748


Półkrwi Wampir - Kruk

Khem... Yyy... No to wklejam...
Na samym początku zaznaczam, iż ten tekst jest TŁUMACZENIEM fanfica Dizzy Wiz Bang "the Raven". Oto sznurka: http://www.fanfiction.net/s/1757335/1/
Zgoda autorki: Otóż proszę państwa po 4 miesiącach od wysłania pierwszej sowy autorka łaskawie odpowiedziała i na wasze nieszczęście ZGODZIŁA SIĘ XD
A teraz małe "ogłoszenia duszpasterskie":
Chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować:
1. Thingrodiel za to, że podjęła się karkołomnego czynu jakim było przeczytanie i poprawienie tego "códeńka". Dzięki Ci!!!
2. Mirriel, która zaproponowała, by ktoś to przetłumaczył, a ja się "nieopatrznie" zgodziłam. Za to, że mnie cały czas poganiała i za pomoc przy niektórych (no, dobra... bardziej "których", niż "niektórych") zdaniach.
3. Chatownicom za to, że wytrzymywały (albo i nie) moje napady histerii... (no, może dopóki nie przyszedł op. później istniała szansa, że mnie wywali 0x01 graphic
).
4. Vivaldiemu za Four Seasons, które towarzyszyły mi podczas tłumaczenia i pomagały przez to przebrnąć zdrowej na umyśle. (stan mojego umysłu to kwestia sporna)

Na swoje usprawiedliwienmie mam tylko to, że jest to moje pierwsze tłumaczenie. Nie zlinczujecie mnie, prawda? 0x01 graphic


No to nadeszła chwila prawdy. <zaciska powieki z całej siły> Niech się dzieje wola Merlina!*************************************************************

Kruk

Rozdział 1

W końcu zaczęły się wakacje. Severus Snape, doceniony profesor Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, relaksował się spacerując samotnie późnym popołudniem wokół jeziora. Większość ludzi uważała, że zostawał w lochach dlatego, iż był wrażliwy na światło słoneczne, ale tak naprawdę dostarczały mu one ciszę i spokój, którego potrzebował, by dojść do siebie po dniach spędzonych z hałaśliwymi, nastoletnimi idiotami. Siedział w swoim ulubionym fotelu w pokoju nauczycielskim z lekką lekturą w ręku, kiedy cisza została przerwana. Przyszli Dumbledore i McGonagall pogrążeni w dyskusji. Tematem ich rozmowy był Harry Potter - ze wszystkich ludzi na świecie! Uch, wystarczył tylko dźwięk tego nazwiska i doskonały dzień Snape'a został zrujnowany. Mistrz Eliksirów rzucił czarodziejską gazetę, którą przeglądał, i wstał, by porozmawiać z przybyszami. Odwrócili się w jego stronę, by go przywitać. Ich oczy wyrażały niepokój, gdy zobaczyli, że wysoki, ciemnowłosy mężczyzna zdołał tylko otworzyć usta i mocno znowu je zacisnąć. Jego oczy wyrażały wielki ból, który mógł oznaczać tylko jedno - Mroczny Znak na jego ramieniu palił żywym ogniem. Severus został wezwany przez Czarnego Pana.
Spotkanie Śmierciożerców nie było przyjemne. Voldemort nie miał najlepszego nastroju. Stracił swoich jedenastu najwierniejszych zwolenników, kiedy zamknięto ich w Azkabanie po przegranej walce w Ministerstwie Magii, a szpiedzy, będący blisko ministra, powiadomili go, że ich procesy jak dotąd zostały wstrzymane. Pod koniec spotkania ci, którzy byli obecni, czuli się wykończeni psychicznie.
Kiedy się rozchodzili, młody Śmierciożerca zapytał:
- Gdzie się pan teraz udaje, panie profesorze?
- Wracam do Hogwartu, panie Flint.
- Hej, skąd pan wiedział, że to ja?
- Raczy pan żartować... Wiedziałem tak samo jak pan wiedział, że to mnie skrywa maska.
- Idziemy się napić do Dziurawego Kotła. Jest pan mile widziany, gdyby zechciał pan do nas dołączyć. A jeśli wszystkim, co ma pan zamiar zrobić, jest zamknięcie się w swoich lochach i rozmyślanie, to mój pomysł jest chyba bardziej interesujący.
- Myślę, że ma pan rację. - Odpowiedział. Była to nietypowa odpowiedź Mistrza Eliksirów, gdyż od dobrych kilkunastu lat Severus Snape nie szedł wraz z innymi Śmierciożercami na drinka po spotkaniu. No, chyba, że Lucjusz Malfoy go zaszantażował albo przekupił, by pokazał się publicznie ze `złymi czarodziejami'.
Około czwartej rano barmanowi udało się wygonić wszystkich z pubu i zamknąć go na noc. Pijani czarodzieje skierowali się do Hyde Parku przekazując między sobą butelki. Po wypiciu dostatecznej ilości `płynnej odwagi', niewysoki Peter Pettigrew stanął na kamieniu i wygłosił pijacką deklarację:
- Severusie Snape, wyzywam cię na pojedynek!
- Nie pojedynkuję się jeśli wypiję więcej niż sześć drinków - wybełkotał niewyraźnie Snape. - Wyzwij mnie na pojedynek kiedy obydwaj będziemy trzeźwi.
- Nie przyjmuję odmowy, Smarkerusie! - Odpowiedział Pettigrew. - Pokonałem Syriusza Blacka, który był lepszy, a na pewno potężniejszy od ciebie! - Niski, łysiejący czarodziej podniósł swoją różdżkę i chwiejąc się stanął w pozycji do pojedynku.
- Jesteś idiotą. - Snape zakołysał się, ale również podniósł różdżkę. - Rictusempra! - Jasny promień ugodził prosto w brzuch jego przeciwnika, który zaczął się śmiać niekontrolowanie i upadł na ziemię zginając się w pół.
- Cholera, posikałem się! - Wszyscy mieli ubaw z Petera, kiedy wstał. Jego czarne szaty połyskiwały w przytłumionym świetle ulicznych latarni. Snape uśmiechnął się drwiąco, gdyż czuł się bezpiecznie, lecz `szczurek' rzucił zaklęcie. Severus spróbował odeprzeć atak.
- PROTEG... - Za późno, zaklęcie trafiło go w pierś. Nagle wszystko zlało mu się w jednolitą czerń. Okryło go coś podobnego do siatki. Prawym pazurem ściskał różdżkę gniewnie łopocząc skrzydłami. Zaraz, zaraz... Pazurem? Skrzydłami? Cholera, transmutował go w ptaka!
Ktoś ściągnął z niego czarne ubranie, a on wzbił się w stronę nocnego nieba, wciąż trzymając swoją różdżkę. Leciał. Nie miał pojęcia gdzie się kieruje, wiedział tylko, że musi uciec. Pijany i zmęczony nie wiedział, gdzie się aktualnie znajdował, gdy znienacka zaatakował go wielki, brązowy ptak. Snape walczył, próbując jednocześnie utrzymać się w powietrzu. W świetle wschodzącego słońca zanurkował w stronę najbliższego drzewa uciekając przed jastrzębiem, który najwidoczniej upatrzył sobie Severusa na śniadanie. Uspokojenie się zajęło mu trochę czasu, ale gdy zrozumiał, że jest całkowicie bezpieczny na tym drzewie schował swoją różdżkę między gałęzie i wsunął dziób pod skrzydło, by się zdrzemnąć. To zdumiewające, że jego dzień doskonały tak szybko zmienił się w dzień okropny.
Snape obudził się i podskoczył, kiedy poczuł, że coś przeleciało koło jego ogona i uderzyło o drzewo. Zamachał skrzydłami i zawisł kilka cali ponad gałęzią, podczas gdy gruby dzieciak o blond włosach ponownie załadował wiatrówkę i wycelował w niego. Chudy chłopak o szczurzej twarzy stojący obok blondyna śmiał się i pokazywał ręką w stronę ptaka. Severus zanurkował w dół wykonując powietrzne akrobacje, kiedy nagle coś z głośnym trzaśnięciem uderzyło go w kark. Oszołomiony i półprzytomny zaskrzeczał rozbijając się o ziemię z cichym łupnięciem. Ból, który odczuwał w skrzydle świadczył o tym, że jest złamane. Okropne pulsowanie rozsadzało mu czaszkę. Gęsty płyn spływał po jego głowie, karku i plecach. Więc tak to się miało odbyć? Tak ma umrzeć Severus Snape? Postrzelony przez mugolskiego dzieciaka, kiedy miał postać czarnoskrzydłego ptaka?
Blondyn niezbyt delikatnie trącił go kilka razy w brzuch. Wciąż leżał mając nadzieję, że śmierć przyjdzie szybko. Piskliwy, żeński głos zwrócił uwagę chłopców i porzucili swoją ofiarę. Severus leżał przez jakiś czas pod drzewem, ale kiedy śmierć nie przychodziła, spróbował stanąć na nogach. Ledwo zdążył to zrobić, a kot zagonił go pod żywopłot. Severus załopotał skrzydłami i próbował dziobnąć przeciwnika w łapę i oczy, ale bez większych rezultatów. Był zbyt słaby i zdezorientowany, by walczyć z większym od siebie przeciwnikiem. Zamknął oczy kiedy kot schylił łeb, chcąc wgryźć się w jego szyję. Nie usłyszał, kiedy przed dom cicho zajechał samochód. Drzwi pojazdu otworzyły się, a ze środka wydobyło się głośnie „WUF, WUF, WUF”.
- Dudziaczku! Ciocia Marge przyjechała! Wszystkiego najlepszego w dniu szesnastych urodzin! Mój Boże, jak ty wyrosłeś! Robisz się coraz bardziej podobny do tatusia!
- Cześć ciociu, zobacz co dostałem na urodziny! Wiatrówka! Tak naprawdę jest nieszkodliwa, ale mój cel mocno obrywa. Dziś rano zestrzeliłem wielkiego, czarnego ptaka w locie!
- To świetnie kochanie. Możemy wejść do domu i otworzyć twoje prezenty? - Głosy oddalały się coraz bardziej. W końcu ucichły całkiem, kiedy zamknęły się za nimi drzwi.
Kot uciekł, gdy tylko pies wyskoczył z samochodu. Snape przeskakiwał z gałęzi na gałąź dopóki nie znalazł się w bezpiecznej odległości od zwierzęcia. Czując olbrzymi ból schował dziób pod sprawne skrzydło i, ignorując ujadanie psa, próbował odpocząć i nabrać dostatecznej ilości sił, by znaleźć drogę do domu.
Severusa obudził szelest liści. CIACH. Uff... było blisko. Zeskoczył na ziemię i zaatakował gniewnie palec wystający z dziury w brudnym, starym trampku, znajdującym się przed nim.
- Ej! Co jest?! - Krzyknął właściciel tenisówek. Harry uklęknął, podpierając się dłońmi o ziemię, by zajrzeć pod krzak. - Cześć, ptaszku. Wyglądasz jakby dopadł cię Dudley ze swoją wiatrówką na naboje z farbą. Ojej, masz złamane skrzydło. - Zły i sfrustrowany czarny ptak zaatakował ręce, które próbowały go schwytać. Spocony nastolatek ściągnął z siebie koszulkę i zarzucił ją na ptaka, zanim go nią owinął. - Kiedy skończę przycinać gałęzie zaniosę cię do środka, opatrzę twoje skrzydło i cię umyję, w porządku?
Koszulka pachniała lepiej niż wyglądała. Była świeżo wyprana, zwinęła się pod Snape'em tworząc w ten sposób cudowny materac. Harry położył tobołek pod przyciętym już żywopłotem. Severus miał co do tego wszystkiego mieszane uczucia. Z jednej strony trafił na czarodzieja. Z drugiej jednak dlaczego ten czarodziej okazał się akurat Harrym Potterem?! Kruk usnął pod krzakiem, a jego ostatnią myślą była nadzieja, że chłopak wykazywał więcej zdolności na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami niż te, które prezentował na Eliksirach.

Mistrz Eliksirów obudził się owinięty w koszulkę. Czuł, że jest niesiony. Chciał zakrakać, ale miał zawiązany dziób, więc nie mógł go otworzyć. Wreszcie w łazience chłopak zdjął z niego materiał i ptak mógł otworzyć oczy.
- Cii... Proszę bądź cicho. Jeśli nas usłyszą to zamkną mnie w komórce pod schodami, a stamtąd nie będę ci mógł pomóc. W porządku. Zostawię cię tu, bo muszę pozmywać po lunchu. Bądź grzeczny.

Snape obserwował z rezerwuaru jak chłopiec wyciera się ręcznikiem. Przefrunął przez łazienkę i usiadł w umywalce, podczas gdy Harry oglądał koszulkę zanim ją założył.
- Dobrze dla mnie, ale źle dla ciebie. Farba na twoich piórach wyschła i skleiła je. - Potter przesunął ciepłą i wilgotną szmatą po ptasich plecach. To było bardzo przyjemne. Chłopiec głaskał kruka po karku, powstrzymując go przed ucieczką. Ptak uspokajał się. - Mam na imię Harry. Dziwi mnie, że Hedwiga nie chce z tobą rozmawiać. Najprawdopodobniej ostrzegła wszystkie mniejsze zwierzęta i ptaki w sąsiedztwie, żeby trzymały się z daleka od Dudleya i jego wiatrówki. Czyściłem już kilka kotów i psów. A za moje starania otrzymałem tylko kilka zadrapań. Ale nie mogliśmy ich przecież wypuścić z niebieskimi plamami. Za kilka dni mam urodziny. Skończę szesnaście lat. - Kołysząc się w ramionach Harry'ego, który podniósł go jeszcze raz, Severus pomyślał, że to dziwne, iż chłopak obejrzał się w obie strony wychodząc z łazienki. Harry przeszedł na palcach przez korytarz i wszedł do swojej skromnie wyposażonej sypialni. Było w niej łóżko, mnóstwo połamanych półek i zepsutych zabawek oraz wiele innych mugolskich ciekawostek. Szkolny kufer Harry'ego ustawiony był w nogach łóżka, owinięty łańcuchem i zamknięty na trzy kłódki. Potter używał go jako biurka, bo w takich warunkach nie mógł sobie pozwolić na nic lepszego.
Harry znalazł wielkie pudełko po butach i położył na dnie jedną ze swoich bardziej znoszonych i za dużych koszulek. Była pokryta różowymi, żółtymi i fioletowymi kleksami, ponieważ Harry był pierwszą ofiarą Dudleya. Snape usiadł na szczycie kufra, podczas gdy chłopak uklęknął przed nim i zajął się ptasim skrzydłem. Harry znalazł pod łóżkiem rolkę bandażu oraz kilka patyków i bardzo zręcznie (według Snape'a) zabandażował mu skrzydło.
- Dudley zawsze wyrządza krzywdę ptakom i małym zwierzętom. - Powiedział łagodnie Harry. - Ostatnio zrobiłem się w tym dość dobry, przynajmniej tak sądzę. A teraz spróbuję usunąć większość zielonej farby z twojej głowy i pleców. Widzę, że masz ochotę schwytać moje palce kiedy tylko próbuję zbliżyć do ciebie rękę. Hedwiga, moja sowa, nigdy tak nie robi.
Harry wyszedł, ale już po chwili wrócił z pokrywką od słoika napełnioną wodą. Zdołał tylko odłożyć nakrętkę obok kruka, gdy zawołała go ciotka Petunia.
- Pod moim łóżkiem jest przyjemnie ciemno. Zobaczę czy uda mi się zdobyć dla ciebie trochę jedzenia. - Chłopak wsadził Snape'a do pudełka i wsunął je pod łóżko. Severus obserwował jak para zniszczonych tenisówek opuszcza pokój.

Harry wrócił uśmiechnięty do swojego pokoju. Wyciągnął kruka spod łóżka i posadził go na swoim kufrze.
- Jak tam? Patrz, mamy szczęście. Dali mi na lunch kawałek tosta i udało mi się uratować dla ciebie trochę skórki. Podejrzewam, że nie jadłeś od jakiegoś czasu i musisz być głodny. - Harry położył skórkę tosta przed krukiem, ale ten tylko schował dziób pod sprawne skrzydło, nie wyrażając zainteresowania jedzeniem czy wodą.
Harry rozejrzał się po pokoju, znalazł długopis i oderwał kawałek kartonu od pudełka kruka. Chłopak odkrył klatkę Hedwigi stojącą na stercie złożonej z dużej ilości półek i zdjął białą sowę z żerdzi. Hedwiga zahukała i uszczypnęła delikatnie palce Harry'ego.
- Hedwigo, zdaję sobie sprawę, że to nie jest normalne, żebyś wylatywała w środku dnia, ale to bardzo ważne, w porządku? Zanieś to do Hagrida. Poczekaj aż da ci małą paczkę, dobrze? Ostatnia ofiara Dudleya nie chce jeść i staje się coraz słabsza.
Sowa zahukała dając mu w ten sposób znak, że zrozumiała i wyfrunęła przez otwarte okno.
- No więc, jak ja cię nazwę? - Harry pogłaskał kruka po karku. - Chciałbym cię nazwać Syriusz na cześć mojego ojca chrzestnego... - Pomyślał głośno.
Snape wrzeszczał w duchu: „Potter, nie ośmielisz się nazwać mnie po tym kretynie! Dam ci codzienny szlaban aż do ukończenia szkoły jeśli to zrobisz!” - otworzył dziób by głośno zaprotestować, ale chłopak spodziewając się hałasu szybko go uciszył.
- OK. W porządku nie nazwę cię Syriusz. Wiesz co? Przypominasz mi mojego profesora Eliksirów. Nazwę cię więc Profesor Snape. Co ty na to? Podoba ci się?
Severus nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, albo raczej nieszczęście, bo wyglądało na to, że dzieciak rzeczywiście uważał w szkole i potrafi odróżnić magiczną formę zwierzęcia od zwierzęcia niemagicznego... Nie... Nie Potter. A teraz... Jak ptaki okazują zgodę? Snape kiwnął głową i nastroszył pióra w ogonie posyłając kilka z nich w powietrze. Miał nadzieję, że to odpowiednia reakcja.
- No więc, dobrze. Niech zostanie Snape. - Harry uśmiechnął się radośnie.
Potter położył się na łóżku i posadził sobie kruka na klatce piersiowej. Gapił się w sufit i bezwiednie głaskał ptaka po plecach. Poczuł, że łzy napływają mu do oczu gdy pomyślał o dniu, w którym stracił swojego ojca chrzestnego. Severus dziobnął go w palce.
- Przepraszam. - Pociągnął nosem. - Myślałem o Syriuszu. Powinienem bardziej się przykładać do lekcji Oklumencji, ale mój profesor mnie nienawidzi. Obraża mnie i mówi tylko `zrób to' bez wytłumaczenia jak. Po każdej lekcji boli mnie głowa i czuję się gorzej niż po poprzedniej. Nie sądzisz, że powinien wiedzieć, iż nic nie wiedziałem o świecie czarodziejów dopóki Hagrid nie przyniósł mi mojego listu? Przepraszam, nazwałem cię po nim. Ale nie nienawidzę cię. Wiesz co? Nudzi mi się. Najchętniej odrobiłbym wakacyjną pracę domową, ale, jak widzisz, wuj Vernon zamknął wszystkie moje szkolne książki i zabrał mi różdżkę. Och, wiem, że mógłbym otworzyć zamki, ale musiałbym użyć magii. Ale jeżeli to zrobię dostanę wezwanie do Ministerstwa i zagrożą mi wydaleniem ze szkoły. - Harry prychnął. - Pewnie myślisz, że twoje życie jest do dupy, ale zapewniam cię, że moje nie jest tutaj dużo lepsze. Jestem praktycznie bezbronny bez mojej różdżki. Nie wiem co bym zrobił gdyby Dementorzy zdecydowali się mnie zaatakować podczas kiedy tu jestem. - Chłopak sięgnął po skórkę chleba i położył przed ptakiem. - Powinieneś zjeść cokolwiek zanim całkiem opadniesz z sił. Przynajmniej napij się wody. Co prawda ptaki są dość wytrzymałe, ale jeśli przestaniesz jeść, to nie licz na to, że wzbijesz się w powietrze. - Harry zanurzył palec w wodzie i podsunął go pod dziób Snape'a. Severus chciał udziobać mu kawałek palca, ale doszedł do wniosku, że lepiej przyjąć kroplę wody, którą mu oferowano. Był zły na siebie, że znalazł się w sytuacji, w której jadł Harry'emu Potterowi z ręki, ale chłopak miał rację. Musiał przetrwać te kłopoty. - Grzeczny Snape. - Chłopak zachichotał na dźwięk wypowiedzianych przez siebie słów. - Mam nadzieję, że jest ci wygodnie pod moim łóżkiem. Przykrywam Hedwigę podczas dnia, by była cicho. Ciotka i wuj nie potrzebują więcej dowodów mojego istnienia niż to absolutnie konieczne. Podejrzewam, że to był powód trzymania mnie w komórce pod schodami przez pierwsze jedenaście lat mojego życia. Zazwyczaj płakałem przed snem każdej nocy, ale im więcej o tym myślałem, tym bardziej to bolało. Ostatecznie nauczyłem się nie myśleć o tym, że jestem na świecie sam. Jak się później okazało - naprawdę jestem sam, ale tylko w mugolskim świecie. W czarodziejskim jest inaczej.
Ostatnią rzeczą jaką Snape zapamiętał było burczenie w brzuchu Harry'ego.

Rozdział 2

Po tym jak Snape usnął, ciotka Petunia zawołała chłopaka na dół, by posprzątał kuchnię. W tym czasie reszta rodziny zabawiała ciotkę Marge w salonie. Severus obudził się w sypialni, w pudełku po butach na szczycie kufra. Był sam. Rozejrzał się po pomieszczeniu i próbował wymyślić jakiś plan, gdy nagle do pokoju wpadł pies i wepchnął swój nos do pudełka. Snape zatrzepotał skrzydłami i zaskrzeczał przewracając karton i zeskakując na podłogę. Próbował pobiec i schować się pod łóżko, ale jedyne co był w stanie zrobić w obecnej formie to chodzić powolnym, kaczym chodem. Wciąż nie potrafił skoordynować ruchów ogona z krokami, by szybciej się poruszać. Oprócz tego miał jeszcze ciężkie, zabandażowane skrzydło.
Harry wychodził właśnie z kuchni, gdy usłyszał skrzek i szczekanie dochodzące z jego pokoju. Wbiegł po schodach przeskakując co trzy stopnie i wpadł do pokoju, by uratować kruka od niechybnej śmierci w pysku psa. Wuj Vernon zrobił sobie przerwę na szczycie schodów, by złapać oddech. To dało Harry'emu wystarczająco dużo czasu, by wsunąć kruka pod łóżko, podczas gdy pies wybiegł z pokoju.
- Ciii... Bądź cicho - wyszeptał.
- Mówiłem ci, żeby twoja sowa była cicho! Zostaniesz w pokoju do rana! Bez kolacji!
Chłopak osunął się po ścianie i usiadł rozczarowany na podłodze. Po tym jak purpurowy na twarzy mężczyzna wyszedł z pokoju przyszedł Dudley, by podokuczać swojemu kuzynowi jeszcze bardziej.
- Dziwak - powiedział i wyszedł trzasnąwszy drzwiami. Harry usłyszał tylko chrobot zamykanych zamków. Leżał na podłodze dysząc i trzymając się za brzuch. Snape doczłapał do chłopca i muskał jego odstające we wszystkie strony czarne włosy dopóki ten się nie podniósł.
- No dobra. Już wstaję. Już prawie wstałem - Harry potarł głowę, gdyż łapanie włosów chłopca przez ptaka niemal zakończyło się ich wyrwaniem.
- Tak czy owak, dzięki.
Chłopak usiadł powoli podnosząc czarnego ptaka i kładąc go sobie na klatce piersiowej. Prychnął i powiedział do kruka:
- Chciałbym być ptakiem i stąd odlecieć. Lubię latać. Jestem... ee... to znaczy BYŁEM szukającym w drużynie quidditcha od pierwszego roku. Wiesz, nigdy wcześniej nie latałem na miotle, a ten drugi chłopak, Malfoy, ukradł mojemu koledze, Neville'owi, przypominajkę. Rzucił ją na pięćdziesiąt stóp ponad ziemię, by ją roztrzaskać, ale poleciałem za nią i złapałem. Opiekunka mojego domu wszystko widziała i pozwoliła, by sprawdził mnie kapitan drużyny. Tęsknię za moją miotłą. W zeszłym roku stara ropucha, Umbridge, mi ją zabrała. Chciałbym ją przedstawić tobie i Hedwidze. Chociaż... Może lepiej nie. Dostalibyście jeszcze niestrawności.
Zmęczony i osłabiony kruk znów wsunął dziób pod sprawne skrzydło.
Tuż po zmroku wróciła Hedwiga z dwoma małymi woreczkami. Upiła trochę wody i sfrunęła na łóżko lądując obok Harry'ego. Otarła się o koszulkę chłopaka. W nagrodę Harry zmierzwił jej pióra na karku, jednocześnie czytając instrukcje od Hagrida. W jednym woreczku gajowy przysłał jakąś sproszkowaną miksturę i dozownik. W drugim - twarde jak kamień ciasto. Chłopak ucieszył się, że ma coś co mógłby zjeść, ale najpierw musiał się zająć swoim „pacjentem”.
- Hedwigo, nie przedstawiłem was sobie. Nazwałem naszego nowego gościa Profesorem Snape'em. Profesorze, to jest Hedwiga.
Sowa zahukała cicho, a kruk zakrakał w odpowiedzi. Czarny ptak chodził po łóżku w tę i z powrotem, a Harry wstał by wymieszać miksturę z wodą.
- Cześć - zahukała sowa. - Widzę, że nie zostałeś ostrzeżony przed Dudleyem i jego wiatrówką.
- Hej! Rozumiem co do mnie mówisz! Potrafisz mnie zrozumieć? - zakrakał Snape
- No jasne, głupku. Masz dziwny akcent. Nie jesteś stąd, prawda?
- Przelatywałem tędy kiedy zaatakował mnie jastrząb i ukryłem się na drzewie naprzeciwko.
- Aha. No to jak się naprawdę nazywasz? Harry nazwał cię dla żartu po swoim profesorze eliksirów.
- Wiem. Ale rzeczywiście nazywam się Severus Snape. Dzięki bogom nie nazwał mnie po swoim ojcu chrzestnym - Mistrz Eliksirów szybko wyjaśnił jak stał się krukiem. - Wyświadczyłabyś mi przysługę?
- Harry cię nie lubi, bo jesteś dla niego wredny.
- To także przysługa dla pana Pottera.
- Zastanowię się. Co chcesz?
- Potter jest bezbronny odkąd jego wuj skonfiskował mu różdżkę...
- Mnie to mówisz? Myślisz, że latam w nocy dookoła domu tylko dla ćwiczeń? Nie, proszę pana! Mam oko na wszystkie dziwne wydarzenia w okolicy. Troszczę się o mojego Harry'ego!
Snape przerwał tyradę sowy:
- Przepraszam... Co z tą przysługą?
- Aleś ty niecierpliwy. Racja. No więc, co takiego mam zrobić?
- Zostawiłem moją różdżkę na drzewie naprzeciwko. Przynieś ją Potterowi. Chciałbym żeby jej użył w odpowiednim czasie.
- Świetnie! Zaraz wracam - zahukała i wyfrunęła przez okno prosto w nocne niebo. Harry doszedł do wniosku, że poleciała zapolować.
Chłopak podniósł kruka i posadził go na kufrze.
- Daj już spokój. Musisz coś zjeść. Hagrid przysłał mi specjalną miksturę, która cię wzmocni.
Snape szamotał się przez chwilę w uścisku, ale wkrótce się poddał. Harry trzymał głowę kruka tak delikatnie, jak tylko potrafił i próbował go uciszyć. Podczas gdy Severus szamotał się w ręce chłopca ten wepchnął mu do dzioba zakraplacz wyciskając papkę wprost do jego gardła. Ptak połknął i zadławił się próbując jednocześnie złapać oddech.
- No i już po krzyku - powiedział spokojnie chłopak. - Musisz też pić. Odwodnienie może być śmiertelne dla ptaków - Harry napełnił dozownik wodą i przysunął go do kruka, by ten mógł się spokojnie napić.
Hedwiga zahukała krążąc za okratowanym oknem trzymając w szponach różdżkę Snape'a. Potter wyciągnął rękę i chwycił za uchwyt różdżki, pozwalając tym samym na to, by sowa usiadła mu na ramieniu.
- Gdzie to znalazłaś, mała? - Hedwiga mrugnęła do chłopaka. - Na uchwycie jest wyryte „S.S”. Cha, cha, cha. Nie może być! To twoje, Profesorze? - czarny ptak, wciąż się dławiąc i kaszląc pomiędzy łykami, pokręcił głową, by oczyścić gardło, a Harry uznał to za „nie”.
- Poszukamy więc właściciela jak tylko wrócimy do czarodziejskiego świata. A na razie ją sobie pożyczę. Dzięki, Hedwigo.
Sowa ponownie wyfrunęła przez okno, tym razem po to, by znaleźć coś do jedzenia.
Chłopak wziął ciasto od Hagrida. Smakowało nie najgorzej, ale było strasznie twarde. Kiedy trzymał je chwilę w ustach osiągało konsystencję gumy i musiał długo przeżuwać zanim je połknął. Był wdzięczny, bo, znając kuchnię Hagrida, będzie się czuł najedzony przez długi czas.
Hedwiga wróciła z żabim udkiem w dziobie i zaoferowała je Snape'owi.
- Nie, dziękuję... - zakrakał. - Przed chwilą wepchnięto mi ptasie żarcie do gardła!
- Uch, dławię się po czymś takim. Ale takie jedzenie spełnia swoje zadanie. Wiesz, powinieneś zacząć muskać swoje pióra jeśli nie masz nic innego do roboty. Zaczynają wyglądać nieciekawie - Snape zmrużył oczy.
- I co z tego?
- Dobra, popatrz - sowa podniosła skrzydło i przesunęła dziobem przez jedno z większych piór. - Widzisz jak łączę chorągiewki językiem? W ten sposób robisz pióra wodoodpornymi. Dzięki temu lepiej utrzymujesz powietrze pod skrzydłami podczas lotu. Lepiej przygotować się teraz. Zawsze trzeba być gotowym do lotu.
- Więc muszę się tego nauczyć - odpowiedział oschle, zabierając się za nowe „zadanie” - Ałć! Czy to ma boleć?
- Nie. Daj, pokażę ci - zahukała Hedwiga. Harry, żując ciasto od gajowego, przyglądał się z zainteresowaniem jak sowa muska czarne pióra na grzbiecie kruka. Wyglądali jakby się dobrze rozumieli.
- Miłe... Dzięki, Hedwigo.
- Żaden problem. Potrzebujesz po prostu pomocy w byciu ptakiem. Harry lubi drapać mnie z tyłu głowy. To jedyny rejon, w który nie mogę sięgnąć dziobem. Ale ludzkie palce to nie to samo co ptasi dziób.
Snape podał skórkę chleba Hedwidze.
- Weź to. W życiu bym nie uwierzył w to, że Potter tak mieszka, dopóki sam nie stałem się tego świadkiem. Wszystko co dostał na lunch to kawałek tosta, a jeszcze zachował coś dla mnie - sowa przytaknęła.
- To właśnie mój Harry.
Poleciała do swojej klatki z żabią nogą i skórką chleba.


***
W gorące popołudnie Harry położył się wśród kwiatów. Szukał ochłody pod oknem salonu, a jednocześnie słuchał telewizora. Snape siedział mu na klatce piersiowej. Obaj drzemali dopóki... MIAUU! Snape rozłożył skrzydła i swoją postawą próbował przestraszyć kota, który się zbliżył. Zwierzę pozostało niewzruszone odgłosami wydawanymi przez kruka i usiadło tuż obok głowy Harry'ego.
- Ciii. Bądź cicho, Snape. Dzień dobry, profesor McGonagall. Sprawdza pani co ze mną? Wszystko w porządku - chłopak usiadł. - Pani profesor, proszę poznać profesora Snape'a. Profesorze Snape to profesor McGonagall. To nie jest prawdziwy profesor Snape, tylko go tak nazwałem - Severus odkrakał na miałknięcie kota.
- Minerwo, możesz mnie zrozumieć? - zapytał. Kotka oblizała się pokazując w ten sposób, że jest głodna. - Cholera, potrafię rozmawiać chyba tylko z ptakami - Harry zachichotał.
- Proszę go tylko nie zjeść, pani profesor. Mój kuzyn go zestrzelił, a ja próbuję go wyleczyć. Od wczoraj znacznie mu się polepszyło. I nawet nie najgorszy z niego kompan. Proszę podziękować ode mnie Hagridowi. A tak poza tym, to dobrze, że poczekała pani, aż ciotka Marge i jej buldog wyjadą. Wczoraj Snape prawie został zjedzony. Pies by po nim dostał niestrawności, więc pani niech tym bardziej tego nie próbuje.
“Taaak, powiedz jej, Potter. Merlinie! Ile bym dał, żeby móc przekazać wiadomość Dumbledore'owi!”
Gdy tylko ilość informacji ją usatysfakcjonowała, kotka odeszła i znikła za żywopłotem.


***
Później Harry zaniósł kruka do parku przy końcu ulicy. Chłopak usiadł na huśtawce, a Snape czyścił sobie pióra siedząc na jego kolanach. Potter wyciągnął ostatni numer „Proroka Codziennego” i zaczął czytać Snape'owi każdy artykuł, dodając swój komentarz za każdym razem, kiedy został wymieniony Knot albo któryś ze Śmierciożerców.
- Hej, w ogłoszeniach napisali: „SS, znaleziono twoje szaty. Skontaktuj się z MF” - Harry zaśmiał się. - Wygląda na to, że SS pogubił swoje rzeczy. Może powinienem napisać ogłoszenie w związku z różdżką?
Kruk próbował uchwycić wzrok Gryfona, ale nie będąc na poziomie jego oczu jego wysiłki pozostawały niezauważone. By zwrócić na siebie uwagę chłopca chwycił w dziób najbliższy palec prowokując tym samym Harry'ego do zeskoczenia z huśtawki. W ten sposób Snape wylądował na piasku.
- To nie było miłe, Snape! Czasami zachowujesz się jak czarodziej po którym otrzymałeś imię. Powinienem zanieść cię z powrotem do domu.
Ptak zaskrzeczał w odpowiedzi, odwrócił się i zaczął iść kołysząc się na swoich nóżkach.
- Czekaj! Stój! Dobra, przepraszam, ale to bolało. Chcę iść do domu, a ty nie jesteś jeszcze gotowy, by zostać na zewnątrz.
Chłopak był tuż za krukiem i widząc, że kilka kotów wyłazi spod krzaków, szybko zgarnął ptaka z ziemi. Kiedy Harry przesunął palcem po karku Snape'a i przesunął go na swoją klatkę piersiową, powiedział:
- Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, nie jestem w stanie pozwolić, by zjadły cię koty sąsiadów. Widziałeś jak szybko wyszły z ukrycia kiedy tylko znalazłeś się na ziemi?
Tej nocy Harry spał niespokojnie. Snape wyskoczył ze swojego pudełka i usadowił się na poduszce chłopaka. Hedwiga wyfrunęła ze swojej klatki i wylądowała ciężko na klatce piersiowej Pottera budząc go z koszmaru. Harry oprzytomniał i spojrzał na wpatrującą się w niego parę ptaków z dziobami praktycznie na jego twarzy.
- Przepraszam. Obudziłem was? - chłopak bezwiednie rozmasował bliznę na czole. - Voldemort jest zły, bo stracił jednego ze swoich Śmierciożerców z ręki innego. To musiał być ważny czarodziej, bo był naprawdę wściekły.
Harry uderzył pięścią w poduszkę zmuszając w ten sposób Snape'a do podskoku i sfrunięcia na ziemię.
- Przepraszam, Snape. Muszę się nauczyć Oklumencji, by wyrzucić Voldemorta z mojej głowy, ale nie potrafię. Mój profesor powiedział, żebym oczyścił umysł, ale nie mogę powstrzymać moich myśli. Jak można o niczym nie myśleć? To dwie sprzeczności.
Kruk zakrakał, a sowa zahukała tak, jakby mówili do chłopca.
- Chciałbym zrozumieć was oboje. Snape - nie ty, mam na myśli mojego nauczyciela - twierdzi, że jestem słaby, bo postępuję pod wpływem emocji. Jestem człowiekiem, mam uczucia. Nie tak jak on, twardy i zimny jak jakiś kamień. Znęca się nade mną za to, że mój tata i ojciec chrzestny znęcali się nad nim. Ale nie jestem moim tatą, nie zasłużyłem na takie traktowanie. On myśli, że jestem rozpuszczony i próżny, bo jestem sławny. Czy żyję jak ktoś sławny? Już dawno bym zwariował, gdyby nie to, że przypominam sobie o tym, jak bardzo moja mama mnie kochała. Wiecie, że mam jej oczy? Założyłbym się, że mam również jej serce.
Po tej tyradzie Harry ziewnął i położył głowę na poduszce. Usypiał przy krakaniu i hukaniu ptaków.
- Hedwigo? - zakrakał Snape.
- Tak? - zahukała w odpowiedzi sowa.
- Próbowałem dzisiaj porozmawiać z kotem-animagiem...
- Z nauczycielką transmutacji Harry'ego?
- Tak. Byłem dla niej chyba tylko zwykłym ptakiem. Chciała mnie zjeść!
- Daj mi spokój...
- To ważne.
- Jak dotąd - nie.
- Potter powiedział, że możesz rozmawiać z mniejszymi zwierzętami. Ostrzegłaś je przed jego kuzynem...
- Jestem magicznym stworzeniem. Mogę się bezpośrednio komunikować z innymi ptakami i zwierzętami. Jesteś czarodziejem, aktualnie w formie ptaka. Zwykłego ptaka, ponieważ nie jesteś animagiem. Zwykłe zwierzęta nie potrafią komunikować się między gatunkami. Naturalni wrogowie czy też nie, zachowują się tak, jak im nakazuje instynkt.
- Nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co do niej mówię?
- Nigdy nie rozmawiałam z nią w jej kociej formie. Nie wiem czy zwraca na to uwagę. Przykro mi.

Rozdział 3
Hagridowe ciasto o konsystencji kamienia przetrwało najdłużej. Dopiero dzień przed urodzinami Harry'ego zostały z niego okruszki. Zaoferował resztki wypieku Hedwidze i Snape'owi, którzy nie ruszyli ani trochę z serwetki.
- Musicie chyba wiedzieć na temat kuchni Hagrida coś, czego ja nie wiem - zachichotał. - Nie jest wcale takie złe.
Severus pokręcił głową. „Nie mogę powiedzieć, że miałem przyjemność”
Harry położył się na łóżku z rękami pod głową i myślał głośno:
- Pani Weasley przyśle paszteciki albo placek, Ron zawsze przysyła Fasolki Wszystkich Smaków. Jest taki kreatywny kiedy chodzi o dawanie prezentów, prawda Hedwigo?
Pohukiwanie. Krakanie.
Snape zaskrzeczał:
- Nienawidzę tych galaretowatych fasolek! Są gorsze od tych cholernych cytrynowych dropsów dyrektora!
- Aleś ty wybredny! Ale dobrze, że w końcu zdecydowałeś się jeść żabie udka i skórki chleba. - zahukała w odpowiedzi sowa.
- Jem, żeby przeżyć, ale myszy NIGDY nie tknę. Chociaż... jest jeden taki szczur, któremu mam ochotę urwać łeb.
- Lepsze to, niż ta cała papka.
Harry zaśmiał się.
- Ktoś mógłby pomyśleć, że mam parę rozmawiających ze sobą ptaków. Pomyśleliby pewnie, że zwariowałem, gdybym powiedział, że mi odpowiadacie.
- Hedwigo, mam pomysł - Snape kontynuował przerwaną rozmowę.
- Jaki?
- Znasz jakieś papugi? Może mógłbym się komunikować poprzez papugę...
- Stop! - przerwała mu sowa. - Papugi są mądre, to fakt, ale muszą najpierw usłyszeć dźwięk, który mogą POWTÓRZYĆ. Twoja wiadomość brzmiałaby jak nosowe kra-kra. - Huuu-huuu, huuu-huuu.
- Nosowe? Ty... Ty się ze mnie śmiejesz! - Severus zamknął dziób i schował go pod skrzydło, by chwilę porozmyślać.
***
Ron zbiegł po schodach, by spotkać się z Harrym, który wszedł do Nory zaraz za Arturem Weasley.
- To on? To Snape? - Harry przytulił krótko Ginny, by zaraz potem wpaść w objęcia pani Weasley i pocałować ją w policzek. „Ponowne spotkanie, jak miło...” Snape patrzył spokojnie z klatki Hedwigi.
- Hej, Harry - Charlie podał rękę nowemu przybyszowi.
- Cześć, Charlie. Dawno się nie widzieliśmy. Przyjechałeś na wakacje?
- Taa. Więc to jest Snape? Ron czytał nam listy, w których go opisywałeś. Jesteś pewny, że to kruk?
- Wygląda jak kruk, kracze jak kruk. A co?
- Z twoich listów wynika, że jest zbyt łagodny jak na zwykłego kruka. - Charlie podniósł klatkę na wysokość oczu, by przyjrzeć się ptakowi bliżej.
- Łagodny? - Harry zaśmiał się. - Tylko dopóki wszystko idzie po jego myśli. W innym przypadku jest zwyczajnym ptaszyskiem.
Ron zaśmiał się histerycznie.
- Taa. Jesteś pewny, że to kruk? Jego dziób jest prawie tak wielki jak dziób tukana - Severus rozpostarł skrzydła i zaskrzeczał ze złością na najlepszego przyjaciela Harry'ego: „Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru!” - Uwielbiam to. Muszę przyznać, że zachowuje się dokładnie jak profesor Snape w ciele ptaka. Chociaż zawsze widziałem go raczej jako wielkiego nietoperza. - Severus chwycił dziobem pręt od drzwiczek do klatki i próbował się wydostać. „Wypuść mnie stąd, to ci pokażę wielkiego nietoperza!”
Charlie potrząsnął głową.
- On jest bardzo dziwnym magicznym stworzeniem, Harry. Rozumie co mówimy. Chcesz go zatrzymać?
- Chcę, żeby sam zdecydował, ale nie zdziwiłbym się, gdyby utknął gdzieś w okolicy - Znienacka zapytał: - Mogę później pożyczyć twoją miotłę, Charlie? Moja Błyskawica jest nadal zamknięta w Hogwarcie i tęsknię za lataniem.
- Jasne. Słyszałem o tym. Nie ma problemu, kumplu. Będziemy trenować quidditcha jak długo tu zostaniesz. - Charlie mrugnął do Pottera. - Przygotuję cię do pokonania Slytherinu w tym roku.
„Nie byłbym tego taki pewien, Weasley” Snape zakrakał i rozpostarł skrzydła posyłając kilka piór w powietrze zmuszając tym samym Harry'ego do śmiechu.
- Snape jest chyba bardzo związany ze Slytherinem - parsknął chłopak.
Ron wskazał na zieloną farbę ciągle znajdującą się na piórach ptaka.
- Taa... Ma nawet ślizgońskie barwy - Severus kłapnął dziobem w stronę palca rudego chłopaka, ale nie mógł go dosięgnąć poprzez kraty klatki. - Jest tak samo niebezpieczny jak stary nietoperz.
Zniewaga Rona była chyba oczywista dla ptaka, gdyż kruk zaczął krakać i uderzać skrzydłami o pręty klatki. Harry przestraszył się, że cos może mu się stać, więc zakrył klatkę i wbiegł po schodach do pokoju swojego najlepszego przyjaciela.
- Cii... Uspokój się. To nie było nic osobistego - Chłopak wyciągnął go z klatki Hedwigi i położył go obok siebie kiedy Charlie wszedł do pokoju. Snape spłoszył się i podskoczył zaskoczony, ale Harry trzymał go mocno. - Cześć, Charlie. - powiedział uśmiechając się szeroko. - Cii... wszystko w porządku.
Starszy brat Rona wyciągnął rękę do ptaka.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym rzucić okiem na jego skrzydło - Harry skrzywił się kiedy zobaczył, że Snape chce udziobać Charlie'emu kawał palca.
„Nie zbliżaj się do mnie, Weasley!” Kłapnął dziobem i załopotał skrzydłami. Jednak mężczyzna zareagował wtykając palec w ptasi dziób i używając go jak lewarka.
- Widziałeś, Harry? Na pewno masz refleks, by zrobić to samo. Nie może teraz zacisnąć dzioba na moim palcu, tylko lekko go ściska nie raniąc mnie. Trzeba być zręcznym przy opiece nad małymi smokami
- Super!
- Bandaże są brudne. Jak długo je nosi? - Charlie delikatnie rozsunął ranne skrzydło podczas, gdy Snape próbował schwytać więcej palców. Ale za każdym razem kiedy otwierał dziób szerzej, Charlie znajdował bardziej komfortowe, dla niego, ułożenie palca.
- Coś koło tygodnia... chyba.
„Powinieneś był być ze mną bardziej ostrożniejszy, Potter.” Pomyślał Snape.
- No, to najwyższy czas zmienić te bandaże. Zobaczę przy okazji czy skrzydło dobrze się zrasta - powiedział starszy brat Rona.
- Dzięki Charlie. Ciii... Snape, to jest Charlie. Zajmuje się zwierzętami, głównie smokami. Bądź grzeczny i pozwól mu obejrzeć twoje skrzydło, okej? Grzeczny chłopiec - Harry pogłaskał i próbował uspokoić kruka.
Severus poddawał się zabiegom Charlie'ego stojąc w bezruchu i nie wydając z siebie najmniejszego nawet dźwięku.
- Świetna robota, Harry. Nie dało się zmyć reszty farby, co?
- Powinieneś go wcześniej zobaczyć. Nie pozwolił mi na wyszorowanie swojej głowy. Jak myślisz, zeszłaby ta farba, gdyby tak użyć magii?
- Nie martw się o to, Harry. Nie będę tego raczej próbował. To mogłoby go zeszpecić. - Snape zadrżał na te słowa. - Jadł normalnie?
- Na początku nie chciał jeść i bardzo opadł z sił. Mikstura od Hagrida zadziałała. Dawałem mu gotowane nogi żab. Moja ciotka dała mi w urodziny garść ziarna dla ptaków, które nie mieściło się już w karmniku na podwórku.
- O, to fajnie - Powiedział Charlie.
„Dlaczego ująłeś to w ten sposób, Potter? Nie powiedziałeś, że to był twój prezent urodzinowy. Porządna garść ziarna dla ptaków, po co kogoś zanudzać, prawda?” Pomyślał Snape.
- Nie chciał tego jeść, dopóki Hedwiga nie pokazała mu, że się nie otruje - Harry zachichotał głaszcząc ptaka po grzbiecie
- Harry! - krzyknęła Hermiona zanim wpadła do pokoju z szeroko otwartymi ramionami, gotowa go przytulić.
Zostawiając Snape'a na stole Harry wstał.
- Hej - chłopak uśmiechnął się promiennie. Podczas gdy tulił przyjaciółkę, Krzywołap wpadł do pokoju z głośnym „MRRRRRRRAAAAWWWW”. Jedyne, co dało się słyszeć, to skrzek kruka i groźne prychnięcia oraz syczenie kota.
- Krzywołap, NIE! - skarciła zwierzę Hermiona.
- Snape! - Harry podbiegł do biurka, by zgarnąć z niego ptaka zanim kot zdążyłby go rozszarpać pazurami. Zdążył w odpowiednim momencie, ale kot zostawił na ręce chłopaka trzy rozcięcia. - Auuu! Hermiono, zabierz stąd Krzywołapa, proszę. - Harry trzymał mocno kruka, chociaż ten wyrywał się i krakał głośno.
„POTTER! Mówiłem żebyś był bardziej ostrożny!” Wrzeszczał. „Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru! Do cholery, STO punktów od Gryffindoru! To był pieprzony kot Granger!”
- Ciii, już w porządku. Ciii - mówił delikatnie chłopak. - Już sobie poszedł. Trzymam cię.
Charlie przyglądał się temu z łóżka Rona.
- Powinieneś się zastanowić nad związaniem swojej przyszłości ze zwierzętami, Harry.
- Krzywołap go drasnął. Pomożesz mi to posprzątać, Charlie?
- Poczekaj chwilę, mama powinna mieć maść. Ciebie też podrapał - wyszedł z pokoju i po chwili aportował się z powrotem z trzaskiem. O, dziwo kruk na to nie zareagował, Potter zaś podskoczył na łóżku. - Widziałeś to, Harry?
- Co? - rozmawiali, podczas gdy Charlie leczył ranę kruka, a Harry smarował swoje własne zadrapania maścią.
- Nie był zaskoczony kiedy się aportowałem. Ty byłeś.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że jest przyzwyczajony do czarodziejskiej aportacji. Za to ty nie jesteś, więc podskoczyłeś.
- Myślisz, że należał do jakiegoś czarodzieja? To mi o czymś przypomniało. Znalazłem, a raczej Hedwiga znalazła, czyjąś różdżkę - wyciągnął z kieszeni „pożyczoną” różdżkę. Chciał ją podać Charlie'emu, ale Snape zaatakował jego rękę. „Nie dawaj jej mu, idioto! Spadaj! Nie dotykaj mojej różdżki!” - kłapnął dziobem w stronę Charlie'ego.
- W porządku, Harry. Daj ją profesorowi Dumbledore'owi na dzisiejszym zebraniu.
- Zebraniu? Idę na jakieś zebranie?
- Jesteś zaproszony na dzisiejsze zebranie Zakonu - Weasley poklepał go po ramieniu.
Snape'a ogarnęła wielka radość na tę wieść. „Tak! Świetnie, zebranie Zakonu. To moja szansa. Będzie Dumbledore i kilku ekspertów w transmutacji. Potter! Idę z tobą!”
- Nieznośny - powiedział Ron opierając się o framugę drzwi. W rękach trzymał dwie miotły. - Chodźmy polatać przed kolacją, Harry.
- Już idę - powiedział Potter próbując wsadzić kruka do klatki. Snape wdrapał się na szczyt klatki. „Nie” Pomyślał. „Nie jestem twoim więźniem” - Niedobry ptak, właź do środka. - Chłopak usiłował wziąć go na ręce, ale Severus prawie go dziobnął. „Zostaw mnie tu. Muszę obmyślić jakiś plan.” - Właź do środka. Jeśli cię tak zostawię, Krzywołap może znów próbować cię zjeść. - Snape wskoczył mu na rękę. - Grzeczny ptak.
Ale kiedy spróbował wsadzić go do klatki, kruk przeniósł się szybko na jego ramię i usadowił się wygodnie. Kiedy Harry spróbował go ściągnąć ten wskoczył mu na głowę i zrobił sobie z włosów chłopaka gniazdo. „Zabierz mnie ze sobą.”
Potter westchnął, a Charlie zachichotał.
- Nie liczyłbym na to, że wróci do klatki. Weź go ze sobą. Ma chyba dość silne pazury, by utrzymać się na miotle. A poza tym powinien ćwiczyć skrzydła. - Harry jęknął.
- Nie chcę go brać ze sobą - Snape zeskoczył z powrotem na jego ramię i zakrakał mu do ucha: „To może być interesujące. Chodźmy.” - No dobra. Idziemy polatać, Snape.

Ginny dołączyła do Rona i Harry'ego krążących wokół Nory. Hermiona obserwowała ich z dołu, podczas gdy Krzywołap ganiał gnomy. Nawet Snape, trzymając się pazurami miotły, rozpostarł skrzydła, by poczuć pęd powietrza. Charlie miał więcej doświadczenia bandażowaniu skrzydeł, więc w efekcie opatrunek nie był tak ciężki i niewygodny jak poprzedni. W pewnym momencie kruk nie wytrzymał manewrów Harry'ego i puścił miotłę. „Niech cię cholera Potter! Trochę wyobraźni!” Zakrakał Snape. „KOT! Potter! KOT!!!” Podczas gdy kruk spadał Krzywołap pobiegł w miejsce gdzie według niego spadnie ptak. Gdy kruk dojrzał kota próbował się wznieść wyżej, ale uniemożliwiało mu to zabandażowane skrzydło. Będąc tak dobrym szukającym jakim był, Harry zanurkował i wyciągnął ręce tylko po to, by złapać ptaka jakąś stopę nad gotowym do ataku futrzakiem. „Niezły chwyt, Potter” zirytowany Snape znów trzymał się bezpiecznie miotły.

Kiedy wrócili, Harry zastał Hedwigę z powrotem w klatce. Nie mając innego bezpiecznego miejsca dla kruka, Harry pozwolił mu siedzieć na jego ramieniu.
- Chyba nie masz nic przeciwko temu, Hedwigo? - Sowa zahukała na zgodę. Snape również zakrakał w podzięce.
Harry naprawdę nie chciał zabierać Snape'a na kolację, ale ten głośno odmawiał pozostania w pokoju. Mógł mieć oko nie tylko na Krzywołapa, ale również na Rona.
- Harry, on źle na mnie patrzy - uskarżał się rudowłosy chłopak. Harry tylko się zaśmiał.
- Dziwnie się zachowuje odkąd tutaj jesteśmy. Może tak: „Od czasu, kiedy otworzyłem mój kufer, mogę korzystać z różdżki. Ale ilekroć próbuję odłożyć gdzieś na bok tę „pożyczoną” tyle razy Snape mnie atakuje. „Kiedy ty to zrozumiesz, Potter” zakrakał ptak. „I podaj ziemniaki” Harry podał Snape'owi marchewkę na swoim widelcu. Pani Weasley wykrzywiła się w potępieńczym grymasie, ale nie powiedziała ani słowa podczas kiedykruk jadł nad serwetką na ramieniu chłopaka. „Nie patrz tak na mnie, Molly Weasley. To lepsze niż gotowane żabie udka każdego dnia.”
Artur Weasley spojrzał znad swojego talerza.
- Pożyczona różdżka, Harry? - Charlie odpowiedział za niego, bo Harry miał usta pełne ziemniaków.
- Sowa Harry'ego znalazła różdżkę z wyrytym `SS' na rączce. Kruk nalegał, żeby jej używał podczas, gdy różdżka Harry'ego była zamknięta przez jego wujka.
- Nalegał? Kruk na coś nalegał? - wybełkotał Ron. - Przestań się na mnie gapić, głupi ptaku!
- Ron! Zachowuj się! Mamy gości - zbeształa syna pani Weasley.
- Jakich gości? Harry i Hermiona nie są gośćmi! To rodzina! - odparł rudzielec.
Harry dokończył opowieść.
- Myślę, że kruk może należeć do tego SS'a. Czy ktoś zaginął, panie Weasley?
Głowa rodziny Weasleyów zakrztusiła się ziemniakami i sięgnęła po swój napój, nie odpowiadając na pytanie. Pani Weasley nałożyła Potterowi więcej jedzenia na talerz.
- Tato, kiedy jest zebranie? - zapytała Ginny. - Ja też mogę iść?
- Tak, cała wasza czwórka będzie przybędzie na spotkanie świstoklikiem razem ze mną. Nie używamy domu Syriusza do czasu rozstrzygnięcia sprawy z testamentem. Wszyscy mają się aportować na zebranie. Do tego czasu macie chwilę, żeby odrobić zadanie domowe, dzieciaki.
Gdy tylko sprzątnięto ze stołu, natychmiast nakryły go książki i pergaminy, a czworo uczniów zabrało się do pracy. „Masz jeszcze dużo do nadrobienia, Potter. Zabieraj się do roboty. Weasley, gryzmolenie nie pomoże ci w wydłużeniu referatu. Granger, nie gap się tak.” Ron wykrzywił się.
- Ech, Harry, twój ptak nawet krąży nad naszymi zadaniami, (zupełnie jak profesor Snape. Dobrze, że chociaż nie można zrozumieć, co mówi. Zauważyłem, że nie mówi nic do ciebie, Hermiono.
- Nad czym pracujesz? - zapytał Hermionę Potter. - Myślałem, że już skończyłaś wszystkie zadania.
- Harry, Snape przeżuwa mój referat. Siooo. Po prostu dopisuję dodatkowe sześć cali do referatu z Eliksirów. Będziesz chodził w tym roku na Eliksiry, Ron? - Hermiona spojrzała na rudzielca znad pergaminu.
- GRRRRR. Najwyraźniej nie - chłopak wstał, przewracając przy tym krzesło. Na jego referacie widniała teraz potężna plama po kruczym łajnie. Snape skierował się na drugi koniec stołu. SKRZEK. SKRZEK. „Ha ha ha. Teraz mnie rozumiesz, Weasley?”
- Niedobry ptak! - zachichotał Harry. Ginny również.
- Teraz go chyba zrozumiałeś, Ron.
- Taaa... On chyba też mnie zrozumie, kiedy nadzieję go na rożen i zacznę przypiekać na wolnym ogniu - warknął gniewnie rudzielec mnąc pergamin i rzucając nim w ptaka. Kulka musnęła tylko pióra w ogonie Snape'a, gdyż ten w ostatniej chwili zeskoczył ze stołu wprost na kolana Pottera. „Próbuj szczęścia, Weasley!”
Pracowali dopóki pani Weasley weszła do kuchni.
- No dobrze, dzieciaki, czas już na nas. Pochowajcie książki, wrócimy późno. Harry, masz kurtkę?
- Nie, proszę pani, ale nic mi nie będzie.
- Nie chcę o tym słyszeć, Harry. Proszę, kochaneczku - narzuciła mu na ramiona dużą wiatrówkę. - Charlie kiedyś ją nosił.
- Dziękuję, pani Weasley - „Tak. Dzięki Molly” pomyślał Snape wskakując do przedniej kieszeni.
- Ej! Snape! Ty nie idziesz! - Harry próbował wyciągnąć kruka z kieszeni, ale Snape za każdym razem chciał go dziobnąć. - Ej! Przestań! Eeeeech. Okej, ale masz być cicho. Inaczej oddam cię Ronowi na grilla. - „Czcze gadanie Potter” pomyślał kruk. „Czcze gadanie.”
- Harry, popatrz - Ron podniósł pergamin, nad którym pracował od czasu kiedy rzucił ostatnim w kruka. Był to rysunek ich poważanego profesora Eliksirów. Łatwo go było można poznać po długim, zakrzywionym nosie. W jego długich, prostych włosach widniało zielone pasmo. I głęboka rana na lewym policzku. Lewe ramię ukryte było w białym gipsie. Trzymał w ręce swoją różdżkę z wyrytym `SS' na rączce. Ron śmiał się obłąkańczo. - Dla ciebie, kumplu. Dałem ci nawet autograf.
Harry zaśmiał się i pokazał obrazek krukowi, którego głowa wystawała z przedniej kieszeni kurtki. „Nie zgub tego, Potter. Będę mógł go potem o to oskarżyć.” Snape schował się w końcu z powrotem do kieszeni. Poganiany przez panią Weasley chłopak zwinął rysunek i schował do drugiej kieszeni.
Harry, Ginny, Ron i Hermiona stanęli wokół pana Weasleya na trawniku przed Norą. Trzymając przed sobą sakiewkę w szkocką kratę uderzył w nią czubkiem różdżki by aktywować świstoklik. Czworo uczniów Hogwartu wyciągnęło ręce by go dotknąć i poczuło znajome szarpnięcie w okolicach pępka, a wszystko wokół zaczęło wirować.

ozdział 4

Harry zachwiał się, kiedy wylądowali na twardej ziemi. Przybyli przed stary zamek, położony na wzgórzu z widokiem na zatokę. Na początku, Harry nie widział budynku, schowanego za grubą ścianą bluszczu. Kiedy otworzyli drzwi, znaleźli się od razu w obszernym salonie.
- Gdzie jesteśmy? Kto tu mieszka? - zapytał Harry Charlie'go. W odpowiedzi uzyskał tylko wzruszenie ramionami.
- Wchodźcie, wchodźcie - powitał przybyłych Dumbledore. - Przy ścianie jest bufet. Usiądźcie, proszę.
Rzędy krzeseł ustawione były przodem do sceny, na której środku stało podium. Pomieszczenie wydawało się robić coraz większe wraz z narastającą liczbą przybywających na spotkanie.
- Cześć, Neville - Ginny uśmiechnęła się do chłopca.
- Cześć. Poznaliście już moją babcie, prawda? - Chłopak wskazał ręką w stronę siwowłosej kobiety z wypłowiałym sępem na kapeluszu i czerwoną torebką w ręku.
Kiedy Ron, Ginny, Harry i Hermiona witali się z resztą, Snape zaczął się wiercić w kieszeni i skrzeczeć: „Potter, otwórz tę kieszeń i mnie wypuść!”
Neville rozejrzał się i wyszeptał:
- To Snape?
- Skąd wiesz o Snape'ie? - zapytał cicho Potter.
- Ron mi powiedział - wyszeptał Longbottom.
Harry otworzył kieszeń i posadził ptaka na swoim ramieniu.
- Ciii. - „Nie uciszaj mnie, Potter! Potrzebuję większego pola widzenia.” SKRZEK!
Kiedy babcia Neville'a pochyliła się, by przyjrzeć się uważniej czarnemu ptakowi, Snape zakrakał gniewnie na naturalnych rozmiarów wypchanego sępa na kapeluszu starszej kobiety, trzepotał skrzydłami, prostował się tyle, ile mógł i kłapał dziobem niechętnie spoglądając na dekorację. Podczas gdy wszyscy się śmiali, Harry przytulił ptaka do piersi.
- Już w porządku, mały. To tylko kapelusz. Ciii. - „Kapelusz... Nienawidzę tego kapelusza!!!” Zaskrzeczał.
Luna puknęła delikatnie Harry'ego w ramię.
- Harry, to mój tata. Tatusiu, to jest Harry Potter.
Potter posadził z powrotem ptaka na swoim ramieniu, aby móc podać rękę ojcu Luny.
- Dziękuję panu za wydrukowanie tego wywiadu w zeszłym semestrze, panie Lovegood.
- Nie ma za co, chłopcze. Uau, Harry Potter, jak babcię kocham -w głosie ojca Luny brzmiał zachwyt. - Tak się cieszę, że wreszcie cię poznałem, Harry. Luna mówiła o tobie tak mało. - „Wystarczy, głowa chłopaka mogłaby się nie przecisnąć przez kominek.” Pomyślał Snape.
- To Snape? - zapytała Luna.
- Taaa. Ron ci powiedział? - szepnął chłopak. „Dopadnę tego Weasleya.” Zanotował sobie w pamięci.
- Nie, Ginny mi powiedziała. Witam, profesorze. - Dziewczyna zbliżyła rękę do ptaka, ale szybką ją cofnęła kiedy ptak próbował ją dziobnąć. „Weasleyównę też dopadnę. Ruszaj się Potter.”
- Cóż, miło było pana poznać, panie Lovegood. Proszę mi wybaczyć. Muszę odszukać profesora Dumbledore'a. - Potter jeszcze raz potrząsnął ręką ojca Luny i poszedł znaleźć sobie jakieś miejsce siedzące.
Po tym, jak Harry i Ron zajęli miejsca w pierwszym rzędzie podszedł do nich Dumbledore.
- Witaj, Harry. Jak minęły wakacje? - zapytał dyrektor.
- Dzień dobry, panie profesorze. Wakacje minęły dużo lepiej niż mogłyby być, a to wszystko dzięki niemu. - Chłopak wskazał na ptaka siedzącego mu na ramieniu. - Mój kuzyn dostał na urodziny wiatrówkę i strzelał kolorowymi kulkami do ptaków i kotów z sąsiedztwa. Ten złamał skrzydło, kiedy spadł z drzewa.
- A, tak. Hagrid opowiadał mi o profesorze Snape'ie. - Dyrektor zaoferował ptakowi swoją rękę, a ten wspiął się po niej i zaczął krakać. - Witam, panie Kruku.
„To ja, dyrektorze! Severus Snape! Spójrz na mnie! Przypatrz się dokładniej!”
Harry nachylił się do Dumbledore'a i wyszeptał:
- Czy profesor Snape też przyjdzie? Nie chciałbym, żeby usłyszał jak nazywam tego ptaka jego imieniem.
Dyrektor zachichotał.
- Całkowicie rozumiem.
- Chciałem go nazwać Syriusz, ale zaczął szaleć. - W tym momencie kruk potrząsnął gwałtownie ogonem posyłając w powietrze kilka piór. - Za to zniósł całkiem nieźle propozycję nazywania go profesorem Snape'em.
- Rozumiem. Artur powiedział mi, że znalazłeś różdżkę. - „Tak, właśnie, Potter, pokaż mu moją różdżkę!”
- A, tak! - Harry wyciągnął z kieszeni „pożyczoną” różdżkę i podał ją dyrektorowi.
- O, kurczę! - wykrzyknął zaskoczony Ron. - Pozwolił dyrektorowi wziąć różdżkę.
Rzeczywiście. Kruk przeskoczył na drugą rękę Dumbledore'a, tę w której teraz trzymał różdżkę i okręcił się kilka razy w kółko. Snape zastukał dziobem w wygrawerowane na rączce „SS”.
„Ja. To ja jestem SS. To ja!”
- Popatrzcie na to. - Ron gapił się na dziwne zachowanie ptaka.
- Harry, to jest różdżka profesora Snape'a. Zaginął kilka tygodni temu - powiedział dyrektor.
Kruk rozpostarł skrzydła i pokiwał głową. „Tak, bardzo dobrze. A teraz to wszystko połącz w całość.” Ron zaśmiał się głośno.
- No i patrzcie. Harry znalazł Snape'a i miał go cały czas ze sobą!
Ptak przestał się kręcić i obrócił się tak by spojrzeć na chudego rudzielca, który zwijając się ze śmiechu przestępował z nogi na nogę. „Jak on to zrobił” zdziwił się Snape. - Ooo. I znów mordercze spojrzenie - parsknął Weasley.
Dyrektor westchnął i schował różdżkę do kieszeni.
- Muszę rozpocząć spotkanie, Harry, ale chciałbym z tobą później porozmawiać. Proszę, weź swojego ptaka.
Harry wystawił rękę. To było oczywiste, że kruk nie chciał opuścić Dumbledore'a. „Nie, nie idź! Albus! Dyrektorze?” Potter wsadził z powrotem czarnego ptaka do kieszeni i rzucił mu kawałek suchara.
Chłopak nie dowiedział się niczego nowego ponad to, co przeczytał w Proroku Codziennym i powiedzieli mu Weasleyowie. Spotkanie odbywało się głównie w celu rekrutowania dorosłych, ale zaproszono także członków Gwardii Dumbledore'a. To dlatego Harry i jego koledzy byli tutaj razem z rodzicami. Snape wrócił z powrotem na kolana Pottera. Pod koniec spotkania dyrektor ogłosił, że szkoła nadal potrzebuje nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią na nowy rok i prawdopodobnie zastępcy nauczyciela Eliksirów. To wtedy obwieścił, ze Severus Snape zaginął. Poprosił o kilka informacji i nalegał na bycie ostrożnym.
- Stała czujność! - powtórzył za nim Moody kryjący się z tyłu pokoju.
Kiedy tylko nazwisko Snape'a zostało wspomniane, kruk zeskoczył z kolan chłopaka z głośnym skrzekiem. Zaczął machać skrzydłami i biec w stronę podwyższenia. „Jestem tu! Odczaruj mnie, dyrektorze!”
- A oto i Snape! - krzyknął Ron.
Dyrektor tylko wzruszył ramionami i zakończył spotkanie, gdy ucichły śmiechy. Harry złapał ptaka i trzymał go mocno za pazury. Wcześniejsze wskazówki Charlie'ego dotyczące postępowania z krukiem, ułatwiły mu bardzo utrzymanie kontroli nad ptakiem tak, żeby się przy tym, nie zranić. Jednak tym razem nie mógł go uciszyć.
Dumbledore objął Harry'ego ramieniem.
- Twój ptak ma charakterek, Harry. Chodźmy teraz na kolejne spotkanie. - Dyrektor zaprowadził Pottera do innego pokoju.
Na środku stał wielki stół otoczony krzesłami. Magiczne mapy nieba i Wielkiej Brytanii zwisały ze ścian. Niestety, Harry nie miał szansy bliżej się im przyjrzeć, ponieważ dołączyli do nich Artur Weasley, Szalonooki Moody i profesor McGonagall. Dyrektor wniósł do sali Fawkesa i posadził go sobie na ramieniu.
Dyrektor zaczął mówić zanim ktokolwiek zdążył zając swoje miejsce.
- Harry, jak już wspomniałem na poprzednim spotkaniu, profesor Snape zaginął kilka tygodni temu. I jestem przekonany o tym, że znalazłeś jego różdżkę.
Chłopak usiadł, ale ptak w jego kieszeni zaskrzeczał i próbował dziobnąć go w brzuch. Jak tylko kieszeń została otworzona, ptak skoczył prosto na kolana Pottera, a później na stół.
- Przepraszam za kruka, proszę pana. Przeżył swoje i nie spuszcza mnie z oka, odkąd przyjechaliśmy do Nory.
- No dobrze, Harry - przerwała mu MccGonagall. - Ale jak znalazłeś różdżkę profesora Snape'a?
- Właśnie do tego dochodziłem, pani profesor. W nocy, po tym jak znalazłem Snape'a, tego Snape'a, Hedwiga poleciała na nocne polowanie i wróciła z rózdżką. Poprosiłem ją żeby pokazała mi gdzie znalazła tę różdżkę, a ona poleciała do drzewa przed domem. Na ziemi zobaczyłem rozlaną zieloną farbę. Myślę, że to tam mój kuzyn go zestrzelił.
- Mogę zobaczyć różdżkę, Albusie? - zapytał Alastor Moody. Kiedy podano mu różdżkę Snape zaskrzeczał i przebiegł przez stół „Nie! Tylko nie Priori Incantatem! Nie pozwól mu, Albus!”
- Harry, panuj nad swoim ptakiem - burknął Moody.
Harry sięgnął po kruka i przyciągnął go do siebie.
- Alastorze, tylko ostatnie zaklęcie, proszę - powiedział Albus.
Moody zamruczał coś pod nosem, ale zastosował się do prośby dyrektora.
- Protego. To było Protego. Wygląda na to, że brał udział w pojedynku.
Szalonooki stanął przed jedną z map Londynu, zawieszoną na ścianie i użył swojej różdżki jako wskaźnika.
- Wiemy, że Snape ostatnio widziany był w Dziurawym Kotle, skąd wyszedł około czwartej nad ranem. Mugolscy stróże prawa zostali wezwani do pijackiej rozróby w Hyde Parku niedługo potem. Z opisów świadków jasno wynikało, że chodzi o grupę czarodziejów w czarnych szatach. Znikli przed pojawieniem się policji. Świadkowie mówili, że „rozpłynęli się w powietrzu”.
- Panie profesorze, czy profesor Snape ma kruka? - zapytał Harry.
- Nie, Harry. Dlaczego pytasz? - odpowiedział dyrektor.
- Charlie powiedział, że kruk jest przyzwyczajony do przebywania w towarzystwie czarodziejów. Pomyślałem, że może między nim a różdżką jest jakieś powiązanie, bo Snape bardzo jej broni. Pomyślałem po prostu, że kruk może należeć do właściciela różdżki.
Podczas gdy czarodzieje zastanawiali się gdzie podziewać się może Snape, próbując ustalić jego położenie na mapie, zainteresowany odbywał właśnie dyskusję z feniksem dyrektora.
- Fawkes - zakrakał. - Rozumiesz mnie?
- Skąd znasz moje imię, kruku?
- Jestem Severus Snape. Zostałem zaczarowany w taką postać. Pomóż mi, żeby ktoś mnie zrozumiał. Możesz porozumiewać się z Dumbledorem?
- Nie bezpośrednio. - W głosie feniksa wyraźnie wyczuwał wesołość, zupełnie tak, jakby powstrzymywał chichot. - Jak zdołałeś przekonać Harry'ego, żeby nazwał cię twoim imieniem?
- To zbieg okoliczności. Chłopak nazwał mnie na cześć swojego nauczyciela eliksirów dla żartu. Tak naprawdę, to nie wie, że ja, to ja. - Snape zeskoczył ze stołu na kolana Harry'ego i dziobnął kieszeń z rysunkiem Rona. Harry wyciągnął rulonik i podobnie jak kruka położył stole. Severus szturchnął pergamin i popchnął go w stronę feniksa. - Popatrz na ten rysunek. Weasley narysował to, żartując ze swojego nauczyciela.
Fawkes zeskoczył z ramienia dyrektora i przeszedł wzdłuż stołu. Nie mogąc rozwinąć świstka samodzielnie, feniks wziął go w dziób, przefrunął na ramię profesor McGonagall i podał jej rulonik. Kobieta rozwinęła obrazek i natychmiast wstrząsnął nią tłumiony śmiech. Snape podbiegł do niej i stuknął dziobem w kartkę. „Minerwa, proszę odczaruj mnie. To” dźgnął pergamin jeszcze raz „jestem ja!” I spojrzał na nią z powrotem.
- Harry - wyszeptała, marszcząc nos. - Zabierz stąd, proszę, swojego ptaka.
Kiedy tylko Snape został zabrany z ręki McGonagall, kruk spojrzał na feniksa.
- Fawkes, ona nie rozumie.
- Ładny rysunek - odśpiewał feniks.
Minerwa zwinęła obrazek i przesunęła go w stronę Harry'ego. Fawkes sfrunął i podniósł rulonik wzbijając się z powrotem w powietrze i lądując raz jeszcze na ramieniu Dambledore'a. Dyrektor zachichotał, gdy rozwinął pergamin. Snape podszedł do Albusa i tak jak w przypadku McGonagall puknął dziobem w kartkę. Dyrektor nachylił się do nauczycielki transmutacji.
- Minerwo, porozmawiaj z panem Weasleyem, na temat dokuczania profesorom.
McGonagall przytaknęła i próbowała ukryć uśmiech. „Nie! Użyj logiki, Albus! Moody! Co z twoją stałą czujnością? ZASTOSUJ JĄ!” Zaskrzeczał i zamachał gniewnie skrzydłami.
- Harry, panuj nad swoim ptakiem - burknął Moody. - Bo transmutuję go w Severusa Snape'a i skończą się te cholerne poszukiwania. Nigdy mu nie ufałem. Robię to tylko dla ciebie, Albus. Naprawdę nie wiem, dlaczego widzisz w tym sarkastycznym dupku pokutnika. - „Tak, tak! Transmutuj mnie!” zaskrzeczał podekscytowany Snape i rozłożył skrzydła.
Już po chwili znów znalazł się w kieszeni Harry'ego. Tym razem została ona zapięta i kruk nie mógł się poruszyć. „Nie” westchnął. „Nie tak miało być.”

***

Tej nocy, kiedy Ron i Harry spali, Snape zakrakał ze swojego pudełka:
- Hedwigo? Nie śpisz?
- Oczywiście, że nie. Jestem nocnym ptakiem - zahuczała cicho.
Snape opowiedział jej o spotkaniu z Dumbledorem i swojej rozmowie z Fawkesem.
- Pan Potter zostawił rysunek na biurku. Proszę, zabierz go jutro rano do dyrektora. Jeśli nie będzie chciał tego wziąć, wtedy prawdopodobnie Fawkes zdoła go przekonać. To niewiarygodne, jak tępy potrafi być ten starzec. - Snape odwrócił się i wyrwał sobie jedno z dłuższych piór. - AUĆ. To też zabierz.
- On jest zajętym człowiekiem, profesorze - zahuczała Hedwiga. - Sowy wlatują i wylatują z jego gabinetu cały czas. Nie lubię stać w kolejkach.

***

Hedwiga przybyła do stołu nauczycielskiego w trakcie śniadania.
- Witaj. Jesteś sową Harry'ego, prawda? - Dyrektor zaoferował jej kawałek melona. - Tylko nie to! Dlaczego Harry mi to przysłał? - starszy czarodziej przemawiał cicho i spokojnie do sowy. Hedwiga pokręcił powoli głową. - Nie od Harry'ego? Więc od kogo? - Hedwiga podniosła czarne, krucze pióro, które wyleciało, gdy dyrektor rozwinął pergamin. - Pióro kruka?
Przyglądając się dyrektorowi i białej sowie, Sybilla Trelawney, wzięła obrazek i czarne pióro.
- Dyrektorze, kruk jest omenem śmierci. Ktoś nas ostrzega przed śmiercią Severusa? Czy po wczorajszych wydarzeniach jesteśmy choć trochę bliżej odnalezienia? Przepraszam, ale nie mogłam uczestniczyć w ostatnim spotkaniu.
Gdyby Hedwiga umiała przewrócić oczami i klepnąć się w czoło, teraz zrobiłaby to z całą pewnością. Zamiast tego, pokręciła głową i nastroszyła pióra. Wspięła się po ręce dyrektora i spróbowała wskazać na zielone pasmo, znajdujące się we włosach czarodzieja z obrazka. Hedwiga zahuczała: „Nie słuchaj jej! A poza tym, to przez nią mam gęsią skórkę.”
- Severus, Severus, gdzie jesteś? - Zmęczony dyrektor ścisnął nasadę nosa. Hedwiga zahuczała i wskazała na podpis pod obrazkiem, ale dyrektor nie zwracał już na nią uwagi.
- Co pan tam ma, panie psorze? - Hagrid nachylił się w stronę dyrektora.
- Kruk Harry'ego próbował wczoraj dać mi ten obrazek. Młody pan Weasley narysował to, jako karykaturę Severusa, ponieważ Harry nazwał ptaka profesor Snape.
Hagrid zachichotał.
- Może kruk chce coś panu powiedzieć, panie psorze.
- Chciałbym wiedzieć, co to jest, Hagridzie. Naprawdę - westchnął Dumbledore.

***

Harry zagłębiał się w odrabianiu letniej pracy domowej. Kiedy odchodził od biurka na więcej, niż pół godziny, Snape zaczynał skrzeczeć i nie przestawał, dopóki chłopak nie usiadł z powrotem do zadań. Severus spacerował po biurku albo stole, przy którym pracował Potter. Kruk i Harry byli praktycznie nierozłączni . Jeśli chłopak oddalał się w jakimkolwiek celu, ptak podnosił taki raban, że Harry był zmuszony zabrać go ze sobą. Snape starał się unikać spotkań z sową Rona, ponieważ były niezwykle irytujące.
Po pierwszym spotkaniu ze Świnką stwierdził, że następne jest ostatnią rzeczą, na jaką ma ochotę.
„Cześć! Jestem Świnka, ale tak naprawdę nazywam się Świstoświnka, tylko żeby krócej się wymawiało nazwali mnie Świnką. A ty jak się nazywasz? Dlaczego twoje pióra są takie czarne? Używasz czegoś, żeby były takie lśniące? Olejki muszą sprawiać, że twoje pióra są ciężkie, ale wyglądają na wodoodporne. Czy Harry spryskuje cię zimną wodą? Ron czasami mnie spryskuje wodą, kiedy nie chcę się uspokoić. Lubię Rona. A ty lubisz Rona? A co z Harrym? Harry jest dla mnie bardzo miły.” Sóweczka mówiła bardzo szybko i bez przerw na oddech.
SKRZEK! „ZAMKNIJ SIĘ!”
„To nie było miłe. Nie jesteś miłym ptakiem. Ty w ogóle jesteś krukiem? Twój dziób jest tak duży, jak u tukana, ale tukany mają kolorowe dzioby, a nie głowy. Nigdy wcześniej nie spotkałam tukana. Gdyby nad tym pomyśleć głębiej, to kruka też nigdy nie spotkałam. Może ty jesteś nietoperzem...?”
SKRZEK! SKRZEK! „POTTER, WRACAJ TU NATYCHMIAST!”
***

- Harry, zrób sobie przerwę. - Ron wpadł do pokoju, w którym Harry odrabiał zadania domowe. - Zagrajmy w szachy.
- Muszę dużo nadrobić, Ron.
- No chodź. To będzie krótka i bezbolesna partia. Uczysz się, odkąd tu przyjechałeś.
- A ty już wszystko odrobiłeś? - Harry przesunął ręką po włosach, czym rozczochrał je jeszcze bardziej.
- Taaa, ale Hermiona mówi, żebym dopisał kolejną stopę tekstu do wypracowania z zaklęć. Ale z niej tyran.
- Tak jak i ze Snape'a. - Harry wskazał na kruka. - Masz rację. Potrzebuję przerwy, ale zakończ tę partię szybko, żebym mógł wrócić do transmutacji.
- Tak! - Ron uniósł ręce w geście zwycięstwa i wyciągnął swoją szachownicę z kufra.
Rozłożył ją na łóżku, gdzie siedział już Harry. Snape obserwował przebieg gry z ramienia Harry'ego. Rudzielec szybko zdołał pozbawić Pottera większości pionków i przygotowywał się do ostatecznego posunięcia, które zapewniłoby mu wygraną.
Harry chciał się ruszyć królową, ale Snape zeskoczył mu na kolana, a stamtąd na jego rękę. „To pułapka, Potter.”. Figury zaprotestowały kiedy Severus podniósł w dziobie króla i upuścił go z powrotem na szachownicę. Harry delikatnie ściągnął Snape'a z powrotem na swoje kolana. Chłopak jeszcze raz chciał ruszyć się królową, ale kruk wskoczył mu na rękę i skubnął go w palce.
- Och, głupi ptaku! - Skrzek. - Dobra, to i tak jest szach. Ruszę się królem - ogłosił Harry. - Zadowolony?
Ron walnął się ręką w czoło i zbił królową swojego przyjaciela, ale gra trwała jeszcze przez następną godzinę. Harry podążał za wskazówkami kruka, co doprowadziło go do zwycięstwa.
- Hej! Zrobiłem to! Pokonałem cię, Ron! - Skrzek! - Przepraszam. RAZEM cię pokonaliśmy.
Ron zaśmiał się.
- O czym ty gadasz, chłopie? Snape był pomysłodawcą wszystkich ruchów i trzymał cię z daleka od moich pułapek. - „No, no, może jednak Weasley posiada coś takiego, jak spostrzegawczość.” Zakrakał z satysfakcją Snape. W przypływie radości, jaką dostarczyło zwycięstwo, Snape okrążył kilka razy szachownicę i postrącał pozostałe na niej pionki.
- Muszę wracać do moich zadań. Zawołaj mnie na kolację. Może pójdziemy polatać wieczorem?
- No jasne - zawołał rudzielec wychodząc z pokoju. - Dzięki za grę. - Jak tylko doszedł do drzwi odwrócił się. - Chodźmy jutro na Pokątną odwiedzić Freda i George'a w ich sklepie.
- Świetny pomysł! - odpowiedział Harry.
- Super. Wyślę Świnkę z wiadomością, żeby ich powiadomić - krzyknął zza drzwi.
Harry usiadł z powrotem przy biurku i ciężko westchnął.
- No więc, panie profesorze? Co teraz powinienem odrobić?
Snape zeskoczył na biurko z ramienia chłopaka i wyciągnął pergamin z zadaniami z eliksirów.
- Nie muszę tego robić, głupi ptaku. Nie będę na Zaawansowanych Eliksirach. Dostałem tylko Z na moich SUMach i to mi nie wystarczy. Tak naprawdę, to nie jestem najgorszy z eliksirów. Mógłbym je nawet lubić, gdyby nie to, że mój profesor ciągle mnie poniża i robi personalne przytyki. Chyba muszę zmienić plany, chyba nie będę mógł być aurorem w przyszłości. - Harry odsunął na bok razem pergamin i ptaka i wyciągnął swoje notatki z transmutacji.
„Merlinie, dopomóż nam, jeśli Harry Potter zostanie aurorem. Kto ochroni nas wtedy przed Harrym Potterem?” pomyślał Snape chowając dziób pod skrzydło.

Dalsze tłumaczenie: annie_28

Rozdział 5

Pani Weasley pozwoliła chłopcom odwiedzić Freda i George'a w ich sklepie na Pokątnej. Do mieszkania bliźniaków, mieszczącego się nad sklepem, dostali się siecią fiuu. Harry, z krukiem na ramieniu, schodził właśnie schodami, kiedy usłyszał:
- Harry!
Z naprzeciwka nadchodził jeden z rudzielców
- George, zobacz kto przyszedł.

- Cześć, Fred. Będę mógł obejrzeć sklep? - spytal z nadzieją Harry.

- Jasne, partnerze. Ginny też przyszła? - uśmiechnął się Fred.

- Miała spędzić cały dzień z Luną. Może wpadnie później. Jak interes?

- Cześć, Snapey - George chciał pogłaskać kruka, ale ten kłapnął dziobem, kiedy ręka chłopaka znalazła się zbyt blisko.

SRZEK „ Nie nazywaj mnie Snapey, podżegaczu!”

- Wybrałeś mu odpowiednie imię. - cofnął się. - Interes się kręci.

- Taak, kręci się! Co ty możesz o tym wiedzieć, skoro ciągle tkwisz przy kociołkach - ze sklepu dobiegł ich wrzask Freda.

Roześmiali się.

- Pracuję nad nowymi kanarkowymi kremówkami. Teraz, niestety muszę wyjść i kupić więcej czekolady. Czy nie miałbyś nic przeciwko, aby popilnować kociołka? - kontynuował George, nie zwracając uwagi na wrzaski brata.

- Jasne, co mam robić?

- Chwila - Fred wszedł na zaplecze - zanim zaczniesz - uzyskałem dla ciebie i Rona zezwolenie na pracę, abyście mogli używać, w ograniczonym zakresie, magii. Masz tego przestrzegać. Ron pomaga nam w każdą sobotę, więc już swoje dostał.

- Super - uśmiechnął się Harry, kiedy rozwinął pergamin.

- Przepis masz tutaj - George wskazał na pergamin leżący na stole - w tym miejscu skończyłem - postukał palcem - Wrócę w oka mgnieniu. - mrugnął i aportował się.

Harry skrupulatnie odmierzał składniki, zanim dodał je do wywaru, ściśle trzymając się instrukcji. Właśnie miał dodać pióro z ogona kanarka, kiedy Snape zatrzepotał skrzydłami i wskoczył na pergamin. Chłopak podniósł ptaka i głośno przeczytał przepis - Dodaj drobno posiekane pióro z ogona kanarka. Właśnie miałem to zrobić - kruk zaskrzeczał i stuknął dziobem w pergamin - ale najpierw obniż temperaturę, inaczej wykipi. Rany, dzięki, kumplu.

„Niezła robota, Potter. Tylko uważniej czytaj. Nie ufam tym Weasley'om.” zakrakał zirytowany Snape.

Harry zredukował płomienie pod kociołkiem i dopiero wtedy dodał posiekane pióra. Kruk, przekrzywił głowę, przesunął się na ramieniu chłopaka i spojrzał do kotła.
W drzwiach stanął Ron i wskazał na kruka.
- Harry on zagląda przez twoje ramię dokładnie jak Snape na eliksirach. Ooo, słynne spojrzenie obiecujące tragiczną śmierć. - wrócił do sklepu chichocząc.

„Jak on to robi?” zastanawiał się Snape „ I dlaczego nikt nie zastanowi się nad jego słowami?”

Harry parsknął i potrząsnął głową.
- Zamieszaj trzy razy i wygaś ogień. Pozwól by zgęstniało. Teraz powinno przybrać kolor kanarkowy - zgasił płomienie i kiedy zajrzał do kociołka na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Szkoda, że Snape tego nie widzi.

„Nieźle, Potter”

W tym momencie, aportował się, obładowany czekoladą, George. Wrzucił swoje brzemię do pierwszego lepszego kotła, spojrzał na Harry'ego, zanurzył palec w wywarze i oblizał - Świetna robota, Harry - zaćwierkał, na głowie wyrosły mu żółte pióra. Po chwili wszystko wróciło do normy.

- Dzięki, co dalej? - Harry zatarł ręce.

- Dalej formuję małe kulki i zanurzam je w czekoladzie. Ron, stań za ladą, Fred pomóż mi zademonstrować.
Ron zajął miejsce brata za ladą i Fred wszedł na zaplecze. Harry cofnął się, Snape kurczowo wczepił pazury w jego ramię.
Bliźniacy machnęli różdżkami w sposób do złudzenia przypominający ruchy, jakie wykonywała w kuchni ich matka. Małe żółte kulki wylatywały z kotła i układały się na arkuszach leżących na stole. Następnie, Fred, skierował jednocześnie jakiś tuzin kulek do kociołka z roztopioną czekoladą, a potem na półkę. Zadaniem Harry'ego, było zapakować ukończone kremówki do pudełek.

Później do Harry'ego dołączył Ron i chłopcy wspólnie wypróbowali nowy przepis na kandyzowane owoce. Gwoli prawdy, Harry męczył się nad kociołkiem, a jego przyjaciel testował gotowe owoce i pakował do pudełek.
„Pod moim nadzorem”, puszył się czarny ptak.

Kończyli właśnie czyszczenie kociołków, kiedy ktoś zapukał we framugę.
- Cześć, chłopaki.

- Dzień dobry, profesorze - wykrzyknął Harry.

- Wasi szefowie, wspaniałomyślnie, dają wam chwilę przerwy na lunch. Molly wysłała mnie z kanapkami - Remus wyglądał na zmęczonego, jego ulubieńcy domyślili się, że jeszcze nie doszedł do siebie po ostatniej pełni.

- Miałem nadzieję, że zobaczymy się na zebraniu - powiedział Harry, czyszcząc stół.
„Opuściłeś to miejsce, Potter” z ramienia chłopaka dobiegło krakanie.

Remus momentalnie wskazał ręką opuszczone miejsce.

- Nie sądzę, by ktoś jeszcze za mną zatęsknił. Tym razem transformacja, była ciężka. Brakowało mi eliksiru tojadowego.
Lupin z ciekawością spojrzał na kruka, który nastroszył pióra. „Najwyraźniej ominęło mnie coś ważnego"

- Mówiłeś coś, Harry?

- Nie - Harry spojrzał na Remusa, zauważył, że były profesor zmrużył oczy.

- Och - Remus zmarszczył brwi i obwąchał ptaka.

"ARGH! Wilkołak chce mnie zjeść!" Zaskrzeczał Snape i przeskoczył na drugie ramię chłopaka. Ron zaśmiał się i w zamian otrzymał od kruka gniewne spojrzenie.

- Interesujące zachowanie - starszy czarodziej cofnął się o krok. Snape zerkał na niego zza głowy Harry'ego.

Kiedy usiedli, aby zjeść kanapki, kruk zaczął wędrówkę po ramieniu Harry'ego
„Ten wilkołak chyba potrafi mnie zrozumieć „ rozmyślał Snape „ Z jednej strony, był w końcu najlepszy z transmutacji w naszej klasie. Jednak z drugiej strony, NIECH TO SZLAG, to jest Lupin, jedna trzecia gangu Pottera. Niech mnie piekło pochłonie, jeśli pozwolę by rozpoznał mnie w tym stanie, nie wspominając, że to on właśnie miałby mnie transmutować do własnej postaci."

„Nie gap się, wilkołaku. Jedz swoją kanapkę” zakrakał. Oczywiście Lupin tym uważniej wpatrywał się w kruka.
„Potter, daj mi jeszcze jednego ogórka” wygruchał ten do ucha nastolatka.

Harry, usłyszał zwykłe krakanie, ale Remus już trzymał w palcach plasterek ogórka. Snape dziobnął wyciągnięte palce. Wilkołak gwałtownie cofnął ręce i upuścił ogórka.
- Och, dziabnął cię? - spytał Harry.

- W porządku, tylko lekko uszczypnął. Żadnej krwi. - pochylił się w stronę chłopaka i wyszeptał - Harry, on mówi.

- Taa, wygląda na takiego, nie? - zachichotał Harry.

Ronowi opadła szczęka - Potrafisz go zrozumieć? Spytaj go o imię.

„Severus Snape” momentalnie usłyszeli krakanie.

- Mówi, że nazywa się Severus Snape - odpowiedział Remus.

Ron, ze śmiechu, prawie spadł z krzesła - Wiedziałem, wiedziałem!

„ No i co z tego” SKRZEK „ I tak nikt cię nie słucha”

Harry uniósł brwi - Jak to możliwe, że potrafisz go zrozumieć?

- No cóż, jak wiesz, twój ojciec i Syriusz byli animagami. Nie, Severus, nie mam nic przeciwko, byś tego słuchał. Towarzyszyli mi, w swych zwierzęcych postaciach, podczas transformacji, chronili mnie przed krzywdzeniem samego siebie i innych. Nauczyliśmy się komunikować ze sobą, nawet pomiędzy gatunkami. Chociaż Syriusz był pierwszym, z którym potrafiłem się porozumieć. Niestety, im dalej od pełni, tym ta zdolność zanika. Tak więc jeśli chcesz coś przekazać, Severusie, zrób to teraz, ponieważ jutro może być za późno.

„Hrrmmm” - nadąsał się Snape i schował dziób pod skrzydło „Nic z tego, przeklęty wilkołaku”

Harry wzruszył wolnym ramieniem.
- To tylko kruk. To nie jest profesor Snape.

- Nie, to jest Snape - Ron potrząsnął głową - tylko jest uparty. To tylko Snapey.
~ ~ ~

Przed pierwszym września, Harry odwiedził Pokątną, w celu zrobienia szkolnych zakupów. Potrzebował nowych ubrań i książek do owutemowej klasy. On, Ron i Ginny spotkali się z Hermioną w lodziarni Fortesque.

- Dlaczego nie zostawiłeś tego kruka w domu, Harry?

Ron prychnął - Snape zakochał się w Harry'm. Nie spuszcza go z oczu.

- Taa, jasne. Myślę, że to z powodu tego, że jest ranny. Kiedy, skrzydło się zrośnie, będzie musiał radzić sobie sam - sprzeciwił się Harry.

- To gdzie teraz idziemy? - spytała Ginny

- Potrzebuję nowych szkolnych szat i butów - Harry opuścił głowę na swoje zniszczone buty. Palce chłopaka już prawie wystawały na zewnątrz - trochę urosłem tego lata.

Hermiona podążyła za jego wzrokiem - Rany, Harry. Dlaczego nie kupisz sobie czarodziejskich butów. Są tak zaczarowane, że rosną razem z tobą.

- Tak, ale wolę takie adidasy - wyciągnął mugolskie czasopismo - muszę wymienić trochę kasy i będę mógł iść do mugolskiego domu towarowego. Chcecie iść ze mną?

- A czy twoi krewni nie będą podejrzliwi, skąd masz pieniądze na nowe adidasy?

- Nic mnie to nie obchodzi, przyszłe wakacje będą ostatnimi, jakie z nimi spędzę, a do tego czasu buty przestaną wyglądać jak nowe.

- Jeśli cię stać to kup sobie buty czarodziejów. To może być ostatnia para butów, jaką kiedykolwiek kupisz, a to nada im wielką wartość.

„Posłuchaj panny Wiem-To-Wszystko. Ma rację” skrzeknął Snape.

- Dzięki za radę, Hermiono, ale naprawdę wolę adidasy.

Wchodząc do sklepu madame Malkin, Harry musiał zostawić kruka na zewnątrz. Znudzony Snape postanowił zrobić sobie mały spacer w kierunku Nokturnu. Znalazł sobie dobry punkt obserwacyjny i przyglądał się przechodzącym czarodziejom.

Kiedy chłopcy skończyli zakupy, musieli szukać ptaka.
- Snape, Snape? - nawoływali.

Na nieszczęście z Nokturnu wychodzili właśnie Draco, Crabbe i Goyle.

- Co się stało, Potty? Nadal są wakacje. Czyżbyś się stęsknił za swoim mistrzem eliksirów?

- Zjeżdżaj Malfoy, pilnuj swojego nosa - odgryzł się Ron - I co właściwie robiłeś na Nokturnie? Ta ulica jest zakazana dla uczniów Hogwartu.

- Nie, żeby to była twoja sprawa Weasley, ale załatwiałem sprawy dla ojca.

Harry szturchnął Rona łokciem - Sprzedaje Zakazane rzeczy ze zbiorów ojca, aby zapłacić ministrowi.

Malfoy wyciągnął różdżkę - Odwołaj to, Potter.
Snape zdecydował, że to najlepszy moment by przerwać tę scenę. Trzepocząc skrzydłami opuścił swoje miejsce i władował się pomiędzy chłopaków.

SKRZEK „Schowaj różdżkę, Draco”

Malfoy widział, że Harry schyla się po ptaka i złapał go jako pierwszy. Trzymając kruka za pazury, podniósł Snape do góry nogami - Tego szukasz, Potty?

Blondyn przyłożył koniec różdżki do piersi, szamocącego się ptaka
- Chcesz się przekonać jak dobrze umiem rzucać Avadę?
Malfoy i jego goryle roześmiali się na widok przerażenia na twarzach gryfonów.

- Nie zrobisz tego! - Harry wstrzymał oddech.

Ślizgon uśmiechnął się złośliwie - Sprawdź mnie. Daj mi tylko powód, Potter

- Harry, Ron! Tu jesteście! - usłyszeli donośny głos od strony Pokątnej. Hagrid torował sobie drogę przez tłum - Witam, Draco, Gregory, Vincent, nie będziecie sprawiać więcej problemów, prawda chłopcy?

- Jasne - odpowiedzieli chórem Ślizgoni. Draco puścił Snape'a i postawił na gzymsie. Odeszli w stronę Gringotta, oglądając się przez ramię na chłopców i pół olbrzyma. Snape bezpiecznie sfrunął na ziemię.

- Idealne wyczucie czasu, Hagrid - Harry wyszczerzył zęby do swojego nauczyciela.

- Taa, idealne - przytaknął rudzielec.

- Tu jesteście. Wszędzie was szukamy. - usłyszeli głos Remusa.

- Szukacie? - Harry rozejrzał się wokoło.

- Chyba nie myślisz, że zostawiliśmy cię samego i niedopilnowanego? - zaśmiał się Hagrid.

„ Oczywiście, że nie” zirytował Snape, kiedy Harry podnosił go z ziemi, „ Musimy chronić złotego chłopca Dumbledore'a dla dobra przepowiedni”

- Masz wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły? - Remus zwrócił się do okularnika.

- Wszystko z wyjątkiem adidasów - odpowiedział - chciałem zrobić sobie prezent urodzinowy.

- Teraz wracamy do Nory. Kupisz je innym razem - Remus stanowczym tonem zwrócił się do rozczarowanego szesnastolatka i położył mu rękę na ramieniu

- Miło cię było widzieć, Hagridzie - na twarzy Harry'ego pojawił się wymuszony uśmiech, a smutny wzrok wlepił w swoje buty.

- Ciebie również miło widzieć, Arry - spod krzaczastej brody błysnął uśmiech.

- Czy mógłbyś zabrać za sobą Snape'a, do Hogwartu? - zdjął z ramienia naburmuszonego kruka.

- Nie ma sprawy, z chęcią się nim zajmę - olbrzym delikatnie zabrał ptaka. - Ello, profesorze Snape. Harry pisał mi o tobie. Ptasia mieszanka czyni cuda, co nie Harry?

- Jasne - chłopak pogłaskał kruka po grzbiecie. - Bądź grzeczny dla Hagrida. Zaopiekuje się tobą, a ja za kilka dni przyjadę do Hogwartu i wtedy się zobaczymy, dobrze?

- Świetnie, tylko nie proś Dumbledore'a o przywrócenie go do własnej postaci. Stanowczo wolę go w takiej - parsknął Ron.

Snape gwałtownie wystawił głowę z kieszeni Hagrida
SKRZEK „Dostaniesz za swoje, Weasley. Czekaj, niech no cię tylko dorwę!”

Rozdział 6


Kilka dni po spotkaniu na Pokątnej, Remus przybył do Hogwartu w sprawie rozmowy o ponownym nauczaniu Obrony. Wyszedł z kominka w gabinecie Minervy i razem z nią udał się do gabinetu Dyrektora.

- Ach, wejdź Remusie. Dziękuję, że zechciałeś przyjść. Wiesz, że ta rozmowa to tylko czysta formalność - przywitał go Dumbledore.

- Dziękuję za zaproszenie. Z przyjemnością będę znów uczyć, ale na takich samych warunkach jak ostatnim razem…

Dyrektor złapał go za rękę.
- Warunki, trochę się zmieniły. Nie ma Severusa dybiącego na to stanowisko. Możemy mieć małe kłopoty ze Slytherinem, ale to nic nowego. Severus potrafił utrzymać swój dom w ryzach. Teraz sami będziemy musieli dać sobie radę. - westchnął na koniec.

- Więc nie będzie nikogo kto mógłby zrobić dla mnie eliksir tojadowy. Ostatnia transformacja była okropna.

- Tak, no cóż, nadal szukam nowego nauczyciela eliksirów. Zdolność warzenia twojego eliksiru jest jednym z wymagań. Sprawdzam tę umiejętność przy rozmowach kwalifikacyjnych. Może być?

Remus kiwnął głową.
- Profesorze, mogę spytać dlaczego szukasz zastępstwa na eliksiry?

McGonagall podniosła dłoń do ust, jej oczy zaszły łzami.
- Nie słyszałeś?

- Syriusz zrobił mnie wykonawcą testamentu. Byłem dość zajęty pomiędzy transformacją, a zajmowaniem się wykonaniem jego ostatniej woli i nie miałem możliwości wysłuchania nowych wiadomości. Oświeć mnie.

Dumbledore rozsiadł się na fotelu i westchnął, zaplatając długie palce na brzuchu.
- Severus zaginął wkrótce po zakończeniu roku szkolnego. Cały zakon go szukał, również aurorzy w wolnym czasie. Dali ogłoszenie do Proroka. Jeden z naszych byłych uczniów, Marcus Flint, został zatrzymany w tej sprawie, ale zwolniono go z braku dowodów. Znalazł czarne szaty i płaszcz w Hyde Park. Madame Malkin zidentyfikowała je jako szaty, które zawsze szyje dla Severusa. Co ciekawe, Harry znalazł jego różdżkę na drzewie w Surrey. Tam ślad się urwał.
Dumbledore wyciągnął z szuflady biurka stos czarnej odzieży i różdżkę.

Remus uśmiechnął się pod nosem i spuścił głowę, usiłując powstrzymać chichot. Fawkes, siedzący na oparciu krzesła Dyrektora, przerwał muskanie piór, sfrunął na biurko, porwał, leżący pergamin i usiadł na kolanach Lupina. „Ty wiesz! Jestem pewny, że wiesz gdzie on jest. Nadal potrafisz mnie zrozumieć. Powiedz im!” zaśpiewał.
Remus pogłaskał feniksa po głowie, a potem rozwinął pergamin, na którym Ron namalował Snape'a. Na widok rysunku, Remus nie potrafił dłużej utrzymać powagi - ryknął śmiechem, prawie spadając z fotela. Jego nagłe ruchy spłoszyły ptaka, który odfrunął na swoją grzędę.
Wilkołak schował twarz w dłoniach, aby ukryć łzy, które pociekły mu po policzkach z nieopanowanego śmiechu.
McGonagall nie wytrzymała.
- Remusie! To nie jest śmieszne. Severus mógł zostać poważnie ranny, nie mieliśmy od niego żadnych wiadomości przez całe lato! - zbeształa byłego ucznia.

- Został ranny - prychnął rozbawiony Remus - ale on potrafi o siebie zadbać - musiał złapać oddech pomiędzy wybuchami śmiechu - i najwyraźniej usiłuje wam to powiedzieć.

- Remus, wyjaśnij nam, proszę, co masz na myśli zanim stracę cierpliwość. - ostrzegł go Dumbledore.- Niepokoimy się o niego.

Lupin westchnął przeciągle.
- Jeśli wam powiem, nie dostanę tej pracy.

- Remusie, Johnie Lupin! Mówimy o zaginionej osobie - przywołała go do porządku McGonagall. - To nie są żarty!

- Co? Ja? Nie miałem z tym nic wspólnego. Właśnie się dowiedziałem! Mówiłem wam, że wyjeżdżałem. Myślałem, że to jeden z planów Albusa - zamaskował chichot kaszlem - najwyraźniej się myliłem.

Dumbledore zaczął stukać palcami w biurko w geście zniecierpliwienia - Remus - powiedział napiętym tonem.

- Co? W porządku, już mówię. Severus jest z Harrym. Parę dni temu jadłem z nimi lunch na Pokątnej w sklepie bliźniaków.

- Wyjaśnij dokładniej - Albus nie przestawał stukać palcami o biurko.

- Harry powiedział mi, że wiesz o kruku, którym - tu parsknął - zaopiekował się na początku wakacji. To jest właśnie Snape!

- Tak, wiemy, że nazwał tak tego ptaka - Dumbledore przyjrzał się Remusowi znad swych okularów połówek.

- Nie, nie tak - urwał na chwilę by zebrać myśli. Rozwinął ponownie pergamin i pokazał starszym czarodziejom. Podkreślił każde słowo - W jakiś sposób Severus został krukiem Harry'ego - wskazał na rysunek - złamane skrzydło, blizna na twarzy, smuga zielonej farby we włosach, tak jak u kruka. Różdżka z inicjałami SS - Remus skinął głową w stronę kupki szat, na których leżała różdżka.

- Ronald Weasley narysował to jako żart. Skąd możesz być pewien? - McGonagall pochyliła się nad rysunkiem.

- Rozmawiałem z nim. Słyszałem jego głos. Mało kto wie, że Severus ma unikalny akcent, w dzieciństwie seplenił i starał się to ukryć. Wyszło mu doskonale. Widziałem się z nimi tuż po transformacji i byłem w stanie zrozumieć to krakanie. Powiedział, ze nazywa się Severus Snape i nie mogłem nie zauważyć jego szyderczego nastawienia w stosunku do mnie - prychnął Remus.

- To dlaczego nie przywróciłeś go do własnej postaci? - Minerva prawie wrzeszczała.

Dumbledore położył koleżance rekę na ramieniu.
- Minervo, proszę. Kontynuuj Remusie.
- Dałem mu szansę, by poprosił. On i Harry wyjątkowo dobrze się dogadują. Więc nie zadawałem pytań, ale byłem przekonany, że o tym wiesz. Harry powiedział mi o waszej rozmowie na spotkaniu. Kiedy kruk zauważył, że rozumiem co mówi, wsadził łeb pod skrzydło i przestał się odzywać, kretyn. - Remus wzruszył ramionami.

- Co porabiali do tej pory? - spytał Dumbledore

- Harry odrobił letnie prace domowe. Trochę pracuje dla bliźniaków. Fred i George pozwolili mu sporządzać eliksiry według ich przepisów. Domyślam się, że Harry, pod małym nadzorem czarnego ptaka i pewnego mola książkowego z rozwichrzoną fryzurą, szuka wieczorami przepisów do wykorzystania w sklepie. Stał się stałym klientem księgarni.

- Cudownie - w oczach Albusa pojawiły się znane iskierki. - Wracając do Obrony przed czarną magią, wybacz Remusie, ale mam jeszcze parę rozmów do przeprowadzenia. A ty mógłbyś pomóc mi w uporządkowaniu składników eliksirów. Severus zawsze w lecie uzupełnia zapasy, ale sądzę, że jeszcze przez parę tygodni nie będzie w stanie. Mógłbyś…

- Dostałem szlaban, ponieważ nie pomogłem wrócić Severusowi do własnej postaci? - zakpił Remus - W porządku, przynajmniej w TYM będę mógł wam pomóc. Tylko nie wspominaj o tym temu nieszczęsnemu krukowi, kiedy wróci. Acha, i nie chcę być obecny przy tym jak wróci.
*****

Po niefortunnej konfrontacji na Pokątnej, Hagrid wrócił do Hogwartu. Wszedł do chaty i opróżnił kieszenie, stawiając kruka na dużym stole. Usunął bandaże ze skrzydła i zabrał się do badania. - Harry wykonał kawał dobrej roboty, co nie?
Olbrzym był zaskakująco delikatny, pogłaskał Snape'a po głowie i zabrał się do przygotowywania kolacji.
Mieszał właśnie gulasz, kiedy usłyszał pukanie. Kieł podbiegł do drzwi i szczeknął, tak intensywnie machając ogonem, że Snape musiał wczepić pazury w stół, aby nie zostać zdmuchniętym.
SKRZEK „Uważaj psie, przestań machać tym ogonem! Przestań machać!”

Hagrid uciszył obu.

- Psor Dumbledore - gajowy wyciągnął krzesło - Cholibka, musi psor zostać na obiedzie.

Dumbledore usiadł, a siedząca mu na ramieniu Hedwiga zatrzepotała skrzydłami.

- Dziękuję, Hagridzie, ale przyszedłem do profesora Snape'a.

Snape zaczął biegać dookoła stołu z rozciągniętymi skrzydłami „ On wie! Hedwigo, on wie! Nareszcie koniec, przeżyłem to lato!”

"Gratulacje,” zahukała sowa „ Harry przesyła pozdrowienia, tęskni za tobą.”

„Jasne. Dziękuję, Hedwigo, za twoją pomoc” zakrakał.

- Skąd pan wiedział, że jest tutaj? Zaraz, powiedział pan, Severus? To jest psor Snape?
Szybkie mrugnięcie Dyrektora, było wystarczającą odpowiedzią. Hagrid musiał zagryźć wargi by nie wybuchnąć śmiechem.

-Harry wysłał do Remusa Hedwigę z listem, że kruk jest u ciebie. Dziękuję Hagridzie, widzimy się na śniadaniu?
- Taa, do zobaczenia - Hagrid pomachał ręką za odchodzącym Albusem, czarny ptak siedział grzecznie na ramieniu starego czarodzieja.

W biurze dyrektora czekała McGonagall. Ledwo drzwi się otworzyły podeszła do Dumbledore'a , zabrała kruka i głaszcząc delikatnie aksamitne pióra, wyszeptała słowa powitania.
„Dziękuję, Minervo, a teraz odwróć to przeklęte zaklęcie” zirytował się Snape.

Kiedy zaczął się wyrywać z jej uścisku, chwyciła mocniej, ciasno przyciskając skrzydła ptaka do grzbietu.

- Przestań , Severusie. Nigdy nie pozwalasz zbliżyć się do siebie bliżej niż na wyciągnięcie ręki. To jest prawdopodobnie najlepsza okazja, jaką mogę mieć, by cię przytulić - złożyła na głowie kruka szybki pocałunek.

„Chyba już dość przeżyłem, ściągnij ze mnie te pióra!” pomyślał zamykając oczy.

Dyrektor tymczasem skrył uśmiech i wyciągnął szaty Severusa i umieścił je na skrzydłach kruka. - Zrobimy to razem, Minervo?

- Jedną chwilę, Albusie, pozostaje jeszcze jedna rzecz. Harry Potter chce zdawać Owutema z eliksirów - McGonagall przyklęknęła przed ptakiem i pogłaskała lśniącą głowę.

Snape wiedział, że lepiej teraz wykorzystać okazję i dziobnąć ją w palce, zanim wróci do własnej postaci.

SKRZEK „Wymuszenie!” SKRZEK „Albusie, ona nie może tego zrobić! To wymuszenie!”

- Więc jak będzie mój opierzony przyjacielu? - spytał Albus, kiedy kruk siadł na podłodze z otwartym dziobem.

„No dobrze” warknął i potrząsnął głową „udowodnił, że potrafi warzyć eliksiry, ale chcę czegoś w zamian”
Fawkes i Hedwiga zatrzepotali skrzydłami w rozbawieniu, mieli niezły ubaw obserwując te ptasio-ludzkie potyczki.

Dyrektor potraktował to jako potwierdzenie. - Raz, dwa, trzy!

Zaklęcia połączyły się, Snape zaczął rosnąć, wypełniał swoje szaty i po chwili stał we własnej postaci, oko w oko z Dyrektorem.
- Dziękuję - Snape rozciągnął ręce, wygiął palce i potarł kark. Zabrał różdżkę z biurka i machnął, w powietrzu pojawiły się zielono-srebrne iskry. Przymknął oczy i westchnął z ulgi.
- W zamian za przyjęcie Pottera do mojej klasy, mam jedną prośbę dotyczącą Ronalda Weasley'a - spojrzał Minervie w oczy.
*******
Ledwie Hogwart Express zdążył się zatrzymać na stacji w Hogsmeade, Harry wyskoczył z pociągu i podbiegł do Hagrida.
- Cześć Hagrid, jak tam Snape?

- Witaj Harry, Snape wrócił już do siebie, dzięki tobie.

- Och, już odleciał?

Pół olbrzym zaśmiał się.
- Taa, zostawił mnie, ale teraz już idź. Ach, i odwiedź mnie w pierwszej wolnej chwili.

- Jasne, Hagridzie, dzięki. - chłopak pomachał przyjacielowi ręką i pobiegł do powozu, w którym siedzieli już Ron i Hermiona.

Kiedy trio wchodziło do wielkiej sali, Harry potknął się i wpadł na idącego przed nim Malfoy'a. Blondyn natychmiast odepchnął Gryfona i zaczęła się szarpanina. Chwilę trwało, zanim zostali rozdzieleni przez Dumbledore'a i McGonagall.
- Potter, Malfoy i Weasley, zapraszam do mojego gabinetu. Hasło „owocowe galaretki”, zaraz do was dołączymy.

Kiedy drzwi się otworzyły i do gabinetu weszli McGonagall, Trelawney, Dyrektor oraz Mistrz Eliksirów, Ronowi opadła szczęka. Snape wyglądał dokładnie tak jak na rysunku rudzielca: strup po ranie na twarzy, ręka na temblaku. Uśmiechnął się szyderczo na widok miny Weasley'a. Harry'emu ze zdziwienia o mało oczy nie wyszły z orbit.

Zanim ktokolwiek zdołał się odezwać, Snape pochylił głowę w kierunku uczniów, czarne włosy opadły mu na oczy - Panie Malfoy, za tę bójkę w wielkiej Sali, szlaban w poniedziałek wieczorem.

Draco usiłował protestować - Potter popchnął mnie jako pierwszy!

- Potknąłem się i wpadłem na niego - bronił się Harry.

- To z pewnością wina nieodpowiedniego obuwia - wycedził ironicznie Snape, a Draco uśmiechnął się pogardliwie.

- Niewdzięczny dupek - wymamrotał pod nosem Ron.

- Bolały mnie stopy - westchnął cicho Harry

- Malfoy, wyjdź. Jesteś wolny - syknął mistrz eliksirów.

Jak tylko za Ślizgonem zamknęły się drzwi, odezwał się Dumbledore - Ronaldzie Weasley, zauważyłem, że ten obrazek to twoje dzieło. To twój podpis widnieje w rogu, prawda? - rozwinął pergamin i rozwinął tak, by wszyscy mogli zobaczyć.

- T-a-ak, tak, proszę pana - wyjąkał Ron z winą wypisaną na twarzy. Spojrzał na Harry'ego i zmarszczył czoło.

- Myślałem, że zgubiłem ten obrazek jeszcze w Norze. Skąd wziął się u Pana? - spytał Harry
W oczach Dyrektora zamigotały znajome iskierki - Mały ptaszek mi to przyniósł - wyszedł zza biurka - Nie będę wyciągał konsekwencji za ten żart, ponieważ zdarzył się w wakacje, ale zanim wypuszczę was z rąk, chciałbym coś powiedzieć - splótł ręce na brzuchu i pochylił się w stronę winowajców - Panowie, jak długo jesteście uczniami Hogwartu, tak długo macie odnosić się z szacunkiem do swoich nauczycieli. Bez żadnych wyjątków. Czy wyrażam się jasno?

- Tak, proszę pana.

Dumbledore podał pergamin profesorce od wróżbiarstwa i podszedł do Severusa.
Sybilla Trelawney uniosła pergamin do oczu i gwałtownie nabrała powietrza - Panie Weasley, ma pan wspaniały dar, tak rozwinięte wewnętrzne oko to rzadkość. Znam fakty, wiem, że nie widział pan profesora Snape'a od czasu zakończenia szkoły.
Nie mogła się nadziwić. Przez chwilę jej oczy biegały od rysunku do Severusa. - Musisz koniecznie dołączyć do mojej owutemowej klasy. Nie przyjmuję żadnej odmowy.

Dolna warga Rona zadrżała, kiedy kiwał przecząco głową.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda, panie Weasley. To zadziwiające - McGonagall potrząsnęła głową - zaraz zmienię pana plan zajęć.

Rudzielec nadal kręcił głową, widać było jego poruszające się w niemym zaprzeczeniu usta.

-Panie Weasley, - Dumbledore zwrócił się do wyższego z chłopaków - może pan dołączyć do reszty uczniów w wielkiej Sali. Musimy jeszcze coś omówić z panem Potterem.

McGonagall i Trelawney wyszły razem z rudzielcem.

Harry gapił się na czarno odzianego czarodzieja z otwartymi ustami - Naprawdę był pan krukiem, profesorze? - przez umysł chłopca przewinęły się wspomnienia letnich wydarzeń. Od lotu na miotle, do wszystkich prywatnych rozmów prowadzonych w obecności ptaka. Teraz Snape już wiedział, że Pettigrew był nielegalnym animagiem - szczurem.
Chłopak był wstrząśnięty. Najbardziej znienawidzonemu nauczycielowi powiedział coś, czego ten z pewnością nie omieszka wykorzystać przeciwko niemu.

- Harry, wybacz mi chłopcze, ale muszę rozpocząć powitalną ucztę. Profesor Snape ma ci do powiedzenia parę rzeczy. Dołącz do reszty uczniów gdy skończycie rozmowę. - Dyrektor poklepał go po ramieniu i wyszedł z gabinetu.

Jak tylko za wychodzącym Dumbledorem zamknęły się drzwi, Snape zdjął temblak, zdarł z twarzy strup i wrzucił wszystko do kosza. - Przepraszam za Dracona. To ja sprawiłem, że się potknąłeś i wpadłeś na niego.

- Dlaczego?

- Z powodu tego, co on zrobił na Pokątnej. Tak, byłem krukiem, a Malfoy odgrażał się, że rzuci na mnie niewybaczalne. Musiałem mieć pretekst by dać mu szlaban, zapewnię mu niezapomniane chwile. Będzie zeskrobywał sowie łajno z podłogi w sowiarni.
Schylił się, sięgnął po stojące na ziemi pudełko, zabrał błyskawicę opartą o biurko dyrektora i usiadł na poręczy fotela na którym siedział Harry.
- No dalej, otwórz.

- Wypolerował pan moją miotłę? Uch, dzięki - Harry miał podejrzenia, co do intencji Snape'a, musi poprosić McGonagall, aby sprawdziła czy profesor nie rzucił na błyskawicę jakiegoś uroku.
Ostrożnie otworzył pudełko - Adidasy! - wykrzyknął - Dokładnie takie, jak chciałem. Dziękuję, profesorze - na twarzy Gryfona pojawił się uśmiech, zielone oczy rozjaśniły się ze szczęścia. - Skąd znał pan mój rozmiar? - spytał, kiedy założył na nogi nowe buty.

- Przez lato, zdążyłem się dowiedzieć wielu rzeczy o tobie.

- Co się wydarzyło? To znaczy…jeśli mogę zapytać.

- Byłem nieostrożny. To wszystko, co mogę powiedzieć. Dzięki pomocy Hedwigi i Fawkesa oraz oczywiście rysunku pana Weasley'a, udało się rozwiązać mój problem i w końcu dotrzeć do Dumbledore'a. Myślę, że Dyrektor ma teraz zbyt wiele na głowie, aby myśleć logicznie, a Weasley żartuje zbyt często, aby ktokolwiek brał poważnie jego słowa

Harry, z szerokim uśmiechem, podziwiał swoje nowe buty, a Snape ciągnął dalej - Twoje wyniki Sumów nie są wystarczające, aby przyjąć cię do mojej Owutemowej klasy, ale przyjmę cię na okres próbny. Masz czas do Halloween, aby przekonać mnie bym pozwolił ci kontynuować naukę. Gdybym nie sądził, że sobie poradzisz nigdy nie wyszedłbym z taką ofertą.

- Jeśli mam być szczery, to przez te lato uświadomiłem sobie, że lubię eliksiry i chciałbym się ich uczyć, ale nie mogę się skoncentrować w pana klasie.

- Potter, nie oczekuj, że zmienię swój publiczny wizerunek. Jestem szpiegiem. Muszę utrzymać mój wizerunek wobec uczniów ze Slytherinu, którzy na pewno informują swoich rodziców o tym, co się dzieje w szkole. Nie mogę utracić ich zaufania. Jeśli ktoś zacząłby zadawać pytania, to ktoś mógłby na tym ucierpieć. Zostać ranny albo jeszcze gorzej.

- Ma pan na myśli dzieci Śmierciożerców - domyślił się Harry - Skoro już mówimy o najgorszym, chciałbym przeprosić za zaglądanie w pana myśloodsiewnię. Przepraszam, że naruszyłem pana prywatność.

- Przeprosiny przyjęte. Jestem skłonny wznowić lekcje oklumencji, o ile będę widział, że przykładasz się do nauki eliksirów

- Jeśli… ja... - nastolatek urwał i wpatrzył się w swoje nowe buty - Dziękuję, profesorze, ale czy mógłby pan nie traktować mnie tak ostro na lekcjach?

Snape wykrzywił usta w uśmieszku.
- Gdybyś przychodził na lekcje przygotowany, nie byłbyś takim łatwym celem.

Harry wydął usta, jego spojrzenie padło na włosy Snape'a i zwęził oczy - Profesorze, dlaczego nadal ma pan farbę we włosach?

Snape wykrzywił usta- Dyrektor dał mi jakiś eliksir i powiedział, że jest bezpieczniejszy niż zaklęcie oczyszczające. Jak on to nazwał, Head on Shoulders? Ma ciekawy niebieski kolor.

Harry w ostatniej chwili zatkał sobie usta ręką, aby nie wybuchnąć śmiechem. Zamknął oczy i opadł na krzesło, wziął parę głębokich wdechów by się uspokoić.
Snape właśnie podchodził do drzwi i na szczęście nie zauważył reakcji chłopca. Odwrócił się w chwili, kiedy Harry ocierał załzawione oczy rękawem bluzy.
- Jeszcze jedna rzecz. Mam prezent dla twojego kuzyna, czy możesz podać mi dokładny adres, abym mógł go dostarczyć?

- Ale nie zrobisz mu krzywdy?

- Słowo czarodzieja. Nic mu nie zrobię, obiecuję, że będzie zadowolony.
*****

Petunia Dursley była w trakcie przygotowań do kolacji, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Dudley, kochanie, sprawdź kto to.

Wysoki, ciemnowłosy człowiek, ubrany w strój kuriera, pukał niecierpliwie długopisem w notatnik - Mam przesyłkę dla pana Dudley'a Dursley.

- To ja. Co to jest?

- Kiedy zarejestrował pan swój pistolet na farbę, automatycznie wziął pan udział w specjalnej promocji. Wygrał pan zapas pocisków wypełnionych farbą oraz zestaw do doskonalenia celności. Zostałem wysłany, aby to zainstalować.

Dudley zostawił kuriera w drzwiach i pobiegł do kuchni.
- Mamo! Mamo! Wygrałem zapas amunicji i zestaw do trenowania celności!

W czasie, kiedy Dursley'owie jedli kolację, Snape, w byłej sypialni Harry'ego, montował wygraną Dudley'a.
Po kolacji, Vernon z rodziną wpakował się do pokoju - Skończyłeś już, e… tego… panie Stevens skończył pan?

- Panie Dursley. Pańskie pociski z farbą ułożyłem w rogu pokoju, naprzeciw tej ściany i wyłożyłem pozostałe oraz podłogę ochronną warstwą, tak, aby wasz piękny dom nie został zniszczony - z plastikowego pojemnika wyciągnął szczura, którego jedna łapa wyglądała jak srebrną i postawił go na specjalnie przygotowanych, przesuwanych stopniach tarczy. Widząc minę Petunii na widok szczura, dodał - Proszę się nie martwić, pani Dursley, szczur nie może opuścić stopni. Wszystko, co trzeba robić to wkładać jedzenie i wodę do tych dwóch rurek. No i zmieniać trociny raz na tydzień. Wszystko jest w tym pudełku - wskazal ręką na małe pudło umieszczone obok amunicji. - Acha, szczur ma na imię Peter. Miłej zabawy.
Wychodząc, Snape uśmiechał się z satysfakcją, słyszał gromkie okrzyki Dudley'a, kiedy chłopcu udało się trafić szczura.

Koniec.



Wyszukiwarka