tytuł: Odwieczni wrogowie (ang.: Famous For Their Discord)
sequel do „Srebrnej tkaniny”
autor: FearlessDiva
tłumacz: Kaczalka i yami-no
link do oryginału: http://www.silververse.net/hp/famous.htm
link do tłumaczenia: http://www.drarry.fora.pl/drarry,4/nz-t-srebrna-tkanina-z-sequele-4-7,223.html
rating NC-17
Para: Harry/Draco
ODWIECZNI WROGOWIE
Przez trzy dni i trzy noce Harry siedział przy łóżku Draco, czekając aż mężczyzna otworzy oczy. Skrzaty przynosiły mu kanapki, więc brał jedną do ręki i zjadał, jeśli pani Pomfrey stała obok i wbijała w niego natarczywe spojrzenie odpowiednio długo. Bez jej drażniącego wzroku odgryzał tylko kawałek, a potem odkładał kanapkę z roztargnieniem i zupełnie o niej zapominał, zaabsorbowany splataniem swoich palców z palcami Malfoya i zastanawianiem się, czy postąpił słusznie.
W nocy plecy Harry'ego zaczynały sztywnieć od siedzenia cały dzień na drewnianym krześle. I chociaż dobrze wiedział, że Poppy robi nad ranem obchód, zdejmował buty i bezwstydnie zwijał się na łóżku obok Draco, czerpiąc jakąś niewypowiedzianą, rozpaczliwą otuchę z ciepła jego ciała, promieniującego przez materiał bawełnianej, szpitalnej piżamy, a także rytmicznych oddechów nieprzytomnego mężczyzny. O świcie budził się z owiniętym wokół siebie, dodatkowym kocem. Podnosił się, zakładał buty i wracał na stanowisko na krześle.
Snape przychodził wcześnie rano, zaraz po tym, jak Harry zasiadał z powrotem na swoim miejscu, i zostawał aż do chwili, gdy musiał iść na pierwszą lekcję. Przysuwał własne krzesło dokładnie tak samo jak Potter i kiwał głową w ponurym powitaniu, a potem otwierał dużą, czarną książkę na temat eliksirów i zdawał się ją studiować, dopóki nie nadeszła dla niego pora odejścia. Czytanie było jednak tylko pozą, ponieważ już pierwszego ranka Harry zauważył, że profesor w ogóle nie przewraca kartek. Wbrew temu, że zwykle uważał Snape'a za onieśmielającego i nieprzyjemnego, zawsze był zadowolony, gdy lekcje się kończyły i Mistrz Eliksirów wracał, aby towarzyszyć mu w cichym czuwaniu.
Snape zazwyczaj spożywał przy łóżku Draco lekki obiad i wymownym wygięciem czarnej brwi wiercił Harry'emu dziurę w brzuchu, wyrażając tym swoją dezaprobatę z powodu jego znikomego apetytu. Około dziewiątej wieczorem przepraszał, że musi odejść i zająć się sprawdzaniem esejów, przygotowaniem lekcji na następny dzień i koniecznością złapania odrobiny snu. Od Harry'ego wymagał jedynie, aby zawiadomił go natychmiast, jeżeli w stanie Draco nastąpi jakakolwiek zmiana. Potter zawsze odpowiadał, że oczywiście tak zrobi i życzył profesorowi dobrej nocy. W zamian nieodmiennie otrzymywał sarkastyczne przewracanie oczami, jak gdyby Harry był idiotą, skoro myśli, że w obecności Malfoya w szpitalnym łóżku może być cokolwiek dobrego.
Bez wątpienia miał rację. W zaistniałej sytuacji nie było niczego dobrego, a Potter faktycznie był idiotą.
***
Kiedy Draco zmartwychwstał, a potem stracił przytomność, Harry, kierowany chwilowym impulsem, zaniósł go do Hogwartu. Po wojnie to właśnie Snape i Poppy byli tymi, którzy utrzymali go przy życiu, nikt inny nie chciał uwierzyć, że chłopak przetrwa dłużej niż kilka następnych godzin. Jeśli wtedy sobie poradzili, tym bardziej teraz będą w stanie zaopiekować się nim właściwie, skoro został wskrzeszony przy użyciu Czarnej Magii. Poza tym, gdy miał kłopoty, Draco zawsze, ale to zawsze zwracał się o pomoc do Snape'a. No i nienawidził Świętego Munga.
Gdy tylko Harry wyjaśnił, co się wydarzyło, został mile zaskoczony tym, że profesor nie zareagował żadnym gniewnym słowem, sarkastyczną uwagą czy groźbą. Jego twarz momentalnie zbladła i delikatnie dotknął dłonią czoła Draco. A potem zaczął wypytywać o zaklęcia, których Harry użył, zadawał jedno tajemnicze pytanie po drugim, a Potter odpowiadał najlepiej, jak potrafił. W końcu, gdy wydawało się, że przesłuchanie dobiegło końca, jego twarz przybrała zamyślony wraz i Snape wyszedł z pokoju. Powrócił nad ranem z kilkoma eliksirami, które wlał Malfoyowi do gardła.
- Teraz nie pozostaje nic poza czekaniem - powiedział i zajął miejsce na krześle, wprowadzając swoje słowa w czyn.
Harry miał nadzieję, że efekty będą widoczne szybko, ale minęła jedna godzina, potem druga i trzecia i nic się nie zmieniło. Snape wyszedł na lekcję, zostawiając go samego. Więc Harry czekał. Czekał tak długo, że samo słowo „czekanie” nabrało jakiegoś własnego znaczenia. Jak gdyby Draco nie mógł umrzeć ponownie, dopóki miał świadka. Jak gdyby siedzenie tam samo w sobie pozwoliło coś osiągnąć.
Początkowo Harry wyobrażał sobie, że szare, jasne oczy otwierają się i uśmiechają do niego w podzięce. Ale to było głupie, ponieważ Malfoy nie należał do ludzi, którzy dziękują komuś za cokolwiek, nawet za sprowadzenie go z powrotem do świata żywych. Dużo bardziej prawdopodobne było, że wygłosi wykład na temat niebezpieczeństw związanych z używaniem Czarnej Magii i zruga Harry'ego za bycie takim idiotą. Dlatego Potter zmienił swoje pierwsze wyobrażenie. Tym razem Draco był złośliwy, uszczypliwie dowcipny i sprawiał, że Harry czuł się kilka cali mniejszy, ale za to rozradowany, ponieważ wszystko dobrze się skończyło.
Ale wtedy przyszła mu do głowy myśl, że nawet jeśli Draco się obudzi, tak naprawdę niekoniecznie wszystko będzie z nim w porządku. Kiedy to do niego dotarło po raz pierwszy, Harry skończył wymiotując w ubikacji, co jednak wcale nie uwolniło go od tego przeświadczenia. A jeśli zaklęcie spowodowało jakieś uszkodzenia? Zmiany w mózgu? Co jeśli Draco obudzi się i wtedy wyjdzie na jaw, że jakaś część jego jaźni, duszy czy tego, co tworzy daną osobę, została zniszczona? Że pozostało tylko ciało Malfoya, które już nigdy nie będzie nim samym? Jeśli przejrzyste, szare oczy okażą się tylko zimnymi, martwymi źrenicami? Lub w Draco zalęgło się coś naprawdę złego?
W końcu nakazał sobie przestać myśleć o setkach możliwych, nieszczęśliwych zakończeń.
Po prostu siedział i czekał.
***
Kiedy to się w końcu wydarzyło, wszystko potoczyło się raczej banalnie.
Popołudniu trzeciego dnia Harry wpatrywał się w dłoń Draco splecioną z jego własną. Zastanawiał się, ile razy w życiu miał szczęście czuć te palce wokół swoich. A gdy uniósł wzrok, z przerażeniem stwierdził, że patrzy na całkowicie przebudzoną, bladą twarz. Z zaskoczenia wypuścił trzymaną w objęciu rękę.
- To było raczej przyjemne.
Głos Malfoya brzmiał chrapliwie od długiego nieużywania, ale zdanie wypowiedziane zostało poprawnie i sensownie, co dobrze wróżyło. Draco obrócił dłoń w zapraszającym geście, więc Harry wsunął własne palce tam, gdzie było ich miejsce.
- Jak... jak się czujesz?
- Dużo mniej martwy, niż mógłbym oczekiwać. I desperacko spragniony toalety - odparł i uniósł się, a Harry zerwał się ze swojego miejsca, aby mu pomóc. - Sądzę, że sam sobie poradzę - powiedział Draco, przeciągając słowa. - Obiecuję, że w razie potrzeby cię zawołam.
Harry przytaknął, ale nie mógł powstrzymać się od podążania w ślad za Malfoyem aż do drzwi łazienki, spod których musiał wycofać się jak niepyszny, ponieważ Draco pokonał całą drogę na doskonale stabilnych, bosych nogach.
Kiedy wrócił, kilkakrotnie przeczesał palcami włosy, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
- To koszmar, Potter. Ta piżama jest obrzydliwa. Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłeś mnie w nią ubrać. Albo nie, czekaj. Ty oczywiście mogłeś pozwolić, ale nie rozumiem, dlaczego Sev się na coś takiego zgodził. Czy to wielki problem załatwić coś przyzwoitego? Z jedwabiu? Lub co najmniej delikatnej flaneli?
I w tym momencie Harry zrozumiał, że z Malfoyem będzie wszystko w porządku.
***
Kiedy pani Pomfrey usłyszała głosy, od razu przybiegła, aby przesłuchać Draco, zajrzeć mu w oczy i zadać pytania w stylu, kto obecnie zajmuje stanowisko ministra magii, a także uszczypnąć niespodziewanie w rękę, czego efektem był mało elegancki pisk
- Poppy, wystarczy - warknął Malfoy. - Czuję się świetnie i grzecznie zgodzę się na wszelkie twoje testy, jeżeli tylko zostawisz nas w spokoju na dziesięć minut.
- Okropny z ciebie pacjent - powiedziała pielęgniarka, choć Harry był pewien, że ulżyło jej, iż Draco jest na tyle zdrowy, aby sprawiać kłopoty.
W zamian została obdarzona jednym z najbardziej uroczych uśmiechów.
- Dla ciebie to nic nowego. Proszę. Obiecuję, że kiedy wrócisz, ciągle tu będę.
- Jeżeli uciekniesz... - rzuciła mu pełne wątpliwości spojrzenie - ...naślę na ciebie profesora.
- Przysięgam na honor szpiega śmierciożercy.
Cmoknęła na niego z dezaprobatą, a potem pochyliła się i przytuliła go krótko.
- Cieszę się, że wróciłeś - powiedziała wychodząc. Już przy samych drzwiach obdarzyła ich jeszcze jednym, surowym spojrzeniem.
Draco westchnął i położył się, umieszczając ręce nad głową.
- Ta kobieta wszystko bierze zbyt poważnie.
- Musisz być zmęczony. Pójdę... - zaczął Harry, ale przerwały mu szeroko otwarte, pełne niepokoju oczy Malfoya.
- Nie! Proszę, zostań. Spałem... Właściwie nie mam bladego pojęcia jak długo.
- Trzy dni.
- Naprawdę? - Draco uniósł brwi. - Merlinie, byłeś tu przez cały czas?
Harry poczuł, że jego policzki zaczynają zmieniać kolor.
- Mmm... ja... No wiesz, czasami musiałem wyjść do łazienki. Ale przeważnie byłem.
Powolny uśmiech zaczął wpełzać na twarz Malfoya.
- No tak, to przynajmniej wyjaśnia stan twoich włosów - powiedział na pozór ironicznie, ale tak czule, iż Harry odebrał te słowa jak pieszczoty. - Powinniśmy porozmawiać o tym, co się wydarzyło.
- Masz na myśli pocałunek? Czy szaloną Amerykankę, która cię zabiła, a mnie zmusiła, abym przywrócił ci życie za pomocą eksperymentalnej Czarnej Magii?
Draco w zamyśleniu uniósł głowę.
- Prawdopodobnie jedno i drugie, ale mamy tylko dziesięć minut, więc skupmy się na pocałunku.
- W porządku.
Harry czekał. Draco spuścił wzrok na swoje doskonale wypielęgnowane paznokcie i wyglądał na tylko odrobinę mniej skrępowanego niż wtedy, gdy rozmawiali na ten temat po raz pierwszy.
- Myślałem, że chciałeś zacząć - odezwał się w końcu Harry.
- Tak, ale nagle zabrakło mi słów.
Pomysł, że Malfoy nie wie, co powiedzieć, nieważne z jakiego powodu, sprawił, że Potter wybuchnął śmiechem, a już po chwili śmiali się obaj. Napięcie odrobinę opadło, więc Harry szybko wstał z drewnianego krzesła i usiadł na łóżku.
- Nie zmieniłem zdania - powiedział, kiedy wziął w swoje dłonie rękę Draco. - Ale... obserwowanie cię nieprzytomnego przez trzy dni pozwoliło mi spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
- I do jakich wniosków doszedłeś?
- Że najbardziej pragnę, abyś się obudził, cały i zdrowy, i aby zarówno twoje ciało, jak i dusza nie zostały uszkodzone.
- Ale pewnych moich części nie miałem jeszcze okazji w pełni przetestować. - Na twarzy Malfoya pojawił się przebiegły uśmieszek, który stanowił obietnicę wszelkich niegodziwości. - Myślę, że byłbym skłonny poświęcić się w imię dobra medycyny, jeżeli potrzebujesz w tej kwestii jakiejś pomocy - dodał i przesunął się odrobinę bliżej Harry'ego. - Na zawsze bohater, to cały ty, prawda? - Głos Draco był łagodny i ciepły jak wiosenna pogoda, owinął się dookoła Pottera i wyrwał go z odrętwienia.
- Tak, to potworne brzemię - odpowiedział, po czym pochylił się w stronę Malfoya i pocałował go.
Pocałunek trwał przez długie, beztroskie minuty i wisząca w pomieszczeniu aura desperacji zniknęła bez śladu. Wydawać się mogło, że cały czas świata został im ofiarowany jako wynagrodzenie za wszystkie troski i problemy. I tak jak pierwszy wręcz zachwycał, ten drugi pocałunek przesączył się przez skórę Harry'ego, zmieniając go. To było jak czysta magia: chciwy żar bladej, gładkiej skóry pod jego palcami, iskry pragnienia tańczące w dole jego brzucha, szczególny smak ust Draco, bardziej szorstkich niż poprzednim razem, ale cudownie żywych. Płonęła niesamowicie, pochłaniając i niszcząc to, co było, i katalizując wszystko do czegoś nowego. Czegoś pełnego nadziei.
Żaden z nich nie usłyszał, jak Pomfrey otworzyła drzwi. Pielęgniarka chrząknęła ostrzegawczo i dopiero wtedy Harry poderwał się z łóżka i zajął swoje miejsce na krześle.
- Panie Potter, chyba nadszedł odpowiedni moment, aby poszedł pan i poprosił skrzaty o herbatę. Ja w tym czasie zbadam pana Malfoya.
Harry z zawstydzeniem pokiwał głową i wstał, aby odejść, zanim rumieniec na policzkach zdąży dosięgnąć jego włosów. Głos Draco zatrzymał go przy samych drzwiach:
- Harry, zjesz ze mną jutro kolację?
- Jesteś całkowicie pewien, że do tego czasu uda ci się stąd wyjść, prawda, panie Malfoy? - zadrwiła Pomfrey.
Draco uniósł podbródek w tak arystokratycznym i tak znajomym geście, że Harry musiał się uśmiechnąć.
- Jestem dostatecznie zdrowy, aby odejść już teraz, ale obiecałem być grzecznym pacjentem. Co z kolacją, Harry?
- Oczywiście. Jeśli tyko Poppy uzna, że wszystko z tobą w porządku.
Nastąpiła dość długa cisza, w czasie której Malfoy zdawał się rozważać niezliczoną ilość rzeczy, które ciągle jeszcze były między nimi nierozwiązane. Jego odpowiedź, gdy się w końcu odezwał, okazała się jednak bardzo lakoniczna:
- Każ skrzatom nie parzyć herbaty zbyt długo i poproś o podwójne mleko. I sprawdź, czy mają ciastka. Ale jakieś godziwe, Potter, nie takie, jakimi obrzucaliśmy się w Wielkiej Sali.
- Jasne.
Kiedy wychodził, Harry zobaczył jeszcze, jak Poppy uśmiecha się z pobłażaniem, mierząc Malfoyowi tętno.
***
Kiedy wrócił, podążając za niosącym pełną jedzenia i herbaty tacę skrzatem, Snape stał przy łóżku Draco. Jego brwi były ściągnięte, gdy obserwował, jak pielęgniarka bada swojego teraz dużo mniej niż cierpliwego pacjenta.
- Jakie są składniki eliksiru niewidzialności? - zapytał Snape ostrym jak bat głosem.
Draco przewrócił oczami i Harry poczuł się bardzo rozbawiony, widząc, jak Malfoy używa przeciwko profesorowi jego własnej broni.
- W wersji ciemno czy jasnomagicznej? - odwarknął. - Ta druga jest trudniejsza do uwarzenia i nie tak efektywna, ale niektórzy ludzie usuwanie oczu pięcioletniemu dziecku albinosowi, potrzebnych do wersji ciemnomagicznej, uważają za nieco odrażające. Sev, moja głowa pracuje świetnie, nie musisz urządzać quizów. Doskonale pamiętam wszystko, czego mnie do tej pory nauczyłeś.
- Bardzo w to wątpię. Najwidoczniej lekcji na temat utrzymania się przy życiu nie wziąłeś sobie do serca. - Twarz Snape'a przeciął wyraźnie zauważalny grymas obrzydzenia.
- Och, tak, jakbyś ty nigdy nie poświęcił się dla kogoś innego czy dla sprawy, której wyników nie byłeś pewien. Musiałem źle zrozumieć twoje wykłady. - Aksamitny głos Draco ociekał jadem i Harry zorientował się, że po raz pierwszy ma możliwość obserwować, jak Malfoy sprzeciwia się krytyce Snape'a. Z twarzy profesora można było wyczytać, że sam jest zaskoczony.
- Powinieneś słuchać moich słów, a nie patrzeć na moje postępowanie. Wyjaśniałem ci to wielokrotnie. A twoje obecne zachowanie jest wręcz haniebne, panie Malfoy.
Na dźwięk swojego nazwiska oczy Draco rozwarły się tak szeroko, jak gdyby dostał w twarz. Ze wstydem spuścił głowę i wbił wzrok w okrywające go prześcieradło.
- Masz rację, przepraszam. Wiem, że jesteś wściekły, że dałem się zabić, ale Sev, do cholery, przecież i tak miałem umrzeć!
Poppy przerwała wykonywane czynności i wbiła w obu mężczyzn rozgniewane spojrzenie.
- Nie jestem w stanie poprawnie zmierzyć ciśnienia krwi, kiedy zachowujecie się wobec siebie jak rozjuszone zwierzęta. Profesorze, jeżeli nie potrafi pan nad sobą zapanować, będzie pan musiał wyjść.
Snape gwałtownie usiadł na krześle, gderając coś ze złością pod nosem, wyraźnie pokonany pewnością siebie bijącą od pielęgniarki. Wyraz twarzy Draco pozostał jednak zdecydowanie nieszczęśliwy, przynajmniej do momentu, kiedy Harry odchrząknął i powiedział:
- Mmm… jest już herbata.
Wtedy Draco przestał wbijać ponure, uparte spojrzenie we własne ręce i uniósł wzrok na Harry'ego. Jego spokojny, pełen ulgi i nie całkiem przyzwoity uśmieszek sprawił, że Potter zapragnął być z nim sam na sam przez kolejne dziesięć minut, a najlepiej o wiele, wiele dłużej.
Poppy odwróciła się i posłała mu zdecydowanie bardziej niewinny uśmiech.
- Dziękujemy, Harry. W samą porę.
Przez chwilę pili i prowadzili uprzejmą rozmowę, choć jasne było, że Snape i Draco nadal reagują na siebie z rozdrażnieniem. Później Pomfrey skończyła badania i oświadczyła, że pacjent jest absolutnie zdrowy. Chciała, aby został jeszcze przez jedną noc na obserwacji i obiecała, że jeśli w tym czasie nie wydarzy się nic niezwykłego, rano Draco będzie wolny.
Snape wyglądał, jakby mu ulżyło, wbrew oczywistym próbom zachowania neutralnego wyrazu twarzy. Poppy wyszła, potrząsając głową i mamrocząc coś o ślizgońskiej dumie.
- Panie Potter - powiedział Snape. - Wybaczysz nam? Jest wiele spraw, które chciałbym omówić z Draco, a mam pewność, że bardzo by chciał, aby nuda naszej dyskusji została panu oszczędzona.
Harry nie miał najmniejszej ochoty zostawiać Malfoya z jego ojcem chrzestnym. Chłopak był osłabiony i ciągle jeszcze zdenerwowany po niedawnej kłótni. Czy Snape nie mógłby wstrzymać się z krytyką przez kilka dni? Pełen goryczy gniew, zdecydowanie większy niż wymagała tego sytuacja, zaczął kłębić się w jego żołądku, a kiedy Draco kiwnął na zgodę głową, urósł jeszcze bardziej.
- Tak będzie lepiej, Harry. Idź i spróbuj się przespać. Zobaczymy się rano, dobrze?
Opuszki palców Pottera zamrowiły od magii, która wręcz błagała, aby skupić ją za pomocą różdżki i uwolnić, i Harry poczuł się zdezorientowany, nie wiedząc, skąd ten niespodziewany napływ złości.
Draco zamrugał ze zdziwienia i uniósł głowę, uświadamiając sobie nagłą zmianę natężenia otaczającej ich energii, ale Harry nawet nie próbował wyjaśniać czegoś, czego sam nie rozumiał. Przebiegł jedynie palcami przez włosy, aby rozproszyć dziwne emocje, a nagromadzona magia rozpłynęła się i wszystko wróciło do normy.
- W takim razie, dobranoc - powiedział, odwrócił się i wyszedł.
I pomimo niewytłumaczalnego impulsu wściekłości, a także utrzymującego się rozdrażnienia, że został tak bezceremonialnie wyproszony z pokoju Malfoya, tylko kilka minut zajęło, zanim zaczął cicho pochrapywać w oddanej do jego dyspozycji sypialni w Wieży Gryffindoru.
***
Spał naprawdę dobrze i nie obudził się przed ósmą rano następnego dnia. Pierwszą jego myślą, kiedy otworzył oczy, było, że Draco jest zdrowy i czeka na niego. Wykąpał się, ogolił i spróbował namówić włosy do ułożenia się w coś na kształt prawdziwej fryzury. Na niezbyt już świeże ubranie rzucił zaklęcie czyszczące i dopiero wtedy poczuł, że wygląda względnie przyzwoicie. Nie, żeby traktował zbliżające się spotkanie jako randkę, a Malfoya jako swojego chłopaka. Słowo to sprawiło, że Harry poczuł nieprzepartą ochotę zachichotania jak pierwszoroczniak.
Ale skoro już miał mieć chłopaka, to chciał, aby był nim Draco. Mógłby rysować serca z ich inicjałami na okładkach podręczników i posyłać mu liściki na skrawkach pergaminu: „Lubisz mnie? Hermiona powiedziała, że słyszała to od Pansy. Jeżeli tak, spotkaj się ze mną obok schowka na miotły po treningu Quidditcha. Ściskam i całuję.” Harry zaczął się śmiać otwarcie na myśl o nim i Draco skulonych przy maleńkich ławkach uczniów pierwszego roku, podających sobie ukradkiem karteczki pod pełnym dezaprobaty spojrzeniem Snape'a. Gdyby to nie było tak zupełnie śmieszne i niemęskie, na samą myśl o rysowaniu serca z inicjałami Draco dostałby zawrotu głowy. Zastanowił się, czy to efekt uboczny stawania się gejem, czy też tego czegoś, co mu się niedawno przydarzyło. Czy szczeniackie poczucie szczęścia wypływało z dojrzewającego w nim homoseksualizmu, czy było po prostu skutkiem zakochania? Czuł wielką potrzebę wyjścia i zrobienia czegoś agresywnie męskiego, ale naprawdę nie miał na to czasu. W końcu Draco czekał.
***
Kiedy dotarł do skrzydła szpitalnego, zastał Malfoya rozciągniętego na łóżku, ale już ubranego w te same czarne spodnie i kremowy sweter, jakie miał na sobie w dniu, w którym Harry go tu przyniósł. Włosy miał perfekcyjnie ułożone, ale stopy nadal nagie. Zajęty był, o dziwo, czytaniem.
Kiedy Harry najpierw otworzył drzwi, a potem stuknął w nie cicho, uniósł głowę i uśmiechnął się radośnie. Serce Pottera zaczęło bić dwa razy szybciej. Nie istniało dla niego nic bardziej zapierającego dech w piersi niż widok naprawdę szczęśliwej twarzy Draco.
- Czekam na ciebie, ty leniwy głupku. Wejdź. - Zaznaczył czytane miejsce kawałkiem pergaminu, zamknął książkę i usiadł, aby zrobić Harry'emu miejsce obok siebie na łóżku. Potter usiadł trochę bliżej, niż było to absolutnie konieczne, ale Draco nie zaprotestował. - Wczorajsza dyskusja z Sevem zmieniła nieco moje plany. Myślałem, że zjemy kolację we Dworze, ale wymusił na mnie obietnicę, że zostanę w Hogwarcie przez tydzień, aby mógł mnie poobserwować. Miałbyś coś przeciwko, gdybyśmy wyszli do jakiejś restauracji w Londynie? Sugerowałbym miejsce typowo mugolskie, żeby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.
- Dla mnie brzmi świetnie. - I tak było w rzeczywistości, choć Harry spodziewał się raczej spokojnego posiłku w rezydencji, takiego, jakie jedli już wcześniej. Fakt, że w domu mieliby bardzo blisko do sypialni, również nie umknął jego uwadze. Ale mimo wszystko, kolacja z Draco była dużo milszym wariantem niż kolacja bez niego.
- Sev upierał się także, abym poprosił cię o pobawienie się po raz ostatni w mojego ochroniarza, kiedy pójdę do Dworu zabrać kilka rzeczy. Zgodzisz się? Wiem, że pewnie masz do załatwienia sporo spraw w Ministerstwie, ale to nie powinno potrwać dłużej niż godzinę.
- Jestem przydzielony do ochrony twojej osoby dopóki nie otrzymam innych wytycznych. Rozkazuj więc. - Harry uśmiechnął się w sposób, który, miał nadzieję, był zalotny, na co Draco wygiął kokieteryjnie brew. Szybko jednak jakiś cień przebiegł przez jego twarz i wesoły wyraz zniknął z niej natychmiast. Malfoy nie miał w zwyczaju przepuszczać okazji do flirtowania, dlatego żołądek Harry'ego zaczął skręcać się w supeł.
- Dobrze, ale musisz mi coś obiecać. Jeżeli cokolwiek mi się stanie, nie tylko dzisiaj, ale kiedykolwiek w przyszłości, nigdy więcej nie użyjesz ani zaklęcia Exanimus, ani Perfundere. Absolutnie żadnej Czarnej Magii. Obiecaj!
Supeł niepokoju w brzuchu Pottera zacisnął się jeszcze bardziej.
- Jeśli ty obiecasz nie rzucać się przede mnie, żeby przyjąć na siebie przeznaczoną dla mnie klątwę.
- Do diabła, Harry!
- To uczciwa wymiana. Dlaczego chcesz grać bohatera, kiedy ja tego nie mogę robić?
- Ponieważ to nie jest to samo! Nie masz pojęcia, o co chodzi. Już teraz widać, że zaklęcie wyrządziło ci szkodę.
Harry przypomniał sobie dziwny impuls gniewu z poprzedniego wieczora i zrozumiał, że teraz także jego emocje są pobudzone. Poczuł się chory.
- Co masz na myśli?
- Mogę ci bardzo dokładnie wyjaśnić, o co mi chodzi. Zeszłej nocy byłeś naprawdę wściekły z powodu drobnostki. Magia wirowała wokół ciebie, a nawet nie dotknąłeś różdżki. Zupełnie świadomie nie próbowałeś się kontrolować. U kogoś z twoją mocą to budzi niepokój. Przyznaj, wcale cię to nie przestraszyło?
Harry przeczesał palcami włosy i westchnął.
- Kiedy teraz o tym wspominasz, to faktycznie, nie czułem z tego powodu niepokoju.
- Są rzeczy, które możesz zrobić, aby to uszkodzenie załagodzić. Ja i Sev nauczymy cię ich. Wszystko będzie dla ciebie trudniejsze, ponieważ nie obcowałeś z Czarną Magią przez całe życie, a twoja moc jest zdecydowanie potężniejsza, ale poradzisz sobie, jeżeli nie pozwolisz, aby szkody powiększyły się jeszcze bardziej. Kolejny Exanimus i mógłbyś stracić kontrolę na zawsze. Nieważne, kogo spróbujesz ratować, cena nie jest tego warta.
- Umarłeś za mnie, ale sam nie zasługujesz na podobne poświęcenie?
- To nie to samo! Umieranie jest łatwe, umieranie nie rodzi żadnych problemów. Kurwa, Harry, zastanów się! Ryzykujesz więcej niż własne życie. Jeżeli ja zejdę z tego świata, Sev będzie zrozpaczony, a Pansy i organizacje charytatywne wzbogacą się o wszystkie moje pieniądze. Nic złego się nie stanie. Ale jeśli ty przestaniesz nad sobą panować, to będzie oznaczać katastrofę, może nawet apokalipsę.
- Tęskniłbym za tobą - odpowiedział Potter cicho.
- Harry... - Draco westchnął. Potarł dłońmi twarz w geście frustracji, a potem spojrzał ponownie na bruneta.
- To, o co mnie prosisz, jest sprzeczne z całą moją naturą. Mieć możliwość uratować życie komuś, kto jest dla mnie… ważny, i nie zrobić tego… Równie dobrze mógłbyś zażądać, abym zmienił kolor oczu na niebieski.
- Ale obiecasz, jeżeli ja obiecam?
- Jeśli zrobisz wszystko, abyś był bezpieczny, to ja z całych sił postaram się postępować rozważnie.
Draco ściągnął brwi.
- Twoja deklaracja brzmi mizernie, Harry Potterze.
- Mizerna deklaracja w zamian za słowo podstępnego Ślizgona. Dla mnie umowa jest jak najbardziej uczciwa.
- Pieprz się! - To była jedyna odpowiedź Malfoya.
- W takim razie możemy iść? - zapytał Harry niewinnie.
- Obu wam powinienem kazać się pieprzyć, wiesz? Tobie i Sevowi. Dwóch najbardziej upartych i irytujących palantów w całej czarodziejskiej Anglii i to właśnie ja jestem skazany na was obu. - Nie przestając gderać, Draco wyjął z szuflady cztery średniej wielkości kawałki pergaminu i zaczął składać je w zawiły sposób. - Usiłuję postępować właściwie. Staram się spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy.
Harry położył rękę na jego dłoni, starając się uspokoić ją, gdy w szaleńczym tempie zaginała pergamin w harmonijkę.
- Nie chcemy stać nad grobem i patrzeć, jak wkładają do niego twoją trumnę. Nie możesz winić nas za to, że cię kochamy.
Draco zamrugał, zanim odezwał się łagodnym głosem.
- W testamencie napisałem, żeby mnie skremowali.
I to by było na tyle w temacie romantycznych wyznań, pomyślał Harry i przewrócił oczami.
- To cudownie. Postaram się zapamiętać. Idziemy?
Malfoy rzucił dwa poskładane kawałki pergaminu na podłogę, na której wyglądały niczym para kajaków. Ze stojącego przy łóżku stolika wziął różdżkę, machnął nią niedbale i wyszeptał kilka słów, tworząc w ten sposób szykownie wyglądające, solidne trapery. Pozostałe części położył na łóżku i transmutował je do pary skarpetek, które zaraz zaczął nakładać.
- Możemy iść. Następnym razem, kiedy będziesz przywracał mnie do życia, jeżeli oczywiście twoja psychoza ci na to pozwoli, postaraj się nie zapomnieć zabrać ze sobą moich butów.
***
Aportowali się do Hogsmeade, w okolice ukrytego wejścia we wschodniej części posiadłości. Nikt do nich nie strzelał ani nie rzucił zaklęcia, przez co Harry poczuł niewymowną ulgę. Wcześniej uprzedzili o swoim przybyciu Hydragenę, więc aurorka czekała na nich przy drzwiach wejściowych. Dziewczyna pełniła funkcję głównodowodzącej, kiedy Harry przebywał w Hogwarcie. Czterech pozostałych aurorów wyjechało na tygodniowy urlop, aby poradzić sobie jakoś ze śmiercią Janice, a ich miejsce zajęli nowi pracownicy. Hydragenie także zaproponowano odpoczynek, ale odparła, że woli być zajęta i ani Harry, ani Moody nie mieli serca jej odmówić. Wyglądała na wyczerpaną, z kosmykami słomianych włosów wymykającymi się spod zwykle schludnego warkocza i ciemnymi kręgami wokół oczu. Poczucie winy, że nie udało mu się zrobić nic więcej dla Janice, posłało dreszcze wzdłuż ciała Harry'ego. Zastanawiał się, czy żal jest widoczny na jego twarzy tak wyraźnie jak smutek bijący od Hydrageny. Kiedy jednak dziewczyna zdawała raport, podniosła głowę dumnie. Zameldowała, że dom jest bezpieczny i nic niezwykłego się nie wydarzyło, odkąd pan Malfoy odszedł cztery dni temu. Harry podziękował i razem z Draco wszedł do środka.
Pierwszym pomieszczeniem, w którym się zatrzymali, był salon. Wszystko zostało posprzątane, a meble ustawione na właściwych miejscach. Żadna pamiątka traumatycznych wydarzeń sprzed kilku dni nie była widoczna.
Draco stanął na środku pokoju, gapiąc się na przeklęte krzesło, teraz pozbawione już pergaminu z ostrzeżeniem. Odwrócił się, aby posłać Harry'emu napięty, gorzko-słodki uśmiech.
- Jak będziemy je teraz nazywać? Dobre krzesło brzmi nieszczególnie. Moralnie neutralne krzesło? Krzesło, które zostało oczyszczone z wszelkich zarzutów? Fałszywie oskarżone krzesło, które okazało się całkowicie niewinne? Może powinienem napisać notatkę: „Proszę, siadaj w tym krześle bez obaw”? - westchnął i z wdziękiem zapadł się w fotelu. - Gdyby chodziło tylko o to, że jestem idiotą, całą sprawę można by uznać za zabawną. Żeby tylko nie kosztowało to czyjegoś życia. - Potrząsnął głową i prychnął: - Też mi jasnowidz!
- Nic nie mogłeś zrobić - powiedział Harry. - Nawet gdybyś zrozumiał, że nie chodzi o krzesło, tylko o mgłę, nadal nie bylibyśmy w stanie połączyć tego z Catherine. Fakt, że czasami widzisz przyszłość, nie oznacza, że możesz zapobiec każdemu nieszczęściu.
Draco wbił w niego stalowe spojrzenie.
- Chodzi ci o to, że bycie najpotężniejszym czarodziejem w ostatnim stuleciu wcale nie oznacza, że możesz uratować życie każdemu?
- Tak, dokładnie to chciałem powiedzieć. - Harry także westchnął i usiadł na kanapie.
Malfoy ułożył głowę na oparciu fotela i zapatrzył się w sufit.
- Czy to złe, że mimo wszystko cieszę się z odzyskania mojego ulubionego krzesła? - zapytał i ułożył stopy na sofie.
- Zdejmij buty, jeżeli chcesz kłaść nogi na meblach - odezwał się Harry słowami, które wielokrotnie słyszał od Draco.
Malfoy uniósł do góry dwa środkowe palce, ale nie zadał sobie trudu podniesienia głowy.
- To moje meble, Potter. Poza tym, buty niedługo zamienią się z powrotem w papier. Ich rola skończy się, kiedy dotrę do garderoby.
Zapadła cisza i Harry poczuł, jak napięcie w jego ramionach powoli się rozprasza. Bardzo łatwo było wyobrazić sobie, że czas cofnął się o tydzień i wszystko toczy się normalnym trybem. Janice nadal żyje, Draco nie umarł, a Harry jeszcze nie zrozumiał, że się w nim zakochał. To były wygodne, odprężające chwile, w czasie których nie musiał robić niczego ważnego poza czekaniem, aż Draco po raz kolejny powie coś zabawnego i złośliwego. Moment później jednak Harry popełnił błąd i spojrzał na siedzącego w swoim moralnie neutralnym fotelu Malfoya.
Z powodu odchylonej głowy, wyeksponowana została długa, jasna linia jego szyi, tworząc kontrast pomiędzy alabastrową skórą a kremowym kolorem swetra. Zamknięte oczy sprawiły, że długie, ciemnozłote rzęsy rzucały cienie na policzki. Draco miał lekko rozchylone usta, a jego zręczne palce nie były, niestety, widoczne, ponieważ z rąk zrobił sobie pod głową prowizoryczną poduszkę. Odrobinę rozsunięte nogi, nie więcej niż na szerokość dłoni, nadawały mu pozę normalnej, zrelaksowanej osoby i Harry nie mógł nie pomyśleć, że widok ten jest wystarczającym powodem, aby wślizgnąć się między te nogi i przytulić, a może nawet odepchnąć z drogi sofę i klęknąć pomiędzy nimi. Leżąc tak, Draco wyglądał wyjątkowo zapraszająco i Harry musiał przyznać, że to szczególne krzesło było powodem więcej niż jednej fantazji w ciągu ostatniego tygodnia. Przełknął nerwowo ślinę.
Być może był to tylko zbieg okoliczności albo Malfoy rzeczywiście wyczuł zmianę w temperaturze otoczenia, ale właśnie wtedy uniósł głowę i popatrzył na Harry'ego. Ich spojrzenia spotkały się i Potter obserwował, jak szare tęczówki nabierają burzowego zabarwienia. Draco wciągnął głośno powietrze i wstrzymał oddech. Seksualne napięcie zafalowało w powietrzu niczym magia, gromadząca się tuż przed rzuceniem zaklęcia.
Harry przeszedł przez pokój, zanim Draco zdążył ponownie odetchnąć. Kontroli pozostało w nim dokładnie tyle, ile w człowieku pod działaniem Imperiusa. Moment później był już przy sofie, wszedł na nią i wcisnął kolana pomiędzy nogi Malfoya a miękkie poręcze fotela i klęczał nad tym pięknym, doprowadzającym go do szaleństwa mężczyzną, którego pełna, dolna warga wręcz domagała się, aby Harry jej spróbował. Więc podporządkował się niemej prośbie, ujmując w dłonie podbródek Malfoya. Powolny, gorący pocałunek wniknął przez skórę Harry'ego niczym płynne złoto i zgromadził się pomiędzy jego udami. Uczucie było rozkoszne w sposób, w jaki przyjemność przynosi robienie czegoś niebezpiecznego, jak absynt o podwójnym działaniu, niczym przepyszny, wysoce uzależniający narkotyk.
Draco spuścił ręce i wplótł palce w czarne włosy, a Harry mógł słyszeć ciche jęki wydobywające się spomiędzy jego warg. Pochylił się jeszcze bardziej, aby być bliżej i zwiększyć kontakt z ciałem Draco, gdy niespodziewanie dłonie Malfoya znalazły się na jego ramionach, odpychając go od siebie.
- Harry... Harry, przestań. - Draco miał lekko przyspieszony oddech i kiedy Potter odsunął się, mógł zobaczyć, że jest poruszony nie mniej niż on sam. Zanim się ponownie odezwał, westchnął i na chwilę zacisnął zęby. - Do diabła, Harry, musisz przestać!
- Dlaczego? - Panującą ciszę zakłócały jedynie ich oddechy, dlatego Potter zapytał ponownie: - Dlaczego?
Oczy Malfoya były szeroko otwarte i gniewne, a różne emocje wydawały się w nich błyskać z prędkością światła. Zanim odpowiedział, oblizał usta.
- Zostań przez najbliższy tydzień w Hogwarcie. Masz zaległy urlop, mógłbyś dotrzymać mi towarzystwa i pilnować, żebym nie zamęczał się nauką. Razem z Sevem pokazalibyśmy ci kilka praktycznych ćwiczeń, które z pewnością ci się przydadzą.
Harry kucnął i wbił w Malfoya twarde spojrzenie.
- W porządku. Nie jestem pewien, co to ma wspólnego z tym, co właśnie robiliśmy, ale dobrze, zrobię, co zechcesz. Czy teraz wyjaśnisz mi, o co ci naprawdę chodzi?
- Ja tylko... - Draco zaczerpnął głęboko powietrza. - Powinniśmy zwolnić.
- Chcesz zwolnić? - Harry nie zamierzał nadawać głosowi aż tak niedowierzającego tonu.
- A co? Tak bardzo cię to dziwi? - Malfoy ściągnął brwi. - Myślisz, że idę do łóżka z każdym, kto się nawinie pod rękę?
- Oczywiście, że nie. Tylko z tymi atrakcyjnymi.
Szybkie pchnięcie spowodowało, że Harry, mrugając z zaskoczenia, wylądował na dywanie.
- Z powodu tych słów, mistrzu dobrych obyczajów*, będziesz płacił za dzisiejszą kolację. I pójdziemy do jakiejś drogiej restauracji, więc zabierz dużo mugolskiej gotówki i ubierz się przyzwoicie. Jeżeli cholerne skrzaty lub ktokolwiek inny nie będzie mi więcej zawracał głowy, to spotkamy się za godzinę - powiedział Malfoy i wyszedł, zostawiając bardzo zmieszanego i sfrustrowanego Pottera na podłodze.
***
Powrót do Hogwartu odbył się w milczeniu, obaj byli bardzo spokojni i nie odzywali się za dużo. Twarz Draco pokryła się niewzruszoną maską, zupełnie jak wtedy, gdy był bardzo zdenerwowany, myślał o czymś intensywnie lub obie te rzeczy na raz. Harry czuł się przygnębiony i zdecydowanie winny. Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że sugerowanie, iż Malfoy jest łatwy, było wyjątkowo złym posunięciem. Ale tak naprawdę wcale nie myślał, iż Draco łapie każdą, nadarzająca się okazję, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wiele ma zalet. Niestety, nie mógł tego wytłumaczyć bez pogarszania wszystkiego jeszcze bardziej. Męczyło go też pytanie, czy nie był zbyt natrętny, ale przecież Draco zachowywał się nie mniej chętnie niż on sam.
Czy zmiana w nastawieniu Malfoya mogła mieć coś wspólnego ze sprawą Czarnej Magii? Ta myśl przeraziła go i sprawiła, że poczuł się jak trędowaty. Czy naprawdę był aż tak uszkodzony i niebezpieczny? Na szczęście Draco ciągle chciał iść z nim na kolację. To było coś, choć jeśli cała ich konwersacja miała składać się z nieprzyjemnej ciszy, to może lepiej, gdyby się w to nie pakowali.
Z pewnością istniało coś, co mógłby zrobić lub powiedzieć, aby naprawić sytuację. Nie chodziło o to, że nie miał doświadczenia w zachowywaniu się jak dupek, a potem sprzątaniu po sobie bałaganu. W przypadku Hermiony wystarczyło jednak zrobić wielkie oczy i postarać się wyglądać jak najbardziej żałośnie, aż w końcu marszczyła brwi, potrząsała głową, a po kilku sekundach uśmiechała się i przytulała go. Wtedy mówił, jak bardzo ją przeprasza, i wszystko zostawało wybaczone. Nic trudnego.
Spróbował tej metody z Malfoyem, niestety, bezskutecznie. Nie nastąpiło żadne pełne rezygnacji potrząśnięcie głową ani sfrustrowany, ale jednak czuły chichot. Jedynie pogardliwe, twarde spojrzenie i zupełnie jasna, choć niewerbalna deklaracja, że Harry będzie musiał zrobić o wiele więcej, aby zasłużyć na przebaczenie.
No tak, w zasadzie Potter nie spodziewał się niczego innego. Już jako rywal w dzieciństwie Draco był wyjątkowo apodyktyczny. Jako chłopak, jeżeli Harry rzeczywiście powinien używać takiego określenia, mógł być tylko gorszy.
Kiedy przemierzali korytarze lochów, aby dotrzeć do kwater Snape'a, w których Malfoy obecnie mieszkał, Harry przerwał wreszcie długie milczenie:
- Mieliśmy pierwszą kłótnię.
- Nigdy nie mieliśmy niczego oprócz kłótni - odparł Draco bardzo poważnie, a potem wszedł do komnaty i zatrzasnął Harry'emu drzwi przed nosem.
Potter wiedział, że ma duży problem i nie pozostało mu nic poza skorzystaniem z ciężkiej artylerii. Na szczęście, owa ciężka artyleria miała się tu pojawić jutro na porannych zajęciach. Być może udałoby mu się ubłagać Remusa, aby zjadł z nim obiad i poradził, jak wszystko naprawić.
***
Do czasu, aż skrzat dostarczył notatkę od Draco, w której podana została nazwa francuskiej restauracji w mugolskiej części Londynu i godzina kolacji, Harry naradził się z Lupinem i ułożył plan działania. A raczej Remus go ułożył, a Potter tylko kiwał głową i robił notatki. Po wypełnieniu każdego punktu ze swojej listy, dokładnie za pięć ósma otworzył drzwi wskazanego w liście lokalu.
Pierwszym miejscem, jakie odwiedził tego popołudnia, aby kupić komplet mugolskich ubrań, był sklep czarodziejskiego Armaniego. Właśnie tutaj Malfoy zamawiał dla niego szaty wcześniej i ani Harry, ani Lupin nie mieli ochoty testować jakiejś innej marki. Remus poradził chrześniakowi, aby zdał się na gust sprzedawcy i przygotował na spory wydatek. Ostatnia rada wcale nie okazała się żartem, sama marynarka kosztowała więcej niż miesięczna pensja Harry'ego, całe szczęście, że jego konto u Gringotta było dość pokaźne. Ekspedienci za to okazali się bardziej niż troskliwi i Potter nie mógł nie przyznać, że znają się na rzeczy. Kiedy skończyli się nim zajmować, miał na sobie ciemnoszary garnitur, jasnozieloną koszulę, ciemnozielony krawat, buty, skarpetki, pasek, a nawet dopasowaną kolorystycznie chusteczkę. Czuł, że wygląda elegancko. Zanim wyszedł, obiecano mu z uśmiechem na ustach, że poprawki zostaną zrobione szybko i do wieczora wszystko będzie gotowe.
Następnie Harry poszedł wypełnić drugi punkt listy. To zadanie było nieco trudniejsze, ale udało mu się wszystko załatwić pomyślnie i kiedy wrócił do Armaniego, jego rzeczy już czekały na odbiór. Aportował się do swojego mieszkania w Londynie, aby wziąć prysznic i powalczyć z włosami, a potem stawić się w wyznaczonym miejscu z pięciominutowym zapasem czasu.
Kelner zaprowadził go do stolika, gdzie ubrany w całości na czarno, z wyjątkiem srebrnego, ślizgońskiego krawatu, Malfoy już na niego czekał. Kiedy zobaczył Harry'ego, wstał z krzesła i posłał mu pełen zadowolenia uśmiech.
- Mam nadzieję, że pamiętałeś, aby przekupić chłopców od Armaniego? Inaczej nowinę o twoich zakupach już sprzedali do gazet.
Z powodu kompletnego oszołomienia brwi Harry'ego powędrowały do góry.
- Kupowanie garnituru warte jest pisania artykułu?
Kiedy obaj zajmowali miejsce przy stoliku, Draco zachichotał.
- Rozumiem, że ich nie przekupiłeś. Kiedy nazywasz się Harry Potter i prosisz o ekspresowe przymiarki, świadczy to niezbicie, że planujesz gorącą randkę, co z pewnością warte jest opublikowania. Taka plotka to smakowity kąsek. Och, nie martw się, nic strasznego się nie stało. Przy okazji, moje gratulacje. Wyglądasz świetnie.
Draco wydawał się być szczęśliwy i Harry poczuł, że jego działania przyniosły zamierzony efekt.
- Mam coś dla ciebie - powiedział i sięgnął do kieszeni po prezent, który miał zwieńczyć jego wysiłki w naprawieniu bałaganu, jakiego narobił. To była mała, postrzępiona książka ze słabo już widocznym, wygrawerowanym złotymi literami tytułem: „Mało znane eliksiry transmutujące”. Podał ją Draco, którego oczy rozwarły się odrobinę.
- Gdzie to znalazłeś?
- W antykwariacie tuż obok Pokątnej. Masz już taką?
- Nie, jest bardzo rzadka. Kiedyś korzystałem z kopii, którą mieliśmy w rodzinnej bibliotece, ale Lucjusz spalił ją w trakcie nieudanego eksperymentu.
- Napisałem dedykację.
Malfoy uniósł okładkę i przeczytał:
Draco - wszystko, o co proszę, to abyś powstrzymał się od używania tych eliksirów na mnie i nie zamienił mnie w ropuchę. Już i tak mam za duże usta. Wybacz mi. Kochający i skruszony, Harry.
8 kwietnia, 2000
Harry'emu zajęło sporo czasu wymyślenie tych słów i ciągle zastanawiał się, czy nie powinien być bardziej poetycki czy romantyczny. Wstrzymał oddech.
Draco uniósł wzrok, uśmiechnął się i Harry wiedział, że jest zadowolony. Miał ochotę wrzasnąć i zatańczyć wokół stołu taniec zwycięstwa, ale uznał, że nie byłoby to zbyt eleganckie. Miał u Remusa spory dług wdzięczności.
- To bardzo miłe - powiedział Malfoy. - Dziękuję. - Jego oczy błyszczały tym szczególnym, niebieskoszarym blaskiem, którego nabierały, gdy był naprawdę szczęśliwy. Stan, którego Harry nieczęsto był świadkiem i który doprowadził jego żołądek do powolnego, przyjemnego drżenia. Widok tego światła w spojrzeniu Draco każdego dnia warty był wszelkich poświęceń.
Na prośbę Pottera Malfoy zamówił dania dla nich obu. Rozmawiał z kelnerem szybko i płynnie po francusku i Harry większości słów nie zrozumiał. Dotarło do niego jedynie kilka wzmianek o winie i już nie miał wątpliwości, że koszt kolacji będzie na iście malfoyowskim poziomie.
- Rozumiem, że ty i profesor doszliście zeszłej nocy do porozumienia? - zapytał, kiedy kelner odszedł.
- Tak, w końcu. Zgodziłem się zostać w Hogwarcie przez tydzień, jeżeli on ograniczy tyrady na temat mojego lekkomyślnego lekceważenia własnego życia do pół godziny dziennie. Nalegałem, żeby poświęcił ten czas na wygłaszanie kazań o wszystkich moich grzechach, ale był nieugięty. W tych sprawach nie mogę się z nim równać.
- Czyli może narzekać na wszystko, na co ma ochotę, tak długo, jak chce, byleby nie poruszał tematu twojej skłonności do samopoświęcenia?
- W każdym razie tylko tak długo, jak jego zniewagi będą wystarczająco zabawne, aby zatrzymać mnie z nim w jednym pokoju. - Draco uśmiechnął się czule i Harry musiał potrząsnąć głową ze zdumienia.
- Obaj jesteście kompletnie szaleni.
Kelner przyniósł butelkę wina, otworzył ją i podał Draco do skosztowania. Kiedy Malfoy wyraził swoją aprobatę, napełnił trunkiem dwa kieliszki i odszedł.
- Sev chce, abyś spotkał się z nim jutro popołudniu i rozpoczął ćwiczenia. - Jęk Harry'ego wywołał na twarzy Malfoya kolejny uśmiech. - Uwierz, jego także przeraża wizja posiadania ciebie jako ucznia ponownie.
- Mówił coś na temat naszej... Wiesz, nas?
- Och, oczywiście. - Draco napił się wina. - Powiedział, że nie mieści mu się w głowie, jak chłopcy, którzy byli odwiecznymi wrogami, to dokładnie jego słowa, wyobrażają sobie, że mogą stworzyć harmonijny związek. - Głos Draco był zupełnie spokojny i obojętny, jak gdyby wcale nie przejmował się krytyką, ale Harry nie wierzył, że jego wcześniejsze słowa o ich kłótniach nie miały związku z opinią Snape'a.
- I co mu odpowiedziałeś?
- Że interesującą wrogość można uznać za bardziej inspirującą niż nudną harmonię.
- To bardzo poetyckie.
Malfoy pomachał ręką, jak gdyby te słowa wcale nie były ważne, ale odwzajemnił uśmiech Harry'ego.
- A co z tobą? Powiedziałeś swoim Gryfonom?
- Tak, Syriusz i Remus już wiedzą.
- Wyobrażam sobie, że Black miał sporo do powiedzenia na ten temat. - Po swobodnym tonie głosu Malfoya i jego elegancko wygiętej brwi można by sądzić, że prowadzą właśnie naukową dyskusję na temat najefektywniejszego sposobu wykorzystania palców trytona, a nie sprzeciwów rodziny wobec ich związku.
- Remus zakazał mu wrzeszczenia na mnie w kuchni, więc większa część jego przemowy odbyła się beze mnie.
- Ach, jesteś szczęściarzem, mając za ojca chrzestnego tak rozsądnego wilkołaka. A co z Hermioną i resztą?
Harry wzruszył ramionami.
- Nie wiem, muszę się zastanowić. Jestem zmęczony życiem jako wzorzec dla innych, Draco. Po prostu będą musieli pogodzić się z moimi wyborami.
Malfoy uniósł kieliszek i zasalutował nim, ale między jego oczami pojawiła się zmarszczka niepewności i Potter poczuł, że Draco nie jest do końca przekonany. Niemniej jednak zmienił temat rozmowy na mniej problematyczny i niesamowicie czarował Harry'ego aż do końca posiłku. Jedzenie było wyśmienite, wino, choć w nadmiernych ilościach, doskonałe, a czarna koszula Malfoya sprawiała, że jego oczy wydawały się jeszcze bardziej niepokojące niż zwykle, ciemnoszare niczym toń jeziora w pochmurny dzień. Jeżeli do tej pory Harry nie byłby pewien swoich uczuć, ta kolacja pozbawiłaby go wszelkich wątpliwości. Zatęsknił za bliższym kontaktem.
Kiedy wracali do Hogwartu, wziął Draco za rękę, a Malfoy wydawał się z tego zadowolony. Przed wejściem do komnat Snape'a całowali się przez długie minuty, niczym uczniowie gotowi zaryzykować gniew Filcha tylko po to, żeby zaznać odrobinę więcej pieszczot. Ale kiedy Harry odsunął się, z trudem łapiąc oddech, i poprosił Draco, aby zmienili to miejsce na dużo bardziej zaciszną sypialnię w Wieży Gryffindoru, Malfoy tylko uśmiechnął się i powiedział:
- Nie dzisiaj. - Obdarzył Harry'ego jeszcze jednym, niemal cnotliwym pocałunkiem i wyjął z kieszeni książkę. - Przekaż Lupinowi, że świetnie się spisał. Już dawno ci wybaczyłem. - Puścił oczko i zniknął za drzwiami, zostawiając Harry'ego w szoku i z ogromną potrzebą zimnego prysznica.
***
Identyczny, doprowadzający Harry'ego do szału schemat powtarzał się przez cały tydzień. Spędzali ze sobą sporą część dnia, jedli razem śniadania i obiady. Czasami wyglądało to tak, jak gdyby pomiędzy nimi wszystko było po staremu. Dokuczali sobie nawzajem i Draco znęcał się nad Harrym, zmuszając go do pomocy przy warzeniu eksperymentalnych eliksirów i powtórkach do egzaminów. Stanowili parę nieprawdopodobnych przyjaciół, cieszących się wspólnymi chwilami. Ale były dni, kiedy głowę Malfoya zaprzątały jakieś czarne myśli i wtedy na godzinę lub dwie stawał się lodowato cichy i zimny, dopóki coś nie wytrąciło go z tego stanu. Zdarzały się chwile, kiedy Harry myślał, że oszaleje od seksualnego napięcia, a kiedy indziej czuł się zupełnie spokojny i zadowolony. Nie był jednak w stanie powiedzieć, dlaczego tak się działo, z jakiego powodu jego nastrój wahał się ze skrajności w skrajność.
Popołudnia Potter spędzał w pustej klasie, trenując ze Snape'em, a potem jedli z Draco kolację w jakiejś londyńskiej restauracji, zawsze w dzielnicach mugolskich, aby nie zostali rozpoznani. Po powrocie do zamku Harry nigdy nie mógł się oprzeć, aby nie spróbować smaku deseru na wargach Draco. Ich pocałunki były zbyt pełne pasji i pragnienia, aby nazwać je niewinnymi, ale kontakt między nimi nie posunął się ani o krok dalej. O wiele za szybko Malfoy odsuwał się, zarumieniony, z przyspieszonym oddechem, ale zdecydowany na powiedzenie „dobranoc”. A Harry zostawał na korytarzu, gapiąc się na zamknięte drzwi do pokoi Snape'a, twardy i kompletnie zagubiony. Myśląc o swoim związku z Draco, wyobrażał sobie, że seks będzie raczej istotnym jego składnikiem.
Nie ulegało wątpliwości, że wszystko zmieniło się noc po tym, jak Malfoy wybudził się ze śpiączki. Popołudniu sprawy układały się jak najlepiej i gdyby Poppy im nie przeszkodziła, potoczyłyby się zapewne dużo dalej w kierunku, jakiego Harry się spodziewał. Coś musiało wydarzyć się w ciągu tych kilku godzin, odkąd wyszedł z sypialni Draco, a wrócił do niej następnego ranka. Być może Snape maczał w tym palce z jakiegoś pokrętnego, ślizgońskiego powodu, którego Harry nie mógł zrozumieć. Lub to coś w rodzaju testu jego emocjonalnej samokontroli, mającego związek z ćwiczeniami, których celem było wyleczenie go ze skutków użycia Czarnej Magii. Ale sama myśl o stanięciu twarzą w twarz ze Snape'em sprawiała, że zaczynał się trząść, dlatego udawał cierpliwość i czekał z nadzieją, że profesor sam zainicjuje rozmowę.
Niestety, aż do ostatniego dnia tygodnia nic się nie wyjaśniło i Harry zrozumiał, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Jego obawy i ciekawość z pewnością nie służyły skupieniu się podczas treningu medytacji i kilka razy złapał Snape'a, gdy ten mu się przyglądał. Zamknął oczy i postarał się nie wiercić. Przetrwał kilka kolejnych ćwiczeń, aż w końcu lekcja się skończyła. Kiedy obaj mieli już opuścić klasę, Harry zebrał całą swoją osławioną, gryfońską odwagę i wypalił:
- Co się dzieje z Draco?
W zamian otrzymał iście malfoyowskie wygięcie brwi w wersji a'la Snape, które było, w opinii Harry'ego, dużo mniej seksowne, ale za to zdecydowanie bardziej onieśmielające.
- W żaden sposób nie mogę odpowiedzieć na tak nieprecyzyjnie zadane pytanie, Potter. Spróbuj jeszcze raz.
- Nasze stosunki układają się trochę... dziwnie. Od nocy, po przebudzeniu Draco, kiedy mieliście tę waszą... dyskusję. Chcę wiedzieć, czy napięcie między nami to coś, co wy dwaj przygotowaliście jako część treningu, żeby przetestować moją kontrolę w... stresujących okolicznościach. Lub coś w tym stylu.
Snape wyglądał na bardzo rozbawionego.
- Nie dostajesz tego, czego chcesz, i myślisz, że to z powodu treningu?
- Tak... Zasadniczo, tak. - Harry czuł, jak jego twarz zmienia barwę z upokarzającego szkarłatu do jeszcze bardziej krępujących, różnorodnych odcieni intensywnej purpury.
- Jedynym stresującym elementem ćwiczeń jest twoja doprowadzająca do szału nieumiejętność siedzenia w bezruchu. Wszystko inne pomiędzy tobą i Draco jest tylko waszą sprawą.
I nagle nadeszła fala gniewu, z którą próbował walczyć na zajęciach przez cały tydzień. Wziął głęboki oddech, stłumił grożącą eksplozją magię i kontynuował:
- W takim razie, co mu pan nagadał? Oczekiwałbym obszernego wykazu moich wad, poczynając od tych największych, ale on już wszystkie dobrze zna. Chyba że... - nagle uderzyła go straszna myśl. - Lucjusz. Powiedział mu pan o Lucjuszu. - Magia zatańczyła wokół niego, więc rozłożył ręce, aby rozproszyć energię, nie tracąc przy tym wątku rozmowy.
- Nie bądź idiotą, Potter! Draco dobrze wie, że to ty rzuciłeś klątwę uśmiercającą na jego ojca. Przeczytał oficjalne sprawozdanie, gdy tylko poczuł się na tyle dobrze, żeby opuścić Hogwart, wiele miesięcy temu. Wypraszam sobie insynuacje, jakobym wykorzystywał zaistniałą sytuację, aby na niego wpłynąć. W ten sposób mnie obrażasz.
- Sam pan powiedział, że zrobi wszystko, aby go chronić.
Snape wyprostował się i teraz cała jego imponująca sylwetka przedstawiała obraz wyniosłego dostojeństwa.
- Nigdy nie okłamuję Draco i nie manipuluję nim. Nawet dla jego własnego dobra. Dość już tego w życiu doświadczył. Podobnie jak ja, żeby być dokładnym.
Smutek w głosie starszego mężczyzny wypędził z Harry'ego cały gniew, zostawiając w nim tylko bezradność i smutek.
- W takim razie co mogło zmienić jego zdanie? - zapytał żałośnie.
- Oczywiście, że nie zdradzę zaufania Draco, powtarzając tobie naszą prywatną rozmowę. Jeżeli chcesz wiedzieć, co powiedziałem, musisz zapytać go sam.
- Już to zrobiłem. Podobno stwierdził pan, że nie będziemy w stanie zgodzić się ze sobą, skoro między nami zawsze były tylko konflikty.
- Tak, po części to prawda. - Snape westchnął i usiadł za biurkiem. - Potter, nie mogę ci powiedzieć, o czym rozmawiałem z Draco, ale jeśli chcesz wiedzieć, co mam przeciwko waszemu związkowi, chętnie cię oświecę. - Harry wcale nie był przekonany, czy sprosta tym wiadomościom, ale kiwnął głową na zgodę. - Martwi mnie, że nie macie dostatecznie dużo wspólnych zainteresowań, a historia waszej znajomości nie należy do...
- Wtedy byliśmy dziećmi! Teraz to zupełnie co innego...
- Jeżeli chcesz poznać moje zdanie, to przestań mi przerywać. Robię to tylko dla ciebie i Draco zapewne będzie się na mnie z tego powodu wściekał, więc pozwól mi spokojnie skończyć.
- W porządku.
- Martwi mnie to, że jesteś eksperymentującym heteroseksualistą, który nie może zdecydować się, gdzie chce wkładać swojego kutasa, i w końcu złamiesz mu serce. Ale jeszcze bardziej martwi mnie, że stoisz na granicy czarno magicznej psychozy i Draco skończy, będąc zmuszonym do obchodzenia się z tobą jak z wściekłym psem, czemu szczerze wątpię, czy podoła, biorąc pod uwagę twoją moc. Nie zachwyca mnie wizja walki z kolejnym samozwańczym lordem ani nie pragnę dokonywać wyboru pomiędzy losem całego świata a życiem czyjegoś kochanka, tym bardziej, że byłby to kochanek kogoś, kto jest dla mnie jak syn.
- To wszystko?
- Jeszcze chwila. - Snape wydawał się przetrawiać jakąś myśl, ale w końcu powiedział tylko: - Tak, to wszystko.
- Mogę się wytłumaczyć?
- Jeżeli musisz.
- Po pierwsze, Draco i ja zgadzamy się świetnie. Większość dyskusji prowadzimy z prawdziwą przyjemnością, a poza tym, jemu nie odpowiadałby ktoś, kto by mu tylko przytakiwał. Nudzi się wtedy okropnie i pan powinien najlepiej o tym wiedzieć. Po drugie, moja orientacja seksualna nie powinna pana obchodzić, ale zapewniam, że Draco fascynuje mnie nie tylko pod względem fizycznym. Nie wykorzystuję go w celach eksperymentalnych i równie dobrze jak ja jego, to on może złamać moje serce. Jeśli chodzi o psychozę związaną z Czarną Magią, to chyba właśnie po to, aby ją opanować, odbywam z panem ćwiczenia. Przyznaję, że czasami tracę nad sobą kontrolę i trochę mnie to przeraża, ale jestem zdecydowany, aby z tym walczyć, a zostanie kolejnym Voldemortem znajduje się na priorytetowym miejscu mojej listy rzeczy, których chcę uniknąć. Mogę jedynie dać panu słowo, że będę pracował nad sobą tak ciężko, jak tylko potrafię, a właśnie Draco jest skłonny mi w tym pomóc. - Przeczesał palcami włosy. - Sądzę, że to wszystko. - Snape nie skomentował jego wypowiedzi ani słowem, dlatego po chwili Harry dodał: - I co?
- Jak to co? - odparł w końcu profesor, pociągając protekcjonalnie nosem. - Potter, nie ma znaczenia, co ja o tym myślę. Jeżeli Draco zdecyduje, że cię chce, moja opinia nie będzie miała żadnego znaczenia. Osiągnąłbyś dużo więcej, prowadząc tą rozmowę z nim.
Harry zacisnął zęby, ale odepchnął od siebie gniew i magię, które w nim wezbrały.
- Świetnie - warknął. - Dziękuję za poświęcony mi czas. - Ciężkim krokiem skierował się w stronę drzwi, ale głos Snape'a zatrzymał go na progu.
- Masz teraz dużo lepszą kontrolę nad sobą, w tym tygodniu uczyniłeś spore postępy. Kilkakrotnie w czasie trwania naszej rozmowy myślałem, że mnie przeklniesz, ale nie zrobiłeś tego. Pracuj dalej, a może nawet nauczysz się siedzieć bez ruchu przez dziesięć minut.
Harry obrócił się, aby sprawdzić, na ile Snape był szczery, ale mężczyzna wyglądał tak samo jak zawsze: zadowolony z siebie, wyniosły, opanowany i skryty. Uświadomił sobie, że wbrew temu iż Draco jest synem Lucjusza, na każdy możliwy sposób uderzająco upodobnił się do swojego ojca chrzestnego. I nagle Harry poczuł niespodziewany napływ współczucia dla tego człowieka, który tak wiele w swoim życiu poświęcił.
- Jeżeli to ma jakiekolwiek znaczenie, przykro mi z powodu Lucjusza. Wtedy nie pojmowałem, co to znaczy, kim byliście dla siebie. Nie będę pana winił, jeżeli znienawidzi mnie pan za to, że to właśnie ja rzuciłem na niego klątwę.
Niewielki, smutny uśmiech wykrzywił kąciki ust Snape'a.
- To był dobry uczynek, Potter. Dla mnie, że sam nie musiałem tego zrobić, i dla Draco, bo w końcu odzyskał wolność. Na pewno bardziej odpowiadało mu takie rozwiązanie niż proces i pocałunek dementora.
Harry nie wiedział, co powiedzieć, dlatego tylko kiwnął głową i wyszedł.
***
Malfoy przygotował się na powrót do Dworu następnego dnia rano. Z powodu braku jakichkolwiek zagrożeń reszta aurorów opuściła posiadłość i w końcu miał szansę zaznać czegoś na kształt normalnego życia. Harry odprowadził go do samego domu głównie z powodu swojej paranoi na temat bezpieczeństwa, ale także czując ogromną niechęć na myśl, że to wszystko tak właśnie się skończy. Wróci do swojego mieszkania w Londynie i wbrew mieszanym sygnałom i zakłopotaniu ostatniego tygodnia, będzie strasznie tęsknił za Draco.
Kiedy znaleźli się w holu, Malfoy od razu skierował kroki do sypialni.
- Dlaczego nie wejdziesz i nie pomożesz mi się rozpakować? - zapytał.
Harry był skłonny zgodzić się na wszystko, byleby tylko odwlec moment rozstania, więc poszedł za nim.
Prawdę mówiąc, nigdy nie był w pokoju Malfoya. Wnętrze, w przeciwieństwie do jego wyobrażeń, było jasne i przestronne, z oszklonymi drzwiami prowadzącymi na wąski balkon i ogromnym łóżkiem z baldachimem, którego płócienne, kremowe zasłony związane zostały jedwabnym pasem materiału. Pokój był piękny, romantyczny, zupełne nie tak ponury, jak Harry zakładał. Dokładnie taki sam jak jego właściciel.
Oparł się o jedną z kolumienek i patrzył, jak Draco powiększył swoje bagaże i ustawił je na łóżku, żeby rozpakować. Poranne światło przesączało się przez szczeliny w wiosennych chmurach i było w nim coś, co sprawiło, że sylwetka Malfoya stała się nieostra. Nigdy wcześniej nie wyglądał tak zwyczajnie, tak zupełnie normalnie jak teraz, wykonując proste, domowe czynności, a jednocześnie tak niewiarygodnie kusząco.
Harry poczuł się niczym Tantal, któremu wszystko, czego zapragnął, zostawało konsekwentnie odbierane. I nagle wiedział, że nie jest w stanie tego dłużej znieść.
- Dlaczego nie chcesz się ze mną kochać?
Malfoy odwrócił się gwałtownie i spojrzał na niego.
- Co?
To było strasznie nieuczciwe, że akurat w momencie, w którym Harry postanowił odbyć tę rozmowę, światło właśnie w ten sposób zaatakowało platynowe włosy. Siłą woli oderwał od nich wzrok i wbił palce stóp w puszysty dywan.
- Potrafię zrozumieć, że jestem dla ciebie niedostatecznie atrakcyjny. Boże, mógłbyś mieć kogo tylko byś zechciał. W tym klubie mężczyźni stawali w kolejce tylko po to, żeby z tobą porozmawiać. Ale kiedy się całujemy, mam wrażenie, jakbyś chciał... jakbyś pragnął mnie. Jestem zdezorientowany i sądziłem, że mi to wyjaśnisz.
Harry był więcej niż zadowolony, że jego słowa wywołały reakcję inną niż niewzruszona, malfoyowska maska, nawet jeśli był to szok i coś w rodzaju łagodnego przerażenia. Draco szybko podszedł do niego i zawinął rękę wokół jego szyi.
- Nigdy nie wątp w to, że chcę z tobą być - powiedział głosem pełnym uczucia i... tak, seksu. Przyciągnął twarz Harry'ego bliżej i pocałował go. W pierwszej chwili Potter poddał się temu przyjemnemu uczuciu, ale już moment później zalała go fala frustracji, że Draco tak z nim pogrywa, i szybko się odsunął.
- Więc dlaczego mnie nie dotykasz? Dlaczego nie pozwalasz, abym ja dotykał ciebie? Proszę... - jego głos załamał się z zakłopotania - ...powiedz mi. Czy to z powodu Czarnej Magii? Jeśli boisz się być ze mną, zasługuję, żeby usłyszeć to prosto w twarz.
- Harry, to nie to. - Draco przesunął delikatnie dłonią wzdłuż policzka Pottera, sprawiając, że ten zadrżał. - Wierzę w ciebie. Jeżeli tylko potraktujesz problem poważnie i nie przestaniesz ćwiczyć, wszystko będzie w porządku.
- Więc o co chodzi?
Malfoy westchnął i usiadł na skraju łóżka.
- Wszystko było łatwiejsze, kiedy wiedziałem, że umrę. Możesz w to uwierzyć? Spędziłem długie lata, marząc, jak cudownie byłoby mieć przed sobą całe życie, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że to może być aż takie trudne.
- Nie rozumiem.
- Ponieważ teraz wszystko jest prawdziwe! Oczywiście to, co robiłem podczas wojny, również było realne, bo próbowałem ratować świat. Ale miałem wizje, którymi mogłem się kierować, a także przeczucia, więc przez większość czasu byłem pewien, że postępuję właściwie. Nigdy tak naprawdę się nie bałem, bo wiedziałem, że umrę bez względu na wszystko. Oczywiście nie chciałem czuć bólu i przerażała mnie wizja tego, co się stanie, jeżeli zawiodę, ale koniec końców byłbym dostatecznie martwy, aby nie przejmować się, kto rządzi czarodziejskim światem. Mimo że to, co robiłem, było ważne, ja osobiście nigdy nie miałem okazji odczuć tego konsekwencji.
- W porządku, wiem, o czym mówisz, ale co to ma wspólnego z nami?
- Harry, nigdy wcześniej tego nie robiłem. Nigdy nie miałem prywatnego życia. Seks stanowił coś jak... no nie wiem, dbanie, aby moja miotła zawsze była sprawna. Służył ochronie ciała przed rozpraszaniem się. Lubiłem to, ale robiłem tylko po to, by uwolnić się od napięcia i móc spokojnie wrócić do pracy. Rozpoczynanie jakiegokolwiek związku było niemożliwe. Najbardziej zbliżoną rzeczą do prawdziwej randki, na jaką mogłem liczyć do zeszłego tygodnia, było to, gdy ktoś zaproponował mi miętówkę po stosunku oralnym.
Harry usiadł na łóżku, ostrożnie, aby nie naciskać zbyt mocno.
- Boisz się - powiedział. Wydawało mu się zdumiewające, że Draco mógł stawiać czoła Voldemortowi i pewnej śmierci każdego dnia, a ciągle obawiał się czegoś tak prostego jak zwykły związek.
Odpowiedzią Malfoya było podniesienie ręki, aby Harry mógł zobaczyć, jak bardzo ona drży.
- Przepraszam, nie chciałem cię zranić. Pragnę cię tak bardzo, że ledwie mogę się opanować, ale nie sądzę, żebym...
- Jesteś we mnie zakochany. - Harry mógł czuć, jak oczy Draco otwierają się coraz szerzej i robią się nieznacznie szkliste, w miarę jak sens tych słów do niego docierał.
- Jestem... ja... tak, jestem - Malfoy wydukał i tylko gapił się na dywan pod ich stopami.
Był wyraźnie onieśmielony, już drugi raz, jeśli Harry dobrze pamiętał, i Potter nie mógł opanować chichotu.
- Draco kooocha Harry'ego, Draco kooocha Harry'ego - zaczął śpiewać.
Malfoy roześmiał się także i odepchnął go delikatnie.
- Spadaj, niewyżyty idioto.
- Jestem niewyżytym idiotą, ale tylko dlatego, że nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć. Mały prowokator.
Malfoy pokazał mu język i Harry pomyślał, że obraz dostojnego arystokraty wykonującego taki gest jest najsłodszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział.
- Wiesz, że też cię kocham. Już ci to mówiłem.
Słowa te sprawiły, że Malfoy znowu spoważniał.
- Związek ze mną nie przyniesie ci niczego dobrego, Harry. Jesteś naiwny, skoro sądzisz, że świat wokół pozwoli, abyś po prostu cieszył się seksualną relacją z najbardziej znanym grzesznikiem. Nie wspominając już, jaki ze mnie egoistyczny gnojek, który zamieni twoje życie w piekło.
- I masz skłonności do nadmiernego dramatyzmu.
- To też.
Harry przysunął się bliżej, a temperatura w pokoju gwałtownie wzrosła.
- Brukowce mogą iść do diabła.
- Łatwo ci mówić teraz, kiedy jeszcze nie rozbili namiotów na trawniku przed domem. - Malfoy drgnął lekko z powodu bliskości Harry'ego, ale nie zwiększył odległości pomiędzy nimi.
- Nie boję się ich - powiedział Potter i przybliżył się jeszcze bardziej, pozwalając, aby ich uda otarły się o siebie.
Draco zamknął oczy i uśmiechnął się nerwowo.
- Jesteś głupim, cholernym Gryfonem, który nie ma na tyle rozumu, żeby się obawiać. Co wcale nie znaczy, że nie powinieneś.
- Boję się, że cię stracę. Boję się, że nie będę mógł cię dotykać choćby odrobinę więcej. - Wyciągnął rękę i schował kosmyk włosów Draco za jego ucho. - Boję się, że znowu umrzesz albo ja umrę, zanim będę mógł w pełni doświadczyć, kim jest Draco Malfoy.
- Teraz z pakietem „Draco Malfoy” możesz dostać wyniszczenie duszy i śmierć, zupełnie gratis. - Jego głos był drżący i wibrował, a Harry pomyślał, że to najseksowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszał.
- Część z wyniszczeniem duszy i śmiercią mamy już za sobą. Teraz zasługujemy na coś lepszego. Proszę, Draco. Nie sprawiaj, abym błagał.
- Wierzę, że jesteś bardzo pociągający, kiedy błagasz, ale to niczego nie zmieni. Nie mogę...
- Proszę - szepnął Harry, a potem pochylił się i pocałował go. - Proszę, proszę, proszę.
Jeżeli Malfoy był niechętny, zapewne zapomniał poinformować o tym swoje usta. Odwzajemnił pocałunek bez jakiegokolwiek niezdecydowania i Harry'ego zalała prawie niemożliwa do opanowania żądza, a przez skórę przebiegły dreszcze, kiedy kontakt się pogłębił. Wyciągnął rękę, żeby odpiąć koszulę Draco, a Malfoy zepchnął z łóżka wszystkie walizki, które spadły na podłogę z głośnym stukotem. W tym czasie nawet na moment nie przestali się dotykać. Niestety, guziki były tak małe, że Harry nie mógł sobie z nimi poradzić bez patrzenia. Oderwał się tylko na tyle, aby zająć się nimi w wielkim pośpiechu, i wznowił swój szepczący apel.
- Proszę, potrzebuję cię - wymamrotał, zsuwając Malfoyowi koszulę z ramion.
Draco zadrżał i jęknął.
- W porządku, błagania mogłyby trochę pomóc. - Złapał za dół swetra Harry'ego i zdołał zdjąć mu go przez głowę, tylko w minimalnym stopniu zakłócając kontakt ich ust.
- Taki piękny - wymruczał Potter pomiędzy pocałunkami, przebiegając palcami po gładkiej, prawie półprzezroczystej skórze. - Strasznie tego chciałem. - Jego ręce skierowały się w dół, aby odpiąć spodnie Draco, i kiedy wsunął jedną dłoń pod materiał, Malfoy syknął jego imię. - Będziesz musiał pokazać mi, co mam robić. Chcę się nauczyć, jak sprawić, abyś zapomniał o całym świecie. - W tym miejscu Malfoy był nieznacznie grubszy od Harry'ego, a jego skóra aksamitna i bardzo, bardzo miękka. Wrażenie okazało się jednocześnie obce i znajome i Harry był niesamowicie dumny z siebie, że potrafi doprowadzić Draco do stanu, w którym ten opanowany mężczyzna zwija się i z trudem łapie powietrze przy każdym przesunięciu jego dłoni. - Naucz mnie, jak sprawić, żebyś wrzeszczał - szepnął do ucha Draco, wywołując tym cudowne drżenie jego ciała.
- Harry... - wysapał. - Nie mogę... kurwa, przestań gadać. Nie wytrzymam dłużej.
- A jeśli nie chcę, żebyś wytrzymał? Może mam zamiar doprowadzić cię do końca właśnie teraz, żeby potem zacząć wszystko od nowa? - Zaczął poruszać ręką szybciej i już po chwili Draco wygiął plecy w łuk i cudownym, łamiącym się głosem wykrzyczał imię Harry'ego.
Po chwili opadł z powrotem na łóżko, śmiejąc się cicho i ciągle szybko oddychając.
- Powinieneś być nielegalny. Spójrz, co ze mną zrobiłeś, a jeszcze nawet nie zdjąłem spodni. To żenujące. - Wyciągnął rękę w stronę stojącego przy łóżku stolika i wziął z niego flanelową szmatkę, którą się wyczyścił. Harry rozciągnął się obok niego i zaczął składać na jego szyi i ramionach delikatne pocałunki.
- Myślę, że dobrze w ten sposób wyglądasz. Taki zrujnowany. - Potter sam dla siebie zabrzmiał na bardzo zadowolonego.
- Tak, zostałem zrujnowany. Przez śmiesznego, gryfońskiego bohatera, którego zadaniem było mnie chronić. - Odłożył flanelę i skupił uwagę na nieustających pieszczotach kochanka. - Cóż, widocznie mój penis żyje własnym życiem. Naprawdę jestem potępiony. Co było do przewidzenia.
Pocałowali się jeszcze raz, a wtedy ręka Draco zawędrowała do spodni Pottera. Kiedy zamek został rozpięty, Malfoy bardzo powoli przesunął dłonią wzdłuż brzucha Harry'ego, zostawiając pod swoimi długimi palcami łaskoczące ślady. A kiedy wreszcie zawinęły się wokół upragnionego miejsca i zaczęły poruszać delikatnie, Harry niemal wił się z przyjemności. Coś w jego głowie raz po raz wrzeszczało: „Uprawiam seks z Draco Malfoyem!”. Nie miał pojęcia jednak, czy w tym wewnętrznym głosie pobrzmiewa panika, czy raczej pełna triumfu ulga. Wrażenie było cudowne. Posiadanie Draco przy sobie okazało się cholernie wspaniałe. Jego palce były nie mniej uzdolnione, niż Harry się spodziewał. Serce biło mu jak oszalałe, a erekcja wręcz bolała od niespełnienia i poczuł żałosną wdzięczność, że Malfoy wreszcie zdecydował się uwolnić go od tego cierpienia. Każda komórka w jego ciele wrzeszczała: „Tak!” i „Więcej, więcej, więcej!”.
Ale gdy tylko śpiew w jego głowie zaczął nabierać mocy, Draco odsunął rękę.
- Co robisz? - zapytał Harry ze skargą.
Malfoy pochylił się, aby rozwiązać mu buty.
- Rozbieram cię. Masz coś przeciwko?
- Tylko zrób to szybko. - Pełen zadowolenia uśmieszek, jaki otrzymał w zamian, na trzecim roku szkoły doprowadziłby do walki na pięści.
- Kilka minut temu nie byłeś taki pewny siebie - zauważył buntowniczo.
Zarówno jego buty, jak i skarpety zostały natychmiast usunięte, a spodnie i slipki zdjęte jednym płynnym ruchem. Draco rzucił wszystko niedbale na podłogę i wstał. Uniósł nogę i zajął się sznurówką, ale jego wzrok wbijał się w teraz nagiego, rozłożonego na narzucie łóżka niczym na tacy, kochanka. Rozebrał się szybko, nawet na sekundę nie odwracając oczu, a jego spojrzenie było wystarczająco gorące, aby wzniecić pożar.
Stał tak, smukły i szczupły, niczym doskonale wypolerowany, marmurowy posąg, z włosami rozczochranymi na tyle, aby być zastraszająco seksownym i wzrokiem ostrym jak u puchacza, ponownie twardy tylko od patrzenia na Harry'ego.
- Co robisz? - zapytał Potter po raz drugi, tym razem jednak bardziej potrzebująco niż oskarżycielsko.
- Próbuję zdecydować, czego powinienem nauczyć cię w pierwszej kolejności. - Jego głos był ciepły i zachrypnięty i przywodził na myśl płynną czekoladę. Harry drgnął, za co został nagrodzony uśmiechem. - Mmm... pięknie. W takim razie zacznijmy. - Wspiął się na łóżko jak drapieżnik i Harry ponownie zadrżał. - Och, przecież jeszcze niczego nie zrobiłem - szepnął. - Przesuń się na środek łóżka.
Potter posłusznie wykonał polecenie i otrzymał w zamian pocałunek. A potem było tylko lepiej. Draco całował i muskał językiem jego skórę, zmierzając w bardzo pożądanym kierunku.
- Uwierz, naprawdę wiem, co to jest stosunek oralny - odezwał się Harry zuchwale. - Co wcale nie znaczy, że powinieneś przestać.
- Raczej w to wątpię. Tylko ci się wydaje, że wiesz. Ale uczymy się na przykładach. Rozmawiać będziemy później. - Malfoy umieścił usta we właściwym miejscu i mózg Harry'ego całkowicie przestał pracować. Cały świat skurczył się do tego jednego doznania. Draco grał na jego ciele z biegłością wirtuoza, doprowadzając go na krawędź spełnienia i trzymając tam, drżącego, aż nie pozostawało mu nic poza błaganiem ze wszystkich sił. Kiedy wreszcie zabrał usta, Potter mógł zdobyć się jedynie na gwałtowny oddech i kolejne prośby.
- Szzz... - Draco położył delikatnie palec na wargach Harry'ego. - Kolej na następną lekcję. Obiecuję, że ci się spodoba. - Wyjął z szuflady stolika mały flakonik, nalał z niego odrobinę płynu na swoją rękę i postawił go obok flanelowej szmatki. Potem ponownie pochylił się nad kochankiem i Harry stwierdził, że jeśli nie będzie mógł skończyć jak najszybciej, to z pewnością umrze. Ale wtedy, zamiast kolejnej drażniącej przerwy, której się spodziewał, poczuł delikatne pchnięcie palca do swojego wnętrza i przyjemność wręcz w nim eksplodowała. Kiedy wreszcie doszedł, każdy centymetr kwadratowy jego skóry wydawał się krzyczeć podziękowania dla Draco, dopóki Harry nie pomyślał, że teraz mógłby już zemdleć.
Gdy wstrząsy opadły do poziomu nieregularnych dreszczy, Malfoy pocałował go delikatnie, co ponownie wprawiło Harry'ego w lekkie drżenie, i odsunął się. Wytarł palce we flanelę i rozciągnął się na łóżku.
Harry obrócił się i pocałował go mocno.
- Chryste, jesteś w tym dobry - powiedział.
- A ty nieszczególnie wymagający - zachichotał Draco.
- Teraz moja kolej?
- Cokolwiek sobie życzysz. - Malfoy wdzięcznie wzruszył ramionami, ale w jego oczach widać było głód.
- Najbardziej chciałbym, żebyś... wiesz... zrobił to we mnie. Skończył wewnątrz mnie. Pokaż mi, jak to jest.
Draco wyglądał na zaskoczonego, ale iskra w jego spojrzeniu była teraz płomieniem.
- Jesteś pewien? To nie jest konieczne.
- Tak, jestem pewien. - I był. Chciał doświadczyć wszystkiego. Chciał kochać się z Draco na wszelkie sposoby. Chciał go posiadać i samemu być posiadanym, aby poznać, jak to jest być tak blisko kogoś, jak to tylko możliwe. Aby bez względu na to, co się zaraz stanie, mógł kiedyś spojrzeć w przeszłość i stwierdzić, że się nie przestraszył. Że miałby prawo powiedzieć, iż choćby przez te kilka godzin Draco był jego. - Proszę.
Malfoy uśmiechnął się.
- Pokładasz dużo wiary w tym słowie - powiedział, pocałował Harry'ego i przebiegł dłońmi po jego skórze. - Połóż się na plecach - szepnął.
Potter posłuchał. Kolejne, długie minuty Draco spędził na dotykaniu kochanka, wszędzie, tylko nie tam, gdzie Harry najbardziej pragnął. Żar niedawnego orgazmu wciąż go przenikał i Potter czuł, jak zatapia się w miękkiej narzucie łóżka, płynąc na przyjemności dostarczanej przez te zręczne palce. Po chwili intensywność doznań wzrosła, gdy Draco skoncentrował się na jego sutkach i lekko musnął samymi opuszkami powoli powracającą do życia erekcję. Kiedy Harry był już ponownie twardy, Malfoy wziął ze stolika flakonik i zaczął go przygotowywać.
Bez zbliżającego się kolejnego orgazmu Potter mógł zwrócić większą uwagę na uczucie bycia rozciąganym i pieszczonym. Wrażenie było dziwne, ale przyjemne. Nawet bardzo i coraz bardziej, aż Harry uświadomił sobie, że wygina się w stronę tych palców, próbując chciwie wchłonąć jeszcze więcej doznań. Wtedy Draco zajął miejsce pomiędzy jego udami i zaczął rozsmarowywać środek nawilżający na sobie. Harry, patrząc na niego, czuł się cudownie nieprzyzwoicie. Uwielbiał sposób, w jaki długie palce Malfoya przesuwały się zdecydowanie po własnym ciele, lekkie nachylenie jego podbródka i prawie niesłyszalne westchnienia przyjemności.
Draco pochylił się i pocałował go.
- Postaram się zrobić to powoli. Na początku może nie być zbyt przyjemnie, ale gdyby zaczęło naprawdę boleć, musisz mi powiedzieć, dobrze? - Potter kiwnął głową. - Jesteś przekonany, że chcesz to zrobić?
Harry cmoknął go w rękę.
- Tak, Boże, potrzebujesz zaproszenia na piśmie? Po prostu to zrób!
Draco zachichotał i pchnął delikatnie, ale jego śmiech szybko przeszedł w zduszony jęk. Uczucie rzeczywiście było dziwne, ale nie naprawdę bolesne, jedynie intensywne. Po kilku powolnych, ostrożnych ruchach Draco zwiększył tempo i początkowe pieczenie zostało zastąpione wstrząsami oszałamiającej przyjemności.
Harry nie wiedział, jak kiedykolwiek mógł żyć bez tego mężczyzny, miał jednak pewność, że już nigdy nie byłby do tego zdolny. W jego uszach brzmiał piękny głos Malfoya i gładkie, francuskie sylaby, wydobywające się z jego ust, powtarzane bezsensowne słowa, w których „tak” pojawiało się ciągle i ciągle. I Harry usłyszał swój własny głos, podnoszący się gwałtownie i współgrający z każdym ruchem, dopóki Draco nie zaczął drżeć i krzyczeć jego imienia, wchodząc w niego tak mocno, że Harry musiał własną ręką doprowadzić się do kolejnego wybuchu, zanim nie oszalał całkowicie.
Leżał, oddychając ciężko i czekając, aż jego serce zwolni rytm, i myśląc, że stan, w jakim się teraz znajduje, prawdopodobnie podobny jest do tego, jaki przeżywa nałogowiec po zaserwowaniu sobie dawki heroiny. Czuł się tak dobrze jak nigdy wcześniej i wiedział, że nigdy nie będzie w stanie z tego zrezygnować. Nie było już dla niego ratunku.
Draco uśmiechnął się leniwie i rozciągnął obok.
- Dalej myślisz, że jesteś potępiony? - zapytał Harry słabym głosem.
- Bardziej niż kiedykolwiek w całym moim przeklętym życiu - odparł Malfoy, ale wcale nie brzmiał, jakby się tym przejmował.
- Jakże mi przykro. Jak myślisz, co powinniśmy teraz zrobić?
- Może wybierzemy się do Włoch?
***
* w oryginale autorka użyła nazwiska Captain Tact, postaci niezbyt w Polsce znanej, dlatego zdecydowałyśmy się zastąpić ją określeniem oddającym sens wypowiedzi.
KONIEC