Aronson - Rozdział 4, E. Aronson - Psychologia społeczna


Rozdział 4

Poznanie społeczne: w jaki sposób myślimy o świecie

3 czerwca 1988 r. Gorący, wilgotny dzień w Zatoce Perskiej. Członkowie załogi USS „Ymcennes" bronią swojego statku uporczywie ostrzeliwanego przez kilka irańskich kanonierek. Od miesięcy międzynarodowe tankowce przebywające w zatoce są atakowane przez irańskie statki i samoloty. Prezydent Reagan zadecydował o wysłaniu amerykańskiej floty, by utrzymać drożność tych ważnych morskich szlaków. Pomiędzy siłami Iranu i Stanów było już kilka poważnych potyczek. Niedawno samolot irański wystrzelił rakietę w stronę USS „Stark". Zginęło trzydziestu siedmiu żołnierzy, a statek omal nie zatonął. Kapitana „Starka" obwiniono o niewłaściwą obronę okrętu i zmuszono do odejścia z marynarki.

Powietrze wypełnia gryzący dym, kiedy irańskie jednostki ostrzeliwują „Vincennesa" z karabinów maszynowych i z wyrzutni rakietowych. Nagle nowoczesny system radarowy „Vincennesa" sygnalizuje, że jakiś samolot wystartował z irańskiego lotniska i kieruje się w stronę okrętu. Operatorzy radaru spieszą się z identyfikacją maszyny. Pamiętając atak na „Starka", gorączkowo analizują napływające dane i dochodzą do wniosku, że jest to irański myśliwiec F-14, który lotem nurkującym zbliża się do „Vincennesa". To złowieszczy zwiastun. Taki tor lotu obierają samoloty mające wystrzelić rakietę powietrze-statek. „Vincennes" natychmiast wysyła samolotowi ostrzeżenia radiowe, żądając zmiany kursu, ale nie otrzymuje żadnej odpowiedzi. Na domiar złego zacina się działo rufowe i statek musi wykonać gwałtowny skręt przy sterze wychylonym na burtę, idąc z prędkością 30 węzłów, co powoduje jego przechył o 32 stopnie. Światła mrugają i wszystko, co nie jest umocowane, fruwa w powietrzu. Kapitan Rogers ma tylko chwilę na podjęcie decyzji. Rozważa informację otrzymaną od operatorów radaru. Samolot to irański F-14, który lotem atakującym kieruje się prosto na statek, nie odpowiedziawszy na ostrzeżenia radiowe. Uznając, że nie może czekać dłużej, kapitan przekręcą klucz odpalający, co powoduje wystrzelenie dwóch rakiet statek-samolot. Kilka sekund później maszyna zostaje zniszczona w powietrzu. Ku przerażeniu Rogersa i całego świata Iran wkrótce oświadcza, że nie był to myśliwiec F-14, ale cywilny samolot rejsowy Iran Air, lot 655, z 290 niewinnymi pasażerami na pokładzie. Nikt nie ocalał. Jak mogło dojść do tej tragicznej pomyłki? Komisja śledcza Marynarki rozpatrywała możliwość, że zawiodło nowe, oparte na najnowocześniejszej technologii wyposażenie radarowe „Vincennesa", które błędnie zidentyfikowało samolot jako F-14. Prowadzący dochodzenie stwierdzili jednak, że sprzęt radarowy działał bez zarzutu. Taśmy z zapisami sygnałów radaru pokazywały wyraźnie, że samolot wznosił się, a nie zniżał w kierunku „Vincennesa", że nie był to F-14 i że znajdował się w korytarzu lotów cywilnych. Z jakichś przyczyn operatorzy radaru błędnie zidentyfikowali samolot wbrew wyraźnym danym. Jak mogła popełnić tę tragiczną omyłkę wysoko wyszkolona, wdrażana do działań w warunkach bojowych obsługa radaru? Oto przedmiot tego rozdziału.

poznanie społeczne: sposób, w jaki ludzie myślą o sobie samych i o świecie społecznym; a dokładniej, jak selekcjonują, interpretują, zapamiętują i wykorzystują informację społeczną w wydawaniu sądów i w podejmowaniu decyzji

Podejmujemy decyzje każdego dnia. Niektóre nie mają wielkiego znaczenia, jak na przykład, czy południowy posiłek zjeść w pobliskiej smażalni, czy też w barze na rogu. Inne są bardzo ważne, na przykład decyzja, gdzie studiować; zostać psychologiem czy prawnikiem; poślubić Billy'ego czy Jima. W niniejszym rozdziale zajmujemy się tym, jak podejmujemy tego rodzaju decyzje. Ujmując rzecz bardziej formalnie, jego przedmiotem jest poznanie społeczne: analiza tego, w jaki sposób ludzie selekcjonują, interpretują i wykorzystują informację do formułowania sądów i podejmowania decyzji dotyczących świata społecznego. Przekonamy się, że ludzkie istoty często podejmują decyzje znakomicie, w sposób bardziej wyrafinowany niż najpotężniejsze komputery. Zobaczymy też, że w pewnych okolicznościach jesteśmy narażeni na popełnianie brzemiennych w skutki pomyłek we wnioskowaniu, takich jak uznanie przez operatorów radaru, że rozbłysk na ekranie ich urządzenia to myśliwiec F-14. Obsługa radaru miała do czynienia z wielką ilością informacji i musiała w bardzo krótkim czasie podjąć dramatyczną decyzję. Na szczęście, zwykle nie znajdujemy się pod tak straszliwą presją, gdy dokonujemy naszych codziennych wyborów. Są jednak pewne analogię pomiędzy tym, jak operatorzy radaru interpretują sygnały pojawiające się na ich ekranach, a codziennym podejmowaniem decyzji. W obydwu wypadkach ludzie muszą dokonywać przeglądu wielkiej ilości informacji i rozstrzygać, co jest ważne, a co może być zignorowane. Pomyśl, jak wiele danych przetwarzasz za każdym razem, kiedy rozmawiasz z inną osobą albo gdy wkraczasz w jakiekolwiek otoczenie społeczne — czy jest to prywatka, czy dworzec kolejowy. W tym, co się dzieje, zawarte są dosłownie tysiące bitów informacji. Czy jesteś zdolny wszystkie zarejestrować, przemyśleć, zareagować na nie? Gdybyś, rozmawiając z innymi, za każdym razem musiał zauważać w najdrobniejszych szczegółach każde wypowiadane przez nich słowo (i rozważać każde, które nie zostało użyte), każdy niuans tonu ich głosu, wyrazu twarzy i gestykulacji, każdy aspekt ich wyglądu fizycznego, każdą właściwość otoczenia społecznego, w którym toczy się rozmowa, i wszystko, czego kiedykolwiek się dowiedziałeś o tych ludziach i o tym otoczeniu, to... byłbyś sparaliżowany. Spostrzeganie i myślenie pochłaniałoby cię do tego stopnia, że zabrakłoby już czasu i energii na jakąkolwiek reakcję.

Najwyraźniej, my ludzie, wynaleźliśmy sposób rozwiązania tej trudności. Są nim uproszczone metody myślenia. Korzystając z nich, możemy zwracać uwagę tylko na część z zawrotnej ilości informacji, ażeby odpowiedzieć na fundamentalne pytania: Co się tu dzieję, w jaki sposób powinienem się zachować? Z olbrzymią liczbą danych, które do nas stale docierają, radzimy sobie, stosując metodę oszczędności poznawczej (Fiske, Taylor, 1991). Zwykle obieramy drogę najmniejszego oporu i poddajemy się prawu najmniejszego wysiłku, pobierając tylko tyle informacji, ile potrzeba, by zrobić to, co należy: podjąć decyzję, wybrać reakcję itd.

To umysł kreuje świat wokół nas i nawet gdybyśmy stanęli tuż obok siebie na tej samej łące, moje oczy nigdy nie ujrzą tego, co widzą twoje.

— George Gissing The priyate papers of Henry Ryecroft, 1903

oszczędność poznawcza: teza mówiąca, że ludzie uczą się stosować efektywne uproszczenia myślowe i praktyczne reguły zdroworozsądkowe, które pomagają im zrozumieć rzeczywistość społeczną, ponieważ nie są zdolni przetwarzać całej oddziałującej na nich informacji społecznej

Jak przekonamy się w trakcie lektury rozdziału, te uproszczenia myślowe są użyteczne. Zaufanie im wiąże się jednak z pewnym ryzykiem, ponieważ niekiedy okazują się po prostu całkowicie błędne. Kiedy wykorzystujemy tylko część informacji, a ignorujemy resztę, narażamy się na niebezpieczeństwo zlekceważenia tego, co może być naprawdę ważne. Nasze metody oszczędności poznawczej mogą sprawiać, że będziemy dokonywali nietrafnych ocen czy nawet będziemy w sposób zniekształcony spostrzegali i interpretowali rzeczywistość społeczną. Jeszcze bardziej komplikuje problem to, iż często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że się mylimy. Tak więc, chociaż poznawcze teorie i uproszczone metody myślowe, o których będziemy mówić, pomagają nam poruszać się w święcie społecznym z płynnością i gracją tancerzy baletowych, prawdą jest również to, że z ich powodu niekiedy depczemy po nogach innym ludziom i sami się potykamy.

Zwykli ludzie jako teoretycy codziennej rzeczywistości: schematy i ich oddziaływanie

W nauce instytucjonalnej badacze formułują wiele teorii i hipotez dotyczących przedmiotu swoich zainteresowań — czy będzie to zachowanie się cząstek elementarnych, czy zachowanie się świadków wypadku. Również każdy z nas w codziennym życiu posługuje się teoriami, które dotyczą jego samego oraz społecznego świata wokół. Tę teorie interesują psychologów społecznych, ponieważ wpływają one znacząco na sposób rozumienia i interpretacji przez ludzi samych siebie, innych osób i wszystkich interakcji i sytuacji społecznych.

schematy: struktury poznawcze, za pomocą których ludzie organizują swoją wiedzę o świecie według pewnych tematów; schematy silnie wpływają na to, co / otrzymanej informacji zauważamy, o czym myślimy i co później pamiętamy

Nasze teorie dotyczące rzeczywistości społecznej, nazywane schematami (Bartlett, 1932; Markus, 1977; Taylor, Crocker, 1981), mają istotny wpływ na to, co zauważamy, o czym myślimy, co później sobie przypominamy. Jak zauważył Norman Maciean w opowiadaniu A Rivcr Runs Through It:

„Wiem, że często nie spostrzegłbym czegoś, jeśli najpierw o tym bym nie pomyślał". Schematy są strukturami poznawczymi w naszych głowach, które organizują informację według pewnych tematów. Dotyczą one różnych spraw: innych ludzi, nas samych, ról społecznych (np. jakim człowiekiem jest bibliotekarz albo kelnerka), a także określonych zdarzeń (np. co się zwykle dzieje, gdy ludzie jedzą posiłek w restauracji). W nich zawiera się nasza podstawowa wiedza o świecie i nasze odczucia. Na przykład, schemat dotyczący członków Bractwa Domu Zwierzęcego może ujmować ich jako hałaśliwych, odrażających miłośników pijatyk, którzy mają zwyczaj wymiotowania wokół.

Wart uwagi jest wpływ funkcjonującego schematu na przetwarzanie i zapamiętywanie przez nich nowej informacji. Jeśli napotkasz członka Bractwa Domu Zwierzęcego, który zachowuje się powściągliwie i uprzejmie, to jego sposób bycia będzie niezgodny ze schematem i jest prawdopodobne, że umknie twojej uwadze, zostanie zignorowany lub że nie będziesz go później pamiętał. Schematy działają jak filtry, które „odsiewają" informację sprzeczną lub niespójną z dominującym motywem (Higgins, Bargh, 1987; Stangor, Ruble, 1989).

Niekiedy, oczywiście, jakiś fakt może być do tego stopnia niezgodny ze schematem, że uwydatnia się jak kwiatek na tle kożucha i prawdopodobne jest, że go zapamiętamy. Jeśli napotkamy członka Bractwa Domu Zwierzęcego, który aktywnie walczy o to, by alkohol wolno było sprzedawać dopiero osobom powyżej 25 roku życia, i który woli wieczorki poetyckie od wrzaskliwych imprez towarzyskich, to jest on tak jaskrawym wyjątkiem od naszego schematu, że wbije się nam w pamięć — zwłaszcza jeśli będziemy się zastanawiać, jak w ogóle mógł znaleźć się w tym samym domu studenckim, co jego miłujący zabawę współbracia (Hastie, 1980; Srull, 1981). Na ogół jednak prawdopodobnym przedmiotem naszej uwagi i refleksji będą te zachowania członków Bractwa Domu Zwierzęcego, które odpowiadają naszym wyobrażeniom o tych ludziach. W ten sposób schematy stają się wraz z upływem czasu coraz silniejsze i coraz mniej podatne na zmiany. Na przykład Ciaudia Cohen (1981) pokazywała badanym osobom film wideo z zapisem czynności wykonywanych przez pewną kobietę i przedstawiała ją jako bibliotekarkę albo jako kelnerkę. Uczestnicy badań, których poproszono później o przypomnienie sobie scen z filmu, bardziej trafnie odtwarzali fakty zgodne z etykietą określającą zawód jego bohaterki — na przykład to, że bibliotekarka słuchała muzyki klasycznej.

Co więcej, nasza pamięć ma charakter rekonstrukcyjny. Nie zapamiętujemy dokładnie — na podobieństwo kamery filmowej — tego co się zdarzyło w określonych okolicznościach. Pamiętamy tylko część informacji (szczególnie tę, którą spostrzegamy i analizujemy za sprawą naszych schematów) i „przypominamy sobie" to, czego nie było, rzeczy, które bezwiednie dodaliśmy później (Loftus, Palmer, 1974; Markus, Zajonc, 1985). Na przykład, jeśli zapytasz ludzi o najsłynniejszą kwestię z Casablanki z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergmąn, prawdopodobnie usłyszysz: „Zagraj to jeszcze raz. Sam". Tak samo, jeśli zapytasz ich o jedną z najsłynniejszych kwestii w pierwszym cyklu odcinków (1966-1969) telewizyjnego serialu „Star Trek", prawdopodobnie odpowiedzą: „Zabierz mnie stad, Scotty".

Podamy szczegół, który być może ciebie zaskoczy: obydwie te kwestie są rekonstrukcjami — zarówno bohaterowie filmu, jak i serialu telewizyjnego nigdy nie wypowiedzieli tych zdań. Nic dziwnego, mamy tendencję do rekonstruowania wydarzeń w taki sposób, by były zgodne z naszymi schematami. Na przykład uczestnicy badań Cohen (1981) dotyczących schematu bibliotekarza i kelnerki błędnie przypominali sobie, co w filmie piła bibliotekarka. W dokonywanej przez nich pamięciowej rekonstrukcji właściwej sceny było to wino, a nie piwo, ponieważ picie wina pozostawało w zgodzie z ich schematem bibliotekarki. Jak pokażemy w rozdziale 13, ten właśnie sposób działania schematów sprawia, że nasze uprzedzenia są w znacznym stopniu oporne na zmiany.

W dalszej części rozdziału rozważymy szczegółowo, jak uproszczone metody myślowe wpływają na sposób interpretowania świata społecznego. Pokażemy, że — w dosłownym sensie — przekonania mogą kreować rzeczywistość.

Teoria pomaga nam znosić nieznajomość faktów.

— George Santayana The Sense of Beauty, 1896

Funkcja schematów: do czego one nam służą

Jak by to było, gdybyś był pozbawiony schematów twojego otoczenia społecznego? Gdyby wszystko, co napotykasz, było niezrozumiałe, mylące i niepodobne do niczego, co już poznałeś? Przypominałoby to pobyt na obcej planecie, gdzie nic nie jest dla ciebie jasne. Przeczytaj poniższy fragment i spróbuj dociec, o czym on mówi:

Procedura jest zupełnie prosta. Najpierw posortuj rzeczy na różne grupy. Oczywiście jeden stos może wystarczyć, to zależy, ile jest do zrobienia. Jeżeli musisz iść gdzie indziej, bo sam nie masz odpowiednich udogodnień, to jest to następny krok; jeżeli nie, jesteś już dość dobrze przygotowany. (Bransford, Johnson, 1973, s. 400)

Czyż nie brzmi to dość dziwnie? Co u licha oznacza stwierdzenie „jeden stos może wystarczyć"? Ale przypuśćmy, że powiedzieliśmy ci, iż przytoczony fragment dotyczy tego, jak masz zrobić pranie. Jeżeli dysponujesz już tym schematem interpretacyjnym dla tekstu, staje się on całkowicie zrozumiały. Schematy pomagają nam kategoryzować bodźce, dostarczając odpowiedzi na pytanie „co to jest?", gdy napotykamy coś nieznanego. Odnoszenie nowych doświadczeń do tego, co już wiemy, jest efektywnym sposobem osiągania zrozumienia społecznej rzeczywistości, szczególnie jeśli te nowe doświadczenia są niejednoznaczne i trudne do rozszyfrowania.

Rozważmy na przykład, jak ludzie interpretowali niejednoznaczną informację w klasycznym eksperymencie Harolda Kelleya (1950). Studentom z różnych sekcji na pewnym roku ekonomii w jednym z college'ów mówiono, że prowadzący zajęcia wyjechał i tego dnia gościnnie zastąpi go inny wykładowca. Ażeby wytworzyć schemat dotyczący tego wykładowcy, Kelley powiedział studentom, że wydział ekonomii interesuje się tym, jak słuchacze poszczególnych lat reagują na różne osoby prowadzące zajęcia, i z tego powodu przed pojawieniem się wykładowcy otrzymają jego krótką notkę biograficzną. Notka zawierała dane o wieku, wykształceniu i dotychczasowej pracy nauczycielskiej. Dostarczała również jednego z dwóch opisów osobowości wykładowcy. Jedna wersja głosiła, że ”ludzie, którzy go znają, uważają go za osobę raczej chłodną, pracowitą, krytyczną, praktyczną i zdecydowaną". Druga wersja była identyczna, i tym wyjątkiem, że określenie „osoba raczej chłodna" zastąpiono określeniem „osoba bardzo ciepła". Studenci losowo otrzymywali jeden z tych dwóch opisów osobowości.

Następnie zaproszony wykładowca przeprowadzał trwającą dwadzieścia minut dyskusję w grupie, po czym studenci dokonywali ocen, kierując się wrażeniem, jakie na nich wywarł. Co z jego poczuciem humoru? Czy jest towarzyski? Delikatny w kontaktach z innymi? Ponieważ sytuacja była do pewnego stopnia niejednoznaczna — w końcu studenci widzieli wykładowcę tylko przez krótki czas — Kelley zakładał, że aby odpowiedzieć na te pytania, posłużą się oni swoim schematem, wytworzonym na podstawie notki biograficznej. Hipoteza ta została potwierdzona. Studenci, którzy spodziewali się, że wykładowca będzie „ciepły", oceniali go znacznie wyżej studenci oczekujący od niego zachowania „chłodnego", chociaż jedni i drudzy obserwowali tego samego nauczyciela, zachowującego się w ten sam sposób. Ci, którzy oczekiwali, że wykładowca będzie „ciepły", częściej również zadawali mu pytania i częściej zabierali głos w dyskusji. Pomyśl przez chwilę, czy tobie nie przytrafiło się kiedyś coś podobnego. Czy ci się nie zdarzyło, że to, co wiedziałeś o profesorze przed pierwszymi zajęciami, wpłynęło na to, jak go odebrałeś? Czy stwierdziłeś, rzecz dziwna, że profesor zachowywał się dokładnie tak, jak się spodziewałeś? Przy najbliższej sposobności zapytaj koleżankę albo kolegę, którzy mieli inne oczekiwania, co oni myśleli. Sprawdź, czy wasze spostrzeganie wykładowcy różni się, ponieważ posługiwaliście się różnymi schematami.

Oczywiście, ludzie nie są całkowicie ślepi na to, co się wokół dzieje. Niekiedy to, co spostrzegamy, jest względnie jednoznaczne i nie musimy uciekać się do naszych schematów, by dokonać interpretacji. Na przykład w jednej z grup, w których Kelley przeprowadzał swoje badania, zaproszony wykładowca był wyraźnie pewny siebie, a nawet zarozumiały. Ponieważ jego zarozumiałość była dość oczywista, studenci nie musieli polegać na swoich oczekiwaniach, żeby odpowiedzieć na pytania. Ocenili wykładowcę jako mało skromnego zarówno w tych wypadkach, gdy instrukcja przypisywała mu „ciepło", jak i wtedy, gdy określała go jako osobę „chłodną". Jednakże oceniając poczucie humoru prowadzącego zajęcia, nie demonstrowane już tak wyraźnie, studenci odwoływali się do swoich oczekiwań. Ci, którym wykładowcę przedstawiono jako „ciepłego", przypisywali mu większe poczucie humoru niż ci, którzy dowiadywali się, że jest on „chłodny". A zatem użycie przez ludzi schematów, żeby odpowiedzieć na postawione pytania, jest bardziej prawdopodobne wtedy, gdy nie są całkowicie pewni, czym jest to, co obserwują. Trzeba podkreślić, że w postępowaniu studentów badanych przez Kelleya nie ma nic niewłaściwego. Tak długo, jak długo ludzie mają powód, by wierzyć, że ich schematy są trafne, w pełni sensowne jest posługiwanie się nimi dla radzenia sobie z wieloznacznością. Jeśli w ciemnej uliczce podejdzie do ciebie podejrzanie wyglądający osobnik i powie: „Wyciągnij portfel", schemat dotyczący takich spotkań podpowie ci, że ten człowiek chce ukraść pieniądze, a nie podziwiać zdjęcia twojej rodziny. Ten schemat pozwala ci uniknąć niebezpiecznego, a być może nawet śmiertelnego nieporozumienia. Schematy dostarczają także użytecznych wskazówek dotyczących naszego działania, tak że nie musimy zatrzymywać się i zastanawiać nad każdym kolejnym krokiem. Na przykład, gdy idziemy coś zjeść poza domem, przywołujemy scenariusz „w restauracji" — schemat, który opisuje, jakiego rodzaju zdarzenia mogą zajść i w jakiej kolejności. Nie musimy tracić czasu na zastanawianie się, czy wręczyć napiwek kelnerce przed złożeniem zamówienia czy po posiłku albo czy najpierw powinniśmy zamówić deser czy drugie danie. Zarówno nasze własne zachowanie, jak i zachowanie kelnerki w tej sytuacji jest w znacznym stopniu określone przez scenariusz. Jednakowe odczytywanie tego scenariusza umożliwia płynną i realizowaną bez wysiłku interakcję społeczną (Abelson, 1976).

Wybór schematu: rola dostępności i zdarzeń poprzedzających

Niekiedy sytuacji odpowiada tylko jeden schemat, a zatem nie mamy problemu z wyborem. Kiedy wchodzimy do restauracji, wiemy, że powinniśmy przywołać scenariusz „w restauracji", ponieważ żaden inny nie jest odpowiedni. [Kiedy w najbliższym czasie będziesz w restauracji, spróbuj przywołać zamiast niego scenariusz „przyjęcia domowego". Po skończonym posiłku podziękuj twojemu „gospodarzowi" (kelnerowi), a potem wstań i skieruj się do wyjścia — zobaczysz, co się stanie!] Kiedy indziej znowu wcale nie jest tak jasne, którym ze schematów powinniśmy się posłużyć, żeby zrozumieć sytuację czy drugą osobę. Wyobraź sobie, że siedzisz w autobusie obok osobnika, który zachowuje się nieco dziwnie. Mruczy coś bez związku sam do siebie, kryje twarz w dłoniach, a potem nieoczekiwanie zwraca się do ciebie i pyta: „Czy w tym wszystkim jest jakiś sens?" Jaki schemat przywołasz, próbując zrozumieć, co się z tym człowiekiem dzieje? Ostatnie badania pokazują, że zależy to od dostępności schematów. Możemy ją zdefiniować jako łatwość uświadamiania sobie przez ludzi myśli i idei (tych, które akurat znajdują się najbliżej „powierzchni" naszego umysłu; Higgins, 1989; Wyer, Srull, 1989).

dostępność: łatwość, z jaką możemy sobie uświadomić rozmaite myśli i idee; idea dostępna to taka, która jest obecnie uświadamiana albo która może zostać łatwo przywołana do świadomości

Jest interesujące, że — jak wykazały badania — dostępność takich czy innych treści może zależeć od czynników dość przypadkowych. To, co zdarzy nam się przed dostrzeżeniem faktu robić czy myśleć, może wpłynąć na wzbudzenie określonego schematu, czyniąc go bardziej dostępnym. Zwiększą się wtedy prawdopodobieństwo, że zostanie on użyty do zinterpretowania tego, co obserwujemy. Załóżmy na przykład, że tuż zanim mężczyzna w autobusie usiadł obok ciebie, czytałeś Lot nad kukułczym gniazdem Kena Keseya, powieść o pacjentach w szpitalu psychiatrycznym. Jeżeli dostępne w twojej głowię myśli byłyby związane z pacjentami szpitali psychiatrycznych, to zauważywszy dziwnie zachowującego się pasażera autobusu, przypuszczalnie przywołałbyś schemat „człowieka z zaburzeniami umysłowymi", zakładając, że mężczyzna ma poważne problemy psychiczne. Gdybyś jednak myślał właśnie o czymś, co ma związek z alkoholem — np. tuż przed chwilą widziałeś alkoholika wspartego o budynek i pijącego wino z butelki — przypuszczalnie przywołałbyś schemat „pijanego", zakładając, że mężczyzna ma za sobą o kilka kolejek za dużo (por. ryc. 4.1).

Tak więc ostatnie doświadczenia mogą zaktywizować schematy, które ludzie wykorzystują do zinterpretowania sytuacji niejednoznacznych. Tory- Higgins, Stephen Rholes i Cari Jones (1977) zademonstrowali efekt wpływu zdarzeń poprzedzających w następującym eksperymencie. Wyobraź sobie, że jesteś jego uczestnikiem. Po przybyciu na miejsce dowiadujesz się, że masz uczestniczyć w dwóch odrębnych badaniach. Pierwsze dotyczy spostrzegania. Będziesz w nim rozpoznawał różne kolory, przechowując jednocześnie w pamięci zbiory słów. Drugie badanie dotyczy rozumienia czytanego tekstu. Zapoznasz się z notatką mówiącą o kimś imieniem Donald, a następnie podzielisz się swoimi wrażeniami związanymi z tą osobą. Tekst notatki jest przedstawiony na rycinie 4.2. Poświęć chwilę na jego przeczytanie. Co myślisz o Donaldzie?

Być może zauważyłeś, że wiele z jego działań jest niejednoznacznych i mogą być one zinterpretowane zarówno w kategoriach pozytywnych, jak i negatywnych. Weźmy fakt, że pilotował łódź, nie mając o tym wielkiego pojęcia, i że chce przepłynąć żaglówką Atlantyk. Możną to potraktować jako coś zasługującego na aprobatę, dostrzegając u Donalda godną podziwu żyłkę podróżnika. Równie łatwo jednak możną ocenić te działania krytycznie, uznając go za osobę dość lekkomyślną i niebezpieczną. Jak interpretowali to uczestnicy badań? Higgins i jego współpracownicy (1977) stwierdzili, zgodnie z własnymi oczekiwaniami, że zależy to od tego, czy dostępny był schemat pozytywny czy negatywny. W pierwszym badaniu eksperymentatorzy podzielili ludzi na dwie grupy. Każda z nich otrzymywała inne słowa do zapamiętania. Ludzie, którzy zapamiętywali określenia: miłośnik przygody, ufny we własne siły, niezależny, wytrwały, tworzyli sobie pozytywny obraz Donalda, spostrzegając go jako osobę budzącą sympatię, którą cieszą nowe wyzwania. Ludzie, którzy zapamiętywali określenia: lekkomyślny, zarozumiały, skryty, niezdolny do ustępstw, tworzyli sobie negatywny jego obraz, spostrzegając go jako człowieka zadufanego w sobie, który bez potrzeby podejmuje awanturnicze przedsięwzięcia. To jest właśnie przykład wzbudzenia schematu pod wpływem zdarzeń poprzedzających. Określenia przyswajane sobie przez badanych w pierwszej części eksperymentu zwiększały dostępność różnych schematów, wpływając na sposób myślenia o Donaldzie.

RYCINA 4.1. W jaki sposób interpretujemy sytuację niejednoznaczną: rola dostępności i zdarzeń poprzedzających

wzbudzanie schematu pod wpływem zdarzeń poprzedzających: zwiększanie się dostępności schematu pod wpływem tego, co było doświadczane bezpośrednio przedtem

Należy zauważy, że nie samo zapamiętywanie zabarwionych pozytywnie albo negatywnie słów wpływało na to, jak spostrzegano Donalda. W innym wariancie eksperymentu uczestnicy badań również zapamiętywali określenia, które miały wydźwięk albo pozytywny, albo negatywny, jak np. schludny (w jednej grupie) bądź nieuprzejmy (w innej). Te słowa nie wpływały jednak na spostrzeganie przez nich Donalda, ponieważ nie miały związku z jego działaniami. Na przykład, kiedy próbie oceny poddawany jest fakt, że Donald pragnie przepłynąć łodzią żaglową Atlantyk, mało pomocne są określenia: schludny i nieuprzejmy, ponieważ to, jak bardzo ktoś jest schludny czy uprzejmy, nie ma wiele wspólnego z prowadzeniem łodzi. Określenia: miłujący przygodę i lekkomyślny są tu natomiast znaczące i wpływały one na odbiór Donalda. Schemat musi być zarazem i adekwatny, i dostępny, by został wykorzystany w budowaniu obrazu świata społecznego.

Charakterystyka Donalda

Donald spędzał mnóstwo czasu na poszukiwaniu tego, co lubił określać mianem podekscytowania. Wspiął się na Mt. McKinIey, przepłynął kajakiem przez bystrza Colorado, wziął udział w samochodowym rodeo i prowadził łódź z silnikiem odrzutowym — nie wiedząc o łodziach zbyt wiele. Często narażał swoje zdrowie, a nawet życie. Wciąż poszukiwał nowych emocji. Myślał o akrobacji przy wykonywaniu skoków ze spadochronem albo o przepłynięciu Atlantyku łodzią żaglową. Obserwując jego postępowanie, można było się łatwo domyślić, że jest przekonany o własnych możliwościach wykonania wielu rzeczy dobrze. Jeśli pominąć sprawy zawodowe, jego kontakty z innymi ludźmi były dość ograniczone. Czuł, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Gdy Donald powziął jakieś postanowienie, to tak, jakby ta rzecz już była zrobiona, bez względu na to, jak długa i trudna mogła się okazać droga do celu. Zwykle trwał przy swoim, nawet wtedy, gdy znacznie lepiej byłoby zmienić zdanie.

RYCINA 4.2. Wpływ zdarzeń poprzedzających a dostępność. Ludzie na podstawie powyższego tekstu tworzyli sobie obraz Donalda. W uprzednim badaniu niektórzy zapamiętywali określenia, które mogły być użyte do zinterpretowania osoby Donalda w sposób negatywny (np. lekkomyślny, zarozumiały). Inni zapamiętywali określenia, które mogły być użyte do zinterpretowania Donalda w sposób pozytywny (wielbiciel przygody, polegający na sobie). Jak widać na wykresie, ci, którzy zapamiętywali określenia negatywne, tworzyli sobie bardziej negatywny obraz Donalda niż ci, którzy zapamiętywali określenia pozytywne (zaadaptowano z: Higgins, Rholes, Jones, 1977)

Wróćmy na chwilę do przykładu, od którego rozpoczęliśmy rozdział, czyli do tragicznej pomyłki popełnionej przez załogę USS „Vincennes". Zjawiska dostępności i wzbudzenia schematu pod wpływem zdarzeń poprzedzających pomagają zrozumieć, jak mogło dojść do takiego błędu we wnioskowaniu i w decyzji. Jakie myśli mogły być najbardziej prawdopodobne u członków załogi tuż przed dostrzeżeniem irańskiego samolotu? Zważywszy, że znajdowali się oni pod ostrzałem irańskich kanonierek, przypuszczalnie najbardziej dostępny był schemat, zgodnie z którym ten samolot to również przeciwnik szykujący się do ataku. Dobrze do tego pasowałby brak odpowiedzi na wezwania radiowe, atakujące F-14 bowiem nie kontaktują się przez radio ze swoimi ofiarami. Nastawieni na dostrzeżenie maszyny wroga operatorzy radaru błędnie rozpoznali wzór, w jaki układały się napływające dane, odczytując go jako obniżanie się, a nie wznoszenie nadlatującego samolotu. Dominujący i dostępny schemat sprawił że zinterpretowali niejednoznaczne dane w sposób z nim zgodny. Podejmując decyzję, kapitan „Vincennesa" bez wątpienia pamiętał o USS „Stark”, który nie podjął właściwego działania i został trafiony przez przeciwnika. Mając w pamięci te wydarzenia (a także, być może, pamiętając o losie kapitana „Starka"), dowódca „Vincennesa" postąpił zgodnie z informacją, którą dostarczyli mu podwładni, i wydał rozkaz odpalenia rakiet. To wszystko mogło się wtedy uczestnikom wydarzeń wydawać logiczne. Schemat, że są atakowani przez samolot wroga, był tak dostępny i silnie wzbudzony, iż patrząc wstecz, nie można sobie wyobrazić, że mogliby podjąć jakąkolwiek inną decyzję.

Całe myślenie jest sztuką kojarzenia. To, co masz przed sobą, wydobywa z twojej pamięci coś, o czym prawie nie wiedziałeś, że wiesz.

— Robert Frost, wywiad, Writers at Work: Second Series, 1963

Należy podkreślić, że spostrzeganie świata przez pryzmat schematów przynosi niezliczone korzyści. Jedzenie w restauracji nie wymaga od nas wiele wysiłku poznawczego, ponieważ schemat, którym dysponujemy, pozwala nam gładko przechodzić przez to doświadczenie, bez konieczności specjalnego namysłu. Porównaj swoje zachowanie z zachowaniem małego dziecka. Pobyt w restauracji to dla maluchów często trudna sytuacja, ponieważ nie mają one odpowiedniego schematu, który pomógłby im ją zinterpretować. Małe dzieci znają tylko scenariusz „jedzenie w domu", dzięki któremu rozumieją to, co się dzieje podczas kolacji. Nie pojmują zatem, dlaczego danie nie zjawia się natychmiast, dlaczego nie mogą dostać dokładki i dlaczego nie mogą odejść od stołu zaraz po zjedzeniu. Posiłek w restauracji odbiega w każdym aspekcie od jedynego scenariusza, który znają, i zanim nie wytworzą sobie nowego, specjalnego schematu dla tej sytuacji, jedzenie poza domem będzie dla nich przykrym doświadczeniem (tak jak i dla każdej innej osoby!).

Spostrzeganie świata przez pryzmat schematów może być zarazem źródłem problemów. Jeżeli będzie on nietrafny, nieuchronnie doprowadzi do błędnych ocen, tak jak to było w wypadku załogi „Vincennesa". Często przesadnie przywiązujemy się do swoich teorii, trwając zbyt długo przy schematach, które się nie potwierdziły jako trafna reprezentacja rzeczywistości. Przejdziemy teraz do przedstawienia problemów, które mogą wynikać z nadmiernego polegania na schematach.

Zmienianie schematów: jak łatwo ludzie modyfikują swoje poglądy

Większość z nas zna przynajmniej jednego starego zrzędę, który ma ustalony, nieustępliwie broniony pogląd na niemal każdą sprawę. Co w kraju wymaga dziś naprawy? Nasz Stary Zrzęda (S.Z.) zna odpowiedź. Dlaczego nasze szkoły są w tak kiepskiej kondycji? Co musi zrobić miejscowa drużyna baseballowa, żeby zdobyć mistrzostwo? Jaki samochód jest najlepszy? Po prostu spytaj S.Z. Gdybyśmy ośmielili się przedstawić takiej osobie dane niezgodne z jej przekonaniami, bez wątpienia usłyszelibyśmy w odpowiedzi wykład o zawodności statystyki, o próbie zagmatwania problemu przez przygłupich liberałów (albo durnych konserwatystów) lub być może pouczenie w rodzaju: „To jest wyjątek, który potwierdza regułę".

Łatwo uśmiechać się na myśl o takich wszystkowiedzących, będąc w bezpiecznym przekonaniu, że nie jesteśmy ani trochę tak sztywni i niezmienni w naszych poglądach na świat jak oni. Sporo danych przemawia jednak za tym, że większość ludzi nie zmienia łatwo swoich przekonań, nawet w obliczu sprzecznej z nimi informacji. Być może nie jesteśmy aż tak skostniali w poglądach jak Stary Zrzęda, ale także i my nie zmieniamy lekko własnych schematów, nawet kiedy dane wskazują, że powinniśmy to uczynić. Na przykład, kiedy Michaił Gorbaczow został sekretarzem generalnym [partii komunistycznej — przyp. tłum.] Związku Radzieckiego, stawało się stopniowo coraz bardziej jasne, że nie jest to zwykły sowiecki przywódca. Doprowadził on do zakończenia zimnej wojny i do rozpadu Związku Radzieckiego. Inaczej niż jego poprzednicy, nie sprzeciwiał się, a nawet sprzyjał zakończeniu panowania komunistów w Europie Wschodniej. Stosunki między Zachodem i Związkiem Radzieckim nigdy nie były lepsze niż w czasie sprawowania władzy przez Gorbaczowa. Jednak konserwatywni politycy i komentatorzy nie potrafili odrzucić poglądu, że Związek Radziecki to — jak go określił Reagan — „imperium zła". Jeden z nich powiedział: „Rzeczywisty problem nie polega na tym, czy [Gorbaczow] obierze kurs odmienny niż jego poprzednicy, ale czy będzie go realizował bardziej skutecznie". Inny sugerował, że „niebezpieczne jest myślenie, iż Gorbaczow będzie choć odrobinę bardziej »liberalny« czy »elastyczny« w stosunkach międzynarodowych". Nie dawniej niż w 1989 r. wiceprezydent Ouayle powiedział: „Nie sądzę, że nastąpiła istotna zmiana w ich polityce zagranicznej... Wciąż mamy do czynienia z rządem totalitarnym".

Dlaczego ludzie tak trwają przy swoich z góry przyjętych założeniach, nawet gdy mają do czynienia z wyraźnie niezgodną z nimi informacją? Jeden powód poznaliśmy w rozdziale 3: uznanie, że nie mamy racji, wzbudza dysonans, a spostrzeganie rzeczywistości jako zgodnej z naszymi potrzebami, życzeniami i przekonaniami przynosi naszemu ego satysfakcję.

Decyduje tu także sposób funkcjonowania umysłu. Dane potwierdzające nasze przekonania są przez nas łatwiej zauważane, lepiej pamiętane i uznawane za ważniejsze. Informacja niezgodna z przekonaniami częściej zostaje przeoczona, zapomniana i częściej jest uznawana za nieistotną, nawet gdy nie jest ważna dla naszej samooceny. Poniżej przedstawimy kilka przykładów ilustrujących skłonność ludzi do upartego trzymania się własnych schematów. Niektóre z tych przypadków mogą być wiązane i czynnikami motywacyjnymi, takimi jak dysonans, inne ze sposobem, w jaki rejestrujemy i zapamiętujemy informację.

Ludzie spostrzegają nowe dane przez pryzmat schematów. Posługiwanie się schematami w celu zinterpretowania zachowania wieloznacznego, jak czynili to studenci oceniający wykładowcę w eksperymencie Harolda Kelleya (1950), to jedna sprawa, a druga, to gdy schematy dyktują im treść spostrzeżeń. Jeżeli zniekształcamy dane, by stały się zgodne z naszymi schematami, niewielkie są szansę, że zostanie zarejestrowana jakakolwiek prawdziwie niezgodna z tymi schematami informacja.

Kardynalnym błędem jest teoretyzowanie przed zebraniem wszystkich faktów. Wypacza to sąd.

— Sheriock Holmes (Sir Arthur Conan Doyle), 1988

Klasyczna demonstracją tego zjawiska są badania przeprowadzone przez Ala Hastorfa i Hadleya Cantrila (1954). Pokazywali oni studentom Obrcmouth i Princeton film z meczu futbolowego pomiędzy drużynami z tych uczelni i prosili o zanotowanie liczby przewinień popełnionych przez zawodników każdego z zespołów. Gra była szczególnie brutalna, co wzbudzało gorące protesty w obu społecznościach studenckich: każda ze stron obwiniała drugą o kontuzje, do których doszło. Hastorf i Cantrii wysunęli przypuszczenie, że jednym z powodów niezgodności opinii było to, iż studenci z obydwu uniwersytetów, wskutek swojego zaangażowania po jednej ze stron, w rzeczywistości widzieli różne mecze. Badania potwierdziły tę hipotezę. Studenci Princeton, którzy oglądali film, rejestrowali więcej przewinień popełnianych przez drużynę z Dartmouth niż przez zespół z Princeton, podczas gdy studenci Dartmouth dostrzegali coś przeciwnego.

Ludzie spostrzegają rzeczywistość przez pryzmat schematów. Studenci z Princeton i Dartmouth oglądali ten sam film o brutalnym meczu futbolowym pomiędzy obydwiema szkołami. Studenci z Princeton spostrzegali więcej przewinień popełnianych przez drużynę z Dartmouth, podczas gdy studenci z Dartmouth widzieli więcej przewinień po stronie zespołu z Princeton.

zjawisko wrogich mediów: odkrycie, że każda z antagonistycznych, silnie zaangażowanych w coś grup spostrzega neutralne, zrównoważone przekazy mediów jako sobie wrogie, ponieważ media nie przedstawiły faktów jednostronnym ujęciu, o którym antagoniści „wiedzą", że jest prawdą

Należy podkreślić, że zapisując swoje spostrzeżenia, studenci byli absolutnie szczerzy — naprawdę w tym samym filmie widzieli dwie różne rzeczywistości. Zniekształcanie przez schematy tego, co spostrzegamy, sprawia, że mamy tendencję do ujmowania świata w kategoriach czarno-białych, gdzie po naszej stronie jest dobro, a po przeciwnej zło. Tendencyjne spostrzeganie może powodować, że osoby mocno w coś zaangażowane będą sądziły, iż większość innych ludzi interpretuje rzeczywistość błędnie. Na przykład, co by było, gdyby studenci Princeton i Dartmouth obejrzeli w wiadomościach telewizyjnych zrównoważoną, neutralną relację, zgodnie z którą obie drużyny przejawiały brutalne, niesportowe zachowanie? Każda ze stron uznałaby doniesienie za tendencyjne, ponieważ nie przedstawiało ono skrajnego stanowiska uznawanego przez nią za prawdę. Vallone, Ross i Lepper (1985) zademonstrowali zjawisko wrogich mediów, pokazując studentom proarabskim i proizraelskim relacje telewizyjne dotyczące konfliktów na Bliskim Wschodzie

(przedstawiały one masakrę ludności cywilnej z obozu dla uchodźców w Libanie w 1982 r.). Jak oczekiwano, każda grupa była przekonana, że doniesienia miały charakter stronniczy i faworyzowały drugą stronę, ponieważ nie pokazywały jednostronnego punktu widzenia, który był przez nią uznawany za prawdę.

Uczestnicy badań Hastorfa i Cantrila (1954) oraz Vallone'a i jego współpracowników (1985) byli mocno zaangażowani w owe konflikty i było dla nich ważne, by widzieć swoją stronę jako tych „w porządku". Prawdopodobnie działały tu siły motywacyjne, takie jak dysonans. Na przykład, kiedy studenci Princeton zauważali, że jeden z ich graczy robi coś problematycznego, skłonni byli to interpretować jako twardą, ale mieszczącą się w regułach sportową walkę, ponieważ zależało im, by wizerunek ich szkoły pozostawał bez skazy. Studenci z Dartmouth to samo zachowanie gotowi byli interpretować jako bezwzględną, niesportową próbę sfaulowania zawodnika z ich drużyny, co pomagało im utrzymać pogląd, że własna strona jest bez zarzutu. Wystarczy przysłuchać się kilku sprawom rozwodowym, by zaobserwować podobne zniekształcanie faktów w służbie ego.

W pewnych okolicznościach ludzie będą jednak interpretowali fakty jako zgodne z własnymi schematami i oczekiwaniami nawet wtedy, gdy nie są zbyt głęboko zaangażowani w sprawę. Rozpatrzmy badania dotyczące zjawiska nazwanego efektem pierwszeństwa. Kilka eksperymentów dowiodło, że pierwsze wrażenia często są bardzo ważne, ponieważ wpływają na to, jak interpretowana jest informacja napływająca później. (Choć w pewnych okolicznościach występuje efekt świeżości — największy wpływ ma informacja uzyskana na końcu — jak się wydaję, są to jednak zjawiska o charakterze wyjątku od reguły). Efekt pierwszeństwa bierze się stąd, że na podstawie informacji otrzymanej na początku ludzie tworzą schematy, a te wpływają na sposób interpretowania dalszej informacji. To znaczy, ludzie często uporczywie kierują się swoim pierwszym wrażeniem i późniejsza informacja, która mu przeczy, jest ignorowana, uznawana za nieistotną czy niewiarygodną lub bywa reinterpretowana.

efekt pierwszeństwa: proces, za sprawą którego nasze pierwsze wrażenie dotyczące innej osoby wpływa na to, że jej późniejsze zachowanie interpretujemy w sposób zgodny z tym pierwszym wrażeniem

Tę dominację pierwszego wrażenia zademonstrowali w prostym i eleganckim eksperymencie Jones, Rock, Shaver, Goethals i Ward (1968). Uczestnicy badania obserwowali studenta, który w teście wielokrotnego wyboru rozwiązywał trzydzieści problemów dotyczących związków analogii. Mówiono, że problemy te cechują się jednakowym stopniem trudności. Student zawsze rozwiązywał poprawnie połowę z nich. Jedyna różnica w warunkach eksperymentalnych polegała na tym, że raz zaczynał on bardzo dobrze, rozwiązując poprawnie większość początkowych zadań w teście, a potem następowało pogorszenie i rozwiązywał źle większość zadań końcowych, a kiedy indziej ten porządek był odwrócony: przez większość początkowych pozycji testu popełniał błędy, a potem przy większości pozycji końcowych — odnosił sukces. Po zakończonej obserwacji uczestnicy eksperymentu byli proszeni o ocenę inteligencji tego studenta i o przypomnienie sobie, jak wiele problemów rozwiązał poprawnie.

Jak przewidywano, badani okazywali się nieprzejednanymi teoretykami, którzy zniekształcali dane tak, by pasowały do pierwszego wrażenia. Ci, którzy widzieli, jak student rozwiązuje poprawnie większość początkowych problemów, w odróżnieniu od tych, którzy widzieli, jak wykonuje je źle, uznawali go za bardziej inteligentnego i pamiętali, że odpowiedział poprawnie na więcej pytań w teście. Przypomnijmy, że w obydwu wypadkach student rozwiązywał piętnaście z trzydziestu zadań, z których wszystkie były jednakowo trudne. Pomimo to u uczestników eksperymentu wystąpił silny efekt pierwszeństwa: to, co zobaczyli najpierw, zdominowało ich odczucia, prowadząc do pomniejszenia wagi (i w istocie nietrafnego reprezentowania) tego, co nastąpiło później (por. ryć. 4.3). Dlaczego tak się działo? Wydaje się mało prawdopodobne, iż uczestnicy eksperymentu zniekształcali rzeczywistość, by mieć lepsze zdanie o sobie, w myśl wyjaśnień odwołujących się do pojęcia samooceny (np. teoria dysonansu). Uczestnicy eksperymentu oceniali nie siebie samych, lecz jakiegoś nie znanego im studenta, którego prawdopodobnie już nigdy później nie mieli spotkać. Zważywszy, że sytuacja nie była dla nich zbyt angażująca, jest mało prawdopodobne, iż za zniekształcenia tego, co obserwowali, ponosiły odpowiedzialność potrzeby związane z samooceną. Wydaje się raczej, że to raz utworzone schematy zaczynają żyć własnym życiem, wpływając na spostrzeganie przez nich nowej informacji, bez względu na to, czy zagraża samoocenie czy też nie.

RYCINA 4.3. Dominacja pierwszego wrażenia. Ludzie obserwowali odpowiedzi studenta na trzydzieści pytań testowych i następnie przypominali sobie, jak wiele z nich było poprawnych. Ci, którzy widzieli, że jego odpowiedzi na pytania początkowe były w większości poprawne, przeceniali całkowitą liczbę poprawnych odpowiedzi, natomiast ci, którzy zaobserwowali, że większość jego odpowiedzi na pytania początkowe była błędna, nie doceniali tej liczby (zaczerpnięto z: Jones i in., 1968)

Ludzie utrzymują swoje schematy, nawet gdy pierwotne dane je wspierające zostały podważone. Niekiedy słyszymy o jakiejś sprawie czy osobie coś, co potem okazuje się nieprawdą. Moglibyśmy na przykład się dowiedzieć, że Bob dokonuje nielegalnych obrotów akcjami firmy, w której zajmuje kierownicze stanowisko, że Susan jest alkoholiczką albo że Philip i Jane się rozwodzą — po to tylko, by później stwierdzić, że te plotki są fałszywe. Podobnie ława przysięgłych może usłyszeć w sali sądowej o oskarżonym coś, co jest nieprawdą lub zostało zakwalifikowane jako „dowód niedopuszczalny". Sędzia udziela wówczas pouczenia, by nie uwzględniała tej informacji. Czy trudno jest nam odrzucić przekonania lub schematy, gdy fakty wykazują ich fałszywość?

W świetle badań Lee Rossa, Marka Leppera i Michaela Hubbarda (1975) — nie tak łatwo to zrobić. Wyobraź sobie, że jesteś uczestnikiem tych badań. Otrzymujesz stos kartek, które zawierają zarówno rzeczywiste, jak i fikcyjne listy pisane przez samobójców. Twoje zadanie polega na wskazaniu, które z nich są autentyczne, rzekomo w celu badania, jak oddziałują procesy fizjologiczne w trakcie podejmowania decyzji. Po każdej próbie eksperymentator mówi ci, czy odgadnięcie było poprawne. Wykonując zadanie, przekonujesz się, że jesteś w tym dość dobry. Odgadujesz trafnie 24 z 25 kart. Jest to rezultat znacznie przewyższający przeciętną szesnastu trafnych odgadnięć.

RYCINA. 4.4. Efekt uporczywości. Ludziom mówiono, że bardzo dobrze (informacja zwrotna o sukcesie) albo bardzo słabo (informacja zwrotna o porażce) wykonywali zadania w teście wrażliwości społecznej. Następnie mówiono im, że informacja ta była spreparowana i nie miała nic wspólnego z ich rzeczywistymi wynikami. Odczucie ludzi, że wykonywali zadanie dobrze albo źle utrzymywało się nawet po tym, jak dowiedzieli się, że informacja zwrotna była nieprawdziwa (zaczerpnięto z: Ross, Lepper, Hubbard, 1975)

W tym momencie prowadzący badania ogłasza, że eksperyment jest skończony, i wyjaśnia, że dotyczył on w rzeczywistości wpływu sukcesu i porażki na reakcje fizjologiczne. Dowiadujesz się, że informacja zwrotna, która otrzymałeś, była spreparowana; to znaczy, na zasadzie losowej zostałeś przydzielony do grupy, gdzie eksperymentator w 24 wypadkach

na 25 mówił, że decyzja jest trafna, niezależnie od jej faktycznej poprawności. Następnie prowadzący badania daje ci końcową ankietę, w której jest pytanie, w ilu wypadkach, twoim zdaniem, podjąłeś trafną decyzję, i jak sądzisz — w ilu wypadkach twoje decyzje byłyby trafne w kolejnym, jednakowo trudnym teście z nowymi kartami. Co byś odpowiedział? Teraz wyobraź sobie, że trafiłeś do innej grupy eksperymentalnej. Wszystko odbywałoby tu się tak samo, z tym wyjątkiem, że w miarę wykonywania zadania przekonywałbyś się, że nie jesteś w tym dobry. Powiedziano by ci, że odpowiedziałeś trafnie tylko w 10 wypadkach na 25, co jest wynikiem znacznie gorszym od przeciętnego. Wszystko po to tylko, by następnie ujawnić, że ta informacja zwrotna była celowo spreparowana. Jak odpowiedziałbyś na pytania ankiety dowiedziawszy się, że informacja zwrotna była fałszywa?

W zależności od tego, w której grupie się znalazłeś, utworzyłbyś sobie schmat, zgodnie z którym jesteś bardzo dobry albo bardzo słaby w tego rodzaju zadaniach. Co się dzieje, gdy dane wspierające ten schemat zostają podważone? Ross i jego współpracownicy (1975) starali się, by uczestnicy eksperymentu uwierzyli, iż o informacji zwrotnej, którą otrzymywali,. zadecydował przypadek i że nie miała ona nic wspólnego z tym, jak w istocie wykonywali zadanie. Chociaż badani rzeczywiście w to uwierzyli, to ci uczestnicy eksperymentu, którzy otrzymali informację zwrotną o sukcesie, nadal myśleli, że wykonali poprawnie więcej zadań i zakładali, że osiągnęliby w następnym teście lepsze wyniki niż sądzili to o sobie uczestnicy badań, którym zakomunikowano porażkę (por. ryć. 4.4).

efekt uporczywości: odkrycie, że przekonania ludzi dotyczące ich samych i świata społecznego utrzymują się nawet wtedy, gdy dane wspierające te przekonania zostały podważone

Ten rezultat został nazwany efektem uporczywości, ponieważ przekonania ludzi utrzymywały się uporczywie nawet wtedy, kiedy pierwotne świadectwa na ich rzecz zostały podważone. Dlaczego to robią? I znowu, jedna możliwość to nasz stary przyjaciel — podtrzymywanie samooceny: ludzie mogą trwać przy swoich przekonaniach, ażeby nie stracić dobrego zdania o sobie. Ta interpretacja nie może jednak wyjaśnić faktu, że osoby z grupy „porażki" utrzymywały przekonanie, iż nie były zbyt dobre w wykonywaniu zadania. Przekonanie to przecież nie bardzo schlebiało ich samoocenie. Gdyby nadrzędnym celem badanych było utrzymanie tego przekonania, które jest dla nich najbardziej pochlebne, to ci, którzy dowiadywali się, że wykonywali zadanie słabo, powinni być szczególnie skorzy do zaakceptowania faktu, że informacja zwrotna była fałszywa. Dlaczego tak się nie stało? Ponieważ schemat, do którego się odwołali, kształtował ich spostrzeganie rzeczywistości. Po otrzymaniu informacji zwrotnej wyjaśniali sami sobie, dlaczego wykonywali zadanie tak źle lub tak dobrze, przywołując zgodne z uzyskanym wynikiem fakty z przeszłości (np. „Naprawdę jestem bardzo spostrzegawcza. W końcu tylko ja zauważyłam w zeszłym tygodniu, że Jennifer jest przygnębiona" albo „Tak, nie jestem w tym zbyt dobry, przyjaciele zawsze mówią, że o wszystkim dowiaduję się ostatni"). Te myśli pozostawały żywe w pamięci także, gdy dowiadywali się, że informacja zwrotna była fałszywa. Sprawiały one, że sądzili, iż zadanie wykonywali szczególnie dobrze albo szczególnie źle.

Obecność efektu uporczywości nie jest ograniczona do przekonań dotyczących nas samych — uporczywie utrzymywane są również schematy odnoszące się do innych osób. Przypuśćmy, że powiedziano ci, iż najlepsi strażacy to ludzie z natury bardzo ostrożni. Pomyśl, dlaczego tak jest. Jeżeli jesteś podobny do uczestników eksperymentu Craiga Andersona. Marka Leppera i Lee Rossa (1980), przypuszczalnie nie sprawiło ci specjalnych trudności znalezienie odpowiedzi. Płonący budynek to miejsce niebezpieczne, gdzie zdarzają się sytuacje nieprzewidywalne i gdzie ważne jest działanie z rozwagą. Gdybyś rzeczywiście był strażakiem, kogo wolałbyś mieć obok siebie: osobę nierozważną, ryzykancką, która wymachuje toporkiem w dziki, beztroski sposób, czy też kogoś z natury ostrożnego i pamiętającego o możliwych niebezpieczeństwach?

Wyobraź sobie jednak, że poprosiliśmy ciebie o wyjaśnienie faktu przeciwnego — mianowicie, że najlepszymi strażakami są ludzie z natury skłonni do ryzyka. I znowu, jeżeli jesteś podobny do osób badanych w eksperymencie Andersena i jego współpracowników (1980), nie miałbyś kłopotu z wyjaśnieniem również i tego faktu. Strażacy nieraz muszą podejmować ryzyko, by ratować ludzkie życie i dobytek. Gdybyś był uwięziony w ogniu, to czy wolałbyś, żeby pozbawiony lęku, kochający niebezpieczeństwo strażak rzucił się przez płomienie tobie na ratunek, czy też, by niezdecydowana, bojaźliwa osoba pozostawała na zewnątrz, zastanawiając się, czy to jest warte ryzyka?

Rzecz w tym, że ludzie mają skłonność do wyjaśniania wszelkiego rodzaju faktów dotyczących ich samych i świata społecznego. Nawet jeśli podważona zostanie podstawa, na której te fakty się opierały, to wyjaśnienia, które miały je interpretować, zachowują swoją moc i sprawiają, że ludzie nie rewidują swoich przekonań. To właśnie stwierdził Andersen i jego współpracownicy. Po przedstawieniu osobom badanym danych dowodzących, że najlepsi strażacy są ostrożni (albo skłonni do ryzyka) zakomunikowano, że zostały one spreparowane. Pomimo to wszyscy trwali uporczywie w przekonaniu o takim związku pomiędzy osobowością i zdolnościami do walki z ogniem, jaki im wcześniej przedstawiono, ponieważ nie utraciły swojej wiarygodności schematy, które utworzyli, by ten związek wyjaśnić.

Sprawianie, że nasze schematy stają się prawdą: samospełniające się proroctwo

Proroctwo to najbardziej niepotrzebny rodzaj błędu.

— George Eliot (Mary Ann Evans Cross) 1871

Przedstawione badania wykazały, że gdy ludzie uzyskują nowe dane albo gdy stare dane tracą dla nich swą wiarygodność, nie zmieniają swoich schematów w takim stopniu, jak można by tego oczekiwać. Nie jesteśmy jednak tylko biernymi odbiorcami informacji. Często wykorzystujemy swoje schematy w działaniu i w ten sposób wpływamy na to, w jakim stopniu zostają one potwierdzone bądź podważone. Badania dotyczące tego procesu — nazwanego samospełniającym się proroctwem — dowiodły, że ludzie niekiedy bezwiednie zachowują się w sposób, który prowadzi do wytworzenia danych wspierających schemat. Są to, być może, najbardziej pesymistyczne badania, jeśli chodzi o naszą zdolność do zmiany własnych schematów i przekonań.

samospełniające się proroctwo: zjawisko polegające na tym, że ludzie: (a) mają określone oczekiwania dotyczące innej osoby, co (b) wpływa na ich postępowanie względem tej osoby, które (c) powoduje, że zachowuje się ona w sposób zgodny z ich wyjściowymi oczekiwaniami

Klasyczna demonstracja tego efektu została dokonana w połowie lat sześćdziesiątych przez Roberta Rosenthala i Lenore Jacobson (1968) w jednej ze szkół podstawowych. Każdego z uczniów tej szkoły badali oni testem inteligencji i powiedzieli nauczycielom, że niektórzy uczniowie uzyskali wyniki tak dobre, iż w nadchodzącym roku szkolnym niewątpliwie nastąpi rozkwit ich osiągnięć. W rzeczywistości nie musiało to być prawdą. Uczniowie wskazywani jako „talenty", które rozkwitną, zostali wybrani przez badaczy na zasadzie losowej. Jak była o tym mowa w rozdziale 2, posłużenie się procedurą doboru losowego oznacza, że uczniowie ci nie byli, przeciętnie rzecz biorąc, bardziej bystrzy i nie mieli więcej szans na sukces niż pozostałe dzieci. Różnili się oni od swoich rówieśników jedynie w wyobrażeniach nauczycieli (ani uczniom, ani ich rodzicom nie mówiono nic o rezultatach testu).

Po wywołaniu u nauczycieli oczekiwań, że niektóre z dzieci osiągną szczególnie dobre wyniki, Rosenthal i Jacobson nie ingerowali w to, co się miało dalej wydarzyć. W trakcie roku szkolnego co jakiś czas obserwowali rozwój sytuacji w klasach, a na koniec nauki ponownie przebadali wszystkie dzieci prawdziwym testem inteligencji. Czy proroctwo się spełniło? Rzeczywiście to się stało. Ci nieliczni uczniowie w każdej klasie, którzy zostali określeni jako „talenty", w znacząco większym stopniu polepszyli swoje wyniki w teście niż inni (por. ryć. 4.5). Jak mogło do tego dojść? W jaki sposób oczekiwania nauczycieli stały się rzeczywistością?

Należy podkreślić, że nauczyciele nie poświęcali „talentom" wszystkich swoich sił i całego ograniczonego czasu, bezdusznie uznając resztę klasy za niewarta troski. Twierdzili nawet, że spędzali nieco więcej czasu z uczniami, którzy nie uzyskali etykiety „talentu". Stawiali natomiast „talentom” wyższe wymagania, zakładając, że uczniowie ci mają większe zdolności. Dawali im więcej materiału do opanowania, przydzielali materiał trudniejszy, dostarczali więcej informacji zwrotnej dotyczącej ich pracy i dawali częściej możliwość odpowiedzi w klasie. Ponadto nauczyciele stwarzali cieplejszy klimat emocjonalny wokół tych, u których oczekiwali sukcesów, poświęcając im więcej osobistej uwagi, dostarczając więcej zachęty i wsparcia (Rosenthal, 1974). Te zachowania nauczycieli sprawiały, że uczniowie określeni jako „talenty" bardziej się starali i więcej się uczyli, a także zwiększała się ich pewność siebie i samoocena. Uczniowie ci reagowali na poświęcaną im uwagę oraz przyjmowali wskazówki i ich zdolności rzeczywiście rozkwitały (Brophy, 1983; Jussim, 1986; Snyder, 1984).

RYCINA 4.5. Samospełniające się proroctwo: procent uczniów z pierwszej i z drugiej klasy, którzy polepszyli swój wynik w teście inteligencji w trakcie trwania roku szkolnego. Ci uczniowie, od których nauczyciele oczekiwali dobrych wyników, rzeczywiście dokonali większego postępu niż pozostali (zaczerpnięto z: Rosenthal, Jacobson, 1968)

Następne badania wsparły pogląd, że samospełniające się proroctwa nie są wynikiem celowego dążenia do potwierdzania własnych schematów. Pojawiają się one rączej w sposób nieświadomy i mimowolny. Nawet gdy ludzie próbują traktować innych w sposób jednakowy i bez uprzedzeń, ich oczekiwania mogą dojść do głosu niepostrzeżenie, wpływając na zachowanie. To zaś z kolei zmienia zachowanie osoby, z którą wchodzą w interakcję (Darley, Gross, 1983; Word, Zanna, Cooper, 1974). Na przykład Myra i David Sadker (1985) w kilku szkołach średnich zaobserwowali występowanie klasycznego efektu samospełniającego się proroctwa zarówno w stosunku do chłopców, jak i dziewcząt. Nauczyciele swoim zachowaniem bardziej zachęcali chłopców, niż dziewczęta do śmiałego wyrażania własnego zdania i do aktywności na zajęciach. Większość nauczycieli zaprzeczała jednak takiemu swojemu zachowaniu. W istocie nawet nie zdawali sobie oni sprawy z tego, że chłopcy mówią więcej. Nauczycielom pokazano film z rzeczywistej dyskusji toczonej w klasie i pytano ich o to, kto mówił więcej. Odpowiadali, że dziewczęta, podczas gdy naprawdę to chłopcy mówili trzy razy więcej niż ich koleżanki. Badacze (Sądker, Sadker, 1985) twierdzą, że stereotypy związane z płcią mogą oddziaływać podświadomie, wpływając na spostrzeganie przez nauczycieli otoczenia oraz na ich zachowanie w taki sposób, że nie zdają sobie oni z tego sprawy.

Samospełniające się proroctwa dotyczą nie tylko nauczycieli i traktowania przez nich uczniów. Każdy z nas ma najróżnorodniejsze schematy odnoszące się do innych ludzi. Jeżeli kierując się tymi schematami, działamy w taki sposób, że stają się one prawdą, wówczas mamy do czynienia z samospełniającym się proroctwem (Darley, Fazio, 1980). Występowanie samospełniających się proroctw zostało stwierdzone w tak różnych populacjach i w odniesieniu do tak różnych oczekiwań, jak schematy dotyczące potencjalnego partnera randki u studentów college'u, schematy u matek odnoszące się do wcześniaków czy schematy pracowników nadzoru dotyczące aktywności robotników zatrudnionych przy taśmie produkcyjnej (King, 1971; Snyder, Swann, 1978; Stern, Hildebrandt, 1986).

Badania nad samospełniającym się proroctwem prowadzą do przygnębiającego wniosku, że nasze schematy mogą być odporne na zmiany, ponieważ widzimy wielką liczbę fałszywych świadectw potwierdzających. Przypuśćmy, że jakaś nauczycielka żywi przekonanie, iż chłopcy mają wrodzone zdolności, dzięki którym osiągają lepsze wyniki w matematyce niż dziewczęta. „Pani Jones — moglibyśmy powiedzieć — jak pani może w to wierzyć? Mnóstwo dziewczyn świetnie sobie radzi z matematyką". Pani Jones prawdopodobnie pozostałaby nieprzekonana, ponieważ dysponuje danymi, które potwierdzają jej schemat. „W klasach, w których uczyłam przez lata — mogłaby odpowiedzieć — celowało w matematyce prawie trzykrotnie więcej chłopców niż dziewcząt". Popełniany przez nią błąd tkwi nie w opisie faktów, ale w tym, że nie zdaje sobie ona sprawy z własnej roli w ich wykreowaniu. Robert Merton (1948) określił ten proces jako „panowanie błędu": ludzie mogą przywoływać

to, co się rzeczywiście zdarzyło, na dowód, że od samego początku mieli rację".

Przez chwilę pomyśl o swoich własnych schematach i oczekiwaniach związanych z innymi grupami społecznymi, szczególnie z tymi, których nie darzysz wielką sympatią. Mogą to być przedstawiciele określonej rasy czy grupy etnicznej, członkowie rywalizującej korporacji studenckiej, jakiejś partii politycznej czy ludzie o określonej orientacji seksualnej. Dlaczego nie lubisz członków tej grupy? Być może pomyślisz: „Jednym z powodów jest to, że ile razy mam do czynienia z czarnymi (podstaw tu sobie białych. Żydów, gejów, homoseksualistów, heteroseksualistów, członków jakiejś korporacji studenckiej, demokratów, republikanów albo

jakakolwiek inną grupę społeczną), robią wrażenie chłodnych i nieprzyjaznych". I być może masz rację. Reagują na ciebie w sposób chłodny i nieprzyjazny. Nie dlatego jednak, że tacy są z natury, ale dlatego, że odpowiadają na sposób, w jaki ty się do nich odnosisz. Rycina 4.6 ilustruje ten smutny, samonapędzający się cykl samopotwierdzającego się proroctwa.

Często prosimy naszych studentów, by w ramach eksperymentu spróbowali przeciwstawić się temu procesowi. Kiedy następnym razem będziesz miał do czynienia z członkiem grupy, której nie lubisz, spróbuj sobie wyobrazić, że jest to najbardziej przyjazna, uprzejma, czarującą osoba, jaką kiedykolwiek spotkałeś. Bądź tak ujmujący i przyjacielski, jak tylko potrafisz. Być może zaskoczą cię efekty. Ludzie, o których sądziłeś, że są z natury chłodni i nieprzyjaźni, mogą nagle sami zacząć zachowywać się w sposób ciepły i przyjacielski, odpowiadając na twoje odnoszenie się do nich. Spróbuj!

RYCINA 4.6. Samospełn iające się proroctwo. Smutny cykl w czterech aktach

Czy kiedykolwiek uznajemy nasze schematy za nietrafne lub zmieniamy zdanie

Nie chcemy przesadzać z oceną ludzi jako upartych, niezdolnych do ustępstw teoretyków. Po pierwsze, w pewnych okolicznościach ludzie będą kierowali swoją uwagę na informację niezgodną z posiadanymi schematami, a nawet będą takiej informacji poszukiwali. Na przykład, jak wcześniej wspomnieliśmy, jeżeli jakaś informacja jest do tego stopnia niezgodna ze schematem, że ludzie poświęcają czas, próbując ją wyjaśnić lub pogodzić z uprzednimi przekonaniami, to przypominają sobie później tę informację zupełnie trafnie (Hastie, 1980; Srull, 1981). Po drugie, jeżeli ludzie znajdują się w sytuacji, w której jest dla nich ważne, by ich przekonania były trafne i dawały się obronić (np. jeżeli muszą publicznie uzasadnić, dlaczego wyznają takie, a nie inne poglądy), to bardziej prawdopodobne będzie dostrzeganie i uwzględnianie przez nich informacji niezgodnej, a nie jej ignorowanie i pomniejszanie jej znaczenia (Kruglanski, Freund, 1983; Tetlock, 1983). Po trzecie, zidentyfikowano pewne okoliczności, w których ludzie poszukują informacji zarówno mogącej potwierdzić ich hipotezy, jak i im zaprzeczyć i unikają przez to samospełniającego się proroctwa. Stwierdzono, że ludzie traktują innych w sposób nietendencyjny, jeśli nie są pewni, czy ich schemat jest trafny, jeśli istnieje dla niego jasna alternatywa, albo kiedy są specjalnie proszeni o to, by go podważyć (Higgins, Bargh, 1987; Swann, Ely, 1984; Trope, Bassok, 1983).

Twierdzimy po prostu, że ludzie na ogól wykazują opór przed zmianą własnych poglądów i w większości sytuacji zabiera im ona znacznie więcej czasu niż wymagałaby tego logika. Na przykład Carretta i Moreland (1982) ustalili, że w lecie 1972 r., kiedy przesłuchania kongresowe związane z aferą Watergate ujawniały coraz to więcej negatywnych faktów dotyczących prezydenta Richarda Nixona, ludzie, którzy głosowali na Nixona, trwali w swoich pozytywnych opiniach o nim. Przychodzi jednak taki moment, kiedy niezgodnych danych jest tyle i mają one taki ciężar gatunkowy, że nie można ich dalej ignorować i wtedy zmieniają przekonania. Jest to prawdopodobne, zwłaszcza gdy istnieje silny nacisk innych, żeby przyjąć nowe poglądy. Na przykład Theodore Newcomb (1963) w połowie łat trzydziestych badał postawy kobiet, studentek Bennington College. Kiedy zaczynały one uczęszczać do college'u, większość z nich podzielała konserwatywne polityczne poglądy własnych rodziców. Jednak do czasu ukończenia przez nie studiów znacząco zmieniły swą orientację. Opuszczając uczelnię, większość z nich wyznawała poglądy skrajnie liberalne. Zmiana ta była częściowo spowodowana tym, że Bennington tworzyło silnie zintegrowaną społeczność, gdzie normę stanowiły poglądy liberalne: kobiety rozpoczynające studia podlegały znacznej presji rówieśników, by stać się liberałami. Tak więc, chociaż ludzie wysoko cenią sobie własne schematy oraz przekonania i często trwają przy nich nawet w obliczu niezgodnych z nimi danych, to w pewnych okolicznościach zmiany zachodzą.

Podsumowując, stwierdziliśmy, że ilość informacji, z którą mamy do czynienia każdego dnia, jest tak ogromna, że musimy dokonywać jej redukcji do takiej wielkości, nad jaką możemy zapanować. Ponadto ta informacja w pokaźnej części jest wieloznaczna i trudna do rozszyfrowania. Jednym ze sposobów zaradzenia tym problemom jest odwołanie się do schematów, które pomagają zredukować liczbę koniecznych do uwzględnienia danych i zinterpretować informację wieloznaczną. Obecnie zajmiemy się innymi, bardziej specyficznymi uproszczeniami myślowymi, które są wykorzystywane przez ludzi.

Heurystyki wydawania sądów

Pomyśl, w jaki sposób szachiści podejmują decyzję dotyczącą wyboru ruchu. Dobrzy gracze rozważają kilka możliwych posunięć, zastanawiają się, jak prawdopodobnie odpowie przeciwnik, jak oni odpowiedzieliby na tę odpowiedź i tak dalej. Nawet jednak najlepsi gracze nie są w stanie uwzględnić wszystkich możliwych układów przyszłych posunięć. Na przykład, rozpoczynając grę, możesz wykonać ruch jednym z dziesięciu pionków. Na każdy z tych dziesięciu ruchów partner może odpowiedzieć ruchem każdego z dziesięciu własnych pionków. Musisz następnie rozważyć, jak odpowiedziałbyś na każdą z tych stu możliwych kombinacji posunięć. Liczba możliwych zestawień szybko rośnie do wartości tak wielkich, że nawet najpotężniejsze komputery nie mogą przetworzyć ich wszystkich.

Co zatem robią szachiści reprezentujący poziom mistrzowski? Wybierają tylko te możliwe ruchy, które są najbardziej obiecujące, i następnie rozgrywają w myślach posunięcia i kontrposunięcia związane z tymi niewieloma możliwościami. To znaczy posługują się strategiami czy też dobrze wypróbowanymi regułami o charakterze nieformalnym tak, aby zredukować ilość informacji, z którą mają do czynienia, do takiego rozmiaru, nad jakim mogą zapanować. Dokładnie to samo robią ludzie w swoim codziennym życiu. Pomyśl, jak podejmowałeś decyzję o wyborze uczelni. Mogłeś gruntownie przestudiować wszystko, co wiadomo o ponad 2000 college'ów i uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, czytając od deski do deski ich informatory, odwiedzając każdą z tych szkół, rozmawiając ze studentami itd. Byłoby to jednak kosztowne i zabrałoby ci wiele czasu. Zamiast tego prawdopodobnie ograniczyłeś swój wybór do małej liczby college'ów, kierując się określonym przez siebie zbiorem reguł, i dowiedziałeś się o nich tego, co było możliwe. Inaczej mówiąc, oparłeś się na

uproszczonych regułach myślowych. Te reguły nie zawsze prowadzą do decyzji tak dobrej, jaką podjąłbyś, gdybyś przeanalizował wszystkie dane. Na przykład gdybyś wyczerpująco przebadał wszystkie 2000 uczelni w Stanach Zjednoczonych, być może odkryłbyś taką, która odpowiadałaby ci bardziej niż szkoła, w której jesteś. Uproszczone reguły myślowe są jednak efektywne i zwykle prowadzą do dobrych decyzji, podejmowanych w rozsądnym czasie. Czym są te uproszczenia? Stwierdziliśmy już, że należy do nich posługiwanie się schematami. Inną uproszczoną regułę postępowania rozważaliśmy w rozdziale 3: wybierz alternatywę, która da ci poczucie jak największego zadowolenia z siebie. Podstawowe założenie wyjaśnień odwołujących się do pojęcia samooceny, takich jak teoria dysonansu, głosi, że w naszych sądach i decyzjach kierujemy się potrzebą podtrzymania samooceny.

Próbując podjąć decyzję, gdzie ubiegać się o przyjęcie na studia, moglibyśmy rozpatrywać tylko te uczelnie, które dadzą nam poczucie największej własnej wartości, takie jak Harvard czy Stanford. Najwyraźniej jednak ta strategia nie doprowadzi nas dalej. Spostrzeganie tylko tego, co chce się widzieć, i myślenie tylko o rzeczach przyjemnych, budujących poczucie własnej wartości, może mieć skutki bardzo niekorzystne. Wyobraź sobie, że wszyscy absolwenci szkół średnich starają się o przyjęcie jedynie na Harvard University bądź Stanford University, nie zważając na to, że większość się tam nie dostanie. Często konieczne jest utworzenie sobie tak trafnego obrazu rzeczywistości, jak tylko potrafimy, nawet jeśli nie przyniesie wielkiej satysfakcji naszemu ego.

Przeanalizujemy trzy uproszczenia myślowe stosowane przez ludzi w próbach budowania trafnego obrazu świata. Są one nazywane heurystykami wydawania sądów. Wyraz „heurystyka” pochodzi od greckiego słowa oznaczającego „odkrywać". W dziedzinie poznania społecznego heurystyki to reguły, którymi kierują się ludzie, by formować sądy w sposób szybki i efektywny. Zanim przejdziemy do ich omówienia, podkreślmy, że nie ma gwarancji, iż wnioski dotyczące rzeczywistości, które ludzie wyciągają za ich pomocą, będą poprawne. Niekiedy heurystyki są nieodpowiednie do wykonywanego zadania albo są niewłaściwie zastosowane i wtedy prowadzą do błędnych ocen. W istocie pokaźna część badań w dziedzinie poznania społecznego dotyczy właśnie takich błędów w rozumowaniu. Przedstawimy w tym rozdziale wiele przykładów tego rodzaju pomyłek, takich jak nietrafna identyfikacja irańskiego samolotu pasażerskiego dokonana przez obsługę radaru „Vincennesa". Jednak, chociaż mówimy tu o strategiach umysłowych, które czasem prowadzą do błędów, należy pamiętać, że posługiwanie się przez ludzi heurystykami ma sens: w większości wypadków są one wysoce funkcjonalne i dobrze nam służą.

heurystyki wydawania sądów: uproszczone reguły wnioskowania, którymi posługują się ludzie, by wydawać sądy w sposób szybki i efektywny

Heurystyka dostępności: co przychodzi na myśl

Wyobraź sobie, że jakiś przyjaciel podwozi cię na prywatkę. Wsiadasz do samochodu i wahasz się przez chwilę, czy zapiąć pasy. Twoja decyzja będzie przypuszczalnie zależała od tego, jak oceniasz prawdopodobieństwo, że tego wieczora zdarzy się wam wypadek. Na tę ocenę z kolei wpłynie to, jak łatwo możesz przypomnieć sobie przykłady wypadków samochodowych. Przypuśćmy, że inny twój przyjaciel doznał poważnych obrażeń w kolizji na drodze albo że właśnie przeczytałeś w gazecie o szczególnie wstrząsającej katastrofie. Przykłady wypadków drogowych łatwo przyjdą ci na myśl sprawiając, że będziesz bardziej skłonny zapiąć pasy. Tą nieformalna reguła wnioskowania została nazwana heurystyką

dostępności. Odnosi się ona do wydawania sądów na podstawie tego, jak łatwo jest nam coś przywołać do świadomości (Schwartz i in., 1991; Tversky, Kahneman, 1973).

heurystyką dostępności: nieformalna reguła umysłowa, na mocy której ludzie wydają sądy kierując się tym, jak łatwo mogą coś przywołać do świadomości

W wielu sytuacjach heurystyką dostępności jest dobrą strategią. Przypuśćmy, że poprosiliśmy cię o oszacowanie, jaki procent lekarzy w Stanach Zjednoczonych stanowią kobiety. Mógłbyś uzyskać z Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego listę wszystkich lekarzy albo zgadywać na chybił trafił. Inne rozwiązanie to posłużenie się heurystyką dostępności: mógłbyś pomyśleć o lekarzach, których spotkałeś, określić, jak wielu z nich to kobiety, i na podstawie tej próby dokonać umotywowanego oszacowania. Tego rodzaju strategia przypuszczalnie prowadziłaby do całkiem dobrej odpowiedzi.

Problem z heurystyką dostępności polega na tym, że niekiedy to, co jest dostępne w naszej pamięci, ma charakter nietypowy i prowadzi do błędnych ocen. Jeżeli przypadkowo wśród pięciu spotkanych przez ciebie ostatnio lekarzy były cztery kobiety, mógłbyś znacznie zawyżyć procent lekarzy-kobiet w Stanach Zjednoczonych, ponieważ tak wiele przykładów lekarzy tej płci jest dostępnych w twojej pamięci.

Z kolei zastanów się nad pytaniem: Czy więcej jest w języku angielskim wyrazów, które zaczynają się na literę „r", czy też takich, w których pojawia się ona na trzeciej pozycji? Większość ludzi ocenia, że więcej jest wyrazów rozpoczynających się na „r", chociaż w rzeczywistości znacznie więcej jest wyrazów, w których „r" występuje jako trzecia litera. Słowa, które zaczynają się od „r", są bardziej dostępne w pamięci, a zatem łatwiej jest je sobie przypomnieć niż słowa z „r" na trzeciej pozycji.

Tversky i Kahneman (1973), a także inni, przedstawili kilka interesujących przykładów pokazujących okoliczności, w których heurystyką dostępności może prowadzić do nietrafnych wniosków. Wiele z tych badań dotyczyło sądów i zachowań, które są ważniejsze dla ludzi niż to, ile słów zaczyna się na „T".

Na przykład, częste jest przekonanie, że więcej osób traci życie w płomieniach niż wskutek utonięcia. Ta ocena bierze się stąd, że wypadki śmierci w wyniku pożaru mają większe szansę znalezienia się w relacjach środków przekazu i tym samym są bardziej dostępne w pamięci ludzi (Slovic, Fischhoff, Lichtenstein, 1976). W rzeczywistości ludzie znacznie częściej toną niż giną w pożarach. Podobnie, gdybyś prosił ludzi o oszacowanie liczby popełnianych każdego roku w Stanach Zjednoczonych przestępstw z użyciem przemocy, uzyskałbyś bardzo różne odpowiedzi w zależności od tego, ile czasu spędzają przed telewizorem w porze największej oglądalności. Ci, którzy poświęcają na telewizję dużo czasu — a zatem oglądają w wielkiej ilości wyprodukowaną dla nich przemoc — w ogromnym stopniu przeceniają liczbę rzeczywistych przestępstw popełnianych w naszym kraju (Gerbner, Gross, Morgan, Signorielli, 1980). Oto przykład heurystyki dostępności, który możesz sprawdzić na sobie: jaki jest stosunek liczby morderstw do liczby samobójstw w Stanach Zjednoczonych? Nasi studenci niezmiennie odpowiadają, że więcej jest morderstw, jak sądzi każdy, kto czyta gazety lub ogląda wiadomości telewizyjne. W rzeczywistości samobójstw jest co roku blisko 40% więcej niż morderstw.

RYCINA 4.7. Dostępność i traktowanie innych. Czekając na eksperyment, ludzie słyszeli w wiadomościach radiowych doniesienie pozytywne albo negatywne. Osoby, które słyszały wiadomość pozytywną, częściej niż te, które słyszały wiadomość negatywną, przejawiały skłonność do współdziałania z innym uczestnikiem eksperymentu. Osoby, które słyszały wiadomość negatywną, częściej niż te, które słyszały wiadomość pozytywną, zachowywały się względem niego rywalizacyjnie (zaczerpnięto z: Hornstein i in., 1975)

Efekty stosowania heurystyki dostępności to nie tylko jałowe wnioski bez większego znaczenia. Mogą one w istotny sposób wpływać na ludzkie zachowanie. Chociaż dobrze wiadomo, jak ważne są okresowe badania lekarskie, wielu ludzi nie odwiedza lekarza tak często, jak by należało. Na przykład liczba śmiertelnych ofiar raka piersi byłaby mniejsza, gdyby więcej kobiet regularnie poddawało się badaniom mammograficznym. Jednym ze sposobów poprawy sytuacji byłoby szersze rozpowszechnienie danych statystycznych dotyczących prawdopodobieństwa zachorowania na raka piersi. Inny sposób to ukazanie ludziom wyrazistego przykładu osoby, która ma raka piersi. Jeden wyrazisty przykład, łatwo dostępny w pamięci, sprawia, że są oni bardziej skłonni dostrzegać ryzyko własnego zachorowania. Tak się właśnie stało, kiedy żony dwóch prezydentów USA — Betty Ford i Nancy Reagan — wykryły, że mają raka piersi. Kiedy to opublikowano, znacząco wzrosła w Stanach liczba kobiet, które poddały się badaniom mammograficznym.

Wpływ wysoce dostępnego przykładu na zachowanie ludzi został zademonstrowany eksperymentalnie przez Harveya Hornsteina i jego współpracowników (1975). Wyobraź sobie, że przyszedłeś wziąć udział w tym eksperymencie i poproszono ciebie, żebyś posiedział kilka minut w poczekalni. Tak się składa, że włączone jest radio nadające muzykę rozrywkową. Po kilku chwilach dziennikarz podający informacje opisuje albo brutalne morderstwo, albo akt wielkiej wspaniałomyślności — ktoś ofiarował własną nerkę zupełnie nieznajomej osobie z dysfunkcją tych narządów. Następnie pojawia się eksperymentator i wyjaśnia ci, że będziesz brał udział w grze na pieniądze z innym uczestnikiem badań. W tej grze możesz wybrać kooperację — próbując zmaksymalizować kwotę pieniędzy, którą wygrywasz zarówno ty, jak i partner — albo rywalizację — próbując samemu wygrać większość pieniędzy. Co robisz? W rzeczywistym eksperymencie zachowanie ludzi zależało od tego, które z doniesień zostało przeczytane w ich obecności (por. ryć. 4.7). Osoby, które usłyszały o ofiarodawcy nerki, były bardziej skłonne do współdziałania z partnerem niż osoby, które usłyszały o morderstwie. Te różne doniesienia zwiększyły w umysłach uczestników badań dostępność przykładów zachowań — odpowiednio: prospołecznych i antyspołecznych. (Autorzy eksperymentu wykluczyli inne interpretacje tego wyniku, np. możliwość, że doniesienie wpłynęło na nastrój osób badanych, a ten z kolei na ich zachowanie się w grze).

Heurystyka reprezentatywności: jak podobne jest A do B

Załóżmy, że uczęszczasz na uniwersytet w Nowym Jorku. Na zebraniu związku studenckiego spotykasz studenta imieniem Brian. Brian jest blondynem, robi wrażenie człowieka bardzo przyjaznego, pogodnego i rozluźnionego i lubi chodzić na plażę. Jak myślisz, z którego stanu pochodzi? Ponieważ wygląd Briana odpowiada dość powszechnemu wyobrażeniu Kalifornijczyka, być może wysunąłeś przypuszczenie, że pochodzi on z Kalifornii albo przynajmniej poważnie rozpatrywałeś tę możliwość. Gdyby tak było, posługiwałbyś się heurystyka reprezentatywności, co oznacza klasyfikowanie rzeczy na podstawie ich podobieństwa do przypadku typowego (np. na podstawie tego, w jakim stopniu Brian odpowiada twojemu wyobrażeniu Kalifornijczyka).

Heurystyka reprezentatywności: uproszczona metoda wnioskowania polegająca na tym, że klasyfikacji czegoś dokonuje się na podstawie stopnia podobieństwa do przypadku typowego

Kategoryzowanie rzeczy na podstawie ich reprezentatywności jest w pełni sensowne. Gdybyśmy nie posługiwali się heurystyka reprezentatywności, jak inaczej zadecydowalibyśmy, skąd pochodzi Brian? Czy powinniśmy po prostu na chybił trafił wybrać któryś stan, nie próbując oceniać podobieństwa Briana do naszego wyobrażenia studenta ze stanu Nowy Jork i studenta pochodzącego spoza niego? Jest jeszcze inne źródło informacji, które moglibyśmy wykorzystać. Gdybyśmy nie wiedzieli nic o Brianie, rozsądne byłoby przypuszczenie, że pochodzi on ze stanu Nowy Jork, ponieważ na uniwersytetach stanowych więcej jest studentów miejscowych niż przybyłych z zewnątrz. Gdyby nasze przypuszczenie

brzmiało „stan Nowy Jork", posługiwalibyśmy się tak zwaną informacją o proporcji podstawowej albo inaczej — informacją o względnych częstościach przedstawicieli różnych kategorii.

informacja o proporcji podstawowej: informacja o częstości występowania w populacji przedstawicieli różnych kategorii

Co czynią ludzie, kiedy dysponują zarówno informacją o proporcji podstawowej (np. wiedząc, że na uniwersytecie jest więcej mieszkańców stanu Nowy Jork niż Kalifornijczyków), jak i skłaniającą do odmiennych wniosków informacją o rozpatrywanej osobie (np. wiedząc, że Brian jest spokojnym i przyjaźnie nastawionym do ludzi blondynem, który lubi spędzać długie godziny na plaży)? Kahneman i Tversky (1973) stwierdzili, że ludzie ignorują proporcję podstawową, kierując się jedynie oceną reprezentatywności informacji o konkretnej osobie — dla kategorii ogólnej (takiej, jak np. Kalifornijczycy). O ile nie jest to zła strategia, gdy informacja dotycząca tej osoby w dużym stopniu zasługuje na zaufanie, o tyle może nam ona przysporzyć kłopotów, jeżeli jest niepewna. Skoro proporcja podstawowa studentów z Kalifornii na uniwersytecie stanu Nowy Jork jest niska, potrzebowałbyś przekonywających danych wskazujących na to, że ten człowiek jest Kalifornijczykiem, żeby ją zignorować i zaryzykować twierdzenie, iż należy on do tych nielicznych wyjątków. Ponieważ nie jest wcale tak niezwykłe spotkanie ludzi ze wschodnich stanów, którzy mają jasne włosy, są pogodni i zrelaksowani oraz lubią przebywać na plaży, należałoby w tym wypadku nie lekceważyć proporcji podstawowej.

Przyjrzyjmy się innemu przykładowi, który pokazuje, jak nasze poleganie na heurystyce reprezentatywności może prowadzić do błędnego sądu. Zastanów się nad następującym opisem kobiety o imieniu Linda: Linda ma 31 lat, jest niezamężna, otwarta i bardzo inteligentna. Ukończyła studia filozoficzne. Jako studentka była bardzo zaangażowana w kwestie dyskryminacji rasowej i sprawiedliwości społecznej, a także uczestniczyła w demonstracjach antynuklearnych. (Tversky, Kahneman, 1983, s. 297)

Teraz spróbuj odgadnąć, który z następujących opisów Lindy jest bardziej prawdopodobny: „Linda jest kasjerką w banku" czy „Linda jest kasjerką w banku i działa w ruchu feministycznym". Jeżeli przypominasz uczestników badań, które przeprowadzili Tversky i Kahneman (1983), uznałeś drugi z tych opisów za dużo bardziej prawdopodobny niż pierwszy. W końcu kasjerka z banku, która działa w ruchu feministycznym, bardziej przypomina kogoś, kto będąc w college'u zajmował się problemem dyskryminacji niż osoba określona po prostu jako kasjerka. Uważny czytelnik zauważy jednakże, że ten sąd narusza podstawowe prawo prawdopodobieństwa. Logicznie rzecz biorąc, dwa wzajemnie niezależne zdarzenia nie mogą być łącznie bardziej prawdopodobne niż każde z nich osobno. Ponieważ kategorią „kasjerka w banku" obejmuje zarówno osoby, które działają w ruchu feministycznym, jak i osoby, które nie są z nim związane, nie może być bardziej prawdopodobna niż kategoria „kasjerki, które są aktywnymi feministkami".

Tak więc heurystyka reprezentatywności, którą się ludzie posługują, prowadzi niekiedy do problematycznych wniosków. Przez wieki, na przykład, zakładano, że lekarstwo zwalczające chorobę musi w jakiś sposób przypominać jej symptomy. Płuca lisa muszą być specjalnym środkiem na astmę, ponieważ to zwierzę cechuje wyjątkowo rozwinięta zdolność oddychania. Kurkumina ma jaskrawy żółty kolor, co wskazuje na to, że leczy żółtaczkę. (Mili, 1974, s. 767)

Kierowanie się reprezentatywnością niekiedy opóźniało odkrycie rzeczywistej przyczyny choroby. Gdzieś na przełomie wieku artykuł redakcyjny w jednej z waszyngtońskich gazet potępił lekkomyślne trwonienie funduszy federalnych na dziwaczne, naciągane pomysły dotyczące żółtej febry, takie jak absurdalna idea niejakiego Waltera Reeda, że przyczyną żółtej febry jest — ostatnia z możliwych rzeczy, czyli komary.

Zakotwiczenie i dostosowanie: branie za dobrą monetę tego, co się pojawia

Przypuśćmy, że pewnego dnia twój profesor ekonomii prosi grupę o oszacowanie, jaki procent rodzin w Stanach Zjednoczonych ma dochód o wartości co najmniej 40 000 dolarów. Ktoś z pierwszego rzędu podsuwa odpowiedź, że 25%. Profesor stwierdza, iż jest ona błędna i prosi, byś ty spróbował zgadnąć. W tej sytuacji większość osób posłuży się jako zakotwiczeniem czy też punktem wyjściowym wartością 25%, wysuniętą przez pierwszego studenta. Ludzie często dokonują oszacowań w ten sposób, że rozpatrują pewną wartość początkową i następnie decydują, jak muszą ją zmodyfikować w swojej odpowiedzi. Badania wykazały, że oszacowania są niezbyt odległe od punktu zakotwiczenia (DePaulo, Stone, Lassiter, 1985; Edwards, 1968; Jones, 1990; Ross, 1977; Slovic, Lichtenstein, 1971). To znaczy, że twoje oszacowanie przypuszczalnie byłoby dość bliskie wartości 25%, a przynajmniej bliższe niż gdybyś zaczął od rozpatrzenia jakiejś innej wartości, np. 50%. Ta uproszczona metoda dokonywania oszacowań została nazwana przez Tversky'ego i Kahnemana (1974) heurystyka zakotwiczenia/dostosowania.

Heurystyka zakotwiczenia/dostosowania: uproszczona metoda wnioskowania, która polega na posłużeniu się jakąś liczbą czy wartością jako punktem wyjściowym i następnie na sformułowaniu odpowiedzi na pytanie przez zmodyfikowanie tej wartości stanowiącej zakotwiczenie; ludzie często nie modyfikują jej w stopniu wystarczającym

Nieoddalanie się zbytnio od wyjściowego zakotwiczenia często jest dobrą strategią dokonywania oszacowań, zwłaszcza jeśli masz podstawy, by zakładać, że wartość punktu zakotwiczenia jest bliska prawdy. Gdybyś wiedział, na przykład, że przypuszczenie 25% wysunął zdolny student ekonomii, którego ulubionym zajęciem jest zgłębianie statystyk rządowych, mógłbyś przyjąć, że jego oszacowanie nie odbiega zbytnio od prawdy, i samemu podać wartość zbliżoną. Jednak tak, jak to było w wypadku innych rozpatrywanych przez nas heurystyk, ludzie niekiedy zbyt silnie polegają na heurystyce zakotwiczenia, która może również prowadzić do błędnych oszacowań. Stwierdzono, że w niedostatecznym stopniu modyfikują oni wartość wyjściową, nawet kiedy wiadomo, że jest ona nieprawdziwa.

Wiele zademonstrowanych w badaniach przykładów działania heurystyki zakotwiczenia dotyczyło oszacowań wartości liczbowych. Na przykład Tversky i Kahneman (1974) prosili o ocenienie procentu krajów afrykańskich należących do ONZ. Przedtem jednak należało określić, czy procent ten jest wyższy czy niższy od pewnej wartości arbitralnej, wskazanej przez zakręcenie kołem ruletki. W przypadku niektórych badanych osób koło zatrzymało się na liczbie 10; tak więc oceniali oni, czy właściwa wartość jest większa czy też mniejsza od 10%. W tych okolicznościach badani określali przeciętnie, że prawidłowa odpowiedź to 25%. W przypadku innych badanych koło zatrzymało się na liczbie 65 i szacowali oni — jeśli uśrednić ich oceny — że prawidłowa odpowiedź to 45%. Jak się okazuje, dokonywane oszacowania były zakotwiczone przez wartość wyjściową, mimo że badani wiedzieli o jej arbitralnym wyborze.

Tendencja do trzymania się blisko wartości wyjściowej czy wyjściowego przekonania i niekiedy do niewystarczającego korygowania własnych sądów jest głęboko zakorzenioną, fundamentalną cechą ludzkiego umysłu. Filozof Benedykt Spinoza trzy wieki temu dokonał ważnej obserwacji dotyczącej poznawczego funkcjonowania człowieka. Twierdził, że kiedy ludzie po raz pierwszy coś widzą, słyszą lub po raz pierwszy o czymś się dowiadują, biorą to za dobrą monetę i uznają za prawdę. Dopiero po zaakceptowaniu prawdziwości faktu wykonują krok wstecz i rozstrzygają, czy mógł on być fałszywy (Gilbert, 1991, 1993).

Chociaż inni filozofowie (np. Kartezjusz) nie zgodzili się z tym poglądem, badania nad heurystyka zakotwiczenia pokazują, że to, co głosił Spinoza, było zasadne. Jeżeli ludzie wstępnie uznają za prawdę wszystko, co widzą bądź słyszą, zrozumiałe jest, iż wychodząc od punktu zakotwiczenia często niewystarczająco modyfikują swoje przekonania. Na przykład, być może członkowie załogi obsługujący nowoczesny radarowy system ostrzegawczy „Vincennesa" dopuścili, by to, co zdarzyło się USS „Stark", zbyt silnie zakotwiczyło ich oceny. Fakt, że wcześniej irański myśliwiec zaatakował rakietą amerykański statek, mógł utrudniać przyjęcie scenariusza alternatywnego — na przykład takiego, że rozbłysk na ekranie radaru to samolot cywilny.

Powyższy przykład unaocznia, że heurystyka zakotwiczenia wpływa nie tylko na oszacowania wartości liczbowych. Kiedy formujemy sądy o rzeczywistości, pozwalamy często, by nasze osobiste doświadczenia i obserwacje stanowiły zakotwiczenie dla obrazu, który tworzymy, nawet gdy wiemy, że te doświadczenia nie są typowe. Przypuśćmy na przykład, że wybierasz się do popularnej restauracji, którą zachwycają się wszyscy twoi przyjaciele. Tak się akurat złożyło, że danie, które zamówiłeś, jest przypalone, a kelner zachowuje się grubiańsko. W gruncie rzeczy wiesz, że to doświadczenie ma charakter nietypowy — wszyscy znajomi wynosili z tej restauracji wspaniałe wrażenia. Jednak przypuszczalnie stanie się ono zakotwiczeniem dla twojej oceny owego lokalu, sprawiając, że będziesz miał opory, by go ponownie odwiedzić. Nieco dalej przedstawimy inne przykłady ilustrujące wpływ heurystyki zakotwiczenia na sądy społeczne.

Podsumowując, omówiliśmy funkcjonowanie dwóch rodzajów uproszczeń myślowych: schematów i heurystyk wydawania sądu. Pomiędzy tymi dwoma typami poznawczego przetwarzania istnieje ścisły związek. Schematy są zorganizowanymi fragmentami wiedzy o ludziach i o sytuacjach, podobnie jak książki w bibliotece. O tym, który spośród schematów jest przywołany (która z książek zostaje wyjęta z regałów), decydują heurystyki wydawania sądu. Im schemat jest bardziej dostępny w pamięci — im łatwiej znaleźć książkę na regale — tym większe prawdopodobieństwo, że tą właśnie książką się posłużymy. Im bardziej osoba czy sytuacja jest reprezentatywna dla określonego schematu (im większe jest podobieństwo pomiędzy treścią książki i sytuacją, w jakiej się znajdujemy), tym bardziej prawdopodobne, że go wykorzystamy. A kiedy już przywołamy określony schemat i posłużymy się nim jako punktem wyjścia do zinterpretowania sytuacji, to im większa jej reprezentatywność dla tego schematu, w tym większym stopniu będzie on zakotwiczał nasze doznania, utrudniając przywołanie schematów alternatywnych (kiedy książka została już wydobyta i przeczytana, trudno jest całkowicie ją zapomnieć i odesłać na półkę, zastępując inną). Teraz po przedstawieniu podstawowych mechanizmów poznawania społecznego — roli schematów i heurystyk wydawania sądu — przejdziemy do omówienia sposobów stosowania przez ludzi tych uproszczeń myślowych przy wydawaniu specyficznego rodzaju sądów dotyczących świata społecznego.

Posługiwanie się uproszczonymi metodami myślowymi w wydawaniu sądów społecznych

Rozpatrzymy tutaj dwojakiego rodzaju procesy wydawania sądu: a) dokonywanie uogólnień z próby na populację; b) określanie związku pomiędzy dwiema zmiennymi, to znaczy tego, jak trafnie na podstawie jednej z nich można wysnuwać przewidywania dotyczące drugiej. Z każdym z tych typów sądów wiąże się pewna zniekształcająca tendencja w ludzkim funkcjonowaniu poznawczym: nie zawsze wykorzystujemy informację w sposób całkowicie logiczny i racjonalny.

Wnioskowanie z prób niereprezentatywnych: uogólnianie na podstawie informacji z prób

Po kilkudniowym pobycie w New Jersey większość ludzi ma odczucie, że się czegoś dowiedzieli o tym stanie. Tworzymy sobie pogląd na temat bezdomnych po obejrzeniu w telewizji kilku wywiadów z nimi czy po spotkaniu kilku z nich na ulicy. Dokonawszy kilku obserwacji zachowania naszych znajomych, mamy wrażenie, że całkiem dobrze poznaliśmy

ich osobowość. W każdym z tych przykładów wiedza — o mieście czy o człowieku — jest fragmentaryczna. Nie odwiedziliśmy każdego zakątka New Jersey, nie kontaktowaliśmy się ze wszystkimi bezdomnymi i nie byliśmy świadkami wszystkich zachowań naszych znajomych. A jednak tak jak naukowcy na podstawie prób danych wyciągają wnioski dotyczące populacji, tak często my wypełniamy luki w wiedzy zakładając, że to, czego nie zobaczyliśmy, jest podobne do tego, co zostało przez nas zaobserwowane.

Jak to omówiliśmy w rozdziale 2, naukowcy dokonując doboru prób, dążą do tego, by próba była reprezentatywna dla całej populacji. Nierozsądny byłby badacz opinii publicznej starający się przewidzieć wynik wyborów na podstawie małej próbki osób najbardziej bogatych. Badacze opinii publicznej usiłują raczej wyselekcjonować próby, które są reprezentatywne dla całego elektoratu. W życiu codziennym jednak ludzie zwykle nie starają się dobierać prób reprezentatywnych. W istocie często chcemy, by nasze próby były pod różnymi względami tendencyjne. Kiedy zapraszamy gości na prywatkę, nie pragniemy, by była to próba dobrana losowo spośród wszystkich naszych znajomych. Chcemy zaprosić tych, którzy są szczególnie zabawni i interesujący i którzy będą się wzajemnie akceptowali. Jeżeli zwiedzamy Chicago, to nie robimy tego w taki sposób, że wyciągamy plan miasta, zamykamy oczy i odwiedzamy te miejsca, na które zrządzeniem losu opadł nasz palec: próbujemy raczej dobrać tendencyjną próbę miejsc, które są szczególnie interesujące.

Skoro ludzie często celowo dobierają próby niereprezentatywne, moglibyśmy oczekiwać, że nie będą skorzy do dokonywania na ich podstawie uogólnień. Jeśli wiemy, że odwiedziliśmy tylko warte zobaczenia fragmenty Chicago, to prawdopodobnie będziemy ostrożni przed przyjęciem założenia, iż całe Chicago jest podobne do miejsc, które zobaczyliśmy. Ludzie często jednak przejawiają niewrażliwość na to, że próba ma charakter tendencyjny, i mają silną skłonność do uogólniania swoich ograniczonych doświadczeń. Proces ten nazywamy wnioskowaniem z prób niereprezentatywnych.

Na przykład pewnego dnia psycholog społeczny jadł lunch z kilkoma kolegami. Jeden z nich powiedział: „Słuchaj, czytałeś w ostatnim »New Yorkerze« artykuł o samotnej matce żyjącej z zasiłku socjalnego? Co za patologia społeczna! To skłania do zastanowienia się nad naszym systemem świadczeń socjalnych". Tak się złożyło, że wśród osób przy stole był też wybitny ekonomista, ekspert w dziedzinie systemu opieki społecznej. „Dlaczego myślisz, że ona jest typowa?" zapytał. „W rzeczywistości w ogóle nie jest typowa. Przede wszystkim średni czas pobierania zasiłku w jej stanie wynosi dwa lata, podczas gdy ona jest na zasiłku od ponad dziesięciu lat".

To założenie psychologa społecznego, iż wspomniana matka korzystająca z zasiłku jest typowa, stanowiło inspirację badań, które wraz z dwoma kolegami przeprowadził jeden z nas (Hamill, Wilson, Nisbett, 1980). Daliśmy osobom badanym skróconą wersję artykułu z „New Yorkera". Zawierał on wyrazisty opis Carmen Santany, żyjącej wraz z dziećmi z zasiłku. Santana była przyjacielska i ciepła, ale prowadziła życie — według standardów większości łudzi — nieodpowiedzialne i ponure. Często swój czek z zasiłkiem traciła na stanowych loteriach i w nielegalnych totalizatorach. To, co zostawało, wydawała na czynsz, żywność z drogiego miejscowego sklepu i comiesięczne raty za drogie, choć tandetne, pokryte plastikiem meble. Mieszkała w budynku rojącym się od szczurów, ze zniszczonymi drzwiami i dziurawymi skrzynkami na listy, popękanymi ścianami i sufitami, niesprawnymi urządzeniami sanitarnymi. Najmłodsze z jej ośmiorga dzieci (będących rezultatem kontaktów z trzema różnymi mężczyznami) nosiły starą, podartą odzież, a do szkoły uczęszczały — w najlepszym razie — w kratkę. Jedno z nich jeszcze nie zaczęło chodzić do szkoły, ponieważ pani Santana nie miała odpisu jego świadectwa urodzenia. Starsze dzieci były zamieszane w nielegalne zakłady, handel heroiną i prostytucję. Wszystko to razem tworzyło ponury, przygnębiający obraz.

Byliśmy ciekawi, czy po lekturze artykułu o pani Santanie ludzie będą nastawieni bardziej negatywnie do osób żyjących z zasiłku — to znaczy, czy wyciągną wnioski dotyczące populacji na podstawie próby obejmującej jedną osobę, o której czytali. Logicznie rzecz biorąc, powinno to zależeć od tego, za jak typową dla wszystkich pobierających zasiłek uznali oni panią Santanę. Aby sprawdzić, czy badani zachowają się zgodnie z tą logiką, niektórym powiedzieliśmy otwarcie, że pani Santana jest bardzo nietypowa, gdyż pobiera zasiłek znacznie dłużej niż przeciętny odbiorca. Innym zaś, że jest pod tym względem typowa — pobiera zasiłek mniej więcej tak samo długo. Obserwowaliśmy następnie, czy te dwie grupy zmienią swoje postawy wobec zasiłku społecznego, porównując ich poglądy z opiniami osób z grupy kontrolnej, które nie czytały artykułu.

wnioskowanie z prób niereprezentatywnych: dokonywanie uogólnień na podstawie prób informacji, o których wiadomo, że są tendencyjne bądź nietypowe

RYCINA 4.8. Postawy względem osób pobierających zasiłek. Ludzie, którzy przeczytali artykuł o nie budzącej sympatii, pobierającej zasiłek kobiecie, mieli bardziej negatywne postawy względem pobierających zasiłek w ogóle, niezależnie od tego, czy sądzili, że ta kobieta jest typowa czy nietypowa (zaczerpnięto z: Hamill, Wilson, Nisbett, 1980)

Kiedy badanym mówiono, że pani Santana jest typowa, ich postawy względem osób pobierających zasiłek stawały się bardziej negatywne (por. ryć. 4.8). Być może nie ma w tym nic specjalnie dziwnego: ludzie ci wiedzieli, że pani Santana jest co najmniej pod jednym względem podobna do przeciętnego odbiorcy zasiłku, a zatem to, czego się o niej dowiedzieli, uogólniali na całą grupę. Co jednak zaskakujące, w takim samym stopniu skłonni do uogólniania byli uczestnicy badań, którzy dowiadywali się, że pani Santana nie jest typowa. Mimo że potrafili sobie przypomnieć tę informację, w niewielkim stopniu zmieniała ona ich gotowość do wyciągania wniosków ogólnych na podstawie tego, co przeczytali. Stawali się tak samo negatywnie nastawieni do osób pobierających zasiłek, jak osoby, które wierzyły, że pani Santana jest typową przedstawicielką tych osób.

Nawet jeżeli wiemy, że informacja ma charakter tendencyjny albo że dotyczy zjawiska o charakterze wyjątkowym, zupełne jej zlekceważenie może okazać się trudne. Wszyscy wiemy, że reporterzy telewizyjni rzadko przedstawiają informację, która dotyczy rzeczy typowych, ponieważ ich praca polega na relacjonowaniu tego, co niezwykłe, interesujące, co przyciąga uwagę, a nie tego, co zwyczajne. (Jak często słyszymy dziennikarza telewizyjnych wiadomości, który mówi: „Oto główne informacje wieczoru: Barbara Kowalska nie uległa wypadkowi samochodowemu po drodze do biura, a Stan Smith jak co dzień prowadził autobus tam i z powrotem Main Street"?) Tym niemniej, jak się wydaje, nie jest łatwo powstrzymać się od uogólniania tego, co widzimy. Czy to czegoś nie przypomina? Mamy tu jeszcze jeden przykład heurystyki zakotwiczenia/dostosowania. Ludzie wychodzą od punktu początkowego, czyli inaczej od punktu zakotwiczenia („Pani Santana naprawdę była życiową bałaganiarą"), i powinni następnie skorygować swój sąd („Ona nie jest typowa dla całej populacji, a zatem nie możemy na tej podstawie wyciągać wniosków o wszystkich pobierających zasiłek"). Jednakże, tak jak w wypadku innych efektów zakotwiczenia, tak i tutaj ludzie nie korygują swoich sądów wystarczająco i zanadto ulegają wpływowi jednostkowego wyjściowego przykładu.

Ta tendencja nie jest ograniczona do opinii o innych ludziach. Możemy dokonywać nieuzasadnionych uogólnień nawet w odniesieniu do nas samych, na podstawie próbek naszego własnego zachowania. Jones, Rhodewalt, Berglas i Skelton (1981) instruowali badanych, by zachowywali się w stosunku do osoby przeprowadzającej wywiad: a) w sposób maksymalnie konstruktywny, kompetentny i wrażliwy albo b) w sposób skrajnie negatywny, świadczący o niekompetencji i o braku wrażliwości. Po wypełnieniu tego zalecenia uczestnicy eksperymentu dokonywali samooceny, rzekomo w ramach udziału w innym eksperymencie. Mógłbyś pomyśleć, że ci ludzie spostrzegali swoje zachowanie podczas wywiadu jako tendencyjną próbę, z której nic nie wynika dla oceny ich osobowości. W końcu robili po prostu to, co polecił im eksperymentator. Jednakże, tak jak w badaniach Hamillą i współpracowników (1980) dotyczących matki żyjącej z zasiłku, uczestnicy eksperymentu najwidoczniej dokonywali uogólnień na podstawie tego, o czym wiedzieli, że jest próbą tendencyjną. Ci, których poproszono o reagowanie w sposób pozytywny, relacjonowali znacząco większe poczucie własnej wartości niż ci, których proszono o reagowanie negatywne.

Ludzie często dokonują nieuzasadnionego uogólniania na podstawie tendencyjnej próby obserwacji miast. Przytoczmy dla przykładu Johna Steinbecka, który wyraziście zilustrował ten problem w następującym fragmencie:

Nie łudzę się, że w niniejszej relacji operuję elementami stałymi. Dawno temu byłem w starożytnym mieście Pradze i jednocześnie był tam Joseph Asiop, cieszący się zasłużoną sławą krytyka miejsc i wydarzeń. Rozmawiał z dobrze poinformowanymi ludźmi, z urzędnikami, ambasadorami, czytał sprawozdania, nawet rozporządzenia i cyfry, podczas gdy ja w swój niedbały sposób wałęsałem się z aktorami. Cyganami, włóczęgami. Joe i ja wracaliśmy tym samym samolotem do Ameryki i po drodze opowiedział mi o Pradze, i jego Praga nie miała nic wspólnego z miastem, które widziałem i słyszałem. Po prostu nie była tym samym miejscem, a przecież obaj jesteśmy uczciwi, żaden z nas nie jest kłamcą, jeden i drugi jest według wszelkich kryteriów dosyć dobrym obserwatorem, i przywieźliśmy do domu dwa miasta, dwie prawdy. (Przełożył Bronisław Zieliński)

Szacowanie współzmienności: przewidywanie jednej zmiennej na podstawie innej

Jim jest miłym facetem, kiedy spotykasz go na zajęciach. Czy byłby też dobrym współmieszkańcem? Czy to, że podobają ci się zajęcia z psychologii społecznej, oznacza, że będą ci się podobały zajęcia z psychologii rozwojowej? Czy prawdą jest, że blondynki lepiej się bawią albo że dziewczyny rudowłose mają gorący temperament? Każde z tych pytań dotyczy tego, w jakim stopniu możesz przypisać jednej zmiennej (zachowanie się Jima na zajęciach) — inną zmienną (zachowanie się Jima jako współmieszkańca). Takie wnioskowanie nosi nazwę szacowania współzmienności i obejmuje ocenianie korelacji pomiędzy dwiema zmiennymi. Bez rozumienia współzmienności — nie mając wiedzy, z jaką trafnością możemy przewidywać jedną zmienną na podstawie innej — żylibyśmy w świecie nieprzewidywalnym, gdzie wszystkie przyszłe wydarzenia byłyby nieoczekiwane i zaskakujące. Wyobraź sobie, że nie rozumiesz związku pomiędzy przekręceniem kluczyka zapłonu i uruchomieniem silnika w samochodzie i musisz odkrywać ten związek za każdym razem, gdy chcesz gdzieś jechać. Wtedy świat byłby niezbyt przyjemnym miejscem do mieszkania!

szacowanie współzmienności: ocenianie stopnia, w jakim dwie zmienne są skorelowane, to znaczy przewidywanie jednej zmiennej (np. tego, jak przyjacielska jest dana osoba) na podstawie innej zmiennej (np. płci tej osoby)

Stwierdzono, że ludzie mają całkiem dobrą zdolność wykrywania współzmienności przynajmniej wtedy, kiedy nie dysponują z góry jakimś schematem czy oczekiwaniem, które jej dotyczy. Na przykład Jennings, Amabile i Ross (1982) pokazywali osobom badanym kilka obrazków przedstawiających mężczyzn z laskami i prosili te osoby o określenie związku pomiędzy wzrostem mężczyzn i długością lasek. Badani radzili sobie znakomicie, dokonując oszacowania tej współzmienności. Kiedy istniał silny związek pomiędzy wzrostem i długością lasek, zauważali go, gdy go nie było, twierdzili, że korelacji nie ma. Choć nie można powiedzieć, że wykrywamy współzmienność w sposób doskonały, zazwyczaj jednak robimy to zupełnie dobrze. Nie jest to zbyt zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę znaczenie przystosowawcze trafnego dokonywania takich oszacowań. W końcu nawet zwierzęta uczą się wielu korelacji, takich jak np. związek pomiędzy przybiegnięciem na zawołanie a otrzymaniem psiej nagrody. Jednakże dla każdego z nas trudne byłoby uczenie się każdej współzmienności od nowa. Wyobraźmy sobie, że nie mamy pojęcia, które rośliny są jadalne, a które trujące, albo czy jest związek pomiędzy paleniem papierosów i zachorowalnością na raka lub na choroby serca. W końcu moglibyśmy odkryć te związki samodzielnie, ale dopiero po wielu próbach, błędach i (potencjalnie zgubnych) fałszywych założeniach. Na szczęście nie musimy sami uczyć się każdej współzmienności, ponieważ nasza kultura wyposaża nas w schematy i oczekiwania dotyczące wielu z nich.

Niekiedy jednak współzmienności, których uczy nas nasza kultura, same są błędne. Zastanów się nad następującymi teoriami: ludzie są w lepszym nastroju w dni wolne od pracy niż w poniedziałki; jedzenie czekolady zwiększa prawdopodobieństwo pryszczy; wychodzenie w wilgotną, chłodną pogodę zwiększa ryzyko przeziębienia. Czy nie brzmi to sensownie? Ale przeprowadzono badania, które wskazują, że te założenia są błędne (np. Williams, 1983; Wilson, Laser, Stone, 1982). Skoro wiedza o pewnych współzmiennościach, którą sobie przyswajamy, jest błędna, może najlepszym rozwiązaniem byłoby dowiadywać się, co ma do powiedzenia kultura o związku pomiędzy na przykład takimi zmiennymi, jak jedzenie czekolady i nabawianie się trądziku, a następnie sprawdzać na swój własny użytek, czy te sądy są prawdziwe. Moglibyśmy przekonać się sami, czy współzmienność: czekolada-trądzik potwierdza się w naszym wypadku, zjadając wielkie ilości czekolady (jako dobrzy naukowcy chcemy mieć dużą próbę), by zaobserwować, jak bardzo ucierpiała na tym nasza cera. Być może w tym momencie odezwał się w twojej głowie jakiś dzwonek. „Chwileczkę — mówisz — czy nie skończyliście właśnie nas przekonywać, że jak już ludzie mają schemat, to nie jest im tak spieszno do jego podważenia?" Rzeczywiście, tak napisaliśmy i istotnie mamy tu do czynienia z jeszcze jednym przykładem sytuacji, w której człowiek zachowuje się jak uparty, nieustępliwy teoretyk. W kilku badaniach stwierdzono, że kiedy badani dokonują oszacowań współzmienności i spodziewają się związku pomiędzy dwiema zmiennymi, to będą go dostrzegali. Na przykład jeden z nas przeprowadził badania, w których studenci college'u przez pięć tygodni codziennie obserwowali swój własny nastrój (Wilson, Laser, Stone, 1982). Śledzili oni również kilka czynników, z którymi ich nastrój mógł być skorelowany, na przykład ilość snu ostatniej nocy oraz pogodę. Na podstawie tych danych mogliśmy się dowiedzieć, które ze zmiennych (np. pogoda) rzeczywiście korelowały z nastrojem. Porównywaliśmy później te rzeczywiste korelacje z ocenami osób badanych dotyczącymi tego, z jakimi zmiennymi związany był ich nastrój.

Należy podkreślić, że uczestnicy tych badań, w przeciwieństwie do osób, które szacowały związek pomiędzy wzrostem mężczyzn i długością lasek, dysponowali apriorycznymi teoriami dotyczącymi ocenianych zmiennych. Jest wiele powszechnie podzielanych przekonań o czynnikach wpływających na nasz nastrój, jak na przykład, że mamy gorsze usposobienie na początku tygodnia i że w złe samopoczucie wpędza nas brak snu. W badaniach Wilsona i współpracowników (1982) wyznawane przez ludzi teorie, jak się wydaje, w znacznym stopniu determinowały ich opinie o tym, co współzmieniało się z nastrojem, nawet jeżeli te teorie były błędne. Na przykład sporo z nich twierdziło, że brak snu pociągał za sobą kiepski nastrój następnego dnia, gdy dla większości badanych nie było to prawdą.

korelacja pozorna: przekonanie, że dwie zmienne są skorelowane, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest; wynika ono ze schematu, zgodnie z którym istnieje pomiędzy nimi związek

W innych badaniach stwierdzono, że przyswojone schematy mogą zdominować oceny współzmienności, prowadząc do dostrzegania korelacji pozornych (Alloy, Tabachnik, 1984; Berman, Kenny, 1976; Crocker, 1981; Kunda, Nisbett, 1986; Nisbett, Ross, 1980; Trolier, Hamilton, 1986;

Wright, Murphy, 1984). Loren Chapman i Jean Chapman (1967) stwierdzili, że wielu psychologów klinicznych nadal wierzy w trafność pewnych testów diagnostycznych, co do których wielokrotnie wykazywano, że nie sygnalizują poprawnie choroby umysłowej. Jednym z nich jest test „rysunku postaci ludzkiej". Psycholog wnioskuje o osobowości pacjenta na

podstawie sposobu, w jaki rysuje on postać człowieka. Kilka prac wykazało, że ten test nie ma żadnej wartości diagnostycznej. To, jakiego rodzaju rysunki wykonują ludzie, nie ma związku z tym, jakimi są ludźmi. Dlaczego więc wielu klinicystów nadal posługuje się tym testem? Według Chapmana i Chapman (1967) wielu z nich dysponuje schematem, zgodnie z którym pewne rodzaje reakcji w tym teście — powiedzmy, rysunek człowieka z dużymi oczami — oznaczają pewne rodzaje patologii, na przykład paranoję — i ten schemat przesądza o tym, jakiego rodzaju współzmienności dostrzegają u swoich pacjentów. Tak więc prawdopodobnie psychologowie ci będą bardziej skłonni pamiętać przypadek, gdy ktoś narysował duże oczy i był paranoikiem, niż przypadki, gdzie ten związek nie zachodził.

Dotychczas przedstawiliśmy całkiem niemało słabych stron ludzkiego rozumowania. Pokazaliśmy, że ludzie zbyt mocno polegają na praktycznych regułach myślenia opartych na doświadczeniu, pozwalają, by ich schematy oddziaływały nawet wtedy, gdy w grę wchodzi informacja z nimi niezgodna, a ponadto dokonują pochopnych uogólnień na podstawie doświadczeń nietypowych. Niekiedy skutki tych wad ludzkiego rozumowania są tragiczne, tak jak wtedy, kiedy operatorzy radaru na „Vincennesie" mylnie uznali, że atakuje ich irański myśliwiec, mimo że urządzenia radarowe sygnalizowały coś innego.

Czy w istocie nasze myślenie może być aż tak niedoskonałe? W końcu większość z nas daje sobie codziennie radę bez większych potknięć. Niektórzy twierdzą, że psychologowie społeczni przesadzają w ocenach wadliwości ludzkiego rozumowania. Zgodnie z tym poglądem, sprytnie projektują oni zadania, które wciągają ludzi w pułapki i sprawiają, że ci popełniają błędy. Faktycznie postępowanie osób badanych, gdy wykonują te zadania, nie jest reprezentatywne dla sposobu wnioskowania w codziennym życiu. Zwolennicy tego poglądu utrzymują, że zadania wykorzystywane w eksperymentach są podobne do sztuczek magicznych. Iluzjonista może wywołać w nas złudzenie, że rozpłynął się w obłoku dymu, ale to nie oznacza, że nasze spostrzeganie codziennych zdarzeń jest w zasadniczy sposób zaburzone. Inni twierdzą coś przeciwnego: chociaż ludzie potrafią dokonywać złożonych wnioskowań, popełniają również błędy, które mają istotne życiowe konsekwencje.

Powiedziałbym, że największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego.

— Thomas Cariyle

Charakterystyka ludzkiego wnioskowania

Określenie, czym jest „poprawne" wnioskowanie, stanowi podstawową trudność w tej dyskusji. Czy można czynić ludziom zarzut z tego, że nie przeprowadzają wnioskowań w taki sam sposób jak wyćwiczeni logicy? Czy powinniśmy aspirować do bycia komputerami, pozbawionymi uczuć czy emocji, które przetwarzają informację racjonalnie w każdej sytuacji? Kto jest ostatecznym arbitrem ludzkiego myślenia? Oto trudne problemy filozoficzne, które nie mogą być tutaj podjęte w odpowiedni sposób (por. Cohen, 1981; Kahneman, Tversky, 1983; Nisbett, Ross, 1980; Stich, 1990; Stich, Nisbett, 1980, gdzie kwestie te są głęboko analizowane). To, co przedstawiamy, stanowi najlepsze, naszym zdaniem, rozwiązanie sporu o ocenę ludzkiego wnioskowania.

Ludzie robią to, co robią, z sensownych powodów. Reguły wnioskowania (np. heurystyki wydawania sądów), które rozwijały się przez tysiąclecia, są funkcjonalne i zazwyczaj służą nam dobrze. Chociaż niekiedy sprowadzają nas na manowce, częściej jednak są użyteczne. Na przykład jedna z tez tego rozdziału głosi, że ludzie są nieustępliwymi teoretykami trzymającymi się swoich schematów nawet wtedy, gdy niezgodne z nimi dane jaskrawo im przeczą. Nie brzmi to najlepiej. Ale czy chcielibyśmy, by ludzie odrzucali wszystkie swoje aprioryczne oczekiwania i schematy, kiedy wkraczają w nową sytuację? Z pewnością nie. Z przystosowawczego punktu widzenia jest bardzo cenne, że podchodzimy do nowych sytuacji wyposażeni w schematy, które pomogą" nam zinterpretować to, co zobaczymy. Kilku filozofów wysuwało argumenty na rzecz tezy, że lepiej jest zbagatelizować znaczenie danych, które wchodzą w konflikt z przyjętym wcześniej schematem, niż całkowicie zmieniać nasz pogląd za każdym razem, kiedy napotykamy jakiś niezgodny z nim fakt (np. Kuhn, 1962; Polanyi, 1958).

Nieufność skromna, zdaniem świata, jest

— William Szekspir (przełoży} Leon Urlich)

Jako inny przykład rozpatrzmy heurystykę zakotwiczenia/dostosowania. Zapoznaliśmy się z kilkoma przykładami, kiedy to ludzie nie modyfikują wystarczająco swoich sądów w stosunku do punktu wyjściowego, tak jak wtedy, kiedy uznają próby tendencyjne za reprezentatywne dla całej populacji. Podobnie jak wiele innych błędów, które popełniamy, może to być skutkiem ubocznym użytecznej strategii wnioskowania: tendencji do przyjmowania za prawdę tego, co widzimy. Zakładanie, że świat jest taki, jaki nam się wydaje, a nie powątpiewanie za każdym razem w prawdziwość danych, które do nas docierają, jest korzystne z przystosowawczego punktu widzenia („Czy to jakiś samochód zjeżdża na mój pas? Być może powinienem poczekać na dalszą informację przed rozstrzygnięciem, co to jest... BANG!"). W końcu — to, co widzimy i słyszymy, na ogół prawdopodobnie jest tym, czym się wydaje (Gilbert, 1991).

Dane świadczące o błędach we wnioskowaniu mogą być wyolbrzymiane. Eksperymenty dotyczące błędów we wnioskowaniu mogą, przynajmniej w jakimś stopniu, wyolbrzymiać skalę ich występowania w codziennym życiu. W wielu eksperymentach ludzie byli proszeni o dokonywanie oszacowań, które nie miały dla nich wielkiego znaczenia. Wobec takich zadań mogli oni nie troszczyć się zbytnio o trafne wnioskowanie, do którego są zdolni, lecz kosztem większego wysiłku. To domniemanie potwierdzają badania, które wykazały, że kiedy stosowane są zadania o bardziej znaczących konsekwencjach, ludzie dokonują wnioskowań cechujących się większym stopniem złożoności i większą trafnością (Borgida, Howard-Pitney, 1983; Chaiken, Liberman, Eagły, 1989; Darley, Fleming, Hilton, Swann, 1988). Tak było w eksperymencie Allana Harknessa, Kennetha DeBono i Eugene Borgidy (1985). Jego uczestniczki otrzymywały informację o człowieku nazwiskiem Tom Ferguson, którego nigdy wcześniej nie spotkały. Dowiadywały się, jak bardzo Tomowi zależało na tym, by umówić się z każdą z kilku kobiet, i poznawały pewne fakty z nimi związane, na przykład, czy mają poczucie humoru. Uczestniczki badań proszono o ocenę związku pomiędzy cechami kobiet (np. ich poczuciem humoru) i gotowością Toma, by się z nimi umówić. Harkness i jego współpracownicy (1985) stwierdzili, że — podobnie jak w wielu innych badaniach zdolności ludzi do szacowania współzmienności — uczestniczki eksperymentu posługiwały się prostymi strategiami i dokonywały oszacowań, które choć niecałkowicie złe, nie były też najtrafniejsze.

Działo się tak wtedy, kiedy nie były specjalnie zainteresowane, by dokonywać oszacowań jak najstaranniej. Część uczestniczek eksperymentu sądziła, że bierze udział w badaniach dotyczących randek i że one same będą się przez kilka tygodni spotykały z Tomem. Gdy uczestniczkom bardziej zależało na stwierdzeniu tego, co się Tomowi podoba i co mu się nie podoba u kobiet, z którymi się umawia, stosowały bardziej złożone strategie szacowania współzmienności i dokonywały bardziej trafnych ocen (zob. również Dunn, Wilson, 1990; Flink, Park, 1991; Kruglanski, 1989; Petty, Cacioppo, 1986; Tetlock, 1985).

Jest wiele do ulepszenia w ludzkim wnioskowaniu. Być może niektóre laboratoryjne demonstracje błędów w ludzkim wnioskowaniu pociągnęły za sobą przesadną ocenę skali występowania tych błędów w codziennym życiu. Tym niemniej jesteśmy zdania, tak jak i liczni inni autorzy, że wiele z nich może mieć istotne znaczenie (np. Gikmch, 1991; Nisbett, Ross, 1980; Quattrone, 1982; Slusher, Andersen, 1989). Na przykład w rozdziale 13 przekonamy się, że źródło uprzedzeń rasowych może tkwić po części w procesach błędnego wnioskowania. Inny przykład to tragiczny przypadek „Vincennesa". Decyzja o zestrzeleniu irańskiego samolotu mogła mieć wśród swoich przyczyn kilka błędów wnioskowania.

Korygowanie ludzkiego wnioskowania

Skoro skutki niedostatków ludzkiego funkcjonowania poznawczego mogą być przykre, a nawet tragiczne, należy zastanowić się nad tym, jak można te błędy skorygować. Czy można nauczyć ludzi bardziej poprawnego wnioskowania dla uniknięcia błędów, które rozważaliśmy w tym rozdziale? Jeśli tak, to jaki jest najlepszy sposób osiągnięcia tego celu? Pedagodzy,

filozofowie i psychologowie roztrząsali tę kwestię przez dziesiątki lat, a ostatnio pewne fascynujące eksperymenty przyniosły obiecujące rezultaty.

Jedno podejście polega na wzbudzeniu w ludziach nieco więcej pokory w ocenie własnych zdolności rozumowania. Często mamy do swoich sądów zaufanie większe niż powinniśmy. Członkowie załogi „Vincennesa" obsługujący system radarowy za bardzo wierzyli swoim interpretacjom rozbłysków na ekranie i nie sprawdzili wydruków komputerowych, które pokazywały, że irański samolot się wznosił, a nie obniżał. Tę ludzką nadmierną pewność siebie ilustrują wyniki kilku badań, w których proszono uczestników o ocenę, jak bardzo są pewni, że znają odpowiedź na postawione im pytanie, a następnie porównywano ich sądy z rzeczywistymi rezultatami. Na przykład Vallone, Griffin, Lin i Ross (1990) pytali studentów, jak zachowają się w przyszłości i prosili ich o ocenę, jak bardzo są pewni poprawności własnych odpowiedzi. Uczestnicy tych i wielu podobnych badań wyrażali nadmierną pewność: ich odpowiedzi nie były tak poprawne, jak przewidywali. Kiedy ludzie są w stu procentach przekonani, że znają odpowiedź, zazwyczaj odpowiadają poprawnie tylko w 85% wypadków. Kiedy szansę tego, że znają odpowiedź, oceniają na 75%, zazwyczaj odpowiadają poprawnie tylko w 60% wypadków (Lichtenstein, Fischhoff, Phillips, 1982).

bariera nadmiernej ufności: zbyt duże zaufanie do trafności własnych sądów; zazwyczaj nie są one tak trafne, za jakie się je przyjmuje

Każdy zatem, kto usiłuje udoskonalić ludzkie wnioskowanie, musi stawić czoło barierze nadmiernej ufności. Wielu, jak się wydaje, sądzi, że ich rozumowanie jest bez zarzutu i nie wymaga żadnego poprawiania. Drogą do polepszenia ludzkiego wnioskowania może być zatem zajęcie się bezpośrednio tą nadmierną ufnością i uzmysłowienie ludziom, że mogą się

mylić. Tę metodę obrali Lord, Lepper i Preston (1984). Stwierdzili, że kiedy prosili badanych o rozpatrzenie stanowiska przeciwstawnego do tego, które ci podzielali, wtedy budziła się w nich świadomość, że są inne sposoby interpretowania rzeczywistości niż te, które uznawali, i malała częstość popełnianych przez te osoby błędów (zob. również Andersen, Lepper, Ross, 1980; Andersen, Sechler, 1986; Koriat, Lichtenstein, Fischhoff, 1980).

Inne podejście to bezpośrednie uczenie ludzi pewnych podstawowych zasad poprawnego wnioskowania, w nadziei, że będą je stosowali w swoim codziennym życiu. Wiele z nich stanowi już przedmiot nauczania na zajęciach ze statystyki i metodologii badań empirycznych, tak jak zasada, że jeśli chcesz uogólniać z próbki informacji (np. jedna matka żyjąca z zasiłku) na populację (np. wszystkie matki żyjące z zasiłku), musisz mieć dużą, nietendencyjną próbę. Czy ludzie, którzy przechodzą przez zajęcia ze statystyki i metodologii, stosują te zasady w codziennym życiu? Czy rzadziej popełniają takie błędy, jakie rozważaliśmy w tym rozdziale? Czy żeby poznać te zasady, trzeba odbyć cały semestralny kurs, czy można je sobie przyswoić w trakcie jednorazowych zajęć? Seria badań wykonanych ostatnio przez Richarda Nisbetta i jego współpracowników przyniosła pokrzepiające odpowiedzi na te pytania. Nisbett wykazał, że jakość wnioskowania u ludzi może być poprawiona przez akademickie kursy statystyki, zaawansowane zajęcia z metodologii badań empirycznych, a nawet przez krótkie, jednorazowe lekcje (Cheng, Holyoak, Nisbett, Oliver, 1986; Fong, Krantz, Nisbett, 1986; Nisbett, Fong, Lehman, Cheng, 1987; Nisbett, Krantz, Jepson, Kunda, 1983).

RYCINA 4.9. Próbka pytań z testu ludzkich zdolności wnioskowania

(zaczerpnięto z: Lehman, Lempert, Nisbett, 1988)

Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych

idei jednocześnie.

— F. Scott Fitzgerald

Na przykład jedna grupa badań dotyczyła tego, jak różne rodzaje zaawansowanych zajęć wpływają na wnioskowanie, kiedy rozwiązywane są codzienne problemy angażujące rozumowanie statystyczne. Innymi słowy, były to problemy sprawdzające popełnianie błędów podobnych do tych, które rozważaliśmy w tym rozdziale, na przykład sprawdzające rozumienie współzmienności (patrz ryć. 4.9, gdzie znajdują się przykładowe pytania z tego testu). Badacze przewidywali, że studenci psychologii i medycyny będą sobie lepiej radzić z problemami wymagającymi wnioskowania statystycznego niż studenci prawa i chemii, ponieważ programy starszych lat studiów psychologicznych i medycznych obejmują więcej zajęć ze statystyki niż programy pozostałych dwóch kierunków. Jak widać na rycinie 4.10, te przewidywania zostały potwierdzone.

RYCINA 4.10. Wyniki testu zdolności wnioskowania statystycznego uzyskane przez zaawansowanych studentów różnych kierunków. Po dwóch latach studiów słuchacze psychologii i medycyny wykazywali znaczniejszy postęp w rozwiązywaniu problemów wymagających wnioskowania statystycznego niż słuchacze prawa i chemii (zaadaptowano z: Nisbett i in., 1987)

Po dwóch latach studiów słuchacze psychologii i medycyny osiągnęli większy postęp w rozwiązywaniu zagadnień statystycznych niż studenci prawa i chemii. Poprawa była szczególnie imponująca u studentów psychologii kolejnych lat. Jest interesujące, że studenci różnych kierunków nie różnili się pod względem inteligencji ogólnej, na co wskazują jednakowo dobre wyniki, które uzyskali, odpowiadając na podzbiór pytań z Graduate Record Exam. Wydaje się, że na trafność i logiczną poprawność ich wnioskowania przy rozwiązywaniu problemów dotyczących życia codziennego wpłynął raczej różny rodzaj kształcenia, w którym uczestniczyli (Nisbett, Fong, Lehman, Cheng, 1987). Tak więc są powody do optymizmu, jeśli chodzi o możliwość przezwyciężenia takich błędów, jakie udokumentowaliśmy w tym rozdziale. I nie musimy odbywać zaawansowanych studiów, żeby tego dokonać. Niekiedy wystarczy po prostu zastanowić się nad stanowiskiem przeciwstawnym do własnego, tak jak robili to uczestnicy badań przeprowadzonych przez Lorda i jego współpracowników (1984). Poza tym pomocne jest formalne kształcenie w zakresie statystyki — zarówno na poziomie podstawowym, jak i zaawansowanym. Jeśli zatem bałeś się zajęć ze statystyki, nabierz otuchy: mogą one nie tylko stanowić spełnienie pewnego warunku ukończenia studiów, ale także czynnik poprawiający jakość twojego wnioskowania!

Podsumowanie

Mianem poznania społecznego określa się dziedzinę badań nad tym, w jaki sposób ludzie selekcjonują, zapamiętują i wykorzystują informację w wydawaniu sądów i w podejmowaniu decyzji dotyczących rzeczywistości społecznej. Świat społeczny zawiera za dużo informacji,

byśmy mogli w całości ją ogarnąć, zinterpretować i uwzględnić w swoim zachowaniu. Radzimy sobie z tym nadmiarem, stosując metodę oszczędności poznawczej: wykorzystujemy schematy i heurystyki wydawania sądów, które pomagają nam zinterpretować zachowania ludzi i sytuacje oraz odpowiednio zareagować. Schematy to

struktury poznawcze, które organizują informację według pewnych tematów. Schematy wywierają silny wpływ na to, co z otrzymanej informacji zauważamy, o czym myślimy i co później pamiętamy. Kiedy spotykamy sytuację niejednoznaczną, interpretujemy ją zgodnie z naszym schematem. Zwykle łatwiej zauważamy i zapamiętujemy informację odpowiadającą naszym schematom, a lekceważymy i zapominamy informację niezgodną z nimi. Ponieważ ludzką pamięć ma charakter rekonstrukcyjny, „przypominamy sobie" informację zgodną z naszymi schematami nawet wtedy, gdy nigdy się z nią nie zetknęliśmy. Konsekwencją takiego zniekształcania tego, co spostrzegamy, może być zjawisko wrogich mediów. Polega ono na tym, że każda z antagonistycznych, silnie zaangażowanych w coś grup, spostrzega neutralne, zrównoważone przekazy mediów jako sobie wrogie. Ponieważ media nie przedstawiły faktów w jednostronnym ujęciu, które antagoniści spostrzegają jako prawdziwe, każda z grup jest przekonana, że są wobec niej negatywnie nastawione.

Niekiedy do jednej sytuacji ma zastosowanie wiele schematów; to, którym z nich rzeczywiście się posługujemy, może zależeć od dostępności i od wzbudzenia schematu pod wpływem zdarzeń poprzedzających. Schemat może stać się bardziej dostępny w pamięci za

sprawą ostatnich myśli i doświadczeń. Te niedawne zdarzenia mogą zatem wzbudzić określony schemat i sprawić, że będziemy myśleli o rzeczywistości w sposób z nim zgodny. Poleganie na schematach jest do pewnego stopnia przystosowawcze i funkcjonalne, ale ludzie mogą być nadgorliwymi teoretykami. Na przykład, jak dowodzą badania nad efektem uporczywości, niekiedy uparcie trzymamy się swoich przekonań nawet wtedy, kiedy została wykazana ich bezpodstawność. Niekiedy zniekształcamy informację w taki sposób, by pasowała do naszych schematów. Przykładem tego jest efekt pierwszeństwa: nasze pierwsze wrażenie dotyczące innej osoby wpływa na interpretację jej dalszego zachowania, które

spostrzegamy w sposób zgodny ze schematem. Wreszcie schematy wpływają również na nasze postępowanie, są podstawą naszego działania. Najbardziej fascynującym tego przykładem jest samospełniające się proroctwo: sprawiamy, iż nasze schematy stają się prawdą, nieświadomie odnosząc się do innych w taki sposób, że ich reakcja stanowi dla nas potwierdzenie trafności schematu.

Poza schematami wykorzystujemy też heurystyki wydawania sądów, by poradzić sobie z wielką ilością informacji społecznej, z którą mamy do czynienia. Heurystyki są nieformalnymi regułami stosowanymi przez ludzi, by wydawać sądy w sposób szybki i efektywny. Heurystyka dostępności dotyczy tego, jak łatwo możemy coś przywołać na myśl. Ma to istotny wpływ na spostrzeganie przez nas świata. Heurystyka reprezentatywności pomaga nam rozstrzygnąć, jak podobna jest jedna rzecz do innej; posługujemy się nią, klasyfikując ludzi bądź sytuacje na podstawie ich podobieństwa do przypadków typowych. Gdy wykorzystujemy tę heurystykę, mamy tendencję do ignorowania informacji o proporcji podstawowej, to znaczy o apriorycznym prawdopodobieństwie tego, że ktoś lub coś należy do tej kategorii. Ludzie posługują się również heurystyką zakotwiczenia/dostosowania Polega ona na tym, że jakaś informacja odgrywa rolę punktu zakotwiczenia czy punktu wyjściowego dla następnych ocen danego zjawiska. Choć wszystkie trzy heurystyki są użyteczne, mogą one także prowadzić do błędnych wniosków.

Rozważyliśmy również stosowanie przez ludzi myślowych uproszczeń w wydawaniu sądów dwóch specyficznych rodzajów. Po pierwsze, ludzie często popełniają błąd polegający na wnioskowaniu z prób niereprezentatywnych, kiedy to dokonują uogólnień na podstawie próbek informacji, o których wiedzą, że są tendencyjne bądź nietypowe. Po drugie, często nietrafne są również nasze oceny związane z przewidywaniem jednej zmiennej na podstawie innej, czyli inaczej z szacowaniem współzmienności. Jeśli spodziewamy się, że pomiędzy dwiema zmiennymi występuje korelacja w świecie społecznym, mamy skłonność do znajdowania świadectw ją potwierdzających, co w efekcie daje korelację pozorną.

Schematy i heurystyki wydawania sądów istnieją, ponieważ w większości wypadków są przystosowawcze i funkcjonalne. Jednak posługiwanie się nimi jest związane z pewnym ryzykiem — niekiedy prowadzą do wysoce nietrafnych wniosków. Dalej, ludzie muszą poradzić sobie z barierą nadmiernej ufności: są zbyt silnie przeświadczeni o trafności własnych sądów. Na szczęście ostatnie badania pokazują, że niektóre z tych niedostatków ludzkiego wnioskowania mogą być skorygowane, zwłaszcza przez kształcenie w zakresie statystyki.

Literatura

Kruglanski A.W. (1986). Logika poznania naiwnego —proces i treść. W: T. Maruszewski (red.), Poznanie i zachowanie. Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM.

Rosenthal R. (1991). O społecznej psychologii samospelniającego si( proroctwa. W: J. Brzeziński, J. Siuta (red.). Społeczny kontekst badań psychologicznych i pedagogicznych.

Wybór tekstów. Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM.

Skarżyńska K. (1981). Spostrzeganie ludzi. Warszawa:PWN.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Aronson - Rozdział 10, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 14, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 6, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 2, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 1, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 7, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 15, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 5, E. Aronson - Psychologia społeczna
Aronson - Rozdział 12, E. Aronson - Psychologia społeczna
Elliot Aronson ,,Psychologia społeczna roździał 8 postawy
Aronson Psychologia społeczna 2006 rozdział 12, 13,9
aronson psychologia spoleczna i Nieznany (2)
Aronson Psychologia społeczna 2 egzamin
Aronson psychologia społeczna - skrypt, Psychologia
Aronson - Psychologia społeczna serce i umysł - opracowanie, Psychologia społeczna, E. Aronson - Psy
Aronson Psychologia społeczna egzamin

więcej podobnych podstron