Cień Ognia


Rozdział 1.

Świat naprawdę bywał brutalny. Bo jak można nazwać zmianę, którą zafundował niewinnym ludziom? Kiedyś mieszkali oni w harmonii i spokoju. Spoglądali na czyste, błękitne niebo, słuchali świergotu ptaków. Wiosną zrywali kwiaty i żartowali w strugach ciepłego deszczu. Latem opalali się na łąkach, obserwując zające i motyle. Dzieci najbardziej kochały w lecie wypady nad wodę, gdzie grali w piłkę, kąpali się czy też budowali sobie domki z piasku. Jesienią zaś wpadały w kupy liści, ku irytacji dorosłych, którzy dopiero te kupki pograbili. Wyjadały im ciepłe ziemniaki z ognisk, zbierały kasztany, żołędzie i inne ozdóbki, robiąc z nich figureczki. A zima… to był raj i przekleństwo. Śniegowe zabawy połączone z mozolnym odgarnianiem białego puchu. Nierzadko dorośli zostawiali te męki, jak obrywali śnieżką i rzucali się na swoje wesołe pociechy, by wytarzać je w puchu. Ale nie każdemu się tak podobało. Znalazła się rodzina, która to zniszczyła. Teraz na niebie były czarne chmury a same przestworza miały czerwony kolor. Wcześniej bywało tak tylko na terenie tegoż klanu. Teraz obejmowało to niemal pół kraju. Inne krainy podawały się powoli. Najpierw traciły autonomię. Potem czerwień nieba powoli zastępowała błękit. Rośliny usychały. Zwierzęta uciekały lub ginęły w mękach. W takiej to scenerii przyszło żyć pewnej grupce osób.

***

Wysoki blondyn energicznie przemieszał mąkę. Potem obrócił się po jajka i zobaczył, że do jego skromnych progów zmierza gość. Odłożył sitko i wytarł dłonie. Zdjął fartuszek i wyszedł na podwórze. Po chwili rozpoznał gościa.

Wysoki młodzieniec uniósł głowę i zobaczył, jak jego przyjaciel macha do niego ręką. Mimowolnie się uśmiechnął. Jay był tak uroczy z tą swoją beztroską.

Jay zaraz zawrócił do domu. Zuko był jedynym, który przyjaźnił się z nim po wygnaniu z klanu. Po prostu Jay został uznany za słabego. Dlatego klan wypędził go z miasta. Teraz żył dwie mile za nim, w małej chałupce. Zuko często tu przychodził. On również nie był ideałem ojca. Raczej traktowali go jako wyrzutka, mimo iż chłopak bardzo się starał. Powoli przeszedł podwórze i wkroczył do domku. Zdjął buty i założył kapcie. Zawsze tak robił, mimo próśb Jaya, by się nie wygłupiał. Przeszedł do kuchni i zobaczył pobojowisko. Stół w mące, produkty ułożone na stoliczku. Na kuchence gotował się rosół.

Potem założył fartuszek i pomógł mu robić makaron. Jay nic nie powiedział. Ostatnio Zuko coraz częściej wbijał się do niego. Westchnął i zostawił mu wałkowanie ciasta. Sam zaczął kroić rozwałkowane ciasto w pasy i paseczki.

Jay wzniósł oczy do sufitu. Tego mógł się spodziewać. W końcu Zuko był od niego młodszy o dwanaście lat. Nie wiedział, co się kiedyś działo.

Przemieszał całość i wsypał do wrzątku.

Zuko wstał i ruszył na górę. Awatar… powrót do dawnego podziału… dla niego to były nowości. W ich historii nigdy nie było wzmianki, że rządzą krainami bez woli ich mieszkańców. Zwoje nakreślały to jako prośbę ludów o opiekę najsilniejszego żywiołu. I nic nie było powiedziane o zmianach krajobrazu. Powoli zdjął ubranie i nago wkroczył do łazienki. Szybko umył się i owinął szlafrokiem. Jay nie uznawał ręczników. Albo ich nie miał. Zuko zszedł na dół. Na stole stała już miska zupy. Blondyn spokojnie siedział na parapecie i jadł swoją porcję.

Jay spojrzał na chłopca z bólem. Prawo nakazywało, by to syn dziedziczył władzę. Ale ten stary drań olewał to i zamierzał wszystko przekazać Azuli. Nie dość, że to dziewczyna, to jeszcze sadystka. Ale z drugiej strony, jego wierna popleczniczka. Te same charaktery.

Jay zamrugał. Potem podał mu do rąk także swoje naczynie.

***

Poranki w domu blondyna zawsze były monotonne. Wstać, umyć kuper i zrobić śniadanie. Zuko uchylił powieki, słysząc jak towarzysz wstaje z łóżka z radosnym łup i równie uroczym „kurwa mać!” Zachichotał w duszy, udając sen. Dzięki temu uniknął wstawania. Kiedy został sam w pokoju, przeciągnął się i spojrzał przez okno na czerwone niebo.

Nie był idiotą. Ojciec - nawet jeśli go nie tolerował - powiedziałby o czymś tak ważnym jak Awatar. Po prostu kolejna historyjka przyjaciela, by poprawić mu humor. Kiedy poczuł zapach jajecznicy, wstał i ubrał się, drżąc z zimna. Jak Jay to robił, że tu zawsze było chłodno? Szybko ubrał się i zszedł na dół.

Jay zawsze tak mówił i nigdy tak nie zrobił. Obaj zasiedli do jajecznicy. Zuko podsunął mu chleb.

Zuko zachichotał i cofnął rękę.

Podał mu bułkę i Jay trzepnął go w tył głowy. Sielankę zakłóciło otworzenie drzwi. Spojrzeli tam.

Odwróciła się i wyszła. Zuko spojrzał niepewnie na Jaya.

Zuko wstał, pobiegł po rzeczy a następnie wybiegł z domku i ruszył za siostrą. Jay westchnął i sprzątnął.

Potem wrócił do kuchni i postanowił poczytać księgę.

Rozdział 2.

Dziewczyna nawet nie zatrzymała się. Nie miała zamiaru zwalniać dla takiego śmiecia. W końcu to ona jest starsza, mądrzejsza, silniejsza i przede wszystkim - to ją tolerował ojciec. W końcu jednak usłyszała łoskot i obróciła się. Oczywiście, gamoń wpadł w sidła kłusowników. Podeszła i kucnęła przy nim.

Spojrzała na niego zaskoczona. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że jej ojciec zakazał mówić młodszym, że to wynik agresji. Czyli głównym powodem gamoniowatości jej brata był fakt, że nie wie, co mu grozi.

Czyli Jay nie kłamał. Istnieją inne światy, niż jego? Jak wyglądają.

Ruszyła dalej.

***

Ojciec Zuko nerwowo krążył po pomieszczeniu. Gdzie oni są?! Azula nigdy nie lekceważyła rozkazów. Wkrótce usłyszał poruszenie na korytarzu. Do środka wkroczyła Azula, trzymając w ramionach Zuko.

Położyła śpiącego Zuko na fotelu i wygoniła resztę.

Azula podeszła do barku i nalała sobie drinka. Zerknęła na Zuko, który właśnie otworzył oczy i nalała mu wina. Podała kielich chłopakowi.

Zuko zarumienił się i skulił. Azula westchnęła i usiadła w fotelu obok.

Zuko schylił głowę i powoli wstał. Kuśtykając opuścił pomieszczenie. Powoli ruszył do siebie. Znów odrzucony. Nie dość, że nie powiedzieli mu o prawdziwych powodach rządów to jeszcze potraktowali jak psa. Areszt aż do złapania Awatara! Nagle poczuł, że dwie służące, rozglądając się trwożliwie dookoła, podparły go i pomogły mu dotrzeć do pokoju.

Skończyły owijać go bandażem, podały obiad i cicho wyszły. Zuko wstał i podszedł do okna. Zauważył Azulę, jak trenuje. Szykowała się do poszukiwań jak nic. Nie puszczą ją bez treningu. Oczywiście, wiadomo, że to ona była ideałem. Zuko zacisnął usta.

Odwrócił się i podszedł do kufra. Miał tam plecak, który skrzętnie ukrywał. Na dłuższe wycieczki. Kiedyś szykował go z radością. Wtedy miał wkroczyć w wiek wykonywania misji. Nigdy jednak żadnej nie dostał. Teraz mu się przyda. Spakował tam ubrania i koc. Przejrzał manierkę. Była pusta. Nie miał jak iść po wodę i jedzenie. Ale i tak pójdzie. Uzupełni u Jaya. Spakował do plecaka również bandaż i zioła. Na wypadek choroby. No i na nogę. Przeklęte wnyki. Z drugiej strony, one mu pomogą. Bo nie będą zwracali na niego uwagi. Dziewczyny umocniły mu deseczką nogę. Mógł nawet biec. Drgnął, gdy usłyszał pukanie.

Po chwili dziewczyny przyniosły mu zapasy.

Wstał i podszedł do okna. Usiadł na parapecie. Kątem oka zauważył, że dziewczyny wyszły. Nie były z klanu ognia. Ponoć niewolnice z kraju ziemi. Czy ci ludzie tęsknią za wolnością? A on? Niby wolny, ale ciągle poniżany. Na pewno chcą wrócić do domu. O ile jeszcze istnieje. Poczekał do wieczora. Kolację zjadł na dole, przy ojcu. Po prostu przysłał po niego. Azula i on szydzili z niego, gdy wszedł kulejąc. Co prawda nie musiał, ale udawać nie zaszkodzi.

Nic nie powiedział. Oczywiście, jego posiłek był mniejszy. Jak zawsze. Westchnął w duszy i zabrał się za jedzenie. Od jutra będzie jednak bezpieczny. Z dala od nich. Nawet nie wiedział, czy kiedykolwiek wróci. Dlaczego miałby łapać kogoś, kto walczy o wolność innych? Niech sami sobie radzą. On tylko im zawadzał. Szybko skończył i musiał czekać aż oni skończą. Nie mógł odejść od stołu, póki ojciec nie wstanie. A on celowo to przedłużał. Musiał mu przeszkodzić w odpoczywaniu. W końcu jednak się ruszył. Ku jego rozpaczy, Azula czekała na niego. Ruszyli razem do jego pokoju.

Posłusznie podwinął nogawkę i zobaczyła bandaż. Zwęziła oczy.

Prychnęła rozbawiona. Widać ich służba miała swoje sposoby na Zuko. Przejrzała książki ale to były zwykłe ogólniaki. Jak poznać zagrożenie, jak zauważyć słabe punkty atakującego. Zastawiła więc mu je.

Powoli wstał i pokuśtykał do łóżka.

Skinęła głowa i wyszła. Zuko położył się i zaczął czytać. Co prawda kupił te książki, ale co mu tam? Dziewczyny będą miały lepiej.

***

Jay czekał przy wyjściu z tajnego tunelu. Wkrótce zobaczył tam światło. Dwie dziewczyny i Zuko przedarli się przez wodę. Pomógł wyjść chłopakowi na stromy nasyp.

Skinęły im głowami. Razem poszli w stronę lasu. Ale nie skręcili na drogę do domku Jaya.

Zuko zwiesił głowę. Jay pogładził mu włosy. Potem dorzucił tobołek.

Pobiegł w stronę mostu. Po przejściu przez niego odwrócił się i pomachał przyjacielowi. Ten odmachał, skinął głową i zawrócił. Zuko ruszył w stronę gór. Ku swojemu zdumieniu zauważył, że tutejsze niebo jest troszkę jaśniejsze niż to nad ich miastem.

Nie wiedział, że zobaczy je szybciej niż myśli.

Rozdział 3.

Uwielbiał lasy. Ten zaś był wspaniały. Co prawda padało prawie cały dzień i przez to nie mogli zrobić sobie nawet herbaty, ale to mu nie przeszkadzało. Za to jego towarzyszom tak.

Naciągnęła kaptur na głowę, by deszcz na nią nie padał i zaczęła przeglądać mapę. Spojrzał na nią z namysłem. Katara była urocza. Umiała czytać mapę najlepiej z nich. Do tego doskonale wiedziała, co mogą zjeść a co im zaszkodzi. Bez problemu została przewodnikiem grupy. Oczywiście Sokka wciąż protestował, ale po kilku ciosach w głowę i zamrożeniu mu tej żałosnej fryzury, odpuścił. Aang nie był typem awanturnika i mu to nie przeszkadzało. Nawet ich kłótnie rozśmieszały go. Szalone rodzeństwo.

Chłopak wytworzył kulę i wzniósł się w górę. Rozejrzał się i zobaczył, że są od grot tylko niecałe dwa kilometry. Już miał zlecieć, jak zobaczył dziwne odbicia kilka kilometrów dalej. Zmrużył oczy, ale cokolwiek to było, szło do polany. Zleciał więc na dół.

Katara skrzywiła się, ale nim zdołała zaprotestować, Aang wzleciał ponad drzewa. Prychnęła więc i ruszyli w drogę.

Drgnęli, gdy usłyszeli okrzyk Aanga. Równocześnie zobaczyli groty. Chłopak zostawił im przy nich swoje drzewo.

Rodzeństwo spojrzało po sobie. Potem jednak wzruszyli ramionami. Wołać za nim nie zamierzali. Tym bardziej nie chcieli lecieć za nim. Wnieśli drzewo do niedużej groty i ułożyli w stos przy ścianie. Zauważyli też miejsce na ogień.

Katara rozesłała zapasowy koc na podłożu. Potem zaczęła przeglądać zapasy. Zdecydowała się na zrobienie rosołu. Wzięła więc brata i ruszyli do lasu.

Sokka w tej chwili wyjął siekierkę i zamachnął się. Jego cel został osiągnięty. Na ziemię spadło ciało jakiegoś ptaka.

Podczas gdy on zaczął wspinać się po siekierkę, ona oporządziła ptaka. Potem nakopali korzonków jadalnych roślin i wrócili do groty. Sokka skulił się w wejściu i obserwował las przez zasłonę deszczu.

***

Zuko z trudem oddychał. Trafił na wrogów i to z własnego klanu. Zaatakowali go bez litości. Teraz leżał na jakieś polanie. Słyszał, że ktoś przybył mu z pomocą. Ale kim był jego zbawca, nie wiedział. Poczuł, że ktoś bierze jego rzeczy i zarzuca sobie na plecy. Potem został wzięty w ramiona. Ostatnią rzeczą, jaką zauważył, była niebieska strzała na twarzy zbawcy. Potem omdlał. Aang tylko na to czekał. Wbrew marudzeniu rodzeństwa, nie był idiotą. Teraz, gdy nieznajomy był nieprzytomny, mógł wytworzyć kulę powietrza i podlecieć do grot. Już miał wystartować, gdy rzeczy gościa pękły. Położył go pod drzewem i zaczął naprawiać torbę. Miał już w tym wprawę. Sokka nauczył go tego. Potem spakował do tobołków rzeczy młodzieńca. Musiał wybrać się w dłuższą podróż. Może nawet do ich wioski? Wzruszył ramionami. Postanowił najpierw przenieść tobołki.

Zawrócił po gościa. Kiedy zatrzymał się przed nim, ten wciąż spał. Musiał być wyczerpany. Delikatnie dotknął jego twarzy. Lewą stronę zdobiła paskudna blizna. Wciąż świeża. Poza tym, był ładny. Delikatnie podniósł go i wznieśli się kulą w górę. Zaraz jednak opadli niżej. Zauważył łowców.

Przerzucił go sobie przez ramię i poleciał kulą niżej niż czubki drzew. Było to niebezpieczne i wymagało manewrowania między pniami i gałęziami. Pół kilometra od grot wylądował. Ułożył młodzieńca na trawie i sam usiadł obok. Sięgnął do torby i wyjął pasek suszonego mięsa. Zaczął go przeżuwać. Pół kilometra. Zdąży dotrzeć z nim przed zmrokiem. Na razie nie zwracali uwagi na groty. Rozchylił gałęzie i spojrzał na łowców. Podzielili pasem las. Teraz przeszukiwali tę stronę, gdzie była polana. Odetchnął z ulgą i wstał. Otrzepał ręce.

Podniósł go i ruszył w stronę grot. W pewnej chwili gość się poruszył. Powoli podniósł głowę.

Przeszli przez rzekę i wkrótce dotarli do grot. Sokka zbiegł do nich.

Pomógł Aangowi w prowadzeniu chłopaka. Zdziwiony pomyślał, że są w jego wieku.

Posadził go na nim.

Zuko owinął się kocem i spojrzał na swoich zbawicieli z ciekawością.

Rozdział 4.

Zuko wkrótce poczuł ciepło. Odetchnął spokojniej. Spojrzał przez wejście i zbladł.

Po chwili zauważył, że oni zamarli. Pojął, że nie zrozumieli. Pewnie nie znali jego relacji z ojcem.

Zuko szybko przebrał się. Potem usiadł przy swoim tobołku i wyjął zapasy. Podał je Katarze.

Podał jej zapiski szkolne.

Bezwiednie potarł świeżą ranę. Zrozumieli już, że to pamiątka po siostrze.

Zanim zdołali się zorientować, Katara rzuciła się na brata. Zaczęła szarpać go za włosy. Wspólnie potoczyli się pod ścianę, szarpiąc, wyzywając i kłócąc. Aang zaśmiał się. Po chwili również Zuko zachichotał.

Uścisnęli sobie dłonie. Zuko zmierzył go ciekawym spojrzeniem. Strzałka, którą miał na czole nie była jedyną na jego ciele. Miał je także na rękach, nogach.

***

Azula zacisnęła usta. Pokazano im szkic chłopaka, który umknął im przy lesie. Zuko, jak nic. Zerknęła na ojca. Ten mełł w ustach przekleństwo.

Żołnierze rozbiegli się a on poszedł do swej komnaty. Kiedy zamknął drzwi, oparł o nie głowę. To psuło mu plany wobec Jaya!

Podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Tam, w ogrodzie, zginęła mu żona. Cudem ocalili nienarodzonego syna. Zbyt wcześnie urodzony, wątły, chorowity… Traktował go jak śmiecia. W końcu przez niego stracił żonę. Chłopcem zajmował się Jay. Brat jego żony, wujek Zuko. Ale nikt o tym nie wiedział. Nie chciał kłopotów. Potem, gdy zaczął podbijać świat, Jay mu się sprzeciwił. Zuko wtedy strasznie za nim płakał. Wydawało mu się, że się uspokoił, ale potem złapali go, że wykradał się do mężczyzny. Po seriach walk o to, ustąpił mu. Poderwał głowę i natychmiast wyszedł. Jay! On będzie wiedział, co odbiło temu głupkowi. Szybko opuścił miasto i wbiegł do lasu. Drogę znał. To tam mieszkał Jay z siostrą. Wpadł na podwórze i niemal nie wywalił się na błocie.

Spojrzał na prawo. Jay uniósł brew i wszedł do domu. Ruszył za nim.

Przyłoży dodatkowy balast władcy, ale co mu tam. Jego ulubieniec jest poza granicami i jakby nie patrzeć - martwił się o niego. Podszedł do okna i wyjrzał na krzew róży. Koło niego rosła mała sadzonka. Tak jak kiedyś jego siostra, tak teraz Zuko zasadził sobie krzew.

Rzucił mu na stół jego sygnatury i wyszedł. Sekundę potem Jay usłyszał pisk i łoskot upadku. Drzwi znów otworzyły się.

Jay zachichotał. Potem podniósł oznaczenia ze stołu. Ozai musi być nieźle zdesperowany, skoro aż go przywrócił. Schował je, złapał za miotłę i ruszył zamieść podwórko. Lepiej nie drażnić władcy, bo jeszcze zmieni zdanie…

Rozdział 5.

Katara wstała jako pierwsza. Bynajmniej tak jej się wydawało. Rozejrzała się i zamarła. Posłania zarówno Zuko i Aanga były puste. Podniosła się i podeszła do wyjścia. Zauważyła, że obaj wciąż czuwali.

Zuko drgnął. Ta nazwa… Tutaj miał być Awatar… spojrzał na nich zaskoczony.

Cała trójka wróciła i Katara rozpaliła ogień. Zuko obserwował ją. Czy Awatar mógł być dziewczyną? Ale to ona trzymała ich żelazną ręką. Aang… był za spokojny. Sokka wiecznie marudził. Została się ona.

Katara jednym kopnięciem wyrzuciła z posłania brata. Po serii wyzwisk, ciosów i marudzenia, Sokka zwinął posłanie i usiadł przy nich.

Zuko niepewnie zjadł swoja porcję. Oni byli mili, zwłaszcza Aang. Spojrzał na niego. Widząc, jak się męczy z rozpaleniem ognia na herbatę, podpalił go magią. Katara westchnęła i wodą zmniejszyła płomienie, by nie były zbyt intensywne.

Chłopak westchnął i opłukał miskę w resztkach wody w kociołku. Również zebrał swoje rzeczy.

Zanim Zuko zdołał zapytać, co się zaczyna, rodzeństwo już toczyło wojnę. Aang wyprowadził nowego towarzysza z groty i ruszyli w powrotną trasę.

***

Katara i Sokka dogonili ich po godzinie. Ale nie tylko oni szli z nimi. Ich śladem podążał również jeden z łowców.

Sokka skinął głową i ruszyli przed siebie.

Chłopaki przewrócili oczami. Naprawdę, Katara czasem miała swoje odpały. Jednym z nich był wstręt do wędrówek. Łowca poczekał, aż wyliczyli, gdzie będą nocować i odwrócił się.

---

Ozai spojrzał na las. Osobiście przybył tutaj, by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Zuko musiał wrócić jak najszybciej, inaczej sprawy wymkną się spod kontroli.

Już wczoraj cofnął oddział, zostawiając tylko iluzje wojowników. Teraz zwiadowcy szukali księcia. W końcu musieli trafić na ślad. Ozai podszedł bliżej, do nadbiegającego młodzieńca.

Władca przeszedł się w stronę lasu. Zuko opuszcza kraj ognia? Nie, nie przejdzie przez granicę. Może co najwyżej się cofać z nim, a potem obejdzie las i wróci inną trasą.

Ozai odszedł w stronę powozu. Jego córka spojrzała niepewnie na las. Nienawidziła zieleni. A teraz musi znaleźć tam brata. Wydała serie rozkazów. Potem przyszło im tylko czekać, aż chłopak się pokaże.

---

Zuko usiadł w szałasie. Dzisiaj on i Sokka przygotowywali posiłek. Katara i Aang zniknęli na zewnątrz.

Zaintrygowany Zuko ruszył w stronę wyjścia.

Rozdział 6.

Obserwował dziewczynę, skupioną na przeciwniku. Aang słowem się nie odezwał, tylko obserwował jej ruchy. Wyglądali jak zawodowi wojownicy. Zuko uśmiechnął się lekko i czekał. Nie trwało to dłużej niż minutę. Katara zaatakowała chłopaka pięcioma strumieniami wody, wijącymi się jak węże. Aang uskoczył przed nimi na drzewo i woda roztrzaskała się o gałęzie.

Jednak Zuko patrzył po gałęziach za nią. Chłopak na pewno był już daleko od tamtego drzewa. W końcu go wypatrzył. Był już tuż za Katarą.

Katara obróciła się po to, by chłopak zeskoczył za nią, złapał ją za rękę, przerzucił przez siebie i posłał w krzewy. Zuko nie wytrzymał i roześmiał się. Po chwili dostał wodą z krzewów. Aang zaśmiał się z jego miny. Katara wyszła z nich nastroszona, co w połączeniu z zeschniętymi listkami w jej włosach dało zabawny efekt.

Jednak przeliczyła się, myśląc, że Zuko jest łatwym przeciwnikiem. Te troszkę treningów wystarczyło, by powalił ją w jeżyny. Aang śmiał się z niej prawie dziesięć minut, podczas gdy chłopak pomagał jej wyjść z chwastów.

Cała trójka wkroczyła do szałasu i usiedli wokół ognia.

Zuko wrócił do jedzenia. Miał znikome informacje o towarzyszach Awatara. Jeden znał się na magii wody, drugi był wojownikiem. Czyli to oni. Uśmiechnął się lekko do nich.

Ten wisiorek… miał tak charakterystyczne ułożenie… poderwał się, zerwał go z niej i odrzucił na piasek. Zanim zdołali zareagować, przez wisiorek przeszedł czerwony prąd.

Przez chwilę wpatrywali się w niego i wisiorek. Potem momentalnie poderwali się i złapali za swoje rzeczy. Na szczęście nie wypakowali się jeszcze. Wybiegli z obozu w stronę wyjścia.

Odwiązał tratwę i puścił ją strumieniem. Sam zaś wciągnął ich do wody i ruszyli pod prąd. Po kilometrze wyszli na brzeg i schowali się pod zwalonymi pniami. Niemal pięć minut później minęli ich łowcy z Azulą.

Powoli ruszyli brzegiem w stronę jego domu. Na szczęście wkrótce odbili na kraj Ziemi.

***

Katara siedziała w wejściu do namiotu. Spojrzała na towarzyszy. Aang spał, rozwalony na całym posłaniu. Zuko drzemał niespokojnie. Za to Sokka właśnie siadał. Rozejrzał się i po chwili zauważył ją w wejściu. Owinął się kocem, wziął jej koc i usiadł naprzeciwko. Katara z ulgą okryła się kocem.

Sokka wyjrzał przez wejście. Rzeczywiście, na zewnątrz rozszalała się nawałnica. Ulewa zalewała szczeliny a wiatr porywał niekiedy całe gałęzie. Nie odczuwali tego, gdyż rozłożyli namiot w zakolu skał i zarówno boki jak i górę osłaniały kamienne ściany. Sokka okrył się szczelniej kocem.

Sokka wstał i zbudził pozostałych. Nie marudzili. Wiedzieli, że muszą uciec jak najszybciej. Wkrótce wyszli z lasu na równinę. Tam ruszyli biegiem. Tuż przed wschodem słońca dotarli do skał. Usiedli między nimi wyczerpani.

Podnieśli się za nim niechętnie. Na szczęście Zuko rozdał im troszkę prowiantu. Miał sporo zapasów do zjedzenia na zimno. Teraz obserwowali las, żując chleb i ser.

Sięgnął po swoje rzeczy, ale Zuko był szybszy. Zarzucił je sobie na plecy, do swoich tobołków.

Sokka skinął głową. Sam zabrał rzeczy Katarze.

Katara i Aang poddali się i ruszyli za nimi. Dziewczyna z jednej strony była zadowolona, bo miała sporo rzeczy. Z drugiej, wiedziała, że to tylko wymówka. Zuko chciał nieść rzeczy ich przyjaciela i wybrał taki argument, by uciąć dyskusję. Sokka spojrzał na nią z ciekawością. On również to wyczuł. Aang był chyba jedynym, który tego nie widział. Chłopak rozglądał się teraz czujnie, ale co jakiś czas rumienił się. Zwłaszcza, jak spotykał spojrzenie Zuko. Ten również czuł zakłopotanie, gdy na niego patrzył, ale z innej strony. Poza zakłopotaniem czuł też radość i już wiedział jedno. Stanowczo musi porozmawiać z Jayem o swojej orientacji…

Rozdział 7.

Zuko spojrzał na Aanga. Tradycyjnie, rodzeństwo kłóciło się o jakąś bzdurę, więc mieli chwilę spokoju. A on podjął już decyzję. Zabierze ze sobą chłopaka do przyjaciela. Nie chciał, by przez Awatara i on zginął.

Zuko wstał i podszedł z nim do drzewa. Sokka pokazał mu jak rzucać, by siekierka głęboko wbiła się w pieniek. Aang usiadł niedaleko i podparł głowę rękoma. Zuko wziął zamach i rzucił. Oczywiście siekierka nawet nie doleciała do pieńka.

Sam stanął za nim i pokazał mu, jak trzeba brać zamach, by daleko rzucić. Tym razem doleciała, ale nie trafił.

Trzask! Spojrzeli w tamtą stronę. Zuko wyprostował się zachwycony. Przebił się siekierką przez ten pieniek. Co prawda nie był wcale gruby, za to szeroki, ale mimo wszystko.

Chłopak posłał wodę w konary i wyleciały stamtąd ptaki. Sokka zamachnął się i rzucił siekierką. Trafił bezbłędnie. Zuko aż otworzył usta, gdy chłopak pobiegł po łup.

Zuko i Aang wstali. Zuko już wcześniej przepakował swoje rzeczy. Zabrał plecak i ruszyli po opał. Miał wielką szanse. Zabierze go do Jaya. Idealna okazja. Czuł ból, że nie weźmie tamtą dwójkę, ale z drugiej strony zostawił im list i swoje rzeczy. I pieniądze i informacje jak przetrwać. Poczekał, aż oddalili się i unieruchomił chłopaka. Aang szarpnął się, ale nie miał szansy.

Aang w końcu zrozumiał. Zuko uważał, że Katara jest Awatarem. A wiedząc, że polują na nich, zabierał go od zagrożenia. Uspokoił się i obrócił do niego.

Zuko cofnął się i spojrzał na niego uważniej. On jest awatarem? Po chwili potrzasnął głową.

Pociągnął Aanga na plecy i ruszył w stronę dawnego domu.

Po chwili prysnął mu czymś w twarz. Nie lubił tego używać, ale musiał. Wkrótce towarzysz zasnął. Zuko przyspieszył i wkrótce znów był w granicy swego kraju.

***

Katara zaczynała już się niepokoić.

Po chwili podskoczył, gdy poczuł papier. Rozłożył kartkę i zbladł

Spakowali się i wyszli. Rzeczywiście, teraz, w środku nocy, widzieli niedaleko jasne punkciki. Ogniska wroga.

Sokka ruszył za nią, zabierając rzeczy towarzyszy.

---

Jay westchnął i schował miotłę. Gdzie ten jego podopieczny znów polazł. Z kim? Słyszał już przesłanki, że opiekują się nim dzieciaki. Jakie? Dokąd idą? Nie wiedział tego.

Drgnął i obejrzał się. Nie, nie pomylił się. To Zuko właśnie szedł w ich stronę, niosąc kogoś. Podbiegł do nich i wziął nieprzytomnego chłopaka na ręce.

Zuko zdjął plecak i położył w salonie. Jay zaniósł chłopca do wolnego pokoju. Przyjrzał się tatuażom. Nie do wiary, Zuko przyniósł mu Awatara! Jakim cudem?! Okrył chłopaka kocem i zszedł na dół. Zuko siedział w salonie i pił wodę. Jay złapał za ręcznik i posadził go przed sobą.

Zaczął tarmosić włosy chłopaka. W końcu dał mu spokój i odłożył ręcznik. Dopiero wówczas zauważył bliznę i zbladł. Przyklęknął przed nim i delikatnie obadał bliznę.

Zuko spojrzał na niego niepewnie.

Jay posmarował maścią twarz chłopca.

Zuko opowiedział mu o ataku Azuli i pomocy, jaką udzielili mu nowi towarzysze. Jay uśmiechnął się na oburzenie podopiecznego, gdy Aang powiedział mu, że to on jest Awatarem.

Wtedy zobaczył Aanga.

Po chwili wahania Aang zszedł do nich.

Rozdział 8.

Aang poruszył się. Usiadł niepewnie w pościeli i rozejrzał się.

Wstał i podszedł do drzwi. Nie były zamknięte. Wyszedł na korytarz i zaczął schodzić na dół. W końcu usłyszał, jak Zuko kończy swoją opowieść. Niepewnie zajrzał do pomieszczenia. Był tam z nim jakiś wysoki blondyn.

Wtedy zobaczył, jak oczy mu się rozszerzyły i uśmiechnął się.

Po chwili wahania Aang zszedł do nich. Podszedł do Zuko i usiadł na kanapie, przy nim.

Mimo to Jay powędrował do kuchni. Zuko przeciągnął się.

Chłopaki podnieśli się i ruszyli za nim. Usiedli przy stole i Jay postawił im owoce na środku. Potem ruszył do piekarnika i wyjął stamtąd kurczaka. Przełożył na półmisek i postawił na stole.

Zuko przeniósł ziemniaki na stół.

Też chciał pomóc. Chociaż odrobinkę.

Aang wziął to, ostrożnie mijając blondyna. Rozstawił naczynia i ułożył sztućce. W końcu cała trójka usiadła do stołu. Jay nałożył Zuko porcję.

Potem nałożył tyle samo Aangowi. Ten jednak nie odezwał się, więc zaskoczony Zuko uniósł brew.

Zaczął opowiadać, co widział i jak reagowali na niego ludzie. Jay cieszył się wraz z nim, chociaż wciąż odczuwał niepokój.

Sekundę potem całe picie znalazło się na stole. Aang spojrzał na czerwonego Zuko a potem na Jaya, który się śmiał.

Aang uśmiechnął się. To wiele wyjaśniało. Słyszał o takich ludziach, co zamiast kochać dziewczęta, kochają chłopców. Nie było to groźne. Spojrzał na Jaya, który dogryzał jego koledze.

Zuko zamrugał i spojrzał na Jaya. Ten spoważniał.

Przez chwilę cała trójka milczała. Aang spojrzał na poważnego blondyna, który nagle się aż roześmiał. Przez to obaj podskoczyli.

Aang wzruszył ramionami, wstał i podszedł do Zuko. Usiadł mu na kolanach i objął go. Potem pocałował w policzek. Zuko spojrzał na niego, mocniej zacisnął uścisk i pocałował go w usta. Zaskoczony Aang rozchylił wargi i poczuł język Zuko w swoich ustach. Wsunął mu dłoń we włosy i jęknął.

Obaj gwałtownie się od siebie oderwali. Aang zarumienił się, ale nie mógł zejść z kolan Zuko. Ten trzymał go wciąż przy sobie.

Chłopcy wyszli. Zuko zaprowadził go do pokoju i podał mu długą koszulę.

Aang położył się koło niego. Zaraz wtulił się w chłopaka i przymknął oczy. Żaden nie wiedział, że Jay będzie czuwał nad nimi całą noc.

Rozdział 9.

Azula uważnie oglądała brzeg strumienia. Z drugiej strony obserwował go tropiciel. Zuko błysnął pomysłem. Nie sądziła, że będzie taki cwany. Puścił tratwę luzem a sam przeszedł wodą w górę strumienia.

Obróciła się i przeskoczyła po tratwach na drugi brzeg. Uważnie zbadała ślady. Tak, to styl Zuko. Towarzyszy mu trójka osób. Wyprostowała się i powiodła spojrzeniem po śladach.

Dziewczyna skrzywiła się. Jak nie lasy, to skały. Ale trudno, mus to mus.

Ruszyli powoli w stronę trasy. Po dwóch godzinach rozdzielili się.

***

Katara westchnęła, mocząc nogi. Sokka pływał w jeziorku.

Azula uniosła brew. Zuko poszedł do kraju Ognia? Spojrzała na jego rzeczy w kupce. Poszedł bez niczego? To bez sensu. Coś ukrywali. Po co miałby iść do domu i oddać im wszystko? A może ukradli mu to i uciekli. Podniosła się w chwili, gdy Sokka usiadł koło siostry. Plecami do niej. Wciąż rozmawiali, martwiąc się głównie o towarzysza. Machnęła dłonią i wojownicy wyskoczyli na polanę. Katara zaraz zerwała się i wepchnęła brata do wody. Sama wskoczyła za nim. Wypłynęli daleko od brzegu. Obrócili się i skrzywili.

Katara zniknęła nagle pod wodą. Chwilę później chłopak podzielił jej los. Wtedy zobaczył, że złapało ich kilku żołnierzy. Zaraz wynurzyli się i ruszyli z nimi do brzegu. Tam podali ich czekającym ludziom. Zaraz związano ich i rzucono pod nogi Azuli.

Zaraz rozległ się świst i Katara upadła w kamienie, odrzucona siłą uderzenia.

Azula wyprostowała się. Jay? Cofnął się do niego? Przykucnęła przy chłopaku.

Azula westchnęła i wyprostowała się. Medycy mieli pozwolenia na przejścia do wzgórz z ziołami. A zwiadowca zameldował, że Zuko miał fachowo opatrzoną ranę. Poza ty, skąd wiedzieliby o Jayu i jego tajnej zdolności? Zuko nie wiedział, że nikt nie mógł poznać tej zdolności ani jej wydać. Więc wspomniał mimochodem. Przeszła się kilka razy w te i we w te po polanie. Potem spojrzała na więźniów. Bali się jej. Ale to tylko dzieciaki. Nie mieli żadnych zapisków magicznych. Wioski często wysyłały pomocników do zbierania ziół. Mieli nieść je przy zielarzu. Przechyliła głowę.

Katara i Sokka obserwowali, jak ci rozbijają obóz. Sami bali się. Ale najwyraźniej taka wersja pomogła. Nie wiedzieli, czy Jay był medykiem. Założyli jednak, że tak, głównie przez mapę zielarza. Wkrótce przeniesiono Katarę do jednego z namiotów. Jak się okazało, miała tam spać Azula. Przez wejściem do siebie skinęła głową zwiadowcy, który aż się uśmiechnął. Zabrał Sokkę do siebie i rzucił na łóżko.

Podszedł do niego i zaczął go rozbierać. Sokka zbladł. Wiele już słyszał, co żołnierze ognia robili z jeńcami po nocach. Zadrżał.

Rozsunął nogi Sokki szerzej i oblizał się.

Sokka zacisnął usta i zamknął oczy. Czuł ubranie mężczyzny na swoim ciele i czekał na nieuniknione. Zaraz potem wygięło go z bólu. Ale drań trzymał go mocno za biodra. Nawet całował go po szyi, stękając niemal w ucho.

Przesunął twarz Sokki i zmusił go do otworzenia oczu. Teraz zaczął poruszać się, ale wciąż utrzymywał kontakt wzrokowy z wystraszonym chłopcem. W końcu zadrżał i doszedł. Powoli wycofał się z jego ciała i pogwizdując zabrał się za szykowanie posłania. Potem rzucił na nie Sokkę, rozwiązał i kazał mu się ubrać. Gdy ten skończył, dał mu sera i chleba oraz kubek mleka. Chłopak zjadł łapczywie, ale krzywił się z bólu. Tyłek płonął mu żywym ogniem. Naprawdę, włożył wiele wysiłku, by nie krzyczeć z bólu. Ale jeśli za tę cenę miał ocalić przed podobnym losem siostrę, nie zawahał się. Po posiłku znów go związano. Zwinął się w kłębek i zasnął. Rano obudziło go szarpniecie do pionu. Po chwili miał usta pełne czegoś.

Jednak Sokka nie zdążył wykonać polecenia. Coś oderwało od niego żołnierza. Spojrzał z wdzięcznością na innego mężczyznę.

Wyniósł Sokkę na zewnątrz. Tam rozwiązano go i posadzono koło Katary. Chłopak złapał za jabłko. Spokojnie zaczął je jeść.

Sokka spojrzał na rudowłosego mężczyznę. Kończył właśnie ucierać zioła. Po chwili ruszył do niego z kubkiem leku. Zauważyli, że ma niemal wyprostowaną i wygładzoną mapę Zuko.

Po chwili poczuł ulgę. Spoglądał na mężczyznę, siedzącego naprzeciw nich i pilnującego go.

Wstał i wrzucił gałąź do ognia. Podszedł do Azuli.

Azula skrzywiła się. Odsunęła się od niego i nakazała ruszać. Młodzi jeńcy szli między nimi. Zerknęła na Katarę. Mała była urocza i wielu jej znajomych będzie chciało ją dostać. A jeśli Zuko się w niej podkochuje? Westchnęła w duszy i spojrzała na oburzonego zwiadowcę. Cały kwadrans narzekał jej, że nie mógł rano się zabawić. Teraz też zrównał się z nią.

Mężczyzna skrzywił się i obrzucił Sokkę wściekłym spojrzeniem. Chciał go na własność. Takie słodkie, kruche, odważne dziecię. Zaimponował mu tym, że nie krzyczał. Zrobił wszystko, by ratować siostrę. Sokka zaś cofnął się i schował za Katarę. Straż nic nie mówiła. Wkrótce wkroczyli w granice ich kraju. Mężczyzna, który wyleczył Sokkę, myślał o tym, jak powiadomić Jaya o kłopotach. Wyśle wiadomość z przerwy. Wiedział, że za godzinę zatrzymają się w gospodzie. Kiedy tam dotarli, udał się do wychodka. Stamtąd posłał wieści. Oni musieli ukryć chłopca, który towarzyszył Zuko. Ten mały nie miałby szans uciec. Przecież był jednym ze szpiegów i do tego osobiście znał Jaya. Był mu to winny…

Schował notkę i wpuścił ją. Ta westchnęła i wkroczyła do pomieszczenia. Szybko załatwiła potrzebę i wrócili. Sokka siedział przy Azuli i o dziwo prowadzili rozmowę o walce. Chłopak chwalił się, że polował na utrzymanie rodziny a nawet pokazał jej rzut siekierką w ptaka. Katarę to rozbawiło. Rzadko chwalono jej brata. Azuli jednak najwyraźniej to zaimponowało. Zrobili sobie nawet zawody w strzelaniu z łuku oraz rzutach do celu. W końcu, gdy upał minął, ruszyli w dalszą drogę. Tym razem jednak Azula wzięła go na konia i dalej rozmawiali. Katarę wiózł ten miły medyczny żołnierz.

Dziewczyna westchnęła, mocniej go objęła w pasie i przymknęła oczy. Ciekawe, czy nie trafią czasem na Zuko i Aanga. Oni na piechotę mają dłuższą drogę.

Rozdział 10.

Jay siedział na werandzie i obserwował swoich uczniów. Musiał przyznać, że Aang jest bardzo pojętnym uczniem. Po czterech dniach umiał już nie tylko podstawy ataku czy obrony, ale też niektóre z zaawansowanych technik. Przy okazji Zuko również się uczył. Z początku nie chciał szkolić wychowanka. Do czasu, jak zauważył, że Aang przekazuje mu swoją wiedzę. Wtedy ustąpił. Tak czy siak Zuko mógłby się nauczyć walczyć. Spojrzał na nich w chwili, gdy przerwali walkę. Uniósł głowę. Rzeczywiście, z lasu słyszał bieg. Wstał i podszedł do furtki. Tę trasę mógł wybrać tylko pies. Czyjś wysłannik. Wkrótce zobaczył białego wilka. Odebrał od niego wiadomość, nakarmił go i odesłał. Usiadł na werandzie. Chłopcy zaraz zajrzeli mu przez ramię.

Jay!

Azula złapała dwójkę dzieciaków z kraju Wody. Wśród nich były rzeczy Zuko. Zabiera ich do Ozaia. Mały jest po nocce. Ewakuuj młodych, jak są u ciebie. Będą ich szukać na bank. Wiedzą o tym, że tu szli.

M.

Aang spojrzał na nich zaskoczony.

Obaj pobiegli do domu i schowali się pod podłogą. Mieli tam przejście do pracowni medycznej Jaya. Pod nią był schron siódmy. Schowali się w nim. Zuko objął Aanga.

Ten przymknął oczy i ziewnął. Trening wymęczył go. Wkrótce już spał jak kamień. Zuko wówczas ułożył go i zaczął krążyć myślami przy przyjaciołach. Nocka oznacza gwałt. Oby Jay przyniósł dobre wieści.

***

Jay spojrzał na spore miasto. Powoli zaczął schodzić do niego. Wiedział, gdzie iść. Do dawnego chłopaka. Kiedyś z nim flirtował. Teraz jak widać on szpiegował Azulę i przesłał mu wiadomość. Już z daleka zobaczył, że czeka na niego. Niestety, dostrzegła go też Azula.

Dwójka jeńców spojrzała na niego. Podszedł spokojnym krokiem.

Minął ich i wszedł do jego domu. Ten pożegnał się z nimi i ruszył do siebie.

Zamknął drzwi i rozluźnił się. Podszedł do kanapy, gdzie siedział Jay. Wręczył mu paczuszkę.

Miki spojrzał na niego. Miał rację. Wtedy tytuł okazał się ważniejszy niż ukochany. Dopiero po pół roku dowiedział się, że Jay przeżył tę gehennę. Mimo to wciąż go unikał. Ale już wiedział, że nie popełnił wówczas błędu. Nie miał nikogo od Jaya. Wszystko przez to, co kiedyś usłyszał… Spojrzał na wysokiego blondyna. Jego włosy były przerzucone przez ramię. Wyglądał słodko, seksownie i miał ochotę zerżnąć go tu i teraz. Podniósł się i podszedł do niego. Usiadł przy Jayu, który na niego dziwnie spojrzał. Nie pasowało mu to podejście do siebie. Po chwili poczuł, że Miki zabiera mu herbatę i odstawia na stolik. Zaraz jedna z dłoni mężczyzny tkwiła mu w majtkach. Blondyn westchnął.

Usiadł na blondynie, całując go zachłannie. Jay próbował odepchnąć go, ale to mu się nie udało. Został przechylony i ułożony wygodnie na kanapie.

Blondyn odwrócił głowę. Nie wierzył mu w to. Już raz go zdradził. Bezmyślnie puścił ubranie i zamyślił się. Czy chłopcy są bezpieczni? Pewnie tak, Zuko nigdy nie naraziłby Aanga na kłopoty. Westchnął i nagle syknął. Spojrzał z furią na kochanka. Miki wykorzystał jego nieuwagę, rozebrał go i od razu wszedł w niego. Teraz dyszał mu w szyję, liżąc ją przy każdym pchnięciu. Po chwili przesunął się i pocałował go. Jay niechętnie odwzajemnił pieszczotę. Idąc tutaj wiedział, że będzie musiał coś dać za milczenie i ostrzeżenie. Więc musi oddać ciało. Ujdzie. Kiedyś naprawdę to lubił. Zakrył oczy ramieniem i znieruchomiał. Pozwalał się przelecieć niemal spokojnie. Po wszystkim Miki spojrzał na niego. On to wyczuł. Jay mu nie wierzył. Nie chciał zrozumieć, że on chce do niego wrócić.

Miki szybko poprawił się i zablokował mu wyjście.

Jay drgnął. Ale mimo to wyskoczył oknem. Nie wolno mu ufać w ich uczucia. Nie umieją kochać. Podszedł bliżej do zamku. Przyjrzał się wieżom więziennym. W końcu zauważył nowe, małe światełko w wieży wschodniej. Tam uwięziono dzieciaki. Zawrócił i ruszył w stronę lasu.

Wybrał artykuły spożywcze i ruszył do siebie.

Obrócił się gwałtownie. Za nim był Ozai. Teraz obserwował go zaskoczony. Zaraz wokół zgromadziły się grupki gapiów.

Mieszkańcy zaczęli szeptać.

Zawrócił w stronę zamku. Musiał zająć się przyjaciółmi Zuko. Na razie nie może ich zabić ani nic, póki młody nie wróci. Potem dorwie go i oduczy takich sztuczek. I musi wyrównać krzywdy Jayowi, inaczej plan nie wypali. Tu blondyn miał rację. Za dużo go skrzywdził, by mógł mu od razu wybaczyć a będzie im potrzebny, by rzucić to zaklęcie.

Rozdział 11.

Jay sprawdził magią, czy w domu nie ma podsłuchów. Jednak nie było ani zwiadowców, ani zaklęć. Zostawił zakupy na stole w kuchni i zszedł do schronu. Zachichotał, co obudziło chłopaków.

Zuko złapał za rękę Aanga i pobiegli na górę. Wspólnie zrobili posiłek i usiedli.

Chłopaki odetchnęli z ulgą. Przynajmniej jedna dobra wiadomość.

Aż za dobrze wiedział, jak wyglądają przesłuchania jego ojca. Wstał i nerwowo zaczął krążyć.

Spojrzeli na niego dziwnie.

Jay spojrzał na dom. Tu były pamiątki po rodzinie. Po chwili przeniósł spojrzenie na Zuko. Jego siostrzeniec. Westchnął.

Podniósł się i poprowadził ich do swojego schowka. Zaczęli pakować co najpotrzebniejsze rzeczy. Przy okazji wydało się, że Jay to dusigrosz. Z każdego zakamarka wyciągał pieniądze i pakował do plecaka.

Zuko zarumienił się. Aang zaś prychnął.

Jay objął Zuko, który spojrzał na niego.

Aang zaśmiał się i zaraz przytulił się do nich. Zuko obserwował go zaskoczony. Po chwili przytulił się do niego.

***

Jay obudził ich godzinę przed północą. Zuko spakował swoje rzeczy i złożyli to w schronie. Potem ruszyli w stronę wyjścia z lasu. Aang został tam ukryty a Jay sprowadził Zuko na inne przejście.

Zuko odetchnął i ruszył w stronę miasta. Powoli wszedł na trakt i spojrzał na nie. Gdyby nie złapanie Katary i Sokki, nie wróciłby. Ale Aang miał rację. Jego obecność odwróci uwagę od misji i więźniów. Powoli wkroczył przez bramę. Zaraz strażnik go rozpoznał i zawołał po imieniu. Jak zawsze przyspieszył.

---

Ozai już miał posłać po więźniów, gdy wpadł strażnik.

Azula i Ozai wyprostowali się.

Sam zaczął krążyć po pomieszczeniu. Więc jednak wrócił. Ale dlaczego sam? I dlaczego z tej strony? Może chciał się przebrać i potem iść do Jaya? Za dużo pytań kłębiło się w jego głowie. Zatrzymał się i spojrzał na służbę.

Dziewczyny wybiegły z pomieszczenia. Ozai dalej krążył. W końcu wróciły i ustawiły jedzenie na stole. Skrzywił się i już miał je skarcić, gdy wprowadzono Zuko. Ten spoglądał na nich dziwnie.

Ozai zamrugał. Zuko lubił jadać takie paskudztwo? On nienawidził takich potraw. Dopiero teraz zrozumiał, jak niewiele wie o synu. Cała tyrada, jaką przygotował na niesfornego smarkacza jakoś straciła sens.

Zuko spojrzał na ojca. Zamrugał dziwnie i przełknął kanapkę z pastą jajeczną.

Zuko zamrugał zaskoczony.

Ozai oparł się ciężko o okno. „Przecież masz mnie za ścierwo.” Zdanie wypowiedziane pewnym tonem przez rodzonego syna… Zabolało. Ale miał prawo, by tak twierdzić, nie traktował go mile. Obrócił się na zaskoczone dzieciaki.

Zuko wstał, skinął głową i wyszedł, otoczony przez straż i lekarzy.

Rozdział 12.

Aang drgnął, gdy usłyszał kroki w lesie. Wiedział już, że to Jay. Poznał jego krok na tyle, by zawsze móc go rozpoznać.

Jay podał mu ubranie maga ognia. Aang założył je. Wbił na ręce również rękawice. Ku swojemu zdziwieniu, na głowę dostał perukę.

Idąc założył oznaczenia rodowe.

Aang skinął głową. Wkroczyli do miasta.

Strażnik dobre dwie minuty obserwował ich w szoku. Potem powiadomił dowódcę. Ten przesłał wiadomość do zamku.

***

Zuko stał przed ojcem w sali głównej. Teraz zacznie się tyrada. Wtedy może go zaskoczył, ale teraz, nie miał złudzeń. Dojdzie do awantury.

Ten zaraz wybiegł i posłał wiadomość. Kilka minut później Jay pokazał się w drzwiach.

Aang skłonił się i wycofał za drzwi, biegnąc w stronę domów magów. Zuko przytulił się do Jaya. Ten jednak powiedział, że poczeka na niego u znajomego i wtedy porozmawiają. Chłopak burzył się, ale pozwolił mu wyjść. Spojrzał ponuro na ojca.

Azula zaśmiała się.

Ozai wyprostował się.

Po chwili wybiegł z pomieszczenia, zostawiając zszokowanych zgromadzonych.

---

Sokka westchnął.

Usłyszeli otwieranie drzwi wieży.

Kroki było słychać coraz bardziej. Wkrótce zatrzymały się blisko ich pietra. Szczęk zamka zmroził im krew w żyłach. Tylko oni byli na tym piętrze. A z tego, co słyszeli gdy wracali pozostali więźniowie, przesłuchania są brutalne. Drzwi otworzyły się i wszedł młody mag ognia. Rozejrzał się i powietrzem skruszył kajdany, którymi przypięto ich do ściany. Rozszerzyli w szoku oczy.

Na korytarzu dał im ubrania, które przygotował Jay. Potem ruszyli do wyjścia. Aang na końcu uwolnił naraz całą wieżę, włączając alarm. Sami schowali się wśród magów. Kilka minut potem nadbiegł Jay z resztą. Mrugnął Aangowi i pomógł wyłapywać więźniów. Ci także zrozumieli aluzję i im pomagali. W tym samym czasie Jay odpalił plan B i upozorował porwanie Zuko. Ozai, który właśnie się pojawił, nie wiedział już co zrobić. Z jednej strony ważni więźniowie, z drugiej syn. W końcu postanowił najpierw zająć się więźniami. Dziecko zawsze idzie odnaleźć.

Jay planowo sprzeciwił się porzuceniu Zuko i po sporej kłótni blondyn opuścił teren miasta, rzucając na ziemie oznaczenia rodowe. Za miastem dotarł do siebie do domu, wiedząc, że jest obserwowany. Dopiero w domu zauważył, że rzucają zaklęcia nie pozwalające mu opuszczać domu i terenu posesji. Westchnął i zmył z siebie kurz. Potem zszedł do laboratorium i po kolejnym upewnieniu się, że nikt go nie obserwuje, wszedł do siódmego schronu. Spojrzał ciepło na witającą go czwórkę przyjaciół.

Nowi znajomi obserwowali go niepewnie, jedząc kanapki.

Zmusił Sokkę do położenia się i zaczął badać. Cicho wypytywał się jak to wyglądało, jak się czuł i ile się męczył. Po badaniu przygotował specjalną maść i herbatę. Sokka pił ją, wypięty a Jay smarował obolałe tereny maścią.

Aang teraz rozumiał, co to nocka. Gwałt. Spojrzał na Katarę, ale ta zaprzeczyła. Nie, ją nie tknęli. Ofiarą był tylko Sokka. Westchnął i oparł się o Zuko, który zarumienił się. Jay posłał ich spać na posłania a sam wrócił do siebie.

Rozdział 13.

Sokka obudził się jako ostatni. Reszta już kończyła jedzenie. Poza Jayem, który obserwował piątą osobę z wściekłością. Spojrzał na niego i poznał rudowłosego mężczyznę.

Miki… To imię poruszyło Zuko i Aanga. Dawny chłopak Jaya. Sokka zaśmiał się.

Miki posmutniał i westchnął. Zuko wodził spojrzeniem od jednego do drugiego. O ile zdołał się zorientować, Miki i Jay byli kiedyś kochankami. Nie wiedział, co się stało, ale teraz Jay był nieufny do mężczyzny.

Jay wstał i wyszedł na górę. Rudowłosy spojrzał na niego z bólem, ale nic nie powiedział.

Mężczyzna przywołał szary ogień, który służył do pokazywania wspomnień.

Ozaki obserwował wściekle swego szwagra. Jay był już poważnie ranny, ale nie zamierzał okazać mu litości. Jego plan był zbyt ważny. Poza tym, jakim prawem on się sprzeciwił? Musiał pokazać, że nawet dla rodziny nie ma litości. Uderzył w niego kolejnym atakiem. Tym razem Jay zatrzymał się pod nogami Mikiego. Ten spojrzał na niego niepewnie. Ale po chwili odrzucił go atakiem na środek sali, jak reszta. Dzielnie stał, słuchając kolejnych tortur. Mimo to wiedział, że Jay wiedział o jego decyzji. Po wszystkim obserwował z resztą, jak wyrzucano ciała tych, co się sprzeciwili w skały wąwozu śmierci. Jay był jedynym blondynem, więc wiedział, kiedy spadał. Nie pozwolił sobie na żadne uczucia. Był obserwowany. W końcu związek z Jayem nie był już sekretny.

Miki schował to wspomnienie. Dzieciaki były przerażone.

Skinęli głowami.

Miki wstał i wrócił do laboratorium. Minął nieruchomego Jaya i wyszedł na górę. Dopiero wówczas usłyszał stukot nożyka. Nawet nie pracował, gdy go mijał. Aż tak mu nie ufał. Nabrał wodę do dzbanków i po namyśle dolał soku z malin. Zniósł to na dół i zostawił dzieciakom wraz z książkami i grami. Potem wrócił na górę i zrobił herbatę do dwóch kubków. Zniósł to do laboratorium i postawił jeden przy Jayu. Sam usiadł w swoim dawnym kąciku i zajął się czytaniem książki o walkach. Po kwadransie Jay odwrócił się i zaczął dalej pracować nad lekami. Przesiedział tak kilka godzin, obserwując jego pracę. Jay nawet się do niego nie odezwał. Herbata stała przy kanapkach, które mu przyniósł i mimo głośnego burczenia, jakie słyszał u blondyna, on nawet na to nie spojrzał.

Tam usiadł przy dzieciakach. Nie łudził się, na pewno to słyszeli. Ale nic nie mówili, tylko grali dalej w karty.

Zuko westchnął. Spojrzał na niego i dał sobie spokój. Może miał rację. Nie wiadomo, jak Miki zachowa się, gdy dojdzie do walki. Sądząc po minach pozostałych, myśleli dokładnie to samo. Oczywiście Miki na pewno to słyszał ale chwilowo nie schodził na dół. Pewnie nie chciał kłótni. Tymczasem Miki siedział nad schronem i próbował zatrzymać łzy. Oto, czego się doczekał. Słów, które zraniły go, ale Jay miał prawo tak uważać. Skoro zostawił go raz samego, jak może oczekiwać, że tym razem będzie inaczej? W końcu opanował się, opłukał twarz i zszedł na dół. Akurat jedli kanapki, jakie Jay zabezpieczył przed wyschnięciem. Miki usiadł przy nim i wziął sobie jedną. Spojrzał jak Zuko dokarmia Aanga.

Obaj zaraz zarumienili się i odsunęli od siebie. Pozostali parsknęli lekko w sok, ale nie odzywali się. Miki i Sokka już po jednym spojrzeniu wiedzieli, że tu jest coś więcej niż zauroczenie. Ale Katara nie miała zamiaru tego zostawić. Też widziała, że im na sobie zależy.

Jay wytrzeszczył oczy i zaraz polecił kłaść się im spać. Sam z Mikim wyszedł na górę. Byłoby to podejrzane, jakby spał na dole. W nocy na pewno są dodatkowe warty. Zatrzasnął drzwi przed Mikim, ale gdy odwrócił się, ten stał już przed nim.

Położył się w ubraniu do łóżka.

Miki przełknął ten przytyk, upominając się w duchu. Spodziewał się takich reakcji a i tak nadchodzące dni miały być jeszcze gorsze.

Rozdział 14.

Zuko jako jedyny jeszcze nie spał. A raczej już nie spał. Obudziły go koszmary, podczas których Aang był porwany przez innego mężczyznę i wiązał się z nim. W końcu nie wytrzymał i wstał. Przeszedł nad nimi i zatrzymał się przy przejściu. Spojrzał na przyjaciół, po czym wyszedł i cicho zamknął drzwi. Wiedział, że nie może opuścić piwnicy i laboratorium. Usiadł więc na poduszkach pod ścianą i spoglądał tępo na ścianę. Dlatego drgnął, gdy schron ponownie się otworzył i wyszedł Aang. Ten rozejrzał się i w końcu go zauważył. Zamknął cicho drzwi i ruszył do niego. Usiadł obok i pocałował go w czoło.

Przez parę chwil leżeli spokojnie. Potem Aang obrócił się do niego i obserwował go. Zuko miał przymknięte oczy, ale nie spał. Aang powoli nachylił się i pocałował go w nosa. Szatyn zachichotał i objął go. Ustami odnalazł jego usta i zaczął go całować. Aang wsunął się na niego i objął go. Zuko zamruczał i odsunął usta od jego ust.

Zuko przewrócił go na plecy i zaczął rozpinać mu pasek od spodni. Już nie mógł czekać. Same pocałunki mu nie wystarczyły. Zsunął mu z bioder spodnie i spojrzał na pobudzonego członka. Aang nie miał na sobie bielizny, jak zresztą każdy mieszkaniec tego kraju. Skoro mieli się kamuflować to na całego. Powoli przesunął palcami po nabrzmiałym penisie. Aang westchnął i wygiął się lekko do niego. Zuko odczytał to jako pozwolenie i powoli schylił się i polizał czubek członka. Potem śmiało wziął go do ust. Zassał powietrze, przesuwając ustami po całej długości penisa. Zaraz usłyszał słaby jęk Aanga i ten objął dłońmi jego włosy. Sam wypychał biodra ku ustom. To było przyjemne i sądząc po pomrukach Zuko, reagował tak, jak powinien. W pewnej chwili jęknął i poczuł, jak napięcie opuszcza jego organizm. Spojrzał na unoszącego się Zuko, który obrócił go na brzuch. Szatyn zaczął pieścić ustami jego pośladki. Jednocześnie powoli rozciągał mu wejście. Aang nie protestował nawet na dwa palce, więc darował to sobie. Najwyżej zabije go potem albo ściągnie pomocników do tego. Powoli wsunął się na niego i położył na nim. Nie widząc protestu nakierował się i zagłębił w nim. Aang szarpnął się, ale nie krzyczał.

Po chwili zaczął się poruszać. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Zatracał się w tej ciasnej przestrzeni i rozkoszy, jaką dawał mu Aang. Dopiero po chwili poczuł, że on też się porusza, wychodząc mu naprzeciw. Czyli i mu się podobało. Nie wytrzymał i rozlał się w nim, wchodząc bardzo głęboko. Jeszcze chwilkę poruszał się, po czym odetchnął z ulgą i opuścił jego ciało. Położył się obok, całując go czule. Kiedy odpoczęli, ubrali się i wrócili do schronu. Tym razem obaj zasnęli szybko i spokojnie.

***

Miki wyprostował się. Młodzi poszli spać, ale nieźle szaleli. Bynajmniej oni mogli. Powrócił spojrzeniem na Jaya. Ten spał na swoim łóżku. Włosy wyszły z warkocza i otaczały teraz twarz. Miki powoli wstał i podszedł do niego. Już czas… Usiadł na łóżku i zaczął bawić się pasmami włosów. Jay poruszył się lekko i rozchylił usta, ale nie obudził się. Po chwili podjął decyzję. Potrząsnął nim i ten poderwał się, przerażony. Rozejrzał się dziko.

Jay obserwował go zaskoczony. Co on znów bredził? Miki przesunął dłonią do tasiemki i rozpuścił mu włosy.

Rudowłosy przytknął dłoń do mężczyzny i magią uwięził go w krysztale, który zmniejszył. Potem wstał i zszedł na dół. Wysadził wejście do schronu i uwięził resztę dzieciaków w tym samym krysztale co Jaya. Zostawił tylko Aanga i Zuko. Ci spojrzeli na niego niepewnie.

Wybiegli na zewnątrz. Tam Zuko jednak zatrzymał się przy drzewie. Aang bez słowa skinął głową. Podłączyli się magicznie do uwięzionych, by przekazać im telepatią o co chodzi. Pozwolili im też słyszeć to, co oni. Poczekali z minutę i wówczas całym domem zatrzęsło. Domek po prostu wybuchnął i pożar natychmiast objął gospodarstwo. Miki wyszedł z płomieni, wciąż podpalając kolejne miejsca. Wiedział, że on już tu idzie. Rozejrzał się i zobaczył ślady młodych, prowadzące przez błotko. Zatarł je i czekał. Tak jak się spodziewał, wkrótce pojawił się Ozai.

Król zadrżał. Tak samo jak reszta, ukryta przy drzewie.

Miki uśmiechnął się i zaatakował władcę. Wywiązała się między nimi ostra walka i Zuko z Aangiem wycofali się. Po drodze minęli wstrząśniętą Azulę i dawnych przyjaciół Jaya. Ci nie wtrącali się jednak w walkę. Zuko dotarł do końca lasu i wyjął kryształ. Po chwili reszta była przy nich, z plecakami i zapasami. Jedynie Jay drżał. To, co usłyszał… Aang objął go i podparł. Blondyn wstał i powietrzem targnął huk. Nie odzywali się ani słowem. Tylko czekali. Kwadrans potem minął ich Ozai z magami ognia. Jay zaczął bardziej drżeć. Skoro Ozai żył, Miki…

Jay założył plecak i ruszyli w stronę pustyni. Co jakiś czas odwracał się i obserwował dym nad lasem.

Gdy znikali już między skałami, z lasu wyszła postać i zachichotała szaleńczo. Wszystko się udało, teraz czas na drugie starcie.

Rozdział 15.

Ozai zamknął się wściekle w swojej komnacie. Więc to głupie, rudowłose coś chciało poślubić Jaya? A teraz blondyn tak po prostu nie żył? Nie… zatrzymał się i zaśmiał.

Podszedł do stołu i wyjął z szuflady mały obrazek. Jay wśród kwiatów.

Zaczął szykować akcję poszukiwawczą syna.

***

Aang zarumienił się, gdy Zuko zabrał mu po raz kolejny plecak.

Jay zabrał ten plecak i dorzucił sobie. Powoli ruszył przed siebie. Westchnęli i pobiegli za nim.

Zatrzymali się. Jay zaraz się obrócił. Za nimi stała jeszcze jedna osoba w stroju misji kraju ognia. Teraz podeszła do nich, wychodząc z cienia.

Potem ruszył naprzód, jakby nigdy nic.

Blondyn westchnął, ale zanim zdołał zrezygnować z pytań, Miki przejechał mu dłonią po tyłku. Lekko zadrżał i przyspieszył krok. Aang i Zuko dobiegli do nich i reszta zrobiła to samo.

Westchnęli. To było skomplikowane, ale musieli to zrobić. Ruszyli w stronę granicy, pijąc wodę.

***

Ozai przyjrzał się pokojowi. To tu uwięzi Jaya. Usiadł w fotelu i zaczął wspominać. Pamiętał, że blondyn był przy swojej siostrze, gdy ich zobaczył po raz pierwszy. Przyglądał się im za długo, by nie zostać zauważonym. Oczywiście, każdy myślał, że przyglądał się dziewczynie. A potem ich odwiedzał. Mimo pozorów znał sekrecik. Jego żona wolała dziewczęta. A potem przybył Miki. Przyjaciel Jaya. Który był zbyt blisko niego. Teraz wiedział, że za blisko. Kiedy zabił kochankę żony, powiedział jej co wiedział o nich. Poddała się i poślubiła go, by chronić brata. Miał z nią Azulę i potem narodził się Zuko. Mimo to nie kochał dziecka. Śmierć żony sprawiła, że Jay oddalał się od nich. Więc kiedy trafił na starożytne zaklęcie przeszczepu wspomnień, był zachwycony. Przelałby same wspomnienia żony do Jaya a w zamian on straciłby mowę. Łatwo byłoby wmówić innym, że to jego odrodzona żona w ciele chłopaka. Proste zaklęcie blokujące możliwość wydania, że to wciąż on i imprezowanie co noc. Teraz było już za późno na tę ściemę. Aczkolwiek blondyn wciąż może być jego. Miki już zlikwidowany. Zuko zajmie się kolegą, bo nie wątpił, że polubił chłopca. To się widzi. Dziewczynę się zniewoli a Azula lubiła gadać z tym dzieciakiem, który był schwytany. Odda go jej do zabawy. A Jay… Najpierw poczeka, aż obudzi się na łóżku. Z początku przygotuje go do tego, że nie ma odwrotu. Oczywiście nie będzie go krzywdził. Najpierw pieszczoty, by go przygotować. Potem będzie go brał, ostro i władczo. Blondyn był uparty, więc troszkę to potrwa. Aż w końcu się podda. I będzie dobrowolnie robił to, co mu rozkaże. Gdy wyobraził sobie nagiego blondyna, w słodkiej fryzurze i obciągającego mu, poczuł, że ma za ciasne spodnie. Uwolnił penisa i spojrzał na niego. Żona bała się go w łóżku. Miał sporego i zawsze krwawiła. Jay też będzie, jeśli dobrze go nie przygotuje. Ale o to się nie martwił. Powoli przesuwał dłonią po całej długości penisa.

Ozai użył zaklęcia i nałożył rękawicę. Powoli wsunął penisa w utworzony przez palce mały otwór i zaczął szybko przesuwać ściśniętą dłonią. Czuł obcą magię, jak drży i szarpie się. Troszkę zwolnił, by za szybko nie skończyć zabawy. Drugą dłonią pieścił swoje jądra.

Znów przyspieszył. Tym razem jednak nie zdążył się zatrzymać i doszedł w rękawicę. Niemal sekundę później rękawica zapłonęła. Zerwał się i odrzucił ją na palenisko. Magia strawiła materiał i zaklęcie.

Ubrał się, poprawił i wyszedł z pokoju. Dotarł do sali tronowej i usiadł na swoim miejscu.

Sam czekał na nią. Gdy dziewczyna przyszła, wyprosił wszystkich z sali.

Azula wyprostowała się. Kompan do służby, do tego znający się na walkach? Po chwili spoważniała.

Azula uśmiechnęła się i skinęła głową. Wybiegła z sali tronowej.

Rozdział 16.

Miki otarł pot z czoła Jaya. Westchnął i opłukał chustkę.

Spojrzał na niego i uśmiechnął się.

Wstał i wyjrzał z namiotu. Poprosił ich o rosół i Zuko zaraz mu go przyniósł. Potem chłopak spojrzał niepewnie na Jaya i wyszedł. Miki posadził sobie mężczyznę w ramionach i poił go rosołem. Blondyn nic nie mówił. Słyszał o takich zaklęciach. Kim była ta osoba, która w ten brutalny sposób pokazała mu, że chce go na własność. Czyżby Ozai? Zaraz jednak odrzucił taką myśl. To jego szwagier, nie zrobiłby tego.

Miki pomógł mu wyjść z namiotu i usiąść na kłodzie. Jay starał się to robić samodzielnie, ale nie szło ukryć, że sprawia mu to ból.

Spojrzeli na nią zdziwieni. Dziewczyna wyraźnie oceniała ich, wodząc od każdego wzrokiem.

Chcąc nie chcąc podnieśli się i ruszyli zwijać obóz. Miki pomagał im w tym.

Czuwanie nadwątliło jego siły. Do tego myśl, że ktoś zbezcześcił ciało, które tak kochał, denerwowała go.

Spojrzeli w szoku na Zuko. Ten wciąż szedł z nosem wycelowanym w niebo.

Zamarli. Jay chciał się odezwać, ale Sokka uciszył go. Po chwili z innej trasy usłyszeli kroki. Katara podeszła do krawędzi i spojrzała w dół. Zaraz się cofnęła.

Szybko pobiegli w stronę wyjścia z ścieżki górskiej. Na szczęście, by minąć górę trzeba było przejść pod wielką skałą a potem nad nią, co dawało dwa okrążenia góry. Oni byli przy końcu drugiego, Azula zaczynała wędrówkę. Dało to im troszkę czasu. Wkrótce zbiegli z góry i dopadli do łodzi. Zdążyli wsiąść i ta ruszyła.

Katara podała mu monety i usadzili Jaya.

Zaśmiali się. Przewoźnik nic nie powiedział, ale słuchając o wyczynach dziewczyny w domu, coraz mniej wierzył, że oszukał go. Skoro to jej brat, to dlaczego ucieka? Porachunki o władzę? Czy może skrzywdziła przyjaciela chłopaka i ten mu pomaga?

Nie było widać brzegów.

Chwilkę naradzali się. Jednak w końcu z wahaniem zgodzili się.

Rozdział 17.

Jay obrócił się na szerokim hamaku i zamruczał. Miki spojrzał na niego. Odkąd tu przybyli Jay zjadł i zaraz zasnął. Reszta również poszła w jego ślady. Zuko kazał mu odespać czuwanie. Miał w tym sporo racji. Teraz, gdy wstał, zauważył, że Aang i Zuko czuwali na zmianę.

Rozmowę przerwał jęk Jaya. Miki zaraz przypadł do niego. Zaczął mamrotać formułę magiczną. Wkrótce blondyn uspokoił się i otworzył oczy.

Mężczyzna przytulił go.

Miki skinął głową. Pobudził resztę i wyjaśnił co się dzieje. Zuko spojrzał zmartwiony na Jaya.

Wkroczyli do miasta i ludzie spojrzeli na nich ciekawie. Uzupełnili zapasy żywności i ubrań. Zjedli również obiad w gospodzie. Wrócili zmordowani ale zadowoleni. Przepakowali się i po krótkim odpoczynku pożegnali się z gospodarzem i ruszyli przed siebie.

Ten wzruszył ramionami. Nie wiedział. W końcu zależało to od humoru pustelnika. Nie przepadał za tą osobą. Była dziwna, wręcz niebezpieczna. Gdyby nie szczęście Zuko i Jaya, nie wracałby tam. Ale teraz wkroczył na pustynie, od razu gotując się w spodniach. Sądząc po jękach za nim, młodzi czuli to samo. Jedynie Jay szedł pewnie. Ale to akurat rozumiał. Oddalali się od zagrożenia.

***

Łup! Jay i reszta śmiali się, gdy Miki wylądował w piasku.

Pustelnik podszedł do blondyna i spojrzał na niego smutno.

Miki i reszta zamarła. Jay słowem się nie odezwał, tylko podszedł do ławki i usiadł w niej. Zakrył twarz. Więc to już koniec? Skończy w niewoli? Nie chciał tego, ale najwidoczniej tak będzie. Poczuł, jak Miki obejmuje go.

Zaśmiał się z miny rudowłosego i wyprostował. Ten przywalił mu w głowę i zaczął przed nim uciekać. Młodzi siedzieli i rozmawiali z przyjaciółką. Dobrze znali Toph i wiedzieli, do czego jest zdolna. Pustelnik wpatrywał się w niebo. Wieczorem zjedli kolację i słuchali jego opowieści. Oczywiście Jay już spał. Miki siedział przy nim i obserwował go. Nikt nie umiał oduczyć zasypiania blondyna o tej konkretnej godzinie. Wkrótce reszta również porozkładała się spać. Wówczas Miki poczuł, jak blondyn wstaje. Poszedł zaraz za nim. Jay załatwił potrzebę fizjologiczną i siedział niedaleko na skale. Usiadł obok, co sprawiło, że Jay zadrżał.

Miki westchnął. Bał się tej rozmowy. Ale wiedział, że prędzej czy później ona nastąpi. Zsunął się ze skałki i uklęknął przed nim.

Jay zarumienił się i pochylił do przodu. Pocałował go czule.

Jay skinął głową. Razem wrócili do obozu.

Rozdział 18.

Azula siedziała na łodzi przewodnika. Wściekała się na przypływ. Dopiero teraz przewoźnik zdołał wrócić do nich na brzeg. Płynęli powoli, bo wzburzone fale trzepały łodzią na każdą stronę. W końcu, po kilku godzinach dotarli do wioski i wyszła na brzeg. Od razu ruszyła do gospody. Wkroczyła tam niczym chmura gradowa i każdy zaraz zwiał, poza właścicielem. Pokazała mu zdjęcia.

Rzuciła mu parę monet i wyszła, ruszając z grupą na pustynie. Wędrowali tak ledwie godzinę, gdy dopadła ich noc. Rozbili obóz. Azula w swoim namiocie wyjęła zwierciadło i skontaktowała się z ojcem.

Ozai uśmiechnął się, zachwycony nowiną. Chwilkę podumał.

Azula skinęła głową i przerwała połączenie. Położyła się i zaczęła rozmyślać. Dlaczego Jay musi być żywy? Jeśli tak bardzo chciał odrodzić matkę, czemu nie użył jej czy Zuko? Nagle usiadła. Wszystko zrozumiała. To nie jej matkę kochał. Poślubił ją, by mieć blisko Jaya. Przygryzła wargę. Potem jednak położyła się. Poczeka na rozwój wypadków.

***

Słońce stało już wysoko na niebie, gdy opuścili pustynie. I to tylko dlatego, że Azula kazała wyruszyć jeszcze przed świtem. Zatrzymali się przy skałach i zobaczyli po drugiej stronie dolinki dym. Więc to tutaj. Poderwała głowę i nakazała otoczyć ich. Teraz nie mogła zawieść. Ta misja była bardzo ważna. Podeszła spokojnie do domku. Widziała pustelnika, ale nie było innych osób.

Weszła niepewnie i usiadła naprzeciwko. Napiła się herbaty malinowej, wciąż go obserwując.

Azula skrzywiła się. Rozkazała wziąć go na tortury. Sama zastanawiała się nad słowami starca. Potem zacisnęła wargi.

Obserwowała jak podpalają dom, po czym skierowała się w stronę pasma górskiego.

Żołnierze uspokoili się i zaczęli śpiewać. Azula jakiś czas szła z nimi. Cały czas myślała. Pustelnik widział przyszłość i martwił się o Jaya. A co z resztą?

Ci zamrugali zaskoczeni i zamilkli. Dopiero po chwili blondyn odezwał się.

Azula podrapała się po brodzie. Potem spojrzała na resztę, która potwierdziła słowa blondyna. Usiadła na skałach.

Azula i reszta spojrzała na niego zdziwiona.

Wstali i ruszyli w dalszą drogę. Nie, nie chciała zdradzać klanu. To tylko ostrożność. Brat jak nic zaatakuje ojca, jak skrzywdzi jego wybranka. Jay zawsze wyposażał ją w leki na każdą misję i mimo powszechnej nienawiści, brała je ze sobą. Nieraz ratowało to jej ludzi. Musi ustalić, gdzie jest pokój, w którym ojciec uwięzi blondyna. Spojrzała na ogromne góry. Przeszukanie ich zajmie dużo czasu. Ma okazję ustalić własny plan działania i wydusić troszkę informacji z ojca. Ruszyła jeszcze szybciej, widząc nadciągające chmury. Według mapy są tam jaskinie i zdążą się schronić. Żołnierze ruszyli za nią.

Poprawili plecaki i ruszyli biegiem. Czekał ich trzymilowy bieg z obciążeniem, ale przywykli. W ostatniej chwili schowali się przed deszczem.

Podeszła do dawnego ogniska. Bez problemu poznała zapach ziół. Doba. Tyle byli przed nimi.

Rozdział 19.

Jay oderwał się od ust Mikiego.

Młodzi zaśmiali się. Takie pobudki w wykonaniu Mikiego stały się już normą. Jay objął rudowłosego i zachichotał mu w obojczyk.

Roześmiali się i wstali. Życząc im miłych igraszek zniknęli w skupisku drzewek, szumnie nazwanych lasem. Tam usiedli na trafie i zaczęli grać w karty.

Usłyszeli jeszcze jakieś mamrotanie, przechodzące w jęki.

Katara i Sokka zakrztusili się śliną.

Pochylił się i pocałował Zuko. Ten odwzajemnił się z pasją.

Podnieśli się niechętnie, stwierdzając, że całkiem przemokli. Wrócili do obozu, gdzie zadowolony Miki piekł zająca a Jay leżał pod kocem, będąc całkowicie w rozsypce. Aang i Zuko wtulili się w blondyna ze śmiechem.

Zuko zaraz zarył wujka.

Jay przewrócił oczami i zaczął się ubierać pod kocem. Potem dołączył już do reszty.

Potem z kwadrans jej się odbijało. Reszta spakowała się i ruszyli.

Tamta dwójka westchnęła niczym udręczone matrony, ale wtulili się w płaszcze. Sokka przewrócił oczami i przyspieszył. Po chwili zamrugał.

Podeszli i spojrzeli w dolinę, którą wczoraj mijali. Widać było dym z ugaszonego ogniska.

Po chwili już biegli. Miki zaś unosił się w powietrzu. Jeśli miał udawać martwego, nie powinien zostawiać śladów. W końcu dotarli do groty. Okazała się nią podłużna jaskinia, z dwóch stron mająca wejście. Toph podeszła do lewej ściany i przesuwała tam dłonią. Nagle jej ręka zniknęła i dziewczyna weszła do środka. Za nią wkroczyła reszta a ściana za nimi zamieniła się w kamień.

Podeszli do napisu. Rzeczywiście, ostrzegał by uważać na swój oddech. Powoli ruszyli w głąb tunelu. Jay i Zuko przyświecali im ogniem. Nie uszli więcej niż sto kroków, jak ostrzelały ich strzały ukryte w ścianie. Aang zdołał zatrzymać je powietrzem przed nimi.

Tym razem rozglądali się dookoła. Ale przez większość trasy nigdzie nie było pułapki. Pchnęli więc drzwi i zbledli.

Zakamuflował się i uniósł. Sokka i Katara ruszyli do drugiego wejścia. Aang i Zuko wzruszyli ramionami i wkroczyli w ostatnie przejście, które zniknęło.

Złapali się za ręce i pobiegli.

***

Duchy obserwowały obu chłopców.

Duchy złączyły siły i zastawiły im niespodziewaną pułapkę. Chwilę potem przed nimi zjawił się Zuko. Obserwował ich przestraszony.

Zuko oparł się o ściankę więzienia. Nie on jest celem? Czyli chcą skrzywdzić Aanga? Dlaczego? Przecież ten gamoń przyjdzie w tę pułapkę jak nic. Po chwili zobaczył, jak przed nim zjawia się taca z owocami i herbatą owocową.

Położył dłoń na jego twarzy i Zuko zobaczył złote światło. Po chwili zapiekła go dawna rana, ale siedział posłusznie. Wolał nie pyskować. To w końcu duch tej świątyni.

Odszedł od niego do reszty a Zuko zabrał się za herbatę.

Rozdział 20.

Aang skręcił w kolejny korytarz i powietrzem rozgromił wodę i pułapki. Odkąd to dziwne coś zabrało mu Zuko, nie myślał przytomnie. To już prawie dwie godziny! Czy jego kochanek wciąż żyje? W końcu wpadł niczym huragan przez drzwi.

Aang spojrzał przed siebie. Obserwowało go około trzydzieści duchów. Za nimi widział uwięzionego Zuko, jedzącego jabłko. Odetchnął spokojnie. Jeszcze żył, co znaczyło, że miał jak go uwolnić. Szatyn spojrzał właśnie na niego i Aang aż się zachłysnął. Nie miał blizny. Minął duchy i podbiegł do kryształu.

Kryształ nagle zniknął i Zuko wpadł w jego ramiona. Przytulił się i westchnął zadowolony. Potem spojrzał na duchy.

Aang uśmiechnął się do niego. To akurat od razu zobaczył. Uważał, że Zuko jest jeszcze piękniejszy bez tej blizny. Powoli zbliżył się i musnął ustami zdrową już skórę. Zuko zarumienił się i splótł palce z jego palcami. Duchy uśmiechnęły się. Pokazali im stół z jedzeniem i usiedli przy nim. Młodzi obserwowali ich, jak jedli.

Pytania Aanga zaskoczyło wszystkich. Zuko po chwili zrozumiał.

Teraz to młodzi zbaranieli. Jay był wnukiem Awatara?!

Opowiedzieli im więc wszystko, od początku do końca. Zuko z krótkim wahaniem wydał im również, co się stało podczas podróży. Duchy poważniały coraz bardziej.

Podniósł się i ruszył za szatynem. Wkroczyli do małej komnaty. Duch wskazał mu zwój i Aang złapał go. Otworzył, czytając notatki. Potem - blady - spojrzał na ducha.

Aang zaczął studiować zaklęcie. Nie miał wyjścia. Jay wiele dla nich znaczył. Kiedy wyuczył się, odłożył zwój w magię i wrócili. Zuko grał z dziadkiem w karty. Na jego widok poderwał się. Podbiegł do niego.

Podeszli do drzwi i pożegnali, jakby nie patrzeć, sympatyczne duchy. Potem otworzyli wrota i zassało ich powietrze. Niemal minutę później wylądowali wraz z resztą na podłożu, za przejściem. Zuko potarł ukradkiem tyłek.

Aang rozejrzał się. Reszta leżała przy nich, ale chyba położyli ich delikatnie. Wstał i zbladł. Zobaczył teraz cień.

Szatyn spojrzał gdzie on i zbladł. Jego siostra. Teraz stała na skale, obserwując ich. Rozejrzał się i zobaczył resztę ich ludzi. Mikiego nie było, ale po chwili poczuł niewidzialną dłoń, ściskającą mu ramię. Więc był z nimi, ale niewidoczny. Wstał i spojrzał na siostrę. Aang stanął koło niego.

Tymczasem Azula obserwowała ich. Nie musiała udawać, że nie wie, kim jest ten chłopak. To on przyprowadził Jaya, gdy wrócił Zuko. Więc tamto też było ukartowane, by ratować tę dwójkę. Spojrzała na Katarę i Sokkę. Chłopak osłaniał swoim ciałem dziewczynę. Poczuła ukłucie zazdrości. Jej nikt tak nie osłaniał, nikt z rodziny.

Na nic zdał się opór Aanga i Zuko. Żaden z nich nie użył magii, więc po chwili siedzieli ze związanymi rękoma. Azula obrzuciła jeńców spojrzeniem i skontaktowała się z ojcem.

Ozai wyprostował się. Cóż za wiadomość.

Podała mu dokładne współrzędne. Potem wskazała nieprzytomnego blondyna, przy świeżo zebranych koszach ziół.

Zanim zdołali cokolwiek zrobić, Ozai uniósł dłoń i nagle ogień otoczył Jaya. Blondyn uniósł się i zniknął… pojawiając się w ramionach Ozai. Ten rozłączył się po chwili. Azula wymieniła spojrzenie ze swoimi ludźmi. Część wzięła nieprzytomne osoby na ręce a reszta ruszyła, pilnując przytomnych jeńców.

Miki zadrżał, ale potulnie ruszył za nią.

Rozdział 21.

Ozai otworzył drzwi i podszedł do łóżka. Ułożył na nim blondyna i spojrzał na niego.

Potem wpuścił służbę, polecając jej umyć Jaya i przebrać w konkretne ubranie. Sam siedział w fotelu, czekając na medyka, który oceni, jak długo blondyn będzie spał. Po trzydziestu minutach służba ułożyła Jaya na łóżku. Potem odeszli. W drzwiach minęli się z medykiem. Ten skinął władcy i zbadał blondyna. Potem podszedł do niego i ukłonił mu się.

Medyk wyszedł z pomieszczenia. Władca spojrzał na Jaya. Potem wstał i wyszedł z pomieszczenia. Wróci pod wieczór.

***

Zuko skrzywił się, gdy przewoźnik przeprawiał ich na drugi brzeg. On nie był głupi, widział, jak go ponaglali. Nawet więźniowie. Ten blondyn i rudy musieli zostać przesłani magią. Zatrzymał łódź na przystani i wyszli z niej. Czekały już na nich konie. Dosiedli ich i ruszyli, nie bacząc, że zapadał zmrok.

Spojrzała w stronę, gdzie był zamek. Przez ten czas Ozai miał tyle możliwości, by wywieźć Jaya. Przygryzła wargę.

Tu reszta zgodziła się z nim. Na pewno nie wywiózłby go, bo nie widywaliby się za często. A Ozai niemal codziennie siedział w tej wieży. Miał tam bibliotekę a w najniższym pomieszczeniu gabinet. Nie wiedzieli co jest wyżej. Sądząc po zapachach było też laboratorium, sypialnia władcy i prywatna biblioteka. Powoli jechali do domu. Zuko bał się o Aanga, ale nie krzywdzili ani jego, ani tamtej dwójki. Wyraźnie ich pilnowali, ale bez zaczepek. Aang posłał mu tęskne spojrzenie i całusa a on odpowiedział tym samym. Oczywiście Azula musiała to zauważyć, ale nic nie mówiła.

***

Ozai spojrzał na posiłek. Oczywiście był lekkostrawny. Ujął tace i ruszył z gabinetu na wyższe piętra. W końcu wszedł do pokoju i postawił tacę na stoliku. Potem zamknął drzwi na klucz i podszedł do Jaya. Zauważył błękitne oko między włosami. Delikatnie odgarnął kosmyki i spojrzał w senne oczy. Niedawno musiał się obudzić i nie rozumie, gdzie jest.

Widział, jak blondyn zadrżał. Ich ród znał dwanaście zakazanych technik. Siódma oznaczała przenosiny do rzucającego zaklęcie. Oczywiście Jay słyszał o tych technikach i znał ogólne znaczenie nich. Teraz spojrzał na niego niepewnie.

Ozai stropił się. Chyba rzeczywiście przesadził. Już wcześniej widział rozdrapane ramiona. Musiało to być wywołane cierpieniem, jakie mu zaserwował.

Niemal czuł satysfakcje na widok tego nerwowego drgnięcia. Przesunął dłonią po jego ciele i ścisnął mu pośladek przez szatkę. Nie poczuł nawet szarpnięcia, tylko drżenie. Jay bardzo się go bał. Spojrzał na niego i cofnął dłoń.

Założył mu obrożę z łańcuchem i uwolnił ręce. Potem podał mu tace.

Jay obserwował go, jak wychodzi. Potem spojrzał na tacę i z wahaniem złapał za chleb. Miki kazał mu być uległym. I zrobi to. Oni wciąż byli wolni. Uratują go. To tylko kilka dni. Zaczął jeść posiłek. Był już przy końcu, gdy wrócił Ozai. Ale nie przeszkadzał mu. Usiadł w fotelu i tylko go obserwował. Był mu za to wdzięczny. Wolał jeść spokojnie, nawet jeślim wiedział, co go spotka po wszystkim. W końcu wypił resztki herbaty i odsunął pustą tacę. Ozai podszedł leniwie i odstawił ją na stół. Gdy wrócił i usiadł przy nim, Jay spojrzał na niego.

To jedno pytanie zmieszało Ozai.

Jay pokręcił przecząco głową.

Ozai przesunął palcami od jego skroni do brody, unosząc ją. Potem przyciągnął go do siebie i pocałował zachłannie. Poczuł zaciśnięte usta i zacmokał.

Widział, jak blondyn zamyka przerażone oczy. Trudno, tego i tak z początku nie polubi. Znów go pocałował, tym razem wdzierając się językiem w usta Jaya. Dłońmi zaś zjechał na koszulę i zsunął ją z niego. Specjalnie kazał go tak ubrać. W luźną koszulę do połowy ud i nic więcej, nie licząc cieniutkich pończoch. Taki mały fetysz. Teraz zostawił zbolałe wargi i zsunął się ustami na szyję. Powoli lizał ją i skubał zębami.

Oczywiście wystraszony Jay nie od razu zrozumiał, co on chce. Dopiero po blisko kwadransie poruszył się i z wahaniem odwrócił. Ozai uśmiechnął się dobrotliwie. Powoli przesunął palcami po jego kręgosłupie.

Jay przeklął w duszy. Zapomniał, że ten drań ma dobry słuch. Po chwili czuł jego usta na swoim ciele. Ozai powoli zniżał się do bioder blondyna. Delikatnie gładził mu pośladki, co rusz wsuwając palce między nie i pocierając mu wejście. Co prawda wszelkie jego instynkty rwały się, by od razu zanurzyć się w blondynie, ale hamował się. Jay był uległy. Nie chciał zawieść go, bo wówczas byłyby niepotrzebne walki, musiałby brać go siłą a to niechybnie wywołałoby obrażenia wewnętrzne. W końcu uznał, że czas przejść do sedna. Palcami rozchylił obie półkule i zaczął pieścić ustami wejście. Mocno wsuwał swój język do środka, przygryzając lekko skórę przy wejściu. Czuł drżenie blondyna, ale nie przejął się tym. Wysunął język i zanurzył w nim od razu trzy palce. Jay wygiął się z sykiem.

Blondyn wtulił się w poduszkę. To tylko kilka dni… Potem Miki go ocali. Poczuł, jak Ozai cofa palce i zmusza go do uklęknięcia i wypięcia się. Bezwolnie zacisnął dłonie. Ale nic się nie stało.

Nie był głupcem, widział tę reakcję. Teraz czekał, aż Jay się rozluźni. W końcu to się stało. Kilka razy poruszył dłonią na sączącym się członku i w końcu wszedł w niego. Tym razem nie czekał i nie wchodził stopniowo. Zagłębił się jednym, ostrym pchnięciem i teraz poczuł się jak w raju. Powoli cofnął się niemal do końca i ponownie pchnął. Nie zważał na syki bólu.

Ozai puścił mu włosy i złapał go za biodra. Teraz zaczął przyspieszać. Wchodził w niego do samego końca, nie zwracając uwagi na to, że ma sporego i musi sprawiać mu ból. Liczyła się tylko przyjemność. W pewnej chwili objął Jaya i uniósł go do góry. Usiadł z nim na sobie i zmuszał go rękoma do poruszania się na nim.

Ozai zepchnął go na łóżko, rozsuwając mu nogi i przyspieszając. Czuł, że zaraz dojdzie. Jeszcze bardziej przyspieszył, dysząc mu w ucho. Czuł, że łóżko niemal się przesuwa, ale nie zwracał na to uwagi.

Poruszał się jeszcze dobrą minutę. Potem znieruchomiał, ale nie opuszczał jego ciała. Dopiero, gdy Jay zadrżał i zobaczył, że ten ma gęsią skórkę, wyszedł z niego. Otworzył szafeczkę i wyjął małą zabawkę. Wsunął mu ją w tyłek, blokując wypłynięcie spermy. Potem popchnął go na łóżko i podał mu koszulę.

Potem wyszedł, nie oglądając się za siebie.

Rozdział 22.

Azula wjechała do zamku i odesłała więźniów. Tylko Zuko i Aang zostali. Miała sprowadzić ich przed oblicze ojca. Cała podróż zajęła im dwa dni. Teraz szli. Aang był związany, o dziwo Zuko również. Wprowadziła ich do gabinetu ojca. Ten zszedł po chwili. Umył dłonie i usiadł za biurkiem. Spojrzał na syna.

Spojrzeli na niego zdziwieni.

Azula opierała się o ścianę i nic nie mówiła. Oczywiście, brat zaimponował jej swoimi słowami. Wiedziała też, że Miki jest już na górze i szuka Jaya. Tak samo jak dwójka jej ludzi.

Uwielbiał takie naiwne dzieci. W imię miłości poświęcą wszystko. Obserwował teraz Aanga z uśmiechem. Jakby nie patrzeć, jego syn miał gust. Dzieciak był ładny. Teraz też hardo uniósł głowę.

Nawet Azula uniosła brew, pełna podziwu. Jednak dzieciak był odważny. Ozai wstał, marszcząc gniewnie wargi.

Ku ich zdziwieniu atak zablokował Zuko.

Zaskoczony Ozai z trudem zrobił unik.

***

Miki zatrzymał się przed komnatą. To już ostatnia. Najwyżej był pokój Ozai. Delikatnie wleciał do środka. Pokój był ładny. Ale to nie on przyciągnął jego wzrok. Pełno tu było zabawek erotycznych, w tym kilka na stole, świeżo użytych. Minął stół i zobaczył w końcu to, co szukał. Łóżko. Ogromne, jakby na siedem osób. A na nim leżała naga postać. Podleciał i przyjrzał się jej. Powoli zdjął z głowy kocie uszka na opasce. Postać zadrżała.

Delikatnie zbadał go. Poza seksem jednak nie robił mu krzywd.

Jay z trudem uklęknął i wypiął się do niego. Powoli, by nie zrobić mu większych krzywd, zdemontował to magią i usunął. Odrzucił na kraniec łóżka i pomógł wyprostować się blondynowi. Przytulił go.

Podłoga zadrżała od ataku. Jay spojrzał na nią.

Jay wskazał na koszulkę. Ale zrobił przy tym taką minę, że Miki nie pytał. Wziął go na ręce i zabrał do łazienki. Tam magią oczyścił go z nasienia Ozai. Jay z ulgą opłukał usta i zaczął zmywać z siebie koszmar wiezienia. Miki wciąż badał odgłosy z dołu.

Miki wziął go na ręce i wyleciał na korytarz. Najgorsze było to, że musieli uciekać przez biuro Ozai. Nie było innej opcji. Zleciał z nim na dół. Ledwo wyjrzał, by zobaczyć, co się dzieje, jak zobaczył atak pędzący na nich. Jay również go zobaczył i nie opanował się. Krzyknął wystraszony, co zwróciło na nich uwagę. Zaraz schowali się za przewróconą sofą.

Zanim zareagowali, ktoś skoczył do sofy. Była to Azula. Kucnęła przy nim i podała mu menażkę i swój płaszcz. Jay rzucił się na wodę. Potem okrył płaszczem.

Przez to urwały się ataki. Nikt nie chciał go trafić.

Zanim zdołali się zorientować, Ozai został wyrzucony magią na górę. Miki zdjął maskowanie. Podbiegł i wziął go na ręce.

Reszta pobiegła za nim. Na dziedzińcu czekała Katara, Sokka i kilkanaście osób. Na ich widok podnieśli radosny wrzask. Jay zaraz został ubrany przez służbę w cywilne ubranie. Młodzi przytulili ich. Azuli nie było.

Azula wyprowadziła Ozai na zewnątrz. Ten zauważył Jaya z tyłu służby. Blondyn siedział przy służących i pił herbatę, skubiąc jakąś kanapkę. Nie miał ran, był tylko podduszony, o czym świadczyła krwawa pręga po obroży na szyi. Nie dziwił mu się, że zszedł na dół, spanikowany. Sam by tak zrobił, gdyby obudził się tak brutalnie. Nagle Jay spojrzał na niego i cofnął się. Wciąż się go bał. Ozai uśmiechnął się z wyższością.

Uśmiech zbladł lekko, gdy poznał Mikiego. Ten wyszedł naprzeciwko niego.

Jay wpadł na niego. Ten jednak odsunął go stanowczo.

Ale to jego odciągnęli ludzie Azuli.

Blondyn oparł się o kolumnę i skulił pod nią. Nie mógł już ich zrozumieć. Ozai jako napaleniec, wciąż go gwałcący. Miki jak jakiś rycerzyk, broniący honoru swojej „damy”. Azula, która jest spokojna wobec walki? Spojrzał na młodych. Byli spokojni. Widać ten pojedynek był czymś ważnym. Teraz Ozai i Miki wymieniali się ciosami na miecze. O ile pamiętał, Miki nie radził sobie z tym. Tutaj jednak okazało się, że trenował, dla niego.

***

Ozai zacisnął wargi w gniewie. Pojedynek o kogoś nie mógł odbywać się na magię. Ale on przegrywał! Dawno nie walczył a Miki był mniej zmęczony niż on. Wyminął go i uderzył magią, posyłając go w piach.

Jay rzucił się do Mikiego. Ozai postanowił rozerwać wroga na kawałki. Wycelował w niego i zaatakował. Ale atak odbił się w górę, wraz z promieniami światła. Aang rozpromienił się.

Jay, który teraz pomagał wstać Mikiemu, spojrzał w górę. By tam duch blondyna. Teraz wyraźnie był wściekły, aż emitował pioruny. Duch opuścił się pomiędzy Ozai a resztę. Spojrzał na swojego wnuczka. Widział ślady niewoli, gwałtów. Teraz Jay tulił swego zbawcę. Miki zaś wstał z trudem i osłonił blondyna.

Zuko drgnął. Więc taka była cena? Ale to duch…

Ozai uśmiechnął się podle, gdy ten rzucił zaklęcie. Przeniósł do siebie Jaya.

Nawet nie zdołali podbiec. Wybuch odrzucił ich na wszystkie strony. Miki zebrał się w sobie.

Azula wpatrywała się w krater. Potem spojrzała na swoich ludzi. Skinęli sobie głowami. Złapała za Sokkę i wzbiła się magią na mury.

Zniknęła za murami. Zuko wstrzymał pościg. Żołnierze uklęknęli przed nim na kolano.

Aang przyłączył się do ludzi.

Rozdział 23.

Zuko przeglądał papiery. Odkąd objął rządy, minęło już pół roku. Ognie z początku się sprzeciwiali, ale w końcu ustąpili. Podbite kraje odzyskały wolność. Nawiązali z nimi współprace, tym razem dobrowolne. I niebo znów było błękitne. Rośliny, zwierzęta powróciły. W tej chwili siedział przy otwartym oknie i słuchał świergotu ptaków, czytając o zapasach żywności. Drgnął, gdy usłyszał pukanie.

Zuko poruszył się. Miki… Wstał.

Mimo to ruszył na dziedziniec. Miki właśnie wyszedł ze stajni. Wpadł mu w ramiona.

Poprowadził go do jadalni. Tam służba podała im herbatę.

Wkrótce rozmowa zeszła na sprawy kraju. Nie wiedzieli, że istniała jeszcze jedna grupka, której - w przeciwieństwie do Mikiego - poszczęściło się w poszukiwaniach.

***

Kilkunastu wojowników, ukrytych pod zaklęciem niewidzialności, unosiło się za zakapturzoną postacią. Dotarli za nią na cmentarz i wsunęli się do grobowca matki Zuko. To tam było małe przejście, do dalszych grobów.

Wkrótce wkroczyli w tunel, oświetlony blaskiem ognia. Wojownicy przygotowali się. To tutaj. Sześć miesięcy poszukiwań doprowadziło ich do tej chwili. Weszli za nim w krąg światła. Jay leżał na łóżku. Miał obwiązane oczy brudnym, pokrwawionym bandażem.

Azula i reszta zamarła. Ozai podniósł za kark małego kociaka, który zaczął miauczeć.

Ozai podszedł i położył prychającego zwierzaka na kolanach blondyna. Ten zaraz zaczął go głaskać. Kociak mruczał, układając się do drzemki.

Kiełkowała w nim nieśmiała nadzieja. Po tym wybuchu nie miał leku na wzrok. Mógł go wyleczyć tylko Aang. Ale przez to polepszyły mu się inne zmysły. Słyszał więcej oddechów niż swój, Ozai i kota. Znacznie więcej... Ktoś tutaj był, może ratunek? Zwrócił głowę w stronę hałasu. To Ozai przyniósł mu mleko. Kot zeskoczył mu z kolan i zaczął pić z talerza. Jay napił się mleka z butelki.

Ozai uniósł brew. Jay znów się bał i oddawał mu na każde wezwanie. Dzisiaj jednak coś mu się przywidziało. Rano też nie chciał.

Jay cofnął się pod ścianę. Zaraz złapał go i rzucił na pryczę. Zanim jednak zdołał zerwać z niego koszulę, poczuł potworny ból. Zakrztusił się i krew spadła na Jaya.

Jay zadrżał. Dobrze czuł kogoś jeszcze. Azula.

To był Sokka, przyjaciel Zuko. Pomógł mu właśnie wstać i odsunąć mu się. Ozai obrócił się i zobaczył, kto wbił mu w serce miecz.

Azula wstała i podeszła do niego.

Sokka i Azula ujęli go pod ręce. Reszta zabrała drgające zwłoki Ozai i ruszyli na zewnątrz.

Wsiadł na tego samego, co Jay i podał mu tego kota. Ruszyli do zamku Zuko. Streścili mu wszystkie poszukiwania i zdarzenia. Blondyn z każdym słowem odżywał.

Zatrzymali się. Wkrótce pokazała się Toph z oddziałem.

Toph posłała posłańców, a sama ruszyła z nimi.

Powoli wjechali w miasto. Każdy poznał Azulę. Jaya również. Dlatego szli za nimi. Gdy wprowadzili ich za mury, Zuko i Aang już czekali. Jakież było ich zdziwienie, jak zobaczyli wbiegającego Sokkę.

Potem cofnął się do Azuli, opierającej nogę na zwłokach ojca. Przed nimi stał Jay. Blondyn niepewnie wyciągnął dłonie i zaczął iść na ślepo. Miki zaraz przypadł do niego.

Miki wziął go w ramiona i zabrał do Zuko. Ten skinął głową.

Zaraz skrzywili się. Miki zabrał Jaya do siebie. Pomógł mu się umyć i zmienił opatrunek na oczach.

Jay usiadł na sofie. Sprawiał wrażenie pokonanego.

Miki uśmiechnął się. Więc jednak. Azula najpierw pomogła mu a teraz całkiem wybrała ich stronę. Powoli wstał i pomógł ubrać się blondynowi. Potem zaplótł mu włosy w warkocz. Troszkę to trwało, bo miał je skołtunione i zaniedbane. Zeszli do jadalni, gdzie czekała już reszta. Jay nagle zamarł.

Miki nalał mu mleka i dał na talerzyku wątróbki.

Jay przytaknął.

Wywołało to zakrztuszenie się przez wszystkich.

Chłopak nic nie powiedział. Katara zaś wskazywała na tę dwójkę.

Jay zaśmiał się. Aang oddał dziewczynie truskawką.

Zaraz dostał ciastem od Jaya.

Śmiali się wciąż przez cały wieczór. Dopiero późną nocą rozeszli się do pokoi. Jay siedział na tarasie, czekając aż Miki wykąpie się.

Miki chciałby go pieścić, ale wolał poczekać, aż będzie całkiem zdrowy. Dlatego zasnęli, wtuleni w siebie.

Rozdział 24 - epilog.

Zuko siedział i obserwował pojedynek na magię między Aangiem i Katarą. Oboje zawzięcie walczyli już od godziny. On sam siedział na tarasie i obserwował starcie, jak zresztą wiele ogni i mieszkańców zamku. Dlatego drgnął, gdy ktoś zatrzymał się przy nim. Spojrzał w górę.

Usiadła i obserwowała potyczkę.

Ten tylko wzruszył ramionami. Po chwili zachichotał.

Zobaczyła Tam Mikiego i Jaya. Jay ostrożnie poruszał się z opaską na oczach.

Oboje ruszyli do niej. Aang rozcierał właśnie zioła, idąc do pomieszczenia.

Ryknęli śmiechem. Nawet sama dziewczyna śmiała się z tego. Jay nagle pisnął. Zupełnie nie wyczuł, że Aang zaczyna go leczyć. Dlatego odczuł ból.

Zapanowała cisza.

Poczekali, aż Jay odzyska wzrok. W końcu Aang zdjął mu zioła i blondyn otworzył swoje niebieskie oczka. Zaraz zamrugał i w ostatniej chwili powstrzymał się, zanim je potarł. Miki wyprowadził go na zewnątrz. Reszta po chwili również zaczęła wychodzić. Aang podszedł do Zuko, obserwującego gwiazdy, które zaczęły pojawiać się na niebie.

Aang przerwał i trącił go łokciem. Spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył Jaya i Mikiego nad stawem. Rudowłosy zaczepiał blondyna na wszelkie możliwe sposoby. W końcu pocałowali się czule na tle wschodzącego księżyca.

Minął Aanga i pogładził mu tyłek. Ten ruszył za nim do ich sypialni. Znał ten sygnał. I nie martwił się, wszystko było już naprawione...

Koniec.



Wyszukiwarka