Wybór sztuk teatralnych i scenariuszy filmowych
nagrodzonych w IV Ogólnopolskim Konkursie dla Dzieci i Młodzieży
Na Sztukę Teatralną i Scenariusz Filmowy „Nie tylko na scenę”
oraz
wierszy
nagrodzonych na III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim
„Przecież każdy pisze wiersze”
Warszawa 2010
Wydawca:
Ośrodek Kultury „Arsus”
w Dzielnicy Ursus m. st. Warszawy
ul. Traktorzystów 14, 02-495 Warszawa
tel. 22 478 34 54
fax. 22 478 36 26
e-mail: sekretariat@arsus.pl
Wybór tekstów i opracowanie redakcyjne:
Justyna Ścibor
Korekta:
Bogusław Łopuszyński
ISBN 978-83-925242-1-2
Od wydawcy
Po raz trzeci oddajemy w Państwa ręce Zeszyt Sztuk, Scenariuszy oraz Wierszy dla Amatorskich Zespołów Teatralnych i Filmowych. Zamieszczone w Zeszycie teksty są pracami nagrodzonymi w IV Ogólnopolskim Konkursie na Sztukę Teatralną i Scenariusz Filmowy „Nie tylko na scenę” oraz w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „Przecież każdy pisze wiersze”.
Zwracamy się z prośbą do przyszłych realizatorów tekstów zamieszczonych w Zeszycie o powiadamianie Ośrodka Kultury „Arsus” o premierach zarówno teatralnych jak i filmowych.
Spis treści:
Od wydawcy………………………………………………… 3
Spis treści……………………………………………………. 4
TEKSTY DLA TEATRU I FILMU………………………… 5
Marianna Fijewska
W WINDZIE………………………………………………… 6
Aleksandra Kapuścińska
NIEŻYWA………………………………………………… 23
Klaudia Żerańska
PO PROSTU BĄDŹ……………………………………… 35
Karolina Radkowska
DOM NIESPOKOJNEJ STAROŚCI……………………… 54
Patrycja Jaskuła
ZEGAR…………………………………………………… . 60
WIERSZE………………………………………………… 67
Jakub Ogonowski
*** (czasami jestem)……………………………………… 68
*** (nie lubię cię)…………………………………………. 68
*** (jestem)………………………………………………. 69
Cecylia Piskorska
WYSPA ELBA…………………………………………… 70
BOCIAN………………………………………………….. 70
JAGNIĄTKA……………………………………………... 71
Wiktor Woroniecki
*** (jestem tajemniczą wyspą)…………………………… 72
*** (chodziłem po) ………………………………………. 72
*** (jestem) ……………………………………………… 73
Sonia Plisikiewicz
ŚWIĘTA ONKOLOGICZNE……………………………. 74
ĆMA………………………………………………………74
POSZUKIWANA: SAMOTNOŚĆ……………………….75
Katarzyna Dolatowska
TAKA PIĘKNA JESTEŚ…………………………………76
1 WRZEŚNIA 1945………………………………………76
ŻYLETKA…………………………………………………77
TEKSTY DLA TEATRU
I FILMU
Marianna Fijewska
Lat 16
W WINDZIE
OSOBY:
DZIEWCZYNA
CHŁOPAK
DYREKTOR
PLOTKARA 1
PLOTKARA 2
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
ROBOTNIK
SCENA I
Zapala się światło. W tle muzyka Benny Hill'a. Na scenie stoją dwa parawany odwrócone „środkiem” do publiczności, złożone w kwadrat (imitujące windę) na jednej ze ścian parawanu wisi kartka z napisem UWAGA! AWARIA WINDY! Na scenę wchodzi mężczyzna z młotkiem ubrany w robocze ciuchy. Pomrukuje coś i głośno pociąga nosem. Na kartce z napisem zaczyna rozwieszać plakat ŚCIĄGAJ MAJTKI A NIE FILMY - NIE POPIERAMY PIRACTWA! Po czym wychodzi.
Przerwa, chwila ciszy. Zza parawanu słychać głośną rozmowę.
PLOTKARA 1
Choliera jasna! Hanka! Ja ci mówiłam kup se te ogórki od Kiślowej, a nie na rynku. A ty „nieee! Bożenka ja wiem lepiej!” i co? I przepłaciłaś tera, choliera jasna!
Na scenie pojawiają się dwie kobiety, obie w podeszłym wieku, jedna trochę kuleje. Kobiety mają na głowach berety, ubrane są mniej więcej podobnie, w płaszcze, z pod których wystają kozaki i długie spódnice. Jedna niesie siatkę z zakupami.
PLOTKARA 2
Bożenka!... ale Bożenka! Posłuchaj Ty mnie. Henryka- ta wiesz, która, Zbyszka żona, noo! To mi ostatnio Henryka mówiła, że Kiślowa to podobno męża zdradziła! Tego wąsatego takiego! Uwierzysz Bożenka?! Bożenka robi oczy A wiesz z kim?! I tera to się zdziwisz najbardziej… Z Ryśkiem!
PLOTKARA 1
Z Ryśkiem?!
PLOTKARA 2
Taa… Także mówię ci Bożenka, ty rób co chcesz, ja tam od niej ogórków nie będę kupowała!
W tym momencie na scenę wchodzi dziewczyna. Ubrana jest w krótką spódnicę, różowe leginsy i bluzkę do pępka. Rozmawia głośno przez telefon.
DZIEWCZYNA
… I wiesz, i ja podchodzę do niego i mówię mu: Słuchaj jak chcesz się umówić to lepiej mów od razu, bo jak nie to ja z Kamilem idę. A on słuchaj taaaakie oczy na mnie, tak głową kiwną i mówi, że on chce. No to ja wiesz - morda mi się tak cieszy! Ale udaję, że nie, że wiesz taka oschła niby. Ale takiego zaciesza złapałam, mówię ci. A potem wchodzę na gadu, co nie? I patrzę, a wiadomość od niego, to już taka ciekawa, a ten mi taką minkę wiesz wysłał, ale tylko taką minkę, wiesz którą. Nooo tą, co ciągle ci Melon wysyłał kiedyś, takie D, słuchaj z dwukropkiem… No, No! To właśnie to i ja wiesz, nie wiem, co to znaczy, do końca, ale to chyba w sumie takie sweetaśne trochę było…
Dwie kobiety patrzą ze wstrętem na dziewczynę.
PLOTKARA 1
Tera to się takie te pannice zrobiły, wystroją się i o! Choliera jasna! Jak bydło!
Patrzą na dziewczynę, która wciąż rozmawia.
DZIEWCZYNA
… Żartujesz? Ale z języczkiem?!
PLOTKARA 2
Przytakuje
Bydło…
Na scenę wchodzi chłopak z puszką piwa. Staję między kobietami, a dziewczyną i popija piwo, kobiety patrzą na niego z jeszcze większym obrzydzeniem niż na dziewczynę. Chłopak, nie wzruszony, pije dalej piwo i zaczyna przyglądać się „tyłowi” dziewczyny.
Kobiety odwracają się od chłopaka i zaczynają plotkować, niby na ucho (szept sceniczny).
PLOTKARA1
Choliera jasna no! Następny do zoo przyszedł!
PLOTKARA 2
Taak! Słuchaj Bożenka, o tym chłopaku od Zatarskich, tym wiesz, noo!
To ci powiem, co ja słyszałam ostatnio, że podobno pijany taki kompletnie do domu wrócił, że się podobno na nogach ledwo trzymał, że nawet mu matka buty ściągała słuchaj! Aż tak się działo!
W między czasie na scenę wchodzi Mężczyzna w ciemnych okularach i do połowy rozpiętej koszuli. Idzie pewnym siebie krokiem. Dziewczyna patrzy na niego, przestaje rozmawiać przez telefon.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Na ósme nacisnę dobrze?
W tym momencie jakby dopiero wszyscy przypominają sobie, że są w windzie. Kiwają głowami. Na scenę wbiega Dyrektor, z przylizanymi na bok włosami, w dużych okularach, w garniturze zapiętym pod szyję, widać, że jest bardzo spięty, spieszy się. Trzyma w ręku różę.
DYREKTOR
Jeszcze ja! Stop!
Chłopak zmieszany chowa piwo za siebie.
CHŁOPAK
Dobry, Prze Pana Dyrektora!
DYREKTOR
Dzień dobry, dzień dobry Konradzie… Na siódme dobrze?
Wszyscy kiwają głowami, stoją przodem do widowni. Każdy ma jakąś minę, wszyscy czekają aż winda się zatrzyma. Kobiety poprawiają sobie siatki, jedna poprawia drugiej kurtkę i pociąga głośno nosem, a druga, co chwila, głośno kaszle. Chłopak skoncentrowany jest na schowaniu piwa przed Dyrektorem, a Dyrektor poprawia sobie włosy i ciągle patrzy na zegarek. Dziewczyna pisze smsy i żuje głośno gumę.
Nagle słychać huk, wszyscy lecą do przodu, kobiety starają się przytrzymać się siebie nawzajem, Chłopak łapie lecącą do przodu Dziewczynę, Dyrektor przewraca się na ziemię, tylko Mężczyzna w okularach ledwo drgnął.
PLOTKARA 1
Stanęła! Choliera jasna! Stanęła!
PLOTKARA 2
Tereso Święta i Święty Antonii, Terrorysty atakują!
DYREKTOR
Zaraz się otworzy. Musi się otworzyć, nie mogła się…
Dyrektor zaczyna patrzeć na zegarek i łapać się za głowę, wpada w panikę.
Co za przeklęta win…
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Proszę Pana, proszę nie przeklinać, jest pan w towarzystwie dam
Mówi szarmancko i uśmiecha się do dziewczyny.
PLOTKARA 2
Terrorysty! Terrorysty!
PLOTKARA 1
Hanka! Żesz no… uspokój się!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Bardzo proszę o spokój, drogie panie, panika nic nam nie pomoże.
Słychać drugi huk, wszystkimi znowu wstrząsa. Tym razem również Mężczyzna wpada w panikę, rzuca się na ziemie i zaczyna walić w podłogę.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Zginiemy!
DYREKTOR
Co pan robi? Pan nas zabije!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Nie chcę ginąć…
DZIEWCZYNA
Nie ma zasięgu!
CHŁOPAK
Alarmu nie ma…
PLOTKARA 2
Tereso Święta! Święty Antoni Pomrzemy! Wszyscy pomrzemy!
PLOTKARA 1
Choliera jasna…
Światło gaśnie.
SCENA II
Światło się zapala. Wszyscy siedzą na ziemi. Jedynie Dyrektor chodzi w te i z powrotem, pukając się w głowę i mówiąc do siebie.
DYREKTOR
Musisz coś wymyślić. Zawsze coś wymyślasz Edwardzie. Edwardzie tym razem powinieneś. Ale nie… tym razem nic nie przychodzi do głowy, skoncentruj umysł… kiedy nie mogę… skoncentruj!...
Dziewczyna uderza zrezygnowana telefonem o podłogę. Mężczyzna zakrywa twarz rękami, kiwa się w tę i z powrotem. Kobieta zwana Bożenką modli się, a druga je ogórka . Chłopak siedzi ze skwaszoną miną, puszka stoi obok niego. Dyrektor się zatrzymuję.
DYREKTOR
Przepraszam państwa, nęka mnie pytanie, czy ktoś z państwa pił? Wyraźnie czuję alkohol, a ten zapach bardzo przeszkadza mi w…
Odwraca się, widzi puszkę
a teraz nawet widzę…
Patrzy na Chłopaka.
CHŁOPAK
To jej!
Mówi Chłopak, pokazując palcem na jedną ze starszych kobiet.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
To jakiś obłęd! Czy naprawdę nikt nie ma pomysłu jak się stąd…
Zdejmuje ciemne okulary, wtedy dziewczyna zaczyna wrzeszczeć i skakać.
DZIEWCZYNA
Aaaaaaa! OMG! To Maxi Rysiek! Aaaa! Nie wierzę! Boże, jaki fart! Utknęłam z Maxi Ryśkiem w windzie!
DYREKTOR
Uspokój się panienko natychmiast! Zabijesz nas.
PLOTKARA 2
Ty Bożenka, to ten Rysiek od Kiślowej?
PLOTKARA 1
Nie, nie Hanka. To jakiś… gwiazdor!
DZIEWCZYNA
Dasz mi autograf? Mam wszystkie Twoje płyty, moja najlepsza kumpela prowadzi blog o tobie.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Nie, nie… (ociera łzy) Proszę żeby państwo nikomu nie wspominali o tym co się stało, mój wydawca mnie zabije, ja i tak się czuję zażenowany całą sytua...
DZIEWCZYNA
Przepraszam, przepraszam.
Dziewczyna zaczyna przedzierać się między ludźmi. Kuca plecami do Mężczyzny i daje mu marker, który wcześniej wyciągnęła z torebeczki. Pokazuje na swoje plecy.
DZIEWCZYNA
Tutaj!
Mężczyzna, ocierając nos, podpisuje się jej na plecach.
CHŁOPAK
Eee! Prze pana dyrektora! To się panu randka udała, co?
Pokazuje na różę i zaczyna się śmiać (chrumkając). Kobieta przestaje się modlić. Zastyga. Wydaje okrzyk przerażenia i wstaje, wszyscy, prócz Chłopaka, podnoszą się do góry, patrząc z przejęciem na kobietę.
PLOTKARA1
Teresko Święta i Święty Antoni! Proszków zapomniałam z tego wszystkiego wziąć!
PLOTKARA 2
Bożenka Oddychaj! Oddychaj!
PLOTKARA1
Jakbym zwidy miała i mroczki przed oczami i powietrza mi brak… Co to będzie?! Co to będzie?! Co to bę…
Kobieta mdleje, upada wprost na kolana chłopaka.
PLOTKARA 2
Bożenka!
CHŁOPAK
Prze pada dyrektora, pomógłby mi pan…
DYREKTOR
Nogi w górę szybko!
Dyrektor łapie Hankę za nogi i zaczyna podnosić jej nogi do góry, w między czasie toczy się dialog.
PLOTKARA 2
Zemdlała! Zemdlała! Teresko Święta i Święty Antonii! Bożenka zemdlała!
DZIEWCZYNA
Co pan gada! Głowa do góry!
Odpycha Dyrektora, łapie kobietę za ręce i podnosi ją do góry. Wszystko toczy się w szybkim tempie.
PLOTKARA 2
Bożenka! Bożenka! Wielkie nieba! Ocucić czymś trzeba!
CHŁOPAK
Wlewa kobiecie piwo do buzi.
Niech pani pije… To dobre…
PLOTKARA 2
Co ty Łobuzie robisz?
CHŁOPAK
Czymś trzeba było…
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Mamma mia! Mamma mia! Co się dzieje?! Co się dzieje?!
PLOTKARA 2
A ty panie co? Taki gwiazdor, a pan jak najgorsza baba się zachowujesz?
Chłopak zaczyna się śmiać(chrumkając).
DZIEWCZYNA
Nie śmiej się z niego idioto!
CHŁOPAK
Do Dyrektora, który rytmicznie podnosi i opuszcza nogi kobiety.
Prze pana dyrektora, to chyba nie tak.
DYREKTOR
Milcz Konradzie.
PLOTKARA 2
Teresko Święta! Co za banda półgłówków. Reanimować trzeba!
DYREKTOR
Konradzie będziesz reanimował.
CHŁOPAK
Niech pan sobie sam reanimuje!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Mamma mia!
DZIEWCZYNA
(do Chłopaka)Tchórz!
PLOTKARA 2
Reanimuj pan cholera!
W tym momencie następuje chwilowe zatrzymanie. Aktorzy zaczynają poruszać się w zwolnionym tempie. Włącza się wolna muzyka (w stylu chórów kościelnych), wszyscy nadal się kłócą, poruszają ustami, nie wydając odgłosów. Kobieta nadal krzyczy na Dyrektora, który podbiega do zemdlałej, siada przy niej, w tym momencie scena dzieli się na dwie części. Centrum- zemdlała kobieta i dyrektor, oraz tło - wszystkie pozostałe postaci. Chłopak podbiega do sławnego mężczyzny, który panikuje, zaczyna go bić, dziewczyna broni mężczyzny, odpychając chłopaka, starsza kobieta zaczyna krzyczeć na chłopaka i pukać się w głowę, ogólny zamęt. Wracając do centrum sceny, dyrektor zaczyna reanimować zemdlałą kobietę, naciska jej na brzuch kilka razy, w końcu dochodzi do sztucznego oddychania, żegna się, nabiera powietrza i nachyla się nad twarzą starszej kobiety… Światło gaśnie. Muzyka cichnie.
SCENA III
Wszyscy siedzą z bardzo złymi minami, patrzą groźnie na siebie nawzajem. Na scenie jest cisza, słychać jedynie jak Bożenka siedzi i oddycha w papierową torebkę.
DYREKTOR
Dobrze, dobrze no!... musimy się pogodzić jeśli chcemy się stąd wydostać.
Wszyscy dalej siedzą ze złymi minami.
Wstaje, zaczyna przemawiać.
Wiem, że wiele nas dzieli, że byliśmy dla siebie nie mili, że nie widzimy w sobie przyjaciół, jednak jesteśmy w awaryjnej sytuacji. Musimy zapomnieć o dzielących nas różnicach, zjednoczyć siły, odnaleźć w sobie przyjaciół. Gdyż nic nie łączy ludzi tak, jak współpraca. Musimy odstawić na bok wszelkie uprzedzenia, musimy spojrzeć sobie głęboko w oczy i powiedzieć „Jesteśmy przyjaciółmi!”. A kiedy już to zrobimy, pokażemy tej windzie, że nie wygra z nami i że to my… jesteśmy od niej silniejsi! Kto jest za mną?! (siada z powrotem na ziemi, wyciąga rękę)
CHŁOPAK
(ociera łezkę wzruszenia i kładzie rękę na jego ręce)
Ja prze pana dyrektora.
Za nim, robi to reszta towarzystwa.
DYREKTOR
Pokażmy na co nas stać!
Wszyscy siadają we wzniosłej atmosferze.
Cisza.
CHŁOPAK
No to, co robimy prze pana dyrektora?
DYREKTOR
Podczas reanimacji pani… Bożenki. Olśniło mnie ,co możemy zrobić. Wymyśliłem jak możemy się stąd wydostać. Panienko, masz telefon prawda?
DZIEWCZYNA
Ale z pana Einstein… Już dawno na to wpadłam, ale w tej dziurze nie ma zasięgu, heloo!
DYREKTOR
No właśnie, jeśli dobrze wynika z moich obliczeń, to utknęliśmy między 6 a 7 piętrem, a więc jesteśmy pół piętra przed klatką schodową mojej narzeczonej, na której zawsze jest pełny zasięg. Musimy tylko dostać się tak wysoko, jak możemy i wtedy powinno udać nam się osiągnąć zasięg i zadzwonić po pomoc.
DZIEWCZYNA
Eeee… to znaczy jak niby mamy to zrobić?
CHŁOPAK
To chyba oznacza, że muszą wziąć cię na barana laleczko…
DYREKTOR
Dokładnie! Konradzie! Wreszcie zrozumiałeś.
CHŁOPAK
Kuca.
No to wskakuj laleczko!
DZIEWCZYNA
… Ale ja mam, cierpię na… na lęk wysokości…
PLOTKARA 1
Rzuca torebkę.
To nic, to nic! Ja wejdę, w młodości ćwiczyłam akrobatykę. Tylko mi powiedz dziecko jak się tą maszyną obsługiwać.
Chłopak robi zniechęconą minę, patrzy na Dyrektora.
CHŁOPAK
Prze pana dyrektora, bo tak se myślę, że skoro to pana dyrektora pomysł, to może pan chce panią na barana ten…?
PLOTKARA 1
No dobrze, chodź tu chłopcze.
PLOTKARA 2
Uważaj Bożenka! Uważaj!
Starsza kobieta nieumiejętnie gramoli się na barana chłopaka, który z miną pełną cierpienia patrzy w kierunku widowni.
DZIEWCZYNA
Dobrze, teraz musi pani tylko wykręcić numer 997…
PLOTKARA 1
Czekaj dziecko, ja na tych guzikach tu nic nie widzę!
DZIEWCZYNA
9- w lewym dolnym rogu… taaak, a 7…
PLOTKARA 1
Zgasło!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Jak to?!
PLOTKARA 1
Zgasły te literki ten obrazek różowy, to zgasło wszystko… choliera jasna!
DZIEWCZYNA
Siada na ziemi, załamana łapie się za głowę, wszyscy na nią patrzą.
Rozładował się…
WSZYSCY
O nieeee…!
Chłopak stawia kobietę z powrotem na ziemi.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Rozładował się i nie da się nic zrobić? Nic?!
PLOTKARA 2
A co chcesz panie niby zrobić? Taki gwiazdor i telefonu nie nosi no… Patrz Bożenka!
PLOTKARA 1
Gwiazdor, choliera jasna…
DZIEWCZYNA
Jestem głodnaaaa!
CHŁOPAK
Nie chcę się skarżyć, ale ten… mi też trochę teges, w brzuchu poburkuje.
PLOTKARA 1
Chodź Hanka, po ogórku im damy.
Kobieta wyjmuje ogórki i częstuje. Wszyscy jedzą.
PLOTKARA 2
Ja nie chce nic mówić, ale to ogórki od Kiślowej są…
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Ooo manifiqe! A nie ma ktoś soli przypadkiem?
Wszyscy patrzą na mężczyznę jak na idiotę.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Jesteśmy tu już 3 godziny i nikt nie przychodzi.
DZIEWCZYNA
Tak długo?!
DYREKTOR
Spokojnie, nie możemy panikować, spokój jest najważniejszy.
CHŁOPAK
Prze pana dyrektora, a to może powinniśmy w coś zagrać tak żeby się luźniej zrobiło?
DYREKTOR
Konradzie, pozytywnie mnie dzisiaj zaskakujesz. Zna ktoś może jakąś przyjemną grę?
Cisza.
CHŁOPAK
To znaczy prze pana, ja znam jedną grę na rozluźnienie atmosfery, akuracik!
Każdy mówi Mam w spodniach- a potem tytuł swojego ulubionego filmu. Wygrywa ten, kto zna jak najwięcej filmów. Cudowna gra!
Zaczyna się śmiać pochrumkując, zapada niezręczna cisza.
Kobiety poburkują oburzone.
DYREKTOR
Konradzie… Zna ktoś może jakąś inną grę.
Cisza.
DYREKTOR
No trudno. Więc nie zostaje mi chyba nic innego jak tylko powiedzieć, że mam w spodniach „Pana Tadeusza”.
CHŁOPAK
Ojj tak kocham tę grę! Mam w spodniach „Terminatora”!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
W takim razie ja mam chyba „Gotowe Na Wszystko”.
DZIEWCZYNA
Mam w spodniach „Krzyk”!
DYREKTOR
Przerywa grę.
Tak! Jesteś genialna! Krzyk oczywiście. Panie… Ryszardzie, oczywiście!
Trudni się pan jako piosenkarz prawda, z tego wniosek, że ma pan z nas wszystkich najbardziej donośny głos, może ktoś weźmie pana na barana, a pan krzyknie z całej siły tak, by pana głos rozszedł się po całym budynku.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Zawstydzony.
Ale… ale ja nic nie przygotowałem.
DYREKTOR
Niech pan po prostu krzyknie, to nasza jedyna szansa… Konradzie, podnieś pana Ryszarda.
CHŁOPAK
Nie mogę, prze pana. W plecach mi coś strzykło.
DYREKTOR
Dobrze, dobrze… w takim razie, w takim razie… ja podniosę. Podchodzi do Mężczyzny, odwraca się tyłem. Niech pan wskakuje.
Mężczyzna nie poradnie wskakuje na Dyrektora. Mężczyzna jest dużo większy od Dyrektora, który ledwo daje sobie radę.
PLOTKARA 2
Krzycz panie!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
(odkaszla) Pooooomooooocyyyy! Pooooomooocyyyy! Pooomooo… W tym momencie spada z pleców dyrektora, obaj mężczyźni się przewracają, słychać huk. Światło gaśnie.
Reszta dialogów toczy się w ciemności.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Drogi panie! Zniszczył mi pan okulary! Dlaczego pan mnie upuścił?
DYREKTOR
Przepraszam…Nie wytrzymałem.
DZIEWCZYNA
Dlaczego światła nie ma?
CHŁOPAK
Poszukajmy jakiegoś włącznika.
PLOTKARA 1
Chłopcze uważaj na ogórki!
DZIEWCZYNA
Auu! Idioto to moja noga!
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Przepraszam to chyba ja.
DZIEWCZYNA
A, to nie szkodzi.
DYREKTOR
Auuu!
CHŁOPAK
Przepraszam najmocniej, prze pana dyrektora.
Cisza.
W kompletnej ciemności, słychać szlochanie mężczyzny.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Mamma mia… Ciemno, zimno… powinienem teraz być na spotkaniu, już dawno na spotkaniu.
PLOTKARA 2
Przestań się mazać panie!
Mężczyzna jeszcze parę razy pociąga nosem, po czym zaczyna sobie nucić, potem bardzo cicho zaczyna śpiewać drżącym głosem, ma zamknięte oczy.
Nie płacz już, oczka zmruż,
na na na…
są czasem takie chwile grozy,
ale otworzysz oczka i winda się otworzy,
nanana
więc nie płacz już, oczka zmruż.
Chodź panuje tutaj mały tłok,
To tylko winda nie potwór i nie smoook…
Nanana
Więc oczka zmruż zmęczone,
Otworzysz je i znowu będziesz w domu…
Zaraz przyjdzie pan mechanik
W zielonych spodenkach i z wąsami…
Nanana
Naprawi wszystko raz dwa trzy
Otworzy windę a z niej wyjdę ja i ty..
Nanana
Zrobi do nas miłą minę,
I da każdemu cukierka na przeprosiny,
I mój menadżer się nie dowie,
Że utknąłem w windzie w Żyrardowie…
Więc oczka zmruż…
Światło gaśnie
SCENA IV
Słychać kroki. Na jednym końcu sceny w absolutnej ciemności pojawia się robotnik. Zapala latarkę, kierując ją na zbitą grupkę ludzi, oświetla ich. Wszyscy śpią w śmiesznych pozach, jeden na drugim. Od czasu do czasu ktoś głośno pochrapuje. Latarka gaśnie.
SCENA V
Światło się zapala. Wszyscy rozmawiają o czymś innym. Powoli rozchodzą się w swoich kierunkach. Z boku sceny stoi robotnik i powtarza w kółko, od niechcenia.
ROBOTNIK
Właściciel i kierownik administracyjny budynku, najmocniej przepraszają. Właściciel i kierownik administracyjny budynku naj…
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Nie wiem jak to się mogło stać! To skandal! Złożę skargę, albo zażalenie, albo i skargę i zażalenie. Skandal, skandal… -wybiega ze sceny mówiąc do siebie.
DYREKTOR
Biega po scenie w tę i z powrotem nie wiedząc, którędy wyjść, patrzy na zegarek.
Zabije mnie, dwie godziny, pięćdziesiąt trzy minuty i 20 sekund, zabije mnie, zabije!
Wybiega ze sceny.
DZIEWCZYNA
(dziewczyna krzyczy do kogoś zza kulis)- Ilona czekaj! Nie uwierzysz z kim zatrzasnęłam się w windzie!- popiskując zbiega ze sceny.
Dwie kobiety idą koło siebie, otrzepują się i rozmawiają.
PLOTKARA1
Do domu idziesz? Ja do Kryśki idę opowiedzieć, co się przytrafiło.
PLOTKARA 2
Aaa Kryśka, to oczy zrobi! Ciekawe czy tego śpiewaka zna?... Obie kobiety rozmawiając schodzą ze sceny.
Chłopak nie wzruszony jakby całą sytuacją, patrzy, czy na pewno Dyrektora nie ma w pobliżu, podnosi piwo i dokańczając je schodzi ze sceny.
Światło gaśnie.
SCENA VI
Światło się zapala. Zza parawanu słychać pogaduszki dwóch kobiet, które tak samo jak na początku wchodzą z siatkami na scenę. Za chwilę na scenę wchodzi Dziewczyna, tym razem grzecznie kłania się kobietom.
DZIEWCZYNA
Może ja pomogę?
Bierze od jednej siatkę z zakupami i staje koło nich. Na scenę wbiega spóźniony Dyrektor.
DYREKTOR
Przepraszam jeszcze ja. Tym razem z całym bukietem róż.
CHŁOPAK
Dzień dobry prze pana dyrektora, dzień dobry paniom.
Kłania się w kierunki kobiet. Patrzy na dziewczynę, uśmiecha się
Czeeeść…
Na scenę wbiega jeszcze mężczyzna.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Chwileczkę, jeszcze ja. Na ósme dobrze?
Wszyscy potakują. Winda rusza, zerkają na siebie.
SŁAWNY MĘŻCZYZNA
Ooo… znów w tym samym gronie.
CHŁOPAK
Tylko żeby się nic teraz nie zacięło
Chrumkając zaczyna się śmiać. Nagle wszyscy zastygają w bezruchu. (Obraz)
Na scenę powoli wchodzi robotnik.
ROBOTNIK
A żeby morał lepiej był zapamiętanym,
Pozwolę sobie uczynić go rymowanym.
Poznaj lepiej i nie gadaj na swojego sąsiada,
Bo gdy dnia pewnego utkniesz z nim w windzie,
To wtedy obu wam biada, ojj biada!
Ale to morału nie jest koniec,
Mówiąc między nami,
Sprawdzaj lepiej zawsze,
Co kryje się pod plakatami!
Włącza się muzyka BennyHill.
Aleksandra Kapuścińska
Lat 17
NIEŻYWA
OSOBY:
MARINA
KRISTY
PIELĘGNIARKA
ORDYNATOR
MELISSA
JOHN
PACJENCI
PRZECHODNIE
SCENA I
Łazienka. Trzydziestopięcioletnia rudowłosa kobieta o imieniu Kristy robi makijaż. Patrzy w lustro. Szeptem powtarza sobie kilkakrotnie zdanie.
KRISTY
Dzisiaj dasz sobie radę, rozgryziesz ją.
SCENA II
Szpital psychiatryczny, sala jednego z pacjentów. Blada kobieta z czarnymi, długimi włosami, w wieku 20 lat, ubrana w biały fartuch siedzi na podłodze. Patrzy przed siebie. Koło niej walają się zdjęcia. Wchodzi jedna z pielęgniarek.
PIELĘGNIARKA
Marina! Znowu oglądasz te głupie zdjęcia? Mówi podniesionym głosem. Zajęłabyś się czymś pożytecznym. Siedzenie i gapienie się na nie pomoże ci.
MARINA
Ma pani rację. Odpowiada ze spokojem. Mnie już nic nie pomoże. Szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałam.
PIELĘGNIARKA
Wychodź! Twoja prywatna spowiedniczka chce z tobą porozmawiać. Mówi z sarkazmem.
Marina powoli podnosi się.
PIELĘGNIARKA
Pospiesz się! Nie mam całego dnia! Nie jesteś księżną.
MARINA
Nigdzie mi się nie spieszy. Została mi przecież wieczność. Dziwię się pani. Jest pani wyjątkowa, powinna się pani z tego cieszyć.
PIELĘGNIARKA
Boże! Ta znowu to samo. No chodź już.
SCENA III
Szpitalny korytarz. Marina jest prowadzona przez pielęgniarkę. Mija pacjentów i pracowników. Nikt nie zwraca na nią uwagi, wszyscy są zajęci swoimi sprawami, prócz małej dziewczynki z warkoczykami, która macha do Mariny. Marina idzie pewnie z podniesioną głową. Stara się podejść do jednego z pacjentów. Wtedy zatrzymuje ją pielęgniarka, łapiąc za rękę.
PIELĘGNIARKA
Zostaw tego biednego człowieka. Ma masę swoich problemów, nie potrzebuje twoich wywodów na temat życia… a raczej jego brak.
SCENA IV
Kristy ubrana w biały fartuch. Chodzi niespokojnie po pokoju. W ręku trzyma długopis, którym macha. Gdy wchodzi Marina, Kristy siada na fotelu. Uspokaja się patrząc na kartki trzymane przed sobą. Marina siada naprzeciwko niej.
KRISTY
Witam ciebie Marino. Jak się dzisiaj czujesz?
MARINA
A jak mam się czuć? Nie sądzi pani, że w moim stanie to pytanie jest nieco groteskowe?
KRISTY
W jakim stanie? Marino już tyle razy to przerabiałyśmy. Ty wcale nie umarłaś. Żyjesz, jesteś wśród nas. Bo jak wyjaśnisz mi to, że ciebie widzę? Widzą cię również pielęgniarki i pacjenci.
MARINA
Nic pani nie rozumie. Odwraca głowę.
KRISTY
To może mi to wyjaśnisz. Jestem tu, żeby ci pomóc. Gładzi dziewczynę po ręce.
MARINA
Robi to pani specjalnie. Że niby umarli nie mają uczuć? Że niby nie mają mózgu? Ja dobrze wiem co się tu dzieje. Widzą mnie trzy osoby: pani, jedna z pielęgniarek i mała dziewczynka. Dlaczego? Milknie i patrzy przez okno. Sama nie wiem. Filozofem za życia nie byłam, więc teraz tym bardziej.
KRISTY
Kochanie, niech będzie. Umarłaś. Dlaczego?
MARINA
Ze zdenerwowaniem.
Niech pani zapyta umierającego, dlaczego umiera! Na pewno da pani wyczerpującą odpowiedź.
KRISTY
Próbuje się opanować.
Dobrze. Zapytam inaczej. Kiedy zdałaś sobie sprawę, że nie żyjesz?
SCENA V
Ruchliwy chodnik. Krzyki Mariny i szum ulicy jest zagłuszany przez muzykę. Nic nie słychać oprócz grającej w tle muzyki. Marina idzie. Nikt nie zwraca na nią uwagi. Mężczyzna ma słuchawki. Marina podbiega do niego i krzyczy. Mężczyzna nie zauważa jej. Marina podbiega do następnego przechodnia, łapie go za rękę, przechodzeń nawet na nią nie spojrzał. Sytuacja powtarza się jeszcze parę razy. Zapłakana ze zmierzwionymi włosami Marina kładzie się na środku chodnika. Ludzie przechodzą przez nią. Traktując ją jak przeszkodę, którą trzeba wyminąć.
SCENA VI
Dom. Kristy siada do komputera, w kórym ogląda zdjęcia Mariny. Nagle podnosi się i zaczyna krzyczeć, płakać i walić w monitor.
KRISTY
Dlaczego ta cholerna dziewczyna nie może zrozumieć, że żyje? Czy to tak ciężko pojąć? Nie mogę patrzeć jak ona umiera na moich oczach!
SCENA VII
Gabinet Kristy.
MARINA
Umarłam ponad pół roku temu.
KRISTY
Ale nie dziwi cię to, że jesteś na tym świecie? Oddychasz? Wszyscy cię widzą?
MARINA
Śmieje się.
Ale mnie pani rozbawiła. Co pani dają te wszystkie rozmowy? Nie ma pani swojego życia? Przecież każdy z was nie ma czasu, żeby na chwilę przystanąć. A pani siedzi tu i cały czas rozmawia.
KRISTY
Ze spuszczonymi oczami wpatruje się w podłogę.
To moja praca. A ty jesteś w szpitalu.
MARINA
To już wiem, ale w każdej chwili mogę stąd wyjść. Przecież nie jestem człowiekiem.
KRISTY
To po co tu siedzisz? Nie powiesz mi chyba, że szpital jest ciekawym miejscem.
MARINA
Oczywiście, że ciekawym… To taka sztuczna rzeczywistość. Tu przynajmniej mam z kim porozmawiać.
SCENA VIII
Szpitalny korytarz. Kristy idzie korytarzem. Mija drzwi, na których jest napisane ORDYNATOR. Wchodzi nimi do pomieszczenia. Przed nią siedzi lekarz w średnim wieku, czyta jakąś gazetę.
KRISTY
Dzień dobry!
ORDYNATOR
Dzień dobry. Usiądź.
KRISTY
Chciał pan ze mną rozmawiać.
ORDYNATOR
Tak. Wydaje mi się, że za dużo czasu i energii poświęcasz naszej nowej pacjentce. Jak ona tam miała M…. pstryka palcami.
KRISTY
Marina.
ORDYNATOR
No właśnie. Mamy wielu pacjentów, których da się wyleczyć. Poza tym my nie jesteśmy cudotwórcami. Więc chyba sama rozumiesz…
KRISTY
Sugeruje pan, że powinnam się pogodzić z jej bliską śmiercią?
ORDYNATOR
Jaką śmiercią? O czym ty dziecko mówisz?
KRISTY
Marina nie przyjmuje od tygodnia posiłków. Jest coraz słabsza, przepisy nie pozwalają nam podłączyć ją do kroplówki.
ORDYNATOR
Przecież raz już umarła. Co jej zaszkodzi zrobić to jeszcze raz?
KRISTY
Nie wierzę! Dziewczyna umiera na naszych oczach, a pan sobie żartuje! Jest pan potworem.
ORDYNATOR
Ja tylko mówię, że nie ona jedna jest na świecie. Trzeba się zajmować każdym po trochu.
KRISTY
Czyli każdym w całości?
ORDYNATOR
Dziecko, nie moja wina, że Bóg przysłał nam tylu chorych.
SCENA IX
Gabinet Kristy. Marina wygląda przez okno. Widzi dzieci w piaskownicy - chłopiec zaczyna bić dziewczynkę łopatką. Ta zaczyna płakać i biegać po podwórku. Żaden z rodziców nie reaguje, zajęty rozmową.
MARINA
Zamieńmy się rolami.
KRISTY
To znaczy?
MARINA
Teraz ja zadam pani kilka pytań.
KRISTY
Dobrze.
MARINA
Niech pani tu podejdzie. Co pani widzi?
KRISTY
Wygląda przez okno.
Bawiące się dzieci. Może w dom?
MARINA
No i to nas właśnie różni.
KRISTY
A ty co widzisz?
MARINA
Widzę rodziców. Ślepych i głuchych.
KRISTY
Przecież oni tylko rozmawiają.
MARINA
No właśnie są tak zajęci sobą… Nic nie widzą. Są widomymi ślepcami.
KRISTY
Przesadzasz.
MARINA
I taka jest właśnie z panią rozmowa. Dlaczego nie chce pani mnie zrozumieć? Jestem według pani wariatką, ale dlaczego mnie pani nie słucha?
KRISTY
Słucham cię i staram się zrozumieć.
MARINA
To nie wystarcza.
Cisza.
KRISTY
To, co według ciebie powinnam zrobić?
MARINA
Nie traktować mnie jak zjawisko.
KRISTY
Sama chyba możesz przyznać, że to niecodzienna sytuacja gdy siedzi przed tobą młoda dziewczyna i mówi, że nie żyje.
MARINA
Nie żyje fizycznie.
SCENA X
Ruchliwy chodnik. Krzyki Mariny i szum ulicy jest zagłuszany przez muzykę. Nic nie słychać oprócz grającej w tle muzyki. Marina leży na chodniku wije się, czołga. Robi fikołki. Wstaje i siada. Krzyczy i macha głową. Żaden z przechodniów nie zauważa jej. Wszyscy zajęci są swoimi sprawami. Jedni rozmawiają ze sobą, inni rozmawiają przez telefon, a jeszcze inni szybko idą.
SCENA XI
Mieszkanie Mariny, salon. Kristy siedzi na fotelu. Pije herbatę. Przed nią siedzą rodzice Mariny ( Melissa i John).
KRISTY
Więc jak państwo rozumiecie, jesteśmy bezradni.
MELISSA
Płacze.
Nie możemy nic zrobić. Nasza córka mówi nam dokładnie to samo, co pani. Nie mogliśmy patrzeć, jak z dnia na dzień było coraz gorzej. Ten szpital jest dla niej ostatnią nadzieją.
KRISTY
Jednak dalej nie wiem dlaczego państwa córka myśli, że nie żyje.
JOHN
Wie pani, ostatnio mieliśmy bardzo ciężki okres w życiu. Zmarł nasz młodszy syn. Marina…
MELISSA
Przerywa płaczem.
Przepraszam, ciężko mi jest o tym mówić.
JOHN
Przytula żonę.
Wydawało nam się, że Marina bardzo dobrze zniosła śmierć brata. Jednak nagle zaczęło się wszystko psuć. Milknie i spuszcza oczy.
KRISTY
To znaczy?
MELISSA
Wie pani, nasza córka była tancerką, kariera stała przed nią otworem. Miała masę znajomych, w końcu zjawiła się też pierwsza miłość. Nigdy nie widzieliśmy córki szczęśliwszej. Wzdycha. Pewnego dnia zdaliśmy sobie sprawę, że córka cały swój wolny czas siedzi sama w pokoju. Myśleliśmy, że to chwilowy stan, że dopiero do niej dotarło, że straciła brata. Ale niestety strasznie się myliliśmy.
KRISTY
To wtedy pojawiły się pierwsze myśli Mariny, że nie żyje?
JOHN
Tak. Gdy sytuacja zaczęła się robić coraz bardziej poważna, trafiła do was. Resztę już znacie.
SCENA XII
Gabinet Kristy.
MARINA
Siedzi przy oknie.
Dlaczego była pani u moich rodziców?
KRISTY
Podchodzi do okna.
Wiesz co widzę? Patrzy przez okno. Dziewczynkę, która się huśta. Jest tak zajęta zabawą, że nie zdaje sobie sprawy, że 100 metrów dalej jej rodzice kłócą się. Ona jest szczęśliwa, oni wściekli.
MARINA
Widzę, że uczy się pani. Ale co to ma do rzeczy?
KRISTY
Dużo. Marino twoi rodzice bardzo cierpią, wiesz dlaczego? Bo ich jedyna córka udaje, że nie żyje. Jest na granicy życia i śmierci.
MARINA
A jednak nie! Nic pani nie rozumie. Nadal.
KRISTY
To mi wytłumacz!
MARINA
Dobrze. Byłam szczęśliwą nastolatką, tak mi się zdawało. Nagle zrozumiałam, że tak naprawdę jestem nikim. Nie wiedziałam, że już wtedy nie żyłam. Wie pani po jakim czasie moi rodzice zrozumieli, że umarłam? Po miesiącu! Po cholernym miesiącu! Gdy już zdali sobie sprawę, że mnie nie ma, stwierdziłam że nie warto ich obserwować. Postanowiłam przenieść się do pani, tu jest ciekawiej.
KRISTY
Marino, twoi rodzice bardzo cię kochają.
MARINA
Oni żyją obok siebie, a nie ze sobą!
SCENA XIII
Kristy leży w wannie. Śpi.
SCENA XIV
Gabinet Kristy: sen. Krysty klęczy na kolanach.
MARINA
Popatrz przez okno!
Kristy wykonuje jej rozkaz. Wtedy Marina zaczyna walić jej głową o szybę. Kobieta próbuje się wyrwać, machając rękami.
KRISTY
Marino puść mnie, to boli! Aaaaaaaa!
Marina nie słucha. Cały czas wali głową Kristy o szybę okna.
SCENA XV
Łazienka. Dzwoni telefon i Kristy budzi się. Odbiera telefon, przeciera oczy.
KRISTY
Tak, słucham?
ORDYNATOR
Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale uznałem, że wolałaby pani wiedzieć.
KRISTY
Marina? Mówi zaspanym głosem.
ORDYNATOR
Tak. Dziewczyna umiera. Jeśli się pani pospieszy, to zdąży pani się z nią pożegnać.
Kristy gwałtownie wstaje z wanny. Telefon wpada jej do wody. Kobieta ubiera szlafrok i boso wybiega z mieszkania.
SCENA XVI
Szpital, pokój Mariny. Marina leży na podłodze, przy jej łóżku siedzi pielęgniarka. Wbiega Kristy i siada koło Mariny na podłodze. Bierze dziewczynę za rękę.
KRISTY
Kochanie, co ty sobie zrobiłaś? Zadzwonić po twoich rodziców?
MARINA
Mówi powoli, cicho, zacina się co jakiś czas, pokasłuje.
Nigdy pani tego nie mówiłam: dziękuję.
KRISTY
Płacze.
Za co ty mi dziękujesz? Przecież umierasz!
MARINA
Ciii. Niech pani da mi powiedzieć. Dzięki pani umieram żywa. Wyleczyła mnie pani. Spędziłam tu najlepsze chwile mojego życia. Mam tylko jedną prośbę: niech pani nauczy innych żyć…
Marina umiera. Na jej ustach jest uśmiech. Wygląda na szczęśliwą. Kristy zaczyna płakać. Wyprowadza ją pielęgniarka, która siedziała w pokoju.
SCENA XVII
Kaplica pogrzebowa. Na mównicy stoi Kristy. Ubrana w żółty płaszcz. W pierwszym rzędzie siedzą rodzice Mariny. W kaplicy jest bardzo dużo ludzi, niektórzy stoją bo nie ma już miejsc siedzących.
KRISTY
Z uśmiechem na twarzy.
Udało nam się! Zrozumiałam ją! Jej udało się żyć! Pewnie dziwi państwa mój dzisiejszy strój? To na znak życia. Jak wiecie Marina była chora. Wydawało jej się, że nie żyje. Nic nie jadła. Mówiła językiem, którego nie rozumiałam. Teraz wiem, że był to język osoby jak najbardziej zdrowej, osoby świadomej i dojrzałej. Jej ostatnie słowa brzmiały: „niech pani nauczy ich żyć”. W pierwszej chwili pomyślałam, że to zdanie nie ma żadnego sensu. Myliłam się. Jak bardzo? Niech każdy z państwa sam sobie na to pytanie odpowie.
Klaudia Żerańska
Lat 18
PO PROSTU BĄDŹ
OSOBY:
EDWARD
MATKA
ELEKTRYK
MARILYN
ZIELONOPIĄTKOWIEC 1 i 2
KAROLINAAKT I
SCENA I
Pokój. Drzwi wejściowe i drzwi do kuchni. Na ścianie kolaż. Na razie praktycznie pusty, w miarę upływu czasu będzie się zapełniał. W rogu stoi fotel, obok telewizor. Stolik, na nim telefon, krzesło. We wszystkich następnych scenach to samo pomieszczenie. Wchodzi EDWARD. Odkłada płaszcz, zmienia kwiaty w wazonie obok telefonu. Siada przy nim. Głośno oddycha. Podnosi słuchawkę. Nagle wbiega MATKA. Tarmosi sukienkę, która zahaczyła się o framugę drzwi.
MATKA
Bączku? Bączku? Gdzie jesteś? No jasna cholera puśćże.
EDWARD odkłada słuchawkę. Wychodzi do kuchni. Matka w końcu uwalnia sukienkę.
MATKA
Bączku?
EDWARD wraca do pokoju z kanapką i kubkiem herbaty.
MATKA
No jesteś bączku. Co to za łańcuch przy drzwiach? Zobacz, jaką mi brzydką dziurkę zrobił w sukience. Ty się kogoś boisz? Synku, ktoś cię napastuje? Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
EDWARD
Nie.
MATKA
Czemu nie przyszedłeś, jak cię wołałam?
EDWARD
Nie słyszałem pukania.
MATKA
Bo mam klucze kochanie! Pan Heniu, dozorca mi dorobił. Świetnie, prawda? Teraz już na pewno nie będę musiała czekać na klatce. Wiesz, jak tego nie lubię. No ale, ale! Co to za kanapka? Czemu nie poczekałeś, przecież bym ci zrobiła.
EDWARD
Nie wiedziałem, że przyjdziesz. Poza tym jest pyszna.
MATKA
No tak, no tak. Zniż ją, z czym sobie zrobiłeś?
EDWARD
Z szynką.
MATKA
Tylko?
EDWARD
I z majonezem.
MATKA
Matko Boska, no jak tak możesz, tyle razy ci powtarzałam! Majonez tuczy. Czemu nie weźmiesz sobie na przykład pomidorka? Albo ogórka. A nawet jakbyś na to wpadł, to od razu byś je posolił. Ty wiesz, co mówią o soli.
EDWARD
Tak, mamo wiem. Biała śmierć, prawda?
MATKA
Dokładnie synku. Jednak trochę wdałeś się w matkę.
EDWARD
Cudownie. Chcesz czegoś konkretnego?
MATKA
Herbaty.
EDWARD
Dobrze.
MATKA
Poczekaj, pomogę ci.
EDWARD
Nie trzeba. Tu masz herbatę. Weź.
Oddaje MATCE kubek.
MATKA
No a ty? Nie chcesz już?
EDWARD
Odechciało mi się.
MATKA
Jesteś jakiś markotny. Powiedz mi. Czy ja ci przeszkadzam?
EDWARD
Tak.
MATKA
Że co proszę?
EDWARD
Nie, to znaczy, mamo, no co miałem ci powiedzieć? Nie gniewaj się proszę…
MATKA
Skończ. Wiem, kiedy nie jestem mile widziana. Odchodzi w stronę drzwi wejściowych. Zadzwonię wieczorem, mam nadzieję, że będziesz w lepszym humorze. Wychodzi.
EDWARD
Pa mamo…
Bierze herbatę, którą zostawił matce. Siada przed telewizorem. Włącza go. Chwilę jest obraz, po czym zawiesza się na obrazie Warhola. EDWARD wstaje, obchodzi telewizor ze wszystkich stron. Uderza w obudowę. Nic się nie zmienia.
Świetnie…
Chwilę chodzi po pokoju. W końcu zatrzymuje się przy stoliku z telefonem. Wybiera numer. Nikt nie odbiera. Włącza się automatyczna sekretarka. EDWARD bierze słuchawkę, staje przed kolażem.
To znowu ja. Przepraszam, że ostatnio tak często dzwoniłem, ale widzisz, no sporo się działo. Galeria chce wystawić moje prace. Wyobrażasz sobie? Zawsze o tym marzyłem. Wiesz, czasami sobie myślę, jak dziwne byłoby, gdybym teraz usłyszał twój głos. W tym momencie. Żebyś odebrała, i żebyśmy mogli porozmawiać, jak kiedyś… Ciężko mi bez ciebie.
SCENA II
EDWARD siedzi pod drzwiami. Widać, że na kogoś czeka. MOCNE PUKANIE
ELEKTRYK
Halo? Jest tam kto?
EDWARD
Otwiera drzwi
Dzień dobry. Ogólnie jest taka sprawa…
ELEKTRYK
Dzień dobry. Gdzie odbiornik.
EDWARD
Tam.
ELEKTRYK
Dobra już widzę.
EDWARD
Chodzi o to, że przerwał mi się obraz.
ELEKTRYK
Panie ja widzę, ja wszystko widzę. Niech pan tylko da popatrzeć. Oo, tu ja widzę, że, że ten tu kineskop nie wysyła elektronów. No nie wystrzeliwuje. A wie pan, to taki starszy model jest…
EDWARD
Wiem, wiem, ale co z nim?
ELEKTRYK
No że tak powiem zginął śmiercią naturalną. Umarł, zdechł, kaput.
EDWARD
Ale…
ELEKTRYK
Żadnego ale… wiele silnych i zdrowych ekranów już tak poległo. Trza będzie nowy kupić.
EDWARD
Ale to już tak na amen? Nie da się odratować?
ELEKTRYK
No ja panu mówię. To stary model. Rocznik, no tak ujął dodał '89. To staroć panie, po co będzie pan panie takiego trzymał?
EDWARD
Ja pana po prostu pytam, czy istnieje możliwość naprawy.
ELEKTRYK
A no istnieje. Ale drogie to cholerstwo będzie…
EDWARD
Ile?
ELEKTRYK
A ile pan da?
EDWARD
Nie wiem, 100, 150 złotych?
ELEKTRYK
E. Panie. Pan tu sobie może takim świstkiem za przeproszeniem pomachać. Dowidzenia. Koniec rozmowy, należy się 50 za fatygę.
EDWARD
Pan żartuje.
ELEKTRYK
Nie.
EDWARD
No na litość boską, przecież to zdzierstwo!
ELEKTRYK
Panie, płacisz pan?
EDWARD
Nie!
ELEKTRYK
Słuchaj no kochanieńki, że się tak spoufalę. Zaraz jak to leciało… A. Kochajmy się jak bracia, a liczmy jak Żydzi. I ja to panu proponuję. Pan mi zapłaci, ja wyjdę, wszystko będzie cacy.
EDWARD
Ale ja nie zapłacę.
MARILYN Off
Daj mu pieniądze.
EDWARD
Co?
MARILYN Off
Szybko, zapłać. Uwierz mi, znam ten typ mężczyzny. Na czym jak na czym, ale na mężczyznach się znam. Zaufaj mi.
EDWARD sięga do kieszeni, podaje banknot ELEKTRYKOWI.
ELEKTRYK
Dziękuję bardzo. Kłaniam się. I do zobaczenia pszę pana.
EDWARD zatrzaskuje drzwi. EDWARD siada obok telewizora.
MARILYN Off
I tak by niczego nie naprawił. A najwyżej zrobiłby ci krzywdę.
EDWARD
Bez telewizora to jak bez ręki. Moja inspiracja…
MARILYN Off
Na razie ja jestem. Powinno ci to wystarczyć.
EDWARD
Czemu ja rozmawiam z telewizorem? Nie mam czasu. Musze iść do pracy.
MARILYN Off
Jedyne co musisz, to przyzwyczaić się do mnie kochanie.
EDWARD
Czemu mówisz do mnie „kochanie”?
MARILYN Off
A jak inaczej mogłabym do ciebie mówić? Nie wyobrażam sobie nikogo innego, kto zasługiwałby na to miano.
EDWARD
Czekaj, ale skąd ty o mnie wiesz? Widziałaś mnie? Podsłuchiwałaś?
MARILYN Off
Ja bym tego tak nie nazwała.
EDWARD
Widziałaś mnie nago? Przed telewizorem?
MARILYN Off
Nie raz nie dwa. I wiem, że masz problemy z… ze swoją dziewczyną.
EDWARD
Tak trochę trudno mi rozmawiać o tym z telewizorem.
MARILYN Off
To pomyśl o mnie jakbym była prawdziwą kobietą.
EDWARD
Nie wiem… Tak dziwnie. To może opowiedz mi coś o sobie.
MARILYN wchodzi do pokoju. EDWARD zdaje się jej nie zauważać, cały czas mówi do telewizora.
MARILYN
Musiałeś coś o mnie czytać. Naprawdę trudno mnie nie znać. Byłam na okładkach chyba wszystkich pism… No może oprócz magazynu dla gospodyń domowych… a szkoda.
EDWARD
A właściwie dlaczego akurat do mnie przyszłaś?
MARILYN
Głuptasie. Przecież dobrze wiesz.
EDWARD
Wiem?
MARILYN
Aha. Doskonale się rozumiemy.
EDWARD
Więc wiesz! Jestem artystą malarzem.
MARILYN
I to całkiem niezłym. Kiedyś byłam muzą wielu artystów. Może przyszła kolej na ciebie?
AKT II
SCENA I
EDWARD wchodzi do pokoju. Zdejmuje płaszcz, siada na fotelu obok telefonu. Kolaż jest już prawie ukończony, większą jego część zajmują zdjęcia Marilyn Monroe.
MARILYN
Znów będziesz do niej dzwonił?
EDWARD
Marilyn, ja… przepraszam. To takie przyzwyczajenie.
MARILYN
Nie jestem zła. Wiem jak trudno jest walczyć ze starymi nawykami.
EDWARD
Wiesz, odkąd ciebie tu mam…
MARILYN
siadając EDWARDOWI na kolanach. Ci.. Ja wiem, ja wszystko wiem.
PUKANIE
Spodziewamy się dziś gości?
EDWARD
Raczej nie.
EDWARD otwiera drzwi. Wchodzi para ZIELONOPIĄTKOWCÓW.
Tak?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 1
Czy zechciałby pan nas przyjąć?
EDWARD
Po co?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Przyszliśmy z nową dobrą nowiną.
EDWARD
Do mojego mieszkania?
MARILYN
Och, uwielbiam tych ludzi. Niech zostaną.
EDWARD
Nie chcę.
MARILYN
Proszę, niech zostaną.
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Może by nas pan wpuścił. Nie zajmiemy dużo czasu.
EDWARD
Co niby było nie tak ze starą dobrą nowiną?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 1
To akurat dłuższa historia.
Wchodzi, siada na krześle. Jego towarzysz zamyka drzwi.
Widzi pan, jesteśmy nowym odłamem kościoła katolickiego. Naszą patronką jest Matka Boska Zielna. Wyznajemy wiarę w bliskie naszemu istnieniu wcielenie Matki. Mianowicie czcimy ją jako naturę. Nie pozwalamy by industrialny tryb życia, tak popularny w dzisiejszych czasach do końca zbezcześcił dziewiczość naszej orędowniczki w sprawach wszechświata. Jesteśmy przeciwni telewizorom, samochodom, komputerom, zmywarkom i innym maszynom pogłębiającym ranę na ciele naszej dobrodziejki. Tak więc nasi wyznawcy wyrzekają się…
Podczas wywodu.
MARILYN
Zawsze uważałam się za osobę tolerancyjną.
EDWARD
To znaczy?
MARILYN
Nie jestem specjalnie religijna, jednakże nigdy też nie potępiałam ludzi wierzących. Każdy może sobie mieć takiego Boga, jakiego chce.
EDWARD
Ja też, ja też…
MARILYN
Ja wierzę w aury… Każdy ma inną, to da się wyczuć.
EDWARD
Aury? Na czym to niby polega?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 1
Proszę pana z kim pan rozmawia?
MARYLIN
Weźmy na przykład ciebie.
EDWARD
uciszając gestem ZIELONOPIĄTKOWCA 1 Ale nie mówcie wszyscy naraz!
MARYLIN
Gdy tylko jesteś w pobliżu, czuję pozytywną energię, która od ciebie bije. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Ale wiem, że to czuję.
EDWARD
Naprawdę?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Proszę pana… Pan się dziwnie zachowuje.
ZIELONOPIĄTKOWIEC 1
Pani zesłałaś klątwę na ten dom!
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Potrafi pan to jakoś wyjaśnić?
EDWARD
Ale co mam wyjaśnić?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 1
Nie rżnij głupa.
EDWARD
Przepraszam?
ZIELONOPIATKOWIEC 2
Nie rżnij głupa pan. Widzieliśmy, jak rozmawiałeś z telewizorem.
MARILYN
Kurcze.
EDWARD
Cicho Marilyn.
ZIELONOPIATKOWIEC 1
Marilyn? Jaka Marilyn. Ja znam tylko jedną. A ona już od jakiegoś czasu ulega rozkładowi. Co jest poniekąd najlepszą rzeczą, jaką mogłaby robić dla naszej Pani.
MARILYN
Jak śmiesz!
EDWARD
No to właśnie ta. Niech pan sobie wyobrazi, teraz sobie tutaj o tutaj u mnie siedzi. Cała i świeża.
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Od dawna pan to ma? Pauza. Rozumiem. Bądź silny. Poświęcimy cię naszej matce w modlitwach. Żegnaj. I nie daj się wciągnąć jeszcze głębiej. Idziemy.
ZIELONOPIĄTKOWCY wychodzą.
EDWARD
Myślisz, że mówił szczerze? Że o nas rozpowiedzą?
MARILYN
Biegnij za nimi.
EDWARD
Masz rację.
Wybiega. Marylin chodzi po pokoju, zaczyna nucić `I wanna be loved by you.' DZWONI TELEFON. MARILYN przestaje śpiewać.
KAROLINA Off
Cześć… tu Karolina… Słuchaj, tak mi głupio. Zapomniałam ci powiedzieć, że będę przez pewien czas mieszkać u ciotki. I te wszystkie wiadomości… Chyba musimy się spotkać. Jutro? W sobotę? Eh… oddzwoń, proszę. Mam nadzieję, że jeszcze będziesz chciał ze mną porozmawiać. No, dobra… to oddzwoń.
Wchodzi EDWARD.
EDWARD
Nie dało się nic zrobić. Są święcie przekonani, że potrzebuję modlitwy i połączenia z naturą. Marilyn? Wszystko gra?
MARILYN
Tak.
EDWARD
Wyglądasz jakoś tak dziwnie.
MARILYN
Wydaje ci się.
PAUZA
EDWARD
No przecież widzę Marilyn…
MARILYN
Jak mówię, że ci się wydaje, to właśnie to mam na myśli! Nic innego. Nie może coś, może nic, nie umarł mi kot, którego nie mam, bo tak naprawdę, to mnie tu też nie ma. A już na pewno nie Karolina dzwoniła, że chce się z tobą spotkać.
EDWARD podchodzi do telefonu, na którym cały czas miga czerwona lampka. Przyciska guzik przy telefonie.
SEKRETARKA
Masz. Jedną. Nową. Wiadomość. Pierwsza. Nowa. Wiadomość.
KAROLINA Off
Cześć… tu Karolina.…
EDWARD uderza ręką w telefon. Sekretarka się wyłącza. EDWARD osuwa się na podłogę.
MARILYN
I co? Tyle czasu jej nie słyszałeś i już jej przerywasz. To nie przystoi. Edwardzie, mężczyźnie takiemu jak ty. Tak samo, jak ubieganie się o względy dwóch kobiet. W tym samym czasie.
EDWARD
Przepraszam Marilyn. Ja… muszę.
EDWARD podnosi słuchawkę. CZAS
AKT III
SCENA I
EDWARD przy swoim dziele, przykleja obok zdjęć MAIRYIN zdjęcia KAROLINY, wchodzi matka.
MATKA
Bączuś? Kochanie?
EDWARD
Mamo?
MATKA
Bączku. A co to jest?
EDWARD
To, to jest moja praca.
MATKA
O jak słodko kochanie. Znowu się w to bawisz.
EDWARD
Tak, mówiłem ci, galeria chce wystawić moje prace…
MATKA
Ale powiedz mi, czy nie jesteś już za duży na takie zabawy?
EDWARD
Słucham? O nie, przestań proszę zanim zaczniesz.
MATKA
podchodząc bliżej do kolażu Bączku. Powiedz mi, czy to, co widzę przed sobą, to ,to co myślę? Ta kobieta…
EDWARD
To Marilyn Monroe.
MATKA
Nie ta.
EDWARD
To Karolina.
MATKA
Nadal za nią tęsknisz? Mówiłam ci, że powinieneś o niej zapomnieć bączku.
EDWARD
Nie miałaś racji. Zadzwoniła do mnie.
MATKA
Kiedy?
EDWARD
Parę dni temu.
MATKA
Jak może cię tak męczyć. Ona naprawdę nie ma serca.
EDWARD
Mamy się dziś spotkać.
MATKA
Nie widzisz, że to nie ma sensu? Rzuciła cię, tyle przez nią wycierpiałeś. To nie jest dziewczyna dla ciebie. Uwierz mi. Ja wiem, co jest dla ciebie dobre. Ja wiem bączku. Musisz mnie tylko posłuchać.
EDWARD
Mamo…
MATKA
No tak, słucham cię.
EDWARD
Proszę cię wyjdź, nie chcę zrobić ci przykrości.
MATKA
Ależ nie robisz mi przykrości, każdy może popełniać błędy. Możesz się z nią pobawić, ale to nie jest kobieta na poważny związek. Nie martw się, nie jestem zła.
EDWARD
Wyjdź, proszę. Wyjdź. Jeżeli nie chcesz zobaczyć tego, co czuję do Karoliny, to po prostu wyjdź, nie chce mi się z tobą rozmawiać.
MATKA
Ty chyba żartujesz?
EDWARD
Nie, to nie jest żart. Proszę cię, opuść moje mieszkanie.
MATKA
Opanuj się, bączku.
EDWARD
Nie, nie opanuję się. Mam już dość twojego ciągłego wpychania się w moje sprawy. Jestem już na tyle duży, że sam potrafię wiązać swoje własne sznurówki. Więc po prostu wyjdź!
MATKA
Co ta dziewczyna z tobą zrobiła, nie poznaje cię Edward.
MATKA wychodzi. EDWARD zaczyna się nerwowo śmiać, po chwili śmiech przechodzi w płacz.
SCENA II
MARILYN
Twoja matka ma rację. Ta dziewczyna to nic dobrego. Spójrz na mnie.
EDWARD
Zostaw mnie.
MARILYN
Przestań płakać i spójrz na mnie tak, jak przedtem patrzyłeś. Pamiętasz? Dzięki mnie prawie o niej zapomniałeś.
EDWARD
Przestań, proszę, nie widzisz…
MARILYN
Patrz mi w prosto w oczy. Przypomnij sobie kiedy pierwszy raz to zrobiłeś. Kiedy odwróciłeś wzrok od ekranu i zobaczyłeś tą prawdziwą mnie. W tej samej chwili już jej nie potrzebowałeś. Nie potrzebowałeś jej, bo miałeś mnie. Jaki mężczyzna rzuciłby kogoś takiego jak ja…
EDWARD
Marilyn. Proszę, wiesz dobrze, że jesteś dla mnie…
MARILYN
No właśnie. Jestem dla ciebie wszystkim. Bo mnie kochasz, ubóstwiasz. Kochasz mnie. A mimo wszystko czuję, że nie jesteś pewien. Wstań, ogarnij się. Musisz wyglądać jak mężczyzna. Dopiero, gdy będziesz wyglądał jak jeden z nich będziesz myślał, jak jeden z nich.
EDWARD
Marilyn, ja wiem, do czego zmierzasz.
MARILYN
To powiedz mi to. Teraz!
EDWARD
To nie takie proste.
Pukanie do drzwi.
MARILYN
Właśnie, że jest.
KAROLINA Off
Ed, jesteś tam?
MARILYN
Albo ona, albo ja. Nie ma nic pomiędzy. Musisz wybrać.
SCENA III
MARILYN staje oparta o telewizor. EDWARD otwiera drzwi. KAROLINA rzuca mu się na szyję, całuje.
KAROLINA
Mój Boże Ed. Tak się cieszę!
EDWARD
Karolina.
KAROLINA
Muszę ci opowiedzieć tyle rzeczy. Tyle się działo, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. I Boże tak cię przepraszam, za te sprawę z ciotką. Jaka ja jestem głupia, ale ty to wiesz, nie? Słodki Jezu, ty cały czas robisz te kolaże? Marilyn? Jakaś chwilowa obsesja? I ja? Jej… to słodkie.
Wchodzi ZIELONOPIĄTKOWIEC1.
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Przepraszam, drzwi były otwarte. Przeszkadzam?
EDWARD
Co ty tu robisz?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
O dzień dobry pani.
KAROLINA
Dzień dobry.
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Widzę, że nasze modlitwy przyniosły skutek. Wie pan, że jest pan już honorowym członkiem kultu Matki Boskiej Zielnej? Codziennie modlimy się w pana intencji. Ale widzę, że już chyba nie musimy, co?
KAROLINA
Co?
EDWARD
Ja to wyjaśnię.
KAROLINA
Przystąpiłeś do jakiejś sekty?
EDWARD
To nie jest tym, na co wygląda…
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Nie, nie przystąpił. Modliliśmy się tylko o niego, by duch, który nawiedzał jego mieszkanie i niepokoił jego duszę, go opuścił.
KAROLINA
Mam wyjść?
EDWARD
Proszę, poczekaj.
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Biedaczysko, chyba znowu wróci do rozmów z telewizorem, jeśli go pani zostawi. No ale musiała się pani tego dowiedzieć prędzej, czy później.
KAROLINA
Z tym telewizorem?
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2
Dokładnie z tym.
KAROLINA
Czyżby to był ten okrutny duch Marilyn Monroe, który nachodzi młodych i zdolnych?
EDWARD
Nie wierzysz w to, prawda?
KAROLINA
No cóż nie ma nic prostszego. Zaraz uwolnimy ten dom od tego strasznego ducha.
Obchodzi dookoła telewizor.
MARILYN
Edward, zatrzymaj ją!
Sięga po wtyczkę i wyszarpuje ją z gniazdka. Obraz Warhola znika. MARILYN upada. EDWARD klęka nad nią.
EDWARD
Marilyn? Marilyn, proszę, nie żartuj sobie.
KAROLINA
Widzisz, po sprawie… jasna cholera. Ed, co ty robisz?
EDWARD
Co ja robię? Co ty robisz? Zabiłaś ją…
ZIELONOPIĄTKOWIEC 2 wyjmuje obrazek Matki Boskiej Zielnej i całując go wychodzi.
KAROLINA
Ed?
EDWARD
Proszę… wstań, powiedz coś…
KAROLINA pochyla się nad EDWARDEM.
EDWARD
Zostaw mnie… Wyjdź! Wyjdź stąd!
KAROLINA
Opanuj się.
EDWARD
Powiedziałem wyjdź!
KAROLINA wybiega. EDWARD chwilę jeszcze klęczy nad MARILYN. Nagle wstaje, biegnie do gniazdka, podłącza na nowo wtyczkę. Na odbiorniku znów widać obraz Warhola. EDWARD wraca do MARILYN.
EDWARD
Marilyn.
MARILYN się podnosi.
MARILYN
Jak świeczka na wietrze, co? Wstań. Musimy szybko działać. Wstań, nic mi nie jest… Czuję się tylko nieco słabo. Teraz wiem, że mnie kochasz. Wstań, spójrz mi w oczy. Wiem jak to zabrzmi z ust kogoś takiego, jak ja… Ale… Ale ja ci nie wystarczę. Weź szybko telewizor i wstaw go do szafy. Potrzebujesz kogoś z krwi i kości, a taki ktoś nigdy nie zaakceptuje mnie. Więc będę się ukrywać. Ona nie musi wiedzieć, że to wszystko było naprawdę. Powiesz jej, że to tylko przedstawienie, dla tego fanatyka. W ten sposób będziemy mogli żyć. Ona na co dzień, ja będę czekała w ukryciu. Tak będzie najlepiej. Inaczej… Inaczej po prostu się nie da. Rozumiesz. Dobrze. Teraz biegnij za nią, powiesz, że to tylko żart. A ja będę tu czekać. W ukryciu.
EDWARD
Dobrze, tylko po prostu bądź tu. Jak wrócę.
EDWARD wkłada telewizor do szafy, po czym wybiega. MARILYN stoi jeszcze przez chwilę przy stoliku, gdzie wcześniej stał odbiornik. Zaczyna nucić I wanna be loved by you. Wychodzi drzwiami do kuchni.
Karolina Radkowska
Lat 17
DOM NIESPOKOJNEJ STAROŚĆI
OSOBY:
APOLLONIA
SARA
PAN THOMY
PANI ANNA
SCENA I (sen)
Łąka. Jasnowłosa dziewczyna ubrana w błękitną sukienkę biegnie przez łąkę z pękiem kwiatów.
SCENA II
Półmrok. Skromnie umeblowany pokój z dużą ilością ręcznie robionych ozdób. Apollonia, stara kobieta o rzadkich siwych włosach budzi się, podnosi z łóżka, ale nadal w nim pozostaje. Słychać głosy zza drzwi.
APOLLONIA
Taki miałam piękny sen…
Drzwi się otwierają, wchodzi pielęgniarka Sara, szczupła brunetka o podkrążonych oczach. Otwiera okiennice.
SARA
Dzień dobry Polu, wstajemy, ubieramy się i szybciutko na śniadanie.
APOLLONIA
Taki miałam piękny sen…
Sara poprawia poduszki.
SARA
Pani Polu, nie mamy czasu na sny, proszę się ubrać i…
Apollonia wyciąga nogi z łóżka na podłogę.
APOLLONIA (cicho przerywa)
Nie umiem.
SARA (podniesionym głosem)
Pani Polu, taka stara z pani baba i nie umie się ubrać? Rozumiem, że mój syn, Staś nie umie, ale on to ma 3 lata, nie 70..
APOLLONIA (przerywa)
73.
SARA (wychodzi z pokoju, trzaska drzwiami)
Proszę nie dyskutować. Proszę się ubrać i nie dyskutować.
SCENA III
Taras pełen wiklinowych mebli, na których siedzą pensjonariusze. Na bujanym fotelu siedzi pan Thomy - były oficer, obecnie staruszek z licznymi plamami wątrobowymi na łysej głowie. Obok niego pani Anna, zadbana staruszka, z kapeluszem na głowie i policzkami rumianymi od pomalowania szminką.
PAN THOMY
Lubię czereśnie. Lubię wiśnie. Lubię gruszki…
PANI ANNA (przerywa)
Nie prościej byłoby powiedzieć, że lubisz owoce? Całkiem pan zdziadział, Panie Thomy. Kiedyś oficer marynarki, dzisiaj co? Nawet swojej fizjologii nie potrafi pan przypilnować Panie Thomy. Nie to co ja i Pani Apollonia. My to i potrafimy się wysłowić, i fizjologia jak należy…
APOLLONIA
Taki miałam piękny sen…
Pani Anna powoli wstaje.
PANI ANNA
Apolloniu, ty też? Ty też zwariowałaś? W naszym wieku trzeba się uporczywie trzymać życia, nie myśleć o snach! Najpierw sny, potem fizjologia, taka jest kolejność!
Podbiega Sara.
SARA
Pani Anno proszę się uspokoić, dostanie pani nawrotu ciśnienia i będziemy musiały z siostrzyczkami zostać po godzinach, dzieci zostaną bez obiadu, chce pani tego? Pamięta pani, jak pokazywałam zdjęcie Stasia? Taki ładny chłopczyk, rumiany…
PANI ANNA (cicho)
Przepraszam Sarenko.
Pani Anna siada z powrotem na krześle.
PAN THOMY
I kto tu sprawia więcej kłopotu naszej Sarence, ja moim moczeniem, czy ty swoimi nerwami?
SARA (zrezygnowanym głosem)
Oh nie, panie Thomy, znowu pan zasiusiał pieluszkę?
SCENA IV
Stołówka. Przy długich stołach siedzą pensjonariusze zaopatrzeni w białe fartuszki, między nimi krzątają się pielęgniarki. Pan Thomy, pani Anna i Apolonia siedzą blisko siebie. Pan Thomy je rękoma. Za oknami wieczór - półmrok.
PANI ANNA
Mówiłam Panie Thomy, pan się pierwszy z nas minie. Nawet sztuka jedzenia sztućcami jest dla pana za trudna.
Pan Thomy opluwa się.
PANI ANNA
No powiedz Polu, powiedz, że mam rację! Polu!
Apollonia odsuwa się od stołu.
APOLLONIA
Faktycznie.
PANI ANNA
Widzi pan, Panie Thomy!
APOLLONIA
Wiesz Aniu, miałam dzisiaj taki piękny sen..
PANI ANNA
Polu, ja nie chcę tego słuchać. Zaraz przyjadą dzieci, muszę wyglądać zdrowo i należycie, żeby zabrały mnie do domu…
APOLLONIA
Aniu, przecież wiesz, że cię nie wezmą. Twoja synowa kupiła sobie ostatnio pieska, tego z tych kudłatych..
PAN THOMY (przerywa)
Szwitzu.
APOLLONIA
…właśnie, szwitzu. I nie mają teraz miejsca w domu, jak ty to sobie wyobrażasz?
PANI ANNA
Nie mów tak Polu, przecież wiesz, że mnie potrzebują! Kto im ugotuje, no kto?
APOLLONIA
Przecież to tobie trzeba gotować Aniu…
SCENA V
Muzyka - ścieżka dźwiękowa „Czesław śpiewa - Maszynka do świerkania”.
Taras pełen wiklinowych mebli, na których siedzą pensjonariusze.
SARA
…przykro mi to wam oznajmiać, ale dzisiaj w nocy odeszła kolejna nasza pensjonariuszka, Pani Apollonia. Pokój jej duszy, bądź co bądź pokój się zwolnił, przeniesiemy Pana Thomy'ego, który notorycznie się moczy, bo jego współlokator nie może wytrzymać tego smrodu… Oczywiście, można było się tego spodziewać, ostatnio majaczyła o jakiś snach…
PAN THOMY
Wypraszam sobie!
PANI ANNA
Sny? Jakie sny? Zawsze jak są sny…
SARA (cicho)
Nie wiem.
SCENAVI
Łąka. Jasnowłosa dziewczynka ubrana w błękitną sukienkę biegnie przez łąkę z pękiem kwiatów. Nagle wpada do dziury zrobionej przez leśne zwierzę. Słychać „Ał”
Patrycja Jaskuła
Lat 17
ZEGAR
OSOBY:
STARUSZKA
ZEGARMISTRZ
SĄSIAD
CHŁOPIEC I
CHŁOPIEC II
KOBIETA
SĄSIADKA
MĘŻCZYZNA
SCENA I
Plener.
Jesienny dzień, pada silny deszcz. Stara poniemiecka kamienica, widok na odrapane brudne okno. Słychać krople deszczu dudniące o parapet, których dźwięki mieszają się z muzyką w tle.
SCENA II
Wnętrze.
Pokój średniej wielkości, pożółkłe ściany, kanapa stare meble, na ścianie jedyną dekoracją jest starodawny zegar. W rogu pokoju w bujanym fotelu siedzi staruszka. Oczy ma zamknięte, na twarzy lekki uśmiech. W tle wciąż słyszymy muzykę z poprzedniej sceny. Słyszymy też tykanie zegara, który po chwili wybija godzinę 12:45. W tym samym czasie zegar staje.
SCENA III
Zatłoczona ulica. Mnóstwo ludzi. Hałas. Staruszka idzie chodnikiem, powoli, ociężale. W jednej dłoni trzyma walizkę, w drugiej torbę. Postacie wokół poruszają się szybko, co kontrastuje ze sposobem w jaki chodzi staruszka. Widać, że chodzenie sprawia jej trudność, ale mimo to, uśmiecha się.
SCENA IV
Plener.
Rynek w centrum miasta. Słoneczna pogoda. Na środku placu fontanna, przy której siedzi staruszka. Obok niej otwarta walizka, w walizce farby, zużyte pędzle. Przed staruszką dziecięce drewniane sztalugi. Kobieta maluje, nie widzimy co.
SCENA V
Zakład zegarmistrzowski. Na ścianach mnóstwo tykających zegarów - starych, nowych, dużych, małych. Przy ladzie stoi staruszka, obejmuje zegar, naprzeciw niej młody mężczyzna.
ZEGARMISTRZ
Niecierpliwie.
Proszę pani, trzeci raz sprawdzałem. Z zegarem jest wszystko w porządku!
STARUSZKA
Niepewnie.
Ale jak to… Wciąż się zatrzymuje.
ZEGARMISTRZ
Naprawdę, pani zegar nie ma ŻADNEGO uszkodzenia.
Staruszka milczy, robi się posępna. Pakuje zegar do torby, wychodzi.
SCENA VI
Plener.
W szerokiej bramie - przejściu stoją dwaj chłopcy, obaj mają około 12 lat. Bawią się zapałkami.
CHŁOPIEC I
Dawaj te zapałki! Już!
CHŁOPIEC II
Masz, masz…
Chłopiec I odpala jedną zapałkę po drugiej i rzuca na ziemię. Drugi stoi z rękoma w kieszeniach. Jest odrobinę zagubiony. Po chwili dostrzega idącą staruszkę. Wpatruje się w nią. Chłopiec I dostrzega zainteresowanie kolegi.
CHŁOPIEC I
O, idzie ta dziwaczka. Mama mówiła, że chcą ją wykopać z domu. Rechocze.
Chłopiec II nie reaguje na śmiech kolegi. Staruszka mija bramę i uśmiecha się do chłopców. Chłopiec I wystawia język, Chłopiec II odwraca głowę w drugą stronę.
SCENA VII
Wnętrze.
Klatka schodowa. Typowa dla starych kamienic. Staruszka wchodzi po schodach ( podobnie jak we wcześniejszych przypadkach porusza się wolno, ciężko). Jest blada, trzęsą jej się ręce. Słychać trzask zamykanych drzwi, zbieganie ze schodów - mężczyzna po czterdziestce, mija kobietę, potrącając ją przez nieuwagę.
SĄSIAD
Niewyraźnie, zmieszany.
Dzień dobry.
Staruszka łapie oddech, potrącona traci równowagę, ale odmachuje dłonią.
STARUSZKA
Dzień dobry, dzień dobry.
Słychać huk zatrzaskiwanych drzwi. Staruszka wspina się po schodach. Trzęsącymi rękoma otwiera drzwi do mieszkania.
SCENA VIII
Wnętrze.
Pokój z drugiej sceny. Staruszka nastawia zegar, wiesza go na ścianie. Zegar działa. Słyszymy tykanie.
SCENA IX
Wnętrze.
Mała kuchnia. Duże przejrzyste okna bez firany. Jasne meble, odrapany zlew. Stół i krzesła. Przy stole siedzi staruszka. Przy kredensie krząta się kobieta koło pięćdziesiątki, wyciąga z toreb zakupy. Ma na sobie elegancki płaszcz, owinięta jest gustownym szalem.
KOBIETA
Beznamiętnym tonem.
Zrobiłam ci zakupy, powinny wystarczyć do końca tygodnia. Przyjdę w następny poniedziałek.
Kobieta bierze torebkę ze stołu, idzie w kierunku drzwi. Zawraca.
KOBIETA
Spokojnie z odrobiną troski i zakłopotania.
Mamo, pomagamy ci jak możemy, ale jeżeli nie będziesz mówić czego potrzebujesz…
Kobieta nie kończy zdania, przygląda się Staruszce, która milczy.
KOBIETA
Zapłacone rachunki?
Staruszka po chwili kiwa głową.
STARUSZKA
Tak, tak. Idź już, pewnie masz sporo pracy.
KOBIETA
Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń.
Chwila ciszy. Kobieta zapina płaszcz. Zabiera się do wyjścia, jednak przystaje.
KOBIETA
Zapomniałam, sąsiad mówił, że nic nie da się zrobić z tym zegarem po dziadku, bo nie widać żadnych uszczerbków. Wyrzuć go przywiozę ci nowy.
Uśmiecha się.
Kobieta wychodzi. Staruszka wstaje z krzesła, trzęsą jej się ręce, podtrzymuje się o stół. Podchodzi do kredensu, wyciąga z szuflady plik papierów. Podchodzi z trudnością do kuchenki, wrzuca do garnka papiery, podpala je.
SCENA X
Plener.
Park pochmurny dzień. Gdzieniegdzie spacerują jacyś ludzie. Staruszka siedzi na ławce, obok niej rozłożona walizka z arsenałem farb i zużytych pędzli. Na kolanach ma małe sztalugi. Maluje.
SCENA XI
Wnętrze.
Klatka schodowa. Przed drzwiami do mieszkania Staruszki stoi wysoki, szczupły mężczyzna, z torbą przewieszoną przez ramię. Puka do drzwi. Po chwili znów. Nikt nie odpowiada. Zniecierpliwiony puka do drzwi obok. Otwiera kobieta przed czterdziestką.
MĘŻCZYZNA
Dzień dobry. Jestem tu już drugi raz w tym tygodniu i nie mogę zastać żadnego domownika. Czy mogłaby pani przekazać sąsiadom, by jutro do południa w mieszkaniu ktoś był?
SĄSIADKA
Tu mieszka tylko jedna osoba. Taka starsza kobieta. Całymi dniami gdzieś chodzi po mieście, w sumie to się nie dziwie, bo co biedaczka ma robić? Ale tak, tak, przekażę. Pan z energetyki?
Mówi szybko, wyczuwa się ciekawość w jej głosie.
MĘŻCZYZNA
Tak. W takim razie dziękuję i jeszcze raz bardzo proszę, to ważna sprawa.
Waha się.
Ja po prostu niewiele mogę zrobić pod nieobecność domowników… Do widzenia.
SĄSIADKA
Do widzenia, do widzenia!
Mężczyzna schodzi ze schodów. Sąsiadka jeszcze przez chwilę stoi przy uchylonych drzwiach. Jest zamyślona. Zamyka je po chwili.
SCENA XII
Plener
Ulica pada deszcz. Chodnikiem idzie staruszka, w dłoni trzyma walizkę. Widzimy kamienicę, w której mieszka bohaterka. Wchodzi do klatki schodowej.
SCENA XIII
Plener.
Stara poniemiecka kamienica, widok na odrapane, brudne okno. Pada silny deszcz. Słychać krople deszczu dudniące o parapet, których dźwięki mieszają się z muzyką w tle.
SCENA XIV
Pokój średniej wielkości, pożółkłe ściany, kanapa, stare meble, na ścianie jedyną dekoracją jest stary, nakręcany ręcznie zegar. W rogu pokoju stoi bujany fotel, w nim w pół siedzi w pół leży staruszka. Oczy ma zamknięte, na twarzy lekki uśmiech. W tle wciąż słyszymy muzykę z poprzedniej sceny. Słyszymy też tykanie zegara, który po chwili wybija godzinę 12:45. W tym samym momencie zegar staje.
WIERSZE
JAKUB OGONOWSKI
LAT 9
***
Czasami jestem jak
poduszka
miękka, puszysta
ciepła
przytulam wszystkich
do snu
Nagle
zmieniam się w kamień
twardy, zamknięty,
ponury
Buduję przestrzeń
dziką, niedostępną
Jak niemy cień
niczego nie słyszę
nie chcę
Schody
Łatwiej wejść
niż zejść
***
Nie lubię cię
Pani pokoro
Wolę pana uparciucha
Który fruwa jak chce
Nikogo nie słucha
Czasami boję się
Czy ten na górze
Nie chce przeze mnie
być na emeryturze
Ale przecież
Nie depczę biedronek
i mówię
Przepraszam
***
Jestem
Jak na karuzeli
Kręcę się
Szaleję
Spadam
Rozpryskuję
Sklejam na nowo
Znów pędzę
Budzę przerażony
Kim jestem
Księżycowym roztargańcem
Aniołem
Gałgańcem
Niedokończonym zdaniem
Wierszem bez tytułu
Nie wiem
CECYLIA PISKORSKA
LAT 7
WYSPA ELBA
Wyspa Elba
ma kształt ryby.
Popłynę na nią,
choćby na niby.
A na tej wyspie
co ja zobaczę?
Kruka, co kracze
i jajko kacze.
Czy może roje
rybek złotych,
które są dobre
na wszystkie kłopoty?
Nad brzegiem morza
dwie palmy
łączą swe korony,
a na nich siedzą
psotne małpiszony.
Na ludzi z góry
zrzucają kokosy,
aby porobić im
duże nosy.
Może zobaczę też
kolorowe nietoperze
siedzące na statku -
przy sterze.
Wtedy mnie piski obudziły
i … marzenia się skończyły.
BOCIAN
Zaraz przylecą bociany!
Dla bocianów miła sprawa,
bo już w stawie wstała żaba.
Wstała żaba z rana
i była bardzo zaspana.
A wtem nadleciał bocian.
Jaki bocian? - Klekocian!
On też był trochę zaspany,
Żaby nie zauważył,
Bo ciągle marzył i marzył.
JAGNIĄTKA
W rogalińskiej obórce
Stoją trzy jagniątka.
To Nebeskia, Lucek i Felek.
Nebeska jest najmniejsza,
A Felka karmiłam z butelki.
Mają towarzystwo
owieczek i kucyków.
Wesołe jagniątka
są białe jak śnieżek.
Cieszą się, kiedy
o nich przychodzę.
A ja uwielbiam te spotkania.
WIKTOR WORONIECKI
LAT 9
***
Jestem tajemniczą wyspą
Chodzę ścieżki
dni
dookoła siebie
Odkrywam zagadki
życia
Odgaduję słońce
wiatr
Na dymkach z chmur
odczytuję
listy z nieba
Rodzę się
wciąż nowy
i ciągle
niedokończony
***
Chodziłem po
kolorowym
dywanie liści
w parku
Szukałem jesieni
Babie lato
śmiało się słońcem
Było pięknie
Tak cicho
Znalazłem jesień
Boga znalazłem
niechcący
***
Fotografuję oczami
Płomień świecy
I ogień z kominka
Cisza
Tak dobrze
Rozświetlasz świat cały
A ja?
Iskierka mała
Czy tyłem do Ciebie
Czy przodem
Niedoskonała
Mimochodem
SONIA PLISIKIEWICZ
LAT 16
ŚWIĘTA ONKOLOGICZNE
kiedy święta
zamiast pomarańczami
pachną lizolem
świąteczne białe prześcieradła
i kroplówka zamiast kompotu z suszu
kiedy pasterką o północy
jest lekarski obchód
a regulowane oparcie łóżka
zastępuje noszenie na barana
wielkie oczy bez rzęs
patrzą smutno
„Ja to bym chciał pod choinkę
mp3 sony albo skuter”
a one, Panie Boziu
składają rączki
omdlałe rączki
blade rączki upstrzone plastrami
blade rączki z wbitym wenflonem
„żeby, Panie Boziu
już mnie nie jadł ten rak
i włosy mi odrosły…
żeby uśmiechnęła się mamusia…”
ĆMA
ćma
uczepiona ścian
mojego żołądka
muska skrzydełkami wątrobę
a może trzustkę
(nie jestem dobra z anatomii)
ćma
prowokuje łzy
i opadanie kącików ust
w kierunku brody
a do tego przeraźliwy smród
w którym tkwię
cuchnący gnój z którym zmagam się
co dzień
odór gnijącego truchła mojego serca
oto moje przeżywanie
wspaniałej miłości
POSZUKIWANA: SAMOTNOŚĆ
Poszukiwana: samotność
w najgłębszych zakamarkach pamięci
w najbardziej zakurzonych kątach
we wnętrzach najbardziej cuchnących naftaliną
najmocniej pustych Szaf
w szufladach wśród skarpetek bez pary
człowiek nigdy nie jest do końca samotny
zawsze ma dziesięciu towarzyszy
którzy w sytuacjach krytycznych
nienajgorzej markują dotyk drugiej osoby
człowiek nigdy nie jest do końca samotny
zawsze ma dwa platfusowate twory
w okolicach skroni
które niecierpliwie wyczekują
kiczowatego songu dzwonka do drzwi
człowiek nigdy nie jest do końca samotny
nawet sam jeden na świecie rzucałby na chodnik cień
nawet w trumnie ma przyjaciół
Destruentów.
KATARZYNA DOLATOWSKA
LAT 17
TAKA PIĘKNA JESTEŚ…
Taka piękna jesteś
pod pocałunkami słońca
na różowym ciele
lśnisz złotymi pęcherzykami światła
o ucieleśnienie jutrzenki
pod stalowym dotykiem
przeciągasz się prężysz łasisz
jak rozkoszny dziki zwierzak
pochłaniam cię głodnym spojrzeniem
pożądam jak ogarka w jaskini
czynisz me życie o tyle piękniejszym
o cudna ty moja
o zupo z botwinki
1 wrzesień 1945
Włosy już trochę odrosły
niektórym nie odrosną wcale
oczy już trochę mniej zapadłe
chociaż nie u wszystkich do pary
ręce już nie jak patyki na chrust
jak młode gałązki raczej
około setki par nóżek małych
albo i trochę większych
stoją na apelu
dnia pierwszego września
roku pamiętnego
gdy socjalizm napadł polską szkołę
z kraju sąsiedniego
ale nic to!
ważne jest parę twarzy
jeszcze trochę podobnych do siebie
wśród nich
dużo cioć i wujków
tatusiów i mam trochę mniej
jest pan dyrektor szkoły
z przepiękną i nową
drewnianą nogą
pani od
polskiego
w wytwornym kostiumie
ze spadochronowego jedwabiu
i niewielu takich jak oni
w pedagogicznym gronie
ach, wreszcie normalniej
uśmiechy dobrotliwe i spojrzenia
na około setkę buziek
albo całkiem doroślejszych buzi
wszyscy zadowoleni
Harmonia
włamała się do życia
puste miejsce niewidoczne
wszyscy przecież prawie nietutejsi
tu rzucił ich los
nic to,
że wąskie schody nad przepaścią
czerwoną
się zaczynają
dziś właśnie
wszystko wraca do siebie
no, może nie do końca
już zerka promyk słońca
na zachmurzonym niebie.
ŻYLETKA
Miękkie są ostrza zębów
i obłe pazury
brutalne mięśnie
to strukturki fibrylne
w takich małych komóreczkach zaklęte
i to wszystko
nic złego
nic złego zupełnie
nad zęby mięśnie i pazury
niezawodne środki do polowania na kury
aż śmiech bierze
że to wszystko
natura nigdy
nie stworzyła żyletki
aleśmy się uparli
69