Rozdział pierwszy*=> Gdy wracają wspomnienia...
"ŚMIERCIOŻERCA NA WOLNOŚCI!
"Prorok Codzienny" dowiedział się z wiarygodnych źródeł, że jeden z najniebezpieczniejszych zwolenników Sami -Wiecie-Kogo zbiegł wczorajszej nocy z Azkabanu i obecnie jest poszukiwany przez Grupę Aurorów. Mowa o Morianie Snake'u, odpowiedzialnemu za okrutne mordy, wyszukane tortury itp. dokonane na społeczności czarodziejów siedemnaście lat temu. Snake jest wyjątkowo niebezpieczny i stanowi poważne zagrożenie zarówno dla społeczności czarodziejów, jak i dla mugoli. Nie wiadomo w jaki sposób Snake'owi udało się zbiec z Więzienia dla czarodziejów. Pragniemy przypomnieć, że przypadek Snake'a jest już trzecim przypadkiem ucieczki z Azkabanu, co może świadczyć o...."
- * * * - zaklął Severus zgniatając najnowsze wydanie "Proroka Popołudniowego"* i rzucając go na stolik stojący przed fotelem, na którym on sam siedział.
McGonagall podniosła głowę znad testów szóstego rocznika Ravenclavu i obdarzyła Mistrza Eliksirów niezbyt przychylnym spojrzeniem. Nie lubiła, gdy wyrażano się w jej obecności. A już szczególnie nie pochwalała tego u Snape'a, ponieważ nadużywał on nieco łaciny kuchennej. Najukochańszy Profesor w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart odpowiedział jej wzrokiem wściekłego hipogryfa, więc zrezygnowała z jakiejkolwiek reprymendy i wróciła do swojej pracy. Natomiast Snape klął w duchu na czym świat stoi. Mógł się spodziewać, że ta wiekopomna chwila nastąpi prędzej czy później, ale on zdecydowanie opowiadał się za "później". Znał zbyt dobrze Moriana. Swego czasu byli nawet przyjaciółmi, ale ten stan rzeczy minął bardzo szybko z powodu wielu "wybryków", jakich Snake się dopuścił, a których pan Snape nie pochwalał. Po drugie - bardzo trudno było utrzymać przyjaźń w kręgu Śmierciożerców. Taki stan rzeczy zdarzał się bardzo rzadko. Jednak znajomość ta pozwoliła obu panom poznać swe wzajemne wady i zalety bardzo dobrze, co w przyszłości wykorzystywali przeciwko sobie.
Severus zamknął oczy. Nie chciał o tym myśleć, lecz bezskutecznie próbował odpędzić od siebie okrutne wspomnienia.
Usłyszał skrzypienie drzwi od pokoju nauczycielskiego.
- Severusie? - to był Dumbledore.
Mistrz Eliksirów otworzył oczy i zmusił się do zerknięcia, na jedynego człowieka, który wzbudzał jakiekolwiek uczucia w Voldemorcie. Dyrektor świdrował przez chwilę pedagoga zatroskanym spojrzeniem, po czym opuścił pokój . Postrach Hogwartu podniósł się niechętnie z fotela i, ignorując ciekawski wzrok McGonagall, wyszedł za Dumbledorem. Przemierzali w milczeniu ciemne korytarze zamku. Severus nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Nie dlatego, że się bał, ale dlatego, iż natłok wspomnień i myśli powodował w nim swoistego rodzaju blokadę emocjonalną.
Gdy znaleźli się w pięknym gabinecie dyrektora, pierwsze co rzuciło się w oczy Mistrzowi Eliksirów, to najnowsze wydanie "Proroka Popołudniowego", z którego to okładki łypał na nich granatowooki szatyn - Morian Snake. Severus skrzywił się mimowolnie. Samo patrzenie na tego sadystę sprawiało mu ból i wywoływało w nim obrzydzenie. Dumbledore usiadł za biurkiem, a nauczyciel dla odmiany zaczął krążyć po gabinecie. Miał świadomość, że jego ruchy są uważnie obserwowane nie tylko przez starca, lecz również przez jego poprzedników.
- Usiądź - nakazał łagodnie Dumbledore.
- Dziękuję, ale sobie pochodzę - odpowiedział cicho i zaczął krążyć po gabinecie jeszcze szybciej. Cisza, którą zwykle uwielbiał, teraz wprawiała go w zakłopotanie, a to uczucie zaczęło przemieniać się w stan furii.
- No co ja zrobię?! - krzyknął w końcu, bo dłużej nie mógł tego znieść. Starał się unikać spojrzenia dyrektora - Też jestem wściekły - warknął Snape.
- Rozumiem - odpowiedział cicho Dumbledore, nie spuszczając swego wzroku z Mistrza Eliksirów, który w tej chwili wyciągał paczkę papierosów .
- Mogę? - spytał.
- Oczywiście.
- Dziękuje - zapalił fajkę i lżej zrobiło mu się na sercu. Dyrektor wyczarował srebrno - złotą popielniczkę.
- No i się zacznie - mruknął Snape, siadając w puszystym fotelu przed biurkiem dyrektora - Będzie rzeź - zaciągnął się dymem.
Dumbledore przytaknął.
- Ten Pomiot Piekła będzie miał teraz swe obie ręce... Luca i Snake'a. Cholera jasna! Będzie rzeź! - powtórzył cicho, wypuszczając dym.
- Zapewne dzisiaj będziesz miał spotkanie - odezwał się dyrektor.
- Na pewno - mruknął posępnie Snape - Już się nie mogę doczekać. Takie spotkanie po latach będzie bardzo... - zawahał się, szukając odpowiedniego słowa - ciekawe - zakończył gniotąc peta w prześlicznej popielniczce - *** - wyrwało mu się - Przepraszam - spojrzał niepewnie na staruszka.
- Nic nie słyszałem - Dumbledore wyszczerzył się do niego.
- Lepiej już pójdę, bo zacznę przeklinać aż uszy będą więdły - Severus podniósł się z fotela.
- Jeśli masz ochotę - dyrektor ponownie się uśmiechnął.
Naczelny Bydlak Hogwartu odszedł parę kroków od fotela, po czym wrócił i ponownie się w nim zagłębił, ukrywając twarz w dłoniach. Poczuł jak łzy obficie spływają po jego twarzy i niknął w mrokach szaty. Był wdzięczny dyrektorowi za milczenie. Nie miał siły rozmawiać na ten temat. Nie chciał rozmawiać na ten temat. Nie chciał również opuszczać tego bezpiecznego miejsca, jakim był gabinet najlepszego dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Niestety, w chwilę później poczuł palący ból w swym prawym przedramieniu. Chwycił je zerkając zza kurtyny czarnych włosów na Dumbledore'a, który pokiwał ze zrozumieniem. Severus wstał i wyszedł z pomieszczenia bez słowa.
**
Szybkie kroki odbijały się echem od kamiennych ścian korytarza na trzecim piętrze Zamku Hogwart. Światło wpadało przez okna, rozświetlając drobinki kurzu wiszące w powietrzu i igrając w mlecznobiałych włosach pewnego Ślizgona, który w tej chwili przemierzał ów korytarz. Owym chłopakiem było bożyszcze wszystkich dziewcząt w Hogwarcie. No, może nie wszystkich ponieważ jedyną osobą, na którą ten uczeń nie działał tak, jak na resztę była pewna Gryfonka, o wdzięcznym nazwisku Granger. Panna Granger nie tylko nie zwracała uwagi na wdzięki boskiego Ślizgona. Ona go najzwyczajniej w świecie ignorowała. Blondwłosy Ślizgon nie pozostawał jej dłużny i tak oto przedstawiały się ich wzajemne stosunki do wielu lat.
Teraz szanowny pan Malfoy, bo to o nim mowa, był piekielnie wściekły ponieważ:
A) przed chwilą miał bliski kontakt z wyżej wymienioną panną Granger;
B) ów kontakt wytracił go z równowagi psychicznej;
C) kontakt ten zakończył się awanturą na sto fajerwerk;
A tak poza tym, to powinien być już od dziesięciu minut na lekcji transmutacji z ostrą jak brzytwa profesor McGonagall, ale z oczywistych powodów nie był w stanie uczestniczyć w lekcji od początku.
Pan Malfoy złorzeczył w myślach na Granger, ile tylko się dało, i nie przestał tego robić, aż do drzwi sali Transmutacji. Odetchnął i zapukał.
- Wejść.
Dracon wmaszerował do sali niechętnie. Spodziewał się bowiem ostrej reprymendy.
- Jest już dziesięć minut po dzwonku - zaczęła cicho McGonagall - Czekam na wyjaśnienia - założyła rękę na rękę i zaczęła tupać nogą.
- Eeee... - zaczął blondas, ale nie dokończył, bo rozległo się ciche pukanie i do sali wpadła zziajana Granger.
McGonagall zacisnęła usta, świdrując wzrokiem dziewczynę, która starała się ukryć swoją wściekłość, co nawet nieźle jej wychodziło.
- Siadać. Zostajecie po lekcji. Gryffindor i Slytherin tracą po piętnaście punktów - powiedziała szorstko. Draco potelepał się na swoje miejsce, bąknąwszy "przepraszam"
- Tak jak mówiłam, zanim szanowni państwo - spojrzała na Granger i Malfoya wzrokiem bazyliszka - nam przerwali, w ferie wszystkie klasy siódme zostają w zamku - Pansy już otwierała usta by coś powiedzieć - Tak zarządził dyrektor - powiedziała McGonagall - Jako że jesteście na ostatnim roku, profesor Dumbledore pomyślał, że z tej okazji przydałoby się zorganizowanie jakiegoś balu - wyjaśniła tonem pełnym dezaprobaty. Widać, że, w przeciwieństwie do Dumbledore`a, wcale nie pochwalała tego typu praktyk.
W klasie wybuchł gwar. Dziewczyny zaczęły szaleńczo chichotać. Draco popatrzył na nie jak na kretynki, gdyż nie widział w tym nic śmiesznego. Po pierwsze: będzie musiał tańczyć z Parkinson, a na to nie miał ochoty. Po drugie: będzie zmuszony ubrać szatę wyjściową, a to jeszcze bardziej mu się nie podobało. I w końcu po trzecie: szlag go trafiał na myśl o tym, że wszyscy będą mu się przyglądali, a on za bardzo tego nie lubił.
- Oczywiście obowiązują pewne zasady - przez rozmowy przebił się surowy głos profesor McGonagall.
"Ciekawe jakie" zaśmiał się w duchu Dracon. Po ostatnim takim balu w Pokoju Wspólnym Slytherinu tyle się działo, że gdyby się uprzeć, można by odjąć za to wszystkie zarobione punkty, a na dodatek wlepić całemu domowi szlaban.
- A teraz wracamy do lekcji - oznajmiła szorstko pani profesor.
Dwie godziny później, gdy zadzwonił dzwonek, w klasie została tylko ona, Draco i Hermiona. Chłopak oparł się o ławkę i włożył dłonie do kieszeni. Słuchał jednym uchem, a wypuszczał drugim. Nie za bardzo interesowało go to, co ma do powiedzenia najostrzejsza nauczycielka w szkole. Znał dobrze tą gadkę, bo słuchał jej niemal codziennie (w końcu awantury, mimo wszystko, odbywały się często).
- ...i macie szlaban. Razem - zakończyła. To akurat dotarło do bożyszcza nastolatek.
- Słucham?! - niemalże wykrzyknął.
- Tak jak pan słyszał, panie Malfoy - nauczycielka spojrzała na niego, świdrując go wzrokiem - I nie ma żadnego "ale" - zastrzegła, widząc jak Draco otwiera buzię, by zaprotestować - Czy wyrażam się jasno? - spojrzała na Granger.
- Tak, pani profesor - odpowiedzieli równocześnie.
- Oczekuję was dzisiaj punktualnie o siedemnastej w moim gabinecie - uporządkowała papiery na biurku - Możecie odejść.
Blondas rzucił pogardliwe spojrzenie Gryfonce i bez słowa wyszedł z sali.
- Cholera jasna - przeklął, schodząc po schodach .Ostatni wspólny szlaban mieli tydzień temu i gdyby nie interwencja Snape'a to zakończyłby się on tragicznie dla obu stron. Notabene Snape sam im ten szlaban wlepił. Wtedy, w lochu numer sześć, miał ochotę rozwalić Granger na kawałeczki i o mały włos nie spełnił swego pragnienia.
- Szlama - powiedział do obślizgłej ściany w zimnych lochach. Hasło to było efektem przypływu natchnienia u pana Malfoya po kłótni z panną Granger.
Wszedł do salonu Ślizgonów, gdzie Pansy w najlepsze malowała swoje szpony na soczysty pomarańczowy kolor, a Millcenta przeglądała najnowszy numer "Czarownicy", mrucząc coś pod nosem, i skierował się do swego Dormitorium. Oczywiście Vincent i Gregory zdążyli już ugasić pragnienie trzema piwami, a teraz popijali bardzo mocne drinki z palemką **
- Przylacys se? - wybełkotał Vincent.
- Nie - warknął. Rzucił torbę na łóżko i pogrzebał w kufrze w poszukiwaniu "Eliksirów Zaawansowanych - poziom rozszerzony" i jakiejś wolnej rolki pergaminu. Nie miał ochoty na pijackie wygłupy przed szlabanem z McGonagall. Nie uśmiechało mu się siedzieć zalanym w trupa i słuchać smęcenia profesorki na temat zasad panujących w Hogwarcie i relacji miedzy domowych. Wolał słuchać tego na trzeźwo... to znaczy udawać, że słucha, a nie widocznie przysypiać pod wpływem alkoholu. Znalazł w końcu potrzebną księgę i brał ją akurat w ręce, gdy poczuł piekący ból na swym prawym przedramieniu. "Eliksiry zaawansowane - poziom rozszerzony" z łoskotem uderzyły o kamienną posadzkę Dormitorium roku siódmego w lochach Slytherinu, a ich właściciel osunął się obok, trzymając się mocno za przedramię.
- Jeszcze tego było mi trzeba do szczęścia - mruknął "wesoło". Nie przyzwyczaił się jeszcze do bólu, jaki powodowało wezwanie Czarnego Pana.
Crabbe i Goyle zerwali się na nogi z nieco przestraszonymi minami.
- Idziemy - mruknął do nich Dracon wstając.
**
W pokoju o czerwonych ścianach zebrali się chyba wszyscy Śmierciożercy. Severus zauważył również uczniów Hogwartu, na czele z Draconem. Wiedział o ich przynależności do "organizacji" Voldemorta i nie zabraniał im tego, ponieważ nie miał na to najmniejszego wpływu. To ich rodzice zadecydowali, o takiej a nie innej, przyszłości swych pociech, a Snape nie zamierzał się wtrącać w cudze sprawy. Z Draconem to była jednak zupełnie inna sytuacja. Mimo wszystko zdziwił się, widząc młodego Malfoya w kręgu Śmierciożerców - przecież z tego, co mówiła Minerva, Dracon miał za godzinkę szlaban wraz z Granger. Z drugiej strony, gdyby chłopak nie zjawił się na spotkaniu miałby poważne kłopoty ze strony Voldemorta
- Przypomniały mi się stare czasy - odezwał się Lucjusz, który stał obok Mistrza Eliksirów.
- Mi też - mruknął posępnie Severus - Mi też - powtórzył nieco ciszej.
Lucjusz spojrzał ze współczuciem na swego przyjaciela, ale nic nie powiedział.
Voldemorta jeszcze nie było - zapewne ucinał sobie pogawędkę ze swym pupilkiem, Morianem.
- Widzę, że Dracon się zjawił - przerwał ciszę Snape.
- Spróbowałby inaczej - odpowiedział Malfoy Senior, patrząc z troską na swe jedyne dziecko. - Muszę z nim pogadać... Ten jego ostatni wybryk z Granger - dodał ze złością.
- Cała szkoła huczała o tym przez tydzień - zaśmiał się Severus.
Kłótnie między synem Lucjusza a Hermioną Granger przeszły do legendy zamku i w pokoju nauczycielskim uwielbiano opowiadać sobie najlepsze ich fragmenty. Severus zauważył nawet, że większość nauczycieli mówi o nich z pewnym sentymentem. Jednak wśród kadry pedagogów nadal panowała zgodna opinia, że należy te praktyki jak najszybciej ukrócić, nim dojdzie do tragedii. O ile na początku były to małe spięcia, teraz przerodziło się to w partyzantkę z użyciem poważnych zaklęć.
- Jeśli już mówimy o kontaktach "twój syn - Granger" to czy wiesz, że dziś dostali kolejny szlaban? RAZEM. Już niedługo pobiją rekord Złotej Czwórki Gryffindoru - zaśmiał się ironicznie Snape.
Łapa, Rogacz, Lunatyk i Glizdogon byli dotychczas rekordzistami, jeśli chodzi o szlabany. Dostawali co najmniej sześć tygodniowo. Granger i Malfoy najwyraźniej przymierzali się do pobicia tego rekordu.
- Z kim ten szlaban? - spytał od niechcenia Lucjusz.
- McGonagall. Za... - Mistrz Eliksirów spojrzał na swój srebrny japoński zegarek - ... pół godziny.
-O rzesz... - mruknął głównodowodzący Śmierciożerców - McGonagall powariowała.
- Też tak pomyślałem zważywszy na to, co miało ostatnio miejsce podczas mojego szlabanu z tą dwójką - mruknął profesor.
- Cale szczęście, że tam byłeś. Gdyby nie... - urwał, bo do pokoju wkroczył Voldemort, a za nim wysoki, granatowooki szatyn, o odpychającym wyrazie twarzy - Morian Sanke.
Pomiot Piekła zasiadł w wysokim, obitym w czerwony aksamit fotelu i rozejrzał się po swych poplecznikach. Snake stanął za oparciem fotela i bezwstydnie zaczął przyglądać się Draconowi, co Severusa troszeczkę zaniepokoiło.
- Witajcie. Jak widzę wszyscy stawili się na moje wezwanie. Wspaniale - Czarny Pan zaśmiał się zimno - Powitajmy w naszym gronie kochanego przyjaciela, Moriana. Wspaniale, że do nas powróciłeś - Morian, który usłyszawszy swe imię wyszedł zza oparcia, stanął przed Tym - Którego Imienia - Nie - Można - Wymawiać, a następnie uklęknął i ucałował swego Pana w rodowy sygnet Slytherinów .
Severus prychnął bezgłośnie. Nikt nie cieszył się z powrotu Moriana. Absolutnie nikt. W końcu trudno się cieszyć z powrotu najokrutniejszego Śmierciożercy, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi.
Kapuś Voldemorta powrócił.
Rozdział drugi*=> Nie prowokuj...
Hermiona punktualnie o siedemnastej zjawiła się przed drzwiami gabinetu profesor McGonagall. Szczerze mówiąc to wolałaby mieć szlaban z Filchem niż trzy godziny spędzić z Malfoy` em. To był ich milionowy szlaban i nawet Ron stwierdził, że niewiele im brakuje do pobicia rekordu jego braci bliźniaków...Ech. Hermiona nie pamiętała kiedy ostatnio za starcie nie wlepiono im szlabanu....Chyba w piątej klasie .Od tego czasu minęło półtora roku a ich wzajemne relacje pogorszyły się diametralnie: pałali do siebie czystą nienawiścią.
Dziewczyna nie rozumiała co reszta żeńskiej części szkoły widzi w tym blond włosym pajacu. Ona osobiście nie widziała w nim nic oprócz wad...bo zalet nie posiadał wcale. Według niej był największym debilem, rasistą i lalusiem jaki kiedykolwiek chodził po tej planecie. Ślizgon doprowadzał ją do stanu czystej furii i nie raz miała ochotę potraktować go Cruciatusem bądź Tomorą...Niestety, z przyczyn oczywistych nie było jej to dane. Przyjęła wiec inną taktykę: totalna ignorancja. Jak na razie spisywała się bez zarzutów. Wyjątek: dzień dzisiejszy. Poza tym jeśli nie Tomorą czy Crucio to może plaskacz by coś zdziałał .Po dziś dzień wspominała z sentymentem dzień ,w którym przyłożyła podłej tchórzofretce plaskacza. To była wspaniałe uczucie widzieć Malfoy `a całkowicie zdezorientowanego.
Z uśmiechem na ustach zapukała do drzwi gabinetu McGonagall.
-Wejść.
Dziewczyna weszła do gabinetu opiekun swego domu z niechęcią.
-Proszę usiąść panno Granger.-"Kosa"( jak nazywali McGonagall uczniowie) wskazała na jeden z dwóch wysiedzianych foteli, stojących przed biurkiem. Dziewczyna zajęła niepewnie miejsce .Zauważyła, że Malfoy` a jeszcze nie ma choć zegar na ścianie wskazywał na pięć po piątej.
W gabinecie zapanowała cisza- McGonagall zagłębiła się z powrotem w swej pracy a Hermiona w swych myślach.
**
W pokoju wrzało. Voldemort przed chwilą ogłosił swój genialny plan, który wcale, ku jego zdziwieniu, nie spodobał się Śmierciożercom. Jego poplecznicy przekrzykiwali się, kręcili głowami lub też mruczeli coś pod nosem zerkając niepewnie na Snake `a.
Tylko cztery osoby milczały: Severus , Lucjusz, Dracon i Voldemort.
Pierwsza trójka miała świadomość, że każde słowo może ich kosztować życie a ostatni z zainteresowaniem śledził rozwój wypadków.
-To jest niedorzeczne.-zagrzmiał Nott.
-Niebezpieczne. -warknął Rockwood.
-Bzdura.-zaśmiał się Snake.
Czarny Pan nadal milczał.
-A co wy o tym myślicie ?-zwrócił się do Severusa i Lucjusza.
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Wszyscy byli ciekawi co mają do powiedzenia na ten temat dwaj najbardziej zaufani ludzie Voldemorta. Mistrz Eliksirów zauważył, że jego ex-przyjaciel mierzy go lodowatym spojrzeniem.
-Zgadzam się z Rockwoodem. Po pierwsze plan jest zbyt zagmatwany, po drugie cała akcja jest zbyt niebezpieczna zarówno dla nas jak i dla ciebie, Panie. I wreszcie może spowodować ujawnienie naszego świata Mugolom a tego nikt by nie chciał.-zakończył cicho wpatrując się w szkarłatne ślepia Voldemorta ze spokojem.
-A tak poza tym Morian wyszedł-wyraźnie zaakcentował to słowo- wczoraj z Azkabanu i nie wie, że teraz sporo się zmieniło.-obdarzył Snake`a lodowatym spojrzeniem.
-Wiesz Severusie, świat nie ma tu nic do gadania...a już tym bardzie moja odsiadka w kiciu. Ja myślę, że ty się po prostu boisz o swoją posadkę w Hogwarcie i pozycję wśród Śmierciożerców.- Snake taksował go wzrokiem.
-Moja pozycja i moja posada nie liczą się póki wykonuje rozkazy Czarnego Lorda. Ja, w przeciwieństwie do ciebie...bo zapewne to ty podsunąłeś ten plan naszemu Mistrzowi...myślę logicznie a przede wszystkim praktycznie.-wycedził przez zęby Mistrz Eliksirów.
-Tak? No to powiedz mi, gdzie podziała się twoja logika i praktyka, gdy mordowałem ci Elen. -zaśmiał się Snake.
Atmosfera w pokoju zgęstniała tak, że można było tylko powiesić w powietrzu kowadło a ono by nie spadło.
Snape`a zmroziło.
-Ty....-wysyczał robiąc krok w kierunku Moriana .Miał ochotę udusić tego s*** syna gołymi rękami, bez względu na konsekwencje. Nie dbał o to, że obserwują go jego uczniowie, Voldemort, Śmierciożercy. Jego jedynym marzeniem było zacisnąć ręce na szyi Snake `a i pozbawić go życia. Poczuł jak Lucjusz łapie go za rękę. Odwrócił się do niego zaskoczony i rozwścieczony.
"Nie warto." mówiły jego oczy.
Przez chwile wpatrywał się w przyjaciela po czym cofnął się na swoje miejsce i mordował wzrokiem Snake`a.
-A ty Lucjuszu? -Czerwone ślepia Voldemorta, które przed chwilą z podnieceniem obserwowały ruchy Naczelnego Bydlaka Hogwartu, teraz wpatrywały się wyczekująco w przedstawiciela jednego z najstarszych rodów czarodziejskich w Wielkiej Brytanii.
-Absolutnie odradzam tę akcję Panie.- Powiedział cicho lecz stanowczo.
Podmiot Piekła wydawał się zaskoczony takim obrotem sprawy.
-Jakie są szanse na powodzenie Morianie?- spytał po chwili milczenia.
-Pięćdziesiąt procent.-odpowiedział.
-I pan myśli, że to wypali?- zakpił ktoś.
Wszystkie oczy zwróciły się ku pewnemu blondynowi, który teraz wpatrywał się ironicznie w Moriana Snake` a. Severus i Lucjusz zbledli.
-Tak panie....-Morian dokładnie mu się przyjrzał .-A niech to smok zionie! Ty jesteś synem Lucjusza.-zerknął ku Malfoy` owi seniorowi , który poruszył się nieznacznie. -Draco? -spytał z ironią.
-Tak. Dracon Malfoy.- przedstawił się chłopak uśmiechając się kpiąco.-Według mnie ten plan nie ma najmniejszej szansy na powodzenie.-powiedział obojętnie.
-Wybacz Draconie , ale to nie ty tutaj decydujesz i twoja opinia nie ma tu żadnego znaczenia....Chyba, że osiągniesz taka pozycję jak twój ojciec. Wówczas może się coś zmieni.-stwierdził chłodno Snake. Dracon poróżowiał lekko na twarzy a Lucjusz zacisnął pięści.
-Dlaczego tak uważasz Draconie?- odezwał się Lord Voldemort.
-Proste. Nawet największy kretyn na tej planecie wie , że atak na Hogwart to totalna głupota.-wzruszył ramionami.
W pokoju zapadła grobowa cisza. Śmierciożercy byli w szoku. Żaden z nich nigdy nie odezwał się takim tonem do Mistrza.
"Za chwilę stracę syna" -pomyślał z rozpaczą Lucjusz wpatrując się w swe jedyne dziecko. Dziecko , które odważyło się powiedzieć prawdę samemu "szefowi " bez zająknięcia. Severus natomiast zerknął na Czarnego Pana: na jego twarzy widniał rzadki obraz zaskoczenia z domieszką podziwu. Mistrz Eliksirów odetchnął z ulgą.
-Masz rację.- Voldemort przerwał milczenie-Jesteśmy zbyt słabi aby uderzyć na Hogwart. TERAZ jesteśmy zbyt słabi. Gdy tylko Dementorzy i Olbrzymy powrócą do nas będziemy gotowi. Na razie twoje plany, Morianie, odłożymy na późniejszy termin.
Severus usłyszał jak Lucjusz wypuszcza cicho powietrze. Sam również się rozluźnił. Oznaczało to bowiem, że jego chrześniakowi nic nie grozi...przynajmniej ze strony Voldemorta bo po minie Snake` a wywnioskował, że Dracon może mieć kłopoty przez bardzo duże "K".W końcu podważył skuteczność jego planu.
-Na razie zajmiemy się gnębieniem szlam.-kontynuował Czarny Pan.-Czy coś się stało Draconie?- spytał zauważywszy, że Ślizgon zerka niecierpliwie na zegarek.
-Nic Panie.-odpowiedział spokojnie.
-Nie kłam.- wysyczał.
Severus przełknął ślinę. Lucjusz zadrżał.
-M...- Dracon wpatrywał się przez chwile w ziemię po czym wziął głęboki oddech i wyjaśnił.-Powinienem być od pięciu minut na szlabanie z McGonagall i -to dodał już z wyraźną furią. -Granger.
-Granger, Granger- Voldemort pogładził palcem po ustach- Granger...Skądś znam to nazwisko...Granger..
-To przyjaciółka Pottera Panie.-odezwał się cicho Lucjusz.
-Ach tak. Teraz sobie przypominam.-zasyczał Voldemort- Szlama.
**
Dracon pojawił się w gabinecie dopiero za dziesięć szósta. Podał rozwścieczonej McGonagall kartkę, którą Mistrz Eliksirów napisał mu zanim Dracon opuścił Straszny Dwór. Kosa przez chwilę czytała wiadomość Snape` a .
-Siadaj-warknęła w końcu.
Zagłębił siew fotelu , który stał obok fotelu z jego wrogiem.
Całe szczęście Czarny Pan pozwolił mu odejść wcześniej nakazując Snape` owi napisać usprawiedliwienie dla Dracona. Mistrz Eliksirów spełnił to życzenie i bez słowa podał zwitek pergaminu swemu podopiecznemu. Widać, że nadal nie doszedł do siebie po słowach Snake` a choć starał się być zimnym i obojętnym ( profesor Snape nie Dracon).
Teraz więc młody Malfoy siedział w gabinecie McGonagall i żując gumę rozmyślał o spotkaniu. Zaskoczyła go reakcja Snake`a na jego nazwisko a tym bardziej nie podobało mu się jego spojrzenie. Zupełnie jakby Snake znał jego wcześniej. Ojciec nigdy nie mówił o tym człowieku za wiele a Dracon widząc jego niechęć nie drążył tematu. Bo i po co .Miał za to wrażenie, że wszyscy wiedzą o czymś , czego on nie wie i nie raczą mu tej tajemnicy wyjawić. Nie zastanawiał się nad tą kwestią głębiej bo nie miał siły wysilać szarych komórek. Mimo wszystko spotkania w gronie Śmierciożerców strasznie go męczyły.
-To już wasz dziesiąty szlaban w tym miesiącu a pragnę przypomnieć, że grudzień zaczął się piętnaście dni temu. Podsumowując każdego miesiąca dostajecie po kilkadziesiąt szlabanów ...Jak tak dalej pójdzie to ustanowicie nowy rekord szkoły jeszcze przed marcem.
-A ile wynosi stary?- zakpił Malfoy.
-Panie Mlafoy, TO ile wynosi stary rekord NIE MA żadnego znaczenia i NIE POWINNO mieć dla was ŻADNEGO znaczenia! -warknęła McGonagall.
Dracon prychnął.
"Dowiem się ile wynosi ten cholerny rekord i pobije go"- postanowił .
-Wracając do szlabanów to jeśli będziecie się tak dalej zachowywać to będzie trzeba was ukarać w inny sposób.-powiedziała McGonagall.- I nie będzie on przyjemny...-Dracon wyłączył się. Nie miał zamiaru słuchać gróźb tej starej baby. Co prawda Snape groził im dokładnie tym samym, ale on się nie przejmował. No bo co mu może zrobić jego chrzestny? Nakopać?
Uśmiechnął się na tę myśl.
-Panie Malfoy, proszę nie strzelać takich min, gdy mówię do pana.- warknęła Kosa.
-On zawsze strzela takie miny.-odezwała się Granger.
-Przymknij się szlamo.- wysyczał
-Panie Mal..- zaczęła McGonagall.
-Sam się zamknij Śmierciożerco.- odbiła piłeczkę Gryfonka.
-Panno...-McGonagall próbowała się wtrącić w ich "rozmowę".
-Zazdrościsz Granger? -zakpił.
-Żartujesz? Już wolę być szlamą niż takim popychadłem jak ty.-stwierdziła chłodno.
-No ja bym tak nie powiedział Granger. -zaśmiał się -Zważywszy na to, że takie popychadło jak ja nie ma szlamowatej rodzinki.
To dotknęło honorową Gryfonkę do żywego. Wstała nie zważając na protesty McGonagall.
-Wiesz co kretynie? Jesteś walnięty i to bardzo porządnie. Widać, że woda sodowa ci uderzyła do głowy od tego, kim jest twój stary. A ja ci powiem kim ty jesteś! Jesteś nikim i nie masz prawa głosu. Jesteś bezwartościowym ....-jednak nie skończyła bo dostała w twarz. Bożyszcze nastolatek nie wytrzymało i po prostu przyłożyło Granger z liścia.
-Ty skur*** -wycedziła rozcierając sobie policzek.
-Panie Malfoy! Panno Granger!- ryknęła nauczycielka Transmutacji.
Dwójka uczniów spojrzała na nauczycielkę- zupełnie zapomnieli o jej obecności.
Bez słowa wrócili na swoje miejsca i ostentacyjnie spojrzeli w drugie strony. Kosa sapnęła uspokajając się trochę. Wygladało na to, że udało jej się przerwać tę sprzeczkę. Niestety, pozory mylą.
-Jesteś pier** -warknęła Granger.
-Weź się zamknij bo zatruwasz powietrze.-odpyskował.
-Malfoy ,takich jak ty się leczy.- popukała się znacząco w głowę.
-Sorry, ale szlamy maja w tej kwestii pierwszeństwo.-wyszczerzył zęby w kpiącym uśmiechu.
-No jasne-prychnęła -A jak tam twój SZEF?
-Lepiej od ciebie.- odpowiedział siląc się na spokój. Ta rozmowa doprowadzała go powoli do szału.-Chcesz to możesz go odwiedzić. Bardzo się ucieszy na twój widok.-zakpił.
-Och, nie wątpię -zaśmiała się gorzko.-Ale jestem ciekawa czy przy okazji pogada z taką tchórzofretką jak ty.
-Granger...-Nie prowokuj mnie.-zastrzegł.
Gryfonka prychnęła z pogardą .
-Jesteś beznadziejny. -powiedziała z politowaniem.
Draco nie odpowiedział. Miał już plan przez duże "P" i nie miał zamiaru tego pomysłu zmarnować. Jak tylko wyjdą z gabinetu panna Hermiona Granger, Prefekt Naczelny Hogwartu i członkini Cudownego Tria pożałuje, że w ogóle otwierała swą szlamowata mordkę.
**
Mimo tego, że McGonagall zadała im lekką robotę, Hermi czuła się jakby przebiegła cały maraton. Każdy kontakt z panem Malfoy` em wymagał od niej wyczerpania sporego zapasu energii oraz poważnie naruszał granice cierpliwości dziewczyny. Dziękowała Bogu, że ma tak silną wolę bo inaczej nastolatki w Hogwarcie nie miałyby już do kogo wzdychać.
Było już po dwudziestej i zamkowe korytarze były opustoszałe (nie licząc przepływających przez nie duchów).Hermiona przemierzała jeden z nich odpędzając od siebie myśli o Malfoy`u i przywołując cudowne marzenia o kąpieli w pianie i spaniu w ciepłym łóżeczku, znajdującym się w jej dormitorium. Nie miała siły uczyć się na Owetumy , co zwykle robiła wieczorami, choć zależało jej na dobrym zdaniu owych testów.
Po pierwsze ze względu na swoje ambicje i honor. Po drugie obiecała mamie, że zdobędzie najlepsze wyniki i zrobi karierę. Jednak przede wszystkim chciała pokazać swemu ojcu , że nie jest taką głupią smarkulą , za którą on ja uważa. Zawsze gdy myślała o ojcu to ogarniała ją wściekłość. Zostawił ją i jej matkę w dzień przed jej urodzinami. Rozstanie miało charakter wojny: ojciec wyzwał ją i jej matkę i opuścił mieszkanie .Od tego czasu Hermiona go nie widziała i , co ważniejsze , widzieć nie chciała.
Nagle zahaczyła o coś i upadła na posadzkę. Próbowała się podnieść, ale znowu wylądowała na ziemi.
-Cholera jasna.-zezłościła się.
Z cienia wyłonił się Malfoy. Stanął nad nią i zaczął się jej przyglądać z ciekawością.
-I co się, ***, gapisz?- spytała próbując się podnieść. Malfoy pchnął ją z powrotem na ziemię. Spojrzała na niego jak na wariata i jeszcze raz podjęła próbę przybrania pozycji pionowej. Bezskutecznie ponieważ Ślizgon pchnął ją z powrotem na posadzkę.
-***, Malfoy, co ty wyprawiasz? -wycedziła gdy blondyn usiadł przy niej.
-Nic .-odpowiedział cicho wyciągając różdżkę. Hermiona poczuła się niepewnie. Nagle zdała sobie sprawę, że zapomniała wziąć swej różdżki z gabinetu McGonagall.
"Cholera"- pomyślała wesoło. Znowu spróbowała się podnieść jednak Malfoy złapał ją za szatę i pociągnął w dół. W jednej chwili znalazła się pod nim.
Przestraszyła się nie na żarty.
"Myśl racjonalnie." próbowała się uspokoić, ale patrząc w szare oczy chłopaka zdała sobie sprawę ,że będzie to bardzo trudne.
Zebrała się w sobie i kopnęła go w czuły punkt.
-***-zapiszczał złażąc z niej. Wykorzystała to i szybko wstała. Następnie rzuciła się do ucieczki.
-Szybciej -poganiała sama siebie. Niestety, była zbyt wolna. Malfoy dopadł ją i przygwoździł do ściany jedną ręką unieruchamiając jej dłonie .
-No i co teraz Granger? -spytał kpiąco głaszcząc wolna ręką jej policzek.
-Tylko mnie tkniesz to...-nie zdążyła dokończyć bo chłopak pocałował ją gwałtownie i boleśnie.
-To co? Niezła jesteś...-wychrypiał kładąc swą rękę na piersi dziewczyny. Hermiona próbowała się wyrwać.
-Puszczaj mnie zboczeńcu.- warknęła podnosząc nogę w celu kopnięcia napastnika.
-Jak skończę -złapał ją za nią -Widzę, że mi tylko ułatwiasz zadanie.-zaśmiał się rozszerzając jej uda.-To dobrze.
Jego ręka wdarła się pod spódnicę panny Granger, która krzyknęła. Dostała w twarz.
-Siedź cicho to będzie szybciej.-warknął rozrywając majtki dziewczyny.
-Malfoy ...przestań. Proszę.-wyszeptała przerażona.
-Zapomnij.-zaśmiał się -Może to cię nauczy nieco pokory szlamo. -zsunął spodnie z siebie i wdarł się w nią gwałtownie.
-Malfoy! Przestań.. Nie ..przestań- łzy spływały jej po twarzy.
Po pewnym czasie przestała go błagać i zaczęła modlić się o szybki koniec. By nie widzieć uśmiechu na jego twarzy zamknęła oczy.
Po wszystkim opuściła spódnicę i nie odwracając się za siebie ruszyła ku wieży Gryffindoru.
-Ostrzegałem Granger! -krzyknął za nią Malfoy.
Rozdział trzeci* => Zwariowana
Od piętnastu minut przyglądał się Granger. Nie dlatego, że musiał lecz dlatego, iż najlepsza uczennica w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart pomieszała składniki najłatwiejszego eliksiru jaki tylko mógł istnieć w czarodziejskim świecie. Poza tym zauważył, że Granger już od dwóch dni nie siedzi z Potterem i Weasley` em tylko bardzo daleko od nich...Z resztą nie tylko od nich .W ogóle nie zbliża się do płci przeciwnej a na korytarzach omija wszystkich mijanych chłopców bardzo szerokim łukiem. Nawet przestała się kłócić z Malfoy` em co dotychczas było nie do pomyślenia.
Podszedł do niej.
-Mogę wiedzieć co to jest, Granger?- spytał zimno. Ku jego zdziwieniu dziewczyna odsunęła się również od niego .
-Eliksir Leczący Czyraki.-odpowiedziała cicho wpatrując się w kamienną podłogę.
Snape podniósł brew.
-To NA PEWNO nie jest Eliksir na czyraki.-odpowiedział sucho.-To nawet nie wygląda na ten eliksir, Granger.- stwierdził zaglądając do kociołka dziewczyny , w którym to bulgotała jasnoróżowa ciecz. -Gryffindor traci dziesięć punktów a tym napiszesz mi wypracowanie o Eliksirze Leczącym Czyraki. Trzy rolki pergaminu na jutro.- nakazał.-A teraz wracaj do pracy.
-Tak jest, sir.- odpowiedziała ale do kociołka zbliżyła się , gdy Severus "odfrunął" pomęczyć Pottera.
Reszta lekcji minęła spokojnie...Dla Severusa aż za .Po pierwsze była to pierwsza lekcja w ciągu siedmiu lat , na której Prefekt Naczelna Szkoły nie odezwała się ani słowem na zadawane przez niego pytania. Po drugie dlatego, że była to pierwsza lekcja od piątej klasy rocznika Pottera, na której nie doszło do starcia Granger -Malfoy. I w końcu po trzecie na tej lekcji nie wlepił nikomu szlabanu.
"Co się ze mną dzieje? Powinienem być szczęśliwy. Przynajmniej mi lochu nie rozsadzili." myślał Snape idąc ku pokojowi nauczycielskiemu.
**
Dracon zerkał znad talerza na pannę Granger, która siedziała na końcu stołu Gryfonów zupełnie ignorując jedzenie przed nią. Wyglądała okropnie: cała drżała, miała ogromne wory pod oczami i pełne upokorzenia spojrzenie. Poczuł wstręt do samego siebie na jej widok. Wiedział, że to jego wina i czuł się winny. Tamtego wieczoru trochę go poniosło. Chciał tylko zamknąć jej niewyparzoną buzię i udało mu się to -teraz Granger w ogóle się do niego nie odzywała...Właściwie to nie odzywała się do żadnego chłopaka i rzadko kiedy do dziewczyny. Przestała nawet odpowiadać na lekcjach co zaskoczyło nauczycieli.
Zerknął na stół nauczycielski: McGonagall zajadała się łososiem, Dumbledore wpatrywał się w zaczarowane sklepienie rozmyślając nad czymś, Spears - nauczycielka OPCM- "dziobała" widelcem w swoim talerzu a Snape...A Snape przyglądał się Granger . I, o dziwo, nie było to jego zwykłe pogardliwe i zimne spojrzenie tylko z lekka zaniepokojone. To zaskoczyło Ślizgona. Snape nigdy nie martwił się otwarcie o żadnego ucznia a tym bardziej nie ze swojego domu. A już w szczególności o Gryfona...a raczej o Gryfonke i to w dodatku o Granger.
-Draco? -spytała Pansy.
-Mówiłaś coś?- odwrócił wzrok od Mistrza Eliksirów.
-Pytałam czy idziesz jutro na imprezę do Pokoju Życzeń. -powiedziała lekko poirytowana.
-Jasne.-odpowiedział z uśmiechem.
-Super- rozpromieniła się kładąc mu rękę na kolanie. Ku zdziwieniu Pansy , i swojemu, strząsnął ją.
-Co jest? - spytała.
-Nic.-odpowiedział i pozwolił jej na położenie ręki na swoim kolanie choć w gdzieś tam w środku poczuł do siebie wstręt i obrzydzenie. Postarał się jednak zachowywać normalnie. W końcu nazywał się Malfoy a Malfoy `owie potrafią grać,kiedy zechcą.
**
-Masz zamiar coś przełknąć ?-Hermiona usłyszała za sobą głos swego rudowłosego przyjaciela.
-Nie -warknęła .
Ron i Harry zajęli wolne miejsca obok niej.
-Te ...Herm. Co jest?- spytał Harry.
-Nic.-starała się by jej głos brzmiał naturalnie.
-No ja bym tak nie powiedział. Przestałaś się do nas odzywać ...
-W ogóle przestałaś się odzywać.-wtrącił Ron sięgając po babeczkę z lukrem.
Hermiona obserwowała przez chwilę jak rudowłosy zajada się smakołykiem a jej żołądek bez żadnego ostrzeżenia opróżnił swą zawartość na kamienną posadzkę w Wielkiej Sali.
-Herm?- Harry był wyraźnie przerażony i próbował ją podtrzymać , by nie spadła z krzesła.
-NIE DOTYKAJ MNIE! -wrzasnęła .Harry zrobił jeszcze bardziej przerażoną minę i uścisnął ją jeszcze mocniej.
Malfoy, ściana, ,oddech, uścisk...Wszystko to przelatywało jej w tej chwili przed oczami. Poczuła się zagrożona i zlękniona. Zebrała w sobie siły i wyrwała się Harry` emu z uścisku. Efekt był taki , że spadła z krzesła na posadzkę.
-Hermiono?- teraz to Ron próbował jej pomóc podchodząc do niej.
-NIE DOTYKAJ!- krzyknęła zrywając się na równe nogi i odsuwając od niego na odległość pięciu metrów.
Jej przyjaciele patrzyli na nią mieszaniną strachu i zaskoczenia.
-Hermiono...My chcieliśmy pomóc...-zaczął Hgarry robiąc krok do przodu w jej kierunku.
-Nie zbliżaj się .-wyciągnęła różdżkę z kieszeni szaty.
**
Harry wpatrywał się w przyjaciółkę zaskoczony. Chciał jej przecież pomóc. Nie rozumiał dlaczego zachowywała się jakby on chciał ją skrzywdzić. Widział w jej oczach strach i wściekłość...i coś jeszcze, ale w tej chwili nie mógł tego zidentyfikować. Zerknął na Rona - on również wydawał się zaszokowany reakcją przyjaciółki.
- Spokojnie Hermi - Ron przybrał nieco inną taktykę. Zaczął mówić do dziewczyny jak do ciężko chorej osoby - Nic ci nie zrobimy - zrobił w jej kierunku krok do przodu czym zareagowała następnym krokiem w tył.
- Nie zbliżajcie się. - z jej różdżki wystrzeliło parę iskier.
- Ron ... - szepnął Harry .
Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Hermiona nigdy nie zachowywała się tak jak teraz.
Zielonooki kątem oka zobaczył , że Snape wstaje od stołu nauczycielskiego a minę ma nie za bardzo wesołą. Musiał ich obserwować od początku.
- Hermiono... Pogadajmy na spokojnie - powiedział Harry, ale teraz nie uczynił żadnego gestu. - Proszę... - spojrzał jej w oczy. Ku jego zdziwieniu z różdżki wyleciało więcej czerwonych iskier.
- Cholera jasna, Herm! - Ron stracił cierpliwość i ruszył ku dziewczynie .
I to był błąd.
- Expellriamus! - ryknęła panna Granger i najlepszy przyjaciel jej i Chłopca, Który Przeżył przeleciał przez Wielką Salę zatrzymując się dopiero na dębowych drzwiach.
Ślizgoni zawyli z uciechy . Harry stał w bezruchu i po prostu gapił się na swoją przyjaciółkę. Nie spodziewał się, że użyje przemocy przeciw nim. Owszem, było ją stać na wszystko, ale nigdy nie walnęła dobrowolnie w swych przyjaciół.
Natomiast profesor Snape po chwilowym zaskoczeniu ( które szybko minęło) złapał dziewczynę za rękę i wyrwał jej różdżkę za co zarobił prawego sierpowego.
**
Hermiona dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co uczyniła. Przez moment wpatrywała się w zaskoczonego nauczyciela , po czym wybiegła z sali, w której zapanowała grobowa cisza. Przebiegła przez korytarze, oświetlone mdłym światłem sączącym się z pochodni. Rzuciła hasło Grubej Damie i zatrzymała się dopiero w swym dormitorium...a dokładniej padła na wznak na swoje łóżko.
- *** - ryknęła dając upust swoim emocjom, choć teraz były one na o wiele niższym poziomie niż parę minut temu.
Wcale nie chciała spoliczkować Snape `a , ale tak jakoś wyszło....Po prostu straciła panowanie nad sobą: najpierw zlękła się, że chłopcy zechcą jej zrobić krzywdę a później , gdy ręka profesora dotknęła jej ,nie wytrzymała napięcia i ....walnęła Mistrza Eliksirów prawym sierpowym.
Bała się konsekwencji.. a wiedziała, że bez nich się nie obędzie. Najukochańszy Nauczyciel w Hogwarcie przecież jej nie odpuści takiej zniewagi...podobnie jak nie zrobił tego jego podopieczny. Na myśl o tamtym zdarzeniu poczuła się niedobrze. Nie mogła również powstrzymać łez płynących po jej policzkach. Nie mogła a może nie chciała. Sama tak naprawdę nie wiedziała .
" Koniec tego dobrego , Herm. Lepiej napisz ten cholerny referat to może kara będzie mniejsza. " - myślała pakując do czarnej torby pióra, pergaminy i "Tysiąc magicznych ziół i grzybów - stopień pierwszy". Nastepnie przewiesiła torbę przez ramię i wyszła z dormitorium. Opuściła Wieże Gryffindoru i skierowała kroki w stronę biblioteki. Wybrała najmniej uczęszczana trasę w obawie przed spotkaniem kogoś z uczniów.
**
Severusa zatkało :policzek piekł go niemiłosiernie , ale on sam nie był w stanie wykonać żadnego sensownego ruchu. Po prostu stał i wpatrywał się w tą kobietę zaszokowany. Pierwszy raz w jego karierze pedagoga zdarzyła mu się taka sytuacja. Fakt , podczas jego czterdziestoletniego życia zdarzyło mu się dostać plaskacza - przeważnie robiła to przyszła żona jego wroga , Lily Evans , lub też jego własna małżonka , ale ta ostatnia tylko w chwilach uzasadnionej wściekłości - ale nigdy nie zarobił tak silnego uderzenia od nastolatki a tym bardziej od uczennicy. Mimo swoich zdolności pedagogicznych nie miał pomysłu na jakikolwiek komentarz...w ogóle na cokolwiek.
Panna Granger wyręczyła go jednak z podjęcia decyzji i sama podjęła najlepsze dla niej samej wyjście - po prostu zwiała z Wielkiej Sali nie odwracajac się za siebie. Dopiero , gdy zniknęła w wyjściu , szanowny profesor Sanpe zdał sobie sprawę z ciszy , która panowała w sali od dobrych paru minut.
- Wracać do posiłku - warknął siląc się na swój normalny ton...Nie chciał bowiem by uczniowie nabrali przekonania, że cały incydent rozstroił go wewnętrznie. Rozejrzał się więc groźnie po twarzach hogwartczyków: Potter i Weasley, który stanął przed chwilą obok swego przyjaciela, wpatrywali się w niego w osłupieniu. Malfoy junior z kolei był w tak ciężkim szoku, że nie zauważył jak sok przelał mu się przez kubek i teraz plamił śnieżną biel obrusu. Wyglądał przy tym tak komicznie , że Mistrz Eliskirów o mało nie parsknął śmiechem. Tylko powaga sytuacji sprzed chwili pozwoliła mu utrzymac swoje reakcje na wodzy.
- Czy ja czegoś nie mówiłem? - podniósł sugestywnie brew , co wywołało pożądany skutek: gwar w Wielkiej Sali i powrót na miejsce Pottera i Weasley`a. On sam również udał się na swoje miejsce .Podczas marszu dotknął nieświadomie swego policzka.
" Niezły cios " przemknęło mu przez głowę.
- W porządku Severusie? - spytała Spears , gdy zajął już swoje miejsce.
- Jasne - odpowiedział swym normalnym tonem , co , ku jego zdziwieniu, uspokoiło zarówno prześliczną panią profesor , jak i resztę członków szacownej kadry nauczycielskiej ( w szczególności McGonagall) .
Aby uniknąć zbędnych pytań udał niezwykle zajętego posiłkiem . Niestety, mimo usilnych starań, nie był w stanie ignorować irytujących spojrzeń uczniów i po dziesięciu minutach opuścił Wielką Salę. Gdy znalazł się w swoich kwaterach wziął się. Za sprawdzanie uczniowskich wypocin. Był to niezawodny sposób Naczelnego Bydlaka Hogwartu na rozładowanie napięcia emocjonalnego ( drugie miejsce na jego prestiżowej liście sposobów na wyzbycie się negatywnych emocji zajmowało gnębienie latorośli Potterów ). Zasiadł wiec w stojacym przed kominkiem w czarnym , obitym w atłas, fotelu, wyczarował sobie butelkę szkockiej i zaczął swą pracę .
**
Słonce chyliło się ku horyzontowi a jego promienie wpadały przez zakurzone okna do salonu w Strasznym Dworze. Odbijały się od czerwieni ścian i kurzu pokrywającego każdy przedmiot w owym pomieszczeniu. Jedyną osobą przebywającą w salonie był teraz Lord Voldemort . Siedział on w fotelu i rozmyślał nad pewnymi sprawami:
A ) Spór Snape`a ze Sanke`m( bardzo wyraźny )
B ) Niechęć Lucjusza do Snake`a - nie tak wyraźny jak w punkcie powyższym
C ) Brak należytego respektu ze strony Dracona Malfoy`a na ostatnim spotkaniu wobec jego skromnej osoby .
Tak więc Voldemort - człowiek, przed którym drżał cały czarodziejski świat - miał ważniejsze problemy na głowie niż planowanie strategii ataku na Hogwart bądź też porwania jedynej latorośli Potterów.
Ad. Punkt A.
Wiedział, że stosunki między Snape `m a Snake `m pogorszyły się zanim ten przeklęty bachor pozbawił go mocy i wysłał na przymusowe zesłanie. Podczas tej przymusowej emerytury myślał , że - jak to się mówi - czas uleczy rany- jednak się przeliczył . Wrogość wobec tych dwóch panów pogłębiła się jeszcze bardziej - oczywiście , ku jego niezadowoleniu. Jeśli tak dalej pójdzie to pozabijają się nawzajem a to mogło by poważnie pomieszać mu szyki.
Co do punktu B to nie miał pełnych informacji na temat tego konfliktu. Co prawda , wyciągnął z Pettigrewa , że powodem tej niechęci ze strony jego najwierniejszego Śmierciożercy jest jego ( Malfoy`a ) osobista strata , ale to było za mało. Głupi Gilzdogon...Nie wiedział kto to był , ponieważ sam musiał uciekać przed swymi ex - przyjaciółmi . Voldemorta cieszyło jedno: w przeciwieństwie do Snape`a , Malfoy potrafi się opanować kiedy trzeba . Gorzej , gdy Malfoy przestanie być taki pobłażliwy w stosunku do Moraina i połączy siły ze swym druhem , Snape` m. Wówczas Voldemort będzie mógł się pożegnać z jakimikolwiek marzeniami o odzyskaniu dawnej świetności.
No i wkoncu punkt C. Młody wilczek nie okazał mu należnego szacunku na ostatnim zjeździe Śmierciozerców ,za co powinien zostać ukarany , ale nie został. No właśnie nie został bo uświadomił Voldemortowi kretynizm plany Moriana. I chyba tylko to go uratowało od Cruciatusa. Dalej, pokazał swoje wyraźne zniecierpliwienie zerkając co chwila na zegarek, co trochę wkurzyło Czarnego Mistrza. Z to również powinien zostać ukarany jednak rozbroiła go odpowiedź tego smarkacza. Widać , że bardzo nie lubił tej szlamy...a skoro nie lubił to zapewne nie miałby nić przeciwko , gdyby się troszeczkę zabawić jej kosztem. Na pewno.
" Na Merlina...Jakiż ja się robię wrażliwy na starość "pomyślał z irytacja Voldemort.
Chwilę później wezwał do siebie Moraiana.
- Wiedz , mój drogi Moranie, że chciałbym ci wynagrodzić te lata w więzieniu. Dlatego postanowiłem urządzić małe przyjęcie powitalne...z udziałem mugoli. - Pomiot Piekła uśmiechnął się do siebie. Samo słowo "mugol" wywoływało w nim podniecenie na myśl o tym jak będzie ich torturował..
- Dziękuje ci panie. Doceniam to. - odpowiedział Snake , klękając przed Voldemortem i całując go w rodowy pierścień Slytherinów.
- Wiem...Co powiesz na garden party u Granger` ów? - zapytał od niechcenia Mistrz, choć dobrze wiedział jakie Morain ma na ten temat zdanie.
- Wspaniały pomysł, Panie.- uśmiechnął się Snake.
- Ta...Dopilnuj aby panna Granger dostała zaproszenie. Byłbym bardzo nierad , gdyby taka miła osóbka jak ona nie pojawiła się na dzisiejszym bankiecie. - powiedział jadowicie Voldemort.
- Ależ oczywiście Panie. Dopilnuje. - zapewnił Snake .
Lord spojrzał znacząco na kominek. Chwile później został sam w salonie.
Wstał i podszedł do jednego z wysokich , gotyckich okien. Słońce całkowicie skryło się za horyzontem pozostawiając po sobie tylko smugę jasnego pasa ponad linią krajobrazu.
"To będzie piękny wieczór. " pomyślał z satysfakcją obserwując jak ciemność powoli otula świat.
Rozdział IV*=> Nie ma nocy bez gwiazd
Dziesiątki myśl,
Setki słów,
Tysiące zdarzeń,
Miliony reakcji,
Miliardy kar,
Nieskończoność gwiazd na niebie....
(Ysabell)
-Boże...- cichy jęk Mistrza Eliksirów przerwał ciszę panującą od paru godzin w jego prywatnych kwaterach. Severus miał do tego absolutne i niepowtarzalne prawo bowiem jego humor zamiast poprawić się, spadł jeszcze gorzej na psy pod wpływem zagłębiania się w niezwykle pasjonujące bzdury. W głębi serca podziwiał uczniów za opanowanie do perfekcji pisania takich beznadziejnych prac. No może poza pewnymi wyjątkami np. prace Granger były opracowane w najdrobniejszych szczegółach. W pewnym sensie Gryfonka przypominała mu samego siebie z czasów, gdy był uczniem: ciągle nosem w książce i zero przyjemności. Poza tym miała również swego stręczyciela, ale on dokuczał jej gorzej niż Złoty Kwartet Gryffindoru Snape`owi.
Mistrz Eliksirów zapalił dla rozluźnienia nerwów papierosa i sięgnął po kolejną pracę- na swoje szczęście( a może i nie) autorstwa wymienionej powyżej Gryfonki.Westchnął i zabrał się za czytanie, choć mógłby jej równie dobrze postawić „Wybitny” bez zagłębiania się w tekst.
Był w połowie referatu Prefekt Naczelnej Hogwaru, gdy z kominka wyszedł nie kto inny jak Sanke, Morian Sanke.
- Czego?! - warknął Snape odkładając pióro na stolik przy fotelu i wpartująć siemorderczo w „gościa”.
- Och Severusie...Gdzież to się podziały twoje legendarne maniery? Chyba nie tak się wita starych przyjaciół , co? -zaśmiał się zimno Snake.
Sverusa krew zalała.
- Małe spostowanko, Snake. Po pierwsze nie jesteśmy przyjaciółmi a po drugie to dla przyjaciół mam maniery a nie dla parszywych *** - stwierdził niebezpiecznie cichym głosem.
- Spokojnie Snape - Morian odwrócił się do niego tyłem i zaczął przyglądać się zdjęciom oprawionym w srebrne ramki, stojącym na kominku. Były to fotografie przyjaciół Severusa (m in. Lucjusza i Dumbledore`a) bądź też zdjęcia upamiętniające jakieś ważne chwile w życiu Mistrza Eliksirów( m.in. zakończenie siódmej klasy) .
- O! Widzę, że moje wyrzuciłeś - zaśmiał się Snake.
- Dziwisz się? - spytał zimno profesor -A teraz ...Wynoś się z mojego mieszkania!- warknął.
- Bardzo chętnie, ale najpierw mam pewną misję do spełnienia ...Z rozkazu samego Pana - ostanie zdanie dodał z tryumfem malującym się na twarzy. Sverus zmrużył oczy.
„Niedobrze” przemknęło mu przez głowę. Sam ton Snake `a mu nie odpowiadał...A do tego ta mina i wyraz oczu, w których płonęła żądza mordu .
-Ale problem w tym ..- ciągnął alej „gość” rozsiadając się wygodnie w drugim fotelu -...że nie wiem jak mój cel wygląda - spojrzał wyczekująco na Snape`a.
- Konkrety Snake, bo nie mam czasu - ponaglił go Mistrzunio.Tak naprawdęto miał czas, ale nie miał zamiaru marnować go na głupie pogaduszki ze swoim ex- przyjacielem.
- Konkrety powiadasz...-granoatowo-oki pogładził po swojej brodzie długim, kościstym palcem .-Konkrety...Hmmm ..-wyraźnie bawiło go trzymanie Snape`a w niepeności.
Sanpe tymczaeem uniósł znacząćo brew.Nienawidził czekać na odpowiedzi i to z tego powodu Gryfoni, a już w szczególności Bohater Stulecia w osobie Pottera, tracili u niego tyle punktów- nie potrafili udzielić odpoiwedzi na proste pytania.
-Poiwedz mi, przyjacielu, jak wygląda Granger? - Snake wlepił w Severusa zaciekawione spojrzenie.
- Granger ?A po co, do jasnej cholery , potrzebna ci jest ta dziewczyna? - nauczyciel udał zaskoczenie choć doskonale wiedział jak będzie brzmieć odpwiedź.
- Nigdy nie grzeszyłęś inteligencją - pyrchnął Snake na co Severus zareagował cichym odchrząknięciem wyrażajaćym te same zdanie o „gościu”. -Czarny Pan zaprasza ją na garden party.
„No i pieknie” pomyślał wesoło Mistrz Eliskirów.Teraz był między młotem a kowadłem.Powie: zyska sobie łaskę u Voldemorta i skaże dziewczynęna niepotrzebne cierpienia. Nie powie : sam zostanie stracony za nielojalność bowiem u Lorda Voldemorta istaniała zasada: Wykonuj rozkazy a będziesz żył.
- Wysoka , gęste włosy, brązowe oczy .Teraz w bibliotece - wypluł z siebie te parę słó czujać jak wielki popełnia błąd . Właściwie to nie miał pojęcia, gdzie panna Granger może teraz przebywać ,ale jego ślizgońska intuicja ( i nie tylko ślizgońska bo i sześcioletnia praktyka ) podpowiadała mu , że zapewne w bibliotece - przecież zadał jej pracę, więc gdzie indziej mogłaby zebrać informacje na ten temat?
- Grzeczny chłopczyk - zakpił Snake wstając.
- Coś jeszcze? - spytał lodowatym tonem Sverus.Obecność Sanke`a zaczęła mu powoli działać na naerwy.
-Nie...Na razie nie - granatowo-oki uśmiechnął się tajemniczo
Sverus zaczął powoli ise niecierpliwić .
-No to wyp*** z mojego mieszkania - kulturalnie dał do zrozumienia Snake`owi co ten ma następnie zrobić.
- Oj Sevuś, Sevuś. Nieładnie, nieładnie -Morian najwidoczniej nie mógł się powstrzymać.
- Wyp**** - Snape przestał panować nad sobą i wstał wskazując palcem na drzwi wyjściowe z kwater a prowadzące do korytarza w lochach.
-Zero kultury - mruknął Snake i z uśmiechem na twarzy opuścił pomieszczenie.
Severus jeszcze przez chwilę stał oddychając szybko, po czym popadł na fotel.
„***, ***, *** „przeklinał w myślach , wyczarowując następną butelkę sherry.
„Muszę się napić...” i pociągnął z gwinta.
**
- Cholera....-mruknęła przebiegając wzrokiem po spisie treści „Eliksirów Podstawowych”. Przewertowała już z dziesięć opasłych tomisk w poszukiwaniu informacji o tym cholernym Eliksirze Leczącym Czyraki. Efektem tych działań było znalezienie trzech marnych zdań ...Trzech zdanek...
„Super” pomyślała wesoło Gryfonka.
Teoretycznie to , co powinno być najprostsze do znalezienia okazało się najtrudniejsze. Przecież trzema zadaniami nie zapełni trzech rolek pergaminu. Snape by ją poćwiartował żywcem.
Myśląc o Snapie znowu nawiedziły ją wspomnienia o incydencie podczas obiadu. Przygryzła wargę próbując o tym jak najszybciej zapomnieć jednak nie okazało się to wcale takie proste.
Zatrzasnęła „ Eliksiry podstawowe” i wstała , po czym ruszyła między regały z książkami.
Lubiła przebywać w bibliotece. Uwielbiała zapach zakurzonych ksiąg, szelest kartek. To było jej królestwo. Czuła dreszcz podniecenia na myśl o tym , co odkryje w następnej księdze. Po prostu uwielbiała czytać. Samą bibliotekę ceniła sobie za spokój, którego nie było w pokoju wspólnym Gryffindoru. Mogła się tu skryć i nikt jej nie przeszkadzał, nie prosił o pomoc ( tak jak to robili Ron z Harry`m), nie marudził na ilość prac zadawanych przez nauczycieli ( Ron), albo nie klął na niesprawiedliwość bleferów ( Harry).
- „ Najpopularniejsze Eliksiry" - przeczytała złoty napis widniejący na grubym, ciemnozielonym woluminie, który stał sobie dumnie na drugiej półce od góry.
„Ciekawe jak ja to z stamtąd wyciągnę? „ - pomyślała ze złością wspinając się na palce i wyciągając tęsknie ręce w stronę książki ( ten fragmencik zapożyczony jest ze „Szlamy” - sonka) .
Nagle ktoś złapał za przeguby jej rąk i wykręcił je mocno do tyłu. Hermiona krzyknęła z bólu czując jak napastnik zakleszcza rękę wokół jej przegubów . Następnie zadrżała , gdy ten człowiek objął ją w talii. Panna Granger poczuła się po raz drugi dzisiejszego dnia zagrożona i zaczęła się wyrywać.
- Uspokój się maleńka - usłyszała przy prawym uchu męski głos i omal nie zemdlała ze strachu. Trzymał ją jakiś mężczyzna , co budziło w niej potworny lęk. Znowu przed oczami zaczęły jej się przesuwać obrazy z tamtego wieczoru.
„Tylko nie to” pomyślała z rozpaczą czując jak facet wzmacnia uścisk w okuł jej talii. Ostatnimi siłami wzięła zamach i kopnęła go bardzo mocno w piszczel. Następnie wyrwała się z uścisku i zerwała się biegiem w stronę swojego stanowiska pracy nie zwracając uwagi na przekleństwa mężczyzny.
**
Severus odstawił flaszkę na stolik i spojrzał w ogień. Czuł się paskudnie po pierwsze w stosunku do Dumbledore`a ( bo zdradził jego zaufanie ), po drugie do Granger ( bo naraził ją na śmiertelne niebezpieczeństwo ) i w końcu w stosunku do siebie ( obiecał sobie bowiem, że po śmierci Elen nigdy nikogo nie wyśle na śmierć) .
- *** - przeklął i wybiegł ze swoich kwater.
Wyrzuty sumienia były zbyt silne.
**
Hermiona wcisnęła książki, pergaminy i pióra do torby i przewiesiwszy ją sobie przez ramie wybiegła z biblioteki. Bała się i to bardzo. I nie chodziło tu o strach przed mężczyznami ( choć i to poniekąd również), ale strach z powodu bezbronności...Przecież Snape nie oddał jej różdżki , więc utraciła swą broń.
Biegła korytarzami ku Wieży Gryffindoru ile sił w nogach. Na schodach wpadła na kogoś i wraz z tym kimś spadła na sam dół.
- Auć.... - jęknęła.
Otworzyła powoli oczy i zamarła....Była przygwożdżona do ziemi przez...profeosra Snape`a. A dokładniej powiedziawszy szanowny profesor leżał na niej trzymając obie ręce po obu stronach jej głowy. Znowu poczuła się zagrożona i z prędkością bliską prędkości światła zwaliła z siebie Mistrza Eliksirów, po czym podniosła się z ziemi i odsunęła na odległość półtorej metra.
- Nie biega się po korytarzach, Granger - powiedział Snape wstając i otrzepując szatę . Spojrzał na nią, ale nie było to wściekłe spojrzenie...Wyglądał raczej jakby mu ulżyło. Nawet jego głos nie świadczył o stanie furii, co zaskoczyło Gryfonkę.
- Dlaczego biegłaś? - spytał świdrując ją wzrokiem.
- Eee...Ja przepraszam, ale.... - przecież nie powie mu , że została zaatakowana przez Śmierciożercę w bibliotece to jej nie uwierzy.
- Ale co Granger? - spytał chłodno ( w tym wypadku Snape powinien wrzeszczeć na Hermi , ale mówił nieco łagodniej ...z wiadomych przyczyn- sonka^^)
- Masz ją Snape...To cudownie - rozległ się zimy głos gdzieś nad ich głowami .Obydwoje: i nauczyciel , i Gryfonka ; spojrzeli w górę : po schodach schodził granatowo-oki mężczyzna a na jego twarzy widniał tryumfalny uśmiech.
Hermiona zadrżała. Rozpoznała tego człowieka...Widziała jego zdjęcie na okładce „Proroka Codziennego” Przecież to Morian Snake , uciekinier z Azkabanu.
- Snake...Bądź poważny. Nie możesz jej zabrać z Hogwartu- warknął Mistrz Eliskirów, gdy najbardziej poszukiwany zbieg w świecie czarodziejów zaczął schodzić po schodach .
- A kto mi tego zabroni? Może TY? - zaśmiał się zimno .
- Nie możesz jej zabrać z Hogwartu - wycedził przez zęby Snape.
Hermiona obserwowała tę konwersację z rosnącym przerażeniem. Wyglądało na to, że ten zbieg próbował ją porwać. Snake stanął obok niej na co zakręciło jej sie w głowie a żołądek wywinął fikołka .Zwymiotowała prosto na szatę Snake`a.
- Ty *** - zaklął biorąc zamach by dać jej w twarz. Dziewczyna zacisnęła powieki szykując się na ból jednak nic takiego nie nastąpiło. Niepewnie otworzyła jedno oko i zobaczyła, że Snape złapał Snake`a za nadgarstek i wpatruje się w niego z żądza mordu. Sam zbieg przez chwilę milczał, po czym wyrwał dłoń z uścisku Naczelnego Bydlaka Hogwartu .
- Słuchaj Snape. Nie mam czasu na te twoje fanaberie. Mam do wykonania misję i nie mam zamiaru jej spieprzyć przez twoje „widzi mi się” - warknął czyszcząc sobie szatę zaklęciem , chwytając dziewczynę za ramię i pociągając ku sobie.
Znowu zakręciło jej się w głowie , ale tym razem nie zwymiotowała.
- Wybacz Severusie, ale nam się spieszy - wyszczerzył zęby do Mistrza Eliksirów i ruszył w strone wyjscia ciagnac dziewczynę za sobą.
**
Severus wpatrywał się przez chwile w odchodzącego wroga kląc na niego wszystkimi istniejącymi na tym świecie wyzwiskami. Wiedział, że Snake nie odpuści...Że Voldemort nie odpuści, ale cóż on, biedny Severus, mógł na to poradzić....Chyba tylko jedno. Wspierać ją w nadchodzącym czasie.
Podbiegł do Snake`a.
- Czego? - warknął zbieg obdarzając Mistrza Eliksirów niezbyt przychylnym spojrzeniem.
- Aby się Dumbel nie czepiał - odpowiedział Snape zerkając przelotnie na pannę Granger, która trzęsła się okropnie i była przeraźliwe blada- Mógłbyś ją puścić? - spytał lodowato.
- Chcesz żeby mi zwiała? - zadrwił Snake .
- Zapewniam ci, że nie czmychnie - Severus podniósł znacząco brew.
Jego wróg taksował go przez chwilę wzrokiem, po czym puścił niechętnie dziewczynę a ta się zachwiała. Severus podtrzymał ją w ostatniej chwili od upadku. Ku jego zdziwieniu wyszarpnęła się z jego uścisku i spojrzała na niego w sposób, który Severusowi coś przypominał, ale obecnie nie miał głowy by sobie przypomnieć co.
**
Hermiona była zbyt przerażona by odezwać się słówkiem. Mimo tego, że był z nią profesor Snape i tak nie czuła się bezpiecznie. Wynikało to z faktu ,że przebywała w towarzystwie dwóch Śmierciożerców, do tego, jak zdążyła zauważyć, wrogów ( a z nimi to nigdy nie wiadomo....szczególnie w takiej sytuacji).Ponadto to byli FACECI a ona nabawiła się po ostatnich wydarzeniach do nich wstrętu.
Snake wyprowadził ich z Zamku i skierował się ku bramie. Hermiona nie pytała dokąd ją zabierają. Podejrzewała , że to może...MOŻE? Nie , to miało związek z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać!
Wzdrygnęła się , gdy powiał zimny wiatr - w przeciwieństwie do mężczyzn , nie miała na sobie ciepłego odzienia - Snape zapewne miał pod szatą golf a Snake już był dziany w czarny płaszcz. Hermiona miała na sobie cieniutką bluzeczkę z kołnierzykiem i czarną, marszczona spódniczkę a na tego kompletu dopełniała czarna szata z naszywką Gryffindoru i prefekta Naczelnego.
Spojrzała w niebo upstrzone gwiazdami....Było takie śliczne.
Kilka minut później, gdy znaleźli się poza terenem szkoły ,Snake zatrzymał się.
- Chodź tu - nakazał ostro Hermionie. Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca .
- Wybacz Snake , ale wolałbym, żeby Granger przeteleportowała się ze mną - odezwał się Snape, który stanął za dziewczyną.
- Żartujesz sobie ze mnie? - oburzył się Morian.
Snape rzucił mu bardzo sugestywne spojrzenie na co Śmierciożeca westchnął i skinął głową.
- Tylko bez numerów , Snape- zastrzegł mrużąc oczy. Mistrz Eliksirów obdarzył swego wroga publicznego „No.1” spojrzeniem , które mówiło wszystko co szanowny profesor myśli na temat „numerów” z Voldemortem.
- Cokolwiek by sienie działo trzymaj się blisko mnie. Rozumiesz? - wyszeptał Hermionie do ucha. Kiwnęła tylko nie mogąc wydusić z siebie słówka ponieważ profesor objął ją w talii. Ostatnimi siłami powstrzymała się od odsunięcia - Miejsce? - zwrócił się do Snake`a , który uważnie im się przyglądał. Na to pytanie mężczyzna obnażył zęby a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
- Queen Elizabeth II Street - wyszeptał.
Hermiona poczuła jak uginają się pod nią kolana gdyby nie to , że obejmowana była przez Snape`a , to na sto procent upadła by na ziemię.
- Ty pierwszy Severusie - powiedział z wymuszoną grzecznością Snake i mrugnął do półprzytomnej panny Granger.
- Queen Elizabeth II Street - powiedział Naczelny Bydlak Hogwartu. Zawirowało jej przed oczami, pociemniało i w chwilę później stała już na środku ulicy , przy której stał jej dom.
Światło sączące się z latarni rozświetlało mroki nocy odbijając się od bieli śniegu leżącego na poboczu drogi i w ogródkach .
Profesor stanął naprzeciwko niej .
- Pamiętaj. Trzymaj się blisko mnie, nie wykonuj żadnych zbędnych ruchów, odpowiadaj na pytania i nie używaj różdżki bez wyraźnej potrzeby - poinstruował.
- Pan ma moją różdżkę więc i tak jej nie użyje - stwierdziła ze złością.
Snape zamrugał.
- Ach no tak...-uśmiechnął się blado - W takim razie ostatni punkt odpada...- urwał bo przy jego boku aportował się Snake.
- Happy? - spytał kpiąco.
Nauczyciel obdarzył go spojrzeniem Puszka na diecie , ale powstrzymał się od komentarzy z bardzo prostego powodu: na Queen Elizabeth II zaczęli aportować się inni Śmierciozercy i w chwilę później wokół nich zebrał się krąg postaci ubranych w czarne długie płaszcze, których twarze zakrywały maski.
Panna Granger nieświadomie przysunęła się do profesora Eliksirów. Czuła na sobie ciekawskie spojrzenia popleczników Voldemorta, słyszała ich gorączkowe szepty. Ręka Snake`a zakleszczyła się na ramieniu dziewczyny.
- Rusz się - syknął i pociągnął ją przed krąg. Odwróciła się twarzą do kręgu i z rozpaczą spojrzała na Mistrza Eliksirów. Skinął lekko głową.
**
Severus nie mógł znieść tego spojrzenia. Wiedział, że to będzie jedna z jego najgorszych „imprez” u Voldemorta.
- To Granger? - usłyszał głos Lucjusza po prawej stronie.
- Tak...-potwierdził.
- Zmieniła się od czasu , gdy ostatni raz ją widziałem w piątej klasie- pokiwał z uznaniem głową.
Severus pokiwał tylko głową.
- Ślizgonów dzisiaj nie będzie - mruknął jego przyjaciel.
Po raz pierwszy od początku rozmowy Snape spojrzał na arystokratę.
- Nie będzie? - zdziwił się - Myślałem, że Dracon nie odpuści sobie TAKIEJ zabawy - powiedział.
- Oczywiście, że by sobie nie odpuścił, ale Czarny Pan stwierdził, że ich obecność mogłaby niepotrzebnie krepować pannę Granger - zaśmiał się cicho.
Severus podniósł brwi ze zdziwienia. Czasami Voldemort miał naprawdę pokręcone teorie. Z drugiej strony to dobrze, że Dracona nie będzie. Przynajmniej całe przedstawianie będzie trwało nieco krócej.
Rozległo się ciche pyknięcie i za Granger, która stała nadal zwrócona twarzą do kręgu , zmaterializował się Voldemort.
Wszyscy Śmierciożercy uklęknęli przed swym Mistrzem.
**
Hermiona patrzyła jak zahipnotyzowana w to, co robią poplecznicy Voldemorta. Klęczeli ze spuszczonymi głowami. Był to niesamowity widok..
- Powstańcie moi kochani - usłyszała za sobą wysoki, zimny głos.
Odwróciła się powoli i zamarła....Stała twarzą w twarz z Pomiotem Piekła- Lordem Voldemortem.
- Boże...- wyszeptała wpatrując się w człowieka, którego bał się cały czarodziejski świat.
- Proszę mi tak nie schlebiać, panno Granger...- zaśmiał się Voldemort wpatrując się w dziewczynę. Hermiona miała nieprzyjemne wrażenie, że czarnoksiężnik poznaje na wylot jej myśli, uczucia i najgłębsze tajemnice.
„Oklumencja” przeleciało jej przez myśl i zmusiła się do odwrócenia wzroku.
Lord zaczął się śmiać a był to śmiech wysoki i zimny, mrożący serce i paraliżujący.
- Przedstawienie czas zacząć - przemówił cicho i pstryknął palcami. Wszystkie latarnie zgasły w tej samej chwili i jedynym światłem pozostało światło księżyca.
Hermiona usłyszała szelest płaszczy i ciche kroki - Śmierciożercy rozpierzchli się w kierunku domów przy Queen Elizabeth II.W chwile później do uszów dziewczyny dotarły przeraźliwe błagania pomoc, krzyki, jęki i płacze. Skuliła siew sobie ze strachu. Voldemort znowu się zaśmiał.
- Dla ciebie, Granger, mam cos specjalnego - wysyczał z jadowitym uśmiechem i odwrócił się a następnie ruszył ku końcowi ulicy, gdzie stał dom państwa Granger`ów.
Hermiona nie miała odwagi zwiać...nie miała odwagi na jakikolwiek ruch. Ruszyła, więc za Voldemortem. Słyszała, że za nią idą jeszcze trzy osoby : zapewne Snape i Snake ; ale nie wiedziała do kogo mogą należeć owe trzecie kroki. Miała świadomość, że nawet gdyby próbowała zwiać to ta próba zakończyła by się fiaskiem, bo któryś z tych dwóch Śmierciożerców ( Snape by tego nie zrobił) zabili by ją na miejscu.
W końcu doszli do ostatniego domu przy ulicy .
- Panie pierwsze - oznajmił Voldedmort wskazując dziewczynie na ledwie widoczną ścieżkę. Weszła na nią i ruszyła ku drzwiom. W miarę jak się do swego domu zbliżała milkły krzyki wokół.
Czuła się okropnie....Znała tych ludzi od maleńkości a teraz oni nie żyli. I to z jakiego powodu? Dlatego, że ona była szlamą, na których pewien szajbus o pokręconym pseudonimie brzmiącym „Lord Voldemort”, miał fioła. Ściągnęła na nich niebezpieczeństwo.
„Dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy.” powtarzała w myślach.
Stanąwszy przed drzwiami nacisnęła na dzwonek. Za nią stanął Voldemort wraz ze swoimi ludźmi. Gdzieś w głębi mieszkania rozległ się gong a po nim szybkie kroki i drzwi otworzyła wysoka blondynka o dużych orzechowych oczach - mama Hermiony. W ręku trzymała latarkę, którą teraz oświetlała twarze gości.
- Hermiona! - wykrzyknęła rzucając się na córkę i ściskając ją mocno.-Wchodź bo...- ale urwała zauważając, że jej dziecko nie jest same - A to kto? - spytała.
Hermiona nie była wstanie odpowiedzieć. Poczuła jak pala ją oczy i w chwilę później wybuchnęła niekontrolowanym szlochem.
- Hermuś...Co się stało? - spytała jej mama przyglądając się jej uważnie.
- Snake - odezwał się Voldemort.
Mężczyzna stojący po jego prawicy uśmiechnął się przebiegle, podszedł do panny Granger i wyszarpnął ją z objęć matki
- Co pan? - spytała zaskoczona kobieta jednak w odpowiedzi otrzymała dawkę Cruciatusa z rąk samego Lorda.
- Do środka - nakazał Mistrz rozglądając się czujnie dookoła .Ów trzeci mężczyzna wziął na ręce słaniającą się kobietę i zniknął w mroku.
- Chodź.... - dziewczyna usłyszała z lewej strony uspokajający głos Mistrza Eliksirów. Zrobiła jak kazał.
Śmierciożerca wniósł panią Granger do jednego z pomieszczeń i rzucił ją na podłogę.
- Lumos - mruknął i pomieszczenie zalała fala światła. W chwilę później wkroczył Voldemort a za nim Snake, Snape i Granger.
- Crucio - mruknął od niechcenia Voldemort i następny czerwony promnień ugodził w panią Granger. Kobieta zaczęła się trząść i wrzeszczeć.
-Nie!!! - ryknęła Herminona i nim Snape zdążyłja powstrzymać rzuciła się na Voldemorta z pięściami.
Takie posuniecie totalnie zaskoczyło Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać :zorientował się co zaszło dopiero, gdy panna Granger walneła go z pięści w twarz.
-Auuuuuuu - zasyczał - Ty mała suko - warknął - Crucio- wzmocnił siłę zaklęcia, którym męczył ciało mamy Hermiony. Kobieta zawyła z bólu.
Hermiona brała nastepny zamach jednak nie dane jej było przyłożyć Pomiotowi Piekła raz jeszcze ponieważ profesor Snape złapał ją w pół i z wielkim trudem odciągnął od swego „szefa”.
Zaczęła się wyrywać jednak uścisk Snape`a był zbyt silny. Nie pomógł nawet kopniak w piszczel ( co prawda porofesor zmęł{ nie wiem jak to sie odmienia wiec przyjełąm propozycję Dei -sonka }w ustach przekleństwo, ale trzymał się dzielnie i nie wypuścił z objęć młodej Gryfonki ani na chwilę). Po pewnym czasie zrezygnowała z prób uwolnienia się od Snape`a i zaczęła biernie obserwować jak katują jej matkę. Najpierw Cruciatusami, potem Imperiusem zmuszając ją do ponizajacych gestów a skończywszy na wymyślnych zaklęciach , o których ona sama nie miała bladego pojecia.
Obrazy przesuwały jej się przed oczami jak film a każdy następny urywek był gorszy od poprzedniego: matka robiąca striptiz, mama krzycząca i zwijajaca się z bólu , mama mająca pociętą skórę ( efekt jednego z elikisrów).
- Mamuś - mogła tylko łkać .
Voldemort siedział sobie wygodnie w fotelu i z tryumfujacym uśmiechem podziwiał dzieło swoje oraz swych popleczników.
- Dość - powiedział w końcu, gdy Bellatix zabirała się do rzucenia swej specjalności: Cruciatusa . Kuzynka świętej pamieci Syriusza Blacka spojrzała na niego lekko rozeźlona, ale odsunęła się od ciała zmaltretowanej kobiety....a raczej strzępu kobiety, bo tego jak wygladała pani Granger po TAKICH przejściach , nie sposób opisać.
Czarny Pan wyciągnął swą legendarną różdżkę i stanął przy pani Granger. Przez chwilę przyglądał się kobiecie z wyraźną satysfakcją, po czym podniósł swe czerwone ślepia i wbił je w ledwie żywą Hermionę.
- Teraz, moja droga , dam ci małą lekcję. Przypatrz się uważnie Granger bo drugi raz nie będę powtarzał - wysyczał a jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech. Śmierciożercy zgromadzeni w salonie ryknęli śmiechem.
Voldemor podniósł swe narzędzie zbrodni i wycelował je w panią
Granger.
- Avada Kadava...-szepnął. Błysnęło zielne światło i z mamy Hermiony uleciało życie.
- Mamuś...- jęknęła.Zawirowało jej w oczach i nastała ciemność.
Rozdział V*=> I` ll be missing you...
Every step I take, every move I make
Every single day, every time I pray
I'll be missing you
Thinkin of the day, when you went away
What a life to take, what a bond to break
I'll be missing you
(“I`ll be missing you” Puff Daddy&friends)
- Hermiono, Hermiono - czyjś ciepły głos docierał do świadomości panny Granger.
- Granger - ten z kolei był już nieco mniej przyjemny. W dodatku jego właściciel klepał ją w policzek raz za razem z pewną siła.
- SEV! Nie tak mocno! - żąchnął się ów pierwszy głos.
Hermiona nie mogła już tego słuchać i otworzyła powoli powieki: dwie osoby nachylały się nad nią, ale w tej chwili nie była w stanie rozpoznać któż to taki. Przymknęła oczy chcąc z powrotem wrócić do stanu sprzed chwili lecz okazało się to niemożliwe
- Granger - ktoś po raz kolejny klepnął ją w twarz tym razem ze zdwojoną siłą.
- Sev...Ona się już obudziła - mruknął ów ciepły głos.
- Nie obudziła. Nie widzisz ?! Jeszcze nie otworzyła oczu - stwierdził drżącym głosem drugi głos.
- Na Merlina...- westchnął głos pierwszy.
Gryfonka ponownie otworzyła oczy i zamrugała. Obraz zaczął się wyostrzać by w końcu ukazać się w pełnej krasie. Okazało się, że te głosy należały do dwóch mężczyzn, którzy teraz pochylali się nad nią z zaniepokojeniem malującym się na ich bladych twarzach. Pierwszym z nich był jej „ukochany” profesor a drugim ...nie kto inny jak Lucjusz Malfoy.
- Teraz się obudziła - powiedział Snape spoglądając na pana Malfoy`a z wyraźną satysfakcją.
Blond-włosy( nie weim w końcu jak to sie piszę więc piszę tak-sonka-_-) mężczyzna podniósł brwi do góry i spojrzał na dziewczynę.
- Jak się czujesz? - spytał cicho.
- Gdzie jestem? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Wymienili między sobą spojrzenia.
- W swoim domu....Na ... - urwał Snape
- Queen Elizabeth II Street - dokończyła za niego Hermi siadając gwałtownie.
Pokój pominąwszy ją, Snape`a i Malfoy`a był pusty. Ani śladu Voldemorta, jego popleczników oraz ciała pani Granger.
- Gdzie moja mama? - spytała wpatrując się w miejsce, gdzie została uśmiercona jej rodzicielka.
Cisza zadźwięczała jej w uszach.
Spojrzała na obu mężczyzn .
- Gdzie moja mama? - powtórzyła nieco głośniej.
Odpowiedziało jej milczenie.
- Dowiem się czy NIE! - w miarę jak mówiła jej głos nabierał mocy.
- Jej ciało zostało przetransmutowane w kość i zakopane w ogródku - odpowiedział cicho pan Malfoy.
Kiwnęła mimowolnie głową, po czym wybuchneła głośnym płaczem. To wszystko było ponad jej siły ...Najpierw gwałt, potem próba porwania, spotkanie z Voldemortem i w końcu śmierć matki. Na dodatek okres jej się spóźniał o dwa dni co wcale nie podnosiło jej na duchu. Poczuła jak ktoś ją przytula, ale nie zareagowała na to. Nie miała już siły absolutnie na nic.
- Wszystko będzie dobrze...Wszystko będzie dobrze... - powtarzał pan Malfoy .
- Nie będzie!!!!- ryknęła - Nic już nie będzie dobrze...Nigdy nie będzie dobrze! Nigdy! - szlochała w jego szatę.
- Ale żeś się popisał inteligencją - zakpił Severus.
- Ty też - warknął Malfoy Senior rzucając swemu najlepszemu przyjacielowi spojrzenie pełne dezaprobaty.
Mistrz Eliksirów spuścił wzrok.
- Co miałem robić? - warknął.
- Nie paplać nic Snake`owi, kretynie jeden - odpowiedział Malfoy lodowatym tonem.
Snape poróżowiał na twarzy, ale nic nie powiedział.
Minęło trochę czasu zanim Hermi się uspokoiła. Odsunęła się od blond - włosego na koniec sofy ( bo właśnie na niej siedziała).Obaj mężczyźni zbyli to milczeniem.
Ona sama nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać na jakikolwiek temat. Wbiła wzrok w ramki ze zdjęciami, stojące na gzymsie kominka. Na pierwszym stała ona sama odziana w szatę z Hogwartu i z dumą prezentująca list ze swymi ocenami z Sumów. Druga fotografia przedstawiała jej babcię - świętej pamięci Matyldę Granger. Z trzeciej z kolei uśmiechały się we dwie wraz z mama. Zatrzymała wzrok na tej fotce.
Mama I love you, Mama I care,
Mama I love you, Mama my friend,
My friend
(„Mama” Spice Girls)
Były wówczas takie szczęśliwe...To było podczas ubiegłorocznych wakacji, które spędziły u babci panny Granger - powyżej wymienionej Matyldy. Wstała i podeszła do tej fotografii. Przyglądała jej się jeszcze przez chwilę po czym wzięła ją w dłonie i cisnęła z całej siły o podłogę. Tak robiła z każdą następną fotografią przeklinając na czym świat stoi.
**
Sverus, który siedział w jednym z białych foteli spojrzał przerażony na Lucjusza, który przypatrywał się spokojnie jak Garnger demoluje swój własny salon. Właściwe to mogliby się ruszyć i powstrzymać dziewczynę od totalnej destrukcji pomieszczenia jednak żaden z nich tego nie zrobił. Powód bardzo prostu: obaj wiedzieli jak człowiek się czuje, gdy straci kogoś bliskiego. Tak wiec pozwolili Hermionie wyładowywać swą wściekłość, żal , cierpienie i Bóg wie co jeszcze na martwych przedmiotach. Jednak , gdy już wszystkie zdjęcia leżały na podłodze przy ”zbryzgane” odłamkami szkła a dziewczyna osunęła się na podłogę i ukryła twarz w dłoniach poruszyli się niespokojnie.
- Strąciłam wszystko to co miałam...Dosłownie wszystko - usłyszeli jej cichy szept .
Granger sięgnęła po duży kawałek szkła i...
- GRANGER!- ryknął Severus zrywając się ze swego miejsca i klękając przy niej. Wytrącił jej z dłoni szkło - ZWARIOWAŁAŚ?! -potrząsnął nią.
- NIE! - krzyknęła odsuwając się od niego i szukając jakiegoś ostrego kawałka , który nadawałby się do popełnienia samobójstwa na miejscu.
- Ja jednak twierdzę, że tak - warknął podnosząc ją do góry i sadzając na najbliższym fotelu .
- PAN NIC NI EROZUMIE!! ! - ryknęła próbując wstać ,ale Severus powstrzymał ja od tego jednym silnym pchnięciem.
- Nie mów mi, Granger, czego ja nie rozumiem ! - warknął siłując się z dziewczyna - Luc...może byś tak ruszył te swoje cztery litery i pomógł mi ją jakoś uspokoić? - zwrócił się z irytacją do swego przyjaciela.
Pan Malfoy przez chwile obserwował z umiarkowanym zainteresowaniem zmagania swego tłusto-włosego przyjaciela , po czym wstał i podszedł do dziewczyny.
**
Hermiona bezskutecznie próbowała uwolnić się z uścisku Snape`a i była tym tak pochłonięta, że nie zauważyła jak ojciec jej gwałciciela usiadł na stoliku stojącym na przeciwko niej.
- Uspokój się Hermiono...Twoja śmierć nie zwróci jej życia - dotarł do niej ciepły lecz stanowczy głos Malfoy`a seniora.
Podniosła wzrok.
- Możliwe, ale mi zwróci honor - wykrzyknęła próbując jednocześnie kopnąć Snape`a w goleń.
- Hermiomo... - zaczął pan Malfoy stanowczym tonem, co sprawiło, że dziewczyna opuściła nogę i wlepiła w niego pełne wściekłości spojrzenie - Honor zachowasz tylko wówczas, gdy przestaniesz gadać takie bzdury.
- Jakie znowu bzdury, do jasnej cholery?! - ryknęła - Czy ty wiesz , co ty pieprzysz, Malfoy? - wrzeszczała zupełnie nie dbając o to, że zaczęła się zwracać do mężczyzny na „ty” i totalnie ignorując groźne błyski w jego oczach - Ty nawet nie wiesz , ***, co to znaczy HONOR! - ryknęła opadając na fotel.
- LICZ SIĘ ZE SŁOWAMI, GRANGER! - ryknął Snape
Dziewczyna spojrzała na niego wściekle.
- Honorowy się odezwał - prychnęła.
Snape otwierał buzie by coś powiedzieć, ale Malfoy Senior go uprzedził.
- Możliwe, że nie wiem nic o honorze, ale dobrze wiem...i Severus też ...co to znaczy stracić kogoś bliskiego swemu sercu - powiedział cicho.
- IJASNE - warknęła Gryfonka - Już to widzę. Śmierciożercy ofiarami. Dobre sobie - zakpiła.
Blond włosy spojrzał pytająco na swego przyjaciela. Ten skinął po czym podszedł do okna odwróciwszy się do nich plecami. Malfoy Senior wziął głęboki oddech i zaczął mówić, a mówił bardzo cicho tak, że panna Granger ledwie mogła go usłyszeć.
- Kiedy przystępowałem do Śmierciożerców byłem w wieku Dracona. Wydawało mi się, że dołączając do Czarnego Pana zdobędę sobie uznanie w oczach mego ojca. Wiedz Hermiono, że on nigdy nie traktował mnie jak równego sobie...Chciałem mu wiec dorównać...Po drugie Malfoy` owie są jednym z najznakomitszych rodów w Wielkiej Brytanii, o czym mój ojczulek stale mi przypominał, i zawsze trzymali się tej ZŁEJ strony, więc to mnie do czegoś zobowiązywało. Tak było ze mną. Sverus zrobił to, ponieważ - tu zerknął na Snape`a , który nadal stał odwrócony plecami do nich - chciał się zemścić na Złotej Czwórce Gryffindoru za wszystkie upokorzenia, których z ich strony doświadczył. Czarny Pan dawał nam wszystko o czym marzyliśmy : sławę , poważanie i...zemstę. Przez lata walczyliśmy u jego boku z DOBRĄ stroną nie będąc świadomymi, że to, co robimy niszczy ludziom życie. Nie doświadczyliśmy nigdy zła z jego strony. Uważaliśmy, że skoro jesteśmy my to nikt nam nie podskoczy. Do czasu. Po pewnym czasie, kiedy wraz z Severusem zajmowaliśmy już pewne pozycje w szeregach Czarnego Mistrza , pojawił się Morian. Właściwie to na spotkanie przyprowadził go szpieg Lorda wśród ludzi Dumbledore` a , Peter Pettigrew. Na początku Snake nawiązywał z nami kontakty ...Był, jak to się dzisiaj mówi, cool. Miły ,majacy poglądy podobne do naszych i wogóel okej. Wraz z Severusem stali się najlepszymi przyjaciółmi. Również i ja się z nim zaprzyjaźniłem choć nie aż tak jak Sever. I wszystko byłoby okej, gdyby pewnej nocy nie ujawniły się sadystyczne zapędy Snake`a. Oczywiście Lordowi było to bardzo na rękę, ponieważ on kochał patrzeć na cudze cierpienie. Sever i ja też się przyzwyczailiśmy do widoku krwi i krzyków, więc zbytnio nie zwracaliśmy na to uwagi ...Ale tamtego wieczoru zwróciliśmy. Tego, co Morian wyprawiał na tym mugolskim osiedlu nie sposób opisać....Żaden Śmierciożerca wcześniej się tak nie zachowywał. Żaden. Gdziekolwiek byś nie spojrzała pełno krwi, krzyków cierpienia i błagań o pomoc...Po prostu makabra. Severowi udało się wówczas wyrwać z tego piekła jedną mugolską dziewczynę. Była bardzo ładna i, jak się później okazało, inteligenta więc nie dziw, że wkrótce odbyło się ich wesele. Skromne, co prawda , ale za to podnoszące nas ...i ją z resztą też... na duchu. Sam byłem drużbą - przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
- I się wtedy spiłeś jak świnia - zaśmiał się spod okna Mistrz Eliksirów .
- Ty też Sevciu, ty też - pan Malfoy posłał mu kpiący uśmiech, po czym ciągnął dalej - Od czasu makabry na tamtym osiedlu Snape i ja odnosiliśmy się do Moriana z dystansem...To trwało przez kilka lat...Potem zdarzył się coś, co bezpowrotnie zburzyło przyjaźń Severusa ze Sanke`m a mnie całkowicie zraziło do Snake`a...Snake zabił żonę Severusa. Na polecenie Czarnego Pana rzecz jasna...choć do dziś nie jestem tego pewny.
Hermiona zerknęła na Snape`a: ukrył twarz w dłoniach. Nagle zrobiło jej się strasznie głupio.
Tymczasem pan Malfoy ciągnął dalej swą ponurą opowieść.
- To z tej przyczyny Severus przeszedł na stronę Dumbledore `a . Zostałem choć, nie zaprzeczam, mnie też ogarnęły wątpliwości czy dobrze robię. Nie powiedziałem Lordowi co zrobił Severus, choć nie raz miałem ku temu okazję...Wiele takich okazji. W końcu nadszedł dzień, w którym i ja straciłem wiarę w wspólnotę Śmierciożerców. Wiarę, że Snake nigdy więcej nie posunie się do morderstwa kogoś bliskiego z Kręgu Popleczników Czarnego Lorda - głos mu się załamał - To było tuż przed samym upadkiem Lorda...Ostatnia noc.... - po jego bladej twarzy potoczyły się dwie łzy. Hermiona wpatrywała się w tego człowieka jak zahipnotyzowana - Byłem wówczas w Ministerstwie Magii a Narcyza została w domu wraz z Draconem i...Seanem. Sean był zaledwie sekundkę młodszy od Draco[size=18]**[/size]. Kiedy wróciłem zastałem w domu horror: martwe ciało Seana leżące koło kołyski, w której płakał Dracon...no i Narcyza próbująca popełnić samobójstwo... - zamilkł na chwilę .
Hermiona siedziała w fotelu nie będąc wstanie się poruszyć. Nie będąc w stanie nic zrobić. Snape natomiast odwrócił się do nich twarzą.
- Dowiedziałem się od skrzatów, że to Snake był tego sprawcą. Moriana skazano na siedemnaście lat więzienia .Postarałem się o to osobiście - dodał lodowatym tonem.
- Gdybyś mi pozwolił zabić Snake`a tamtej nocy...Gdybyś mnie nie powstrzymał to Sean by żył - odezwał się Snape.
- Możliwe, ale ty byś siedział w Azkabanie, Dracon nie miałby ojca chrzestnego, a ja przyjaciela.- stwierdził cicho pan Malfoy..
- Przynajmniej teraz by się nie plątał pod nogami, s*** jeden - warknął Snape odwracając się z powrotem do okna .
W salonie nastała cisza. Lucjusz Malfoy otarł łzy i utkwił swe spojrzenie w Gryfonce.
- Przykro mi - to było jedyne zdanie, które była w stanie wypowiedzieć w tej chwili Hermiona. Było jej wstyd za swoje zachowanie, choć oni zapewne to rozumieli .Nie zważając na to co robi po prostu przytuliła Lucjusza - Przykro mi - wyszeptała.
**
Severus był zaskoczony. Widział, że jego przyjaciel również. Obserwował jak Lucjusz delikatnie i pewną nieśmiałością gładzi włosy jego uczennicy. Dziewczyna zamiast się uspokoić zaczęła szlochać. Blond - włosy( niech mi ktos powie jak to siew końcu pisze sonka) zrobił przerażoną minę, a Severus uśmiechnął się lekko. To był naprawdę słodki widok.Zupełnie jakby widział Lucjusza tamtej nocy, gdy udało mu się uratować Elen....
Somebody tell me why
On that morning
When this life is over
I know
I'll see your face
( I`ll be missing you -Puff Daddy& friends)
Elen...
Jego mała dziewczynka...Jego kochana osóbka. Nadal pamiętał jej uśmiech ze słodkimi dołeczkami i te niebieskie oczy patrzące na niego z taka miłością. Pamiętał jej zapach, każde słowo ,każdy gest. Był wówczas najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem: miał przecież żonę, która kochała go bezinteresownie. Żonę , która myślała o nim jako o mężczyźnie swego życia a nie jako bezdusznym potworze zwącym się Śmierciożercą.
Tyle razy przestrzegała go przed Morianem...Tyle razy pomagała mu się pozbierać po atakach szału, które dopadały Voldemorta po każdej nieudanej akcji bądź też po każdej informacji o złapaniu jego szpiega. Tyle razy go pocieszała po kłótniach ze Snake `m . Zawsze była przy nim i nigdy nie zostawiła go samemu sobie. Nawet potrafiła sprzeciwić się Voldemortowi , za co ....pewnie zginęła.
„Cholerny s**** Snake ...Zabije , ***, zabiję „ przyrzekł sobie mistrzunio odwracając się w stronę okna. Jego wzrok przyciągnął ruch przed domem.
- Cholera! Lucjusz! Aurorzy! - wykrzyknął podbiegając do swego przyjaciela. Malfoy senior odsunął delikatnie lecz stanowczo od siebie pannę Granger .
- Pilnuj jej - pouczył Snape`a .
- Mi to mówisz? Luc, leć już! - ponaglił go nauczyciel.
Blond - włosy spojrzał na niego kpiąco.
- Malfoy Villige - mruknął i deportował się do swej posiadłości.
W ostatniej chwili , ponieważ do salonu wpadła grupa Auorów z „Szalonookim” na czele. Wszyscy mieli różdżki w pogotowiu.
- Proszę, proszę. Kogo my tutaj...- zaczął Moody, ale urwał zobaczywszy kogo pseudo-Śmierciożerca trzyma w ramionach - O cholera! Snape , co ONA tu robi? - ryknął podbiegając do nich.
- A jak myślisz Szalonooki - spytał z sarkazmem Mistrz Eliksirów.
Alastor łypnął na niego zdrowym okiem podczas gdy starym nadal obserwował półprzytomna Gryfonkę.
- Wracaj z nią do Hogwartu - nakazał zimno.
Snape`owi nie trzeba było tego powtarzać: wziął dziewczynę na ręce i już otwierał usta aby wypowiedzieć nazwę Hogsmade lecz Alastor go powstrzymał.
- Widziała wszystko ? - spytał cicho nie spuszczając swego magicznego oka z dziewczyny.
- Co do każdej sekundy - wyszeptał Snape - A teraz wybacz, bo jak sam powiedziałeś, muszę z nią wrócić do zamku . - rzucił mu krzywy uśmiech i deportował się z dziewczyna z miejsca tragedii.
**
- Szalonooki? - do salonu wparowała Tonks - Czy to był Severus? - spytała z nutką zaciekawienia w głosie .
- Tak, to był ten cholerny Snape. A zgadnij kogo ze sobą miał ?- odwrócił się do Tonks.
- Eeee ... - zaczęła inteligentnie panna Niphodora.
- Dobra .Nie myśl bo jeszcze sobie mózg przegrzejesz. - zakpił i usiał w fotelu, który dziesięć minut wcześniej zajmowany był przez pannę Granger - Hermionę.
Przez chwile w salonie miedzy nimi zapanowała cisza .
- HERMIONĘ???- wykrzyknęła Tonks ,gdy w końcu dotarł do niej sens słów podstarzałego Aurora - Moody, powiedz , że żartujesz.
- Chciałbym Tonks, chciałbym - szepnął auror i spuścił głowę.
Rozdział VI*=> Please, forgive me...
- Jej totalnie odbiło - stwierdził rzeczowo Ronald Weasley siedząc na klozetce w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey miała z nim sporo roboty: zaklęcie Hemriony poczyniło bowiem niemałe szkody w stanie zdrowia najmłodszego z sześciorga barci Weasley`ów i teraz Ron zmuszony był poddać się zabiegom Pomponiny Pomfrey, mającym na celu doprowadzenie jego skromnej osoby do jako takiego porządku.
- Widziałeś ją kiedyś w takim stanie? - rudy zwrócił się do swego przyjaciela, który z udawanym zaciekawieniem obserwował płynne ruchy Madame Pomfrey. Zielonooki oderwał wzrok od butelki z Eliksirem Przeciwbólowym i spojrzał na rudowłosego.
- Eeee...Nie - odpowiedział po chwili namysłu.
Co prawda, nie był do końca taki tego pewien- w końcu w trzeciej klasie Hermiona odwaliła podobny numer z plaskaczem ( szczęściarzem, który go zarobił był pan Dracon Malfoy), ale wówczas była zupełnie inna sytuacja niż teraz.
A Teraz?
No właśnie teraz Harry nie rozumiał co wstąpiło w jego zwykle spokojną przyjaciółkę. Nikt nie był w stanie zrozumieć. To wszystko stało się zbyt szybko: najpierw on z nią rozmawiał, w drugiej chwili ona grzmotnęła w Rona Expellraimusem a w następnej wycelowała różdżkę w niego aż w końcu Sanpe zareagował za co, ku zaskoczeniu absolutnie wszystkich, oberwał z liścia.
Ron syknął, gdy Madame Pomfrey opatrzyła mu ranę na skroni.
- Panie Weasley - skarciła go.
- Przepraszam - bąknął Ron - Ja też, Harry, ja też - powiedział cicho.
Ta...Właściwie to nikt w szkole nie wiedział...Nawet Malfoy po kolacji spytał "czy to na pewno była Granger".To chyba najlepsze podsumowanie całego zajścia.
Chłopcu, Który Przeżył nadal dźwięczała w uszach cisza, która zaległa po ucieczce panny Granger w Wielkiej Sali. Wydawało się, że wszyscy wstrzymali oddech. Harry pozwolił sobie zerknąć na minę Mistrza Eliksirów- wyrażała szok. Zielonookiemu przemknęło wówczas przez głowę, że oto wszyscy maja niepowtarzalna okazję oglądać swego znienawidzonego nauczyciela w stanie ciężkiego szoku.
- Wypij - jego rozmyślania przerwał glos Pomponiny, która podała Ronaldowi pucharek z Eliskirem.- No co się tak patrzysz. Pij - rozkazała.
Chłopakj przez chwile wpatrywał się z niechęcią w złote naczynie, po czym wziął je od pielęgniarki i jednym łykiem wypił jego zawartość.
- Blee...- skrzywił się-Dziękuję - odłożył pucharek na szafeczkę nocną i wstał.
- A ty gdzie? - spytała pielęgniarka popychając Rona na klozetkę.
- No...- rudy wyglądał na zdezorientowanego - Do swojego dormitorium.
Harry uśmiechnął się, ponieważ przez te sześć i pół roku spędzonych w zamku poznał bardzo dobrze mentalność szkolnej pomocy medycznej i wiedział, że Madame Pomfrey nie wypuści człowieka ze swej pieczary nie wcześniej niż następnego ranka po wypadku.
- Ani mi się waż - kobieta pogroziła Ronowi palcem przed piegowatym nosem - Zostajesz na noc i koniec gadania - oznajmiła sprzątając z szafeczki medykamenty.
- CO?!
- Tak, panie Weasley, zostaje pan na noc - obdarzyła rudego zniecierpliwionym spojrzeniem.
- Mowy nie ma - warknął chłopak i podniósł się z klozetki.
- A ja mówię, że jest - krzyknęła Madame.
Harry obserwował tę scenę z lekkim rozbawieniem.
- Nic mi nie jest. Czuję się świetnie - stwierdził Ron.
- Pan tak twierdzi, a moje zdanie jest inne - warknęła pielęgniarka popychając dryblasa na klozetkę.
- Może i ... - zaczął Ron.
- Pomponino...puść go - kłótnię przerwał cichy lecz stanowczy głos.
Cała trójka spojrzała w stronę skąd dochodził: w drzwiach Skrzydła Szpitalnego stał Dumbledore. Miał na sobie ciemnogranatowa szatę w maluśkie gwiazdeczki.
- Ależ panie dyrektorze... - zaczęła Madame Pomfrey.
- Poppy ...proszę - przerwał jej łagodnie Albus.
Madame Pomfrey umilkła i skinęła głową. Widać było po niej, że była niezadowolona.
Zielonooki wymienił z przyjacielem znaczące spojrzenia - dyrektor nigdy nie prosił pielęgniarki o taką przysługę. Właściwie to nigdy nie kwestionował jej decyzji, a jeśli nawet to nigdy nie nalegał na ich zmianę. Coś musiało się stać, że zrobił to teraz. Tylko co.
- Chłopcy, wracajcie do wieży Gryffindoru - zwrócił się do dwóch młokosów. Obydwaj skinęli głowami i wstali a następnie ruszyli ku wyjściu. W drzwiach Harry spojrzał na Dumbledore` a próbując wyczytać z jego twarzy jakieś racjonalne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, lecz ten tylko uśmiechnął się do niego.
- O co chodzi? - spytał Ron, gdy znaleźli się na korytarzu. Harry usłyszawszy trzask zamykanych drzwi zdecydował się odpowiedzieć.
- Nie mam zielonego pojęcia, Ron.
Resztę drogi przebyli w milczeniu pogrążeni we własnych rozmyślaniach. Dopiero w korytarzu prowadzącym do wejścia do pokoju wspólnego Gryfonów rudowłosy przerwał ciszę.
- Te, Harry, a jak ona rzeczywiście zwariowała? - spytał z nutą strachu w głosie.
Harry, który pogrążony był w myślach na temat dziwnego zachowania Dumbla, spojrzał na przyjaciela nieprzytomnie.
- Że co? - spytał głupio.
- No wiesz - Ron wzniósł oczy ku sufitowi - No jak Hermi rzeczywiście odbiło? Nie odeślą jej chyba do Świętego Mungo, co? - utkwił wzrok pełen nadziei w Pottrze.
- Chyba nie....Nie wiem, Ron, nie wiem... - odpowiedział zgodnie z prawdą chłopiec.
No właśnie...A jeśli tak to co wówczas? Harry wolał o tym nie myśleć, ale nie mógł przestać.
**
Severus wylądował w tym samym miejscu, z którego deportowali się wraz z Morianem na Queen Elizabeth II Street. Gwiazdy mrugały do niego zawadiacko lecz jemu nie w głowie były żarty. Westchnął i spojrzał na uśpioną uczennicę, którą trzymał na rękach.
Spała.
Gdyby ktoś zobaczył ją w takim stanie nigdy nie pomyślałby o tragedii jaka ja spotkała.
Jeszcze raz westchnął i podniósł wzrok. Stał przed bramą zamku, na atramentowym niebie odcinały się ostre kontury wieżyczek i baszt.
Hogwart.
Hogwart, jego schronienie, jego dom, jego rodzina....Rodzina, którą zdradził. Tak, zdradził Dumbledore` a. Z tego wszystkiego nie zawiadomił go o zaistniałej sytuacji, o grożącym niebezpieczeństwie. Zbyt mało czasu, zbyt dużo do zrobienia.
Przymknął powieki.
Miał świadomość, że Dumbledore o wszystkim wie...Że " Szalonooki" go powiadomił.
- Boże... - szepnął i ponownie spojrzał na uśpioną dziewczynę
"Jak mi wstyd....Jak mi wstyd" myślał wkraczając na ścieżkę prowadzącą do zamku.
Wszystkiego, czego teraz potrzebował to wybaczenie.
Wybaczenie...
**
Albus stał przy oknie i wpatrywał siew jeden punkt - bramę Hogwartu. Nawet na sekundę nie spuścił wzroku z tego miejsca mimo, że było parę powodów, które mogłyby go do tego zmusić( między innym głośne narzekanie Poppy na jego nieodpowiedzialność i niewiedzę o medycynie).
Czekał.
Miał ku temu powód: dokładnie czterdzieści minut po zakończeniu kolacji otrzymał wiadomość z ministerstwa o zmożonym używaniu Zaklęć Niewybaczalnych w rejonie ulicy Queen Elizabeth II. Nie było wątpliwości, że Śmierciożercy zaatakowali po raz kolejny. Jednak nie dlatego dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart znalazł się w Skrzydle Szpitalnym. Nie dlatego teraz wpatrywał się w bramę zamku z niepokojem pomieszanym z zdenerwowaniem. Stał tutaj, ponieważ piętnaście minut temu Alastor powiadomił go, że na miejscu niechlubnej działalności Lorda Voldemorta zastał jego Mistrza Eliksirów z śpiącą Granger w ramionach. I że, zgonie z informacja wydobytą od "tego czarnego śmiecia"(jak szanowny auror zwykł określać Śmierciożerców), dziewczyna widziała śmierć swojej rodzicielki. Moody podsunął mu nawet myśl, że to Sanpe uprowadził Prefekt Naczelną Hogwartu na rozkaz Voldemorta jednak on w to nie wierzył. Wiedział bowiem, że Severus nigdy by tak nie postąpił...Obiecał przecież Elen...Z drugiej strony dziwne było, że uczennica Hogwartu znalazła się w miejscu aktywności Śmierciożerców w towarzystwie swego nauczyciela, który był jednym z owych "czarnych śmieci". Trudno było się więc nie zastanawiać nad teorię "Szalonookiego" szczególnie gdy do głosu dochodził fakt, że Severus nie zawiadomił jego osoby o kolejnej "imprezie".
"Nie jest winny dopóki nie udowodni się mu winy...." przypomniały mu się własne słowa, wypowiedziane w innym kontekście, ale jak ulał pasujące do tej sytuacji.
Albusa intrygowało dlaczego jego podwładny nie powiadomił go o zaistniałej sytuacji, dlaczego Granger znalazła siew miejscu swojego zamieszkania tej nocy.
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Przez bramę przeszedł wysoki mężczyzna, a w ramionach trzymał jakąś osobę.
"Severus" pomyślał obserwując jak postać zbliża się do Zamku.
**
Wspiął się po kamiennych schodach, skręcił w pierwszy po lewej korytarz i ruszył ku Skrzydłu Szpitalnemu. Dziękował w duchu za swoją siłę fizyczną, bo Granger do piórek nie należała. Właściwie to sam nie wiedział skąd jeszcze czerpie energię by nieść dziewczę na rękach - sam ledwo przebierał nogami, a do tego miał ogromnego kaca moralnego. Przeszedł przez słabo oświetlony korytarz i dotarł do białych drzwi wiodących do królestwa szkolnej pielęgniarki. Stanął bokiem do nich i otworzył je łokciem przytrzymując jednocześnie Granger aby mu nie wypadła z rąk. Następnie odwrócił się i wszedł tyłem do sali szpitalnej. Próbował nogą przytrzymać wrota i zamknąć je lekkim kopniakiem.
- Ja to zrobię - usłyszał za sobą cichy głos dyrektora i omal nie upuścił Gryfonki z rąk.
Usłyszał kroki Dumbledore`a i w następnej chwili dyrektor zamykał cicho wrota Skrzydła Szpitalnego, po czym utkwił swoje bladoniebieskie spojrzenie w Severusie. Mistrzunio zacisnął żeby i bez słowa podszedł do pierwszego z brzegu łóżka, by ułożyć na nim uśpioną dziewczynę. Przy jego boku zmaterializowała się Madame Pomfrey.
- Zajmij się nią - zwrócił się do niej, co spotkało się z pełnym dezaprobaty prychnięciem i mina "Wiem- Co - Mam -Robić" Pomponiny. Severus przez chwilę wpatrywał się w śpiącą , a następnie odwrócił się do Dumbledore`a.
- Nie wątpię, że chce pan ze mną zamienić parę słów - powiedział prostując się. Jego przełożony i jeden z najlepszych przyjaciół w jednej osobie przyglądał mu się przez chwilę by w końcu skinąć głową.
- Słucham więc - Sanpe próbował mówić swoim zwykłym, zimnym tonem jednak nie za bardzo mu to wychodziło. Głównie dlatego, że był potwornie zmęczony, a jednocześnie przepełniała go obawa czy dyrektor mu wybaczy.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytał cicho Albus.
- Nie powiedziałem "czego"? - odpowiedział pytaniem na pytanie. "Drops"* , jak nazywali starszego czarodzieja uczniowie ( niektórzy nauczyciele również) spojrzał na niego ostro.
- Severusie, dlaczego nie powiadomiłeś mnie gdzie idziesz i że zabierasz ze sobą pannę Granger - przelotnie zerknął na Gryfonkę, nad którą pochylała się Poppy.
Naczelny Postrach Hogwartu milczał wpatrzony w czubki swoich czarnych butów, wystających spod czarnej szaty.
- Zawiodłem się na tobie - westchnął dyrektor nie spuszczając z Mistrza Eliksirów swego spojrzenia. Pod Severusem ugięły się kolana. Usiadł na łóżku stojącym obok łóżka, na którym położył uczennicę. Nie śmiał podnieść wzroku i tylko słuchał jak Dumbledore wylicza mu wszystkie błędy popełnione dzisiejszego wieczora.
- Naraziłeś uczennicę na niebezpieczeństwo, nie zawiadomiłeś mnie o zaistniałej sytuacji - głos "Dropsa" był zimny jak powietrze na Grenlandii i Severusowi przemknęło przez myśl ,że właśnie rozmawia z Voldemortem - Pytam raz jeszcze: dlaczego mi nie powiedziałeś?
Pytanie zawisło w powietrzu odbijając się jednocześnie echem w głowie Snape`a.
"Tylko wybaczenie...."
- Nie miałem czasu - odpowiedział cicho i dopiero teraz zdecydował się spojrzeć na człowieka, który dał mu szansę na nowe życie. Przestraszył się tym co zobaczył- w bladoniebieskich źrenicach nie płonęły wesołe ogniki. Dumbledore wydawał się teraz o wiele starszy i straszniejszy niż w rzeczywistości. Gdyby Severus nie znał go na co dzień pomyślałby, że ma do czynienia z jakimś Czarnoksiężnikiem pokroju Czarnego Pana.
- Nie miałeś czasu, powiadasz.... - zaczął Dumbledore wpatrując się w Severusa z najwyższą odrazą - Zawsze jest czas, Sverusie, zawsze - stwierdził obdarzając pedagoga pełnym odrazy spojrzeniem.
Tego Severus już nie wytrzymał choć bardzo chciał.
- Nie było. Czarny Pan wydał rozkaz. Snake osobiście przybył do Hogwartu po Granger - wskazał ruchem głowy na uśpioną dziewczynę - O mały włos nie zrobił jej krzywdy i gdyby nie moja późniejsza obecność nie zawahałby się tego błędu nie naprawić. Opuściliśmy tereny Hogwartu i aportowaliśmy się na tej przeklętej ulicy - w miarę jak to mówił gorycz w jego głosie ustępowała miejsca wściekłości z powodu własnej głupoty i bezsilności - Śmierciożercy urządzili tam przedsionek piekła, ale to Czarny Pan zaserwował tej dziewczynie prawdziwe piekło. Zmusił ją do patrzenia na śmierć jej matki ...sam zabił jej matkę i był z tego niezwykle zadowolony - wypluł to zadanie z odrazą - Snake również próbował swoich sztuczek...Chciał zabić nieprzytomna dziewczynę i gdyby nie moja interwencja to Prefekt Naczelna Hogwartu podziwiałaby kwiatki od spodu jak to robi teraz jej szanowna matka, wiec proszę mi tutaj nie mówić, że zawsze jest czas skoro w tamtej chwili go nie było! - wykrzyknął waląc pięścią w materac łóżka, na którym siedział.
- PANIE PROFESORZE! - Madame Pomfrey, która dotychczas obserwowała ze zgrozą co wyprawia Naczelny Bydlak Hogwartu, zdecydowała się na interwencję. Jednak nie był to dobry pomysł, ponieważ Mistrzunio obdarzył ją spojrzeniem a la wściekły Puszek.
- I co z nią? - warknął rozjuszony.
Nie wiedział czy dyrektor jemu uwierzy. Nawet jeśli to bardzo trudno będzie mu odzyskać zaufanie Dumbledore`a...Bardzo trudno...
Pielęgniarka obserwowała go przez chwilę najwyraźniej zastanawiając się czy jest on przy zdrowych zmysłach czy też w końcu zwariował.
- Żadnych trwałych obrażeń, żadnych ran i tym podobnych. Jednak dla mojego spokoju musi pozostać na obserwacji - oświadczyła w końcu pomoc medyczna z troską otulając Granger kołdrą.
- Dla mojego też - mruknął Severus - Czy mogę z nią zostać? - wypalił wbijając swe bezdenne spojrzenie w pielęgniarkę. W pierwszej chwili Madame Pomfrey zrobiła zdumioną minę lecz szybko się opamiętała i z przesłodzonym uśmiechem rzekła "Ależ oczywiście panie profesorze" ,Severus nieświadomie uśmiechnął się i wyczarował sobie fotel dokładnie obok łóżka z dziewczyną, a następnie usadowił się w nim wygodnie.
- W razie czego to mnie wołaj - powiedziała Poppy kierując się na zaplecze.
Mistrzunio pokiwał głową i odprowadził ja wzrokiem. Potem ukrył twarz w dłoniach.
Było mu wstyd. I to nie tylko wobec Dumbledore`a ( w końcu zawiódł jego zaufanie) lecz również wobec tej młodej kobiety, że nie potrafił jej zapewnić bezpieczeństwa i pozwolił aby patrzyła na śmierć swej rodzicielki zamiast zasłonić jej oczy. Dalej, było mu wstyd wobec własnej osoby, że pozwolił na to co się stało. No i w końcu było mu potwornie wstyd wobec Elen, której obiecał, że nikogo nigdy nie narazi na niebezpieczeństwo i spotkanie z Czarnym Panem.
"Mogłem zabić tego *** jak miałem okazje" pomyślał.
- Severusie? - poczuł na swoim ramieniu czyjaś dłoń. Odwrócił głowę - to Albus pozwolił sobie na ten uspokajający gest. Stary czarodziej uśmiechnął się do niego ciepło, co zaskoczyło Mistrzunia ,ale nie dał po sobie tego poznać. Tymczasem "Drops" wyczarował obok niego duży, biały, puszysty fotel i zasiadł w nim.
- Chyba się nie będzie ci przeszkadzało moje towarzystwo? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście, że nie, panie dyrektorze...Będzie mi bardzo miło - odpowiedział spokojnie Sev.
- Razem zawsze raźniej - stwierdził melodyjnym głosem dyrektor wyczarowując jednocześnie dwa kubki z gorącą czekoladą - Proszę...Mnie to zawsze pomaga - mrugnął do niego konspiracyjnie. Snape dostrzegł w jego oczach znajome ogniki.
- Dziękuję... i przepraszam - odpowiedział cicho Naczelny Postrach Hogwartu spuszczając zawstydzony wzrok.
- Nie przepraszaj - Albus popił czekoladę i ciągnął dalej - Wszyscy popełniamy błędy -stwierdził wyczarowując talerzyk z kruchymi ciasteczkami -Weź jedno - podsunął go pod nos Mistrzowi Eliksirów. Mężczyzna nieśmiało poczęstował się.
- Ale...- zaczął podnosząc niepewnie wzrok na Dumbledore`a.
- Żadnego "ale" panie profesorze, bo zabiorę czekoladę i ciasteczka - ostrzegł dyrektor.
Snape wbił w niego zdumione spojrzenie. Nie spodziewał się takiej reakcji. Wszystkie znaki na niebie i ziemi skazywały na to, iż Albus mu wybaczył.
- Hmm...Drugi raz podczas ostatnich dwudziestu czterech godzin mam okazję widzieć ciebie w stanie ciężkiego szoku. Muszę przyznać, że to bardzo ciekawe doświadczenie - "Drops" zachichotał. Severus przez chwilę nie zmieniał wyrazu twarzy by dołączyć do dyrektora.Sala rozbrzmiała gromkim śmiechem obu mężczyzn.
- PANOWIE! - skarciła ich Madame Pomfrey, która przybiegła zobaczyć co się stało - Chora- wskazała na Granger.
- Przepraszamy Poppy - dyrektor zrobił tak skruszona minę, że Severus nie mógł powstrzymać się od ryknięcia śmiechem. Pomponina obrzuciła ich oburzonym spojrzeniem i mrucząc cos w stylu "Mężczyźni" zniknęła w drzwiach swej pieczary.
**
Biegła mrocznym korytarzem ile sił w nogach. Wzrok utkwiła w mahoniowych drzwiach znajdujących się na końcu. Żeby tylko zdążyła. Musiała do nich dobiec, musiała je otworzyć. Tak się bała .Słyszała w uszach zimny śmiech i przyspieszyła.
Jest, dotarła. Szarpnęła za srebrną klamkę w kształcie węza i pociągnęła .Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypieniem, które natychmiast odbiło się od zakamarków jej czaszki. Weszła i o mało nie oślepła. Wysoka komnata oświetlona była przez setki świec unoszących się w powietrzu dokładnie tak samo jak podczas inauguracji roku szkolnego. Dopiero gdy się przyzwyczaiła do intensywnego światła zauważyła, że na środku tego pomieszczenia ktoś leży. Nie mogła zidentyfikować tej osoby, wiec ruszyła w jej kierunku. Nagle poczuła silne szarpnięcie i czyjeś silne ręce objęły ja w pasie. Odwróciła głowę by spojrzeć na napastnika i zamarła - to Snake uśmiechał się do niej obleśnie. Wrzasnęła próbując wyrwać się z jego uścisku lecz to nic nie dało.
-Uspokój się k** -dobiegł ją znajomy głos pretensjonalnie przeciągający sylaby. Zadrżała i spojrzała przed siebie. Obok ciała osoby stał wysoki , przystojny Ślizgon, a w ręku trzymał różdżkę. W tej chwili uśmiechał się do niej kpiąco.
-Wstawaj - warknął do tego kogoś na podłodze.
Osoba ta podniosła się i Hermionie zrobiło się na chwilę ciemno przed oczami. To była jej mama.
-Zostaw ją ty ***- wykrzyknęła i zaczęła się wyrywać Snake`owi. Niestety, mężczyzna był zbyt silny.
-Oj ...dziecinka martwi się o swoja mamusię - zakpił Mlafoy -Niepotrzebnie, skarbeńku.- przystawił do głowy panu Granger różdżkę i spojrzał na Hermionę -Zobacz Granger...jak zabija się takie śmiecie jak ty. I kto tu mówi, że jestem beznadziejny? -spytał z uśmiechem i nie spuszczając wzroku z Gryfonki wyszeptał -Avada Kadava .
-Nieeeeeeeeeeeeeeeee!
Usiadła gwałtownie oddychając szybko. Czuła jak po policzku płyną jej łzy a także jak ktoś ściska uspokajająco jej dłoń.
- Spokojnie, to tylko koszmar - usłyszała cichy głos Mistrza Eliksirów.
Otworzyła oczy lecz z powodu gwałtownego wdarcia się jasności do jej oczu musiała je przymknąć. Po chwili znowu je otworzyła. Mężczyzna siedział obok niej na łóżku i trzymał ja za rękę. To byłoby nawet miłe gdyby nie fakt, że panna Granger brzydziła się dotykiem kogokolwiek, a już w szczególności mężczyzn. Co prawda, wczoraj pozwoliła Malfoy` owi Seniorowi na dotknięcie, ale tłumaczyła to tylko słabością psychiczną. Teraz żołądek zaczął wyprawiać dziwne harce, więc wyrwała w ekspresowym tępię rękę z profesorskiego uścisku i wychyliła się ponad krawędzią łóżka by pozwolić swemu żołądkowi na wypróżnienie swojej nikłej zawartości na wypolerowaną posadzkę. Po wszystkim otarła buzie skrajem poszewki i spojrzała przepraszająco na nauczyciela. Zauważyła, że Sanpe nie wyglądał najlepiej: miał worki pod oczami i zmęczony wzrok, był blady, a jego tłuste włosy były w nieładzie.
"Zupełnie jakby nie przespał nocy" przyszło jej na myśl.
- Nic się nie stało - powiedział czyszcząc zaklęciem czeszącym posadzkę.
Chciała się uśmiechnąć, ale nie potrafiła. Jej uwadze umknął fakt, że profesor nie mówi do niej swoim normalnym tonem.
- Gdzie jestem? -spytała, by przerwać w jakikolwiek sposób nieprzyjemna cisze.
- W Skrzydle Szpitalnym, kochanieńka - Madame Pomfrey przyniosła tacę z dwoma posiłkami mi postawiła ją na szafeczce obok łóżka dziewczyny - Proszę -uśmiechnęła siedo nich ciepło.
- Jak się czujesz? - spytała.
- Dobrze - odpowiedziała wbrew swemu samopoczuciu dziewczyna. W końcu jak miała się czuć skoro wczoraj zabili jej matkę? Skakać z radości? I po co oni w ogóle zadają jej takie kretyńskie pytania?
"Boże..."- jęknęła.
Snape podziękował i chwile później zostali sami.
- Proszę - podał Hermionie talerz z apetycznie wyglądającą jajecznicą, po czym wziął swoją porcję i zaczął ją pałaszować.
- Nie jesz? -spytał kilka minut później widząc, że jej talerz pozostał nie tknięty a ona sama wpatruje się w niego tępo.
- S...Słucham?- ocknęła się i podniosła wzrok znad jajecznicy.
- Pytałem dlaczego nie jesz - powtórzył spokojnie Snape przyglądając się ej znad swojego talerza.
Hermiona spojrzała ponownie na talerz i znowu na nauczyciela. Przez chwilę milczała.
- Nie jestem głodna - stwierdziła odstawiając jedzenie z powrotem na tacę.
Mistrz Eliksirów podniósł ze zdziwienia brwi, ale nie opatrzył komentarzem jej oświadczenia. Tak naprawdę to Hermionie było niedobrze do zapachu jedzenia i przeczuwała , że gdyby przełknęła choćby trochę to natychmiast by zwymiotowała.
- Nie musisz pisać tego referatu - niezmącona ciszę panującą w sali przerwał cichy głos Snape`a. Podniosła wzrok i spojrzała na niego zaskoczona.
- Dziękuje, sir - powiedziała.
"Ale łaska " odezwał się w jej głowie diaboliczny głos
"Herm...Przecież on też stracił kogoś bliskiego..." drugi, nieco cichszy i spokojniejszy.
Hermiona chcąc je zagłuszyć sięgnęła po pucharek z sokiem dyniowym. Ledwie upiła łyk już zwymiotowała.
- Boże... - jęknęła obserwując jak wymiociny mieszają się z sokiem dyniowym by wsiąknąć w biel pościeli.
- Poppy! - usłyszała jak Snape woła szkolną pomoc medyczną. Podniosła niepewnie wzrok - profesor przyglądał jej się z niepokojem na twarzy, co całkowicie do niego nie pasowało.
"Od kiedy to Snape się o mnie martwi" pomyślała ze złością
"Od wczoraj kretynko "odpowiedział jej cichutki głosik.
- Co się stało - Pomfrey już nadbiegła zawiązując fartuch. Obrzuciła spojrzeniem pościel.
- Panie profesorze ,czy mógłby pan...-zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć, ponieważ Naczelny Bydlak Hogwartu już podnosił swoje cztery litery i wziął tacę.
- Oczywiście - powiedział i ruszył ku zapleczu pielęgniarki.
Panna Granger odprowadziła Mistrza Eliksirów wzrokiem, po czym spojrzała wyczekująco na Pomponinę.
- Rozbierz się - nakazała łagodnie pielęgniarka.
Hermiona przymknęła oczy i zdjęła bluzkę. Pół godziny później była już dokładnie przebadana, choć w głębi duszy nie widziała ku nim żadnych powodów. Zwymiotowała, to prawda, ale przecież to jeszcze o niczym nie świadczy.
Chyba....
- Hmm...Wyglądasz zdrowo- zaczęła Madame Pomfrey - więc nie rozumiem skąd te wymioty - zastanawiała się obserwując jak dziewczyna zapina guziczki od bluzki - Przepraszam, że cię ot o spytam, ale kiedy miałaś ostatnio okres i czy z kimś spałaś? - zwróciła się nagle do dziewczyny.
Hermiona zatrzymała się w połowie i spojrzała na kobietę zaskoczona. Przypomniała sobie uśmiech na twarzy Malfoy`a kiedy ją gwałcił, jego oddech i mocny uścisk.
- Nie spałam z nikim - skłamała - A okres spóźnia mi się już trzeci dzień...Czasami tak mam - dodała by uspokoić pielęgniarkę...A może siebie?
- Ach - bąknęła Poppy - Przepraszam cię Hermiono...Nie chciałam być wścibska...Nie żebym coś sugerowała ...- zrobiła się czerwona jak wiśnia, odchrząknęła - Przepraszam. Nie powinnam cię była w ogóle pytać o takie coś...Przecież jesteś taka porządną dziewczyną..
Hermiona zmusiła się do bladego uśmiechu.
- Nic się nie stało - "Tak porządna, że aż mnie zgwałcili" myślała w między czasie - Czy mogłabym już wrócić do wieży? - spytała nieśmiało.
Prawdę mówiąc powoli miała dość przebywania w tej sali. Bała się, że lada chwila wszystko może się wydać. Pielęgniarka milczała przez chwilę .
- Jesteś w stanie dojść do Gryffindoru? Wiesz...W końcu to spory kawałek z stąd - powiedziała pielęgniarka.
- Dam sobie radę - zapewniła ja energicznie Gryfonka.
- Skoro tak twierdzisz - Poppy uśmiechnął się do niej - lecz mimo wszystko poproszę profesora Snape `a aby cię odprowadził - dodała kierując się ku zapleczu.
Hermiona tymczasem ruszyła do drzwi. Tak naprawdę nie czuła się najlepiej...Nadal miała lekkie zawroty głowy jednak skrzętnie ukrywała ten fakt przed nad opiekuńczą pielęgniarką. Gdyby się bowiem przyznała, pani Pomfrey zapewniłaby jej tygodniową rekonwalescencję, a ona nie miała zamiaru przebywać w tym miejscu ani sekundy dłużej. To się tyczyło jej stanu fizycznego, bo psychiczny był o wiele bardziej tragiczny. Ostatnie dni wyczerpały cały zapas jej życiowej energii: najpierw została zgwałcona przez tego nadętego arystokratę z czystej zemsty za upokorzenie, potem uprowadzono ją a na dokładkę musiała oglądać tortury i śmierć swojej matki. Teraz do tej "kolekcji" mogła dołączyć jeszcze jeden fakt. Fakt, który ją przerażał, napawał obawą i wpływał na jej myśli samobójcze.
Tak, tego ranka dotarło do niej, że jest w ciąży.
W ciąży z Draconem Malfoy`em.
Rozdział VII * => "Olej na wodzie"
"Czytanie jest czasami dobrym sposobem na unikniecie myślenia"
Arthur Helps
Do balu pozostała godzina, a Draco nadal siedział w pokoju wspólnym Slytherinu i czytał "Tysiąc Magicznych Ziół i Grzybów - Stopień I". Zdawał się tak pochłonięty przepisem Eliksiru na Czyraki, że nie zwracał uwagi na harmider panujący w pomieszczeniu: wszyscy biegali wokoło niekompletnie ubrani bądź też w szlafrokach, słychać było piski, wybuchy śmiechów, kłótnie a nawet bijatyki. Wszystko to składało się na symfonię dźwięków będących w stanie wytrącić z równowagi nawet Najukochańszego Profesora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, ale najwidoczniej na członku rodu Malfoyów nie robiło żadnego wrażenia.
- Dracuś?! Co ty tu jeszcze robisz? - przez ten hałas zdołał się przedrzeć wściekły głos panny Parkinson.
- Czytam - odrzekł spokojnie Malfoy Junior nie odrywając wzroku od spisu składników potrzebnych do uwarzenia medykamentu.
- Czytasz?! - zdziwiła się Pansy - Przed balem czytasz? - mocno wyskubane brwi podjechały jej bardzo wysoko do góry - Dobrze się czujesz? - spytała niepewnie przykładając swoją dłoń do czoła Dracona.
- Bardzo dobrze, Pansy - odpowiedział chłopak strącając dłoń dziewczyny lecz nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
- Może byś tak popatrzył na mnie gdy do ciebie mówię? Kultura tego wymaga! - warknęła poirytowana jego zachowaniem. Następnie wyrwała mu książkę z dłoni, zatrzasnęła ją z hukiem i walnęła z całej siły na posadzkę.
W pokoju ucichło.
Dracon przez chwilę wpatrywał się w zieloną okładkę księgi, potem schylił się i podniósł ją z podłogi.
- Nie pouczaj mnie, okey? - spojrzał na nią w końcu - Jakbyś nie zauważyła to się uczę, więc z łaski swojej nie przeszkadzaj mi - syknął wściekle obdarzając swoją "dziewczynę" spojrzeniem zimnym jak lód, po czym wstał i z książką pod pachą wymaszerował z pokoju wspólnego zgrabnie ignorując przy tym spojrzenia współdomowników.
Wyszedł na zimny korytarz ( w końcu był grudzień, a lochy w zimę nie należały do najcieplejszych miejsc w Zamku), przeszedł parę kroków i zasiadł na kamiennej posadzce pod pochodnią, otworzył ponownie księgę i ponownie zaczął wczytywać się w tekst. Czytanie wydawało mu się całkiem dobrym sposobem na zapomnienie o wyrzutach sumienia, które trapiły go od pewnego czasu i z dnia na dzień coraz bardziej się nasilały. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę jak głupio musi wyglądać czytając tuż przed balem... W końcu jaki Ślizgon przy zdrowych zmysłach uczy się w ferie?
Wyrzuty sumienia...
Tak, Draco mógł z całą pewnością stwierdzić, że takowe posiada. Żałował, że zgwałcił Hermionę. Żałował za każdym razem gdy ją widział, gdy ją słyszał, gdy o niej wspominano i podczas tych momentów ogarniała go chęć bicia, niszczenia i Bóg wie czego jeszcze. Zaczął palić nałogowo by choć po części zagłuszyć swoje myśli, uciekał w naukę by ich się pozbyć, jednak wracały każdej nocy ze zdwojoną siłą. Gdy zaś po szkole rozniosła się wieść, że Gryfonce zamordowano matkę (te informację rozpowszechnili mieszkańcy Domu Węża) , ogarnęło go takie uczucie, że po raz pierwszy podczas swego siedemnastoletniego życia upił się do nieprzytomności. Ślizgoni śmiali się z tego, dokuczali jej, szydzili. Ku zaskoczeniu blondyna radziła sobie z tym całkiem nieźle... Przynajmniej lepiej niż on. Chłopak starał się nie uczestniczyć w rozmowach na temat śmierci pani Granger i nie wypowiadał się na ten temat, gdy proszono go o komentarz. Miał na tyle przyzwoitości, że nie rzucał pod jej adresem obraźliwych uwag. Właściwie to w ogóle się do siebie nie odzywali - ona, ponieważ miała do tego prawo; on, gdyż nie był gotowy na poprowadzenie jakiejkolwiek konwersacji miedzy nimi. Po tym wszystkim i tak nie miałaby sensu...
- Co ty tutaj robisz? - z zamyślenia wyrwał go zimny głos Mistrza Eliksirów. Blondyn podniósł głowę: Snape stał tuż nad nim z założonymi rękami i świdrował go wzrokiem.
- Eee... tak sobie czytam... - wzruszył ramionami.
- Tak sobie czytasz powiadasz. Ciekawe, ciekawe - nauczyciel uśmiechnął się z politowaniem - A można widzieć co takiego czytasz]/i]?
Dracon pokazał mu okładkę na co Mistrzunio uśmiechnął się kpiąco.
- Chodź lepiej ze mną. Jak już masz się uczyć to lepiej byś robił to w jakimś cieplejszym miejscu - westchnął nie zmieniając wyrazu twarzy (czytaj: kpina). Pomógł wstać blondynowi i poprowadził go ku swym prywatnym kwaterom.
- Siadaj - Snape wskazał na czarną, skórzana sofę stojącą przed kominkiem, gdy weszli do małego salonu wchodzącego w skład prywatnych włości nauczyciela. Draco zasiadł na wskazanym meblu odkładając księgę na bok, podczas gdy sam gospodarz wyjął z kredensu stojącego w kącie pomieszczenia dwie szklaneczki i duża butelkę Ognistej Whisky Oldena.
- Dziwne: uczyć się przed balem - zaczął stawiając to wszystko na stoliku stojącym przed sofą i nalewając do szklaneczek trunku - Nie sądzisz? - podał jedną blondynowi a sam zasiadł z drugą w wygodnym fotelu stojącym tuż obok sofy.
- Każda chwila jest dobra na naukę - stwierdził filozoficznie Malfoy Junior i popił troszeczkę whisky.
- Nie przeczę, Draco, nie przeczę lecz... nie można przesadzać - odrzekł spokojnie Najukochańszy Profesor w Hogwarcie.
"[i] I kto to mówi " pomyślał z sarkazmem nastolatek. Ojciec mu opowiadał, że Snape w czasach szkolnych bardzo dużo czasu spędzał w bibliotece... Ponoć nawet więcej niż... No nie ważne. W każdym bądź razie trzeba go było siłą odciągać od księgi eliksirów tuż przed Balem Zakończeniowym (nie wspominając już o innych imprezach urządzanych na własna rękę przez Ślizgonów).
- Nie idziesz na bal, wuju? - spytał zaciekawiony. Skoro w młodości tak zareagował na imprezę to może i teraz się nie pojawi.
-A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie nauczyciel.
-Yyyyy - bąknął blondyn i wbił spojrzenie w pęcherzyki powietrza pływające po powierzchni pomarańczowej cieczy. Najchętniej to by w ogóle nie poszedł lecz jak sobie pomyślał o zrzędzeniu Pansy na te wieść to już wolał się pojawić.
- Wygląda na to, że nie - skwitował Snape odstawiając szklaneczkę na stolik.
- Na to wygląda - powtórzył blondyn nie odrywając wzroku od pomarańczowej cieczy - Kim jest ten cały Snake?- spytał nagle jednak szybko tego pożałował. Mistrz Eliksirów zbladł, a jego twarz wyrażała taką niechęć i wściekłość, że Draco zaczął poważnie obawiać się o własne życie.
- Dlaczego pytasz? - spytał ostro Snape - Chyba wiesz, dobrze kim on - te słowo wypowiedział z pogardą - jest.
- No tak... niby wiem - mruknął blondyn - Ale za co siedział tyle lat?
- Dlaczego cię to interesuje? - ton chrzestnego stał się zimny jak lód.
- Ponieważ nikt nie chce mi powiedzieć, gdy się pytam. Ojciec ucina gadkę, mama w ogóle na ten temat nie chce rozmawiać, a moi przyjaciele twierdzą, że nie wiedzą, więc pomyślałem....
- To źle pomyślałeś - przerwał mu zimno Snape - Pewnych spraw nie należy dociekać - dodał już nieco spokojniej
Zapadła nieprzyjemna cisza.
Draco wolał już o nic nie pytać widząc, że również i jego chrzestny nie jest skory do rozmowy. Spojrzał na swój zegarek.
- Chyba jednak pójdę na tę imprezę - mruknął wstając. Snape również wstał i sięgnął po wysłużony podręcznik. Draco spojrzał na niego zaskoczony.
- Konfiskuję - wyjaśnił spokojnie - Zgłosisz się do mnie po to po balu - nakazał.
Draco pokiwał na znak zgody głową i ruszył ku mahoniowym drzwiom.
- Draco? - usłyszał w progu. Odwrócił się: Opiekun Slytherinu stał nadal przy sofie obracając księgę w dłoniach.
- Dlaczego nie dokuczasz Granger? - to pytanie spławiło, że chłopak zachwiał się lekko.
" ***" przeklął w duchu.
- A dlaczego pytasz, wujku? - spytał starając się by jego głos brzmiał jak najbardziej obojętnie. Serce tukło w mu w piersiach jak oszalałe.
- Chciałbym wiedzieć - odpowiedział Mistrz Eliksirów.
- A ja bym chciał gwiazdkę z nieba, ale nikt mi jej nie chce dać - zakpił chłopak - Pewnych spraw nie należy dociekać - dodał celowo powtarzając słowa swego chrzestnego. Chciał mu w ten sposób pokazać jak on się poczuł, gdy ten odmówił mu odpowiedzi.
- Posłuchaj uważnie Draconie - warknął Snape wpatrując się w blondyna ze wściekłością - Sprawa Snake`a nie jest bardzo stara i teraz nie ma żadnego znaczenia więc wolałbym abyś... abyś o nią nie pytał. Rozumiesz? Prawdę mówiąc, Snake powinien gnić w tym więzieniu do końca swego plugawego życia, ale na nasze wspólne nieszczęście wyszedł. Jeśli zaś chodzi o ciebie i Herm... pannę Granger - poprawił się szybko - to mnie to po prostu interesuje i się pytam. A jak pytam to wymagam odpowiedzi - zakończył lodowato.
Dracon zmrużył oczy.
- Też wymagam odpowiedzi... A zresztą i tak się dowiem. Jak nie od ciebie i nie od ojca to od kogoś innego. Czy wam się to podoba czy nie i tak się dowiem! - wykrzyknął ze złością. Ojciec chrzestny obserwował go bardzo uważnie - Co do Granger - głos mu zadrżał przy wypowiadaniu tego nazwiska - to po prostu ojciec nakazał dać mi jej spokój na pewien czas - skłamał. Tak, Malfoyowie potrafili grać i kłamać, a Dracon kłamał perfekcyjnie.
- Zadowolony? - warknął. Modlił się w duchu aby tak było, bo nie zamierzał spędzić w tym pomieszczeniu ani sekundy dłużej - Mogę już iść?
- Możesz - przyzwolił cicho Mistrzunio.
Blondyn odwrócił się i opuścił prywatne kwatery Naczelnego Bydlaka Hogwartu najszybciej jak tylko mógł.
"Mało brakowało " myślał wracając do pokoju wspólnego.
Oj tak, tak...Bardzo malutko.
**
"Zróbmy więc imprezę, jakiej nie przeżył nikt (...)"
Liroy, "Impreza"
Wielka Sala była pięknie udekorowana choć tak naprawdę nie zrobiła na Ślizgonie takiego wrażenia jak podczas Balu kilka lat temu. Stwierdził nawet, że jest zbyt... "prosto" przystrojona jak na taką okazję. Z Zaczarowanego Sklepienia mrugały do niego miliardy gwiazd, w powietrzu unosiło się mnóstwo serpentyn, kolorowych baloników, a pomiędzy nimi śmigały wymachując malutkimi skrzydełkami setki świetlików rozświetlając w ten sposób półmrok panujący w Sali. Stół nauczycielski stał tam, gdzie zawsze a nad nim unosiły się litery układające się w świetlisty napis" Bal Zakończeniowy rocznika 1991- 1998" natomiast nieopodal stało magicznie oświetlone podium, na którym to przygotowywały się do koncertu Fatalne Jędze (zaraz po nich miała wystąpić, wedle plotek krążących od tygodnia miedzy uczniami, jedna z największych gwiazd CRR - Celestyna Warbeck).Czteroosobowe stoliki ustawione były wzdłuż ścian w dwóch rzędach tak by środek Wielkiej Sali był pusty tworząc w ten sposób parkiet. Czyli najprościej mówiąc: nic specjalnego.
- Chodź - Pansy uwieszona na jego ramieniu pociągnęła go ku stolikowi w najciemniejszym kącie sali.Za nimi poczłapali Crabbe i Goyle, jak zwykle bez partnerek. Owszem, Pansy proponowała chłopakom, że kogoś dla nich znajdzie, ponieważ "nie mogą pójść sami na taką balangę", ale poszukiwania, czego Dracon był pewien od samego początku, zakończyły się fiaskiem.
Do sali zaczęło napływać coraz więcej osób. McGonagall w ostatnim tygodniu powiedziała, że klasy szóste również zostają w Hogwarcie, co ucieszyło tych siódmoklasistów, którzy chodzili z kimś z tamtego rocznika.
W pewnym memencie w drzwiach stanęła Granger, a towarzyszyli jej jak zwykle Potter, Weasley i jego siostrzyczka. Blondyn nawet z tej odległości mógł zauważyć, że nie miała najmniejszej ochoty tutaj być.
"Pewnie zaciągnęli ją tu siłą" pomyślał obserwując jak cała czwórka zasiada przy stoliku stojącym przy przeciwległej ścianie.
- Mam nadzieję, że Celestyna zaśpiewa "My sweet wizard" - zapiszczała Pansy wygładzając fałdy swej różowej sukienki.
"A ja nie" mruknął w duchu chłopak. Nie cierpiał tej smętnej ballady, bo za każdym razem gdy ją puszczali w radio a w pobliżu znajdowała się Pansy, musiał z nią tańczyć, a on za bardzo nie lubił tańczyć przy balladach.
W końcu wszyscy zasiedli na swoich miejscach ( Snape również przybył, choć zrobił to bardziej z musu niż z własnej inicjatywy), Fatalne Jędze spojrzały w stronę stołu nauczycielskiego i powstał Dumbledore. W sali zapadła cisza.
- Witam wszystkich na balu zorganizowanym specjalnie dla klas siódmych - uśmiechnął się do wszystkich promiennie. Gwiazdki wyhaftowane w jego fioletowej szacie zamigotały w blasku rzucanym przez świetliki - Mam nadzieje, że ten wieczór pozostanie wam na długo w waszej pamięci. A teraz - klasnął w dłonie - niech zabawa się rozpocznie! - i w tym samym momencie rozbrzmiały pierwsze dźwięki "Magic Party", jednego z największych przebojów najpopularniejszej obecnie grupy w czarodziejskim świecie. Ludzie zaczęli wstawać i kierować się na parkiet.
- OCH! - zapiszczała panna Parkinson - Dracuś, musimy to zatańczyć! - pociągnęła go zmuszając tym samym do opuszczenia stolika. Najwidoczniej złość, którą pałała do Malfoya Juniora stopniała pod wpływem gorących rytmów piosenki. Dracon, chcąc nie chcąc, zaczął podrygiwać w takt. Musiał przyznać jedno - taniec genialnie rozładowywał napięcie ostatnich dni.
**
- No chodź Hermi, to naprawdę świetny kawałek - namawiała ją gorąco Ginny, a Ron i Harry podrygiwali po obu jej stronach.
- Nie, dzięki Gin... Może następny... - odrzekła Hermiona rzucając im przepraszające spojrzenie - Naprawdę... - zapewniła widząc ich kpiące miny.
- Jak chcesz - stwierdził obojętnym tonem Ronald Weasley i wraz z Ginny i Harry`m ruszył na parkiet. Hermiona odprowadziła ich urażonym spojrzeniem.
Była ewidentnie wściekła.
Powód pierwszy: była na tym cholernym balu wbrew swojej woli. Ron powiedział, że jeśli nie pójdzie na imprezę to on się na nią obrazi. Poza tym stwierdził, że Hermi za dużo czasu poświęca na czytanie i myślenie. Oczywiście poparła go Ginny - w końcu to rodzinka, Jeśli zaś chodzi o Harry`ego to Złoty Chłopiec Gryffindoru wykazał się nieco większym taktem
( sam stracił wszystkich bliskich swemu sercu, więc bardzo dobrze wiedział jak Hermi musi się czuć) i nie "naciskał" tak jak ta pozostała dwójka.
Powód drugi: Hermiona nie chciała się pokazywać na imprezie ze względu na śmierć mamy...W końcu zamordowano ją tydzień wcześniej. Najchętniej to pogrążyłaby się w rozpaczy, ale nie pozwalała jej na to myśl o dziecku...
No właśnie... Dziecko to był powód trzeci. W jej stanie nie powinna tańczyć takich szybkich kawałków. Co najwyżej ballady, ale wątpiła by zatańczyła z jakimkolwiek mężczyzną po tym wszystkim.
Tak, Hermiona postanowiła urodzić to dziecko mimo, że było potomkiem tego... tego... Och! Nawet nie potrafiła GO nazwać! Oczywiście, na początku chciała się go pozbyć... w końcu było to dziecko poczęte wbrew jej woli i to przez człowieka, którego nienawidziła z tak samo mocą jak Voldemorta. Jednak po przemyśleniu wszystkiego "na spokojnie" zdecydowała się nie przerywać ciąży. Po pierwsze: ze względu na swoje zasady, Po drugie: ze względu na utratę mamy (ona zawsze chciała mieć wnuczkę) i wreszcie dlatego, iż było to również i jej maleństwo... A ON? A ON nie musi o nim wiedzieć.
Prefekt Naczelna Hogwartu rozejrzała się po sali popijając sok dyniowy ( wymioty stały się rzadsze): Dumbledore tańcował z McGonagall, Flitwick chichotał w towarzystwie chłopaków z Ravenclavu, Harry i jej przyjaciele szaleli na parkiecie w rytm "Magic Party"( zespół uległ błaganiom o bis), a Sanpe przechadzał się po sali i znudzonym wzrokiem przyglądał się dekoracjom.
"Widocznie i on się nudzi" pomyślała odstawiając puchar na stół.
Miała ogromną ochotę wrócić do Wieży i położyć się do łóżka, gdyż była potwornie zmęczona po przewertowaniu stosu "Czarownic" (mimo tego, że nie uważała tego pisma za jakąś dobra gazetkę to stwierdziła, że na razie tylko tam może znaleźć jakieś wskazówki na temat jej stanu),Wiedziała, że szybciej znalazłaby to w "Poradniku dla czarodziejskich mam", ale wstyd jej było wypożyczać taką książkę. Jeszcze Pince by się spytała do czego jej to potrzebne i byłaby niezła draka. Nie, Hermiona wolała nie ryzykować "wpadki". Co prawda, Lavander dopytywała się po co jej te gazetki, ale Hermi zbyła ją krótkim "Potrzebne". Niestety, wyniki poszukiwań nie zadowoliły panny Granger, ale przynajmniej dostarczyły części informacji.
Pół godziny później Fatalne Jędze zaczęły grać balladę pod tytułem "Give me, give me some love potion" *, co Hermionie nie zaprzeczalnie skojarzyło się z Walentynami z drugiej klasy i Lockhartem.
- Uff... ale się zgrzałem - Ron kłapnął obok niej, na wolnym krześle i sięgnął po butelkę z piwem imbirowym. Dziewczyna obdarzyła go protekcjonalnym spojrzeniem.
- Zatańczysz? - spytał, gdy już zaspokoił swoje pragnienie wyciągając w jej kierunku dłoń. Gryfonka zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem i odwróciła wzrok.
- Ej, no, Herm...Tylko ten jeden taniec... Obiecałaś, pamiętasz? - uśmiechnął się do niej zachęcająco.
- Może następny... - wymamrotała zakłopotana. Ronald Weasley patrzył się na nią przez chwilę, po czym wstał.
- Jak chcesz, Hermi - rzucił na odchodne i zniknął w tłumie zakochanych par. Orzechowooka śledziła go wzrokiem by po chwili wstać i opuścić Wielką Salę.
Owszem, powiedziała mu w szóstej klasie, że zatańczy z nim na balu pożegnalnym ( "o ile taki zorganizują") lecz w obecnej sytuacji było to wykluczone.
Przeszła szybko przez Salę Wejściową, a suknia ciągnęła się po posadzce. Minęła zakochane pary, które prawdopodobnie chciały okazać sobie nieco więcej czułości poza zasięgiem wzroku kadry nauczycielskiej, pchnęła dębowe wrota i wyszła na zewnątrz.
Powietrze było mroźne i jakby lekko wilgotne. Niebo, podobnie jak Zaczarowane Sklepienie, atramentowo czarne i upstrzone miliardami gwiazd i ogromnym, żółtym księżycem, którego światło rozświetlało mroki nocy odbijając się od bieli śniegu.
Dziewczyna zamknęła wrota i oparła się o ich zimną politurę.
- Dlaczego życie musi być takie popieprzone? - zapytała obserwując gwiazdy.
Zerwał się silny wiatr i Hermiona poczuła jak dostaje gęsiej skórki lecz zignorowała ten fakt. Ruszyła przed siebie zakasując lekko długa, czarną, wieczorową suknie, którą wpakowała do kufra ostatniego dnia wakacji "na wszelki wypadek". Powoli, uważając by się nie poślizgnąć, zeszła po kamiennych stopniach i skierowała siew stronę zamarzniętego jeziora. Chciała pomyśleć... Musiała pomyśleć.
**
Draco miał serdecznie dosyć bezustannego szczebiotania Pansy, dosyć gwaru, a przede wszystkim dosyć obrazka w postaci tryskającego szczęściem Harry`ego Pottera więc stwierdził, że to najwyższy czas na zrobienie sobie małej przerwy i zaczerpnięcia przy okazji świeżego powietrza.
- Sorry słoneczko, ale muszę cię na sekundkę opuścić - przerwał swej dziewczynie śmiertelnie nudny wywód na temat braku gustu Weasley`ówny. Panna Parkinson spojrzała na niego zaskoczona.
- A gdzie idziesz, Dracusiu? - spytała a w jej głosie wyraźnie przeważała nuta urazy. Pansy, podobnie jak Snape, nie lubiła, gdy jej się przerywało relacjonowanie pewnych wydarzeń i nie obchodziło jej to, że nikt tego słuchać nie chce.
- Do toalety - skłamał blondyn wstając.
- A nie mogę iść z tobą? - spytała błagalnie.
- Yy-y - Dracon pokręcił przecząco głową.
"Jeszcze czego!" pomyślał ze złością.
- Ale jesteś... - Ślizgonka zrobiła obrażoną minę. Draco nachylił się nad jej uchem.
- Później pójdziemy - wyszeptał czując jednocześnie jak robi mu się niedobrze.
Nie miał ochoty niczego robić z Pansy, a po tym wszystkim zastanawiał się czy będzie TO mógł kiedykolwiek zrobić z jakąkolwiek kobietą nie czując jednocześnie wstrętu do samego siebie.
Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na niego z figlarnym uśmiechem na co Dracon puścił jej oczko, a następnie odszedł. Przeszedł skrajem parkietu, na którym szaleli wszyscy jego koledzy(i wrogowie niestety też), a następnie wydostał się na teren Sali Wejściowej, gdzie obecnie grasował Irytek wyśpiewujący jakieś sprośne piosenki. Poltegriest obdarzył dziedzica fortuny Malfoyów łobuzerskim uśmiechem i wywalił do niego język. Blondyn odpowiedział mu tym samym.
- O! - Irytek zarechotał ochryple i posłał Draconowi takie spojrzenie, że chłopak zapałał żądzą mordu na niewinnych, na kimkolwiek i na czymkolwiek. - O, pan Draco Malfoy jest niewychowanym bachorem bez krztyny kultury! - darł się poltergeist radośnie - Pokazuje innym jęzor!
Draco nie wytrzymał i dał się sprowokować. Spojrzał na Irytka lodowatym wzrokiem i pokazał mu środkowy palec. Zjawa odwdzięczyła mu się tym samym. I w tym momencie dało o sobie znać napięcie nerwowe gromadzone przez ostatnie dni.
- Ty *** pokręcony. Ty... - i tym podobne słowa padające z ust członka "prawego i szlachetnego" rodu Malfoyów mógłby usłyszeć ktoś przechodzący przez Salę Wejściową w tamtej chwili. Jednak nie na darmo uczniowie mawiali, że tylko dwóch postaci w szkole nie należy denerwować, gdyż nie wiadomo czego można się po nich spodziewać: pierwszą z nich był oczywiście Najukochańszy Profesor i Mistrz Eliksirów w jednym, szerzej znany jako Severus Snape. Drugą natomiast Irytek.
Teraz duszek bez większych ceregieli podleciał do kandelabru ** i wyjął z niego jedną świeczkę, wycelował ja w Ślizgona i rzucił. Draco w ostatniej chwili ratował się ucieczką : podbiegł do dębowe wrót i wyszedł na dwór.***
Noc była śliczna i taka... spokojna.
Blondyn rozejrzał się: okazało się, że nie on jeden pragnął chwili samotności. Na ostatnim stopniu schodów stał otulony w czarny Mistrz Eliksirów i popalał papierosa (wnioskując po żarzącym się "czymś" w jego ustach).Widocznie znudziło mu się obserwowanie rozbawionej młodzieży.
Dracon zszedł powoli po stopniach (on, podobnie jak panna Granger, bał się, że się poślizgnie na oblodzonych schodach) i stanął obok jednego z najbardziej znienawidzonych nauczycieli w historii tej szkoły.
- Znowu chcesz się o coś popytać? - spytał zimno Snape.
- Nie, po prostu miałem dość zrzędzenia Pansy - przyznał chłopak. Trochę głupio mu się zrobiło: przecież mógł wiedzieć, że chrzestny nie będzie chciał z nim rozmawiać po tym, co zaszło.
- No tak... Zrozumiałe - mruknął Najukochańszy Profesor.
- A pan? - zapytał blondyn wyciągając z kieszeni szaty wyjściowej paczkę Malboro. Mistrz Eliksirów obserwował jak jego chrześniak wyjmuje papierosa i odpala go końcem różdżki prostym "Relashio".
- Uczniom nie wolno palić - odezwał się w końcu. Ślizgon popatrzył na niego sceptycznie, wyjął peta z ust i wgniótł w ścianę kamiennej balustrady.
- Panu też nie - odciął się. Trochę go wkurzyło to, że jego wuj, który sam pali jak smok, karci go za to samo.
- A czy ja wyglądam na ucznia, Draconie? - spytał chłodno nauczyciel.
- No jakby nie patrzeć... - zadrwił Malfoy Junior. Snape uśmiechnął się kpiąco.
- Żarty, jak widać, się ciebie trzymają - stwierdził zaciągając się nikotynowym dymem - A co do twojego pytania to wyszedłem, ponieważ nie chciałem się udusić od mieszanki zapachów - dodał wypuszczając dym i wyjmując papierosa z ust.
Dracon uśmiechnął się blado. Mimo całej tej afery z Granger Snape nie stracił nic a nic na swoim usposobieniu.
- Idę się przejść - oświadczył po chwili milczenia i zszedł ze stopnia.
- Pozwól, że ci potowarzyszę... Jakoś znudziło mi się wpatrywanie w niebo - rzekł Snape wgniótłszy peta w posadzkę i razem ruszyli w stronę jeziora.
**
Prawdę mówiąc, spacer dobrze wpływał na Severusa, a towarzystwo jego chrześniaka wcale mu nie przeszkadzało mimo tego, że jakiś czas temu mocno go zdenerwował.
"Może to i lepiej" pomyślał Naczelny Bydlak Hogwartu.
Wyszedł z Wielkiej Sali parę minut po opuszczeniu jej murów przez Granger. Martwił się o nią, choć z trudem się do tego przyznawał, i po prostu uważał, że lepiej będzie "mieć tę dziewuchę na oku zanim popełni jakieś głupstwo". Na duchu podnosił go fakt, że ta młoda dama zaczęła normalnie jadać( i nie obchodziło go to, że w pierwszych dniach zwracała posiłki). Dalej, w niezbyt dobry humor wprawiała go myśl o zbliżającym się Nowym Roku, którego nadejście Czarny Pan NA PEWNO będzie miało ochotę uczcić i nic (i nikt) go do tego nie odwiedzie. Na dodatek musiał koniecznie porozmawiać z Lucjuszem na temat Dracona i jego prawa do wiedzy o pewnych faktach z przeszłości.
Tak, tylko się załamać.
- Co tam leży? - poprzez natłok myśli dotarł do niego głos chrześniaka. Spojrzał na niego zdziwiony: chłopak wskazywał na coś co leżało w zaspie śniegu nieopodal miejsca, w którym się obecnie znajdowali. Mężczyzna mechanicznie wyjął różdżkę, to samo zrobił nastolatek obok niego. Mimo iż była pełnia i księżyc świecił wysoko na niebie, trudno było rozpoznać rysy tego czegoś w śniegu. Szepnąwszy "Lumos" powoli zbliżyli się do tajemniczego kształtu odcinającego się na bieli śniegu. Mdłe światło oświetliło ciało dziewczyny ubranej w długą, czarną suknię na ramiączkach. Niesforne kosmyki opadały jej na twarz, ale Severus nie musiał zgadywać kim jest owa nastolatka.
- Granger! - wykrzyknął klękając przy niej. Jego podopieczny wydał z siebie zduszony krzyk lecz Mistrzunio nie zwrócił na to uwagi. Przez chwile badał stan dziewczyny po czym zdjął swoją pelerynę i okrył nią ciało nastolatki, a następnie wstał wraz z dziewczyną w ramionach.
- Biegnij do Ambulatorium i zawiadom Pomfrey - zwrócił się do Malfoya Juniora. Blondyn pokiwał głową i pobiegł w stronę zamku. Severus zrobił to samo, choć z dziewczyną na rękach biegł nieco wolniej.
- Obudź się - próbował ocucić Hermionę - Granger obudź się, do jasnej cholery. Postawie ci Wybitne a nawet spytam o coś na lekcji tylko się obudź - mamrotał pod nosem.Był skłonny zrobić wszystko by dziewczyna otworzyła oczy. Niestety, jego zmagania nie przynosiły żadnych efektów.
Wspiął się po schodach wejściowych, pchnął biodrem wrota, przeszedł przez Salę Wejściową, minął Wielką Salę, z skąd napływała wrzawa, wbiegł po schodach na pierwsze piętro i ruszył ku Skrzydłu Szpitalnemu.
"Deja vu" pomyślał z przekąsem przypominając sobie swoją poprzednią wędrówkę do Skrzydła Szpitalnego po morderstwie matki dziewczyny.
Dracon czekał już na niego w wejściu wyręczając go tym samym od otwierania drzwi. Pomfrey natomiast już stała w pomieszczeniu otoczona równymi fruwającymi medykamentami.
- Proszę położyć ją tutaj, profesorze - nakazała wskazując na pierwsze z brzegu łóżko.
"Jakbym sam nie wiedział" pomyślał z irytacją nauczyciel kładąc nieprzytomną dziewczynę na wskazane łóżko. Pielęgniarka zdjęła płaszcz Mistrza Eliksirów i oddała go właścicielowi.
- Nadal jest nieprzytomna - powiadomił ja Severus przewieszając go sobie przez rękę.
- Co ty nie powiesz? - warknęła szkolna pomoc medyczna - Jest zimna jak lód. Niedobrze - dodała dotykając ręka czoła Gryfonki - Spróbuje ja obudzić.
- Powodzenia - mruknął Snape. Pomfrey spojrzała na niego z irytacja, ale nic nie powiedziała. Nawoływała Granger, a gdy to nie przyniosło pożądanego skutku przeszła do bardziej radykalnych sposobów: zaczęła potrząsać dziewczyną. Ku zdziwieniu obydwu mężczyzn ta metoda się powiodła i Gryfonka zaczęła odzyskiwać przytomność.
- Trzeba ją rozgrzać - oświadczyła medwiedźma - Panie profesorze, Malfoy - spojrzała na nich - musimy rozetrzeć jej dłonie.
Snape nie był za tym by Dracon w tym uczestniczył mimo tego, że wzajemne stosunki miedzy chłopakiem a dziewczyną uległy jako takiej poprawie, więc kazał mu potrzymać płaszcz (co z kolei spotkało się z dezaprobatą Madame Pomfrey). Potem wraz z pielęgniarką delikatnie rozcierał dłonie Gryfonki.
**
Hermiona czuła, że jest jej potwornie zimno lecz to uczucie powoli mijało pod wpływem rozlewającego się po jej ciele ciepła. Nie wiedziała gdzie jest i ani jak się w tym miejscu znalazła. Przed oczami nadal miała ogromny księżyc i gwiazdy mrugające do niej wesoło z nieba. Może teraz jedną z tych gwiazd była jej mama?
- Hermiono, słyszysz mnie? - ten głos niewątpliwie należał do Snape`a. Otworzyła ociężałe powieki i spojrzała wprost w twarz profesora - z jakiejś przyczyny widać było na niej ulgę.
- Panie profesorze, proszę się odsunąć - odezwała się szkolna pielęgniarka stając po drugiej stronie łóżka - Musze zbadać pacjętkę i gdyby pan i pana uczeń byliby tak uprzejmi i ...
- Już idziemy, Poppy - przerwał ów wywód były Śmierciożerca, a w jego głosie zabrzmiała charakterystyczna dla jego osoby nuta irytacji. Dziewczyna usłyszała ciche kroki i szepty lecz to szybko ucichło lecz chwilę później słychać było tylko narzekanie Madame Pomfrey na głupotę Hermiony.
Znowu przymknęła oczy. Księżyc nadal jasno świecił.
**
Draco milczał... właściwie to obaj milczeli. Snape chodził w kółko, co przypuszczalnie miało rozładować napięcie nerwowe profesora. Po raz kolejny w ciągu kilku dni Ślizgon zadał sobie pytanie dlaczego jego Opiekun, ojciec chrzestny i przyjaciel jego ojca w jednym martwi się tak o Granger - przecież za nią nie przepadał. Z drugiej strony to ponoć on był przy niej, gdy mordowano jej matkę, więc może czuje się teraz za dziewczynę odpowiedzialny? No i jeszcze to pytanie... i wcześniejsze zaniepokojone spojrzenia w jej kierunku.
"Czyżby coś podejrzewał?" przyszło mu nagle do głowy lecz szybko odpędził to pytanie od siebie.
- Martwi się pan o nią? - spytał by przerwać pełną napięcia ciszę.
Naczelny Bydlak Hogwartu przystanął, zmierzył jego osobę chłodnym spojrzeniem i ponownie zaczął krążyć. Draco nie odezwał się już ani słowem.
Dziesięć minut później przyszła do nich Madame Pomfrey. Nie wyglądała na zadowoloną.
- I co z nią? - zapytał Mistrz Eliksirów zatrzymując się w końcu. Draco wbił swe szare tęczówki w szkolną pielęgniarkę - jego również (o dziwo) interesował stan zdrowia dziewczyny.
- Żyje, Severusie - odrzekła Pomfrey z politowaniem. Najukochańszy Nauczyciel w Hogwarcie posłał jej mordercze spojrzenie.
-Wiesz, że nie o to mi chodziło - warknął świdrując Pomfrey wzrokiem. Kobieta uśmiechnęła się kpiąco.
- Ależ oczywiście, panie profesorze - zapewniła z lukrowym uśmiechem na twarzy, który jednak przybladł nieco pod następnym spojrzeniem nauczyciela. Przez chwilę między trójką panowała cisza aż w końcu pielęgniarka wyrzekła dwa słowa, które sprawiły, że Draconowi serce podeszło do gardła.
- Mamy problem.
Blodnyn spojrzał na swego chrzestnego.
- Jaki problem? - spytał powoli Snape. Widać i jego ten "problem" zaniepokoił. Pomfrey obdarzyła dziedzica fortuny Malfoyów znaczącym spojrzeniem - wyraźnie nie miała omawiać tego problemu przy jego skromnej osobie.
- Mów kobieto - nakazał Snape tonem, który zwykle zarezerwowany był dla krnąbrnych uczniów (przede wszystkim dla Pottera). Pomfrey spojrzał na niego wzrokiem pełnym urazy.
- Nie rozkazuj mi, Snape - odcięła się. Draco, nie wiedzieć czemu, zaczął się zastanawiać czy ta dwójka chodziła ze sobą do szkoły.
Przez chwile dorośli mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, co bawiło Malfoya.
- Dobrze - skapitulował Snape - Draconie, zostaw nas samych - zwrócił się do blondyna podając mu swój płaszcz.
- Idź posiedź przy Granger - wtrąciła medwiedźma.
Zarówno Dracon jak i jego ojciec chrzestny spojrzeli na nią jakby urwała się z bożonarodzeniowej choinki. Nikt, kto znał historię dotychczasowych stosunków Malfoy<-> Granger nigdy nie zaproponował czegoś takiego. Pomfrey natomiast znała je aż za dobrze - w końcu często gościła w swoich progach przypadkowe ofiary wzajemnych pojedynków tej dwójki.
- Nie patrzcie tak na mnie - obruszyła się - Ktoś musi przy niej być przez ten czas - wyjaśniła takim tonem jakby tłumaczyła małemu dziecku ile to jest dwa plus dwa. Ślizgon spojrzał na Opiekuna swego domu - wiedział bowiem, że Snape wolał nie ryzykować nawet w obecnej sytuacji. Niestety, Madame Pomfrey bardzo trudno było się przeciwstawić a już w szczególności do rzeczy niemożliwych należało wyperswadowanie jej jakiegoś pomysłu. Mistrz Eliksirów był zmuszony wywiesić biała flagę po raz drugi w ciągu pięciu minut.
- Idź tam - nakazał zrezygnowany odbierając od chrześniaka swój płaszcz. Chłopak z mina skazańca ruszył w stronę łóżka Granger.
"Mogłem iść jak była okazja" pomyślał ze złością.
- Draco? - dobiegł go cichy głos Snape`a. Chłopak odwrócił się - Tylko się tam nie pozabijajcie - zastrzegł profesor.
Draco posłał mu protekcjonalne spojrzenie i wyszedł z zaplecza.
"Dobre sobie, nie pozabijać się" myślał z irytacją wchodząc do zimnej sali szpitalnej i kierując się w stronę łóżka Granger. Przelotnie spojrzał na dziewczynę: na jego widok na jej twarzy odmalowała się taka pogarda, taka wściekłość oraz taki niepokój i żal, że Dracon o mało nie zawrócił. Zmusił się jednak do dalszego marszu i zasiadł na łóżku stojącym obok łóżka Gryfonki. Nie odezwała się ani słowem i on również milczał. Nie był przygotowany na rozmowę z nią.
Milczeli więc oboje, każde wpatrzone w inny punkt pomieszczenia.
**
Hermiona nie mogła uwierzyć w bezczelność TEGO człowieka: po prostu przyszedł tu i najzwyczajniej w świecie usiadł na sąsiednim łóżku. Zupełnie jakby to robił zawsze, gdy znajdowała się w takiej sytuacji. Nie mogła znieść jego spojrzenia więc odwróciła wzrok i utkwiła go w ścianie naprzeciwko łóżka. Czarny, malutki pajączek stanowił jedyny punkt na nieskazitelnej bieli ściany. Niestrudzenie poruszał się na swoich cieniutkich nóżkach na przód. Jakby chciała być teraz tym pajączkiem i nie przejmować się niczym i nikim... A już szczególnie osobą siedzącą na łóżku obok.
Nieprzyjemna cisza zaczęła dźwięczeć jej w uszach i powoli wprawiała ją w stan furii. Dziękował Bogu za odległość między łóżkami i za brak jakiegokolwiek zainteresowania ze strony Malfoya jej osobą. Chyba nie wytrzymała by, gdyby się do niej odezwał. Z drugiej strony miał prawo wiedzieć o dziecku... Pewnie tak, ale czy na to prawo zasługuje?
"NIE!" wrzasnęła w duchu "ON nie ma do niego żadnego prawa! ŻADNEGO!"
- Po co tu przyszedłeś?- spytała z pogardą, gdy cisza stała się nie do zniesienia.
Oczywiście, nie spojrzała na NIEGO. Brzydziła się [/i]NIM[/i] i wszystkim co miało z NIM związek .
"Głupia, po co się odzywałaś" skarciła siebie w duchu.
- Pomfrey kazała - odpowiedział spokojnie co jeszcze bardziej rozzłościło Prefekt Naczelną Hogwartu.
- A od kiedy ty słuchasz czyjś próśb, co? - zapytała jadowicie nie odrywając wzroku od pajączka, który by już kawałek dalej.
Cisza.
- Wiesz co? Nie zamierzam przebywać w twoim towarzystwie. Wyjdź stąd - warknęła wskazując palcem na drzwi wejściowe do Ambulatorium - No na co czekasz? - krzyknęła widząc katem oka, że chłopak nawet nie opuścił swego miejsca - WYNOŚ SIĘ !
- Zamknij się Granger. Myślisz że mi sprawia przyjemność siedzenie tu z tobą? - widać spokój w jego głosie był tylko chwilowy.
Hermiona oderwała wzrok od pająka i spojrzała na blondyna wściekle.
- Czekaj no...niech ja ci tylko pokażę... - zaczęła schodzić z łóżka w celu rzucenia się na chłopaka. Mało ją obchodziło, że zwymiotuje jak go dotknie. Chciała tylko zadać mu ból. Czy to tak wiele?
- Zwariowałaś? - spytał Ślizgon obserwując jej poczynania
- Jeszcze nie, ale dzięki tobie jestem blisko ! - wyszeptała mrużąc oczy i wpatrując się w jego szare tęczówki.
- Słuchaj ... - zaczął niepewnie patrząc na nią na co dziewczyna odwróciła spojrzenie, ale pod wpływem następnych słów padających z ust arystokraty wbiła w niego orzechowe oczęta - Hermiono... Ja... - zaczął blondyn -Ja cię przepraszam... Ja ... - głos uwiązł mu w gardle. Dziewczyna siedziała na łóżku i wpatrywała się w swego oprawcę oniemiała.
- Żartujesz sobie ze mnie? Myślisz, że mi zależy na twoich przeprosinach? Myślisz, za coś takiego można przeprosić? Powiedzieć "Sorry" i już wszystko będzie wporzadku? Jesteś bezczelny, Malfoy, bezczelny - wyszeptała z trudem powstrzymując łzy cisnące się do jej orzechowych oczu.
I nim chłopak zdążył odpowiedzieć choć jedno słowo od ścian Skrzydła Szpitalnego odbił się ryk Mistrza Elisksirów.
- ŻE CO?!
Dwójka wrogów spojrzało w stronę zaplecza z zaintrygowaniem.
- Panie profesorze - dobiegł ich karcący głos pielegniarki.
Hermiona zmrużyła oczy. Chyba przeczuwała co wywołało taką a nie inna rekację u Naczelnego Bydlaka Hogwartu i ta wiedza wcale jej nie uspokoiła.
**
Severus nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
"Chyba mam coś z uszami" pomyślał wpatrując się tępo w pielęgniarkę.
- Raczysz żartować, Pomfrey? - spytał lodowatym tonem.
- Wiesz co, Snape? JA. NIE. ŻARTUJĘ. Z. TAKICH. RZECZY - wycedziła przez zęby. Mistrz Eliksirów prychnął i czekał na dalsze wyjaśnienia.
-TO. JEST. JASNE - Poponina cedziła dalej kładąc nacisk na każde słowo - Wymioty przez kilka dni podczas posiłków, zawroty głowy na lekcjach, a teraz jeszcze TO. Typowe objawy ciąży, Severusie - wyliczała na palcach.
- Skąd ta pewność, Pomfrey? Wymioty mogły być ze stresu. Po tym co... POZWÓL MI SKONCZYĆ - podniósł rękę, ponieważ kobieta otwierała usta by coś powiedzieć - Zawroty głowy od przeciążenia psychicznego i fizycznego. A zemdlenie w wyniku kulminacji zmęczenia. Zważywszy na to co przeszła moja wersja jest bardziej prawdopodobna - zakończył sucho. Mimo, że czuł, że to, co powiedziała pielęgniarka było prawdą, nie chciał tego przyjąć do wiadomości. W końcu przed kilkunastu laty opiekował się Narcyzą przy nadziei, gdy Lucjusz musiał wyjechać w "ważnej misji" dla Voldemorta. Później tą misja okazało się zabicie paru Olbrzymów, którzy zaczęli współpracować z Dobrą stroną, ale mniejsza o to.
- No dobrze... Skoro jesteś taki mądry, Severusie, to jak wytłumaczysz fakt braku miesiączki od dwóch tygodni? - spytała zgryźliwie Pomfrey dzięki czemu miała niepowtarzalną okazję oglądać Naczelnego Bydlaka Hogwartu zbitego z tropu.
Tak, tego już nie można było przypisać niczemu, jednak Mistrz Eliksirów nie dał za wygraną.
- Skąd wiesz? - spytał łagodnie acz stanowczo.
- Sama mi powiedziała... Jak przyniosłeś ją z tej masakry - wyjaśniła z wyrazem tryumfu na twarzy - Dokładnie to powiedziała, że jej się spóźnia więc się nie czepiałam - dodała.
Te ostatnie słowa zaważyły na wersji Pomfrey. Severus nie mógł siebie już dłużej oszukiwać. Poczuł zaskoczenie i... zawiedzenie. Nie spodziewał się, że Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart może zajść w ciążę. Dotychczas uważał ją za przemądrzałą, arogancką, pyskatą pannę niedostępną, ale przynajmniej miał pewność, że jest odpowiedzialna. W jego mniemaniu była ostatnia dziewczyna w tym zamku, która mogłaby wpakować się w coś takiego. Prędzej Parkinson by zaszła niż Granger.
- Czy ona już wie? - spytał starając się nie okazać w swym głosie cienia targających nim emocji.
- No wiesz, Severusie?! - oburzyła się szkolna pomoc medyczna - MUSI wiedzieć.
"No tak. Co za głupie pytanie" skarcił siebie w myślach. Odetchnął raz jeszcze, policzył w myślach do dziesięciu (dla rozładowania negatywnych emocji, oczywiście) i wyszedł z zaplecza kierując się ku łóżku, gdzie zostawił Gryfonkę
Nie zaskoczyła go martwa cisza panująca pomiędzy wiecznymi wrogami, podobnie jak wyraźna ulga na ich twarzach, gdy pojawił się w pomieszczeniu.
"Przynajmniej są w jednym kawałku" przyszło mu na myśl.
Zastanawiające było natomiast, że Granger siedziała na łóżku. Z tego, co pamiętał, to zostawił dziewczynę w pozycji leżącej, gdy opuszczał Salę. A z resztą...
- Jak się czujesz, Granger? - zwrócił się do orzechowookiej.
- Dobrze, sir - zabrzmiała odpowiedź.
"A ja jestem gumochłonem" pomyślał ze złością obrzucając znudzonym spojrzeniem Ślizgona siedzącego na łóżku obok. Pielęgniarka tymczasem podeszła do dziewczyny i położyła jej rękę na czole.
- Madame Pomfrey powiedziała, że możesz wrócić do Wieży, ponieważ dalsze uczestnictwo w zabawie może się dla ciebie źle skończyć - oświadczył zerkając na medwiedźmę, która wpatrywała się w niego z wyrazem bezgranicznego oburzenia na twarzy.
- Nie sądzę, aby ... -zaczęła zakładając rękę na rękę.
- Prawda, Madame? - Severus podniósł znacząco brew. Wszyscy pracownicy Hogwartu (nawet Filch) wiedział, że lepiej nie sprzeciwiać się Snape`owi, bo mogło to im "nie wyjść na zdrowie".
W tym momencie szkolna pielęgniarka wyglądała jakby chciała zabić Mistrza Eliksirów gołymi rękoma, absolutnie bez udziału magii.
- Ależ oczywiście, profesorze Snape - zgodziła się w końcu choć wypowiedziała te słowa nieco przesłodzonym tonem.
Dracon odkaszlnął co prawdopodobnie miało być próbą zamaskowania śmiechu, a Hermiona spojrzała w bok.
- Byłabym jednak spokojniejsza, gdybyś odprowadził ją do Gryffindoru - dodała Poppy.
"Też był bym spokojniejszy pomyślał Severus obdarzając nastolatkę troskliwym spojrzeniem, gdy ta patrzyła na Pomfrey.
- Może pan już wrócić na Bal, panie Malfoy - pielęgniarka zwróciła się do blondyna, który na te słowa podniósł się z łóżka z takim zapałem, że o mało go nie przewrócił. Severus wykrzywił wargi w szyderczym uśmiechu.
- A co z moją książką? - spytał chłopak zerkając na Snape`a.
- Przyjdź po nią jutro - odrzekł Najukochańszy Profesor w Hogwarcie.
Dwie minuty później zostali sami. Hermiona wstała.
- A ty gdzie? - spytała ostro Pomfrey - Siadaj - warknęła sama siadając na miejscu Malfoya. Dziewczyna wyglądała na lekko zdezorientowaną, ale wróciła na miejsce. Złożyła dłonie na kolanach i z umiarkowanym zainteresowaniem obserwowała jak pielęgniarka wyczarowuje zwój pergaminu.
- To jest - Poppy podała Hermionie pergamin - spis rzeczy, których nie wolno ci jeść. Mogą zaszkodzić dziecku.
- Słucham? - wykrzyknęła Gryfonka. Severus musiał przyznać ,ze niezła z niej aktorka.
- Nie jes... - pokręciła z niedowierzaniem głową.
- JESTEŚ - przerwała jej ostro Pomfrey - ... i nie wiem kogo chcesz oszukać - dodała nieco spokojniej.
Granger poróżowiała, ale nie dała za wygraną.
"Twarda dziewucha" zaśmiał się w duchu Snape.
- Nie ma pani dowodów - powiedziała wpatrując się w pielęgniarkę.
- Maniery, Granger - wtrącił Severus. Mimo powagi sytuacji należało przypomnieć uczennicy o szacunku do starszych.
- Dlatego pan tak krzyczał? - spojrzała na niego z wyrzutem - Bo Pomfrey panu powiedziała - zignorowała sypiące się z oczu pielęgniarki iskry.
- Tak - przyznał Mistrz Eliksirów plując sobie w duchu za zbyt głośną reakcję.
- No to ja panu potwierdzam. Jestem w ciąży! Słyszy pan? Będę miała dziecko! -zaczęła krzyczeć a jej krzyk powoli przeradzał się w głośny płacz. Ukryła twarz w dłoniach i rozszlochała się na dobre.
Severusowi zrobiło jej się żal. Nigdy nie czuł czegoś takiego do żadnego ucznia. Nie miał litości dla nich ponieważ uważał, że życie też im jej nie ofiaruje. Teraz natomiast po raz pierwszy w swej karierze pedagoga poczuł coś takiego.
Spojrzał z wyrzutem na pielęgniarkę, która wpatrywała się w Granger niechętnie. Gdy zauważyła jego wzrok prychnęła.
**
"Ale ze mnie beksa" przemknęło jej przez głowę lecz nie przestawała płakać. Czuła wstyd z powodu swego stanu i wściekłość, że ktoś jeszcze o jej słabości wiedział... a tym bardziej, że wiedział o tym Severus Snape. Co prawda, od czasu śmierci mamy stał się dla niej jakby bardziej przyjazny (jeśli można by to tak nazwać), ale nie zmieniało to faktu, że Hermiona nie chciała by się dowiedział. Bała się jego reakcji na potwierdzenie sensacji Pomfrey.
Pomfrey... przeklęta baba.
Usłyszała ciche kroki, skrzypnięcie sprężyn materaca, a jej nosek wyłowił przyjemny zapach wody kolońskiej. Mistrz Eliksirów delikatnie ujął jej dłonie, na co jej ciało zareagowało wzdrygnięciem, a następnie jeszcze delikatniej odsunął je od jej twarzy. Wyjął chusteczkę i otarł jej łzy z policzków. Poczuła się trochę dziwnie toteż odsunęła się do niego i dopiero wówczas pozwoliła sobie na niego popatrzeć. W jego czarnych, bezdennych oczach spodziewała się ujrzeć pogardę, odrazę i litość. Obawiała się również, że nauczyciel użyje Oklumencji i tym sposobem dowie się o gwałcie... chociaż wątpiła czy posunął by się do tego. Ku swemu zaskoczeniu w oczach Snape`a zobaczyła współczucie, troskę, a także chęć pomocy.
- Nie płacz, Hermiono, bo płacz zaszkodzi zarówno tobie jak i temu maleństwu - powiedział łagodnie.
"Dziwne jak twarz człowieka może się zmienić pod wpływem uśmiechu..." przeszło jej przez głowę po raz któryś w ciągu ostatnich dni. Odwzajemniła uśmiech, choć nie był on taki szczery jak uśmiech profesora. Lecz gdy zerknęła na Pomfrey, lepsze samopoczucie rozpłynęło się w mgnieniu oka. Tak, ta kobieta wyraźnie ją potępiała.
- Zgłaszaj się do mnie co tydzień na kontrole - powiedziała zimno pielęgniarka, wstała i wyszła do swej pieczary.
- Lepiej już chodźmy. Powinnaś się położyć - odezwał się nauczyciel wstając. Jedna trzecia Cudownej Trójki kiwnęła głową i podniosła się jednak szybko musiała usiąść, gdyż zakręciło jej się w głowie.
- Oprzyj się na moim ramieniu, Granger - nakazał łagodnie Snape wyciągając w jej kierunku rękę. Dziewczyna zmierzyła ją nieufnym spojrzeniem.
" A jak on ci coś zrobi? przyszło jej na myśl
"Nie bądź kretynka. Gdyby chciał to by już to dawno zrobił " skarcił ją cichutki głosik gdzieś z tyłu głowy.
"No tak, ale..." pomyślała.
"Żadnego "ale", Herm. Facet chce ci pomóc z własnej, nieprzymuszonej woli. Z resztą i tak nie przejdziesz nawet pięciu kroków " uciął głos rozsądku.
Gryfonka wstała i oparła się na ranieniu profesora, a następnie wraz z nim opuściła Skrzydło Szpitalne.
Nie miała zielonego pojęcia jak przeżyje te wizyty kontrolne. Pomfrey wyraźnie zmieniła do niej stosunek. Co więcej nie chciała nawet myśleć co się z nią stanie. Bała się wyrzucenia ze szkoły, co było nieuniknione, zwłaszcza jak McGonagall się dowie. Ta kobieta twardo trzymała się zasad i nawet pewna doza sympatii do jej skromnej osoby nie nagnie jej przywiązania do nich.
Westchnęła.
Nie wiedziała, gdzie się podzieje, gdyby miało dojść do opuszczenia Hogwartu. Przecież po tym wszystkim nie wróci na Queen Elizabth II.
Pójdzie do ojca?
Nie, to też nie wchodzi w grę. Nie miała najmniejszego zamiaru się przed nim płaszczyć i przepraszać za jego błędy nawet jeśli jest jedynym żyjącym członkiem jej rodziny. Weasley`owie?
Może by ją przyjęli i otoczyli opieką, ale co by było, gdyby odkryli, że pod ich dachem mieszka potomek syna ich naczelnego wroga (pomijając Voldemorta, rzecz jasna)? Na pewno doszli by do tego... Rysy Malfoyów są bardzo charakterystyczne.
Prosić o pomoc Harry`ego?
Hermiona była pewna, że by jej udzielił, gdyby zwróciła się do niego z taką prośbą, ale on miał swoje problemy więc po co mu przysparzać nowych?
Wzdrygnęła się, gdy Snape okrył ją swoim płaszczem.
- Dziękuję - wyszeptała.
Nauczyciel pokiwał głową. Przeszli przez korytarz i wspięli się po schodach wiodących do korytarza prowadzącego do portretu Grubej Damy.
- Porozmawiam z dyrektorem o twojej sytuacji - odezwał się Mistrz Eliksirów gdy wkroczyli na ów korytarz. Nastolatka spojrzała na niego zdziwiona.
- Naprawdę pan to zrobi? - wypaliła - To znaczy... - urwała w połowie, gdyż nie wiedziała jak przeprosić za to pytanie. Wzięła głęboki oddech i zaczęła jeszcze raz - Strata czasu... i tak mnie wyrzucą.
- Widzę, że jesteś tego pewna - skwitował chłodno Snape.
- A nie wyrzucą? - spytała z ironią Hermiona.
- Porozmawiam z dyrektorem - powtórzył nauczyciel dając jej do zrozumienia, że nie chce kontynuować tej rozmowy.
Skoro Snape zaproponował jej, że zamieni parę słów z Dumbledore`m to może naprawdę się o nią martwi. Dobre sobie, facet, który przez siedem alt uprzykrzał jej życie na lekcji eliksirów, który ją ignorował i szydził z niej teraz się o nią martwi.
- Dlaczego pan jest dla mnie miły? - spytała, gdy doszli do wejścia do Wieży Gryffindoru. Najukochańszy Nauczyciel w Hogwarcie popatrzył na nią przez chwilę.
- Może chcę - odrzekł spokojnie.
Hermiona spuściła wzrok. Poczuła się trochę głupio. Ostatnio była wyczulona na czyjąś pomoc i zastanawiała się wiele razy czy ta osoba pomaga jej bezinteresownie czy też kryje się za tym jakiś interes.
- Centaur - podała hasło Grubej Damie. Obraz uchylił się odsłaniając wejście do pokoju wspólnego Gryfonów - Dobranoc, panie profesorze. Dziękuję za pomoc - pożegnała się. Snape skinął nieznacznie głową.
**
Obserwował jak Prefekt Naczelna Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart podciąga suknię i przekłada jedna nogę przez dziurę. Przez ostatnie dni zastanawiał się co powstrzymywało tę młodą kobietę od załamania nerwowego, a teraz, gdy już wiedział zaczął rozmyślać co mógłby zrobić dla niej by oszczędzić jej stresów. W tej kwestii powinien współpracować z ojcem dziecka. W końcu w interesie tego chłopaka również powinno leżeć samopoczucie dziewczyny.
- Granger, poczekaj sekundkę - przytrzymał obraz ignorując przy tym zniecierpliwione odkaszlnięcie Grubej Damy. Nastolatka spojrzała na niego wyczekująco.
- Wiesz, chciałbym zamienić kilka słów z ojcem dziecka. Nie bój się - dziewczyna wytrzeszczyła oczy - Chcę po prostu z nim porozmawiać po męsku. Mogłabyś mi powiedzieć kto nim jest? - zapytał spokojnie.
Coś było nie tak. Dziewczyna zbladła.
- A czy to ważne? Przepraszam, sir, ale jestem zmęczona. Raz jeszcze dziękuje za udzielona pomoc i dobranoc - odpowiedziała obojętnie, a następnie zamknęła za sobą wejście.
Mistrz Eliksirów został sam w korytarzu(nie licząc obecności Grubej Damy na płótnie).
Rozdział VIII* => Zaakceptować prawdę
- W ciąży? - Albus wyprostował się w fotelu i spojrzał uważnie na swego podwładnego.
- Jesteś pewny? - spytała zaszokowana Minerwa.
- Jak cholera - mruknął Mistrz Eliksirów odpalając papierosa prostym Relashio. - Mnie również było trudno w to uwierzyć, ale fakty mówią same za siebie: Granger będzie miała dziecko - dodał wypuszczając dym. Stary czarodziej miał przez chwilę wrażenie, że dosłyszał w jego łosie nutę zawodu. Portrety jego poprzedników poruszyły się, a kilka zaczęło nawet mówić głośno o wartościach, jakimi powinna kierować się dobrze ułożona dama.
Jednak gdy dyrektor Hogwartu przemówił, zamilkły.
- A ojciec dziecka? Co z nim? - zapytał.
- Nie wiem.... - Severus pokręcił głową.
- Nie wiesz czy nie chcesz powiedzieć? - odezwała się wicedyrektor. Albus zerknął na swego szpiega w szeregach Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Wydawało mu się, że Mistrz Eliksirów próbuje coś przed nim zataić.
- Nie wiem, pani profesor. Granger nie wyjawiła mi jego tożsamości - warknął Snape obdarzając nauczycielkę Trransmutacji zimnym spojrzeniem. W gabinecie dyrektora Szkoły Czarodziejstwa i Magii Hogwart zapanowała cisza..
- Jak ona się teraz czuje? - zapytał cicho dyrektor. Miał świadomość, że ostatnie przeżycia mogły negatywnie wpłynąć na stan zdrowia uczennicy. Naczelny Bydlak Hogwartu wypuścił dym i przez chwilę obserwował jak rozpływa się on w powietrzu.
- Pomfrey twierdzi, że wszystko jest w porządku... - odpowiedział w końcu Snape - Oczywiście ta przeklęta baba już się do niej uprzedziła - dodał z irytacją - I ona nazywa siebie pielęgniarką? Doprawdy... - prychnął.
- Severusie, dobrze wiesz, że Poppy jest znakomitą medwiedźmą. Tobie nie raz pomogła - zauważył łagodnie Albus.
- Taak... wiem - policzki jego młodszego kolegi lekko podrózowiały - To jednak nie oznacza, że może tak traktować Granger. Ta dziewczyna i tak sporo przeszła w ostatnim miesiącu - dodał z nagana w głosie.
- I ty to mówisz? - zdziwiła się profesor McGonagall. Snape zignorował to pytanie i ponownie zaciągnął się dymem.
- Właśnie... stan jej psychiki... - zamyślił się Albus.
- Przede wszystkim należy oszczędzić jej stresów - rzekł Severus wypuszczając jednocześnie dym z płuc.
- Z tym się wszyscy zgodzimy - wtrąciła McGonagall ściągając brwi
Kilku dyrektorów pokiwało energicznie głowami, inni mruknęli coś niezrozumiałego pod nosem. Albus zamyślił się. Nie po raz pierwszy w swej dyrektorskiej karierze spotkał się z taką sytuacją i ponownie nie był pewien jak ma postąpić. Z jednej strony nie chciał skrzywdzić dziewczyny, z drugiej nie mógł pozwolić na jej przebywanie w zamku w czasie, gdy ciąża stanie się widoczna. Nie ze względu na dobre imię szkoły, ale ze względu na samą przyszłą matkę: jej stan mógłby budzić śmiech i drwiny wśród pozostałych uczniów (a przede wszystkim uczennic).
- Zostanie w zamku do kwietnia - zaczął powoli - Przez ten czas zobowiązana jest uczęszczać do Skrzydła Szpitalnego na kontrole. Czy Poppy dała jej jadłospis? - spytał.
Snape kiwnął głową.
- To dobrze - rzekł i zetknął dwa palce na brodzie.
- Przekażę jej to - odezwał się Severus i wstał.
- Ja to zrobię, w końcu jest w moim domu, Severusie - zauważyła sucho McGonagall również wstając.
- Myślę, że najlepiej będzie jak sam ją o tym powiadomię - przerwał ich sprzeczkę Albus. Opiekunowie domów spojrzeli na niego zdziwieni, lecz żadne z nich tego nie skomentowało.
- Czy to wszystko, panie Dyrektorze? - spytała McGonagall.
Albus skinął głową. Chciał coś jeszcze omówić z Severusem, ale się powstrzymał. Najpierw musi się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat od uczennicy.