WYKŁAD IX
Kształtowanie środowiska sprzyjającego uczeniu się. Klasa jako środowisko uczenia się. Czynniki motywujące uczniów do nauki. Animacja przestrzeni klasy.
S. Mieszalski, O przymusie i dyscyplinie w klasie szkolnej, str.62-72, WSiP, Warszawa 1997
Przymus a warunki uczenia się, czyli o pracy ucznia optymistycznie
Gdzie szukać szans rozwiązania dylematu pomiędzy przymusem i władzą nauczyciela a wewnętrzną motywacją uczniów do uczenia się? Nie znajdziemy ich z pewnością w jednym uniwersalnym sposobie opisanym przez jakąś teorię. Nie istnieje więc pewna, sprawdzona metoda, którą możemy się skutecznie posłużyć w każdej sytuacji. Taka metoda byłaby z pewnością bardzo cenna, stawiałaby bowiem nauczyciela w komfortowej sytuacji. Skoro jednak na taką pewną i uniwersalną metodę nie może on liczyć, pozostaje mu jedynie samodzielne poszukiwania w trakcie codziennej pracy własnych rozwiązań, dzięki którym wewnętrzne motywy uczniów i ich zaangażowanie w proces uczenia się nie byłyby niszczone przez konieczny w klasie szkolnej przymus. Zastanówmy się nad przesłankami, które w tych poszukiwaniach mogą okazać się pomocne.
J.S. Bruner, do poglądów, którego już nawiązywaliśmy, dowodzi, że u wszystkich niemal dzieci naturalnie rozwija się „wewnętrznie" umotywowana dyspozycja do uczenia się".(J.S. Bruner W poszukiwaniu teorii nauczania. Warszawa PIW 1974, s. 161.)
Motywacja wewnętrzna, według Brunera, ma to do siebie, że jest niezależna od nagród, które nie są bezpośrednio związane z wyzwalanym przez te motywacje działaniem. Nagrodą może być w takiej sytuacji pomyślne zakończenie działania, a nawet samo działanie. Innymi słowy, jeżeli ktoś podejmuje jakieś działanie dlatego, że chce uzyskać nagrodę, która nie ma nic wspólnego z tym działaniem, to mamy wówczas do czynienia z wpływem motywacji zewnętrznej. Na przykład nagroda za dobrą naukę, jaką może być dla ucznia atrakcyjny wyjazd w czasie wakacji za granicę, nie ma nic wspólnego z samym uczeniem się i dlatego wyzwala motywację zewnętrzną. Natomiast z motywacją wewnętrzną mamy do czynienia wówczas, gdy nagroda, jaką jednostka uzyskuje w rezultacie działania, bezpośrednio wiąże się z tym działaniem, na przykład jeżeli nagrodą dla ucznia jest pomyślne wykonanie jakiegoś wymagającego wysiłku zadania matematycznego. Jak widzimy, w tym przypadku nagroda bezpośrednio wiąże się z samym działaniem. Warto też pamiętać, że nagrodami wyzwalającymi motywację wewnętrzną bywają nie tylko pomyślnie finalizowane działania, lecz nawet same działania.
Kierując się poglądami Brunera, można założyć, iż prawie każdy uczeni wnosi do szkoły coś bardzo cennego - wewnętrznie umotywowaną dyspozycję do uczenia się nawet w warunkach przymusu, ponieważ prawie zawsze jest tak, że z różnych powodów są istotne dla niego jakieś nagrody bezpośrednio związane z samą czynnością uczenia się. Uważny czytelnik zada mi w tym momencie pytanie, gdzie należy doszukiwać się powodów tego, że uczeń zaczyna uznawać te nagrody za istotne? -to pytanie można uzupełnić innym: Jak postępować, by powody te nie przestały być dla ucznia istotne'?
Według Brunera naturalnym prototypem motywacji wewnętrznej jest ciekawość. „Naszą uwagę przyciąga to, co niejasne, nieskończone lub niepewne. i skupia ją na sobie, dopóki dana rzecz nie stanie się jasna, skończona lub pewna. Źródłem zadowolenia jest wyjaśnienie, a nawet samo szukanie wyjaśnienia. Nagradzanie nas w formie pochwały lub konkretnej korzyści za zaspokojenie własnej ciekawości wydawałoby się nam absurdalne. Nawet jeśli taka zewnętrzna nagroda sprawiłaby nam przyjemność, nawet jeżeli byśmy zaczęli na nią liczyć, jest ona zawsze tylko dodatkiem. To, co budzi i zaspokaja ciekawość, tkwi w samym ciągu działań, w których dajemy wyraz naszemu zainteresowaniu". Autor tych stwierdzeń dodaje, że ciekawość jako rodzaj wewnętrznej motywacji do uczenia się nie jest niczym nadzwyczajnym. Jest ona bowiem znaczącym czynnikiem przetrwania zarówno człowieka, jak i ludzkiego gatunku. Można więc powiedzieć, że ma ona „sens biologiczny" i w tym także zawiera się jej naturalność.
Z dalszych analiz Brunera wynika, że z zagadnieniem wewnętrznego motywowania do uczenia się należy łączyć pojęcie kompetencji. Słownikowe określenia kojarzą kompetencje z takimi terminami, jak zakres uprawnień, pełnomocnictw, zakres działania, ale także zakres czyjejś wiedzy i umiejętności. Nie wyczerpuje to wszelako pełnego sensu tego pojęcia. Kompetencja bowiem to pojęcie odnoszące się nie tylko do tego, co ktoś wie i potrafi, lecz także do motywów nabywania wiedzy i sprawności. Kompetencja nie zawsze jest wyłącznie kategorią intelektualno-sprawnościową, jest równocześnie kategorią motywacyjną.
Oznacza to, że dla prawie każdego człowieka jest naturalne dążenie do kompetencji. I znów mamy do czynienia z takim oto faktem, ze prawie każdy uczeń wnosi ze sobą do klasy szkolnej coś bardzo cennego - wewnętrzny motyw do uczenia się w postaci naturalnego pędu do kompetencji. Mamy więc kolejny motyw wewnętrzny, obecny w warunkach uczenia się pod przymusem. Zastanówmy się nad pytaniem o źródło owego charakterystycznego dla wszystkich ludzi dążenia do zdobycia wiedzy i sprawności - dążenia do bycia kompetentnym.
Liczne stanowiska teoretyczne i badania wskazują na różne uwarunkowania tego tak charakterystycznego dla człowieka zjawiska. Jedno z możliwych wyjaśnień sięga do podstawowych potrzeb jednostki, a zwłaszcza potrzeby bezpieczeństwa. Na jej fundamentalne znaczenie dla rozwoju człowieka zwracają uwagę liczni autorzy. Szczególnie sporo miejsca poświęcają jej zwolennicy psychologii humanistycznej. Oto co pisze na ten temat jeden z czołowych przedstawicieli tego kierunku A.H. Maslow: „Zapewnione bezpieczeństwo umożliwia rozwój wyższych potrzeb i popędów w kierunku doskonałości. Zagrożenie poczucia bezpieczeństwa równa się spowodowaniu regresji do bardziej podstawowej dziedziny. Chodzi tu o to, że w wyborze pomiędzy rezygnacją z bezpieczeństwa a rezygnacją z rozwoju, bezpieczeństwo zazwyczaj zwycięża. Potrzeby bezpieczeństwa przewyższają potrzeby rozwoju" (A.H. Maslow Obrona i rozwój. [W:J Przełom w psychologii. K. Jankowski (red.). Warszawa Czytelnik 1978, s. 307.)
Z ustaleń tych wynika, że w sytuacjach wyboru pomiędzy działaniami doprowadzającymi do zmian rozwojowych a działaniami zorientowanymi na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa człowiek więcej uwagi poświęca najczęściej tym drugim. Stąd wniosek, że warunkiem rozwoju jest poczucie bezpieczeństwa.
Z pewnością poglądem takim można polemizować. Czyż nie mamy w zasięgu ręki licznych przykładów zachowań, w których człowiek podejmuje działania sprzyjające jego rozwojowi, lecz pozbawiające go zarazem poczucia bezpieczeństwa? Przecież gdyby nie takie-często wysoce ryzykowne-działania, nie doszłoby do wielu znaczących w naszej historii odkryć. Przecież każdy z nas kiedyś w dzieciństwie oddalił się od domu rodzinnego, utożsamianego najczęściej z. poczuciem bezpieczeństwa, by przeżyć dreszcz emocji związanej z przyjemnością poznawania coraz szerszego, intrygującego, inspirującego do ryzykownych czasami penetracji szerszego otoczenia. A więc często jesteśmy zdolni do tego, by nad poczucie bezpieczeństwa przedkładać poznawanie, zdobywanie nowych sprawności, słowem-rozwijanie się poprzez pomnażanie swych kompetencji, przez poszerzanie obszarów, w których potrafimy sprawnie funkcjonować. Nie odmawiając Maslowowi racji co do związku ,poczucia bezpieczeństwa z rozwojem, nie możemy zgodzić się z tezą o jednokierunkowym charakterze tej zależności. Nie tylko więc jest tak, że zaspokojona potrzeba bezpieczeństwa umożliwia rozwój, ale prawdopodobnie bywa też odwrotnie - rozwój, zdobywanie kompetencji umożliwia zapewnienie poczucia bezpieczeństwa.( Czytelnik zauważy zapewne, że w tej polemice z Maslowem pojawiają się dwa rozumienia rozwoju. Jedno bliskie jest pedagogicznym stanowiskom naturalistycznym, a takie humanistycznej orientacji w psychologii i w pedagogice; zwolennicy tego sposobu myślenia są skłonni doszukiwać się czynników rozwojowych przede wszystkim wewnątrz dziecka. Drugie rozumienie rozwoju - bliższe orientacji poznawczej w psychologii, w dydaktyce zaś tzw. orientacji kulturowo - historycznej - poszukuje mechanizmów rozwojowych w bliższym i dalszym środowisku kulturowym, w którym dziecko wzrasta. Wspomniana dwoistość pojmowania rozwoju nie dowodzi, że obydwa prezentowane tu stanowiska w ogó1e ze sobą nie korespondują.)
Tak oto zbliżamy się do istotnego rozróżnienia. Zauważmy mianowicie, że z obydwoma kierunkami analizowanej zależności wiążą się różnice dotyczące źródeł poczucia bezpieczeństwa. Należy w tyra miejscu zastrzec, że rozróżnienie to ma przede wszystkim sens teoretyczny oraz porządkujący, ponieważ w rzeczywistości różne źródła współwystępują równocześnie, wchodząc w dodatku we wzajemne interakcje.
Przyjęcie założenia, że zaspokojenie poczucia bezpieczeństwa stanowi podstawowy warunek rozwoju dziecka, oznacza, iż źródła tego poczucia są ulokowane nie w dziecku, lecz w jego otoczeniu. "To ktoś najpierw musi zapewnić dziecku bezpieczeństwo, by w konsekwencji mogło ono podjąć jakieś wewnętrznie stymulowane działania sprzyjające rozwojowi. Na przykład rodzice, zapewniając dziecku w domu poczucie bezpieczeństwa, stwarzają korzystne warunki do tego, by samorzutnie podejmowało ono różnorodne działania, by aktywnie manipulowało elementami swego otoczenia i dzięki temu rozwijało się, nabywając kompetencji - by samo siebie urzeczywistniało, jak określiliby to zapewne zwolennicy orientacji humanistycznej w psychologii, a także w pedagogice. Innymi słowy, bez poczucia bezpieczeństwa i związanego z nim komfortu emocjonalnego dziecko nie jest skłonne do podjęcia rozwijających je zabaw. W warunkach ciągłego zagrożenia i niepokoju, wskutek niezaspokojonej potrzeby bezpieczeństwa dziecko nie podejmuje wielu działań i w konsekwencji jego rozwój zostaje zahamowany lub wypaczony. Dochodzimy więc do wniosku, że poczucie bezpieczeństwa pojmowane jako warunek rozwoju musi być zawsze dziecku zapewnione przez kogoś rodziców, rodzeństwo, opiekunów, wychowawców, czasami rówieśników. Innymi słowy, źródła poczucia bezpieczeństwa tkwią poza dzieckiem, w jego najbliższym otoczeniu, a dziecko jest od tych zewnętrznych źródeł uzależnione.
Inaczej rzecz się ma, gdy rozpatrujemy odwrotny kierunek zależności pomiędzy rozwojem a poczuciem bezpieczeństwa, a więc gdy poczucie to uznajemy za konsekwencję rozwoju manifestującego się, na przykład, szerszymi kompetencjami. W takim przypadku dochodzi do ciekawego zjawiska. Oto źródła poczucia bezpieczeństwa zaczynają się pojawiać w samym dziecku. Staje się ono stopniowo pod tym względem coraz bardziej samowystarczalne, a więc uniezależnia się od źródeł zewnętrznych. To z pewnością korzystne zjawisko możliwe jest jedynie wówczas, gdy dziecko, doświadczając kumulujących się własnych kompetencji, nabiera stopniowo wiary w siebie i pewności, że potrafi samodzielnie poradzić sobie z otoczeniem.
Uwzględniając obydwa kierunki zależności pomiędzy poczuciem bezpieczeństwa a nabywaniem kompetencji, rozwój można pojmować, jako proces, w którym zewnętrzne źródła poczucia bezpieczeństwa jednostki są stopniowo zastępowane źródłami wewnętrznymi; następuje ich interioryzacja - by posłużyć się charakterystycznym dla Wygotskiego językiem. Należy dodać, że nigdy zapewne nie osiągamy takiego stanu rozwoju, w którym jesteśmy całkowicie uniezależnieni od zewnętrznych źródeł poczucia bezpieczeństwa.
Okazuje się tym samym, że uczenie się może być wewnętrznie motywowane. ponieważ prowadząc do kompetencji, tworzy wewnętrzne źródła zaspokojenia jednej z podstawowych i naturalnych potrzeb człowieka - potrzeby bezpieczeństwa. A więc uczymy się, poznajemy i zdobywamy sprawności nie tylko, by zaspokoić ciekawość, lecz także by w otaczającym nas świecie poczuć się bezpieczniej. Jak widzimy, potrzeba bezpieczeństwa jest wciąż- jak tego chciał Maslow - punktem wyjścia, z tym że wraz z rozwojem dziecka dochodzi do stopniowego uwewnętrznienia źródeł jej zaspokojenia. Za tymi stwierdzeniami kryje się inspirująca do refleksji myśl: o rozwoju dziecka świadczy to, że otaczający je dorośli (rodzice, opiekunowie, wychowawcy, nauczyciele) stają się, jako źródła jego poczucia bezpieczeństwa, coraz mniej potrzebni.
Jak widzimy, motywacyjny aspekt kompetencji wiąże się z tym, że tworzy ona wewnętrzne źródło poczucia bezpieczeństwa. Wydaje się, że mechanizm ten funkcjonuje również w warunkach uczenia się w charakterystycznej dla szkoły sytuacji przymusu. Szkoła tworząc - jak twierdzi Bruner - własny specyficzny kontekst uczenia się, odrywa treść i wymagania programowe od potrzeb codziennego, pozaszkolnego życia i musi posługiwać się przymusem, ale nie niszczy tym samym wbrew temu, co sądzą niektórzy zwolennicy radykalnych zmian edukacyjnych wewnętrznej motywacji uczniów do nauki. Wewnętrzne motywowanie do uczenia się nie musi wcale wiązać się wyłącznie z przydatnością w życiu opanowywanych wiadomości i umiejętności. Z naszych analiz wynika, że dyspozycja ta może bezpośrednio wypływać z naturalnej dla człowieka potrzeby bezpieczeństwa. Każdy uczeń odczuwa naturalną potrzebę poczucia się w szkole bezpiecznie, potrzebę komfortu psychicznego i może sam ją zaspokoić, zdobywając wymagane przez szkołę kompetencje. Uczeń czuje się w szkole bezpiecznie, gdy doświadczając kumulowania się własnych kompetencji, nabiera przekonania, że może sobie poradzić ze stawianymi przez szkołę wymaganiami, niezależnie od tego, czy wymagania te łączą się z potrzebami pozaszkolnego życia. Innymi słowy, dla uczniów zwykle mniej jest ważne, czy zdobywane w szkole wiadomości i umiejętności przydadzą się w pozaszkolnym życiu, ważniejsze jest zaś to, czy sprostają oni szkolnym wymaganiom i czy wskutek tego nabiorą wiary w siebie, a w związku z tym poczują się w szkole dobrze.
Prawie każdy zna wiele przykładów świadczących o tym, że uczniowie, którzy nie radzą sobie ze stawianymi przez szkołę wymaganiami, nie czują się też w niej dobrze, często opuszczają lekcje i wagarują. Obserwujemy więc pewną charakterystyczną zbieżność dwóch zjawisk: niepowodzeń szkolnych i ucieczki od szkoły. Zbieżność tę można oczywiście wyjaśniać na wiele sposobów. Jedno z możliwych wyjaśnień może opierać się na założeniu, że słabi uczniowie nie czują się w szkole bezpiecznie. Szkoła jest dla nich miejscem stałego zagrożenia, a nie miejscem zyskiwania pewności siebie poprzez zdobywanie kompetencji. A przecież jest naturalne, że człowiek unika takich miejsc, które pozbawiają go poczucia bezpieczeństwa.
Motywacyjne znaczenie kompetencji polega na tym, że dzięki niej uczeń zaspokaja potrzebę radzenia sobie z otoczeniem i w konsekwencji sam tworzy własne źródła poczucia bezpieczeństwa. Uczyńmy jeszcze jeden krok i zapytajmy, na czym polega związek kompetencji z zaspokojeniem tej potrzeby. Jest to w istocie pytanie o to, jak uczeń odczuwa lub doświadcza własnych kompetencji. Przedstawmy jeszcze inną wersję tego samego pytania: Jak uczeń przekonuje się, że jest kompetentny? Otóż o kompetencji świadczy takie opanowanie jakiegoś zadania, że wykonanie zadania podobnego lub identycznego nie wymaga już uczenia się.
Uczeń przekonuje się, że w repertuarze opanowanych przez niego czynności pojawiła się nowa czynność, której wykonanie nie musi być poprzedzone uczeniem się, a więc aktywność poznawczą może on skierować na kolejne, zwykle bardziej skomplikowane zadanie. Postęp w nauce jest więc w istocie rozszerzaniem obszarów kompetencji. Dochodzimy tu do tylko pozornie paradoksalnego wniosku, iż efektywne uczenie się polega na tym, że doprowadza ucznia do czynności nie wymagających uczenia się. Ten sam wniosek można przedstawić nieco inaczej: skuteczny nauczyciel doprowadza do tego, że staje się uczniowi niepotrzebny.
Pęd do kompetencji ma swoje źródła nie tylko w zaspokojeniu potrzeby bezpieczeństwa, może być również wyzwalany przez czynniki kulturowe. Okazuje się, że różne kultury w różnym stopniu stymulują jednostki do samodzielności, odpowiedzialności, inicjatywy i aktywności poznawczej. Im bardziej dana kultura działania takie nagradza, im wyżej są one w niej cenione, tym częściej dochodzi do tego, że dążenie do kompetencji, do samodoskonalenia nie zamyka się wyłącznie w okresie dzieciństwa i młodości, lecz zostaje rozciągnięte na okres całego życia. Można powiedzieć, ze ciekawość świata, dążenie do zdobywania nowych sprawności są wspólnymi cechami wszystkich dzieci. Prawdopodobnie jest tak dlatego, że wykonywanie wielu działań wymaga od nich większej sprawności i wiedzy. Trudno natomiast mówić o takiej wspólnocie cech w odniesieniu do osób dorosłych, ponieważ czynniki kulturowe, zaczynając już w dzieciństwie swoje różnicujące działanie, rozstrzygają o późniejszych postawach tych osób. Tylko w niektórych bowiem kulturach dorośli mają skłonności do ciągłego stawiania sobie zadań wymagających od nich większej wiedzy i sprawności. Tym bardziej więc należy podkreślić znaczenie szkoły, która od najwcześniejszych dni pobytu w niej dziecka wykorzystuje kompetencje jako składnik motywacji wewnętrznej.
Sporo uwagi poświęciliśmy tu kompetencji , jako kategorii motywacyjnej, by wykazać, jak ważne - zwłaszcza przy uczeniu się w warunkach przymusu - jest doprowadzanie każdego procesu edukacyjnego do momentu końcowego, w którym uczeń poszerza swój repertuar zadań, wykonywanych już bez konieczności uczenia się. Jest to bardzo skuteczny sposób podtrzymywania naturalnego dla każdego człowieka pędu do kompetencji. Motywacja ta słabnie natomiast wówczas, gdy z różnych powodów pomimo uczenia się repertuar tych zadań nie powiększa się. To naturalne, że nikłe jest prawdopodobieństwo kontynuowania przez człowieka działań nieskutecznych.
Jak widzimy, szkolny przymus powoduje, że szczególnego motywacyjnego znaczenia nabierają odnoszone przez uczniów sukcesy. Nie chodzi tu bowiem o to, by wmawiać uczniowi, że odniósł jakiś edukacyjny sukces i potwierdzać ten fakt pochwałą lub wysoką oceną. To uczeń powinien raczej przekonać się samodzielnie doświadczyć, że wie i potrafi więcej. Zaryzykowałbym w tym miejscu hipotezę, że sukcesy te mają istotnie mniejsze znaczenie motywacyjne, gdy uczenie się nie przebiega w warunkach przymusu, lecz w warunkach swobody, gdy w związku z tym jest ono - jak chciał tego na przykład Claparede i wielu progresywistów -konsekwencją naturalnie kształtujących się zainteresowań. W takiej przecież sytuacji to właśnie zainteresowania, jako następstwa potrzeb stymulują uczniów do uczenia się. Ma ono więc zaspokoić te potrzeby. Znaczenie sukcesu edukacyjnego rozumianego jako sprostanie wymaganiom szkoły zostaje tym samym zepchnięte na margines.
Taki pogląd potwierdzają porównawcze analizy wyników przeprowadzonych w Ameryce badań nad efektywnością kształcenia w szkołach tradycyjnych i progresywistycznych. Okazało się, że bliskie progresywizmowi tak zwane kształcenie otwarte zyskuje wprawdzie w pewnych dziedzinach (zwłaszcza afektywnych, jak na przykład stosunek ucznia do szkoły i nauczyciela) przewagę nad kształceniem tradycyjnym, zaniedbuje wszelako całą sferę mierzonych testami osiągnięć szkolnych i - co jest tu dla nas szczególnie istotne - nie sprzyja rozwojowi a u uczniów tak zwanej motywacji zorientowanej na sukcesy dydaktyczne. A więc szkoła tradycyjna, chociaż posługuje się przymusem, może wyzwalać u uczniów motywację osiągnięć. Wydaje się, że w takiej szkole nauczyciel musi sprostać trudnemu zadaniu. Z jednej strony mianowicie stawia on ucznia wobec trudnych niekiedy zadań wymagających skupienia i wysiłku, często powodujących stres i zwątpienie. Z drugiej zaś musi on tak kierować uczeniem się, by uczeń odniósł sukces. I nawet wówczas, gdy o sukcesie tym zadecydowała pomoc nauczyciela, należy postępować tak, by to właśnie uczeń uznał sukces za swoją własność. Potrzebne są więc niekiedy takie oto proste słowa: Widzisz? Udało ci się!
By już w pełni zarysować skalę trudności, przed jaką stoi nauczyciel, należy dodać, iż pomagając uczniowi, powinien on kierować się uniwersalną zasadą minimalnego wspierania uczenia się, to znaczy pomagać uczniowi w minimalnym jedynie stopniu. Innymi słowy, tylko tyle pomocy, ile potrzeba, by nie nastąpił kataklizm, by wskutek kolejnych nieudanych prób nie pojawiły się zniechęcenie, poczucie bezradności i apatia. Nie można ucznia zastępować w czynnościach, które nawet dzięki wysiłkowi, a czasem w stresie może on wykonać sam. Okupując ostateczny sukces w zmaganiu się z trudnym zadaniem własnym wysiłkiem i niekiedy stresem, uczeń zyskuje przesłanki do tego, by uwierzyć w siebie, przekonać się o własnych możliwościach. Nikt-ani nauczyciel, ani rodzic, ani życzliwy kolega - nie może zastąpić tu rzeczywistego doświadczenia. Wiara w siebie to bardzo ważny warunek jakiegokolwiek sukcesu, ale nie można jej budować na słowach, na czyichś zapewnieniach czy na apelach typu: uwierz w siebie. Dlatego tak ważne znaczenie i wychowawcze, i rozwojowe ma z jednej strony przymus, a z drugiej - trudności pokonywane przez uczniów przy minimalnym jedynie wsparciu przez nauczyciela.
Dostrzegając walory takiej edukacji, J.S. Bruner dowodził, iż szkoła powinna stwarzać uczniowi częste okazje do przeżywania reakcji „uff?". Każdy kto ją przeżył, wie, że wyraża się w niej i zmęczenie po wysiłku, ale zarazem satysfakcja związana z osiągnięciem celu. Gdy mówimy „uff?", wyrażamy zmęczenie, rozluźniając się, swobodnie opuszczając zwykle do dolo ręce, ale jednocześnie wyrażamy zadowolenie, uśmiechamy się, bo dotarliśmy do celu, bo udało się nam, bo sprawdziliśmy się, bo mamy powody do satysfakcji. Czy mielibyśmy prawo do niej, gdybyśmy wcześniej się nie napracowali, lub gdyby ktoś wszystko zrobił za nas'?
Dochodzimy do kolejnego źródła wewnętrznej dyspozycji do uczenia się w warunkach przymusu - do satysfakcji. Termin ten należy do naszego języka potocznego, wydaje się jednak, że powinien zadomowić się również w słownictwie pedagogicznym. Słownikowe określenia kojarzą zwykle satysfakcję z uczuciem przyjemności i zadowolenia wynikającym z taktu dokonania czegoś. Psychologowie definiują ją jako „dodatni stan uczuciowy, występujący po zaspokojeniu dążeń i zamierzeń". Jak widzimy, satysfakcja jest uczuciem kojarzonym z osiągnięciem sukcesu. A więc znowu okazuje się, jak istotne znaczenie motywacyjne ma poprzedzone rzetelną pracą osiągnięcie zamierzonego celu.
Gdybyśmy jednak poprzestali na takich stwierdzeniach, mogłoby się okazać, że przeczą mu liczne przypadki, w których uczniowie, osiągając cele, wcale nie odczuwają większej satysfakcji. Czy mamy do niej powody, gdy wykonujemy, jakieś źle określone, zmuszające nas do chaotycznych poszukiwań zadanie o trudnym do wyobrażenia rezultacie i gdy docieramy w końcu do jakiegoś celu wskutek przypadkowego zbiegu okoliczności? Czy więcej powodów do satysfakcji ma strzelec trafiający w „dziesiątkę" po starannym wycelowaniu, czy ten, który zamknąwszy oczy, trafił w nią przypadkowo? Który z nich ma większą szansę powtórzenia tego sukcesu? „Poczucie satysfakcji z wykonania jakiegoś zadania jest możliwe tylko wtedy, gdy zadanie ma jakiś początek i zmierza do konkretnego celu"'. A więc zadanie musi stanowić jakąś zamkniętą, wewnętrznie uporządkowaną całość o możliwym do sprawdzenia stanie końcowym. Więcej, zadania powinny tworzyć logiczny, sekwencyjny układ
Jak widzimy, kolejnym składnikiem edukacji opartej na przymusie, który warunkuje rozwój wewnętrznej dyspozycji do uczenia się, może być pewien porządek i ład w wykonywanych przez uczniów zadaniach.
Myśląc o wewnętrznej motywacji do uczenia się, zwykle kojarzymy ją ze swobodą w szkole, która z kolei zawsze łączy się z pewnym nieuporządkowaniem programu nauczania. Wolna od przymusu szkoła stara się przecież dopasować swoje poczynania do potrzeb i epizodycznych niekiedy zainteresowań uczniów i dlatego musi zrezygnować z uporządkowania i usystematyzowania tak programu, jak wykonywanych przez uczniów czynności. Cechy te występują najczęściej łącznie w progresywistycznych koncepcjach pedagogicznych, tworząc swoisty syndrom. Nic tedy dziwnego, że wykształcenie wynoszone z takich szkół ma charakter epizodyczny. W tej sytuacji skłonni jesteśmy zwykle myśleć, że jest to cena, jaką musimy zapłacić za wewnętrzną motywację do uczenia się. Tymczasem taki pogląd przestaje być oczywisty w świetle cytowanego wyżej stwierdzenia Brunera. Uczeń doświadcza satysfakcji, gdy radzi sobie z uporządkowanym według jasnych reguł programem, gdy dochodzi do zamierzonego efektu wskutek wykorzystania dostarczonych mu informacji ze świadomością własnej odpowiedzialności za końcowy efekt swej pracy, gdy funkcjonuje podobnie jak ów strzelec starannie i odpowiedzialnie mierzący do celu. Miarą satysfakcji jest wysiłek włożony w zakończone sukcesem wykonanie uporządkowanej sekwencji zadań o antycypowanym i możliwym do sprawdzenia efekcie końcowym. Antycypacja efektu końcowego jest albo wysoce utrudniona, albo wręcz niemożliwa, gdy wyznaczone uczniowi zadania nie tworzą wewnętrznie zwartej całości. Nie wyobrażając sobie oczekiwanego stanu końcowego, uczeń nie jest w stanie przekonać się, czy odniósł sukces. Nie istnieją więc przesłanki do ewentualnej satysfakcji. Dowodząc, że uporządkowanie materiału nauczania i stawianych uczniom wymagań wcale nie musi niszczyć wewnętrznej motywacji do uczenia się, lecz nawet przeciwnie - może ją stymulować, przedstawiliśmy sytuację dwóch strzelców, z których jeden trafia do widocznego celu po starannym wycelowaniu, drugiemu zaś udaje się to przypadkowo. Ta analogia pozwoli nam również jaśniej zarysować dwie postawy uczniów wobec zadania, które w dość istotnym stopniu zależą od uporządkowania materiału nauczania i stawianym uczniom zadań. Jedną z nich Bruner określa jako „empiryzm epizodyczny", drugą zaś jako „konstrukcjonizm kumulatywny" Obydwie postawy tworzą skrajne punkty kontinuum. Można więc mówić o licznych postawach pośrednich łączących jakieś elementy i jednej i drugiej skrajności. Myślę, że istotne cechy empiryzmu epizodycznego dobrze ilustruje sytuacja strzelca próbującego trafić w cel po omacku - z zamkniętymi oczyma. Siłą rzeczy musi on liczyć na szczęśliwy przypadek. Reprezentujący taką postawę wobec zadania uczeń próbuje natychmiast osiągnąć cel bez żadnych samodzielnie konstruowanych stadiów pośrednich i w konsekwencji bez troski o tworzenie przesłanek do kolejnych decyzji. Oczywiście takie próby mają nikłe szanse powodzenia. Zastanawiające jest więc, że pomimo zniechęcającej perspektywy dość często uczniowie decydują się na taką strategię. Widocznie nie wierząc we własne siły, postrzegając sytuację zadaniową jako chaotyczny zbiór elementów, chcą jak najszybciej pozbyć się zadania, byleby tylko jakoś zaspokoić wymagania nauczyciela. Mniej ważne jest dla nich to, czy osiągnie się zadowalające rozwiązanie, ważniejsze jest bowiem jakiekolwiek rozwiązanie, za które zresztą nie czują się odpowiedzialni i nie liczą w związku z tym na jakąś satysfakcję. Mniej ważne jest również samo planowanie dochodzenia do rozwiązania, gdyż, najważniejsze jest wykazanie się jakąkolwiek - nieważne, czy skuteczną, czy nieskuteczną pracą. Taka strategia ma też dla nich zapewne tę zaletę, że dostarcza podstaw do usprawiedliwienia prawdopodobnego niepowodzenia w postaci takiego oto stwierdzenia: Owszem nie udało mi się, ale przecież wybrałem trudną drogę.
Istnieje gra - wykorzystywana nawet niekiedy w programach radiowych polegająca na odgadywaniu hasła na podstawie pytań rozstrzygnięcia. Pytania te rozpoczyna partykuła „czy...", stąd możliwe są na nie tylko dwie odpowiedzi: „tak" albo „nie". Otóż dość często słuchacze audycji radiowej uczestniczący w tej zabawie reprezentują postawę empiryzmu epizodycznego, pytając na przykład od razu: „Czy to jest Czesław Niemen?" Po odpowiedzi „nie" pada kolejne podobne pytanie, na przykład: „Czy to może jest piłka?"
Wyraźnie widać, że kolejne decyzje nie są w tym przypadku w ogóle wzajemnie powiązane, nie tworzą logicznie uporządkowanej sekwencji, ponieważ chodzi tu o natychmiastowe dotarcie do celu bez próby samodzielnego i odpowiedzialnego konstruowania kolejnych stadiów. Wcześniejsze doświadczenie nie stwarza przesłanek do kolejnego kroku.
Osoba reprezentująca postawę konstrukcjonizmu kumulatywnego rozpoczyna zwykle grę od serii pytań zawężających obszar możliwych rozwiązań. Nie stara się więc od razu dotrzeć do celu zgodnie z regułą: „chybił-trafił", lecz konstruuje drogę dojścia do rozwiązania. Nie jest dla niej istotne wyłącznie samo rozwiązanie, lecz również odpowiedzialne zaplanowanie strategii dojścia do niego. Można więc sobie wyobrazić, osoba taka zada najpierw pytanie`„Czy to jest żywe?" Załóżmy, że pada odpowiedź „tak". Kolejne pytanie może brzmieć: „Czy to jest roślina`?" Po ewentualnej odpowiedzi „nie" można sobie wyobrazić następne pytanie: „Czy to jest zwierzę?" Odpowiedź - „nie". „Czy wobec tego jest to człowiek?" Odpowiedź „tak" skłania do zadania pytania o płeć, zawód itp.
Jak widzimy kolejne kroki są w tym przypadku powiązane. Wcześniejsze doświadczenie zostało tak zaplanowane, by można było je wykorzystać do podjęcia kolejnej decyzji i stopniowo ograniczać obszar możliwych końcowych odpowiedzi. Uczniowie reprezentujący postawę konstrukcjonizmu kumulatywnego
„(... ) przejawiają znacznie silniejszą tendencję do zbierania informacji w sposób powiązany logicznie. Inną cechą strategii ,jest wytrwałość, na którą składają się, jak się wydaje. dwa komponenty: komponent czystej zawziętości oraz wytrwałość wywodząca się z organizacji sekwencyjnej, .jaką dziecko wnosi w zadanie. Zawziętość bierze się prawdopodobnie z zapału czy z potrzeby osiągnięć (...) Zorganizowana wytrwałość jest manewrem chroniącym nasz delikatny aparat poznawczy przed przeciążeniem"( Tamie, s.171 )
Postawie konstrukcjonizmu kumulatywnego sprzyja metodyczny i metodologiczny ład w materiale nauczania. Bruner twierdzi, iż dostrzegając ów ład, uczeń nabiega przekonania, że w materiale jest coś do wykrycia i da się go wykorzystać do rozwiązywania związanych z nim zadań. Brak takiego przekonania zmusza ucznia do działań przypadkowych, wzajemnie niepowiązanych i spycha w kierunku empiryzmu epizodycznego. Postawa badawcza i eksploracyjna aktywność człowieka rozwija się zawsze w warunkach ustrukturalizowanych, a więc w sytuacji pewnego uporządkowania, która wyzwala przeświadczenie, że w materiale nauczania jest coś do wykrycia. Zauważmy, że sytuacja problemowa bywa definiowana jako struktura o niepełnych danych, a więc jako pewne specyficzne uporządkowanie elementów zawierające luki. Równocześnie okazuje się, że konstrukcjonizm kumulatywny sprzyja przeżywaniu przez uczniów emocji związanych z motywacją wewnętrzną, jak wiara w siebie, zawziętość czy satysfakcja wynikająca z tego, że samodzielnie i odpowiedzialnie zaplanowane działanie przyniosło zamierzony efekt.
Uczenie się w szkole może być zatem procesem w istotnym stopniu uwolnionym od płynących z zewnątrz kar i nagród; jak to określa Bruner -może „samo siebie nagradzać". Dylemat pomiędzy przymusem a wewnętrzną motywacją do uczenia się znajduje rozwiązanie w fakcie, że uczeń wnosi do posługującej się przymusem i dyscypliną szkoły bardzo wartościowe, wewnętrzne motywy do uczenia się. Pojawia się tylko pytanie, jak w stworzonych przez szkolę warunkach postępować, by tych motywów nie zniszczyć. W edukacji opartej na przymusie znajdują się elementy stymulujące wewnętrzne dyspozycje do uczenia się, które zręcznie wykorzystywane, mogą osłabiać subiektywne odczucie siły działania przymusu i dyscypliny.
Możliwy jest więc program postępowania dydaktyczne-wychowawczego zakotwiczony w wymuszanym przez szkołę i nauczyciela procesie uczenia się, ale owocujący nie tylko pomnożeniem kompetencji, lecz - co bodaj najważniejsze emocjonalnym wzmocnieniem ucznia.(...)
B.D.Gołębniak , Nauczanie i uczenie się w klasie, w: Pedagogika. Podręcznik akademick cz,2, (red.) Z. Kwieciński, B.Śliwerski , str.194-195 (wybrane fragmenty), PWN, Warszawa 2004
3.5.3. Animacja przestrzeni
Zagospodarowanie przestrzeni zależy od stylu kształcenia oraz stosowanych strategii. Wygląd klasy to rodzaj świadectwa przynależności pracującego w niej nauczyciela do określonej orientacji pedagogicznej. Tradycyjne nauczanie frontalne (praca z całą klasą) wymaga innej aranżacji aniżeli modele interaktywne. O ile w pierwszym przypadku ważne jest zadbanie o dobre warunki ekspozycji nauczyciela i wykorzystywanych przez niego materiałów, o tyle warunkiem pomyślnej realizacji alternatywnego nauczania jest praca w tzw. planie otwartym. Dyskusji plenarnej sprzyja aranżacja sali typu „podkowa" lub „podwójny krąg". Zajęcia w rodzaju sesji (terapeutycznych) przeprowadza się na ogół w „kręgu".
Z uwagi na upowszechniającą się praktykę łączenia wielu modeli nauczania ważna jest lekkość i funkcjonalność umeblowania umożliwiająca elastyczne dostosowywanie go do tego, co dzieje się na lekcji. W trakcie jednej jednostki metodycznej zachodzić bowiem może konieczność kilkukrotnego zmieniania aranżacji. Może zdarzyć się tak, że zajęcia rozpoczęte spotkaniem w kręgu lub pracą frontalną przeistaczają się w badania podejmowane w małych grupach, których wyniki dyskutowane w większych zespołach prezentowane są ponownie na forum całej klasy. Planowanie takich zajęć (nauczania według tematów wiodących) winno uwzględniać zatem konkretne decyzje co do sposobu siedzenia uczniów, ustawienia mebli, pomocy naukowych i sprzętu audiowizualnego, a także co do wyznaczenia obszarów (tzw. „kącików") do czynności specjalnych oraz wykorzystania miejsc ekspozycji: tablic ogłoszeń, tablic do pisania itp.
Przystępując do realizacji określonego tematu, należy zadbać i o to, aby aranżacja klasy odzwierciedlała istotę podejmowanego zagadnienia i „zgodny" z założonymi celami sposób pracy uczniów. Może to przybrać formę zmiany dekoracji, sposobu używania przestrzeni na ekspozycje, ustawienia mebli. Warto zastanowić się nad umieszczeniem biurka czy stolika nauczyciela. W nauczaniu frontalnym mebel ten zajmuje zwykle centralne miejsce. W sytuacji gdy uczniowie pracują w małych grupach, korzystniej jest pozostać w tej samej przedniej części sali, ale z boku. Zajęcie takiego miejsca ułatwia pracę przy tablicy i zadawanie pytań, obserwowanie klasy w momencie pomagania pojedynczym uczniom. Innym walorem takiego usytuowania jest to, że wszyscy uczniowie widzą nauczyciela siedzącego przy biurku. Jest on także dobrze widoczny od drzwi. Planowanie wykorzystania przestrzeni powinno się rozpocząć od rozważenia warunków niezbędnych do podjęcia w trakcie zajęć czynności.
Należy zatem przewidzieć konieczność udostępnienia uczniom podstawowych zasobów znajdujących się w klasie, stworzenia warunków do eksploracji i nieskrępowanego prowadzenia dialogów z innymi uczniami. W realizacjach interdyscyplinarnych warto już na początku określić, jakie różnice w aranżacji przestrzeni wystąpią w odniesieniu do zajęć językowych, przyrodniczych, matematycznych, geograficznych itp.
Planowanie optymalnego wykorzystania dostępnej przestrzeni warto wspomóc wykonaniem szkicu klasy i naniesieniem nań wyciętych z kartonu w proporcjonalnych wielkościach podstaw wszystkich mebli i urządzeń, które znajdują się w pomieszczeniu. Rysunek ten można wtedy przeanalizować pod kątem intencji edukacyjnych: Czy sala spełni zakładane funkcje? Czy pozwala na jednoczesne wykonywanie różnych czynności? Czy jest dość miejsca na magazynowanie wytworów działalności uczniów? Czy sala spełnia wymogi prezentacji prac? Czy można przesuwać dowolnie stoliki? Czy jest wystarczająco dużo przestrzeni na swobodne przemieszczanie się uczniów? Czy nie ma „gorących" punktów komunikacyjnych? („gorące" punkty komunikacyjne w klasie to określenie Watkinsa i Wagnera na przecinanie się ciągów komunikacyjnych, często wykorzystywanych przez uczniów w czasie lekcji, sprzyjające podejmowaniu przez nich niepożądanych zachowań).
3.5.4. Materiały edukacyjne Podręczniki
Jednym z wielu walorów realizacji autorskich projektów edukacyjnych jest uwolnienie nauczyciela od zbyt kurczowego trzymania się podręcznika, bo takiego odpowiadającego wprost na potrzeby nauczania, na szczęście, po prostu nie ma! Wielu autorów podręczników akademickich (sic!) z zakresu dydaktyki zwraca uwagę nie tylko na niski poziom merytoryczny wielu wydawnictw tego typu (ogólnikowość i powierzchowność ujęcia treści, często „przestarzałe" wiadomości i ich praktyczne egzemplifikacje, prezentacja „jedynej" perspektywy teoretycznej, miałkość wynikająca z nadmiernej troski o tzw. poprawność polityczną albo wprost przeciwnie - nieświadome obrażanie uczuć czy godności przedstawicieli różnych „gorszych" grup albo opcji), ale i na ich niewielkie walory edukacyjne.
Traktowanie podręcznika jako głównego instrumentu kształcenia ogranicza myślenie jego użytkownika. Wysiłkowi wkładanemu w edytorską czy graficzną atrakcyjność nie zawsze towarzyszy bowiem równie głębokie staranie o dostateczną informatywność prezentowanego materiału, integrowanie treści, ćwiczenie umysłu czy pobudzanie wyobraźni potencjalnego czytelnika. Czy to znaczy, że nie należy z nich korzystać? Bynajmniej, nie! Chodzi jednak o to, aby wraz z odpowiadającym mu zeszytem ćwiczeń nie stanowiły jedynej pomocy dydaktycznej w klasie.
W kreowaniu projektów edukacyjnych należy zadbać o to, aby uczniowie, poszukując odpowiedzi na nurtujące ich pytania związane z tematyką zajęć, mieli dostęp do wielu źródeł wiedzy, w tym również do różnych podręczników. Podręcznik (zawarte w nim informacje, ujęte w postaci tekstu konwencjonalnego, a także tabel, grafik i rysunków) winien bowiem nie tyle dostarczać gotowej wiedzy, ile podsycać aktywność eksploracyjną, zachęcać do formułowania nowych pytań, zachęcać do dokonywania różnorakich ocen i krytycznego myślenia, ułatwiać formułowanie wniosków.
Pakiety
Źródła, które wykorzystujemy dziś w edukacji szkolnej, to nie tylko podręczniki. Mamy wszak w zasięgu ręki i... kieszeni wiele innych książek i materiałów pisanych oraz dostęp do nowoczesnej technologii informatycznej - Internetu, encyklopedii multimedialnych, elektronicznych programów edukacyjnych itp. Nie wdając się w spór, czy cywilizacja obrazu wypiera czy dopełnia edukację opartą na słowie, i przychylając się tym samym do poglądu W. Okonia, że „słowa nie można zastąpić obrazem, a obrazu - słowem", warto zadbać o to, aby uczniowie współdecydowali o tym, z jakich źródeł wiedzy i w jaki sposób będą korzystać w trakcie realizacji zadań.
Przygotowywanie materiałów obudowujących autorski projekt edukacyjny, czyli składających się na tzw. pakiet, wymaga postępowania zbliżonego do rodzaju czynności nauczania, które R. Gagne, L. Briggs i W. Wager określają mianem „kierowania w nauczaniu jednostkowym". Podobieństwo to wynika z rezygnacji z przekazu wiedzy w formie nauczania frontalnego na rzecz organizowania każdemu uczniowi w klasie warunków do samodzielnego uczenia się.
Pakiety te mogą być oczywiście projektowane już w trakcie działania. Bywa też, że w miarę uzyskiwania informacji zwrotnych dotyczących tego, jak uczniowie pracują, co im pomaga, a co przeszkadza w uzyskiwaniu optymalnych rezultatów, ich zawartość wymaga korekty bądź modyfikacji. Pakiety składają się najczęściej z takich elementów, jak:
wyraźnie określone cele podejmowanej aktywności,
wskazówki ukierunkowujące działanie,
instrukcje określające, które czynności podejmowane są indywidualnie, a którew grupie,
karty pracy,
teksty źródłowe, materiały laboratoryjne, przyrządy, gry dydaktyczne itp.,
harmonogram pracy,
informację odnośnie do warunków zaliczenia i oceny.(…)
Kształtowanie środowiska uczenia
Animacja przestrzeni
nauczanie frontalne: dobre warunki ekspozycji nauczyciela i wykorzystywanych przez niego materiałów
modele interaktywne: praca w tzw. planie otwartym
- dyskusja plenarna: aranżacja sali typu „podkowa" lub „podwójny krąg"
- zajęcia w rodzaju sesji (terapeutycznych) : na ogół w „kręgu"
planowanie wykorzystania przestrzeni (lekkość i funkcjonalność umeblowania)
Czy sala spełni zakładane funkcje?
Czy pozwala na jednoczesne wykonywanie różnych czynności?
Czy jest dość miejsca na magazynowanie wytworów działalności uczniów?
Czy sala spełnia wymogi prezentacji prac?
Czy można przesuwać dowolnie stoliki?
Czy jest wystarczająco dużo przestrzeni na swobodne przemieszczanie się uczniów?
Czy nie ma „gorących" punktów komunikacyjnych?
Materiały edukacyjne Podręczniki
dostęp do wielu źródeł wiedzy, różnych podręczników, by podsycać aktywność eksploracyjną uczniów, zachęcać do formułowania nowych pytań, dokonywania różnorakich ocen i krytycznego myślenia
różnorodne książki i materiały pisane
nowoczesna technologia informatyczna (Internet, encyklopedie multimedialne, elektroniczne programy edukacyjne itp.)
Pakiety (materiały obudowujące autorski projekt edukacyjny) składają się najczęściej z takich elementów, jak:
- wyraźnie określone cele podejmowanej aktywności
- wskazówki ukierunkowujące działanie
- instrukcje określające, które czynności podejmowane są indywidualnie, a które w grupie
- karty pracy
- teksty źródłowe, materiały laboratoryjne, przyrządy, gry dydaktyczne itp.
- harmonogram pracy
- informację odnośnie do warunków zaliczenia i oceny
Bruner - „wewnętrznie umotywowana dyspozycja do uczenia się
Motywacja wewnętrzna - nagrodą jest pomyślne zakończenie działania, a nawet samo działanie
Źródła motywacji wewnętrznej:
Ⴎ ciekawość
Ⴎ dążenie do poczucia kompetencji (realizacja potrzeby bezpieczeństwa)
- realizowanie wymagań kulturowych (oczekiwanie samodzielności, odpowiedzialności, inicjatywy i aktywności poznawczej)
- poczucie, że poszerzam obszar swoich kompetencji
ZASADA: pomagamy uczniowi w procesie uczenia się w stopniu minimalnym: nie dopuszczamy do sytuacji niepowodzenia (kolejne nieudane próby), nie zastępujemy go jednak w czynnościach, które może wykonać sam -
Rezultat: wiara w siebie i we własne możliwości
Ⴎ satysfakcja - wynikająca z faktu dokonania czegoś, samodzielnego pokonania trudności
WARUNEK: zadanie stanowi zamkniętą, wewnętrznie uporządkowaną całość o możliwym do sprawdzenia stanie końcowym ( postawa konstrukcjonizmu kumulatywnego lub empiryzmu epizodycznego)
Wykład X
Style nauczania
Fenstermacher Gary D., Soltis Jonas F., Style nauczania, WSiP Warszawa 2000;(wybrane fragmenty stron: 12 - 19, 20 - 27, 30, 34 - 42, 46 - 55, 61 - 65, 67 - 78).
STYLE NAUCZANIA
Jest to książka o różnych stylach nauczania. Pragniemy zachęcić czytelników do zastanowienia nad kilku zasadniczymi sposobami ujmowania roli nauczyciela. Jesteśmy przekonani, że od sposobu podejścia nauczyciela do nauczania w dużej mierze zależy, co on robi w klasie. Żeby jaśniej pokazać, do czego zmierzamy, zaczniemy od naszkicowania trzech całkowicie odmiennych stylów nauczania trzeci: równie efektywnych nauczycieli. Czytelnik zapewne miał okazję zetknąć się z takimi nauczycielami. Ich style nauczania można odnaleźć wszędzie - na lekcjach każdego przedmiotu, niezależnie od klasy. Czytając o tych nauczycielach, warto zadać sobie trzy pytania. Pierwsze - na czym polega różnica między nimi. Drugie - co przyjmują za główny cel nauczania i najważniejszą funkcję edukacji. Trzecie - czyje podejście podoba się nam najbardziej i najlepiej pasuje do naszych intuicji, jak powinno wyglądać dobre nauczanie.
Trzej nauczyciele
Przez ostatnie dwanaście lat Jim Barnes uczył w klasach początkowych. Dzieci lubią go. Kieruje dziećmi zawsze stanowczo, ale uprzejmie i łagodnie. Uważa, że jego wkład w wykształcenie uczniów polega na wyposażeniu ich w umiejętności podstawowe, które będą im potrzebne w życiu, i w wiedzę przedmiotową, która pozwoli im z powodzeniem przechodzić kolejne klasy, a na koniec stać się świadomymi obywatelami demokratycznego społeczeństwa.
Jim próbował różnych programów, podręczników i metod. Te, które spodobały mu się najbardziej i które uznał za najskuteczniejsze, łączą pewne wspólne cechy. Programy te maj ą wyraźną strukturę, są systematyczne, dzięki czemu dzieci bez trudu nadążają za nimi. Dzięki ich logicznemu porządkowi uczniowie łatwo wyczuwają trafne wzorce i strategie postępowania. Jest w tym konsekwencja: to, czego nauczą się dziś, potrzebne będzie na lekcjach jutro. To, co poznają dziś, opiera się na tym, czego nauczyli się wczoraj, i prowadzi do nowej wiedzy. Jim często kontroluje postępy uczniów, jednak bez wywoływania napięć. Dzięki temu wie dokładnie.
jak idzie nauka każdemu dziecku, w czym komu trzeba pomóc i kiedy kto gotów jest przejść do następnej partii materiału. Szczyci się, że jest nader wartościowym i efektywnym nauczycielem.
Co najważniejsze, uczniowie mają poczucie sukcesu. Są dumni ze swoich osiągnięć. Wielu z nich wystawia na próbę cierpliwość rodziców, każąc wysłuchiwać wyuczonej na pamięć słynnej mowy prezydenta Lincolna lub tabliczki mnożenia, podziwiać rozwiązania zadań matematycznych i sprawność w posługiwaniu się kluczami klasyfikacyjnymi zwierząt. W klasach Jima panuje duch „potrafię!”. Jim przewodzi swoim uczniom z entuzjazmem, umiejętnie organizuje ich pracę i kieruje nią. Ocenia sprawiedliwie. Materiał nauczania ma sens, a polecenia są wykonalne. Jim uczy z powodzeniem.
Z powodzeniem uczy także Nancy Kwong. W gimnazjum naucza angielskiego młodzież w wieku, kiedy to zaczyna się odkrywać siebie. Według Nancy w kształceniu chodzi przede wszystkim o dostarczenie młodzieży perspektywy poznania samych siebie - kim i czym są, kim i czym mogą się stać. Naucza tak, jakby każde słowo utworu literackiego, który czyta klasa, napisane zostało z intencją nawiązania do życiowych doświadczeń jej uczniów. Doszła do wniosku, że prowadzenie dzienników dostarcza młodzieży ujścia dla uczuć, wspomaga dojrzewanie i rozwój, kształtuje umiejętności sprawnego komunikowania się i pisania.
Lektury dobierają sami uczniowie - takie, w których znajdą to, o czym oni chcą czytać. Nic ma z góry ustalonego dokładnego programu. Każda książka ze szkolnej biblioteki ma szansę trafić na lekcję. Dyskusje w klasie to autentyczne dialogowanie i dzielenie się przeżyciami czytelniczymi z równymi sobie. Nancy nie tyle prowadzi klasę, ile podąża wraz z nią. Przedstawia uczniom swój punkt widzenia i świat swoich wartości, a uczniowie widzą w niej osobą dorosłą ─ życzliwą, rozumiejącą i nieszczędzącą zachęt ─ inną od większości napotykanych dorosłych. Postrzegają ją jako nauczycielkę, którą obchodzą oni i którą obchodzi przedmiot nauczania. Nikt nic wątpi w jej miłość do literatury i poezji. Nikt nic wątpi, że wszystkich swoich uczniów szanuje w takim samym stopniu. Dowodzi tego szczerość w kontaktach z nimi. Nancy dobrze ocenia swój wychowawczy wpływ na młodzież.
Roberto Umbras naucza historii i nauki o społeczeństwie w śródmiejskim liceum nękanym przez typowe dla śródmieścia problemy. Wielu osobom jego lekcje wydają się wyspą spokoju na burzliwym morzu. Szkołę przepełniają napięcia rasowe i etniczne. Roberto rozumie i szanuje różnice kulturowe; stara się zaszczepić uczniom swoją postawę. Przede wszystkim jest jednak historykiem. We wczesnej młodości pokochał historię i w miarę jak ją poznawał, dojrzewało w nim przekonanie, że najlepszy sposób, aby nauczyć się historii, to nauczyć się, jak być historykiem. Tą wiarą przepojone są jego lekcje. Robert sądzi, że kształcenie powinno wprowadzać młodzież w rozmaite metody, jakie wypracował gatunek ludzki, by nadać sens światu, w którym żyje. Historia i matematyka, fizyka i literatura, muzyka i plastyka - każdy z tych przedmiotów jest pewnym sposobem rozumienia. Na przykład teorie i metody nauk społecznych to sposoby ukształtowane po to, żeby zrozumieć świat społeczny, a umiejętności i metody właściwe historykowi pomagają nam wydobyć z mroku dziejów naszą wspólną przeszłość i nadać jej sens. Uczniowie szybko odkrywają szczególne właściwości lekcji Roberto. Traktuje ich jak ludzi, którzy potrafią myśleć, mieć własne uzasadnione zdanie i przekonania. Równie szybko uczą się, że twierdzenia i przekonania muszą opierać się na faktach. Historykowi nic wolno tylko snuć interesujących opowieści; musi pokazać dowody na rzecz głoszonych twierdzeń i interpretacji. Z tego, czego uczniowie się nauczyli, największe wrażenie wywarło na nich to, że nie ma jednej jedynej prawdziwej historii. Historię pisze się z rozmaitych narodowych, kulturowych i etnicznych perspektyw. To samo zdarzenie można interpretować różnic. Historie piszą ludzie, żeby nadać przeszłości sens, a nikt nic jest całkowicie wolny od uprzedzeń. Roberto pokazuje uczniom, co to znaczy być historykiem, i proponuje, by podążali za jego przykładem. Zbierają więc źródła historyczne i ich opracowania dotyczące jakiegoś wydarzenia lub jakiegoś okresu. Snują domysły, stawiają hipotezy, krytycznie analizują materiały, żeby przekonać się, czy zawierają dostateczne dowody na rzecz początkowych luźnych koncepcji. Z prawdziwą przyjemnością czytają dzienniki i listy, wszelkie zapiski z pierwszej ręki i oficjalne sprawozdania. Dla wielu uczniów historia po raz pierwszy ożyła. Zapewne nikt z nich nie zostanie historykiem, odznaczają się jednak, jak mniema Roberto, zrozumieniem przeszłości, odmienności interpretacji i kulturowych punktów widzenia oraz sposobów myślenia o wydarzeniach i dowodzenia słuszności własnych sądów. Uczniowie Roberto czują się kompetentni.
Jak scharakteryzować style nauczania tej trójki? Jim stara się możliwie najbardziej efektywnie przerobić podstawowy materiał nauczania. Nancy chce zapewnić uczniom doznania wiążące się z ich życiem i wspomóc w ten sposób rozwój ich osobowości. Roberto pragnie, by jego uczniowie myśleli jak historycy i pojęli metody nadawania sensu dziejom. Style nie zależą od przedmiotu nauczania i wieku uczniów. Łatwo możemy sobie wyobrazić, jak styl Jima znajduje zastosowanie na lekcjach historii w liceum u Roberto, podejście Nancy - w klasach początkowych Jima, a styl Roberto - na lekcjach literatury w gimnazjum.
Powinniśmy zdać sobie sprawę, że to, jak nauczyciel widzi swoją rolę i cele, w dużym stopniu wpłynie na to, jak prowadzi proces dydaktyczny. W tej książce staramy się pomóc Państwu zbadać i przemyśleć trzy podstawowe modele nauczania. Dla wygody nazwaliśmy je „kierowniczym”, „terapeutycznym” i „wyzwalającym”, choć występują także pod innymi nazwami. Każdy ma korzenie historyczne, za każdym stoją współczesne badania, struktura każdego opiera się na podstawach naukowych. Najważniejsze wszakże, że każdy pozwala Czytelnikom zbadać własne intuicyjne sądy, jak powinien postępować jako nauczyciel.
Trzeba jednak pamiętać, że style te stanowią koncepcję nauczania. To pewne wyobrażenia, czym jest i powinno być nauczanie. Są więc produktem umysłu ludzkiego, a nie odpornym na zmiany odzwierciedleniem obiektywnej rzeczywistości. To trzy różne perspektywy, które przyjmują współcześnie pedagodzy, by ująć czynności nauczania w sposób, który ─ jak sądzą ─ pomoże nam wykonywać je lepiej.
Trzy style nauczania
Styl kierowniczy przypisuje nauczycielowi rolę aktywnego szefa, którego obowiązkiem jest doprowadzić do nauczenia się tego a tego. W tym celu ma on zrobić najlepszy użytek ze swoich umiejętności i metod. Dla tego stylu szczególnie istotne są starannie opracowane materiały programowe oraz badania nad efektywnością nauczania. Stąd bowiem nauczyciel czerpie wzory postępowania dydaktycznego i kierowania klasą; na tym opiera swoją wiedzę, jak wywołać u uczniów uczenie się. Tym stylem zapewne naucza Jim Barnes.
W podejściu terapeutycznym nauczyciel charakteryzuje się empatia. Wspomaga rozwój osobniczy indywidualnych uczniów. Ułatwia im osiąganie wyższych szczebli samorealizacji, zrozumienia siebie i akceptacji. Psychoterapia, psychologia humanistyczna, filozofia egzystencjalna wytyczają ów styl, nakierowany głównie na rozwój niezafałszowanej osobowości ucznia. Proces ten przebiega poprzez sensowne ─ z punktu widzenia danego ucznia ─ doznania pedagogiczne. Wydaje się, że ten styl przyjęła Nancy Kwong.
Styl wyzwalający czyni z nauczyciela oswobodziciela, wyzwoliciela umysłu jednostki, inżyniera osobowości wszechstronnie rozwiniętej, rozumnej, racjonalnej i moralnej. Tak chyba naucza Robcrto Umbras. Klasyczna koncepcja wykształcenia liberalnego stanowi fundament współczesnej wersji tego podejścia i na nim skupimy się w tej książce. (…)
Można oczywiście nauczać, nic zaprzątając sobie głowy stylami nauczania, tak jak można być zakochanym, nie zastanawiając się nad istotą miłości, albo rodzicem, nic wnikając w sens rodzicielskich obowiązków. Wszelako jesteśmy przekonani, że nauczyciel jest w każdym calu profesjonalistą dopiero wtedy, kiedy z namysłem wybiera takie, a nic inne stanowisko wobec ważkiego obowiązku edukowania ludzi. Jesteśmy także przekonani, że w tym przypadku wiedza daje władzę. Znajomość rozmaitych stylów nauczania daje władzę dokonywania wyboru sposobu nauczania, który umożliwi osiągnięcie najważniejszych celów jednego z najszlachetniejszych zawodów. Ponadto zrozumienie odmiennych stylów nauczania pozwala zastanowić się nad tym, jak wykonuje się pracę i jak mają się nasze zamiary jako nauczycieli do tego, co rzeczywiście robimy z uczniami. A to właśnie między innymi charakteryzuje odpowiedzialnego, refleksyjnego, oddanego pedagoga.
Wydawać się może, że namawiamy Czytelnika, aby wybrał sobie spośród trzech tu prezentowanych jedno stanowisko. Tymczasem chodzi nam o coś wręcz przeciwnego. Będziemy dowodzić, że każdy styl ma jakieś zalety i właściwości, które czynią go przydatnym i odpowiednim w określonych sytuacjach dydaktycznych, a w pewnych przypadkach dają mu wyższość moralną nad pozostałymi. Być może nie przekonamy Czytelnika. Zaprezentujemy trzy style jako z zasady nie pasujące do siebie i sprzeczne. Czytelnikowi mogą przyjść na myśl przekonujące racje, by uznać wyższość któregoś z nich. Nic będzie w tym odosobniony. Może dowodzić, że wybrany styl jest bardziej spójny, poprawny, uzasadniony wzglądami etycznymi. Zależy nam na tym tylko, by zechciał poważnie rozważyć mocne i słabe strony każdego stylu, ich przydatność w pracy z ludźmi i własny, jako pedagoga, stosunek do nich. Dokonany wybór będzie samodzielnym, przemyślanym i celowym wyborem Czytelnika. I o to nam chodzi.
Człowiek wykształcony
Krótkie charakterystyki Jima, Nancy i Robcrto miały pomóc zorientować się, czym w oczach nauczycieli jest nauczanie: wydajnym i skutecznym kierowaniem uczeniem się czy terapeutycznym wspomaganiem rozwoju osobowości, czy wreszcie oswobadzaniem i rozwijaniem umysłu poprzez wprowadzanie w sposoby poznawania i rozumienia? Od odpowiedzi na to pytanie zależą kierunek, klimat i styl nauczania. Ale na sposób nauczania wpływa jeszcze coś: wyobrażenie, jakie żywi nauczyciel, kim ostatecznie mają się stać uczniowie. Jakim to ludziom przypisana jest dobroć, szczęście, mądrość, pomyślność i co może zrobić szkoła, by pomóc uczniom stać się ludźmi wykształconymi?
Żeby łatwiej było odpowiedzieć na te pytania, wyobraźmy sobie, że każdy wykształcony człowiek otrzymuje Kartę OW, wielkości karty kredytowej. U góry dużymi, grubymi literami wypisano Osoba Wykształcona. Co upoważnia człowieka do otrzymania takiej karty? Jakie powinny być wymagania? Po to, by odpowiedzieć (i przy okazji stwierdzić, czy sami kwalifikujemy się do otrzymania takiej karty), trzeba wyliczyć cechy człowieka wykształconego. Nie musi to być bardzo trudne. „Człowiek wykształcony to ktoś, kto opanował umiejętności podstawowe: czytanie, pisanie, liczenie... Nie, trzeba czegoś więcej. Świadectwa maturalnego.. Nie, dyplomu szkoły wyższej... Zaraz, zaraz ─ są absolwenci szkół średnich, a nawet wyższych, którzy wcale nie są dobrze wykształceni... Może należałoby jeszcze... Hm...” A więc nie takie to proste pytanie, jakby się zdawało. Jeszcze raz od początku.
Można przyjąć, że człowiek wykształcony to po prostu absolwent określonego szczebla szkoły - elementarnego, średniego lub wyższego. I to wszystko. W chwili kończenia szkoły każdy dostaje Kartę OW, tak jak dziś dostaje świadectwo, maturę lub dyplom. Znamy przecież ludzi z dyplomami, którzy tak naprawdę nie są wykształceni, i ludzi bez dyplomu, którzy są wykształceni dzięki samym sobie. Wynikałoby z tego, że wykształcenie nie jest po prostu sprawą czasu spędzonego w instytucjach oświatowych i dyplomu. Może więc to kwestia zdobycia pewnego zasobu wiedzy i umiejętności niezbędnych, aby sprostać obowiązkom dorosłego życia? Ale może i to nie dosyć. Może bycie osobą wykształconą oznacza znajomość klasyków, upodobanie do muzyki i malarstwa, posiadanie krytycznego umysłu. Albo nawet poczucie odpowiedzialności moralnej. A może jeszcze coś? Co? Kto zdaniem Państwa jest osobą wykształconą? (…)
Prawo otrzymania Karty zależy w pokaźnej mierze od znaczenia przypisanego terminowi „osoba wykształcona”. Jeśli byłoby równoznaczne z „absolwentem szkoły”, wystarczyłoby odbyć ileś lat nauki i osiągnąć minimalne standardy. Kartę otrzymywałoby się wraz ze świadectwem ukończenia szkoły. Z drugiej strony, gdyby uznanie za osobę wykształconą zależało od wyrobienia określonych cech, warunkiem otrzymania Karty byłoby spełnienie wskazanych kryteriów. Dla jasności uprośćmy rzecz i załóżmy, że w pewnym społeczeństwie w grę wchodzą jedynie cztery zasadnicze kryteria. Przed otrzymaniem Karty ÓW człowiek musi: (l) umieć czytać i rozumieć typowe teksty pisane (gazet, książek, map, sprawozdań); (2) umieć jasno i logicznie wyrażać się na piśmie i w mowie; (3) umieć liczyć w codziennych sytuacjach życiowych; (4) znać prawa i konstytucję swego państwa.(…) W każdym społeczeństwie jest tak, że wszyscy muszą zdobyć jakieś wykształcenie przygotowujące do odegrania w społeczeństwie konstruktywnej roli. Gdy społeczeństwo stawia sobie zadanie wykształcenia większości dzieci i młodzieży, z reguły organizuje w tym celu szkoły. W większości państw rządy wspierają system oświaty i nakładają obowiązek szkolny. W społeczeństwach, w których istnieją rozbudowane systemy obowiązkowego szkolnictwa publicznego, zakłada się zwykle, że ono właśnie wyposaża dzieci i młodzież w Karty OW. Stwierdzamy zatem, że od tego, kto zdaniem społeczeństwa jest osobą wykształconą, czyli jakie kryteria musi spełnić nim wyda jej siej Kartą OW, w poważnej mierze zależy, co robią w klasach nauczyciele. Jeśli społeczeństwo postanowi, że wydajemy Karty tym, którzy umieją czytać, pisać i rachować, nauczyciele postępują stosownie do tego. Jeżeli nad te umiejętności społeczeństwo przekłada dobro-stan emocjonalny, zdrowie psychiczne i osobiste szczęście jednostki, nauczyciele skłonni są pracować inaczej. Przyjęty przez nauczyciela styl nauczania jest ściśle powiązany z tym, jak wyobraża sobie człowieka wykształconego.
Poręczna formuła
W trakcie zgłębiania kolejnych stylów nauczania przyda się narzędzie, które ustrzegłoby przed zagubieniem w szczegółach kluczowych właściwości stylu. Napomykaliśmy już o wyjątkowej złożoności materii. Kiedy nam przychodzi prowadzić zajęcia o stylach nauczania, korzystamy z pewnego wzoru: NnUmc. Nauczyciel naucza Ucznia pewnego materiału w określonym celu. Ten prościutki wzór oddaje zjawisko o niezwykłej złożoności, niesie ze sobą problemy, konsekwencje i stanowiska.
Weźmy składnik wzoru m - materiał nauczania. Oznacza on nie tylko pewne treści przedmiotowe w rodzaju matematyki, literatury lub historii, ale symbolizuje także różnorodne aspekty treści, które należy przyswoić, jak fakty, umiejętności, pojęcia, przekonania, uczucia, a nawet rysy charakteru. Na przykład uczymy chemii. Uczniowie mają przeprowadzić doświadczenie z destylowaniem wody. Mamy w ten sposób nauczyć ich nie tylko stanów ciał (ciekły, stały, lotny), czyli wiedzy o czymś (m1), ale także jak (m2) ustawić aparaturę destylacyjną. Przygotowanie aparatu do destylacji wody to coś, co uczniowie mają umieć zrobić. Jest to umiejętność, a więc coś różnego od znajomości stanów (faz). A zatem m może mieć, i często ma, wiele znaczeń. Może wyznaczać dowolnie wiele rodzajów wyników uczenia się. Jakie to przede wszystkim mają być wyniki, zależy często od stylu nauczania. W tym miejscu nie ma powodu przebijać się przez tę całą złożoność. Chodzi raczej o ułatwienie sobie zgłębiania właściwości poszczególnych stylów. Oto jeszcze jeden przykład, jak działa nasz wzór.
Symbol c określa cele nauczania. W jakim celu (c) nauczyciel wciąga uczniów w uczenie się pewnego materiału (m)? W naszej książce zajmiemy się trzema głównymi celami. Pierwszy - przyswojenie określonej wiedzy. Drugi - ukształtowanie naturalnej osobowości. Trzeci - wyzwolenie umysłu. Zobaczymy, jak i na ile głęboko zmiana w obszarze c zmienia n i m. Kiedy nauczyciel przystępuje do nauczania (n) z zamiarem przygotowania uczniów do nauczenia się czegoś określonego (c jako cel w stylu kierowniczym), to podchodzi do ucznia i materiału zupełnie inaczej, niż gdyby jego celem było oswobodzenie umysłu ucznia (c jako cel w stylu wyzwalającym) albo rozwinięcie uczniowskiego „ja” (c jako cel w stylu terapeutycznym). Przypuśćmy, że nauczyciel literatury angielskiej uprawia styl kierowniczy. Zapewne skonstruuje cały kurs i pojedyncze lekcje tak, by przygotować uczniów do bardziej zaawansowanych kursów literatury angielskiej i w efekcie do specjalizacji w tym zakresie. Położy nacisk na zawartość dyscypliny naukowej i przyswojenie określonej wiedzy.
Teraz wyobraźmy sobie nauczyciela pracującego stylem wyzwalającym. Uczyłby literatury angielskiej z zamiarem, by jego uczniowie przemyśleli rozmaite strony natury ludzkiej i ludzkie emocje, które z rzadka można napotkać w zwyczajnym życiu i, po drugie, żeby pomóc uczniom dostrzec i zrozumieć rozmaite sposoby myślenia o świecie i odbierania świata. Ten nauczyciel przyjmuje, że uczenie się o czymś spoza dostępnych nam doświadczeń poszerza horyzonty, tak jak podróże w egzotyczne kraje. Wyzwala z opłotków własnego malutkiego światka.
Przyjmijmy, że trzeci nauczyciel naucza stylem terapeutycznym. Wykorzystuje literaturę, by pomóc uczniom zajrzeć we własne dusze, rozpoznać własne uczucia i system wartości, których wcześniej nic umieli być może wyrazić. Stać się człowiekiem wykształconym, to dla tego nauczyciela znaczy poznać siebie i ukształtować swoje autentyczne „ja”. Nauczanie pomaga uczniom stać się sobą.
STYL KIEROWNICZY
Klasa to coś bardzo powikłanego. Dwudziestu pięciu, do trzydziestu pięciu uczniów skupionych na skąpej przestrzeni wraz z jednym lub paru dorosłymi W klasie dzieje się wiele. Dzieci znalazły się w niej, bo tego wymaga się od nich. a nauczyciele starają się wciągnąć je do pracy nad wyznaczonym materiałem. Na skomplikowane stosunki w klasie nakładają się wymagania, co ma się w niej dziać Znaczy to, że trzeba w jakiś sposób pokierować klasą.
Kierowanie klasą
Jak Czytelnik kierowałby klasą? Jego zadaniem jest sprawić, by uczniowie zajęli się nauką. Trzeba więc najpierw ustalić, czego należy uczyć (w tym pomagają wytyczne programowe). Następnie wypada zorientować się, czy uczniowie w tej klasie poradzą sobie z przewidywanym materiałem i czy gotowi są podjąć nad nim pracę. Może się zdarzyć, że ich intelektualna gotowość jest niewystarczająca. Przyjdzie może powtórzyć przerobiony materiał lub przystosować nowy materiał d możliwości uczniów. Uporawszy się z tym, trzeba zastanowić się, jak poprowadzić uczniów przez materiał. Jak wzbudzić motywację do nauki i zainteresować uczniów tym materiałem? Jak zorganizować klasę: podzielić na grupy, pracować równym frontem lub oprzeć się na pracy jednostkowej?
To tylko etap planowania. Postanowiwszy, co zrobić, trzeba to wykonać. Niezależnie od tego, jak doskonały był plan, bieg zdarzeń odciąga od niego. W trakcie nauczania wciąż podejmuje się decyzje dotyczące uczniów, materiału, powodzenia lub niepowodzenia własnych wysiłków. Zapewne przyjdzie wielokrotnie poprawić plan w czasie lekcji.
Po zakończeniu pracy nad materiałem trzeba będzie być może zająć się oceną po to tylko, by stwierdzić, że jedynie sześciu spośród dwudziestu ośmiu uczniów zrozumiało więcej niż połowę tego, czego ich uczyliśmy. Wypada zatem powtórzyć temat, tylko jak to zrobić, żeby tym razem dopiąć swego?
Wszystko to jest tak skomplikowane, że niezbędne okazują się staranne planowanie, uważne działanie oparte na planie (mimo wszystkich poprawek poczynionych po drodze), ewaluacja, przebudowanie planu i ponowne nauczanie. Tak przebiega praca kierowników. Planują, wcielają plan w życic, oceniają efekty, wprowadzają poprawki. Praca kierowników zasadniczo polega na zarządzaniu ludźmi i zasobami. Decydują, co ludzie mają zrobić, kiedy, w jakim czasie i jakie przyjąć kryteria jakości pracy (czy uznać pracę za wykonaną i przystąpić do nowego zadania, czy pozostać przy starym).
Do niedawna mało zajmowano się nauczycielem jako kierownikiem. Przeciwnie, nauczycieli postrzegano po prostu jako specjalistów w przedmiocie nauczania, a uczniów jako ochotnych uczestników procesu dydaktycznego. Czynność nauczania wydawała się względnie prosta: zbierz uczniów, przeprowadź z nimi poprawnie skonstruowaną lekcję i idź do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Taki pogląd przeważał w XIX wieku i przez większą część XX. Potem badacze zajęli się klasą jako środowiskiem. Okazało się ono daleko bardziej złożone, niż podpowiadała wiedza potoczna. A i praca nauczycieli to przedsięwzięcie dużo bardziej skomplikowane i misterne, niż sądzono.
W miarę jak z badań dydaktycznych wyłaniał się bardziej złożony obraz klasy, stawało się jasne, że nauczycielom nie wystarcza znawstwo przedmiotu i opanowanie pedagogicznych trików służących przekazywaniu treści programowych uczniom. Badacze zobaczyli nauczycieli przeciwstawiających się rozgniewanym rodzicom, układających się z przełożonymi, którzy czasem niefortunnie interweniowali w bieg zdarzeń w klasie, nauczycieli zmagających się z kiepskimi podręcznikami i materiałami dydaktycznymi, dopasowujących się do lokalnych i państwowych zarządzeń - wszystko to i jeszcze nauczanie!
Naturalnie badaczy zafrapowało, że nauczyciele z rozmaitym powodzeniem radzą sobie z tymi wszystkimi zadaniami i odczuwaną presją. Niektórzy badacze, a już szczególnie David Berliner, uznali porównanie nauczyciela do menedżera za celne, płodne i wiele wyjaśniające. Porównanie to wydaje się trafne nie tylko dlatego, że nawiązuje do złożoności klasy i wywieranej na nauczyciela presji. Z wcześniejszych badań nad nauczycielami wyłania się jeszcze coś. Oto efektywność nauczania można analizować w kategoriach wyraźnie zarysowanego zbioru ogólnych umiejętności. Ogólnych, to znaczy niezależnych od uczniów, treści i kultury szkoły; pewne czynności dydaktyczne systematycznie towarzyszą postępom uczniów, inne wydają się nie mieć związku z uczniowskimi osiągnięciami. Daje się określić, jakie to umiejętności kierownicze potrzebne są w nauczaniu.(…)
Właściwości stylu
Nauczyciel postrzegany jest jako osoba zarządzająca czasem lekcyjnym, jako menedżer, który podejmuje decyzje, jak uczniowie mają wykorzystywać czas w klasie.(…). Wyróżniono jeszcze trzy czynniki szczególnie wyraźnie wpływające na efektywność nauczyciela. Są to wskazówki naprowadzające, korygująca informacja zwrotna oraz wzmocnienie.
Wskazówki naprowadzające to niby mapy albo drogowskazy; nauczyciel posługuje się nimi, żeby ukierunkować uwagą uczniów na to, czego i jak mają się uczyć. Nauczyciele, którzy intensywnie wykorzystują wskazówki naprowadzające, zwłaszcza na wczesnym etapie lekcji, często bardziej wpływają na postępy uczniów niż nauczyciele, którzy nie stosują wskazówek naprowadzających.
To samo można powiedzieć o korygującej informacji zwrotnej, kiedy to nauczyciel szybko poprawia błędy w trakcie pisania lub mówienia.
Wzmocnienia - od lekkiego uśmiechu, poprzez stopnie na świadectwie, aż do materialnych nagród w rodzaju słodyczy, zabawek lub pieniędzy - są potężną techniką dydaktyczną, z tym wszakże, że ich poprawne stosowanie wymaga od nauczyciela doświadczenia i znajomości uczniów.
Inną kategorią właściwą stylowi kierowniczemu jest sposobność nauczenia się - okazja stworzona uczniowi, by mógł przyswoić sobie to, co jest nauczane. Bywa, że nauczyciele podejmują złożone tematy lub skomplikowane pojęcia, a jednocześnie nie zapewniają uczniom dostatecznej sposobności zaangażowania się w prace w zakresie, jakiego wymagałby temat. Materiał przerabia się zbyt szybko, bez wystarczającego wstępnego przygotowania lub przedstawia się temat po łebkach, byle zmieścić się w czasie. Czyniąc tak, pozbawia się uczniów sposobności opanowania materiału.
Jest coś interesującego we wszystkich wyliczonych wyżej cechach stylu kierowniczego: najwięcej znaczy to, czego uczeń ma się nauczyć. No, ale co w tym dziwnego? A jednak. Kłopoty zaczynają się, kiedy spytać, czego uczniowie nauczyli się i jak to sprawdzono. W tym miejscu przyda się nam wzór zaprezentowany w poprzednim rozdziale - NnUmc. Jak pamiętamy, m to materiał przeznaczony do opanowania. Dla nauczyciela przekonanego do kierowniczego stylu nauczania m to określone fakty, pojęcia, zagadnienia lub punkty widzenia, które należy „umieścić w głowie” ucznia. Umiejętności charakteryzujące styl kierowniczy służą przetransportowaniu dobrze sprecyzowanej wiedzy ze źródła (podręcznika, materiałów dydaktycznych, słów nauczycielą itd.) do miejsca przeznaczenia (uczniowskich umysłów). Teraz o n. To czynność nauczania. W tym przypadku n to nauczanie cechujące się szerokim wykorzystywaniem umiejętności kierowniczych, a wśród nich umiejętnością organizowania czynności w czasie, zgrywania materiału nauczania z tym, co sprawdzają testy, oraz zagwarantowania wystarczającej sposobności do nauczenia się.
Cel - c — czynności nauczania głosi, że uczeń ma opanować określoną, przekazywaną mu wiedzę. Wziąwszy to wszystko pod uwagę, w przypadku stylu kierowniczego formułę NnUmc należy interpretować następująco. Nauczyciel (N) korzysta z określonych umiejętności organizacyjnych i menedżerskich (n), żeby przekazać uczniom (U) określone fakty, pojęcia, umiejętności i koncepcje (m), tak aby uczniowie z jak największym prawdopodobieństwem opanowali je (c). Takie podejście do nauczania podkreśla bezpośredni związek między tym, co robi nauczyciel, a tym, czego nauczy się uczeń. Badania nad tym stylem nauczania nazywa się badaniami proces-produkt. Proces to czynności nauczyciela (n) a produkt to opanowanie przez ucznia materiału (m). Piśmiennictwo poświęcone kierowniczemu stylowi nauczania bywa prezentowane pod nagłówkiem „efektywność nauczania”, uwaga bowiem jest skupiona na efektywności nauczycieli.
Krytyka
Jeśli zastanowić się nad założeniami i implikacjami kierowniczego stylu nauczania, ujawniają się jego dyskusyjne strony. Nauczyciel przypomina szefa linii produkcyjnej: uczniowie wchodzą na nią w postaci surowca, a potem są - jako osoby - jakoś „obrabiani”; stopniowo przyswajają sobie wiedzę dostarczaną przez szkołę, by w końcu zasłużyć na Kartę Osoby Wykształconej. Nauczyciel jest nie tyle częścią procesu kształcenia, ile jego zarządzającym. Nic znajduje się „wewnątrz” tego procesu, ale „na zewnątrz”, skąd zarządza materiałem nauczania i czynnościami ucznia. Niektórzy krytycy porównuj ą nawet charakterystyczne dla stylu kierowniczego zarządzanie czasem do tego, co robi dozorca na galerze: wybija na bębnie rytm i tak zmusza do nieprzerwanej pracy.
Te porównania: szef fabryki, brygadzista przy linii produkcyjnej, poganiacz na galerach wystawiają na próbę naszą wrażliwość. Kto zgodziłby się myśleć o uczniach, uczeniu się, nauczaniu, szkole tak samo, jak o fabryce albo galerach? Tymczasem styl kierowniczy prowokuje do takich metafor. Podkreśla znaczenie zadania, wykonania obowiązku, osiągnięcie rezultatów, odpowiedzialność za brak postępów. Wydaje się, że odsuwa na bok te aspekty kształcenia, które dla wielu są najważniejsze, na przykład jednostkowy charakter i zainteresowania uczniów, szczególne właściwości materiału przedmiotowego, zróżnicowanie geograficznych, ekonomicznych i kulturowych czynników, od których zależy bieg spraw w szkole.
Jaka jest w tym względzie opinia Państwa? (…)
Efektywność nauczycieli
Skoro styl kierowniczy nie liczy się z treścią nauczania, z kontekstem kulturowym, społecznym ani z uczestnikami procesu dydaktycznego, to jaką ma wartość? Jednej odpowiedzi już udzieliliśmy: jest narzędziem bezpośredniego i jasnego transportowania wiedzy ze źródła (na przykład książka, nauczyciel, film) do umysłu uczniów. I w rzeczy samej, jeśli z należytą uwaga posługiwać się stylem kierowniczym, wzrasta prawdopodobieństwo, że więcej uczniów opanuje szerszy zakres materiału nauczania, niż umożliwia to inny styl nauczania. Wybitny badacz ujął tę myśl następująco: „efektywność nauczyciela sprowadza się do jego zdolności doprowadzenia uczniów do wyższych od oczekiwanych wyników w standaryzowanych testach osiągnięć”. (…).
STYL TERAPEUTYCZNY
Właściwości stylu
W przypadku stylu kierowniczego m symbolizuje treść przedmiotową, na przykład geologię, fizykę, historią, mechanikę samochodową. Odpowiednio n to zawodowe umiejętności przenoszenia m ze źródła do umysłu ucznia w sposób, który umożliwia mu przyswojenie m na założonym poziomie kompetencji, a c oznacza przyswojenie określonej wiedzy. W przypadku stylu terapeutycznego zmienia się znaczenie n: nauczanie jest czynnością prowadzenia ucznia i towarzyszenia mu podczas czynności dokonywania wyboru i opracowywania materiału. Akt nauczania w znacznie mniejszym stopniu obejmuje przygotowanie materiału do opanowania przez ucznia, a w znacznie wyższym przygotowanie ucznia do wywiązania się z zadania wyboru i opracowania materiału oraz oszacowania osiągnięć.
Celem nauczania w przypadku stylu terapeutycznego jest wyposażenie ucznia w potencjał umożliwiający mu stanie się autentyczną jednostką ludzką, osobą zdolną z własnej chęci ponosić odpowiedzialność za swój rozwój, zdolną do samookreślenia poprzez świadomie dokonywane wybory. Nauczyciel terapeuta nie sądzi, by autentyczność ucznia rozwijała się dzięki przyswajaniu martwej wiedzy pozbawionej osobistego znaczenia i niewpływającej na kształtowanie poczucia tożsamości. Napełnianie głowy ucznia szczegółową wiedzą, wybraną, poporcjowaną i przetransportowaną przez kogoś innego, jedynie utrudnia uczniowi zrozumienie siebie jako odrębnej istoty ludzką. Separuje ucznia od siebie samego, bo zmusza go do liczenia się nie z własnymi uczuciami, myślami i koncepcjami, ale z jałowymi dla siebie przemyśleniami, wyobrażeniami i postawami prezentowanymi przez innych.
Nauczyciel jako terapeuta, zajmując się takimi cechami ucznia, jak te wyżej wyliczone, nie lekceważy ich, ale też nie próbuje posłużyć się nimi jako instrumentami wspomagającymi uczenie się treści z podręcznika. Podchodzi do nich bezpośrednio, często otwarcie pytając, jak uczeń, biorąc pod uwagę charakteryzujące go cechy, zamierza pokierować swoim rozwojem i poznawać świat. Jako terapeuta, nauczyciel nic podejmuje się przelewania z zewnętrznych źródeł do umysłu ucznia wyszczególnionej wiedzy i umiejętności. Przyjmuje natomiast odpowiedzialność za pomaganie uczniowi w dokonywaniu wyborów, jaką wiedzę poznawać, za pomoc w procesie uczenia się jej i posługiwaniu się nią tak, by służyło to kształtowaniu się tożsamości ucznia. Jak i za co zgodnie z terapeutycznym stylem nauczania wydawać Kartę Osoby Wykształconej? Żeby odpowiedzieć, musimy nieco nagiąć reguły. Sam pomysł takiej karty byłby dla nauczyciela terapeuty czymś horrendalnym. Zrozumiemy taką reakcję, jeśli przyjrzymy się egzystencjalnym podstawom stylu terapeutycznego. Kartę wydaje się więc, kiedy człowiek staje się autentyczną jednostką ludzką. Być autentycznym, to jest prawdziwym (czyli nie fałszywym, nic oszukującym, zwłaszcza siebie), znaczy brać poważnie własną wolność, rozumieć, że można określać się według własnego wyboru i według własnego wyboru pokierować swoim życiem, przyjąć za te wybory odpowiedzialność i stawić czoła ich skutkom.
W wersji terapeutycznej c jest autentyzmem. To znaczy, autentyzm jest celem „c” interakcji nauczyciela z uczniem. Kiedy c zostaje osiągnięte, wydaje się Kartę O W. W przypadku stylu kierowniczego c to opanowanie określonej wiedzy. Nauczyciel schodzi się z uczniem po to, żeby uczeń przyswoił sobie dane wiadomości i Umiejętności. Kiedy zostaną opanowane na określonym poziomie (często opisanym wynikiem w sprawdzianach), uczeń otrzymuje Kartę OW. Dla nauczyciela nauczającego stylem kierowniczym m to wybrany przez niego lub autora programu materiał. Przeciwnie rzecz ma się w przypadku stylu terapeutycznego: nauczyciel pomaga i towarzyszy uczniowi (U) w uczeniu się m, które uczeń sam wybrał. To oczywista różnica. W pierwszym przypadku formułę: NnSmc czytamy: Nauczyciel (N) naucza (n) ucznia (U) materiału (m), żeby osiągnął c (przyswoił sobie określoną wiedzą). W drugim zaś N prowadzi i pomaga (n) U w wyborze i uczeniu się m, żeby c (żeby U stał się autentyczną, samorealizującą się osobą). Proszę zauważyć, że zmienia się podmiot z materiału nauczania na cechy wewnętrzne ucznia. (…)
„Kiedy dzieci uznają pisanie za własne zadanie i zamiar, nauczyciele uwalniają się od nakłaniania ich do tej pracy, popychania, ciągnięcia, motywowania. Akt nauczania ulega zmianie. Lekkim dotknięciem nadajemy kierunek dojrzewaniu umiejętności pisania i czynimy je lepszym. Nauczanie staje się hardziej osobiste, a w następstwie tego zmienia się wszystko”.
Zważywszy to, co Czytelnik wie o stylu terapeutycznym, co o stylu tym myśli? Jest przeciw? Za? Zastanawia się może, czy udałoby się wziąć coś ze stylu kierowniczego i efektywnie nauczyć uczniów materiału przedmiotowego, a jednocześnie być po części terapeutą i zachęcić uczniów, by zmierzyli się ze wszystkim, co czyni ich ludźmi? Czy można być jednym i drugim? Niestety, wygląda na to, że nie wolno nam łączyć tych stylów, opierają się bowiem na odmiennym pojmowaniu człowieczeństwa. (…)
Psychologia humanistyczna
Żeby zobaczyć, jakie pedagogiczne implikacje niesie psychologia humanistyczna, musimy zwrócić się do prac Carla Rogersa.
Nauczanie, twierdzi Rogers, jest działaniem mocno przecenianym. „To bardzo niefortunne, że pedagodzy i społeczeństwo myślą przede wszystkim o nauczaniu i na nim skupiają uwagę. Wskutek tego stawiają masę pytań bezsensownych lub absurdalnych z punktu widzenia prawdziwego kształcenia". Swój pogląd na nauczanie Rogers opiera na ogromnym znaczeniu czegoś, co nazywa uczeniem się eksperientalnym (uczeniem się przez doświadczanie, doznawanie). Jest to uczenie się wypełnione osobistym zaangażowaniem; człowiek całym sobą uczestniczy w zdarzeniu dydaktycznym (uczenia się), zamiast biernie przyswajać cokolwiek, co prezentuje nauczyciel. Ten proces uczenia się rozpoczyna sam uczeń. Takie uczenie się przenika całą osobowość ucznia i wpływa na każdy jej element. Ocenia je sam uczeń, a nie nauczyciel lub test. Jest osadzone w znaczeniu: materiał i proces uczenia się mają dla ucznia osobisty sens, bo wzmagają zdolność ucznia do rozumienia zdarzeń ważnych dla niego i jego drogi życiowej i wpływania na nic.
Tego rodzaju uczenia się nauczyciel kontrolować nie może. Uczeń angażuje się w nie z własnej woli. Nauczyciel może jedynie wskazywać kierunek, sugerować, zachęcać, a być może, kiedy należy, przestrzegać. Rogers uważa, że „zasadniczo wszystko, czego ktoś może nauczyć kogoś, nie wywołuje skutków i ma mały lub nieistotny wpływ na postępowanie". Nieważne, czego nauczamy, ważne, czego się uczymy. „Znacząco na zachowanie wpływa jedynie to, co zostało opanowane dzięki samodzielnemu odkryciu i uznane za mające osobisty sens". Uczenie się poprzez samodzielne, odkrywanie owocuje prawdą, jest „efektem dla ucznia wartościowym, a uzyskanym dzięki doświadczaniu". Ponieważ tego typu efekty uczenia się mają osobisty sens, „nie da się ich bezpośrednio przekazywać innym". Nauczyciel nie przekazuje zatem wiedzy i umiejętności, lecz pomaga w ich zdobywaniu. Wykonując rolę przewodnika lub katalizatora uczenia się, nauczyciel musi być „autentyczny w swoich stosunkach z uczniami. Wolno mu być entuzjastą, wolno być znudzonym, zainteresowanym uczniami, złym na nich, wolno być wrażliwym i tkliwym. Ponieważ przyznaje się do swoich uczuć, nie widzi potrzeby narzucania ich uczniom".
Maslow i Rogers pokazują jasno, że psychologia humanistyczna opiera się na swobodzie, wyborach, indywidualnym dojrzewaniu i staraniu o zdrowie psychiczne. Z ich punktu widzenia kształcenie wnosi tu znaczący wkład, ale nie poprzez tradycyjny mechanizm dostarczania uczniom porcji wiedzy przedmiotowej; uczniowi trzeba jedynie pomóc w jego przedsięwzięciu. Zadanie nauczycieli polega na poprowadzeniu ucznia w głąb siebie, do własnego „ja" tak, aby uczeń potrafił, wychodząc od swego „ja", wybrać treść uczenia się i sposoby wykorzystania opanowanej treści. (…)
Jak czuliby się Państwo w roli „kierownika", a jak w roli „terapeuty"? Czy zdołalibyście połączyć te oba style? Zapewne nie, jeśli przyjęliście argumentację Rogersa. Zakłada on bowiem, że nie da się, jak chce tego kierownicze podejście do nauczania, umieścić w głowie ucznia wiedzy, przynajmniej takiej, która ma dla niego sens. Stosując styl kierowniczy, usuwa się ucznia z pola, uniemożliwiając mu umieszczenie wiedzy w zasobie własnych doświadczeń, a tym samym uniemożliwiając mu wydobycie z niej sensu i pozbawiając go wolności, niezbędnej, by żyć autentycznie i realizować siebie*. Według nauczyciela terapeuty styl kierowniczy prowadzi do izolacji, gdyż między uczniem a wiedzą buduje przegrodę. Uczeń przyswaja sobie cudzą wiedzę, na cudzych warunkach, dla cudzych celów. Kompromis wydaje się niemożliwy; styl kierowniczy, likwiduje właściwości uczenia się przyrodzone stylowi terapeutycznemu.
*[ Przyswajając jakąś wiadomość, uczeń nadaje jej zawsze znaczenie. Tak naprawdę przyswaja znaczenie wiadomości, nie ją samą. W przypadku stylu kierowniczego uczeń zestawia nową wiadomość z wiedzą, którą już ma (dzięki zewnętrznym źródłom wiedzy), w zasadzie przejmując znaczenie wiadomości od nauczyciela lub podręcznika. W przypadku stylu terapeutycznego nie dość, że sam miał wpływ na dobór wiadomości do opanowania, to pracuje nad nią, czyniąc z niej element jakiejś złożonej sytuacji społecznej i/lub psychologicznej: patrzy na nią przez pryzmat interakcji społecznych, własnych potrzeb, poglądów, wartości. Dużo wszechstronniej i swobodniej pracuje nad nadaniem wiadomości znaczenia; jest to znaczenie wypracowane świadomie i osobiście, a nie przejęte od kogoś (przyp. tłum.).](…)
STYL WYZWALAJĄCY
Właściwości stylu
Jeśli największą wagę przywiązuje Czytelnik do materiału, a znacznie mniejszą do umiejętności dydaktycznych oraz psychicznego i emocjonalnego stanu uczniów, to jest kandydatem do nauczania stylem wyzwalającym. Tylko kandydatem. Członkostwo rzeczywiste wymaga, tak jak w przypadku pozostałych stylów, rozważenia celów nauczania niezależnie od nacisku kładzionego na materiał. Samo wydobycie na plan pierwszy ucznia nie czyni jeszcze nauczyciela terapeutą; musi skupić się na wspomaganiu ucznia po to, by stał się człowiekiem autentycznym. Samo wydobycie na pierwszy plan umiejętności dydaktycznych nic gwarantuje, że uczy stylem kierowniczym; musi poszukać, znaleźć efektywne metody przyswajania danych wiadomości i umiejętności. Samo wydobycie na plan pierwszy materiału nie wystarczy, żeby przypisać się do stylu wyzwalającego; trzeba dążyć do celu - wyzwolenia umysłu ucznia z ograniczeń codziennych doświadczeń, z martwoty, banału konwencji i stereotypów. Zatem - w naszym przykładzie - materiał kursów fizyki i matematyki ma nauczyciel dobrać i uporządkować pod szczególnym kątem - wyswobodzenia umysłu ucznia.
W tym miejscu Czytelnik mógłby zaprotestować, bo nie dopatrzył się, jak dotąd, różnicy między m w stylu kierowniczym a m w stylu wyzwalającym. W obu przypadkach chodzi o wiedzę, wiedzę wyszczególnioną, chociaż w tym drugim wiedza zdaje się być opisana na wyższym poziomie złożoności. No, ale sama różnica w głębokości i zakresie wiedzy to za mało, żeby oddzielić m z podejścia kierowniczego do nauczania od m z podejścia wyzwalającego. Jeśli Czytelnik tak uważa, zasługuje na medal, bo trafił w sedno.
Charakter wiedzy i sposób jej zgłębiania są odmienne. Dla orientacji kierowniczej m, jak już było powiedziane, jest podany w szczegółach: kolejnych faktów, idei, zagadnień, dziedzin przedstawionych niejednokrotnie w formie docelowych zachowań lub mierzalnych kompetencji. Tego rodzaju uszczegółowienie m jest potrzebne, jeśli zamierza się za pomocą standaryzowanych testów sprawdzić co, jeśli w ogóle coś, uczeń przejął od nauczyciela. Proszę przypomnieć sobie, że zadanie nauczyciela polega na przeniesieniu m ze źródeł, w których się znajduje, do umysłu ucznia. Nauczanie tym stylem wydaje się w dużym stopniu wyznaczone przez zręczność, z jaką nauczyciel posługuje się technikami dydaktycznymi, których efektywność w przekazywaniu określonej wiedzy została dowiedziona.
Styl wyzwalający to maniera nauczania silnie podlegająca wpływom materiału. Na przykład jako nauczyciel fizyki Czytelnik miałby nadzieję, że jego uczniowie staną się krytycznymi i sceptycznymi badaczami, ta bowiem cecha umysłu jest warunkiem wstępnym uprawiania fizyki. Żeby uczniowie nauczyli się myśleć w ten sposób, muszą zobaczyć, jak to się robi, bo trudno liczyć, że nauczą się tego z. lektury podręcznika. To Czytelnik musi posłużyć uczniom za wzór. Jeśli chce uczynić z nich krytycznych badaczy, jak wymaga tego natura nauczanej dziedziny, muszą oni widzieć, jak nauczyciel funkcjonuje w takiej roli. Trzeba więc uprawiać fizykę na oczach uczniów, by mogli się przekonać, co dla nich znaczy podejść do fizyki na modłę krytycznego badacza.
Maniera nauczania
Specyficzny sposób wykonywania czynności nauczania można nazwać manierą. Nie w tym sensie, jaki nadajemy temu słowu, kiedy mówimy o dobrych manierach przy stole, ale kiedy powiadamy: ,,lubię jego manierę" na przykład prowadzenia samochodu. Maniera to względnie trwała dyspozycja do działania w określony sposób w powtarzających się warunkach. Mówimy o kimś, że jest uprzejmy, wesoły, czuły, tajemniczy, ambitny. Te słowa opisują manierę. W pewnych okolicznościach człowiek czuły będzie się uśmiechał, obejmował, głaskał, proponował pomoc, mówił miłe rzeczy, podczas gdy ktoś inny, nieśmiały, będzie milczał, spuszczał oczy, wycofywał się.
Dla stylu wyzwalającego maniera nauczania ma znaczenie krytyczne, gdyż w poważnej mierze decyduje, czy przewidziane do opanowania wiadomości i umiejętności uwolnią umysł, czy też oplączą go siecią banalnych, nie mających nic do rzeczy faktów i szablonowych umiejętności. Jeden z czołowych współczesnych zwolenników stylu wyzwalającego, R. S. Peters, zarysowuje pojęcie „maniery", omawiając „zasady proceduralne" nauczania takich przedmiotów, jak fizyka i historia.
„Konieczny jest szacunek dla dowodów i zakaz ich zmyślania oraz retuszowania; konieczna jest wola przyznania, że się zbłądziło; zakazane jest przeszkadzanie, kiedy ktoś zgłasza wątpliwości; konieczny jest szacunek dla ludzi jako partnerów w sporze, a zakazane są ataki na to, co mówią, za to, kim są. Uczenie się fizyki nie jest uczeniem się tylko faktów i pojmowaniem teorii. To także uczenie się uczestnictwa w życiu publicznym rządzącym się takimi, jak wspomniane zasadami proceduralnymi. Zatem w zależności od tego, w jakim stopniu ktoś jest wykształcony w zakresie fizyki, z różną gorliwością będzie chciał poddać się zasadom proceduralnym, by dzięki nim wzbogacać, krytycznie rozpatrywać i doskonalić materię fizyki" .
Te zasady proceduralne są elementem maniery. Zauważmy, że Peters pisze o okazywaniu szacunku dowodom i ludziom, z którymi dyskutuje się, o spokojnym wysłuchiwaniu konkurencyjnych stanowisk, o grzecznym odnoszeniu się do partnerów i tego, co mówią. To są maniery (trwałe sposoby zachowania), które musi przejawiać nauczyciel, żeby dobrze uczyć fizyki. Nauczyciel ma nie tylko przejawiać te maniery, ale podsuwać je uczniom i zachęcać do naśladownictwa, a potem chwalić, gdy je okażą. Styl wyzwalający nie zadowala się zwykłym przyswajaniem wiadomości i umiejętności, choćby pełnym. Przyswajanie ma odbywać się w sposób właściwy rodzajowi przyswajanej wiedzy.
W przypadku takiego przedmiotu, jak literatura, maniera nauczania będzie inna niż w przypadku fizyki. Nauczyciel literatury zechce może przejawiać emocje i zaangażowanie i zarazić nimi uczniów, natomiast nauczanie fizyki wymaga raczej chłodu i dystansu. Nauczyciele muzyki i plastyki mogą okazywać lekceważenie dla tradycyjnych reguł harmonii, rytmu, kolorystyki po to, żeby zachęcić uczniów do oryginalności; w przypadku fizyki bagatelizowanie reguł konwencjonalnego badania i rozumowania miałoby sens jedynie w wyjątkowych okolicznościach. Każdy przedmiot nauczania ma sobie właściwy zestaw manier i zasad proceduralnych.
Jeżeli udało nam się opisać pojęcie maniery z wystarczającą jasnością, możemy dodać nieco złożoności do prezentacji bez obawy, że sprowadzimy Czytelnika na manowce. Nie tylko natura materiału (natura fizyki, historii, plastyki...) wpływa na manierę nauczania, ale także stopień skomplikowania materiału. Jeśli jest niski, to jaką wartość może przedstawiać dla ucznia materiał nauczania i jak może wydać mu się atrakcyjny? Materiał płytki ogranicza i upraszcza manierę. Sytuacja nauczyciela przypomina wówczas sytuację aktora, który gra w kiepskiej sztuce i otrzymał marną rolę. Nie chce jej, bo nie daje ona pola do popisu, odbiera grze niuanse i głębię.
Drobiazgowo wyspecyfikowana wiedza, jak wymaga tego styl kierowniczy, jest nader podatna na to zagrożenie. Wiadomości i umiejętności są bardzo szczegółowe, gdyż chodzi o to, żeby wiedzę zdobytą przez ucznia można było dokładnie rozpoznać i drobiazgowo zaprojektować czynności nauczania, przeprowadzić je, a na koniec jednoznacznie ocenić, czego i jak się nauczył. Trudność w tym, że wiadomości i umiejętności są wyszczególnione na tak podstawowym i konkretnym poziomie, że zamykają przed nauczycielem możliwości nauczania inną maniera. jak maniera oddająca elementarne, a nawet prymitywne pojmowanie materiału. Dużo niższe jest prawdopodobieństwo, że coś takiego zdarzyć by się mogło w przypadku stylu wyzwalającego, który kładzie nacisk na wyrafinowanie materiału nauczania.
Przymioty ducha i umysłu
(…) Wśród przymiotów ducha znajdujemy uczciwość, konsekwencję, bezstronność, sprawiedliwość. Do cnót umysłu zaliczamy rozsądek, brak uprzedzeń i otwartość, szacunek dla dowodów, ciekawość, refleksyjność, rozumny sceptycyzm.
Każdy z owych przymiotów opisuje sposób postępowania, który, jak domagają się zwolennicy stylu wyzwalającego, ma charakteryzować wszelkie nauczanie. Są one dla nich elementem m - materiału nauczania. Mają być przyswojone przez ucznia identycznie jak wiadomości i umiejętności z dziedzin wiedzy. Ale, ale... Czy uchwyciliście to Państwo? Wciąż pisaliśmy o manierze i materiale nauczania, jakby były to dwie odrębne rzeczy, a tu nagle powiedzieliśmy, że maniera jest elementem materiału. Chwila! Proszę sprawdzić, czy uda się Państwu samodzielnie to rozwikłać. Potem prosimy wrócić do tekstu.
Maniera jest częścią materiału nauczania, ponieważ za każdym razem, gdy przekazujemy materiał jakiegoś przedmiotu uczniom, przekazujemy im sposób obchodzenia się z nim. Uczą się więc oni nie tylko z tego, co im mówimy, i z zadań, które poleciliśmy im wykonać, ale i z tego, jak to robimy. Raczej nie myśli się o tym aspekcie nauczania (to element tak zwanego programu ukrytego), ale w stylu wyzwalającym jest to kluczowy składnik procesu nauczania. Uczniowie mają bowiem przyswoić sobie manierę (ogólną i związaną z osobliwościami przedmiotu) z równie dobrym efektem, jak wiadomości i umiejętności; materiał nauczania pozbawiony składnika maniery nie przyniesie wyzwolenia.
Rysy charakteru
Trudno prześledzić, jak maniera staje się materiałem nauczania, bo nic da się nauczać jej bezpośrednio, tak jak nauczamy wiadomości, umiejętności i rozumienia, które opanowujemy dzięki swego rodzaju atakowi czołowemu. Są przecież jeszcze inne rezultaty uczenia się - rysy charakteru. Od pozostałych różnią się tym, że trudno podejść do nich bezpośrednio. Dziwacznie zabrzmiałyby w ustach nauczyciela słowa: „dziś nauczę was uprzejmości", choć naturalnie przyjęliby uczniowie zapowiedź: „dziś nauczę was twierdzenia Pitagorasa", „nauczę was, jak wywołuje się i kontroluje reakcję jądrową". Cech charakteru nauczamy poprzez przykłady i modele, nie zaś na drodze nauczania bezpośredniego. A w takim razie, skoro uczniowie mają je w sobie wyrobić, cechy te muszą być częścią maniery nauczyciela. Choć nauczane pośrednio, są dla orientacji wyzwalającej niezbędnym elementem tego, czego nauczyciel pragnie nauczyć swoich uczniów. To sprawia, że maniera jest składnikiem materiału nauczania. Brytyjski filozof, Gilbert Ryle, przypatrując się takim rysom charakteru, jak pracowitość i bezstronność, stwierdził coś, co warto zacytować.
„W ukształtowaniu w sobie cech samokontroli, bezstronności, pracowitości pomogą nam dobre przykłady dostarczane przez innych ludzi; potem przychodzi ćwiczyć je, ponieść porażkę., i znowu ćwiczyć, i znowu przegrywać, ale już nie od razu. Moralności, tak jak umiejętności umysłowych i manualnych, uczymy się. najpierw dzięki temu, że ktoś nam coś demonstruje, potem dlatego, że ktoś nas świadomie tego naucza, naturalnie nie szczerząc słownych pouczeń, pochwal i upomnień, a na koniec uczymy tego sami siebie”.
Ryle stwierdza, że nabywamy cechy charakteru dzięki pokazowi i nauczaniu oraz odpowiednio stosowanym zachętom i reprymendom. Doskonalimy je potem sami. Tak uczeń przejmuje manierę nauczyciela. (…)
Nic bardziej nie niszczy stylu wyzwalającego, jak apelowanie do uczniów, by wyróżniali się manierą, której nie przejawia nauczyciel. Każdy z nas miał takiego nauczyciela: nauczyciel fizyki, który domaga się od uczniów krytycznego myślenia, ale na krok nic odejdzie od litery tekstu podręcznika i żąda dokładnie takiej odpowiedzi, jaką ma wypisaną w przewodniku nauczycielskim do podręcznika; nauczyciel plastyki, który bez przestanku mówi o pomysłowości i autentyzmie ekspresji. ale od uczniów domaga się wiernego naśladownictwa; nauczycielkę w pierwszej klasie, która napomina uczniów, by użyczali swoich rzeczy kolegom, ale krzyczy na dziecko, które zapomniawszy przynieść z domu ołówki, próbuje wziąć ołówek z jej biurka.
Nauczyciel nauczający stylem wyzwalającym dba, by służyć za wzór specyficznych i ogólnych manier sprzyjających uwolnieniu umysłów uczniowskich z dogmatów, konwencji i stereotypów. Gdy chce wyrobić oryginalność, nie przerabia z klasą zagadnienia programowego „oryginalność", bo ta właściwość jest nie tyle umiejętnością, której da się nauczyć bezpośrednio, ile sposobem podchodzenia do zadań i wykonywania czynności. Nauczyciel włącza więc do swojego działania pierwiastek oryginalności, namawia uczniów do naśladowania, stwarza im sposobność do przejawiania oryginalności i gwarantuje, że próby bycia oryginalnym nie ściągną na nich nic złego. To samo dotyczy krytycznego myślenia, współczucia, uczciwości w kontaktach z ludźmi. Te i wiele innych rysów charakteru uczniowie kształtują w sobie wskutek nauczania, ale nie wprost; nauczania nastawionego także na przekazanie wiadomości, umiejętności, rozumienia.
Postacie wiedzy
(…) Czytelnik zapewne pamięta, że materiał (treść) nauczania w orientacji kierowniczej jest drobiazgowo wyszczególniony, bo jest to warunkiem dobrego wywiązywania się nauczyciela z roli menedżera procesu dydaktycznego. Realizacja tego warunku wyrasta głównie z wcześniejszych doświadczeń: jakiego rodzaju materiału uczniowie uczą się najlepiej, opanowanie jakiego rodzaju materiału daje się najdokładniej sprawdzić. Warunki stylu wyzwalającego są zupełnie inne. Tu nauczyciel opiera się na przekonaniu, że umysł rozwija się i wyswobadza dzięki opanowaniu szerokich podstaw wiedzy połączonej z najlepiej pasującymi do niej intelektualnymi i moralnymi właściwościami charakteru. Co należy do owych podstaw, nie wynika z możliwości skutecznego uczenia się dzieci w danym wieku ani z tego, co da się ocenić z największą trafnością i rzetelnością.
Nauczyciel „wyzwoliciel" rozciąga ścisłą kontrolę nad tym, co uznaje za wiedzę programową. O co tu chodzi, doskonale i nowocześnie wyjaśnia P. H. Hirst. Przekonuje, że istnieje wiedza w siedmiu postaciach: matematyka, nauki fizyczne, nauki o człowieku, historia, religia, literatura i sztuki piękne, filozofia. Te siedem postaci lub dziedzin pokrywa całe pole wiedzy ludzkiej o świecie. Najlepsze jest kształcenie, które wprowadza ucznia w nie wszystkie.
Przedstawicieli orientacji wyzwalającej zajmuje nie tylko to, jakie są właściwe postacie wiedzy, lecz i to, jak ich nauczać. To znaczy, że zabrania się nauczycielowi umieszczania w programie przypadkowych zagadnień (skoro celem jest wyzwolenie umysłu, wybierać trzeba spośród dopuszczalnych postaci wiedzy) i nauczać ich w dowolny sposób. Według Hirsta każda postać wiedzy ma specyficzne właściwości, na podstawie których nauczyciel orientuje się, co jest w danym przedmiocie nauczania podstawowe i co rozwija umysł. Każda postać wiedzy to spójny system pojęciowy wytworzony przez ludzkość w toku dziejów po to, żeby nadać sens dziedzinom, jakie ludzkie doznania obejmują. Każda postać ma sobie właściwe pojęcia, które oddają kluczowe aspekty owych doznań.
Na przykład by nadać sens doznaniom artystycznym, potrzebujemy pojęcia piękna; by nadać sens doświadczaniu naturalnego, fizycznego świata, potrzebne są nam takie pojęcia, jak prawda, fakt, dowód; dla zrozumienia zjawisk matematycznych potrzebujemy pojęcia liczby. Oprócz tych kluczowych pojęć, uważa Hirst, każda postać wiedzy ma wyróżniającą własną strukturę (proszę rozważyć różnicę między regułami rozwiązywania równań w matematyce a regułami gramatycznymi w nauce o języku, własny uporządkowany zbiór specyficznych umiejętności i metod formułowania twierdzeń (metoda naukowa) i własny zestaw kryteriów, na podstawie których każdy może zweryfikować i osądzić twierdzenia (proszą pomyśleć o krytyce literackiej i artystycznej).(…)
Nauczyciel ma prawo uznać, że naucza stylem wyzwalającym, pod warunkiem, że kładzie nacisk na materiał nauczania, na m w formule NnUnic. Ale jeżeli ten materiał postrzega jako po prostu fakty, liczby i formuły, prawa takiego nic ma, choćby nawet w trakcie nauczania przywiązywał do zmiennej m największe znaczenie. Weźmy pod uwagę, że prócz przekazywania treści przedmiotowej styl wyzwalający wymaga od nauczyciela okazywania maniery człowieka o umyśle wyzwolonym. Nauczyciel ów musi cechować się przymiotami ducha i umysłu, o których była mowa wyżej, i służyć klasie jako ich wzór. Ale jest jeszcze coś. Materiał nauczania musi mieć określoną postać. Trzeba go tak zaprojektować i zaprezentować, żeby uczeń uchwycił podstawową strukturę rozmaitych postaci wiedzy, dzięki czemu z kolei potrafi nadać strukturę własnym doznaniom.
Według Hirsta i wielu innych uczonych pedagogów struktura materiału nauczania ujawnia się poprzez pojęcia kluczowe dla danej dziedziny (postaci wiedzy), typowe powiązania logiczne (zasady, według których uznaje się pojęcia za powiązane, a wiedzę za spójną), metody badawcze (na przykład eksperyment, analiza źródeł historycznych, metody etnograficzne, fenomenologia), kryteria weryfikacji, oceniania hipotez i twierdzeń. Przyswajanie dziedziny wiedzy zatem (fizyki, chemii, historii, psychologii itd.) oznacza opanowywanie głównych pojęć, zrozumienie jej logicznej struktury, przeprowadzanie badań według rygorów metodologicznych, rozpoznawanie wartości własnych odkryć i wytworów.
Twierdzenie, że wiedza ma formę (strukturę), od dawna stanowi element poglądów myślicieli o orientacji wyzwalającej. Przeżywający rozkwit w łatach sześćdziesiątych ruch programów szkolnych poświęcił temu wiele uwagi, w dużej mierze pod wpływem klasycznej już pracy Jerome'a S.Brunera Proces kształcenia. Zdaniem Brunera uchwycenie struktury przedmiotu nauczania polega na zrozumieniu go w taki sposób, że możliwe staje się włączenie do tej struktury nowych elementów w sensowny sposób. Uczyć się struktury - pisał Bruner - to uczyć się, jak rzeczy są powiązane.
Nie powinno zaskakiwać, że o pomoc w prezentowaniu pojęcia materiału w ujęciu wyzwalającym zwróciliśmy się do Brunera. Jest on psychologiem poznawczym, reprezentuje więc inną szkołę myślenia niż behawioryści (orientacja menedżerska) i psychologowie humanistyczni (orientacja terapeutyczna) (…).
REFLEKSJE NAD TRZEMA STYLAMI
Nieprzezwyciężalne różnice czy integracja?
Poza wszystkim to są tylko style - różne sposoby podchodzenia do tego samego: nauczania. Pozwalają oderwać się od mnóstwa sprzecznych koncepcji, spojrzeć na nie z wysoka i dojrzeć wyraźniej podobieństwa, różnice i problemy w chaotycznej mieszaninie współczesnych teorii i praktyk pedagogicznych. Opierają się na teoretycznych i etycznych koncepcjach z wyglądu przeciwstawnych logicznie. Jesteśmy jednak zdania, że logicznie uzasadnione granice między tymi stylami, rozumianymi jako sposób myślenia o nauczaniu i wykształceniu, jako konstrukt naukowy, w praktyce szkolnej wcale nie muszą stanowić barier.
Przy jednych okazjach można być nauczycielem - menedżerem, przy innych terapeutą, przy innych jeszcze nauczycielem wyzwalającym uczniowskie umysły. Po prawdzie, w procesie dydaktycznym istnieją sytuacje, które zapraszają do takich zmian stylu. Oto czwartoklasista, który ledwo czyta i ledwo pisze. Nauczyciel dziwić sią może, że zdał do czwartej klasy, ale cóż, teraz musi go uczyć najlepiej, jak potrafi. Prawdopodobnie najbardziej pomoże uczniowi, jeśli możliwie najzręczniej wykorzysta styl kierowniczy. Co zrobić z maltretowanym dzieckiem, które patrzy na nauczyciela, nic widząc go, i prawic się nie odzywa? Zanim będzie można przekazać mu jakikolwiek materiał (m), trzeba mu pomóc uporać sią z przytłaczającym je światem. Uczniowie uczący sią łatwo i szybko skorzystają zapewne najwięcej dzięki nauczaniu stylem wyzwalającym; będą zgłębiać wiedzę i manierę na miarę swych pokaźnych zdolności intelektualnych.
Czy ostatnie zdanie zaniepokoiło Państwa? To był dzwonek ostrzegawczy. Jeśli ze stylu wyzwalającego korzystać się będzie w szerszym zakresie i na wyższym poziomic tylko w przypadku uczniów już przygotowanych do szybszej nauki, umocni się jedynie nierówność w środowisku szkolnym, bo jedynie zdolniejsi uczniowie będą nauczani zawansowanej wiedzy w „lepszy" sposób; mniej zdolni odstaną jeszcze dalej. Wykształcenie może ucierpieć, jeśli niewłaściwie integrować te trzy style. Jeżeli potraktować je jako możliwości do wyboru i stosować zależnie od uczniów i sytuacji, ryzykuje się przypisaniem uczniów do wcześniej ustalonych (według sposobu nauczania) kategorii. Tak dzieje się przy podziale klasy na grupy według zdolności lub wyróżnienia na tej samej zasadzie ciągów szkolnych. Uczniowie mogą wówczas utknąć na dobre w przypisanej im kategorii. Gorsi uczniowie nauczani są stylem terapeutycznym; pozwala się im decydować, czego się uczyć, i to nic dlatego, iż byśmy byli przekonani do takiego postępowania, ale dlatego, że nic udało się nam dotąd skłonić ich do uczenia się czegokolwiek innego. Przeciętnych uczniów naucza się stylem kierowniczym, żeby mogli opanować tak zwane podstawowe kompetencje. Najlepszych zachęca się do poważnego zgłębiania wiciu dziedzin wiedzy. Przepaść między trzema grupami uczniów pogłębia się coraz bardziej. (…)
Czytelnik zorientował się już chyba, dokąd go prowadzimy. Normatywna natura nauczania wymaga oddania sprawiedliwości cennym wartościom pedagogicznym, a każdy z tych stylów jakąś porcją tych wątłości zawiera. Jeśli Czytelnik jako wartość traktuje obowiązek zapewnienia uczniom możliwie największych korzyści ze szkolnej nauki, to naszym zdaniem powinien w swojej pracy łączyć wszystkie style, unikając wszakże związanych z tym niebezpieczeństw. Uważamy, że teoretyczne różnice między nimi nic czynią tego niemożliwym w praktyce.
Integracja trzech stylów wymaga rozpoznania konkretnej sytuacji i zachowania subtelnej równowagi między wartościami nauczyciela, zamiarami i działaniami. Na to nic ma niezawodnych recept. Oczywiście Czytelnik może z dobrych powodów dojść do wniosku, że lepiej zdać się na zalety wybranego stylu niż stawiać czoła złym skutkom integracji stylów. Wybór normatywnego poglądu na nauczanie powinien wynikać z najlepszej wiedzy Czytelnika i jego osądu.
Naszym zdaniem dobry nauczyciel powinien władać wszystkimi trzema stylami. Jedynie jednak orientacja wyzwalająca dostarcza nauczaniu szerokiej podstawy teoretycznej. Za stylem wyzwalającym przemawia jego sędziwy wiek („pracuje się nad nim" od czasów Sokratesa), kompleksowość (żaden inny styl nic łączy tak wyraźnie racjonalności i moralności w rozumieniu ducha edukacji). Sądzimy, że bardziej dokładnie niż oba pozostałe pokazuje on, co to znaczy kwalifikować się do otrzymania Karty Osoby Wykształconej. Dzięki temu może być dla nauczyciela drogowskazem.(…).
Jeśli Czytelnik spróbuje zintegrować style nauczania w swój własny styl, musi mieć swobodny umysł, ducha i serce. Potrzebny mu będzie w tym celu kompromis między teoretycznie jednoznacznymi stylami, głęboki wgląd w zasób wiedzy zgromadzonej przez ludzkość i wgląd w siebie, by zobaczyć, co wiedza ta znaczy dla niego samego i jaki ma wpływ na jego własne życic. Wszystko to trzeba zrobić dla uczniów i na ich oczach, gdyż powinni oni ujrzeć manierę osoby wykształconej i ewentualnie uznać nauczyciela za wzór dla siebie. I tak zostaje się nauczycielem.(…)
Wybór stylu
Decyzja, jaki styl wybrać, powinna należeć wyłącznie do nauczyciela. Jak ją podejmuje? Odpowiedź jest niemal równie ważna jak samo pytanie. A pytanie dlatego tak bardzo jest ważne, bo zawiera myśl kluczową: nauczyciel może wybierać! Chcemy podkreślić, że nauczając, różnie można wyobrażać sobie stosunki z uczniami, różnie rozumieć pojęcie wiedzy różnie zapatrywać się na sens i cele nauczania. Jeżeli nauczyciel uświadamia sobie te różnice i rozumie odmienne koncepcje, zdoła skonstruować taki styl nauczania, jaki w jego opartym na wiedzy mniemaniu najlepiej posłuży i jemu, i jego uczniom, pracodawcy i rodzicom uczniów.
Naszym zdaniem zbyt często styl nauczania kształtuje się pod wpływem okoliczności, jakie przyciągną uwagą nauczyciela, kiedy przygotowuje lekcje. Wówczas styl jakby „przytrafiał się" nauczycielowi; nauczyciel nic wybiera go w wyniku studiów i namysłu. Z określonym zamiarem pokazaliśmy Czytelnikowi kilka starannie zarysowanych stylów nauczania: chcieliśmy stworzyć mu sposobność wyboru stylu nauczania mocno opartego na możliwie najlepszych koncepcjach uczestnictwa nauczycieli w kształceniu młodego pokolenia. Jakiego wyboru dokona Czytelnik i jak go dokona, nic jest naszym zdaniem tak ważne, jak to, że wybiera sam. A ma wiedzą o konkurencyjnych możliwościach wyboru i świadom jest najmocniejszych racji, dla których zdecydował się nauczać wybranym stylem.(…)
Każdy nauczyciel staje przed ambitnym zadaniem skonstruowania własnej dydaktyki. Dydaktyka nauczyciela nie może być tworem przypadkowym; to nauczyciel ją kreuje. Opisane w tej książce style nie są szablonami, lecz instrumentami.
Nauczyciel naucza Ucznia pewnego materiału w określonym celu.
STYLE NAUCZANIA |
„kierowniczy" |
„terapeutyczny" |
„wyzwalający" |
Nauczanie |
wydajne, skuteczne kierowanie uczeniem się |
terapeutyczne wspieranie rozwoju osobowości |
oswobadzanie i rozwijaniem umysłu poprzez wprowadzanie w sposoby poznawania i rozumienia |
Rola nauczyciela |
aktywny szef menedżer
zarządza czasem, podejmuje decyzje
- wskazówki naprowadzające - korygująca informacja zwrotna - wzmocnienia |
empatyczny terapeuta
pomaganie w dokonywaniu wyborów, w procesie uczenia się i wykorzy-stywania wiedzy w kształtowaniu tożsamości |
wyzwoliciel umysłu (doświadczenia, stereotypy),
inżynier osobowości wszechstronnie rozwiniętej, rozumnej, racjonalnej i moralnej |
Cele |
- wyposażenie w umiejętności potrzebne w życiu i w wiedzę przedmiotową (efektywne przerobienie materiału nauczania)
„Co autor miał na myśli...” |
- autentyzm, samorealizacja, zrozumienie siebie, akceptacja
„Co myślisz... ?" |
- myślenie krytyczne
struktura materiału : opanowywanie głównych pojęć, zrozumienie logicznej struktury, przeprowadzanie badań według rygorów meto-dologicznych, rozpozna-wanie wartości własnych odkryć i wytworów. „Co można myśleć... ?” |
Metody |
- wyraźna struktura materiału |
- budowanie perspektywy poznania samych |
- wyjście poza osobiste doświadczenia, |
|
|
|
|
|
|
|
|
Style nauczania (G.D.Fenstermacher, J.F.Soltis)
Styl kierowniczy : nauczyciel jako osoba zarządzająca czasem lekcyjnym ( znawca przedmiotu, organizator procesu nauczania, dydaktyk + metodyk)
behawioralna, eksperymentalna psychologia
PLANOWANIE
1.Czego należy nauczyć ( starannie opracowane wytyczne programowe )
2.Jak wzbudzić motywację i zainteresować uczniów?
3. Jak zorganizować klasę ( praca zespołowa, grupowa, jednostkowa?)
NAUCZANIE:
- efektywne przerabianie materiału nauczania: transportowanie wiedzy ze źródła ( książka, nauczyciel, film) do umysłu uczniów
- wyższe wyniki w standaryzowanych testach osiągnięć
EWALUACJA ( czy osiągnęliśmy zamierzone cele?) - badania nad efektywnością nauczania ( style uczenia się )
PRZEBUDOWA PLANU
PONOWNE NAUCZANIE
! dostosowany do strukturalnych i organizacyjnych właściwości szkolnictwa
Nauczyciel naucza ucznia materiału, że by osiągnął cel ( przyswoił sobie określoną wiedzę)
Styl terapeutyczny : nauczyciel jako facylitator tj osoba podejmująca działania wspierające = pomoc w dokonywaniu wyborów jaką wiedzę poznawać, jak się uczyć a nie czego się uczyć ( autentyczność, akceptacja, zaufanie, empatia, nagradzanie)
psychologia humanistyczna - C.Rogers, egzystencjalizm
SAMOROZWÓJ - uwalnianie potencjału uczniów, umożliwienie samopoznania
METODY:
Oparcie się na problemach postrzeganych jako prawdziwe ( motywacja wewnętrzna)
Dostarczanie materiałów ( źródła pisane, inni ludzie itp.)
Indywidualne konsultacje
Wykorzystanie wspólnie tworzonych kontraktów
Podział na grupy ( tradycyjne i samokierujące )
Samoocena i samodzielne odkrywanie
Nauczyciel pomaga uczniowi w wyborze i uczeniu się żeby uczeń stał się autentyczną, samorealizującą się osobą
Styl wyzwalający: nauczyciel jako krytyczny badacz
psychologia poznawcza J.S.Bruner
1. Jak ( przy pomocy jakiego materiału) wyzwolić umysłu ucznia z ograniczeń codziennych doświadczeń i stereotypów?
2. Nauczanie przez dawanie wzoru krytycznego, rozumiejącego myślenia ( rola nauczyciela)
3. Przedmioty nauczania, jako różne sposobu rozumienia świata
4. Nauczanie problemowe
5. Dialog hermeneutyczny, jako sposób rozumiejącego podejścia do rzeczywistości
Nauczyciel pomaga uczniowi w rozwijaniu krytycznego myślenia
|
|
siebie - kim są uczniowie, kim mogą się stać; - dialog, pisanie dzienników, dzielenie się doświadczeniami |
sięganie do źródeł historycznych opracowań, stawianie hipotez, krytyczne analizy materiałów, lektura dzienników i listów, oficjalnych sprawozdań |
Badania nad nauczaniem |
badania typu „proces-produkt” nad efektywnością nauczania |
badania nad uczeniem się przez doświadczanie „doznawanie” |
badania nad „manierą nauczania” |
Efektywność |
zdolność doprowadzenia uczniów do jak najwyższych wyników w standaryzowanych testach osiągnięć
(zależy od umiejętności nauczyciela) |
samorozwój
(zależy od odpowiedzial-ności ucznia) |
wyzwolony umysł [- zależy od dobrze dobranego materiału (opanowanie szerokich podstaw wiedzy - matema-tyka, nauki fizyczne, nauki o człowieku, historia, religia, literatura i sztuki piękne, filozofia) i postawy nauczyciela: rozsądek, brak uprzedzeń szacunek dla dowodów, ciekawość, refleksyjność, rozumny sceptycyzm]. |
nauczycieli |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Na podstawie: Fenstermacher Gary D., Soltis Jonas F., Style nauczania, WSiP Warszawa 2000
Wykłady z pedagogiki. Wypisy z lektur.
Egzemplarz bezpłatny, do użytku wewnętrznego