Istota socjologii - wer01 - cz2, pedagogika


ROZDZIAŁ 6

Kultura i społeczeństwo

W roku 1968 w magazynie "Science" ukazał się wciąż ważny dla socjologii artykuł ekologa Garretta Hardina The Tragedy ofthe Commons. Podjęty w nim przez Hardina temat, czyli konflikt między interesami jednostek a interesem grupowym, będzie stale obecny także w tej książce.

Wiele lat temu angielskie, a potem również amerykanskie slowo commons odnosito się do trawiastych terenów będących v.1asnością publiczną. Dzisiejsze Boston Commons są na przyktad parkiem, ale wczeŚniej lego typu tereny byty używane przez rolników gtównie do wypasu bydJa.

Rolnicy szybko zauważyli. że w ich indywidualnym interesie leży to, aby zwiększyć swoje stada. Jako że trawa na pastwiskacł1 była za darmo, zdawało się, że znacznie większe zarobki wymagały niewiele większego nakJadu pracy. Gdy jednak wSZ:fScy rolnicy powiększyli swoje stada, na pastwiskach bylo coraz mniej miejsca. W rezultacie krowy zaczęty dawać corsz mniej mleka, a pewien odsetek bydJa padl z g1odu.

Wyobra1: sobie, że jesteś jednym z tych farmerów. Zwiększyleś swoje stado w nadziei na większe zarobki, Jednak przez nadmiar zwierząt na past> ••• isku zacząieś zarabiać coraz mniej na każdej sztuce bydta. Co zrobiJbyś w takiej sytuacji?

Z punktu widzenia jednostki, powinieneś w ramach możliwości powiękSZSć stado. Nawet jeżeli pojedyncze zwierzę byloby mniej produktywne, to ogótem i tak miatbyś więcej mięsa i mleka do sprzedania. Doktadnie tak zrobili brytyjscy rolnicy. Rezultat był oczywisty: na pastwiskach byIo jeszcze mniej miejsca, krowy dawaty jeszcze mniej mleka, a coraz większa ich iloŚĆ zaczęta padać z glodu. Ten destruktywny cykl po,vtarzal się dotąd aż tereny te przestaly się nadawać do wypasania bydla.

Chociaż można po prostu stwierdzić, że brytyjscy farmerzy byli głupi, należy wyciągnąć z tego wniosek. Za każdym razem, jak zwiększali swoje stada, myśleli o swoim własnym interesie. Spójrzmy, jak to dziala.

ZaJóżmy, że jesteśmy dwoma brytyjskimi farmerami, którzy wypasają swoje krowy na tego typu pastwisku. Każdy ma po sto zwierząt, a każda krowa przynosi średnio 100 dolarów zysku z mleka lub mięsa. Ale z powodu nadmiernego wypasu każda krowa byta źr6dtem zarobków w wysokości okolo 80 dolarów. Oznacza to, że w danym roku zarobiliśmy po 8 tys, dolarów.

Kultura

Każdy z nas ocenia sytuację i robi plsny na następny rok. Jako że jesteś ro;:S!l.(lnYIl1 obywatelem, dochodzisz do wniosku, że nie należy za bsrdzo obciążać pastwisko I :lO te 8 tys. dolarów jest dla ciebie sumą "'Ystarczającą. Ja jednak dochodzę do wniosku, że powiększę swoje stado o dwadzieścia krów, aby nadrobiĆ straty,

Ponieważ inni użytkownicy pastwiska również postanowili zwiększyć swoje stada, zaczyna dochodzić do nadmiernego wypssu i dochód z każdej kro ••• .')' spada w danym roku do 70 dolarów. Oznacza to, że twoje zarobki spadają do 7 tys. dolarów rocznie. a moje rosną do poziomu 8400 dolarów. Twoja rodzina bankrutuje i umiera z g1odu. Moja nada! żyje i niszczy pastwiska doszczętnie.

Chociaż opis ten może byl nieco przesadzony, to jednsk istota rzeczy wciąż pozostaje taka sama. Bardzo często to, co przynosi zyski jednostce, ma dramatyczne konsekwencje dla spcrleczenstwa jako całości. Tragedia pastwisk jest analogiczns do sytu<lcji przeludnienis w krajach trzeciego świata, Jeżeii spytalibyście się ubogiej matki, dlaczego ma tyle dzieci, to prawdopodobnie by wam odpowiedziaja, że (1) jej dzieci będą się nią zajmowaly na staroŚĆ albo (2) śmiertelność wśród noworodków jest tak IV)'Soka. że jeźeli by ich tylu nie miała, to nie miataby pewności, że któreś dożyje wieku dorosłego. Oczywiście, ma rację w obu przypadkach. Jednakie w szerszej perspektywie wielodzietność spowoduje przeciążenie zarówno gospodarki domowej, jak I gospodarki catego kraju, co w rezultacie sprawi, że zacznie brakować jedzenia, ludzie staną się coraz biedniejsi. a wskaźnik umieralności noworodków tylko wzrośnie. W poprzednich trzech rozdziatach obserwowaliśmy jak interesy jednostek mogą być w konflikcie z żądaniami grupy, organizacji czy instytucji. Teraz pociągniemy ten temat lilk najdalej się da: do skali spoteczeństw i ich kultur. Zacznijmy od określenia tego, r.o VI naukach społecznych rozumie się pod pojęciem kultura.

Kultura

W socjologii i antropologii termin kullunI odnosi się zwykle do caloksztalru wzorców instytucjonalnych w społeczeństwie - przekonań, wartości i norm, a także ich symboli i artefaktów. Wydaje mi się, że pomocną analogią może być porównanie kultury danego społeczeństwa do osobowości jednostki. Gdy dochodzimy do wniosku, że Amerykanie i Brytyjczycy różnią się pod wieloma względami oraz że zarówno jedni, j,lk i drudzy zdają się być jakby z innego świata niż afrykańscy Buszmc~ Ill, to mówimy właśnie o różnicach kulturowych.

Bardziej formalna definicja kultury, generalnie uznawana przc/. hadaczy społecznych, została sformułowana przez dwóch znanych llllIl'Opolog6w, Alfreda L. Kroebera i Clyde'a K1uckhohna (1952, s. J 81):

93


94

Rozdział 6. Kultura i społeczcńslWO

Kultura jest złoźona z jawnych i ukrytych wmrów zachowań, nab)Wanych i prLckazywanych przez symbole i ich fizyczoe "'ytwory; rdzeniem kultury są tradycyjne (historycznie ukształtowane) idee i połączone z nimi wartości; systemy kulTurowe mogą być uznawane zarówno za wytwory działań, jak i elementy warunkujące dalsze działania,

Kulturę można więc uznać za podzielany wzorzec zachowań jednostek (oraz ich przodków) należących do danego spoteczeńsnva, który odróżnia ich od innych społeczeństw. Możecie również myśleć o kulturze jako o pewnym "sposobie życia", Ważne jest, aby pamiętać, że kultura składa się z instytucji, takich jak te opisane w rozdziale 5.

Już omawialiśmy najważniejsze elementy instytucji (a więc i kultury): przekonania, wartości, normy i sankcje. Warto przez chwilę zastanowić się nad stopniem, w jakim elementy instytucji, na przykład normy, ograniczają nas na co dzień.

Niektóre normy są usankcjonowane jako prawa. Można by zacz<!ć od standardowego zbioru praw, kt6re zakazują morderstw, kradzieży, gwałtów, włamań, napadów, okaleczania innych, zdrady państwa czy też śmiecenia w miejscach publicznych. Ograniczenia prędkości, ograniczenia wiekowe przy zakupie alkoholu, przepisy podatkowe i akcyzowe czy zasady wynajmu również są formalnie ustanowionymi normami. Prawa odnoszą się także do zachowaiI seksualnych, podbijania cen przez korporacje, skarg co do reklam, oszczerstw, bezpieczeństwa produktów i okrucieństwa wobec zwierząt. Gdybyście wiedzieli, jaka liczba praw lokalnych, stanowych i federalnych rządzi waszym codziennym zachowaniem, to zapewne nie wyszlibyście ze zdziwienia przez parę dni. Wystarczy, jeżeli powiem, że trudno jest przeżyć dzień bez złamania jakiegoś prawa - świadomie czy też nie.

Jednakże liczba norm ustanowionych prawnie jest niczym w po_ równaniu z ilością norm nieformalnych. Spójrzmy dla przykładu na coś tak banalnego jak jedzenie.

W naszym społeczeństwie istnieją normy co do tego, co wolno jeść (np. wołowinę), a czego nic (np. kotów). Inne normy dotyczą tego, co należy gotować (np. karczochy), a co naleiy spożywać na surowo (np. sałata). Niektóre potrawy należy gotować, inne piec, jeszcze inne smażyć. Niektóre normy mówią nam o tym, co wolno lączyć (np. płatki ku. kurydziane i mleko), a czego nie (np. pun~e ziemniaczane i masło orzechowe). Niektóre potrawy naleiy jeść widelcem, inne łyżką, a inne można jeść palcami, ale nie wolno ich ze sobą mylić.

Wymieniłem tu tylko kilka norm dotyczących spożywania posiłków, mam bowiem wrażenie, że gdybym pociągnął tę listę jeszcze dalej,

Kultura

lu wpędziłbym was w depresję samą ilością reguł w lej jednej dzi0dzillil.l zycia, chociaż moglibyście również na przykład poczuć się dowartościowani tym, że tak wiele z nich znacie. W każdym razie prawda jest taka, ze setki, jeżeli nie tysiące norm dyktują nam, co i jak wolno nam jeść w naszym społeczeństwie.

laką listę norm można stworzyć w stosunku do wielu innych rzeczy: ubrań, rozmów, zakupów, prowadzenia samochodu, posiadanych /wierząt domowych, wychowywania dzieci, chodzenia na randki, fryzur, Ilracy, muzyki, literatury, sztuki, obrzędów religijnych, naszych hobby, wystroju wnętrz, sportu, hazardu, szkoły kucharskiej, walk na pięści czy /,achowania w obozie treningo"')'m korpusu amerykańskiej piechoty morskiej - aby wymienić tylko kilka możliwości. Niezależnie od tego, co ~ię robi, ludzie dookoła nas mają oczekiwania względem tego, jak to '/robimy.

Ogromna ilość norm, jakie istnieją, łącznie z sankcjami, wartościami i przekonaniami omówionymi w rozdziale 5, składają się na na~zą kulturę. Niektóre jej elementy są ściśle polączone z ważnymi instytucjami Uak rodzina, rząd, system edukacji), inne zdają się być zupelnie przypadkowe Uak opisane wcześniej wstawanie na Alleluja w oratorium Handla).

Oczywistą sprawą jest to, że kultury innych społeczeństw różnią się między sobą. Widać to na przykładzie każdego zwyczaju, który omawialiśmy. Porównajmy pokrótce tradycyjne społeczeństwo japońskie ze współczesnym społeczeństwem nmerykańskim. Przyklndowo, pomyślcie \l różnicach dotyczących spożywania posiłków. Jeżeli pisalibyśmy o normach obowiązujących w Japonii, wspomninne wcześniej łyżki i widelce I<lstąpilibyśmy pewnie pałeczkami, a jedzenie surowej kałamarnicy przestałoby być czymś dziwnym.

Wartości amerykańskie i jnpoiIskie różnią się od siebie. Japończycy, na przykład, cenią sobie bardziej pracę w zespole, podczas gdy Amerykanie oddani są idei indywidualizmu od czasów, kiedy pionierzy idący na zachód uważali, że "trzeba robić to, co do nas należy" aż po okres hipisowskiego "rób co chcesz" z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.

'P4k samo znajdziemy wiele różnic dotyczących przekonań. Przez 2500 lat Japończycy wierzyli w boskie pochodzenie cesarza, gdy tymczasem w Ameryce prezydent (ktokolwiek by nim był) jest zwyczajnym człowiekiem i ma takie same wady, jak każdy z nas. Chociaż zazwyczaj wyrażamy się z sympatią o Jerzym Waszyngtonie czy Abrahamie Lincol-


96

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo

nie, lo jednak trudno będzie znaleźć kogoś, kto uzna Reagana, Busha czy Clintona za osobę boskiego pochodzenia.

Wiele lat temu socjologowie często mówili o charakterze narodowym i o.wbowości modalnej w odniesieniu do tego zjawiska. Gdy mówimy o pozytywnym wartościowaniu indywidualizmu w społeczeństwie amerykańskim, łatwo jest przejść do myślenia o tym, że "typowy" Amerykanin jest indyv,'idualistą. Podobnie możemy uważać, że "typowy" Japończyk jest uprzejmy, "typowy" Włoch emocjonalny, a "typowy" Niemiec zasadniczy. W ostatnich latach socjologowie odchodzili od takich pojęć, jako że często dają one błędny obraz sugerujący, że wszyscy członkowie danego społeczeństwa są do siebie podobni.

Chociaż można ogólnie mówić o kulturze danego społeczeństwa, tak naprawdę każde ze współczesnych społeczeństw jest pod tym względem złożone. Przykładowo kultura amerykańska zawiera w sobie kultury rozmaitych grup etnicznych: Meksykanów, Japończyków, Żydów, Kubańczyków, Chińczyków czy Portugalczyków. Socjologowie używają terminu subkultura, aby opisać kultury różnych grup społecznych, przy czym należy dodać, że również subkultury nie są tworami homogenicznymi i posiadają rozmaite odmiany.

Zagrożenie stereotypizacją wszystkich członków danego spoteczeństwa czy danej subkultury dodatkowo zwiększa przekonanie, że niektóre wzorce kulturowe są lepsze od innych. Pogląd, według którego uznajemy własną kulturę za lepszą od innych, socjologowie nazywają etnocentryzmem. Kiedy wspomniałem przed chwilą o jedzeniu surowej katamarnicy, to mogliście poczuć pewne obrzydzenie. leżeli nie, to może odrzuciłoby was jedzenie mięsa psiego, żywych robaków czy dżdżownic. Są kultury, które zawierają takie wzorce i myślę, że ciężko wam będzie uznać je za po prostu inne od tych obowi,!zujących w naszym społeczeństwie.

Nie wszystkie rządy są demokratyczne i czasami trudno jest Amerykanom podejść do monarchii, teokracji czy totalitarnych dyktatur jako do innych sposobów rządzenia krajem. Podobnie, Amerykanie wiedzą, że kapitalizm jest tylko jednym z wielu systemów gospodarC"lych na świecie, jednak nie byliby zbyt skłonni stwierdzić, że komunizm czy socjalizm są równie sensownymi możliwościami.

Weźmy pod uwagę religię. leżeli masz własne silne przekonania względem tego, w co wierzyć, to zapewne trudno ci będzie zaakceptować inne wierzenia jako równoważne. Jeżeli nie jesteś osobą religij-

Kultura

ną, to nie znaczy wcale, że ten problem cię nie dotyczy. Prawdopo· dobnie trudno ci będzie uznać za prawomocną jakąkolwiek ZitlSLytU· cjonalizowaną formę wierzeń. To wszystko s'ł przyktady etnocentryzmu.

Etnocentryzm ma dwie zasadnicze wady: indyv.'iduatną i społeczną. Na poziomie indywidualnym etnocentryzm działa jak klapki na oczy, które odcinają nas od nowych (także przyjemnych) doświadczeń. W tym znaczeniu etnocentryzm ogranicza nasze życiowe doświadczenia.

Na poziomie społecznym etnocentryzm może prowadzić do międzygrupowej nienawiści i przemocy. Kiedy ludzie żarliwie wierzą, że ich punkt widzenia jest jedyną Prawdą, a inne osoby są zwodzone, zepsute czy złe, to mają mniej oporów przed zabijaniem innych w walce o swo~ j'l prawdę. Już niegdyś zaobserwowano, że wojny o podłożu religijnym ~ą najbardziej k1Wawe.

W odróżnieniu od etnocentryzmu, socjologia opowiada się za rclatywh:mcm kulturoW)'m, poglądem, według którego inne kultury są po prostu odmienne, a nie lepsze czy gorsze. Jako że w socjologii wiele osób rozumie to pojęcie opacznie, chcę je dokładniej wyjaśnić.

Socjologowie nie są koniecznie przekonani o tym, że socjalizm jcst równie dobry jak kapitalizm i na odwrót. Tak samo jak nie są przekonani o tym, że dyktatury Si! równe demokracji. Konkretni socjologowie mogą mieć swoje własne zdanie na te sprawy i zapewne ~(I też pewne tego wzorce. Równocześnie jednak mają świadomość, że poglądy, które uważają pewne formy za lepsze od innych, nie pozwa[;Iją na dostrzeżenie, w jaki sposób te formy funkcjonują. A zatem, jeżeli wyszlibyśmy z założenia, że socjalizm jest złem sprowadzonym .Ia llas przez szatana, to zapewne trudno by nam było ustalić, w jaki ~posób gospodarka socjalistyczna dy!'\trybuuje dobra i usługi, jak współgra ze strukturami edukacyjnymi itd. Tak samo nie będziecie lIlogli zrozumieć, w jaki sposób kult środowiska naturalnego buduje lużsamość i solidarność w plemionach australijskich aborygenów jeżeli będziecie uznawałi, że ich religijne wierzenia to tylko dziwaczIW zabobony.

Reasumując, aby odkryć, jak działają społeczeństwa, należy paIlliętać o tym, że różnice między nimi są tylko różnicami, a nie prawdą l;'[.y fałszem. Jak na ironię, pozwoli wam lO również odkryć, jakie przekonania, wartości i normy funkcjonują lepiej od innych, a także że pewIle różnice nie są wcale tak istotne. W każdym razie, do takich

97


98

Rozdział 6. Kultura i spolcczcńslWO

wniosków nie dojdziecie, jeżeli uznacie z góry, że niektóre wzorce są z natury rzeczy lepsze od innych.

Relatywizm kulturowy jest formą otwartości socjologii - otwartości będącej nic cechą charakteru, lecz elementem metodologii, jednym z narzędzi naukowych. Nie wydaje mi się, aby socjologowie byli bardziej otwartymi osobami niż ktokolwiek inny, ale jesteśmy zobowiązani do wykorzystania tej wartości w naszych badaniach naukowych.

Często używamy terminu pluralizm na określenie społeczeństw, które charakteryzują się wysoką tolerancją względem innych kultur. Nierzadko na przykład mówi się o Stanach Zjednoczonych, że są "tyglem" kulturowym - mieszanką czy fuzją wielu kultur w pewnego rodzaju hybrydę. Chociaż jest w tym nieco prawdy, lepiej jednak opisać Stany Zjednoczone jako społeczeństwo pluralistyczne, zawierające - obok kultury rdzennych mieszkańców Ameryki - elementy różnych kultur z Europy, Ameryki Lacil1skiej, Afryki i Azji, odzwierciedlające różnorodne pochodzenie obywateli tego kraju. Oznacza to także, że wielu Amerykanów żyje w ramach subkultur, które wciąż podtrzymują wzorce swoich rodzimych społeczeństw.

Społeczeństwo

W tym rozdziale, podobnie jak we wcześniejszych, używałem słowa społeczeństwo bez jego uprzedniego zdefiniowania, wychodząc z założenia, że wasze rozumienie tego terminu jest bliskie jego socjologicznemu znaczeniu. Jednakże w pozostałej części tego rozdziału spojrzymy nieco uważniej na to, czym jest społeczeństwo.

Socjołogowie często używają terminu struktura spoleczna w odniesieniu do tego, jak statusy łączą się z sobą w codziennym życiu. Przykłady struktury społecznej można odnaleźć w schematach korporacji czy organizacji, jednak najlepszym wydaje się być wojsko.

Podstawową jednostką Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych jest zespół ogniowy, który składa się z trzech strzelców i dowódcy (zob. rys. 6.1). Role zv.riązane z każdym z tych statusów są szczegółowo wyjaśniane w trakcie szkolenia żołnierzy. Dokładnie zakreślony jest autorytet dowódcy, jak i to, jak każdy z trzech strzelców ma się odnosić do innych członków swojego zespołu. Wśród zadań do~ wódcy jest m.in. rozlokowanie taktyczne w sytuacji bojowej, podnosze~ nie morale żołnierzy i egzekwowanie szacunku.

[x]

Dowódca zespołu ogniowego

Zespót ogniowy piechoty morskiej

Rysunek 6.1. Zespół ogniowy Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych

Mimo iż piechota morska twierdzi, że szuka tylko kilku dobrych ludzi, czteroosobowy zespół ogniowy jest jedynie pierwszym rodzajem zgrupowania w korpusie. Zespoły ogniowe są zorganizowane w oddziały, gdzie relacje między kolejnymi zespotami ogniowymi są lak samo dokładnie wyrysowane, jak w przypadku uprzednio opisal1ych struktur. Podobnie, prawa i obowiązki dowódcy oddziału i melody ich wdrożenia również są częścią struktury społecznej oddziału piechoty morskiej. Oddziały są następnie zorganizowane w plutony, plutony w kampanie, a kampanie w bataliony - tak jak widać na rysunku 6.2.

Bataliony łączą się w regimenty, regimenty w dywizje, a cały korpus piechoty morskiej składa się z trzech dywizji (uprościtem nieco sprawę, nie biorąc pod uwagę oddziałów zmotoryzowanych, takich jak ;lrtyleria itd.). Ogółem, korpus piechoty morskiej służy jako bardzo dohry przykład struktury społecznej.

Jeżeli użycie przykładu wojskowego wam przeszkadza, to macic okazję poćwiczyć :swojego rodzaju socjologiczną bezstronność, która pozwala widzieć rzeczy takimi, jakimi są, bez względu na to, jakie są wa· sze osobiste przekonania, wartości czy opinie. Właściwie to jeżeli jes!c~cie głęboko oddani kwestii pokoju na świecie, to pOWilllli~cil.: szczególnie dużo wiedzieć o zasadach działania wojska.


100

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo

0x01 graphic

I Dowć<!cakompanif

lliITITTIiSztab

0x01 graphic

Kompania piechoty morskiej

Dowódca batalionu [[i}lj] Sztab

0x01 graphic

Batalion piechoty morskiej

Rysunek 6.2. Sposób zorganizowania korpusu piechoty morskiej

Społeczeństwo

Podsumowując, w skład struktury społecznej wchodz'l stOllw:;y i oczekiwania względem r61. Pojęcie lo zawiera w sobie także 1101'111)', sankcje, wartości, przekonania, organizacje, instytucje i wszystkie inn\.: omawiane wcześniej rzeczy, które "strukturyzują" nasze życic społeczne. Jak widzicie, termin struktura społeczna ma znaczenie raczej ogólne niż szczegóŁowe.

Jak zapewne pamiętacie z rozdziału I, socjologowie często mó· wią o systemach społecznych. System społeczny zasadniczo jest struklurą społeczną, której dodano wartość dynamiczną. Jeżeli struktur~ ~połeczną porównać do samochodu stojącego na parkingu, to system społeczny byłby samochodem, który z rykiem silnika jedzie po autostradzie.

Przez chwilę skupię się jeszcze na dynamice systemów społecznych. Po pierwsze, systemy zawierają w sobie element :>'przężenia. Oznacza to, że działanie systemu może spowodować zmiany zarówno w samym systemie, jak i w środowisku, w którym działa. Wyczerpywanie nicodnawialnych zasobów naturalnych, takich jak węgiel czy ropa, jest przykładem zmieniania środowiska, zaś przyrost ludności jest pf'ąktadem zmian w samym systemie.

Metoda dynamiki systemów została stworzona przez Jaya Forrestera i spopularyzowana przez Donellę Meadows i jej współpracowników w pracy The Limit.\· to Growth (1972), którzy następnie uaktualnili tę analizę w Przekraczaniu granic (Meadows, Meadows, Randers, 1995). Dzięki niej możemy graficznie analizować sprzęże· nia w systemach. Zwróćcie uwagę na rysunek 6.3 pokazujący w uproszczony sposób wyścig zbrojeń nuklearnych USA i ZSRR podczas zimnej wojny.

Rysunek ten przedstawia cztery elementy: wielkość arsenałów USA i ZSRR oraz obawy każdego z krajów przed arsenałem broni drugiego, wskazując, jak te cztery czynniki są ze sobą powiązane w ramach systemu. Zacznijmy od lewego górnego rogu diagramu, reprezentującego sowiecki arsenał nuklearny i amerykańskie obawy przed nim. Znak plusa na rysunku oznacza, że istniała między nimi zależność pozytywna - jeżeli ZSRR powiększało swój arsenał, to USA zwiększało również swój własny. Zauważcie też, że kiedy radziecki arsenał uległ redukcji, obawy USA również spadły.

Idąc zgodnie w ruchem wskazówek zegara, widzimy, że zależność między obawami USA a ich arsenałem nuklearnym również była P0Z;YM Iywna. W miarę jak obawy rosły, Stany Zjednoczone zwiększały swój al'M


102

Rozdział 6. Kultura i społeczeństv.·o

[x]

Rysunek 6.3. Relacje elementów w wyścigu zbrojeń między USA a ZSRR

senat. Teraz zwróćcie uwagę na dolną połowę ilustracji. W miarę jak USA zwiększało swoje posiadanie broni jądrowej, Rosjanie obawiali się jeszcze bardziej, więc ...

Rysunek 6.4 ukazuje inny spos6b zilustrowania tego procesu. Mówiąc językiem dynamiki systemów, mamy tutaj do czynienia ze sprzęże. niem pozytywnym. Przymiotnik pozytywny niekoniecznie jest użyty w znaczeniu "cudowny". Oznacza raczej, że zmiany w systemie idą w pewnym konkretnym kierunku, co skutkuje kolejnymi zmianami itd. Spirala plac i cen jest kolejnym przykładem sprzężenia pozytywnego, podobnie jak omawiana na początku tego rozdziału "tragedia pastwisk". Chociaż, logicznie rzecz biorąc, sprzężenia pozytywne mog,! być czymś dobrym, to zwykle jednak są raczej niebezpieczne.

Mimo iż pokazałem wam relacje tych zmiennych w formie sche~ matów, równie dobrze można je przedstawić za pomocą teorii socjologicznych, na przykład:

Społeczeństwo

Im większy arsenał wojskowy danego kraju, tym większe bud:ti obawy u jego przeciwników .

lm więcej mieszkańców danego państwa obawia się siły militarnej swojego pn::eciwnika, tym większe szanse, że kraj ten będzie dążyl do powiększenia swojego arsenału.

[x]

Rysunek 6.4. Zwiększenia arsenału w proporcji do obaw między USA a ZSRR

0x01 graphic

Rysunek 6.5. Sprzężenie pozytywne przyrostu ludności


104

Ror.dział 6. Kultura i spoleczeilstwo

Spójrzmy na jeszcze inny system, a mianowicie model przyrostu ludności przedstawiony na rysunku 6.5. Zauważcie, że jest to kolejna pętla pozytywnego sprzężenia zwrotnego: (1) im więcej dzieci rodzi się w społeczeństwie, tym zwiększa się całkowita liczba ludności, (2) im większe społeczeństwo, tym większa prawdopodobnie liczba potencjalnych rodziców, co oznacza, że (3) więcej dzieci rodzi się w społeczeństwie - i kolo się zamyka.

Thn konkretny przykład sprzężenia pozytywnego działa jednak w ramach więk8zego systemu, który jest przykładem sprzężenia negatywnego (zob. rys. 6.6). Istnieje negatywny związek między liczbą ludności a ilością pożywienia na osobę, zakładając oczywi~cie, że ilość jedzenia jest stała. Im więcej ludzi, tym mniej jedzenia starcza dla wszystkich. Kiedy ilość pożywienia spada, rośnie śmiertelność - kolejna relacja negatywna. W rezultacie, im więcej osób umiera, tym bardziej spada całkowita liczba ludności. Zwróćcie uwagę, jak działa sprzężenie negatywne.

Załóżmy, że calkowita liczba ludności rośnic.

Oznacza to, że ilość jedzenia na osobę spada.

Śmiertelność wzrasta.

W wyniku tego całkowita liczba ludno~ci spada.

Tak więc ilość pożywienia na osobę wzrasta.

Śmiertelność !)pada.

Całkowita liczba llldJ1o~ci rośnie (zob. pkt 1).

0x01 graphic

Rysunek 6.6. Negatywna relacja między całkowitą liczbą ludności a ilością pożywienia na osobę

Społeczcostwo

Sprzężenia negatywne pomagają utrzymać syslem w równowadze.

Systemy, które zachowują względnie stały stan równowagi przez dłll:i,S/.y okres czasu, naZ)"iVa się czasem homeostazami. Rozważcie teraz ciiig wydarzeń w ramach bardziej skomplikowanego systemu:

Całkowita liczba ludności rośnie.

Ilość pożywienia na osobę spada.

Śmicrtelność wzrasta.

Całkowita liczba ludności spada. Liczba potencjalnych rodziców spa-

da. Liczha narodzin spada.

Całkowita liczba ludności spada.

lIość pożywienia na osobę rośnie.

Śmiertelność spada.

Całkowita liczba ludności rośnie. Liczba potencjalnych rodziców rośnie. Liczba narodzin rośnie.

Całkowita liczba ludności rośnie -t wróć na początek listy.

Nawet ten bardziej zlożony system jest uproszczeniem tego, co mamy z życia. Założyliśmy tutaj, że skala przyrostu naturalnego jest ~l,-da, podczas gdy w rzeczywistości jest ona zmienna. Ma to wpływ na n.:lacje między liczbą potencjalnych rodziców a liczbą nowo narodzonych dzieci. Założyliśmy również, że ilość pożY'A-·ienia jest stała, kiedy \II rzeczywistości potrafi być z tym różnie. Ale jak różnie?

Po części, kiedy populacja się powiększa, zwiększony popyt na poi,ywienie powoduje wzrost jego wartości, co z kolei wpływa na większe przychody osób pracujących w branży spożywczej, co z kolei stymuluje produkcję. Zwróćcie uwagę, jak te dwa czynniki powodują sprzężenie Ilegatywne:

Zmniejszenie pożywienia na głowę powoduje ...

Zwiększenie przychodów z produkcji pożywienia, co prowadzi do ...

Produkcji większej ilości pożywienia, co powoduje ...

Zwiększenie ilości poŻ)'\Vicnia na osobę, co powoduje ...

Zmniejszenie przychodów z produkcji pożywienia, co prowadzi do ...

Produkcji mniejszej ilości pożywienia, co powoduje ...

Zmniejszenie ilości pożywienia na głowę -+ wróć na początck listy.

Rysunek 6.7 pokazuje, jak działa powiększony system. Sprawdźcie, t:/.Y jesteście w stanie dokładnie prześledzić jego działanie krok po kroku.


106

Rozdział 6. Kultura i społeczeństwo

+

0x01 graphic

Rysunek 6.7. Związek między całkowitą populacją, ilością pożywienia na głowę a jego produkcją

Przykłady te powinny wam uświadomić, jak funkcjonują systemy społeczne i w jaki sposób można je badać. Zanim jednak pozostawimy pojęcie systemów za nami, chciałbym zwrócić waszą uwagę na jeszcze jedną rzecz.

Pamiętacie zapewne, jak w rozdziale 5 stwierdziliśmy, że najważniejszym zadaniem każdej instytucji jest przetrwanie. To samo można powiedzieć o systemach społecznych. Podobnie jak w przypadku instytucji, nie chcę sugerować, że systemy społeczne posiadają jakieś ludzkie "motywacje" czy "popędy". Chcę po prostu zauważyć, że systemy, które nie zaspokajają swoich potrzeb, nie mają szans na przetrwanie i znnikają, a zatem nie są przedmiotem zainteresowania socjologów. Oznacza to, że systemy, którymi socjologowie się interesują, są w stanic zaspokoić swoje potrzeby i przetrwać. Tak więc aby dobrze zrozumieć jakiś system, należy się przyjrzeć temu, czego musi on dokonać, aby przetrwać.

Społeczeństwo

Bez wdawania się w skomplikowane modele wypracowane przt.:z socjologów, wspomnę o paru dosyć oczywistych przykładach potrzeb systemów. Po pierwsze, aby przetrwać, w danym systemie społecznym IllUSZą znajdować się jakieś jednostki. Jako że wszyscy ludzie umieraj!!, jedną z potrzeb systemu jest potrzeba »ymiany. W sposób oczywisty jest lO związane z reprodukcją biologiczną, niemniej ta funkcja jest uwarunkowana zinstytucjonalizowanymi normami dotyczącymi preferowanych modeli rodziny.

Po drugie, systemy społeczne muszą również mieć coś na kształt przyw6dztwa. Jak już stwierdziliśmy, istnieje w tym zakrellie do wyboru wiele możliwości (np. demokracja, monarchia, dyktatura).

Systemy mają jeszcze wiele innych potrzeb, ale wydaje mi się, że lIa tym zakończymy. Zresztą myślę, że powinniście już dostatecznie dol.:cniać wpływ systemów społecznych na nasze Życie społeczne.

Z doświadczenia wiem, że kiedy studenci uczą się o roli, jaką pełnią struktury społeczne w ich życiu, często przeceniają ich uporządkowanie i stabilność. Tak więc wydaje mi się, że nastała pora, aby skierować naszą uwagę na mniej stabilne, a czasami wręcz chaotyczne aspekty życia spolecznego.


ROZDZIAŁ 7

Nierówności

Wiele lat temu, kiedy kierowałem wydziatem socjologii na Uniwersytecie Hawajskim, spotkala mnie pewna przykra sytuacja. Kobieta, która nie została zatrudniona jako wykładowca, ztoży!a skargę do rządu federalnego. Wkrótce potem reprezentowałem caty wydzial, broniąc się przed oskarżeniami o dyskryminację ze względu na pleć.

SytuaCJa ta była całkowicie sprzeczna z moimi pOglądami. Nieraz przecież mówiłem i pisatem o równości pici. Kierowa/em kampanią wyborczą kandydatki do rady miejskiej i popieralem kobietę gubernatora. Na pewno nie miałem oporów przed zatrudnianiem kobiet na uczelni ani nie odnosiłem wrazenia, aby ktokolwiek inny z pracowników mial co do tego jakiekolwiek wątpliwości.

Jednakże nie dało się zaprzeczyć temu, że na dwudziestu wykładowców tylko dwóch byIo kobietami. Zmuszony byłem zadać sobie pytanie, czy nie wskazywało to na jakiś wzorzec dyskryminacji. Może dałoDy się wyłączyć z tego zarzutu moją dziesięcioletnią działalność na tym uniwersytecie, ale czy można było to samo powiedzieć o reszcie pięćdziesięcioletniej historii tego wydziału? Zanim odpowiemy na to pytanie, powinniśmy się spytać: skąd motemy się o tym dowiedzieć? Odpowiedi nie jest tak prosta, jak oysię zdawało.

Kobiety stanowiły 10% pracownikÓw nauko\'J}"ch wydziatu i według pozwu udowadniało to dyskryminację. Zapewne większośĆ z nas wychodzi z zalożenia, że skoro połowa obywateli Stanów Zjednoczonych to kobiety, potowa v.ykładowców socjologii również powinna być kobietami.

Ten tok myślenia jest jednak biędny. Kobiety stanowią mniej niż 50% wszystkich soCjOlogów w USA. W roku 1974 tylko 28% spośród 632 doktoratów z socjologii było autorstwa kobiet. Pięć lat wczeŚniej jedynie co piąta osoba, która uzyskiwala stopień doktora w tej dziedzinie, była kobietą.

Jeżeli jednak kobiet posiadających stopień doktora socjologii było wtedy 20%, to proporcjonalnie na wydziale powinny byĆ zatrudnione cztery kobiety, a nie dwie. Niemniej przeważająca większość pracowników wydziału została tutaj zatrudniona na długo przed rokiem 1969, kiedy liczba kobiet zajmujących się tą dziedziną nauki VI stosunku do mężczyzn była jeszcze niższa. Tak więc jakiej ilości kobiet należało się spodzie-

Rozdział 7. Nicrówności

wać, jeteli nie były przez te lata dyskryminowane? Sposób, w jaki postanowiłem to określić, pokaże stopień skomplikowania 'łliąiący się z kwestią nierówności. Zacząlem od stwierdzenia, że każdego pracownika wyroniono z puli kandydatów - zorówno kobiet, jak i mężczyzn. Teoretycznie dałoby się określić iloŚĆ kobiet w każdej puli. Piszę jednak, że .t8()retYCZl1ie", ponieWaŻ wydziat nie prowadził tak daleko sięgających archiwów, aby wiedzieć dokładnie, kto, kiedy i na jakie stanowisko kandydoI'tal. Tak więc wartości podane dalej są przybliżone.

Dla celów tego badania załoźy!em, że każdy pracownik naukowy został \,-.ybrany ze swojej kohorty. Oznacza to, że kiedy zatrudniano kogoś, kto był świeżo upieczonym doktorem (tak jak to było w moim przypadku), to uznawałem, że wszyscy inni kandydaci na lO stanowisko również dopiero co otrzymali ten stopień nauko""Y. Jednocześnie, kiedy zatrudniano kogoś z większym doświadczeniem, to Y>y'chodzilem z założenia, że jego konkurenci byli równie dobrze wykwalifikowani. Chociaż nie oddaJe to dokładnie procedur naboru pracOlW1ików wyższych uczelni, jest to dostatecznie bliskie prawdy.

Jako że swój doktorat otrzymałem w 1969 roku, załOżylem, że ""Ybrano mnie z puli kandydatów, w której odsetek kobiet był taki sam jak odsetek tych, które ••• "edy obroniły swoje prace doktorskie, czyli 20%. Tak więc, jeżeli nie mielibyśmy do czynienia z dyskryminacją, to mOglibyśmy oczekiwać, że z osób zatrudnionych z tej grupy 20% Ilędzie kobietami. Chociaż byłem Jedyną osobą zatrudnioną, zanotowalem sobie, że ••• .ydział "powinien" wtedy zatrudnić procentowo 0,8 mężczyzn i 0,2 kobiet. POIvl:órzylem tą procedurę w odniesieniu do kaŻdego z dwudziestu pracowników. Tak ••• lięc gdy jeden z moich współpracowników otrzymał stopień doktora w roku 1972, odlIotowatem, że wydział powinien wówczas zatrudnić 0,79 mężczyzn i 0,21 kooiet. 1)0 wykonaniu tych wszystkich obliczeń dodałem do siebie ufamki reprezentujące liczbę kobiet, jaka powinna być zatrudniona, takjak pokazałem to na 1)'Sunku 7.1. Okalało się, że wydzial powinien zatrudniać trzy kobiety - oczywiście w przypadku, gdyby pracowników wybierano w sposób 1050"')1. Jednak mimo że metoda losowa jest ide"iną metodą, która pozwala uniknąć dyskryminacji, nie Jest ona raczej idealna w przypadku pracowników naukowych.

Cl'j fakt, że na Y>y'dziale socjologii pracowały dwie kobiety, a nie trzy, wskazuje na dysIHyminację? Po raz kolejny odpowiedź nie jest oczywista, ale odpowiednie socjologiczne techniki badawcze pomogą nam znaleić poprawne rozwiązanie tego problemu.

W przypadku anaHz socjologicznych często zajmujemy się danymi empirycznymi, kM· te mogą prezentować znaczące zależności, lecz mogą być także odzwierciedleniem przypadkOl-.ych kaprysów losu. Dokładnie tego rOdzaju pytanie zadajemy sobie teraz, IClstanawiając się nad dyskryminacją na v.ydziale socjologii.

I~rótka dygresja pomoże nam zademonstrować, jaki sposób myślenia powinniśmy za(llosowaĆ. Jeieli rzucamy monetą, to mamy 50% szansy, że wyrzucimy reszkę i takie


Rozdział 7. Nierówności

[x]

Rysunek 7.1. Liczba kobiet, jaka powinna być zatrudniona na wydziale socjologII

same prawdopodobieństwo, że wyrzucimy orfa. (ZwrÓĆcie uwagę, że w pojedynczym rzucie może nam wypaść tylko jedno: orzellub reszka, podobnie jak w przypadku zatrudniania pracowników naukowych.)

Można się spodziewać, że w stu rzutach monetą ••• ..yp8dnie nam około pięĆdziesięciu razy orze! i okola pięĆdziesięciu razy reszka. Zaznaczam, że .okolo" - raczej nie uda się wam wyrzucić dokiadnie po pięćdziesiąt razy kaŻdą stronę monety. Tak więc jeże·

Nierówność zinstytu<:jonalizowana

li wyrzucilibyście reszkę czterdzieści osiem razy, a orła pięćdziesiąt dwa razy, lo po. twierdziłoby to naszą wiedzę o prawdopodotlieństwie wyniku takiego rzutu. Jednoll gdyby na sto rzutów dwadzieścia pięć razy wypadta wam reszka i siedemdziesiąt pięć razy orzel, to powinniście dokladnie przyjrzeć Się monecie, której używaliście, 00 coś z nią jest zapewne nie w porządku.

Pytanie brzmi: jak daleki od owych 50% powinien być wynik rzutów, abyśmy zaczęli mieć wątpliwości co do użytej monety? A wracając do naszej sytuacji: CXj zatrudnienie dwćch kobiet, a nie trzech, jest dowodem, aby zakwestionować uczciv.tość wydziatu socjologii? Zat6żmy, że pracowników naukowych zatrudniano losowo, dzięki czemu możemy mieć pewnoŚĆ, że niczyje preferenCje co do pici kandydatów nie graty żadnej roli. Istnieje szansa, że zatrudnionoby dwie kooiety, a nie trzy. Bez wdawania się w zoędne SZClegóty powiem wam, że szansa ta wynosi 23%. Oznacza to, że pracę dostawałyby dwie kobiety zamiast trzech w jednym przypadku na cztery. Jeżeli wetmiemy pod uwagę takie prawdopodobieństwo zatrudnienia jednej albo żadnej kobiety, to okazuje się, że szansa zatrudnienia mniej niż trzech kobiet wynosi 40%. Tak więc zatrudnienie jednej kobiety mniej, niż mOgliśmy się spodziewać, mogla być po prostu PrzypBdkiem, który nie wskazuje na fakt dyskryminacji ze wzgiędu na płeć.

Jednym z powodów otrzymania takiego wyniku jest to, że wydzial sktadał się jedynie ~ dwudziestu osób. Przykladowo, Jeżeli na wydziale zatrudnionych oytoby czterdzieści osób, to kierując się tą samą logiką, powinno pracować tam szeŚĆ kobiet. Jednak statystyczne szanse na to, że liczba zatrudnionych kooiet będzie mniejsza lub równa czterem spadają z 40 do 26%, mimo że stosunek ilościowy kobiet do mężczyzn pozostanie laki sam. Gdyby na \'oYdziale pracowało dwieście OSÓb, to wśród nich 30 stanowisk powinny piastować kobiety. Zauważyć należy, że szansa na to, że pracować tam będzie dwadzieścia lub mniej kobiet spadają do 2,5%. Taoela 7.1 ukazuje wpływ liczby zatrudnionych pracowników na to prawdopodobieństwo.

Tabela 7.1. Wptyw liczby pracowników zatrudnionych na różnicę między faktyczną liczbą kobiet zatrudnionych a liczbą oczekiwaną

Całkowita liczba osób zatrudnionych

Oczekiwania co do liczby kobietzatrudnłonych

Faktyczna liczba kobiet

Prawdopodobieństwo w %

20

3

2 albo mniej

40

40

6

4 albo mniej

26

200

30

20 albo mniej

0,025

Nierówność zinstytucjonalizowana

Wpływ wielkości zdaje się być nieco paradoksalny. Zatóżmy, że na 1I1liwersytecie mamy pięćdziesiąt wydziałów, a na każdym pracuje uwadzicścia osób. Załóżmy także, że na każdym wydziale powinny


112

Rozdział 7. Nierówności

pracować trzy kobiety, chociaż pracują tylko dwie• Już udowodniliśmy, że błędem byłoby uznanie takiego stanu rzeczy za dyskryminację. Jednakże nie można tego samego powiedzieć w skali całego uniwersytetu. Przy liczbie tysiąca zatrudnionych osób można byoczekiwać zatrudnienia 150 kobiet, niemniej prawdopodobieństwo tego, że będzie na nim zatrudnionych sto b,!dź mniej kobiet, jestjedell do pięciu tysięcy. Nie da-toby się tego uzasadnić, mówiąc, że braki kobiet wśród kadry były czystym przypadkiem. Co więc było powodem takiego stanu rzeczy?

Fenomen polegający na tym, że mimo iż w danej instytucji istnieją problemy uprzedzeń i dyskryminacji, to nie sposób znaleźć winowajców, jest nazywany przez socjologów uprzedzeniem zinslytucjonalizowanym. Spójrzcie na tabelę 7.2.

Tabela 7.2. Średnia calorocznych dochodów pracowników zatrudnionych na pelen etat w USA (w $)

Rok

Mężczyźni

Kobiety

Stosunek kobiet do mężczyzn (w %)

1970

9 184

5 440

59

1975

13 144

7 719

59

1980

19 173

11 591

60

1985

24 999

16 252

65

1990

29 172

20 586

71

Źródlo: U.S. Buroau of the Census, 1984,s. 452: 1992,s, 452.

Jak widać w tabeli, kobiety zairudnione w USA zarabiają trzy czwarte tego, co mężczyźni, chociaż stosunek płac dążył w danym okrcsie do wyrównania. Wzorzec tego, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn, ma w USA podłoże histol)'czne. Istnieje też kilka argumentów, które starają się go wyjaśnić.

Jeden z nich twierdzi, że kobiety zarabiają mniej, gdyż częściej od mężczyzn pracują w niepełnym wymiarze godzin albo tylko dorywczo, jednak dane statystyczne, na ktÓre się powołujemy, biorą tę różnicę pod uwagę. Innym argumentem było to, że kobiety zajmują słabiej płatne stanowiska - częściej są pielęgniarkami niż lekarzami, sekretarkami niż dyrektorami. A]e dane te wskazują również na to, że kobiety :.wrubillJI' mniej od mężczyzn na tych samych stanowiskach,

Badacze z Uniwersytetu Michigan - Teresa Levitin, Robert QUilIII i Graham Staincs - przeprowadzili w 1970 roku w całym kraju sondaż Jotyczący zatrudnienia, aby zbadać szczegółowo kwestię dyskrymill!lcji kobiet względem płac. Rozpoczę]i oni swoją analizę od wybrania poiowy mężczyzn, którzy brali udział w badaniu i dokładnego przeanali;wwania wagi kolejnych czynników, jakie mają wpływ l1a ich dochody. Urali pod uwagę wykonywany zawód, doświadczenie, wykształcenie itd. Używając techniki zwanej analizą regre~ji, byli w stanie dojść do skomplikowanego równania, które w swoim zamierzeniu miało pomóc im przewid)'\\'ać, jaką sumę zarabiałaby dana osoba na podstawie określoIlych charakterystyk.

Kiedy badacze zastosowali to równanie w stosunku do kwalifikacji mężczyzn niewziętych pod uwagę podczas jego tworzenia, okazalo się, że jest ono w stanie określić roczne zarobki osoby 'Z dokladnością do trzydziestu dolarów. Jednakże kiedy to samo równanie zostało użyte do badania kwalifikacji ankietowanych kobiet, ukazało się, że zarabiają rocznie ponad trzy tysiqce do/arów mniej niż wynikałoby z równania!

Według urzędu statystycznego dwudziestopięcioletnia kobieta, która studiowała przez pięć albo i więcej ]at, będzie zarabiała niewiele więccj ponad polowę tego, co zarabia mężczyzna o podobnym wykształceniu. Właściwie to dwudziestopięcioletnia kobieta po cztercch łatach studiów h((dzie zarabiała mniej niż dwudziestopięcioletni mężczyzna, który nie IIkończył szkoły średniej (U.S, Bureau of the Census, 1985, s. 453).

Nierówności w rozkładzie dochodów w Stanach Zjednoczonych mogą się wydać szokujące dla kogoś, kto wcześniej nic zajmował się tą kwestią. Z I)'sunku 7.2 wynika, że ponad połowa dochodu narodowego (1<lcznie z zyskiem kapitałowym) trafia do naj bogatszej piątej części :-;poteczeństwa. Wykres ten pokazuje nam też, jaki udział \v dochodzie maj,! pozostałe kwintyle ludności USA. Zwróćcie uwagę na lo, że najhiedniejsze 20% zarabia jedynie l % dochodu krajowego.

Rodziny z najbiedniejszej jednej piątej społeczeństwa mają maj,!lek netto średnio w wysokości 30 100 dolarów, co można porównać f. majątkiem rodziny z naj bogatszej części ludności, któl)' wynosi 5Hli 700 dolarów. Thkjak mieliśmy okazję zobaczyć podczas analizowania pIci i dochodów, różnice te nie są przypadkowe, a pleć nie jest jedynym czynnikiem, który to powoduje.


114

Rozdzial7. Nierówności

0x01 graphic

Ql: NojbogatSl)'kwintyl Q2: Drugi kv.in~ podwrględem bogactwa

Q3: Trzeci k'.o.'intyl pod względem bogactwa

Q4: Czo»'3rty kwintyl pod względem oogactwa

Q5: Najbiedniejszykwinty

Rysunek 7.2. Dystrybucja dochodów w USA w 1990 roku Źr6dlo: U,S. Bureau of the Census, 1992, s. 462.

Zwróćcie uwagę na różnicę w przychodach osób czarnych i białych, przedstawioną w tabeli 7.3.

Tabela 7.3. Średnie zarobki rodzin (w $)

Rok

Biali

Czarni

Czarni/biali (w%)

1970

10 236

6 219

61

1975

14 268

8 779

62

1980

21 904

12 674

58

1985

29 152

16 786

58

1990

36 915

21 423

58

Źródło: U.S. Bureau of the Census, 1992, s. 449

Podobnie jak w przypadku kobiet, niższe płace czarnych pracowników również są elementem zakorzenionym w historii Stanów Zjednoczonych - sięga on czasów niewolnictwa. Co więcej, w odróżnieniu od różnic w płacach kobiet i mężczyzn, dysproporcja między płacami osób białych i czarnych nie zmniejsza się.

NierÓWllOŚC zillstytucjonaJ..izowan:l

Może zadajecie sobie pytanie, kto jest odpowiedzi_liny za lakiu różnice? Przecież nie ma nakazu, który mówi, że kobietom i c.:zllrnym należy płacić mniej. Są nawet prawa, które tego wprost zabraniaj!) . .Jcd~ nakże różnice, które obserwujemy, nie są dziełem przypadku. l1JI.;lj również istnieją pewne zależności i warto wspomnieć, dlaczego i jak sii( one kształtują.

Kolejnym przykładem dyskryminacji zinstytucjonalizowanej może być różnica w umieralności noworodków czarnych j białych (tab. 7.4).

Tabela 7.4. Śmiertelność noworodków w USA (na tys.)

Rok

Noworodki białe

Noworodki czarne

Czarni/biali (w %)

1940

43,2

72,9

1,69

1950

26,8

43,9

1,64

1950

22,9

44,3

1,93

1970

17,8

32,6

1.83

1980

11,0

21.4

1.95

1989

8,2

17,7

2,16

Żródło: U.S, Bureau of the Census, 1985, s.73; 1986, s. 72; 1992. s. 80.

Thrmin śmiertelność noworodków odnosi się do liczby nowo narolizanych dzieci (na tys.), które umierają w ciągu pierwszego roku swojego życia. Przykładowo, w 1940 roku średnio 43,2 z tysiąca białych dzieci umierało przed swoimi pierwszymi urodzinami. Tymczasem dla dzieci czarnych średnia wynosiła 72,9 - czyli o ponad połowę więcej niż w przypadku dzieci białycll.

Chociaż śmiertelność dzieci stale spadała z rozmaitych powodów, takich jak łatwiejszy dostęp do lepszego pożywienia, lepsze warunki higieniczne czy też lepszy dostęp do służby medycznej, różnica zwiększyła ~ię jeszcze bardziej w ostatnich latach - czarne dzieci miały dwukrotnie Illniejsze szanse dożycia swoich pierwszych urodzin od dzieci białych.

Problem ze zrozumieniem pojęcia zinstytucjonalizowanego rasiI;mu oddaje wyrok sądu najwyższego z 22 kwietnia 1987 roku. Odmówil on wtedy zniesienia kary śmierci w stanie Georgia, mimo że dane statystyczne dowodziły, że była ona stosowana w sposób dyskryminuj,,ey mniejszości etniczne. Warren McCleskey, Afroamerykanin, zostal skazany na karę śmierci przez sąd w Georgii za zabójstwo białego policjanta. NAACp, amerykańska organizacja broniąca praw mniejszo~ci rasowych, wniosła apelację do sądu najwyższego, gdyż uważała t'ell wyrok za przejaw dyskryminacji na tle rasowym.


116

Rozdział 7. Nierówności

Analiza ponad 2 tys. spraw zabójstw w stanie Georgia wyjawiła, że prokuratorzy częściej występowali w nim o karę śmierci, kiedy oskarżana była osoba czarna, a jej ofiarą była osoba biała. Podobnie, ławy przysięgłych częściej w takich przypadkach wydawały wyroki skazujące. Kiedy ofiara była biała, czarni oskarżeni mieli stanowczo wyższe prawdopodobieństwo, że zostaną skazani na karę śmierci (22%) niż biali (8%).

Nie zapr.lcczając wynikom badań statystycznych, a nawet nazywając je "martwiącymi", sąd orzekł jednak, że nie może zlikwidować kary śmierci w Georgii ze względu na domniemane podłoże rasistowskie, gdyż brakowało dowodów na "świadomą intencję dyskryminacji". Sąd uzual, że dowodów takich nie znajduje w przedstawionych danych statystycznych, co podsumował jeden z obrońców, stwierdzając, że "jedyną rzeczą, która pozwoliłaby tej inicjatyv.rie zwyciężyć, byłoby zeznanie któregog z sędziów przysięgłych czy oskarżycieli, ale na to chyba nie mamy co liczyć" (cyt. za: Savage, 1987, s.l, 22)3.

Tak jak w przypadku kobiet, które zarabiają mniej od mężczyzn czy też wyższej śmiertelności noworodków z mniejszości etnicznych, także i tutaj trudno jest wskazać na jednego, konkretnego sprawcę tej sytuacji. Niemniej socjologia wymaga od nas uznania danych wzorców za rzeczywiste i poszukiwania ich przyczyn. Nawet jeżeli uda nam się zidentyfikować osobę typu Simon Legree czy Hitler, to z socjolo~ gicznego punktu widzenia powinniśmy również zbadać warunki społeczne, jakie ją stworzyly. W przeciwnym wypadku bowiem może odsuniemy jednego złoczyńcę od władzy, ale drugi mu podobny zaj~ mie jego miejsce.

Nie chcę przez to powiedzieć, że poszukiwanie indywidualnych sprawców jest pozbawione sensu. Seria włamań czy zabójstw często kończy się po tym, jak policja złapie odpowiedzialną za nie osobę. Nic~ stcty rozwiązanie sprawy nie jest tak łatwe w przypadku problemów społecznych.

Są osoby zajmujące się kwestią dyskryminacji kobiet, które uważają, że dokładnie wiedzą, kto ponosi winę za taki stan rzeczy. Niektórzy wskażą na wszystkich mężczyzn, inni na chciwych pracodawców, jeszcze inni na polityków. Nie brakuje również sugestii, kogo winić za dyskryminację ekonomiczną czarnych i innych mniej8zości etnicznych.

3 Dokładniejsza analiz., argumentów S.ldu i dodatkowe informacje statystyczne, zob. Gross, Mauro,1989 .

Perspektywa socjologiczna

Czasami istnieje możliwość określenia konkretnych spraw<:6w i zmuszenia ich do zaprzestania swoich działań. Na przykład w Dctroil sąd nakazał zakończenia praktyki stosowanej w sieci klubów fitncss, która płaciła menedżerom mężczyznom prowizje za każdego nowego klienta w wysokości 7,5%, podczas gdy menedżerowie kobiety dostawa~ Iy jedynie 5%. Podobna sytuacja spotkała pewien bank w Montanie, który płacił kasjerom więcej niż kasjerkom.

Mimo iż dzięki takim działaniom zyskały pracujące w tych miejscach kobiety, nie rozwiązało to szerszego problemu. Kobiety generalnie nadal I.arabiają 65 centów na każdego dolara zarobionego przez mężczyznę.

Prawda jest taka, że nie ma pojedynczej osoby, która byłaby odpo~ wiedzialna za ekonomiczną dyskryminację kobiet czy mniejszości et~ nicznych. Nie ma żadnego Archiego Bunkera*, ktÓry steruje systemem ze swojego tajnego centrum działań w Nowym Jorku. Nie stoi za tym też i:adne mocarstwo ani partia polityczna. Nawet jeżeli moglibyśmy oskar~ i.yć o dyskryminację ekonomiczną jakąś jednostkę albo grupę, to kogo oskarżymy o to, że śmiertelność wśród czarnych noworodków jest dwu~ krotnie wyższa niż wśród dzieci białych?

Perspektywa socjologiczna

Nierówności są jedną z podstawowych cech struktury społecznej. Nie mówię tego po to, aby zjawisko to w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać ani też zasugerować, że grupy dyskI)'minowane powinny być dalej tak Iraktowane. Nie chodzi nawet o pokazanie, że osoby dyskryminowane S,! w każdym społeczeństwie. Chcę raczej wskazać, że struktura nierów~ Ilości w społeczeństwie nie ogranicza się do kilku osób, które źle postę~ pują względem innych. Nic nie zdziałamy, jeżeli ograniczymy się do szukania winowajców. Równie dobrze moglibyśmy usiłować dojść do lego, kto ponosi winę za różnice religijne na świecie.

Nie oznacza to jednak, że tematyka nierówności jest obszarem zamkniętym. Socjologia dostarcza nam tutaj użytecznej perspektywy, ..:hociaż nie udzieli wszystkich odpowiedzi.

Zacznijmy od tego, że chociaż równość jest jedną z podstawo~ wych wartości amerykańskich, to nie jesteśmy jej oddani całkowicie. Jak zauważył Seymour Martin Lipset (1963), w historii USA od dawna

• Archie Bunker _ bohater amerykańskiego serialu z lat siedcmd~jcsiątych (przyp. tl\lIl1.).


118

Rozdział 7. Nierówności

istniał konflikt między dwiema wartościami: sukcesu i równości. Chociaż wierzymy, że wszystkie jednostki są równe, to równocześnie wierzymy w możliwość osiągania nierówności. Chcemy mieć możliwość osiągnięcia sukcesu dzięki ciężkiej pracy. To jedna z podstawowych różnic między amerykańskim modelem społeczeństwa a modelem komunistycznym.

Jednakże nierówność nie polega jedynie na tym, że jedne jednostki są w stanie wspiąć się wyżej od innych, podczas gdy drugie pozostają w tyle. Najważniejszą formą nierówności jest zorganizowana i trwala stratyfikacja społeczna, w której generalnie mężczyznom powodzi się lepiej niż kobietom, a białym lepiej niż czarnym.

Podstawą systemów stratyfikacji są rozmaite cechy - nie tylko rasa j płeć, ale również religia, wiek, powiązania rodzinne, zawód, stan majątkovvy, wykształcenie, siła fizyczna, poglądy polityczne itd. Każde społeczeństwo inaczej wartościuje te poszczególne charakterystyki. Weźmy dla przykładu wiek. W wielu tradycyjnych społeczeństwach, głównie azjatyckich, osoby starsze zawsze cieszyły się wysokim poważaniem. W Amel)'ce za to, gdzie panuje kult młodości, często traktujemy osoby starsze nieodpowiednio.

Często mówimy w tym kontekście o grupach mniejszościowych, chociaż taka grupa może tak naprawdę stanowić większość społeczeństv,'a, jak w przypadku kobiet w USA czy czarnych w RPA Samo słowo mniejszość odnosi się do mniejszych udziałów owej grupy w takich korzyściach społecznych, jak wynagrodzenje, szacunek czy władza polityczna. Każde społeczeństwo ma swoje mniejszości, na przykład Thmi10wie w Sri Lance, Ajnowie w Japonii, Kurdowie w Iranie, Żydzi w Rosji, Palestyńczycy w Izraelu itd.

Niektórzy socjologowie uważają, że stratyfikacji nje da się uniknąć. Ponad sześćdziesiąt lat temu ukazała się klasyczna już publikacja dotycząca tego tematu autorstwa Kingsleya Davisa i Wilberta Moore'a (1945). Stwierdzili oni, że niektóre pozycje zawodowe w społeczeństwie v.'Ydają się ważniejsze od innych: król czy prezydent zawsze będą umieszczani wyżej od osoby zamiatającej ulice. Podobnie, niektóre zawody wymagaj" specjalistycznego wykształcenia czy zdolności, a więc ich v.'Ykonywanie zazwyczaj łączy się z lepszym wynagrodzeniem. Omawiani autorzy wyciągnęli z tego wniosek, że pewien rodzaj stratyfikacji jest nieunikniony .

Zauważcie, że pogląd ten jest sprzeczny ze zdaniem innego socjologa, Karola Marksa, który uważał, że najlepszym możliwym rozwiąza-

Funkcje ubóstwa

niem jest spoteczef1stwo bezklasowe. Mimo iż trudno rozstrzyglH)Ć 1\'. kwestię w tej chwili, wydaje się, że bliższy prawdzie jest jednak pierwszy z zaprezentowanych poglądów. Jeżeli bowiem rzeczywiście bczklasowu społeczeństwo jest możliwe, to jeszcze nie udało nam się go zrealizować, nawet w ZSRR. Nikt by przecież nie uznał, że chłop byt wówczas równy sekretarzowi partii. W ZSRR istniała stratyfikacja edukacyjna i zawodowa, czego przykładem mogą być trudności ze skłonieniem uczniów z dobrymi wynikami w nauce do pójścia do szkół zawodowych, jakie opisał Dennis Williams.

Trudności z namÓ\.vieniem ue;miów do zmiany kierunku ohranej kariery staiy się oczywiste po prze(;Zytaniu artykułu z mdzieckiego lll~lgazynu dla nauczycieli. Opisywal on SJXltkanie 6smokbsistów z przedmieść Mosk\1.'Y ze ~pecjalist'l do spraw propagandy z Komsomołu. NamlIwialon młodzież, aby ,.przekazali swoje sitne, mlode ramiona i gorąee serea tam. gdzie są potrzebne najbardziej". Uczniowie nie sobie z tego nie robili. Kiedy jednego zapytano, czy chcialby iść do szkoly zawodowej, lO odpad, że "nic ma zamiaru zostawać C7Jonkiem ministerstwa leŚoictwa". Miat on na Jnyśli to, ie leg() typu s~koty są pełne dębów, co w slangu rosyjskim oznac~a "durnia". Osoba ucząca owego cl1lopca powied~iała, że nic była w stanie namówić 25 osób z jej 42-osobowej klasy, aby poszly do szkol,' zuwodowej, tak jak od niej wymagał~1 partia. Dziesięciu uczniÓw od razu odrzucilo propozycję, a kolejne piętna~cie osób pC)I>,'iedziato, że nie chce iść do szkoly przygotowującej do pracy na roli czy w fabrykach. Niechęć do szk61 zawodowych jest jeszcze wyraźniejsza w elitarnej moskiewskiej szkole nr 22, w której językiem wykładowym jest angielski. Większość tamtejszych uemi6w pochodzących z rodzin dyplomatów, nauk()wc6w, inteligencji wyraża chęć pójścia na uniwersytel i pracowania w tej samej branży, co ich rodzice (Williams. 1984, s. 73).

Funkcje ubóstwa

Aby zrozumieć trwałość nierówności, musimy przyjrzeć się temu, w jaki sposób przynosi ona korzyści zarówno pojedynczym jednostkom, jak i społeczeństwu w ogóle. Z takiego założenia wyszedł Herbert Gans (1971), kiedy badał społeczne funkcje ubóstwa. Oto kilka jego wniosków:

Jak długo w społeczeństwie żyją osoby ubogie, tak długo będzie kl'o~ od wykonywania "brudnej roboty", czylj prac, którymi inni nie chc~l się zajmować.

Jako że biedniejsi pracują za niższe stawki, bogatych stać na "luksusy" w postaci stużby domowej, na którą w innym przypadku nic mo~ gliby sobie pozwolić.


120

Rozdział 7. Nierówności

Istnienie osób biednych zapewnia zatrudnienie tym, którzy się nimi zajmują - od policji i pracowników pomocy spotecznej aż po lichwiarzy.

Biedni są rynkiem zbytu towarów gorszej jakości, takich jak zepsute pożY\\lienie, które w innym przypadku trzeba by było wyrzucić.

Biedni mogą stuiyć za negatywne przykłady mające uzasadnić i podtrzymać normy społeczne dotyczące ciężkiej pracy, oszczędności itd.

Gans nie stara się usprawiedliwić biedy. Nie twierdzi on, że jest ona "rozsądną cem!" za funkcje, jakie pełni w społeczeflsrwic. lego typu badania nie muszą powstrzymywać reform społecznych. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany rozwiązaniem problemów związanych z ubóstwem, to jedną z pienvszych rzeczy, jakie musiałby zrobić, byłoby zrozumienie tych i innych powodów jego trwałości. Jeżeli udałoby się nam ograniczyć biedę w Ameryce, to musielibyśmy jednocześnie wypracowaćjakąś metodę radzenia sobie z "brudną robot,!", znaleźć inne zajęcia dla osób zatrudnionych dotąd w pomocy społecznej i inny sposób \vykorzystania jednodniowego chleba.

W tym rozdziale pisałem jedynie o kilku elementach stratyfikacji społecznej. W rozdziale 10 wrócimy do tego tematu - tym razem w skali globalnej. Moim celem nie było przejrzenie nawet najważniejszych te· matów tej dziedziny. Chciałem raczej pokazać, że często podchodzimy do problemów społecznych, takich jak nierówność, w sposób zbytnio uproszczony, przez co nie jesteśmy w stanie skutecznie sobie z nimi poradzić. Socjologia i jej paradygmaty, jak na przykład teoria systemów społecznych czy konfliktu, umożliwiają nam skuteczniejszą obserwację życia społecznego, w tym kwestii nierówności, dzięki czemu możemy wywierać wpływ na otaczający nas świat.

ROZDZIAŁ 8

Wolność a porządek

Hans i Emma Kabel nie mieszkają już w Nowym Jorku. Przez pięćdziesiąt lat mieszkali w potudniowej części Bronksu Z\.vanej Morrisaną. Teraz już nie.

Il:iedy państwo Kablowie wprowadzili się do Bronksu, wydawaro im się, że znaleźli soI)ie szczęśliwe miejsce. Weekendowe wyprawy poza miasto przypomin<lty im ich rodzinne Niemcy. Mieli wielu przyjaciót i wiedli spokojne życie.

Wszystko zaczęło się Wlieniać w późnych latach trzydziestych XX wieku. Wówczas lo firma przetwórstwa mięsnego, w której pracował Hans, przeniosła się do ConIlecticut. Chociaż większość jego współpracowników zmienKa miejsce zamieszka11ia. aby zminimalizować odległość do pracy, Hans zdecydował się dojeżdżać tam po cztery godziny dziennie. Taki stan rzeczy trwat do 1964 roku, czyli do jego przejścia na emeryturę.

I~nansowo wiodlo im się catkiem dobrze - poza ubezpieczeniem społecznym mieli jeszcze emeryturę Hansa i okoto 20 tys. dolarów oszczędności - jednak w innych sfelach życia było gorzej. Kablowie coraz bardziej się izolowali, została im jedynie garstIla przyjacićt, a coraz poważniejsze problemy miasta zaczęły dotyczyć ich osobiście. I>otudniowy Sronks stat się dżunglą, w której wszechobecna byta wzajemna wrogość i przemoc. Z obawy przed wieloma niebezpieczeństwami w ich sąsiedztwie, Kablowie coraz rzadziej opuszczali swoje mieszkanie. Mimo iż znajomi starali się namówić ich 11<1 przeprowadzkę (mieli na to środki), stare małżer'lstwo mówiło, że nie potrafiliby opuścić miejsca, w którym spędziii pół wieku.

I)rzemoc w kor'1cu dotarła także do ich mieszkania. Hans zostat napadnięty w korytarzu Jego bloku, a napastnicy nie przestali go bić, nawet gdy oddał im pieniądze, ude17<lJąC jego głową wielokrotnie o marmurową posadzkę. Według relacji jego majomych, nigdy nie otrząsnął się po tym zdarzeniu.

l>ółtora roku później grupa osób wtamała się do ich mieszkania. Zaczęli torturować ll1atżonkćw, licząc na to, że zdradzą im, gdzie trzymają pieniądze. Kiedy zdali sobie Gprawę, że od Hansa się tego nie dowiedzą, związali go, zakneblowali i pobili. Postanowili Ivydoby(; tę informację od Emmy. Po wielokrotnym uderzeniu jej w twart Jeden z oprawców wziął widelec do pieczenia i zaczął przebijać jej ramię, pozostawiaJ'lC regularne rany biegnące coraz wyżej. Kiedy zbliżał się widelcem do oczu, Emmo


122

Rozdział 8. Wolność a porządek

powiedziała, gdzie znajduje się dwieście dolarów. Mimo to napastnicy znęcali się nad parą Jeszcze przez 45 minut.

Te dwa brutalne wydarzenia zaznaczyfy początek ostatnich dni Kablów w Nowym Jorku, Oczywiste stato się to, że nie mogą dłużej mieszkać i czuć się bezpiecznie w swoim mieszkaniu, lak więc zaczęli przygotowywać się do jego opuszczenia, Pewnego dnia Emma doktadnie wysprzątata cale mieszkanie, napisala listy do swoich krewnych w Kalifornii oraz zostawii;3 dokładne instrukcje prawnikowi. Po uporządkowaniu wszystkich swoich spraw, Hans (78 lat) i Emma (76 lat) powiesili się w mieszkaniu, którego nie potrafili opuścić za ŻYcia.- W pozostawionym liście napisali: .nie chcieliśmy już żyć wstrachu~l.

Chociaż historia ta jest drastyczna, niestety nie jest to odosobniony przypadek. Uczba przestępstw nadal rośnie i prawdopodobnie każdy doświadczył tego na własnej skórze. Wydaje mi się wręcz, że każdy z was stał się kiedyś ofiarą przestępstwa. Nawet jeżeli nikt z was nigdy nie został obrabowany czy pobity, to na pewno wdychaliście toksyny, które ktoś nielegalnie v.ypompował do powietrza, płaciliście ceny, które były w nielegalny sposób zawyżone albo ptaciliście więcej, aby wyrównać straty spowodowane kradzieżą towarów z danego sklepu. Gdy ktoś dokonuje oszustwa pOdatkowego, to my musimy piacić więcej, aby aekompensować straty. Kiedy inni zgtaszają falszywe podania o odszkodowania, to nasze sktadki automatycznie wzrastają.

W rozdziale 6 pisałem o tym, że żyjemy w morzu zasad, zarówno formalnych, jak i nieformalnych. Jest ich tyle, że w nieunikniony sposób tamiemy jakąś zasadę codziennie. Czasami robimy tak, gdyż nie wiemy, że takie zasady istnieją, inne ztamiemy, bo się z nimi nie zgadzamy. W jeszcze innych przypadkach wiemy, że postępujemy tle, jednak mamy nadzieję, że uda nam się uniknąć kary.

Zdaje mi się, że widać ironię tej sytuacji: nie ma rzeczy, która nie byłaby obwarowana jakimiś regułami, a ludzie łamią je na prawo i lewo. To, cry uznajecie społeczeństwo za zbyt silnie rządzone prawami, czy też zbyt bliskie anarchii, jest tylkO kwestią waszego światopoglądu, analogicznie do tego, czy uznamy szklankę za w polowie pełną, czy w połowie pustą.

Mimo że łamanie niektórych reguł może się wam wydać niegrotne, w niektórych przypadkach (tak jak w sytuacji Kablów) może ono wyrządzać brutalne szkody innym. W rezultacie, każde zorganizowane spoJeczeństwo musi sobie jakoś radzić z kwestią prawa i porządku, definiując to, co jest dopuszczalne, a co nie i wdrażając te regutywżycie.

Jeżeli ludzie nie stosują się do reguł rządzących strukturą społeczną, to struktura taka się rozpada i życie w uporządkowanym społeczeńst\vie zmienia się w chaos. Zanim jednak opmviemy się po stronie utrzymującej porządek, należy zauważyć, że mogą istnieć pewnie struktury, które uznajemy w społeczeństwie za niepożądane. Gdybyście na przykład byli osobami mieszkającymi w Afryce Południowej, ta może nie uznawalibyście prawa i porządku spolecznego za rzeczy, których nie należy zmieniać. ReguJą jest to, że system wspierają zl'~le osoby, na których kOrzyść on dziaJa, natomiast te, które są niezadmvolone z panUjącego status quo, będą całkiem zrozumiale dążyły do jego zniesienia albo przynajmniej zmian w jego ramach.

I Szczegóły z~czeqmięto z. reportażu KennClha Grossa 1.amiesza:onego w "San Francisco ExaminerandChronicle" t2grudnia1976roku.

Dewiacje

Sytuacja ta jest tylko częścią znacznie poważniejszego dylematu. Porządek społeczny Jest bronią obosieczną i nie da się zaprzeczyć temu, że wszyscy, nawet ci w najgorszej sytuacji, coś na tym zyskują. Nawet najbiedniejszy mieszkaniec slumsów może rnieć pewność, że ruch uliczny będzie się odbywaj w wyznaczonym kierunku, powietrze będzie czystsze niż gdyby nie byto rządoV>"fCh zarządzeń co do zanieczyszczeń przemyslol,',ych oraz że wszelkie pożywienie zakupione VI okolicznym Sklepie będzie speJnialo pewne warunki świeżości. Chociaż równowaga między tym, co dajemy społeczeństwu i co od niego otrzymujemy może się różnić, nie ma wątpliwości, że każdy z nas na wiele sposobów korzysta z różnych struktur spoJecznych.

Jednakże każda korzyść ptynąca ze struktur spolecznych wiąże się też z ceną, jaką za lo płacimy - w tym wypadku jest to nasza w1asna wolnoŚĆ. Tak więc ceną za uporząd" kowany ruch uliczny jest to, że grozi nam kara, jeżeli nie będziemy jeidzić zgodnie z regułami. Ochrona przed zastrzeleniem nas na ulicy wiąże się z tym, że nam też nie wolna do nikogo strzelać, niezależnie od tego, ery się nam to podoba, czy nie. Zdaję sobie sprawę, że przykJady te mogą się wydawać nieco przejaskrawione, ale chcę podkreślić konflikt istniejący międry wolnością a porządkiem

Nie oznacza to, że struktury spoJeczne odbierają nam naszą wolność. Zwrócilem wam uwagę już wcześniej, że często radzimy sobie z tym, łamiąc reguty. Nie możemy jednak łamać reguł bezkarnie, a każde ich pogwałcenie wiąże się z ryzykiem sankcji. Im więcej osób lamie prawo, tym pilniej wtadze będą strzegły porządku: prawa będą wdrażane bezv.nględniej, kary będą surowsze itd. Nie zawsze łamanie praw prowadzi do zaostrzenia sankcji, ale jest to najczęstszy rezultat takiego działania.

Większość naszego życia możemy więc opisać w kontekście zmagań między dewiacjami a kontrolą spoJeczną. W rozdziale tym rozpatrzymy tą kwestię bardziej szczegółowo.

Dewiacje

Czym dokładnie są dewiacje? Najprościej rzecz ujmując, są to przypadki łamania jakichkolwiek reguł czy tJorm. Przykładowo, morderstwo jest oczywistym złamaniem reguły ztJanej we wszełkich społeczeństwach, chociaż w niektórych sytuacjach może być ono uzasadnione. Inne czyny mogą być uznane za dewiacje w jednym społeczeństwie, a w innych już nie. Takim przykładem może być poligamia, która w Stanach Zjedno~ czonych jest nielegałna, ałe w innych krajach jest nie tylko dopuszczał· na, ałe również potrafi być wręcz podziwiana. Spekulacja jest zakazana w krajach socjalistycznych, a w Ameryce i innych gospodarkach kapitalistycznych jest ona podstawą wszelkich przedsięwzięć finansowych.


124

Rozdział 8. Wolność a porządek

Można jednak być dewiantem bez łamania prawa. Przykładowo, jeżeli jesteś mężczyzną, to żadne prawo nie zakazuje ci ubierania się w sukienki, chociaż może to poważnie ośmieszyć cię w oczach innych. Nie ma prawa nakazującego nam podawania innym ręki, kiedy zaoferują nam tę formę przywHania, jednak niewątpliwie uznano by nas za dewiantów, gdybyśmy na coś takiego odpowiedzieli wystawieniem języka - co ~viOją drogą jest dopuszczalnym przywitaniem w niektórych społeczeństwach.

Także działanie \v zgodzie z nakazami prawa może komuś przypiąć etykietkę dewianta. Na przykład dostosowanie się do ograniczenia prędkości do 40 kilometrów na godzinę zaowocuje lrąbieniem, grożeniem pięściami i werbalnymi inwektywami. Albo spróbujcie powiedzieć waszym znajomym, co tak naprawdę o nich myślicie - ciekawy jestem, ile osób pozostanie nadal waszymi przyjaciółmi.

Przykłady te powinny wam uświadomić jedną rzecz: jesteście dewiantami. Zawsze nimi byliście i nie ma szansy, abyście przestali nimi być. Jeżeli to wciąż was nie przekonuje, to zwrÓĆcie uwagę na to, że dewiantem można zostać, zarówno mówiąc prawdę, jak i kłamiąc. Nie da się tego uniknąć.

Należy tu zwrócić uwagę na jeszcze jedcn podstawowy czynnik: tak jak nie wszystkie struktury społeczne muszą być dobre, tak samo nie wszystkie działania dewiacyjne są z zasady złe. Biorąc pod uwagę wielkomiejską normę "nie wtrącania się" w sprawy innych, osoba, która pomaga ofierze napadu, staje się automatycznie dewiantem. Abolicjoniści łamali prawo, pomagając niewolnikom uciec przed ich właścicielami, a "herbatka bostońska" była bezpośrednim złamaniem obowiązującego prawa, podobnie jak cała rewolucja amerykańska"'. Niemniej odnosimy się do dewiantów uczestniczących w tych wydarzeniach z największym szacunkiem.

To, co dla jednego może być nikczemnym przestępstwem, dla innego może być szczytem odwagi. Dewiacja często jest źródłem zmian społecznych, które później możemy uznać za korzystne. Wszystko to komplikuje nasz stosunek do tego zjawiska. Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy oddawać cześć wszystkim dewiantom - oprawcy Kablów

• Herbatka bostOllska (Boston Tha Party) -l.alopienie w Bostonie transportu herbaty 16 grudnia 1773 roku będące wyrazem protestu Amerykanów przeciw elom nałożonym przez Anglię na import herbaty (a konkretniej przeciwko monopolowi Kampanii Wschodnioindyjskiej) (przyp. red.).

Kontrola społeczna

prawdopodobnie nigdy nie zostaną usprawiedliwieni za swoje czyny ... niemniej pokazuje, że różne sytuacje i zachowania należy najpierw dOM kład ni e przemyśleć, zanim się je ostatecznie potępi jako nieprzystaj;!cu do systemu przyjętych norm.

Kontrola społeczna

Skoro problem dewiacji jest tak złożony, tym bardziej dotyczy to kontroli społecznej, czyli wspólnego wysiłku mającego na celu przeciwdzialanie dewiacji. Organami wykonawczymi tej kontroli są wszyscy, od rodziny, nauczycieli i rówieśników aż po sądy, policję i więzienia. Wszystko, co trzyma nas w ryzach, jest przykładem kontroli społecznej, łącznie z takimi instytucjami, jak rodzina, szkoła i religia.

Zawsze kiedy dana dewiacja jest "zła", kontrola spolcczna wydaje się być automatycznie "dobra". Ale kto decyduje o tym, co jest dobre, a co złe?

W Bostonie doszlo kiedyś do następującej sytuacji. Pewien kapi~ tan o nazwisku Kemble wrócił z trzyletniego rejsu. Jego stęskniona żona wyszła mu na spotkanie. Padli sobie w ramiona i pocałowałi. Jednak powitanie to nie skończylo się tak, jak możecie sobie wyobrażać. Sąd skazat kapitana KembJe'a na zakucie w dyby na dwie godziny za dopuszczenie się "obscenicznego i lubieżnego zachowania". Kolonia Zatoki Massachusetts byla drażliwa, jeżeli chodzj o kwestie seksualne, a jej przywódcy, zarówno religijni, jak i polityczni, byli równie przewrażliwieni na punkcie swojego autorytetu. Jednakże z tego, co pisze Vera Lee (1986), nie udało im się zupełnie uniknąć krytyki:

Zaskakuj~lca liczba mieszkańców miasta wymżała swoj" niechęć względem osób nimi rządzących. Wiciu stawato prl.cd sądem za o~tre i d<Jsadne uwagi pod adresem władz kościelnych i polilycznyeh. Ursula Cołe z Charlcstov>'O, skazana za obrazę jednego zksięŻ)'.stwierdzila,żenl\.>miechętnie"sluchalabymiauczeniakotacojegoka7.aniu". John Lec, zatrzymany w związku z porllwnaniem gubernatora Winthropa do urzędni· ka kancelarii prawniczej, podtrzymywal przed sądcm swoją opinię o tym, ze instytucje te ponoszą odpowiedzialność za tworzenie praw rów110znacwych z kradzieżą. Gcorge Nubo został przez ławę przysięgłych uZ11anyza \\'innego obrazy okolicznych księiy, 11i1zywając ich "kłamcami, pijakami i stręczycielami" (tamie. s. 48B) .

Czasami możemy mieć wrażenie, że jedyną funkcją kontroli społecznej jest utrwalanie samej siebie. Oto eksperyment, ktÓry mol.l.:cic


126

Rozdział 8. Wolność a pOr'lądck

przeprowadzić u siebie na uczelni. Znajdźcie salę, gdzie paru profesorów ma pod rząd wykłady. Na tablicy napiszcie następującą prośbę i zobaczcie, jak długo ona tam pozostanie.

0x01 graphic

Mimo że tego typu ..•..• 'Ybryki kontroli społecznej mogą się wydawać śmieszne, to jednak nie zawsze jest do śmiechu. Rozważcie kilka przy· kładów zaczerpniętych z raportów Amnesty International:

Kirił Spasow spędził swoje 21 urodziny w bułgarskim więzieniu. Policja zatrzymała go zaraz po zdaniu matury, a sąd skazal go we wrześniu 1983 roku na trzy lata więzienia za to, że planował opuścić kraj bez zgodny władz (Amnesty AClion, kwiecień 1985).

Ośmiu pisarzy i dziennikarzy zostało zatrzymanych przez libańskie władze za to, że wzięli udział w spotkaniu poświęconym pamięci pewnego poety. Sąd skazał ich w 1980 roku na dożywocie, gdyż prawo libańskie zabrania zgromadzeń, organizacji i grup "działających wbrew zasadom rewolucji Al-Fatah". Oznacza to, że jakakolwiek opozycja w tym kraju jest prav.:nie zabroniona (Amnesly Action, kwiecień 1985).

15 kwietnia 1981 roku w Kijowie aresztowano Raisę Rudenko i postawiono jej zarzuty z artykułu 62 kodeksu karnego Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, który dotyczył "antysowieckiej agitacji i propagandy". Kara za to wykroczenie wynosi 12 lat zesłania albo więzienia, gdy doszło do wygłaszania opinii sprzecznych z linią działań rządu. [Dokładniej chodziło o to, że pani Rudenko walczy ta o zwolnienie jej męża z więzienia i otrzymywała od niego bez zezwołenia listy.]

Amnesty lnternational dowiedziaŁo się, że Thhisekedi wa Mulumba i Kanana Tshiongo zostali postawieni przed zairskim sądem 10 stycznia 1986 roku za obrażenie gŁowy państwa. 17 stycznia zostali skazani na 18 miesięcy więzienia oraz nakazano im zapŁacenie wysokich grzywno [ ... J KanalIa Thhiongo zostaŁ skazany za uwagi uwłaczające prezydentowi Mobutu podczas aresztowania TShisekedi wa Mulumby. Obu nie przysługuje prawo do odwołania się od wyroku (Urgent Action, marzec 1986).

Kontrola SPOłcl:ZIl::\

Spójrzmy jeszcze raz na to, czego się już dowiedzieliśmy w lynl rui'.~ dziale. Normy społeczne pozwalają nam prowadzić relatywnie spokojl1l.J i bezpieczne życie, które zapewniamy sobie, zrzekając się pcwnycll wolności. System ten jednak przestaje funkcjonować, kiedy ludzie przcsllljil żyć wedŁug ustanowionych norm, stąd też wykształcają się mechanizmy kontroli społecznej służące temu, aby owo posŁuszeństwo zapewnić. Powstają w związku z tym dwa potencjalne probJemy. Po pierwsze, nor· my mogą być niesprawiedliwe albo nieodpowiednie (w odniesieniu do niektórych standardów). Po drugie, środki kontroli społecznej moglI w pewnej chwili zacząć działać bardziej na rzecz przetrwania danego systemu (w tym też i jego autorytetu) nii zgodnie ze swoimi pierwotnymi celami. Teraz przyjrzymy się trzeciemu problemowi.

Nawet jeżeli zgodzilibyśmy się z tym, że normy są sprawiedliwe, CI władze postępują honorowo, to i tak istnieje moiliwość, że systemy kontroli społecznej nie będą dobrze funkcjonować. Rozważmy dwa przykŁady wymierzania kar za nieprzestrzeganie prawa.

Wprowadzenie więzienia jako formy kary było uznane za element postępu. Wcześniej więzienia wykorzystyv.'ano tylko jako środek zapewniający, że osoba podejrzana stawi się na swój proces i wymierzenie jej kary, którą najczęściej byto okaleczenie, tortury lub śmierć. W porównaniu z tym zamykanie skazanych w miejscach, gdzie otrzymywali wikt i opierunek, zdawało się być czułą opieką.

Nigdy nie doszliśmy do zgody na temat tego, jaki jest cel więzień i mamy jeszcze więcej wątpliwości, czy spełniają one swoje zadanic. Zwykle wymienia się cztery cele więzienia:

Karanie - jako że przestępcy wyrządzili komuś szkodę, sprawienie im cierpienia w odwecie zdaje się być moralnie uzasadnione.

Ochrona spoleczerlstwa - zamykając przestępców w odosobnieniu, możemy mieć pewność, że nie będą mogli popełniać dałszych prze~ stępstw.

Odstraszanie - kara więzienia będzie powstrzymywała inne osoby przed popełnianiem pr.lcstępstw.

Resocjalizacja - więzienia odgrywają rolę w resocjalizacji, która ma na cełu umożliwienie im w przyszłości powrotu do społeczeństwa i prowadzenie życia zgodnego z prawem.

Jak sądzicie, czy udaje się więzieniom spelniać te cele? Zdaje się, ze jako forma wymierzenia kary odnoszą sukces. Chociaż niektóre oso-


128

Rozdział 8. Wolność a porządek

by żyją W gorszych warunkach na wolności niż osoby skazane na uwięzienie, to jednak nie jest lo rzecz, której się zazdrości.

Więzienia zdają się też skutecznie ochraniać ludzi przed skazanymi przestępcami poprzez ich odizolowanie od reszly społeczeństwa, niemniej ochrona ta jest ograniczona czasem tnvania kary. Osoby po odbyciu kary więzienia często wychodzą na wolność z poczuciem urazy i S,j jeszcze lepiej wyszkolone w wyniku zetknięcia się z bardziej doświadczonymi przestępcami,

Nie ma wielu dowodów, które potwierdzałyby skuteczność więzień w odstraszaniu ludzi od popełniania przestępstw. Należy zwrócić uwagę, że osoby, które mają największe szanse trafienia za kratki, to ci, którzy wiedzą, jak wygląda tamtejsze życic, czyli byli skazańcy. Więcej na temat tego, czy kary odwodzą osoby od popełniania przestępstw, powiemy przy okazji omawiania kary śmierci.

Ostatnim i naj młodszym celem więzienia jest idea resocjalizacji więźniów, mająca dać im szanse pełnego powrotu do społeczeństwa. Wszyscy chyba chcielibyśmy, aby więzienia spełniały tak,! funkcję, a osoby nimi zarządzające realizowały w tym zakresie rozmaite programy. W roku 1975 Douglas Lipton, Robert Martinson i Judith Wilks opublikowali przegląd 231 raportów badawczych oceniających rozmaite programy resocjalizacyjne, zlecony przez specjalną komisję do spraw przestępców przy gubernatorze stanu Nowy Jork. Wynik badania był prosty: nic nie odnosi skutku! Żaden z raportów nie wskazywał na program, który zmniejszałby w znaczącym stopnju skalę recydywy2.

Jak jesteście sobie zapewne w stanie wyobrazjć, wniosek ten spowodował spore kontrowersje, a debata trwa po dziś dzień. Generalnie trudno jcst bowiem z.naleźć dowody na to, że więzienia skutecznie resocjalizują skazańców. Mówi się, że jedyną rzeczą, jaką więzienia potrafią wyleczyć, to heteroseksualność.

Zwróćmy uwagę na inną ważną kwestię, a mianowicie karę śmierci. Można powiedzieć, że uzasadniają ją te same argumenty co karę więzienia, z wyjątkiem oczywiście resocjalizacji. Do tego dochodzi klasyczna zasada "oko za oko". Mimo że wiele osób protestuje przeciwko karze śmierci ze względów etycznych, faktem jest, że ochrania ona

2 Recydywa -lXlnowne popełnienie przestępstwa przez osobę już karaną. Sposoby oceniania skali reC)'dywy są rMne: na podslawie liczby osóh trafiających ponownie do llrcszlu, liczby wyroków skazujących, liczby osób, kl6ra wraca do więzienia ild. Zasadniczą reguł ąjesl to, że około 60% skazańc6w wraca za kraIki.

Kontcola społeczna

społeczeństwo przed dalszymi potencjalnymi szkodami, jaki!.: móglhy wyrządzić skazany. Ale jak to wygląda w przypadku odslraszanin pOIL\Il. cjalnych przestępców?

Socjologia nie powie nam nic o etycznej stronie tego dylcn1;lltt, umożliwia nam natomiast zbadanie efektu odstraszania innych osób przed popełnianiem przestępstw.

Zauważcie, że niektóre stany USA stosują karę śmierci w przypadku pewnych przestępstw, jak na przykład morderstw, podczas gdy inne zupełnie od niej odeszły. Jeżeli kara śmierci rzeczywiście odstrasza Judzi od popełniania przestępst\v, to możemy założyć, że w stanach, w których się ją stosuje, dochodzi do mniejszej ilości zabójstw. Spójrzmy, jak to wygląda w praktyce.

W latach sześćdziesiątych XX wieku karę śmierci stosowano w Stanach Zjednoczonych powszechnie. William C. Bailey (1975) przeprowadził analizę liczby zabójstw w stanach, gdzie była ona stosowana i ich liczbę w stanach, które ją zniosły. Wynik badań Baiłeya możecie zobaczyć w tabeli 8.1.

Tabela 8.1. Porównanie średniej liczby osób skazanych za morderstwo na 100 tys. mieszkańców w stanach stosujących karę śmierci i tych, które jej nie stosują

Kara śmierci niestosowana

Kara śmierci stosowana

1967

1968

1967

1968

Morderstwo pierwszego stopnia

0,18

0,21

0,47

0,58

Morderstwo drugiego stopnia

0,30

0,43

0,92

1,03

Calkowita liczba morderstw

0,48

0,64

1,38

1,59

Źródło:Bailey.1975

Na pierwszy rzut oka zupełnie nie wydaje się, żeby kara śmierci udstraszała od popełniania przestępstw. Widać nawet, że w stanach ją stosujących liczba popełnianych morderstw jest v.'Yższa niż tam, gdzie karę tę zniesiono. Baiłey postanowił się jednak przyjrzeć temu dokładIliej i wypróbować inne metody wyjaśnienia tej kwestii.

Może relacja między karą śmierci a liczbą zabójstw działała odwrotnie niż pierwotnie zakładano? Może stany z wysokim wskaźnikiem


130

Rozdział S. Wolność a porządek

zabójstw decydowały się ją stosować w reakcji na taki stan rzeczy, a te z niskimi wskaźnikami zabójstw ją uchylało, jako że zdawała się być zbydna'? W takiej sytuacji efekt odstraszający wciąż mógłby odgrywać pewl\'l rolę, chociaż porównanie zestawione w tabeli 8.1 nie wydaje się za tym przemawiać.

Aby sprawdzić tę możliwość, Bailey przeanalizował zmiany w liczbi~ zabójstw, jakie mogły się wiązać z karą śmierci w danych stanach. Jeżeli jakiś stan rezygnował ze stosowania kary śmierci, to wskaźnik zabójstw powinien drastycznie pójść w górę, za to w przypadku stanów, gdzie karę tę wprowadzono, liczba zabójstw powinna spaść. Okazało się jednak, że wprowadzenie czy zrezygnowanie z kary śmierci nie ma żadnego wpływu na te wskaźniki.

To, czy kary pełnią funkcję odstraszającą, wciąż nie zostało ustalone. Sprawa ta jest znacznie bardziej skomplikowana, niż wydawałoby się z tego opisu, mam jednak nadzieję, że udało mi się pokazać, iż perspektywa socjologiczna umożliwia nam szerszy ogląd sprawy od tego, jaki możemy usłyszeć w codziennych zdroworozsądkowych dyskusjach.

Dewiacja, wolność i odpowiedzialność

Na konicc tego rozdziału chciałbym dotknąć jeszcze jednej istotnej kwestii związanej z napięciem między wolności.! a porządkiem. Prawdopodobnie największy wpt)'\\' na nasze życie społeczne socjologia miała w odniesieniu do przestępstw i kar. Istnieje jednak możliwość, że rozwiązując jeden problem, tworzyła równocześnie nowy. Zakończę więc naszą dyskusję na ten temat, wskazując na znacznie szerszy kontekst omawianego zjawiska.

Zacznijmy od zadania sobie pytania, dlaczego właściwie ludzie popełniają przestępstwa? Wiele lat temu nikt nie miał co do tego wątpliwości: źli ludzie czynią zło. Często uważano, że przestępczość była uwarunkowana genetycznie, mówiono o "złej krwi", a z perspektywy religijnej o narzędziach diabła.

Socjologia zaproponowala zupełnie inne wyjaśnienie tego zjawiska. Socjologowie stwierdzili, że przestępczość często ma związek z wiclama czynnikami społecznymi, takimi jak ubóstwo, uprzedzenia, brak perspektyw zawodowych, normy subkulturowe czy katastrofy. Innymi słowy, istnieje szansa, że "dobra" osoba zejdzie na ścieżkę przestępczo-

Dewiacja, wolność i odpowiedzialność

ści nie ze swojej winy. Czasami się mówi, że jakaś osoba staIiI si~ pl·:tt.:Slępcą jakby niezależnie od niej samej.

Wydaje mi się, że fakt przyjęcia tej socjologicznej definicji dewiacji zarówno przez władze, jak i przez społeczeństwo, było popr'lw., istniejącego poglądu na ten temat Przynajmniej stwarza ona możliwość resocjalizacji przestępców i por..vala na poszukiwanie w miarę możliwości okoliczności łagodzących. Co więcej, umożliwia ona przeciwdziałanie przestępczości poprzez zwalczanie elementów, które leżą u jej podstaw.

Rozwiązanie to ma jednak swoje wady, a jedną z nich jest przede wszystkim pomniejszenie osobistej odpowiedzialności za swoje czyny, Jakkolwiek czymś zupełnie ludzkim i pełnym współczucia wydaje się zrozumienie tego, jak bezrobotny i ubogi mieszkaniec getla został zmuszony przez swoją sytuację życiową do popełnienia przestępstwa, spojrzenie to zakłada, że taka osoba jest uzależniona i poddana siłom swojego środowiska, zależną od niego kukiełką. Okazuje się, że pełne współczucia spojrzenie na ludzi może być jednocześnie poniżające.

Kwestia ta jest jednym z podstawo"'Ycb dylematów socjologii i nie ogranicz<'l. się wyłącznie do dewiacji. Najważniejszym wkładem socjologii w nasze rozumienie życia ludzkiego było ukazanie tego, jaki wpływ na nasze życie, cechy i sytuacjc, w których się znajdujemy, mają struktury i procesy społeczne. Wiele rzeczy, jakie was określają, wiąże się bezpośrednio z waszymi rodzinami, w tym z waszą przynależnością klasową, poglądami religijnymi lub politycznymi.

Socjologia, koncentrując się na wpływie lych deterministyczlIych mechanizmów, często jednak bagatelizuje możliwości jednostki i odpowiedzialność za podejmowane przez nią wybory. Zauważcie jednak, jak ważny jest taki punkt widzenia dla zrozumienia ludzkiego :r.achowania.

Kiedy się pytamy o powody uprzedzeń, automatycznie zaktadamy, :i.c zjawisko to ma jakieś źródlo, takie jak brak wykształcenia, uprzedze!lia rodziców, poglądy religijne i polityczne, doświadczenia z dzieciństwa albo że jest to na przykład element rywalizacji ekonomicznej. Nigdy nie powiemy, że ktoś jest uprzedzony tylko i wyłącznie dlatego, ~,t.: ma na to ochotę - zamiast tego poszukujemy przyczyn, które znajduj:, się w społeczeństwie i na które dane osoby nie mają wpływu. Ale ~.wróćde uwagę, że za każdym razem, jak znajdujemy "'Yjaśnienic !la,w.ego zachowania w strukturach i procesach społecznych, to odmawia-


132

Rozdział 8. Wolność a ponądek

my zarówno osobie, której przypadkiem się zajmujemy, jak i sobie samym pewnego stopnia wolności (i odpowiedzialności) indywidualnej. A zatem ograniczamy naszą własną wolność.

lak więc mogliśmy zobaczyć, że wolność osobista stoi w opozycji do porządku na dwa sposoby. Z jednej strony, porządek społeczny ogranicza naszą wolność - trzeba się jej w pewnym stopniu zrzec, aby żyć w harmonii z innymi. Z drugiej strony, znacznie poważniejsze zdaje się to, że nasze próby zrozumienia zachowania ludzkiego przeprowadzają o wiele subtelniejszy atak na naszą ideę wolności osobistej.

ROZDZIAŁ 9

Zmiana społeczna

Kiedy słyszymy o zmianie spofecznej, to zwykle myślimy o gruntownyell i długotrwatych przemianach procesów i struktur ludzkiego życia, takich jak początki uprawy ziemi 9 tys. lat temu, rewolucja przemysłowa Cl:j pojawienie się państw demokratycznych w drugiej połowie XVIII wieku. Chociaż wymienione tutaj przykłady są nie~Vlykle istotne, wcale nie trzeba aż tak daleko sięgać, aby znaletć ważne zmiany społeczne.

Szczególnie v.ykładnicza ewolucja technologii dostarczyła nam wielu przykładów. Niektórzy jeszcze pamiętają, jak pojawil się samochód - praktyczny pojazd przydatny całej rodzinie. Inni mogą sobie przypomnieć, jak wyglądało życie bez telewizji. Te dwa wynalazki miały znaczący wptyw na prawie wszystkie aspekty życia społecznego. Nawet jeżeli jesteście za miodzi, aby pamiętać czasy pojawienia się telewizji i samochodów, zastanówcie się, jakie zmiany technologiczne nastąpiły w trakcie waszego życia i wyobratcie sobie, jak inne byłyby wasze codzienne doświadczenia bez tych wynalazków. Niezależnie od tego, Cl:j jesteście kobietami czy mężczyznami, rozważcie, jak olbrzymi wpływ na wasze życie miało postępujące równouprawnienie pici. Zmiana ta nie tylko wp1)1f1ęła na wasze szanse zawodowe, ale również na wzorce codziennych interakcji. Jak zmieniio wasze życie zakol'1czenie zimnej wojny? Pomyślcie o przemianach związanych z konsumpcją, zatrudnieniem, podróżowaniem i innymi aspektami życia.

Spójrzmy na najważniejszą innowację technologiczną naszych czasów, cl:jli komputer. Jeżeli jesteście y,ystarczająco dorośli, aby czytaĆ tę książkę, to komputer jako urzą(Izenie uległ radykalnym zmianom w trakcie waszego życia i - sądząc z własnego do~wiadczenia - miał na nie niebagatelny wp1yw.

Po raz pierwszy miałem do czynienia z komputerem na Uniwersytecie Kalifomijskim w Berkeley, gdzie pracowatem jako asystent W Centrum Badań Statystycznych. Owo centrum mieścilo się wtedy w porośniętym bluszczem ceglanym budynku po zachodniej stronie kampusu. Z zewnątrz stwarzat on wrażenie elegancji, które jednak pryskalo, jak tylko weszło się do środka i widziało stare, podniszczone meble biurowe I u)'Ivany.


134

Rozdział 9. Zmiana społeczna

Tylko jedna rzecz odróźniała się od reszty. Zaraz przy wejściu głównym znajdowały się drzwi do .. pokOJU maszyn", największego pomieszczenia w calym budynku. W czasach, kiedy klimatyzacja ciągle była rzadkością, tylko ten pokój doznal zaszczytu jej posiadania

Mimo że w pokoju tym byto parę maszyn, to jednak centralnym punktem by! IBM 1620, chociaiby ze względu na swoJą wielkośĆ. Jakkolwiek potrafil on odczytywać d8ne z kart perforowanych, większość danych przechowywano na dwóch napędach taśmowych, każdym wielkości lodówki albo automatu do kawy. Drukarka była wielkości starego sekretarzyka, a procesor i panel sterowania przypominały coś i:y'wcem y,yjętego z elektrowni jądrowej z filmu science fiction. Mial nawet mate lampki, które zapalaJy się, kiedy "myślał".

Ekipa "operatorów maszyn", pracująca w systemie zmianowym, zajmowała się potrzebami IBM 1620 dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ich wiedza wydawała mi się tajemnicza i nawet nie wpadłby mi do głowy pomysł, aby obsługiwać ten komputer samodzielnie. Chociaż ostatecznie nauczyłem się montować taśmy do napędów, to i tak nie odwaiyłem się pracować na niej bez operatora w pobliżu.

Celem tej reminiscencji jest próba zilustrowania niesamowitej ewolUCji komputerów w ciągu jedynie paru lat. Piszę ten rozdziat na małym laptopie Macintosh Powerbook, siedząc VI recepCji hotelowej. Jest on mniejszy od standardowej książki telefonicznej.

Ten mały komputer, który zawsze mogę wziąć ze sobą w walizce na poktad samolotu, ma 167 razy więcej mocy obliczeniol'łej niż IBM 1620. 1620 potrzebowało 24 576 bajtów pamięci o dostępie swobodnym1 (czyli 24K RAM), a mała maszynka, którą w tej chwili obsługuję, ma 4 megabajty (czyli 4 mln bajtów pamięci), a dałoby się bez ktopotu dodać do niej jeszcze więcej.

Kiedy jestem w sytuacji, w której laptop bytby niewygodny ze względu na swoje gabaryty, to chwytam za swojego Poqet PC, który jest mniej więcej wielkości trzech talii kart i l..ymaga do działania dwóch baterii. Chociaż ma tylko 640K pamięci, to i tak jego moc obliczeniowa jest ponad 26 razy silniejsza od IBM 1620.

Jeżeli napiszę coś, z czego jestem szczególnie dumny albo jeżeli chcę poprosić kogoś o recenzję mojego tekstu, to mogę przestać maszynopis mojemu wydawcy lub kolegom na catym świecie, wykorzystując linie telefoniczne2. Kiedy ukończę ma· szynopis, mogę go zgrać na dyskietkę i wystać mojemu redaktorowi. Kiedy wydawnictwo dokona odpowiedniej korekty tekstu, wyśle tę samą dyskietkę do łamania i składu.

W chIviii, kiedy czytacie tę książkę, większość wymienionych tu technologii jest już zapewne przedawniona. Jeżeli zachowacie ją dla swoich wnuków, to zobaczycie, jak się będą śmiali, kiedy zobaczą w jak "prymitywnych" czasach dorastaliście.

1 Bajtem określa się ilość miejsca w pamięci komputera, jaką należy przeznaczyć na z<lpisanie jednegoznaku,naprzyklad]iterkia.

2 Prawdziwie otrzeźwiającym doświadC7.cniem było to, jak się dowiedziałem, źe cala moja praca sprowadza się tcraz du zamiany kolcjności matych ładunków magnctycznych na plastikowcj dyskietce. Nawet podczas moich najbardziej udanych dni ilo~ć tych zmian nie starczałaby, aby llapcJnićzakraplaczdDocwdiamyszoskoczka.

Rodzaje zmian społecznych

Zmiany tectmologiczne mają swój odpowiednik w wymiarze społecznym. WyoIJm1.elo sobie, jakie zmiany w waszym życiu spowodował komputer, niezależnie od L<:I!,O, ery posiadacie takie urządzenie czy nie. Albo zwróćcie uwagę na zmiany, które W)'c1aJ{l t;lq ZUpełnie niezwią,zane z technologią. Gusta muzyczne na przyktad zmieniają slO prrvnajmniej raz na pokolenie. Monarchia i arystokracja są zastępowane demokraCJą. Religie zyskują i tracą na popularności, niektóre z czasem się zmieniają. W wielu spoteczeństwach rodzinę poszerzoną zastąpiono rodziną nuklearną. Rozwody nie są Już tematem tabu ani nie budzą takich skandali, jak za czasów mojej mtodoŚci, a rodzice samotnie v.ychowujący dzieci stali się czymś powszechnie akceptowanym. Amerykanie ogólnie stali się społeczeństwem bardziej tolerancyjnym \'I stosunku do gejów i lesbijek, podobnie jak w odniesieniu do mniejszości etnicznych i religijnych. AborCja wciąż jest tematem kontrowersyjnym, jednak jest przez większość akceptowana. Lista ta może się ciągnąć w nieskończoność.

Kiedy zajmujecie się zawiłoŚciami struktury spotecznej - normami, sankcjami, statusami itd. - to może się wam zacząć wydawać, że pewne instytucje się nigdy nie zmieniają. Prawda jest jednak taka, że fundamentem spoteczeństwa jest w takim samym stopniu zmiana co stabilnoŚĆ. I wtaśnie temu się przyjrzymy w tym rozdziale.

Rodzaje zmian społecznych

Niektóre zmiany społeczne, takie jak mody, są przejściowe. Dlugości spódnic i włosów mogą sję zmieniać jak w kalejdoskopie. Podobnie style tańca - menuet, charleston, jitterbug, twist, frug czy pogo - również mają swoje chwile świetności. Niczym fale na oceanie, artyści wzbierają na popularności, a później zanikają wśród otaczającej ich masy. To, jak spędzamy nasz czas wolny, zdaje się być szczególnie podatne na obowiązujące mody. Niektóre zmiany oknzują się jednak trwałe.

We wczesną, choć już rozpoznawalną wersję baseballu grata się w Nowej Anglii już w latach dwudzieslycb XIX wieku). Czasami nazywano ją piłką miejską (lOW!! hail), jako że mieszkańcy miast formowali drużyny, które grały przeciwko drużynom z innych miast. Gra ta stała się bardzo popularna podczas wojny secesyjnej.

) Wszelkie infonnaeje o historii baseballu podaję la ksi<!iką Flexnera (1982, s. 32-47). Umieszczam tę informację, ponieważ wiem, że fani baseballu mogą czasami hyć przewrażliwieni nil punkcic ważniejszych momentów w historii tego sportu i nie chcę. aby ich gniew skupi] się 11;1 nll1ie. l'dk więc jeieli macic jakieś zażalenia co do przytoczonych tulaj faktów, możecie złożyć wizytę (po uprzednim umówieniu się) w wydawnictwie Simon & Schuster, mieszczącym ~i~ w Rockefeller Center, 1230 A\'enuc of Ihe Amcricas, Nov..y Jork, I\ry t0020.


136

Rozdział 9. Zmiana społcc;:zna

Innowację, która już na stałe związała się z tym sportem, wprowadziła drużyna z Rockford w stanie IIlillOis w 1867 roku. Aby zwiększyć szanse swojego zv..'ycięstwa, postanowili oni płacić doświadczonym graczom, aby do nich dołączali. Mimo że płacono tylko niektórym członkom zespołu, i lo w dodatku jak za zajęcie dorywcze, kości zostały rzucone. W roku 1869 Cincinnati Red Stockings zostały pierwszą w pełni profesjonalną drużyną piłkarską. Ruszyli w trasę, grając przeciwko drużynom od Atlantyku po Pacyfik, nie przegrywając ani jednego meczu. W ciągu dwóch lat profesjonalne drużyny były zakładane w całym kraju. Chociaż w małych miejscowościach w Ameryce wciąż można znaleźć amatorskie drużyny, którym nikt nie płaci, to jednak baseball dzisiaj obraca się w świecie kontraktów opiewających na miliony dolarów, telewizji, kart z wizerunkami graczy i producentów kosmetyków, sponsorujących różne wydarzenia.

Nie chcąc urazić żadnych kibiców baseballu (nikt nie chciałby mieć takiego wroga), powinienem powiedzieć, że iiocjologów intercsujq raczej poważniejsze zmiany społeczne, na przykład przejście od tradycyjnych społeczeństw wiejskich do miejskich. Niemiecki socjolog Ferdi!land Tonnies (1988) użył terminów Gemeinschaft i Gesellschaft, aby odpowiednio rozróżnić bezpośrednie, bliskie kontakty ludzi mieszkających w małych miejscowościach od bezosobowych interakcji kojarzonych z wielkimi miastami. Tysiące innych socjologów zajmowało się rozmaitymi aspektami tej zmiany społecznej.

Demografowie badają trendy zachowań populacji. Czasami przyrost populacji rośnie gwałtownie, po czym powoli zaczyna oiiiągać punkt stabilizacji (zerowy przyrost). Postępy w zwalczaniu chorób wieku dziecięcego mogą obniżyć średni wiek społeczeństwa, znacząco powiększając liczbę osób młodych, zależnych ekonomicznie od osób pracujących. Jednocześnie, kiedy populacja przestaje wzrastać i jej liczba się stabilizuje, średnia wieku społeczeństwa idzie w górę i powiększa się grupa osób starszych, którzy zależni są od osób w wieku produkcyjnym. Zapewne jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak dalekosiężny wpływ mają takie zmiany na różne sektory społeczeństwa.

Niektóre zmiany społeczne mają charakter linio"wy, czyli posuwają się stale w jednym kierunku. Spójrzcie na przykład na to, jak wzrastała przeciętna długość życia w Stanach Zjednoczonych: od 47,3 lat w 1900 roku do 75,41at w roku 1990 roku (rys. 9.1).

Niektóre zmiany społeczne mają inne formy. Spójrzcie na to, jak wzrastała populacja Stanów Zjednoczonych (rys. 9.2).

[x]

Rysunek 9.1. Prteciętna długość życia w Stanach Zjednoczonych w latach 1900-1990

Źródło: U.S, Bureau ot the Census, 1985, s. 69; 1992, s. 76; 1960, s. 25.

0x01 graphic

Rysunek 9.2. Przyrost populacji w Stanach Zjednoczonych w latach 1790-1990

Źtródlo: U.S. Bureau of the Census, 1992, s. 8.


138

Rozdział 9. Zmiana społeczna

Tego rodzaju "kr.l.}Wa J" jest często spotykana w badaniach spa" lecznych. Spójrzcie na zmienną, która jest ściśle związana ze wzrostem populacji, a mianowicie na liczbę zarejestrowanych pojazdów zmotoryzowanych. Według urzędu statystycznego takich pojazdów (ciężarówek, samochodów osobowych itd.) w 1900 foku było zarejestrowanych 8 tys. Dziewięćdziesiąt lat później było ich już 189 mln. Z rysunku 9.3 odczytacie, że poza czasem tlWania II wojny światowej, liczba zarejestrowanych samochodów stale rosła.

0x01 graphic

Rysunek 9.3. Liczba zarejestrowanych pojazdów zmotoryzowanych w Stanach Zjednoczonych

Źródło: U.S. Bureau af the Census, 1984, s. 597; 1960, s. 462: 1992, s. 606.

W miarę jak rosła liczba pojazdów, wzrastała również długość dróg. Rysunek 9.4 pokazuje długość dróg asfaltowych powstałych w latach 1900-1990. Jeżeli przyjrzycie się dokładnie, to zauważycie, że wykres ten przypomina nieco odwr6con,,, spłaszczoną literę "S", stąd jego nazwa: "krzywa S". Długość dróg powoli rosla do lat trzydziestych, kiedy to nastąpił gwałtowny wzrost trwający do 1960 roku.

[x]

Rysunek 9.4. Długość dróg asfaltowych w Stanach Zjednoczonych (w milach)

Źródło: U.S. Bureau of the Census, 1984, s. 591: 1960, s. 458; 1992, s. 602.

Różnica w przyroście pojazdów zmot.oryzowanych i dróg asfaltowych została ukazana na rysunku 9.5, który może służyć jako wskaźnik tUl tężenia ruchu drogowego. Przedstawiłem tutaj liczbę zarejestrowanych pojazdów na jedną milę wybudowanej drogi. W roku 1905 na jedną milę przypadał mniej niż jeden samochód. Do roku 1910 sytuacja się zmieniła i na każdą milę przypadały dwa pojazdy. Skala ruchu drogowego zaczęła rosnąć gwałtownie do II wojny światowej, a po niej wzrost stał się jeszcze szybszy. W roku 1990 biuro statystyczne odnotowało, że na milę drogi przypadają 54 pojazdy.

Ważne jest, aby pamięt.ać o mikrosocjologicz.nych implikacjach Iych makrosocjologicz.nych analiz. Nie są to jedynie figury statystycLne, lccz także samochody, kt6re stoją przed wami w korku ulicznym, czas, jaki potrzebujecie, aby dojechać do celu czy wypadki drogowe, kt6re widzieliście albo w których uczestniczyliście.

Mam nadzieję, że te wykresy podsuną wam parę innych przykładów zmian społecznych, które będziecie mogli zbadać. Jedyne, czego do tego potrzebujecie, to źródło danych Uak rocznik statystyczny) i papier milimetrowy.


140

Rozdział 9. Zmiana społeczna

0x01 graphic

Rysunek 9.5. Liczba pojazdów zmotoryzowanych na milę drogi asfaltowej

Źródto: u.s. Bureau af!he CenSlIS, 1984, s. 591, 597; 1960. s. 458, 462; 1992, s. 602, 606

Zaczęliśmy też już zauważać możliwe różnice we wzorach zmian społecznych. Jakkolwiek może się wydawać, że zmiany społeczne zazwyczaj następują powoli i liniowo, wykresy te pokazują, że istnieją też inne możliwości, Jak na razie zarysowaliśmy tylko ich ogólną ramę.

Rysunki 9.6 i 9.7 pokazują dwa inne modele zmian społecznych, które stosuje się raczej w przypadku długoterminowych zmian. Są to typy idealne - w rzeczywistości nie spotyka się tak płynnych zmian, jakie można by wywnioskować z tych wykresów.

Rysunek 9.6 wskazuje na to, że najważniejsze zmiany w ewolucji społeczeństwa miały raczej charakter kolejnych stopni niż strukturę linową. Tak więc pojawienie się wielkich społeczeństw agrarnych wokolicach 9000 roku p.n.e. wprowadziło drastyczne zmiany społeczne: społeczeństwa stały się większe i mniej koczownicze. Podobnie industrializacja nie była kontynuacją trendów obecnych w społeczeństwach feudalnych, a raczej ich końcem. Zauważcie, że model ten przypomina trochę zmianę paradygmatu.

Rodzajc zmian społeczll)'ch

[x]

Rysunek 9.6. Typy społeczeństw

[x]

Rysunek 9.7. Model cyklicznej zmiany społecznej Sorokina

Niektórzy socjologowie interesowali się szczególnie czymś, co nazywali cykliczną zmianą społeczną. Przykładem może być Pitiriro Sorokin, rosyjski emigrant, który wyróżnił trzy perspektywy charakteryzujące na I)rzemianspołeczeflstwo (rys. 9.7). Perspektywa doznaniowa podkreśla raIy zmysłów w rozumieniu rzeczywistości. Przykładem tej perspektywy może być nauka. Ideacyjny punkt widzenia kladzie większy nacisk na aspekt religijny i duchowy. Sorakin polemizował tu z teorią Auguste'a Comte'a, ojca socjologii, który uważał, że ewolucja z religii do nauki jest liniowa. Sorokin sądził, że te dwie perspektywy pojawiają się w społeczeństwie na przemian w odpowiednich odstępach czasowych. Trzecią perspektywę $0IUkin nazwał idealistyczną. Łączy ona w sobie cechy zarówno doznaniowe, jak i ideacyjne, w całościowe, racjonalne spojrzenie na świat.

Przedstawiłem tu jedynie kilka modeli zmian społecznych wyprat:Owanych przez socjologów. Mam nadzieję, że przykłady te wskaż" wam również na inne możliwości.


142

Ro~dział 9. Zmiana społeczna

Konflikty i zmiany

Prawdopodobnie nie moglibyśmy mówić o zmianie społecznej bez odwoływania się do rozwoju w zakresie technologii. Faktem jest, że zmiany techniczne są głównym źródłem zmian społecznych, ale nie jedynym. Dlatego też zakończę tcn rozdział krótkim podsumowaniem lego, jaką funkcję pełnią w życiu społecznym konflikty. Wydaje mi się bowiem, że z istnienia niektórych aspektów konfliktów nie zdajecie sobie sprawy.

Większości z nas konflikty kojarzą się z czymś złym, niezależnie od tego, czy mówimy o sprzeczkach, bijatykach, rewolucjach, zamieszkach czy też o wojnach światowych i zagładzie nuklearnej. Praktycznie nikt nie pisze wierszy na ich cześć. Co za <;złowiek wybrałby zmagania zamiast harmonii, wojnę zamiast pokoju, nienawiść zamiast miłości?

Jednakże mieliśmy już okazję analizować instytucje, w których konflikt wydaje się bardziej właściwy od harmonii. Wiełe osób nie zgodziłoby się ze stwierdzeniem, że lepiej jest przytakiwać niesprawiedliwościom w społeczeństwie. Bunty niewolników, nieposłuszeństwo obywatelskie Gandhiego czy nawet rewolucja amerykańska są tego nicwątpliwymi dowodami. Jak się nad tym zastanowicie, to okaże się, że znacie całkiem dużo wierszy i pieśni o rewolucjach i innych podobnych konfliktach społecznych.

Można więc powiedzieć, że konflikty będą istniały w społeczeństwie (podobnie jak wiążące się z nimi zmiany społeczne) tak długo, jak długo istnieje niesprawiedliwość. Ale przecież niesprawiedliwość, podobnie jak piękno, to k\vestia subiektywna. Tak. więc możemy uściślić to założenie i powiedzieć, że konflikty spolcczne będą istniały dopóty, dopóki ki oś będzie dostrzegał w społeczeństwie brak sprawiedliwości.

Nie oznacza to wcale, że konflikty społeczne są czymś szlachetnym. Źródfami konfliktów mogą być chciwość, fanatyzm, megalomania i inne negatY\o\llle cechy ludzkości. A zatem czasami mamy do czynienia z konfliktem, kiedy jedna osoba (czy też gang albo naród) usiłuje zabrać coś drugiej. Nie ma więc wątpliwości, Że konflikty będą się utr.lymywały, a wraz z nimi ich potencjalne konsekwencje w postaci znaczących zmian społecznych.

Należy zauważyć, że konsekwencje nawet negatywnych konfliktów potrafią być' pozytywne.

Na przykład fanatyzm i skrajny nacjonalizm Hitlera spowodowały II wojnę światową i śmierć 10 mln ludzi, ale też w wyniku tej wojny społeczeństwo amerykańskie stało się bardziej otwarte na kwestię różno-

Konflikty i zmiany

I'\ldności kultur świata. Wielu Afroamerykanów, którzy walczyli w imic~ Iliu swojej ojczyzny, wróciło bez zamiaru dalszego bycia obywatelami drugiej kategorii. Wojna zakłóciła też konwencjonalne role kobiet w społeczeństwie, wpŁywając na rov..v6j ruchów emancypacyjnych. Mo~lla znaleźć wiele innych "pozytywnych" zmian w społeczeństwie amerykańskim, które zostały wywołane doświadczeniami JT wojny światowej.

Powinniśmy pamiętać, że taka analiza socjologiczna nie próbuje ani usprawiedliwić wojen, ani też pokazać, że zachodzące w jej wyniku zmiany były warte tego konfliktu. To raczej potwierdzenie tego, że życie ~połeczne jest niesamowicie skomplikowane, a każdy "minus" ma swoje "plusy" (i na odwrót). Jeżeli tego nie zrozumiemy, to pozostaniemy ślepi na realia społcczeClstwa i będziemy jego łatwymi ofiarami. Nie możcmy skutecznie kierować spoteczeństwem, jeżeli nie będziemy w stanie I.rozumieć sposobu jego funkcjonowania. Tak więc w tym wypadku nie możemy traktować konflikt6w jako czegoś, co ma tylko i wyłącznie negatywny aspekt.

Zapewne sobie przypominacie wcześniejsze omówienie tego tematu. Teoria konfliktu jest jedną z podstawowych perspektyw socjologicznych, razem z teorią interakcjonistyczną i funkcjonalną. Można widzieć całość życia społecznego jako walkę o władzę, tak samo jak można je widzieć jako zbiór interakcji między jednostkami albo strukturę statusów społecznych.

Następujl!Ce pytanie oddaje jeden z największych dylematów studentów socjologii: która z tych perspektyw jest właściwa? PrawidŁowa odpowiedź brzmi: żadna nie jest ani właściwa, ani niewłaściwa - wszystkie są pewnymi punktami widzenia, które mogą być mniej bądź bardziej przydatne w zależności od obserwowanej sytuacji. Na koniec tego rozdziału przedstawię rozumowanie, które może się wydać sprzeczne z tą zasadą·

Istnieje aspekt naszego życia, w którym konflikt odgrywa kłuczową rolę, znacznie ważniejszą od interakcji czy struktury. Najłatwiej dostrzec ten element na poziomie jednostki, chociaż ma on swój odpowiednik na poziomie grupowym.

Jednostka może doświadczyć konfliktu s/awiając opór temu, co ją otacza. Jeżeli chcielibyście, abym został waszym niewolnikiem, aja nie będę chciał na to przystać, to już mamy konflikt. Jeżeli wYT<lzilibyście opinię, z którą się nie zgodzę i wyrażę swoje zdanie, to konflikt będzie na znacznie bardziej subtelnym poziomie. Jeżełi się nie zgodzę, ale mimo to zachowam swoją opinię dla siebie, to będzie to jeszcze bardziej


144

Rozdział 9. Zmiana społeczna

subtelne, ale i tak pozostanie formą stawiania oporu i tym samym konfliktem.

Jeżeli rozumiecie, co mam na myśli, pisząc o oporze i konfliktach, to zapewne widzicie, w jaki sposób bycie innym samo w sobie jest subtelną formą tego samego zjawiska. Zresztą, jedną z formalnych definicji konfliktu jest "nie zgadzać się z kimś", chociażby w przypadku "sprzecznych zeznarl" składanych przez świadków jakiegoś wydarzenia. lak więc znajduję się z wami w stanie konfliktu tylko przez to, że się od was różnię. W tym znaczeniu dwa tryby zazębiające się w dobrze naoliwionej maszynie są ze sobą również w stanie konfliktu. Zauważcie też, że owa maszyna działa tylko wtedy, gdy te dwa tryby wzajemnie się popychają i zmuszają do ruchu, którego w innym wypadku by nie l,l,'Ykoflywały.

Powodem, dla którego konflikty są tak istotne, jest to, że bycie innym jest podstawą naszego odróżniania się od innych osób, a więc naszej tożsamości. Można wręcz powiedzieć, że istniejemy tylko wtedy, gdy stawiamy opór wszystkiemu, co nas otacza. Gdyby nie te konflikty, nie dałoby się nas wyróżnić jako samodzielnych jednostek.

Następnie zazwyczaj ujednolicamy te konflikty, a tym samym swoją tożsamość, tworząc lepszą wersję od tej, której się sprzeciwiamy. Nasza opinia nie tylko różni się od opinii innych - jest od nich prawdziwsza. Nasze wyznanie nie tylko jest lepsze, ale Bóg uznaje tylko je. Nawet jeżeli nie wyrażacie tego albo nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy, konflikty są podstawą zarówno tego, kim jesteśmy, jak i tego, że w ogóle istniejemy.

Widzieliśmy ten proces pobieżnie przy okazji omawiania grup własnych i grup zewnętrznych. Nie byłoby protestantów, gdyby nic ich konflikt z katolikami. Nie można mieć Partii Demokratycznej bez Partii Republikańskiej czy też pracowników bez pracodawców. Grupy nie mogą posiadać tożsamości, jeżeli nie znajdują się w stanie konfliktu (utajonego bądź otwartego) z innymi. Ostatecznie rozu· mowanie lo sprowadza się do tautologii: nie można być innym, jeże· li nie ma żadnych różnic. A zalem konflikt jest podstawą naszego istnienia.

Nie znaczy to, że nie mamy tendencji do łączenia się, jednoczenia sił, wzajemnego naśladowania się czy też podążania za tłumem. AJe zauważcie, że do harmonii da się dojść tylko wtedy, kiedy mamy do czynienia z jednostkami, które się od siebie różnią, są oddzielne, a w związku z tym ~ są w stanie konfliktu.

ROZDZIAŁ 10

Perspektywa globalna

Chociaż wiele przykfadów, na które powołuję się w tej książce, jest etnocentrycznie i.lmerykańska, jasne jest, że struktura społeczna jest podstawą wszystkich społeczeństw. Zorganizowane życie spoteczne opiera się na wspólnych norm8ch, wartościach, systemach statusów i ról itd. Wiemy już, że struktury spoteczne i ich formy róŻnią się w zależności od społeczeństwa. Tak więc mamy do czynienia z różnymi ję:>:ykami, różnymi formami rządu, odmiennymi wartościami i innymi metodami zaspokajania tych samych podstawov.ych potrzeb spotecznych.

W rozdziale tym skupimy się jednak n8 procesie ujednOlicania form struktur społecznych w skali globalnej. Mam bowiem wrażenie, że stajemy się coraz bardziej do siebie podobni, zaczynając przypominać jedną wielką globalną rodzinę.

Jeżeli znajdziecie się na jednym z większych lotnisk na świecie, to zapewne będziecie mieli trudność z określeniem, gdzie tak naprawdę jesteście. Lotnisk<l w Los Angeles, San Juan, Paryżu, Honolulu, Auckland czy też 1'1 Singapurze są prawie identyczne, chociaż singapurskie zdaje się dziatać nieco sprawniej od pozostalych. Co więcej, istnieje także duże podobieństwo między mniej novlOczesnymi terminalami matych lotnisk, takich jak Kauai na Hawajach, St. Croix na Wysp<:lCh Dziewiczych czy Lombok 1'1 Indonezji.

Stanowiska odprawy na lotniskach również wszędzie są podobne, tak samo jak rzędy krzesetek z plastiku w poczekalniach. Nigdzie nie wchodzi się do samolotu po drabinie - niezależnie od miejsca, wejdziecie do niego prawdopodobnie rękawem albo ~hodami. Jeżeli samolot będzie duży, to pasażerowie będą wsiadać do niego w kolejności zaleinej od rzędów, w których mają zarezerwowane miejsca, z zastrzeżeniem, I.e rodziny z matymi dziećmi i osoby niepelnosprawne mają pierwszeństwo.

MÓglbym ciągnąć ten temat dalej, ale wydaje mi się, że byloby to zbędne. Chociaż kraje różnią się między sobą swoją historią i zwyczajami, to jednak znajdziemy pewne punkty wspólne w ich strukturze społecznej. A im więcej istnieje takich podobieństw, Iym ważniejsze jest zrozumienie tego, jak struktury te działają i jak można Je kontrolować. W rozdziale tym przyjrzymy się wtaśnie tym elementom wspólnym, zwracając szczegÓlną uwagę na globalne problemy dotykające nasz świat.


146

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Globalne produkty

Lata temu podróże zagraniczne wiązały się ze spotkaniem obcych nam obyczajów, które często były tajemnicze, niezrozumiałe, a czasami wręcz odrażające. Regułę tę można w szczególności odnieść do zwyczajów żywieniowych. Chociaż podróżowanie wciąż wiąże się z wieloma przygodami, również gastronomicznymi, lo nie trzeba już jednak rezygnować ze swoich ulubionych potraw.

W większości ważniejszych miast świata będziecie mogli zjeść coś w restauracjach McDonald's, Wimpy's, Burger King, Wendy's czy KFC. Możecie odprężać się ze szklanką coli albo pepsi w ręku, oglądając w telewizji western z Johnem Waynem. W 1992 roku w atmosferze kontrowersji Myszka Miki i jej przyjaciele otworzyli filię Disneylandu w Paryżu. Nie wiadomo było wtedy, czy przedsięwzięcie to odniesie sukces czy nic, ale warto zauważyć, że nikt się nie pytał: "Co to jest Disneyland?" Kiedy za granicą przyznacie się do tego, że jesteście Amerykanami, to istnieje spora szansa, że zostaniecie spytani: "Czy byliście kiedykolwiek w Disneylandzie?" (Pytanie: "Doktorze Babbie, właśnie wynalazł pan lek na raka, doprowadził pan do pokoju na całym świecie i wygrał trzy Nagrody Nobla. Co pan teraz zrobi?" Odpowiedź: "Pojadę do Disneylandu!")

Warto zauważyć, że podzielane kulturowe artefakty nie są wyłącznie produktami amerykańskimi. Niezależnie od tego, czy jesteście u siebie w kraju czy za granicą, możecie podr6żować toyotą (Japonia), hondą (Japonia), volkswagenem (Niemcy), fiatem (Włochy) albo peugeotem (Francja). Zamiast coca-coli czy pepsi można wybrać perriera (Francja), heinekena (Holandia), campari (Włochy), guinnessa (Irlandia) czy san miguela (Filipiny).

Wiele lat temu antropolog Ralph Linton (1937) zwr6cił uwagę n<1 międzykulturowe pochodzenie przedmiotów codziennego użytku, które zwykle uznajemy za produkty własnej kultury. Jego artykuł One Hundred Per Cent Americun po części powstał, aby wyśmiać pojawiające się wówczas tendencje przeciwne jakimkolwiek elementom innych kultur.

Nie można podać w wąlpJiwuść amerykańskuści przeciętnego Amerykanina ani jegu chęci ochrony bezcennej spuścizny swojego narudu. lcdnak pcwnc pod,t ępncclementyubcych kuJtur,kt6rych on nie zauważył, wkradly się wjegu otoczenie. 1ak więc kai:dy świt zastaje go w piżamie, stroju pochodzącym z Indii Wschodnich. Leży w łóżku wykonanym według wzuro wypraeowanegu w PCr!;ji albo Azji Mniejszej. Zewsząd Oluewją go materiały nieamerykańskie: bawctna z Indii, len z Bliskiego Wschodu, welnól ze zwierząt pochodzących z Azji Mnieiszej, jedwab pu raz pierwszywykorzy,tany przez

Globalne systemy

Chińczyków. Wszystkie te rnalerialy zostały zamienione w tkaniny mctoc!lllni opracowanymi w JXlłudniowo-zuchodniej Azji. Kiedy rohi się zimno, przykrywa si.;; pucla!w:) koldrąwymyśluTIllwSkanJynawii.

Jeżeli przeprowadzilibyście się dzisiaj do hotelu w Singapurze, to zapewne poczulibyście się jak u siebie w domu. Moglibyście włączyć japoński telewizor marki Sony i zobaczyć jak Pele, były piłkarz z Brazylii, reklamuje francuską wodę mineralną marki Evian. Jeżeli chcielibyście lepiej zapamiętać swoją wizytę, to moglibyście włożyć amerykańską kliszę firmy Kodak do japońskiego aparatu firmy Nikon. To tylko parę krokÓw dalej od tego, o czym pisał Linton. Wszyscy dzisiaj używamy tych samych marek produktów.

Globalne systemy

Wykraczając poza znane na całym świecie produkty konsumpcyjne, widzimy wspólne systemy organizowania i funkcjonowania relacji ludzkich. Oto tylko kilka, jakie możecie znaleźć w wielu miejscach na świecie.

Biurokracja

Wcześniej omawialiśmy biurokrację jako system organizacji społecznej. Powstała ona 3 tys. lat temu w Chinach za panowania dynastii Yin, wyc.:iągnęła Europę z feudalizmu i wciąż znajduje zastosowanie w niektórych częściach świata.

Często ustanawiano biurokracje (zazwyczaj jeszcze bardziej bezmyślne niż te, które możemy spotkać w Ameryce) w koloniach, zwłaszcza bl)'tyjskich. Parę łat temu w Indiach musiałem wypełnić formularz w trzech egzemplarzach, aby wsiąść do samolotu. Chociaż nie widzialem w tym żadnego sensu, zrobiłem to, o co mnie poproszono. UrzędlIik za okienkiem dokładnie obejrzał moje formularze, rozłożył trzy egzemplarze i położył je w szafie, odpowiednio na trzech sięgających do ramion stertach papierów, prawdopodobnie zawierających takie same druki jak ten, kt6ry musiałem wypełnić.

Jakkolwiek opowiastki o biurokratycznych bzdurach są r6wnie rozbawiające co liczne, nie powinniśmy zapominać o globalnych korzyściach, jakie z nich płyną. W wielu krajach poczta dochodzi do adresa-


148

Rozdział 10. Perspektywa globalna

łÓW, telefony dzwonią, ludzie płacą podatki, otrzymują dyplomy uczelni i zezwolenia na zawarcie małżeństwa. Prawa są wdrażane w życie, a reguły przestrzegane. Są to racjonalne konsekwencje biurokracji.

Co byście zrobili, gdyby was napadnięto za granicą? Do kogo byście się zwrócili? Do komisariatu policji? Do ambasady? Do dyrekcji hotelu? Do banku po więcej pieniędzy? Innymi slowy - zwrócilibyście się do jakieś organizacji biurokratycznej. Infrastruktura biurokratyczna jest tak podstawowym elementem społeczeństw, że często zapominamy o jej istnieniu.

Demokracja

Mimo iż istnieje wiele niedemokratycznych form rządów, rozwój demokracji może fascynować. Kiedy Seymour Martin Lipset (1963) określił Amerykę jako "pierwszy nowy naród", miał na myśli to, że Stany Zjednoczone są pierwszym krajem, który przeprowadził tak radykalny eksperyment. Chociaż ustrój ten po raz pierwszy pojawił się w miastach-państwach starożytnej Grecji, to założenie państwa na odrodzonych w oświeceniu ideałach demokracji bez elementów monarchii, aI)'stokracji, teokracji czy rządów wojskowych zapoczątkowało rewolucję w systemach władzy.

Niewiele ponad dwieście lat temu demokracja okazała się ideą, której czas nadszedł. Od tamtego czasu coraz więcej państw decydowa" ło się na tą formę rządu - często kosztem rozlewu krwi, chociaż czasami zdarzalo się, że klasa rządząca pokojowo przekazywała władzę społeczeństwu. Co więcej, demokracja zyskała sobie opinię "tej po· prawnej" formy rządów do tego stopnia, że władze krajów niedemokratycznych często usiłowały stwarzać jej pozory. Dyktatorzy, tacy jak "B6M Doe" DuvaHer, byly "dożywotni prezydent" Haiti czy Kim 11 Sung, panujący od wiciu lat jako prezydent Korei Północnej, raz na jakiś czas byli "wybierani ponownie" w wyborach, gdzie uzyskiwali dziewięćdziesiąt parę procent głosów. W dzisiejszych czasach żaden dyktator nic powie otwarcie, że jego rządzenie danym krajem ma na celu jego własny dobrobyt. Większość będzie twierdziła, że rządzą "w imieniu ludu".

Kiedy wojska irackie rozpoczęly ofensywę na buntowników Kurdyjskich pod koniec 1991 roku, nikogo nie zdziwiło, że ogłosili oni przeprowadzenie \V)'borów. Front Kurdystanu poinformował, że nie maj,j

GlobaiJle systemy

one na celu zalożenie niepodległego rządu, lecz "załagodzenie proccslJ podejmowania decyzji w ramach frontu i oddania zwycięzcom prl.cwodnictwa i prawa decydowania o ważnych kvvestiach związanych z negocjacjami dotyczącymi autonomii" (informacja Associated Press z 5 grudni<l 1991 roku). Demokrację uznaje się za jedną ze skuteczniejszych (chociaż niekoniecznie wydajnych) form współczesnych rządów.

Chociaż demokracja może przybierać wiele różnych form, podobieństwa między nimi są uderzające. Większość demokracji rozdziela władzę wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Parlamenty są zwykle dwuizbowe, a gałąź wykonawcza zazwyczaj podzielona jest na departamenty albo ministerstwa spraw zagranicznych, obrony, rol· nictwa itd.

Zasady demokracji nie ograniczają się tylko do rządu. Praktyki tego typu spotyka się w związkach zawodowych, szkołach, stowarzyszeninch ochotniczych czy znrządach firm. Nie chcę sugerować, że demokracja jest systemem uniwersalnym ani że wszystko, co się określa tą nazwą, spełnia oczekiwane role. Nie da się jednak zaprzeczyć, że jest to iście globalny system.

Systemy ekonomiczne

Wiele osób odebrało zimną wojnę jako dramatyczną walkę między narodami o to, jaki system ekonomiczny będzie dominowal na świecie: kapitalizm czy socjalizm. Aby uprościć sprawę powiem, że kapitalizm opiera się na własności prywatnej i wolnym rynku, a socjalizm zakłada własność państwową z centralnie zarządzaną gospodarką. Nawet przed rozpadem bloku wschodniego zaczęto mówić, że w konflikcie tym wy. grywa "gospodarka mieszana". Dzisiaj większość systemówekonomicz· nych charakteryzuje się zarówno elementami kapitalizmu, jak i socjalizmu, chociaż w różnych proporcjach i z odmiennym oficjalnym stosunkiem do tych ideołogii.

Nawet najbardziej toporne gospodarki socjalistyczne zezwalały na niektóre formy własności prywatnej albo przynajmniej przymykały oko l1a takie zjawiska, jak chałupnictwo, prywatne ogródki działkowe czy czarny rynek. Podobnie, nawet w najbardziej zaciekłych gospodarkach kapitalistycznych często przedsiębiorstwa kolejowe czy usługi pocztowe Sil w posiadaniu państwa. Często zdarza się też, że rząd wydaje rozporządzenia dotyczące handlu.


150

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Związki zawodowe są kolejnym wspólnym aspektem rozmaitych wsp6tczesnych systemów ekonomicznych. W latach sześćdziesiątych XIX wieku brytyjscy górnicy oraz pracownicy zakładów tekstylnych doszli do wniosku, że występując wspólnie przeciw sv.lOim pracodawcom, mają większe szanse na wywarcie na nich wpływu. Po dziś dzień w niektórych krajach, takich jak Wielka Brytania czy Izrael, zorganizowany ruch pracowniczy przybiera formę poważnych partii politycznych, a w jeszcze innych działa w ramach innych, szerszych ugrupowań, takich jak na przykład Partia Demokratyczna w USA.

Ogólnie rzecz biorąc, zbiorowe negocjacje i protesty zostały ustanowione jako metody umożliwiania osobom czującym się bezsilnie na zakładanie org<;1nizacji, zarÓwno formalnych, jak i nieformalnych, które pomagają im osiągnąć ich cele. Za przykład mogą służyć bojkoty konsumentów, jednak zjawisko to występuje również poza obszarem ekonomicznym, chociażby w formie protestów studenckich.

Korporacja jest inną wszechobecną formą ekonomiczną. W odróżnieniu od przedsiębiorstw, na czele których stoją ich właściciele, korporacje rozróżniają między właścicielem bądź właścicielami (często w_postaci dużej ilości akcjonariuszy) a kadrą zarządzającą. Składa się ona z VY)'kwaJifikowanych pracowników: prezesów i ich zastępców, nad którymi czuwa rada nadzorcza, która reprezentuje interesy nieobecnych akcjonariuszy.

W ostatnich latach mieliśmy sposobność obserwowania jak powstawały nowe formy korporacji: międzynarodowe konglomeraty wiclobranżowe działające w wielu krajach dookoła świata. Gareth Morgan (1997) przedstawia parę ciekawych przykładów.

Wraku 1982 istnial{] 380korpor~cjisprzedających rocznic lowary u lączncj wartości 2 miliardów dolarów lub ""yiszej. Pięćdziesiąt największych korpuracji miało obrmy oscylujące między 12 a 103 miliardami dularÓw. Dziewiętnaście z tych kurporacji miało obroty wynoszące ponad 20 miliardów dolarów. N<'ljwiększe korporacjc, takie jak Exxon, Texaco, Mobil, Royal DutehlShcll, GCllcral Motors, Genem! Elcctric, Ford, IBM, Fiat, Ul1i1eVCr czy ITI obracało rocznie sumami znacznie przewyiszająC)'mi produkt narodowy brutto wielu krajów.

Coraz częściej pojawiają się obaVY)' co do tego, że takie superfirmy działają ponad prawami jakichkolwiek państw. Ich wartość ekonomiczna jest tak wysoka, że mogą znacznie przyśpieszyć rozwój regionów, a nawet krajów, w których się znajdują. Niemniej istnieje za-

Globalne gwiazdy

wsze możliwość, że jeżeli władze przestaną traktować je dobrze, LO wikną wraz z korzyściami, jakic z nich płynęły.

Nie zaprzeczając istnieniu wielu różnic między narodami, pl·awdopodobnie wyjaśniłem wam, że niektóre struktury gospodarczc czy systemy spoteczne spotyka się na całym świecie. Liczba takich punktów wspólnych powoli, acz zdecydowanie rośnie.

Globalne gwiazdy

Tak jak są pewne marki produktów znane większości osób na świecie, tak też są osoby, któl)'ch nazwiska i twarze są powszechnie rozpozna~ wane.

Polityka

Na początek zauważmy, że wiele osób ze świata polityki jest z łatwością rozpoznawana poza granicami swoich własnych krajów. Przywódcy najpotężniejszych państw świata, tacy jak prezydent Stanów Zjednoczonych, są znani na całym globie. Podczas swoich późniejszych rządów prezydent ZSRR, Michaił Gorbaczow, był bardziej doceniany poza Rosją niż w niej. W innej epoce politycznej jednym z najbardziej zna~ nych polityków był Mao Zedong. Niektórzy politycy znani S,! raczej ze względu na skandale z nimi związane niż na swoją wagę polityczną, tak jak na pnykład Idi Amin z Ugandy czy Perdinand Marcos z Filipin, a z postaci bardziej współczesnych - Saddam Husajn.

Niektórzy członkowie rodzin królewskich w krajach, gdzie władza jest dziedziczna, również wzbudzają zainteresowanie, nawet jeżełi władza ta jest silnie ograniczona. Dobrym tego przykładem jest Brytyjska rodzina królewska. Oczy całego świata były zwrócone na księcia Karola i Dianę zarówno kiedy zawiązywali węzcł małżeński, jak i kiedy go później rozwiązywali.

Niektóre osobistości świata polityki zyskują sobie popularność w następstwie swoich protestów. Mahatma Gandhi i Marthin Luther King są tego typowymi przykładami. Bliżsi nam czasowo są Nelson Mandela z RPA i Lech Wałęsa z Polski. W ten sam sposób międzynarodową sławę zdobył Borys Jelcyn. W Stanach Zjednoczonych dobrym przykładem tego mógłby być Jesse Jackson.


152

Rozdziall0. Perspektywa globalna

Religia

Papież jest osobą rozpoznawaną na całym świecie, chociażby ze względu na liczbę katolików. Billy Graham również powinien być wymieniony w tej kategorii ze względu na dziesięciolecia prowadzonej przez siebie działalności ewangelizacyjnej. Matka Teresa również zapewne jest powszechnie znaną osobą.

Inni przywódcy religijni zyskali sobie popularność ze względu na swoje zaangażowanie poHtyczne. Jako przykłady mogą posłużyć kariery Biskupa Desmonda Tutu z RPA, Dalajlamy wygnanego z Tybetu i Ajatollaha Chomeinicgo z Iranu.

Sport

Wiosm! 1992 roku Serbowie prowadzili ostrzal Sarajewa. W reportażu Mitchella Stephcnsa (1993, s. 22) o walkach w górach niedaleko tego miasta przytoczona jest następująca sytuacja:

Podczas przcrwy w ostrzale serbski ioinierz zuuwaiyl amerykańskiego rcportcra. Opuszczającbroń,poprosilArncrykaninana osobność i spytuł sięgo,ja kradzisobie druiyna Chicago Bulls w rozgrywkach NBA.

Mimo iż profesjonalna koszykówka, football amerykański i baseball są głównie rozgrywane w Stanach Zjednoczonych, znane są na catym świecie. Magic Johnson i Michael Jordan znani są milionom osób, które nigdy nie odwiedzą Ameryki.

Najbardziej znanym sportem zorganizowanym na świecie prawdopodobnie jest piłka nożna, a za najbardziej znanego sportowca świata uznaje się słynnego brazylijskiego piłkarza Pele. Muhammad Ali był bardziej znany od jakichkolwiek innych bokserów w historii świata.

Rozrywka

Muzyka rozryv,rkowa zapewniła światową sławę całkiem pokaźnej grupie osób. Elvis Presley, Beatlesi, Madonna czy Michael Jackson od razu przychodzą do głowy. Szwedzka grupa Abba jest również powszechnie znana. W chwili swojej przedwczesnej śmierci na raka Bob Marley był prawdopodobnie pierwszą gwiazdą z kraju trzeciego świata.

Globalne problemy

Jazz, uznawany za wybitnie amerykański styl muzyczny, jcsl również znany we wszystkich zakątkach świata, tak jak Louis Armstrong, Dizzy GiIlespie, Miles Davis czy Charlie Parker. Muzyka klasyczna również jest źródłem światowej sławy. Enrico Caruso, włoski tenor, był sławny w pierwszej połowie XX wieku, co jest zaskakujące, biorąc pod uwagę ówczesny etap rozwoju komunikacji masowej. Dzisiaj tacy tenorzy, jak Luciano Pavarotti czy Placido Domingo, również cieszą się międzynarodową sławą.

Marilyn Monroe, Greta Garbo, Sophia Loren, Bruce Lee, Marcello Mastroianni, Toshiro Mifunc czy Sir Lawrence Oljvier są przykładami światowej klasy aktorów. Sprzedaż licencji na amerykańskie programy telewizyjne również wpłynęła na światową popularność wielu aktorów, co widać na przykładzie Je t'adore Lucie, Jell Liebe LULY czy Lucy ga .suki. Ingmar Bergman, Pederico Fellini, George Lucas, Steven Spielberg i Akira Kurosawa są reżyserami znanymi na całym świecie.

Media

Każda z W}'mienionych osób zawdzięcza swoją slawę głównie komunikacji masowej. Co więcej, media zapewniły światową sławę paru osobom w nich pracującym. Dałoby się do nich zaliczyć Edwarda R. Murrowa, Waltera Cronkite'a, Barbarę Walters czy Teda Thrnera.

Wszystkie te przyJdady produktów, systemów społecznych czy znanych osobistości są dowodami na jednoczenie się ludzkiej kultury. Jak wkrótce zobaczymy, inne wspólne elementy nie są aż tak przyjemne.

Globalne problemy

Wiele problemów społecznych, takich jak przestępczość, uprzedzenia czy ubóstwo, dotyka wiele różnych miejsc świata. Niektóre problemy W}'stępują nie tylko w konkretnych krajach, ale są globalne w swojej naturze. Podczas zimnej wojny groźba wykorzystania broni termojądrowej zagrażała wszystkim na planecie, nie tylko krajom bezpośrednio w ten konflikt zaangażowanym. Głód i przeludnienie są innymi globalnymi problemami i skupię się na nich już do końca tego rozdziału po to, aby zilustrować rolę struktury społecznej w odniesieniu do kwestii tego typu.


154

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Głód

13 listopada 1985 roku kolumbijski wulkan Nevado dcl Ruiz eksplodował, rozświetlając nocne niebo po ponad czterystu lalach stanu uśpie~ nia. W ciągu jednego dnia życie straciło 25 tys. ludzi, zarówno w wyniku samej eksplozji, jak i pod rzekami gorącego błota, jakie były jej skutkiem. Świat, całkiem słusznie, był głęboko zszokowany rozmiarem tej tragedii. Gazety pisały o tym wydarzeniu na pierwszych stronach. Bogacki dziennik "El Tiempo" wprost sugerował: "Może Bóg o nas zapomniał".

Wszechobecne wtedy było poczucie bez.'iilnogci. Co prawda kl)'tykowano rząd za to, że nie powiadomił wcześniej ludności o możliwości wybuchu. Zwrócono także uwagę na prawdopodobieństwo, że zastosowanie lepszych technik konstrukcyjnych i lepiej wykonanego systemu ścieków mogłoby zmniejszyć liczbę ofiar. Jednakże mimo to nie dałoby się zapobiec samej erupcji.

Tragedia Nevado dcl Ruiz ukazała, jakie są granice naszej władzy nad przyrodą, która tworzy kontekst dla naszego życia społecznego. Kiedy widzimy, jak dziesiątki tysięcy osób umierają jednego dnia i nie mamy możliwości udzielenia im pomocy, to odczuwamy szczególny rodzaj bezsilności. Co więcej, nawet jako socjologowie nie możemy rozwiązać ani pomóc w rozwiązywanju takich problemów.

Weźmy teraz pod uwagę inną katastrofę. 13 listopada 1985 roku, tego samego dnia co wspomniana erupcja wulkanu, około 35 tys. ludzi zmarło z głodul. Trzy czwarte tej liczby stanowiły dzieci. W odróżnieniu od ofiar katastrof, takich jak wybuch wulkanu Nevado deI Ruiz, nikt nie pisał o nich na pierwszych stronach gazet i istnieje duże prawdopodobieństwo, że nawet o tym nie wiedzieliście.

Nie było nagłówków informujących o 35 tys. osób zmarłych wskutek glodu 14 listopada 1985 roku ani o tych, którzy zmarli 15 i 16 listopada. Nie bylo nigdzie nagłówków, mimo że w ciągu tych czterech dni zmarło więcej osób niż w sumie zginęło w wybuchach bomb jądrowych w Hiroszimie i Nagasaki.

W wyniku głodu dziennie umiera od 35 tys. do 50 tys. osób.

Oznacza to, że w skali rocznej głód jest powodem śmierci od 13 do

I WarlO zauważyć, że większość z tych osób nic umarła bezpośrednio w wyniku gtodu. Zm<lrll raczej na zwyczajne choroby, takie jak grypa, odra czy rozwolnienie przez 10, że hyli chroniCI nic niedożywieni. Jcieli nie bylibyoslabieni przez gt6d,IO mogliby prz eZyćtechoroby,lakjllk tu jest w moim czy waszym przypadku.

Globalne problemy

18 mln ludzi. Oczywiste jest to, że ludzie starają się walczyć I. tym 11':1· gicznym zjawiskiem.

Zazwyczaj usiłowaliśmy zwalczać głód odkryciami z dzicdl,illY technołogii rolniczej. Wydawało się jasne, że jeżeli uda nam si~ wyprodukować więcej pożywienia, to głód przestanie być problemell1. "Zielona Rewolucja" lat sześćdziesiątych XX wieku była rezultatem takiego podejścia do problemu. W roku 1970 dr Norman Borlaug otrzymał Nagrodę Nobla za v.,.yhodowanic gatunku pszenil.)' o znacznie podwyższonej wydajności. Jednakże nie położyło to kresu kwestii głodu.

Panuje w tej chwili ogólna zgoda co do tego, że ilość pożywienia produkowana rocznie przewyższa potrzeby populacji całego świata. Istnieją dane twierdzące nawet, że ilość zboża i mięsa \"')'starczyłaby, aby zapewnić każdemu człowiekowi ilość kalorii, jaką współcześnie konsumują Amerykanie. Tak więc kwestia głodu nie wynika po prostu z braku pożywienia i nic można z nią walczyć, produkując więcej żyw~ IlOści. Kiedy amerykańska National Academy of Sciences (1977) rozpoczęła dokładne, dwuletnie badania tego zagadnienia, to okazało się, że posiadamy wszelkie środki, aby wyeliminować problem głodu na świecie, poza jednym: polilyczną wolą dokonania tego.

Przypominacie sobie zapewne, jak w rozdziale I omawialiśmy kwestię wojny i jak usiłowano zaprowadzić pokój na całym świecie za pomocą coraz to potężniejszych broni. Zasugerowałem wtedy, że aby :mpewnić nam trwały pokój, należałoby się zwrócić ku dziedzinie relacji międzyludzkich (czyli ku socjologii). To samo można powiedzieć o głodzie. Większa ilość pożywienia nie v.,.ystarczy do pokonania problemu głodu. Należy zmienić te ludzkie relacje, które decydują o tym, co się robi z wyprodukowaną żywością. Tak więc, chociaż socjologowie nie potrafią zapobiegać erupcjom wulkanów, mogą znacznie pomóc w c1imi· nacji głodu.

Wojna i głód nic są jedynymi problemami, jakie socjologia moie rozwiązać. Oto kolejny, o którym mogliście słyszeć.

Przeludnienie

Można stwierdzić, że gwałtowny przyrost ludności na świecie jest najpoważniejszym ze wszystkich problemów związanych ze środowiskiem. Na świecie jest po prostu za dużo ludzi. Gdyby było mniej osób, la klo-


156

Rozdział 10. Perspektywa globalna

poty środowiskowe uległyby redukcji, a tymczasem ich natężenie wzroslo wraz z gwałtownym przyrostem ludności, jaki nasti!pit w ciągu ostatnich 200 lat.

Tabela 10.1. Bomba demograficzna

Rok

Ilość ludności (w bln)

Autor tłumaczenia popełnił tutaj błąd - zapomniał o tym, że bln (billions) w systemie nazewnictwa wielkokrotniści liczbGB/US - w europejskim EU systemie odpowiada to nazwie: mld (miliard)

Poprawnie tytaj powinno być:

Ilość ludności (w mld)

Czas potrzebny, aby liczba ludności się podwoiła (w latach)

0000

0,25

-

1650

0,50

1650

1850

1

200

1930

2

80

1975

5

45

1992

5,42

41

Źródło: Babbie, 1983, s. 561; Population Reference Buremu, 1992

'Pdbela 10.1 ukazuje dane dotyczące czegoś, co niekt6rzy nazwali "bombą demograficzną". Natura przyrostu ludności może być trudna do zrozumienia, zwłaszcza biorąc pod uwagę, w czym leży problem. Demografia, jedna z dziedzin socjologii, która analizuje ludność, udziela nam wielu użytecznych informacji na ten temat. l jakkolwiek nie ma tu miejsca na wyczerpującą prezentację tego problemu, przedstawię wam parę punktów, które mogą się wam przydać.

Jeżeli uważacie, że nadmierny przyrost ludności dotyczy glównie krajów ubogich, to macje rację - w pewnym sensie. Około 80% przyrostu światowej populacji następuje w krajach rozwijających się. Najwyraźniej widać to w formie głodu i śmierci głodowej. Zakłada się, że od 13 do 18 mln osób ginie rocznie z głodu i problemów z tym związanych, z czego trzy czwarte to dzieci. Dwieście lat temu Thomas Malthus zauważył, że wzrost produkcji żywności nie nadąża za wzrostem populacji. W wielu krajach różnica ta okazała się tragiczna w skutkach.

Prawdą jest to, że państwa wysoko rozwinięte mają znacznie niższy wskaźnik przyrostu naturalnego niż kraje trzeciego świata. W roku 1992 współczynnik ten w Europie zachodniej wynosił 0,2%, a w Afryce wschodniej 3,2%. Kiedy w Ameryce północnej wynosił on 0,8%, to Ameryka południowa miała przyrost naturalny na poziomie 2,5% (Population Reference Bureall, 1992).

Podczas badania tych różnic demografowie odkryli ważllywzorzec społeczny. Nazwali go teorią przesunięcia demograficznego.

Globalne problemy

Teoria przesunięcia demograficznego. Aby zrozumieć lę Lcol'it( i ju) odniesienie do przyrostu naturalnego, trzeba rozpocząć od poj9cifl Zr'a rOlVego przyrostu naturalnego (ZPN), które opisuje sytuację, w ktÓfCj ilość osób na świecie byłaby stała. Najprostsza analiza wskazuje 1101 lo. że ZPN udało by się osiągnąć, gdyby każda kobieta miała średnio dwój~ kę dzieci. Jako że około połowę tych dzieci stanowiłyby dziewczynki . utrzymanie wzorca, w którym kobiety mają dwójkę dzieci, zatrzymało~ by wzrost popułacji.

Przy dokładniejszej analizie okazałoby się jednak, że taki rozkład tak napJ'3wdę spowodowałby .\padek całkowitej populacji, gdyż niektó~ re kobiety zmarłyby przed wydaniem na świat własnego potomstwa. lak więc w Stanach Zjednoczonych, kraju z relatywnie niską umieralnością niemowląt, przeciętna kobieta musiałaby rodzić 2,17 dziecka, aby usta~ bilizować przyrost naturalny na poziomie zerowym. Jednakże tak niska skala śmiertelności niemowląt jest nowym osiągnięciem.

Niegdyś kobiety rodziły wiele dzieci. Osiem czy dziesięć porodów nie było niczym zaskakującym. Większość ich potomstwa umierała jednak przed osiągnięciem dojrzałości. Połączenie wysokiej liczby urodzin z wysoką umieralnością niemowłąt pozwoliło przetnvać łudzkości na stałym poziomie 3 mln ludzi. W niektórych z najbiednicjszych państw świata co piąte dziecko umrze przed swoimi pierwszymi urodzinami. W krajach bogatszych szansa ta się radykalnie zmienia: dotyczy ona mniej niż jednego dziecka na sto.

W ostatnich latach umieralność drastycznie spadła. Było to skut~ kiem wzrostu produkcji pożywienia, poprawy jakości opieki zdrowotnej, większej dbałości o higienę i innycb czynników. Gdziekolwiek to się sta~ ło, mieliśmy do czynienia z gwałtownym wzrostem liczby ludności, gdyż wskaźnik urodzeń pozostał bez zmian. Kobiety nadal rodziły wiele dzie~ ci, jednak dożywały one dorostości i same zaczęły mieć dużą ilość po~ tomstwa.

Wzorcowi temu towarzyszy trend urbanizacyjny, który często związany jest z uprzemysłowieniem. Ostatnim etapem tendencji opisa~ nych w teorii przesunięcia demograficznego jest to, że uprzemysłowie~ nie i urbanizacja powodują spadek liczby narodzin.

W roku 1988 siedem krajów służyło jako iłustracja tych trzech kroków przesunięcia demograficznego. Sierra Leone jest małym krajem znajdującym się w Afryce Zachodniej, charakteryzującym się wy* sokim wskaźnikiem narodzin i wysoką śmiertelnością. PrzyrosI naturalny tego kraju znajduje się średnio na poziomie 1,7% wsklIIi


158

Rozdział 10. Perspektywa globalna

rocznej. Jak widać w tabeli 10.2, Kenii, Zambii i Nikaragui udało się drastycznie zbić umieralność (w porównaniu z Sierra Leone), ale ich wskaźniki urodzeń wciąż są wysokie, czego skutkiem jest wysoki przy~ rost ludności. Japonia, Belgia i Niemcy Zachodnie (dane te pochodzą z okresu sprzed zjednoczenia) są przykŁadami krajów, które zbliżyły swoje wskaźniki urodzeń do umieralności i są bliskie osiągnięcia stabilizacji.

Tabela 10.2. Trzy etapy przesunięcia demograficznego

Kraj

Przyrost ludności w skali rocznej(w %}

Wskatnik urodzeń

Umieralność

Odsetek ludności tyjącej w miastach(w %)

Produkt krajowy brutto na głowę (w $)

Sierra Leone

1,8

47

29

28

310

Kenia

4,1

54

13

19

300

Zambia

3,7

50

13

43

300

Nikaragua

3,5

43

8

57

790

Japonia

0,5

11

6

77

12 850

Belgia

0,1

12

11

95

9 300

Niemcy Zachodnie

-0,1

10

11

94

12 080

Źródło: Populatlon Reference Bureau, 1988

80% przyrostu ludności występuje w krajach, gdzie umieralność drastycznie spadła, ale wskaźnik urodzeń wciąż pozostał wysoki, a same społeczeństwa właśnie przechodzą procesy uprzemysłowienia i urbanizacji. Może to sugerować, że jestcśmy w stanie poradzić sobie z problemem przeludnienia, pozwalając działać przesunięciu demograficznemu. Jednakże nie jest to tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać.

Chociaż do największego przyrostu ludności dochodzi w krajach biednych, są powody, aby stwierdzić, że to kraje zurbanizowane i uprzemysłowione stanowią największy problem, jaki wiąże się z przeludnieniem. To właśnie bogate kraje zużywają najwięcej zasobów i produkują najwięcej zanieczyszczeń. Kwestia ta okazała się szczególnie kontrowersyjna podczas "Szczytu Ziemi" w Rio de Janeiro w 1992 roku. Stany Zjednoczone nakłaniały kraje biedniejsze, aby przestały wycinać lasy równikowe, gdyż wywiera to wpływ na klimat całego globu. Jednakże kiedy poproszono kraje wysoko rozwinięte o zmniejszenie emisji dwutlenku węgla, głównego czynnika powodującego

Globalne problemy

globalne ocieplenie, to Stany zaczęty nalegać, żeby w ustaleniaCh ~!t'l. tyczących lego tematu nie wymieniano ani harmonogramów, ,liIi klin· kretnych państw. USA jest zdecydowanym liderem, jcżcli chodzi o emisję dwutlenku węgla.

W skrócie, przeludnienie zagraża zarówno naszej planecie, juk i Ilam samym. Dotyczy to znrówno krajów ubogich, jak i bogatych. Sytuacja może się drastycznie pogorszyć w chwili, kiedy wskaźnik urodzeń przerośnie możliwości Ziemi.

Nie da się zaprzeczyć temu, że istnieje laki punkt, ponad który ludzie nie będą mogli zwiększać swojej liczby. W ramach ćwiczenia matematycznego demograf Angsley Coale obliczył niegdyś, że jeżeli utrzymalibyśmy taki wskaźnik przyrostu naturalnego do roku 3000, to masa ludzkiego ciała rozszerzałaby się w kierunku zewnętrznym z prędkości,! szybszą od prędkości światła (za: Nam, 1968, s. 63). Nie staral się on rzecz jasna przywidzieć autentycznego wydarzenia, gdyż zanim hy do tego doszło, zabrakłoby nam pożywienia i wody. Pytanie brzmi: ile jeszcze powinniśmy czekać, zanim zdecydujemy się ustabilizować naszą liczbę?

Większość ludzi już teraz styka się z problemami miązanymi z kwestią przeludnienia, nawet jeżeli nie są tego świadomi. Ubodzy 111~ dzic umierają z braku pożywienia albo patrzą, jak ich dzieci umierają z powodu odry czy rozwolnienia. Ludzie mieszkający w bogatych krajach widzą to na przykładzie kolejek w skJepach, korków ulicznych albo braku miejsca na kursach uniwersyteckich.

A zatem po co rodzić więcej dzieci niż nam właściwie potrzeba?

Warto być może zwrócić uwagę na to, co należałoby zrobić, aby ustabilizować liczbę osób na świecie. Ale aby to wiedzieć, najpierw musimy się dowiedzieć, skąd się dzicci właściwie biorą. Ludzie prawdopodobnie nie zawsze o tym wiedzieli, ale jakiś czas temu udało nam się do tego dojść. Jednakże ludzie wciąż wydnją na świat więcej dzieci niż to potrzebne dla podtrzymania naszej liczby.

lnteres własny i h)'chowanie dzieci. Wiele dzieci rodzi się osobom, które niekoniecznie chciały być rodzicami, ale również nie chciały zrezygnować z czynności, której one były skutkiem. W takich warunkach należałoby się nauczyć, jak uprawiać seks bez ryzyka zajścia w ci!Jżę. Ale jak wiecie, już to opanowaliśmy.

Chociaż mamy relatywną możliwość wybrania liczby dzieci, jaki! chcemy posiadać, to i tak mamy ich za dużo. Musi za tym siać inny pu-


160

Rozdział 10. Perspektywa globalna

wód, niekoniecznie związany z endokrynologią, chemią reprodukcyjną czy właściwościami fizycznymi lateksu.

Spójrzmy na to, jakie czynniki społeczne wpływają na nadmiar liczby narodzin. Pierwszy zestaw czynników możemy nazwać spoleano-psychologicznym.

Niektórzy z nas chcą mieć więcej dzieci niż potrzeba do wymiany pokoleń. Są też osoby, które nie chcą mieć dużej liczby dzieci, ale nie robią nic, aby się one nie rodziły. Logicznym tego wyjaśnieniem może być przekonanie, że liczne potomstwo może przynieść korzyść ich rodzicom. Jednym z głównych tematów tej książki i socjologii w ogóle jest to, że ludzie często przekładaj" swój własny interes nad dobro społeczeństwa.

Dawniej istniała spora ilość powodów, dla których paI)' decydowały się na liczniejsze potomstwo. Zanim rządy i firmy opracowały systemy emerytalne, dzieci były głównym zabezpieczeniem na starość, Podobnie, kiedy praca na roli była ciężka i wymagała dużych nakładów, posiadanie m<lłej armii pr<lcowników, któI)'m nic trzeba było płacić, by]0 czymś finansowo korzystnym.

Jednakże we współczesnym uprzemysłowionym społeczeństwie potrzeba posiadania rodzin wielodzietnych zanikła, Ze względu na przedłużenie okresu, kiedy dzieci zależne są od swoich rodziców (na przykład kiedy zdobywają wykształcenie), posiadanie dzieci leży coraz mniej w ich interesie, Departament rolnictwa ostatnio wycenił, że wychowanie dziecka do wieku 18 lat kosztuje 100 tys. dolarów (Cutler, 1990, s. 38). Co więcej, pary zwykle decydują się n<l dziecko, kiedyotrzymują naj niższe wynagrodzenie, a zatem pieniądze, jakie przeznaczają na dziecko, bardzo by im sil( przydały. Jak pomyśli się jeszcze o tym, że ogranicza to możliwości podjęcia pracy przez matkę, to okazuje się, że posiadanie dzieci, zwłaszcza w większej ilości, potrafi być prawdziwą katastrofą dla współczesnej amerykańskiej rodziny,

Chociaż wcześniej wspomniałem o parach, które mają dzieci, to nic należy zapominać, że w roku 1988 jedna czwarta dzieci, jakie przychodziły na świat w Stanach Zjednoczonych, były dziećmi samotnych matek. Sytuacja taka jest olbrzymim obciążeniem finansowym dla matki i jej dziecka, Najtrudniej jest młodym, niezamężnym kobietom, które muszą porzucać szkołę średnią, aby podjąć pracę, chociaż nie mają szans na zarobki, które pozwalałyby na utrzymanie siebie i dziecka. W roku 1988 jedno na dwanaście dzieci (spośród 322 400) było dzieckiem nastolatki (U.S. Bureau of the Census, 1991, s. 67).

GlobaLne problemy

Kolejnym z powodów stojących za nadmierną ilości:) c1t.'.icci jc.:~( II l, że "po prostu jakoś tak wyszło", W roku 1992 Światowa Org:ll1iz:li,;jll Zdrowia (WHO) ustaliła, że na 100 mln stosunków płciowych kaidc!:i~\ dnia przypada 910 tys. zapłodnień, z których połowa by ta nicz<lpl:lllOwnnn (informacja Associated Press z 24 czerwca 1992 roku),

Nie można ograniczać się do interesów własnych, jeżeli chcemy zrozumieć, czemu młodzi ludzie decydują się nn posiadanie dzieci. Od~ powiedź leży w dziedzinie struktur społecznych. W tym zbiorze czynników zwrócimy uwagę na dwa aspekty: (l) przekonania i wartości oraz (2) strukturę organizacji prorodzinnych.

Przekonania i warlo.fci. Na wiele sposobów wszyscy jesteśmy w trakcie socjalizncji ulwierdzani w przekonaniu, żc posiadanie dzieci jest czymś dobrym. Jeżeli czuliście się nieswojo podczas dyskusji o przeludnieniu albo kosztach posiadania własnych dzieci, to jest to wynikiem właśnie tego procesu. Amerykańska polityka jest również tego wskaźnikiem. Często mówimy o politykach całujących przed kamerami dzieci, że są oddani warto.fciom rodzinnym - innemu modnemu sloganowi.

Kiedyko]wiek konserwatyści chcą ograniczyć rządowe wydatki na edukację, liberałowie bronią dzieci jako "najważniejszego zasobu przyszłości". Konserwatyści często stają na straży "praw nienarodzonych", kiedy liberałowie mówią, że kobiety powinny mieć prawo do aborcji.

W odróżnieniu od tego, wyobraźcie sobie polityka, który w swojej kampanii ogłasza, że dzieci przeszkadzają w rozwoju gospodarczym i że rodziny, które mają dzieci, powinny płacić większe podatki. Nowe dzieci wymagają przecież szkół i nauczycieli opłacanych z pieniędzy podatników. Patrząc dalej w przyszłość, z dziećmi wiąże się większe zanieczyszczenie środowiska, tłok, budowanie na ziemi przeznaczonej pod uprawę nowych domów i centrów handlowych. Poza tym noworodki są małe, głośne i ślinią się, a jak podrosną to wszystko psują, Wyobrażacie sobie zapewne, jakie inne argumenty da się wysunąć z tej perspektywy, Jednakże jest wysoce wątpliwe, aby taka osoba wygrała jakiekolwiek wybory. Dzie~ ci mają potężne lobby i większość z nas w nim zasiada.

Istnieje również zestaw przekonań, który skłania młodych ludzi do posiadania dzieci, nawet jeżeli nic ]eży to w ich bezpośrednim interesie. Spójrzcie na kilka z nich i zastanówcie się, z któI)'mi byście się zgodzili.

Mężczyzna nie jest prawdziwym mężczyzną, jeżeli nie ma dziecku, a im więcej ich ma, tym bardziej podkreśla to jego męskość.


162

Rozdział 10. Perspektywa globalna

.• Kobieta nie jest prawdziwą kobietą, jeżeli nie ma dzieci, a im więcej

ich ma, tym bardziej jest kochającą i dobrą osobą. .• Rodzice oczekują od swoich dzieci wnuków.

.• Dzieci pomagają przetrwać rodzinie.

.• Mężczyzna zawiedzie swoich przodków, jeżeli nie zapewni przetrwania swojemu naZ\visku.

To jedynie kilka wartości i przekonań, które skłaniają ludzi do po~ siadania dzieci, nieważne jak bardzo glośne, śliniące się czy niszczące wszystko dookoła one są. WInśnie z tych powodów mogliście uznać nie~ które z moich wcześniejszych komentarzy za "niesmaczne", co tylko udowadnia, jaki wpływ ma na nas struktura społeczna.

Strnktura organizacji prorodzinnych. W większości społeczeństw istnieją postanowienia i prawa mające na celu zachęcenie ludzi do posiadania dzieci, chociaż mogą być odmiennie uzasadniane. Spójrzmy na prorodzinne cechy społeczeństwa amerykańskiego.

Jeżeli płacicie federalny podatek dochodowy, to w roku 1992 mogliście otrzymać ulgę w wysokości 2300 dolarów za każdą osobę na waszym utrzymaniu, która wzrasta z roku na rok. Jak widzieliśmy, każde dziecko oznacza dla rządu wydatki w różnych postaciach, tak więc ulga ta wydaje się być bez sensu- chyba że jej celem jest zachęcenie ludzi do rozmnażania się.

Raz na jakiś czas jakiś polityk zaprojXlOuje zniesienie tej ulgi i zazwyczaj kończy się lo szybkimi i głośnymi protestami. Często broni się jej, mówiąc, że jest to jedyna ulga, z której może skorzystać większość osób ubogicll. Uzasadnienie to zdaje się być cyniczne, jeżeli spojrzymy na ilość kosztów, które znacznie przewyższają wartość tej ulgi, jakie rodzina taka poniesie w związku z posiadaniem dziecka. 10 trochę jak rozdawanie biednym heroiny, bo nie stać ich na wakacje za granicą. Thki "dar" często przysparza więcej kłopotów niż korzyści. Jeżeli celem byłby dobrobyt osób ubogich, to dużo lepszym rozwiązaniem byłoby podniesienie progu zarobkowego, od którego ptaci się podatki, zamiast dawanie wszystkim, niezależnie od stanu majątkowego, ulg w zamian za rodzenie dzieci.

Dyskusję na temat strategii prorodzinnych w społeczeństwie amerykańskim dałoby się ciągnąć w nieskończoność. Opór przeciwko wprowadzeniu wychowania seksualnego do szkół jest odpowiedzialny za wzrastającą liczbę niechcianych ciąż, podobnie jak niechęć wobec udostępniania uczniom prezerwatyw. Prawodawstwo, które zabrania kobie-

Globalne problemy

de dokonania wyboru między aborcją a urodzeniem dzieckI!. dlWldl,:1. jest czynnikiem wpływającym na wzrost wskaźnika urodzeń. Kiedy lld. ministrncja Busha zabroniła lekarzom, którzy otrzymują pensje mi rZ'Idu federnlnego, wspominać o możliwości usunięciu ciąży, draslyczllic wzrosła liczbu narodzin - zwłaszcza w rodzinach ubogich. Niekoniecznie znaczy to, że takie postępowanie mialo na celu wzrost tego wskaźnika, chociaż niewątpliwie jest prorodzinne.

Wplyw postanowień prorodzinnych nie jest zawsze tak oczywisly.

Weźmy pod uwagę ruch uliczny. Nie zaskoczy was pewnie fakt, że wedlug sondażu przeprowadzonego w roku 1992 na 40% amerykańskich dróg przekroczono przepustowość (informacja Associated Prcss z 13 lipca 1992 roku). Widać więc, że przyrost ludności ma wpływ na ruch uliczny: im więcej ludzi, tym więcej samochodów.

Jednym z rozwiązań tego problemu było wytyczenie dodatkowych pasów jezdni, dostępnych tylko dla samochodów, w których podróżuje dwóch albo więcej pasażerów. Czasami takim osobom zezwala się za darmo korzystać z autostrad w godzinach szczytu. Pomysl był taki, aby kilka osób zaczęło poruszać się jednym pojazdem dla osiągnięcia różnego rodzaju korzyści. Rozwiązanie to okazało się również korzystne dla rodzin, gdyż w ieh sytuacji wzrasta prawdopodobieństwo, że jednym samochodem będzie się poruszać większa liczna osób naraz. Tak więc, jak na ironię, osoby najbardziej odpowiedzialne za wzrost natężenia ruchu w przyszłości zostały nagrodzon przez ułatwienie im poruszania się w dzisiejszych korkach.

Czy da się coś z tym zrobić? Wiem, że tematem tym zajmujemy się od jakiegoś czasu, a szczegółowość, z jaką go omawiamy, może być dla was krępująca. Może się wydawać, że nie należy źle mówić o niemowla· kach czy małych dzieciach. Jeżeli odebraliście to w taki sposób, to mam nadzieję, że zaliczycie to jako kolejną obserwację socjologiczną dotyczącą tego, jak struktura społeczna wptywa na nas podczas omawiania takiego tematu.

Mimo tylu prorodzinnych elementów w naszej strukturze społecznej i tak możliwa jest walka z przeludnieniem. Można przezwyciężyć struktury wspierające duże rodziny, jak widać na przykładzie Chińskiej Republiki Ludowej - największego państwa świata, zamieszkiwanego przez około jedną piątą jego ludności.

Mimo wieloletniej tradycji, która uznawała rodzinę za rzecz czcigodną, ChRL zupełnie odwróciła się od lej wartości. KonfucjaC1skim


164

Rozdział 10. Perspektywa globalna

ideałem była czteropokoleniowa rodzina mieszkająca pod jednym dachem: dzieci z rodzicami, dziadkami i pradziadkami. Tak więc nikogo nie dziwiły sytuacje, w których w jednym domu mieszkało dwadzieścia albo trzydzieści osób.

Od czasów rewolucji komunistycznej w 1949 roku, rząd zaczął przeciwdziałać rodzinie poszerzonej na wiele sposobów. Duże włości ziemskie niektórych rodzin zostały im zabrane na mocy reform gospo~ darczych. Zabroniono aranżowanych ma!żeństw, a studentów wysyłano na uniwersytety odległe od ich rodzinnych miejscowości. Na wszystkich stopniach edukacji dokonywano ponownej socjalizacji młodych ludzi, aby ich lojalność względem partii wyparta ich lojalność względem rodziny.

Na początku 1971 roku rząd chiński wprowadził strategię wall xi shao (później-dlużej-mniej), która zachęcala obywateli do tego, aby (1) wstrzymali się z posiadaniem potomstwa, (2) robili dłuższe przerwy między decydowaniem się na kolejne dziecko i aby (3) decydowali się ograniczać ich całkowitą liczbę. Rodziny mieszkające na wsiach były zachęcane, aby ograniczyć się do maksymalnie trójki dzieci, a te mieszkające w miastach - do dwójki. W roku 1977 zmniejszono ten limit do dwójki niezależnie od miejsca zamieszkania. Dwa lata później każda para mogła się zdecydować jedynie na jedno dziecko (GreenhaJgh, 1990, s. 73-86).

Tabela 10.3. Antykoncepcja w Chińskiej Republice Ludowej (dane w mln)

Rok

Załotonespimle domaciczne

Wazektomie

Uczba wysterylizowanych kobiet

Lczba dokonanych aborcji

1981

10,34

0,65

4,56

8,70

1982

14,07

1,23

3,93

12,43

1983

17,76

4,36

16,40

14,37

Źródło: Delfs, 1990, s. 19.

Na pary, które nie stosowały się do tych zaleceń, nakładano grzywny albo inne kary. W roku 1982 centralny dekret partii nr 11 nakazał władzom lokalnym odzyskanie wladzy nad planowaniem rodziny. Jak wskazuje tabela 10.3, zaczęto stosować na większą skalę rozmaite melody antykoncepcji.

Mimo że wdrożenie narodowego systemu planowania rodziny w tak wielkim kraju musiało się wiązać z pewnymi trudnościami, zwłasz-

Socjologiczny paradoks

cza jeżeli chodzi o odległe obszary wiejskie, to jednak ich skutek jl,,;:\1 widoczny. Według Susan Greenhalgh wskaźnik urodzell spadl z 33.4,1 w roku 1970 do 17,82 w roku 1979. Udalo się zmniejszyć przyrost 111l1lJralnyo ponad połowę, chociaż umieralność również spadła z 7,60 du 6,21 (tamże, s. 75).

Najwyraźniej możliwa jest zmiana prorodzinnych elernenlÓw struktury społecznej. Chociaż możecie być przeciwnikami metod stosowanych przez ChRL, to przywołałem ten przykład, aby wskazać daleku idące zmiany, jakie można przeprowadzić na każdym poziomie struktury społecznej. "TWorzymy strukturę, która nami rządzi, ale możemy j" również zmieniać. Należy jednak pamiętać, że nie jest to proste zadanie, nawet jeżeli logika, interesy indywidualne oraz interesy wspólne podpowiadają, że takie zmiany są wskazane.

Jak wielokrolnie wspominałem w tej książce, struktura spoteczna jest tak skonstruowana, aby zapewnić sobie przetrwanie. Thk więcv.rpro" wadzanie w niej jakichkolwiek zmian jest zadaniem zarówno skomplikowanym, jak i delikatnym.

Socjologiczny paradoks

Zakończę ten rozdział w sposób, który może nawet być uznany za przeciwstawny temu, co wcześniej napisatem. Jeżeli poważne zmiany społeczne są możliwe, to gdzie jest ich geneza? Skąd się bierze motywacja pozwalaj,!ca systemowi nagle zawrócić i zacząć biec w innym kierunku? Ostateczną odpowiedzią, jak zapewne się spodziewaliście, jesl jednostka. Buckminster Fuller często się pytał: "Co może zrobić mała jednostka?" Czego może dokonać jedna osoba, niemaj'lca żadnej władzy, niedzieriąca żadnego wysokiego stanowiska ani nieposiadająca wielkiej fortuny? Jak może ona zmienić kierunek, w jakim zmierzają tak potężne i skomplikowane instytucje? Bucky uważał, że tylko jednostka ma taką możliwość.

Systemy, jakie tworzymy, nie mogą same siebie zmieniać, poza tymi sytuacjami, gdzie wcześniej przywidzieliśmy taką możliwość. Zmiany mogą inicjować tylko ludzie i zazwyczaj zaczyna się to od działania pojedynczej jednostki. Można w lym znaleźć swoisty paradoks. Jedna osoba zdziałać może zazwyczaj bardzo malo, ale jednak nic się nie może zacząć bez tej jednej osoby, która występuje z szeregu i bierze na siebie odpowiedzialność za zmiany - tak jakby miała ona dokonać ich samII.


166

Rozdział 10. Perspektywa globalna

Pytanie, które ludzie sobie często zadają, dotyczy tego, kim będzie owa osoba. Zazwyczaj uważamy, że ktoś inny ma lepsze predyspozycje do takiego zadania. Nawet jeżeli wydaje się nam, że bylibyśmy w stanie dokonać czegoś, to i tak pewnie obawialibyśmy się tego, co by inni o nas pomyśleli. Może uznają, że robimy to z megalomanii albo z przesadnej cnotliwości? Może uznaj:! nas za naiwnych? Albo po prostu za głupich? A co jeżeli się nam nie powiedzie i tylko pogorszymy sprawę? Powody przemawiające za tym, aby nic nie robić, zdają się być przekonujące.

W ostatnich latach miałem przyjemność brać udział w badaniach do książki o tym, jak jednostki biorą na siebie odpowiedzialność za sprawy publiczne (Babbie, 1985). Przykłady lego, jak ludzie byli w stanie walczyć o to, co uznawali za słuszne, głęboko mną poruszyły.

Pierwszego grudnia 1955 roku Rosa Parks, krawcowa z Alabamy, wracała z pracy do domu. Zgodnie z normami tamtych czasów, pani Parks siedziała w części autohusu wydzielonej dla osób czarnych.

W miarę jak coraz więcej osób wsiadało do autobusu, miejsc.1. przeznaczone din białych zostały zajęte i kierowca nakazał czarnym pa· sażerom ustępować miejsca białym. Dzisiaj trudno jest nam pojąć, jak czarni mogli nie mieć wyboru w tej kwestii. Może im się to nie podobało, może nawet narzekali na to po cichu, ale musieli postąpić zgodnie z nakazami.

Wyobraźcie sobie teraz, że idziecie na pocztę i widzicie długą kolejkę do jedynego on.vartego okienka. W takiej sytuacji możecie (1) zająć miejsce w kolejce i być może ponarzekać troszkę, (2) zamiast czekać w takiej kolejce po prostu wyjść z poczty i wrÓcić kiedy indziej albo (3) złapać urzędnika pocztowego za chabety i zażądać otwarcia większej ilości okienek.

Raczej nie wyobrażnm sobie, abyście wybrali tę trzecią możliwość, i nie uważam, aby było to rozsądne wyjście z tej sytuacji. Wzięcie sprawy w swoje ręce w taki sposób byłoby zdecydowaną przesadą. W najlepszym wypadku by was aresztownno i trudno określić, jak by się ta sytuacja skończyła, gdyż takie zachowanie jest dalekie od przyjętego kanonu zdrowia psychicznego. Nie moglibyście nawet liczyć na wsparcie innych osób z kolejki, gdyż wasze zachowanie spowolniłoby i tak powolną już obsługę.

Jeżeli jednak zdecydujecie się na tą trzecią możliwość, to możecie się poczuć tak jak Rosa Parks tamtego zimowego dnia w Montgomery. Mogła wysiąść z autobusu i pójść do domu na piechotę, zamiast dać sobą pomiatać, jednak w ten sposób niczego by nie osiągnęła. Biorąc to

Socjologiczny paradoks

wszystko pod uwagę, powinna była zrobić to samo, co zrobili jej wsp(}l~ pasażerowie: wstać, przenieść się do tylnej części autobusu i mieć llll~ dzieję, że podróż do domu nie zajmie zbyt dużo czasu.

Ale Rosa Parks się nie zgodziła. Chociaż nie wstała i nic złupIilu kierowcy za chabety, to jednak jej nieustąpiellie miejsca było odebrane jako gwałtowny atak nn przyjęty system, na to, jak rzeczy wygh)claly i powinny wyglądać, na jedyny sposób, w jaki społeczeństwo moglo działać. Potraktowano to jako atak na każdy element społeczeństwa amerykańskiego, który był związany z segregacją rasową na południu. Jednak jedna zmęczona czarna kobieta nie mogła się z takim stanem rzeczy zgodzić.

Jak zapewne wiecie, pani Parks została aresztowana i wtrącona do więzienia za swój opór. Powinien to być koniec tej sprawy. Posiedziałaby trochę w więzieniu, zapłaciłaby być może grzywnę i byłaby kolejnym przykładem dla czarnych, który trzymałby ich w ryzach.

Niemniej sporo czarnych duchownych uważało, że pani Parks była potraktowana w sposób niewłaściwy i że należy przeciwko temu zaprotestować. Ktoś wpadł na pomysł, aby zorganizować jednodniowy bojkot publicznych środków komunikacji. Jeżeli duża ilość czarnych osób zrezygnowałaby z podróży autobusami, to może coś by się zmieniło. A przynajmniej nic by się nie pogorszyło.

Jednakże nawet jednodniowy bojkot komunikacji miejskiej wymagał wysokiego stopnia organizacji i ktokolwiek by się jej nie podjął, byłby narażony na ataki ze strony osób białych. Duchowni poprosili Marthina Luthera Kinga o pokierowanie tym protestem. Dr King miał wiele powodów, aby odmówić. Był nowym pastorem w tym mieście i dopiero rozpoczynał swoją działalność duszpasterską. Przyjął tą propozycję, chociaż stanowiło to zagrożenie zarówno dla jego kariery, jak i życia.

Ku ogólnemu zaskoczeniu, bojkot komunikacji miejskiej w Montgomery był prawie całkowity. Ludzie dojeżdżali do pracy samochodami, rowerami, czasami szli pieszo. Atmosfera ucisku ustąpiła miejsca poczuciu godności i dumy. Postanowiono przedłużyć ten protest. Wkrótce policja zaczęła dawać się we znaki C'.larnym kierowcom, pieszym czy kolarzom. Dr Kinga i jego współpracowników pobito i uwięziono. Bojkot lrwał jednak nadal.

Wkrótce czarni w Montgomery i na południu Stanów zyskali uwagę, podziw, a wreszcie i wsparcie ludzi z całego globu. W listopadzie 1956 roku, nieeały rok po wystąpieniu Rosy Parks, sąd najwyższy USA


168

Rozdział 10. Perspektywa globalna

orzekł, że segregacja rasowa w miejscach publicznych jest niezgodna z konstytucją.

Przez niechęć podporządkowania się, Rosa Parks i Marthin Luther King, podobnie jak tysiące innych "małych jednostek", spowodowali rewolucyjne zmiany w relacjach nlsowych w Ameryce i na świecie. Wielki, ślepy olbrzym postępu społecznego, który niegdyś zezwalał na dyskryminację czarnych, pod ich wpl)'\vem zmieni! swój kierunek. Teraz podąża, chociaż czasem ślepo, czasem powoli, w kierunku równości rasowej. Jedynie jednostka może spowodownć tak daleko idące zmiany. Chociaż czasami możemy się oszukiwać, myśląc, że możemy zmienić wszystko w społeczeństwie dookoła nas, to popełniamy równie wielki błąd, uważając, że nie jesteśmy w stanie niczego dokonać.

Mamy więc tutaj do czynienia z paradoksem. Instytucje spolcczne potrafią patrzeć na jednostkę przez pryzmat lysi<;cy albo milionów. Co więcej, tworzone przez nas instytucje zaczynają żyć własnym życiem, dbając o własną szansę przetrwania - często kosztem naszej. Najwyraź~ niej żadna jednostka nie może się takiej instytucji przeciwstawić. Jcd~ nak każda zmiana w ramach instytucji musi się zacząć od jednostki, gdyż ani instytucje, ani grupy czy organizacje nie są w stanie samodzielnie działać. Jedynie uczestniczące w nich jednostki mogą podejmować decyzje i działania, i zawsze ktoś musi uczynić pierwszy krok. Równocześnie należy pamiętać o tym, że same jednostki rzadko kiedy podejmują decyzje czy rozpoczynają dziaIanie zupełnie samodzielnie. Zawsze czerpią motywacje ze swojego otoczenia i z natury struktur społecznych, w których żyją.

W lakim razie, społeczeństwo jest paradoksalnym związkiem między tym, co osobiste, a tym, co grupowe. Socjologia zaś zajmuje się zgłębieniem tego paradoksu.

Aneks

Niektóre spojrzenia na socjologię

w tej części książki znajdziecie artykuł, który pierwotnie ukazał się w piśmie .Teaching Sociolog,," (1990). Usrtowałem w nim streścić ideę socjologii jak tylko to było możljwe. Zamieściłem tutaj także odpowiedzi czterech innych socjologów, których poprositem o komentarze na temat tego artykulu: Jamesa A. Davisa, Michaela R. Leminga, Laury Kramer i Johna J. Macionisa.


EarlBabbie

Chapman University

Podstawowa wiedza socjologiczna

Chociaż kursy wstępne do socjologii zazwyczaj przekazują studentom informacje o społeczeństwie (zwłaszcza amerykańskim), to mam wrażenie, że większość osób wykładających socjologię zgodziłaby się, że ważne jest to, aby studenci opanowali niektóre podstawowe pojęcia socjologiczne, takie jak rola, interakcja, struktura, konflikt, socjalizacja itd. Nie jestem jednak na tyle naiwny, aby wierzyć, że udałoby się nam dojść do zgody co do tego, które pojęcia są najważniejsze.

W trakcie swojej praktyki akademickiej odkryłem, że jeszcze ważniejsze jest zaznajomienie studentów z podstawO\\'ymi zasadami, czyli meta-pojęciami, które rozróżniają perspektywę socjologiczną i nadają znaczenie tym pojęciom, które później są używane w socjologicznym tworzeniu społeczeństwa. Poniżej wymieniam i omawiam dziesięć podstawowych zasad, nie w nadziei na ogólną zgodę, ale na produktywną dyskusję.

1. Społeczeństwo istnieje sui generis

Bmile'owi Durkheimowi zawdzięczamy twierdzenie, że społecze6stwo nie może zostać zredukowane do tego, co można by było uznać za jego części składowe. Nie da się zrozumieć społeczeństwa w pełni, analizując tylko jednostki, które się nań składają. Oto kilka przykładów:

Niewie]e osób ehce wojny, jednak nic oznacza to, 'ie wojen nie ma.

Wielu obywatt:li USA chcialoby. aby dostęp do brnni był trudniejszy, ale mimo to nie Jesl.

Argument ten ma daleko idące konsekwencje. Przykładowo, stwarza nam możłiwość rozpoznawania problemów społecznych i ra·

Podstawowa wiedza socjologiczna

dzenia sobie z nimi, uświadamiając nam między innymi to, że Ilil.:kl6~ re kwestie mogą mieć swoje źródło w strukturach społecznyell, li nit,; są koniecznie efektem dzialal1 złoczyńców. Tego, że kobiety w Stall"lell Zjednoczonych zarabiają około 60% zarobków mężczyzn czy tei- i-c czarne noworodki mają dwukrotnie wyższą śmiertelność od noworodków białych, nie można wyjaśnić, mówiąc, że poszczególni ludzie czynią zło.

Ostatnio mieliśmy tego inny przykład. Sąd Najwyższy USA nic zgodzH się uznać kary śmierci za dyskryminującą mniejszości etniczne, mimo że istniały na to niezaprzeczalne dowody statystyczne. Orzekł Oll, że aby uznać takie twierdzenie, trzeba by bylo udowodnić, że podczas wydawania wyroku członkowie ławy przysięgłych brali pod uwagę przynależność etniczną osób oskarżonych. Innymi słowy, sąd nie chciał rozważyć możliwo~ci, że system może być rasistowski, niezależnie od tego, czy jednostki w nim uczestniczące podzielały takie poglądy.

2. Istnieje możliwość naukowego badania społeczeństwa

Niczym Auguste Comte musimy zwrócić uwagę studentów na to, że wiedza o społeczeństwie może być czymś więcej niż tylko zbiorem wyuczonych przekonań czy wpojonym "zdrowym rozsądkiem". Spolc~ czeństwo można badać metodami naukowymi, podobnie jak bada się rozmaite cechy fizyczne naszego świata.

Wydaje mi się, że przykład badań sondażoy,.ych skutecznie wspiera ten argument. Studentom imponuje fakt, że badając próbę 1500 osób, można skutecznie przywidzieć, jak zagłosują miłiony obywateli. Często przypominam im, że socjologów niejednokrotnie oskarża się o pozbawianie wyborów dreszczyku emocji - właśnie zc względu na naszą dokładność w lego typu prognozach.

Niektórych studentów przekonuje opracowanie Stouffera (1949-1950) dotyczące relatywnej deprywacji. Po przedstawieniu im zdawałoby się oczywistych wniosków, że (1) czarni żołnierze w obozach szkoleniowych na północy USA będą mieli wyższe morale od tych w obozach na południu kraju, (2) żołnierze z wojsk powietrznych częściej będą uważali system promocji za uczciwy i że (3) osoby wykształcone częściej będą traktowały pobór wojskowy jako coś ich niegodnego, ukazuję, jak Stouffer udowodnił, że rzeczywistość jest zupełnie przeciwna tym założeniom. Później staram się im wytłumaczyć, w jaki sposób relatywna deprywacja udowadnia tego typu, zdawałoby się, przewrotne wnioski:


172

Aneks

(1) Czarni żołnierze w ośrodkach szkoleniowych na południu często uwnżają się za osoby lepsze od innych czarnych obywateli w ich otoczeniu. Czarnym żołnierzom z północy nie powodziło się tak dobrze jak innym czarnym z ich otoczenia.

(2) Żołnierze wojsk powietrznych, gdzie do stopnia generała można bylo awansować bardzo szybko, zazwyczaj znali kogoś, kto osiągnął wyższy stopień niesprawiedliwie szybciej niż oni sami. Jednocześnie nie było takiej możliwości w żandarmerii wojskowej, gdzie na awans wszyscy musieli równie długo czekać.

(3) Żołnierze ze słabszym wykształceniem często mieli znajomych pracujących przy taśmach produkcyjnych albo na roU, czyli w zawodach, kt6re pozwalały uzyskać odroczenie od poboru. Za to żołnierze lepiej wykształceni rzadko kiedy mieli znajomych, którym udało się uniknąć poboru. Tak więc poborowi o niższym wykształceniu mieli więcej podstaw, aby czuć się potwktowani niesprawiedliwie względem swoich znajomych, a ci, którzy byli lepiej wykształceni, zazwyczaj czuli się potraktowani na równi z innymi.

Socjologia jest doskonałym sposobem nauczenia studentów krytycznego myślenia i pozwalamy im je praktykować, ukazując, w jakjm stopniu logika i empiryczne obserwacje mogą być narzędziami wiodący~ mi do nowych odkryć.

3. Autopoiesis: społeczeństwo tworzy się samo

Wiem, że termin autopoiesis, który zapożyczam z prac chilijskiego biologa i filozofa Humberto Maturany (1980), nie jest znany wśród socjologów. Sam Maturana uważa, że nie da się tego pojęcia zastosować w naukach społecznych, jednak nie jest on socjologiem.

Autopoiesis można określić jako "tworzenie siebie samego". Najłatwiej można to zrozumieć na przykładzie zapożyczonym z językoznawstwa. Niektóre stwierdzenia stają się prawdą przez samo ich wypowiedzenie, jak widać na następujących przykładach:

Przepraszam. Mówię·

Socjologia może dowodzić, że społeczeństwo jest autopoietyczne: tworzy samo siebie. Jeżeli społeczeństwo można przykładowo postrzegać jako sieć norm, sankcji, wartości i przekonań, to skąd się one biorą?

Podstawowa wiedza socjotogiczna

Większość z nas już dawno przestała wierzyć, że są one darowane prz(.:z bogów albo że wynikają z prawa naturalnego. Normy, jakie rz,-!dz'j d~.ill· laniem społeczeństwa, są wytwarzane w jego ramach.

Pogląd ten jest o tyle ważny, że kwestionuje to, co studenci UW;Iżają za "prawdziwy" stan rzeczy. Monogamia, demokracja, uczciwość, grzeczność i branie pod uwagę uczuć innych są normami amerykańskiego społeczeństwa, ale zostały one również przez nie "ypracowane3. Pojęcie to, jeżeli zostanie dobrze zrozumiane, tworzy podstawy dla relatywizmu kulturowego w miejsce etnocentryzmu.

4. Kultury różnią się od siebie w czasie i przestrzeni

W tym punkcie dołączamy do antropologów, informując wszystkich, że nie wszystko na świecie ma białą skórę, jest amerykańskie i pochodzi z klas średnich. Dla nas jest to oczywiste, jednak świeżo upieczonych studentów fakt ten potrafi wręcz zszokować.

Uświadomienie im, że istnieją rozmaite różnice między kulturami jest jedynie wstępcm do dalszego działania. Naszym drugim celem będzie zakwestionowanie etnocentryzmu studentów, wytwarzając w nich perspektywę tolerancji albo nawet relatywizmu kulturowego w ich oglądzie świata. Dzięki takiemu podejściu będą postrzegali różne formy kulturowe jako inne, a nie lepsze czy gorsze, co będzie korzystne zarówno dla nich, jak i dla wszystkich innych osób.

Nie chcę tymi komentarzami nakłaniać do egalitarnego dogmatyzmu w odniesieniu do różnic kulturowych. Mam nadzieję, że studenci kończący studia będą preferowali demokrację nad totalitaryzm, tolerancję nad uprzedzenia i wiele innych pogłądów bazujących na naszych wartościach. Naszym celem jednak powinno być to, żeby te· go typu wybory były oparte na analizach i przemyśleniach, a nie były wykonywane na zasadzie domyślnej schedy kulturowej utrwalonej ignorancją·

5. Jednostek nie można oddzielić od społeczeństwa

Wcześniej zauważyłem, że społeczeństwa nie można zredukować do jednostek, gdyż społeczeństwo na każdym poziomie istnieje sui gencris. Chciałbym wręcz zasugerować, że jednostki są wytworami społeczeństwa. Jednakże chciałbym też zwrócić uwagę na kolejną właściwość

J Nie oznacza to, Ze normy te istnieją tylko w Ameryce. Zostały one stworzone same t. siebie wwiclu innych społcczetlstwach.


174

socjologii, która może pomóc studentom, bez konieczności posuwania się do tak radykalnych stwierdzeń.

Thżsarność jednostki jest silnie socjogenetycma. Często rozmawiam ze studentami na temat tego, kim są. Zazwyczaj jako wstęp do takich dyskusji wykorzystuję test dwudziestu stwierdzeń Kuhna i McPartlanda (1954), w trakcie którego proszę o wymienienie 20 odpowiedzi na pytanie: "Kim jestem?" Następnie spędzamy trochę czasu, odnajdując pewne wzorce w ich odpowiedziach. Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że wszystkie odpowiedzi, jakie udzielili, są tak naprawdę slaiw;ami społecznymi: student, córka, koszykarz, liberał itd.

Chociaż również po~więcamy trochę czasu kwestii tego, kim są naprawdę (zazwyczaj okazuje się, ze nie jesteśmy w stanie oddać tego za pomocą słów), dochodzą do wniosku, że wyrażają swoją tożsamość wylącznie. w postaci swojej pozycji w społeczeństwie. Gdyby społecze{lstwa nie było, nie mieliby również tożsamości.

Największą tego zaletą jest to, że studenci uświadamiają sobie, że posiadają pewne statusy i gdyby chcieli, to mogliby posiadać jeszcze inne. Co więcej, dzięki dystansowaniu się od posiadanych przez siebie statusów są mniej podatni na ataki ze strony innych. W sytuacji, kiedy moi studenci słyszą narzekanie, że studenci są głośni i nicodpowiedzialni, zamiast odbierać to jako osobisty atak mogą się spytać, czy ta uwaga dotyczy również ich.

6. Systemy mają swoje potrzeby

Równolegle z odkryciem, że społeczeństwo jest swojego rodzaju istotą, studenci mogą wynieść wiedzę o tym, że ma ono również swoje potrzeby. Istnieje ryzyko, że niektórzy będą usiłowali nadawać społeczeństwu cechy ludzkie i zakładać, że ma swoje własne pragnienia, motywy itd. Dobrze jest w takiej sytuacji zwrócić im uwagę na to, że samochód również ma swoje potrzeby (benzyna, olej, energia elektryczna, chłodzenie), jednak różnią się one drastycznie od potrzeb człowieka. Mam wrażenie, że analogia ta pomaga studentom zrozumieć, że system może mieć takie potrzeby, które odzwierciedlają jego strukturę i działanie.

Zamiast tłumaczeniu studentom Parsonsowego schematu AGIL, czy jakiegokołwiek podobnego systemu, zazwyczaj omawiam wymianę jako podstawową potrzebę społeczeństwa. Ludzie umierają, tak więc trzeba w jakiś sposób zapewnić to, że nowi ich zastąpią. Z początku rozmawiamy o rozmaitych formach rodziny, ale szybko wykraczamy poza

Podstawowa wiedza socjologiczn:l

tematykę socjalizacji, gdyż noworodka trudno nazwać ZllSI(,:pSIW~l1l (Ilu uznanego naukowca czy profesora socjologii.

Zazwyczaj nadaję zajęciom charaktcru bardzo dobn!, chociu~ prawie nieznaną książką Johna Gatla Systemuntics: Haw Systems Wark II/ul Especially How They Fai! (1986)4. Omawia ona, w jaki sposób syslemy usiłują przejąć kontrolę, a jednym z jej głównych punktów jest to, że d:l" żenia systemów do zapewnienia sobie przetrwania często usuwaj,! w cień cele, dla których pierwotnie powstały.

Kiedy studenci zdecydują się zmienić warunki społeczne, które uznają za nie do przyjęcia, to szczególnie ważne dła nich będzie docenienie imperatywów systemów. Jeżeli procesy tworzenia tego typu wa~ runków są połączone z potrzebą przetrwania systemów, to studcnci muszą o tym wiedzieć, w przeciwnym bowiem razie ich starania pójdą na marne.

7. Instytucje są zawsze konsen.\'at)'Wne

Idąc dalej drogą wytyczoną przez punkt 6, studenci muszą wiedzieć, że najważniejszą funkcją instytucji jest jej przetrwanie. Jeżeli kiedykolwiek istniały instytucje, których celem była samozagłada, to już ich nie ma i nie dowiemy się o nich niczego więcej. Instytucje zazwyczaj są w taki sposób stworzone, aby zapewnić sobie przetrwanie. Są one silnie konserwatywne w tym znaczeniu, że są niechętne zmianom i mają na celu swoje przetrwanie w danej formie, a nie że są przeciwne liberalizmowi.

W społeczeństwie zintegrowanym różne instylllcjc często wspierają inne w ich dążeniach do przetrwania. Rząd płaci szkołom, które mówią uczniom, że prawa należy przestrzegać; rodzice chodzą ze swoimi dziećmi do kościoła, gdzie słyszą one, że rodziców należy szanować. Jednak naturalny dla instytucji konserwatyzm nie zabrania im zmieniać się w obrębie społeczeństwa. Sytuacja taka jest na przykład prawdopodobna, kiedy interesy różnych instytucji są ze sobą sprzeczne, tak jak na przykład religii i edukacji.

Konserwatyzm instytucji często może służyć jako kontekst dla innych podstawowych pojęć socjołogicznych: socjalizacji, internalizacji i tego, jak tożsamości jednostek są wpłecione w struktury instytucjonalne.

.4 Wydaje mi się, że socjologowie nie potraktow11li tcj książki poważnie, gdyż _ podobnic jilk Prawo Parkinsona czy Zasada l't!tem, dwie książki, których tropem podąia -jest 7..byt pr?yjcllI' na, Z niewiadomych przyczyn uznajemy, że poważne analizy muszą być nudne.


176

AJleks

8. Wyjaśnienia socjologiczne są z natury deterministyczne

Temat ten często sprawia klopoty studentom. Staram się im podrzucić pomysł, że »yjaśniajqce nauki społeczne często mają podstawę w deterministycznym obrazie istot ludzkich. Kiedy usiłujemy ustalić na przykład przyczyny uprzedzeń, zakładnmy, że coś za nimi stoi i że wolna wola nie wchodzi tutaj w rachubę. Nieco inaczej rzecz ujmując, można powiedzieć, że zachowanie ludzkie jest zdeterminowane przez siły, czynniki i sytuacje poza naszą kontrolą albo takie, z których sobie nawet nie zdajemy sprawy. Mówiąc dosadnie, model ten zakłada, że ludzie tacy jak wy czy ja nie posiadają wolnej woli, wbrew temu, co może się nam wydawać.

Omuwiałem tę sprawę już przy paru różnych okazjach (Babbie, 1986,2004), tak więc nie wydaje mi się, abym musiał ją ponownie tutaj przytaczać. Nie chcę przez to powiedzieć, że socjologowie nie wierzą w to, że ludzie posiadają wolną wolę, ale że model, którego używamy do wyjaśnień, zdaje się tak zakładać. Często mówię studentom, że nawet jeżeli mamy wolną wolę, żyjemy w dokładnie określony sposób. Można również zwrócić ich uwagę na to, jak zdradzamy stopień naszej wolności w naszych wypowiedziach, kiedy mówimy; "strasznie mnie denerwujesz", "izba skarbowa tego zabrania" czy też "nigdy już nie będę w stanie z nim rozmawiać po tym, co powiedział".

9. Paradygmaty kształtują nasze postrzeganie i rozumienie świata Studentów należy zaznajomić z ideą paradygmatów, a socjologia stwarza ku temu doskonałe możliwości. Muszą oni wiedzieć, że paradygmaty są sposobami obserwowania życia, ale same życiem nie są. Odkrywają one przed nami pewne aspekty, ale jednocześnie ukrywają inne, być może trochę jak teleskop czy mikroskop. Pozwalają nam odkryć rzeczy, które w innym wypadku byłyby poza naszym zasięgiem, jednak wiąże się z tym pewien koszt.

Paradygmaty maj,! wpływ na to, jak postr.legamy, tak więc można się powolać na analogię z kolorowymi okularami. Jeżeli założymy czerwone okulary, to wszystko, co będziemy widzieli, przybierze czerwonawy odcień, niebieskie okulary nadadzą światu niebieski odcień itd. Studenci zrozumieją, że przykład opiera się na założeniu, że okulary przecież nosi się po to, aby widzieć. Pozwala to im docenić niepewność tego, czy kiedykolwiek dowiemy się, co jest "prawdą".

Oczywiście należy studentom przybliżyć trzy podstawowe paradygmaty socjologiczne: paradygmat funkcjonalny (również znany jako

Podstawowa wiedza socjologiczna

paradygmat systemów społecznych), illterakcjonistyczny i kOllrliklll, Jeżeli będą w stanie zrozumicć tc trzy pojęcia, to można im r6wIlid wytłumaczyć teorię roli, teorię wymiany czy też teorię etykiclOW;1I1i:1. Muszą zrozumieć, że paradygmaty umożliwiają nam wgJ;.łd w lw[lIry życia społecznego, jednak żaden z nich nie jest w stanie oddać nal11 jego całości.

Jeszcze więcej korzyści studentom przyniesie sytuacja, w któn:j pozwolimy im rozpatrywać racjonalizm w kategorii paradygmatów. Nil początku studenci zazwyczaj uważają, że racjonalizm jest "stanem, w jakim wszystko się znajduje" albo przynajmniej "w jakim powinno się znajdować". Ilekroć proszę studentów o wymienienie alternatywy dla racjonalizmu, rzadko kiedy są w stanie wymicnić coś poza "irracjonalizmem". Zazwyczaj wydają się zaskoczcni, kiedy mówię im, że racjonalizm niekoniecznie jest "prawdziwym" czy nawet "najlepszym" paradygmatem.

Może i dzięki racjonalizmowi mamy teflon, ale nie potrafi on docenić poezji. Nie potrafi też wnieść nic nowego w to, jak odbieramy miłość czy seks. Jeżeli w chwili zapomnienia wasz partner bądź wasza partnerka krzyknie "O Boże! Uwielbiam to!", to nie pytajcie się, jak bardzo to uwielbiają czy nie zwracajcie im uwagi na 10, że tak naprawdę nie jesteście bogami.

Racjonalne paradygmaty socjologiczne nie przydają się w takich momentach. Nie powinniście się nagle przestawiać na paradygmat funkcjonalny i pytać się: "CCj chcesz wiedzieć, jak to działa?" Nie zmieniajcie się nagle w interakcjonistę i nie pytajcie się: "Czy wiesz, co 10 do~ kładnie symbolizuje?" l niezależnie od tego, jak silnie jesteście oddani paradygmatowi konfliktów, nic pytajcie się nigdy, "Czy wiesz, co kapitalizm robi z klasą robotnicz,!?"

10. Socjologia jest ideą, której czas nadszedł

Chcę zakończyć tę analizę w sposób być może nieco szowinistyczny, a mianowicie twierdzeniem, że wszystkie poważniejsze problemy stojące przed społeczeństwem są obszarem socjologicznej analizy. Przeciwstawia się to silnie idei, że to technologia jest odpowiedzią na trapi_lee nas kłopoty. Omawiałem tę kwestię w innych swoich publikacjach (Babbie, 1988), tak więc tutaj przytoczę tylko kilka przykładów:

Przcludnienie jest poważną kwestią, która zagraża naszej plancl:ic.

Chociaż wszelkiego rodzaju metody antykoncepcyjne są czymś ko-


178

Aneks

rzyslnym W takiej sytuacji, to nie rozwiązały one jednak tego problemu. Prawdziwego rozwiązanie trzeba szukać w sferze norm i wartości.

Nowe odkI)'cia z dziedziny technik rolnych nie położyły kresu globalnemu problemowi głodu, który corocznie zabija od 13 do 18 mln osób. Ilość wyprodukowanego przez nas pożywienia starczyłaby, aby wykarmić całą naszą planetę. Lokalne klęski głodowe stanowią tylko 10% całkowitej liczby zgonów w wyniku niedożywienia. Pozostałe są v.rynikiem chronicznego głodu, którego rozwiązanie można odnaleźć tylko w domenie socjoekonomicznych struktur i psychologii społecznej, która powstrzymuje nas przed podjęciem niezbędnych działań.

Często w przeszłości poszukiwaliśmy nowych broni, aby uniknąć wojen, jednak jedyne co osiągnęliśmy to nowe sposoby zabijania na coraz to większą skalę. Rozwiązanie kwestii wojen może wypłynąć tylko z socjologii.

Nie chciałbym sugerować, że socjologia zna odpowiedzi na wszystkie kłopoty, jakie dręcZo:1 świat, jednak jest ona dobrym miejscem poszukiwania odpowiedzi na większość takich kwestii. Właśnie w takim sensie wydaje mi się, że jest to idea, której czas nadszedł.

Earl Babbie jest zastępcą Dyrekta do spmw Badań i Planowania w Chapman University. Wezcśniej byl kierownikiem Zakładu Nauk Spolceznyeh i wdąż uczy metodologii prow.1dzenia badań nlloko"")'eh. Jest autorem wielu podn,ezników do socjologii, z których najbardziej Zfl.1Jly to Badania społeczne w praktyce (2004). Jest (;Z/onkiem Ameryk.111skiego 1bwarzystwa Socjologicznego (ASA).

James A. Davis

Harvard University

Komentarz do artykułu

Podstawowa wiedza socjologiczna

Zakładam, że zaproszono mnie do tej dyskusji, gdyż redaktor uważat, że tchnę w nią trochę życia za pomocą jakiegoś brutalnego ataku. Jako że moi koledzy i koleżanki po fachu często musieli słuchać moich zarzutów dOtyCZ1lcych tego, jak bardzo poż,!dane jest wprowadzenie badań empirycznych na zajęciach wstępnych z socjołogii, założenie to wydawało się rozsądne.

Jak bym się jednak nie starał, nie mogę znaleźć w sobie dostatecznej ilości jadu, aby to zrobić, gdyż artykuł Babbiego całkiem mi się spodobaL Jestem zwolennikiem każdego wstępu do tej nauki, który oddala lIas od bełkotliwych, pobieżnych zlepków paru encyklopedycznych definicji, jakie zazwyczaj możemy znaleźć w tekstach wstępnych. Cieszę się również z tego, że na łamach "Thaching Socjology" mamy do czynienia z poważną dyskusją na temat zarówno treści, jak i metod pedagogicznych. Do tego żadne twierdzenia o podstawowych prawdach socjologii, które zawierają dowcip na granicy dobrego smaku, nie mogą być przecież czymś złym.

Mimo to, jako socjalizowany socjolog, muszę postarać się dostosować do roli, jaką mam odegrać, czyli adwokata diabla, co nie jest do końca rzeczą niemożliwą. Mam dwa zastrzeżenia, które w terminach ekonomicznych należałoby nazwać "korzyścią względną" i "popytem".

Chociaż dziesięć przykazań profesora Babbiego streszcza ideę i założenia, które są obecne w socjologii, to nie mają one zbyt wiele wspólnego z praktycznym wykorzystaniem tej nauki (do tego stopnia, że mówi nam, że socjologowie nigdy nie słyszeli o jego 3. punkcie). Uznając socjologię za dziedzinę akademicką, zakładamy, że jej rozwój intelektualny przebiega na stronach rozmaitych specjalistycznych pism i podczas konferencji naukowych. Nawet pobieżne spojrzenie na takie pisma i programy konferencji zdradza, że w większości zajmujemy się badaniami empirycznymi, od czasu do czasu jakąś teorią, ale prawie nigdy nie zajmujemy się meta-pojęciami. Tak więc nieco dziwne wydaje


180

Aneks

mi się to, że Babbie skupia się bardziej na zbiorze nierygorystycznych założeń niż na ich namacalnych skutkach. Ekonomiści i psychologowie pracują według zalożeń, które są zupełnie inne od naszych, jednak nie oznacza to, że my czy oni jesteśmy od siebie m,!drzejsi. Ważne jest nie to, czy założenie jest prawdziwe (nie da się tego udowodnić bezpośrednio), lecz czy odkrycia, do których nas wiedzie, je uzasadniaj". Tak więc uważam, że propozycje Babbiega są grą wstępną, po której jednak nie dochodzi do stosunku.

Jakjuż pogrążymy się w żałobie po rozmyślnie dokonanym zabójstwie socjologii w dwóch średniej jakości uniwersytetach, być może powinniśmy pomyśleć nad naszą dzisiejszą pozycją w nkademickicj dżungli. Możemy użyć ogrodu zoologicznego jnko metafory. O ile nasze upierzenie nie będzie bardziej jaskrawe, a młode bardziej urocze od zwierząt w innych klatkach, to dDzorcy z dziekanatów przestaną nam rzucać poiy.vkę. Nic \vydaje mi się, aby "wiedza" była naszym najbardziej jaskrawym upierzeniem i najbardziej uroczym młodym.

W pobliskich klatkach inne dziedziny, takie jnk filozofia, historia, amerykanistyka i inne behawioralne nauki społeczne również pysznią się, błagają i przybierają pozycje. Mają swój własny zapas wietJzy, którego nie możemy określić jako gorszy od naszego, chociażby dlatego że trudno jest dokładnie przeanalizować wiedzę, która przybiera formę werbalnych założeó. Nie atakuję naszej wiedzy, jest dobra jak każda inna, ale nie spełnia warunków korzyści względnej: "Nic rób tego, w czym jesteś dobry, tylko to, w czym jesteś lepszy od innych".

Gdzie są owe względne korzyści plym!ce z socjologii? Dla mnie jest to sprawa oczywista. W odróżnieniu od naszych akademickich rywali, my wiemy jak wygląda współczesna rzeczywistość. Wychodzimy na zewnątrz, rozmawiamy z ludźmi i wyciągamy z tych danych wnioski, nie opierając się na powieściach o intelektualistach, eksperymentach przeprowadzanych w sztucznych warunkach, niezrozumiałych ideach nadętych europejskich intelektualistów, pamiętnikach dyplomatów czy ideologii (której kiedyś się wystrzegnliśmy, i obecnie widzę, że wracamy do tych przeczuć). Pokrótce, znowu widzimy paradoks Price'a (1969, s. iii). Pozwolę go powtórnie przybliżyć czytelnikom "Teaching Sociology":

Jedna i cech wsp61czesnej socjologii jest równiei jej najsilniejsrym argumentem: jej konkretna, neCZ)'Wista baza. JeSl ona bardw cz~sto niedostatecznie reprezentowana we wprowadzeniach do socjologii i antologiach, 11 za to jej naislabs.zy punkt - pojęcia, twierdzenia i teorie - są podkrdlone zbyt mocno (Davis, 1978, s. 235).

Reasumując, zasada względnej korzyści mnie nie przekOl1uje. Jeszcze mniej przekonany jestem w kwestii następnego problel1lu. ale różnica polega na tym, że mogę go zilustrować. Wątpię, czy dzisiejsi studcnci uznają te pomysły za innowacyjne. Kiedy uczęszczalcm na kun; wstępny do socjologii w 1947 roku, byłem osobą z małego miastcczk,l w środkowozachodnich Stanach, ślepo oddam! antyroosevcltowskielllll indywidualizmowi. Socjologia wtedy otworzyła mi ocz:y! Jednak wydaje mi się, że odnosimy takie sukcesy, że wsz:yscy nasi studenci są 8abbiem w miniaturce. Oni "wiedzą" o relatywizmie kulturowym, podobnie jak o istnieniu systemu i tego, jaki jest on okropny. Oni "wiedzą", że społeczeńst'ń'o wywiera zewnętrzne naciski na osoby i ufaj,! sondażom. Większość studentów zdaje się wyznawać ideologię mówiącą, że (1) wszyscy na świecie, poza białymi Amerykanami z klas średnich, są kształtowani przez jej kulturę i nic, co robią, nie powinno być oceniane zbyt surowo oraz że (2) biali Amerykanie z klas średnich (łącznie z rodzicami ich współlokatorów, ale ich rodzice już się w to nie wliczają) są osobiście odpowiedzialni za wszelkie zło na całym świecie. Tego typu wiedza ludowa - mieszanka młodzieńczego idealizmu, wiedzy popularnej o naukach społecznych i pozostałości po lewicowych latach sześćdziesiątych - może nie do końca oznacza bycie Babbiem w miniaturce, ale jest łemu tak bliska, że szczerze wątpię, czy studenci będą wzdychali z zaskoczenia, czytając jego dziesięć przykazań. Jeżeli nasze umaszczenie nie wywołuje zachwytu, to miejmy się na baczności przed dozorcą zoo. Sprzedawanie towaru, którym rynek jest już zalany, nie jest dobrym pomysłem, nawet jeżeli nasz produkt jest lepszy od innych.

Reasumując, uważam, że dziesiątka Babbiego IWOr.lY socjologiczną ramę, w której możemy zacząć układać konkretne informacje. Jednakże daleki jestem od entuzjazmu względem opinii, że "wiedza" jest najważniejszą rzeczą, którą się zajmujemy.

Nie chcę przez to powiedzieć, że przykazania te są nicprawidłowe, po prostu wydaje mi się, że promowanie ich jako czegoś, co ma nas zbawić, jest - powiedzmy - niemądre.

Verbum Sapienti.

James A. Davis jeM profesorem socjologii na Uniwersylecie Harvarda i kierownikiem b"dilń spisów powszechnych w NORC. W roku 1989 otrzymał nagrodf,: Amerykańskiego TOW~lrZY' stwa Socjologicznego za swoje wręcz fanatyczne puparcie dla wprowadzenia analizy dilnycb JW wstf,:pnych kursach do socjologii.


Michael R. Leming

Saint Olaf College

Przedkładając socjologiczną perspektywę nad pojęcia

Jednym z wiosennych rytuałów naszego instytutu jest przeprowadzenie wywiadu z najlepszym i jego studentami, aby upewnić się, którym Ueże· li którymkolwiek) nadać tytUf absolwenta z wyróżnieniem. Przed owym wywiadem prosimy studentów o przygotowanie portfolio, wsklad któ· rego wchodzą wszystkie ich prace zaliczeniowe napisane na kursy socjo· logiczne oraz krótka notka autobiograficzna, która skupiałaby się na ich rozwoju socjologicznym. 'lej wiosny trzy osoby kandydowały do tego wy. różnienia. Każda z nich otrzymała podczas wywiadu takie samo pytanie: czym jest perspektywa socjologiczna? Może się wydawać, że na to pytanie każdy litudent socjologii powinien bez problemu udzielić odpowie· dzi, niestety jednak, ku naszemu niezadowoleniu, tak nie było w tym wypadku. Wszyscy trzej studenci raczej opisali socjologię w sposób, który był bliższy dziedzinie psychologii.

Nie ulega wątpliwości, że nasi studenci znają słowa, które opisują tę dyscyplinę: musieli się ich nauczyć, aby zdać egzamin z kursu wstępnego i aby wyjaśnić swoim rodzicom, czemu wybrali akurat ten kierunek. Ale kiedy poproszono ich o opisanie perspektywy socjologicznej, to języki zaczęly się im plątać i nie wiedzieli, co zrobić. Po takim spotka· niu z "najlepszymi" studentami naszego wydziału wiele wykladowców wpadło w czarną rozpacz.

Moim pierwszym odruchem było "zrzucenie winy na ofiarę". Ci studenci po prostu nie zrozumieli sedna sprawy. Nie zinternalizowali wszystkich różnorodnych dziedzin tej dyscypliny, których zostali nauczeni. Jak mogli być tak tępi? Następna reakcja nakazała mi zrzucić winę na inną ofiarę - nasz wydział (zwłaszcza że nie uczyłem żadnego z tych studentów wstępu do socjologii). Jakie błędy zostały przez nas, "doskonałych" wykładowców, popełnione? Czy ci studenci odzwierciedlali jakość naszych zajęć?

Pomyślałem sobie, że jestem zbyt oddany socjologii, aby zaakcepto· wać tak proste rozwiązanie. Wina nie mO,6>fa leżeć ani po stronie studentów, ani po stronie wydziału. Prawdzivvym winowajClI byt alllcryk:l(l~ki indywidualizm. Jeżeli studenci naszego wydziału wcześniej zill[crlwlizll· wali pewne postawy intelektualne rodem z popularno-psychologiczllcgl' redukcjonizmu, to dlaczego nie mogą uznać socjologii za psychologi~ kultury, struktury spolecznej i zachowań grupowych?

W trakcie zeszłego roku napotkałem rozmaite czynniki, które zdają się potwierdzać takie wyjaśnienie. Po pierwsze, trzeba zwrócić uwagę na to, jak socjologowie widzą psychologię. Pracownicy wydzi,Jtll psychologii i ich studenci skarżyli się mi Uako dziekanowi socjologii), że wykładowców naszego wydziału często uważa się za "oprawców psy· chologii" - i pewnie mieli na to dostateczne dowody. W naszym "prze· psychologizowanym" świecie poważna socjologia zawsze będzie odebrana jako atak na psychologię. PrL.ez mówienie, że kultura, struktura spoteczna i zachowania grupowe nie dają się zredukować do dzialań jednostki, socjologowie radykalnie podważają perspektywę psychologiczną, która nigdy nie została sprawdzona empirycznie. Socjologowie wytrwale dowodzą, że psychologia jest nauką o ograniczo· nej wartości, jeżeli chodzi o badanie relacji społecznych. Uważam również, że należy spojrzeć na pewllą właściwość. Większość profesorów socjologii uważa Zaproszenie do socjologii Petera Bergera (2004) i Wyobratnię socjologiczną C. Wright Mi1Isa (2007) za bardzo dobre książki, jednak większości studentów nie przypadają one do gustu. Jeżeli odrzucimy lezę, że słownictwo w nich jest zbyt skomplikowane dla dzisiejszych studentów, to okazuje się, że głównym powodem takiego stanu rzeczy jest to, że studenci nie chcą myśleć o świecie w kategoriach socjologicznych. Wygodniej im widzieć socjologię jako psychologię zachowań grupowych.

Kiedy pyta się studentów o ich opinie na temat perspektywy socjologicznej, to okazuje się, że reagują na trzy sposoby:

Opuszczają socjologię na rzecz bezpieczniejszych granic psychologii i narzekają, że socjologowie są "oprawcami psychologii".

Pozostają w dziedzinie socjologii, ale dokonują powtórnej definicji jej pojęć, perspektyw i teorii tak, aby były bliższe psychologii.

Rezygnują z perspektywy psychologicznej i "nawracają się" na spaj· rzenie socjologiczne.

Kiedy przypominam sobie rozwój w dziedzinie socjologii, zarówno mÓj własny, jak i moich kolegów, to okazuje się, że sens socjoklgii


184

Aneks

pojęliśmy dopiero po studiach licencjackich. Jednym z powodów może być to, że dopiero po wejściu w posiadanie takiej ilości wiedzy zaczyna się rozumieć slownictwo tej dziedziny bez potrzeby internalizacji jej perspektywy. Pojęcia są narzędziami tej dyscypliny nauki, ale nie ma żadnej gwarancji, że będą używane zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. Nie potrzeba wielkiego wysiłku, aby dokonać ich redefinicji z psychologicznego punktu widzenia.

Przez dwadzieścia lat uważałem, że nie da się zrozumieć perspektywy socjologicznej bez zrozumienia języka, kt6rym się ona posługuje. Teraz rozumiem, że język właściwy tej dziedzinie jest konieczny, jednak niewystarczający do jej zrozumienia. Niestety większość tekstów socjologicznych jest napisana w sposób, który zdajc się sugerować, że to jyzyk jest wszystkim, czego potrzeba, aby tę dyscyplinę nauki zrozumieć. Podręczniki wstępne kładą nacisk na słownictwo i "kluczowe pojęcia". Podręczniki dla wykładowców podkreślają wagę termjnów związanych z tą dziedziną na testach i esejach końcowych.

I właśnie tutaj chcialem nawiązać do artykułu Babbiego, Podstawowa wiedza .socjologiczna. Jeżeli pierwsza styczność studentów z socjologią kładłaby nacisk na unikalną perspektywę tej dziedziny i na jej zalożenia, to może udałoby się nam ich przekonać, że "socjologia jest ideą, której czas nadszedł". Chociaż wydaje mi się, że socjologia dała ludzkości więcej niż tylko "dziesięć podstaw wiedzy" (i wydaje mi się również, że Babbie musi jeszcze coś napisać o tych "podstawach"), to jednak mam również wrażenie, że podąża on dobrą drogą, proponując zmianę sposobu, w jaki nauczamy socjologii. Jego wstęp mówi o tym samym, co ja sam usiłuję udowodnić - o tym, żeper~pektywa powinna zostać uznana za ważniejszy element tej dziedziny niż pojęcia. Według Babbiego:

Ważne je~t to, aby studenci opanowali niektóre p<1dstawowc poj{:ciu socjologiczne, takic jak rola, interakcja, struktura, konflikt, socjalizacja itd. [ ... ] [Jednak]jeszeze walniejsze jcst zaznajomienie studentów z podstawowymi zasadami, czyli meta-pojęciami, które rozró;i;oiają perspekl)wę socjologiczną i nadają znaczenie tym pojęciom, które później są użyvmnc IN socjoJogicalym tworzeniu spoleczcństwa.

Właśnie z tego powodu przez pierwsze dwa tygodnie mojego kUfsu wstępu do socjologii rozważałem wyjaśnienie Petera Bergera dotyczące tv.lOrzenia rzeczr.:istości spolecznej. W Religii i tworzeniu świata, pierwszym rozdziale Swiętego baldachimu (2005), Berger wylicza nastę-

Przedkładając socjologiczną perspektywę nad pokci:1

pujące punkty, które mogą przypominać meta-pojęcia Babbicgo (odniesienia do punktów Babbiega są podane w nawiasach).

Ludzie nie posiadaj,! instynktów, więc muszą stworzyć własny "świat", czyli normatywny porządek dla siebie. Tego typu porządck (który Bcrger nazywa się "nomos") składa się z kultury i struktury spolecZllej danej grupy.

Nomos jest konstrukcjo! ludzką, którą charakteryzuje wbudowana niestabilność. Ludzie nie maj,! z góry ustalonego związku z nomoscm, tak więc muszą go sami wypracować poprzez procesy socjalizacji i resocjalizacji (pkt 4 i 6 u Babbiego).

Społecze(lstwo utrwala porządek spotcczny przez proces socjalizacji (autopoie.sis, pkt 3). Jednostka nie tylko uczy się obiektywnego znaczenia społeczcllstwa, ale jest przez nie również kształtowana (pkI9).

Porządek społeczny jest wytworem ludzkim, który wywiera wpływ na swoich t\vórców (pkt 1). Tworząc go i wiążąc z nim swoje życiorysy, ludzie porządkuj,! nie lylko społeczeństwo, ale także samych sicbie (pkt 5).

Gdy kultura lub porządek społeczny (nomos) jest już ustanowiony, nie można go odwołać, gdyż istniejc on niezależuie od osób, które go stworzyły (sui generis, pkt 1 i 7).

Spo1ccznie skonstruowany świat jest przede wszystkim uporządkowaniem doświadczenia. Wyrazisty porządek, czyli tlomos, jest narzucany indy"'vidualnym doświadczeniom czy znaczeniom jednostek (pkt 9).

Jeżeli porządek społeczny zostanie uprzedmiotowiollY i jest traktowany jako coś naturalnego przez członków społeczeństwa, to może być narzucany niechętnym jednostkom i tym samym stać się skutecznym narzędziem kontroli społecznej.

Porządek społeczny ma tendencję do obejmowania coraz to szcrszych obszarów znaczenia - nawet przyszłość zyskuje znaczenie przez to, że projektuje się na nill nom os. Wszechświat jest porządkiem społecznym, który jest traktowany jako naturalny i projektowany na przyszłość. Religia jest ludzkim przedsięwzięciem, które ustala sakralny wszechświat (nieosiągalna projekcja nomosu).

Najważniejszą funkcją takiego wszechświata może być to, że stanowi on ochronę przed tmgediami. Właśnie w takich krańcowych syltl1tcjach życia, jak śmierć, wojna czy klęski żywiołowe, wszechświat stabilizuje życie grupy. Jest to możliwe dzięki temu, że nie widzimy


186

Aneks

wszechświata jako wytworu ludzkiego, lecz jako coś, co "nadaje podstawowe znaczenie wszystkiemu".

Chociaż podstawy Bergcra nie dotyczą socjologii (pkt 2 i 8 u Babbiega), to odnoszę wrażenie, że pozwalają studentowi zrozumieć, jak wyjątkowa jest perspektywa socjologiczna. Uważam również, że większość (jeżeli nie wszystkie) podręczników wstępnych do socjologii podporządkowuje perspektywę socjologicZll<! językowi tej dyscypliny. "Podstawy" Babbiego są pierwszym krokiem w kierunku, który może nam pomóc przezwyciężyć ten problem.

Michael R. Lcmiogjcsl profesorem i dziekanem socjologii \Ii St. Olaf Cullege. Jest WSpól,IUIOrem (z Gcorgcrn E. DickensolIcm) Unrlen/aruJing Dying, Delllh, (Ind Bcrellvemc"l, (z Raymondem DcVrjc~ i Brcnd~ Furnish) Thc S()Ó()logic{jll1:r~peclive: A Value-Commiaed lmroduetion oraz (z Georgem E. Dickensonem) UnderSlanding Familiel: Diversily, Cominuity, alld Change Jest założycielem i byłym kierownikiem Centrum Badań Spoleczn)'ch St. Olaf College, członIdem zarządu Minnesota Coalition {m Thrminal Care i cdonkiem komiletll

Northficld AIDS Re~ponse, POla tym pracuje iako ochotnik i nauczyciel w

doradca dla osób w żałobie. Jest także skarbnikiem Christian Sociologieal Society.

Laura Kramer

Momdair State College

W odpowiedzi Babbiemu

Czytanie refleksji Babbiego było ciekawe z punktu widzenia osoby, która głównie uczy socjologii studentów z innych instytutów oraz tych, ktÓrzy trafili na niego z niewłaści\'v)'ch powodów (typu: był to jedyny dostępny kurs odb)'\\'ający się w sprzyjaj~cych godzinach i zapewniający odpowiednią liczbę punktów). Zachęca mnie to do opisania i ponownego przemyślenia idei stojących za moimi próbami nawrócenia studen· lów na podstawową wiedzę socjologiezn". Są one szczególnie ważne. kiedy na,stawienie studentów do prezentowanej tematyki ogranicza si~ do mniej bądź bardziej subtelnie wypowiedzianego: "no i co z tego?"

Niektóre "podstawowe zasady" są mi od dawna znane, a inne sprowokowały mnie do omówienia moich wariacji na ich temat. 1h.k więc zacznę od komentarzy na temat reguł Babbiego.

1. Społeczeństwo istnieje .\'ui generis. Jest to jeden z tych elementów, których najtrudniej nauczyć studentów. Widać to na przykładzie Sądu Najwyższego. Jakkolwiek sama rozpatryvo'ana sprawa rasizmu i kary śmierci jest dowodem na istnienie społeczeńshva, orzeczenie sqdu zdaje się świadczyć o niedo,strzeganiu przez amerykańskie społeczeństwo tego, że istnieje ono właśnie sui generis. Nawet jeżeli pokażemy to na bardzo skutecznym przykładzie, studenci często wracają na indywidualistyczny poziom wyjaśnień (zreszlą dotyczy to też nas, socjologów). Przydatne okazało się zbieranie rozmaitych przykfadów ilustrujących tę zasadę· Jeszcze skuteczniejsze okazało się proszenie studentów, aby sami poszukali jakichś przykładów w gazetach, filmach, na kampusie czy w swoim miej,scu pracy. Najciekawsze przykłady dotyczą ieh własnych problemów oraz kwestii sfery publicznej.

2. Naukowe badanie społeczeństwa. Podoba mi się to, że Babbie zdecydował się powołać na The American Soldier. Odnoszę wrażenie, że każdy z nas ma ,swoje ulubione przykłady ilu,strujące nieadekwatność zdrowego roz,sądku i potęgę systematycznych badań. Jak wiele innych os6b, w swoim kursie wstępnym wykorzystuję do tego różnice w liczbie dokonywanych samobój,stw. Jednakże nie przekręcam danych, aby przekonać studentów co do wadliwości "zdrowego rozsądku", raczłJj


188

Aneks

stawiam pewne pytania (na przykład: "Czy uważacie, że są jakieś różnice w liczbie samobójstw wśród różnych grup religijnych?", "Jak uważacie, jakie religie mają wyższą albo niższą skalę?") i proszę studentów, aby opowiedzieli mi o tym, jak doszli do takich wniosków. len delikatny styl wykorzystuję dlatego, gdyż nie chcę zawstydzać studentów, którzy doszli do niepoprawnych wniosków i się nimi szczycili, ponieważ może to ich zniechęcjć do dalszej dyskusji.

Niezmiernie ważną częścią nauczania lej zasady jest wytworzenie wśród studentów krytycznej postawy względem pracy empirycznej. Po omówieniu oficjal11)'ch wskaźników samob6jslw zaczynam się dopytywać o różne dotyczące ich kwestie (na przykład, czy rodzina będzie się starała ukryć przyczynę śmierci w sytuacji, kiedy wierzenia samobójcy zabraniają chowania ludzi, którzy sami sobie odebrali życie, na święconej ziemi). Oczywiście (jako, że jestem pozytywistką) później wskazuję na to, jak możemy zminimalizować źródła błędu, aby skuteczniej przeprowadzać naukowe badania społeczeństwa i fenomenów społecznych. Bez wskaznnin im tego ostatniego punktu, wielu studentów może odrzucać wyniki badań empirycznych bez żadnego powodu.

5 i 8. Nicrozcrwalność jednostki od społeczeństwa i deterministycznc podejście do socjologii -wyjaśniającej są trudniejsze do wytłumaczenia niż mogłoby się wydawać. Studenci szybko pojmują silę kontekstu socjologicznego, kiedy mowa o czynności łudzkiej, której są przeciwni, gorzej im idzie, jeśli chodzi o rolę, jaką odgrywają systemy spoteczne w tworzeniu pożądanego stanu rzeczy. Łatwiej znaleźć wpływy negatywne, które zreszt,! prawdopodobnie sprawiają więcej przyjemności w trakcie nauczania, jednak trzeba stworzyć im jakąś przeciV/Wagę w postaci przykładÓw pozytywnych. W innym wypadku wielu studentów dalej będzie wychodziło z założenia, że "dobre społeczeństwo" to takie, które nie ingeruje w dobre cechy ludzi, ale nie ma w nich również aktywnego udzialu.

9. Paradygmaty odkry'ń'ają i zniekształcają. Ta ogólnie znann zasada powinna ograniczyć skłonność studentÓw do odrzucania socjologii, gdyż nie potrafi ona przywidywać przyszłych wydarzeń w pełni czy też dlatego, że nie oferuje natychmiastowych rozwiązań. Wydaje mi się, że duża część studentów niechętna socjologii robi tak na zasadzie "zabijania posłańca przynoszącego złe wieści", gdyż właśnie takie wieści często przynosimy i rzadko kiedy ogłaszamy, że odnieśliśmy sukces (czy to wy~ myślając pozytywne zmiany społeczne, czy to skutecznie przewidując przyszłość). Zamiast bronić jednej ogólnej teorii socjologowie przedsta-

W odpowiedzi Rabbiemu

wiają rozmaite paradygmaty, zachwalając ich zaletę: kiedy jcden lIic ()(I~ nosi sukcesu, to wykorzystujemy następny.

10. Czas socjologii nadszedł. Wydaje mi się, że czas socjologii l1:Jd~ szedł już wcześniej, przynajmniej od momentu, kiedy społeczeńslwo dUN prowadziło do jej wyksztatcenia w XIX wieku. Zgadzam się z tym, że jest to najlepszy sposób radzenia sobie ze wspótczesnymi problemami i poprawienia naszych szans na przyszłość.

Aby pomysł ten stał się bardziej interesujący, musiałabym wicdzieć, dlaczego powinniśmy oczekiwać, że właśnie teraz socjologia zostanie lepiej oceniona niż podczas poprzednich dziesięcioleci, w których nie brakowało poważnych problemów społecznych. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ten pomysł różni się w swojej naturze od poprzednich dziewięciu wcześniej wymienionych - jest bardziej oceną niż kolejnym narzędziem służącym do zrozumienia życia ludzkiego.

Do listy Babbiego dołączyłabym swój własny pomysł: Życie 51)0łeczne jest dynamiczne. Twierdzenie, że życie społeczne ze swojej natury jest dynamiczne nie dość, że nie przeczy jego teoriom, ałe zdaje się być w paru z nich wręcz domniemane. Mimo to uważam, że trzeba je v.'Ymienić jako osobną zasadę. Pasuje ono również i tworzy przeciwwagę dla zasady konserwatyzmu instytucji. Myślę, że wielu z nas wciąż musi popracować nad zintegrowaniem perspektywy dynamicznej w nasze programy nauczania, gdyż znpewnienie od czasu do czasu, że ono istnieje, zdaje się nie wystarczać.

W dzisiejszych czasach łatwiej nauczyć tej zasady niż w ciągu ostatnich kilku lat. Rozgłos medialny, jaki towarzyszy zmianom w Południowej Afryce, Europie Wschodniej czy wzrost troski o środowisko naturalne w Stanach Zjednoczonych znacznie ułatwia studentom wychowanym podczas prezydentury Reagana odniesienie się do tej perspekty· wy. Studenci muszą widzieć, w jaki sposób procesy społeczne prowadzą do zmian. Media zazwyczaj ukazują wszelkie zmiany jako ruch w dobrym kierunku, oddalenie się od zła, jako dowód na praworządność naszego systemu. Zamiast tego powimliśl11Y podkreślić wagę czynników kulturowych i strukturalnych we wprowadzaniu tych zmian.

Zbyt często przedstawia się proces zmian społecznych w jednym rozdziale jemu poświęconym, a wszelkie inne tematy naucza się w sposób zakradający ich stałość i stabilność. Przykładowo, O organizacjach często mówi się, że charakteryzują się stałą dystrybucją władzy, nawot jeżeli nie jest to zgodne z ich formalnymi opisami. Koalicje, a nawet ich charakterystyczna płynność, są nieodzowne w dynamicznym potmklO-


190

Aneks

waniu struktury i procesu organizacyjnego, tak więc krótkie wspomnienie o tym w innym rozdziale nic zdaje egzaminu. Sugestia Perrowa (1979), że przepaść dzieląca formalne reguły i praktyczne zastosowanie jest czymś normalnym, a nie patologicznym odejściem od ideału, jest również przykladem modelu dynamicznego.

Wielu z !las nadal naucza, używając modeli, które zakładają stabilność, a "nowy pomysłami" zajmujemy się dopiero pod koniec kursów. Kiedy mówimy o socjalizacji, nawet podczas dyskusji o przesocjaJizowanej koncepcji człowieka (Wrong, 1984), podstawowa perspektywa jednostki jesl w gruncie rzeczy reaktywna. Kiedy uczymy studentów o socjalizacji, wpajamy im założenie, że zmiana spoŁeczna jest niemożliwa.

Innymi słmvy, jeżeli mamy nauczać zasady, że życie społeczne jest dynamiczne i zmienne, to musimy przemyśleć nasze ulubione paradygmaty, przykłady, a także sposób, w jaki prowadzimy zajęcia. Oznacza to. że musimy na nDWO spojrzeć na świat, o którym sądziliśmy, że go rozumiemy. Jeżeli sami nie jesteśmy przekonani do czegoś, to tym bardziej nie uda nam się do tego przekonać studentów w trakcie kilku skondensowanych wykładów. Katechetyczny sposób, w jaki przedstawiamy tę zasadę, stanie się ocz)'v,risty, kiedy wrócimy do naszych założeń co do stabilności podczas dyskusji. Nauczanie tej zasady łączy się z dużą ilością prac.}' włożoną w przygotowanie materiałów do zajęć. Jednakże, jak widać na przykładzie socjologii feministycznej, ekscytacja, którą budzi zmiana paradygmatów, potrafi tchnąć w proces nauczania drugie życie, ale również może poprawić jakość innych czynności intelektualnych (zob. Daly, Chesney-Lind, 1988 na temat zmiany paradygmatów w kry~ minologii albo Thorne, 1.982 na temat zmiany paradygmatów w k\vcstii rodziny).

Nasi studenci uczą się gruntownego uznania dla wszelkich sił wnoszllcych wkład w porządek spoleczny i jego spójność. Powinniśmy wzmocnić nauczanie tego informacjami o dynamicznej naturze życia społecznego.

Laura Kramcr jc~t profesorem i dziekanem wydziatu ~ocjologii w Montciair Stale gcnder studics, technologią i pruci!. Jcst autorką The Soci%g)'

John 1. Macionis

Kenyon College

Pokazując społeczeństwo (i w coraz większym stopniu świat)

Pewnego wieczoru zeszłej wiosny 28-letnia kobieta biegaJa w nowojorskim Central Parku. Nagle zaatakowało ją sześciu młodych chłopców. Zgwałcili ją i brutalnie pobili, a później zostawili umieraj'jcą w parku. Odnaleziono ją trzy godziny później, kiedy straciła prawie połowę krwi i zapadła w śpiączkę. Jakimś cudem udało się jej przcżyć i w niesamowity spo~ób wrócić do zdrowia. W tej chwili wróciła do swojej pracy prLY Wall Street.

Najbardziej zadziwiającą częścią tej sprawy prawdopodobnie była niemożność tych zdziczałych młodych ludzi do umotywowania tej zbrodni. (Jak zapewne sobie pr.l)'pominacie, sami użyli słowa "zdziczenie", opisując swoje alaki na nieznajomych: "po prostu dziczeliśmy ... ") Dla naszej obecnej dyskusji ważniejsze będzie to, jak to "zdziczałe" wydarzenie spowodowało dyskusję w prasie na temat wartości socjologii (Macionis, 1991). Po tym ataku poproszono o opinię wielu naukowców społecznych. Felietonista George Will (1989) odrzucił ten "psychospołeczny bełkot niemających rozeznania naukowców o dobrych intencjach". Stwierdzit on, że socjologowie tylko gmatwają całą sprawę przez "rozrzucanie winy na różne czynniki społeczno-ekonomiczne". Inni Amerykanie użyliby zapewne bardziej dosadnego języka, mówiąc, że socjołogowie i inni badacze mają miękkie serca i zdzierają odpowiedzialność osobistą z oprawców w czymś, co przecież wygląda jak akt czystej brutalności.

Wydaje mi się, że dobrze pojęta socjologia nie musi za nic przepraszać. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że ten zdziczały incydent i jego następstwa pozwoliły wskazać na siłę i wartość perspektywy socjologicznej. Daje to nam też okazję do przemyślenia tego, czym wtaściwic "podstawowa wiedza socjologiczna" może być.

Większość Amerykanów, a już na pewno George Will, uważali, Ż!; wyjaśnienie tego brutalnego ataku było banalne: źli ludzie. Wątpliwo~ci nie budzi fakt, że poczuciu niesprawiedliwości zawsze dobrze stuż" 1,lki!; proste rozwiązania. Znaczy to, że jeżeli coś dobrego albo szczeg61niu jeżeli coś złego się stanie, to chcemy gdzieś ulokować odpowiedzialność III


192

Aneks

owo v.ydarzellie. W większości nowoczesnych, przemysłowych społeczeństw, takich jak Stany Zjednoczone, oznacza to zazwyczaj wskazywanie na konkretne jednostki. Dla mnie siła socjologii polega właśnie na wyjściu naprzeciw takiemu myśleniu.

Oczywiście socjologia często podchodzi do ludzkiego zachowania deterministycznie. Jak mogłoby być inaczej, zważywszy na naszą naturę? Powinniśmy się zwrócić ku spostrzdeniom Babbiego o socjologii i porÓwnać je z tym, w jak wysoce osobisty sposób większoś(: Amerykanów traktuje ludzkie zachowanie. Innymi słowy, "społeczeństwo" stawało się coraz mniej widoczne przez ostatnie stulecia. Tdk więc podstawo'ł.;ym zadaniem socjologii jest ponowne jego pokazanie, abyśmy zrozumieli, jak jednostki myśl~~, jak odczuwają i jak zachowują się w kontekście sił społecznych.

Zwróćcie uwagę na to, jak wydarzenie opisane na pocz~!tku rozdziału nabiera na znaczeniu, kiedy przeanalizuje się je z perspektywy socjologicznej. Czy ktokolwiek powiedziałby, że prawdopodobieństwo, żc kobiety dokonają takicj zbrodni jest równic wysokie jak to, że dokonają jej mężczyźni? (W Stanach Zjednoczonych mężczyźni odpowiadają za 9-krotnie wyisz<j. liczbę przestępstw z użyciem przemocy niż kobiety.) A co z osobami w średnim wieku? (Amclykanie między 15 a 24 rokiem życia stnnowi'j 15% populacji, ale odpowiadają za prawie połowę brutalnych przestępstw.) Co więcej, tego typu przestępstwa zdają się być niesamowicie amerykańskie w swojej naturze. Rocznie w Nowym Jorku ginie więcej osób w wyniku przypadkowych postrzeleń niż w wyniku morderstw z premcdytacją w większości curopejskich miast.

Oto właśnie potęga socjologicznego myślenia. Tak więc, czy za dokonanymi przestępstwami kryje się całe spektrum czynników, czy po prostu mamy tutaj do czynienia z "miękkimi sercami", jak to ujął George Will? Analiza socjologiczna wydaje się dużo bardziej realistyczna niż założenie, że niektórzy ludzie są po prostu "źli" Musimy oczywiście pamiętać o tym, że analitycznn prawda socjologii i prnwda moralna czy prawna niekoniecznie się pokrywają. (Przypomina mi się przypadek studenta, który został wezwany przed dziekana parę lat temu za złe zachowanie. Tłumaczył się. Durkheimowską potrzeb,! dewiacji w zdrowym społeczeństwie.) Jednak nie ma wątpliwości, że jako wspólcześni Amerykanie po_ trzebujemy brać wiedzę socjologiczną pod uwagę.

Nasze zadanie - jako osób prowadzących kursy wstępne do socjologii - polega na przyznaniu, że ludzie dokonują wyborów i na pami<;taniu, że większość z nas uważa, że każdy osobiście odpowiada za swoje czyny, ale przede wszystkim na pokazaniu (na podstawie przeprowadzonych badań), w jaki sposób zachowanie jednostek jest rC'lkcj.) 1101 skomplikowany świat społeczny.

Zaczynamy chyba rozumieć to, że zaliczenie jednostki w poczet amerykańskiego społeczeństwa to jedynie część zadania socjologa. MlI~imy zdać sobie sprawę z tego, że żyjemy w eOf3Z bardziej współzależnym świecie. Tak jak społeczeństwo amerykańskie kieruje doświadczeniem jednostek, tak samo globalny system kultury, polityki i ekonomii wiąZc si9 z wydarzeniami w USA. W miarę jak bydzicmy zbliżać si~ do nowego stulecia, powinna się pojawić potrzeba rozszerzania "zasiygu" socjologii w kontekście całego świata. W tej chwili w naszym kraju studiuje ponad 350 tys. studentów z zngmnicy, ale jedynie 50 tys. (z 12 mln) amerykańskich studentów studiuje poza jego granicami każdego roku (Coullcil on International Educational Exchange, 1988). Jest kilka praktycznych powodów, dla których można uznać to za ważne. Zwróćcie uwagę, że jedna trzecia zarobków amerykańskich korporacji pochodzi z zagranicy, a cztery piąte nowych stanowisk pracy powstaje w wyniku rozwoju handlu zagranicznego. Ameryka zainwestowała już ponad 300 mld dolarów w innych krajach, a zagraniczne inwestycje w USA v.,.yniosty już półtora biliona dolarów (CIEE, 1988). Socjologia mogłaby wnieść znaczący wkład w świadomość Amerykanów, gdyby pomagato się każdemu z 750 tys. student6w, którzy rocznie decydują się na kurs wstępny z socjologii, zrozumieć, w jaki sposób na~"Ze społeczeństwo powi~,zane jest z resztą świata.

Zgadzam się z intencjami Babbiega, które umotywowały go do przedstawienia owych dziesięciu punklów (właściwie sześciu o społeczeństwie i czterech o socjologii). Weźmiemy udział, zgodnie z jego radami, w konstruktywnej dyskusji na temat tego, czym wtaściwie jest "podstawowa" wiedza. Lista Babbiego zapewne zostanie lepiej oceniona przez osoby zajmujące się głównie paradygmatem strukturalno-funkcjonalnym niż te zainteresowane teoriami interakcjonistycznymi czy konfliktu. Jednakże mam nadzieję, że uda się nam zbliżyć do porozumienia, ogólnego celu uwidoczniania struktur i procesów, które wywierają wpływ na działania ludzkie, przy okazji coraz bardziej zwracając nasze zainteresowanie ku temu, jak Ameryka jest powiązana z resztą świata.

John J. Macinonis jest profesorem socjologii w Kenyon College. Jest autorem Sociology, współredaktorem Seeing Ourselves: Class, Contemporary, and Cross-Cultural Reading in Sociology, a także autorem The Sociology of Cities.


Earl R. Babbie

Chapman University

Odpowiedź na komentarze

Głównym celem mojego artykułu Podstawowa wiedza socjologiczna było wywołanie dyskusji, tak więc byłem niezwykle zadowolony odpowiedziami Davisa, Leminga, Macionisa i Kramer. Pozwoliłem zachować dlB siebie ostatnie słowo w tej dyskusji, chociBŻ nie mBm zamiaru polemizow3ć z ich spostrzeżeniami.

Kiedy Jim Davis zaczął pisać o "bełkotliwych, pobieżnych zlepkach paru encyklopedycznych definicji" i "dozorcach z dziekBnatów", którzy "przestaną nam rzucać pożywkę", to się ucieszyłem, że mój artykuł "całkiem mu się spodobał" i nie mógł w sobie "znaleźć dostatecznej ilości jadu". Jego uwagi na temat empirycznego aspektu socjologii są niezmiernie ważne, ŻC aż żałuję, że nie "''Yszedłem poza domenę pojęć i meta-pojęć. Jest mi wręcz wstyd przez sam fakt, ze mogłem sprawić wrażenie ignorowania badań spolecznych.

Mike Leming ma rację, pisząc, że jest więcej niż dziesięć podstawowych elementów podstawowej wiedzy socjologicznej. DOliczając do tego uwagę Jima Davisa o empirycznych podstawach tej dziedziny, mamy przynajmniej jedenaście. Swoim przeglądem pracy Petera Bergera, Mike dodaje jeszcze więcej, chociaż był on na tyle miły, że skomentował każdy z moich punktów.

Spodobała mi się również uwaga Laury Kramer, że "życie społeczne jest dynamiczne". Mike, to już równy tuzin. Zadowolony?

John Macionis ukazuje, jak ważna jest perspektywa socjologiczna w stawianiu czoła dzisiejszym problemom. Myślenie pokroju George'a Willa ukazuje, z jakimi kwestiami będziemy się musieli zmierzyć, aby społeczeństwo nas zrozumiało.

John także sugeruje, że moje spostrzeżenia schylają się ku spojrzeniu funkcjonalno-strukturalistycznemu. Nie jest to prawdą, ale nie tylko John odniósł takie wrażenie, tak więc powinienem ostrzec czytelników przed taką możliwością. Wprawdzie pierwsze zajęcia z tej dyscypliny pobierałem u Ta1cotta Parsonsa (którego funkcjonalizm zawsze mnie pociągał) i kiedyś wydawało mi się, że to on był wynalazcą socjologii. W dzisiejszych czasach mój umysł skupia się na dziedzinach na lewo od etnometodologii, chociaż najwyraźniej moje prędko piszące palce preferują funkcjonalizm (i aliteracje).

Bibliografia

Bllbbie Earl (1983), Sociology, Delmonl: Wadswurth.

Babbie Earl (1985), YOII C(ln Mak~ (I Difference, New York: St. Martill's Press.

Babbie Earl (1986), Observing Oursdves. Belomont: Wad~w(lrth

Babbie Earl (1988), nu: Sociological Spiril: CriliCIII E,sIIYS in .7 Criliad Science, &Lomont: Wadsworth

Babbie Earl (1990), The Essen/iill W;sdom of Sociology, "lbaching Society", październik, 8.526-530.

Babbie Earl (2004), /Jadania społeczne w praktyce, tlIIm. Witold Betkicwicz i in., Warszawa: \'Vydawniclwo Naukowe PWN.

Bailey William C. (1975), Muriler and William J. Chambliss (red.), Criminal Law inAclion, Kew York

Berger Peter L. (2004), Zaproszenie do socjologii, tłum. Janusz Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Berger Peter L. (2005), ŚWi~IY haldachim: elementy socjologjcznej teorii religii, tlum. Włodzimierz Kurdzie!, Kraków: Zaklad Wydawniczy Nomos.

Boys Don (1985), Don'l 5pend Momry: SIOp Sim/mi Jnstea(i, "USA ·tbday", 7 październik.

Coolcy Charles Hortull (1909), 50da! OrgrmizOIion, New York: Charles Seribner's. Cuuncil onlntcrnlllional Edueational Exchange (CJEE, 1988),Educaringfor G/obal Competence: 7he Ri.:porroflhe Advi~ory Counciłfor lntema/KJ/lal Uucalion Exdumge, New York: e.l,E.E.

Cutter Blayne (1990), Rock·a-Buy Baby, ,,American Demographics" vol. 12, nr 1.

Daty K., Chesn~y-Lilld M. (19S8), Femin.ism and Crimillology, "Ju~ticc Quarterl)!" nr 5, s.497-538

Davis James A. (1978), U.ling Compuler5 10 Teaeh Social Fac:/s, ,,1eaching Sociology" nr 5, ~. 235-257

Davis Kingsley, Moore Wilbert (1945), Some Principles of Srratificlltion, "Amerkan Sociologieal Review",vol.lO.s. 242-249

Delfs Robert (1990), The Fer/ility Factor. "Far Eastem &ollomie Rcview", 19 lipiec

F1exner Stuart Berg (1982).Listening 10 AmeriCll, New York: Simon & Schu~ter.

Gall John (1986), Sys/r:mtm/ics: How Sysrem.! H0'*llnd Especially How They Filii, Ann Arbor:

TheGeneralSystemantiesPress.

Gans Herbert (1971), The Uus ol Poverty: 7he Poor Pay Alf, "Social Polic)!" lipiec-sierpicń, s.20--24.

Gerth Hans. MiIIs C. Wright. red. (1946), From MIlX. rt~ber: ESiitlyS in SOdology, New York: OxfordUniversityPress.

Gouldner Alvin (1954), ful/erm oj I/ldus/rial Bureaucrocy, Glcncoc: Free Press.

Greenhalgh Susan (l9<JO), Socialism and Fmility in China. "The Ann<lls of the Americml AeademyofPoliticalUlldSocialScienee"vo1.510

Gross S~muel R., .\1auro Robert (1989), Dcath and Discrimil/(lfion: Radal Di~parities in CapitaISen/.:ncing. Boslon: NorthcaSlcrn Press.

Hardin Garrctt (1968), nl~ Traga/yof/he Cammans, "Science", s.1243-1248.

Hellman Martin (1985),A New WayofThinking, Palo Aha, CA: Bcyond War. 111C Holiday Projc,,1 (1992), 1992 Natimwl COllfen:nce No/cs, 24-28 czcr\\'iec

Kroeber Alfred L, Kluckhohn Clydc (1952), Cullure: A CTitiwl Review o! Conccplj" IIlId Defmilion.i, "Papers of the Pcabody Ml1scum (1f Amcrican Archacology and Ethnology", voI.47,nrl.

Kuhn Manford, McI'urtlamJ TIlomas (1954), An Empirical lllwsrigario'l oj" Sdj.AUilllde.l, "Amcrican Sociological Review", IlIty

Lee Vera (198(,), Crime Amollglnc Purilillls, "Harvard M;Jgalin~". Jipicl'-Sicrpidl, s. 4SA--4gH.

Levitin Thresa, QlIinn Roherl, Sł:lillcs Gl-;rham (1970), Su Discriminution Aguin.~1 rhc Amcriclln WorkilIg WOIII<lIl, RaportlnstilUle for Social Rcseareh, Ann Arbor: Univcrsity()f

Linton Raloh (1937), Gile Hi/lldred Per Cem Amcrican, "Thc American Meremy" nr 40,

Lipset Scymollr Martin (1%3), Tlw HI~I New Na/iOll: Thc Ul/i/cd Sla/es' ill His/micai alld Compara/ive f'enpix'live, New Yurk: !Jasie llooks.

Lipton Douglas, MurlinSOlI Robert, Wllks JlIdith (1975), nie Effec/ivcl1e,~s oj C01'n:climlll/ Trell/menls, New York: I'raeger.

MeGregor Douglas (1960), The lIun1l111 Side of Managemelll, New York: MeGraw-Hill.

Macionis John J. (1991 " Sociolog}~ Englewood Cliffs: Prentice-Hall.

Maturana Humberto (1980), Au/opoiesis and Cognirion: The Realiza/ioll of Living. IJordricht: D, ReideI.

Mead George H. (1975), Urny.I/. osobowość i spoleczeńslwo, tłum, Zofia Wolińska, Warszawa: PWN.

Meadows DoneJla H. i in. (1972), 17Ie Limits lO Growlh, New York: Universe Books.

Meadows DoneJla H., MClldol'is DClHlis Rallders Jl:Irgen (1995), Przekraczanie granic' dumanie czy bezpieczna tlum. Zofia Drobska i in., Warszawa: Uniwersalizmu przy WarsZ<iwskim. Polskie Towarzyslwo Współpracy z Klubem Rzymskim.

Mills C. Wright (2007), Wyohrainia :wcjologicm!l, tlum. Marta Buchole, WarSZ;Jwa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Morgan Garcth (1997), Obrazy organizacJi, tłum. Zofia Wiankowska-t,.mJyka, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Nader Ralph (1965), Un.mfe a/ AIlY ;""peed. r-,"ew York: Grossrnan.

Naisbitt John, Abllrdcllc Patrieia (19S5), Rc-inventing Ihe Corporulioll, New YOI'k: Warncr lloG"

Nam Charks, red. (1968), Popu/mion and Society, Bllston: HoughtOll Mifflin. Nationul AeadcmyofSciences (1977), Supporli/lg Papers: World Food and NU/riliOlJ Srl1dy, 5 t,. WashinglOnD.C.

Ouchi William (1981), Theory Z: Row Ameriemr Business Om Mecllhe Japilllesc Challen/,'I!, New York: Avon Books.

Parkinson C. Northoote (1963), Prawo Parkinsona, tłum. Juliusz Kydryński, Warszawa: Książkai Wicdza.

Perrow C. (1979), COn/pl.,: OrgunizaliollS: A C"ilica/ waJ: GICIWicw: Scott Foreman.

Peter Lallrenee J., HuU Raymond (1977), Zasada Pe/era:dluczego wszysllw idzie na opak. tłum Juliusz Kydl)'ński, Warszawa: Książka i Wiedza. Population Rcfcrcnec Bureau (1988), War/d PoPl/lulion Dala Shcel, Washington D.C. POllulation Rcference 13l1reau (1992), World Popu/ation Data Shcc/, Washington D.C.

Price J. L. (1969), Sociai Fac/s, New York: Maemillan.

Savage David G. (1987), High COlln Rejceiii Raciul Challenge /0 Deulh Pel/a/ry, "Los Angeles Times",23kwiccień

Senge Peter M. (2006), Pigw dyscyplina: If~oriu i praktyko organizacji Hczących się, tlum. Helen;r Korolewbka-Mr6z, Kraków: Oficyna Ekonomiczna

Sorokin Pitirim (1937-1941). Sod/l/ iIIld Cullura/ Dynamies, 41., New York: Amcric;m Book.

Sherif Muwfer (1936), nr P~ychology ofSodal I\/orms, New York: Hnrper & Bros.

Stephens Mitchell (1993), Pop Goe.~ Ihc World, "Los Angeles Tim~ Magazinc" 1 styszeń.

Stouffer Samuel, ted. (1949-1950), ThcAnu:rican Soldier. 3 l .. PrincclOn: Princeton Univer.;ilY Press

Thomas Willialll L, Thomas Dorothy S. (1928), nrl! Chi/d in Ame,'ica: Hchavior Prohierns and Program", New York: Kllopf.

Thorne B. (1982), Feminis! ReiiiinIanI; oJlh.: Pami/y 1'1'1 Overvi.:w, w: B. Thome, M, Yalom (red.), Re/hinking Ihe Fami/y, New York: Longman.

Tönnies FCf(lioand (1988), Wspólnota i ,\towarzy~zenic, tłum. Malgorzata Łukaszewicz, Warszawa: PWN

U.S. Bureau of the Census (1960), Historal Statistics of the United States, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1975), Historal Statistics of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1981), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1982/1983), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1984), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1985), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1986), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1991), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

U.S. Bureau of the Census (1992), Statistical Abstract of the United States: Colonial Times to 1970, Washington, D.C.: U.S. Government Printing Office.

Whyte Whilliam F. (1956), The Organization Man, Garden City: Doubleday

Will George F. (1989), No Psycho-Socio Babble Lessens the Fact that Evil was the Crux of Central Park Rape, “The Philadelphia Inquirer”, 1 maj

Williams Denis (1984), Calss Conscious in Moscow, “Newsweek”, 11 czerwiec

Wrong Denis (1984), Persocjalizowana koncepcja człowieka w socjologii współczenej, tłum. Mirosława Grabowska, w. Edmund Mokrzycki (red.), Kryzys i schizma, t. 1, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy

Zimbardo Philip (1972), Pathology oj Imprisonment, “Society” nr 9


Literatura zalecana

Berger Peter L. (2004), Zaproszenie do socjologii, tłum. Janusz Stawiński, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.

Berger Peter L., Luckman Thomas (1983), Społeczne tworzenie rzeczywistości, tłum. Józef Niżnik, Warszawa: Państwowy Instytut wydawniczy

Bottomore T: B. (1966), Karl Marx: Selected Writings in Sociology & Social Philosophy, New York: McGraw-Hill.

Durkheim Emile (2006), Samobójstwo: studium z socjologii, tłum. Krzysztof Wakar, Warszawa: Oficyna Naukowa.

Gerth Hans, J1.lm~ C. Wright, red. (1946), From Max Weber: EIi~'UYl' in Sociolog)', New York: Oxford UnivcrsityPrc&;,

Goldsmid CharlesA.. Wilson Evcrett K. (1980), Pa.rsingo/! Sociology, Delmont: Wadsworth

Horowin Irving Louis, rcd. (1969), Socio{ogical Self-Images, Bcverly Hills: Sagc.

McCJung Alfred Lee (1973), Toward HumaniJl Sociology, Englcwood Cliffs: Prcnticc-HalL

Mead George Herbert (1975), Umysł, osobowość i spo/eczelhlwo, Ilum. Zofia Wolińska, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Nisbet Robert (1966), The SoÓ%gica! Trudilion, New York: Basic Boukl;.

Parsons Talcott (1972), Szkice z leorii .lOcjologiczflej, tlum. Alicja Benlko'Mika, Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe.

Weber Max (I~94), Etyka protestancka a duch kapilalizmu, tlum. Jan Miziński, Lublin: Test.

Indeks nazwisk

Almrdene Patricia73, 74

Ali Muhammad 152

Allen Mareus48

Amin Idi 151

Armstrong Louis 153

Babble Earl156, 166, 170, 184 - 187,189,

BcrgerPcter L83-]86, 194

Bergman Ingmar 153

BiletnikoffFred 48

BlandGCOTge 48

BorlaugNorman 155

BoysDon 25

BraimMl·Lipwn Judy75, 76

BrownTim48

BushGcorgeH.96,163

CaruSo Enrico153

Ccmcr Glcn 18, 19

Chesncy-lind Medfl 190

ChomcjniRuholIah ]52

Clinton Bill 40,96

CoalcAngslcy159

ColeUrsulal25

ComtcAugustell,14],17]

Cooley Char1es Horton 46, 52

CronkiteWalter153

CutlerB]ayne160

DalyKath]eenl90

DavisJamesA.169,179, 180.181,194

DavisJulie9

DavisKingsley1l8

Davis MJ!cs 153

Dclfs Robert 164

DcYries Raymond 186

Diana (Diana Spencer), księżna Walii 151

Dickcnson Gcmge E. 186

Durkhcim Emile 170, ]92

DuvalierJean-Oaude, zw. Bćbć Doc 148

Eillstein Albert 7

ElsbcrgCoonIc8

FalwcllJcrry40

Fellini Fcderico 153

FergnsooCheryl9

FlexncrStuart Bcrg 135

ForrcslcrJa)'101

Fuller Du~kminster 165

Furnish Brenda 186

Galileusz (włuśc. Galilco Galilei) 89

Gall John 69,70, 175

Gal1agherlitmes8

Gandhi Mohundas Kuramchand,przydomek Muhatma142,151

GansHerbcrl119,120

GarboGreta]53

Gerth Hans 66

GiUespicDizz)'(wluśc.John BirksGillespie) 153

Gorbaczow Michail 151

GouldnerAJvin67

Graham Billy (William) 152

Graham Georgc23,24

Grccnhulgh Su~an 164. 165

Gros.~ Kcnneth122

Handel GeorgFriedrich S2, 95

HardinGarreu 85,92

HelJman Martin 12

Hemingwa)'Ernest55

HitlerAdolf67,1I6,142

Hughes Leslie 75, 76

Hull Ray1nond69

HunlKuren9

Husajn Saddam 151

JacksonJesselS1

Jackson Michael 152

Jelcyn Borys 151

Johnson Earvin "Magie" 152

JonJanMichacl152

Kabel Emma 121, 122, 124

Kabd Hans 121, 122, 124

Karol,książęWaliiI51

Kemble, kapitan 125

Kim II Sung 148

King Marthin Luthcr 151, 167,168

Kramer Laura 168, 187, 190, 194

KrocberAlfred L. 93

Krupp Alfred 67

KuhnMunford35,174

KurosawaAkiro 153

Lee IJruce ]53

Lee John 125

Lee Vcra ]25

LcgrceSimon 1[6

Leming Mich<lcJ R. 169, 182, 186,194

Lcvilin Teresa 113

LillooJnAbraham 95, 96

LintonRalph 146, 147

Liplon DouglOls 128

Lang Howic48

LongJamcs8

Loren Sophia [53

LuCas; George 153

MncionisJohnj.169,191, 193,194

McClcskcyWarrcnl15

McOrcgor Douggl<l~ 73

McParlland Thoma~ 35, 174

Madonna (wlaśc. M. Louisc VeronicaCiccone) 152

MalthusThomasl56 MundduNclson151

Mao Zedong, Mao Tse-tung 151

MarcosFcrdinaml151

Marks Kaml 40, 118

MarlcyBoblS2

MartinsonRoOcrtl28

MastroianniMarccIJol53

MaturanaHumbcrtol72

Maxim Hiram12

Me,ld Geurgc Herbert 45--47,52

Mcadows DcnisL. 101

MCildows Donella H. 101

MifuneToshiro 153

Mills Wright C. 00, 183

Mobutu ScMO Seko (wlaśc. Joscph·Dćsir6Mobu!1l) 126

MonrocMarilynl53

Moore Wilbert 8

Morgan GarClh 71, 150

Mulumba Tshisekcdi wa 126

MurrowEdwilrdR. 153

Neader Ralph20,75,76

Naisbi(jJohn 73, 74

Nam Charles 159

Noyes Alan 9

Nubo George 125

OgusAnllrcw9

Olivier Lawrence 153

OuehiWilliam73

Parker Charl~s 153

Parkinson Norlhcote C. 68, 175

Parks Rosa 166 .. ](i8

Pan;onsllI1cou9,174, 194

Pavarolli Lueian(l153 147,t52

Pele, Pele (właśc. Edison Arantes do Nascimeneto) 147, 152

PerrowCharles 190

Petcr Lallrcnce J. 69, 175

Preslley Elvis 152

PriccJ.L1M

QuinnRobcrt113

RandcrshlrgenlOI

RcaganRonald 18,23,90, 96,189

Roosevclt Franklin D. 181

Rudenko Raisa126

SangerMargaret72

Savage Da\'id G. 116

SchroedcrJav48

SengePclcrM.74

ShcrifMuzafer59,60

Sorokin Pitirim 141

Spasow KJriB?126

SpiclbergSlcycn153

SlablcrKenny48

SlaincsGrahaml13

SleclcStcphcn8

StcphensMildlCII152

Slouffcl'Sanmcl 56, 57,171

Teresa, Matka Teresa z Kalkuty (właść. Agnes Granxhe Bojaxhiu) 152

Thomas Dotothy S. 46

Thomas William I. 46

ThorneBarric l90

TonniesFerdinaJld 136

Tshiongo Kananu 126

Turner Tcd 153

Tutu Desmond 152

WaltcrsBarbaral53

Wałęsa Lech 151

Waszyngton Jerzy 95

Wayne John 146

Weber Max 66-68

WhyteWil1iarn H.71

Wilk.sJudith128

Will Gcorgc 191, 192, 194

WilliarnsDennisl19

WinthropRockefcller l25

WrightOrvillc12

WrongDcnisl90

Zimbardo Philip 33, 34

W tej chwili uokJadnic nie pamiętam, w którym roku którq z moich współpracowników "hl'OniJi swoje prace doktorskie, tak więc daty pcdaję lo>owo na potrzeby opcwiadanej histoIIi. 1cdnakże logika tej analizy jest jak najbardziej poprawna, tak samo jak ostateczny wynik ,,1,liczcń. Podobnie prawidłowo podaję odsetki kobiet ze stopniem doktora w danych latach, k"I'l.}'stając l danych zawartych w corocznym raporcie Dcpartamentu do spraw edukacji USA, I:'wned Degree~' Conferred.

Zwracam uwagę na to, że liczby te użyte są przykładowo, Wydziały uniwersyteckie różnią się stopniem zatrudniania kobiet, w tym i w takich proporejach w stosunku do mężczyzn, żc nikt by nawet nie podejrzewał, że może na nich dDchodzić do jakiejkolwiek dyskryminacji.

Sąd Najwyższy USA opowiedział sift przeciwko karze ;mierci IV 1972 roku, dochodzqc do wniosku, że by ta olla Slosowana nieproporcjonałnic w przypadkach osób czarnych. Jcdn;lk~c lIiewiele stanów zmieniło swoje prawa dotycz;!CC kary śmierci, biorąc pod uwagę postanowiclIicsądu.

Więcej o modelu Sorokina możecie się dowiedzicć z jego monumentalnej, czh::rotOI1HlWCj pracy Soci(ll (Ind Cllltura! [)yn(lmics (1937-1940).

Pierwodruk: Earl Babbic, Tlw Essentiai Wisdom o! Socio/OKi, "Thacbing Socio]ogy". październik 1990, s. 526-530. To poprawiona wersia eseju, kt6ry wyglosilem podczas spotkania AmCl)'kańskiego Towarz)'1;twa. Socjo]ogicznego 13 sierpnia ]989 roku.

Należy również zauwaryć, że ,Jednostki ludzkie" nie są budulcem społeczeństw. Lepicj byłoby za taki e]ement uznać !tatus spotcczny - punkt przcciljlcia między jednostkami a społeczeństwem.

Pierwodruk: James A. Davis. eommcn! on tlle "Esselllial Wl$dom o! Sociology", "Teuchilll:\ Sociology",paździemik 1990,s. 531-532.

Pierwodruk: Michael R. Leming, Priorilizing Sociological Pcrspeclive aver COllcepl.~, "Thaching Sociol{)gy",paidziernik 1990,s. 533-53S.

Pierwodruk: Laura Kramer, Rcsponse to BaMie, "Teaching Sociology , p;lf.dzicrnik 11"'0. s.536-537.

Pierwodruk: John J. Macionis, MakilIg Society (And lncrea.ingly. {Ile ~l"ldll'/liblr, ,'Ibu\ hi'lll iii' ciology", patdzieroik 1990,s. 538-539.



Wyszukiwarka