WOJOWNICY ODYSEUSZA
Rozmowa z mjr rez. Krzysztofem Wójcikiem, pomysłodawcą utworzenia systemu szkolenia
Rezerwy Sił Specjalnych
Jarosław Rybak: Opracował Pan system szkolenia Rezerwy Sił Specjalnych. Do kogo jest on adresowany?
Mjr rez. Krzysztof Wójcik: - To nowy system szkolenia wojskowego, skierowany do tysięcy młodych ludzi działających w organizacjach paramilitarnych, drużynach starszoharcerskich, klubach survivalowych i paintballowych. Dla tych, którzy chcą być komandosami, rangersami, zielonymi beretami, legionistami, ale nie chcą iść do Wojska Polskiego. Chciałbym wykorzystać ich zapał.
To przecież paradoks. Jak można być dobrym komandosem, unikając zasadniczej służby wojskowej?
Taki jest najczęstszy argument przeciwników tego systemu. Sęk w tym, że ci młodzi ludzie nie boją się trudów służby. Oni w wojsku nie chcą marnować czasu.
Po co nam rezerwa sił specjalnych?
Doktryna wojenna NATO, zakłada, że w przypadku konfliktu zbrojnego nawet duże obszary Polski mogą znaleźć się pod czasową okupacją. W ciągu całej służby wojskowej nie słyszałem, żeby kogoś szkolono do działania na obszarze zajętym przez przeciwnika. II wojna światowa pokazała, że tworzenie takiej organizacji zajęło trzy lata i przyniosło straszliwe straty. Wzorowałem się na podziemnych organizacjach: Kierownictwie Dywersji Armii Krajowej, czyli "Kedywie" i batalionie "Parasol" Szarych Szeregów. W armiach NATO funkcjonują podobne siły rezerwy. Pomysł oparłem też na doświadczeniach Szwedów, z którymi służyłem w Bośni.
Od II wojny światowej minęło ponad pół wieku. Jaki sens ma poszukiwanie wzorców w tak odległej epoce?
Zadania jakie wykonywał "Kedyw" nie są obecnie nikomu przydzielone. Nie przekonuje mnie tłumaczenie, że mogą je wykonywać grupy z 1. PSK. Czy nasze jednostki specjalne wystarczą do zabezpieczenia walki na froncie i jednocześnie wykonywania akcji o znaczeniu psychologicznym? Żołnierze z Lublińca będą bardziej potrzebni na terytorium przeciwnika, na dużej głębokości pola walki.
Jak miałaby wyglądać działalność rezerwy w czasie zagrożenia kraju?
Przeprowadzę krótką symulację wydarzeń. W okresie dużego wzrostu napięcia politycznego pomiędzy niebieskimi i czerwonymi żołnierze RSS są mobilizowani i udają się do magazynu, którego miejsce zna tylko dowódca grupy szturmowej. Pobierają broń, amunicję, materiały wybuchowe i niezbędne wyposażenie. Ponieważ nigdy nie będą w pełni wyposażeni, udają się do z góry upatrzonych sklepów i hurtowni, gdzie w asyście policjanta dobierają niezbędny sprzęt. Od samochodów terenowych po plecaki i sprzęt medyczny. Właścicielom pozostawiają kopie listów kontrybucji wojennej, które po wojnie spłaci rząd RP.
Jak żołnierze byliby zorganizowani?
Grupa szturmowa to 48 żołnierzy. Składałaby się z trzech drużyn szturmowych po 12 żołnierzy i drużyny wsparcia. Żołnierze skrycie przegrupowywaliby się w rejon przyszłego działania, dobrze poznany na wcześniejszych obozach szkoleniowych. Grupy mają mieć plany obiektów, które przeciwnik prawdopodobnie wykorzysta do celów logistycznych lub administracyjnych. Przygotowywaliby dwie bazy wypadowe: główną i zapasową. Prowadziliby intensywne szkolenie na obiektach, które przewidują do późniejszego ataku. Jako pracownicy np. firmy budowlanej niczym nie wyróżniający się w tłumie, nie mieliby problemów w czasie przejścia frontu. Nieustannie obserwowaliby ruch wojsk przeciwnika. Dane przekazywaliby do dowództwa operacji specjalnych. W zasadzkach wzdłuż szlaków komunikacyjnych czekaliby na np. ruchome stanowiska dowodzenia. Na korzyść grup specjalnych NATO prowadziliby akcje mylące przeciwnika. Zrzuconym żołnierzom sojuszników zapewnialiby łączność, sprzęt i pomoc medyczną.
A walka psychologiczna?
Przeciwnik na zajętym terenie będzie organizował ośrodki nowej administracji, szukając kolaborantów. Tacy ludzie zostaną natychmiast rozpracowani, osądzeni zgodnie z prawem wojennymi i ukarani. Tymczasem tworzenie od podstaw ruchu oporu trwałoby wystarczająco długo, aby przeciwnik zdążył stworzyć silny i bezkarny system kolaboracji. W przypadku funkcjonowania RSS społeczeństwo miałoby pewność, że na zajętym terenie nadal istnieje prawo Rzeczpospolitej, które jest bezwzględnie i natychmiast egzekwowane. To powstrzyma kolaborację i zapewni wysokie morale społeczeństwa. Przedstawiciele władz okupacyjnych będą świadomi wydanych na nich wyroków, egzekwowanych przez snajperów grup szturmowych. Odbijani i ewakuowani poza linię frontu mogą być ważni jeńcy. Do realizacji tych zadań nie trzeba przerzucać na spadochronach grup specjalnych, strącanych na trasie lotu, w czasie przenikania ginących na linii frontu od ognia własnych wojsk. Zrobią to miejscowi chłopcy, pozostawieni poza linią frontu niczym oddział Odyseusza w koniu trojańskim. Ich znakiem może być koń trojański z symbolem Polski Walczącej, a mottem na sztandarze: "Ojczyźnie więcej niż tego oczekuje".
Zastanawiał się Pan nad kosztami tworzenia nowego systemu?
Żołnierzy RSS nie trzeba obejmować stałym etatem i pensją, opieką socjalną. Odpadają koszty budowy koszar, mieszkań, żywienia. Instruktorami byliby oficerowie rezerwy jednostek specjalnych. Otrzymywaliby wynagrodzenie za szkolenie na zlecenie. Broń i amunicja może pochodzić na początek z wycofywanych i wyeksploatowanych zapasów. Szkolenie podstawowe i zaprzysiężenie mogliby odbyć na trzymiesięcznym kursie selekcyjnym na bazie takich jednostek jak 6. BDSz lub 1. Pułk Specjalny. Późniejsze szkolenie byłoby zindywidualizowane i finansowane przede wszystkim przez samych ochotników. Koszty zgrupowań i ćwiczeń okresowych Rezerwy Sił Specjalnych nie byłyby wysokie. Mam własne koncepcje oparte na wiedzy uzyskanej w czasie szkoleń w NATO. Ale odpowiedzi będą wyczerpujące po szczegółowej analizie i "grze wojennej" przeprowadzonej w Akademii Obrony Narodowej.
Czy zaczął Pan już konkretne szkolenie?
Żeby udowodnić, że system jest tani i atrakcyjny dla młodych ludzi, zorganizowałem weekendowe szkolenie kilkunastu członków Związku Strzeleckiego "Strzelec". W drugiej połowie kwietnia w Bielsku-Białej szkoliło się kilkunastu "Strzelców" z jednostek strzeleckich 1003 w Warszawie oraz 2011 w Krasnymstawie.
Dlaczego akurat "Strzelcy"?
Bo ciekawe jest to, co "Strzelcy" sądzą o zasadniczej służbie wojskowej. Do Bielska-Białej przyjechali w mundurach, z atrapami karabinów. Przekonywali, że lubią musztrę, strzelanie, poligony i ćwiczenia wojskowe. Ale w zdecydowanej większości nie chcą służyć w armii. 75 procent ludzi należących do "Strzelca" nie chce iść do wojska.
Dlaczego?
Kojarzy im się z "falą", obieraniem ziemniaków i stratą czasu. Jedynie 10 procent "Strzelców" trafia do służby wojskowej.
Jak wyglądało szkolenie?
Pogoda była paskudna, lało jak z cebra. Strzelcy ćwiczyli podstawy działania w grupie. W sobotę po południu weszli do lasu. Urządzali zasadzki, nawiązywali kontakt z "natowską grupą specjalną zrzuconą na spadochronach", przygotowywali bazę do krótkiego, bo dwugodzinnego odpoczynku. Wyszli z lasu w niedzielne popołudnie.
Kiedy przewiduje Pan następny etap szkolenia?
Dopiero gdy MON zatwierdzi projekt. Szkolenie dla zabawy nie ma bowiem sensu. Teraz system zamierzam przedstawić ministrowi obrony narodowej, prezydentowi i marszałkowi Sejmu.
Tworząc RSS przyznamy, że sojusz z NATO nie daje nam pełnej gwarancji bezpieczeństwa.
Jeśli ktoś święcie wierzy w wieczny spokój i sojusze, niech poczyta np. o sojuszach przed wrześniem 1939 r. Polska jest krajem frontowym NATO. Sytuacja w Rosji, na Ukrainie oraz w innych dawnych republikach ZSRR może się pogarszać. Fatalna sytuacja ekonomiczna to najczęstsza przyczyna powstań, rewolucji, buntów i wojen.
Już dziś mówi się, że rezerwiści z jednostek specjalnych to atrakcyjny nabytek dla grup przestępczych. Czy nie będzie Pan szkolił przyszłych mafiosów?
- Szkolenie rozpocznie się, gdy MON zatwierdzi program. Będzie to system szczelniejszy niż nabór do zasadniczej służby wojskowej. Zostanie oparty na stałej selekcji uczestników. Zagrożenie, że przeszkolony zostanie przestępcą, zawsze istnieje. Ale czy z tego powodu przestajemy szkolić policjantów i żołnierzy?
Chce się Panu to wszystko robić?
Każdy ma jakieś hobby. Jeden hoduje rybki, drugi, np. oficer bez przydziału mobilizacyjnego po 20 latach specjalistycznego szkolenia, może utworzyć nowy rodzaj sił specjalnych na wypadek wojny! Chętni się znajdą i będą poddawać się morderczemu wysiłkowi w czasie wolnym, bo "lubią wymiotować ze zmęczenia" jak mówi się o Navy SEALs, którzy też mnie szkolili.