Rozdział 1.
Świat naprawdę bywał brutalny. Bo jak można nazwać zmianę, którą zafundował niewinnym ludziom? Kiedyś mieszkali oni w harmonii i spokoju. Spoglądali na czyste, błękitne niebo, słuchali świergotu ptaków. Wiosną zrywali kwiaty i żartowali w strugach ciepłego deszczu. Latem opalali się na łąkach, obserwując zające i motyle. Dzieci najbardziej kochały w lecie wypady nad wodę, gdzie grali w piłkę, kąpali się czy też budowali sobie domki z piasku. Jesienią zaś wpadały w kupy liści, ku irytacji dorosłych, którzy dopiero te kupki pograbili. Wyjadały im ciepłe ziemniaki z ognisk, zbierały kasztany, żołędzie i inne ozdóbki, robiąc z nich figureczki. A zima… to był raj i przekleństwo. Śniegowe zabawy połączone z mozolnym odgarnianiem białego puchu. Nierzadko dorośli zostawiali te męki, jak obrywali śnieżką i rzucali się na swoje wesołe pociechy, by wytarzać je w puchu. Ale nie każdemu się tak podobało. Znalazła się rodzina, która to zniszczyła. Teraz na niebie były czarne chmury a same przestworza miały czerwony kolor. Wcześniej bywało tak tylko na terenie tegoż klanu. Teraz obejmowało to niemal pół kraju. Inne krainy podawały się powoli. Najpierw traciły autonomię. Potem czerwień nieba powoli zastępowała błękit. Rośliny usychały. Zwierzęta uciekały lub ginęły w mękach. W takiej to scenerii przyszło żyć pewnej grupce osób.
***
Wysoki blondyn energicznie przemieszał mąkę. Potem obrócił się po jajka i zobaczył, że do jego skromnych progów zmierza gość. Odłożył sitko i wytarł dłonie. Zdjął fartuszek i wyszedł na podwórze. Po chwili rozpoznał gościa.
Zuko!
Wysoki młodzieniec uniósł głowę i zobaczył, jak jego przyjaciel macha do niego ręką. Mimowolnie się uśmiechnął. Jay był tak uroczy z tą swoją beztroską.
Jay! Co ci się stało? Już siwiejesz? - otworzył furtkę i wszedł na nieduże podwórko.
Nie, gotuje. Herbaty?
Poproszę.
Jay zaraz zawrócił do domu. Zuko był jedynym, który przyjaźnił się z nim po wygnaniu z klanu. Po prostu Jay został uznany za słabego. Dlatego klan wypędził go z miasta. Teraz żył dwie mile za nim, w małej chałupce. Zuko często tu przychodził. On również nie był ideałem ojca. Raczej traktowali go jako wyrzutka, mimo iż chłopak bardzo się starał. Powoli przeszedł podwórze i wkroczył do domku. Zdjął buty i założył kapcie. Zawsze tak robił, mimo próśb Jaya, by się nie wygłupiał. Przeszedł do kuchni i zobaczył pobojowisko. Stół w mące, produkty ułożone na stoliczku. Na kuchence gotował się rosół.
Obiadek na kilka dni? - Zuko wziął od niego herbatę.
Zaziębiłem się lekko. Rosół jest najlepszy, by zatrzymać przeziębienie i wzmocnić organizm. Zjesz ze mną?
Pewnie. Właściwie wbiłem ci się aż do jutra. - Zuko wstał i umył kubek po herbacie.
Potem założył fartuszek i pomógł mu robić makaron. Jay nic nie powiedział. Ostatnio Zuko coraz częściej wbijał się do niego. Westchnął i zostawił mu wałkowanie ciasta. Sam zaczął kroić rozwałkowane ciasto w pasy i paseczki.
Oni mnie nienawidzą. - mruknął Zuko.
Zrozumiałe. Jesteś jak ja. Tylko z tym, że nie może cię wypędzić, bo się wyda co się stało z tymi z ognia, którzy bronili inne światy.
Inne światy?
Jay wzniósł oczy do sufitu. Tego mógł się spodziewać. W końcu Zuko był od niego młodszy o dwanaście lat. Nie wiedział, co się kiedyś działo.
Tak. Kiedyś istniały kraje pięciu żywiołów. Ziemi, Ognia, Wody, Powietrza i Energii. Kraje te współpracowały ze sobą. Jednak przed twoimi narodzinami nasz klan postanowił zawładnąć pozostałymi krajami. - powiedział, roztrzepując kluski, by się nie sklejały.
Dlaczego tak postanowili? - Zuko zerknął na niego.
Uznali, że skoro ich kraj zapewnia im ciepło, to oni są najważniejsi. Powoli podbijali każdy kraj. Do tej pory trzyma się tylko część kraju Wody. Reszta jest podbita i wygląda jak nasz świat. Kiedyś byłem tam na misji. Widziałem te kraje. Były piękne. A my je zniszczyliśmy. Cała przyrodę, roślinność. Ja się sprzeciwiłem, sporo osób też. Każdy został wygnany.
Nigdy nie widziałem innego krajobrazu niż ten nasz. - Zuko skończył i podał mu ostatni cienki placek ciasta.
Tylko północny krańce Krain ocalały. Tam jest tak zimno, że nie wytrzymujemy tego. Tam też ukrywają się niedobitki. Pewnie też tam pokaże się Awatar. - Jay pokroił to, co mu podał Zuko.
Przemieszał całość i wsypał do wrzątku.
Co to Awatar? - Zuko sprzątnął resztki po ich pracy.
Legendarna osoba. Po kolei w każdym kraju rodziła się osoba, która mogła opanować każdy żywioł. Twój ojciec wybił co do jednej osoby kraj Powietrza. Bo tam teraz to wypadło. Dlatego Awatar już nie istnieje. Chociaż… są słuchy, że w Kraju Wody na granicy znaleziono zamrożone dziecko z kraju powietrza. To może być nasz Awatar i życzę mu powodzenia. Chce normalnego, dawnego świata.
Zuko wstał i ruszył na górę. Awatar… powrót do dawnego podziału… dla niego to były nowości. W ich historii nigdy nie było wzmianki, że rządzą krainami bez woli ich mieszkańców. Zwoje nakreślały to jako prośbę ludów o opiekę najsilniejszego żywiołu. I nic nie było powiedziane o zmianach krajobrazu. Powoli zdjął ubranie i nago wkroczył do łazienki. Szybko umył się i owinął szlafrokiem. Jay nie uznawał ręczników. Albo ich nie miał. Zuko zszedł na dół. Na stole stała już miska zupy. Blondyn spokojnie siedział na parapecie i jadł swoją porcję.
A dlaczego zamierzasz nocować u mnie? - Jay zerknął na dzieciaka.
Bo ojciec kazał mi się wynosić aż do jutra wieczorem. Jakieś ważne spotkanie z innym klanem. - wzruszył ramionami, zabierając się za zupę.
Jay spojrzał na chłopca z bólem. Prawo nakazywało, by to syn dziedziczył władzę. Ale ten stary drań olewał to i zamierzał wszystko przekazać Azuli. Nie dość, że to dziewczyna, to jeszcze sadystka. Ale z drugiej strony, jego wierna popleczniczka. Te same charaktery.
Nie mogę uwierzyć, że aż tak im odbija.
Daj spokój, Jay. Nic nie poradzisz. - Zuko wstał i umył talerz po sobie.
Jay zamrugał. Potem podał mu do rąk także swoje naczynie.
***
Poranki w domu blondyna zawsze były monotonne. Wstać, umyć kuper i zrobić śniadanie. Zuko uchylił powieki, słysząc jak towarzysz wstaje z łóżka z radosnym łup i równie uroczym „kurwa mać!” Zachichotał w duszy, udając sen. Dzięki temu uniknął wstawania. Kiedy został sam w pokoju, przeciągnął się i spojrzał przez okno na czerwone niebo.
Jak wyglądały inne światy? Nigdy się nie dowiem. To pewnie legenda. - mruknął.
Nie był idiotą. Ojciec - nawet jeśli go nie tolerował - powiedziałby o czymś tak ważnym jak Awatar. Po prostu kolejna historyjka przyjaciela, by poprawić mu humor. Kiedy poczuł zapach jajecznicy, wstał i ubrał się, drżąc z zimna. Jak Jay to robił, że tu zawsze było chłodno? Szybko ubrał się i zszedł na dół.
Następnym razem wywalę cię rano, leniwy oszuście. - Jay mrugnął mu.
Oczywiście. - Zuko pokazał białe ząbki.
Jay zawsze tak mówił i nigdy tak nie zrobił. Obaj zasiedli do jajecznicy. Zuko podsunął mu chleb.
Skleroza?
Zuko zachichotał i cofnął rękę.
Nie, drażnienie się. Wiem, że nie lubisz chleba do jajecznicy, wolisz bułki.
Podał mu bułkę i Jay trzepnął go w tył głowy. Sielankę zakłóciło otworzenie drzwi. Spojrzeli tam.
Azula? Co ty tu robisz? - Zuko zbladł.
Zbieraj dupę od tego śmiecia. Ojciec zwołał nadzwyczajne posiedzenie, obowiązkowe dla całej rodzin. Nawet takiego beztalencia jak ty.
Odwróciła się i wyszła. Zuko spojrzał niepewnie na Jaya.
Idź. Następnym razem ty posprzątasz. - mrugnął mu.
Zuko wstał, pobiegł po rzeczy a następnie wybiegł z domku i ruszył za siostrą. Jay westchnął i sprzątnął.
Jednak prawdą są pogłoski, że Awatar się pokazał. Powodzenia, Zuko. Nie zdradź, że wiesz co to jest. Bo obaj będziemy mieli kłopoty. - szepnął cicho.
Potem wrócił do kuchni i postanowił poczytać księgę.
Rozdział 2.
Azula!
Dziewczyna nawet nie zatrzymała się. Nie miała zamiaru zwalniać dla takiego śmiecia. W końcu to ona jest starsza, mądrzejsza, silniejsza i przede wszystkim - to ją tolerował ojciec. W końcu jednak usłyszała łoskot i obróciła się. Oczywiście, gamoń wpadł w sidła kłusowników. Podeszła i kucnęła przy nim.
Jak zawsze ciamajda! - warknęła, przyglądając się pułapce.
Azula? - Zuko przełamał się. - To prawda, co mówił Jay?
Nie wiem co mówił ten prostak. Pewnie jakieś wizje z ćpania. - powoli rozsunęła kleszcze i Zuko cofnął nogę.
Że nie każdy jest zadowolony z rządów taty i dlatego źle zrobiłem przychodząc tam sam, bo mogli mnie zabić. Ale skoro oddali nam władze dobrowolnie, to dlaczego się teraz denerwują?
Spojrzała na niego zaskoczona. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że jej ojciec zakazał mówić młodszym, że to wynik agresji. Czyli głównym powodem gamoniowatości jej brata był fakt, że nie wie, co mu grozi.
Tak. Jest grupa osób, która od dawna działa i próbuje nas zabić.
Dlaczego nic nie mówicie dzieciom o nich? - Zuko zbladł.
Czyli Jay nie kłamał. Istnieją inne światy, niż jego? Jak wyglądają.
Bo to nie jest ważne. Wytępimy ich.
Do tego czasu zaatakują młodych, którzy nic się nie spodziewają. To nierozsądne. Czy teraz zaatakowali kogoś? - podniósł się niepewnie.
Przymknij się, śmieciu. Nie będziesz nas pouczał, jak mamy prowadzić politykę.
Ruszyła dalej.
***
Ojciec Zuko nerwowo krążył po pomieszczeniu. Gdzie oni są?! Azula nigdy nie lekceważyła rozkazów. Wkrótce usłyszał poruszenie na korytarzu. Do środka wkroczyła Azula, trzymając w ramionach Zuko.
Co?!
Gamoń z niego, ot co. Poza tym, mamy do wyjaśnienia pewną kwestię.
Położyła śpiącego Zuko na fotelu i wygoniła resztę.
Dlaczego nie powiedziałeś mu prawdy? Mógł zginąć.
Mała strata. I tak nie umie wypatrywać kłopotów. - wzruszył ramionami.
Jak ma to robić, jak nie wie o zagrożeniu? Zresztą, nieważne. Już i tak nie nauczymy go ostrożności. Całe szczęście, że ten durny Jay ciągle kazał mu uważać na siebie, jak opuszczał dom. Dzięki temu dotąd żyje.
Azula podeszła do barku i nalała sobie drinka. Zerknęła na Zuko, który właśnie otworzył oczy i nalała mu wina. Podała kielich chłopakowi.
Pij, na wzmocnienie. - warknęła.
Jak się tu znalazłem? - wziął od niej kielich i napił się troszkę.
Przyniosłam cię po tym, jak widowiskowo odfrunąłeś niemal na środku drogi.
Zuko zarumienił się i skulił. Azula westchnęła i usiadła w fotelu obok.
Ojcze. Co się dzieje? Plotki o tym Awatarze są prawdziwe?
Tak. Właśnie się dowiedziałem. Awatar wraz z dwoma towarzyszami jest niedaleko lasów Padaramy. - mężczyzna usiadł przy stole. - Musisz się go pozbyć, Azulo.
Domyślam się. - skinęła głową.
A ty, masz zakaz opuszczania zamku. - mężczyzna spojrzał na syna z obrzydzeniem. - Nie będziesz pałętał się nam pod nogami. I tak się do niczego nie nadajesz. Odejdź do siebie.
Jak rozkażesz, ojcze.
Zuko schylił głowę i powoli wstał. Kuśtykając opuścił pomieszczenie. Powoli ruszył do siebie. Znów odrzucony. Nie dość, że nie powiedzieli mu o prawdziwych powodach rządów to jeszcze potraktowali jak psa. Areszt aż do złapania Awatara! Nagle poczuł, że dwie służące, rozglądając się trwożliwie dookoła, podparły go i pomogły mu dotrzeć do pokoju.
Dziękuję. Ale niepotrzebnie narażacie się mojemu ojcu. - pozwolił usadzić się w fotelu.
Paniczu, ty jedyny jesteś tu normalny. - dziewczęta zdjęły mu buta i obmyły nogę.
Powinieneś stąd uciec. Oni nigdy cię nie docenią. Tylko cię skrzywdzą.
Skończyły owijać go bandażem, podały obiad i cicho wyszły. Zuko wstał i podszedł do okna. Zauważył Azulę, jak trenuje. Szykowała się do poszukiwań jak nic. Nie puszczą ją bez treningu. Oczywiście, wiadomo, że to ona była ideałem. Zuko zacisnął usta.
To niesprawiedliwe. - Warknął. - Ja nic nie mogę. Nienawidzę ich za takie coś.
Odwrócił się i podszedł do kufra. Miał tam plecak, który skrzętnie ukrywał. Na dłuższe wycieczki. Kiedyś szykował go z radością. Wtedy miał wkroczyć w wiek wykonywania misji. Nigdy jednak żadnej nie dostał. Teraz mu się przyda. Spakował tam ubrania i koc. Przejrzał manierkę. Była pusta. Nie miał jak iść po wodę i jedzenie. Ale i tak pójdzie. Uzupełni u Jaya. Spakował do plecaka również bandaż i zioła. Na wypadek choroby. No i na nogę. Przeklęte wnyki. Z drugiej strony, one mu pomogą. Bo nie będą zwracali na niego uwagi. Dziewczyny umocniły mu deseczką nogę. Mógł nawet biec. Drgnął, gdy usłyszał pukanie.
Paniczu?
Wejdźcie.
Po chwili dziewczyny przyniosły mu zapasy.
Wyprowadzimy cię tajnym przejściem o drugiej w nocy. Wtedy twój tata będzie na spotkaniu. Idź do Jaya. Czeka już na ciebie. Jest zachwycony tym, że w końcu przestałeś się bać.
A skąd wiesz, że pójdę? - spytał przekornie, pakując zapasy.
Bo jak złapiesz Awatara bądź zmusisz go do przyjścia tutaj, to nikt nie nazwie cię już śmieciem? Jesteś zbyt rozsądny, paniczu. Wiesz, że to ci da korzyści. - dziewczyna poczochrała mu włosy.
Tylko uważaj na siebie. Awatar jest silny i trzyma wszystkich towarzyszy żelazną ręką. Musisz więc uważać. Ponoć pozostali słuchają się Awatara bez wahania.
Rozumiem. - skinął głową.
Jay da ci cieplejsze ubranie. Tam jest zimniej.
Wstał i podszedł do okna. Usiadł na parapecie. Kątem oka zauważył, że dziewczyny wyszły. Nie były z klanu ognia. Ponoć niewolnice z kraju ziemi. Czy ci ludzie tęsknią za wolnością? A on? Niby wolny, ale ciągle poniżany. Na pewno chcą wrócić do domu. O ile jeszcze istnieje. Poczekał do wieczora. Kolację zjadł na dole, przy ojcu. Po prostu przysłał po niego. Azula i on szydzili z niego, gdy wszedł kulejąc. Co prawda nie musiał, ale udawać nie zaszkodzi.
Małe wnyki i już robisz tragedię. - jego ojciec skrzywił się i sięgnął po widelec.
Nic nie powiedział. Oczywiście, jego posiłek był mniejszy. Jak zawsze. Westchnął w duszy i zabrał się za jedzenie. Od jutra będzie jednak bezpieczny. Z dala od nich. Nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek wróci. Dlaczego miałby łapać kogoś, kto walczy o wolność innych? Niech sami sobie radzą. On tylko im zawadzał. Szybko skończył i musiał czekać aż oni skończą. Nie mógł odejść od stołu, póki ojciec nie wstanie. A on celowo to przedłużał. Musiał mu przeszkodzić w odpoczywaniu. W końcu jednak się ruszył. Ku jego rozpaczy, Azula czekała na niego. Ruszyli razem do jego pokoju.
Pokaż nogę.
Posłusznie podwinął nogawkę i zobaczyła bandaż. Zwęziła oczy.
Kto to zrobił? - syknęła.
Cóż, uznały, że jak ktoś zobaczy, że kuleje to pójdzie plotka, że mój ojciec nie umie dopilnować nawet zdrowia dziecka. Nie chciały obgadywania naszej rodziny, to opatrzyły. - pogładził nogę.
Kto? - tym razem spytała spokojnie.
Dziewczyny, które przyniosły obiad. Dały też mi kilka książek i powiedziały, bym chorobę poświęcił na naukę, bo jestem wam całkowicie nieprzydatny.
Prychnęła rozbawiona. Widać ich służba miała swoje sposoby na Zuko. Przejrzała książki ale to były zwykłe ogólniaki. Jak poznać zagrożenie, jak zauważyć słabe punkty atakującego. Zastawiła więc mu je.
Ojciec kazał cię opatrzyć. Bo potem będziesz się uskarżał, że nikt cię nie leczy.
Powiesz, że to ty opatrzyłaś?! One chciały ochronić honor domu! Proszę!
Spokojnie. Nie ukarze ich. Tym razem nie. Masz iść spać.
Dziękuję, siostro.
Powoli wstał i pokuśtykał do łóżka.
Dziwne, że kuśtykasz. - mruknęła od drzwi.
Mam tam liście dociśnięte deseczką. Mają pomóc zamknąć się ranie. Nie chce ich naruszyć. Miałem kłopot z zatamowaniem krwawienia.
Skinęła głowa i wyszła. Zuko położył się i zaczął czytać. Co prawda kupił te książki, ale co mu tam? Dziewczyny będą miały lepiej.
***
Jay czekał przy wyjściu z tajnego tunelu. Wkrótce zobaczył tam światło. Dwie dziewczyny i Zuko przedarli się przez wodę. Pomógł wyjść chłopakowi na stromy nasyp.
Wracajcie, zanim zauważą. Już ja się nim zajmę.
Skinęły im głowami. Razem poszli w stronę lasu. Ale nie skręcili na drogę do domku Jaya.
Nie do ciebie? - Zuko pobiegł za nim.
Nie. Do tajnego wyjścia dla uciekinierów. - Jay przeszedł pod mostem z lin.
Idziesz ze mną? - chłopak uśmiechnął się.
Jeśli pójdę z tobą, od razu domyślą się, gdzie idziesz. Musisz iść sam.
Szkoda...
Zuko zwiesił głowę. Jay pogładził mu włosy. Potem dorzucił tobołek.
Co to? - chłopak pozwolił umocować to sobie przy plecaku.
Śpiwór. Ciepła kurtka. Namiot. - wcisnął mu torbę z namiotem do ręki. - Musisz uważać na siebie. - No i przede wszystkim Mapa!
Wiem. Dziękuję.
Pobiegł w stronę mostu. Po przejściu przez niego odwrócił się i pomachał przyjacielowi. Ten odmachał, skinął głową i zawrócił. Zuko ruszył w stronę gór. Ku swojemu zdumieniu zauważył, że tutejsze niebo jest troszkę jaśniejsze niż to nad ich miastem.
Ciekawe, czy zobaczę inne niebo, niż czerwone. - mruknął, przyśpieszając kroku.
Nie wiedział, że zobaczy je szybciej niż myśli.
Rozdział 3.
Uwielbiał lasy. Ten zaś był wspaniały. Co prawda padało prawie cały dzień i przez to nie mogli zrobić sobie nawet herbaty, ale to mu nie przeszkadzało. Za to jego towarzyszom tak.
Jak tu zimno! - młody chłopak objął ramiona kurtką.
Sokka, marudzisz. - dziewczyna usiadła na zwalonym pniu.
Naciągnęła kaptur na głowę, by deszcz na nią nie padał i zaczęła przeglądać mapę. Spojrzał na nią z namysłem. Katara była urocza. Umiała czytać mapę najlepiej z nich. Do tego doskonale wiedziała, co mogą zjeść a co im zaszkodzi. Bez problemu została przewodnikiem grupy. Oczywiście Sokka wciąż protestował, ale po kilku ciosach w głowę i zamrożeniu mu tej żałosnej fryzury, odpuścił. Aang nie był typem awanturnika i mu to nie przeszkadzało. Nawet ich kłótnie rozśmieszały go. Szalone rodzeństwo.
Aang. - Katara uniosła głowę.
Słucham? - zerwał sobie kwiatka i wsadził za ucho.
Wzlecisz w górę i zobaczysz, czy mamy daleko do skupiska grot. Powinny być w tamtym kierunku. - wskazała na zachód.
Chłopak wytworzył kulę i wzniósł się w górę. Rozejrzał się i zobaczył, że są od grot tylko niecałe dwa kilometry. Już miał zlecieć, jak zobaczył dziwne odbicia kilka kilometrów dalej. Zmrużył oczy, ale cokolwiek to było, szło do polany. Zleciał więc na dół.
Dwa kilometry prosto. Bez przeszkód. Ale ja będę leciał górą. Zauważyłem dziwne odblaski i chce zobaczyć, co to.
Katara skrzywiła się, ale nim zdołała zaprotestować, Aang wzleciał ponad drzewa. Prychnęła więc i ruszyli w drogę.
Mam teraz tachać te drzewo dwa kilometry? - Sokka westchnął.
Jak chcesz się ogrzać to tak. - podniosła plecak i ruszyli w stronę grot.
Co to w ogóle za miejsce? - Sokka poprawił sobie drzewo.
Groty. Dość głębokie. Będzie gdzie rozpalić ogień. Są wyżej niż poszycie lasu.
Drgnęli, gdy usłyszeli okrzyk Aanga. Równocześnie zobaczyli groty. Chłopak zostawił im przy nich swoje drzewo.
Aang? - Katara podbiegła bliżej.
Te odcienie to zakrwawiony człowiek! Trzeba mu pomóc.
Zaczekaj! - Sokka spojrzał na czerwone niebo na zachodzie. - Jak wyglądał?
Brązowe, długie włosy. Czerwony płaszczyk…
Zostaw! On jest z kraju ognia! To wróg! - zawołali, ale chłopak już podleciał w stronę polany.
Rodzeństwo spojrzało po sobie. Potem jednak wzruszyli ramionami. Wołać za nim nie zamierzali. Tym bardziej nie chcieli lecieć za nim. Wnieśli drzewo do niedużej groty i ułożyli w stos przy ścianie. Zauważyli też miejsce na ogień.
To musiała być jakaś kryjówka. - Sokka zawrócił po drzewo przyjaciela.
Pewnie tak. Zakładam, że przywlecze tu tego darmozjada.
Katara rozesłała zapasowy koc na podłożu. Potem zaczęła przeglądać zapasy. Zdecydowała się na zrobienie rosołu. Wzięła więc brata i ruszyli do lasu.
Po co znów na deszcz?!
Skoro poleciał z pomocą, ognisty jest ranny. Trzeba dorobić się rosołu.
Dlaczego mamy go niańczyć?! - Sokka załamał się.
Aang nigdy nie prosi. - Katara uśmiechnęła się lekko. - Pierwszy raz coś chce. Niech mu będzie.
Sokka w tej chwili wyjął siekierkę i zamachnął się. Jego cel został osiągnięty. Na ziemię spadło ciało jakiegoś ptaka.
Niezły rzut. - Katara pochwaliła brata.
Podczas gdy on zaczął wspinać się po siekierkę, ona oporządziła ptaka. Potem nakopali korzonków jadalnych roślin i wrócili do groty. Sokka skulił się w wejściu i obserwował las przez zasłonę deszczu.
Długo nie wraca. - zauważył.
Pewnie musi się upewnić, czy nie zostawił nigdzie jego rzeczy. Rozpal ognisko.
Drewno jest mokre. - mimo to ruszył do niego.
Poszukaj bardziej wyschniętego.
***
Zuko z trudem oddychał. Trafił na wrogów i to z własnego klanu. Zaatakowali go bez litości. Teraz leżał na jakieś polanie. Słyszał, że ktoś przybył mu z pomocą. Ale kim był jego zbawca, nie wiedział. Poczuł, że ktoś bierze jego rzeczy i zarzuca sobie na plecy. Potem został wzięty w ramiona. Ostatnią rzeczą, jaką zauważył, była niebieska strzała na twarzy zbawcy. Potem omdlał. Aang tylko na to czekał. Wbrew marudzeniu rodzeństwa, nie był idiotą. Teraz, gdy nieznajomy był nieprzytomny, mógł wytworzyć kulę powietrza i podlecieć do grot. Już miał wystartować, gdy rzeczy gościa pękły. Położył go pod drzewem i zaczął naprawiać torbę. Miał już w tym wprawę. Sokka nauczył go tego. Potem spakował do tobołków rzeczy młodzieńca. Musiał wybrać się w dłuższą podróż. Może nawet do ich wioski? Wzruszył ramionami. Postanowił najpierw przenieść tobołki.
Aang! - Katara zauważyła go, jak wieszała kociołek nad ogniem.
Przyniosłem jego rzeczy. Młody chyba ruszył w daleką podróż.
A on? - Sokka odebrał od niego torby.
Zaraz go wezmę. Torby pękły, więc nie będę się z nimi tachał. Najpierw one.
Zawrócił po gościa. Kiedy zatrzymał się przed nim, ten wciąż spał. Musiał być wyczerpany. Delikatnie dotknął jego twarzy. Lewą stronę zdobiła paskudna blizna. Wciąż świeża. Poza tym, był ładny. Delikatnie podniósł go i wznieśli się kulą w górę. Zaraz jednak opadli niżej. Zauważył łowców.
Kim ty jesteś, skoro władca ognia posłał za tobą łowców? - mruknął.
Przerzucił go sobie przez ramię i poleciał kulą niżej niż czubki drzew. Było to niebezpieczne i wymagało manewrowania między pniami i gałęziami. Pół kilometra od grot wylądował. Ułożył młodzieńca na trawie i sam usiadł obok. Sięgnął do torby i wyjął pasek suszonego mięsa. Zaczął go przeżuwać. Pół kilometra. Zdąży dotrzeć z nim przed zmrokiem. Na razie nie zwracali uwagi na groty. Rozchylił gałęzie i spojrzał na łowców. Podzielili pasem las. Teraz przeszukiwali tę stronę, gdzie była polana. Odetchnął z ulgą i wstał. Otrzepał ręce.
Chodź, biedactwo. Na pewno pomyślą, że pobiegłeś w stronę zachodnią.
Podniósł go i ruszył w stronę grot. W pewnej chwili gość się poruszył. Powoli podniósł głowę.
Spokojnie. Są tu Łowcy z kraju ognia. - Aang mruknął, wzmacniając uścisk.
Z… mego kraju…
Tak. Zabieram cię do naszego obozu. Oni szukają cię po drugiej stronie.
Przeszli przez rzekę i wkrótce dotarli do grot. Sokka zbiegł do nich.
Spokojnie. Łowcy są niedaleko. Jeden wciąż obserwuję groty.
Pomógł Aangowi w prowadzeniu chłopaka. Zdziwiony pomyślał, że są w jego wieku.
Kim jesteście? - chłopak odetchnął, gdy schowali się przed deszczem w grotach.
Podróżnymi. - Sokka poprowadził go do zapasowego koca.
Posadził go na nim.
Odpocznij. Zaraz będzie coś do zjedzenia, to poczujesz się lepiej. - Katara przemieszała zupę.
Dziękuję.
Zuko owinął się kocem i spojrzał na swoich zbawicieli z ciekawością.
Rozdział 4.
Zuko wkrótce poczuł ciepło. Odetchnął spokojniej. Spojrzał przez wejście i zbladł.
Oddział alfa?! - podniósł się i podszedł bliżej.
Znasz ich? - Katara spojrzała na łowców.
Oczywiście. Ojciec wysyła ich tylko na najważniejsze misje. - zamrugał. - Dlaczego posłał ich za mną?
Musisz mieć wpływowego ojca. - Aang przyniósł mu suche rzeczy.
Niestety. To władca kraju ognia. - Zuko westchnął i wziął rzeczy.
Po chwili zauważył, że oni zamarli. Pojął, że nie zrozumieli. Pewnie nie znali jego relacji z ojcem.
Nienawidzi mnie. - wyjaśnił. - Jestem tylko śmieciem, który nie pomaga mu w rządzeniu krajem. Nie sądziłem, że po tym, jak kazał mi nie przeszkadzać mu, posłał za mną najlepszy z oddziałów.
Dokąd wędrujesz? - Aang zdjął swoje ubranie i przebrał się w coś suchego.
Mój przyjaciel mówił mi, że są miejsca, gdzie niebo jest innej barwy niż czerwone. Chciałem to zobaczyć.
Zuko szybko przebrał się. Potem usiadł przy swoim tobołku i wyjął zapasy. Podał je Katarze.
Proszę. Skoro już jestem tu z wami, to nie powinienem być darmozjadem.
Dziękuję. Połóż tam. Więc jesteś księciem. Następca tronu? - spojrzała ciekawie na niego.
Nie sądzę. Co prawda zgodnie z prawem powinienem, ale chyba odda kraj mojej siostrze. - Zuko usiadł przy ogniu. - Mała strata. Nie lubię tego kraju.
Dlaczego? - Aang usiadł przy nim.
Nie ma roślin. Nie ma deszczu. Wodę trzeba ściągać z daleka, nasza coraz mniej nadaje się do picia. Mamy tylko jeden las. Las wyklętych. I każdy traktuje cię jak psa, jeśli nie jesteś przydatny. Do tego dowiedziałem się, że to ponoć nieprawda, że inne kraje prosiły nas o opiekę.
Oczywiście, że to kłamstwo. Narzucacie się mordami i napaściami. - Katara podała mu miskę zupy.
U nas uczą, że to dobrowolne poddanie się. - odstawił miskę i podszedł do torby.
Podał jej zapiski szkolne.
Mamy wykłady. Bynajmniej ja miałem, nie wiem jak inni. Teraz nie wiem, co jest prawdą a co kłamstwem. Chyba…
Co chyba? - Sokka spojrzał na niego.
Chyba, że nie szukali mnie, tylko tego Awatara! Ponoć mój ojciec wysłał moją siostrę, by go złapała. Jeśli tak, współczuje temu zbawcy.
Bezwiednie potarł świeżą ranę. Zrozumieli już, że to pamiątka po siostrze.
Fajna rodzinka. Nie ma co. - Aang prychnął.
Jak ja i Katara. Też się kłócimy. - Sokka rozłożył ramiona. - Całe szczęście, że ja mam zasady i nie biję kobiet, zwłaszcza bezbronnych…
COŚ TY POWIEDZIAŁ?!
Zanim zdołali się zorientować, Katara rzuciła się na brata. Zaczęła szarpać go za włosy. Wspólnie potoczyli się pod ścianę, szarpiąc, wyzywając i kłócąc. Aang zaśmiał się. Po chwili również Zuko zachichotał.
Musisz im wybaczyć. Sokka jest marudny a Katara impulsywna. A tak w ogóle, na imię mam Aang.
Zuko. Miło mi poznać.
Uścisnęli sobie dłonie. Zuko zmierzył go ciekawym spojrzeniem. Strzałka, którą miał na czole nie była jedyną na jego ciele. Miał je także na rękach, nogach.
Te strzałki, to tatuaże? - przechylił głowę. - Mają jakieś sentymentalne znaczenie?
Idiotko, wyrwałaś mi garść włosów!
Dobrze ci tak, wyrwę i resztę…
Tak. Mój ród miał kiedyś takie oznaczenie. Nie żyją. - Aang uśmiechnął się na kłótnie rodzeństwa.
Przykro mi. - Zuko odchylił się, jak rodzeństwo mignęło mu przed nosem.
***
Azula zacisnęła usta. Pokazano im szkic chłopaka, który umknął im przy lesie. Zuko, jak nic. Zerknęła na ojca. Ten mełł w ustach przekleństwo.
Interesuje mnie to, jak tam się dostał. - przejęła pałeczkę.
Był sam. Pytaliśmy o niego w mieście. Ponoć nie chciał przeszkadzać rodzinie w ważnej sprawie i usunął się na czas ich zadania. Ludzi to nie dziwiło. Czarne owce rodziny często tak robią.
Znajdźcie go! - niespodziewanie odezwał się władca.
Ojcze? - Azula zauważyła wściekłość w jego oczach.
Idiota wziął dosłownie moje słowa, że ma nie przeszkadzać ci w misji. Musimy go złapać, zanim coś mu zrobią. Do tego miał uszkodzoną nogę. Ruszać się.
Żołnierze rozbiegli się a on poszedł do swej komnaty. Kiedy zamknął drzwi, oparł o nie głowę. To psuło mu plany wobec Jaya!
Zuko, idioto! Co ci szczeliło do tego łba? - wymamrotał.
Podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Tam, w ogrodzie, zginęła mu żona. Cudem ocalili nienarodzonego syna. Zbyt wcześnie urodzony, wątły, chorowity… Traktował go jak śmiecia. W końcu przez niego stracił żonę. Chłopcem zajmował się Jay. Brat jego żony, wujek Zuko. Ale nikt o tym nie wiedział. Nie chciał kłopotów. Potem, gdy zaczął podbijać świat, Jay mu się sprzeciwił. Zuko wtedy strasznie za nim płakał. Wydawało mu się, że się uspokoił, ale potem złapali go, że wykradał się do mężczyzny. Po seriach walk o to, ustąpił mu. Poderwał głowę i natychmiast wyszedł. Jay! On będzie wiedział, co odbiło temu głupkowi. Szybko opuścił miasto i wbiegł do lasu. Drogę znał. To tam mieszkał Jay z siostrą. Wpadł na podwórze i niemal nie wywalił się na błocie.
Jakie widoki. Ozai, władca ognia, tańczący w błotku.
Spojrzał na prawo. Jay uniósł brew i wszedł do domu. Ruszył za nim.
Mógłbyś sprzątnąć podwórze, wiesz? - usiadł na krześle.
Po co? Nikt poza Zuko tu nie przychodzi. A on wie, jak tu chodzić. Właściwie, spóźnia się. - podał mu herbatę i ukrył uśmiech.
Zuko nie ma w kraju ognia. - Ozai napił się poziomkowej herbaty.
Co takiego?! Przecież on nie umie walczyć! Jak mogłeś wysłać go na misję?!
Nie wysłałem. Uciekł. Łowcy już go namierzyli i szukają go. - Ozai oderwał jego dłonie od siebie. - Opanuj się.
To twoja wina! Traktujesz go jak psa! Nic dziwnego, że uciekł. - nie mógł mu tego podarować.
Przyłoży dodatkowy balast władcy, ale co mu tam. Jego ulubieniec jest poza granicami i jakby nie patrzeć - martwił się o niego. Podszedł do okna i wyjrzał na krzew róży. Koło niego rosła mała sadzonka. Tak jak kiedyś jego siostra, tak teraz Zuko zasadził sobie krzew.
Wiem, że to moja wina. Jak go dorwę, porozmawiam sobie z nim. - Ozai dopił herbatę.
Jak miło. - Jay skrzywił się.
Jeśli wróci, masz pozwolenie go odwiedzić. W ogóle, rób co chcesz! Możesz nawet wrócić do zamku.
Rzucił mu na stół jego sygnatury i wyszedł. Sekundę potem Jay usłyszał pisk i łoskot upadku. Drzwi znów otworzyły się.
I wysprzątaj te zagnojone podwórze! - wrzasnął ubłocony Ozai i trzasnął drzwiami.
Jay zachichotał. Potem podniósł oznaczenia ze stołu. Ozai musi być nieźle zdesperowany, skoro aż go przywrócił. Schował je, złapał za miotłę i ruszył zamieść podwórko. Lepiej nie drażnić władcy, bo jeszcze zmieni zdanie…
Rozdział 5.
Katara wstała jako pierwsza. Bynajmniej tak jej się wydawało. Rozejrzała się i zamarła. Posłania zarówno Zuko i Aanga były puste. Podniosła się i podeszła do wyjścia. Zauważyła, że obaj wciąż czuwali.
Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie uciekać. - Zuko powiódł spojrzeniem po łowcach.
Też tak myślę. - Aang odwrócił się i spojrzał na Katarę. - Całą noc szukali Zuko. Musimy wycofać się, zanim tu dotrą.
Ale jak? Zablokowali trasę w stronę jaśniejszego nieba. - Zuko oparł się o skałę.
Nie podejrzewają, że wrócisz, więc pójdziemy w stronę ciemnego nieba. O ile się orientuje, po wyjściu z Panaramy, można to obejść.
Zuko drgnął. Ta nazwa… Tutaj miał być Awatar… spojrzał na nich zaskoczony.
Jest inne wyjście? - Aang też nie był zachwycony tym pomysłem.
Jest. Musielibyśmy cofnąć się i obejść las.
Cała trójka wróciła i Katara rozpaliła ogień. Zuko obserwował ją. Czy Awatar mógł być dziewczyną? Ale to ona trzymała ich żelazną ręką. Aang… był za spokojny. Sokka wiecznie marudził. Została się ona.
Sokka, wstawaj!
Katara jednym kopnięciem wyrzuciła z posłania brata. Po serii wyzwisk, ciosów i marudzenia, Sokka zwinął posłanie i usiadł przy nich.
Masz fajną siostrę. Moja to by mnie zabiła.
Nie ciesz się. Obyśmy na nią nie trafili.
Azulę? Najprawdopodobniej trafimy. Nie chce, by coś wam zrobiła.
Nie martw się. Przecież masz jakiegoś przyjaciela. Zaprowadzimy cię w pobliże jego domu i będziesz bezpieczny. - Aang podał im posiłek a sam ruszył pozbierać obóz.
Zuko niepewnie zjadł swoja porcję. Oni byli mili, zwłaszcza Aang. Spojrzał na niego. Widząc, jak się męczy z rozpaleniem ognia na herbatę, podpalił go magią. Katara westchnęła i wodą zmniejszyła płomienie, by nie były zbyt intensywne.
Potrafisz używać wody? Wspaniałe. - Zuko spojrzał na nią.
Owszem. A co, zazdrosny? - spojrzała na niego uważnie.
Zaskoczony. Mało co spotyka się magów innych niż ognia.
Bo twój ojciec zabronił uczyć się innej magii.
Chłopak westchnął i opłukał miskę w resztkach wody w kociołku. Również zebrał swoje rzeczy.
Idziemy naprzód. - Katara zarzuciła plecak na ramiona.
Cofamy się. Przed nami są łowcy. - Sokka założył dłonie na biodrach.
Zaczyna się. - mruknął Aang.
Zanim Zuko zdołał zapytać, co się zaczyna, rodzeństwo już toczyło wojnę. Aang wyprowadził nowego towarzysza z groty i ruszyli w powrotną trasę.
A ona nie będzie zła, że się cofacie?
Będzie, ale tam jest zagrożenie. Nie możemy się narażać, tym bardziej, że szukają ciebie.
***
Katara i Sokka dogonili ich po godzinie. Ale nie tylko oni szli z nimi. Ich śladem podążał również jeden z łowców.
Mieliśmy iść do przodu. - dziewczyna przyłożyła obu po głowach.
Widać, że nie miałaś nigdy do czynienia z oddziałem alfa. Nie przeżyłabyś tego. Musimy się cofnąć, jeśli chcecie przeżyć.
Sokka skinął głową i ruszyli przed siebie.
Wiem, że martwisz się o przyjaciół, ale nie możesz prowadzić ich na pewną śmierć. Nie znam technik, jakimi dysponują, ale ten oddział ma opracowane magiczne osłony. Jeden krok i po tobie.
No dobrze. Tym razem ustąpię. Ale nadłożymy drogi.
Chłopaki przewrócili oczami. Naprawdę, Katara czasem miała swoje odpały. Jednym z nich był wstręt do wędrówek. Łowca poczekał, aż wyliczyli, gdzie będą nocować i odwrócił się.
---
Ozai spojrzał na las. Osobiście przybył tutaj, by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Zuko musiał wrócić jak najszybciej, inaczej sprawy wymkną się spod kontroli.
Panie, jeden z łowców wraca tutaj. - dowódca oddziału podszedł bliżej.
Już wczoraj cofnął oddział, zostawiając tylko iluzje wojowników. Teraz zwiadowcy szukali księcia. W końcu musieli trafić na ślad. Ozai podszedł bliżej, do nadbiegającego młodzieńca.
Jest! Znalazłem go. Cofa się wraz z trójką dzieciaków w stronę wyjścia od strony kraju wody. - zwiadowca pokłonił mu się.
Co z nim?
Ma ranę po ataku panienki Azuli, ale dzieciaki opatrzyły mu ją. Poza tym troszkę kuleje i niemal nic nie niesie, więc chyba nie jest źle.
Dlaczego ich zostawiłeś? - dowódca spojrzał wściekle.
Nie zostawiłem, wciąż ich widzę na osłonie. Doczepiłem ją do dziewczyny, nikt nie zauważy u niej małego wisiorka z koralików, tym bardziej, że nosi podobne. Poza tym, chcą zanocować na polanie z siedmioma szałasami, a to punkt kontrolny.
Władca przeszedł się w stronę lasu. Zuko opuszcza kraj ognia? Nie, nie przejdzie przez granicę. Może co najwyżej się cofać z nim, a potem obejdzie las i wróci inną trasą.
Na razie tylko obserwujcie ich i w razie potrzeby, osłaniajcie Zuko. - spojrzał na oddział alfa.
Ojcze? - Azula podeszła bliżej.
Nie sądzę, by go skrzywdzili. Ot, smarkaczowi zachciało się wycieczek i wpadł na nich. Kraj wody zawsze stara się pomagać przybyszom, więc pewnie opatrzą go i odeślą do domu. Mogłabyś być ostrożniejsza i nie atakować go następnym razem?
Nie wiedziałam, że to on. Myślałam, że zdrajca i strzeliłam na oślep. - dziewczyna spojrzała na las.
Nieważne. Po prostu teraz bądź ostrożna. Zuko musi wrócić bezpiecznie do domu, to priorytet.
A co z Awatarem? - Azula podeszła bliżej.
Zdążę go dorwać. Obiecałem sobie, że Zuko będzie żył w spokoju. To było ostatnie życzenie waszej matki i on ma wrócić do domu.
Ozai odszedł w stronę powozu. Jego córka spojrzała niepewnie na las. Nienawidziła zieleni. A teraz musi znaleźć tam brata. Wydała serie rozkazów. Potem przyszło im tylko czekać, aż chłopak się pokaże.
---
Zuko usiadł w szałasie. Dzisiaj on i Sokka przygotowywali posiłek. Katara i Aang zniknęli na zewnątrz.
Oni są parą? - Zuko oparł się o ściankę i grzał nogi.
Nie. Katara uczy Aanga magii.
Oboje są magami? Nie wiedziałem, że Aang też ma aspiracje na maga. - Zuko wstał i spojrzał na wyjście.
Idź poobserwuj. Trenują przed obozem, ja sobie poradzę.
Zaintrygowany Zuko ruszył w stronę wyjścia.
Rozdział 6.
Obserwował dziewczynę, skupioną na przeciwniku. Aang słowem się nie odezwał, tylko obserwował jej ruchy. Wyglądali jak zawodowi wojownicy. Zuko uśmiechnął się lekko i czekał. Nie trwało to dłużej niż minutę. Katara zaatakowała chłopaka pięcioma strumieniami wody, wijącymi się jak węże. Aang uskoczył przed nimi na drzewo i woda roztrzaskała się o gałęzie.
Możesz się chować, ale i tak nie uda ci się to. - Katara obserwowała drzewo.
Jednak Zuko patrzył po gałęziach za nią. Chłopak na pewno był już daleko od tamtego drzewa. W końcu go wypatrzył. Był już tuż za Katarą.
Wyłaź, tchórzu. - dziewczyna wciąż nie była świadoma tego, że ten jest za nią.
Proszę bardzo.
Katara obróciła się po to, by chłopak zeskoczył za nią, złapał ją za rękę, przerzucił przez siebie i posłał w krzewy. Zuko nie wytrzymał i roześmiał się. Po chwili dostał wodą z krzewów. Aang zaśmiał się z jego miny. Katara wyszła z nich nastroszona, co w połączeniu z zeschniętymi listkami w jej włosach dało zabawny efekt.
Tak cię to bawi? To może się dołączysz?
Nie bardzo znam się na magii, ojciec nic mnie nie uczył. Tylko sama teoria i czasem Jay mnie potrenował.
Nie szkodzi. - Katara uśmiechnęła się.
Jednak przeliczyła się, myśląc, że Zuko jest łatwym przeciwnikiem. Te troszkę treningów wystarczyło, by powalił ją w jeżyny. Aang śmiał się z niej prawie dziesięć minut, podczas gdy chłopak pomagał jej wyjść z chwastów.
Przepraszam. - mruknął skruszony, wyplątując ją z gałązek.
Przeżyje. Nie martw się tym. - machnęła ręką.
Nie sądziłem, że to aż taka siła. Nie byłem nigdy w stanie nikogo pokonać.
Dobrze sobie radzisz. Jeszcze troszkę treningów i wyjdzie z ciebie niezły mag i wojownik. - Sokka machnął na nich ręką. - Kolacja.
Cała trójka wkroczyła do szałasu i usiedli wokół ognia.
A ty nie trenujesz z nimi? - Zuko spojrzał na Sokkę.
Nie. Wolę walczyć wręcz.
Zuko wrócił do jedzenia. Miał znikome informacje o towarzyszach Awatara. Jeden znał się na magii wody, drugi był wojownikiem. Czyli to oni. Uśmiechnął się lekko do nich.
Nauczysz mnie troszkę walczyć?
Jak chcesz. - Sokka zaśmiał się i wyprostował dumnie.
Chciałbym też potrenować magię… - Zuko spojrzał na Katarę i zbladł.
Ten wisiorek… miał tak charakterystyczne ułożenie… poderwał się, zerwał go z niej i odrzucił na piasek. Zanim zdołali zareagować, przez wisiorek przeszedł czerwony prąd.
Na co czekacie!? Uciekajcie stąd! TO JEDNA Z OSŁON NAMIERZANIA, UŻYWANA PRZEZ ZWIADOWCÓW OGNIA!
Przez chwilę wpatrywali się w niego i wisiorek. Potem momentalnie poderwali się i złapali za swoje rzeczy. Na szczęście nie wypakowali się jeszcze. Wybiegli z obozu w stronę wyjścia.
Jak nas znaleźli? - Aang był zaskoczony.
Mogli zauważyć ich jak szli do nas i doczepili im wisiorek. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. - Zuko skręcił w strumień.
Odwiązał tratwę i puścił ją strumieniem. Sam zaś wciągnął ich do wody i ruszyli pod prąd. Po kilometrze wyszli na brzeg i schowali się pod zwalonymi pniami. Niemal pięć minut później minęli ich łowcy z Azulą.
Ładna babka. - mruknął Sokka.
Azula, moja siostra. Jesteśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mam nadzieję, że zmyłka z tratwą podziała. - Zuko przygryzł wargę.
Powoli ruszyli brzegiem w stronę jego domu. Na szczęście wkrótce odbili na kraj Ziemi.
***
Katara siedziała w wejściu do namiotu. Spojrzała na towarzyszy. Aang spał, rozwalony na całym posłaniu. Zuko drzemał niespokojnie. Za to Sokka właśnie siadał. Rozejrzał się i po chwili zauważył ją w wejściu. Owinął się kocem, wziął jej koc i usiadł naprzeciwko. Katara z ulgą okryła się kocem.
Nie możesz zasnąć? - szepnął.
Obudziły mnie grzmoty.
Sokka wyjrzał przez wejście. Rzeczywiście, na zewnątrz rozszalała się nawałnica. Ulewa zalewała szczeliny a wiatr porywał niekiedy całe gałęzie. Nie odczuwali tego, gdyż rozłożyli namiot w zakolu skał i zarówno boki jak i górę osłaniały kamienne ściany. Sokka okrył się szczelniej kocem.
Nie cierpię ulewy, ale tym razem cieszę się z niej. Zatrze nasze ślady. - mruknął.
Wiem. Do tego opóźni pościg. Widziałam, jak zabierała całe drzewa. - Katara spojrzała na Zuko.
Nie ufasz mu? - Sokka zrozumiał niepokój.
Nie do końca. Z jednej strony, pomógł nam. Z drugiej, to syn Ozai. Nie wiem, co może zrobić. Do tego lubi Aanga.
Z wzajemnością. On też mu ufa. Po prostu obserwujmy ich… Zobacz, przeszło. Możemy ruszać.
Sokka wstał i zbudził pozostałych. Nie marudzili. Wiedzieli, że muszą uciec jak najszybciej. Wkrótce wyszli z lasu na równinę. Tam ruszyli biegiem. Tuż przed wschodem słońca dotarli do skał. Usiedli między nimi wyczerpani.
Niezły trening. - Aang zachichotał.
Troszkę za bardzo wyczerpujący. - Zuko położył się na kamykach. - Dokąd teraz?
Jak najdalej stąd. - Sokka wstał.
Podnieśli się za nim niechętnie. Na szczęście Zuko rozdał im troszkę prowiantu. Miał sporo zapasów do zjedzenia na zimno. Teraz obserwowali las, żując chleb i ser.
Jeśli damy radę, do wieczora będziemy daleko stąd. Skały osłonią nas przed ich magią i wzrokiem. - Aang skończył jeść.
Sięgnął po swoje rzeczy, ale Zuko był szybszy. Zarzucił je sobie na plecy, do swoich tobołków.
Zuko, zostaw te rzeczy. - Katara zwęziła spojrzenie.
Nie. On nosił moje, jak się źle czułem. Teraz czas na rewanż. Zresztą, wy jesteście magami. Wodą lepiej pokona się ogień. Ja ze swoją jestem nieprzydatny. - Zuko pokręcił głową.
Sokka skinął głową. Sam zabrał rzeczy Katarze.
Ma rację. Ruszajmy, ale wy musicie mieć wolne ręce, na wypadek ataku.
Katara i Aang poddali się i ruszyli za nimi. Dziewczyna z jednej strony była zadowolona, bo miała sporo rzeczy. Z drugiej, wiedziała, że to tylko wymówka. Zuko chciał nieść rzeczy ich przyjaciela i wybrał taki argument, by uciąć dyskusję. Sokka spojrzał na nią z ciekawością. On również to wyczuł. Aang był chyba jedynym, który tego nie widział. Chłopak rozglądał się teraz czujnie, ale co jakiś czas rumienił się. Zwłaszcza, jak spotykał spojrzenie Zuko. Ten również czuł zakłopotanie, gdy na niego patrzył, ale z innej strony. Poza zakłopotaniem czuł też radość i już wiedział jedno. Stanowczo musi porozmawiać z Jayem o swojej orientacji…
Rozdział 7.
Zuko spojrzał na Aanga. Tradycyjnie, rodzeństwo kłóciło się o jakąś bzdurę, więc mieli chwilę spokoju. A on podjął już decyzję. Zabierze ze sobą chłopaka do przyjaciela. Nie chciał, by przez Awatara i on zginął.
A ty co taki samotny? - Sokka podał Zuko siekierkę.
Martwię się. Stanowię dla was zagrożenie. Oni mnie szukają a przez to i was. - Zuko wziął siekierkę.
Poprawię ci humor. Chodź, potrenujesz ze mną.
Zuko wstał i podszedł z nim do drzewa. Sokka pokazał mu jak rzucać, by siekierka głęboko wbiła się w pieniek. Aang usiadł niedaleko i podparł głowę rękoma. Zuko wziął zamach i rzucił. Oczywiście siekierka nawet nie doleciała do pieńka.
Nie tak. - Sokka przyniósł ją.
Sam stanął za nim i pokazał mu, jak trzeba brać zamach, by daleko rzucić. Tym razem doleciała, ale nie trafił.
No dalej. Magią trafiasz bezbłędnie a nie możesz siekierką? - Katara usiadła przy Aangu.
To nie to samo, mała. - Aang okrył się kocem. - Tu się wszystko robi inaczej. Nie porównuj magii do siły bo to dwie różne dziedziny…
Trzask! Spojrzeli w tamtą stronę. Zuko wyprostował się zachwycony. Przebił się siekierką przez ten pieniek. Co prawda nie był wcale gruby, za to szeroki, ale mimo wszystko.
Gratulację. - Sokka wrócił z siekierką. - Wkrótce opanujesz ruchome cele.
W trakcie walki chyba nie jest rozsądne pozbywać się broni? - Zuko obserwował, jak Sokka celuje w konary.
Nie mówiłem o walce. Aang, spłoszysz?
Chłopak posłał wodę w konary i wyleciały stamtąd ptaki. Sokka zamachnął się i rzucił siekierką. Trafił bezbłędnie. Zuko aż otworzył usta, gdy chłopak pobiegł po łup.
On tak zawsze?
Oczywiście. - Katara wstała. - Trzeba przynieść drzewa. Przejdziecie się?
Zuko i Aang wstali. Zuko już wcześniej przepakował swoje rzeczy. Zabrał plecak i ruszyli po opał. Miał wielką szanse. Zabierze go do Jaya. Idealna okazja. Czuł ból, że nie weźmie tamtą dwójkę, ale z drugiej strony zostawił im list i swoje rzeczy. I pieniądze i informacje jak przetrwać. Poczekał, aż oddalili się i unieruchomił chłopaka. Aang szarpnął się, ale nie miał szansy.
Spokojnie, mały. Nie zabiję cię ani nic z tych rzeczy. - Zuko poluźnił uchwyt.
Co robisz? - Aang znów się szarpnął.
Wiem, co chce zrobić mój ojciec. Zabić Awatara. Więc niech sobie ją zabija, ale ciebie nie dam. Zabiorę cię stąd daleko i nas nie znajdą.
Aang w końcu zrozumiał. Zuko uważał, że Katara jest Awatarem. A wiedząc, że polują na nich, zabierał go od zagrożenia. Uspokoił się i obrócił do niego.
Katara nie jest Awatarem. - powiedział spokojnie.
Kłamiesz. Awatar jest silny i rządzi. Tylko ona jest taka.
Bo my jej ustępujemy. Poza tym, ja nim jestem.
Zuko cofnął się i spojrzał na niego uważniej. On jest awatarem? Po chwili potrzasnął głową.
Nie wierzę ci. Muszę cię zabrać stąd, zanim łowcy ich znajdą.
Pociągnął Aanga na plecy i ruszył w stronę dawnego domu.
Puszczaj mnie!
Ucisz się, bo inaczej ja cię uciszę.
Po chwili prysnął mu czymś w twarz. Nie lubił tego używać, ale musiał. Wkrótce towarzysz zasnął. Zuko przyspieszył i wkrótce znów był w granicy swego kraju.
***
Katara zaczynała już się niepokoić.
Gdzie oni są? - warknęła.
Nie wiem. - Sokka usiadł na swoim posłaniu.
Po chwili podskoczył, gdy poczuł papier. Rozłożył kartkę i zbladł
Od Zuko. - warknął.
Co pisze? - Katara rozejrzała się za czymś ciężkim.
Po pierwsze wziął cię za Awatara. - Sokka uśmiechnął się. - Masz tu pełno rad jak przeżyć. A Aang został zabrany, bo „swoją obecnością Awatar naraża jego bezbronną osobę na niebezpieczeństwo”. Zostawił nam swoje rzeczy i notatki.
Ale dlaczego wziął mnie za niego? I co robimy? Gdzie go zabrał?!
Nie wiem. Na razie kazał nam uciekać w głąb kraju ziemi. Łowcy są tuż za nami, widział ich wczoraj.
Spakowali się i wyszli. Rzeczywiście, teraz, w środku nocy, widzieli niedaleko jasne punkciki. Ogniska wroga.
Nie gaś naszego. Niech myślą, że wciąż tu jesteśmy. - mruknęła, schodząc w dół.
Sokka ruszył za nią, zabierając rzeczy towarzyszy.
---
Jay westchnął i schował miotłę. Gdzie ten jego podopieczny znów polazł. Z kim? Słyszał już przesłanki, że opiekują się nim dzieciaki. Jakie? Dokąd idą? Nie wiedział tego.
Jay!
Drgnął i obejrzał się. Nie, nie pomylił się. To Zuko właśnie szedł w ich stronę, niosąc kogoś. Podbiegł do nich i wziął nieprzytomnego chłopaka na ręce.
A ty co odwalasz? Hę? - poprowadził ich do siebie. - Natychmiast się umyj!
Szukamy schronienia. Już, już.
Zuko zdjął plecak i położył w salonie. Jay zaniósł chłopca do wolnego pokoju. Przyjrzał się tatuażom. Nie do wiary, Zuko przyniósł mu Awatara! Jakim cudem?! Okrył chłopaka kocem i zszedł na dół. Zuko siedział w salonie i pił wodę. Jay złapał za ręcznik i posadził go przed sobą.
Cały mokry! Jak ty wyglądasz?!
Zaczął tarmosić włosy chłopaka. W końcu dał mu spokój i odłożył ręcznik. Dopiero wówczas zauważył bliznę i zbladł. Przyklęknął przed nim i delikatnie obadał bliznę.
Zuko, kto…
Azula. - chłopak schylił głowę.
To dlatego Ozai szalał tak po powrocie z lasu? - Jay wstał i sięgnął do szafki po apteczkę.
Ojciec był przy lesie?! - Zuko zdumiał się, ale nadstawił do opatrywania.
Był nawet tutaj. Przywrócił mnie do rodu, mając nadzieję, że jak wrócisz, to cię sprowadzę.
Zuko spojrzał na niego niepewnie.
Nie bój się, są schowane. Nie używam ich.
Jay posmarował maścią twarz chłopca.
Taki byłeś ładny. - westchnął.
Trudno. Co z moim przyjacielem?
Śpi. Nie budziłem go. Skąd ty go wziąłeś?
Zuko opowiedział mu o ataku Azuli i pomocy, jaką udzielili mu nowi towarzysze. Jay uśmiechnął się na oburzenie podopiecznego, gdy Aang powiedział mu, że to on jest Awatarem.
Zuko, on naprawdę jest Awatarem. Te tatuaże, są oznaczeniem kraju powietrza. To Awatar. - blondyn obrócił się i zobaczył sylwetkę chłopaka.
Jeszcze gorzej! Jak go obronić? Nie chce go stracić, lubię go! - Zuko odchylił głowę.
Wtedy zobaczył Aanga.
Obudziłeś się? Chodź do nas, rozmawiamy jak cię ochronić przed moim ojcem. - zawołał go.
Po chwili wahania Aang zszedł do nich.
Rozdział 8.
Aang poruszył się. Usiadł niepewnie w pościeli i rozejrzał się.
O ile pamiętam, porwał mnie Zuko. - mruknął sam do siebie. - Co to za miejsce? Jak na celę, to słabo zabezpieczone.
Wstał i podszedł do drzwi. Nie były zamknięte. Wyszedł na korytarz i zaczął schodzić na dół. W końcu usłyszał, jak Zuko kończy swoją opowieść. Niepewnie zajrzał do pomieszczenia. Był tam z nim jakiś wysoki blondyn.
Zuko, on naprawdę jest Awatarem. Te tatuaże, są oznaczeniem kraju powietrza. To Awatar. - blondyn obrócił się i musiał go zauważyć, gdyż uśmiechnął się miło.
Jeszcze gorzej! Jak go obronić? Nie chce go stracić, lubię go! - Zuko odchylił głowę przez kanapę, patrząc teraz na niego.
Wtedy zobaczył, jak oczy mu się rozszerzyły i uśmiechnął się.
Obudziłeś się? Chodź do nas, rozmawiamy jak cię ochronić przed moim ojcem. - zawołał go.
Po chwili wahania Aang zszedł do nich. Podszedł do Zuko i usiadł na kanapie, przy nim.
Aang, poznaj Jaya. Jay to przyjaciel, też nie przepada za moim tatą.
Miło mi. - Jay ujął jego dłoń. - Oczywiście, nie wydam was ale starajcie się nie opuszczać domu. Mogę być obserwowany. Chcesz coś do picia, mały?
Nie, dziękuje. - Aang pokręcił głową.
Mimo to Jay powędrował do kuchni. Zuko przeciągnął się.
Troszkę tu ciasno, ale bezpiecznie. Jay to specjalista od zabezpieczeń. Zanim nas tu znajdą, mielibyśmy czas uciec. Nic ci nie grozi.
A co z Katarą i resztą? Pomyślałeś o nich? Martwią się na pewno…
Zostawiłem im wiadomości. Nie bój się. Teraz, martwi mnie twoja osoba. Trzeba cię podszkolić. Woda to dobry sposób, ale magowie ognia już dawno nauczyli się pokonywać swoje słabości.
Myślę, że trzeba poduczyć go podstaw walki ogniem. Chociażby by wiedział, jak to wygląda. - Jay wrócił z nożem - Zbierać się do kuchni.
Chłopaki podnieśli się i ruszyli za nim. Usiedli przy stole i Jay postawił im owoce na środku. Potem ruszył do piekarnika i wyjął stamtąd kurczaka. Przełożył na półmisek i postawił na stole.
Zuko, podasz mi ziemniaki? Są w misce, tej niebieskiej. - Jay zabrał surówkę.
Zuko przeniósł ziemniaki na stół.
A ja? - Aang wstał.
Też chciał pomóc. Chociaż odrobinkę.
Weź talerze. - wskazał mu na przygotowaną zastawę.
Aang wziął to, ostrożnie mijając blondyna. Rozstawił naczynia i ułożył sztućce. W końcu cała trójka usiadła do stołu. Jay nałożył Zuko porcję.
Za dużo! - chłopak się oburzył.
W sam raz, chudzino. Jeść, bez dyskusji. - Jay zmierzył go morderczym spojrzeniem.
Potem nałożył tyle samo Aangowi. Ten jednak nie odezwał się, więc zaskoczony Zuko uniósł brew.
A po co się sprzeciwiać? I tak odpowiedziałby mi tak samo, jak tobie. - Chłopiec wzruszył ramionami.
W sumie racja. - Zuko przygryzł wargę.
Więc, widziałeś już jasne niebo? - Jay spojrzał na ulubieńca.
Widziałem jasno czerwone. Dalej nie zawędrowałem. - Zuko niechętnie nabrał ziemniaki na widelec.
Zaczął opowiadać, co widział i jak reagowali na niego ludzie. Jay cieszył się wraz z nim, chociaż wciąż odczuwał niepokój.
Mam nadzieję, że tamci dadzą sobie spokój. Jak zobaczą, że cię tam nie ma, to zawrócą. - mruknął, krojąc pierś kurczaka.
Mam taką nadzieję. Lubię ich, ale mniej niż Aanga. - Zuko zarumienił się.
Jesteś straszny! - Jay wzniósł oczy do sufitu. - Jak ja i twoja matka.
W sensie? - Zuko wypił kompotu.
Jak ci się podoba Aang i chcesz z nim uprawiać seks, to mu to powiedz.
Sekundę potem całe picie znalazło się na stole. Aang spojrzał na czerwonego Zuko a potem na Jaya, który się śmiał.
Jesteś straszny! - Zuko w końcu przestał się krztusić.
Tak? To dlaczego nie zostałeś tam, by go chronić, tylko zabrałeś tutaj? - Jay mrugnął Aangowi.
Bo… Tu jest bezpieczniej! - Zuko zaczerwienił się żałośnie.
W kraju Ognia? Gdzie Ozai w każdej chwili może przyjść? Przy bezbronnym, pozbawionym magii człowieku?
Aang uśmiechnął się. To wiele wyjaśniało. Słyszał o takich ludziach, co zamiast kochać dziewczęta, kochają chłopców. Nie było to groźne. Spojrzał na Jaya, który dogryzał jego koledze.
A ty? Kochałeś się kiedyś w chłopcu? - spytał się go nieśmiało.
Zuko zamrugał i spojrzał na Jaya. Ten spoważniał.
Tak. Bardzo. Byliśmy razem w każdym tego słowa znaczenia. - odpowiedział.
A dlaczego teraz tu go nie ma? Co się stało? - Zuko zamrugał.
Mieliśmy umowę. Gdy przychodziła tu dziewczyna, rodzinie mówiliśmy, że to do mnie. Jak chłopak, to, że do matki Zuko. Mieszkała u nas. Niestety, Ozai nie był zachwycony pojawieniem się konkurencji. Zrobił wojnę któregoś razu. Przy tym zabił też rzekomo moją dziewczynę. Za pocałowanie na pocieszenie matki Zuko. Potem pokłóciłem się z Mikim i nigdy już nie spotkałem tego chłopaka. Czy raczej spotykałem ale nie odzywałem się do niego.
Przez chwilę cała trójka milczała. Aang spojrzał na poważnego blondyna, który nagle się aż roześmiał. Przez to obaj podskoczyli.
To jak, całowałeś już Aanga? - zapytał.
Nie. Zostaw mnie w spokoju. - Zuko ukrył twarz w ramionach.
A to powinien mnie pocałować? Dlaczego? - Aang zamyślił się.
By ci pokazać, że traktuje poważnie swoje uczucia do ciebie.
Aang wzruszył ramionami, wstał i podszedł do Zuko. Usiadł mu na kolanach i objął go. Potem pocałował w policzek. Zuko spojrzał na niego, mocniej zacisnął uścisk i pocałował go w usta. Zaskoczony Aang rozchylił wargi i poczuł język Zuko w swoich ustach. Wsunął mu dłoń we włosy i jęknął.
Spokojnie, nie zamęcz go od razu. - Jay uśmiechnął się.
Obaj gwałtownie się od siebie oderwali. Aang zarumienił się, ale nie mógł zejść z kolan Zuko. Ten trzymał go wciąż przy sobie.
Widzę, że już rozumiecie. Nie skrzywdź go, Zuko.
Nie chce. Chce, by był bezpieczny i szczęśliwy. - Zuko powoli się podniósł.
Idźcie spać. Ja sprzątnę. Jutro, jak czas pozwoli, zaczniemy uczyć Aanga walki ogniem.
A gdzie śpimy? - Aang w końcu stanął swobodnie.
Ty i Zuko w tym pokoju, co się obudziłeś. Ja się prześpię tu, na kanapie.
Chłopcy wyszli. Zuko zaprowadził go do pokoju i podał mu długą koszulę.
Nie ma tu innych pokoi? Musi na kanapie? - Aang przebrał się.
Jest, ale tam są pamiątki po jego rodzicach i mojej mamie. Nigdy tam nie zajrzałem, nie chce zakłócać mu tej małej świątyni. Bardzo lubił mamę. - Zuko wdrapał się na łóżko i zdmuchnął świecę.
Aang położył się koło niego. Zaraz wtulił się w chłopaka i przymknął oczy. Żaden nie wiedział, że Jay będzie czuwał nad nimi całą noc.
Rozdział 9.
Azula uważnie oglądała brzeg strumienia. Z drugiej strony obserwował go tropiciel. Zuko błysnął pomysłem. Nie sądziła, że będzie taki cwany. Puścił tratwę luzem a sam przeszedł wodą w górę strumienia.
Jest! Tutaj wyszli. - zawołał tropiciel.
Obróciła się i przeskoczyła po tratwach na drugi brzeg. Uważnie zbadała ślady. Tak, to styl Zuko. Towarzyszy mu trójka osób. Wyprostowała się i powiodła spojrzeniem po śladach.
Wracali do Kraju Ognia?
Albo odbili potem do Ziemi. Tam się łączą trasy. - zauważył tropiciel.
Dziewczyna skrzywiła się. Jak nie lasy, to skały. Ale trudno, mus to mus.
Zbierać się. Idziemy ich śladami.
A jak dotrzemy do traktu? Tam ciągle pada, nie będzie śladów.
Ty weźmiesz połowę i ruszysz do Kraju Ognia, ja z resztą drugą trasą.
Ruszyli powoli w stronę trasy. Po dwóch godzinach rozdzielili się.
***
Katara westchnęła, mocząc nogi. Sokka pływał w jeziorku.
Myślisz, że dotarli już bezpiecznie do domu?
Mmm? - dziewczyna otworzyła oczy.
Martwię się, czy Zuko jest już w domu. - powtórzył Sokka.
Dowiemy się, jak wróci Aang. Nie ma sensu snuć przypuszczenia.
Azula uniosła brew. Zuko poszedł do kraju Ognia? Spojrzała na jego rzeczy w kupce. Poszedł bez niczego? To bez sensu. Coś ukrywali. Po co miałby iść do domu i oddać im wszystko? A może ukradli mu to i uciekli. Podniosła się w chwili, gdy Sokka usiadł koło siostry. Plecami do niej. Wciąż rozmawiali, martwiąc się głównie o towarzysza. Machnęła dłonią i wojownicy wyskoczyli na polanę. Katara zaraz zerwała się i wepchnęła brata do wody. Sama wskoczyła za nim. Wypłynęli daleko od brzegu. Obrócili się i skrzywili.
To siostra Zuko. - zauważył Sokka.
Widzę. Całe szczęście, że już go nie ma. - Katara obserwowała, jak żołnierze przeglądają ich rzeczy.
Zaatakują nas? Jak znajda twoje zapiski, to na pewno.
Nie znajdą. - uspokoiła go dziewczyna. - Aang miał je w torbie, którą nosił zawsze przy sobie. Ach!
Katara zniknęła nagle pod wodą. Chwilę później chłopak podzielił jej los. Wtedy zobaczył, że złapało ich kilku żołnierzy. Zaraz wynurzyli się i ruszyli z nimi do brzegu. Tam podali ich czekającym ludziom. Zaraz związano ich i rzucono pod nogi Azuli.
Dobra, smarkacze. - warknęła. - Gdzie pozostała dwójka?
Odeszli?
Zaraz rozległ się świst i Katara upadła w kamienie, odrzucona siłą uderzenia.
Mów prawdę, szmato!
Mówi prawdę. Zuko wspominał coś o niejakim Jayu. - Sokka spojrzał wystraszony na siostrę.
Azula wyprostowała się. Jay? Cofnął się do niego? Przykucnęła przy chłopaku.
Mów dalej. - złapała go pod brodę.
Mówił, że ten pewnie się martwi tym, że go nie odwiedza. Podczas rozmowy wspomniał, że ten znał się troszkę na roślinach i nasz przyjaciel zapragnął z nim porozmawiać. On chce być zielarzem. Poszli więc tam i mieliśmy się spotkać na Wzgórzu Medycznym. Drogę u nas zalał roztopiony lodowiec, więc dlatego szliśmy Lasem Padaramy. Aang ma pozwolenie przy sobie na nasze przejście na wzgórze.
A ich rzeczy? - zwiadowca podniósł Katarę.
Mają dłuższą drogę, więc zaproponowaliśmy, że je weźmiemy. - stęknęła Katara.
Azula westchnęła i wyprostowała się. Medycy mieli pozwolenia na przejścia do wzgórz z ziołami. A zwiadowca zameldował, że Zuko miał fachowo opatrzoną ranę. Poza ty, skąd wiedzieliby o Jayu i jego tajnej zdolności? Zuko nie wiedział, że nikt nie mógł poznać tej zdolności ani jej wydać. Więc wspomniał mimochodem. Przeszła się kilka razy w te i we w te po polanie. Potem spojrzała na więźniów. Bali się jej. Ale to tylko dzieciaki. Nie mieli żadnych zapisków magicznych. Wioski często wysyłały pomocników do zbierania ziół. Mieli nieść je przy zielarzu. Przechyliła głowę.
Rozbić tu namioty. Jutro ruszamy do zamku Ozai. - zarządziła.
Katara i Sokka obserwowali, jak ci rozbijają obóz. Sami bali się. Ale najwyraźniej taka wersja pomogła. Nie wiedzieli, czy Jay był medykiem. Założyli jednak, że tak, głównie przez mapę zielarza. Wkrótce przeniesiono Katarę do jednego z namiotów. Jak się okazało, miała tam spać Azula. Przez wejściem do siebie skinęła głową zwiadowcy, który aż się uśmiechnął. Zabrał Sokkę do siebie i rzucił na łóżko.
Co z moją siostrą? - Sokka skrzywił się na obite ramię.
Martw się o siebie, mały. - zakpił żołnierz, zamykając wejście.
Podszedł do niego i zaczął go rozbierać. Sokka zbladł. Wiele już słyszał, co żołnierze ognia robili z jeńcami po nocach. Zadrżał.
Ależ nie masz co się bać. Będziesz cichutko i grzecznie wykonywał polecenia, to twoja siostrzyczka będzie nietknięta. - zaśmiał się, obracając go przodem do siebie. - Ciekawe, czy Azula pozwoli mi cię zatrzymać?
Nie puścicie nas?
Nie. Nie wolno was puścić, skoro wiecie, że Jay jest zielarzem. To jedna z bardziej strzeżonych tajemnic kraju.
Rozsunął nogi Sokki szerzej i oblizał się.
Mały, uroczy chłopiec. Tylko nie krzycz. Azula nie cierpi hałasów.
Sokka zacisnął usta i zamknął oczy. Czuł ubranie mężczyzny na swoim ciele i czekał na nieuniknione. Zaraz potem wygięło go z bólu. Ale drań trzymał go mocno za biodra. Nawet całował go po szyi, stękając niemal w ucho.
Ciasny jesteś. - przestał się w nim poruszać. - To dobrze. Teraz mała przerwa, inaczej zabawa się skończy.
Przesunął twarz Sokki i zmusił go do otworzenia oczu. Teraz zaczął poruszać się, ale wciąż utrzymywał kontakt wzrokowy z wystraszonym chłopcem. W końcu zadrżał i doszedł. Powoli wycofał się z jego ciała i pogwizdując zabrał się za szykowanie posłania. Potem rzucił na nie Sokkę, rozwiązał i kazał mu się ubrać. Gdy ten skończył, dał mu sera i chleba oraz kubek mleka. Chłopak zjadł łapczywie, ale krzywił się z bólu. Tyłek płonął mu żywym ogniem. Naprawdę, włożył wiele wysiłku, by nie krzyczeć z bólu. Ale jeśli za tę cenę miał ocalić przed podobnym losem siostrę, nie zawahał się. Po posiłku znów go związano. Zwinął się w kłębek i zasnął. Rano obudziło go szarpniecie do pionu. Po chwili miał usta pełne czegoś.
Ssij, dziwko. - żołnierz zaśmiał się, trzymając mu głowę, by nie mógł uciec.
Jednak Sokka nie zdążył wykonać polecenia. Coś oderwało od niego żołnierza. Spojrzał z wdzięcznością na innego mężczyznę.
Ej…
Azula dawno już czeka, aż się ruszysz. Wstawaj, leniu.
Wyniósł Sokkę na zewnątrz. Tam rozwiązano go i posadzono koło Katary. Chłopak złapał za jabłko. Spokojnie zaczął je jeść.
Jak się czujesz? - spojrzała na jego tyłek.
Wiesz już? - stropił się.
Rano Azula rozmawiała o tym z żołnierzami. Bawiło ich to. Ale tamtego, co cię wyniósł nie. Zaraz da ci jakiś lek, byś mógł iść bez męczenia się.
Sokka spojrzał na rudowłosego mężczyznę. Kończył właśnie ucierać zioła. Po chwili ruszył do niego z kubkiem leku. Zauważyli, że ma niemal wyprostowaną i wygładzoną mapę Zuko.
Wypij to, proszę. - przysunął mu to do ust.
Dziękuje. - Sokka wypił mieszankę.
Po chwili poczuł ulgę. Spoglądał na mężczyznę, siedzącego naprzeciw nich i pilnującego go.
Nie wypuścicie nas, prawda? - spytał niepewnie.
Nie możemy. - spojrzał na nich zaskoczony. - Muszą wam najpierw wymazać wiedzę dotyczącą Jaya. Potem nie wiem, może was puszczą.
Dlaczego to sekret, że ktoś umie leczyć? To przecież takie zaszczytne i szlachetne. - Katara podkuliła nogi.
Ale też sprawia, że chce się porwać medyka a Jay to brat matki Zuko, chociaż on o tym nie wie.
Nie? Nie wie, że odwiedza wujka? - rodzeństwo zamrugało.
Ozai nie chciał, by to się wydało. Jest zły na Zuko, jego żona zmarła, rodząc go. Nie chciejcie żyć tak, jak on tam żyje. Nic dziwnego, że uciekł.
Wstał i wrzucił gałąź do ognia. Podszedł do Azuli.
Co potem z nimi zrobimy? - spojrzał na dzieciaki.
Nie wiem. Może się sprzeda?
To przyjaciele Zuko. Sprzedanie ich sprawi, że znów ucieknie. - warknął. - Jak Zuko dowie się o gwałcie, będzie chciał sobie coś zrobić, bo to przecież go szukałaś. Nie powinnaś dopuścić do tego, co się stało.
Azula skrzywiła się. Odsunęła się od niego i nakazała ruszać. Młodzi jeńcy szli między nimi. Zerknęła na Katarę. Mała była urocza i wielu jej znajomych będzie chciało ją dostać. A jeśli Zuko się w niej podkochuje? Westchnęła w duszy i spojrzała na oburzonego zwiadowcę. Cały kwadrans narzekał jej, że nie mógł rano się zabawić. Teraz też zrównał się z nią.
Nie. Nie dotykaj go więcej. On miał rację. Zuko to jego przyjaciel, nie róbmy awantur. - mruknęła.
Zadbałbym o to dziecko. - mruknął zawiedziony. - Podoba mi się. Nawet wezmę jego siostrę, może sprzątać i gotować.
Nie. Dopóki nie zdecydujemy, jak są ważni dla Zuko. Powierzył im swoje rzeczy a nawet pieniądze. Nie prowokuj go, jak ucieknie, ściągniesz na nas śmierć. Nie wiem, dlaczego nagle stał się tak ważny dla Ojca.
Jay też. Coraz bardziej o niego pyta. Coś się szykuje i będzie go potrzebował. Dlatego szukamy twego brata. Bo Jay dla Zuko zrobi wszystko.
On nie ma magii. - Azula uniosła brew.
Ale umie leczyć i tworzyć rzadkie specyfiki. - zbawca Sokki spojrzał na nich dziwnie. - O ile Zuko zgodzi się namawiać go, po skrzywdzeniu jego przyjaciół.
Mężczyzna skrzywił się i obrzucił Sokkę wściekłym spojrzeniem. Chciał go na własność. Takie słodkie, kruche, odważne dziecię. Zaimponował mu tym, że nie krzyczał. Zrobił wszystko, by ratować siostrę. Sokka zaś cofnął się i schował za Katarę. Straż nic nie mówiła. Wkrótce wkroczyli w granice ich kraju. Mężczyzna, który wyleczył Sokkę, myślał o tym, jak powiadomić Jaya o kłopotach. Wyśle wiadomość z przerwy. Wiedział, że za godzinę zatrzymają się w gospodzie. Kiedy tam dotarli, udał się do wychodka. Stamtąd posłał wieści. Oni musieli ukryć chłopca, który towarzyszył Zuko. Ten mały nie miałby szans uciec. Przecież był jednym ze szpiegów i do tego osobiście znał Jaya. Był mu to winny…
Już? Ja też muszę! - niepewna Katara zastukała do drzwi.
Chwilka.
Schował notkę i wpuścił ją. Ta westchnęła i wkroczyła do pomieszczenia. Szybko załatwiła potrzebę i wrócili. Sokka siedział przy Azuli i o dziwo prowadzili rozmowę o walce. Chłopak chwalił się, że polował na utrzymanie rodziny a nawet pokazał jej rzut siekierką w ptaka. Katarę to rozbawiło. Rzadko chwalono jej brata. Azuli jednak najwyraźniej to zaimponowało. Zrobili sobie nawet zawody w strzelaniu z łuku oraz rzutach do celu. W końcu, gdy upał minął, ruszyli w dalszą drogę. Tym razem jednak Azula wzięła go na konia i dalej rozmawiali. Katarę wiózł ten miły medyczny żołnierz.
Nie wiedziałam, że mamy konie. - mruknęła.
Dopiero wypożyczyliśmy. Zdrzemnij się. Dotrzemy tam dopiero jutro rano.
Dziewczyna westchnęła, mocniej go objęła w pasie i przymknęła oczy. Ciekawe, czy nie trafią czasem na Zuko i Aanga. Oni na piechotę mają dłuższą drogę.
Rozdział 10.
Jay siedział na werandzie i obserwował swoich uczniów. Musiał przyznać, że Aang jest bardzo pojętnym uczniem. Po czterech dniach umiał już nie tylko podstawy ataku czy obrony, ale też niektóre z zaawansowanych technik. Przy okazji Zuko również się uczył. Z początku nie chciał szkolić wychowanka. Do czasu, jak zauważył, że Aang przekazuje mu swoją wiedzę. Wtedy ustąpił. Tak czy siak Zuko mógłby się nauczyć walczyć. Spojrzał na nich w chwili, gdy przerwali walkę. Uniósł głowę. Rzeczywiście, z lasu słyszał bieg. Wstał i podszedł do furtki. Tę trasę mógł wybrać tylko pies. Czyjś wysłannik. Wkrótce zobaczył białego wilka. Odebrał od niego wiadomość, nakarmił go i odesłał. Usiadł na werandzie. Chłopcy zaraz zajrzeli mu przez ramię.
Jay!
Azula złapała dwójkę dzieciaków z kraju Wody. Wśród nich były rzeczy Zuko. Zabiera ich do Ozaia. Mały jest po nocce. Ewakuuj młodych, jak są u ciebie. Będą ich szukać na bank. Wiedzą o tym, że tu szli.
M.
Aang spojrzał na nich zaskoczony.
Mają Katarę i Sokkę? - szepnął. - I co to jest nocka?
Nie chciej wiedzieć. - westchnęli jego towarzysze. - Dobra. Aang i Zuko, do schronu. Ja idę sprawdzić, co się dzieje wokół miasta.
Obaj pobiegli do domu i schowali się pod podłogą. Mieli tam przejście do pracowni medycznej Jaya. Pod nią był schron siódmy. Schowali się w nim. Zuko objął Aanga.
Zrobią im krzywdę? - chłopak oparł się o Zuko.
Nie sądzę. Nie odważą się. Wiedzą, że im ufam. - chłopak przytulił Aanga do siebie.
Ten przymknął oczy i ziewnął. Trening wymęczył go. Wkrótce już spał jak kamień. Zuko wówczas ułożył go i zaczął krążyć myślami przy przyjaciołach. Nocka oznacza gwałt. Oby Jay przyniósł dobre wieści.
***
Jay spojrzał na spore miasto. Powoli zaczął schodzić do niego. Wiedział, gdzie iść. Do dawnego chłopaka. Kiedyś z nim flirtował. Teraz jak widać on szpiegował Azulę i przesłał mu wiadomość. Już z daleka zobaczył, że czeka na niego. Niestety, dostrzegła go też Azula.
Jay!
Dwójka jeńców spojrzała na niego. Podszedł spokojnym krokiem.
Miki, przyniosłem ci zamówiony lek na żołądek. - podał mu krople. - Chciałaś coś?
Był u ciebie Zuko?
Nie. Już mówiłem to twojemu ojcu. - popukał jej w czoło.
Wydusiliśmy z nich, że Zuko i ten trzeci idą do ciebie.
To pewnie jeszcze nie dotarli. Miki, masz herbatę? Pić mi się chce.
Minął ich i wszedł do jego domu. Ten pożegnał się z nimi i ruszył do siebie.
Mam dla ciebie troszkę ziół, jakich widziałem, że szukałeś. - powiedział Miki, sięgając do torby.
Zamknął drzwi i rozluźnił się. Podszedł do kanapy, gdzie siedział Jay. Wręczył mu paczuszkę.
Zaskoczyłeś mnie tą wiadomością. - blondyn spojrzał na mężczyznę.
Byliśmy kiedyś parą. - Miki usiadł naprzeciwko niego.
Jakoś wtedy, gdy Ozai mnie torturował a potem porzucił na pewną śmierć, nie przejąłeś się tym faktem. - Jay napił się herbaty.
Miki spojrzał na niego. Miał rację. Wtedy tytuł okazał się ważniejszy niż ukochany. Dopiero po pół roku dowiedział się, że Jay przeżył tę gehennę. Mimo to wciąż go unikał. Ale już wiedział, że nie popełnił wówczas błędu. Nie miał nikogo od Jaya. Wszystko przez to, co kiedyś usłyszał… Spojrzał na wysokiego blondyna. Jego włosy były przerzucone przez ramię. Wyglądał słodko, seksownie i miał ochotę zerżnąć go tu i teraz. Podniósł się i podszedł do niego. Usiadł przy Jayu, który na niego dziwnie spojrzał. Nie pasowało mu to podejście do siebie. Po chwili poczuł, że Miki zabiera mu herbatę i odstawia na stolik. Zaraz jedna z dłoni mężczyzny tkwiła mu w majtkach. Blondyn westchnął.
To ma być cena za to ostrzeżenie, jak rozumiem?
Nie. Po prostu chcę cię tu i teraz.
Usiadł na blondynie, całując go zachłannie. Jay próbował odepchnąć go, ale to mu się nie udało. Został przechylony i ułożony wygodnie na kanapie.
Mogę iść z tobą?
Gdzie? - stęknął Jay, odsuwając się lekko spod jego dłoni.
Mieszkać z tobą. Być z tobą. - Miki rozpiął mu spodnie.
Jesteś pewny siebie. - Jay zablokował mu zdjęcie swojej garderoby.
Jay, proszę. Odejdę z pracy, rzucę to wszystko w diabły. Pozwól mi znów być z tobą.
Blondyn odwrócił głowę. Nie wierzył mu w to. Już raz go zdradził. Bezmyślnie puścił ubranie i zamyślił się. Czy chłopcy są bezpieczni? Pewnie tak, Zuko nigdy nie naraziłby Aanga na kłopoty. Westchnął i nagle syknął. Spojrzał z furią na kochanka. Miki wykorzystał jego nieuwagę, rozebrał go i od razu wszedł w niego. Teraz dyszał mu w szyję, liżąc ją przy każdym pchnięciu. Po chwili przesunął się i pocałował go. Jay niechętnie odwzajemnił pieszczotę. Idąc tutaj wiedział, że będzie musiał coś dać za milczenie i ostrzeżenie. Więc musi oddać ciało. Ujdzie. Kiedyś naprawdę to lubił. Zakrył oczy ramieniem i znieruchomiał. Pozwalał się przelecieć niemal spokojnie. Po wszystkim Miki spojrzał na niego. On to wyczuł. Jay mu nie wierzył. Nie chciał zrozumieć, że on chce do niego wrócić.
Nie wierzysz mi, prawda? - spytał niepewnie.
Nie wierzę już nikomu. Po tym, co ten kraj mi zrobił, nie chce być z nikim. Wy nie umiecie kochać. Potraficie tylko zabijać i niewolić. - Jay ubrał się i ruszył do drzwi.
Miki szybko poprawił się i zablokował mu wyjście.
Nie zrezygnuje! Za długo cierpiałem samotnie, odrzucając każdego. Wiem, że szukałem w nich ciebie. Chce wrócić do tego, co było kiedyś.
Jay drgnął. Ale mimo to wyskoczył oknem. Nie wolno mu ufać w ich uczucia. Nie umieją kochać. Podszedł bliżej do zamku. Przyjrzał się wieżom więziennym. W końcu zauważył nowe, małe światełko w wieży wschodniej. Tam uwięziono dzieciaki. Zawrócił i ruszył w stronę lasu.
Co robić? - mruknął, skręcając do kramu kupca.
Wybrał artykuły spożywcze i ruszył do siebie.
Jay, gdzie masz oznaczenia rodowe?
Obrócił się gwałtownie. Za nim był Ozai. Teraz obserwował go zaskoczony. Zaraz wokół zgromadziły się grupki gapiów.
Nie noszę. - prychnął Jay.
A dlaczego?
To, co mi zrobiłeś nie idzie zapomnieć ani wymazać rzuceniem dawnych oznak na stół bez żadnego słowa. - pokręcił głową. - Idę zrobić kolacje. Może Zuko już przybył…
Nie, wracam właśnie od ciebie. Nie ma go tam. - Ozai ukrył niepokój. - Przyprowadzisz go?
A mam wybór? - Jay minął go i ruszył do lasu.
Mieszkańcy zaczęli szeptać.
Nie, mój mały szwagrze. Nie masz, nie miałeś go nigdy i nigdy nie będziesz miał. - szepnął Ozai.
Zawrócił w stronę zamku. Musiał zająć się przyjaciółmi Zuko. Na razie nie może ich zabić ani nic, póki młody nie wróci. Potem dorwie go i oduczy takich sztuczek. I musi wyrównać krzywdy Jayowi, inaczej plan nie wypali. Tu blondyn miał rację. Za dużo go skrzywdził, by mógł mu od razu wybaczyć a będzie im potrzebny, by rzucić to zaklęcie.
Rozdział 11.
Jay sprawdził magią, czy w domu nie ma podsłuchów. Jednak nie było ani zwiadowców, ani zaklęć. Zostawił zakupy na stole w kuchni i zszedł do schronu. Zachichotał, co obudziło chłopaków.
Jay? I co?
Spokojnie, Zuko. Chodźcie na górę.
Zuko złapał za rękę Aanga i pobiegli na górę. Wspólnie zrobili posiłek i usiedli.
Mów w końcu.
Nic im nie jest. Widziałem ich. Cali i zdrowi.
Chłopaki odetchnęli z ulgą. Przynajmniej jedna dobra wiadomość.
Ale będą przesłuchani przez twojego ojca. - dodał po chwili Jay.
Och, nie! - Zuko oklapł.
Aż za dobrze wiedział, jak wyglądają przesłuchania jego ojca. Wstał i nerwowo zaczął krążyć.
Gdzie są? We wschodniej wieży?
Tak. - przytaknął Jay.
Nie ma jak się tam dostać. Co robić?! - Zuko kręcił się w kółko.
A może wróć do domu? - nieoczekiwanie odezwał się Aang.
Spojrzeli na niego dziwnie.
Jak wrócisz, ojciec skupi się na tobie a ja i Jay spróbujemy dostać się do wieży. Potem umkniemy. Jay cię wyciągnie. - wyjaśnił chłopak.
Twój plan ma dwa małe ale. - Jay napił się herbaty.
Tak? - Aang zamrugał.
Po pierwsze, każdy zna rozpoznawalny styl Awatara. Mówię o tatuażach. Po drugie, nie puści Zuko, jak go znów złapie. Uwięzi go.
To go porwiemy i tyle. - Aang wzruszył ramionami. - I tak zobaczyliby cię podczas akcji odbijania i musiałbyś uciec z nami. Damy sobie radę.
Jay spojrzał na dom. Tu były pamiątki po rodzinie. Po chwili przeniósł spojrzenie na Zuko. Jego siostrzeniec. Westchnął.
Dobrze. Przygotujmy wszystko, co trzeba. Wrócimy po to, jak ich odbijemy.
A jak nie odbijemy? - Zuko spojrzał na wejście na strych.
To już nie będzie miało znaczenia, wtedy wszystko tutaj zniszczą. - Jay wzruszył ramionami.
Podniósł się i poprowadził ich do swojego schowka. Zaczęli pakować co najpotrzebniejsze rzeczy. Przy okazji wydało się, że Jay to dusigrosz. Z każdego zakamarka wyciągał pieniądze i pakował do plecaka.
Mógłbyś żyć jak król. - zauważył Zuko.
Zawsze chowałem pieniądze na czarną godzinę. A także dla ciebie. - mruknął.
Zuko zarumienił się. Aang zaś prychnął.
Powinienem być zazdrosny? - spytał.
Nie masz o co. Teraz, gdy ruszamy razem, mogę ci powiedzieć.
Jay objął Zuko, który spojrzał na niego.
Co? - oparł się o niego.
Twój ojciec zabronił ci mówić pod groźbą śmierci. Ale teraz, jak uciekamy, to nie ma to już znaczenia. - Jay przytulił go.
Och, jesteś jego tatą a nie Ozai. - palnął Aang.
Blisko. - Jay zaśmiał się. - Jego matka, to moja starsza siostra.
Aang zaśmiał się i zaraz przytulił się do nich. Zuko obserwował go zaskoczony. Po chwili przytulił się do niego.
Mam w końcu rodzinę, która mnie kocha!
***
Jay obudził ich godzinę przed północą. Zuko spakował swoje rzeczy i złożyli to w schronie. Potem ruszyli w stronę wyjścia z lasu. Aang został tam ukryty a Jay sprowadził Zuko na inne przejście.
Pamiętaj, masz być ostrożny.
Wiem, wujku. - Zuko uśmiechnął się.
Jakby co, uciekaj od nich do mnie. Zwiniemy cię od razu. - Jay pomachał mu i zawrócił.
Zuko odetchnął i ruszył w stronę miasta. Powoli wszedł na trakt i spojrzał na nie. Gdyby nie złapanie Katary i Sokki, nie wróciłby. Ale Aang miał rację. Jego obecność odwróci uwagę od misji i więźniów. Powoli wkroczył przez bramę. Zaraz strażnik go rozpoznał i zawołał po imieniu. Jak zawsze przyspieszył.
---
Ozai już miał posłać po więźniów, gdy wpadł strażnik.
Zuko jest w mieście. Właśnie wszedł przez zachodnią bramę. - zameldował.
Azula i Ozai wyprostowali się.
Idź po niego. - rozkazał dziewczynie.
Sam zaczął krążyć po pomieszczeniu. Więc jednak wrócił. Ale dlaczego sam? I dlaczego z tej strony? Może chciał się przebrać i potem iść do Jaya? Za dużo pytań kłębiło się w jego głowie. Zatrzymał się i spojrzał na służbę.
Przyślijcie tutaj posiłek. - warknął.
Tak, panie.
Dziewczyny wybiegły z pomieszczenia. Ozai dalej krążył. W końcu wróciły i ustawiły jedzenie na stole. Skrzywił się i już miał je skarcić, gdy wprowadzono Zuko. Ten spoglądał na nich dziwnie.
Siadaj i jedz. - warknął Ozai, siadając naprzeciwko wolnego miejsca.
Wow. Moje ulubione potrawy… - mimowolnie mruknął Zuko.
Ozai zamrugał. Zuko lubił jadać takie paskudztwo? On nienawidził takich potraw. Dopiero teraz zrozumiał, jak niewiele wie o synu. Cała tyrada, jaką przygotował na niesfornego smarkacza jakoś straciła sens.
Dlaczego?
Zuko spojrzał na ojca. Zamrugał dziwnie i przełknął kanapkę z pastą jajeczną.
Co dlaczego? - spytał, pijąc sok.
Dlaczego uciekłeś z domu? - Ozai spojrzał na niego wnikliwie.
Zuko zamrugał zaskoczony.
Przecież kazałeś mi zjeść wam z oczu, bym nie przeszkadzał w misji ani przygotowaniach Azuli. Skoro szykowała się w zamku, logiczne, że musiałem zniknąć, skoro tak sobie życzyłeś. - powiedział niepewnie. - Najpierw każesz mi znikać a teraz się złościsz.
Chciałem, byś po prostu nie opuszczał pokoju. A nie, że pójdziesz sobie z miasta. Musiałem odwołać misje, szukaliśmy cię… - wstał i podszedł do okna.
Dlaczego? - Zuko zdziwił się. - Przecież masz mnie za ścierwo. Po co mnie szukasz?
Ozai oparł się ciężko o okno. „Przecież masz mnie za ścierwo.” Zdanie wypowiedziane pewnym tonem przez rodzonego syna… Zabolało. Ale miał prawo, by tak twierdzić, nie traktował go mile. Obrócił się na zaskoczone dzieciaki.
Zjedz i umyj się. Porozmawiamy za chwilę. Medyk niech cię zbada.
Zuko wstał, skinął głową i wyszedł, otoczony przez straż i lekarzy.
Rozdział 12.
Aang drgnął, gdy usłyszał kroki w lesie. Wiedział już, że to Jay. Poznał jego krok na tyle, by zawsze móc go rozpoznać.
Gotowy, mały?
Tak. Co teraz?
Jay podał mu ubranie maga ognia. Aang założył je. Wbił na ręce również rękawice. Ku swojemu zdziwieniu, na głowę dostał perukę.
Powinno zamaskować twoje tatuaże. - zawiązał mu opaskę na czoło.
Jak dostaniemy się do zamku? - Aang poczekał, aż Jay przebrał się w bojowe wdzianko.
Normalnie. Chodź.
Idąc założył oznaczenia rodowe.
To zabrał ci tata Zuko? - Aang spojrzał na sygnet.
Tak. Ale, że oddał gdy on zaginął, to możemy wejść gdzie chcemy. - blondyn związał włosy w warkocza.
Aang skinął głową. Wkroczyli do miasta.
A ty co tu szukasz?! - warknął wrogo strażnik.
Idę do Zuko. - pokazał mu sygnety i ruszyli.
Strażnik dobre dwie minuty obserwował ich w szoku. Potem powiadomił dowódcę. Ten przesłał wiadomość do zamku.
***
Zuko stał przed ojcem w sali głównej. Teraz zacznie się tyrada. Wtedy może go zaskoczył, ale teraz, nie miał złudzeń. Dojdzie do awantury.
Panie? - strażnik wszedł do nich.
Słucham? - Ozai wyprostował się.
Jay z oznaczeniami rodowymi w mieście.
Jay przywrócony do rodu?! - Zuko drgnął.
Tak. Przez ciebie, szkodniku. - Ozai uśmiechnął się miękko. - Nie atakować go. - rozkazał straży.
Ten zaraz wybiegł i posłał wiadomość. Kilka minut później Jay pokazał się w drzwiach.
Jay!
Witaj, robaczku. Gdzieś zniknął, co? Martwiłem się. Na szczęście znajomy przysłał syna, że wróciłeś.
Aang skłonił się i wycofał za drzwi, biegnąc w stronę domów magów. Zuko przytulił się do Jaya. Ten jednak powiedział, że poczeka na niego u znajomego i wtedy porozmawiają. Chłopak burzył się, ale pozwolił mu wyjść. Spojrzał ponuro na ojca.
Masz zakaz opuszczania zamku. - Ozai spojrzał na niego, oceniając jego reakcję. - Nawet nie wolno ci iść do Jaya. On będzie cię tu odwiedzał…
Niesprawiedliwe. Wykonać rozkaz i mieć za to karę. - Zuko pociągnął nosem.
Azula zaśmiała się.
Teraz powiedz mi, kim była ta trójka, co ci pomogła? - rzuciła, poważniejąc.
Spotkałem ich, jak mnie poraniłaś. Jechali na wzgórze Medyczne okrężną drogą, zalało im trasę w kraju Wody. - wzruszył ramionami. - Wyleczyli mnie i jeden odprowadził pod miasto. Teraz zawrócił i biegnie do przyjaciół. Umówili się gdzieś tam. Wracając podrzucą mi rzeczy.
Twoje rzeczy już tu są. Mamy tamtą dwójkę. - Azula prychnęła. - Dlaczego powiedziałeś, że Jay jest zielarzem?
Ozai wyprostował się.
Niechcący. Stwierdziłem, że leczy równie dobrze jak Jay, gdy mnie wyleczył.
To zdrada… - warknął Ozai.
To przestań udawać, że ci na mnie zależy i mnie zabij! - wrzasnął Zuko.
Po chwili wybiegł z pomieszczenia, zostawiając zszokowanych zgromadzonych.
---
Sokka westchnął.
Dalej cię boli? - Katara zadrżała.
Pytasz się o to co pięć minut. - chłopak westchnął.
Usłyszeli otwieranie drzwi wieży.
Ciekawe, kogo teraz zabierają i z jakiego piętra? - mruknęła Katara.
Kroki było słychać coraz bardziej. Wkrótce zatrzymały się blisko ich pietra. Szczęk zamka zmroził im krew w żyłach. Tylko oni byli na tym piętrze. A z tego, co słyszeli gdy wracali pozostali więźniowie, przesłuchania są brutalne. Drzwi otworzyły się i wszedł młody mag ognia. Rozejrzał się i powietrzem skruszył kajdany, którymi przypięto ich do ściany. Rozszerzyli w szoku oczy.
Spokojnie. Zuko odwraca ich uwagę swoim niespodziewanym powrotem. - syknął Aang, wyprowadzając ich.
Na korytarzu dał im ubrania, które przygotował Jay. Potem ruszyli do wyjścia. Aang na końcu uwolnił naraz całą wieżę, włączając alarm. Sami schowali się wśród magów. Kilka minut potem nadbiegł Jay z resztą. Mrugnął Aangowi i pomógł wyłapywać więźniów. Ci także zrozumieli aluzję i im pomagali. W tym samym czasie Jay odpalił plan B i upozorował porwanie Zuko. Ozai, który właśnie się pojawił, nie wiedział już co zrobić. Z jednej strony ważni więźniowie, z drugiej syn. W końcu postanowił najpierw zająć się więźniami. Dziecko zawsze idzie odnaleźć.
Posłać zaklęcie poszukujące za Zuko. Wyłapywać więźniów. - wrzasnął.
Jay planowo sprzeciwił się porzuceniu Zuko i po sporej kłótni blondyn opuścił teren miasta, rzucając na ziemie oznaczenia rodowe. Za miastem dotarł do siebie do domu, wiedząc, że jest obserwowany. Dopiero w domu zauważył, że rzucają zaklęcia nie pozwalające mu opuszczać domu i terenu posesji. Westchnął i zmył z siebie kurz. Potem zszedł do laboratorium i po kolejnym upewnieniu się, że nikt go nie obserwuje, wszedł do siódmego schronu. Spojrzał ciepło na witającą go czwórkę przyjaciół.
Cieszę się, że cała czwórka zdrowa. - powiedział.
Nowi znajomi obserwowali go niepewnie, jedząc kanapki.
Mamy trzy dni spokoju. Potem ruszymy. - podebrał Zuko kanapkę.
Wujek, zrób sobie. A co z ojcem? - Zuko schował talerz.
Wścieka się i zablokował mi ucieczkę. Blokada ma cztery dni. Za trzy zejdzie z pierwsza warstwa to wyjdziemy dwójką. Teraz tak, ty mały byłeś ofiarą nocnej zabawy, tak?
Zmusił Sokkę do położenia się i zaczął badać. Cicho wypytywał się jak to wyglądało, jak się czuł i ile się męczył. Po badaniu przygotował specjalną maść i herbatę. Sokka pił ją, wypięty a Jay smarował obolałe tereny maścią.
Zimno. - mruknął chłopak, jak Jay skończył.
Wiem. Zaraz będzie cieplej, tylko zacznie działać. Nie zraniłem cię, nie boli bardziej?
Nie, proszę pana.
Mów mi Jay. - blondyn pomógł mu się ubrać.
Aang teraz rozumiał, co to nocka. Gwałt. Spojrzał na Katarę, ale ta zaprzeczyła. Nie, ją nie tknęli. Ofiarą był tylko Sokka. Westchnął i oparł się o Zuko, który zarumienił się. Jay posłał ich spać na posłania a sam wrócił do siebie.
Rozdział 13.
Sokka obudził się jako ostatni. Reszta już kończyła jedzenie. Poza Jayem, który obserwował piątą osobę z wściekłością. Spojrzał na niego i poznał rudowłosego mężczyznę.
Znam cię. Ty nam pomogłeś. - mruknął.
Owszem. Chociaż jedna osoba cieszy się na mój widok. - rudowłosy rozpromienił się.
Oj. A coś nie tak? - Sokka usiadł przy siostrze.
Mój drogi Jay warczy na mnie. Na imię mam Miki, jakby co.
Miki… To imię poruszyło Zuko i Aanga. Dawny chłopak Jaya. Sokka zaśmiał się.
Miałem psa o takim imieniu. - wyjaśnił.
Do wiernego psa mu daleko. - Jay prychnął i odwrócił głowę.
Miki posmutniał i westchnął. Zuko wodził spojrzeniem od jednego do drugiego. O ile zdołał się zorientować, Miki i Jay byli kiedyś kochankami. Nie wiedział, co się stało, ale teraz Jay był nieufny do mężczyzny.
Jak się tutaj dostałeś? - Aang spojrzał na niego.
Powiedziałem Ozai, że lepiej pilnować Jaya, zanim narobi nam i sobie kłopotów. - mruknął Miki. - Puścił mnie tutaj bez wahania. Mam was pilnować i tyle.
Jay wstał i wyszedł na górę. Rudowłosy spojrzał na niego z bólem, ale nic nie powiedział.
Kochasz go? - Katara zrozumiała to cierpienie.
Bardzo. Ale… straciłem go przez to, że celowo udałem bycie tchórzem.
Mężczyzna przywołał szary ogień, który służył do pokazywania wspomnień.
Ozaki obserwował wściekle swego szwagra. Jay był już poważnie ranny, ale nie zamierzał okazać mu litości. Jego plan był zbyt ważny. Poza tym, jakim prawem on się sprzeciwił? Musiał pokazać, że nawet dla rodziny nie ma litości. Uderzył w niego kolejnym atakiem. Tym razem Jay zatrzymał się pod nogami Mikiego. Ten spojrzał na niego niepewnie. Ale po chwili odrzucił go atakiem na środek sali, jak reszta. Dzielnie stał, słuchając kolejnych tortur. Mimo to wiedział, że Jay wiedział o jego decyzji. Po wszystkim obserwował z resztą, jak wyrzucano ciała tych, co się sprzeciwili w skały wąwozu śmierci. Jay był jedynym blondynem, więc wiedział, kiedy spadał. Nie pozwolił sobie na żadne uczucia. Był obserwowany. W końcu związek z Jayem nie był już sekretny.
Miki schował to wspomnienie. Dzieciaki były przerażone.
Jay nie wybaczył mi zdrady. - rzucił gorzko. - Kochałem go i obiecywałem, że wszystko przejdziemy razem. Ale za bardzo się bałem śmierci i tortur. Wybrałem liche i samotne życie. Dopiero potem dowiedziałem się, że jako jedyny przeżył to. Nigdy jednak nie odezwał się już do mnie. Mijałem go na zakupach i widziałem, jak go wyzywają, atakują, pomiatają nim. Nie zareagowałem ani razu. - Miki objął dłońmi kolana. - Jest coś, co on nie wie… Wiem, że będzie wkrótce mnie potrzebował, dlatego tu jestem.
Nie zasługujesz na niego, jednym słowem. - Katara była poważna. - Nic dziwnego, że ci nie ufa. Jest pewny, że wydasz go ojcu Zuko jak tylko stąd wyjdziesz.
Wiem. Ale… ja wciąż go kocham i tęsknie za nim. Chroniłem Zuko dla Jaya. Wiem, że go kocha nad życie. Ale on i tak mnie odtrąca.
Poradzisz sobie. Ciężko odbudować zaufanie, ale poradzisz sobie. - Aang wstał. - Możesz zdejmować bariery?
Owszem. Ale jutro mam zdać raport, ktoś po niego przyjdzie. Poczekamy z tym do jutra do nocy, dobrze?
Skinęli głowami.
A ty wiesz, kogo…
Ozai nie zabił jego partnera. - Miki pokręcił głową. - To kłamstwo, by ukryć moją zdradę. Wmawia je sobie, by zapomnieć o krzywdzie, jaką mu zrobiłem. Poczekajcie, przyniosę wam wodę.
Miki wstał i wrócił do laboratorium. Minął nieruchomego Jaya i wyszedł na górę. Dopiero wówczas usłyszał stukot nożyka. Nawet nie pracował, gdy go mijał. Aż tak mu nie ufał. Nabrał wodę do dzbanków i po namyśle dolał soku z malin. Zniósł to na dół i zostawił dzieciakom wraz z książkami i grami. Potem wrócił na górę i zrobił herbatę do dwóch kubków. Zniósł to do laboratorium i postawił jeden przy Jayu. Sam usiadł w swoim dawnym kąciku i zajął się czytaniem książki o walkach. Po kwadransie Jay odwrócił się i zaczął dalej pracować nad lekami. Przesiedział tak kilka godzin, obserwując jego pracę. Jay nawet się do niego nie odezwał. Herbata stała przy kanapkach, które mu przyniósł i mimo głośnego burczenia, jakie słyszał u blondyna, on nawet na to nie spojrzał.
Aż tak mi nie ufasz? - w końcu nie wytrzymał.
Oczywiście. Wam, magom ognia, nie ufa się. - Jay posiekał miętę.
Co mam zrobić, byś mi zaufał. - Miki skrzywił się.
Wynieść się z mojego życia raz na zawsze. - Jay odłożył nóż i spojrzał na niego wrogo. - Poskładałem się do kupy po tym wszystkim i poradziłem sobie bez wsparcia. Teraz, gdy rany się zabliźniły, wracasz i co tym razem zamierzasz zrobić? Dopilnować, bym teraz zginął na dobre?
Nie, dopilnować byś to przeżył, głupcze. Wtedy Ozai miał troszkę… sumienia. Pozostawił cię żywego, mimo iż wiedział o twoim ocaleniu. Teraz nie ma już nic, co cię ochroni! - Miki poderwał się. - Poza tym… Zresztą, nie musisz o tym wiedzieć.
Nie wierzę ani jemu ani ci. - Jay wygasił płomienie i ruszył do schronu.
Tam usiadł przy dzieciakach. Nie łudził się, na pewno to słyszeli. Ale nic nie mówili, tylko grali dalej w karty.
Popełniasz błąd, wuju. - Zuko nawet na niego nie spojrzał.
Nie. Właśnie chronię się, by go drugi raz nie popełnić. Nie będę po raz drugi cierpiał. Jak dojdzie do walki, znów mnie zdradzi.- Jay oparł się o ściankę i przysnął.
Zuko westchnął. Spojrzał na niego i dał sobie spokój. Może miał rację. Nie wiadomo, jak Miki zachowa się, gdy dojdzie do walki. Sądząc po minach pozostałych, myśleli dokładnie to samo. Oczywiście Miki na pewno to słyszał ale chwilowo nie schodził na dół. Pewnie nie chciał kłótni. Tymczasem Miki siedział nad schronem i próbował zatrzymać łzy. Oto, czego się doczekał. Słów, które zraniły go, ale Jay miał prawo tak uważać. Skoro zostawił go raz samego, jak może oczekiwać, że tym razem będzie inaczej? W końcu opanował się, opłukał twarz i zszedł na dół. Akurat jedli kanapki, jakie Jay zabezpieczył przed wyschnięciem. Miki usiadł przy nim i wziął sobie jedną. Spojrzał jak Zuko dokarmia Aanga.
Zakochani, kiedy ślub? - Katara zmrużyła oczy.
Obaj zaraz zarumienili się i odsunęli od siebie. Pozostali parsknęli lekko w sok, ale nie odzywali się. Miki i Sokka już po jednym spojrzeniu wiedzieli, że tu jest coś więcej niż zauroczenie. Ale Katara nie miała zamiaru tego zostawić. Też widziała, że im na sobie zależy.
Długo masz zamiar zwodzić biednego Aanga? - rzuciła złośliwie.
Daj mi spokój. - Zuko odsunął się od nich.
Jak tak dalej pójdzie, to ktoś inny go zwinie. - dziewczyna nie była łaskawa.
No tak, jeden z naszej wioski oglądał się już za nim. - Sokka zrozumiał plan siostry.
Jay wytrzeszczył oczy i zaraz polecił kłaść się im spać. Sam z Mikim wyszedł na górę. Byłoby to podejrzane, jakby spał na dole. W nocy na pewno są dodatkowe warty. Zatrzasnął drzwi przed Mikim, ale gdy odwrócił się, ten stał już przed nim.
Wynocha! - warknął i minął go.
Położył się w ubraniu do łóżka.
A kąpiel i piżama? - Miki usiadł pod drzwiami.
Nie dam ci dostępu do siebie, potworze. - Jay okrył się kocem i zamknął oczy.
Miki przełknął ten przytyk, upominając się w duchu. Spodziewał się takich reakcji a i tak nadchodzące dni miały być jeszcze gorsze.
Rozdział 14.
Zuko jako jedyny jeszcze nie spał. A raczej już nie spał. Obudziły go koszmary, podczas których Aang był porwany przez innego mężczyznę i wiązał się z nim. W końcu nie wytrzymał i wstał. Przeszedł nad nimi i zatrzymał się przy przejściu. Spojrzał na przyjaciół, po czym wyszedł i cicho zamknął drzwi. Wiedział, że nie może opuścić piwnicy i laboratorium. Usiadł więc na poduszkach pod ścianą i spoglądał tępo na ścianę. Dlatego drgnął, gdy schron ponownie się otworzył i wyszedł Aang. Ten rozejrzał się i w końcu go zauważył. Zamknął cicho drzwi i ruszył do niego. Usiadł obok i pocałował go w czoło.
Dlaczego nie śpisz? - Zuko spojrzał niepewnie na niego.
Nie spałem jeszcze. Znaczy, już przysypiałem, ale strasznie się rzucałeś przez sen i zmartwiłem się. - Aang oparł się o ścianę. - Zły sen?
Tak. Śniło mi się, że byłeś w związku z kimś. Zostawiłeś mnie dla mięśniaka.
Nie lubię mięśni. Są niewygodne. A napakowani wojownicy są głupi. - Aang położył się na poduszkach i Zuko zrobił to samo.
Przez parę chwil leżeli spokojnie. Potem Aang obrócił się do niego i obserwował go. Zuko miał przymknięte oczy, ale nie spał. Aang powoli nachylił się i pocałował go w nosa. Szatyn zachichotał i objął go. Ustami odnalazł jego usta i zaczął go całować. Aang wsunął się na niego i objął go. Zuko zamruczał i odsunął usta od jego ust.
Cóż za niespodzianka. - szepnął, liżąc mu wargę.
A tak. - Aang potarł mu kolanem krocze.
Zuko przewrócił go na plecy i zaczął rozpinać mu pasek od spodni. Już nie mógł czekać. Same pocałunki mu nie wystarczyły. Zsunął mu z bioder spodnie i spojrzał na pobudzonego członka. Aang nie miał na sobie bielizny, jak zresztą każdy mieszkaniec tego kraju. Skoro mieli się kamuflować to na całego. Powoli przesunął palcami po nabrzmiałym penisie. Aang westchnął i wygiął się lekko do niego. Zuko odczytał to jako pozwolenie i powoli schylił się i polizał czubek członka. Potem śmiało wziął go do ust. Zassał powietrze, przesuwając ustami po całej długości penisa. Zaraz usłyszał słaby jęk Aanga i ten objął dłońmi jego włosy. Sam wypychał biodra ku ustom. To było przyjemne i sądząc po pomrukach Zuko, reagował tak, jak powinien. W pewnej chwili jęknął i poczuł, jak napięcie opuszcza jego organizm. Spojrzał na unoszącego się Zuko, który obrócił go na brzuch. Szatyn zaczął pieścić ustami jego pośladki. Jednocześnie powoli rozciągał mu wejście. Aang nie protestował nawet na dwa palce, więc darował to sobie. Najwyżej zabije go potem albo ściągnie pomocników do tego. Powoli wsunął się na niego i położył na nim. Nie widząc protestu nakierował się i zagłębił w nim. Aang szarpnął się, ale nie krzyczał.
Cii, zaraz przejdzie. - pocieszył go.
Po chwili zaczął się poruszać. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Zatracał się w tej ciasnej przestrzeni i rozkoszy, jaką dawał mu Aang. Dopiero po chwili poczuł, że on też się porusza, wychodząc mu naprzeciw. Czyli i mu się podobało. Nie wytrzymał i rozlał się w nim, wchodząc bardzo głęboko. Jeszcze chwilkę poruszał się, po czym odetchnął z ulgą i opuścił jego ciało. Położył się obok, całując go czule. Kiedy odpoczęli, ubrali się i wrócili do schronu. Tym razem obaj zasnęli szybko i spokojnie.
***
Miki wyprostował się. Młodzi poszli spać, ale nieźle szaleli. Bynajmniej oni mogli. Powrócił spojrzeniem na Jaya. Ten spał na swoim łóżku. Włosy wyszły z warkocza i otaczały teraz twarz. Miki powoli wstał i podszedł do niego. Już czas… Usiadł na łóżku i zaczął bawić się pasmami włosów. Jay poruszył się lekko i rozchylił usta, ale nie obudził się. Po chwili podjął decyzję. Potrząsnął nim i ten poderwał się, przerażony. Rozejrzał się dziko.
C…Co?! - zauważył Mikiego.
Pozwól mi po raz ostatni cię dotknąć. - mruknął i pogładził mu brodę, po czym pocałował go.
Jay obserwował go zaskoczony. Co on znów bredził? Miki przesunął dłonią do tasiemki i rozpuścił mu włosy.
Miki? - Jay rozszerzył oczy. - Co ty bredzisz?!
Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham i nigdy się nie dowiesz.
Rudowłosy przytknął dłoń do mężczyzny i magią uwięził go w krysztale, który zmniejszył. Potem wstał i zszedł na dół. Wysadził wejście do schronu i uwięził resztę dzieciaków w tym samym krysztale co Jaya. Zostawił tylko Aanga i Zuko. Ci spojrzeli na niego niepewnie.
Kiedy będziecie bezpieczni, poza tym krajem, użyjcie słowa Agit, by powiększyć kryształ do właściwego rozmiaru i Defencis do rozbicia go. Wtedy będą bezpieczni. Tu macie mapę. To trasa do pewnej osoby. Zrobię was niewidzialnymi i jak wyjdziecie na podwórko, czar się ujawni. Uciekajcie, dla dobra Jaya. On nie może o tym wiedzieć. I nic nie mówcie, bo wtedy czar przestanie działać. - dotknął ich i młodych oplotła magia.
Wybiegli na zewnątrz. Tam Zuko jednak zatrzymał się przy drzewie. Aang bez słowa skinął głową. Podłączyli się magicznie do uwięzionych, by przekazać im telepatią o co chodzi. Pozwolili im też słyszeć to, co oni. Poczekali z minutę i wówczas całym domem zatrzęsło. Domek po prostu wybuchnął i pożar natychmiast objął gospodarstwo. Miki wyszedł z płomieni, wciąż podpalając kolejne miejsca. Wiedział, że on już tu idzie. Rozejrzał się i zobaczył ślady młodych, prowadzące przez błotko. Zatarł je i czekał. Tak jak się spodziewał, wkrótce pojawił się Ozai.
Miki?! - rozejrzał się po bojowisku i zwęził oczy. - Gdzie Jay?
Tam. - wskazał mu palcem płonące resztki domu. - Walczyliśmy na śmierć i życie i przegrał.
Co takiego?! Kazałem ci go w razie czego magicznie pogrążyć w śnie! - Ozaki stężał.
Och, nie masz ofiary rodzinnej za żonę? Jak mi przykro.
Król zadrżał. Tak samo jak reszta, ukryta przy drzewie.
Tak, wiem. Słyszałem ciebie i Hesra. Chciałem was poprosić o błogosławieństwo, by oświadczyć się Jayowi. By ożywić swoją żonę musiałeś mieć jej krewnego. Innymi słowy chciałeś zabić Jaya, by w jego ciele odrodziła się matka Zuko. - Miki uśmiechnął się. - Myślisz, że dlaczego nie reagowałem, jak go torturowałeś? Tylko po to, by go chronić. Nie bałem się, że zginie. Miał przeżyć, był ci potrzebny. Dlatego tak chętnie pozwoliłeś mi go pilnować. To miało być jutro w nocy, tak? Przysłałbyś rano po niego i sprowadził siłą.
Głupcze. Popsułeś mi cały plan! - Ozai był wściekły. - Potrzebowałem Jaya a ty wszystko zniszczyłeś!
Miki uśmiechnął się i zaatakował władcę. Wywiązała się między nimi ostra walka i Zuko z Aangiem wycofali się. Po drodze minęli wstrząśniętą Azulę i dawnych przyjaciół Jaya. Ci nie wtrącali się jednak w walkę. Zuko dotarł do końca lasu i wyjął kryształ. Po chwili reszta była przy nich, z plecakami i zapasami. Jedynie Jay drżał. To, co usłyszał… Aang objął go i podparł. Blondyn wstał i powietrzem targnął huk. Nie odzywali się ani słowem. Tylko czekali. Kwadrans potem minął ich Ozai z magami ognia. Jay zaczął bardziej drżeć. Skoro Ozai żył, Miki…
Chodź, Jay. Już mu nie pomożesz. - Zuko odezwał się miękko, jak tylko tamci zniknęli.
Ma rację. Jeśli odkryją, że żyjesz… - Katara podparła go i pomogli mu wstać.
On mnie obronił…
Potem popłaczesz. Doceń jego poświęcenie i żyj jak najdłużej.
Jay założył plecak i ruszyli w stronę pustyni. Co jakiś czas odwracał się i obserwował dym nad lasem.
Jay, sprężaj się. Nie jest bezpiecznie w tym kraju, zwłaszcza dla ciebie. - Katara szarpnęła nim i ruszyli biegiem.
Gdy znikali już między skałami, z lasu wyszła postać i zachichotała szaleńczo. Wszystko się udało, teraz czas na drugie starcie.
Rozdział 15.
Ozai zamknął się wściekle w swojej komnacie. Więc to głupie, rudowłose coś chciało poślubić Jaya? A teraz blondyn tak po prostu nie żył? Nie… zatrzymał się i zaśmiał.
Jay nie dałby zabić się tak łatwo. - zdecydował.
Podszedł do stołu i wyjął z szuflady mały obrazek. Jay wśród kwiatów.
Ty jesteś zbyt bystry, by tak łatwo umrzeć. Na pewno żyjesz. Szukasz Zuko. A ja znajdę ciebie. Już nie zdołam „odrodzić żony”, przepadło, ale trudno się mówi.
Zaczął szykować akcję poszukiwawczą syna.
***
Aang zarumienił się, gdy Zuko zabrał mu po raz kolejny plecak.
Zuko, on nie jest połamany. - Katara skrzywiła się i wyrwała ten plecak.
Ale ja chce nieść mu rzeczy. - Zuko zabrał ponownie tobołek.
Dajcie spokój.
Jay zabrał ten plecak i dorzucił sobie. Powoli ruszył przed siebie. Westchnęli i pobiegli za nim.
Dalej uważam, że Aang powinien nosić SWOJE bagaże. - dziewczyna spojrzała na nich i westchnęła.
Nie przesadzaj. - zaśmiał się ktoś za nimi.
Zatrzymali się. Jay zaraz się obrócił. Za nimi stała jeszcze jedna osoba w stroju misji kraju ognia. Teraz podeszła do nich, wychodząc z cienia.
Aang, prosiłem, byście puścili ich po opuszczeniu kraju a nie terenu klanu. - Miki odebrał z pleców Jaya plecaki.
Potem ruszył naprzód, jakby nigdy nic.
Miki… - Jay zrównał się z nim.
Ozai wie już, że żyjesz. Pospieszmy się, zanim nas dogonią. - rudowłosy nie dał po sobie poznać, że go słyszał.
Blondyn westchnął, ale zanim zdołał zrezygnować z pytań, Miki przejechał mu dłonią po tyłku. Lekko zadrżał i przyspieszył krok. Aang i Zuko dobiegli do nich i reszta zrobiła to samo.
Ta mapa? - Aang pokazał mu zwitek.
A, to. Widzisz, szukałem sposobu, by uratować Jaya. Spotkałem pustelnika, który znał się na świątyni Awatarów. - Miki spojrzał za siebie.
Świątynia Awatarów? - Jay wziął mapę do ręki.
To miejsce, gdzie dusza Awatara przenosi się po śmierci. One tam są i można z nimi porozmawiać. Otóż pustelnik ten był u nich i powiedział mi, że jeśli uda mi się uchronić Jaya przez jutrzejsza nocą, będzie już dobrze. Taka magia jest możliwa raz na dwieście lat.
Chcesz, bym z nimi rozmawiał? - Aang był poważny.
Ostrzegał mnie, że mimo to Ozai nie zrezygnuje z prób złapania Jaya. To był tylko plan przykrywkowy. Nie wiem, co tak naprawdę planował wobec niego. Ocalić nas może tylko Awatar, przywracając równowagę krain. - rudowłosy westchnął. - Dlatego idziemy do pustelnika.
Pustelnika? A nie świątyni? - Katara spojrzała na mapę.
Nie wiem, gdzie jest świątynia. Wiem tylko o domku pustelnika. Aang sam musi z nim porozmawiać, byśmy tam dotarli.
Westchnęli. To było skomplikowane, ale musieli to zrobić. Ruszyli w stronę granicy, pijąc wodę.
***
Ozai przyjrzał się pokojowi. To tu uwięzi Jaya. Usiadł w fotelu i zaczął wspominać. Pamiętał, że blondyn był przy swojej siostrze, gdy ich zobaczył po raz pierwszy. Przyglądał się im za długo, by nie zostać zauważonym. Oczywiście, każdy myślał, że przyglądał się dziewczynie. A potem ich odwiedzał. Mimo pozorów znał sekrecik. Jego żona wolała dziewczęta. A potem przybył Miki. Przyjaciel Jaya. Który był zbyt blisko niego. Teraz wiedział, że za blisko. Kiedy zabił kochankę żony, powiedział jej co wiedział o nich. Poddała się i poślubiła go, by chronić brata. Miał z nią Azulę i potem narodził się Zuko. Mimo to nie kochał dziecka. Śmierć żony sprawiła, że Jay oddalał się od nich. Więc kiedy trafił na starożytne zaklęcie przeszczepu wspomnień, był zachwycony. Przelałby same wspomnienia żony do Jaya a w zamian on straciłby mowę. Łatwo byłoby wmówić innym, że to jego odrodzona żona w ciele chłopaka. Proste zaklęcie blokujące możliwość wydania, że to wciąż on i imprezowanie co noc. Teraz było już za późno na tę ściemę. Aczkolwiek blondyn wciąż może być jego. Miki już zlikwidowany. Zuko zajmie się kolegą, bo nie wątpił, że polubił chłopca. To się widzi. Dziewczynę się zniewoli a Azula lubiła gadać z tym dzieciakiem, który był schwytany. Odda go jej do zabawy. A Jay… Najpierw poczeka, aż obudzi się na łóżku. Z początku przygotuje go do tego, że nie ma odwrotu. Oczywiście nie będzie go krzywdził. Najpierw pieszczoty, by go przygotować. Potem będzie go brał, ostro i władczo. Blondyn był uparty, więc troszkę to potrwa. Aż w końcu się podda. I będzie dobrowolnie robił to, co mu rozkaże. Gdy wyobraził sobie nagiego blondyna, w słodkiej fryzurze i obciągającego mu, poczuł, że ma za ciasne spodnie. Uwolnił penisa i spojrzał na niego. Żona bała się go w łóżku. Miał sporego i zawsze krwawiła. Jay też będzie, jeśli dobrze go nie przygotuje. Ale o to się nie martwił. Powoli przesuwał dłonią po całej długości penisa.
Jay, chciałbym, byś tu był. Wiesz, co ci zaraz zrobię? Pewnie nie. Użyje zaklęcia, które opracowałem dawno temu. Poczujesz się tak, jakbym cię miał.
Ozai użył zaklęcia i nałożył rękawicę. Powoli wsunął penisa w utworzony przez palce mały otwór i zaczął szybko przesuwać ściśniętą dłonią. Czuł obcą magię, jak drży i szarpie się. Troszkę zwolnił, by za szybko nie skończyć zabawy. Drugą dłonią pieścił swoje jądra.
Kiepski zamiennik, ale mogę dać mu przedsmak tego, co będę z nim robić. - zamruczał.
Znów przyspieszył. Tym razem jednak nie zdążył się zatrzymać i doszedł w rękawicę. Niemal sekundę później rękawica zapłonęła. Zerwał się i odrzucił ją na palenisko. Magia strawiła materiał i zaklęcie.
Więc masz obok siebie silnego maga. - Ozai zwęził oczy. - Kolejny wróg? Nie pozwolę ci uciec ode mnie.
Ubrał się, poprawił i wyszedł z pokoju. Dotarł do sali tronowej i usiadł na swoim miejscu.
Sprowadzić Azulę. - rozkazał.
Sam czekał na nią. Gdy dziewczyna przyszła, wyprosił wszystkich z sali.
Polubiłaś tego złapanego chłopaka. - rzucił.
To były tylko rozmowy o walkach. - zaprotestowała.
Chcesz go w niewolę?
Azula wyprostowała się. Kompan do służby, do tego znający się na walkach? Po chwili spoważniała.
Nie masz go przecież. - zauważyła.
Namierzyłem Jaya. Jest z nim czwórka dzieciaków i jakiś mag. Mag musiał go uratować. A te dzieciaki, to pewnie Zuko i tamci zielarze. - Ozai spoważniał. - Sprowadź ich wszystkich żywych - no, maga możesz zabić - A dam ci chłopaka.
Już za późno na wykorzystanie Jaya. - skrzywiła się.
On będzie miał inną karę. Oddałem mu sygnety rodu a on to olał i zdradził nas. Osobiście go ukarze. W końcu to mój szwagier, nie powinienem go zabijać. Będzie niewolnikiem, uwięzionym w jednym pokoju i będzie przygotowywać dla wojowników leki.
Azula uśmiechnęła się i skinęła głową. Wybiegła z sali tronowej.
Rozdział 16.
Miki otarł pot z czoła Jaya. Westchnął i opłukał chustkę.
Miki…
Spojrzał na niego i uśmiechnął się.
Spokojnie, zablokowałem drania. - nie pozwolił mu wstać.
Czułem… ja… - blondyn spojrzał na dach namiotu.
Użył zaklęcia związania osoby z przedmiotem. Nie zrywaj się, straciłeś dużo krwi i to nie jest rozsądne, byś od razu wariował. - rudowłosy westchnął ponownie.
Wstał i wyjrzał z namiotu. Poprosił ich o rosół i Zuko zaraz mu go przyniósł. Potem chłopak spojrzał niepewnie na Jaya i wyszedł. Miki posadził sobie mężczyznę w ramionach i poił go rosołem. Blondyn nic nie mówił. Słyszał o takich zaklęciach. Kim była ta osoba, która w ten brutalny sposób pokazała mu, że chce go na własność. Czyżby Ozai? Zaraz jednak odrzucił taką myśl. To jego szwagier, nie zrobiłby tego.
Lepiej ci? - Miki odstawił puste naczynie.
Chyba tak. Co się stało? Pamiętam tylko, że nagle poczułem straszny ból i przestałem cokolwiek widzieć. - oparł się o niego.
Szliśmy i śmialiśmy się z rodzeństwa. Ty nagle umilkłeś i zacząłeś krzyczeć. Upadłeś na trawę i rzucałeś się po niej. Pojawiła się krew na twoich udach i zaraz zrozumiałem, że ktoś cię męczy zaklęciem związania. Użyłem przeciwzaklęcia i się uspokoiłeś. Rozbiliśmy obóz i czekaliśmy na ciebie od wczoraj. Wciąż byłeś nieprzytomny.
Kiedy ruszymy? - Jay powoli wstał z sykiem.
Za dwie godziny powinno świtać. Wtedy.
Miki pomógł mu wyjść z namiotu i usiąść na kłodzie. Jay starał się to robić samodzielnie, ale nie szło ukryć, że sprawia mu to ból.
Dobra, to nie ma sensu. - Katara wstał.
Spojrzeli na nią zdziwieni. Dziewczyna wyraźnie oceniała ich, wodząc od każdego wzrokiem.
Sokka spakować obóz. Aang, Zuko i ty bierzecie dodatkowe Bagaże. Miki bierze Jaya na ręce lub na barana. I zmywamy się stąd. Mamy trzy godziny do granicy i od dwóch dni nie zbliżyliśmy się do niej wcale a pogoń może już nas szukać.
Chcąc nie chcąc podnieśli się i ruszyli zwijać obóz. Miki pomagał im w tym.
Jay, wytrzymasz tę podróż? - Katara podała mu malin, jakie zebrała w niedalekim lesie.
Tak. Przetrwam to jakoś. Bardziej martwię się, kto mnie napadł. - blondyn zaczął zaplatać warkocza.
Też się zastanawialiśmy. Ale z tego co nam mówił Miki, trzeba znać sygnaturę obronną osoby. Ale wy zabezpieczacie się od każdego, kto atakiem przełamał obronę. Więc wyjście jest tylko jedno. Ojciec Zuko. To on chcę cię dostać i pokazuje w ten sposób, że nie uciekniesz mu.
Już za późno, dzisiaj w nocy minęła mu szansa ożywienia mojej siostry. - Jay pozwolił unieść się rudowłosemu i ruszyli.
Może mimo to chce cię do łóżka. Byś zastąpił żonę w tych obowiązkach. - Aang ugryzł jabłko.
Ojciec od straty matki nie miał nikogo a ty bardzo ją przypominasz. - Zuko podebrał kochankowi kęs jabłka.
Myślisz? - Jay poprawił się w ramionach Mikiego.
O tak. Może miała czarne włosy, ale te rysy brody, te oczy. Poza tym, były plotki, że Ozai obserwował cię jak nie byłeś z nią. Oczywiście ściemniał, że stara się o twoją siostrę i myśli, jak zaimponować rodzinie, ale wiele osób sądziło, że ty mu się podobasz. - Miki ziewnął.
Czuwanie nadwątliło jego siły. Do tego myśl, że ktoś zbezcześcił ciało, które tak kochał, denerwowała go.
Miki, ty jakby co, to się nie wtrącaj.
Spojrzeli w szoku na Zuko. Ten wciąż szedł z nosem wycelowanym w niebo.
Dlaczego? - Jay nie zrozumiał.
Oficjalnie on nie żyje a w razie, jakbyśmy mieli kłopoty, uratowałby nas. Wiem, że jego moce pozwalają mu odzywać się i nie tracić osłony niewidzialności i to byłoby najlepsze wyjście. - szatyn spojrzał na nich.
Jeśli nas złapią, Miki będzie mógł czuwać nad Jayem i w razie kłopotów ocali go i nas. To dobra taktyka. - poparł go Sokka.
Zamarli. Jay chciał się odezwać, ale Sokka uciszył go. Po chwili z innej trasy usłyszeli kroki. Katara podeszła do krawędzi i spojrzała w dół. Zaraz się cofnęła.
Szlag. Azula z łowcami. Za długo się czailiśmy.
Szybko pobiegli w stronę wyjścia z ścieżki górskiej. Na szczęście, by minąć górę trzeba było przejść pod wielką skałą a potem nad nią, co dawało dwa okrążenia góry. Oni byli przy końcu drugiego, Azula zaczynała wędrówkę. Dało to im troszkę czasu. Wkrótce zbiegli z góry i dopadli do łodzi. Zdążyli wsiąść i ta ruszyła.
W ostatniej chwili. - przewoźnik zaśmiał się. - Jutro i pojutrze jest przypływ i rzeka nie jest zdatna do przepraw. Do tego wylewa. Dwa miedziaki za dorosłych i po jednym za dzieci.
Katara podała mu monety i usadzili Jaya.
Jakieś kłopoty? - przewoźnik widział krew na spodniach.
Wypadek podczas podróży. Na szczęście już nie ma kłopotów. - Katara wyjęła kanapki i poczęstowała każdego, łącznie z przewoźnikiem.
Uciekacie Azuli, tak? - spojrzał na ognie i flagę widoczną przed skałą na pierwszym okrążeniu.
Aż tak widać? - westchnęli.
To podła kobieta. - mężczyzna wzruszył ramionami.
Pociesze pana, moja siostra w domu jest trzy razy gorsza, bo nie musi zachowywać troszkę grzeczności dla poddanych. - Zuko oparł się o łódź.
Zaśmiali się. Przewoźnik nic nie powiedział, ale słuchając o wyczynach dziewczyny w domu, coraz mniej wierzył, że oszukał go. Skoro to jej brat, to dlaczego ucieka? Porachunki o władzę? Czy może skrzywdziła przyjaciela chłopaka i ten mu pomaga?
Za ile dotrzemy na brzeg? - Sokka spojrzał w obie strony.
Nie było widać brzegów.
To ogromny zalew. Za godzinę. - przewoźnik spojrzał w stronę wioski, gdzie mieszkał.
Jest tam jakaś gospoda? - Jay zamrugał, gdy usłyszał Mikiego.
Chcesz się zatrzymać z pościgiem na karku?
I tak przez najbliższe dwa dni nie przedostaną się. Poza tym, trzeba coś zjeść, wyspać się. Jay musi się bardziej podleczyć. Trzeba zrobić zapasy, kupić nowe ubrania i buty. - rudowłosy zaczął wyliczać. - Jeden dzień nas nie zbawi.
Mamy gospodę ale możecie zatrzymać się u mnie. Zawsze taniej. Rigi wiele zdziera z turystów. Pięćdziesiąt miedziaków za dziecko i siedemdziesiąt za dorosłego za dobę. Jak macie także zakupy, to zatrzymajcie się u mnie. Mam poddasze z hamakami. Dziesięć hamaków tam wisi. Czasem dzieciaki brata wpadają z przyjaciółmi i tam śpią. Pięć miedziaków za głowę to taniej niż w gospodzie a to tylko za koszt posiłków.
Chwilkę naradzali się. Jednak w końcu z wahaniem zgodzili się.
Rozdział 17.
Jay obrócił się na szerokim hamaku i zamruczał. Miki spojrzał na niego. Odkąd tu przybyli Jay zjadł i zaraz zasnął. Reszta również poszła w jego ślady. Zuko kazał mu odespać czuwanie. Miał w tym sporo racji. Teraz, gdy wstał, zauważył, że Aang i Zuko czuwali na zmianę.
Nic się nie działo? - Spytał Aanga.
Nie. - chłopak podał mu kawę.
Skąd? - napił się z wdzięcznością.
Gospodarz przyniósł śniadanie. Wyszedł z żoną godzinę temu na pole.
Rozmowę przerwał jęk Jaya. Miki zaraz przypadł do niego. Zaczął mamrotać formułę magiczną. Wkrótce blondyn uspokoił się i otworzył oczy.
Miki. - szepnął.
Mężczyzna przytulił go.
Co się stało, cukiereczku. - pogładził mu włosy.
Ozai… on wie, że tu jesteśmy. Próbował przejrzeć mi pamięć by wiedzieć, kto mi pomógł przy tamtym zaklęciu i rzucił, że jak się będę stawiał to spadnę z tego hamaka. Uciekajmy stąd jak najszybciej.
Miki skinął głową. Pobudził resztę i wyjaśnił co się dzieje. Zuko spojrzał zmartwiony na Jaya.
On przesadza. - stwierdził, gdy wychodzili na podwórze.
Wiem. Najgorsze, że nie wiemy, czego on chce. - Jay był ponury. - Chyba nie sądzi, że zwiążę się z nim. Nienawidzę go.
Może spróbować wymusić to siłą. - Zuko spochmurniał. - Zabiję go, jeśli to zrobi.
Wkroczyli do miasta i ludzie spojrzeli na nich ciekawie. Uzupełnili zapasy żywności i ubrań. Zjedli również obiad w gospodzie. Wrócili zmordowani ale zadowoleni. Przepakowali się i po krótkim odpoczynku pożegnali się z gospodarzem i ruszyli przed siebie.
Wzięliśmy sporo wody więc czeka nas podróż trasą, gdzie jej nie uzupełnimy? - Katara poprawiła ciężki plecak.
Tak. Mieszka za pustynią. - wskazał im rozległe wydmy z piasku.
Jak szybko tam dotrzemy? - Jay spojrzał na Mikiego.
Ten wzruszył ramionami. Nie wiedział. W końcu zależało to od humoru pustelnika. Nie przepadał za tą osobą. Była dziwna, wręcz niebezpieczna. Gdyby nie szczęście Zuko i Jaya, nie wracałby tam. Ale teraz wkroczył na pustynie, od razu gotując się w spodniach. Sądząc po jękach za nim, młodzi czuli to samo. Jedynie Jay szedł pewnie. Ale to akurat rozumiał. Oddalali się od zagrożenia.
***
Łup! Jay i reszta śmiali się, gdy Miki wylądował w piasku.
Toph, delikatniej. - pustelnik zaśmiał się.
Ależ ona jest delikatna. - Katara przytuliła przyjaciółkę.
Wy się znacie? - Miki podniósł się i zmacał Jaya.
Znamy się. To nasza przyjaciółka. - Aang przewrócił oczami, gdy Jay zarumienił się.
Pustelnik podszedł do blondyna i spojrzał na niego smutno.
Zbliża się koniec twej wolności. Uważaj na siebie.
Miki i reszta zamarła. Jay słowem się nie odezwał, tylko podszedł do ławki i usiadł w niej. Zakrył twarz. Więc to już koniec? Skończy w niewoli? Nie chciał tego, ale najwidoczniej tak będzie. Poczuł, jak Miki obejmuje go.
Wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę cię skrzywdzić.
Wiem. Ale dlaczego? Co ja mu zrobiłem?
Nieważne. Długo już nie pożyje. - Miki podniósł go.
Nigdy cię nie zrozumiem, Miki. - Jay otarł łzy.
Zaśmiał się z miny rudowłosego i wyprostował. Ten przywalił mu w głowę i zaczął przed nim uciekać. Młodzi siedzieli i rozmawiali z przyjaciółką. Dobrze znali Toph i wiedzieli, do czego jest zdolna. Pustelnik wpatrywał się w niebo. Wieczorem zjedli kolację i słuchali jego opowieści. Oczywiście Jay już spał. Miki siedział przy nim i obserwował go. Nikt nie umiał oduczyć zasypiania blondyna o tej konkretnej godzinie. Wkrótce reszta również porozkładała się spać. Wówczas Miki poczuł, jak blondyn wstaje. Poszedł zaraz za nim. Jay załatwił potrzebę fizjologiczną i siedział niedaleko na skale. Usiadł obok, co sprawiło, że Jay zadrżał.
To tylko ja. - uspokoił go czułym pocałunkiem w kark.
Musimy porozmawiać. - Jay spojrzał na niego. - Dlaczego mi nie powiedziałeś o Ozai?
Miki westchnął. Bał się tej rozmowy. Ale wiedział, że prędzej czy później ona nastąpi. Zsunął się ze skałki i uklęknął przed nim.
Wiedziałem od ich pierwszej rozmowy. Tuż przed wyjazdem na tę dwumiesięczną misję. - mruknął i ujął jego dłonie. - Nie zdążyłem cię ostrzec. Podczas tej misji trafiłem na niego. - wskazał głową na domek - To on powiedział mi, co cię ocali. Gdy byłeś atakowany, walczyłem z sobą.
Dlaczego? - Jay spojrzał zdziwiony.
Z jednej strony pragnąłem stanąć po twojej stronie i umrzeć z tobą. Potem dotarło do mnie, że ty przecież nie możesz umrzeć, bo to pokrzyżuje mu plany. A tylko ja o nich wiedziałem. Dlatego cię wyrzuciłem na środek. Bolało, ale tak miałem jak go powstrzymać. W końcu czytałem o tym, znałem datę. Byłem draniem dla ciebie, by nic nie podejrzewali i się udało. Wiem, że zraniłem cię, ale nie oddam Ozai swego ukochanego.
Jay zarumienił się i pochylił do przodu. Pocałował go czule.
Wkrótce to się stanie. Jeśli mam być zniewolony, to znaczy, że mnie stracisz.
Nie martw się. Poradzimy sobie. Nade wszystko bądź uległy dla Ozai. Będzie próbował cię złamać, aż poddasz się jego woli. Ja tam będę. Nawet jak cię odeśle swoją techniką, może tylko na sto metrów i to w jedno miejsce. Więc i tak będziesz w zamku.
Jay skinął głową. Razem wrócili do obozu.
Rozdział 18.
Azula siedziała na łodzi przewodnika. Wściekała się na przypływ. Dopiero teraz przewoźnik zdołał wrócić do nich na brzeg. Płynęli powoli, bo wzburzone fale trzepały łodzią na każdą stronę. W końcu, po kilku godzinach dotarli do wioski i wyszła na brzeg. Od razu ruszyła do gospody. Wkroczyła tam niczym chmura gradowa i każdy zaraz zwiał, poza właścicielem. Pokazała mu zdjęcia.
Tylko nie kłam, że tu nie byli, bo widziałam ich jak przeprawiali się łodzią przed przypływem. - warknęła.
Byli tutaj, ale tylko jedli obiad. Nie nocowali u mnie. - mężczyzna zaraz pokazał jej rachunek, podpisany przez Jaya za posiłek.
Ojciec miał rację, jednak wuj żyje. - mruknęła i spojrzała na niego. - Dokąd poszli?
Przez pustynie. Mieszka tam pustelnik i chyba do niego.
Rzuciła mu parę monet i wyszła, ruszając z grupą na pustynie. Wędrowali tak ledwie godzinę, gdy dopadła ich noc. Rozbili obóz. Azula w swoim namiocie wyjęła zwierciadło i skontaktowała się z ojcem.
Masz pomyślne wieści? - Ozai spoglądał na nią spięty.
Widziałam podpis Jaya w rachunku za obiad. - mruknęła, obserwując ojca.
Ozai uśmiechnął się, zachwycony nowiną. Chwilkę podumał.
Towarzyszy im mag, możesz go zabić. Tę dziewczynę również. Tamten jest twoim niewolnikiem, rób z nim co chcesz. Ciekawi mnie ten czwarty, zielarz.
Podejrzewam, że Zuko go kocha i to z wzajemnością. Nie mówili nic o jeńcu, więc idzie z nimi dobrowolnie.
Kazałem przeszukać ruiny domu Jaya. Wygląda na to, że ukryli się u niego i wyprowadził ich, zostawiając klona do walki z Mikim. - Ozai skupił się na Jayu. - Pilnuj by pojmać jego, nie klona.
Azula skinęła głową i przerwała połączenie. Położyła się i zaczęła rozmyślać. Dlaczego Jay musi być żywy? Jeśli tak bardzo chciał odrodzić matkę, czemu nie użył jej czy Zuko? Nagle usiadła. Wszystko zrozumiała. To nie jej matkę kochał. Poślubił ją, by mieć blisko Jaya. Przygryzła wargę. Potem jednak położyła się. Poczeka na rozwój wypadków.
***
Słońce stało już wysoko na niebie, gdy opuścili pustynie. I to tylko dlatego, że Azula kazała wyruszyć jeszcze przed świtem. Zatrzymali się przy skałach i zobaczyli po drugiej stronie dolinki dym. Więc to tutaj. Poderwała głowę i nakazała otoczyć ich. Teraz nie mogła zawieść. Ta misja była bardzo ważna. Podeszła spokojnie do domku. Widziała pustelnika, ale nie było innych osób.
Nie ma już ich. - mężczyzna nagle obejrzał się na nią. - Herbatki?
Weszła niepewnie i usiadła naprzeciwko. Napiła się herbaty malinowej, wciąż go obserwując.
Dlaczego skazujesz na śmierć Jaya? - pustelnik pomieszał swoją herbatę. - Widziałem, że nie przeżyje tego, co mu szykuje Ozai. Aż tak nienawidzisz wujka?
Nie zrobi mu krzywdy. - zaperzyła się.
Zrobi, gdy Jay go odrzuci. On kocha Mikiego. Zrozumcie to.
Gdzie jest teraz? - skrzywiła się.
Jeśli ci powiem, zabijesz Mikiego i Jay będzie sprzeciwiał się Ozai aż ten zabije i jego. Będę go chronił. Nie zasłużył na śmierć, to dobry chłopiec.
Azula skrzywiła się. Rozkazała wziąć go na tortury. Sama zastanawiała się nad słowami starca. Potem zacisnęła wargi.
Nie żyje. - usłyszała.
Powiedział? - uniosła brew.
Tak. Sekundę temu. W góry, szukać świątyni Awatarów. - żołnierz przestąpił niepewnie z nogi na nogę. - Szepnął twoje imię z uśmiechem i skonał.
Wiem. Znaczy, domyślam się. Widział przyszłość. Pochowajcie go i ruszamy.
Obserwowała jak podpalają dom, po czym skierowała się w stronę pasma górskiego.
Myślisz, że to bezpieczne? - blondyn spojrzał na nią.
Nie wiem. Mamy zabić maga, który im towarzyszy. Nie ruszajcie go, jest potężny.
To jak? - żołnierze stropili się.
Zostaw go mnie. - uśmiechnęła się swoim podłym uśmiechem.
Żołnierze uspokoili się i zaczęli śpiewać. Azula jakiś czas szła z nimi. Cały czas myślała. Pustelnik widział przyszłość i martwił się o Jaya. A co z resztą?
Po czyjej jesteście stronie? - spojrzał na swoich ludzi.
Ci zamrugali zaskoczeni i zamilkli. Dopiero po chwili blondyn odezwał się.
Twój ojciec może i jest władcą, ale ja pójdę tam, gdzie ty. - powiedział szczerze.
Naprawdę? - zdziwiła się. - A jakbym zdradziła klan ognia?
Zdradzę z tobą. - wzruszył ramionami.
Dlaczego? - wciąż nie mogła tego zrozumieć.
Bo Ozai nie dba o ludzi a ty nie dajesz nas skrzywdzić. Dbasz najpierw o nas, potem o siebie. Może jesteś sadystką, trzymasz nas krótko, ale nie jesteś zła.
Azula podrapała się po brodzie. Potem spojrzała na resztę, która potwierdziła słowa blondyna. Usiadła na skałach.
Ojciec chce Jaya i resztę. - mruknęła.
Tak. - usiedli wokół nich.
Ale w planach miał odnośnie Jaya pełno pomysłów. Wiem, że chce mi dać jako niewolnika tego chłopaka, by nam usługiwał podczas misji. Ale tam jest Zuko i chyba zakochał się w jednym z nich.
I dziewczyna. - zaraz przypomniał jakiś rudowłosy.
Tak i ona. Nie wiem, co planuje z nimi.
Rozumiem, spełnię ten tajny rozkaz. - blondyn wstał.
Azula i reszta spojrzała na niego zdziwiona.
Chcesz, byśmy obserwowali, co się z nimi dzieje. W razie problemów mają być przez nas uwolnieni i ukryci. Tak?
Tak. To tylko zapobiegawczo. Zuko pokazał, że dla tego chłopaka jest w stanie uciec z domu i to dwa razy. Skoro to jego przyjaciele, może sobie coś zrobić. Wiecie, że matka miała jako ostatnie życzenie, by był bezpieczny. Może i jest naiwny i głupi, ale to w końcu mój brat. - oparła dłonie na rękach.
Zrobimy to dyskretnie. Nie sądzę jednak, by Jay był uwięziony publicznie.
Wiem. Poradzi sobie, to mój wuj. Zresztą, odwrócimy uwagę ojca kilkoma „atakami zdrajców”.
Wstali i ruszyli w dalszą drogę. Nie, nie chciała zdradzać klanu. To tylko ostrożność. Brat jak nic zaatakuje ojca, jak skrzywdzi jego wybranka. Jay zawsze wyposażał ją w leki na każdą misję i mimo powszechnej nienawiści, brała je ze sobą. Nieraz ratowało to jej ludzi. Musi ustalić, gdzie jest pokój, w którym ojciec uwięzi blondyna. Spojrzała na ogromne góry. Przeszukanie ich zajmie dużo czasu. Ma okazję ustalić własny plan działania i wydusić troszkę informacji z ojca. Ruszyła jeszcze szybciej, widząc nadciągające chmury. Według mapy są tam jaskinie i zdążą się schronić. Żołnierze ruszyli za nią.
Pospieszcie się. Zaraz będzie oberwanie chmury. Tam są jaskinie. - obejrzała się na nich.
Tak, Azulo.
Poprawili plecaki i ruszyli biegiem. Czekał ich trzymilowy bieg z obciążeniem, ale przywykli. W ostatniej chwili schowali się przed deszczem.
Azula, Jay tu był.
Podeszła do dawnego ogniska. Bez problemu poznała zapach ziół. Doba. Tyle byli przed nimi.
Rozdział 19.
Jay oderwał się od ust Mikiego.
Przesadzasz, mój drogi. - mruknął.
Młodzi zaśmiali się. Takie pobudki w wykonaniu Mikiego stały się już normą. Jay objął rudowłosego i zachichotał mu w obojczyk.
Młodzi. - Miki spojrzał na nich.
Hm? - Zuko przewrócił oczami.
Idźcie sprawdzić, czy nie ma was w lesie.
Roześmiali się i wstali. Życząc im miłych igraszek zniknęli w skupisku drzewek, szumnie nazwanych lasem. Tam usiedli na trafie i zaczęli grać w karty.
Co za zboczeńcy. - Katara śmiała się z nich.
Słyszałem! - oburzony Jay wrzasnął na nich.
Szybciej tam a nie. Zimno. - Sokka popędził ich.
Usłyszeli jeszcze jakieś mamrotanie, przechodzące w jęki.
Też bym tak chciał. - Aang spojrzał wymownie na Zuko.
Katara i Sokka zakrztusili się śliną.
Wy… wy to…
Tak. - Aang zachichotał. - Lubię to.
Pochylił się i pocałował Zuko. Ten odwzajemnił się z pasją.
Bez takich, smarkacze. - Podskoczyli na głos Toph. - Oni chyba skończyli więc wracajmy.
Podnieśli się niechętnie, stwierdzając, że całkiem przemokli. Wrócili do obozu, gdzie zadowolony Miki piekł zająca a Jay leżał pod kocem, będąc całkowicie w rozsypce. Aang i Zuko wtulili się w blondyna ze śmiechem.
Złazić z niego, paskudy. - Miki podzielił mięso i rozdał każdemu.
Nie przeszkadzają mi. - Jay usiadł i zaczął jeść.
Zakryj biodra, bo inaczej zrobię powtórkę. - Miki oblizał się, jak zobaczył nagie ciałko.
Zuko zaraz zarył wujka.
Zabraniam. Zajeździsz mi go.
Jay przewrócił oczami i zaczął się ubierać pod kocem. Potem dołączył już do reszty.
Daleko jeszcze, Toph? - Miki spojrzał w stronę, skąd przybyli. - Za godzinę wejdziemy w grotę, którą przechodzi się w las.
Niedaleko. W grocie jest ukryte wejście. Ale tam pisze, że mamy się wystrzegać oddechu. - wzruszyła ramionami.
Gdzie? - Aang zamrugał.
Pustelnik mówił, że tak pisze na ścianie, jak się wejdzie w przejście. - Toph wgryzła się w resztki posiłku.
Potem z kwadrans jej się odbijało. Reszta spakowała się i ruszyli.
Nie cierpię deszczu. - warknął Sokka na widok mżawki.
To tylko kilometr. - Zuko okrył Aanga swoim płaszczem a Miki zrobił to samo z Jayem.
Tamta dwójka westchnęła niczym udręczone matrony, ale wtulili się w płaszcze. Sokka przewrócił oczami i przyspieszył. Po chwili zamrugał.
Ej, za długo siedzieliśmy w jaskini. - rzucił im. - Patrzcie.
Podeszli i spojrzeli w dolinę, którą wczoraj mijali. Widać było dym z ugaszonego ogniska.
Azula? - Zuko zadrżał.
Nie wiem. Ruszajmy. - Miki spojrzał na bladego Jaya.
Po chwili już biegli. Miki zaś unosił się w powietrzu. Jeśli miał udawać martwego, nie powinien zostawiać śladów. W końcu dotarli do groty. Okazała się nią podłużna jaskinia, z dwóch stron mająca wejście. Toph podeszła do lewej ściany i przesuwała tam dłonią. Nagle jej ręka zniknęła i dziewczyna weszła do środka. Za nią wkroczyła reszta a ściana za nimi zamieniła się w kamień.
Co to, wejdziesz i już nie wyjdziesz? - Aang uniósł brew.
Może o to chodzi z tym napisem. Mamy być czujni, bo inaczej zginiemy.
Podeszli do napisu. Rzeczywiście, ostrzegał by uważać na swój oddech. Powoli ruszyli w głąb tunelu. Jay i Zuko przyświecali im ogniem. Nie uszli więcej niż sto kroków, jak ostrzelały ich strzały ukryte w ścianie. Aang zdołał zatrzymać je powietrzem przed nimi.
Oj i zaczynają się schody. - Miki objął Jaya.
Trudno. Idziemy dalej.
Tym razem rozglądali się dookoła. Ale przez większość trasy nigdzie nie było pułapki. Pchnęli więc drzwi i zbledli.
Oto i druga pułapka. - Aang przyjrzał się wejściom.
To labirynt. Można wejść tylko po dwóch do każdego wejścia. - Miki obejrzał je uważnie. - Idę z Jayem i Toph.
Zakamuflował się i uniósł. Sokka i Katara ruszyli do drugiego wejścia. Aang i Zuko wzruszyli ramionami i wkroczyli w ostatnie przejście, które zniknęło.
Nareszcie sami. - Aang objął go czule i pocałował.
Tak, ale musimy być ostrożni. - Zuko odwzajemnił pieszczotę.
Obronię cię. Chodźmy.
Złapali się za ręce i pobiegli.
***
Duchy obserwowały obu chłopców.
Zakochani w sobie? - zauważył jeden z nich.
Możliwe. Ten młodszy to Awatar. Trzeba go tu ściągnąć i poddać testowi. Użyjemy jego lubego. - drugi zachichotał.
Ale czy Awatar nie powinien być samotny? - pierwszy zawahał się.
Nie może mieć dziecka i partnera zdolnego do dania potomstwa. To dwóch chłopców, taki związek ujdzie.
Duchy złączyły siły i zastawiły im niespodziewaną pułapkę. Chwilę potem przed nimi zjawił się Zuko. Obserwował ich przestraszony.
Nie bój się, dzieciaku. Nie ty jesteś naszym celem. - mruknął duch wysokiego blondyna i umieścił go w krysztale.
Zuko oparł się o ściankę więzienia. Nie on jest celem? Czyli chcą skrzywdzić Aanga? Dlaczego? Przecież ten gamoń przyjdzie w tę pułapkę jak nic. Po chwili zobaczył, jak przed nim zjawia się taca z owocami i herbatą owocową.
Zjedz coś, młody człowieku. - duch blondyna obserwował go. - Co ty masz za bliznę?
Po siostrze. - mruknął, łapiąc za jabłko.
Daj.
Położył dłoń na jego twarzy i Zuko zobaczył złote światło. Po chwili zapiekła go dawna rana, ale siedział posłusznie. Wolał nie pyskować. To w końcu duch tej świątyni.
Gotowe. - duch cofnął dłoń. - Już nie straszysz ludzi tym wyglądem.
Dziękuję. - Zuko dotknął dłonią gładkiej skóry. - Czy wy nas za…
Nie. Tylko przetestujemy Awatara. Nie bój się o ukochanego.
Odszedł od niego do reszty a Zuko zabrał się za herbatę.
Rozdział 20.
Aang skręcił w kolejny korytarz i powietrzem rozgromił wodę i pułapki. Odkąd to dziwne coś zabrało mu Zuko, nie myślał przytomnie. To już prawie dwie godziny! Czy jego kochanek wciąż żyje? W końcu wpadł niczym huragan przez drzwi.
Ależ niegrzeczne zachowanie. - duch blondyna skrzywił się.
Aang spojrzał przed siebie. Obserwowało go około trzydzieści duchów. Za nimi widział uwięzionego Zuko, jedzącego jabłko. Odetchnął spokojnie. Jeszcze żył, co znaczyło, że miał jak go uwolnić. Szatyn spojrzał właśnie na niego i Aang aż się zachłysnął. Nie miał blizny. Minął duchy i podbiegł do kryształu.
Aang. - Zuko odłożył jabłko.
Nic ci się nie stało? - dotknął kryształu.
Nie. Nic mi nie zrobili. A ty? - Zuko dotknął kryształ z drugiej strony.
Nic, co mogłoby zatrzymać mnie przed odnalezieniem ciebie. Nie bój się. Choćbym musiał znaleźć sposób, by zabić duchy, uratuję cię.
Kryształ nagle zniknął i Zuko wpadł w jego ramiona. Przytulił się i westchnął zadowolony. Potem spojrzał na duchy.
Nic wam nie zrobimy. Już po wszystkim. Zdał ten test. - blondyn uśmiechnął się.
Test? - Aang spojrzał na nich.
Sprawdziliśmy, czy jesteś godnym tytułu Awatara. Wybacz stresy.
Nic nie szkodzi. - Aang podszedł do nich z Zuko. - Dziękuje, że go nie skrzywdziliście.
Wyleczyłem mu tę twarz. - blondyn poczochrał włosy Zuko.
Aang uśmiechnął się do niego. To akurat od razu zobaczył. Uważał, że Zuko jest jeszcze piękniejszy bez tej blizny. Powoli zbliżył się i musnął ustami zdrową już skórę. Zuko zarumienił się i splótł palce z jego palcami. Duchy uśmiechnęły się. Pokazali im stół z jedzeniem i usiedli przy nim. Młodzi obserwowali ich, jak jedli.
Nie przeszkadza wam to, że jesteście duchami? - Zuko zajrzał pod stół, ale nie widział potraw.
Możemy jeść normalnie. Bez takich poproszę. - Blondyn uniósł brew.
Czy macie zaklęcia, które są potężne?
Pytania Aanga zaskoczyło wszystkich. Zuko po chwili zrozumiał.
Szukasz czegoś, by pokonać mojego ojca, zanim zabija Jaya?
Tak. Chcę go ocalić.
Jay… Ten z kraju ognia? - blondyn spiął się. - Mój wnuczek?
Teraz to młodzi zbaranieli. Jay był wnukiem Awatara?!
Myślałem, że Awatar nie może mieć dzieci. - Zuko uniósł brew.
Potem się dowiedziałem, że mam. Ukryła to, gdy rozeszliśmy się. Ukryła córkę, dowiedziałem się potem, jak byłem już Awatarem. Wiem, że mam wnuczkę dwa latka starszą od Jaya i jego. Co się dzieje z moimi wnukami?
Zuko, znalazłeś pradziadka. - Aang szturchnął go a duchy aż się wyprostowali.
Mama zmarła, rodząc mnie. Jay teraz jest ścigany przez mojego ojca. Chciał odrodzić mamę w jego ciele...
To nie jest możliwe. - duchy ucięli ich krótko.
Opowiedzieli im więc wszystko, od początku do końca. Zuko z krótkim wahaniem wydał im również, co się stało podczas podróży. Duchy poważniały coraz bardziej.
Tak jak mówiłem, to nie jest możliwe. To, o czym mówisz, to przelanie wspomnień do ciała rodzeństwa, ale za cenę umiejętności mowy. Krótkie zaklęcie, by nie mógł napisać kim naprawdę jest i ma ofiarę w szponach. - Duch szatyna podrapał się po brodzie.
Jest szansa, bym ochronił Jaya? -Aang skubał stół.
Tak. Chodź ze mną.
Podniósł się i ruszył za szatynem. Wkroczyli do małej komnaty. Duch wskazał mu zwój i Aang złapał go. Otworzył, czytając notatki. Potem - blady - spojrzał na ducha.
Nie ma innej drogi? - spytał.
Nie ma. Tylko taka.
Aang zaczął studiować zaklęcie. Nie miał wyjścia. Jay wiele dla nich znaczył. Kiedy wyuczył się, odłożył zwój w magię i wrócili. Zuko grał z dziadkiem w karty. Na jego widok poderwał się. Podbiegł do niego.
I?
Nie wiem. Spróbuje, ale to tylko ostateczność. Cena jest bardzo wysoka. - chłopiec zacisnął pięści.
Nie obrazicie się, jak wrócimy? Martwię się o wuja i resztę. - Zuko spojrzał na duchy.
Na razie śpią. Kiedy wyjdziecie ze świątyni, połączycie się z nimi i będą spali jeszcze sześć godzin. Niestety, nie umiemy tego obejść. Obszedł to tylko ten niewidzialny, bo nie dotykał podłoża.
Rozumiem. Lepiej już wracajmy.
Podeszli do drzwi i pożegnali, jakby nie patrzeć, sympatyczne duchy. Potem otworzyli wrota i zassało ich powietrze. Niemal minutę później wylądowali wraz z resztą na podłożu, za przejściem. Zuko potarł ukradkiem tyłek.
Bolało. - warknął.
Aang rozejrzał się. Reszta leżała przy nich, ale chyba położyli ich delikatnie. Wstał i zbladł. Zobaczył teraz cień.
Zuko! - zawołał, obracając się gwałtownie do skały.
Szatyn spojrzał gdzie on i zbladł. Jego siostra. Teraz stała na skale, obserwując ich. Rozejrzał się i zobaczył resztę ich ludzi. Mikiego nie było, ale po chwili poczuł niewidzialną dłoń, ściskającą mu ramię. Więc był z nimi, ale niewidoczny. Wstał i spojrzał na siostrę. Aang stanął koło niego.
Jej oddział. Są bezwzględni. - Zuko przyjrzał się ludziom.
Damy radę.
Tymczasem Azula obserwowała ich. Nie musiała udawać, że nie wie, kim jest ten chłopak. To on przyprowadził Jaya, gdy wrócił Zuko. Więc tamto też było ukartowane, by ratować tę dwójkę. Spojrzała na Katarę i Sokkę. Chłopak osłaniał swoim ciałem dziewczynę. Poczuła ukłucie zazdrości. Jej nikt tak nie osłaniał, nikt z rodziny.
Niezła miłość. - wskazała na rodzeństwo.
W końcu to jej brat. - Zuko zwęził oczy. - Czego chcesz?
Mam za zadanie pojmać was i sprowadzić przed oblicze ojca. Brać ich.
Na nic zdał się opór Aanga i Zuko. Żaden z nich nie użył magii, więc po chwili siedzieli ze związanymi rękoma. Azula obrzuciła jeńców spojrzeniem i skontaktowała się z ojcem.
Co? - spojrzał na nią złośliwie.
Mamy ich.
Ozai wyprostował się. Cóż za wiadomość.
Gdzie Jay? - spiorunował ją wzrokiem. - I gdzie jesteście?
Podała mu dokładne współrzędne. Potem wskazała nieprzytomnego blondyna, przy świeżo zebranych koszach ziół.
Nic dziwnego, że poszedł z nimi, tu jest pełno ziół.
Nie szkodzi. Sprowadzisz resztę do zamku. Jayem zajmę się osobiście. Uważaj na Zuko i tego dzieciaka, dla którego nas zostawił.
Zanim zdołali cokolwiek zrobić, Ozai uniósł dłoń i nagle ogień otoczył Jaya. Blondyn uniósł się i zniknął… pojawiając się w ramionach Ozai. Ten rozłączył się po chwili. Azula wymieniła spojrzenie ze swoimi ludźmi. Część wzięła nieprzytomne osoby na ręce a reszta ruszyła, pilnując przytomnych jeńców.
Miki, wiem, że tu jesteś. Trzymaj się blisko mnie, wprowadzę cię do wieży ojca, jak będę zdawała raport. - Azula ruszyła za resztą.
Miki zadrżał, ale potulnie ruszył za nią.
Rozdział 21.
Ozai otworzył drzwi i podszedł do łóżka. Ułożył na nim blondyna i spojrzał na niego.
Jesteś śliczny, Jay. - szepnął, obrysowując palcem jego wargi.
Potem wpuścił służbę, polecając jej umyć Jaya i przebrać w konkretne ubranie. Sam siedział w fotelu, czekając na medyka, który oceni, jak długo blondyn będzie spał. Po trzydziestu minutach służba ułożyła Jaya na łóżku. Potem odeszli. W drzwiach minęli się z medykiem. Ten skinął władcy i zbadał blondyna. Potem podszedł do niego i ukłonił mu się.
I? - Ozai wyprostował się.
Do wieczora. To magiczny sen.
Rozumiem. Odejdź. - Ozai potarł brodę.
Medyk wyszedł z pomieszczenia. Władca spojrzał na Jaya. Potem wstał i wyszedł z pomieszczenia. Wróci pod wieczór.
***
Zuko skrzywił się, gdy przewoźnik przeprawiał ich na drugi brzeg. On nie był głupi, widział, jak go ponaglali. Nawet więźniowie. Ten blondyn i rudy musieli zostać przesłani magią. Zatrzymał łódź na przystani i wyszli z niej. Czekały już na nich konie. Dosiedli ich i ruszyli, nie bacząc, że zapadał zmrok.
Azula, co to była za technika? - dziewczyna usłyszała w uchu szept.
Nie wiem. Nigdy mi jej nie zdradził. - mruknęła.
Dlaczego mnie chronisz?
Boje się. To mój wujek. Nawet mimo tego, że go raniłam i atakowałam, zawsze przynosił mi leki na podróż. Nie potrafię przejść obojętnie nad jego losem.
Spojrzała w stronę, gdzie był zamek. Przez ten czas Ozai miał tyle możliwości, by wywieźć Jaya. Przygryzła wargę.
Nie wywiózł go. - blondyn podjechał do niej.
Skąd ta pewność? - spojrzała na niego z nadzieją.
Bo nie mógłby opuszczać zamku na dłuższe wypady. Ma go przy sobie. Tego jestem pewny. Na pewno ma go w wieży. Tej swojej.
Tu reszta zgodziła się z nim. Na pewno nie wywiózłby go, bo nie widywaliby się za często. A Ozai niemal codziennie siedział w tej wieży. Miał tam bibliotekę a w najniższym pomieszczeniu gabinet. Nie wiedzieli co jest wyżej. Sądząc po zapachach było też laboratorium, sypialnia władcy i prywatna biblioteka. Powoli jechali do domu. Zuko bał się o Aanga, ale nie krzywdzili ani jego, ani tamtej dwójki. Wyraźnie ich pilnowali, ale bez zaczepek. Aang posłał mu tęskne spojrzenie i całusa a on odpowiedział tym samym. Oczywiście Azula musiała to zauważyć, ale nic nie mówiła.
***
Ozai spojrzał na posiłek. Oczywiście był lekkostrawny. Ujął tace i ruszył z gabinetu na wyższe piętra. W końcu wszedł do pokoju i postawił tacę na stoliku. Potem zamknął drzwi na klucz i podszedł do Jaya. Zauważył błękitne oko między włosami. Delikatnie odgarnął kosmyki i spojrzał w senne oczy. Niedawno musiał się obudzić i nie rozumie, gdzie jest.
Witaj, maleńki. - poprawił mu resztę włosów.
Jak to? Skąd… - Jay zadrżał.
Azula was dogoniła jak zasnęliście. Przerzuciłem cię siódemką.
Widział, jak blondyn zadrżał. Ich ród znał dwanaście zakazanych technik. Siódma oznaczała przenosiny do rzucającego zaklęcie. Oczywiście Jay słyszał o tych technikach i znał ogólne znaczenie nich. Teraz spojrzał na niego niepewnie.
Ty mnie tak skrzywdziłeś, prawda? - zauważył cicho.
Jaka to krzywda? Nie podobało ci się to? - Ozai zachichotał.
Nie. Sprawiłeś mi ból i walczyli o moje życie czterdzieści godzin!
Ozai stropił się. Chyba rzeczywiście przesadził. Już wcześniej widział rozdrapane ramiona. Musiało to być wywołane cierpieniem, jakie mu zaserwował.
Przykro mi. - mruknął. - Ale to ma też dobrą stronę.
Jaką niby? - Jay prychnął, ale spojrzał na niego.
Jak będziesz mi się sprzeciwiał, to wiesz, co cię czeka.
Niemal czuł satysfakcje na widok tego nerwowego drgnięcia. Przesunął dłonią po jego ciele i ścisnął mu pośladek przez szatkę. Nie poczuł nawet szarpnięcia, tylko drżenie. Jay bardzo się go bał. Spojrzał na niego i cofnął dłoń.
Przyniosłem ci kolację.
Założył mu obrożę z łańcuchem i uwolnił ręce. Potem podał mu tace.
Bądź grzeczny, bo inaczej skuję cię i wezmę bez przygotowania.
I tak to zrobisz. - Jay wzruszył rękoma.
Nie. Jeśli będziesz grzeczny sprawię, że nie poczujesz bólu. Teraz jedz. Wrócę za kwadrans i dostanę to, na co czekałem niemal dwadzieścia lat.
Jay obserwował go, jak wychodzi. Potem spojrzał na tacę i z wahaniem złapał za chleb. Miki kazał mu być uległym. I zrobi to. Oni wciąż byli wolni. Uratują go. To tylko kilka dni. Zaczął jeść posiłek. Był już przy końcu, gdy wrócił Ozai. Ale nie przeszkadzał mu. Usiadł w fotelu i tylko go obserwował. Był mu za to wdzięczny. Wolał jeść spokojnie, nawet jeślim wiedział, co go spotka po wszystkim. W końcu wypił resztki herbaty i odsunął pustą tacę. Ozai podszedł leniwie i odstawił ją na stół. Gdy wrócił i usiadł przy nim, Jay spojrzał na niego.
Dlaczego?
To jedno pytanie zmieszało Ozai.
Jesteś moim szwagrem, masz dzieci z moją siostrą. Za nic masz jej pamięć? - spojrzał na niego z bólem.
A czy wiesz, dlaczego ona mnie poślubiła? - Ozai zachichotał.
Jay pokręcił przecząco głową.
Bo wiem, że oboje kochacie tę samą płeć. Poślubiła mnie, by ocalić ciebie. Inaczej wydałbym cię a pamiętaj, że mój ojciec nie tolerował tego.
Ale macie dzieci. To zobowiązuje! - Jay objął ramionami kolana.
Nie zależy mi na nich. Trzymałem tego smarkacza tylko dlatego, bo go kochałeś i to dawało mi wiedzę, że nie uciekniesz. Twoja siostra była kiepskim zamiennikiem ciebie, wierz mi. A teraz, oficjalnie przez to, że jesteś bratem mojej żony i chroniłeś mi dziecko, nie zabiłem cię tylko jesteś w niewoli, tworząc leki. Dale mi to nieograniczony dostęp do twego ciała. Jeszcze jakieś pytania?
Zdajesz sobie sprawę, że ja tego nie chce? - Jay złapał się ostatniej deski ratunku.
Owszem. Ale z czasem zrozumiesz, że nie ma ucieczki.
Ozai przesunął palcami od jego skroni do brody, unosząc ją. Potem przyciągnął go do siebie i pocałował zachłannie. Poczuł zaciśnięte usta i zacmokał.
Sam skazujesz się na cierpienie. Bądź uległy a nie skrzywdzę cię. - Ozai przesunął palcem po spiętej twarzy i wsunął go między wargi Jaya. Tym razem nie czuł oporu. - Dobry chłopiec.
Widział, jak blondyn zamyka przerażone oczy. Trudno, tego i tak z początku nie polubi. Znów go pocałował, tym razem wdzierając się językiem w usta Jaya. Dłońmi zaś zjechał na koszulę i zsunął ją z niego. Specjalnie kazał go tak ubrać. W luźną koszulę do połowy ud i nic więcej, nie licząc cieniutkich pończoch. Taki mały fetysz. Teraz zostawił zbolałe wargi i zsunął się ustami na szyję. Powoli lizał ją i skubał zębami.
Obróć się. - mruknął do blondyna.
Oczywiście wystraszony Jay nie od razu zrozumiał, co on chce. Dopiero po blisko kwadransie poruszył się i z wahaniem odwrócił. Ozai uśmiechnął się dobrotliwie. Powoli przesunął palcami po jego kręgosłupie.
Rozluźnij się. - zrobił mu malinkę na pośladku.
Łatwo powiedzieć. - mruknął cicho blondyn.
Sprawię, że będzie ci dobrze, o ile będziesz grzeczny.
Jay przeklął w duszy. Zapomniał, że ten drań ma dobry słuch. Po chwili czuł jego usta na swoim ciele. Ozai powoli zniżał się do bioder blondyna. Delikatnie gładził mu pośladki, co rusz wsuwając palce między nie i pocierając mu wejście. Co prawda wszelkie jego instynkty rwały się, by od razu zanurzyć się w blondynie, ale hamował się. Jay był uległy. Nie chciał zawieść go, bo wówczas byłyby niepotrzebne walki, musiałby brać go siłą a to niechybnie wywołałoby obrażenia wewnętrzne. W końcu uznał, że czas przejść do sedna. Palcami rozchylił obie półkule i zaczął pieścić ustami wejście. Mocno wsuwał swój język do środka, przygryzając lekko skórę przy wejściu. Czuł drżenie blondyna, ale nie przejął się tym. Wysunął język i zanurzył w nim od razu trzy palce. Jay wygiął się z sykiem.
Boli? - ucałował go w łopatkę. - Zaraz przejdzie.
Obiecałeś, że mnie nie zranisz a to robisz! - Jay spojrzał na niego wściekle.
Nie ranie cię. To nic w porównaniu z tym, co poczujesz jak cię wezmę.
Blondyn wtulił się w poduszkę. To tylko kilka dni… Potem Miki go ocali. Poczuł, jak Ozai cofa palce i zmusza go do uklęknięcia i wypięcia się. Bezwolnie zacisnął dłonie. Ale nic się nie stało.
Już? - Ozai poprawił mu włosy.
Nie był głupcem, widział tę reakcję. Teraz czekał, aż Jay się rozluźni. W końcu to się stało. Kilka razy poruszył dłonią na sączącym się członku i w końcu wszedł w niego. Tym razem nie czekał i nie wchodził stopniowo. Zagłębił się jednym, ostrym pchnięciem i teraz poczuł się jak w raju. Powoli cofnął się niemal do końca i ponownie pchnął. Nie zważał na syki bólu.
Tak jak się spodziewałem, mój mały. - mruknął, łapiąc go za włosy i ciągnąc mu głowę do tyłu. - Jesteś tak diabelnie ciasny.
A ty… brutalny… - wystękał Jay.
Cichutko, słoneczko. Daj się rozkoszować tym ciasnym tyłeczkiem.
Ozai puścił mu włosy i złapał go za biodra. Teraz zaczął przyspieszać. Wchodził w niego do samego końca, nie zwracając uwagi na to, że ma sporego i musi sprawiać mu ból. Liczyła się tylko przyjemność. W pewnej chwili objął Jaya i uniósł go do góry. Usiadł z nim na sobie i zmuszał go rękoma do poruszania się na nim.
Nie różni się to od dziewczyny, wiesz, mój drogi? - szepnął mu w ucho, liżąc go. - Tylko inny otwór i to dwa a nie trzy.
Dla każdej jesteś tak brutalny? - Jay próbował się odsunąć.
Prawdę powiedziawszy, jestem dla ciebie delikatny. Bo to twoja pierwsza noc ze mną. Jutro będziesz robił wszystko, co sobie zażyczę.
Ozai zepchnął go na łóżko, rozsuwając mu nogi i przyspieszając. Czuł, że zaraz dojdzie. Jeszcze bardziej przyspieszył, dysząc mu w ucho. Czuł, że łóżko niemal się przesuwa, ale nie zwracał na to uwagi.
To dla ciebie. Wypełnię cię. - jęknął mu w ucho, dochodząc.
Poruszał się jeszcze dobrą minutę. Potem znieruchomiał, ale nie opuszczał jego ciała. Dopiero, gdy Jay zadrżał i zobaczył, że ten ma gęsią skórkę, wyszedł z niego. Otworzył szafeczkę i wyjął małą zabawkę. Wsunął mu ją w tyłek, blokując wypłynięcie spermy. Potem popchnął go na łóżko i podał mu koszulę.
Ubierz się, mój mały. - pogładził pośladki dłonią.
Potem wyszedł, nie oglądając się za siebie.
Rozdział 22.
Azula wjechała do zamku i odesłała więźniów. Tylko Zuko i Aang zostali. Miała sprowadzić ich przed oblicze ojca. Cała podróż zajęła im dwa dni. Teraz szli. Aang był związany, o dziwo Zuko również. Wprowadziła ich do gabinetu ojca. Ten zszedł po chwili. Umył dłonie i usiadł za biurkiem. Spojrzał na syna.
Widzę, że nie masz blizny po siostrze. - zaczął.
Nie odwracaj uwagi! Gdzie jest Jay?! - Zuko uniósł hardo głowę.
Tam, gdzie powinien być od dawna. - Ozai uśmiechnął się zadowolony.
Podoba ci się zabijanie go? - nieoczekiwanie odezwał się Aang.
Spojrzeli na niego zdziwieni.
Nawet jak on tego nie mówi, zabijasz go takim podejściem. To nie przedmiot, też ma uczucia. - spojrzał na Ozai.
Jay należy do mnie i nic ci do tego. - Ozai skrzywił się.
Mylisz się. - Zuko spojrzał na ojca. - Jeśli będę musiał cię zabić, to zrobię to, byleby Jay był bezpieczny.
Azula opierała się o ścianę i nic nie mówiła. Oczywiście, brat zaimponował jej swoimi słowami. Wiedziała też, że Miki jest już na górze i szuka Jaya. Tak samo jak dwójka jej ludzi.
Wy jesteście tylko małymi, głupimi dzieciakami. Nic nie umiecie. - Ozai roześmiał się na widok poważnych min syna i jego chłopaka. - Zuko, poza tym, nie pyskuj, bo twój chłopiec ucierpi.
Mój chłopak zna magię, jakiej ty nie znasz. - odparł szatyn, gładząc miejsce, gdzie miał bliznę.
A tak. Słyszałem, że to zielarz. Będzie dobrym nabytkiem dla mej armii.
Nie będę dla ciebie pracował. - Aang roześmiał mu się w twarz.
A to niby dlaczego nie? Jesteś kochankiem mojego syna, zdradzisz jego rodzinę? - Ozai był rozbawiony.
Uwielbiał takie naiwne dzieci. W imię miłości poświęcą wszystko. Obserwował teraz Aanga z uśmiechem. Jakby nie patrzeć, jego syn miał gust. Dzieciak był ładny. Teraz też hardo uniósł głowę.
Zuko pomoże mi a nie tobie! W naszej rodzinie nie ma miejsca dla potworów! Ktoś, kto krzywdzi własnego szwagra, ten nie zasługuje na nic.
Nawet Azula uniosła brew, pełna podziwu. Jednak dzieciak był odważny. Ozai wstał, marszcząc gniewnie wargi.
Ty nic nie warty gówniarzu… - wysyczał i zaatakował go.
Ku ich zdziwieniu atak zablokował Zuko.
Nie podnoś ręki na mojego przyszłego męża! - wrzasnął… i ruszył do ataku.
Zaskoczony Ozai z trudem zrobił unik.
***
Miki zatrzymał się przed komnatą. To już ostatnia. Najwyżej był pokój Ozai. Delikatnie wleciał do środka. Pokój był ładny. Ale to nie on przyciągnął jego wzrok. Pełno tu było zabawek erotycznych, w tym kilka na stole, świeżo użytych. Minął stół i zobaczył w końcu to, co szukał. Łóżko. Ogromne, jakby na siedem osób. A na nim leżała naga postać. Podleciał i przyjrzał się jej. Powoli zdjął z głowy kocie uszka na opasce. Postać zadrżała.
Jay, nie ruszaj się. - powiedział miękko.
Delikatnie zbadał go. Poza seksem jednak nie robił mu krzywd.
Masz w tyłku ogonek. Muszę go wyjąć. - powiedział.
Jay z trudem uklęknął i wypiął się do niego. Powoli, by nie zrobić mu większych krzywd, zdemontował to magią i usunął. Odrzucił na kraniec łóżka i pomógł wyprostować się blondynowi. Przytulił go.
Jestem, już jestem. - szeptał, gładząc go po głowie.
Kiedy…
Burza piaskowa. - ucałował go w nosek. Dotarliśmy dopiero późnym wieczorem i jak usłyszałem, że Azula zdaje tu raport rano, to czekałem. I tak bym bez niej nie wszedł…
Podłoga zadrżała od ataku. Jay spojrzał na nią.
Aang i Zuko są przed obliczem Ozai. Ostro na niego wsiedli, chcą cię odzyskać. Ale to potem. Zajmą go na jakiś czas, więc mam okazje doprowadzić cię do ładu. Masz ubranie?
Jay wskazał na koszulkę. Ale zrobił przy tym taką minę, że Miki nie pytał. Wziął go na ręce i zabrał do łazienki. Tam magią oczyścił go z nasienia Ozai. Jay z ulgą opłukał usta i zaczął zmywać z siebie koszmar wiezienia. Miki wciąż badał odgłosy z dołu.
Jay, szybciej. Nie mamy aż tak dużo czasu. - spojrzał na niego.
Już. Jestem gotowy. - blondyn owinął się w ręcznik.
Miki wziął go na ręce i wyleciał na korytarz. Najgorsze było to, że musieli uciekać przez biuro Ozai. Nie było innej opcji. Zleciał z nim na dół. Ledwo wyjrzał, by zobaczyć, co się dzieje, jak zobaczył atak pędzący na nich. Jay również go zobaczył i nie opanował się. Krzyknął wystraszony, co zwróciło na nich uwagę. Zaraz schowali się za przewróconą sofą.
Jay! - Zuko spojrzał na niego. - Jesteś cały?
Ta… Tak. - usłyszał zza sofy.
Dlaczego zszedłeś? To niebezpieczne. - Aang wciąż atakował Ozai.
Wasze ataki przewróciły moje łóżko. Przydusiło mnie, muszę się napić. - wyjaśnił blondyn, wymyślając pierwszą lepszą bzdurę.
Zanim zareagowali, ktoś skoczył do sofy. Była to Azula. Kucnęła przy nim i podała mu menażkę i swój płaszcz. Jay rzucił się na wodę. Potem okrył płaszczem.
Dziękuje, Azulo. - powiedział drżącym głosem.
Powinieneś wrócić na górę. - Azula pomogła mu wstać.
Przez to urwały się ataki. Nikt nie chciał go trafić.
Nie chce tam wracać. - Jay oparł się o nią czołem.
I nie wrócisz!
Zanim zdołali się zorientować, Ozai został wyrzucony magią na górę. Miki zdjął maskowanie. Podbiegł i wziął go na ręce.
Uciekajmy stąd na otwartą przestrzeń. - rzucił.
Reszta pobiegła za nim. Na dziedzińcu czekała Katara, Sokka i kilkanaście osób. Na ich widok podnieśli radosny wrzask. Jay zaraz został ubrany przez służbę w cywilne ubranie. Młodzi przytulili ich. Azuli nie było.
Nie pobiegła za nami. - Aang zrozumiał spojrzenie Jaya.
Dziwne. Ocaliła mnie i kazała się ukrywać. - Miki przytulił blondyna. - Dla ciebie, bo mimo jej ataków dawałeś jej zawsze leki.
W gruncie rzeczy to dobre dziewczę... uwaga, nadchodzi Ozai. - Jay wskazał na wejście.
Azula wyprowadziła Ozai na zewnątrz. Ten zauważył Jaya z tyłu służby. Blondyn siedział przy służących i pił herbatę, skubiąc jakąś kanapkę. Nie miał ran, był tylko podduszony, o czym świadczyła krwawa pręga po obroży na szyi. Nie dziwił mu się, że zszedł na dół, spanikowany. Sam by tak zrobił, gdyby obudził się tak brutalnie. Nagle Jay spojrzał na niego i cofnął się. Wciąż się go bał. Ozai uśmiechnął się z wyższością.
I co teraz zrobicie? - spojrzał na młodych.
Uśmiech zbladł lekko, gdy poznał Mikiego. Ten wyszedł naprzeciwko niego.
To nasza walka. Wyzywam cię na pojedynek o Jaya!
Miki nie!
Jay wpadł na niego. Ten jednak odsunął go stanowczo.
Jay, mam go już dość!
Wolę umrzeć niż widzieć jak giniesz! - blondyn próbował go odciągnąć.
Ale to jego odciągnęli ludzie Azuli.
Jay, zaufaj troszkę Mikiemu. - dziewczyna opierała się o kolumnę. - To jest jego decyzja, by walczyć.
On go zabije. Jak mam na to patrzeć?
Nie zabije. Zaufaj mi.
Blondyn oparł się o kolumnę i skulił pod nią. Nie mógł już ich zrozumieć. Ozai jako napaleniec, wciąż go gwałcący. Miki jak jakiś rycerzyk, broniący honoru swojej „damy”. Azula, która jest spokojna wobec walki? Spojrzał na młodych. Byli spokojni. Widać ten pojedynek był czymś ważnym. Teraz Ozai i Miki wymieniali się ciosami na miecze. O ile pamiętał, Miki nie radził sobie z tym. Tutaj jednak okazało się, że trenował, dla niego.
***
Ozai zacisnął wargi w gniewie. Pojedynek o kogoś nie mógł odbywać się na magię. Ale on przegrywał! Dawno nie walczył a Miki był mniej zmęczony niż on. Wyminął go i uderzył magią, posyłając go w piach.
Łamiesz kodeks! - wrzasnął Zuko.
Jay rzucił się do Mikiego. Ozai postanowił rozerwać wroga na kawałki. Wycelował w niego i zaatakował. Ale atak odbił się w górę, wraz z promieniami światła. Aang rozpromienił się.
To dziadek Jaya! Poprzedni Awatar! - Zuko również go poznał.
Jay, który teraz pomagał wstać Mikiemu, spojrzał w górę. By tam duch blondyna. Teraz wyraźnie był wściekły, aż emitował pioruny. Duch opuścił się pomiędzy Ozai a resztę. Spojrzał na swojego wnuczka. Widział ślady niewoli, gwałtów. Teraz Jay tulił swego zbawcę. Miki zaś wstał z trudem i osłonił blondyna.
Nie pozwolę ci skrzywdzić Jaya. - rzucił groźnie wrogowi.
Nie rób tego! - Aang rozpoznał zaklęcie. - Ceną za to zaklęcie jest życie!
Zuko drgnął. Więc taka była cena? Ale to duch…
Straciłem jedno życie, broniąc ludzi. Teraz przestanę istnieć jako dusza, ale nie ma to znaczenia. Będę bronił rodzinę.
Ale… - Zuko posmutniał.
Albo ja, albo Aang. Dbaj o Jaya i Aanga.
Ozai uśmiechnął się podle, gdy ten rzucił zaklęcie. Przeniósł do siebie Jaya.
Nie!
Tak! Zginiemy razem! - zaśmiał się szaleńczo.
Nawet nie zdołali podbiec. Wybuch odrzucił ich na wszystkie strony. Miki zebrał się w sobie.
Spokój! On żyje! - duch rozglądał się, niknąc im w oczach.
Co? - zaraz poczuli nadzieję.
Przeniósł go zaklęciem drugiego filaru mocy. Nie zabiłoby go, tylko pozbawiło magii. Musiał przenieść się z Jayem, wierząc, że uznamy obu za martwych… - duch zniknął.
Azula wpatrywała się w krater. Potem spojrzała na swoich ludzi. Skinęli sobie głowami. Złapała za Sokkę i wzbiła się magią na mury.
Sokka! - Katara pobiegła za nimi.
Jeśli będziecie nas ścigali, zabiję go! - Azula wyjęła nóż. - Dostałam go za przyprowadzenie was. Nie oddam takiego niewolnika.
Zniknęła za murami. Zuko wstrzymał pościg. Żołnierze uklęknęli przed nim na kolano.
Niech żyje nowy król, Zuko! - zawołali.
Aang przyłączył się do ludzi.
Rozdział 23.
Zuko przeglądał papiery. Odkąd objął rządy, minęło już pół roku. Ognie z początku się sprzeciwiali, ale w końcu ustąpili. Podbite kraje odzyskały wolność. Nawiązali z nimi współprace, tym razem dobrowolne. I niebo znów było błękitne. Rośliny, zwierzęta powróciły. W tej chwili siedział przy otwartym oknie i słuchał świergotu ptaków, czytając o zapasach żywności. Drgnął, gdy usłyszał pukanie.
Wejdź, Kataro. - zawołał.
Skąd wiesz, że to ja? - dziewczyna zajrzała do środka.
Perfumy. Jak się czuje Izyra i jej przyszłe dziecko? - spojrzał na nią.
Maluch rozwija się. Izyra jakoś sobie radzi. Ciężko znosi ciążę. - wzruszyła ramionami. - Ale nie o tym chcę ci powiedzieć. Miki wrócił.
Zuko poruszył się. Miki… Wstał.
Nie ma z nim Jaya. - dodała niepewnie.
Och. - nadzieja zgasła.
Mimo to ruszył na dziedziniec. Miki właśnie wyszedł ze stajni. Wpadł mu w ramiona.
Wasza Wysokość. - Miki stropił się.
Daj spokój. Ty jesteś rodziną. Chodź.
Poprowadził go do jadalni. Tam służba podała im herbatę.
Mów w końcu. - Aang spojrzał na niego, odkładając książkę.
Ty tu byłeś? - zdziwił się Zuko.
Tak. Co z Jayem?
Nigdzie ich nie znalazłem. - Miki zamieszał herbatę. - Przeszukałem wszystko, ale nie ma ich. Zaczynam wątpić, że oni żyją.
Żyją. Mój pradziadek nie pomyliłby się. - Zuko spoważniał.
Wkrótce rozmowa zeszła na sprawy kraju. Nie wiedzieli, że istniała jeszcze jedna grupka, której - w przeciwieństwie do Mikiego - poszczęściło się w poszukiwaniach.
***
Kilkunastu wojowników, ukrytych pod zaklęciem niewidzialności, unosiło się za zakapturzoną postacią. Dotarli za nią na cmentarz i wsunęli się do grobowca matki Zuko. To tam było małe przejście, do dalszych grobów.
Mroczna kryjówka. - mruknął Sokka.
Zgadza się. Nie słyszę Jaya. - Azula zmarszczyła czoło.
Wkrótce wkroczyli w tunel, oświetlony blaskiem ognia. Wojownicy przygotowali się. To tutaj. Sześć miesięcy poszukiwań doprowadziło ich do tej chwili. Weszli za nim w krąg światła. Jay leżał na łóżku. Miał obwiązane oczy brudnym, pokrwawionym bandażem.
Kto tu jest? - spytał ochrypłym głosem.
Ja. - Ozai zdjął kaptur.
I? - Jay usiadł niepewnie.
Tylko ja. - mimo to obejrzał się. - A nie, jest ktoś jeszcze.
Azula i reszta zamarła. Ozai podniósł za kark małego kociaka, który zaczął miauczeć.
Kotek? - Jay wyciągnął ręce. - Kici, kici…
Ozai podszedł i położył prychającego zwierzaka na kolanach blondyna. Ten zaraz zaczął go głaskać. Kociak mruczał, układając się do drzemki.
Skąd go masz?
Pewnie przyszedł za mną z wioski. Kupiłem jedzenie.
Mleko też? Starczy również dla niego? - Jay zadrżał.
Kiełkowała w nim nieśmiała nadzieja. Po tym wybuchu nie miał leku na wzrok. Mógł go wyleczyć tylko Aang. Ale przez to polepszyły mu się inne zmysły. Słyszał więcej oddechów niż swój, Ozai i kota. Znacznie więcej... Ktoś tutaj był, może ratunek? Zwrócił głowę w stronę hałasu. To Ozai przyniósł mu mleko. Kot zeskoczył mu z kolan i zaczął pić z talerza. Jay napił się mleka z butelki.
Już? - mężczyzna był rzeczowy.
Nie chce. - Jay skulił się.
Ozai uniósł brew. Jay znów się bał i oddawał mu na każde wezwanie. Dzisiaj jednak coś mu się przywidziało. Rano też nie chciał.
Bez sprzeciwów. Rozbieraj się i to szybko.
Nie.
Jay cofnął się pod ścianę. Zaraz złapał go i rzucił na pryczę. Zanim jednak zdołał zerwać z niego koszulę, poczuł potworny ból. Zakrztusił się i krew spadła na Jaya.
Nie sądzisz, drogi tatku, że tak się nie traktuje krewnych?
Jay zadrżał. Dobrze czuł kogoś jeszcze. Azula.
Jay, ostrożnie.
To był Sokka, przyjaciel Zuko. Pomógł mu właśnie wstać i odsunąć mu się. Ozai obrócił się i zobaczył, kto wbił mu w serce miecz.
Własnego ojca? Co z ciebie za dziecko? - wycharczał, osuwając się na kolana.
Własnego szwagra? Co z ciebie za krewny. - odgryzł się Jay.
Azula wstała i podeszła do niego.
Twoje oczy…
Po tym wybuchu. Aang mnie wyleczy.
Sokka i Azula ujęli go pod ręce. Reszta zabrała drgające zwłoki Ozai i ruszyli na zewnątrz.
Długo wam to zajęło. - Jay szedł niepewnie.
Miki też cię szukał. Dzisiaj wrócił z poszukiwań. Wieczorem zaśniesz w jego ramionach. - Sokka podprowadził go do konia.
Wsiadł na tego samego, co Jay i podał mu tego kota. Ruszyli do zamku Zuko. Streścili mu wszystkie poszukiwania i zdarzenia. Blondyn z każdym słowem odżywał.
Błękitne niebo, mówisz? To wspaniałe. Och, przed nami oddział.
Zatrzymali się. Wkrótce pokazała się Toph z oddziałem.
Toph! - zawołał ją Sokka. - Mamy Jaya!
Poważnie? - podjechała do niego. - Aang wyleczył mi oczy, przy pomocy zaklęć Awatara. Witaj Jay. Co ci?
Aang się tym zajmie. Nie martw się. To zaklęcie oślepiające.
Toph posłała posłańców, a sama ruszyła z nimi.
Katara zobaczyła oddział i powiadomiła nas. Zuko już czeka. Miki właśnie wrócił.
Powoli wjechali w miasto. Każdy poznał Azulę. Jaya również. Dlatego szli za nimi. Gdy wprowadzili ich za mury, Zuko i Aang już czekali. Jakież było ich zdziwienie, jak zobaczyli wbiegającego Sokkę.
Miki, Miki! - Sokka pociągnął go na środek.
Potem cofnął się do Azuli, opierającej nogę na zwłokach ojca. Przed nimi stał Jay. Blondyn niepewnie wyciągnął dłonie i zaczął iść na ślepo. Miki zaraz przypadł do niego.
Miki. - szepnął Jay, wdychając jego zapach.
To ty… ty żyjesz… jednak żyjesz…
Miki wziął go w ramiona i zabrał do Zuko. Ten skinął głową.
Co z twoimi oczami, Jay? - spytał rzeczowo.
Oślepiło mnie zaklęcie, którym atakował mój dziadek. Aang powinien mi to zdjąć. Zaklęcie Awatara neutralizuje inny Awatar.
Tak, zrobię to, ale jak odpoczniesz. - Aang wstał i podszedł do Sokki.
Azula skłamała. - chłopak uniósł dumnie głowę. - Zabrała mnie, byśmy razem szukali Jaya. Udało się nam.
Gdzie był? - Katara przejrzała mapę.
Tu, blisko miasta. - Azula oparła się swoim zwyczajem o kolumnę. - Wiesz, gdzie drań się schował?
Pod ziemią? Przeszukałem wszystko. - Zuko skinął na nich i służba zabrała im bagaże.
Blisko. W krypcie rodzinnej. Najgłębszej.
Zaraz skrzywili się. Miki zabrał Jaya do siebie. Pomógł mu się umyć i zmienił opatrunek na oczach.
W ogóle nie dbał o ciebie. - zawyrokował, oglądając ciało ukochanego.
Bałem się. Wiedziałem, że upozorował naszą śmierć.
Jay usiadł na sofie. Sprawiał wrażenie pokonanego.
Twój dziadek wyjaśnił nam zanim jego dusza została zniszczona, dlaczego żyjecie. Szukałem cię jak oszalały.
Ja myślałem, że nie wiesz. Bałem się. Był brutalny. Bił mnie. - blondyn wyprostował się.
Nie sprzeciwiałeś mu się w łóżku, prawda? Rozerwałby cię.
Dzisiaj. Rano, byłem głodny. Dlatego ruszył po jedzenie. Potem jak wrócił, słyszałem więcej oddechów. Wtedy też. Chciał mnie wziąć siłą, ale wtedy ktoś go zabił. Chyba Azula.
Miki uśmiechnął się. Więc jednak. Azula najpierw pomogła mu a teraz całkiem wybrała ich stronę. Powoli wstał i pomógł ubrać się blondynowi. Potem zaplótł mu włosy w warkocz. Troszkę to trwało, bo miał je skołtunione i zaniedbane. Zeszli do jadalni, gdzie czekała już reszta. Jay nagle zamarł.
Spokojnie. - Azula zaśmiała się i wyjęła z koszyka kota.
Och. Jest tutaj? - wziął kociaka na ręce.
Miki nalał mu mleka i dał na talerzyku wątróbki.
Jay, jak się czujesz? - Aang obserwował pewne ruchy mężczyzny.
Jak nowo narodzony. - blondyn uśmiechnął się. - Chciałbym odzyskać wzrok.
Rano. Musisz odpocząć. Już wieczór.
Szkoda. Kto siedzi po lewej? - dotknął Azuli.
Moja siostra. - Zuko zachichotał. - Też ci się wydaje, że jest w ciąży?
Jay przytaknął.
Jestem. Siódmy tydzień. - wzruszyła ramionami.
Wywołało to zakrztuszenie się przez wszystkich.
Nie ma to jak filozofia. - Jay zachichotał. - Jak się czujesz?
Przeżyje. Nie faszeruj mnie lekami.
A Sokka? Jak się czuje przyszły tatuś? - Zuko zmrużył złośliwie oczy.
Chłopak nic nie powiedział. Katara zaś wskazywała na tę dwójkę.
Pomyśl. - Aang włączył się w rozmowę. - Po co by go zabierała?
Cicho tam, ty Awatarze od siedmiu boleści. - Azula rzuciła go winogronem.
Jay zaśmiał się. Aang oddał dziewczynie truskawką.
Bez takich. - Zuko obrał jabłko.
Zaraz dostał ciastem od Jaya.
Ej, ty staruchu! - oburzył się. - Nie prowokuj ludzi.
Sam się prosiłeś.
Śmiali się wciąż przez cały wieczór. Dopiero późną nocą rozeszli się do pokoi. Jay siedział na tarasie, czekając aż Miki wykąpie się.
Nad czym dumasz? - Miki objął go w pasie.
Nad niczym. Cieszę się, że po wszystkim. - blondyn wstał i ruszył z nim do łóżka.
Miki chciałby go pieścić, ale wolał poczekać, aż będzie całkiem zdrowy. Dlatego zasnęli, wtuleni w siebie.
Rozdział 24 - epilog.
Zuko siedział i obserwował pojedynek na magię między Aangiem i Katarą. Oboje zawzięcie walczyli już od godziny. On sam siedział na tarasie i obserwował starcie, jak zresztą wiele ogni i mieszkańców zamku. Dlatego drgnął, gdy ktoś zatrzymał się przy nim. Spojrzał w górę.
Witaj, siostro. - zrobił jej miejsce.
Witaj.
Usiadła i obserwowała potyczkę.
Pokona ją. - zauważyła.
Jak zawsze. Katara jest zawzięta. Będzie wciąż walczyć, aż wytrenuje się. - zauważył z uśmiechem.
Dlaczego akurat on? Tyle było w zamku dziewczyn. - Azula spojrzała ciekawie na brata.
Ten tylko wzruszył ramionami. Po chwili zachichotał.
Mam to po wujku. - wskazał jej brodą na ogród.
Zobaczyła Tam Mikiego i Jaya. Jay ostrożnie poruszał się z opaską na oczach.
Kiedy?
Dzisiaj, za godzinę. Po to walczą, by nie miał za dużo mocy i nie uszkodził nerwów w oczach. O, Miki już prowadzi go do wieży.
Oboje ruszyli do niej. Aang rozcierał właśnie zioła, idąc do pomieszczenia.
Dyszysz jak po ostrym seksie. - Jay uśmiechnął się.
Katara mnie zajeździła. - Aang zdjął mu opaskę i nałożył zioła.
Zuko ją zabiję, za spanie z tobą. - Jay śmiał się już szerzej.
Walką, nie seksem. Jej zwisa nie tam, gdzie trzeba.
Ryknęli śmiechem. Nawet sama dziewczyna śmiała się z tego. Jay nagle pisnął. Zupełnie nie wyczuł, że Aang zaczyna go leczyć. Dlatego odczuł ból.
Już. Po wszystkim. Posiedź z parę minut bez ruchu. - Aang podszedł do miski i umył dłonie.
Miałem nadzieję już nigdy tu nie trafić. - blondyn posłusznie znieruchomiał.
Trafisz nie raz. Tu warzymy leki. Przerobiłem to.
Co z ciałem Ozai? - Miki spojrzał na nich.
Zapanowała cisza.
Mimo wszystko, to władca. Powinno okazać się mu szacunek i złożyć w grobie.
Zajmę się tym. - Zuko przytaknął mu.
Poczekali, aż Jay odzyska wzrok. W końcu Aang zdjął mu zioła i blondyn otworzył swoje niebieskie oczka. Zaraz zamrugał i w ostatniej chwili powstrzymał się, zanim je potarł. Miki wyprowadził go na zewnątrz. Reszta po chwili również zaczęła wychodzić. Aang podszedł do Zuko, obserwującego gwiazdy, które zaczęły pojawiać się na niebie.
Po wszystkim.
Tak. Wiele ofiar było w tej wojnie, ale już koniec. Wszystko będzie dobrze. - Zuko oparł się o niego.
Azula i Sokka jutro chcą wyjechać. Wrócą, by tu urodziła dziecko. Chciała, by Jay przyjął poród.
Aang przerwał i trącił go łokciem. Spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył Jaya i Mikiego nad stawem. Rudowłosy zaczepiał blondyna na wszelkie możliwe sposoby. W końcu pocałowali się czule na tle wschodzącego księżyca.
Cieszę się, że żyje. - Zuko wyprostował się.
Minął Aanga i pogładził mu tyłek. Ten ruszył za nim do ich sypialni. Znał ten sygnał. I nie martwił się, wszystko było już naprawione...
Koniec.