06) część 3, twórczość Artura, Czas Feniksa


Mężczyzna wszedł do pobliskiego lasku krokiem pośpiesznym. Odziany był w długi, czarny płaszcz z podwiniętym i zapiętym na jeden guzik mankietem. W ręku trzymał teczkę, z której lekko wystawał plik dokumentów. Podążał cały czas krętą dróżką. Przeszedł obok ponad stuletniego dębu i minąwszy leśną kapliczkę zszedł ze ścieżki. Szedł jeszcze około pięciuset metrów, gdy jego oczom ukazała się mała polana. Do jej środka prowadziły zasadzone w rzędzie krzewy. Tam zaś, w centrum znajdował się kamień w kształcie deltoidu. Wyglądał, jakby wyrastał z ziemi lub wbił się w nią głęboko. Gdy przybysz podszedł bliżej, kamień począł świecić czerwonym światłem. Okolicę spowiła czerwona, dusząca mgła. Głaz począł okrywać się płomienną wstęgą, rozciągającą się od podłoża aż do wierzchołka. Wreszcie na jego czubku rozpalił się płomień, z którego uformowała się twarz.

- Panie - powiedział przybyły człowiek, pochylając twarz.

- Mistrzu gry, zawodzisz mnie - odpowiedziała mu płomienna twarz.

- Ależ panie, zaskoczyli nas. Takiej przebiegłości się nie spodziewaliśmy -

- To zacznijcie - uniósł głos - Nie po to was wysłałem, byście czekali na posunięcia ziemian-

- Tak, Feniksie, oczywiście - skulił twarz ponownie. Stał tak dłuższą chwilę W końcu delikatnie ją podniósł, sięgnąwszy to przyniesionej teczki.

- Jednak są też dobre strony ich wtargnięcia -

- Mianowicie -

- Znamy już tożsamość wszystkich naszych celów. Dotąd wiedzieliśmy niewiele tylko o jednym osobniku. Komandor Necromancer jednak nie będzie naszym największym przeciwnikiem. Cała potęga bastionu skupiona jest wokół jego współpracowników i milionowego, wiernego, oddanego i gotowego poświęcić życie wojska -

- Ich siły nie będą stanowiły problemu -

Mężczyzna wyją z teczki kilka dokumentów.

- Dotarłem do danych każdego z członków dowództwa Bastionu. Komandor Ashia i Komandor Oltiga, dwie utalentowane wojowniczki, General Bulldozer, ostatni z przedstawicieli druidów. Komandor Fayfock, cyborg z ludzkim mózgiem, Lord Darius, specjalista technologiczny, mało użyteczny w walce. Mistrz Nor, przywodziciel mocy, szalenie potężny ale nie potrafi podjąć ryzykownych decyzji - mówił, przeglądając owe dokumenty - zupełna odwrotność Necromancera. Ten pójdzie wszędzie, jeżeli dostrzeże, chociaż cień szansy -

- Dlatego musimy ich unieszkodliwić razem. Twoja w tym głowa -

-Tak, Feniksie - przełknął ślinę, wiedząc, iż ma jeszcze jedna wiadomość, lecz bojąc się ją przekazać - Panie, wynikły pewne komplikacje i w związku z nimi -

- Cóż się stało - zapytała płonąca twarz.

- Skontaktowała się z nimi wygnana z naszego wielkiego narodu osobniczka -

Feniks westchnął. Przeczuwał to, jednak miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.

- W takim razie musimy przyśpieszyć naszą operację - odpowiedział - flota przyśpieszy, a ty szykuj się do inwazji.

- Tak, tak Feniksie - to powiedziawszy ukłonił się i w tej pozycji powoli cofał, a gdy począł się wreszcie odwracać jego śladami podążał ogień, którego źródłem był głaz.

- Ziemią wreszcie zawładnie ogień -

Mężczyzna idąc, pozostawiał za sobą ogień, który zajmował kolejne drzewa i krzewy, zwiastując początek końca planety.

0x01 graphic

- Raz, dwa, trzy, cztery! - pokrzykiwał Necro do swojej młodej uczennicy Zen-Li, opierając się o adamentową ścianę sali treningowej, obserwując jej każdy ruch. Dziewczyna, dla której był to trzeci dzień w Bastionie, ćwiczyła teraz walkę, atakując słomianego manekina za pomocą drewnianego długiego miecza. Wykonywała odpowiednio pchnięcie, młynek, półobrót i cięcie na komendy swojego mistrza. Mijała właśnie druga godzina morderczego treningu. Li nagle przestała wykonywać ataki.

- Mistrzu, proszę wyjaśnij mi, dlaczego mam atakować tego manekina kawałkiem drewna. Przecież mój miecz świetlny już dawno poszatkowałby go -

Necro spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Zdenerwowanie czyni Cię piękniejszą - odpowiedział. Zmieszało to młodą uczennicę, gdyż nie to chciała usłyszeć - Jeżeli nauczysz się walczyć bronią białą, będziesz również potrafiła wałczyć mieczem świetlnym. Pamiętaj, że każda broń może być groźna w odpowiednich rękach -

Li spojrzała na trzymany miecz.

- Uwierz w swoje możliwości, mój drogi padawanie. Pamiętaj, że każdym ciosem ma kierować moc -

Li chwyciła miecz mocniej i ponownie wykonała kombinację ataków. Necro kiwną głową na znak niezadowolenia.

- Już ci dziś mówiłem, źle trzymasz rękojeść -

- Mistrzu! To jest większe niż mój miecz, ja nie potrafię - Necro westchnął słysząc te słowa. Mocno stanął na nogach i wyciągnąwszy rękę przyzwał mocą do siebie miecz trzymany przez Li. Bez trudu wyrwał go z jej ręki.

- Może i jesteś silna mocą- zaczął - jednak nadal nie potrafisz jej zaufać i jej się oddać. To właśnie stanowi twoją słabość i tego muszę cię nauczyć - to mówiąc począł kręcić młynki drewnianym mieczem odwrócony twarzą do młodej uczennicy. Zaczął powoli iść tyłem w stronę manekina. Gdy do niego podszedł błyskawicznie z młynka przeszedł do piruetu i uderzył w manekina. Momentalnie po uderzeniu przyklęknął nieruchomo z wyprostowaną prawą dłonią, w której trzymał miecz. Po chwili wstał i pewnym krokiem podszedł do dziewczyny. Tuz przed nią podrzucił miecz tak, by złapać go za klingę i rękojeść jej podać. W tej samej chwili górna część manekina odpadła od reszty i uderzyła w podłogę sali treningowej. Zen-Li nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Spojrzała głęboko w oczy Necra, który delikatnie się do niej uśmiechał. Dziewczyna nie wiedziała, co ma powiedzieć.

- Tak kochana, właśnie o to mi chodziło - powiedział do niej.

- Mistrzu ? - zapytała, nie wiedzą o co mu chodzi.

- Wreszcie zaczynasz wierzyć w to, co mówię - odpowiedział - że to jest możliwe i że możesz tego dokonać -

Li spojrzała na klingę miecza. Nie było na niej żadnego śladu pęknięcia czy uszkodzenia.

Nagle odezwał się komunikator, który Necro miał przypięty do swojego stroju na lewym barku. Wcisnął go delikatnie.

- Tak -

- Komandorze - usłyszał głos jednej z pielęgniarek - pacjent się obudził -

- Dziękuję, zaraz tam będę - po tych słowach zakończył rozmowę

- Chodźmy -zwrócił się do Li - osiągnąłem to, co zamierzałem na dziś -

Li oparła miecz o manekina i podążyła w stronę grodza wyjściowego. Oboje szli do platformy transportowej.

- Mistrzu - rozpoczęła - dlaczego tak nagle zabraliśmy z ulicy tego mężczyznę, którego spotkałeś -

Necromancer westchnął. Wszedł na platformę transportową i poczekawszy na Zen-Li zamknął bramkę i polecił przemieścić się na poziom szpitalny.

Dziewczyna przez całą drogę patrzyła na niego, oczekując odpowiedzi. Gdy dojechali i wysiedli Necro szybko poszedł do wejścia do kliniki. Tuż przed nim zatrzymał się. Spojrzał na swoją uczennicę przez prawe ramię.

- Bo ja go zabiłem -

- Słucham - powiedziała ze zdziwieniem. Necro tylko westchnął i wszedł na teren pomieszczeń szpitalnych.

Był to kompleks kilkudziesięciu izb, z której każda była przystosowana do przeprowadzania najbardziej skomplikowanych zabiegów operacyjnych. Wszystkie były otoczone dźwiękoszczelnymi barierami, które w każdej chwili mogły stać się półprzeźroczyste, a w razie ataku zapewnić niezbędną ochronę pacjentom i personelowi. Do każdej prowadziło osobne, rozsuwane wejście. Właśnie przed takim wejściem, przy Sali numer 2 stali wszyscy obecni w tym momencie w Bastionie. Nor, Fayfock, Ashia, Oltiga Bulik i przybyły do nich Necro ze swoja uczennicą. Chwycił on spiętą dokumentację lekarską i począł przeglądać. Na sekundę rzucił okiem na salę. Wewnątrz nerwowo chodził Mentix. Był zmieszany, zdenerwowany i lekko przestraszony. Raz po raz podchodził do przeźroczystych ścian i uderzał pięścią krzycząc, by go wypuszczono.

- Czy to jest pewne ?- zapytał Necro.

Wszyscy spojrzeli na niego.

- Tak, badania DNA i odczyt z zamazanej części pamięci nie kłamią - odpowiedział Nor.

- Bosko - westchnął Necro - nie ma na co czekać - dodał po chwili i rzucając dokumenty na pobliski stolik podszedł do drzwi. Na cyfrowym zamku wpisał kod otwierający. Wszedł do pomieszczenia, a za nim wszyscy inni. Mentix przeraził się bardziej i cofnął o kilka kroków. Wewnątrz jego sali znajdował się stół operacyjny, szafka z narzędziami, specjalne krzesło do zabiegów wykonywanych na mózgu oraz stolik, dwa krzesła i podstawowy węzeł sanitarny.

Necro podniósł lekko głowę ku górze. Wydmuchał powietrze. Zawsze tak robił, gdy się denerwował. Zebrał się wreszcie w sobie, i począł mówić.

- Witaj. Nazywam się Necromancer, jestem rycerzem Jedi i muszę z Tobą o kilku sprawach porozmawiać przyjacielu -

- Przyjacielu !- krzyknął Mentix - dlaczego mnie tutaj trzymasz! Zaskarżę was, Jedi! Koniec z waszą impertynencją -

Necro słuchał tego ze spuszczoną głową. Dziwiło to jego przyjaciół, bo nie przypominali sobie podobnej sytuacji. Po kilku minutach, gdy obelgi ustały, Necro kontynuował.

- Masz prawo do wściekłości, ale proszę wysłuchaj nas i tego, co mamy do powiedzenia. Proszę - po tych słowach spojrzał na Mentixa. Ten drugi poczuł się dziwnie, jakby znał skądś ten wzrok, ten głos. Usiadł na pobliskie krzesło i kiwnął głową, zgadzając się.

- To może być szok dla Ciebie, ale to, co znasz i uważasz za pewnik w twoim życiu, tak naprawdę jest fikcją. - Mentix spojrzał na niego dziwnie - cztery lata temu zostałeś uprowadzony przez grupę Sithów. Jeden z nich, używając nieznanej nam technologii przybrał twoja postać i podszył się pod ciebie, czyniąc wiele zła. Nie wiem, dlaczego cię nie zabili, uciekłeś lub cię wypuszczono z wymazana pamięcią. Od tego czasu żyłeś w nowym, sztucznym świecie. - przerwał na chwilę by spojrzeć w oczy dawnego przyjaciela, który teraz go nie rozpoznawał - Udało nam się odzyskać część zamazanych wspomnień, które potwierdzają twoja prawdziwą tożsamość. Badania DNA tylko utwierdzają ich wyniki.-

Mentix wstał.

- Więc kim jestem naprawdę ? - zapytał

- Jesteś jednym z nas - odpowiedział mu Nor - zwiesz się Mentix, mistrz zakonu Rycerzy Jedi. -

- To niemożliwe, ja nie potrafię -

- Możemy ci pomóc - przerwał mu Necro - Jeżeli się zgodzisz, podejmiemy próbę przywrócenia zamazanej pamięci -

- Jak to możliwe, a co z moim życiem -

- Twoje miejsce jest tutaj, pośród nas, broniąc i dbając o Ziemię - odparł Fayfock.

- Decyzja należy tylko do ciebie - dodał Necro - jeżeli chcesz to w tym momencie opuścisz to miejsce i nigdy więcej się nie spotkamy. Natomiast jeśli podejmiesz ryzyko poznania prawdy, pomożemy ci.-

Mentix ponownie usiadł. Necro cofnął się dwa kroki w stronę Li. Ta szepnęła mu coś do ucha. Jedi delikatnie skinął głową.

- Dajcie mi czas do namysłu - odpowiedział Mentix. Nor przytaknął i dał ręką sygnał do opuszczenia pomieszczenia.

W centrum dowodzenia panował spokój. Wszyscy przeszli tutaj zostawiając Mentixa sam na sam z jego myślami. Byli mu to winni ze względu na zbyt łatwy sposób, w jaki zaakceptowali jego domniemaną zdradę. Wtenczas wydawało się im to oczywiste, choć w głębi serca nie mogli w to uwierzyć. Teraz jednak stał znowu przed nimi, cały i zdrowy, żywy. Najbardziej sumienie gryzło Necra. To on zabił Menitxa, a tak przynajmniej myślał. Stał teraz tyłem do wszystkich, opierając górne czoło o szybę centrum dowodzenia, spoglądając od niechcenia na pusty, lekko oświetlony hangar. Obok niego, na krześle spoczęła Zen-Li. Pomimo, że nie rozumiała tego co się dzieje chciała być pewnym oparciem dla swego nowego mistrza. Kilka metrów dalej przy stole wojennym przysiedli Fayfock i Nor. Również ich sumienia nie dawały im spokoju. Dziewczyny wyszły, nie chcąc uczestniczyć w tej smutnej chwili. Nagle, na konsoli telekomunikacyjnej zabłysło niebieskie światełko, które po kilku sekundach poczęło mrugać. Pierwsza zauważyła to Li.

- Mistrzu - powiedziała do Necra. Ten jednak nie ruszył się nawet. Li spróbowała ponownie. Ten oderwał się od szyby i spojrzał na konsolę. Podszedł do niech, choć w gruncie rzeczy nie chciał tego robić.

- Komandor Necromancer - rzekł.

- Komandorze - odezwał się męski głos - agent Jones, FBI. Prosimy o spotkanie w tym samym miejscu, co ostatnio. Kiedy może się pan zjawić -

- Do pół godziny - odpowiedział, wzdychając.

- Będziemy czekać - rozmowa się urwała.

Necro odchylił głowę do tyłu, wzdychając głośno. Stał w takiej pozycji parędziesiąt sekund, poi czym podszedł do Fayfocka.

- Jadę na spotkanie, informujcie mnie na bieżąco -

Komandor przytaknął mu kiwnięciem głowy.

- Chodźmy moja uczennico - powiedział do Zen-Li wychodząc. Dziewczyna poderwała się natychmiast i dołączyła do niego. Razem weszli na transporter i wjechali na najwyższy poziom, garaży samochodowych, by udać się do Audi Necromancera.

Chwilę po odejściu tej dwójki grodzie centrum dowodzenia otworzyło się. Stanął w nim Mentix. Spojrzał na będących w środku.

- Pomóżcie mi - powiedział. Nor wstał natychmiast a Fayfock poderwał wzrok. Przywodziciel uśmiechnął się serdecznie, podszedł do Mentixa i uchwycił go za lewe ramię. Obaj wyszli a chwile po nich Fayfock. Przeszli ponownie do sali, w której leżał były rycerz. Nor podszedł do wschodniej ściany, na której znajdował się panel kontrolny. Wcisnął przycisk z napisem „terapia głowy”. Na środek przeleciał specjalny fotel, który dotąd miał miejsce w kącie. Mały silnik grawitacyjny utrzymywał go w odpowiedniej pozycji. Nor wskazał ręką Mentixowi, by siadł. Tak też uczynił. Następnie podszedł do szafki z medykamentami. Wybrał z niej jeden z zastrzyków z jasno-zieloną substancją wewnątrz. Wrócił do siedzącego i podał mu ją dożylnie. Chwycił nieopodal leżący kask z setkami małych kabelków, które z kolei podłączone były do sporych rozmiarów maszyny, stojącej za łóżkiem.

- Procedura wygląda tak - mówił założywszy Mentixowi kask - podejmiemy próbę przywrócenia sprawności tej części mózgu, w której znajdują się twoje wspomnienia. Podałem ci środki przeciwbólowe. Zaczną działać za kilka chwil. -

- To będzie bolało ? - zapytał.

- Tak - odpowiedział mu Nor - będzie. - po tych słowach wyszedł z sali i stanął przy Fayfocku. Teraz obaj obserwowali wnętrze. Mentix siedział bardzo spokojnie. Starał się zrelaksować. Powoli jedna zaczął odczuwać ból głowy. Stawał się on coraz silniejszy, jakby poczynając do wkłucia małej igiełki, poprzez rozszerzanie rany nożem, na waleniu młotem pneumatycznym kończąc. Wyciszył się i odetchnął głęboko. Głowę oparł. Nagle gwałtownie się poderwał, szeroko otwierając oczy.

***

Audi komandora Necromancera zatrzymało się w starej dzielnicy przemysłowej pobliskiego miasta. Budynki tam stojące były w gruncie rzeczy ruinami fabryk, magazynów czy zabudowań gospodarczych, bez okien, bram i z częściowo zniszczonymi murami. Gdzieniegdzie zobaczyć można było wraki samochodów czy też pozostałości poprodukcyjne. Wśród momentami gęsto rosnącej trawy walały się zniszczone narzędzia, wiadra, fragmenty drutów czy rozmontowane elementy trakcji elektrycznej. Wśród tego krajobrazu agenci federalni ustanowili miejsce spotkania z rycerzami Jedi. W jednym z jeszcze trzymających pion budynków, na drugim z czterech pięter, systematycznie spotykali się z Necromancerem, by obie strony wymieniały się wiadomościami. Przed tymże budynkiem zatrzymał się Necro. Li wyszył pierwsza z samochodu, rozejrzała się po okolicy. Jeszcze nigdy dziewczyna nie widziała czegoś podobnego. Całą młodość spędziła na Coruscant gdzie część przemysłowa jest oddzielona od części zamieszkałej przez różne rasy. Większość czasu w świątyni Jedi przeznaczała na studiowanie i początkowe nauki a głównymi szlakami była droga do senatu lub, od czasu do czasu, do dzielnicy rozrywkowej. Spojrzała na mistrza, który właśnie wysiadł.

- Mistrzu, czy to normalnie na Ziemi ? - zapytała

- Tak -odparł - rasa ludzka ma ogromne zamiłowanie do dwóch rzeczy. Tworzenia piękna z niczego oraz obracania tego piękna w niebyt. - Stanął przy niej - Widzisz, moja droga uczennico, ludzie nie mają zakodowanego poszanowania tego, co zostało im dane. -

- Mówisz tak o swojej rasie - zauważyła.

- Czyż mam kłamać tylko dlatego, że jestem człowiekiem ? - zapytał patrząc jej głęboko w oczy. Jego spojrzenie przekonało Li o jego szczerości.

- Chodźmy - dodał po chwili - czekają na nas -

- Nie zabierzesz broni ? - zapytała.

- Mam miecze - odparł nie zatrzymując się.

- Ale nie czujesz tego wszystkiego mistrzu - kontynuowała. Necro zatrzymał się usłyszawszy to. Widział, że w Li moc jest silna i takich znaków nie mógł zlekceważyć. Wrócił do niej, stanął tuz przed i delikatnie chwyciwszy ją za ramię, mówił.

- Powiedz mi Li, co wyczuwasz -

Młoda Jedi skupiła się. Delikatnie przymknęła oczy. Była cały czas obserwowana przez Necra. Zrozumiał on, że pod jego opiekę trafił naprawdę ogromny talent.

- Oczekiwanie - zaczęła mówić - czuję lekkie zdenerwowanie i strach - w wyobraźni dziewczyny malował się budynek, przed którym stała, a w nim istoty czekające na spotkanie. Widziała je bardzo dokładnie, jakby stała tuz przed nimi. Otworzyła oczy i spojrzała na Necromancera - mistrzu, nie wiem co się dzieje, ale nie możemy tego zlekceważyć -

Komandor był zaskoczony stwierdzeniem swojej podopiecznej. Puścił ją i sam skupił się, pochylając głowę. Momentalnie wszystko stało się jasne. Czuł przepływającą moc, tak jak jego uczennica, zobaczy to, co ona. Podniósł głowę i podszedł do bagażnika samochodu, otwierając go. Li dołączyła do mistrza i ujrzała prawdziwy arsenał w tak małym bagażniku. Na początek Necro wyjął z pochwy miecz, który otrzymał w Teranii i szybkim ruchem zamocował go w klamry na plecach tak, że rękojeść delikatnie wystawała na prawe ramię. Następnie chwycił swój karabin laserowy, swoisty cud techniki skonstruowany według jego projektu. Prawie metrowa broń ważyła ponad pięć kilogramów i w gruncie rzeczy składała się z trzech różnych broni, pomiędzy którymi przełączenie następowano poprzez specjalny mechanizm. Opcją pierwszą był standardowy karabin laserowy zasilany małymi ogniwami energetycznymi, drugą był dalekosiężny karabin snajperski z automatyczną lunetą, wyłaniająca się z obudowy przy zmianie typu uzbrojenia. Ostatnia stanowiła mini-wyrzutnia pocisków plazmowych, ładowana ręcznie z wbudowanym magazynkiem, mieszczącym trzy pociski. Całość zrobiła ogromne wrażenie na Zen-Li. Widziała bronie wojowników rebelii, straży senatu oraz karabiny imperium, ale tego się nie spodziewała. Necro uaktywnił broń i włożył nowy magazynek do karabinu, następnie chwycił obiema rękami broń, uniósł ją nad głowę i delikatnie zaczął wkładać w umieszczony na plecach po lewej stronie, specjalnie zaprojektowany chwytak. Gdy skończył, nad jego lewym ramieniem wystawał kawałek uchwytu, dzięki któremu można było wyjąć śmiertelną zabawkę. Zamknął bagażnik i spojrzał na Li.

- Trzymaj się blisko mnie, a gdy każę, wykonaj polecenie, dobrze ? -

- Tak mistrzu - odpowiedziała, choć nie miała pojęcia o co mu chodzi.

Po tych słowach razem poszli w stronę budynku. Nie wzbudzając podejrzeń weszli do środka. Rozejrzeli się. Było pusto i cicho. Gdzieniegdzie przemykały szczury, których wystraszyła się Li, prawie skacząc na mistrza. Ten uśmiechnął się i uspokoiwszy ją, poszli dalej, wchodząc po schodach na pierwsze piętro. Spotkanie zawsze odbywało się na drugim, więc podążyli wyżej. Już na półpiętrze napotkali na dwóch ochroniarzy w czarnych garniturach, z białymi krawatami i bronią u boku. Zdziwienie w Jedi wzbudził przedmiot, który obaj trzymali w dłoniach. Li spojrzała wymownie na Necromancera. Ten dał jej znak, by zachowała spokój.

- Komandor Necromancer - zapytał jeden z nich - zawsze przychodził Pan sam -

- Skąd wiesz, przyjacielu, skoro nigdy tutaj cię nie było - odparł mu Necro. Agent nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Przepuścili parę Jedi. Li już chciała coś powiedzieć, lecz Necro wskazał jej zachowanie milczenia, przykładając palec do ust. Miast słów, użył mocy do komunikowania się z uczennicą.

- Nie daj się zdemaskować i zachowaj spokój. Coś jest nie tak - przekazywał swe myśli ku niej.

- Mistrzu - odpowiadała mu - co to za broń -

-To Vibroblade. Jedyne miecze które są w stanie odeprzeć ataki mieczem świetlnym - odpowiedział - na moją komendę pójdziesz na dach i wezwiesz Sokoła. Sami nie damy rady -

- Tak mistrzu -

Oboje weszli do pomieszczenia dużego, które niegdyś było biurem, w którym stało kilkanaście stanowisk pracy. Przy jednym z ocalałych, tuż przed oknem siedział elegancji agent FBI. Oprócz niego wewnątrz znajdowało się kilku innych agentów, każdy z nich uzbrojony w Vibroblade. Necro rozejrzał się spokojnie. Li była odrobinę bardziej spięta lecz zachowała powagę. Oboje podeszli do siedzącego agenta.

- Mistrz Necromancer, Mistrzyni Zen-Li, gdzie agent Jones - zapytał Necro.

- Agent Jones jest chwilowo niedysponowany. Nazywam się Anders i zastępuję go, Komandorze - odpowiedział mu agent, wstając z krzesła. Necromancer podał mu rękę w ziemskim geście powitania. Spojrzał na Li.

- Mistrzyni Li, niech Pani zabezpieczy dach. Nie chcemy przecież nieproszonych gości -powiedział.

- Moi ludzie zabezpieczają dach - wtrącił się Anders.

- Z całym szacunkiem - przerwała mu Li - ale pańscy ludzie nie są tak przygotowani, jak rycerze Jedi -

Te słowa zaskoczyły pozytywnie Necromancera. Spojrzał na nią z uśmiechem. Li, odwzajemniwszy uśmiech, podążyła w kierunku schodów prowadzących na dach. W tym czasie Necro rozmawiał z agentem. Li wbiegła na dach tak szybko, jak tylko mogła. Na górze jednak czekała nią przykra niespodzianka. Dwóch agentów którzy, delikatnie rzecz ujmując, nie chcieli jej wizyty. Obaj chwycili swą broń, odporną na miecz świetlny. Zen-Li szybko pochwyciła miecz. Błysnęła fioletowa klinga. Agenci cofnęli się.

- Panowie, który pierwszy - zapytała z uśmiechem. Istoty, które dotychczas przypomniały ludzi zaczęły przeobrażać się. Skóra, która pokrywała ich ciało odpadała. Li nie mogła na to patrzeć. Odwróciła wzrok. Po chwili okolicę ogarnęła czerwona jasność. Jedi spojrzała na przeciwników. Cali płonęli żywym ogniem i szli w kierunku Zen-Li. Nie można było odróżnić ich twarzy od reszty ciała. Dwie wypustki stanowiły ich nogi a dwie inne ręce. Rozpoczęli atak obaj tak samo, silnym zamachem i uderzeniem na dziewczynę. Li postawiła podstawową gardę. W sekundę przypomniała sobie wszystkie dotychczasowe wskazówki Necromancera. Odparła ten atak, delikatnie odskoczyła do tyłu i wykonawszy młynek rzuciła się do ataku. Przełamała gardę jednego z nich, odcinając mu nadgarstek prawej ręki wraz z dzierżoną bronią. Po ataku wyskoczyła wysoko w górę i wyładowała kilka metrów dalej, wykonując dwa pełne obroty w powietrzu. Sama nie mogła wyjść z podziwu. Zadała sobie pytanie, jak to zrobiła. Jednak jej przeciwnik jakby nie odczuł bólu. Rzucił się na nią bez ręki, a drugi biegł tuż za nim. Li szybko przyjęła pozycję bojową i szybkim cięciem odrzuciła wrogów. Widziała jednak, że są niewrażliwi na takie ataki. Postanowiła więc użyć jej największego talentu jakim było opanowanie mocy. Zamknęła swój miecz, wyciągnęła swą prawą dłoń do przodu, skupiła się. Nagły podmuch mocy odrzucił istoty na kilka metrów od niej. Postanowiła skończyć sprawę, zrzucając je z tego czterokondygnacyjnego budynku. Podeszła bliżej nich i tym razem używając obu rąk uniosła agresorów w górę i z wykorzystując ale swe umiejętności, pchnęła ich w dal. Spojrzała później tylko, jak daleko wylądowali. Ze zdziwieniem zaobserwowała, że wstają z ziemi.

- Kim oni są - krzyknęła. Chwilę później wyjęła z kieszeni swego stroju komunikator.

- Zen-Li do Bastionu Ziemia. Nor, potrzebujemy Sokoła! -

W tym samym czasie Necro siedział rozmawiając z agentem. Wyczuł walkę swojej podopiecznej więc był przygotowany. Pytania do niego kierowane miały tylko jeden cel, ustalić siłę Bastionu i strukturę wojsk. Dlatego kłamał bez mrugnięcia okiem z żelazną twarzą.

- Doskonale Komandorze - zakończył wreszcie agent - teraz pozostało tylko jedno - po tych słowach sięgnął do swojego pasa po broń i wycelował ją w głowę rycerza. - w tym momencie twoja przyjaciółka już nie żyje a twój czas właśnie dobiega końca. Necro delikatnie się uśmiechnął. Anders pociągnął za spust. Rozległ się strzał lecz kula niedosięgła Necromancera, jakby odbiła się od jego ciała. Ten począł się śmiać.

- Chyba nie myślisz, że w tak banalny sposób można zabić rycerza Jedi - stwierdził. Nagle spoważniał i wyciągnąwszy swoją prawą rękę wyrwał mocą broń przeciwnikowi i pochwyciwszy ją, wycelował w niego. Strzelił. Kula trafiła w płat skroniowy przewracając Andersa. Jego towarzysze rzucili się na pomoc. Necro oparł się wygodnie i delikatnie uniósł ponownie prawą rękę. Podmuch mocy oczyścił drogę za nim. Wstał i począł kierować się na dach gdy zatrzymał go znajomy głos.

- Nie tak szybko - usłyszał zza biurka, przy którym przed sekundą siedział. Zastrzelony przez niego człowiek wstał. Necro nie odwracając się chwycił swój miecz świetlny. Sekundy później Anders skoczył do ataku, trzymając Vibroblade. Rycerz uruchomił miecz odwracając się i postawił wysoką gardę. Parował kolejne ataki. Po swoim pojedynczym ataku odskoczył kilka metrów do tyłu.

- Kim wy jesteście ? - krzyknął.

- Czy ty nie rozumiesz rycerzu. Jesteśmy nowymi władcami tej planety - usłyszał odpowiedź. Już od dłuższej chwili odczuwał silny ból w prawym ramieniu. Jego przeciwnik zauważył to.

- Boli prawda - mówił uśmiechając się - Nasza broń nie tylko jest niewrażliwa na twoją błyskotkę ale i powoduje ogromny ból przy każdym zetknięciu -

Znów skoczył do ataku lecz tym razem Necro odepchnął go mocą. Był w wystarczająco złej sytuacji. Za nim około dziesięciu przeciwników przed nim ich szef a z prawej mur. Podbiegł więc to owego muru i oparł się o niego plecami. Chwycił do lewej ręki drugi miecz.

- Brać go ! -

Dwóch strażników rzuciło się na rycerza. Ten idealnie synchronicznymi uderzeniami w najpierw rozbroił przeciwników, a następnie, trzymając miecze wysoko, obrócił się odcinając im głowy. Stanął ponownie na lekko ugiętych kolanach z otwartymi mieczami. Wszyscy teraz biegli w jego stronę. Nagle Necro poczuł zaburzenie mocy. Skulił się tuz przed wybuchem muru, do którego był przyparty. Na zewnątrz już czekał Sokół Millenium, unosząc się delikatnie i strzelając z pokładowych dział. Rycerz szybko wstał i skoczył na górne poszycie statku.

- To nie koniec Necromancer! - słyszał krzyki za sobą.

- Nie licz na to - odpowiedział sam do siebie idąc do górnej śluzy. Wskoczył do środka. Podbiegła do niego Li.

- Nic ci nie jest moja droga ? - zwrócił się do uczennicy.

- Jestem cała mistrzu - odpowiedziała ciesząc się, że widzi go całego.

- Komandorze ? - odezwał się nawigator statku.

- Dobrze cie widzieć Max - odpowiedział rycerz - wracamy do Bastionu -

Silnik statku błysnął wyraźniejszym błękitem i Sokół odleciał.

Tymczasem w Bastionie Ziemia panowała radość. Wszyscy oczywiście wiedzieli o wezwaniu na pomoc Sokoła, jednak po informacji, że wszystko jest w porządku, załoga cieszyła się z innego wydarzenia. Dzięki impulsom udało się przywrócić pamięć Mentixowi. Młody Jedi stał teraz w swym dawnym stroju w centrum dowodzenia, wśród przyjaciół. Opowiadali mu o wszystkim, co się działo podczas jego nieobecności. On sam, pomimo silnego bólu głowy, słuchał z zaciekawieniem. Podziwiał również przebudowany bastion. Pamiętał zupełnie inną strukturę. Tą sielską rozmowę przerwał na chwilę meldunek o wylądowaniu statku.

- Necro przyleciał - oznajmił Fayfock - zaraz dowiemy się co nawyprawiał -

- Przestań - przerwała mu Ashia - na pewno ucieszy się na widok Mentixa.

- Liczę na to - dodał uśmiechając się Mentix - Pamiętam go doskonale. Powiedzcie, zmienił się coś? -

Wszyscy poczęli spoglądać po sobie. Nor zebrał się na odwagę.

- Owszem. Jest zupełnie inny. Mniej ufny i bardziej indywidualny -

- Zawsze taki był - przerwał mu Mentix - pamiętam w akademii preferował indywidualne zadania niż grupowe -

- Teraz to się pogłębiło - dodała Oltiga.

- Mówiliście, że ma uczennicę, więc nie rozumiem -

- Mamy właśnie nadzieję, że Zen-Li przywróci go do porządku -

Po tych słowach do środka weszła najpierw Li a chwilę po niej Necro.

- Co się stało ? - zapytał Fayofck. Wszyscy inni spojrzeli na twarz Necra. Ten podszedł do Mentixa i uścisnął go serdecznie.

- Witaj w domu - powiedział. Mentix skinął głową w geście podziękowania - Mamy kłopoty - dodał już bardzo poważnym głosem - to była pułapka, na szczęście dzięki umiejętnością Li żyjemy oboje - spojrzał na Fayfocka - rozpoczynamy mobilizację przyjacielu, mam wrażenie, że to było ostatnie ostrzeżenie -

- Jak to, bez zgody rady? -

- Rada w tym momencie będzie tylko osłabiać wasze działania - dobiegł inny głos zza wszystkich stojących osób. Była to wróżka, która spotkali na rynku. Przeszła na środek, by ogarniać wzrokiem wszystkich zgromadzonych. Odziana była białą, cekinową szatę, długą do ziemi, zdobioną ornamentami zwierzęcymi.

- Flota feniksa zbliża się do planety, a wy jeszcze nie ogłosiliście alarmu. W tym momencie macie marne szanse na odparcie pierwszego ataku - mówiła. Spojrzała na Necromancera - Ogłoście mobilizację -

- Rada Jedi zabroniła nam zbierania żołnierzy - przerwał jej Nor

- Necro - przerwał Fayfock - przekaz ze stolicy -

- Chociaż raz w odpowiednim momencie - skomentował. Rozpoczęła się projekcja holograficzna. Pośrodku zgromadzonych stanął Mace Windu.

- Cóż to za zgromadzenie w Bastionie - zapytał Windu.

- Mace, jesteś w doskonałym momencie - powitał go Necro - mamy spory problem i tylko Ty możesz nam pomóc -

Mistrz Windu kiwną głową.

- Spodziewamy się inwazji na planetę. Mamy źródła, które jednoznacznie wskazują zagrożenie ze strony Narodu Feniksa -

- Słucham ?- zdziwił się Mace - czyli jak rozumiem prosisz mnie o pozwolenie na ponowne uruchomienie Bastionu ? -

- Nie - odpowiedział Necro - ja go muszę uruchomić. Ciebie przyjacielu proszę o pomoc w przekonaniu rady co do słuszności tej decyzji -

- Wiesz, że rada nie jest wam przychylna. Nie wiem, co kombinujecie, ale jeżeli powstrzymacie się chwilowo i prześlecie nam te dokumenty, postaram się pomóc -

- Mistrz Jedi, jeżeli padnie ta planeta to Orion razem z nią. Coursant będzie kolejny - wtrąciła się wróżka.

- Kim jesteś ? -

- Jestem waszą jedyną nadzieją -

Windu zafrasował się.

- Będę potrzebował więcej informacji i ty będziesz musiała mi ich udzielić - wskazał na wróżkę - tymczasem mam inną sprawę. Decyzją rady ktoś z was będzie reprezentował Oriona na corocznym balu rycerzy z całej galaktyki. Kogo wybierzecie to nie nasza sprawa. Mają być dwie osoby. Bal jest jutro i ma miejsce na Yavinie, więc bardzo blisko was -

- Windu, nie mamy czasu na to teraz -

- Zróbcie to a być może rada będzie łagodniejsza gdy usłyszą o waszych...planach -

- W istocie - wtrącił się Nor. Spojrzał na Oltigę.

- Nie patrzcie na mnie. Byłam w zeszłym roku na tym balu. Wystarczy jak dla mnie -

- Nie interesuje mnie to kto i z kim pójdzie. Macie to załatwić - przerwał Windu - tymczasem zajmujmy się waszym gościem -

Wszyscy spojrzeli na wróżkę. Ta, po chwili milczenia rozpoczęła mówić

- Wszystko zaczęło się od śmierci Wielkiego Feniksa...-

Koniec części 3



Wyszukiwarka