Traktat o dobrej robocie[1], różne


I. ZADANIA PRAKSEOLOGII

Rozważania zawarte w pracy niniejszej należą do dziedziny prakseologii, czyli ogólnej teorii sprawnego działania 1. Wyraźna jest potrzeba i możliwość uprawiania takiej dyscypliny. Wszak recepty dobrej roboty bywają bardziej lub mniej ogólne. "Pisz przynajmniej tak wyraźnie, byś sam siebie mógł bez trudu odczytać" - to przepis nader szczegółowy, festina lente ("spiesz się powoli") - ta znowu maksyma o nader szerokim zasięgu zastosowań. Otóż prakseologowie stawiają sobie za cel dociekanie jak najszerszych uogólnień a charakterze technicznym. Chodzi tu o technikę dobrej roboty jaka takiej, o wskazania i przestrogi ważne dla wszelkiego działania pragnącego być jak najbardziej skutecznym. Po drodze do takiego ambitnego celu prakseologia rad bywa osiągnięciom chociażby cząstkowym i cieszy się, ilekroć mu się uda ująć ogólniej to, co zalecają różni znawcy robót, każdy w kręgu swojego rzemiosła. Niechajby powstał racjonalnie uporządkowany zbiór zasadnych - pozytywnych i negatywnych - zaleceń mających walor we wszelakich dziedzinach pracy i we wszelkich jej specjalnościach. Uogólnienia mogą iść jednak po innej linii. Np. biorąc za punkt wyjścia rozróżnienie działania jednostkowego i działania zbiorowego godzi się badać nie tylko swoiste ogólne odrębności dzielonej roboty w pojedynkę i nie tylko swoiste ogólne znamiona sprawnej akcji w zespole, lecz nadto (ba, z perspektywy prakseologia - przede wszystkim) to, ca wspólnie obowiązuje wszelką dobrą robotę, bez różnicy, czy ta ma być robota samotnicza, czy też gromadna. I jeszcze jeden wymienimy dla przykładu nurt generalizacji: czysto myślowe rozwiązywanie problemu - robota umysłowa, kopanie - robota fizyczna; bez wątpienia, bardzo to odrębne rodzaje zachowania się czynnego. Przy całej jednak ich odrębności - nie absolutnej wszakże, gdyż każda robota fizyczna zawiera elementy umysłowe - zarówno robota umysłowa, jak robota fizyczna wspólnym podlegają kanonom sprawności. I tu, i tam zaleca się np. uprzednie zaplanowanie faz działania, i tu, i tam dobrze jest "za jednym zamachem" niejako osiągać to, co wykonawca pracy mniej sprawny uzyskuje jako wynik większej ilości impulsów.

Z tego, co wyżej powiedziano, widać, że za naczelne zadanie prakseologii uważamy konstrukcję i uzasadnienie norm dotyczących sprawności. Wszelako dział ów naczelny wymaga podbudowania przez doświadczenie praktyczne, dorobek trudu i mozołu niezliczonych podmiotów działających. Na tym to głównie doświadczeniu praktycznym budować zamierza swoje uogólnienia teoretyk dobrej roboty, rozglądając się z uwagą jak najbaczniejszą w dziejach postępu wszelkich umiejętności, a tak samo w dziejach błędów praktycznych i prób nieudanych; wypatrując tego, co istotne w mistrzowskich chwytach podmiotów działających, świetnie robiących swoją robotę; obserwując uważnie drogi nabywania sprawności, drogi, które prowadzą od fazy nieporadności do fazy opanowania w pełni danego kunsztu; zastanawiając się wnikliwie nad tym, co odróżnia technikę rekordową od techniki przeciętnej. Ileż osiągnięto już zdobyczy w dziedzinie ulepszania form działania, w dziedzinie urabiania metod! Jaki pokaźny jest zasób poczynionych w tej materii spostrzeżeń! Ile sformułowano maksym doradczych i osądów krytycznych, szyderczo nieraz piętnujących pospolite postacie fuszerki! Wszystko to dostarcza prakseologowi bezcennych i niczym niezastąpionych pouczeń.

Doświadczenie praktyczne zużytkować on może na dwa przynajmniej sposoby: bądź czerpiąc uogólnienia wprost z obserwacji faktów, bądź przejmując i wcielając do swego systemu uogólnienia poczynione przez innych. W obu przypadkach ważne są nie tylko ewentualne, swoiste dla świata czynów zależności uniwersalne, o typie prawidłowości stawania się. Takich może w ogóle nie spotkamy. Na ogól wypadnie się zadowalać generalizacjami cząstkowymi, pod małym kwantyfikatorem, jakby powiedział logik.

Nie zawsze można osiągnąć "zawsze", przeważnie trzeba poprzestawać na uporczywym "częstokroć", tak uporczywym i z takimi okolicznościami sprzężonym, że dojrzała rozwaga pozwoli dopatrzyć się rzeczowego związku między daną modyfikacją działania a określoną zmianą w wytworze. Nie skąpmy przykładów. Dziecko, które zaczyna się uczyć sztuki pisania, zazwyczaj wadliwie chwyta ołówek czy pióro, naciskając je za silnie z góry palcem wskazującym nie półkolisto zgiętym, lecz ustawionym w kształcie klina i ze stawem końcowym wypchniętym ku dołowi. Początkujący jeździec najczęściej wsuwa stopy głęboko w strzemiona zamiast opierać się o nie z lekka brzuścami palców. Przy pierwszych próbach pływania mało kto przybiera od razu poprawną pozycję jak najbardziej poziomą: "zawsze" zgina się jakoś i idzie pod wodę. I tak bywa zwykle, normalnie z początkującymi w czymkolwiek: pierwszy chwyt, niby "naturalny", okazuje się niedobry. Przy wdrożeniu się do niego robiłoby się swoją robotę niesprawnie bądź po prostu źle, bądź w sposób zbędnie męczący, bądź też tylko nieszczególnie, gorzej niż można. Pierwszy niejako krok postępu polega tedy na oduczeniu się chwytu koślawego, który przynosimy jak gdyby ze sobą, tak iż nauczanie od początków zaczyna się normalnie nie od punktu zerowego, lecz od jakiejś fazy ujemnej, od czegoś, co leży poniżej zera kompetencji. Oto wyjątek z listu niewidomej pracownicy: "Od kilkunastu dni szczotkarstwo absorbuje mnie trochę mniej, bo się odzwyczaiłam od dwóch zbędnych chwytów, przez co norma dzienna prędzej jest wykonana. Jaka to ulga!" Z podobnych uogólnień doświadczenia praktycznego powstaje osad w postaci przysłów prakseologicznych ("Kuj żelazo, póki gorące", "Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz", Qui trop embrasse, mal etreint), obiegowych maksym technicznej mądrości życiowej ("Nic nad miarę", "Co masz zwalczać, zwalczaj w samych już początkach", "Lepsze jest wrogiem dobrego"), aforyzmów dotyczących sprawnego działania, a formułowanych przez poszczególnych myślicieli, jak np. owo tak piękne w oryginale, a tak ociężałe w tłumaczeniu powiedzenie Arystotelesa: "Tego, co winniśmy robić, uprzednio się nauczywszy, uczymy się robić dopiero robiąc to właśnie", lub jak owa słynna sentencja B a c o n a, głosząca, że przyrodę opanowuje się tylko wtedy, jeśli się jej ulega. Przypomnijmy na tym miejscu lapidarne powiedzonko Lemańskiego z bajki pt. Grobla:

"Mozolne budowanie, ale snadne psucie". Wszystkie tego rodzaju tak zwane złote myśli należy badawczo uwzględnić: z powiedzenia nieraz tylko obrazowego wydobyć myśl ogólną i wypowiedzieć ją w sposób dorównany. Jasne to chyba na przykład, iż powiedzonko: "Kuj żelazo, póki gorące", żąda, by opracowywać zmieniające się tworzywo wtedy, gdy znajduje się ono w fazie podatności do obróbki. Trudno tej prawdy nie uznać; częstokroć jednak zgoła inaczej bywa z ową nie zawsze rzetelną tak zwaną mądrością narodów zawartą w przysłowiach. Jakże bo kompromitują nasz chociażby folklor hasła dojutrkostwa, opieszałości i nieróbstwa wyzierające ze znanych pocieszonek:

"Robota nie zając, nie ucieknie", "Co się odwlecze, to nie uciecze". Krótki namysł krytyczny odrzuci je natychmiast. W innych znowu pośrednich przypadkach sentencja okaże się słuszna częściowo, niesłuszna w całej ogólności, jak na przykład chętnie powtarzane twierdzenie, że każdy początek jest trudny. Tak nie jest. Bywają początki łatwe - np. pierwsze kroki w górę po niewielkiej stromiźnie, gdy tymczasem trudności wspinaczki zaczną się dopiero na przewieszkach i wysokościach; ale pospolite są też początki trudne, trudniejsze od dalszych kroków. Tak bywa, ilekroć zaczynamy się wdrażać forsownie do nowego rodzaju wysiłku, np. do przemarszów w pełnym rynsztunku. Słowem, jasną jest rzeczą, iż spotykane ujęcia sentencjonalne doświadczenia praktycznego prakseolog winien ujmować krytycznie: to i owo odrzucić, to i owo przyjąć, to i owo ograniczyć w drodze namysłu i w drodze zestawienia z własnym i cudzym zasobem znanych faktów.

Czytelnikowi bez wątpienia nie daje spokoju problem; czyżby uświadomione doświadczenie praktyczne ludzkości miało się zamykać bez reszty w przysłowiach, maksymach, powiedzonkach? Czy nie istnieje literatura myślicielska lub naukowa, problemom dobrej roboty głównie poświęcona, literatura, z której można by się tak nauczyć wiedzy ogólnej o dobrej robocie, jak się uczymy różnych technik specjalnych z kompendiów inżynierskich, lekarskich, prawniczych itp.? Trudno na to pytanie dać jednolitą monolityczną odpowiedź. Najrzetelniej chyba zdamy sprawę z istotnego stanu rzeczy, jeżeli powiemy, że nie ma, o ile nam wiadomo, literatury ściśle prakseologicznej, chociaż przewijają się ciągle wątki tego rodzaju przez karty dzieł co innego mających za przedmiot właściwy. Przed przystąpieniem do sumarycznego przeglądu typów takich publikacji uważamy sobie za obowiązek zwrócić uwagę Czytelnika na istną kopalnię pojęć i idei o zacięciu prakseologicznym, jaką stanowi paragraf pierwszy rozdziału piątego działu trzeciego pierwszej księgi Kapitału Marksa, gdzie mowa o procesie pracy i sprawach z nim osobliwie blisko związanych.

Pełno zresztą w ogóle w pismach Marksa tego rodzaju myśli. Zestawienie wielu spośród nich można znaleźć w artykule S. M. Szabatowa O treści kształcenia politechnicznego, przedrukowanym w przekładzie polskim w zbiorze artykułów różnych autorów pt. Politechnizacja, Warszawa 1950. A w Kapitale czytamy słowa podnoszące na duchu prakseologa, który się interesuje teorią sprawnego działania rozważanego w całej ogólności. Marks powiada, że praca jest "powszechnym warunkiem wymiany materii między człowiekiem a przyrodą, wiecznym, naturalnym warunkiem życia ludzkiego, a przeto czymś niezależnym od jakiejkolwiek formy tego życia, natomiast czymś wspólnym wszystkim jego formom społecznym".

Etycy, moraliści, moralizatorzy ucząc, jak trzeba żyć, by nie popaść w nieszczęście a zachować czyste sumienie, zwykle rozważają te sprawy łącznie z zagadnieniami skutecznego działania, o ile te problemy są im potrzebne do oświetlania dróg cnoty

i ukazywania w należytym świetle bezdroży upadku. Taki mieszany charakter zdradza bajkopisarstwo: Babrios, Fedrus, La Fontaine, Krasicki, Mickiewicz, Kryłow. Wilk i żuraw - to opowieść o niewdzięcznikach odpłacających krzywdą za wyświadczone im dobrodziejstwo. Temat, powiedzmy, emocjonalny. Golono-strzyżono - to znowu satyra na upór' przekorny, który współżycie czyni nieznośnym. Akcenty wzruszeniowe i tutaj dominują. Ale weźmy pod uwagę wątek "niedźwiedziej przysługi”... Tu wszak nie idzie o piętnowanie jakichś złych uczuć, jakichś antypatycznych skłonności; tu w sposób obrazowy wyrażona jest myśl ogólna, zawierająca krytykę pewnego typu fuszerki. Ujęta pedantycznie, sprowadzałaby się ona bodajże do takiej sentencji: przeciwcelowe jest wszelkie działanie usuwające przeszkodę do danego celu w ten sposób, że sam ów cel zostaje też udaremniony. Albo weźmy pod uwagę morał jednej ze znanych bajek: "Zanim zaczniecie latać, nauczcie się chodzić". Czegóż on się domaga? Nie żadnych cnót etycznych, lecz racjonalności toku działań: stopniowości w nabywaniu mistrzostwa. Multum jest takich przestróg i pouczeń w bogatej puściźnie bajkopisarstwa, gdzie się przeplatają ciągle postulaty dobroci, uczciwości, czcigodności z zaleceniami sprytu i dobrze zrozumianego interesu i wreszcie z twierdzeniami całkowicie wolnymi w oderwanej swej treści od jakiejkolwiek emocjonalnej propagandy, z twierdzeniami "na chłodno", mającymi za przedmiot celowość lub przeciwcelowość, sprawność lub niesprawność takich lub innych sposobów brania się do rzeczy. Można tedy wysupłać niejako z tkaniny bajkopisarstwa niejedną nić prakseologiczną, choć bajkopisarstwo jako takie nie jest ani głównie, ani w ogóle traktatem ó dobrej robocie. Stanowi ono postać literatury w węższym rozumieniu tego słowa, literatury przeciwstawianej pisarstwu teoretycznemu lub fachowemu etc. O literaturze można w ogóle śmiało powiedzieć, że, zawiera bogactwo nader nieraz cennych myśli na temat dobrej lub niedobrej roboty, choć nie jest głównie temu zadaniu oddana. Przykładem Robinson Crusoe, istna rozprawa poglądowa o radzeniu sobie namiastkami w braku zwykłych narzędzi i materiałów, w szczególności zaś o wykonywaniu solo lub samowtór zadań zwykle wykonywanych w drodze pracy zbiorowej.

Pośrednie, miejsce zajmują utwory publicystyczne, zwłaszcza eseje w rodzaju Władcy Machiave11ego, fantazmaty socjotechniczne utopistów ci la M o r u s, rozprawy o mądrości życiowej, jak np. Gorgiasz Platona. Pośrednie miejsce nie ze względu na wątpliwą w nich przewagę elementów prakseologicznych nad etycznymi i innymi, lecz ze względu na zbliżenie do teoretyczności właściwej. Przewaga teoretyczności charakteryzuje dopiero traktaty etyczne, np. Utylitaryzm J. St. M i 11 a. Niektóre ze znanych piszącemu te słowa zawierają dość poważną porcję dociekań prakseologicznych, w czym celuje chyba najbardziej Ar y s t o t e l e s o w a Etyka Nikomachejska, dzieło, którego jedna z myśli głównych poucza, że w dziedzinie sprawności działań nie wolno utożsamiać optymalnej miary stopniowalnego środka z maksymalnym jego natężeniem, lecz należy poszukiwać tej miary optymalnej w jakimś umiarze między ekstremami przeciwnych możliwości.

Po cóż atoli zapędzamy się tutaj w jakiś niewczesny może przegląd ewentualnych źródeł prakseologii? Wszak zamierzaliśmy zobrazować na początek zadania tej dyscypliny. Otóż w tym celu właśnie - stwierdziwszy, że głównym jej zadaniem jest konstrukcja norm jak naj ogólniejszych sprawności jak największej - zadaliśmy sobie pytanie, na jakich podstawach normy te winny być uzasadniane. Odpowiedzieliśmy sobie, iż głównie na podstawie doświadczenia praktycznego, i stąd chętka rozejrzenia się w źródłach znajomości tego doświadczenia rozumianego bądź jako zasób faktów sprawnego (lub właśnie okazowo wadliwego) działania, bądź jako ogół dokonanych już uogólnień dotyczących sekretów tej sprawności (lub też przyczyn jej braku, lub powodów jej przeciwieństwa). Atoli znajomość doświadczenia praktycznego przydaje się w równej mierze do innego celu traktatu o dobrej robocie, mianowicie do uświadomienia sobie dynamiki postępu (oczywiście w łączności z dynamiką uwstecznień), i to zarówno w skali procesów dziejowych, jak w procesach doskonalenia się, czy też regresji indywiduów albo zespołów na drodze ku mistrzostwu lub na szlakach utraty jego zaczątków. Chodzi tu o tendencje do takiego, a nie innego następstwa faz i o czynniki, którym się zawdzięcza takie, a nie inne przemiany. Dialektyka marksistowska daje zarys wykonania tego programu dociekań stwierdzając np. uporczywie się powtarzające przechodzenie od "tezy" przez "antytezę" do " syntezy", uporczywie się powtarzające wyłanianie się eruptywne nowych form z narastających i gromadzących się stopniowo, zrazu wielkościowych tylko i ilościowych, zmian współczynników formy wcześniejszej, uporczywie się powtarzające przechodzenie układu wcześniejszego w układ późniejszy poprzez fazę pośrednią, której zaliczenie do tego lub tamtego układu równie mało, a zarazem równie dobrze jest uzasadnione. N a kanwie osiągnięć dialektyki trzeba wyszywać dalej bogate i skomplikowane 'Odwzorowanie czynników i form składających się na dynamikę postępu w mistrzostwie działań. A nie gardzić przy tym wysiłkami myślicieli zapatrzonych wewnętrznie w problematykę ewolucji powszechnej, Heglów, Spencerów, Le Bonów, Spenglerów, choćby z omłotu tego pokłosia więcej wypadało odrzucić plew niż zachować ziarna. Nie o plewy chodzi, lecz o ziarno, nie o setki ton przepłukanego piasku, lecz G grudki szczerego złota zatrzymanego w popłuczynach.

Godzi się wreszcie poświęcić chwilę skupionego namysłu tym źródłom piśmienniczym, z których najwięcej można się nauczyć czy to dążąc do wydobycia i uzasadnienia ogólnopraktycznych przestróg i zaleceń, czy to zmierzając do poznania dynamiki postępu. Naszym zdaniem składają się na tę literaturę przede wszystkim dzieła ukazujące historię rozwoju tej lub innej umiejętności, dalej - kompendia dydaktyczne różnych kunsztów, wreszcie roztrząsania z dziedziny nowoczesnej nauki o organizacji pracy. Jak bardzo jest tu pomocna prakseologii historia medycyny, ukazująca np. postęp w przesuwaniu się na wielką skalę form interwencji lekarza od reparacyjnych (terapia właściwa) do zapobiegawczych (profilaktyka), którą to linię postępu widzimy także w pedagogice, w sztuce administracji publicznej i na innych terenach działania! Taż historia medycyny obfituje w pouczenia o świetnych skutkach działań ćwiczebnych dokonywanych na materiale zastępczym (zwierzętach, zwłokach, manekinach), o doniosłości utrwalania i włączania do planu roboty chwytów sprawnych, powstałych przypadkowo, o zastępowaniu, wielokrotnie zbawczym, interwencji intensywnie kierowniczej przez ingerencję zminimalizowaną w postaci inwigilacji procesów autoregulacyjnych w tworzywie. A wszystko to są przemiany o typie nader ogólnym, ważne i znamienne dla postępu ogólnotechnicznego, sięgające swym zakresem daleko poza dziedzinę swoistą sztuki leczniczej.

I tak jest zawsze przy rozczytywaniu się czy to w dziejach danej umiejętności, czy to w jakimkolwiek wnikliwie napisanym podręczniku tej czy innej spośród technik ludzkich: uogólnienia prakseologiczne wyłaniające się z takiej lektury wielekroć przelewają się niejako przez brzegi danego kunsztu, okazując się przykładami reguł o zasięgu ogólniejszym. Bezmiar takich pouczeń zawierają np. poradniki dla osób chcących się doskonalić w tej czy innej grze, np. w grze szachowej. Jakichże rad udziela podręcznik szachisty? Mówi on, że zwycięstwo za·· leży częstokroć od ruchu, którym atakuje się jednocześnie dwie obce figury (ogólniej: staraj się robić dwie rzeczy za jednym zamachem), że zamiast zaszachować wystarczy nieraz zagrozić szachem, by zmusić przeciwnika do korzystnego dla nas posunięcia (ogólniej: zamierzoną akcję możesz nieraz z powodzeniem zastąpić mniej kosztownym ujawnieniem jej możliwości), że opanowanie danej pozycji zależy od skoncentrowania na niej potencji wielu figur; ogólniej - to samo, co zaleca prastara przypowieść o starcu, który na łożu śmierci pouczał synów, jak mają bronić swego przed wrogiem: "Oto pręt łoziny - mówił - jakże łatwo go złamać! A oto wiązka prętów, któż złamać ją zdoła?"

Im bardziej się rozczytujemy w rozmaitych źródłach, tym uporczywiej narzucają się nam dwie myśli. Pierwsza - to domniemanie, że ludzkość jako zbiór podmiotów działań, jako wielogłowy homo faber, poczyniła już wszelkie możliwe spostrzeżenia w materii skuteczności rozmaitych arkanów zachowania się czynnego i że teoretykowi w dobie dzisiejszej nie pozostaje już nic innego, tylko klarować, przykrawać, doprowadzać do adekwatności, systematyzować, niektóre ogólnikowo-jakościowe dyrektywy wielkościowo i ilościowo uściślać. A druga - stale towarzysząca tej pierwszej, to raczej zagadnienie, które sobie stawiamy z pełnią konsternacji. Czemu przypisać, że dotychczas nie powstała odrębna specjalność badawcza, która by to właśnie miała za cel swego trudu? Czy nie jest osobliwym paradoksem, że homo faber nie zdobył się na stworzenie gramatyki czynu, chociażby wedle wzoru człowieka jako istoty mówiącej. Ten wszak zbudował - i to w wielu odmianach - naukę o formach mówienia. Ostatnimi dopiero czasy, w ostatnim niemal dopiero półwieczu, zaczęło świtać coś w rodzaju prakseologii ogólnej. Mamy na myśli niektóre dzieła teoretyków racjonalizacji pracy. Pełno tam spostrzeżeń bardzo ogólnych, tak ogólnych, że nieraz pomysł racjonalizatora-inżyniera okazuje się tożsamym z ideą metodologiczną filozofa. Wszak T a y lor, domagając się jak najdalej idącego rozczłonkowywania zadań składowych danego problemu złożonego, powtarza tylko w zastosowaniu do obróbki metali itp. to, co zalecał Kar t e z j u s z w zastosowaniu do spekulatywnych zadań myśliciela. Wszak F a y o l, streszczając walory dobrego planu w kategoriach jedności, ciągłości, giętkości i dokładności, wchodzi na teren najogólniejszych roztrząsań o metodzie wszelkiego planowego postępowania, wykraczając daleko poza speecjalną dziedzinę zarządzania przedsiębiorstwem o celach gospodarczych. Wszak A d a m i e c k i, ślęcząc nad zasadami budowy harmonogramów, ma na warsztacie problem ważny dla wszelkiej pracy zbiorowej - ba, nawet dla wszelkiego scalonego kompleksu równoległych procesów czynnych. Nie jest to kwestia swoista z repertuaru kierowania wytwórnią, biurem lub bankiem. Co więcej, w pismach wszystkich wymienionych współtwórców teorii organizacji, teorii naukowego kierownictwa, teorii racjonalizacji pracy, a tak samo w utworach innych koryfeuszów tej dyscypliny (czy może tych dyscyplin), że wymienimy jeszcze dla przykładu nazwisko L e C h ci t e l i e r a, nie brak deklaracji programowych, świadczących o samowiednym tych autorów rozpędzie w kierunku ogólnej teorii działania skutecznego. A jednak ich dzieła - to jeszcze nie prakseologia. Dlaczego nie? Dlatego, że owe ogólne, ogólnopraktyczne myśli ukazują się tam sporadycznie tylko, incydentalnie. Zaprawą scalającą jest tutaj dbanie o dochodowość przedsiębiorstwa przemysłowego. Trzeba zrobić krok dalej w kierunku emancypacji teorii ogólnej, ogólnej teorii dobrej roboty. Niechajże się ona "rozezna w swoim jestestwie", niech jej embrionalne formy przejdą w postać dojrzałą.

Ostatnie z wielkich zadań prakseologii - 'Obok konstrukcji systemu zaleceń i przestróg 'Ogólnotechnicznych i oprócz zgłębiania dynamiki postępu umiejętności ludzkich - upatrujemy w opisie analitycznym elementów działania oraz najrozmaitszych jego form. Przez elementy działania rozumiemy tutaj podmioty działające, tworzywo, środki, metody, cele, wytwory itd. Przykładów rozmaitych form działania mogą dostarczyć chociażby różne postacie kooperacji, jak np. z jednej strony bieg sztafetowy, złożony z tworzących ciąg liniowy kolejnych czynów różnych współbiegaczy, z drugiej - zespołowa akcja orkiestry. Omawiane teraz zadanie ma charakter służebny w stosunku do obu poprzednich, z których drugie, badanie dynamiki postępu, znajduje pełnię uzasadnienia dopiero jako przygotowanie do pierwszego, do budowy norm.

Istnieje pewna ilość - bardzo mała, o ile nam wiadomo _ dzieł rozpatrujących mnogość form działania z perspektywy jak najogólniejszej. Są to dzieła niezmiernie pomysłowe, a dotychczas mało wyzyskane. Wymienimy dla przykładu Tekstologię Bogdanowa oraz P e t r o v i t c h a jedyną w swoim rodzaju pracę o strukturach zdarzeń. W obu tych dziełach, wzajem od siebie według wszelkiego prawdopodobieństwa najzupełniej niezawisłych, ujawnia się zależność prakseologii od dyscypliny ogólniejszej, którą pozwolimy sobie nazwać w uproszczeniu teorią zdarzeń, zależność, która zresztą wyziera jawnie też z idei przewodnich dialektyki. Bardzo to zrozumiałe, ponieważ działania są procesami, zdarzeniami, więc morfologia i typologia działań musi stanowić uszczegółowienie morfologii i typologii procesów. A procesy, zdarzenia kinetyczne, to takie lub inne zmienianie się rzeczy, w przypadku działań - zawsze zmienianie się jakichś rzeczy wysoce złażonych, jakichś kompleksów, z podmiotami działań włącznie. Ową przeto uzależniającą dyscyplinę dociekań można by śmiało nazwać także teorią kompleksów - i tak też bywa 'Ona czasami nazywana. Na miejscu będzie tutaj mały przykład. Ota kompleksy bywają rozmaicie zbudowane, różniąc się m. in. rozmaitością i komplikacją zależności wiążących ich części składowe: bywają luźne konglomeraty, naturalne całości martwe w rodzaju systemu słonecznego, kryształy, 'Organizmy, maszynerie, stada, raje, zespoły, instytucje. W kompleksach dość wysoko zorganizowanych wyróżniają się elementy kierownicze: np. - z grubsza biorąc - silnik w pojeździe maszynowym, głowa w 'Osobniku, 'Organ rządzący we współdziałającej kampanii. Gradacja stapnia ustrajawaści - ta caś z dziedziny badania "tearii kampleksów". Stwierdźmy dalej, żerazpadelementu kierawniczego bardziej na 'Ogół zagraża przetrwaniu przedmiatu złożanega niż rozpad nieejednega z elementów niekierowniczych - i ta będzie teza z "teorii zdarzeń". Niewiele znaczy, przy której nazwie ktoś się 'Opowie. W każdym razie te razróżnienia z dziedziny teorii kompleksów (tearii zdarzeń) leżą u podstawy razróżnień z dziedziny typalogii działań ze spałowych, gdzie mamy formy niemal czysta agregataawe, jak rabienie wykapu przez równalegle pracujących kapaczy, i farmy 'O nader paważnym napięciu arganizacyjnaści, których przykładem praca fabryki nowaczesnej ujęta w zawiły splat spi.ęętrzanych uzależnień wewnętrznych. Jak zaś zależnaści z dziedziiny 'Ogólnej teorii kompleksów i zdarzeń (może to będzie nazwa dla niej najadpowiedniejsza 7) przezierają spoza norm prakseolagiczznych, to widać jasno chociażby na przykładzie tej części prakksealagii normatywnej, którą m'Ożna by nazwać 'Ogólną tearią koo'Operacji negatywnej. Taki radzaj kaoperacjicharakteryzuje się niezgodnaścią celów podmiotów biorących udział w akcji. Zdarza się wówczas, że jedna ze stran staje w 'Obliczu zadania destrukcji przedmiotu złaż'Onega, będącego samym właśnie podmiatem prze-

19

ciwdziałającym lub zespołem takich podmiatów, lub konstruktem inżyniersko-technicznym, którym się posługuje strona przeciwna jaka narzędziem. Jasne jest wtedy, że sprawnaść wymaga uderze.. nia w elementy kierawnicze tych przedmiatów złożanych, skoro od ich razpadu - a czym poucza teoria kompleksów i zdarzeń řzależy w największej mierze razpad całości. Jeszcze przykład 'Ogólnika z dziedziny 'Owej teorii k'Ompleksów i zdarzeń, przyłaapany niejaka na gorącym uczynku zastasowania ga da specjalnej kwestii metodologicznej powstałej na terenie konstrukcji systeemów dedukcyjnych sformalizawanych. Ot'O ca pisze Henryk S t 'OOn e r t na s. 46 dzieła z r. 1959 pt. Definicje w naukach dedukcyjjnych: "Zdajemy sobie sprawę z tega, że trudna jest znaleźć czy skonstruować przedmiaty posiadające maksymalny stopień natęężenia paru zalet i pod pewnymi względami wybranych. Ta sama prawidławaść datyczy i symboliki, i tu trudna p'Ogadzić maksiimum ścisłaści z 'Optimum intuicyjnaści. I większy stapień jakiejś jednej cechy należy 'Opłacać mniejszym innej".

Nie możemy nie wspomnieć na tym miejscu a publikacji, w której najjaśniejszy znalazła wyraz zależność zagadnień prakksealogicznych 'Od zagadnień z dziedziny 'Owych daciekań jeszcze 'Ogólniejszych, z dziedziny 'Ogólnej te arii kampleksów i zdarzeń. Mamy na myśli 'Ogłaszaną w latach dwudziestych w Kijowie pa ukraińsku i pa niemiecku pracę S ł u c k i e g a traktującą a paajęciu prakseol'Ogii.W tejże pracy jasno jest oświetlony stosunek pojęć praksealogii do p'Ojęć ekonomiki, które muszą 'Opierać się na tamtych. Gradacja 'Ogólności i jednastrannej zależnaści dzieedzin znalazła tu wyraz należyty: najogólniejsza jest tearia zdaarzeń, pośrednie miejsce zajmuje praksealagia (wyraźnie tym miaanem nazwana), a ekonamika idzie na kańcu. Toteż w traktacie o dabrej robacie nieraz wypada formułować tezy będące uagóllnieniami niektórych tez ekanomiki, gdy mawa na przykład a 'Ogólnych znamianach wydajności, niekoniecznie wydajnaści mierzalnej przy pomacy pieniądza. Z drugiej zaś strony ciągle wypada się pawoływać w takim traktacie na owe zależnaści z tearii kampleksów i zdarzeń, teorii, która nie jest częścią prakksealagii, ale której zręby musi nieraz praksealog sam ciosać na

20

własny użytek wobec~ natorycznega braku g'Otowego systemu taakiej nauki. Wreszcie na specjalne wyróżnienie z naszego punktu widzenia zasługuje wieloletnia działalność badawcza, pisarska i nauczycielska myśliciela belgijskiega, Georgesa H o s t e l e t a, który w szeregu artykułów (m. in. w naszych wydawnictwach) poddał analizie wiele zagadnień z dziedziny swej głównej specjallności. Jest nią met'Odologia porównawcza, zwłaszcza metodologia porównawcza nauk (we francuskim, węższym ad polskiego, roozumieniu tego słowa) i umiejętności praktycznych. Wędrując szlakami tych zagadnień Hostelet wielekroć podejmuje problemy ogólnoprakseologiczne uściślając i systematyzując 'Odnoszące się do nich pojęcia.

Otadla ilustracji fragment poświęcony definicji pajęcia dzia-

łania: "Działać - a przynajmniej działać z namysłem - to tyle, ca zmieniać rzeczywistość w sposób mniej lub bardziej świadomy; to zmierzać do określonego celu w danych warunkach przy paamocy właściwych środków pa ta, by d'Ojść od warunków 'istnieejących do warunków odpowiadających przyjętemu celowi; ta włączać w rzeczywistość czynniki, które mają ten skutek, że się przechodzi 'Od układu podlegających wyznaczeniu warunków pooczątkowych da układu określonych warunków końcowych. Dziaałanie, które mamy urzeczywistnić, wymaga przeta trojakiega wyyznaczenia: 1. wyznaczenia celu, 2. wyznaczenia warunków naleeżących do rzeczywistości, 3. wyznaczenia środków przystosowaanych zarówno do zamierzonego celu, jak też do istniejącej rzeczyywistości. Nie ma działania z namysłem, które by nie zawierało pragnienia poznania czegoś rzeczywistego i wynalezienia środków. Cel, warunki i środki - oto trzy człony działalności praktycznej, równie zresztą, jak i działalności naukowej"5.

Prakseologiem jest też niewątpliwie George H. M e a d, autor dzieła The Philosophy of the Act, znanego piszącemu te słowa, niestety, tylka z artykułu analityczno-krytycznega Grace A. de L a g u n a, ogłaszanego w "The Journal of Philosophy", 1946,

21

vol. 43, nr 9: Communication, the Act and the Object with Refeerence to Mead. Już zaś po wydrukowaniu pierwszego wydania niiniejszego Traktatu wpadły nam do rąk następujące dzieła a chaarakterze w znacznej mierze prakseologicznym: praca zbiorowa pt. Toward a General Theory of Action (autarowie P a l' s o n s, S h i l s, T o l m a n, A 11 p a r t, K l u c k h a h n, M u r r a y, S e a r s, S h e l d o n, S t a u f f e r) i dzieło Josepha N u t t i n pt. Tache, reussite et echec, theorie de la conduite humaine.

Rozpisaliśmy się dość szeroko a możliwości typ'Ologii form działania jaka składnika 'Opisowo-analitycznej części nauki a dobbrej robocie, tej części, w której wprawdzie rozważa się robotę jaka taką i r'Ozmaitość robót, czynią'c to dla przygotowania norm sprawności, ale w której nie uzasadnia się rad ani ostrzeżeń. Da tejże części zaliczyliśmy analizę elementów działania. Istnieją terminy, takie jak "sprawcal', "narzędzie", "dzieła" etc. Trzeba zanaliz'Ować ich sens, czy też sensy, ale nie można poprzestać na tym, nie mażna się zadawolić definicjami analitycznymi. Wyypadnie raczej ustalać definicje regulujące; nie tylko rozpoznawać skład pojęć danych poczuciawo i całościowo, lecz nadtO' uraabiać pojęcia przydatniejsze, 'Odpowiednio zmodyfikawane. Weźźmy np. pad uwagę p'Ojęcie "dzieła". M'Owa potoczna 'Obejmuje tym słowem rzeczy tak różne, jak z jednej strony bryły cielesne (buudowla - dziełem budującego zespału), z drugiej - jakoweś przeesunięcia, zmiany, ustosunkowania (likwidacja epidemii - dzieełem zesp'Ołu leczniczego). A przecież jesteśmy tu na terenie różżnych kategorii niby ont'Olagicznych, w gruncie - semantycznych. Wolimy tedy 'Ograniczyć użytek terminu "dzieło" do przypaddków drugiegO' rodzaju, do pierwszych zaś i tylko do pierwszych 'Odnosząc termin "wytwór". Ta mały przykład modyfikacji. Kta by natomiast chciał wejrzeć głębiej w arkana pracy analitycznej i zarazem konstrukcyjnej na terenie pajęć 'Ogólnej teorii działaania skutecznego, najlepiej uczyni, jeśli się odda studiom nad poojęciem "sprawcy", razczytując się w piśmiennictwie z zakresu podstaw 'Ogólnych prawa karnego. Dysharmonie życia społecznego zelektryz'Owały ten pr'Oblem. Aby trafnie wymierzyć karę wedle intencji danego prawadawstwa, niezbędne jest wiedzieć, kogo

5 Wyjątek z artykułu Aper\:u sur les positions de problemes de l'action, "Revue Philosophique", t. 113, Paris 1932, s. 249.

22

uznać lub nie uznać za sprawcę danego zdarzenia, i w wielu przyypadkach okazuje się, że to wcale nie takie proste. Czy jest sprawwcą pożaru, kto zaniedbał ostrożności lub kto umyślnie nie gasił ognia w początkach? A jeśli postawił latarkę, jak należy i gdzie należy, ale przewróciła się później przypadkiem i zaprószyła ogień? Kłopotliwe kwestie ... Toteż nie dziw, że nie brak wysiłków zdążających do stanowczego ustalenia wyraźnych znamion sprawwstwa. Ze znanych autorowi - a w niewielkiej ilości niestety przeestudiowanych - dociekań prawniczych w tej materii i w mateeriach zbliżonych analizy pojęciowe Jeremiego B e n t h a m a 6 wyróżniają się ogólnoprakseologicznym podejściem i trzeźwością światopoglądowej podbudowy. Podobnież od ekonomistów dużo się można nauczyć w kwestii analizy i konstrukcji pojęć ogólnooprakseologicznych, którymi się oni posługują w obfitości zwężaając je zwykle (i w rzeczywistym użytku, i w definiowaniu) do granic terenu swoich gospodarczych tylko zainteresowań. Pojęcia produkcji, surowca, fabrykatu i półfabrykatu, pojęcia zamówienia (jako deklaracji gotowości przyjęcia) i oferty (jako deklaracji gootowości dostarczenia), pojęcia wydajności i oszczędności - toż to wszystko mieści się w słowniku specjalnym ekonomiki (a zarazem, dodajmy, w słowniku teoretyków racjonalizacji pracy, gdyż te dziedziny zazębiają się o siebie tak, że nie sposób wyznaczyć staanowczo ich granic). Skoro zaś powyższe przykłady nawinęły się nam pod rękę, to skorzystamy z ich rozmaitości, by zwrócić uwaagę na odmienność sześciu pierwszych i dwóch ostatnich. Sześć pierwszych nie zawiera w swej treści nic z ocen, nawet z ocen czysto technicznych, ferowanych z punktu widzenia sprawności. Do takich należą też wymienione nieco wyżej pojęcia podmiotu, sprawcy, tworzywa, środka, celu, dzieła, wytworu. Natomiast wydajność i oszczędność - to już pewne kategorie ocen prakkseologicznych, ooen z punktu widzenia skuteczności działania. Rzecz jasna, że w części pojęciowo-konstrukcyjnej traktatu o dobbrej robocie musi się mieścić także opracowanie zasobu pojęć nie-

6 Por. Bentham's Theory ot Fictions, wyd. Ogdena, New York - Lonndon 1932, zwłaszcza s. 71-75.

23

zbędnych do wypowiadania rozmaitych ocen prakseologicznych. Oszczędność i wydajność bynajmniej tych ocen nie wyczerpują. Prakseolog interesuje się nadto np. chociażby dokładnością wyykonania, pewnością stosowanych sposobów itp.

Tuszymy, że z tego wszystkiego, co wyżej, czytelnik będzie mógł wydobyć dostateczny zasób powiadomień o zamierzeniach prakseologii. Obawiamy się wszelako, że rozmyślając o nich możżna powziąć pewną wątpliwość, która i nam nieraz dokucza. Czy nie dlatego brakło dotychczas impetu do wyhodowania tej speecjalności, że ogólna teoria dobrej roboty nie ma nic do powiedzeenia oprócz ogólników? Ze im ogólniejsza jest dana maksyma prakkseologii, tym banalniejszą zawiera ideę? Ha, cóż? Może to i prawwda. Ale czy tego samego nie można by powiedzieć np. o gramatyce opisowej? Ta też uświadamia związki, które 'Osobnik władający danym językiem wyczuwa jako truizmy. Jednak gramatyka ujmuje pojęciowo te truizmy dane poczuciowo, zestawia je, twoorzy z nich system i przyczynia się w ten sposób jakoś pośrednio do lepszego mówienia. Więc mDże analogiczne zamierzenia wzglęędem świata działań nie będą złudne? Może prakseologia stanie się kodyfikatorką truizmów praktyczności, podobnie jak gramaatyka opisowa stała się notariuszką tegD właśnie, co w języku zwykłe i przedtem już znane?

Nam to będzie wystarczało, a cieszylibyśmy się, gdyby obecny Traktat o dobrej robocie przyczynił się w pewnej mierze do urzeeczywistnienia takich chociażby rejestracyjno-porządkujących zaadań prakseologii. Pragniemy rozplanować jej problemy, tu i ówwdzie zarysować kontury zasadniczych rozwiązań, a przede wszysttkim w miarę sił posunąć naprzód pracę klarowania pojęć. Problematyka tego zatem właśnie trzeciegD z rozróżnionych dziaałów będzie przeważała w 'Obecnym utworze. Drugie miejsce pod względem osiągniętych tymczasowych i szkicowych wyników zajjmie dział pierwszy, normatywny. To i 'Owo wreszcie pozwolimy sobie powiedzieć pod sam koniec na temat działu środkowego, który nazwaliśmy powyżej dynamiką postępu.

24

Przyznajemy, że główny bodaj cel Traktatu jest propagandoowy. Pragniemy rozbudzić uświadDmienie prakseologii jako odrębbnej dyscypliny teoretycznej, rozniecić zainteresowanie dla jej problemów, skupić koło nich garstkę przynajmniej oddanych praacowników. A jeżeli nawet prawdą by było, że to, co jest do zroobienia w dziedzinie teorii ddbrej roboty, sprowadza się do spraw mniejszej wagi, zadania jej mimo wszystko pozostaną go,dne trudu. Słusznie bowiem powiedział pono niegdyś Michał Anioł B u o n a r r o t i: "Nie lekceważcie drobnostek, pDnieważ od drobbnostek zależy doskonałość, a doskonałość nie jest drobnostką 7.

7 Patrz Aneks 4: Rozwój prakseologii.

II. CZYN PROSTY, SPRAWCA, IMPULS DOWOLNY

Wszelka praca, wszelka robota, wszelka działalność i wszelkie w Dgóle zachowanie się aktywne składa się w zupeŁności z czynów prostych, których tylko dlatego nie nazywamy generalnie czynnnostkami, by tym zdrobniałym słowem nie deprecjonować w czambuł ich doniosłości. Przecież poszczególny czyn prosty, na przykład wymierzenie fizycznego ciosu, bywa nieraz rozstrzygaająco doniosły dla danego celu. Tym ciekawszym jest przeto zadaaniem rozbiór pojęcia czynu prostego.

Zacznijmy od przykładów. Zwrotniczy popchnął korbę i para szyn przesunęła się na bok. Naciśnięto guzik elektryczny i dźwig ruszył z miejsca. Uderzono w klawisz fortepianu i ktoś usłyszał dźwięk. Cóż tu wspólnego a istotnego? Przede wszystkim jakieś umyślne wywarcie nacisku na jakąś rzecz, tu - na korbę, na guuzik, na klawisz. Dalej - jakieś zdarzenie późniejsze: coś, co się stało z jakąś rzeczą (bo i osoby są rzeczami), a więc z parą szyn, z dźwigiem, ze słuchaczem. W końcu zaś więź przyczynowa: to, że owo zdarzenie późniejsze jest skutkiem owego wcześniejszego nacisku, ów zaś nacisk wcześniejszy, co za tym idzie, jest owego zdarzenia późniejszego przyczyną.

Tak się wyrażając, w pełni zdajemy sobie sprawę z wiadoomych teoretycznych niebezpieczeństw operowania terminami "skutek" i "przyczyna/'. Pospieszamy więc wyjaśnić, jaki sens chcemy z nimi powiązać. Za punkt wyjścia weźmiemy pojęcie przyrodzonej prawidłowości następstwa zdarzeń. Zgon następuje po urodzeniu, nie po prostu później, lecz wedle jakiegoś przyro·· dzonego prawa. Gdy śniegi w górach topnieją, w dolinach później wzbierają potoki też mocą jakiejś prawidłowości przyrodzonej. Wszelka taka przyrodzona prawidłowość następstwa zdarzeń wią-

26

że jakiś układ zdarzeń wzajem współczesnych z jakimś zdarzeeniem od nich późniejszym. Ów układ zdarzeń wcześniejszych bęędziemy nazywali warunkiem wystarczającym owego zdarzenia późniejszego ze względu na dane prawo następstwa i ze względu na odcinek czasu, który wypełniają jednako wszystkie zdarzenia składowe tego układu. Oto błysnął na ścianie blask od ws.chodząącego słońca: to zdarzenie późniejsze, skutek. Stało się tak dlatego, że - z grubsza biorąc - o osiem minut wcześniej wyrwał się ze słońca i podążył ku ziemi pęk fotonów w nie byle jakich waarunkach. Tak były mianowicie wtedy rozmieszczone ciała skłaadowe systemu słonecznego i takie były kierunki i szybkości ich ruchów, że dla owego pęku fotonów droga stanęła otworem ku naszej ścianie. Wyrwanie się pęku fotonów ze słońca wraz z pewwnym kompletem współczesnych temu faktowi okoliczności twoorzyło właśnie ów układ zdarzeń wcześniejszych od pojawienia się błysku na ścianie, układ będący warunkiem wystarczającym tego pojawienia się błysku na ścianie ze względu na pewną przyrodzooną prawidłowość następstwa zdarzeń świetlnych i ze względu na odcinek czasu wypełniony przez zdarzenie, które nazwaliśmy dość swobodnie wyrwaniem się pęku fotonów ze słońca. Samo zaś owo wyrwanie się pęku fotonów nazwiemy śmiało przyczyną późniejjszego o osiem minut pojawienia się błysku na ścianie. Odcinek czasu wypełniony przez dane zdarzenie będziemy nazywali chwilą tego zdarzenia. Więc chwila dla nas - to nieża:den bezwymiaarowy punkt czasowy, lecz zawsze jakiś odcinek czasu, dłuższy lub krótszy zależnie od tego, jak długo trwało dane zdarzenie: chwila przelotu ptaka nad drzewem trwa ułamek sekundj7, chwila obrotu ziemi koło słońca trwa cały rok. I jeszcze jedno jest ważne dla naszej konstrukcji pojęciowej, mianowicie odróżnienie zdaarzeń statystycznych, czyli stanów rzeczy, i zdarzeń kinetycznych, czyli zmian. To że w chwili pojawienia się błysku na ścianie ta właśnie ściana zachowywała względnie pionową postawę, może służyć za przykład stanu rzeczy, samo zaś błyśnięcie światła bęędzie dobrym przykładem zmiany.

Autor byłby szczęśliwy, gdyby powyższe informacje przyygotowawcze czyniły dostatecznie zrozumiałą następującą próbę

27

ogólnego ujęcia więzi przyczynowej, rozumianej w tym znaczeeniu, z którym wypadnie nam się policzyć przy ustalaniu pojęcia sprawcy danego dzieła. Zdarzenie B jest skutkiem wcześniejszej odeń zmiany A, wypełniającej chwilę t, a zmiana A - przyczyną zdarzenia B, zawsze i tylko, jeżeli zmiana A jest składnikiem istotnym warunku wystarczającego zdarzenia B ze względu na chwilę t i ze względu na jakąś przyrodzoną prawidłowość naastępstwa zdarzeń.

Uzupełnijmyż teraz zbiór dotychczasowych oznajmień wyyjaśnieniem, co rozumiemy przez składnik istotny danego waarunku wystarczającego. Jest nim vlszelkie takie zdarzenie skłaadowe tego warunku, bez którego układ pozostałych jego zdarzeń składowych nie byłby warunkiem wystarczającym. Tego na przyykład, by zajaśniała lampa elektryczna, warunkiem wystarczaającym jest pewien zespół okoliczności współczesnych wcześniejjszemu przekręceniu przełącznika, z owym przekręceniem włączznie. Ono zaś samo jest składnikiem istotnym tego zespołu, ale nie tylko ono, gdyż np. bez trwania w tym czasie nie uszkodzoonych przewodów i nie przepalonego splotu drucików żarówki nie nastąpiłoby jarzenie się lampy. A mogą być składniki nieeistotne warunku wystarczającego. Dodajmy bowiem do ogółu jego składników jakąś jeszcze inną współczesną okoliczność, np. w przykładzie ostatnim połysk zakrętki przełącznika, a rozszerzoony w ten sposób układ zdarzeń będzie też oczywiście warunkiem wystarczającym zajaśnienia lampy, to zaś połyskiwanie zakrętki będzie, rzecz jasna, składnikiem nieistotnym tego warunku, gdyż oczywiście lampa zaczęłaby się jarzyć przy zachodzeniu ogółu pozostałych jego składników, nawet gdyby zakrętka była matowa i nie dawała połysku.

Tak zbudowane pojęcie przyczyny ujmuje, jak tuszymy, jego treść zwykłą, codzienną. W tym chyba właśnie sensie mówi się potocznie, że topnienie śniegów było przyczyną powodzi, a przyyczyną jasności dziennej jest to, że słońce oświeca ziemię itp. Nic więc dziwnego, że o przyczynowości tak rozumianej można poowiedz,ieć, co następuje, w zgodzie z mniemaniem ogółu. Takie samo zdarzenie, np. rozgrzanie się danego ciała fizycznego, może

28

mieć w różnych przypadkach różne przyczyny: wstrząs mechaaniczny, zetknięcie z ciałem o wyższej temperaturze, nagrzewanie promieniami cieplnymi etc. Ta sama przyczyna może mieć w różżnych okolicznościach rozmaite skutki: ogrzewanie bryłki wosku roztapia ją, ogrzewanie wilgotnej grudki ziemi zamienia ją na suchą zbitkę miału. Ilekroć jednak określona przyczyna działa w takich samych istotnych i w całości sk.ompletowanych warunnkach, tylekroć wywołuje ona ten sam ustalony skutek: z zaapadłego w glebę żytniego ziarna wyrośnie kłos żytni. A dalej: dane zdarzenie ma wiele przyczyn. Ziarno wykiełkowało, "bo" padło na glebę urodzajną, ale i "dlatego" wykiełkowało, że spadł deszcz, ba, i "dlatego", że ... ptaki go nie wydziobały. Tak się mówi, a słówka ujęte w cudzysłowy wprowadzają w pierwszych dwóch przypadkach jakąś przyczynę, w .ostatnim - jakiś składdnik istotny warunku wystarczającego, którego już przyczyną nie nazwiemy i którego zresztą i świadomość potoczna na serio za "przyczynę" nie uzna. Nie jest to bowiem żadna zmiana. Gdyby się natomiast p.owołać na wytępienie ptactwa ziarnożernego przez jastrzębie, to i ten fakt zarówno wedle naszej koncepcji, jak wedle świadomości potocznej należałoby zaliczyć do przyczyn lokalnego urodzaju.

Tu pora na bliższe rozważenie sprawy wielości przyczyn.

Rozróżnijmy współuczestnictwo dwu lub więcej przyczyn w zeespole składników wzajem współczesnych danego warunku wyystarczającego do danego skutku oraz wielość przyczyn danego skutku należących do różnych jego warunków wystarczających, z których każdy należy do innej chwili. Jasno się to .okaże na przykładzie oświetlonej ściany. Oprócz .owego wyrwania się pęku fotonów ze słońca działy się liczne współczesne zmiany składaające się wraz z tym faktem i innymi stanami rzeczy na warunek wy'starczający - z tej właśnie chwili - późniejszego pojawienia się błysku na ścianie. Spośród tych zmian wymienimy np. ruch obrotowy ziemi, niezbędny do tego, by ściana ustawiła się naaprzeciwko wschodzącego słońca. Zwróćmy jednak uwagę z kolei na którąś z chwil pośredniczących między chwilą emi,sji światła z bryły słonecznej a późniejszą o osiem minut chwilą r.ozjaśnie·-

29

nia ściany. Przypuśćmy, że w tej właśnie z licznych chwil pośreddniczących odpłynęła chmura nieprzezroczysta, zasłaniająca dotąd miejsce wschodu słońca. Ten ruch chmury, który odsłonił słońce, będzie też przyczyną rozjaśnienia się ściany, przyczyną należącą do warunku wystarczającego z owej chwili pośredniczącej, a nie należącą do warunku wystarczającego z chwili emisji fotonów ze słońca. I tak jest w ogóle: w każdej z chwil pośrednich między chwilą jakiejś wyróżnionej przez nas przyczyny danego zdarzenia a chwilą tego zdarzenia jest jakiś, tej chwili pośredniej właściwy, jego warunek wystarczający: zawiera on w swym składzie zmiaany, które są przyczynami tego zdarzenia, należącymi do tej właaśnie chwili pośredniej.

Tyle o wielości przyczyn. Ważne jest wszelako dla naszych celów rozważenie irównież pewnej ich rozmaitości ze względu na sposób niejako przyczyniania się przyczyny do skutku. Bywa tak mianowicie, jak wtedy, kiedy strumień wody, uderzając w koło młyńskie, powoduje przesunięcie kamienia młyńskiego. Zachodzi tu niejako przeniesienie fizycznego nacisku z pewną proporcjonalnością skutku w stosunku do przyczyny. Kiedy indziej jest tak jak wtedy, kiedy zabłąkana iskra wznieca pożar. Przyczyna fizykalnie znikoma wyzwala niejako procesy w stoosunku do niej olbrzymie. Bywa też tak, że między przyczyną a skutkiem nie ma żadnego, nawet pośredniego, łańcuchowego, fizycznego kontaktu, np. w przypadkach zejścia przeszkody z drogi pocisku, czego poszczególną postacią jest odsłonięcie źródła światła, które to światlo potem oświetli dany obiekt; albo w przypadkach przegrodzenia drogi pocisku, czego poszczególną postacią jest zaćmienie. P,rzyda ,się nam wreszcie rozróżnienie odmian przyczynowości z innego jeszcze punktu widzenia, w zaależności od tego, czy przyczyna jest zmianą tego przedmiotu, w którym dzieje się skutek, czy też przedmiotu innego. Rozwaażane dotychczas przykłady należały do ostatniej kategorii. Gdy jednak np. uderzenie danej bryły zmienia jej kształt, mamy wówwczas przypadek pierwszego rodzaju. Inny pospolity przypadek tego rodzaju - to np. zgon osobnika skutkiem wewnętrznego wylewu krwi.

31

Na tym kończymy wyjaśnienia dotyczące więzi przyczynoowej, niezbędne w charakterze podbudowy stosunku sprawstwa, czyli stosunku sprawcy do dzieła. Jeszcze tylko jedna uwaga na temat różnic między przyczyną a skutkiem. Gdy mianowicie przyczyna zawsze jest jakąś zmianą, skutek bywa bądź zmiana" bądź stanem rzeczy, czyli trwaniem czegoś w ciągu danego oddcinka czasu, w ciągu danej zdarzeniowej chwili. Tak więc np. ruchy liścia nadstawiającego swą powierzchnię ku słońcu przyyczyniają się do trwania optymalnej insolacji tegoż liścia.

Przechodzimy do rozważania stosunku sprawstwa, czyli stoosunku sprawcy do dzieła. Otrzymuje się ten stosunek przez nader proste zastosowanie przyczynowości. Sprawcą danego zdarzenia jest ten, czyj impuls dowolny jest przyczyną tego zdarzenia. Pchnięcie korby, naciśnięcie guzika, uderzenie w klawisz - oto przykłady impulsów dowolnych; można też w tych razach poowiedzieć: nacisków dowolnych. Wolimy słowo "impuls", gdyż łatwiej przy jego pomocy objąć przypadki takich czynów proostych, gdzie zachowanie się sprawcy, z ważnego dla danej spraawy punktu widzenia, nie polega, głównie przynajmniej, na akcie mięśniowym, np. przy wysileniu się dla przypomnienia sobie zaapomnianego nazwiska albo wytężeniu uwagi przy dodawaniu w myśli. Ale i w dziedzinie czynów o charakterze akcji mięśnioowej nie zawsze działamy przez nacisk: czasem właśnie przez osłaabienie lub zaprzestanie nacisku. Strzał z łuku następuje w chwili wypuszczenia z palców naciąganej cięciwy. Wprawdzie zaprzestaanie nacisku musiało by - i zawsze musi być - poprzedzone naciskiem, jednak wyrzucenie strzały nastąpiło dopiero z chwilą zaprzestania nacisku na cięciwę. Odprężenie dowolne napiętych palców było impulsem dowolnym, choć nie było dowolnym naciiskiem. Tak też się dzieje często przy aktach powściągu wewnętrzznego, gdy tłumimy w sobie poryw ku wykonaniu danego ruchu. Owszem, być może, iż we wszystkich przypadkach, kiedy nie działa się wyraźnie przez nacisk na coś z otoczenia, nacisk doowolny też zachodzi, ukryty będąc niejako w procesach wewnętrzznych ustroju. Ostrożniej jednak postąpi, kto ogólne pojęcie sprawstwa zwiąże z praktyczniejszym w zastosowaniach pojęciem

30

impulsu dowolnego, choć najdobitniejsze przykłady czynu, a więc realizacji stosunku sprawstwa, będą zawierały w ogromnej więkkszości przypadków właśnie nacisk dowolny jako składnik istotny.

Obwarowawszy w ten sposób pojęcie impulsu nie zapobiegliiśmy jeszcze przez to samo nieporozumieniom grożącym ze stroony pojęcia dowolności. Spieszymy więc dodać, że dowolność rozumie się tutaj jako znaną czytelnikowi z własnego doświaddczenia charakterystykę zachowań :się umyślnych, a nie jakąś indeterministyczną wolność czynów w sensie ich niezależności od przyczyn. To jedno ważne wyjaśnienie. Drugie wszelako musi być dodane, aby uchylić nietrafny domysł, jakoby się było sprawcą tylko tego, czego się chciało w chwili impulsu dowollnego, dla czego ten impuls został na coś wywarty. Każdy impuls jest kierunkowy, intencjonalny, jest impulsem ku czemuś, lecz oczywiście jesteśmy zawsze sprawcami nie tylko tego, do czego zmierzamy, a jakże często - tylko nie tego, do czego zmierzamy. Zwrotniczy jest sprawcą katastrofy, jeżeli chciał nastawić szyny, jak należy, lecz przez omyłkę nastawił je tak, jak nie należało. Strzał w lesie nabojem ze śrutu do ptaka ma jako skutek nie tylko zgon ptaka zastrzelonego, lecz nadto całe mnóstwo skuttków, np. w postaci złamań, przedziurawień lub zadraśnięć pni, gałęzi i listowia za pośrednictwem śrucin, które przeszły bokiem. W ogóle każdego takiego zdarzenia jest się sprawcą przez dany impuls dowolny i każde przeto takie zdarzenie jest wtedy naaszym dziełem, które się tym odznacza, że ów impuls dowolny był jego przyczyną, chociażby się tego zdarzenia nie spowodowało umyślnie ani świadomie, ba, chociażby się w chwili impulsu błęddnie mniemało, że ono właśnie nie nastąpi, lub nawet że zajść nie może.

Przeciwko powyższemu rozumieniu stosunku sprawstwa wyytacza się w dyskusjach zarzut, że jest ono za szerokie, gdyż wyymagałoby uznania w poszczególnych przypadkach za sprawcę danego zdarzenia kogoś, kto niewątpliwie sprawcą tego zdarzeenia nie był. Sz'ewc pracujący dratwą nad obuwiem byłby rzekoomo sprawcą tego, że przechodzący w pobliżu przygodny osobnik pozostał cały i zdrów: albowiem szewc mógł był wtedy zranić go

32

swoim narzędziem, więc pod względem całości i zdrowia stan owego osobnika zależał od zachowania się szewca w chwili jego impulsu dowolnego, a wobec tego ów jego impuls dowolny (skieerowany na obuwie) był składnikiem istotnym warunku wystarrczającego (itd., patrz s. 27), tego, że ów osobnik pozostał cały i zdrów. Odpowiadają'c na powyższy zarzut i przytoczone dla jego poparcia podobne do powyższego przykłady deklarujemy, że nie zamierzamy dla konstatowania sprawstwa powoływać się na porównywanie faktycznego zachowania się podmiotu działaającego w danej chwili z jakimś innym zachowaniem się jego w tejże chwili, też możliwym. Piętrzą się na tej drodze wielkie trudności. Natomiast jako kryterium zachodzenia sprawstwa w poszczególnym przypadku przyjmujemy, że warunki naszej definicji związku przyczynowego są spełnione wtedy i tylko wtedy, jeżeli ~impuls bądź dotyczył wprost tworzywa, bądź został na nie przeniesiony (ewentualnie przeniesiony z ilościową lub jakościową modyfikacją), bądź polegał na umieszczeniu lub cofnięciu zapory między tworzywem a impulisem zmierzającym ku niemu. W przykładach takich, jak wyżej podany, nie jest spełniony żaden z tych warunków alternatywnych. Dopiero w przypadku tzw. walki pobudek w psychice posiadającego naarzędzie zahamowanie jednego z walczących porywów pociąga za sobą Isprawstwo wobec zagrożonego tworzywa; i tak np. zbójca z Powrotu taty był wedle naszej koncepcji sprawcą tego, że kuupiec "uszedł cało" z "życiem i zdrowiem". Jeszcze jedna mała ilustracja omawianYich tu zależności i niezależności. Kto jadąc poociągiem podnosi oparcie, by się na nim ułożyć do snu, nie jest sprawcą tempa ruchu pociągu, mimo że wywarł na coś impuls dowolny i mimo że prawdą jest, iż kto by z równym impetem przekręcił korbę hamulca wagonowego, zatrzymałby pociąg. Nie nacisnął on howiem ani bezpośrednio, ani pośrednio na osie kół, ani nie ochronił ich przed takim, skądinąd zmierzającym ku tym osiom, naciJskiem, ani nie cofnął zagrody przed takim naciskiem. Kto natomiast przekręcił korbę hamulca, był sprawcą tego, że pociąg zmniejszył szybkość i przystanął. Włą,czył howiem swój

33

impuls w splot stosunków dynamicznych w jeden z wymienioonych powyżej sposobów.

Inną jeszcze wysuwano wątpliwość pod adresem naszego ogóllnego rozumienia sprawstwa. A cóż - pytano - jeżeli impuls dowolny A w danych okolicznościach nie pociąga za sobą daneego zdarzenia B wedle jakiegoś prawa stałego następstwa zdaarzeń, lecz jeśli dane prawo następstwa zdarzeń ma charakter częstościowy, statystyczny, ujmuje jakąś prawidłowość przyroodzoną o charakterze masowym, wyznaczając tylko taki a taki stopień prawdopodobieństwa zajścia owego zdarzenia po tym impulsie wywartym w tych a tych właśnie okolicznościach? Czy wtedy sprawca impulsu A będzie też sprawcą zdarzenia B, to zaś zdarzenie będzie jego dziełem ze względu na ten impuls? Przyznajemy, że nas ta wątpliwość nie niepokoi. Tak, oczyywiście, i w tym przypadku również zachodzi sprawstwo. Jest sprawcą wyzdrowienia lekarz, który zaaplikował lekarstwo, któóre okazało się w danym przypadku skuteczne, chociaż nie ma charakteru niezawodnego, lecz pomaga tylko w pewnym proocencie przypadków. Zmniejsza się tylko w podobnych razach stopień przewidywalności dzieła. Można tedy mówić słusznie bodaj także o jakimś osłabieniu stopnia umyślności działaania i \v zależności od tego - o zmniejszeniu stopnia słusznej odpowiedzialności za dokonany (lub nawet usiłowany) czyn. Wszelako zagadnienie należytego wymiaru odpowiedzialności nie mieści :się w problematyce niniejszego rozdziału. Dopiero na teerenie działania zbiorowego, i to nie we wszystkich jego postaaciach, staje się ono interesujące pośrednio dla poszukiwaczy usprawnień, ponieważ rozmaite sposoby wymiaru odpowiedziallności w rozmaity sposób kształtują motywację czynów w takich działaniach z!biurowych.

Sami wreszcie wytoczymy pewną uciążliwą kwestię dotyyczącą sprawstwa. Czy można działać wstecz? Czy można być sprawcą czegoś wcześniejszego od impulsu? Takie pytanie zdroowy rozsądek próbuje od razu odtrącić jako niegodne chwili naamysłu. Oczywiście, nie można kształtować sprawczo przeszłoości, bo i przyczynowość w ogóle nie działa wstecz. Przeszłość jest

3 - T. Kotarbiński, Traktat. ..

34

raz na zawsze ustalona - i co się stało, to się nie odstanie, żeby nie wiem, co stało się potem. A jednak ktoś przekorny mógłby nas poczęstować następującym wywodem. Przypuśćmy, że Jan pobił rekord w rzucie oszczepem osiągnąwszy któregoś pięknego dnia dystans n metrów, gdy Piotr, nieżyjący już poprzedni rekordzista, mógł się poszczycić tylko rzutem na mniejszą odległość, na m metrów. Czy Jan nie sprawił swym rzutem tego, że ów poprzedni rzut Piotra przestał być rekordawy? Czy Jan swym rekordowym rzutem nie przerobił zatem minionegO' Piotra z rekordzisty na nierekordzistę ? - Ogólniej - prawi dalej ów przekorny oponent - sprawiwszy impulsem z chwili t2, że w chwili t3 powstał przedmiot B większy pod danym względem od przedmiotu A z chwili t1 (cyfry i litery biegną wraz z tokiem czasu), nasz osobnik działający stał się przez ta sprawcą mniejjszości owegO' wcześniejszego niż jego impuls przedmiotu A w poorównaniu z przedmiotem B, późniejszym od jego impulsu. A teraz krótka: skoro sprawiłeś, że późniejsze B jest większe od minioonego A, ta sprawiłeś tym samym, że owa miniane A jest mniejsze od 'Owego B, i zawsze w takich razach działasz wstecz i zawsze

działa wstecz każdy, kto bije rekordy.

Cóż na to odpowiedzieć? Można by próbować padkreślić,

że przedmiat A w podobnych razach sam należał już wprawwdzie da przeszł'Ości w chwili impulsu, ale ;gtał się mniejszym od przedmiotu B dopiero później, z chwilą pawstania pewnegO' skutku impulsu, czyli właśnie w chwili właściwej przedmiotowi B. Wszak niejeden człowiek zasłużony staje się sławnym dopiero pa śmierci, więc pospalite są przykłady, że z jakimś przeddmiotem dzieje sięcaś pa okresie czasu jego istnienia: dzieło może zatem należeć do innej chwili niż twarzywa. Otóż nie, nie. Uchylamy takie efektowne paradoksy, produkty werbalnej spekulacji. Naszym zdaniem, nie jest się bynajmniej sprawcą wszystkich faktów, które można wywnioskawać z tegO', czegO' się jest sprawcą, przez porównanie lub tylko zestawienie myśloowe z czymś innym, a jest się sprawcą tylko tego, cO' nastąpiła pa impulsie dowolnym mocą jakiejś prawidłowaści następstwa zdarzeń. Nie można tedy działać wstecz. Rekordzista sprawił, że

35

oszczep upadł a n metrów od miejsca wyrzutu. Nie był on nataamiast sprawcą tegO', że ów dystans jest większy ad dystansu m osiągniętegO' przez jego poprzednika. Nie był sprawcą teg'O, choć z porównania obu dystansów można było wywniaskować ich różżnicę. Prawdą jest natomiast, że sprawił on nadto, iż niektórzy ludzie wiedzący o wyczynie poprzednika dawiedzieli się też o jegO' wyczynie i że się w ich umyśle zrodziła uświadomienie różnicy tych wyczynów.

Bez żadnych wyjaśnień mówiliśmy dO'tychczas o "czyimś" impulsie dowolnym, o sprawcy jako a tym kimś, czyj impuls dowolny jest przyczyną danegO' zdarzenia, i sądzimy, że czytelnik nie odczuwa potrzeby wyjaśnień, które by dotyczyły pojęcia "kogoś", pojęcia podmiotu działającego. Poprzestańmy więc na oznajmieniu, że rozumiemy pojęcie podmiotu działającego' tak, jak się je rozumie w życiu codziennym. Podmiot działający - to żywy osobnik z krwi i kaści, chcący tego lub owego i poruszający się tak lub owak lub wysilający się myślowo, aby osiągnąć to, czego chce.

Po tych wszystkich omówieniach pojęć i słów bardzO' juz łatwa jak najlakaniczniej odpowiedzieć na pytanie, czym się charakteryzuje czyn prosty. Przez czyn prosty rozumiemy miaanowicie czyn jednoimpulsowy. Wszystkie wspomniane w niniejjszym rozdziale przykłady działań były przykładami takich wlaś··nie czynów.

III. DZIEŁO, WYTWÓR, TWORZYWO

Jakąkolwiek ktokolwiek wykonywa zewnętrzną robotę, zaawsze jest wówczas jakiś sprawca, jakiś im_puls dowolny, jakieś tworzywo, jakiś wytwór, jakieś narzędzie lub narząd, jakiś spoosób działania, jakiś cel, jakieś dzieło. Te to pojęcia będziemy się starali wyraźnie sobie uprzytomnić na przykładach czynów prostych. Niektóre ze wspomnianych elementów omawiało się już po trosze przy klarowaniu pojęć sprawstwa i czynu prostego, na inne dopiero teraz przyjdzie kolej.

Co do sprawcy, to narzuca się pytanie, kto może być sprawwcą, czy tylko istota ludzka ... Naszynl. zdaniem - nie tylko. Jeesteśmy przeświadczeni, że szympans sięgający kijem po banan, pies chwytający intruza zębami za połę, ptak wkładający pisklęęciu pokarm do otwartego dzioba wykonują pewne czyny proste, i w ogóle że zwierzęta działają i bywają mistrzami dobrej roboty, której mistrzostwu nieraz trudno dorównać. Mamy na myśli choociażby ptasze wicie gniazd, bobrów inżynierię wodną itp. Wszeelako głównym terenem naszych dociekań będzie świat działallności ludzkiej, świat rozmaitych czynów człowieka. Z ludżmi bowiem jedynie możemy się porozumiewać przy pomocy języka, niezastąpionego informatora i niezastąpionego organizatora najjwyższych rozwojowo form działania naj intensywniej zracjonali-

zowanego.

Pojęcie impulsu dowolnego zajmowało już naszą uwagę· To, co się powiedziało w tej materii, doraźnie uzupełnimy stwierrdzając, że impuls dowolny nlOże być aktem większego lub mniejjszego wysiłku i że męczarnia wielkiego wytężenia, poczucie truudu lub choćby tylko oporu nie są istotne dla pojęcia impulsu dowolnego jako takiego; obejmuje ono zarówno przypadki pod-

37

noszenia ciężkiej bryły, jak też przypadki mówienia za pomocą nikłych poruszeń narzqdów mownych.

Rodzaj, rozmiary, doniosłość dzieła nie zależą wedle żadnego stałego prawa ani od obiektywnej, ani od subiektywnej intennsywności impulsu, co nie wyłącza pewnych cząstkowych związzków tego rodzaju w poszczególnych układach i sytuacjach, taakich np., jak zależność osiągniętego dystansu w rzucie oszczeepem od siły wyrzutu. Tak twierdzimy, a nie przypatrzyliśmy się jeszcze dość dokładnie ogólnemu pojęciu dzieła. Dziełem jest wszelki skutek przyczyny będącej impulsem dowolnym, a skuutek - to wszak zawsze jakieś zdarzenie. Tak więc np. zadźwięczenie dzwonu jest dziełem dzwonnika, który dowolnie szarpnął linę; spłonięcie substancji palnej - dziełem osobnika, który ruuchem dowolnym przybliżył do niej ogień (chociażby nie zdawał sobie sprawy z tego, czym grozi np. dowolne pmzucenie niedoopałka obok sterty słomy), naszym jest dziełem radość lub rozpacz bliźniego, któremu dowolnym ruchem języka udzieeliliśmy ,określonej wiadomości. Mówi się wprawdzie np., że p,ommnik Kopernika w Warszawie - to dzieło T h o r v a l d s e n a, chociaż posąg nie jest zdarzeniem. Tak się mówi i nie zamieerzamy nikogo skłaniać do zmiany podobnego sposobu mówienia w życiu potocznym. Jednak próbując robić teorię działania skuutecznego i krystalizując w tym celu rozlewne nieraz pojęcia obieegowe, zamierzamy w tym punkcie ograniczyć zachłanność zakreesową terminu "dzieło" i nie nazywać nigdy dziełami żadnych ciał, zachowując dla nich miana przetworów, wyrobów, wytworów, utworów itp.

Wszelkie dzieło jest jakimś zdarzeniem i podział zdarzeń na zmiany i stany rzeczy przenosi się na dzieła. Bywają więc dzieła kinetyczne, czyli zmiany, oraz dzieła statyczne, czyli stany rzeeczy, a więc zdarzenia polegające na tym, że coś trwa w ciągu całej określonej chwili bez zmiany pod danym względem. Poodane tuż wyżej trzy przy kłady dzieła należały do pierwszej kaategorii. Nietrudno postawić obok nich przykłady dzieł drugiego rodzaju. Model pozujący malarzowi wysila się, by zatrzymać przez czas jakiś taką samą pozycję, i to właśnie trwanie w pozy-

38

cji niezmienionej jest jego dziełem. Przykręcamy odpowiednio kran rury gazowej, by utrzymać w należytych granicach cieepłotę wody podgrzanej płomieniem gazowego palnika. I tutaj jednym z dzieł będzie zachowanie ciepłoty w tych granicach przez czas jakiś. Aby nie mącić ciszy, zamykamy drzwi od po··koju, gdzie ktoś odpoczywa. Jeśli ten zabieg w danych okoliczznościach wystarczy, utrzymanie ciszy będzie dziełem tego, kto zamknął drzwi. Będzie ono zresztą jego dziełem także, jeżeli zamknął drzwi z innego powodu, ponieważ - jak już powiedzieeliśmy - to, czy dane zdarzenie jest, czy nie jest dziełem danego sprawcy ze względu na dany jego impuls dowolny, nie zależy od tego, czy dążył on do jego urzeczywistnienia, czy miał je na celu; a dotyczy to zastrzeżenie zdarzeń wszelkich, zarówno kineetycznych, jak statycznych.

Wymieniony podział zdarzeń, a więc i dzieł, nie pokrywa się z podziałem ich na zdarzenia, resp. dzieła, które chcielibyśmy nazwać permutacyjnymi, oraz zdarzenia, resp. dzieła, dla któórych proponujemy nazwę perseweracyjnych. Pierwsze - to zmiany prowadzące od jakiegoś stadium początkowego danego obiektu pod danym względem do innego stadium końcowego tego obiektu, a dochodzą do skutku takie zmiany bądź przez to, że się coś do danego obiektu dodaje, bądź przez to, że się coś Odel'l odejmuje, bądź przez to, że się ów dany obiekt przekształca, a wszystkie te możliwości mogą zachodzić zarazem; gdy drugie to wszystkie takie zdarzenia, iż podległy im obiekt znajduje się w końcu pod danym względem w takim samym stadium, w jakim się znajdował na począ;tku. Przekręcam klucz i dzięki temu drzwi, które były otwarte, stały się zamknięte - oto przykład czynu prostego, gdzie skutek jest dziełem permutacyjnym. A oto, dla antytezy, okazowe dzieła perseweracyjne: uderzona kula bilarrdowa rusza ze swego miejsca, obija się parokrotnie o bandę i zaatrzymuje się na tym samym miejscu, skąd ruszyła. Dziełem perrseweracyjnym będzie tutaj podróż owej kuli. Ktoś postawil: książkę na pólce bibliotecznej i stoi ona potem w ciągu późźniejszych godzin. Dziełem perseweracyjnym będzie w tym przyypadku owo stałe znajdowanie się tej ksi3,żki na tym miejscu

39

o tym czasie. Podaliśmy dwa przykłady, by zwrOCie uwagę czyytelnika na to, że dwie zdarzają się odmiany dzieł perseweracyjjnych. Są to bądź zdarzenia statyczne, bądź te spoś,ród kinetyczznych, które tę mają wspólność ze statycznymi, iż stadium końcowe jest w nich powtórzeniem stadium początkowego. W zdarzeniach statycznych stadium początkowe trwa cały czas i dlatego tak samo jest na końcu, jak było na początku, w zdarzeniach kinetycznych natomiast zmieniająca się rzecz wraca do fazy wyjściowej oddbiegłszy od niej przejściowo.

Teraz jesteśmy przygotowani do zastanowienia się nad rozzmaitością dzieł z uwagi na pozytywny lub negatywny charakter końcowego fragmentu zdarzenia w zestawieniu z jego fragmenntem początkowym. Dzieła bywają konstrukcyjne lub destrukcyjjne, zachowawcze lub zapobiegawcze. Pierwszy' z tych podziałów przebiega w obrębie dzieł permutacyjnych, drugi - w obrębie dzieł perseweracyjnych. Konstrukcyjne jest dzieło z danej chwili zawsze i tylko wtedy, jeżeli polega na wyposażeniu określonego przedmiotu w cechę, której on na początku tej chwili nie posiaadał. Destrukcyjne - jeżeli polega na pozbawieniu danego przeddmiotu takiej cechy, którą on na początku chwili dzieła posiadał. Ilekroć sprawiamy, że 'coś na końcu danego okresu czasu ma cechę, którą miało na początku tego okresu - wówczas dzieło przypadające na ten okres czasu jest dziełem zachowawczym. Ilekroć wreszcie tak się dzieje skutkiem naszego impułsu dowollnego, że ten a ten obiekt nie ma tej cechy na końcu oznaczonego odcinka czasu, której na początku tego odcinka czasu też nie miał, tylekroć nasze dzieło, którego chwilą jest ten właśnie odcinek czasu, nosi charakter zapobiegawczy (inaczej - profilaktyczny). A rzecz jasna, iż wszystkie te ostatnie cztery roz'różnienia są względne, iż odnoszą się one zawsze do tej, a nie innej cechy. Dana rzecz ze względu na pewną określoną cechę zmieniona konstrukkcyjnie, np. doprowadzona do danej temperatury, może być ze względu na inną cechę zmieniona destrukcyjnie, mp. może stać się martwą z żywej. Tu miejsce na rozważenie pojęcia naprawy, reeperacji. Mówi się o naprawie wtedy i tylko wtedy, kiedy dzieło konstrukcyjne z chwili t2 - t3 jest częścią zdarzenia zachowaw-

40

czego z chwili t1 - t3 (gdzie t2 jest chwilą impulsu, czas biegnie w kierunku rosnących wskaźników) i kiedy w chwili t3 obiekt działania ma dzięki temu działaniu cechę cenną dla działającego, którą miał w chwili ti przed jego impulsem, lecz której nie miał już w chwili t2, chwili impulsu. Przykład: w ti sprężyna zegara była nienaruszona, w t2 - pęknięta, w ta - znowu cała.

Zanotujemy kilka przykładów dzieł konstrukcyjnych. Oto lampa zaczęła świecić po naciśnięciu guzika elektrycznego (konnstrukcja ze względu na świecenie). Oto ból nastąpił po ukłuciu (konstrukcja ze względu na doznawanie bólu). Zwracamy uwaagę, że konstrukcyjność danego dzieła ze względu na daną cechę, w rozum.ieniu powyżej wyłuszczonym, polega wyłącznie na stoosunku między przysługiwaniem określonej cechy danemu przeddn1.iotowi w fazie końcowej, a nieprzysługiwaniem mu tej cechy w jego fazie początkowej, nie zależy zaś ani od dodatniego, czy też ujemnego charakteru owej cechy (czy to w sensie pozytywwności jej lub negatywności, czy to w sensie zasługiwania na przyyjęcie lub odrzucenie), ani też od tego, co było celem sprawcy. Tak więc w przypadku rozbicia szyby kamieniem, zarówno jeśli rozbicie jej było umyślne, jak też jeśli było nie zamierzone, dzieło polegające na powstaniu otworu w szybie jest konstrukcyjne ze względu na cechę "dziurawości?' (sit venia verbo), choć destrukkcyjne ze względu na cechę "całości" (że szyba była "cała", a teeraz nie jest taka).

Gdy dzieło ze względu na daną cechę jest konstrukcyjne,

nazwiemy też konstrukcyjnym ze względu na tę cechę samo zachowanie się sprawcy i będziemy przeto mówili o czynie konnstrukcyjnym ze względu na daną cechę. W ten sposób uogólniamy sens odpowiedniego terminu, w rozumieniu zwykłym, ponieważ w tym zwykłym rozumieniu, mówiąc o czynach konstrukcyjnych, marny na myśli odniesienie wyłącznie do tej cechy, o której naadanie chodziło sprawcy tego nadania. A trzeba nadto dodać, że nie zawsze mowa zwykła nazwie dany czyn konstrukcyjnym, ilekroć się zmierzało do nadania czemuś jakiejś cechy. Wtedy dopiero mowa zwykła upatruje w czynie znamię konstrukcyjnoości, gdy polega on na pewnej syntezie, na pewnym zesta~vvieniu

41

rozpierzchłych przedtem części składowych w całość przedmiotu złożonego. Więc np. potrząśnięcie gałęzią, by strącić jabłka, nie byłoby czynem konstrukcyjnym w tym węższym zakresowo sen·~ sie, natomiast ułożenie kwiatów w bukiet miałoby charakter konnstrukcji.

Analogiczne wyjaśnienia i zastrzeżenia mają walor w stoosunku do koncepcji dzieła i czynu destrukcyjnego. Istotny jest tu jedynie stosunek między fazą końcową a fazą początkową dzieła. Gdy obiekt podległy zmianie miał przedtem daną właasność, a potem jej nie miał, i gdy ta zmiana była dziełem naaszym, wówczas dzieło ze względu na tę własność było destrukkcyjne, czyn był destrukcyjny, jakakolwiek by była owa właasność, w szczególności - pozytywna czy negatywna. Ktoś spęędził muchę z czoła machnięciem ręki. Wprawił przeto ową muchę w lot, więc ze względu na własność znajdowania się jej w locie wykonał czynność konstrukcyjną. Zarazem jednak pozbawił się swędzenia na czole i ze względu na własność doznawania swęędzenia wykonał w stosunku do siebie samego czynność destrukkcyjną w tym ogólnym, ogólnotechnicznym rozumieniu destrukkcyjności, chociaż - oczywiście - nie można by było trafnie nazwać jego działania destrukcją w rozumieniu mowy zwykłej. Ta bowiem wiąże z pojęciem destrukcji jakiś element rozbijania rzeczy złożonej, i to rozbijania o charakterze niszczycielskim. Rozmontowanie aparatu przedsięwzięte dla jego naprawy nie będzie destrukcją w tym rozumieniu potocznym, będzie nią naatomiast porąbanie szafy na opal. Jednak pod pewnym względem obiegowe pojęcie destrukcji wydaje się luźniejsze od obiegowego pojęcia konstrukcji, wydaje się bowiem luźniej związane z zaamierzeniami podmiotów działających. Gdy bowiem o zachowaniu się konstrukcyjnym mówi się bodaj tylko ze względu na zamieerzone wyposażenie danego materiału w określone właściwości, destrukcję upatruje się nieraz także w przypadkach niezamieerzonego zniszczenia jakiejś struktury, np. stłuczenia kruchego obiektu, upuszczonego na ziemię niechcący.

Dzieła zachowawcze, inaczej konserwacyjne - a stosownie do tego także czyny zachowawcze, konserwacyjne - bywają

42

dwóch rodzajów, co wynika wyraźnie z poczynionych wyze] rozróżnień. Wszak rubryka zdarzeń zachowawczych obejmuje z jednej strony ogół zdarzeń statycznych, z drugiej zaś stroony _ pewne zdarzenia kinetyczne: z jednej strony wszystkie (w 'Obrębie dzieł) przypadki trwania bez zmiany pod danym względem, z drugiej niektóre przypadki zmian. Znane są roz··maite aparatyautoregulacyjne, np. piece regulujące temperaturę paleniska w ten sposób, że utrzymuje się ona przez cały określony odcinek czasu w jednakiej mniej więcej wysokości. Otóż, ilekroć ktakolwiek działa w podobny sposób, uprawia konserwację pierwwszego rodzaju (a oczywiście uprawia ją i palacz ogrzewający poomieszczenie przy pomocy takiego pieca). Pamiętajmy wszelako, że statyczność zdarzenia nie jest bynajmniej tożsama z trwaniem jakiegoś przedmiotu w nieruchomości. Trwanie w nieruchomości względem danego układu odniesienia - ta tylka paszczególny przypadek trwania bez zmiany pod danym względem. Jeżeli struuna lub gwizdek syreny drga jednastajnie w ciągu tej a tej minuty, wydając stale tan 'O tej samej wysokości, ta dźwięczenie 'Owa jest też zdarzeniem statycznym, choć polega na stałym utrzymywaniu się pewnego właśnie ruchu. Więc też podtrzymanie nadal razzbrzmiałega już tonu sygnalizacyjnego może być dobrym przyykładem dzieła konserwacyjnego pierwszego rodzaju, pod'Obnie jak podtrzymanie nadal przez 'Odpowiedni nacisk na kierownicę kierunku i tempa posuwania się naprzód rozpędzonega pojazdu.

Drugi rodzaj dzieł i czynów zachowawczych stanawią dzieła i czyny perseweracyjne kinetyczne, kiedy zmiana pad danyxl1 względem polega na przywróceniu w fazie końcawej status quo ante z fazy początkawej, który to status quo ante nie utrzymywał się w międzyczasie. Dla plastycznega unaocznienia różnicy między zdarzeniami poprzedniega rodzaju a takimi, o jakich teraz mowa, posłużymy 'się 'Obrazem zegarów. Zaniedbany, nie nakręcony zegar na wieży pokazuje stale tę samą gadzinę, np. szóstą· Weźmy pod uwagę okres czasu od godziny szóstej rano da gadziny szóstej pa pałudniu włącznie. Ten 'Okres czasu jest chwilą zdarzenia statyczznego, będącega trwaniem wskazówek zegara w tej samej pozycji od szóstej rano do szóstej pa południu (które to zdarzenie jest

43

z kolei fragmentem dłuższega zdarzenia statycznego o tej samej charakterystyce ze względu na pałożenie wskazówek). Jakże się zachowuje w ciągu tej samej dwunast'Ogodzinnej chwili którykallwiek zegar dobrze idący? Wskazówki takiego zegara w paczątkoowej minucie tego 'Okresu czasu pokażą na tarczy godzinę szóstą, potem przejdą da innych kolejnych położeń, by wreszcie w ostaatniej minucie powrócić d'O pazycji wyjściawej, wskazują:cej znowu godzinę szóstą. Nie jest ważne w tym zestawieniu, że pierwszy z tych zegarów był zepsuty lub nie nakręcany, a drugi dzielnie spełniał zadanie informatora. Interesuje nas to, jaka była budawa przeciwstawionych sobie zdarzeii, i tuszymy, że teraz już zarówno podobieiistwo zdarzeii statycznych i zdarzeń kinetycznych perseeweracyjnych, jak też różnica między nimi zastały jako taka uwyydatniane. Podamy dla zupełnej pewności jeszcze parę przykładów. Ilekroć skutkiem naciśnięcia pedału koło pędne maszyny (np. maaszyny do szycia) wykonywa pełny 'Obrót wracając da pozycji wyjściowej, tylekroć zachodzi ze względu na połażenie tega koła zdarzenie kinetyczne perseweracyjne, tylekrać mamy do czynieenia z dziełem zachowawczym i czynnostką zachowawczą drugiega rodzaju. Padobnie ilekroć naciskając klawisz maszyny da pisania sprawiamy, że odpawiedni pręt uderza w taśmę i cofa się do narrmalnega, spaczynkawega położenia, tylekroć z jednej strony doochadzi da skutku pewne dzieło konstrukcyjne (w pastaci 'Odbicia 'Określanej litery na arkuszu papieru), z drugiej zaś - pewne dzieła zachowawcze drugiego radzaju ze względu na wyjściawe i koiicowe n'Ormalne pałażenie owega pręta.

Pozostaje do 'Omówienia kategoria dzieł. zapobiegawczych, inaczej profilaktycznych. I tu - podobnie jak w rubryce dzieł zachowawczych - mamy dwa radzaje dziel, a to ze względu na charakter dziela kinetyczny lub statyczny. Jeżeli dany skutek danega impulsu dow'Olnega jest zdarzeniem mającym charakter przejścia od sytuacji niepasiadania przez dany przedmiat danej cechy do sytuacji nieposiadania przezeń tej cechy, poprzez fazę, w ciągu której ten przedmiat choćby tylko przez pewien czas tę właśnie cechę posiadał, w takim razie zdarzenie to jest dziełem zapobiegawczym kinetycznym. Jeżeli zaś dany skutek danego

44

impulsu dowolnego jest zdarzeniem mającym charakter ciągłego nieposiadania przez dany przedmiot danej cechy, wówczas dzieło jest zapobiegawcze a zarazem statyczne. Przykłady dziel pierwwszego rodzaju obejmują wszystkie przypadki przywrócenia neegatywnego stanu rzeczy i tylko takie przypadki, np. zasłonięcie miejsca zrazu nie oświetlonego, skoro znajdowało się ono później przez jakiś czas pod działaniem światła. Przykłady dzieł drugiego rodzaju - to wszelkie przypadki utrzymania początkowego negaatywnego stanu rzeczy i tylko takie przypadki, np. jeśli się zamyka celę więzienną i więzień pozostaje nadal pozbawiony możności poruszania się poza jej terenem.

Trudno nie przyznać, że o czynnościach zachowawczych i czynnościach zapobiegawczych mówi się zazwyczaj wyłącznie ze względu na dzieła zamierzone, kiedy działało się po to, by jaakiś stan rzeczy dla kogoś pożądany zachować, lub kiedy działało się po to, by nie dopuścić do zmiany na gorsze istniejącego, poożądanego dla kogoś stanu rzeczy. Tak np. w dziedzinie medycyny zabiegi higieny służą do utrwalania odporności ustroju, zabiegi profilaktyki stosuje się np. po to, by nie dopuścić do schorzenia ustroju. My zaś wprowadzając taką klasyfikację dzieł, jak wyyżej, rozszerzyliśmy zakres stosowania terminów "dzieło zachoowawcze" i "dzieło zapobiegawcze", 'Obejmując tymi terminami także i dzieła nie zamierzane. Padobnie było z terminami: "dzieło kanstrukcyjne" i "dzieło destrukcyjne". Mówi się tedy zazwyczaj o działaniach (czynnaściach) zachawawczych, zapabiegawczych, konstrukcyjnych, destrukcyjnych i tak dalej, i rozumie się przez ta, że wywierając dany impuls dawolny miało' się w zaamiarze skutki o charakterze zachawawczym, zapobiegawczym, kanstrukcyjnym, czy też destrukcyjnym etc. My zaś relatywizuujemy pajęcie takiej a takiej czynnaści uznając, że dany paszczeególny impuls dawolny stanowi taką a taką czynność ze względu na ten a ten spaśród swych skutków, czyli ze względu na to a to spośród dzieł dzięki niemu powstałych, i tenże sam poszczególny impuls dowolny stanowi inną znowu czynność ze względu na inny spośród swych skutków, czyli ze względu na inne spośród dzieł dzięki niemu powstałych. Np. wystrzeliwszy w stranę jastrzębia,

45

który ścigał gołębia, strzelec wykonał czynność destrukcyjną ze względu na to, że jastrząb postradał życie, czynność konstrukcyjjną ze względu na to, że ktoś usłyszał huk, czynność zapobiegawwczą ze względu na to, że gołąb dzięki strzałowi nadal nie znajdoował się w szponach napastnika, wreszcie czynność zachowawczą np. ze względu na to, że jastrząb, chociaż w stanie martwym, został tu właśnie (a byłby odleciał dokąd indziej, gdyby nie było strzału). I to wszystko niezależnie od tego, co leżało w zamiarach strzelca. Dokonanie rozszerzenia zakresów i relatywizacje są nam potrzebne dlatego, że interesujemy się naj rozmaitszymi skutkaami impulsu dowolnego, a nie tylko skutkami zamierzonymi. Prawdą jest jednak, że skutki zamierzone mają prawo niejako do tego, by się prakseolog nimi interesował w sposób specjalny, i dlatego chociażby wypadnie zastanowić się z kolei bliżej nad tą ich odrębnością.

Dane zdarzenie było celem sprawcy danego impulsu dowollnego zawsze i tylko, jeżeli wysilił się on po to, by to właśnie zdaarzenie nastąpiło, np. nacisnął dzwonek po to, by dowiedziano się, że ktoś prosi o otworzenie drzwi. Termin "cel" tłumaczymy tedy definicyjnie przez odniesienie do zwrotu spójnikowego "po to, by".

Tak właśnie czyni np. Eugeniusz G e b l e w i c z w artykule pt. Analiza pojęcia celu l. Wszystko, co było celem sprawcy daneego impulsu dowolnego, było też przezeń zamierzone, lecz nie tylko to, gdyż zamierzone było wszelkie takie zdarzenie, które sprawca przewidywał jako jeden ze skutków swego impulsu, choćby wyywarł impuls dla innego celu. Np. rozlegnięcie się huku było zaamierzone, choć nie było celem myśliwego, gdy strzelał. Ba, mogło być nawet niezgodne z tym, czego by on pragnął. Można też, oczywiście, charakteryzować dany impuls dowolny jak-e·· taką, a nie inną czynność ze względu na dzieło, które bylo jej celem, lub ze względu na któreś z dzieł zamierzonych, nawet jeżeli cel nie został urzeczywistniony, nawet jeżeli owo dzieło zamierzone nie doszło do skutku. Powiemy wtedy, np., że dana czynność ze

1 "Przegląd Filozoficzny", 1932, z. III-IV.

46

względu na dane dzieło zamierzone była jedynie zamierzoną czynnnością konstrukcyjną, jeżeli dzieło zamierzone miała charakter konstrukcyjny.

Tyle o pajęciu dzieła i tegaż pajęcia 'Odmianach. Z kalei paajęcie wytvvaru wymaga paświęcenia mu chwili uwagi. Jakże je ująć w całej agólnaści? U czynimy to 'Opierając się na pajęciu dzieeła. Dzieło jest zawsze zdarzeniem, a zdarzenie jest zawsze bądź zmianą jakiejś rzeczy, bądź stanem jakiejś rzeczy. Otóż, przez wytwór danega sprawcy ze względu na dany jego impuls dowallny rozumiemy wszelki przedmiat (rzecz, 'Obiekt - ta to sama, tylko różnica słów), którego stan lub którego zmiana były dzieełem tega sprawcy ze względu na ten impuls dawalny. Zamiast mówić: "którego stan lub którega zmiana", należałoby właściwie pawiedzieć zwięźlej: "którego zdarzenie", i jeżelicafamy się przed takim pawiedzeniem, ta jedynie z pawodu przyzwyczajeń językawych, z którymi niepadobna się nie liczyć. Wszak nie przyyjęto mówić po palsku: "zdarzenie danego przedmiatu". Nie paatrzebujemy dodawać, że nasza definicja wytwaru 'Obejmuje zaarówno wytwary umyślne, jak i nieumyślne. Mieczysław Wall i s na stranie 13 książki pt. Wyraz i życie psychiczne (Wilna 1939) praponuje nazywać "twarami" wytwory zamierzane, a "śladaami" - powstające ubacznie w związku z nimi wytwory nie··zamierzone.

Dla 'Oznaczenia wytwaru mawa zwykła używa różnych termiinów w zależnaści od twarzywa, od 'Obiektu apracawywanego, 'Od spasabu działania. Mówi się a wytworach, przetworach, produkktach, wyrabach, utwarach, artefaktach itp. Będziemy się starali nieco później wyróżnicawać rale znaczeniowe tych nazw, a jedną z nich - mianawicie termin "wytwór" - 'Obieramy sobie, aby służyła w rali terminu obejmującego wszystkie inne i tak ogóllnego, jak tego wymaga definicja przed chwilą zbudawana. Wyytwarem drwala będzie para szczap, ten przedmiat złażony, paawstały skutkiem rozłupania palana ciosem siekiery. Wytwarem. piszącego - w przytaczaniu przykładów staramy się trzymać zakresu czynów prostych - będzie np. krapka wypisana (lub kleks zrobiany niechcący), gdyż jest to porcyjka atramentu, któ-

47

rej znalezienie się na papierze, i to w pastaci 'Okrągławej grudki, było dziełem piszącego. Ale wytworem w tym naszym tak bardzo 'Ogólnym znaczeniu będzie też np. asobnik, którego strażnik zaatrzymał słowem "stój"! Ow 'Osobnik - to wytwór strażnika ze względu na impuls dowolny, dzięki któremu dało się słyszeć weezwanie do zatrzymania się i dzięki któremu w dalszym toku zdaarzeń doszła da skutku pewna zmiana, mianowicie zatrzymanie się owego osabnika, a przedmiatem tej zmiany był sam ów zatrzyymany asabnik. Rzecz jasna, iż 'Obiekt będący wytworem danego sprawcy ze względu na dany jego impuls dawolny maże być też jego wytwarem ze względu na inny jego impuls dawolny (jeżeli np. ów strażnik nie tylka zatrzymał słowem przechadnia, ale go przy tym uderzył). Tenże sam 'Obiekt maże być też wytworem daanego asabnika ze względu na kampleks jega impulsów dowalnych (a czym później) i wtedy dopiero mówi się w stosunkach pataczznych, chać i wtedy nie zawsze, że caś jest czyimś wytwarem. Ba, ów ktoś, czyim coś jest wytworem, maże być nie 'Osobnikiem, lecz kolektywem działającym. Ale nie wybiegajmy zbytnio naprzód. W chwili 'Obecnej interesują nas czyny praste, jednoimpulsowe. Zdajemy sobie sprawę z tego, że rozciągając pojęcie wytworu na 'Obiekty dzieł takich czynów 'Odbiegamy daść daleka od linii graanicznych tega terminu w jego zwykłym uży,tku. Ale potrzebny nam jest nieodzownie termin dość 'Ogólny i nie widzimy lepszego.

Od pajęcia wytworu ścieżka analizy prawadzi wprast do pojęęcia twarzywa, czyli tega, z czego urabiany zastał wytwór. lato mamy już definicję pajęcia twarzywa podaną w skrótowej forrmie. Wyrażając ją dokładniej pawiemy tak: twarzywo ze względu na dany impuls dawolny danega osobnika i ze względu na dane jego dzieło jes,t ta pewien 'Obiekt z chwili 'Od początku impulsu do ukończenia dzieła, z którego to 'Obiektu powstała rzecz będąca wytwarem ze względu na to dzieła, innymi słowy, jest to obiekt przerabiany na ten wytwór. Wytwór bawiem zaczyna istnieć, gdy dzieło została spełnione, gdy minęła chwila tego dzieła, np. skońńczył się praces rozpadania się uderzonego siekierą polana na parę szczap. To mieliśmy na myśli używając w definicji wytworu forrmy czasu przeszłego. Palano zaczyna być twarzywem dla drwala,

48

gdy ten zaczyna wywierać impuls dowolny (upraszczamy sytuację traktując akt rozrąbania polana jako czyn jednoimpulsowy), a przestaje być tworzywem, gdy 'Omawiane dzieło drwala, mianoowicie praces rozpadania się tego polana na parę szczap, dobiega końca. To, co istnieje potem, a co powstała z palana, nie jest już twarzywem dla drwala ze względu na ów akt rozrąbania, lecz jest jego wytwarem. Z drugiej zaś strany, polano sprzed paczątku 'Owego impulsu drwala, czyli to, z czego powstało tworzywo, sama nie było tworzywem. Był to dapiero materiał na tworzywo. Moożemy sabie materiał na tworzywo nazywać twarzywem potencjallnym. Obejmiemy przy tym nazwą materiału na tworzywo lub nazwą tworzywa patencjalneg'O np. całaść płata tkaniny, którego część zastała przerobiona na płaszcz, a nie tylko tę właśnie część plata tkaniny. Tak w przykładach z krawiectwa, a podobnie w 'Ogóle. Chodzi o to, z czego działający mógł wybrać którąkallwiek część, by ją przerobić na wytwór zamierzony. Słusznie jest też pawiedzieć, że wszelki wytwór jest przetworem własnega twaarzywa, przetworem tega, z czego pawstał, co było fazą bezpośreddnio wcześniejszą zmieniającej się rzeczy, której to zmieniającej się rzeczy fazą jeszcze wcześniejszą był'O twarzywo potencjalne.

Inny przykład. Pociągnięto za sznur i dzwon zadźwięczał. Ten dzwon z okresu czasu ad któregakolwiek momentu początkowego do momentu szarpnięcia sznura był materiałem na tworzywo dla dzwonnika ze względu na zadźwięczenie dzwanu. W 'Okresie czaasu ad początku szarpnięcia do zakańczenia dźwięczenia - był tworzywem ze względu na ten impuls i na to dzieła. W tej zaś chwili zaczął być z tegoż względu wytwarem, 'Obiektem, który zyskał nową cechę: stał się takim dzwonem, który był zadźwięęczał (jakżeby się tutaj przydało starogreckie perfectum l). Jasne jest, że ze względu na ten sam impuls dowolny dzwonnika, lecz ze względu na inne jego dzieło, inaczej się rozłożą fazy dzwonu: na fazę materiału na twarzywo, fazę tworzywa i fazę wytworu. Mianowicie np. ze względu na dzieło będące pracesem uderzenia serca dzwanu o jego klosz pierwsza faza zostaje bez zmiany, druuga się kończy w momencie dokonanego uderzenia i wtedy też zaaczyna się trzecia faza, kiedy dzwon dźwięczący zrazu od uderze-

49

nia, a patem - cichnący i zacichły wreszcie - jest wytwarem. I tu znowu trzeba stwierdzić, że nasze rozumienie wytwaru jest wyraźnie szersze ad patacznega. Albawiem wrazumieniu potaczznym nie tylko 'Ogranicza się, na ogól przynajmniej, użytek tego terminu do osiągnięć działań wieloimpulsowych, lecz nadto widzi się wytwory tylko w rzeczach razważanych ze względu na dzieło zamierzone, jeżeli przy tym wyniku dokonanego dzieła dany obiekt zyskał własność zamierzoną. Uważa się ten obiekt za wyytwór, odkąd 'i dopóki tę cechę posiada. Np. wytwarem fabryki puudełek jest pudełko, skaro sklecano umyślnie w taką właśnie caałaść deseczki składowe, a przestaje ono być wy twa rem tej fabryki, gdy się rozpadnie na części.

Mówi się też wprawdzie i a wytworach nieudanych, gdy np. zegarmistrz chciał zrabić chodzący dobrze zegarek, a ten właśnie jega artefakt nie chce dobrze chodzić. Ale wówczas nazywa się dany obiekt wytworem, zapewne bądź co bądź, ze względu na urzeczywistnione w nim własności zamierzone, a nieudanym naazywa się go dlatega, że się zamierzało nadać mu jeszcze inne ceechy bez powodzenia. Tak np. ów źle chodzący zegarek pad ciąga się pad miano wytwaru nie dlatego, że źle chadzi, lecz dlatego, że jest bądź co bądź zegarkiem (a zegarmistrz chciał właśnie zegarek zrobić, nie co innego). To, co mawa zwykła wyłącznie nazywa wyytworem, będzie i dla nas wytwarem, lecz wytworem specjalnym, mianowicie wytwarem ze względu na urzeczywistnione dzieło zaamierzone i pasiadającym w wyniku tego dzieła własnaść zamieerzoną·

Dla wyjaśnienia pewnych rzeczy w sprawie tworzywa byyliśmy zmuszeni pawrócić jeszcze na chwilę do wytworu. Atoli teraz znowu zajmiemy się bezpośrednio twarzywem, o którym pozostała jeszcze to i 'Owo do powiedzenia. Odróżniliśmy już twoorzywo od materiału na twarzywo. Stosując to odróżnienie do przykładu z zakresu krawiecczyzny, nazwiemy tworzywem płaszzcza to, czego płaszcz jest przetworem z okresu czasu, kiedy ów płaszcz był w robocie, a sztukę tkaniny, z której wycięto części na płaszcz, zwój nici, z którego urwana kawałki wszyte w szwy itp., nazwiemy materiałem na tworzywo płaszcza, krócej - materia-

4 - T. Kotarbillski, Traktat...

50

łem na płaszcz. Jak jednak ustosunkować do zakresów przytoczo··nych pojęć zrzynki tkaniny odpadłe przy wykrawaniu z materiału tych części, które się stały tworzywem? Albo strzępy nitek odrzuucone do kosza, skoro spełniły rolę fastrygi? Toż przecie te i tamte resztki odegrały jakąś określoną rolę w wyrobie płaszcza, mimo że nie weszły w skład tworzywa płaszcza. Są to tzw. odpadki. Odróżżniliśmy więc ogólnie: materiał na tworzywo, tworzywo, odpadki. Atoli czegoś jeszcze w tym wyliczeniu bra.k: bo gdzie umieścić np. szwy, którymi chirurg zszywa ranę, by je usunąć po zagojeeniu? Wszak to ani tworzywo, z którego powstaje blizna, ani część materiału na tworzywo. Jest to tworzywo wytworu wcześniejszeego, z którego części powstał wytwór będący blizną: tym wcześniejjszym wytworem jest w danym przypadku gojąca się rana wraz ze szwem. Wszelako o tym powinniśmy mówić dopiero przy rozzważaniu elementów czynu złożonego.

Wszystkie wymienione rodzaje przedmiotów (tworzywo i maateriały) - to niewątpliwie rzeczy. Odcinamy się tedy stanowczo od rozumienia materiału, czy też tworzywa w sensie jakowychś abstraktów. Nieraz bowiem przez materiał danego wytworu roozumie się to, co zeń pozostaje, gdy pominiemy w myśli jego forrmę. Tak 'rozumiany materiał - zwykle zresztą nazywany wtedy materią w sensie metafizycznym - z pewnością nie jest konkreetem, nie jest żadną rzeczą, żadnym fizycznym obiektem, żadnym ciałem. Co do na,s, nie odczuwamy potrzeby wprowadzania poodobnego pojęcia do teorii czynu, mimo że podziwiamy inwencję i przenikliwość Arystotelesa, który przez wyróżnienie we wszellkim procesie wytwórczym materii, formy, -czynnika sprawczego i celu stał się inicjatorem analizy rzeczywistości w terminach ogólnoprakseologicznych. G a l e n dołączył do tej czwórcy poojęć pojęcie narzędzia, czy może raczej środka, jak podają U e b e rrw e g i H e i n z e na s. 331 pierwszej części dzieła pt. Grundriss der Geschichte der Philosophie (Berlin 1894).

Dyskusje na tematy poruszone w tym rozdziale doprowadziły znawców przedmiotu do wspólnego poglądu, że termin "dzieło" w roli znaczeniowej, tutaj mu przypisanej, można by nie, bez racji próbować zastąpić którymś z terminów: "skutek", "wynik", "re-

51

zultat", co pozwoliłoby zachować termin "dzieło" w jego roli obieegowej, kiedy nazywa się dziełami częstokroć też określone wytwoory, np. posągi, portrety itp. Wszelako nie harmonizuje z utartą polszczyzną mówienie o "skutku danego sprawcy", można mówić tylko o skutku czyjegoś działania, gdy używając zwrotu "dzieło danego sprawcy" nie popełnia się zgrzytu językowego. Podobne skrupuły (choć nie bez pewnych zastrzeżeń) nastręczają terminy: "wynik" i "rezultat". Nie wyrzekamy się tedy operowania nadal w niniejszym tra,ktacie terminem "dzieło" w sensie wyżej ustaloonym, ale przyznajemy chętnie, że w wielu przypadkach byłoby również na miejscu użycie któregoś z trzech rozważonych termiinów konkurencyjnych do oznaczenia zdarzenia, którego ktoś jest sprawcą· Jest ono wszak zawsze jego dziełem, a zarazem skutkiem, wynikiem, rezultatem jego działania (wywarcia, wzmożenia, osłaabienia zaprzestania impulsu dowolnego).

IV. NARZĘDZIA I POMIESZCZENIA. ŚRODKI I SPOSOBY ?

Po razważeniu pajęć wytworu i tworzywa zastanawimy się z kalei nad pajęciem narzędzia. Przez narzędzia razumierny przed­mioty, które bądź same są źródłem siły, i dziełem naszym jest, że wywierają nacisk bezpośredni lub pośredni na daną rzecz, bądź służą da przenoszenia takiego nacisku lub naszega własnega impulsu dawalnego z obiektu naciśniętego na inny obiekt, wabu zaś przypadkach - przedmiaty urabione da tego celu z zewnętrz­nego tworzywa. Takie przeniesienie bywa trzech rodzajów: bądź przeniesienie równaważne, bądź przeniesienie połączane ze wzmac­nieniem, bądź przeniesienie połączone z osłabieniem. Przykładem narzędzia przenoszącega równaważnie jest blak, dzięki któremu pa ciągnięcie za sznur przenosi się na ciężar padnoszany z zacha­waniem tej samej miary popędu (w sensie fizyki, p. t, gdzie p ­siła, t - czas jej działania). Za przykład narzędzia przenaszącega ze wzmacnieniem może służyć lewar, np. w postaci zwykłega drążka, który przenosi pęd (w sensie fizyki) ~ dłuższega ramienia na krótsze ze wzmacnieniem zależnym od stosunku długości ,ra­mion. Paszczególnym przypadkiem przeniesienia impulsu ze wzmacnieniem jest przeniesienie w dradze wyzwalenia energii (pałączane zwykle z jej transformacją), gdy np. rzucając płanącą zapałkę na zwał słamy wzbudzamy pożar, naciskając guzik elek­tryczny włączamy prąd itp. Przykład narzędzia przenaszącega impuls z 'Osłabieniem mamy w strunie z tłumikiem używanym do tega celu przy grze na skrzypcach.

Zwróćmy uwagę na ta, że bywają czyny, kiedy impuls prze­nosi się tylko na zasłanę ustawianą, utrzymywaną, usuwaną lub niedapuszczaną, bądź też za,słonę na drodze ruchu takiej zasło­ny itd. Jasne jest bowiem, choć brzmi ta paradaksalnie, że by-

53

wają czyny, przy których między sprawcą a twarzywem nie ma żadnega ani bezpaśredniega, ani paśredniega dynamicznega kon­taktu, w tym sensie, że sprawca nie naciska ani tworzywa, ani przedmiotu, który by sam z kolei naciskał ów pierl)vszy przed­miot itd. Harmanizuje ta w zupełności z tym, ca mówiliśmy wy­żej o farmach bezkontaktawych stasunku przyczyny da skutku. Odsuwając np. zasłanę okna przed wschadem słańca, sprawiamy, że po wschadzie promienie słaneczne padną na przeciwległą ścia­nę, chaciaż naciskaliśmy tylka zasłonę lub sznur, który naciskał zasłanę, a nie naciskaliśmy ani bezpaśrednio, ani pośrednia, ani owej ściany, ani owych pramieni pędzących ad słońca ku owej ścianie. W tym przypadku odsunęliśmy zasłonę, w innych przy­padkach więzi bezkantaktawej między sprawcą a twarzywem za­słana, czyli przegrada, może być właśnie ustawiona przez sprawcę między twarzywem jego czynu a obiektem sunącym w kierunku twarzywa, które wówczas bezkantaktawa chronimy przed uderze­niem: ota zwykła funkcja tarczy lub parasala. W 'Obliczu takich chociażby działań przestaje być dostateczne 'Ogólnie spotykane określenie chwili dakonania czynu jako chwili, w której impuls został nadany twarzywu. Dabre ta w przykładach takich jak wy­rzucenie pocisku uderzającega pa jakimś czasie w cel; zawodzi w przypadkach, kiedy twarzywa została uchroni 'One przez urucho­mienie zapory. Według nas - a dakananiu czynu mażna mówić w dwóch znaczeniach: w pierwszym znaczeniu dakananie czynu następuje w chwili impulsu, w drugim znaczeniu - w chwili pa­wstania wytwaru, ściślej: w drugim znaczeniu czyn nad danym twarzywem pad danym względem w danej chwili został dakona­ny za sprawą danega impulsu, ta znaczy, że ta twarzywa pod da­nym względem w tej chwili stała się wytworem za sprawą tega impulsu, a dzieje się to wtedy, kiedy w odniesieniu da owego twa­rzywa powstaje dzieła za sprawą tego impulsu.

Narzucają się dla ilustracji zasłonięć przykłady czynów zacha­wawczych lub zapabiegawczych względem zasłanianego twarzy­wa, zaś dla ilustracji odsłanięć przykłady czynów kanstrukcyj­nych lub destrukcyjnych. Jednak nie ma takiego kaniecznego związku, gdyż bywają też przypadki kanstrukcji lub destrukcji

54

przez zasłonięcie, np. uczynienie 'Otoczenia dobrze widocznym przez zasłonięcie źródła światła, które oślepiało osobę patrzącą, lub uśmiercenie przez zatamowanie dopływu pawietrza, wady lub żywności. A bywają też przypadki zachowania czegoś lub niedoopuszczenia do czegoś właśnie przy pamacy usunięcia przegrady. Np. można nie dopuścić da wyschnięcia stawu przez podniesienie zastawy przegradzającej kanał dapływowy lub zachować należytą temperaturę pomieszczenia przez 'Odchylenie zastawki wywietrzznika.

Jasne więc jest ponad wszelką wątpliwość, że bywają czyny, gdzie między sprawcą a twarzywem nie ma kantaktu dynamiczznega, i że takie bywają też czyny dochadzące do skutku przy poomocy narzędzi przenoszących impuls. Chociaż jednak narzędzie w takich razach przejmując i przekazując impuls sprawcy rówwnaważnie lub ze wzmacnieniem nie przenosi go ani bezpaśrednio, ani pośrednia na samo tworzywo danega czynu, wszelako przenosi ano ów impuls na zasłonę lub zasłanę zasłony itd.

Odróżnijmy stwierdzenie, że dany przedmiot w danym czynie pełni rolę takiego a takiego narzędzia, i stwierdzenie, że dany przedmiot jest w 'Ogóle takim a takim narzędziem. Co innego boowiem znaczy ta i tamto i bywa tak, że coś jest użyte jako narzęędzie w danym czynie, chociaż nie można słusznie powiedzieć, że w 'Ogóle jest narzędziem, albo bywa tak, że coś jest w 'Ogóle taakim a takim narzędziem, a zastało użyte w danym czynie jaka inne narzędzie. Np. mógł ktoś do rozbicia orzecha użyć przygoddnega kamienia, choć nieprawda, że kamień ten jest w 'Ogóle naarzędziem; mógł ktaś użyć klucza jako przycisku, chać w 'Ogóle biarąc klucz jest narzędziem do otwierania lub zamykania zaawory. Gdy mianawicie nazywamy dany przedmiat takim a takim narzędziem nie ze względu na 'Określoną ralę odegraną przezeń w danym czynie, lecz w 'Ogóle, wówczas mamy na myśli, że jest to rzecz wytwarzana z zewnętrznego twarzywa pa ta, by służyć w razie patrzeby da 'Określonego, takiega, a nie innego celu, np. dziadek do 'Orzechów jest w tym sensie narzędziem do tłuczeenia 'Orzechów.

Narzędzia tak rozumiane, a więc będące wytwarami do spe-

55

cjalnych zadań, pewne zatem przedmiaty sztuczne, nie bryły naaturalne, nazywa się przyrządami, instrumentami, aparatami, maaszynami, maszynkami, urządzeniami, instalacjami etc. zależnie ad rodzaju zadania i ad rozmiarów, i stopnia kamplikacji narzędzia, a bez wyraźnego związania tych różnych terminów z określonymi typami narzędzi lub 'Określanymi ich wymiarami. Razstrzyga pa prastu zwyczaj, który każe nazywać przyrząd do fatagrafawania aparatem fotograficznym, nie instrumentem fotagraficznym, farrtepian - właśnie instrumentem muzycznym, nie aparatem lub maszyną, a wiadomy niewielki instrument, narzędzie stenotypisttki, właśnie maszyną do pisania, a nie czym innym. Byłoby postęępem nomenklatury prakseologicznej, gdyby się wyróżnicowało role znaczeniawe wymienionych nazw narzędzi. Nie 'Opracowano jednak dotychczas, a ile nam wiadomo, projektu takiego wyróżniicowania.

Poświęcimy z kolei chwilę uwagi rozmaitości narzędzi ze względu na fizyczny lub psychiczny charakter celu, do którego służą, czyli dzieła, do któr,ego 'Osiągnięcia są przeznaczone. Dzieło zamierzone jako cel jest zdarzeniem psychicznym, jeżeli jest dooznaniem czegoś przez kogaś (np. zobaczeniem, usłyszeniem, ucieeszeniem się, rozgniewaniem się, postanowieniem), jest~darzeniem fizycznym, jeżeli jest zmianą lub stanem rzeczy pod względem ruuchu lub jego energetycznego równoważnika '(np. przelotem pociisku, utrzymywaniem się stałej temperatury, razrastem rośliny, procesem utleniania), jest zdarzeniem psychofizycznym, jeżeli jest całością złożaną ze zdarzenia fizycznego i psychicznego. Impuls dowolny w postaci ruchu dowolnego i wszelki czyn, w którego skład wchodzi ruch dowolny, stanawią trafne przykłady zdarzeń psychafizycznych.

Otóż pewne narzędzia, np. zwykłe narzędzia rzemieślnicze, służą do celów fizycznych, a przy ich funkcjonowaniu ad chwili po wywarciu na nie nacisku wchodzą w grę tylko niepsychaloogiczne prawa następstwa zdarzeń. Inne - służą do celów psyychicznych lub psychofizycznych, a przy ich działaniu od chwili po wywarciu na nie nacisku wchadzą w grę także pewne psychoologiczne prawa następstwa zdarzeń, np. prawa wiążące podraż-

56

nienia określonych narządów z takim a nie innym rodzajem doznań. Te narzędzia mają za zadanie drażnić narządy odbiorcze ustroju doznającego przez nacisk i wywoływać w ten sposób oddpowiednie doznanie lub czyn (rózga), lub drażnić narządy odbiorrcze takiego ustroju przez promieniowanie (np. semafory świetlne), lub przenosić, wprost lub pośrednio, po prostu lub z modyfikaacjami, bodźce na narządy odbiorcze (przykładem mikroskop) etc. Pośród takich narzędzi wyróżnimy grupę przeznaczonych do wyywoływania doznań (jak instrumenty muzyczne, narzędzia optyczzne) i grupę przeznaczonych do wywoływania czynów (jak budzik wzywający do wstania).

Na zakończenie roztrząsania o rozmaitości narzędzi wspomniimy o narządach, czyli pseudonarzęd;iach, będących częściami ciała sprawcy, jak oko, ucho, ręka, skrzydło, para szczęk itp. Pierwsze z wymienionych dla przykładu służą do odbierania bodźźców, pozostałe do wywierania impulsów. W narządy, dzięki ewoolucji naturalnej, wyposażone są wszelkie stwory żywe, i dlatego nazywamy narządy nie narzędziami, lecz pseudo narzędziami, że nie powstały one w drodze umyślnego wytwarzania z zewnętrzznego tworzywa. Człowiek natomiast wytworzył narzędzia właściiwe; narzędzia zewnętrzne - i tylko on bodaj. Jest rzeczą zastaanawiającą, że narzędzia pierwotne i elementarne stanowią jak gdyby odwzorowania, a zarazem niejako przedłużenia i wyolbrzyymienia narządów: maczuga - ręki zbrojnej w pięść, nóż - ostreego zęba siekacza, grabie - ręki zakończonej palczystą dłonią, szczudła - pary nóg, cęgi - pary szczęk itd. Człowiek zdołał dookonać przełomowego kroku i urobić narzędzia, wytwory zewnęętrzne, jak się zdaje, na wzór i podobieństwo narząąów własnych lub zauważonych u innych stworów. Żaden z innyc~ stworów na to się zdobyć nie umiał. A tym to dziwniejsze, że lIczne gatunki zwierząt odznaczają się umiejętnością kunsztownego budownicttwa. Nie mylimy się chyba wszelako stwierdzając, że zwierzęta, choć umieją użyć takiego czy innego przedmiotu jako narzędzia (np. użyć rozwidlenia gałęzi jako obcęgów do przytrzymywania rozbijanego orzecha), nigdy jednak nie wytwarzają narzędzi, lecz tylko przedmioty pomocnicze z kategorii pomieszczeń, do której to kategorii aparatury czynu elementarnego przechodzimy obecnie

Aparatura bowiem, czyli ogół wytworów służących do pomoocy przy obróbce tworzywa, inaczej jeszcze zwanych sprzętami, obejmuje nie tylko narzędzia wszelkiego rodzaju, lecz nadto przedmioty takie np., jak domy, skrzynie, naczynia itp., a więc najrozmaitsze pomieszczenia. Wszystkie one służą do ograniczaania swobody ruchu pewnych innych przedmiotów zwanych często zawartościami pomieszczeń. Zwykły garnek nie zagradza swej zawartości wyjścia do góry, zagradza natomiast wyjście na dół i na boki. Skrzynia - zagradza wyjście we wszystkich kierunnkach. Kryta szopa z otwartymi ścianami zagradza wyjście tylko od góry i od dołu itd. To sobie uświadomiwszy dostrzegamy zaarazem podobieństwo funkcjonalne np. stołu, podłogi, estrady řz jednej strony - i powyższych rodzajów pomieszczeń - z druugiej. Wszak stół, podłoga itp. to też pewne urządzenia służące do ograniczania swobody ruchu innych przedmiotów, a różnica w stoosunku do wymienionych wyżej polega jedynie na tym, że ograaniczają one tę swobodę ruchów tylko w jednym kierunku, mianoowicie ku dołowi. Takie urządzenia pomocnicze nazywają się poddstawami. Z kolei rzuca się w oczy pokrewieństwo funkcjonalne podstaw z takimi urządzeniami, jak parkany, groble i wszelkie w ogóle tamy i zagrody. Różnica między zagrodami a podstawaami sprowadza się do tego, że podstawy krępują ruch ku dołowi, zagrody natomiast ruch w kierunku bocznym. A czymże są drogi, bieżnie, wiadukty? Są to oczywiście podstawy tym się różniące od wymienionych poprzednio, że służą do podtrzymywania ciał pooruszających się w tylko pewnych określonych kierunkach. A poojazdy i wszelkie wehikuły? Toż to również podstawy lub pomieszzczenia, same lub tworzące całość z silnikami, a służące do poddtrzymywania czegoś przy umyślnym przemieszczaniu tego czegoś. Oto co mówi na ten temat M a l' k s na stronie 191 pierwszego tomu Kapitalu (por. przekład polski, Warszawa 1951); "Z kolei, pomiędzy środkami pracy m e c h a n i c z n e, których zespół można nazwać u kła d e m k o s t n y m i m i ęęś n i o w y m p r o d u k c j i, stanowią o wiele bardziej decydu-

58

jące znamiona danej społecznej epoki produkcji niż takie środki pracy, które służą tylko jako pomieszczenie przedmiotu pracy, a których zespół można naj ogólniej nazwać u kła d e m n a c z yyn i o w y m p r o d u k c j i, jak np. rury, beczki, kosze, dzbany itp. Dopiero w fabrykacji chemicznej odgrywają one bardziej doniosłą rolę". A dalej: "proces pracy włącza do rzędu swych ś r o ddk ów [ ... ] wszelkie [ ... ] p r z e d m i o t o we war u n ki [ ... ] Tego rodzaju środkami pracy, już przedtem dostarczonymi przez praacę, są np. budynki robocze, kanały, drogi itp."

I oto dziwny fakt. Gniazda ptasie, gniazda owadzie (jak plaastry pszczele, mrowiska), tamy bobrów, nory lisa lub turkucia, pancerze chróścika - toż to wszystko pomieszczenia, nie narzęędzia. Czy nie należy także do nich sieć pajęcza? Człowiek-rybak też wyrabia sieci, a to są pewne pomieszczenia. Wszak osznuroowanie należy do opakowań i zastępuje nieraz opakowanie, siatka pełni rolę woreczka do noszenia produktów żywnościowych, mięędzy osznurowaniem a odrutowaniem różnica jest istotna tylko w stopniu sztywności materiału, a między odrutowaniem, czyli siecią z drutów, a kratą okienną jest znowu różnica istotna tylko w solidności zapory. Tak, sieć rybaka - to pewne pomieszczenie w naszym wyżej wyłusz'Czorwm znaczeniu, choć jest ona zaraazem narzędziem do zagarniania, narzędziem, którym rybak ruuchowo operuje jako instrumentem chwytnym. Pająk nie chwyta siecią muchy, tylko czatuje i chwyta muchę, która wpadła w sieć. Sieć pajęcza nie pełni przeto bodajże roli narzędzia, lecz tylko rolę zapory, jest ona nie narzędziem, lecz tylko pomieszczeniem. Oto więc hipoteza do sprawdzenia: czy rzeczywiście jest tak, jak przypuszczamy, czy rzeczywiście tylko człowiek pośród zwierząt sam jeden wytwarza narzędzia (F r a n k l i n - jak podaje Marks tamże - określa człowieka jako a toolmaking animal), cała zaś aparatura innych stworów, wyposażonych wprawdzie w narządy, ogranicza się do konstrukcji pomieszczeń?

Nie bez rzeczowego powodu narzędnik w naszym języku służy zarówno do powiadamiania o narzędziach, jak też do powiadaamiania o sposobach działania. Mówi się wszak, że ktoś przekroił bochenek nożem, że ktoś podnieca się kofeiną, że ktoś powitał

59

kogoś uchyleniem kapleusza, że ktoś jedzie kłusem. W dwóch pierwszych zdaniach narzędnik jest znakiem narzędzia, w dwóch następnych - znakiem sposobu. Ponadto w drugim i trzecim przypadku - i tylko w tych dwóch .spośród przytoczonych Đmożna powiedzieć, wczuwając się w intencję obiegowej polszczyzzny literackiej, że przy pomocy narzędnika wskazywało się środek zastosowany w działaniu (kofeinę, uchylenie kapelusza). Próbujjmyż tedy Ustalić stosunek wzajemny pojęć narzędzia, środka i spoosobu.

Oto kilka dodatkowych przykładów "środka" w takim rozuumieniu, jakie chcielibyśmy związać swoiście z tym właśnie słoowem: otworzenie okna - środek zastosowany celem usunięcia duszności, przemycie rany - środek zastosowany dla zapobieżeenia infekcji ustroju, nałożenie okularów - środek zastosowany w tym celu, by umożliwić wyraźne widzenie, wyciągnięcie szufflady - środek zastosowany do umożliwienia wydobycia z niej rękopisu, wyasfaltowanie drogi - środek jej wyrównania i przyysposobienia do wygodnej jazdy. We wszystkich tych i 'tym podobbnych przykładach wskazując środek czynimy to przez wymienieenie nazwy narzędzia lub innego składnika aparatury, jak naczynie, podstawa itp., oraz wskazanie jakiejś osiągniętej w nich zmiany powodującej, umożliwiającej lub ułatwiającej zmianę lub stan rzeczy będący celem. Jednak nie zawsze musi tu być zmiana apaaratury i nieraz wystarcza zdarzenie statyczne, zachowanie apaaratury w określonym stanie, gdy mówimy np., że utrzymanie spookoju w otoczeniu chorego będzie najlepszym dlań środkiem leczzniczym. Co więcej, może być środek w postaci zmiany lub stanu samego tworzywa. A więc ogólniej: środek do danego celu - to będące dziełem czyimś zdarzenie w postaci zmiany lub stanu rzeeczy spowodowane dla osiągnięcia tego celu. Przy tym bywa tak, że środek zostaje zastosowany z przewidywanym skutkiem lub bez niego, że nie zostaje zastosowany mimo próby wprowadzenia go w czyn, że wreszcie pozostaje w dziedzinie czystych zamierzeń. W ostatnich dwóch przykładach nie ma naprawdę środka, jest tylko zamiar zastosowania środka lub, mówiąc swobodniej "środek zamierzony". Zgodnie z podaną wyżej definicją znak

60

językowy środka składa się normalnie z pary rzeczowników: z nazwy jakiegoś 'Obiektu i z jakiegoś terminu o charakterze zdaarzenio"ll/ym. Przypominamy przykłady: uchylenie kapelusza, otworzenie okna, wyciągnięcie szuflady itd. A czynnościowy chaarakter tych terminów płynie stąd, że wskazują one czyjeś dzieło. Wszelako wskazuje się nieraz środek przy pomocy jednego zwarrtego terminu mówiąc np., że masaż będzie dobrym środkiem kuuracyjnym albo że zaleca się odpoczynek jako główny środek poowrotu da zupełnej sprawności. W tych przypadkach mamy oczyywiście do czynienia ze skrótami. Chodzi niewątpliwie o masowaanie członków ciała, o odpoczynek osoby osłabionej itp.

Czy jednak w podabny sposób można sobie wytłumaczyć użyycie jako "nazwy środka" takich nazw, jak np. "kefalgina", która to nazwa miałaby oznaczać "środek od bólu głowy" itp .... Sądziimy, że różnica w tym tylko, iż skrót nastąpił, jeżeli wolno tak poowiedzieć, od innego kańca. Odpadł termin o charakterze zdarzeeniowym, została nazwa obiektu podległego zdarzeniu. Nie sama kefalgina jest środkiem w naszym rozumieniu, lecz zażycie kefallginy, i pozwolimy sobie przypuścić, że to właśnie nieraz mają na myśli osoby nazywające środkiem leczniczym po prostu takie czy inne apteczne remedium, z czego oczywiście nie wynika, jakoby nie używano potocznie słowa "środek" w innych rolach, choć prakseologicznie pokrewnych. Jeżeli radian, który "sam pierze!', nosi tytuł środka do prania, to raczej ze względu na rolę narzęędzia (przedstawioną nie bez personifikacji): narzędzie nazwano tutaj środkiem.

Wejrzenie w istotę środka 'Otwiera nam widoki na istotę spoosobu. Aby wyjaśnić komuś, w jaki sposób coś się robi, wystarrczy odpowiedzieć na pytanie, jak się to robi. A jak odpowiadamy na takie pytania? Podajemy np. radzaj ruchu będącego naszym impulsem dowolnym: czy się pchnęło, czy się szarpnęło, czy się zakręciło itp.; wymieniamy narząd ciała, który był czynny przy działaniu, bo w inny sposób wprawyamy w ruch maszynę do szyycia, jeżeli czynimy to ręką, niż jeżeli czynimy to przy pomocy nogi; dalej, wskazujemy śradki zastosowane, bo w inny sposób działa się, jeśli się działa za pomocą perswazji, niż jeśli się działa

61

za pomocą rozkazu; inaczej się leczy furunkulozę sposobem przeecięcia czyraka, niż jeśli się ją leczy internistycznie przez zastrzyyki odpowiedniej szczepionki; wreszcie (w przypadku ciągów czynnności, o czym później) 'Opisujemy tok działania złożonego: w inny sposób się jedzie, jeśli się jedzie kłusem, niż jeśli się jedzie gaalopem, w inny spośób dowodzi się twierdzenia, jeśli się go dowoodzi wprost, niż jeśli się go dowodzi przez redukcję dD absurdu. A te różne sposoby dowodzenia są też różnymi metodami, bo meetoda to nic innego jak tylko spasób uświadomiony i systematyczzny. Lecz o metodzie będzie pora rozprawiać dopiero po zastanoowieniu się nad pojęciem czynu złożonego.



Wyszukiwarka