II. „CZŁOWIEKOZNAWSTWO” - KAPUŚCIŃSKI O TYM I INNYM WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE.
ANTROPOLOGIA I FILOZOFIA W POZNAWANIU RÓŻNORODNOŚCI
Przestańcie nazywać błędem to, co jest przeciwieństwem waszej prawdy, a prawdą to, co jest przeciwieństwem błędu.
Antoine de Saint-Exupéry
Przekonanie, że społeczeństwo, z którego wywodzi się obserwator, zajmuje centralne, „środkowe”, a więc zawsze uprzywilejowane miejsce w świecie, a inne kultury i społeczeństwa leżą na rubieżach „naszego świata” towarzyszy ludzkiej świadomości od zarania dziejów
Dzicy, barbarzyńcy, inni. Określeń jest wiele. Wyznacznik, jeden, prosty - wszyscy poza nami. Burszta ukazuje szeroką tendencją niezależną od czasów i szerokości geograficznej. Tendencję do nazywania siebie środkiem, odgradzania, podboju, aneksji. Chiny (Państwo Środka) jako centrum świata traktowali Lojang, Życzi Jerozlimę,. Fancuzi - St. Denis, a później Paryż.
To towarzyszące człowiekowi przez wiele wiekow przekonanie - którego żywot wszak jeszcze się nie zakończył - w swej intensywnej formie skutecznie uniemożliwiało rozwój nauki nazywanej antropologią. Znamię etnocentrycznej pychy stało na drodze do pełnej otwartości, będącej podstawą rzetelnego poznania.
Pewność własnej centralności, nieuchronnie prowadziła do traktowania własnej kultury jako jedynej, właściwej i uzasadnionej. Do wartościowania, którego konsekwencje widoczne są w wielu teoriach długiej historii antropologii.
Do dziś w języku polskim, jak również w innych językach występują często dwa przymiotniki powstałe od słowa kultura - kulturalny i kulturowy. Pierwszy, pochodzi od znaczenia, którego wartościujący charakter nie podlega wątpliwości. Od kultury, której można odmówić, oznaczającej obycie, towarzyską kompetencję, znajomość zasad obowiązujących na przyjęciu czy biznesowym spotkaniu, będącej jedynie wyuczoną czynnością, opartą o przyjęte konwenanse. Kulturowymi - jak pisze Marian Filipak - są wszystkie zjawiska niezależnie od ich oceny. Tak pojmowana kultura, jest immanentnym przymiotem ludzkich społeczności, ale i każdej jednostki, w każdym przejawie jej działani. Jak pisze Hofstede - obejmuje ona obejmowała również i przede tym, nim słowo colere zaczęło znaczyć coś więcej, niżli tylko uprawę ziemi.
Ojcem tego, bliższego nam znaczenia jest Cyceron. Jego cultura animi to uprawianie umyslu, doskonalenie i rozwój, wyobrażenie wewnętrznego wysiłku zmierzającego do przekształcenie sfery ludzkiego myślenia w sposób analogiczny do przeobrażeń, jakim ludzka poddawała naturalną strukturę gleby, zewnętrzny świat przyrody. Choć rozumienie szybko doczekało się światowej kariery, problemy definicyjne nie ucichły, a ustalenie jednej odpowiedniej definicji wydaje się w dalszym ciagu po prostu niemożliwe.
W ciągu wieków systematycznie zwiększa się zakres użycia terminu kultura. Wchodzi on do arsenału intelektualnego początkowo filozofii, następnie nauk społecznych i życia społeczno-politycznego. Rezultatem stała się notoryczna wieloznaczność tego słowa. Jest to zresztą nieunikniony los takich wyrażeń językowych, które wchodząc w skład leksykonu róznych grup społecznych i zawodowych, nie dadzą się ująć w karby ścisłości, nawet w obszarze języka nauk humanistycznych.
Słowo kultura, z licznymi dookreśleniami dzisiaj spotyka się w niezliczonej ilości kontekstów. Jego - wspomniany wyżej - niezwykle szeroki zasięg sprawia, że pojęcie to mętnieje, nie dając się zamknąć w wyraźne granice.
Ilość powstałych definicji sprawy nie ułatwia. Już Kroeber i Klukhohn w swej rozprawie … zebrali ponad 120 ukutych wytłumaczeń, szeregując je i przyporządkowując konkretnym podtypom. W swej pracy wyróżnili oni sześć typów definicji. Ich mówiące nazwy doskonale opisują cechy konstytutywne, którymi kierowali się twórcy podziału. Definicje historyczne, genologiczne, psychologiczne, opisowo-wyliczające, strukturalistyczne i. Czy jest to zbiór pełny, zamknięty? Jak nietrudno się domyślić - nie do końca. kłoskowska zwraca uwagę na niedociągnięcia Nie wszystkie terminy klasyfikacji są szczęśliwie dobrane, nie wszystkie typy-aspekty dostatecznie uzasadnione w postaci odrębnych kategorii ujęcia kultury. Wskazuje jednak jednocześnie, na słuszną ideę, która przyświecała niemieckim badaczom. Czyzarzuty im stawiane są jdnak słuszne w obliczu tak skrajnego skomplkowania?
Na jednych z zajęć Teorii Kultury prowadzący polecił studentom, aby łącząc rózne typy stworzyli własne definicje. W ciągu bodaj 10 minut powstało więc sześć nowych, świeżych wytłumaczeń. Pomijając ich merytoryczną wartość warto zwrócić uwagę na fakt, iż mimo wielowiekowych trudów sprawa tego problematycznego pojęcia nigdy nie zostanie zamknięta. Typy wyróznione przez niemieckiech naukowców to typy idealne, mające na celu raczej wskazanie pewnych tendecji definicyjnych niżli ukazanie pełnego, ostatecznego podziału. Taki podział, jest bowiem niemożliwy.
Nie ma bowiem nic bardziej niedooreślonego niż kultura - pisze Herder. Jego zasługa - prócz, bez wątpienia trafnego spostrzeżenia, to przede wszystkim propagowanie uniwersalistycznego poglądu na kulturę.. Jak pisze Kłoskowska zgodnie z tym (Herdera - DW) rozumieniem kultury nie mogło być bowiem ludów niekulturalnych; były społeczeństwa mniej lub bardziej kulturalnej (…) kultura została jednak uznana za powszechny atrybut społecznego życia
Nie ulega jednak wątpliwości, że kultura, wraz z człowiekiem, którego jest immanentnym przymiotem, leży w centrum zainteresowań antropologii, zwłaszcza antropologii kulturowej:
Termin kultura należy do grona najważniejszycg pojęc jakimi posługuje się współczesna humanistyka. Dla antropologii kultury termin ten stanowi zaś jej raison d'etre w tym sensie, iż nie tylko pojawia się w nazwie samej dyscypliny, ale ukierunkowuje sposób, w jaki określa ona świat ludzkiej intencjonalności. Jak powiedział …- jeśli socjologia zajmuje się człowiekiem jako istotą społeczną to antropologia człowiekiem jako istotą kulturową.
Burzliwe losy nauki, której początków doszukiwać się można już w okresie pierwszej refleksji nad istotą ludzką, w niczym nie przypominają współczesnej dziedziny. W ciągu długiego okresu rozwoju przyglądać możemy się powolnemu przechodzeniu, do tego co dziś, najpełniej określa chyba pojęcie nauki o kulturowej różnorodności.
Szeroki przegląd koncepcji przedstawiają w swoim dziele Ewa Nowicka i Małgorzata Głowacka-Grajper. Opasły tom to antologia tekstów klasycznej antropologii, w ktorej znakomicie ukazano dynamikę (może raczej proces?) przemian nauki o człowieku.
Początkiem szerokiego pochylenia się nad problematyką kulturowej, ludzkiej róznorodnośći - jak nietrudno się domyślić - są czasy Wielkich Odkryć Geograficznych.
Znane jest powiedzienia Lintona, że ryba odkryje istnienie wody dopiero wtedy, gdy prąsy wyrzucą ją na powierzchnię, słowem gdy się zetknie ze środowiskiem, które wodą nie jest. Człowiek nie mógł w ogóle zauważyć zjawiska kultury, dopóki nie zetknął się z czymś innym niż jego własna kultura.
To włąsnie nagły, zwielokrotniony kontakt z drugim, obcym i innym stał się spiritus movens rozwijającej się dziedziny, ktorej dojrzały kształt możemy obserwować od końca XIX w.
Przyglądając się kolejno opisywanom koncepcjom, wyraźnie dostrzegana jest tendencja, której pisze w swojej pracy Antonina Kłoskowska, polegająca na trudnym i żmudnym torowaniu sobie drogi przez koncepcję kultur różnorodnych a równorzędnych.
Autorki wspomnianej nieco wcześniej antologii zgrabnie ukazują ów długą drogę.
Pierwsze naukowe ruchy - ewolucjonizm i dyfuzjonizm nie dają jeszcze szans na rozpatrywanie kultury w jej roznorodności i równości. Przedstawiciele pierwszej, traktując rozwój drabinowo z zasady nie przyjmowali innego kierunku rozwoju, wynikającego np. z innych podsatw i wartości. Dyfuzjoniści, pochłonięci śledzeniem elementów wspólnych i rozniących kultury, nie zbliząli się w żaden sposób do dystrybutywnego ujęcia kultury.
Ważny okres to pojawienie się dwóch nowych kierunków - europejskiego socjologizmu i amerykąńskiej szkoły Franza Boasa. Ten ostatni głosno zazczyna mówić o kulturach, postulując badanie ich w ich knkretnym obrębie. W europejskiej szkole, największą uwagę zwrócić należy na Marcela Mausaa, ucznia Durkeheima, którego koncepcja daru, była początkiem idei wzajemnej wymiany jaką może przynieść spotkanie z inną kulturą. Spuściznę Franza Boasa kontynuowały tymczasem w Stanach Ruth Benedict i Margaret Mead. Dla pierwszej z nich, antroppologia stała się orędziem walki z nierównością i uciśnieniem. Kultury rozpatrywała ona jak konfuguracje - wzory kultury. Pojęciem tym nazwała zresztą swoje nabardziej znane dzieło, w którym opisuje teoretyczną koncepcję i własne spotkania z Indianami w. Jej uczenniaca, czy bardziej jak twierdzą niektórzy, kochanka, Margared Mead, poświeciła się badaniom spoleczności kulturowych, zwłaszcza Samoa. Co prawda, już po jej śmierci, wzniosła się krytyka nad oderwaniem jej tekstów od rzeczywistości. W Europie, równocześnie, głownie za sprawą Bronisława Malinowskiego kształtuje się funkcjonalizm, postulujący badanie konkretnych społeczności, a za ich znawców traktowanie tubylców, najlepiej z ową kulturą zaznajomionych. Poglądy - o czym nieco później bliskie są autorowi Cesarza. Wydaje się, iż to właśnie ów moment - przełom lat 20. i 30. przyniósł najważniejsze zwroty w historii antropologii -niezwykle głosną i dosadną artykulację kulturowego relatywizmu i postulat wewnętrznego badania kultur. Wśród nastepujących potem koncepcji i i idei wyróznić należy kolejnego polskiego uczonego - Jerzego Szackiego, reprezentującego psychokulturalizm oraz przede wszystkim Clauda Levi Straussa - przedstawiciela strukturalizmu, Filozof Terry Eagleton napisał: "Wygląda na to, że Bóg nie był strukturalistą". Ale strukturalizm miał własnego Boga - Claude'a Lévi-Straussa. w strukturach doszukuje się on nie tylko elemetów, ale także istniejących między nimi związków i zależności. Elementy te trzeba babać obiektywnie, najlepiej z dystansu - jak pisze Nowicka, niczym astronom
Ostatni wymieniony przez autorski, Okres szkoły krytycznej to próba rzekomego rozliczenia się z zarzutami, które antropolodzy stawiają często samym sobie.
Wobec uzyskania niepodległego bytu narodowego przez państwa znajdujące się dotychczas pod władzą mocarstw kolonialnych antropolodzy poczuli, że ciąży im poczucie winy, że należą do społeczeństw „kolonializatorów”, a ich prace były często wykorzystywane do utrzymania wladzy nad poszczególnymi ludami, a nawet pisanie na zamówienie kolonialnych władz.- pisze Nowicka.
Problem obiektywności badań i wykorzytstywania ich w celu zgoła odmiennym niż szerzenie rzetelnej wiedzy, znany jest nie od dziś.
Nauka ze swej zasady obiektywna, uwikłana jest często w cały szereg nieszlachetnych pozwiązań. Niejednokroć to rzekomo naukowe podstawy stawały się przecież przyczynkami do montrualnych wymiarów ogólnoludzkich tragedii. Często nie chodzi nawet o naukę, ale pseudonaukoy belkot, tworzony na potrzeby podbudowy konkretnej ideologii.
O instrumentalnym wykorzystywaniu badań - także ich wyników wspomina w swojej pracy Hofstede.
…
Faktem jest jednak, iż trudno nie przyznać antropologii szczególnego miejsce w rozwoju idei równości, a także w jej wpływie na masowe postrzeganie problemów róznorodności i równości.
Antropologia wyrosła w gruncie rzeczy właśnie z zaangażowania w obronę określonych wartości, a wśród nich bodaj najważniejsze miejsce zajmowała tolerancja dla odmienności.
Czasem mówi się nawet o antropologii walczącej, której głównym celem jest pomoc, przemówienie głosem uciśnionyh i opresjonowanych.
Postmoderniści, przedstawiciele szkoły krytycznej wskazują na fakt, iż sama idea badań innych kultur, Europejczyka wchodzącego w inny świat jako badającego, zgoła narusza postulowaną równość. Należy jednak pamiętać - o cynizm pisze także Kapuściński - że obraz człoweika bialego badacza spoza, odchodzi z czasem do lamusa, otwierając drzwi tubylczym antropologim, znającym przecież kulturę jak swoją własną.
Niemniej, wciąż w wielu sferach widoczne jest przedmiotowe traktowanie. Odwołam się w tym momencie do Stiglitza. Ćwierć wieku temu ludzie w krajach rozwijających się mogli zasadnie darzyć "ekspertów" z MFW pewnym szacunkiem. Ale gdy tylko doszło do przesunięcia w militarnej równowadze siły, nastąpiło jeszcze bardziej radykalne przesunięcie w intelektualnej równowadze siły. Rozwijający się świat ma dziś swoich własnych ekonomistów - często wykształconych w najlepszych instytucjach akademickich na świecie. Ekonomiści ci mają znaczącą przewagę, która wynika z długotrwałej znajomości miejscowej polityki, warunków i biegu wydarzeń.
Owi znawcy, choć opierający swoje sugestie na wiedzy i bezcennej znajomosci lokalnego sytuacji, byłi konsekwnetnie ignorowani przez wysłanników Funduszu. Trudno stwiezrdić, czy wynikało to z trafnośći ich wskazań, niekorzystnej dla MFW, czy może jedynie ze zwykłej ignorancji, zamkniętych umysłów dawnych kolonizatorów.
Nowicka nie bez powodu nazywa antropologię nauką walczącą. Dlaczego? Byli wśród przedstawicieli dyscypliny i tacy bowiem, dla których nauka była punktem wyjscia do szerzenia postawy opartej na etyce i zrozumieniu. Doskonalym przykladem jest tutaj Ruth Benedict, amerykańska badaczka, uczennikca Franza Boasa.
Benedict jest nie tylko przekonana o konieczności uznanania równości. Swoje poglądy wyraża mocno i zadziornie: Niektórzy twierdzą, że przekroczyła zasady kulturowego relatywizmu, pokazując, że w jednej kulturze, coś jest uznane za dobre, to dlaczego w innej jest to krytykowane. Owszem. Nie zmienia to jednak faktu, iż prócz propagowania naukiowych prawd robiła wiele na rzeczy walki z rasizmem i niesprawiedliwością. Być może to ten rodzaj postrzegania nauki, jest tym czego w dzisiejszym świecie najbardziej potrzeba?
Myślę, że niwątpliwie tak. Pomimo słuszych idei pojawiających się u kolejnych, coraz bardziej skłaniających się ku ide rowności, wzajemne poszanowanie wciąż sprawia poblem. Być może jest to kwestia zbyt intensywnego spotkania z obcym, który nagle stał się obcym-bliskim, obcenym w naszych miastach, w szkołach, w pracy?
Tymczasem jednak dominuje strach i lęk przed obcością, jak Jest ona kusząca, ale także jest niepokojąca. Z narastającą jej powszechnością staje się bardziej trywialna i potoczna. Nie intryguje, nie zmusza do refleksji, nie epatuje oryginalnością. - pisze ..
Brkauje inicjatywy i chęci poznania, niezbędnej w drodze do prawdziwego dialogu. Przeszkadza fakt, iż obcy mówi coraz głośniej, upomina się o swoje prawa. Zakończył się czas białych specjalistów, o czym pisałam już wcześnie, wtórując Stiglitzowi, białych znawców, coraz głosniej odzywają się rodzimi naukowcy, tubylczy i walczący.
Trudno nam to zaakaceptować. Zwłaszcza, iż głośny głos Innego, nie zawsze harmonijnie współgra z naszym.
Postępująca globalizacja, globalna wioska o której mówił McLuhan, miała być początkiem nowego całościowego świata. Tymczasem, jak pisze Katarzyna Wielechowska - We wpółczesnej refleksji humanistycznej wskazuje się - mniej lub bardziej wprost - na problem obecności lęku w różnych sferach ludzkiego życia.
Co potrzeba aby ów barierę zniszczyć?
Ruth Benedict pisze: Istnienie antropologii było ex definitione niemożliwe tak długo, jak długo tkwiły w umysłach ludzkich rozróżnienia między nami a ludami prymitywnymi, między nami a barbarzyńcami, między nami a poganami. Trzeba było najpierw osiągnąć ten stopień dojrzałości, który nie pozwala już przeciwstawiać naszych własnych przekonań przesądom naszych bliźnich. - pisze Ruth Benedict. Dzisiaj, z tego typu sądów wyciąga się daleko idące wnioski. Czy bowiem, pełna otwartość możliwa będzie jedynie wówczas, gdy z chłodnym dystansem podejdziemy do wartości własnych, kultywowanych przez pokolenia, będących konstytutywnymi dla naszej kultury? Pyta o to Leszek Koławski w swoim eseju Szukam barbarzyńcy: (…) czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja względem innych cywilizacji są możliwe tylko wtedy, kiedybyśmy uprzednio przestali brać naszą całkiem serio? Innymi słowy: do jakiego stopnia możemy afrimować naszą wyłączną przynależność do jednej cywilizacji bez jednoczesnej ochoty niszczenia innych?
Jest to pytanie o kulturowy relatywizm, którego daleko posunięte konsekwencje doprowadzić mogą do lekceważnie a w dalekich konsekwencjach unicestwierninia własnej kultury. Encykledia PWN definiuje relatywizm kulturowy jako dyrektywę metodologicznę postulujące obiektywizm i antydeterminizm w badaniach zjawisk kulturowych, zalecającę dostrzeganie swoistych cech badanej kultury, a nie widzenie jej przez pryzmat kultury, z której badacz się wywodzi.
Wnioskiem z rozważan na temat słabnącej roli wartości w życiu Europy winna być pozytywna konkulzja - otóż elementem kulturowym, na stałe, była europejska otwartość i zdolność do dialogu. I to właśnie ta wartość, winna stać się podstawą nowej Europy, otwartej, z ciekawością wpatrzonej w Innego, zapamiętałej w ideach, które stały się tej otwartej podsatwy humanitarną podbudową.
Jacek Kurzepa pisze - wędrówka ku byciu transgresyjnym powinna dokonywać się, z jednej strony przez szacunek i pełną świadomość własnego dziedzictwa kuturowego, z drugiej zaś na podstawie posiadanych przdzałożeń o potencjalnej wartościowości napotkanych kultur, ludzi, sprzeczności. Jego zdaniem spotkanie jest źródlem wzajmnego ubogacenia, na które powinniśmy się otworzyc.
Kontynuają temat kulturowego relatywizmu nasuwają się jednak również i inne, tak samo ważkie pytania:
Jak mianowicie reagować na praktyki, które z punktu widzenia naszej kultury są skrajnie niesprawiedliwe czy niehumnitarne? Antropologia daje prostą odpowiedź: tak jak nie oceniamy gołębia….
Ale czy jednak, nauka służaca polepszeniu naszego życia nie powinna reagować na ludzkie cierpienie? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pomiędzy swoma możliwściąmi - naukowego obiektywizmu i zwykłej ludzkiej empatii szarpią się najwięksi. Także, i Kapuściński, o czym więcej za chwilę.
Wszystkie te pytania nastręczają antropologom wielu zawiłych problemów. Nie tylko im zresztą.
Nawiązując do słow Lintona przytyczynnych nie co powyżej, stwierdzić można iż owe ryby, mają doczyni z ogormną ilością wody. styuacja ta skłania do refleksji, także filozofów, czego przykładem może być młody, ale bogaty nurt filozofii fialogu.
Owo spotkanie, Drugi, Inni, zwlaszcza w wieku XX. stało się ważnym obiektem zainteresowania filozofii. W momej pozwolę sobie wspomnieć o dwóch postaciach, wyjątykowo istotnych dla polskiego reportera. To reprezentanci filozofii dialogu.
Jej bodaj najwżniejszy przedstawiciel - Emmanuel Levinas i polski kontynuator (kontynuator-polemik), niezwykle znaczący dla autora Czarnych gwiazd - Józef Tischner.
To, że Levinas był jedną z najważniejszych inspiracji dla Tischnera nie ulega żadnej wątpliwości. W przeciwieństwie jednak do tych wszystkich filozofów, którzy pojawiali się na jego drodze, z którymi się spierał albo, do których nawiązywał w poszczególnych, istotnych dla siebie kwestiach, Levinas jest obecny stale jak pewnego rodzaju wyzwanie, z którym trzeba się było mierzyć niemal na wszystkich etapach myślenia.
Adam Henras wymienia wspólne idee: Twarz Innego, Pragnienie, Ślad Nieskończonego, Odpowiedzialność.
Mimo tego, wiele ich rózni. Sam Tischner, pisze już na początku swojej filozofii drmaatu: O tym, że Levinas jest ostatnim wielkim jej rzedstawiecielem, który wprowadza sprawę świadectwa w samo jądro filozofii. Pisze o tymze Levinas jest inspiracją, której jednak nie zamierza przyjmowac bez zastrzeżeń.
Filozofia Tischnera - jak pisze Agnieszka Szkolka - nie jest filozofią akademicką:
celem Tischnera nie było stworzenie systemu filozoficznego z wytyczonymi granicami zainteresowań, niezdolnego do zaakceptowania odmiennych spostrzeżeń. Zaangażowany społecznie, odważnie poszukujący, pisał o problemach ludzkich i „pracował” nad ludzką nadzieją. Przez całe życie mówił, pisał, myślał i działał z myślą o człowieku. .
To co tych dwoje najbardziej łączy to fatk, że u ogbojfa, centralne - zajmuje w ich rozważaniach problem Innego, jakkolwiek nazywanego.
Dlatego, właśnie wydaje się, ze jest to filozofia odpowiednia dla czasów nieznanego do tej pory kulturowego spotkania. Choc nie ma w niej rozważań nad międzynarodową komunikacją, i spotkaniem w czasach globalizacji, jej zasadcznie przełożenia wydają się doskonale przekładać na problemy spotkania. Przeciez ten inny, jest tak samo ludzki.
Mimo tego zbliżenie to może okazać się jedynie pozorne, terytorialne. Problem Innego staje się szczególnie intensywny, gdy wchodzi on w rejony nam znane. O tym, ze naukowe refleksje często nie wystarczają świadczą ciągle widoczne akty wandalizmu i nienawiści. Zwłaszcza gdy obcy, bedąc jedynie jakimś malutkim elementem globalnej wioski, trafia do naszej wioski lokalnej - mieszka obok nas, studiuje na naszym uniwersytecie, kupuje w osiedlowym sklepie. Jakiś czas temu, przez media przewinęła się szeroka dyskusja poświęcona problemom, na jakie napotykają cudzoziemcy, zwłaszcza młodzi, przybyli do Białegostoku. Wielu z nich, co krok spotykało się z wyrazami wulgarnego rasizmu, nietolancji izwyczajnego pospolitego chamstwa. Dlaczego w mieście dawniej, tak wielokulturowym, obytym z innością dochodzi do aktów wandalizmu, rastistowkich wybryków?
Być może to brak odpowiedniej edukcji. Być może brak autorytetów, którzy przez te trudne czasy mogliby dzisiejszość poprowadzić, wskazując właściwą drogę.
KAPUŚCIŃSKI - CZŁOWIEKOZNAWCA
Ludzie sądzą, że zrobili dość nie zabijając nikogo. W rzeczywistości żaden człowiek nie może umierać w spokoju jeśli nie zrobił wszystkiego co trzeba, aby inni żyli.
Albert Camus
Pojęcie to zastosował w swym eseju … Słowo to - choć w swym językowym brzeminie, nieco niefortunne - znaczeniowo oddaje chyba najlepiej to, co tak naprawdę jest istotą tworczości autora Hebanu.
W jego twórczości ściera się wiele nauk, dlatego prawdopodobnie, pochylają się nad nią specjaliści róznorodnych dyscyplin - w swych odwołaniach, nawiązaniach, analizach i intepretacjach. Jest to wyraz pewnej fascynacji i zauroczenia twórczością, naznaczoną niezwykła jakością - znakiem firmowym - jak pisze Tadeusz Szkolut Czy fascynacja ta nosi znamię hipierboli, przesady? Być może. Być może wynika to z faktu, iż nad twórczością Kapuścińskiego chylą się nie tylko specjaliści, ale także po prostu - przyjaciele, dla których prócz reportera być także - a może przede wszystkim - Ryśkiem.
Mimo tego, pojawiają się oczywiśćie głosy - czasem nieco zabawnego - sceptycyzmu, wobec fascynacji dziełem autora Cesarza. Pzykładowo, Dziennikarz dziennika Bałtyckiego Henryk Tronowicz opublikował felieton (przy czym słowo felieton w przypadku tekst jest może nie co na wyrost) w którym dość bezpośrednio pokpiwia sobie z ocen i refleksji gdańskich naukowców, także i z Dziemidoka , i słowa które przyjęłam jako tytuł swojej pracy. Mówiący tytuł - Raport z fascynacji. Dom wariatów. świadczy o dość jednoznacznej ocenie przedsatwicieli gdańskiej uczelni:
Stając przed salą wykładową wypełnioną przez studentów, dr Marcin Całbecki wyliczył domeny, w których Kapuściński okazywał biegłość. Wyliczył ich cały tuzin. Kapuściński to dziennikarz, eseista, antropolog kultury i filozof kultury, historyk, pisarz, podróżnik, poeta, reportażysta i reporter, fotograf i fotografik.
To zaniepokoiło prof. Bohdana Dziemidoka, który do ogródka uprawianego przez Kapuścińskiego bez namysłu dorzucił kulturoznawstwo i człowiekoznawstwo (!). Po czym - na jednym oddechu - nazwał Kapuścińskiego mędrcem. Dla pani prof. Małgorzaty Czermińskiej z kolei Kapuściński to pisarz. Pisarz mędrzec. Pisarz erudyta. I znów na jednym oddechu - Kapuściński to Herodot współczesny!
Faktycznie. Liczba dookreśleń, oznaczającyh najczęściej specjalizacje, może budzić zdziwienie. Być może Kapuściński, ze specyficną dla siebie skromnością sam żżymał by się na takie postawienie sprawy. A jednak, trudno odmówić mu którejkolwiek z wymienionych specjalizacji. I nie chodzi tutaj o posiadanie dyplomów, czy liczbę naukowych opracowań (bo takich stricte Kapuściński nie tworzył) Chodzi o fakt, iż kiedy sięga on do rozważań nad człowiekie, są to rozwiązania głebokie, unikatowe a jednocześnie dzięki właśnie omijaniu stricte naukowej estetyki, przemawiające także do tych, którym trudno zrozumieć Levinasa czy Levi Straussa. Kiedy robi zdjęcie, to jest w nich to coś, czego brakuje często zawodowym fotografom, znającym się doskonale. Chodzi o to, że kiedy pisze, to tysiącom ludzi na całym świecie - w czaach światowego kryzysu ksiązki i czytelnictwa - chce się to czytać.
Niewatpliwie, tworczść Kapuścińskiego jest przedmiotem kolosalnej liczby opracowań. Brnąc przez kolejne szkice, artykuły, notatki spotyka się często postawę zachaczającą swą wymową o pewien rodzaj apoteozy. Zwłaszcza od momentu śmierci pisarza, liczba poświęconych mu artykułów, rozpraw i esejów dramatycznie wzrosła. Pojawiają się więc publikacje, literaturoznawców, językoznaców, medioznawców i nieskończeniu wielu Tych, dla których twórczośc, jak i sama postac autora Hebanu staje się tworzywem twórczej (lub mniej tworczej - refleksji.
Czy jest w tym co niezdrowego i śmiesznego? Nie sądzę. Twierdzę raczej, że tworczość Kapuścińskiego naznaczona jest rzadko spotykaną wielowymiarowością. Jednocześnie, jednoznaczny odbior sensów zawartych w analizach ich autorów, świadczy o tym, iż w doskonały sposób przekazuje on to, co chce przekazac. To świadczy o wielkości. I tej wielkości, opisywanej często ze scecyficzna, może nieco na wyrost, wrażliwością, nie da się zanegować prostą ironią. Jednocześnie warto zwrócić uwage na fakt, ilość klontekstów, odwołań i .. pozwala na odkrywanie wielu rzeczy na nowo, często nawet przy kolejnych czytaniach.
Kwestia przesady? W samym Kapuśćińskim była jakaś jej doza. I chciałabym na chwilę, pozabawić słowo to jakichkolwiek pejoratywnych odcieni. Była w nim przeasada w ciekawości, w poznawaniu drugiego i szacunku. Czerpał z filozofii Levinasa, którego filozofia nazywana jest właśnie filozofią przesady. Jego życzliwość była mocno ponad normę. W tym tkiła jego przesada.
Niezwykła wiedza,, uczestnicwo w dzianiu się, talent literacki dają wypadkową tak intrygującą , że trudno oprzeć się wrażeniu, iż pęd większośći głów jest uzasadniony. I motywowany zdrową, jak mniemam, fascynacją, której moim zdaniem trudno się dziwić.
Fascynacją nie ślepą, co nietrudno dostrzec. Szczególnie interesując szkic Tadeusza Szkoluta głeboko dotyka probloemów zwiazanych z tłumaczeniem kultur, z relatywizmem. Szkolut, ewidentnie nawiązująć do wspomianego przeze mnie wcześniej eseju Leszka Kołakowskiego (nota bene - moim zdaniem mistrzowskiego) wksazuje na pewne sprzeczności w opowiesciach Kapuscinskiego. Wspomniałam o nich już wcześniej przy problemach kulturowego relatywizmu. Jak pisze Szkołut, Kapuściński, gorący orędownik rowności kultur, często nie zgadza się ze zwyczajami, których wydźwięk jest dla człowieka piętnem i upokorzeniem. Pisze więc Szołut o systemie kastowym czy kamieniowaniu cudzołożnych kobiet jednocześnie ukazując niedostatecznie przekonujące tlumaczenia Kapuscińskiego: potępiając je jako ekscesy władzy nie jako kultury. Przeczy to - o czym Szklolut nie pisze bezpośrednio powtarzanek przez Kapuścińskiego w innym miejsiu tezie - jedności systemu islamskiego, jedności prawa i obyczaju. Wytłumsaczenie, które nazywa Szkołut statycznym, oparte o znikomą liczbę hołdujących tym zwyczajom odłamów wydaje się równie mało dosadny.
Dochodzimy tutaj do antropologicznych kontekstów tworczości Ryszarda Kapuścińskiego. Dla mnie, pojęcie człowiekoznawstwo związane jest pzede wszystkim właśnie z antropologią i filozoficznymi inspiracjami, które prowadzą go do ogólnej refleksji nad światem.
Kapuśćiński po wielokroć powołuje się na mistrzów nauki o człowieku - by wspomnieć chociażby Maussa i Margaret Mead, a także a może przede wszystkim polskiego mistrza, czyli Bronisława Malinowskiego.
Ten ostatni, tak szczególnie istotny w jego refleksjnej tworczości
.
Naszym zadaniem jest więc znalezienie sobie w tym świecie miejsca, a pierwszą zasadą owego poszukiwania jest zasada tolerancji, uznania, że - jak mówił Bronisław Malinowski - nie ma kultur wyższych i niższych. Zasadzie tolerancji musi towarzyszyć poznawcza ciekawość
Kapuściński wielokrotnie podkreśla, iż to on zwrócił uwagę, że świat kultur nie jest światem hierarchicznym (było to wówczas bluźnierstwo dla wszystkich eurocentryków), że nie ma kultur wyższych i niższych, że wszystkie są równe, tylko po prostu - różne.
Spostrzeżenie to, w myśli Kapuścińskiego jest niezwykle istotne. Wyraźna jego artykulacja, jest bowiem kamieniem milowym, nie tylko dla antropologii, ale także i życia w codziennym świecie. Ważną cechą antropologii jest postrzeganie jej jako dyscypliny mającej istotne oddziaływanie społeczne; bywa ona niekiedy określana jako nauka szczególnie wyzwalająca. - pisze Ewa Nowicka. Dalej wskazuje na proces - jak nauka, przechodząc na usta polityków, trafia w końcu do masowej percepsji, mając bezpośredni wpływ na traktowanie Innego.
Kapuściński przyjmuje Malinowskiego teorię wymiany, mówiącą - podobnie jak teorie Lintona i Maussa o tym, że spotkanie do droga do wzbogania, tak samo wartościowe dla obu stron., przynoszące wzajemne „zapładnianie”.
Kapuściński u Malinowskiego ceni jego rzeczywistą obecnyość, wśród tych których pragnie poznać. Sam po wielokroć mówił, iż żeby pisać, musi dotknąć, zobaczyć, poczuć.
Doświadczenie innych nie może być tylko zasłyszane, przeczytane oglądane. Pełne poznanie doświadczenia innych staje się dla Kapuścińskigo nakazem doświadczania na sobie: wilgotnego tropiku, mrozu strachu, radościa, pragnienia.
Jako reporter, wchodził w lokalną społeczność, ale trwał w niej jako reporter-antropolog.
Ryszard Kapuściński jest w pełni świadomy swojej roli poznającego, badającego elementy innej kultury i opisującego znaczenia tych elementów. W wielu wywiadach nazywa siebie tłumaczem kultur i analizuje problemy, bariery, jakie wiążą się z poznaniem i opisaniem innego niż europejski kręgu kultury (język, stereotypy).
Świat chciał poznawać w całej rozciągłości, wiedząc, że jest to cecha w dzisiejszym świecie unikatowa. Dzisiejsi ludzie są boweim według autora Wojny futbolowej osiadli, przyzwyczajneni do miejsca w którym żyją. Nawet jego dawni kompani, reporterzy, dzisiaj zajmuję się raczej pracą redakcyjną, czy zajmują miejsca dyrektorów. Kapuściński dostrzega roznice w dzisiejszym człowieku, człowieku którego osiadłość jest też swego rodzaju osiadłością umysłową:
Umysł człowieka kultury masowej to jest inny umysł. Różnica między takim umysłem a umysłem intelektualisty nie jest różnicą stopnia, ale różnicą gatunku. Są to mózgi zadrukowane różnymi kodami. Nie można wprowadzać tu rozróżnienia wyższy - niższy, chodzi bowiem o inność, o odmienność struktur mentalnych. Cechy umysłu człowieka kultury masowej: a) brak ciekawości świata, nie chce wiedzieć, b) obojętność, pasywność, myślowa drzemka, c) jeżeli jakieś myślenie, to powolne, bez tempa, bez polotu, d) ślepa wiara w stereotypy, mity, brednie; niechęć, aby je rewidować, odrzucać, e) nieufność.
Nie można wprowadzić tu rozróżnienia wyższy niższy - pisze. A jednak, słowa, których używa to slowa mocne, z których wyłania się obraz jakiegoś apatycznego osobnika, niechętnie podchodzącego, czy nawet nieprzystosowanego do jakiegokolwiek intelektualnego czy emocjonalnego wysiłku. On jest skrajnie inny. Napędzany ciekawością, pragnieniem poznania, totalnej orientacji na wrzenie, która pozwala mu dłużej usiedzieć w jednym miejscu.
Źle się czuję w warunkach stabilizacji. Moja szkoła życia to wojna, ruch, konflikty, napięcia, dużo zdarzeń. Dlatego nie interesuje mnie Europa. Nie potrafiłbym teraz napisać słowa o Paryżu, chociaż byłem tam parę razy. Potrzeba mi silnych wrażeń, muszę coś przeżywać, bym mógł napisać reportaż.
Na spotkaniu, w którym miałam okazje uczestniczyć sam wyraził to jasno mówiąc, że musi być tam,gdzie coś się dzieje. Jeden z artykułów, które po tym spotkaniu ukazały si e w prawie zatytułowany był „Jak trąbka do boju”. Dla niego, informacja o tym, ze wrze była zawsze taką trąbka. I faktycznie, ludzi takich jest dzisiaj niewielu.
Czy więc słowa, którymi opisuje człoieka masowego to pogarda dla dzisiejszego? Generalnie, nie ma u Kapuścińskiego pogardy. Nie ma też defetyzmu czy przesadnego ponuractwa. Kapuściński wskazuje tendencję, stara się pokazać, że coś się dzieje., że coś jest warto uwagi. Czasem, że zaczyna tlić się coś, czemu powinniśmy zapobiegać. Refleksję i reakcję powierza odpowiedzialności swych odbiorców.
Pisze, że los jest w zlych rękach - w rękach ludzkości. Rzadko zdarząją mu się myśli tak przygnębiające. Być może takie zapiski to chwila słabości, która udowadnia jak bardzo był ludzki i emocjonalny. Katarzyna Mroczkowska-Brand, opierając się ni tylko na znajomości jego dzieł, ale i na wieloletniej znajomości jego samego pisze o tym, że walczą w nim dwie sprzeczności. Z jednej strony - potrzeb obiektynwego obrazu reporterskiego, z drugiej niezwykła emocjonalność odbijająca się w przedstawianych dziełach. Ta dychotomia - obiektywnej racjonalnośći i emocjonalnego, człowieczego stosunku pełnego empatii odbija się również w jego postawie antropologicznej. Być może właśnie ta speczność jest przycyzną jego odejścia od relatywizmu, w momencie, w którym relatywizm pociaa za sobą cierpienie drugego, za którego Kapuścińskik, w mysl Tischnera czuje się przeciez odpowiedzialny.
Wygrywa wówczas mózg ssaka. Pojęcia tego używa Hall w swojej znakomitej książce Poza Kulturą. Przeciwstawia mu neocortex - mózg naukowca. Jest to podsumowanie opowieści, która spotkała go w Japonii, gdzie służba hotelowa, bez pytania i uprzedzenia, co ruż przenosiła jego rzeczy, przenosząc i jego samego. Hall, znawca kultur, mimo swojej wiedzy i kompetencji nie potrafił zapanować nad poczuciem przedmiotowego traktowania. kierował nim bowiem mózg ssaka, zintternalizowane wzorce, wyuczone w kulturze zachodniej. W niej przenoszenie kogoś, przywiązanego do miejsca, budzi z goła negatywne konotacje.
Neocortex posiada i Kapuściński. To mózg naukowca, posiadacza ogromnej wieloaskeptowej wiedzy pozwalającej na zrozumienie skomplikowanych procesów spółczesności.
Słowo naukowiec brzmi jednak tutaj cierpko i blado. Chodzi tu raczej o mózg humanisty - zdolność, która pozwala patrzeć na innego w wielorakim wymiarze - pamiętając o racjonalnych naukowych podstawach, z jednoczesnym udziałem ogromnej empatii i pragnienia poznania.
Dziś nauka mocno związana jest z wąskimi specjalności, w których prym wiodą przede wszystkim dyscypliny ścisłe, … Brakuje szerokiej humanistycznej refleksji, globalnego myślenia, którego reprezentantem, w najpelniejszym chyba wymiarze jest własnie autor Cesarza. Do penego uprawiania człowiekoznawstwa, trzeba być człowiekiem.
Nazywa siebie tłumaczem kultur. Z czego w tym tłumaczeniu korzysta? Przede wszytskim z wiedzy i doświadczenie. Wiedzy, będącej efektem gruntownego przygotowania przed wyjazdem, doświadczenia którego zdyobwa w kontaktach z innymi. Wspiera się autorytetami. Tymi, których motta wyraża później w ksiązkach, którzy go inspirują i jak Herodot dodają otuchy będąc towarzyszami kolejnych podróżymi. Także, tymi których naukowe odkrycia docenia.
Wie, że tłumaczenie kultur jest coraz trudniejsze. Świat się zmienia. Stwierdzenie to jest być może truizmem, jednak nie chodzi tu o pretendowanie do odrkywczości. Chodzi jedynie o to, że ta zmienność pociąga za sobą daleko idące konsekwnecji. Obserwował ją polski Herodot na przełomie wielu lat. Przyglądając się nowej duszy budzącej się Afryki, będąc w sercu wrzenia, które niustannie go fascynowało.Świat pulsuje, jak dźwięk djembe w afrykańskiej wiosce. To pulsowanie narasta, intensyfikuje się, budzi niepokój i napięcie. Nastaje nowy porządek. I celowo, używam tutaj formy niedokonanej. Bo to dzianie nigdy nie będzie skończone, a wielkie wydarzenia przełómu stulecia w ciągu jednego dnia, dzięki światowemu echu jakie umożliwia globalizacji, zmienia jego kształt i obraz. Europejczyk, przyzwyczajony mimo wszystko do pewnego wygodnego status quo, skazany jest na zdziwnie.
Rozsrastają się nacjonalizmy a Afryka wychodzi spod panowania. Świat jest coraz bardziej róznorodny i niejednoznacnzy.
Rwwący nurt historii - tak zatytułowana jest książka, ktorej treścią, są zapiski Kapuścińskiego o dokonującej się historii. Rwący nurt. Sformuowanie, przywołujące w wyobraźni czytelnika, obraz niezwykle dynamiczny, dziki, nieokiełznany. Takie jest dzisiaj. I to dzisiaj, najbardziej chyba potrzebuje ludzi takich jak On. Nie można się łudzić, iż będzie ich wielu. Coraz mniejn w dzisiejsym świecie autorytetw. A autorytetem jest niewątpliwie. Liczne spotkania z młodzieżą udowodniły, jak ogromnnym szacunkiem zaufaniem i podziwem daży go najmłodsza część czytelników. Co szczególnie intrygujące, tych, którzy od najmłodszych lat wychowywali się w swiecie flashy i płytkiej obrazowości. W życiu autora młodzi ludzie są niezwykle ważni. Doświadczyłam tego osobiście, podczas spotkania z nim. A Kapuściński potrafił zauroczyć, także - a może przede wszystkim - w spotkaniu twarzą w twarz. Szalenie otwarty, z zainteresowaniem słuchający pytań. Bez jakiegokolwiek odcienia ignoracji, rozmawiał znami tak, jak gdyby nie istniało w tamtym momencie nic poza kameralnym spotkaniem w pracowni na Prokuratorskiej. Swojej otwartości dawał wyraz po wielokroć. Spotykając się z młodzieżą,ale także z ogromną ciekawościa spoglądając na tych najmłodszych, będących przecież przyszłością globalnej wioski. Piękną anegdotę opowiada w swym eseju Jan Miodek.
Oto na przykład Ryszard - w parę godzin po wspomnianej uroczystości wręczenia mu dyplomu honoris causa , oczekując w Auli Leopoldyńskiej na kolejne oficjalne spotkanie - nagle wdał się w rozmowę z kilkuletnimi dziećmi, zaintrygowany ich obecnością wśród dorosłych. Wyrazu jego twarzy, świadczącego o najwyższym stopniu zaciekawienia tym, co miały mu one do przekazania, nigdy nie zapomnę (…) Alicja Kapuścińska zaś stwierdziła, że z identycznym zaangażowaniem emocjonalnym mąż reaguje na niemal każdy, w jego odczuciu, odgłos za oknem.
Ta opowieść, świadczy o otwartośći i ciekawośći drugiego człowiek. Miodek, swój esej rozpoczyna od myśli filozofa, który dla Kapuścińskiego, był niezwykle istotny: Pogranicze, napisał Józef Tichner, dziwne rzeczy wyczynia z człowiekiem. Może go zawężać albo poszerzać.
Być może faktycznie granica. Może pogranicze faktycznie otwiera. Może to jest przyczyną pędu z jakim Kapuściński biegnie poznawać drugiego człowieka. Może też dzieciństwo, bieda i wojna, pozwalają mu na spotkanie Innych-swoich, z którymi łączy go wspólnota doświadczeń i przeżyć.
Bardzo lubię tamten świat, i Afryki, i Ameryki Łacińskiej, i Azji. Dobrze się tam czuję. Sam jestem z Polesia, takiej bardzo dziwnej społeczności, która już nie istnieje, zniknęła. To była taka przedwojenna Afryka Polski, ci, którzy wyprawiali się na Polesie, pisali o tym książki. I moja literatura pisana jest w zasadzie w formule antropologicznej. Więc odczuwam jakieś wewnętrzne pokrewieństwo z tamtym światem, dobrze się w nim czuję, wiele z przypadłości trapiących jego mieszkańców znam z własnego życia.
Wie, co to znaczy chodzić bez butów, wie, co to znaczy być głodnym. Kapuściński, kiedy mówi o tych głodnyc, biednych, uciśnjionyc, staje się antropologiem walczącym i wyzwalającym.
Daje głos ubogim. Czasem nie zna języka. ale jest otwarty i niezwykle chłonny, i ta chłonność połączona z przneikliwą obserwacją pzowala mu ocenę sytuację i ominięcie językowych problemów. To porozumienie z biednymi jest czymś wyjątkowym. Kiedy czytam Lapidarium, we fragmentach ukazujących tak znaczących podział półoc południe, można mieć wrażenie że fakt ten jest dla niego porażką, ityrtującą porażką ludzkości,która nie stara się robić nic aby podziały te wyrównać. Obrazowe zestawienie to nie populistyczne zabiegi. Choć uderzają swoją trafnością i symboliką, są stwierdzeniem istniejących faktów. A fakt jest taki, że najbogatsi dysponują majątkiem….
Problem polega na tym, że rzadko zdarza nam się słuchać. Kapuściński nazywa obojętność straszą chorobą. Remedium na nią jest postawa, ktorą sam reprezenrtuje. Tej ciekawości przywoływanej już w mojej pracy po wielokroć.
Kapusćiński poobnie jak Malinowski docenia bliskość spotkania.:
Hinduskie słowo upaniszada oznaczało: siedzieć blisko, być blisko. Ja przekazywało się Innemu nie tylko w słowie, ale również swoją bliskością, bezpośredniością, byciem razem. Tego doświadczenia, tego przeżycia nic nie jest w stanie zastąpić.
Chyba dlatego tak bardzo bliska jest mu filozofia dialogu, sprowadzająca się do odpowiedzialności za Innego.
Jego pierwszy mistrzem jest Levinas - jak pisze Ewa Podres - przełamujący immanencję „ja” na rzecz transcendencji drugiego człowieka i transcendencji Boga. Levinas to filozofia po Oświęcimiu, przed która stały podobne, jeśli nie większe wyzwania jak przed sztuką, literaturą, nauką.
Co znajduje u niego Kapuściński? Przede wszystkim totalnej skupienie na Innym. Innym, którego jak pisze jest indyfernecja jedynym celem.
Levinas poświęcił całe swoje dzieło - po etapie fenomenologicznym (modelowa konfrontacja Husserla i Heideggera) - detronizacji filozofii na rzecz etyki. To jemu zawdzięczamy pewien rodzaj etycznego radykalizmu znaczenie wyprzedzający dzisiejszą modę.
Levinas wskazuje na fakt, iż anszym głownym celem, obowiązkiem jest odpowiedzialność za Innego. … Wskazuje na bblijne źródla tej idei - rozmowę Boga z Kainem, świeżym mordercą swojego brata. Jak pisze … to wlaśnie w pytaniu tym, glownym sensem jest pytanie o odpowiedzialność, o troskę za drugiego, drugiego po stokroć ważniejszego od nas samych.
Levinas był w większym stopniu sumieniem niż filozofem i jego dyskurs, tak mocno naznaczony wartościami i tradycjami Zachodu, tyleż duchowymi co filozoficznymi, niesie w sobie, poza koncepcjami bytu i nicości, czasu i śmierci, a nawet transcendencji i metafizyki, kwestię uzasadnienia ludzkiego życia.
Sam Kapuściński pisze o filozofii Levinasa jako o filozofii postulującej - ktorej glownynm nakazem jest Nie zabijaj. A zabijać można przecież wszelako.
prócz Levinasa, ozywistą inspiracja jest Tischner - filozof który jego zdaniem najabrziej w rodzimmym kraju rozszerzyl filozofie dialogu. Rozszrzyl wlasnie o odpowieddzialnosć, ogromna odpowiedzialnosc, ktorej podmiotem jest wlasnie drugi czlowiek.
Tischner, o spotkaniu pisze jako o wydarzeniu, oddzielając to wydarzneie od codziennego kontaktu z setkami ludzi, których po prostu mija na swojej drodze. Spotkanie jest dialogiczne. Człowiek jest aktorem na scenie świata, a spotkanie z innym jest największym najważniejszym wydarzeniem. Tiscner, odwołując się oczywiście do twórców filozofii dialogu wprowadza kilka zmian - jak pisze Kapuśćiński - rozszerzając pojęcie odpowiedzialnośći, ale także wprowadzając pojęcie symetryczności, które negował Levinas.
Polski filozofi, pisze zrozumiałym językowiem, tworząc jednocześnie, jedno z najważniejsztch dzieł polskiej filozofi..
W lapidarium znajdziemy smutną notatkę o śmierci Levinasa.
…
Kapusciński szczególną wartość przywiązywał do autorytetów. Tak jak w przypadku Herodtoa, często kiedy pisze o wielkich, których sznaował i podziwial
Czy Kapuścińskiego można nazwać filozofem? Jeśli o Levinasie mówi się, że był raczej sumieniem.to i to samo można powiedzieć chyba o Kapuścińskim. Nie tworzy Kapuśćiński wszak jakichś rozbudowanych filozoficznych systemów, nie pisze o nich w skomplikowanych dzielach, tkore trafiaja do rak studentow tego zacnego kierunku. Kiedyś on sam powiedział - cyttuaj - ze najlepsza ksiega bylaby ksiega cytatow. Jakoś tak dziwnie się stalo, ze ksiega jego cytatow - Lapidaria, sa lekturą doskonala. Opartą o relfeksje jednej glowy, siegajać czaseem jedynie do swych insporatorow i przyjaciol.
Bliższe niż filozof, byłoby tu słowo myśliciel. O co opiera się sedno jego refleksji? Przede wszystkim o szacunek dla owego Innego. Nie tolerancję, bo ta jest jedynie bierną akceptacją. Chodzi o szacunek powodowany chęcia poznania. … pisze o miłości do drugiego człowieka (za co momentalnie przeprasza). Wydaje się, że opis postawy Kapuścińskiego nie wymaga tak przesadnego patosu. Sam autor Hebanu, nigdy przecież po taki nie sięgal. Nawet kiedy mówił o potencjalnej śmierci zaglądającej w oczy podczas kolejnych wypraw, to nie robił z niej widowiska.
III. MYSLICIEL. KAPUŚCIŃSKIEGO DZISIAJ I JUTRO W GLOBALNEJ WIOSCE
Globalizacja nie jest a priori dobra ani zła. Będzie taka, jaką uczynią ją ludzie. Żaden system nie jest celem samym w sobie, należy zatem konsekwentnie głosić, że globalizacja, jak każdy inny system, musi służyć człowiekowi, musi służyć solidarności i dobru wspólnemu.
Jan Paweł II
Ten kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia.
MARTIN Luther KING
Być człowiekiem to właśnie być odpowiedzialnym.
AEDE
Dużo jest u Kapuścińskiego refleksji nad przyszłością. Świadomy jest on zmienności świata jego coraz większego skomplikowania. Dostrzega niepokojące zmiany, wiedząc jednocześnie że rwący nurt hitorii nie zatrzymał się i prawdopodnie nigdy się nie zatrzyma.
Kapusćiński nie ma recepty na nowe tysiąclecia. Nie ma człowieka, który by ją miał. Stając u progu nowego tysiąclecia, przez każdym, powstawione zostaly nowe pytania, na które odpowiedzi nie przychoda latwo
Niewykluczone, iż nasza fundamentalna bezradność poznawcza - maskowana zalewem książek na temat globalizacji, mediów, komunikacji, kultury - jest nieusuwalnym efektem złożoności, niestabilnośći, „płynośći”, bądż po prostu niehcwytności, niefeiniowalnośći współczesnego społeczeństwa jako przedmiotu badań
Możemy jednak korzystać z jego obserwacji opartych o poznanie, którego niewielu w skali globu mogło doświadczyć. Jest doskonałym znawcą menadrów polityki i władzy - do całej listy epitetów, niektórzy dodają włąsnie - politlogo. W opracowaniach mu poświęconych mówi się w ilu wydarzeniach historycznych, politycznych uczestniczył. On sam traktował to jak pracę, jednak zawsze chciał być tam, gdzie się dzieje.
W spotkani z nami mówił, że nie potrafi wytrzymać bez tego dziania. Że lubi wracać do domu, ale za chwilę pragnie gnać dalej.
Kapuściński z zainteresowanie przygląda się światu. Nie popada jednak - ani on ani Levinas - w apokaliptyczny ton. Jeśli znajdujemy w jego zapiskach pesymizm, to jest on wyrazem wielkiej troski, może chwilowej rezygnacji. co nie zmienia faktu, że z jego filozofii życia i sposobu myślenia, płynie optymizm, którego warunkiem jest zmiana współczesnej mentalności.
Nie zgadza się Kapuściński z Huntngtonowskim zderzeniem kultur, nie zgadza się i z teorią Fukuyamy. Zaryzykować można stwerdzenie, że ich dzieła traktuje z lekkim przymrużeniem oka, nie widzą w nich - tak naprawdę - czegoś więcej poza chwytliwymi tytułami, odpowiadającymi na ptorzebę pewnego poskładania otaczającego ludzi świata:
Dzisiejszego globalnego świata człowiek nie potrafi objąć świadomością, wyobraźnią umyslem. I ludzie najczęściej unikają próby jego ogarnięcia. To widać dobrze w literaturze - ludzie uciekają w nisze, w prywatność, opowiadają historię rodziny, dzieciństwa, miasta. Tu się kończy horyzont ich świata. Rzeczywistość świata przekroczyła granice naszej świadomości - stąd nasza poznawcza bezradność. Próby amerykańskich myślicieli takich jak Huntington, Fukuyama czy Kagan to nic innego jak próby wyjścia z niszy i skonstruowania opisów, które pomogłyby nam ten świat ogarnąć.
Nie zgadza się Kapuściński z teorią zderzenia cywilizacji. Co więcej, w świetle jego inspiracji - filozofią dialogu, koncepcją wzajemnej wymiany, teoria ta jest nazwyczajniej w świecie nie do przyjecia. Wydaje się, iż to, czemu hołduje Kapuściński nie jest jakimś wyimaginowanym pustym frazesem. Nie zmienia to jednak faktu, iż dialog kulturowy wymaga ogromnego wysiłku - mentalnego i emocjonalnego. Wymaga także skupienia - nieprzystającego do dzisiejszej epoki.
Dialog kulturowy zawsze był dialogiem umysłów wysokich, dialogiem głębokiej refleksji, skupienia i ciszy. Jeżeli wszyscy zaczynają mówić naraz, jak to się dzieje w Internecie, rozmowa schodzi do poziomu jarmarku.
Tezy te, nie dają się pogodzić z koncepcją zderzenia. Kapuścinśki w to zderzenie nie wierzy wiedząc jednocześnie, że starzejąca się Europa już niedługo będzie musiała korzystać z sił witalnych południa. Póki co nie zdajemy sobie z tego sprawy. Pamiętam, jak podczas podróży do Norwegii (nie wzglębiając się nadto w strukturę demograifczna tego kraju) byłam nastawiona na spotkanie ze skandynawską jasnością na ulicach. Faktycznie, uroda skandynawska jest niezwykle charakterystyczna i łatwa do odroznia. Ku mojemu zdziweniu, 2/3 stanowili jednak czarnoskórzy i imigrancji ze wschodu, zdecydowania odbiegający od skandynawskiego kanonu.
Huntingotnowi jak pisze- zarzuca Kapuściński jednostronną perspektywe, mocno zamerykanizowaną. Zgadza się - jak pisze - w odrzuceniu wizji Fukyamy. Zarzuca mu bowiem mylenie dwóch pojęc, bynajmniej nie jednoznacznych. Modernizacja, faktycznie postępujące, to wsak nie westernizacja. Czasem, ogłądając dokumenty z Afryki (tej Afryki, pełnej wojen, biedy, i ludzi w opaskach z liści banaowca) dziwić mogą młodzi chłopcy, grający w piłkę, biegający w koszulkach Nike czy Pumy, jakby włozeni w dobrze znaną, stereotypową rzeczywistość Czasrnego Ląsdu.
Jednak wielu z nas włąsnie tak postrzega globalizację. Ta, w kolokwialnym w prostym wyobrażeniu to internet, to to że nasz afrykański przyjaciel nosi takie same buty jak my, pije ten sam napoj oparty na bazie …, słucha tej samej muzyki i tez chcialby mieć Ipada 3G. Z drugiej strony, globalizacja budzi jakieś ciemne skojarzenia, z czymś nie dokońca określonym, ale opartym na manipulacji i partykularnych interesach wielkich koncernów, pociągających za sznurki rozmaitych procesów. Kapuściński pokazuje absrurdy globalizacji, która ze swej natury - obejmuje caly globalny swiat. Caly piękny, polnocny swiat.
Jak pisze, Afryce rzucony został ochłap wolności.
. Dziwić mogą również i koszerne McDondly i młode muzulmanki ubierające się zdecydowanie europejsko. Dziwić może Facebook dostepny w w Mali czy Kambodży. Ale na Boga dopisywanie do Internetego łącza, koszernego Bic Maca czy ksozulki z trzema paskami przekonania o postępującej zmienie kulturowej zakrawa o niefrasobliwość. Kapuściński pisze (noś N- 211) że w Emiratach widział muzułmankę ubraną w obcisłe jeansy i również obcisły t-shirt. Na głowie miała chustkę.
Wzorce związane z pwoierzchownośćią, roznoszą się szybko, i nie trzeba wiele. Świat zalewa przecież tania odizeż, zachodnia moda. Wartości, system postrzegania świata i etyczny kodeks zmienić się dużo trudniej, o czym często zdają się nie pamiętać siewcy idei westernizacji.
Takie myślenie, to ciągle odbijające się echo białej dominacji. Kapuściński pyta o miejsce Europy w nowym ,przeorganizowanym świecie. Otóż, na jego oczach - i nie jest to żadna przenośnia - budziła się Afryka a wraz z nią, budziła się nowa mapa świata, całkowicie przeorganizowana. Działo się to na przestrzeni lat, jednak skutki nowego ładu, dopiero zaczynają być odczuwalne. Kapuściński jasno wskazuje kto jest gospodarzem Czarnego Lądu, jak bardzo zmieniło się postrzeganie białego, jak bardzo u siebie byliśmy kiedyś i jak wiele się w tej kwestii zmieniło:
Dialog kulturowy zawsze był dialogiem umysłów wysokich, dialogiem głębokiej refleksji, skupienia i ciszy. Jeżeli wszyscy zaczynają mówić naraz, jak to się dzieje w Internecie, rozmowa schodzi do poziomu jarmarku.
Dawniej, Europejczyk mógł posługiwać się w Afryce swoim językiem, mógł kupić angielską prasę, słuchać małego przenośnego radyjka. Dzisiaj - to się zmieniło. Hotele, sklepy - wszystko to staje się wlasnośćią rodowitych mieszkańców, którzy coraz lepiej zdają sobie z tego sprawę. Zmiany już się zaczęły, jednak należy pamiętac też o tym, że wielu lat podległości nie da się naprawić krótkim: Africa Wake Up.
Oczywistym jest fakt, że za politycznym ożywienie Trzeciego Swiata, nie poszla jego samodzielność gospodarcza. Nie wojna jest największym problemem Afryki powiada Kapuściński - nie wojna, a bieda. Ta pociąga za soba konsekwnecje dużo poważniejsze. Kiedy jesteś głosny, nie pójdziesz do szkoły, nie pójdziesz do teautru, nie nedzie się rozwijal.
Wie autor Cearza, że świat Zachodni jest w stanie temu głodowi zapobiec. Nie chodzi jednak o wysyłanie paczek z żywnością. Chodzi o wprowadznie nowych technologii - odsalania wód, wprowadzanie nowych bardziej wydajnych odmian kukurydzy. Ale Zachód się przez tym wzbrania. Tak samo jak wzbrania się przez pomoą medyczną:
….
Nie chce Kapuścński pogodzić się z hipokryzją zachodu. Hipokryzją, głupotą, zwał jak zwał.
Zachód notorycznie podpycha Trzeciemu Śwatu rybę. Często nadpsutą, tyaktując peryferia jak śmietnisko I świata. Porównanie, wytarte i kolokrowila, ale oni naprawdę potrzebują wędki. I co większa, mają wszelkie zdolności ku temu aby się nią posługiwac. Kapuściński jest o tym przekonany:
Bogaci i biedni żyją w różnych światach. Ludzie bogaci myślą, że rozwiąża problemy biednego, dając mu miskę ryżu. Swiat zamożny widzi w ubogim Trzecim Świecie wyłącznie problem biologiczny: jak wyżywić tych ludzi. Nie - jak nauczyć ich myśleć, jak wykształcić i gdzie zatrudnić, tylko - jak nakarmić.
To smutne wnioski. Kapuściński jednak nie pozostawia nam smętnej spuścizny. Pokazuje jedynie największe bolączki. Kłując nas trafnymi spostrzżeniami zmusza do myślenia. Nad tym co warto zmienić i jak można to zmienić. Nawet w tym stwierdzenie - ludzkość jest w strasznych rękach, pomimo metaforycznego wskazania na pewne błędy ludzkiej natury, nie jest tak, że świat i jego losy skazane są na jakieś bezlistotne fatum. A jeśli tak, to litości brakuje mieszkańcom globalnej planety. I najwyższy to czas by ją w sobie obudzić.
Tych problemów nie możemy dłużej ignorować. Nie da się pozostawiać w kulturowej izolacji - powiada autor Podrozy z Herodotem, dlatego musimy się do tego dialogu żywo, z równą jemu ciekawością przygotować. Będzie to tym trudniejsze, że kolonialny status quo trwał ponad pięc wieków, ucząc Europy swojej niepodważalnej roli, dominatorki.
Ta dyfuzja kulturowa na światową skalę utrudniła nam, jak nikomu dotąd, poważne traktowanie cywilizacji innych ludów; nadała naszej kulturze imponującą uniwersalność, którą dawno już przestaliśmy tłumaczyć historycznie i którą interpretujemy raczej jako coś koniecznego i nieuniknionego.
Jest w tym stwierdzeniu wielka nadzieja, która jednak w wielkim stopniu zależy od tego, jaką drogą pójdzie współczesne społeczenstwo. Kapuściński często posdkreśla, że wszystko można zmienić i zatrzymać, że masowe ruchy antyglobalistyczne, to dowod tego, że coś się dzieje.
Byłby pewnie Kapuściński znakomitym komentatorem przemian świata arabskiego. Wydaje się zresztą, że w tych wielkich momentach, brakuje nam przewodników. Arabskie rewolucje, większość odbiorców kojarzy epwnie głównie w obrazami - krzyczącycch mężycznzn o ciemniej karnacji, wystraszonych oczu spoglądajaćych zza chust, ognia i płaszczących dziecięcych oczu.
Kapuściński ukazuje trzy drogi, którymi może potoczyć się dalej międzykulturowe spotkanie. Wskazuje na te trzy drogi i Szkołut w swym przywoływanym już w mojej pracy skzicu. Pierwsza z nich to wojns, druga to izolacja, trzecia - dialog.
Wojna jest dla Kapuścińskiego przegraną
Wojnę trudno usprawiedliwić; myślę, że przegrywają ją wszyscy, ponieważ jest ona porażką istoty ludzkiej, obnaża jej niezdolność do porozumieni, do wczucia się w Innego, do dobroci i rozumu.
Słowo porażka, zastosowane do jej opisu jak chyba żadno inne nie oddaje jej charaktertu. To jest słowo, pozbawione jakiegokolwiek patosu. Porażka jest cicha, smętna, nie ma w niej nic podniosłego. Nawet jej tragizm jest żenujący.
Wg niego - wiek, w który weszliśmy może intensyfikować napięcia, aby może to równez być ten czas, w którym wiszące nad globem problemy zostaną rozwiązane..
13
14
20
kloskowska 9
filipiak, 10
nowicka 11
http://wyborcza.pl/1,97738,7230491,Lévi_Strauss__mistrz_ukryty.html
swiat czlowieka2
wszyscy jesteśmy
antologia 64
stiglitz 36
14
http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/3966979/relatywizm-kulturowy.html
fillozfia dramartu, 19
http://www.dziennikbaltycki.pl/opinie/89436,raport-z-fascynacji-dom-wariatow,id,t.html?cookie=1
rwacy nurt 121
autoporet 21
dzieglewski
iwanek 18
AR 12
tamze 14
lapidarium I-III 74
AR 44
spotkanie 59
szkice 136
autoportret
tamże
ten inny, 60
w kregu dobra i zla, 172
Globalizacja mediów i chaois kultorowy
rwacynurt 25
refleksje 128
doctor 34
rnh
ruth83
ten inny, 67
dalem glos ubogim 70