemy, Remusie- wtrącił Robert, który naprawdę był bardzo śpiący (podobnie jak reszta) i chciał już wrócić do domu- Przejdź do rzeczy.
-Dobrze. Więc rozmawiali o Księdze Ciemności i nadal nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Mówili, że…- wziął głęboki wdech- znajduje się ona na terenie Hogwartu.
Za odpowiedź musiał uznać przerażone spojrzenie dyrektora i totalny brak zainteresowania ze strony reszty. Po chwili jednak uznał, że po prostu byli na tyle zaspani, ze nic do nich nie dotarło, więc powtórzył:
-Księga Ciemności znajduje się na terenie Hogwartu.
Podziałało. Wszyscy spojrzeli na niego z mieszanką niedowierzania i przerażenia.
-Skąd o tym wiedzą?- zapytał Albus.
-Podobno istnieje jakaś książka z tysiącami przepowiedni na temat Księgi. Sami-Wiecie-Komu udało się rozszyfrować jedną z nich.
-Jak możemy zdobyć tą książkę?- zapytała Nina.
-Istnieje tylko jeden taki egzemplarz. A ten ma ON- powiedział smutno Lupin, ale potem się ożywił- Ale mamy szansę na poznanie najważniejszych przepowiedni. Co miesiąc podczas pełni księżyca na jeziorze hogwardzkim ukazuje się podpowiedź, gdzie można znaleźć treść jednej z przepowiedni. Tak przynajmniej twierdzili ci śmierciożercy.
-A na przykład gdzie można znaleźć treść jakiejś przepowiedni?- zapytała profesor McGonagall.
-Nie mam pewności, ale sądzę, ze wszędzie. Może to być nawet zapisana kartka przetransmitowana w kamień- powiedział Remus.
-Nie mamy wyjścia- rzekł Dumbledore- Musimy spróbować. Książki na pewno nie zabierzemy Voldemortowi- brak reakcji- wszyscy wyłączyli się- To nasza jedyna szansa. A Księgę musimy jako pierwsi zdobyć my- przebiegł wzrokiem po twarzach członków Zakonu-Na tym kończymy 129 zebranie Zakonu Feniksa. To niczego sensownego dzisiaj już nie dojdziemy. Nino, obudź Roberta- zwrócił się pani Wilkins, a ta zaczęła budzić męża, który spał (zabrał ze sobą poduszkę, więc było mu dosyć wygodnie)- Luke, zapisałeś wszystko? Luke? Luke…
Luke nie zapisał niczego, prócz powitalnej mowy Albusa. Simpson spał w najlepsze z głową na dokumentacji. Dumbledore ze zrezygnowaniem pokręcił głową i poszedł go obudzić.

-To by było na tyle. Spadamy stąd- zakomenderował Harry. Powolnym krokiem ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. Zanim członkowie Zakonu zupełnie się obudzą i wyjdą z gabinetu dyrektora, to oni i tak już dojdą do dormitoriów.
-Harry, miałeś nam opowiedzieć o Kwaterze- powiedziała Miona, gdy doszli do Pokoju Wspólnego. Ron posłał jej mordercze spojrzenie.
-Ty możesz sobie iść, jak chcesz- powiedziała Granger.
Ciekawość wygrała z sennością i Ronald postanowił zostać. Harry rozsiadł się wygodnie, mając trochę za złe Mionie, że zajęła miejsce obok niego, bo wolał, by usiadła tam Sophie, ale zaczął mówić:
-No więc zaczęło się od tego, że rozmyślałem nad tym, co moglibyśmy zrobić, by pomóc w walce z Voldemortem- brak reakcji na wzdrygnięcie się Rona- Moje myśli zaczęła krążyć wokół Zakonu Feniksa i Bractwie Bazyliszka. No i wtedy pomyślałem, że i my możemy założyć własne stowarzyszenie. Tak się złożyło, ze zastanawiałem się nad tym na obronie. Po obiedzie, kiedy Miona miała numerologię, a my wolne, chodziłem po zamku i zastanawiałem się nad nazwą. I wtedy natknąłem się na ten obraz. Coś mnie naszło i rzuciłem na niego Alohomorę. Obraz otworzył się. Pomieszczenie było dosyć małe, więc rzuciłem na nie zaklęcie powiększające. Potem wyczarowałem potrzebne rzeczy, zaczarowałem obraz tak, by ożywał, gdy wypowiemy hasło, a klamka była ukryta wiecie gdzie. To chyba wszystko. Usatysfakcjonowani odpowiedzią?- zakończył.
-Nie- odpowiedziała Miona- A co z biblioteką?
Ron posłał jej spojrzenie mówiące ,,Czy ty możesz chociaż raz powiedzieć coś, co nie jest związane z nauką i książkami?''
-Mówiłem przecież wcześniej.
-Tak, ale ja nie za bardzo zrozumiałam.
-Acha. Regały wyczarowałem, a książki przyniosłem z Pokoju Życzeń. Zamierzam się którejś nocy wybrać do działu ksiąg zakazanych i skopiować niektóre książki.
-Mogę iść z tobą?- Hermiona popatrzył na niego błagalnie.
-Pewnie. Ale nie dzisiaj. Chce mi się spać. Idę do dormitorium.
Wstał i ruszył w stronę dormitoriów chłopców. Ron, który już lekko przysnął, wstał także i poczłapał za przyjacielem. Zanim Potter zamknął drzwi, krzyknął:
-Dobranoc, Sophie!
I pobiegł do dormitorium, nie widząc czerwonej, aczkolwiek zadowolonej panny Andrews i jej siostry, która patrzyła na nią z zazdrością.

Neville siedział na swoim łóżku i czekał. Od pięciu godzin czekał na zielonookiego Gryfona z rozczochranymi, kruczoczarnymi włosami i prostokątnymi okularami na nosie, który jak do tej pory nie pojawił się w dormitorium. Musiał się dzisiaj zapytać, czy będzie mu pomagał w nauce. Nie tyle co musiał, ale chciał. Wolał mieć to za sobą. Nie mógł spać, nie dawało mu to spokoju. Więc czekał.
Właśnie w tej chwili do pokoju na palcach weszli Potter i Weasley, zapewne spodziewając się zobaczyć uśpionych współlokatorów. Nie zauważyli kolegi z powodu ciemności. Kiedy Ron poleciał do łazienki, Longbottom szepnął:
-Harry…
Brunet odwrócił się na pięcie.
-Nie śpisz jeszcze?- zapytał zdziwiony- Przecież już prawie trzecia nad ranem.
-Wiem- Neville zrobił się czerwony, ale na jego szczęście było zbyt ciemno, by chłopak to zobaczył- Mam do ciebie sprawę.
-Wal śmiało- zachęcił go Potter, zdejmując buty.
-No więc profesor Wilkins… to znaczy Robert powiedział… a raczej mi poradził, żebym… ale ty wcale nie musisz się na to zgodzić…
-Przestań kręcić i mów- przerwał mu Harry, zajmując się drugim butem.
-Ok. Więc… czy mógłbyś mi udzielać korepetycji z obrony?
Zielonooki zamarł ze sznurówkami w ręku. Czy się nie przesłyszał? Czy Neville prosił go o korepetycje? To była dosyć dziwna propozycja. Zbawiciel świata ma robić za korepetytora?
-Mówisz serio?- zapytał (dla pewności).
-Wiedziałem, ze się nie zgodzisz. Zapomnij o tym, co ci powiedziałem- Longbottom już zasłaniał kotary łóżka z baldachimem.
-Nie, poczekaj. To nie tak- powiedział Potter- Nigdy nie udzielałem korepetycji, ale mogę spróbować.
-Naprawdę? Dzięki Harry- Neville posłał mu wdzięczne spojrzenie.
-Co jest?- zapyta jak zwykle ciekawski Ron, który właśnie wyszedł z łazienki.
-Nic- odpowiedzieli równocześnie jego koledzy. Harry zajął łazienkę, a Neville zasłonił kotary łóżka, położył się i natychmiast zasnął, zostawiając zdezorientowanego Ronalda Weasleya na środku dormitorium.

Komentarze [20]

Rozdział IX ,,Malfoy ma klaustrofobię!'' >> 9 października 2005 16:02

Harry'ego obudziło głośne chrapanie. Sprawca tego mogła być tylko jedna osoba.
-Ron, debilu- mruknął Potter- Następnym razem będziesz spał w łazience!
Z lekkim ociąganiem otworzył oczy i nieprzytomnie rozejrzał się wokoło. Zamazany obraz świadczył o tym, że nie założył okularów. Podniósł się i zaczął przeszukiwać swoje rzeczy. Po dobrych dwudziestu minutach jego umysł zaczął normalnie funkcjonować i zamiast pod łóżkiem zaczął szukać w takim oczywistym miejscu, jakim jest szafka nocna. I tam je znalazł. Spojrzał na zegar. Dochodziła szósta.
-Naprawdę będziesz spał w łazience- stwierdził wściekły na swojego rudowłosego przyjaciela, że tak wcześnie go obudził. Nadal trochę zaspany wyciągnął się na łóżku i zaczął przypominać sobie zdarzenia wczorajszego dnia: rozmowę z McGonagall, dziwną pieśń Tiary Przydziału, zdziwienie przyjaciół na wieść, że został prefektem, przemówienie dyrektora, te piękne, fiołkowe oczy…
Na te wspomnienie obudził się już zupełnie. Zwlókł się z łóżka i zaczął szukać swoich ubrań. Znalezienie ich stanowiło pewien problem, gdyż Harry i jego współlokatorzy do osób najporządniejszych nie należą, w skutek czego na podłodze (a tam zielonooki zawsze zostawia swoje ciuchy) leżały najróżniejsze rzeczy. Potter pokręcił głową ze zrezygnowaniem i szybko zrezygnował z szukania ich bez pomocy magii.
-Znajdź- powiedział cicho, intensywnie myśląc o ubraniach, które chce dziś włożyć. Po chwili te wyleciały spod łóżka Deana (!) i poleciały w stronę właściciela. Harry, dzięki swojemu wspaniałemu refleksowi szukającego, złapał je w locie, jednocześnie ratując przed niechybnym wypadnięciem przez otwarte okno.
-Hej, Harry- rozległ się cichy głos Thomasa, który właśnie rozsuwał kotary swojego łóżka. Potter podziękował mu w duchu, że nie zrobił tego minutę wcześniej, kiedy ten używał magii bezróżdżkowej. Wolał na razie nie pokazywać publicznie swoich zdolności.
-Hej- przywitał się i zaczął w pośpiechu zakładać ubrania. W tym czasie chłopak Ginny bardzo powoli usiał, przeciągnął się, ziewnął, a potem wstał. Już zamierzał pójść do łazienki, ale chwilę później znalazł się na podłodze w pozycji leżącej, czego sprawcą był Ron, a właściwie jego kociołek.
-WEASLEY! JA CIĘ ZAMORDUJĘ!- wydarł się, podnosząc jednocześnie. Jego wrzaski zbudziły Neville'a (i zapewne połowę Hogwartu, ale pomińmy ten fakt), ale nie Rona. Dean chciał już jeszcze raz wrzasnąć, ale nagle uśmiechnął się chytrze. Mrugnął porozumiewawczo do kolegów i wskazał głową na poduszki leżące na jego łóżku. Potem razem z Harrym, ignorując kompletnie pytające spojrzenie Longbottoma, który jak zwykle nic nie kumał i żądał wyjaśnień, rzucili się z poduszkami na śpiącego kolegę. Ron w mgnieniu oka się ocknął. Przez chwilę chciał się dowiedzieć, jaki jest powód tego, że jego najlepszy przyjaciel i szkolny kolega okładają go poduszkami, ale uznał, że to nie ma sensu i przyłączył się do bitwy. Następnie Neville załapał o co w tym wszystkim biega i także poszedł w ślady kolegów.
Bitwa na poduszki trwała ponad pół godziny. Trwała by jeszcze dłużej, gdyby nie to, że ktoś wszedł do ich dormitorium. Zamarli i ze strachem i jednocześnie spojrzeli w stronę drzwi, myśląc o tym samym: McGonagall. Można więc się domyśleć, jaką ulgę odczuli, gdy zobaczyli Ginny, Sophie i Hermionę. Harry taki zapatrzył się na tą drugą, że nie zauważył, kiedy Ron wykorzystał jego nieuwagę i zwalił go z łóżka, na którym Potter siedział. Przyjaciel nie pozostał dłużny i odpowiedział mu tym samym. W tym czasie Dean zajął się gośćmi.
-Co was sprowadza o tak wczesnej porze?- zapytał, wstając i całując Gin w policzek- Jest dopiero wpół do siódmej.
-Ktoś się strasznie darł i nas obudził. Zresztą nie tylko nas. W Pokoju Wspólnym zebrali się prawie wszyscy Gryfoni. Może wiecie, kto to?- zapytała, ale nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej- Ponieważ nie mogłyśmy dalej spać, postanowiłyśmy oprowadzić Soph po szkole. Teraz właśnie zwiedzamy wasze dormitorium.
-Mi się raczej wydaje, że to może być trochę niebezpieczne- wtrąciła Miona, patrząc na zagraconą podłogę.
-Zgadzam się z tym- zapewnił ją Dean.
-I ja- dodał Harry, ukrywając twarz w poduszce, by nie parsknął śmiechem.
-No więc dobrze, koniec zwiedzania- stwierdziła Gin- Idziemy. Acha, Harry, McGonagall chciała cię widzieć. Spotkałyśmy ją we Wspólnym. Kazała ci przyjść do swojego gabinetu, jak się obudzisz. A ty, Ron- dodała z wyjątkowo wredną miną- Masz pióra z poduszki we włosach.
Potem wyszła z Mioną z dormitorium, śmiejąc się głośno z brata, którego uszy zrobiły się czerwone. Sophie rzuciła jeszcze tęskne spojrzenie Harry'emu i ruszyła za dziewczynami.
-Zabiję ją kiedyś- mruknął mściwo Ron, pozbywając się piór z włosów.
-Ja tam uważam, że to było całkiem zabawne- wtrącił Harry- Jestem gotowy. Idę do McGonagall.
Szybko wziął spakowaną wcześniej torbę i wyszedł z dormitorium. Ron jeszcze zawołał za nim:
-Zapomniałeś uczesać włosy!

Półtorej godziny później Hermiona, Sophie i Ginny szły na śniadanie do Wielkiej Sali i rozmawiały.
-Miona, jaki przedmioty sobie wybrałaś na szósty rok?- zadała pierwsze lepsze pytanie Ginny, jakie przyszło jej do głowy.
-Och- zaczęła Hermiona z wyraźnym zadowoleniem- Obronę przed czarną magią oczywiście, transmutację, eliksiry, historię magii…- zaczęła wymieniać.
-O rany- szepnęła z przerażeniem Soph.
-…astronomię, opiekę nad magicznymi stworzeniami, zielarstwo, numerologię…
-Na brodę Merlina!- dodała jeszcze bardziej przerażona Gin.
-…zaklęcia i numerologię, a w wakacje zdawałam jeszcze testy na mugoloznawstwo- skończyła bardzo zadowalana z siebie.
Ginny i Sophie aż przystanęły i nadal wpatrywały się w pannę Granger z szeroko otwartymi oczami i ustami.
-Co się tak na mnie patrzycie? Brudna jestem czy co?- zapytała zdziwiona.
-Miona, ty żartujesz, prawda? Tak, to musi być żart. To na pewno jest żart. Haha, całkiem nieźle ci on wyszedł. Prawie się nabrałam- powiedziała Gin- To naprawdę jest żart, prawda?
-Ale co?- Miona była lekko poirytowana. Nie uzyskała odpowiedzi, bo obok nich pojawiła się pewna osoba.
-Hej, dziewczyny!- zawołał Harry, doganiając je.
-Cześć Harry- przywitała się z chłopakiem Gin, która bardzo szybko ochłonęła- Gdzie Dean?
-W dormitorium- odpowiedział Harry. Panna Weasley zaczęła coś mówić, chyba o nauce, bo Miona była tym bardzo zaaferowana, ale Harry nie słuchał. Patrzył na Sophie, a ona na niego. Uznał, ze jest jeszcze ładniejsza, niż mu się wydawało wczoraj. A najbardziej podobały mu się jej błyszczące, fiołkowe oczy. Wprost nie mógł się na nie napatrzyć. Ginny szybko to zauważyła i przestała gadać. Przyglądała się im tylko. Z nią i z Deanem było zupełnie inaczej. Znali się od kilku lat, zanim coś między nimi zaiskrzyło. A w przypadku Pottera i Andrews to była miłość od pierwszego wejrzenia. To było widać od razu. Harry w tej chwili bardzo przypominał swojego ojca, gdy ten widział Lily. Ale tego ani Gin, ani żaden z tu obecnych Gryfonów nie mógł wiedzieć.
-Po co tu przyszedłeś?- romantyczny nastrój w oka mgnieniu prysł. Sophie spojrzała na Mionę z ,,wdzięcznością''.
-Co? Aaa… Przyszedłem rozdać wam plany lekcji- wytłumaczył się zielonooki- McGonagall wezwała mnie do siebie, by mi je dać. A ja mam je rozdać Gryfonom- dokończył. Tak naprawdę powód był inny. No ale przecież nie przyzna się, że przyszedł popatrzyć na swoją nową koleżankę- Ja lecę. Musze złapać jeszcze trzecio i czwartoklasistów.
Po tych słowach pobiegł do Wielkiej Sali.
-On jest jakiś dziwny, nie zauważyłaś?- spytała Hermiona Gin.
-On jest po prostu…- bezgłośnie dokończyła ,,zakochany''.
-Co?
-Och, potem ci wytłumaczę. Soph, idziesz?- zapytała koleżankę, która do tej pory wpatrywała się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Potter. Odpowiedziała jej cisza. Gin uznała to za ,,tak'' i ruszyła w stronę Wielkiej Sali, szturchając lekko pannę Andrews.
-OK.- powiedziała Miona- A tak w ogóle, to jestem w końcu brudna czy nie?!

Ron siedział obok Harry'ego w Wielkiej Sali i zajadał się tostami. Dzień nie zapowiadał się szczególnie ciekawie. Wyjście na błonia groziło utonięciem, ponieważ lało jak z cebra, Hermiona znów zrobiła mu wykład na temat systematycznego powtarzania materiału z lekcji na lekcji (bo młody Weasley powiedział, że mu się nie będzie chciało niczego dzisiaj uczyć), a za pół godziny zaczyna się historia magii. Gorzej być nie mogło. Do tego McGonagall idzie w ich stronę. Może być źle.
-Potter- powiedziała groźnie opiekunka Gryffindoru.
-Tak, pani profesor- zdziwił się Harry (a może tylko udawał…).
-Już ty dobrze wiesz co, Potter!
-Ja naprawdę nie wiem- odpowiedział z miną ,,O cokolwiek mnie pani oskarża, i tak jestem niewinny''.
-Doprawdy? A może to panna Granger- Miona oderwała się od książki od historii magii- zamknęła pana Malfoya w ukrytej komnacie w toalecie dla chłopców na czwartym piętrze?!
Ron o mało nie zakrztusił się tostem. Ranek zapowiadał się jednak ciekawie.
-Ja? Pani profesor! Jak może mnie pani oskarżać o coś takiego!- rzekł Harry z oburzeniem.
-Pan Malfoy jest pewien, że to pan, panie Potter.
-Tak? A widział mnie?
-No, nie…
-No widzi pani. Malfoy jest do mnie uprzedzony i dlatego chce mnie wrobić w coś, czego nie zrobiłem!
Profesorka obrzuciła go surowym spojrzeniem.
-No dobrze, Potter. Tym razem ci daruje- po tych słowach odeszła.
-Hahaha- Ron wybuchnął niepohamowanym śmiechem- To ty go tak urządziłeś?
-A jak- odparł Harry, bardzo z siebie dumny- Musiałem go jakoś ukarać za to, że podstawił mi nogę, kiedy szedłem do McGonagall!
-Hahaha…
-Ej, Harry, Ron!- zawołał Neville, który właśnie przyszedł na śniadanie- Wiecie, czego się dowiedziałem?! Ktoś zamknął Malfoya w ukrytej komnacie…
-Wiemy- odpowiedzieli równocześnie Potter i Weasley.
-Ale to nie wszystko!- Longbottom był bardzo z siebie zadowolony- Malfoy ma klaustrofobię! Ta komnata była strasznie mała i ciemna! Normalnie sparaliżowało go ze strachu! Teraz wzywają psychiatrę do Hogwartu, bo Malfoy bez przerwy albo zaczyna się trząść ze strachu, albo płakać, albo mówić ,,Potter, wiem że to ty!''!
Rozległy się kolejne salwy śmiechu. Chwile później znowu przyszła McGonagall, by ich uciszyć i oznajmić im, że nie powinni się śmiać z cudzego nieszczęścia, co jeszcze bardziej rozbawiło Gryfonów. Potem, zrezygnowana, podeszła do Miony i próbowała jej wytłumaczyć, że nie może uczyć się aż tylu przedmiotów, bo może to przypłacić zdrowiem. Ponieważ nic nie wskórała, jeszcze bardziej zrezygnowana odeszła do stołu nauczycielskiego. Ron zaczął martwić się zupełnie czymś innym.
-Nie mogę znaleźć mojego wypracowania z historii magii- powiedział głośno Ron, przeszukując torbę.
-Nie znajdziesz go. Przecież wcale go nie napisałeś!- powiedział Harry na tyle głośno, że Miona go usłyszała.
-RON!- oburzyła się Hermiona i zrobiła mu wykład na temat odrabiania prac domowych.
-Harry- zwrócił się ktoś do niego. Po tym, że jego serce zabiło mocniej można było rozpoznać, że to Sophie- Wiem, że ty nie chodzisz na historię magii i masz teraz godzinę wolnego. Mógłbyś zaprowadzić mnie do biblioteki?
-Jasne- odpowiedział z uśmiechem. Soph odpowiedziała mu tym samym. Wstali i skierowali się do wyjścia. Harry usłyszał jeszcze ,,Miona, jesteś gorsza od Binnsa!''.

W drodze do biblioteki dwójka Gryfonów spotkała Wilkinsów.
-Dzień dobry, pani profesor. Dzień dobry panie profesorze- przywitał się z nimi Harry, gdy ich mijali.
-Witaj Harry- odpowiedzieli mu- Zobaczymy się na lekcji!
Minęli ich.
-Dzisiaj w gabinecie Dumbledora o północy- usłyszał Potter. Niewątpliwie był to głos Roberta. Sophie nic nie usłyszała. Harry odwrócił się w stronę nauczycieli. Robert mrugnął do niego porozumiewawczo i oddalił się z żoną. Potter zrozumiał. Wilkins naprawdę chce, żeby on i jego przyjaciele wiedzieli to, co Zakon. A jak nie może przekonać do tego reszty, to pomoże im w ten sposób: będzie ich informował o datach zebrań. Te wnioski, do których doszli z Ronem w wakacje okazały się prawdziwe: znaleźli wśród dorosłych tych, którzy w pełni się z nimi zgadzają i są po ich stronie.
-Może wreszcie się czegoś dowiemy…

Harry spędził z Sophie w bibliotece bardzo miłą godzinę. Zaczynała mu się coraz bardziej podobać. Z wielką niechęcią poszli na pierwszą lekcję obrony. Przed salą spotkali resztę przyjaciół. Zajęli miejsce w ostatniej ławce. Po chwili wszedł Robert.
-Witam was, drodzy uczniowie. Nazywam się Robert Wilkins, ale proszę was byście mówili do mnie po prostu Robert. Ja i moja żona, która jest tu akurat nieobecna, będziemy waszymi nowymi nauczycielami obrony przed czarna magią.
Uczniowie wymienili zachwycone spojrzenia.
-Schowajcie książki, nie będą wam dzisiaj potrzebne. Chcę sprawdzić waszą znajomość zaklęć. Urządzimy więc kilka pojedynków. Co wy na to?- nie czekając na odpowiedź kontynuował- Dobierzcie się w pary, a ja w tym czasie zrobię miejsce.
Wystarczyło kilka machnięć różdżką, by wszystkie ławki znalazły się pod ścianą. Gryfoni ustalili, ze Harry będzie ćwiczył z Ronem, Dean z Neville'm, a Hermiona z Sophie.
Robert chodził od pary do pary i przyglądał się uważnie, poprawiał, tłumaczył, czasami krytykował lub chwalił. Najdłużej zatrzymał się przy Longbottomie. Patrzył na niego z niedowierzaniem na twarzy, a potem powiedział, żeby został po lekcji. Sophie, wbrew pozorom, okazała się lepsza od Miony, z czego jej siostra była niezbyt zadowolona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Harry specjalnie udawał przeciętnego ucznia, by nie narobić Ronowi wstydu, ani nie chwalić się swoimi zdolnościami. Mimo to dostał chyba najwięcej pochwał z całej klasy. Nikt się nie sprzeciwiał, bo wszyscy wiedzieli, ze Robert chwalił go słusznie.
Druga lekcja też nie była najnudniejsza. Ławki powróciły na swoje miejsce. Wilkins zaczął tłumaczyć jak poprawnie trzeba rzucać zaklęcia. Zaczął od tych najłatwiejszych, bo okazało si8ę, ze z takimi uczniowie mieli najwięcej problemów. Harry, mimo iż nie słuchał, to i tak się nie nudził. Postanowił wykorzystać tę lekcję na wymyślenie czegoś, co mogliby zrobić, by pomóc Zakonowi. Nie tyle co pomóc, ale zrobić coś pożytecznego. Na koniec zajęć wpadł na pewien pomysł. Postanowił opowiedzieć o nim przyjaciołom później.

-Neville- zaczął Robert, gdy został z Neville'm sam w klasie-Nie będę owijał w bawełnę. Nie umiesz rzucić podstawowych zaklęć. Nie chce cię wyrzucać z moich zajęć, ale jesteś trochę… niebezpieczny. Pamiętasz chyba, jak podpaliłeś całą szatę Deanowi. Ja byłem akurat na drugim końcu Sali, więc nie mogłem nic zrobić. Gdyby nie szybka interwencja Harry'ego mogłoby się to źle skończyć.
Longbottom spuścił wzrok. To prawda- było mu strasznie głupio. Ale co może zrobić, jeśli ma kłopoty z nauczeniem się jakiegokolwiek zaklęcia, a co dopiero z jego rzuceniem?
-Proponuje ci więc, byś przychodził do mnie lub Niny na korepetycje, lub poprosił o pomoc któregoś z kolegów- dokończył Robert.
-Na przykład?- zapytał Neville, choć zdawało mu się, że zna odpowiedź.
-Najlepszy byłby do tego Harry. Zna najwięcej zaklęć, najlepiej się nimi posługuje, a poza tym, z tego co wiem, sprawdził się już kiedyś w roli nauczyciela. Panna Granger też posiada dużą wiedzę, ale obawiam się, że jej lekcje byłyby głównie teoretyczne…
Neville uśmiechnął się lekko.
-Dziękuję.
-Nie ma za co- odpowiedział Wilkins- A teraz zmykaj, bo oboje spóźnimy się na następną lekcję.
I już Longbottoma nie było.

-Ten nauczyciel jest super!- powiedział Dean, gdy razem z resztą szedł na obiad.
-Zgadzam się- stwierdziła Miona- Dobrze tłumaczy. I na jego lekcjach można się czegoś pożytecznego nauczyć.
-A ty tylko o jednym- mruknął Ron- A mi najbardziej zaimponował tymi pojedynkami na pierwszej lekcji. Zero teorii tylko sama praktyka! A potem, gdy objaśniał nam rzucanie zaklęć też nie było nudno.
-Mi się wydaje, że ona traktuje nas bardziej jak kolegów i koleżanki, a nie jak uczniów. I tego samego chce i z naszej strony- powiedział Harry- Dlatego chce, żebyśmy mówili do niego po imieniu.
-Mi tam się to podoba- dodał Weasley.
Tylko Sophie się nie odzywała, ale do jej milczenia i nieśmiałości wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. Chwilę później dogonił ich Neville.
-Czego Robert od ciebie chciał?- zapytał ciekawski Ron.
-Nic takiego- odpowiedział cicho chłopak, robiąc się bardzo czerwony. Postanowił, że zapyta Harry'ego, czy będzie mu pomagał, jak zostaną sami.

Po kolacji Harry, Ron, Hermiona i Sophie usiedli na kanapie w Pokoju Życzeń. Harry postanowił im opowiedzieć o swoim pomyśle.
-Myślę więc…- zaczął.
-No mów! Nie trzymaj nas dłużej w niepewności!- zdenerwował się rudzielec.
-No więc myślę że… można by było założyć drugi Zakon Feniksa- powiedział Potter na wydechu i czekał na reakcję przyjaciół. Przez chwilę Ron chyba nic nie rozumiał, ale po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Mi się ten pomysł bardzo podoba!
-A mi nie- wtrąciła Miona- To niebezpieczne.
-Na razie będziemy tylko podsłuchiwać narady Zakonu i zbierać informacje- uspokajał ją Harry- A potem… zobaczy się.
Hermiona nadal była przeciwko.
-Sophie, ty masz głos decydujący. Jeśli się zgodzisz, będzie trzy na `'tak'' ,a jeden na ,,nie''. Jeśli się nie zgodzisz, to będzie remis- powiedział Ron do panny Andrews.
-Ja…- Sophie zrobiła się czerwona jak zawsze, kiedy miała coś powiedzieć- Jestem za.
Potter i Weasley spojrzeli z triumfem na Hermionę. Potem zielonooki opowiedział o tym co stało się, jak szedł z Sophie do biblioteki. Ron jeszcze bardziej zaczął lubić Wilkins, a Miona milczała. Po chwili poszła do biblioteki. A Harry i reszta zaczęli omawiać dzisiejsze podsłuchiwanie zebrania.
I tak rozpoczęła się działalność Kręgu Jednorożca.

Komentarze [18]

Ogłoszenie 5 >> 3 października 2005 22:22

Przepraszam za to, że jeszcze mnie dodałam notki. Mimo iż jest 25 komentarzy. Nie miałam czasu na napisanie nowego rozdziału. A jutro wyjeżdżam na czterodniową wycieczkę szkolną i wracam w piątek. Nowa notka powinna ukazać się najwcześniej w niedzielę, ale niczego nie obiecuję. Pozdrawiam

Komentarze [2]

Rozdział VIII ,,A Ron mało nie umarł ze śmiechu'' >> 28 września 2005 19:56

Hej! Bardzo, bardzo wam dziękuję za tamte 27 komentów pod poprzednią notką. Naprawdę, bardzo miło mi się drobiło. W zamian za to dodaje nowy rozdział, najdłuższy ze wszystkich dotychczasowych, bo jest aż na pełne 4 strony w Wordzie. Nowy dodam, gdy uzbiera się co najmniej 25 komentarzy. A teraz życzę miłego czytania!

-HARRY!
Potter powoli otworzył oczy i oślepiony przez światło, natychmiast je zamknął.
-Co jest?- zapytał zaspanym głosem, przeciągając się i nadal nie otwierając oczu. Ktoś w odpowiedzi zwalił go z łóżka.
-RON!- krzyknął zielonooki, zrywając się na nogi.
-Hahaha…- roześmiał się Weasley z wyjątkowo wredną miną.
-Ale zabawne- skwitował Harry, rozcierając bolące ramię. Rozejrzał się. Za oknem już się ściemniało, a zegar stojący w rogu pokoju wskazywał godzinę dziewiętnastą wieczorem. Nie zdziwił się tym zbytnio. Przez prawie całą noc nie spał, bo uczył się eliksirów. A nawet gdyby tego nie robił, to zaśnięcie byłoby i tak niemożliwe, gdyż Ron strasznie głośno chrapie. Jego przyjaciel był całkowicie ubrany, a w tej chwili zakładał szatę.
-Dlaczego mnie obudziłeś?- zapytał z żalem.
-No wiesz, mogłem tego nie robić- zaczął Ron z jeszcze szerszym uśmiechem- Ale dziesięć minut na przebranie się i dojście do Wielkiej Sali na ucztę to i tak mało…
-Teoretycznie tak… CO?!- Potter popatrzył na przyjaciela z niedowierzaniem- To dzisiaj?
-Dzisiaj- przytaknął rudzielec- To ja idę, bo się zaraz zacznie. I muszę jeszcze znaleźć Hermionę i jej siostrę, bo w tym tłumie nie mogłem ich dojrzeć. Acha, spotkałem McGonagall. Chce cię widzieć. Za dziesięć minut w jej gabinecie- po tych słowach wyszedł z dormitorium, zabierając jeszcze ze sobą krawat. Harry zerwał się z łóżka i w pośpiechu zaczął przeszukiwać szafę, w której (jak przynajmniej myślał) zostawił swoje ubrania. Po trzech minutach zorientował się, że tak naprawdę są one pod łóżkiem. Potem w pośpiechu założył szatę i pobiegł do łazienki, by umyć zęby. Zrezygnował z czesania włosów, co byłoby całkowicie bezsensowne. Na koniec złapał krawat i wepchnął go do kieszeni. Wyszedł z dormitorium. Zjechał po poręczy schodów wprost do Pokoju Wspólnego. Okazało się, że wcale nie musi iść do opiekunki Gryffindoru, gdyż ta przyszła do niego i teraz nerwowo spoglądała to na niego, to na zegar ścienny wiszący nad kominkiem.
-Nareszcie jesteś, Potter. Już miałam iść po ciebie- stwierdziła sucho na przywitanie, a chłopakowi nagle zrobiło się strasznie głupio z powodu swojej fryzury- Nie mam czasu na tłumaczenie ci wszystkiego, więc ograniczę się do takich wyjaśnień: wczoraj dyrektor, ja i wszyscy inni nauczyciele podjęliśmy taką oto decyzję- zostaniesz prefektem naczelnym Gryffindoru. Uprzedzam, że pewne osoby- dodała tonem ,,Wiesz o kogo chodzi''- były z naszej decyzji bardzo niezadowolone, więc radzę ci podpadać. To tyle. A teraz chodźmy na ucztę.
Nie zaszczycając ucznia spojrzeniem wstała i wyszła z pokoju. Harry powlókł się za nią, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał? On prefektem? I do tego naczelnym? Spodziewał by się wszystkiego, ale nie tego. Hermiona się nadaje na prefekta- jest wzorową uczennicą, zazwyczaj stosuje się do regulaminu, lubi się uczyć i potrafi doprowadzić uczniów do porządku. Ale on? Dla nikogo nie było tajemnicą, że Harry jest osobą, która ma gdzieś regulamin i bez żadnego wysiłku wpada w tarapaty. I do tego (tak przynajmniej większość nauczycieli pewnie uważa) nauka idzie mu kiepsko. Więc dlaczego?
Młody Potter był tak zamyślony, że nie zauważył, jak weszli do Wielkiej Sali. Na ich widok wszyscy ucichli. Harry nie zwracając na to najmniejszej uwagi, podszedł do stołu Gryffindoru. Następnie, olewając ,,Och, jaki on przystojny!'' połowy dziewczyn, ,,A już się cieszyłem, że mu się coś stało…'' Malfoy oraz ,,Gdzieś ty był?'' Rona. Uroczystość jak zwykle zaczęła się od Ceremonii Przydziału. Profesor McGonagall wkroczyła do Sali razem z grupką wystraszonych pierwszoroczniaków. Położyła Tiarę Przydziału na stołku stojącym przed stołem nauczycielskim. Przez chwilę było bardzo cicho, a potem kapelusz zaśpiewał:

Moi drodzy uczniowie
Słuchajcie mnie uważnie
Słuchajcie, co mądra Tiara
Zaraz wam powie wyraźnie
Stało się co stać miało
Zło wkrótce zaatakuje
Świat dotąd w zgodzie żyjący
Okrucieństwo i nienawiść zrujnuje
Ostrzegam was, moi mili
Rozpęta się wojna wielka
Na świecie zapanuje
Złość, niezgoda, udręka
Musicie połączyć siły
Musicie się trzymać razem
Bo zgubić was tylko może
Żal, duma i zawiść
Słuchajcie mnie, mądrej Tiary
Jeśli zło chcecie pokonać
Musicie się trzymać razem
I swoje zadanie wykonać


Zapadła głucha cisza. Harry zaczął wpatrywać się w kapelusz z szeroko otwartymi ustami. Ta piosenka była zdecydowanie inna niż wszystkie. Tiara zawsze mówiła o tym, jaki charakter powinni mieć uczniowie danego domu. Ewentualnie trochę też o historii Hogwartu. A teraz? Nie było o tym ani słowa! Tiara ostrzegała ich tylko przed nadchodzącą wojną oraz radziła, by w walce zjednoczyli siły. Rozejrzał się po Sali. Inni uczniowie mieli miny podobne do jego własnej. Tylko Malfoy i kilku innych Ślizgonów nie wyglądali na zbytnio zaskoczonych. Nie było w tym nic dziwnego. Mając przecież w rodzinie śmierciożerców musieli coś wiedzieć na temat planów Voldemorta.
Chłopak był tak zamyślony, że nie usłyszał, jak na Sali zrobiło się znowu głośno, a McGonagall poprosiła o ciszę. Ani wtedy, gdy profesorka odczytała pierwsze nazwisko ,,Andrews, Sophie!''. Z transu wyrwał go dopiero krzyk Tiary:
-GRYFFINDOR!
Rozległy się oklaski. Harry odruchowo także zaczął bić brawa, chociaż za bardzo nie wiedział komu i powoli podniósł głowę. To co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. W stronę ich stołu szła wysoka, zgrabna dziewczyna o długich, lekko falowanych złotych włosach. To widzieli inni chłopcy patrząc na nią. Ale nie Harry Potter. On nie mógł oderwać wzroku od jej dużych, fiołkowych oczu…

0x01 graphic



-To jest właśnie moja siostra, Sophie Andrews- powiedziała z dumą Hermiona, kiedy Mcgonagall wyczytała kolejne nazwisko, a blondynka usiadła obok niej.
-Ron Weasley- rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy rudzielec, jednocześnie jedną ręką szturchając Harry'ego, a drugą wyciągając ku nowo poznanej dziewczynie. Ta ją uścisnęła.
-Harry Potter- wydusił Harry, nadal przypatrując się uważnie dziewczynie, która lekko się zarumieniła. Była bardzo, ale to bardzo ładna, a po minach co najmniej połowy męskiej części Hogwartu mógł się domyśleć, że ci podzielają jego zdanie.
-Tak oto zakończyliśmy Ceremonię Przydziału- rozległ się głos dyrektora- Teraz chciałbym wam wytłumaczyć, dlaczego rok szkolny rozpoczął się dwa tygodnie wcześniej. Otóż, jak pewnie wiecie, Lord Voldemort powrócił- nie trzeba chyba pisać, jaka była reakcja zebranych w pomieszczeniu- Wszyscy wiedzą, że Lord jest niebezpieczny. Trzeba się przed nim jakoś bronić. Dlatego w tym roku zostanie zwiększona liczba godzin Obrony Przed Czarną Magią do dziesięciu tygodniowo. Po dwie godziny dziennie. Dla wszystkich roczników każdego domu. A co do tego wcześniejszego rozpoczęcia roku… Im wcześniej zaczniemy, tym więcej się nauczycie- w jego błękitnych oczach pojawiły się wesołe ogniki- Pragnę wam przedstawić nowych nauczycieli tego przedmiotu. Powitajmy Ninę i Roberta Wilkinsów!
Nowi nauczyciele wstali, a uczniowie zaczęli klaskać, zapewne myśląc o tym samym: ,,Oby oni okazali się lepszymi nauczycielami od poprzednich!''. Potem Dumbledore zrobił im długi i nudny wykład na temat ,,Czego uczniom robić nie wolno''. Ponieważ każdy, prócz pierwszoroczniaków i Sophie wiedział, że np. wejście do Zakazanego Lasu jest zabronione, to nikt go nie słuchał. Nikt prócz Hermiony i paru innych kujonów oczywiście. Nauczycielka transmutacji także wyglądała na znudzoną owym przemówieniem, które słyszała od wiele lat i nawet nie uciszała rozgadanych uczniów. Harry natomiast nadal wpatrywał się w nową koleżankę, która, nie da się ukryć, nie była zbyt zafascynowana kazaniem Dumbledora, ale udawała, że nie widzi pary butelkowo zielonych oczu, które uważnie ją obserwowały. A skąd było wiadomo, że ona o tym wie? Można było to poznać po rumieńcach na jej policzkach. A Ron mało nie umarł ze śmiechu.

Następna godzina minęła w podobnej atmosferze. Dumbledore mówił i mówił, coraz bardziej odbiegając od tematu. Nikt jednak nie miał tyle odwagi, by mu przerwać. Wszyscy przysypiali, niektórzy rozmawiali po cichu, narzekali na to, że są głodni (Ron), lub znaleźli sobie inne zajęcie. Nareszcie znalazł się odważny. Szanowny pan Robert Wilkins, który prawie od początku pogadanki dyrektora zwyczajnie spał, wreszcie się ocknął. Najpierw nieprzytomnym wzrokiem przebiegł po twarzach uczniów, potem nauczycieli, a następnie zerknął na swój całkowicie mugolski zegarek. Westchnął, pokręcił głową i wzniósł oczy ku niebu, by wyrazić swoje zdanie na temat postępowania dyrektora, a następnie szturchnął Dumbledora, który na szczęście siedział obok niego. Staruszek przerwał w połowie znania i popatrzył na niego ze zdziwieniem.
-Streszczaj się, Albusie- szepnął Robert. No i Albus zaczął się streszczać.
-A teraz możemy przejść do najprzyjemniejszej części dzisiejszego wieczoru. Wsuwajcie!- pstryknął palcami, a na stole pojawiły się potrawy. Potem usiadł.
-No, nareszcie- rzekł Ron, którego mina wyrażała ulgę, zadowolenie i złość jednocześnie.
-Na drugi raz, jak dyrektor będzie zamierzał coś powiedzieć, to powinni zaopatrzyć nas w poduszki- stwierdził młody Potter, nakładając sobie ziemniaków.
-Hej, Harry!- usłyszał za sobą. Obok niego usiedli Ginny i Dean, którzy najwidoczniej postanowili się przesiąść.
-Hej- odpowiedział zielonooki- Jak tam wakacje?
-Fantastyczne- odpowiedziała Ginny rozmarzonym głosem- Rodzice Deana są super. Jego rodzeństwo też. Codziennie urządzaliśmy imprezy i8 tańczyliśmy i bawiliśmy się do białego rana. A państwo Thomasowie nie mieli nic przeciwko temu. Ich dom jest taki duży… i mają własny basen! A sąsiedzi…
-Siostrzyczko, przestań się rozpływać nad domem i rodziną swojego chłopaka- powiedział Ron, patrząc spode łba na młodego Thomasa. Chyba nadal go nie lubi…
-A co tam u ciebie, Harry?- zapytał Dean, olewając Rona.
-W porządku- odpowiedział młody Potter, biorąc jakieś ciastko- Trochę nudno, jak to zawsze w wakacje. A gdzie Seamus?
Seamus Finnigan był przyjacielem, Deana. Harry nie lubił go od czasu, kiedy nazwał go kłamcą, ale dobre maniery wymagały tego, by zapytał. Jednak po chwili się przekonał, że nie powinien. Mina Deanowi natychmiast zrzedła.
-On? Aaa… Przepisał się do innej szkoły- powiedział na wydechu.
To przeze mnie- pomyślał Harry, posłał Deanowi współczujące spojrzenie i zajął się swoim ciastkiem.

Godzinę później wszyscy wracali do Wieży Gryffindoru. Młody Potter jako prefekt naczelny prowadził. Jego przyjaciele ciągle nie mogli się nadziwić, jak ktoś taki jak on mógł zostać wybrany na to stanowisko. A Hermiona wydawała się być trochę zazdrosna.... Harry tymczasem powrócił do jakże pasjonującego zajęcia, jakim było wpatrywanie w Sophie. Jaka ona jest ładna- pomyślał. Ale nie widział w niej tylko tego. Na pewno ją bardzo lubił, co mu się rzadko zdarzało po kilku godzinach znajomości. A poza tym kiedy na nią patrzył, to czuł się taki… szczęśliwy, a serce zaczynało mu mocniej bić. Chciał zapytać Rona, co on o tym sądzi, ale uznał, że ten tylko go wyśmieje.
-Ron, uważaj jak leziesz!- wydarł się Neville Longbothom (ich kolega z Gryffindoru i jednocześnie współlokator w dormitorium), na którego rudzielec wpadł.
-Nie moja wina, że chce mi się spać. Podziękuj za to Dumbledore'owi- powiedział mściwie młody Weasley. Harry westchnął głęboko.
Po podaniu hasła (nadal ,,Quidditch jest najlepszy'') młodzi czarodzieje weszli do Pokoju Wspólnego. Harry udzielił jeszcze pierwszoroczniakom szczegółowych wyjaśnień ,na temat gdzie są dormitoria itp. Potem nasłuchał się tekstów typu ,,Zobacz, jaki on przystojny, może się Ne mną umówi…'' albo ,,Och, jak fajnie byłoby się spotykać z kimś takim jak on…'' lub ,,Ależ on wyprzystojniał przez te wakacje. Na początku w ogóle go nie poznałam!'' oraz ,,Mam nadzieję, że nie jest zajęty! Coś się tak dziwnie na tą Andrews patrzy…'', od czego go rozbolała głowa. Pożegnał się z dziewczynami (a najdłużej z Sophie), po czym razem z Ronem, który prawie tarzał się ze śmiechu, oraz Neville'm poszedł do dormitorium chłopców z szóstego roku. Jednego Deana nie było, w czym nie było nic dziwnego, bo pewnie całował się gdzieś z Gin na boku, ku wielkiemu niezadowoleniu Weasley'a. Łóżko należące niegdyś do Seamus zostało wyniesione. Chłopcy szybko przebrali się w piżamy. Ron i Neville natychmiast po położeniu się zasnęli, a Harry usiadł na parapecie. Wiedział, że tego wieczoru nie porozmawia ani z Syriuszem, ani z rodzicami. Miał zbyt dużo spraw do przemyślenia. Zastanawiał się:
-Ciekawe, czy ona o mnie myśli…

-Ciekawe, czy on o mnie myśli…- zastanawiała się Sophie, siedząc na parapecie w dormitorium dziewcząt. Jej okno było bardzo blisko okna Harry'ego i gdyby ta dwójka w tym samym czasie wyjrzała przez nie, to na pewno by siebie zobaczyli i mogliby spokojnie pogadać. A i po parapetach można było swobodnie przejść z jednego dormitorium do drugiego. Zakładając, ze ktoś by się nie bał, ze spadnie z dużej wysokości.
-Mówiłaś coś?- zapytała Hermiona znad książki, którą właśnie czytała.
-Nie, Miona- odpowiedziała Soph, rumieniąc się lekko- Wydawało ci się.
-Acha- panna Granger znowu zajęła się lekturą.
-Hermiona, napisałaś wypracowanie z transmutacji?- zapytał Lavender, która też mieszkał z nimi w dormitorium.
-Pewnie, że napisała- zaśmiała się jej przyjaciółka- Parvati- Dasz spisać?
-Nie- odpowiedziała Miona- Trzeba było napisać.
-Ja wam dam- wtrąciła Sophie, ciesząc się, ze może pomóc nowym koleżankom- Leży na moim łóżku.
-Dzięki , Soph- powiedział Lavender z wdzięcznością- Chociaż ty jesteś tu normalna.
-Och, wypraszam sobie- rzekła Hermiona, która uznała to za obrazę osobistą- Wcale nie jestem nienormalna!
-Oczywiście, nie jesteś- powiedziała dla świętego spokoju Parvati- Nie uważasz, ze ten twój przyjaciel jest bardzo przystojny- zachichotała.
-Kto? Ron? Raczej nie- odpowiedziała Miona.
-Nie Weasley- powiedziała Lav, patrząc na nią z politowaniem- Harry!
Po tych słowach pogrążyła się z przyjaciółką w burzliwej dyskusji na temat Pottera. Miona prychnęła pogardliwie, odłożyła książkę, zasunęła kotary łóżka i ucichła. Natomiast Andrews zaczęła się zastanawiać nad tym samym, co pół godziny temu:
-Ciekawe, oczy on o mnie myśli…
Szkoda, że nie wiedziała, ze Harry myśli teraz o tym samym.

Komentarze [29]

Rozdział VII ,,Chociaż w pewnym sensie was odzyskałem...'' >> 22 września 2005 15:54

No i wreszcie dodałam nowy rozdział. Ten jest chyba najdłuższy ze wszystkich. Dzięki za 17 komciów pod poprzednią nocią. Jak pewnie zauważyliście zrobiłam porządek w ulubionych i zostawiłam tam tylko najleprze blogi. Nadal proszę o głosowanie na mnie w toplistach. Nowy rozdział dodam dopiero, gdy uzbiera się dwadzieścia komentów. A teraz życzę miłego czytania i dodaje rozdział!

Członkowie Zakonu Feniksa wpatrywali się w Dumbledora z wyczekiwaniem. Nie wiedzieli o co chodzi. Bo niby skąd mogliby wiedzieć. Ale wygląd dyrektora mówił sam za siebie. Mężczyzna miał bardzo zdenerwowaną minę, na jego twarzy nie gościł uśmiech, a z oczu zniknęły wesołe ogniki. Chodził w kółko po pokoju, co świadczyło o zamyśleniu. I przede wszystkim nie próbował nikogo pocieszyć, co robił zawsze w sytuacjach kryzysowych. To oznaczało, że jest naprawdę bardzo źle, wręcz tragicznie.
-Albusie, błagam, nie trzymaj nas dłużej w niepewności. Powiedz, o co chodzi- powiedział słabo Remus. Pan Weasley przytaknął mu gorliwie, podtrzymując jednocześnie panią Weasley, która wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć.
-Przejdę od razu do rzeczy- zaczął Dumbledore- Mamy w Zakonie zdrajcę…
Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Czego jak czego, ale takiej informacji się nie spodziewali. Gdy minął szok, dotarł d nich sens słów dyrektora.
-Jak to możliwe?- zapytała Nina piskliwym głosem- Jesteś pewien?
-Najzupełniej.
-Kto to?- spytał Robert.
-Howard Spy- odparł Dumbledore.
-Ten ,,nowy''- zdziwił się Moody.
-Nie taki znowu nowy. Jest… a raczej był w Zakonie przez prawie cztery miesiące- sprostował Remus z dziwnym wyrazem twarzy- Ale rzeczywiście dziwnie się zachowywał. Był taki… przestraszony, jakby wiecznie się kogoś bał. Zupełnie jak Peter…
Lupin odwrócił głowę, aby inni nie widzieli smutku w jego oczach.
-Tak czy owak to wystarczyło. Voldemort zna wszystkie nasze tajemnice. Wie także, gdzie znajduje się nasza Kwatera Główna…
Teraz to dopiero wybuchła panika. Wszyscy zerwali się z miejsca, pani Weasley naprawdę zemdlała, Tonks zaczęła się trząść, a Lupin i Robert zrobili się biali jak kreda.
-Co my jeszcze tu robimy?!- krzyknęła Nina- Przecież mogą tu lada chwila być!
-Popieram Ninę- powiedziała McGonagall.
-Nie zaatakuje- odparł Albus- Żeby wam to wytłumaczyć, muszę opowiedzieć całą historię od początku. Jak wiecie Severus Snape był naszym szpiegiem w Bractwie Bazyliszka. Dziś został wezwany na kolejne zebranie. Nic w tym dziwnego- tak było od dawna. Ale jak już się tak pojawił okazało się, że będzie ono zupełnie Inne niż zawsze. Voldemort postanowił wyjawić mu fakt, że od kilku miesięcy wie, iż jest szpiegiem i ukarać go za zdradę. Rzucił na niego kilka (a raczej kilkanaście- pomyślał, ale postanowił zatrzymać te informację dla siebie) Cruciatusów, a potem wtrącił do lochu, a drzwi zamknął na klucz. Na lochy Kwatery zostało rzucone takie zaklęcie, ze nie można się tam teleportować, więc sytuacja była praktycznie bez wyjścia. Lord nie przewidział jednak, ze Severus zna tajemne przejście w lochach i tamtędy ucieknie- zakończył swoją opowieść.
-Gdzie teraz jest?
- W Św. Mungu. Trzeba dodać, że w bardzo złym stanie. Te Cruciatusy bardzo go osłabiły.
-Dobrze- powiedziała powoli Nina- To jednak nie wyjaśnia, dlaczego mamy się nie obawiać ataku śmierciożerców.
-To proste. Severus zanim uciekł, usłyszał, jak Voldemort mówił, że zaatakują nas w nocy.
-Acha- pani Wilkins nie wyglądała na zbytnio przekonaną, ale już nic nie powiedziała. Za to Robert miał dużo więcej wątpliwości.
-A co jeśli Voldemort wiedział, że Severus podsłuchuje i powiedział to specjalnie?
-Wątpię w to.
-A ja nie.
-Robercie…
-Według mnie powinniśmy się jak najszybciej ewakuować.
-Ale…
-Naprawdę, Albusie, czuję, że jeśli tu zostaniemy, to może się to dla nas źle skończyć…
-Robercie!- przerwał jego wypowiedź zirytowany Dumbledore. W końcu to on jest od wydawania poleceń, a nie Robert. Czasami ten mężczyzna zachowywał się zupełnie jak Harry- Nie rób problemów…

Harry i Ron uznali, ze usłyszeli już wystarczająco dużo. Powoli, by nie zrobić hałasu, poszli na górę. Okazało się jednak, że nawet gdyby zaczęli drzeć się na cały głos, to i tak nikt by tego nie zauważył. Drzwi wejściowe wyleciały z zawiasów.
-Chyba Robert miał rację- szepnął Harry do Rona- Szybko na górę!
Pobiegli pędem do ich pokoju.
Nagle młody Potter poczuł nagle jakąś dziwną siłę, która go dokądś ciągnęła.
-Poczekaj- mruknął do przyjaciela i oddalił się. Nogi same go niosły… do pokoju Syriusza! Nie był tam od czasu, gdy dwa tygodnie temu mieli przetransportować Hardodzioba (hipogryfa) do Hagrida. Miejsce to zielonooki zawsze omijał szerokim łukiem. Teraz jednak nie wycofał się, tylko uparcie szedł dalej. Owa ziła zaprowadziła go do jednej z szafek. Harry otworzył szufladę i znalazł w niej… stare pudełko. Już miał zamiar zajrzeć do środka, gdy usłyszał krzyk Lupina:
-Harry! Chodź tu!
Chłopak schował pudełko do kieszeni i czym prędzej pobiegł do swojego pokoju. Z dołu było słychać odgłosy walki. Harry chciał zejść tam i pomóc przyjaciołom, ale wiedział, że i tak zaraz ktoś mu w tym przeszkodzi.
-No Harry, nareszcie jesteś. Myślałem, że poszedłeś… A zresztą nieważne. Podejdźcie tu- rozkazał Potterowi i Weasleyowi (który w pokoju już był). Młodzieńcy posłusznie (i z lekkim ociąganiem) wykonali polecenie. Zadowolony Lupin wyciągnął z kieszeni stary, wyszczerbiony kubek- To świstotlik. Dotknijcie go i…
Drzwi, które do tej pory były zamknięte, otworzyły się z hukiem.
-Nie czas na wyjaśnienia- krzyknął Ron- Wiejemy!
Harry złapał swój kufer. Kątem oka zobaczył, jak do pokoju wbiegł Lucjusz Malfoy i kilku innych śmierciożerców. Z trudem powstrzymał się, by nie zostać i nie walnąć ich jakimś zaklęciem. By go dalej nie kusił, szybko dotknął kubka…

-Auu…! Ron, złaź z mojej nogi!- wrzasnął Potter, odpychając przyjaciela na bok.
-Dobra, dobra…
-Gdzie jesteśmy?
-My jesteśmy…- Ron rozejrzał się po pomieszczeniu w którym się znajdowali i otworzył szeroko oczy-… w Hogwarcie!
Istotnie byli w Hogwarcie. A dokładniej w gabinecie Dumbledora. Obok nich Lupin podnosił się z podłogi, gdzie znalazł się po niefortunnym zderzeniu z biurkiem dyrektora.
-No, chłopaki- powiedział do dwójki przyjaciół- Idźcie do swojego dormitorium. Hasło do Wieży to ,,Quidditch jest najlepszy''... Acha, i weźcie ze sobą kufry…
-Ale profesorze, o co w tym wszystkim chodzi?- zapytał Ron, bo brak takiego pytania z ich strony by wyglądał co najmniej podejrzanie.
-Nie teraz, Ron.
-Ale…
-Bez dyskusji!
Harry i Ron udali obrażonych i z wściekłymi minami wyszli z gabinetu, targając za sobą kufry.
-Co teraz?- zapytał Harry.
-Dochodzi jedenasta- stwierdził rudzielec- Ja idę spać.
-Popieram- rzekł Potter.
Droga do Wieży Gryffindoru zajęła im więcej czasu niż zwykle. Harry była tak zamyślony, że pomylił drogę, w skutek czego trafili do lochów. Ron, który już prawie spał na stojąco dostrzegł to dopiero wtedy, gdy potknął się o własną szatę. W swoim dormitorium znaleźli się dopiero po godzinie.
-Branoc- mruknął Ron, po czym zasnął, nawet się nie przebierając. Harry już miał zamiar się przebrać, gdy przypomniał sobie o pudełku, które znalazł na Grimmauld Place 12. W błyskawicznym tempie wyciągnął je z kieszeni i otworzył. Pierwszą rzeczą, jaką tam znalazł, był album na zdjęcia. Szybko przerzucił kilka stron. Tak, to były zdjęcia z czasów, kiedy Syriusz chodził do szkoły- od pierwszej klasy wzwyż. Pod każdym z nich była data i krótki opis. Chłopak przyjrzał się dokładnie fotografiom. Z pierwszego machali do niego James, Syriusz, Remus i Peter. Wszyscy siedzieli w przedziale w pociągu Expres Hogwart, a podpis głosił ,,Podróż do Hogwartu (rok pierwszy)''. W połowie albumu znalazł zdjęcie przedstawiające Jamesa i Lily, kłócących się o coś zażarcie. Pod nim było napisane ,,Rogacz po raz… nie wiem, nie liczyłem… chyba milionowy próbuje poderwać Lilkę. Ech, stary, daruj sobie, i tak nic z tego nie będzie… (rok czwarty)''. Na następnym był Remus siedzący z jakimś pierwszakiem w bibliotece nad stertą książek. ,,Lunio, przestań udawać Matkę Teresę i zostaw tego biednego dzieciaka! Zaraz mu się mózg przegrzeje od nadmiaru informacji! (rok piąty). Kolejne przedstawiało Syriusza rozmawiającego z jakąś dziewczyną- chyba jego fanką (można się domyśleć, że szanowny pan Syriusz Black posiadał z oczywistych powodów swój własny fanklub), co było widać po jej wyrazie twarzy. ,,Łapa, skończ lepiej tę pogadankę, bo dziewczyna zaraz zawału dostanie! A ta blondynka, co stoi kilka metrów od ciebie, zaczyna na nią tak jakoś dziwnie patrzeć… (rok szósty)''. Następne przedstawiało Lily i Jamesa całujących się. ,,Koniec świata! Lilka zaczęła chodzić z Rogaczem! O tym wydarzeniu powinni pisać w Nowym Wydaniu Historii Hogwartu! Wprawdzie niczego takiego nie ma, ale Huncwoci już cos na to poradzą! (rok siódmy)''. Na kolejnym Peter spał na kanapie, a reszta przyjaciół coś do niego wywrzaskiwała. ,,Peter, idioto! Wstawaj w tej chwili! Jak tak dalej pójdzie, to spóźnimy się na egzaminy końcowe! A Rogaś chce jeszcze poobściskiwać się trochę z Lily… (rok siódmy)''.
Harry uśmiechnął się sam do siebie. Niby był to zwyczajny album na zdjęcia, a jednak sprawiał tyle radości. Ostrożnie odłożył go na nocną szafkę i wrócił do przeszukiwania pudełka. Znalazł tam poradnik ,,Jak w jeden dzień rozwalić Hogwart'' (szkoda, że bliźniacy tego nie widzieli), opakowania po różnych słodyczach (!), złoty znicz w małym pudełeczku (,,James, mimo próśb Lily, zatrzymał go sobie na własność''), książka o animagii (przyda się- pomyślał Harry), kilka galeonów, kartka w całości zapisana słowami ,,Filch to debil'' (!!), jakiś mały zeszyt, pewnie zapieczętowany zaklęciem, bo Potter nie mógł go otworzyć, czarne skarpetki (!!!) oraz mocno podniszczony zeszyt. Ta ostatnia rzecz przykuła uwagę zielonookiego. Ostrożnie wziął go do rąk i otworzył. Napis na pierwszej stronie głosił ,,Uwaga! Właśnie wziąłeś do ręki dziennik Jednego z Huncwotów. Jeśli jesteś jednym z nich, to proszę bardzo- czytaj śmiało. Jeśli nie, odradzam- grozi niebezpieczeństwem''.
Harry oczywiście olał ostrzeżenie i przerzucił kartkę. Przez chwilę gapił się na pustą stronę. Już miał zamknąć zeszyt, gdy nagle pojawiło się na niej zdanie:
,,Kim jesteś?''
,,Nazywam się Harry Potter'' odpisał brunet.
,,Harry?''
,,A ty kim jesteś?''
,,Tu Syriusz''
Harry'ego dosłownie zatkało.
,, Harry, jesteś tam?''
,,Jestem. Ale to nie możliwe. Przecież ty nie żyjesz!''
,,I co z tego''
,,To jak to możliwe, że rozmawiamy?''
,,Aaa, więc o to ci chodzi. Hehe, to taki wynalazek Huncwotów''
,,Jak działa?''- zadał pytanie Harry, gdy już trochę ochłoną.
,,Gdy uczyliśmy się w Hogwarcie wszyscy mieliśmy takie same dzienniki, w których opisywaliśmy nasze wygłupy, rozterki miłosne, itp. Oczywiście każdy ze swojego punktu widzenia. Pod koniec piątej klasy Lunio znalazł w jakiejś baaardzo grubej (i nudnej) książce jakiś baaardzo długie i skomplikowane zaklęcie. Rzucił je na te nasze dzienniki. Od tej pory mogliśmy się porozumiewać za ich pomocą. Tak samo jest i po śmierci, o czym właśnie się przekonałeś. Jeśli w chwili śmierci któryś z nas miałby przy sobie ten dziennik, to zabrałby i go do zaświatów''
,,Super!''
,,No. Miałem nadzieję, że znajdziesz mój dziennik. Kiedyś gdzieś go zostawiłem i potem już nie mogłem go znaleźć…''
,,Był w pokoju Hardodzioba. Razem z innymi pamiątkami po waszych szkolnych czasach''
,,Tak? Pewnie Molly to wszystko znalazła, gdy sprzątała''
,,Acha. A właśnie… Jeśli ja mam twój zeszyt, to za pomocą którego ty ze mną gadasz?!''
,,James mi swój pożyczył''
Harry' ego znowu zatkało. James? Jego ojciec?
,,Tata tez tam jest?''
,,A czego się spodziewałeś?''
,,A mogę z nim pogadać?''
,,Niestety nie. Właśnie poszedł przejść się z Lily się przejść''
,,A miał gdzie?''
,,No pewnie! Ten świat dla nieżywych jest bardzo podobny do twojego''
,,Acha, to fajnie. A Lupin nie ma takiego samego dziennika?''
,,Nie. Zgubił go jeszcze w Hogwarcie, chyba ostatniego dnia szkoły. Wiesz, w naszym dormitorium nigdy nie było zbyt wielkiego porządku…''
,,Aaa… Ja już kończę, bo jestem strasznie śpiący. U nas dochodzi północ. Jutro jest rozpoczęcie roku, więc będę mógł z tobą pogadać dopiero wieczorem''
,,OK. To do jutra''
,,Cześć''
Harry zamknął dziennik i uśmiechnął się szeroko. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że rozmawiał z Syriuszem. I że będzie mógł porozmawiać ze swoimi rodzicami. Po raz pierwszy w życiu…
-Chociaż w pewnym sensie was odzyskałem…- powiedział sam do siebie i nadal się uśmiechając, położył się na łóżku i pogrążył w marzeniach, wiedząc, że czeka go bezsenna, a jednak wspaniała noc.

Komentarze [27]

Rozdział VI ,,Nie podoba mi się to...'' >> 13 września 2005 21:54

Harry bardzo powoli rozerwał kopertę. Bądź co bądź od tego właśnie listu zależało, kim zostanie w przyszłości. Zerknął na kartkę papieru i zamarł.
Tymczasem Ron uwinął się ze swoim listem znacznie szybciej. Domyślał się, jakie będzie mieć wyniki i było mu wszystko jedno, czy dowie się jakie one są pół minuty później czy wcześniej.

Szanowny panie Weasley!
Mamy zaszczyt przedstawić panu wyniki Standardowych Umiejętności Magicznych, powszechnie znanych jako Sumy. A oto i one:
OPCM Powyżej Oczekiwań
Transmutacja Zadowalający
Zaklęcia Zadowalający
ONMS Powyżej Oczekiwań
Wróżbiarstwo Okropny
Historia Magii Zadowalający
Astronomia Zadowalający
Zielarstwo Powyżej Oczekiwań
Eliksiry Okropny
Z poważaniem
Gryzelda Marchbanks
Przewodnicząca Magicznej Komisji Egzaminacyjnej

-Mogło być gorzej- mruknął pod nosem i wyciągnął drugi list, jak się okazało z Hogwartu.

Szanowny Panie Weasley!
Chcemy poinformować Pana o przedmiotach, które może Pan z pańskimi wynikami Sumów może kontynuować następujące przedmioty: Obrona Przed Czarną Magią, Zaklęcia, Historia Magii, Zielarstwo, Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami. Prosimy o list z listą przedmiotów, których chce się pan uczyć. Rok szkolny rozpoczyna się nie 1 września, ale 15 sierpnia. Powody tych działań zostaną podane na uczcie powitalnej. Do tego listu dołączamy listę podręczników. Życzymy miłych wakacji.
Z poważaniem
Minerwa McGonagall
Zastępca dyrektora

-Dziwne… - powiedział sam do siebie, po czym zaczął powoli odwracać się w stronę kumpla, nadal nie odrywając wzroku od listu- Harry, co o tym sądzisz?... Harry… Harry?- spojrzał na przyjaciela. Ten nadal wpatrywał się w swój list z wyrazem niedowierzania na twarzy. Młody Weasley posłał pytające spojrzenie siostrze.
-Gapi się na tą kartkę od dobrych dziesięciu minut- odparła Ginny, wzruszając ramionami.
Ron ponownie przeniósł wzrok na kumpla.
-HARRY!
Potter podskoczył, ale nie przerwał poprzedniego zajęcia.
-Co jest?- zapytał Weasley.
-Sam zobacz- odparł brunet, potrząsając kartką. Ron ze zdziwieniem podszedł do niego, wyrwał mu ją z ręki i zaczął odczytywać wyniki jego sumów:
-Wybitny z obrony, opieki, zaklęć, zielarstwa, Powyżej Oczekiwań z transmutacji.... I co w tym takiego dziwnego? Masz bardzo dobre wyniki.
-Czytaj dalej- powiedział Harry.
-Powyżej Oczekiwań z astronomii, Okropny z wróżbiarstwa i historii magii. Nie najgorzej. Bo przecież nie spodziewałeś się, że dostaniesz W z wróżbiarstwa…
-Dalej- warknął z lekka poirytowany Potter.
-Wybitny z eliksirów… I co… CO!- spojrzał na kartkę z niedowierzaniem.
-CO!- krzyknęła Ginny. Drzwi do pokoju otworzył się z hukiem.
-Kto się tak darł?- zapytał… George.
-No Ron, nie spodziewałem się, że to ty tak głośno krzyczałeś. To przecież specjalizacja Harry'ego…- dodał ze złośliwym uśmieszkiem Fred.
-Czytaj- rzekł Ron, wciskając George'owi list w rękę. Bliźniacy szybko przebiegli wzrokiem po tekście, po czym wykrzyknęli:
-CO!
Harry, Ginny i Ron roześmieli się. Po chwili jednak Potter spoważniał.
-To niemożliwe- stwierdził Harry- Ja i W z eliksirów…
-Harry, spójrzmy prawdzie w oczy- powiedziała poważnym tonem Gin- Nie docenialiśmy cię.
-Co tu się dzieje?- rozmowa nastolatków zwabiła do pokoju panią Weasley. Bliźniacy wybuchneli niepohamowanym śmiechem, Ginny zatkała sobie ręką usta, a Harry rzucił lekko wystraszone spojrzenie Ronowi, który próbował się za nim schować- Co ja takiego powiedziałam? Ron, chodź tu natychmiast!
Rudzielec z miną męczennika podszedł do matki i zaczął tłumaczyć niezbyt składnie:
-Wiesz, mamo… tego… ja dostałem… i Harry też…. No i… ja naprawdę się starałem… ale… no bo…
Tego było dla Freda za wiele. Zachwiał się niebezpiecznie, po czym upadł na podłogę, przewracając brata. George złapał się bluzy Harry'ego jako ostatniej deski ratunku, ale ponieważ Potter był na to nieprzygotowany, oboje znaleźli się na podłodze. Ginny powiedziała ,,Ja musze napisać list do Deana'' i wyszła z pomieszczenia najszybciej jak się dało.
-Harry, może ty mi powiesz, co się tutaj dzieje- powiedziała pani Weasley z irytacją.
-No bo widzi pani- rzekł Harry, jednocześnie podnosząc się z podłogi i dając znak bliźniakom, by ,,się zamknęli''- przyszły wyniki sumów…
-CO?! Ron, pokaż mi swój list- rozkazała.
-Dobrze, mamo- odparł chłopak ze strachem i paniką w głosie. Powoli podszedł do stolika, gdzie odłożył kopertę, potem jeszcze wolniej podszedł z powrotem do matki, a następnie w rekordowo wolnym tempie podał ją jej. Kobieta szybko przebiegła wzrokiem po tekście, z każdą chwilą robiąc się bardziej czerwona, co zawsze poprzedzało wybuch. Fred mrugnął porozumiewawczo do brata, po czy oboje wyszli. Ledwie drzwi się za nimi zamknęły, pani Weasley zaczęła się drzeć na syna:
-Ronaldzie Weasley, jak mogłeś dostać takie złe oceny?!
Znowu się zaczyna, pomyślał Harry. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, starał się nie roześmiać.
-Co za wstyd… Nawet Fred i George mieli lepsze oceny od ciebie! Myślałam, że bardziej przyłożysz się do nauki…- to ostatnie zdanie powiedziała z żalem. To zupełnie zbiło z tropu Rona. Kiedy matka się na niego darła- potrafił się jakoś bronić. Mógłby też zacząć krzyczeć albo wyjść, trzaskając drzwiami, Ale w takiej sytuacji…
Natomiast Harry pomyślał, że czasami dobrze jest nie mieć rodziców. Przestał słuchać i spojrzał tęsknie za okno. Dzień był słoneczny i pogodny, aczkolwiek nie za gorący. Idealna pogoda na latanie na miotle. Potter zdążył już się bardzo stęsknić za swoją miotłą- Błyskawicą. Z chęcią by teraz wyszedł na dwór i…
-Harry!
Zielonooki rozejrzał się nieprzytomnie po pokoju. Ron patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
-Co?
-Od pięciu minut próbuje ci powiedzieć, że mama już wyszła.
-Aaa…- Harry usiadł na swoim łóżku. I wtedy Ron wybuchnął:
-Kurczę, wiedziałem, że tak będzie!
-Ale Ron…
-Będę mieć przechlapane do końca życia!
-Ron…
-Mogłem chociaż raz nie być taki głupi i uparty i przyłożyć się do nauki, tak jak to mi radziła Hermiona!
-Tak, ale…
-Rodzice mi tego nigdy nie wybaczą…
-Ron! Było, minęło, nie będziemy do tego wracać. Weź ty mi powiedz jak ja przeżyje kolejne dwa lata ze Snapem…
Rudzielec mimo woli się uśmiechnął, jednak nadal był zmartwiony i zły na siebie. Potter postanowił zmienić temat.
-Jak się powodzi bliźniakom?
-Całkiem nieźle. Zarabiają mnóstwo kasy. Tyle, że się tym strasznie przechwalają…
Harry nie słuchał. Patrzył natomiast na list z Hogwartu, który Ron odłożył na jego łóżko.
-No właśnie, chciałem cię zapytać, co sądzisz o tym wcześniejszym rozpoczęciu roku szkolnego- powiedział młody Weasley, gdy zorientował się, że przyjaciel go nie słucha.
-Że to bardzo dziwne. Nie podoba mi się to…

Ostatnie dwa tygodnie wakacji minęły nadzwyczaj spokojnie. W dzień urodzin Harry'ego została wyprawiona impreza, na której solenizant został obdarzony paroma siniakami, bo bliźniakom zachciało się urządzić wojnę na talerze. Wiadomo, że jak Fred i George mają jakiś pomysł, choćby najgłupszy, to i tak wprowadzą go w życie. Rzecz jasna bardziej na tej zabawie najbardziej ucierpiały talerze. Weasley'owie musieli przez dwie godziny naprawiać wszystkie naczynia po kolei (zaklęciami naturalnie), bo obrażony na nich Harry nie chciał im pomóc (a wiadomo, że on by to zrobił za pomocą jednego zaklęcia, czego nie potrafią bliźniacy). Zaraz po urodzinach kolegi Ginny pojechała na dwa tygodnie do swojego chłopaka, z czego jej brat był bardzo niezadowolony. Harry i Ron byli w pewnym sensie ,,obecni'' na każdej naradzie Zakonu Feniksa (w pewnym sensie, bo stali za drzwiami i podsłuchiwali za pomocą Uszu), ale niczego się nie dowiedzieli. Jedyną ważną informacją było to, że Wilkinsowie w pełni zgadzali się z tym, ze przyjaciele nie mają już pięciu lat i mają pełne prawo znać fakty. Młodzi czarodzieje wiedzieli, że znaleźli w Zakonie sprzymierzeńców.
-Jakie przedmioty wybrałeś- zapytał Ron ostatniego dnia wakacji, pakując kufer.
-Obronę, opiekę, zaklęcia, zielarstwo, transmutacje, eliksiry- odparł Harry, czytając jakąś książkę- A ty?
-Obronę, opiekę, zielarstwo i historię magii- odrzekł Ron. Na Harry'm zrobiło to tak wielkie wrażenie (chodziło oczywiście o historię migii), że aż spadł z krzesła.
-Żartujesz?!
-Nie. Uznałem, że to się opłaca. Będę miał, kiedy pospać.
-Masz pomysły…- mruknął Potter i z powrotem usiadł na krześle- Fajnie, już jutro zobaczymy Hermionę…
-Noo- powiedział rozmarzonym głosem Weasley. Nie było dla jego kumpla tajemnicą, że rudzielec kocha się w pannie Granger (a właściwie Andrews).
-I Sophie- dokończył spokojnie zielonooki- Ron, czy nie mógłbyś się spakować za pomocą czarów?
-Co… A rzeczywiście bym mógł. Dlaczego mi wcześniej tego nie powiedziałeś?
-Z czystej złośliwości- odparł Harry i nagle zamilkł. Na dole było słychać krzątaninę. Na sto procent coś się działo.
-Ron, cicho bądź!- szepnął.
Rudzielec spojrzał na niego obrażonym wzrokiem.
-O co ci…
-Nie pytaj. Bierzemy niewidkę, Uszy i idziemy na dół.
-Ale po…
-Zaraz się dowiesz.
Ron już nic więcej nie powiedział. Młodzieńcy wzięli pelerynę niewidkę oraz Uszy Dalekiego Zasięgu i zeszli na dół. Potter się nie przesłyszał. Na dole panował nieopisany harmider. Czarodzieje biegali w tą i z powrotem, coś mówili do siebie pospiesznie i bez przerwy na siebie wpadali. Wyglądali na bardzo zdenerwowanych. Brunet pospiesznie okrył siebie i przyjaciela materiałem. Powoli, uważając żeby na nikogo nie wpaść, zeszli ze schodów i schowali się za zbroją stojącą w korytarzy. Harry pomyślał, że zaraz odbędzie się nadzwyczajne zebranie Zakony Feniksa, bo po korytarzu z pewnością biegali teraz wszyscy członkowie stowarzyszenia. Po chwili czarodzieje wbiegli do kuchni. Przyjaciele założyli Uszy i zaczęli słuchać.

Tymczasem w kuchni wszyscy zajęli swoje miejsca i utkwili wzrok w dyrektorze Hogwartu. Ten, nie mniej zdenerwowany od innych, co mu się bardzo rzadko zdarzało, powstał i bez słów ,,Witam na zebraniu Zakonu Feniksa'' przeszedł do rzeczy. To co powiedział zmroziło wszystkim krew w żyłach:
-Jest bardzo źle…

Komentarze [17]

Ogłoszenie 4 >> 11 września 2005 14:36

Heej! Kochani, dziękuje za dwadzieścia komentów pod poprzednią notką! Nie spodziewałam się, że uzbiera się ich aż tyle w tak krótkim czasie. Mam do was ogromną prośbę. Proszę, głosujcie na mnie w toplistach, do których się zapisałam. Ich buttony znajdziecie w dziale ,,Toplisty''. Jestem w trakcie pisania rozdziału VI. Powinien się on ukazać dzisiaj, a najpóźniej jutro.

Komentarze [5]

0x01 graphic
0x01 graphic
0x01 graphic



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
02 Lutyid 3666 Nieznany (2)
3666, scenariusze zajęć z internetu
3666
3666
3666
3666
3666
3666
200413 3666
02 Lutyid 3666 Nieznany (2)
3666, scenariusze zajęć z internetu

więcej podobnych podstron