OPERACJA ZIEMIA
Życie na Ziemi z punktu widzenia wyimaginowanego obserwatora z przestrzeni kosmicznej.
Wy wszyscy na tej planecie jesteście szaleni. Każda osoba, którą spotykacie na ulicy jest zwariowana! - to mocne stwierdzenie, ale prawdziwe. Większość z Was żyje własnymi emocjami. W wielu okolicznościach reagujecie emocjonalnie, często bez zastanowienia. Emocja jest u was czymś nadmiernie używanym. Każdy człowiek powinien się emocjonować, ale nie po to, by niszczyć zdrowie psychiczne u innych. Od wczesnego dzieciństwa Wasi ludzie są poddawani swoistemu praniu mózgów, odmóżdżeniu i uwarunkowywaniu przez cały system
sposobów wychowania. Każde Wasze dziecko jest postawione przed faktem przejścia przez całą serię egzaminów. Na Waszej zachodniej półkuli został ukuty termin szczurze wyścigi - będący synonimem obłędnej pogoni za pieniądzem. Całe rodziny nabyły obsesji na punkcie symboli statusu materialnego i często używają Waszego śmiesznego powiedzonka: Miejmy się lepiej, niż Johnsonowie...- tak, że często wydaje wam się, że świat się kończy, kiedy Wasze dziecko obleje egzamin, a dziecko sąsiadów zda pomyślnie. Macie obłędny system nauczania. Powinniście skończyć wreszcie z egzaminami i współzawodnictwem - i to raz na zawsze, bo to pochłania całą Waszą aktywność życiową, nie tylko w nauczaniu, ale we wszystkim - nawet w sporcie. Wszystko w waszym życiu jest walką. Nawet Kosmos chcecie zdobyć!...
Każdy z Was posiada uśpione możliwości, które powinny być rozwijane od wczesnego dzieciństwa. Pozwalacie Waszej młodzieży róść i żyć harmonijnym życiem, twórczym i aktywnym, a będzie ona zdrowa psychicznie i fizycznie. Wszystko wymaga zmian. Jest czymś niezrozumiałym, że część ludzi pławi się w luksusie materialnym, a część w jego zaprzeczeniu.
Wasze religie miały być ostoją Waszego rozwoju duchowego, ale historia Waszego gatunku wskazuje, jak wiele wojen i nienawiści zostało przez nie spowodowane. Nawet teraz, zaczynając nową wojnę, kapłani obu walczących stron modlą się do tego samego Boga, by błogosławił ich kraje i jednocześnie eksterminował przeciwne. Zresztą ustanowiliście absolutny rekord w Galaktyce pod względem okrucieństwa w stosunku do swego gatunku, Waszych dzieci i Mniejszych Braci - zwierząt, które wraz z Wami żyją na Waszej planecie. Pod tym względem zwierzęta są o wiele wyżej ewolucyjnie od Was - one walczą tylko o przetrwanie, ale nie w obrębie własnego gatunku, jak to czynią tzw. istoty rozumne...
W różnych okresach Waszej historii przybywaliśmy na Waszą planetę i zostawiliśmy kilku naszych z Wami, a to w celu asystowania Wam w zbliżaniu się do etapu Człowieka Galaktycznego - Homo sapiens galacticus - pozostało po nas wiele śladów, możecie je znaleźć w Indiach, Babilonii, Egipcie, Peru, Meksyku, Chinach, Tybecie. [...][1]
Pracujecie posługując się zaledwie częścią Waszych umysłowych możliwości. Używacie tylko pięciu metod percepcji otoczenia podczas, kiedy inne pozostają w uśpieniu - podobnie, jak nieużywane mięśnie pozostają w permanentnej atrofii. Wielu z was mogłoby być telepatami, jasnowidzami, telekinetykami, itd. itp. - gdyby nie to, że żyjecie w najbardziej głupio zorganizowanym świecie, ograniczonym restrykcjami i ogranicznikami pseudo-moralnymi, zdani na normalne pięć zmysłów: wzrok, słuch, węch, dotyk i smak. [...]
I pomimo tego, co tu powiedziałem na Wasz temat, mocno wierzę w to, że Ziemia będzie mogła zająć miejsce jako pełnoprawny członek Galaktycznej Wspólnoty Istot Rozumnych, której członkowie będą mogli odwiedzać siebie nawzajem.
A jak na razie, to nie życzymy sobie mieszania się w nasze sprawy. Już dawno przybyliśmy do Was - patrzymy na Was i obserwujemy. Czekamy od długiego czasu z niewyczerpanym zapasem cierpliwości - a czasu mamy wiele - całą Wieczność. My możemy czekać - Wy nie bardzo... Wasz świat ma naruszona równowagę, której zachwianie zbliża do Was apokaliptyczny Dzień Sądu Ostatecznego.
Jednak szczerze mówiąc, nie musi się to stać. Wystarczy zmienić tylko pewne zaskorupiałe zasady, bo czasu mało, a działania są potrzebne - wręcz niezbędne. Wybór należy tylko do W a s ...
ROZDZIAŁ I - Wszyscy jesteśmy Kosmitami.
Każdy z nas, mieszkańców planety Ziemia jest Kosmitą. Mieszkamy na małej, nieznacznej skałce, okrążającej trzeciorzędne słoneczko, które wygląda jak miliony innych gwiazd w naszej Galaktyce[2] Drogi Mlecznej. A nasza Galaktyka jest jedną z milionów we Wszechświecie.
Nasz naturalny statek kosmiczny zwany Ziemią porusza się po dość regularnej orbicie z prędkością ok. 30 km/s - tak, że możemy o sobie mówić Ludzie Przestrzeni Kosmicznej. To jest oczywiste, ale ilu z nas sobie zdaje z tego sprawę? Gdybyśmy wcześniej o tym myśleli, to sądzę, że rozszerzyłby się nasz punkt widzenia do wymiaru być może kosmicznego ponad naszymi przyziemnymi sprawami...
Amerykański astronom - dr Harlow Shapley, dyrektor Obserwatorium Radioastronomicznego w Jodrell Bank - sir Bernard Lovell oraz były profesor katedry astronomii Uniwersytetu w Cambridge sir Fred Hoyle zgodnie orzekli, że w Galaktyce istnieją miliony zamieszkałych planet. A kto wie, czy nie są one powiązane ze sobą kontaktami interpersonalnymi i to o charakterze permanentnym?
W tej pracy będziemy rozważać hipotezę o pozaziemskim, czy nawet pozakontinualnym pochodzeniu UFO - Niezidentyfikowanych Obiektów Latających[3], a także pewnych incydentów z ich udziałem. Jestem pewien, że w jakiś dzień nawiążemy łączność z inteligentnymi Istotami z naszego Universum.
Dnia 21 lipca 1969 roku, o godzinie 03:56 GMT, amerykański astronauta Neil Armstrong stanął na Księżycu, a w chwilę później Edwin „Buzz” Aldrin. Armstrong powiedział wtedy: To mały krok człowieka, ale wielki krok Ludzkości! Ludzkości w swym rozwoju...
ROZDZIAŁ II - Genetyczne ogniwo.
Mamy także inny powód do nazwania siebie Ludźmi Kosmosu. W księdze „The Stanzas of Dzyan” mówi się, że miliony lat temu promieniujące światłem Istoty wylądowały na Ziemi swym lśniącym statkiem kosmicznym.[4] Podobnie święta księga Indian Quiche-Maya[5] „Popol-Vuh” mówi o kilku próbach stworzenia ludzi przez bogów.[6] Także wydarzenia opisane w pierwszej księdze „Starego Testamentu” - „Genezis”[7] - nawiązuje do tego, co miało miejsce około 4.000.000 lat temu, gdy po Ziemi hasały sobie małpoludy, których móżdżkach nie zaświtała jeszcze iskierka Rozumu. To, co opisano w „Genezis” wydarzyło się wcześniej, nim człowiek stał się istotą myślącą.[8]
W swej wcześniejszej książce opisuję, jak bogowie wyprodukowali i to z sukcesem, w drodze fizyczno-chemicznej interwencji w zwierzęcy organizm Praczłowieka, istoty stworzone w celu pilnowania ich ogrodu Eden.[9] Istoty te wyprowadzono potem z Raju, a to dlatego, że nadmiernie się rozwinęły i zaczęły przypominać prawdziwego człowieka (czytaj: bogów) w oczach Jehowy[10]:
Po czym Bóg rzekł: >>Oto człowiek stał się taki, jak My: zna Dobro i Zło. Niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać także owoc z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki<<.
Rdz 3,22
Tak też humanoid nowego typu, który dzięki eksperymentom bogów posiadł Rozum został osadzony na Ziemi - skąd został wzięty.
Powyższa spekulacja myślowa zakładająca fizyko-chemiczną istot wyższych w organizmy gatunku Homo może wyjaśnić nagłe pojawienie się na Ziemi człowieka z Cro-Magnon, co nastąpiło około 60-80 tys. lat temu. Był on ewolucyjnie bardziej zaawansowany, niż człowiek Neandertalski i stworzył on nową kulturę, mając do dyspozycji lepszy mózg i organizm bardziej dostosowany do otoczenia, niż wcześniejsze typy ludzkie.
Bogowie powracali czasem na Ziemię i mieszali się z tutejszą, wyrzuconą z Raju, ludnością - co znajduje odzwierciedlenie w mitach i religiach Chińczyków, Japończyków, Indian, Hindusów, Egipcjan, Greków, Skandynawów i Etrusków. Mieszanie się za sobą tych dwóch gwiezdnych ras tak opisano w „Księdze Rodzaju”:
A kiedy ludzie zaczęli mnożyć się na Ziemi, rodziły im się córki. Synowie Boga widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je za żony, wszystkie, jakie im się podobały.
Rdz 6,1-2
Wygląda na to, że od tysięcy lat Kosmici mieszają się z istotami rozumnymi, zamieszkałymi na naszej planecie. Najsłynniejszym przypadkiem jest opublikowany na łamach „Flying Saucers Review” incydent z młodym brazylijskim farmerem Antonio Villas-Boasem. Historie tą wałkowano w wielu numerach FSR, tak że ograniczę się tutaj do krótkiego streszczenia.[11]
Antonio Villas-Boas w czasie incydentu miał 23 lata. Mieszkał wtedy wraz z rodziną na farmie w pobliżu São Francisco de Sallas, w stanie Minas Gerais, na pograniczu ze stanem São Paulo w Brazylii. Historia ta zaczyna się nocą, dnia 5 października 1957 roku. Antonio zauważył jaśniejące srebrzystym blaskiem światło, które opadało w dół, ku jego farmie. Początkowo obserwował je sam, a potem wraz z bratem przez okno sypialni.
Następny incydent miał miejsce w nocy, 14 października, pomiędzy godzinami 21:30 a 22:00, kiedy Antonio wraz z ojcem orał pole. Nagle zauważyli oni bardzo jasne światło poruszające się wzdłuż pola.
15 października, Antonio orał pole samotnie. Dokładnie o godzinie 01:00 ujrzał on jasną „gwiazdę” na niebie, która rosła zbliżając się w jego kierunku. Zanim zdecydował się cokolwiek zrobić, NOL zawisł nad nim na wysokości około 50 m i oświetlił go silnym strumieniem światła. W chwile później NOL wylądował na ziemi, uprzednio wypuszczając trzy metalowe podpory. Antonio wyskoczył z traktora, w którym przestał pracować silnik
, i usiłował uciec z miejsca zdarzenia. Został on jednak ujęty przez pasażerów
NOL-a i dostarczony na jego pokład. Tam go rozebrano do naga i namaszczono jakimś smarowidłem, które jednak nie przypominało oliwy, oleju czy jakiegokolwiek tłuszczu. Potem pobrano mu próbki krwi z obu stron podbródka. Następnie pozostawiono go w pomieszczeniu bez żadnego umeblowania, poza czymś, co wyglądało jak kozetka. Antonio usiadł na niej stwierdzając, że jest ona całkiem miękka. W pewnym momencie poczuł dziwny, mdlący zapach, który spowodował dym wydostający się z małych, metalowych rurek w ścianie. Zapach stał się nie do zniesienia i Antonio dostał torsji. Po pewnym - prawdopodobnie dość długim czasie - do pokoju weszła kobieta, co jak zauważył Antonio z lekkim zaszokowaniem - również zupełnie naga. Jej włosy były jasne, niemal białe, a oczy niebieskie. Twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi i wąskie wargi. Pomimo pięknej budowy ciała, Antonio zauważył, że na plecach i ramionach miała piegi. Kobieta podnieciła go i odbyli stosunek płciowy. Gdy było już po wszystkim, kobieta wyszła z pomieszczenia, a istota zwróciła mu jego ubranie. Później pokazano mu wnętrze statku i wypuszczono na pole, a NOL odleciał w niebo.
O godzinie 05:30, Antonio uruchomił traktor i ze zdumieniem stwierdził, że silnik pracuje normalnie, jednocześnie zorientował się, że przebywał we wnętrzu NOL-a 4,5 godziny.
W 4 lata później, nocą dnia 6 października 1961 roku, młody Irlandczyk Eugene Browne wracał pieszo do domu z klubu jazzowego w Belfaście.[12] Kiedy znalazł się na przedmieściu, zauważył NOL-a, który przemieszczał się w jego kierunku. Naraz z NOL-a wystrzelił promień żółtego światła, który przybierając na sile przez 5 minut tańczył wokół Eugene'a, który z kolei poczuł wzbierające uczucie ociężałości i w końcu stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał to stwierdził, że leży na czymś w rodzaju stołu, w dziwnym pomieszczeniu, w którym nie było okien. Z podłogi wydobywało się niebieskie światło, które odbijało się od ścian. Próba podniesienia się ze stołu spełzła na niczym, bowiem Eugene'a unieruchomiono poprzez przymocowanie go metalowymi taśmami umocowującymi jego w pasie i biegnącymi do kwadratowego aparatu ponad nim. Podobna taśma trzymała jego głowę. W chwilę później zauważył czterech mężczyzn i dziewczynę stojących obok niego. Wydawali się być przyjaźnie usposobieni. Otaczała ich niebieska poświata. Najwyższy mężczyzna podszedł do Eugene'a. Miał on około 180 cm wzrostu i był ubrany w jednoczęściowy kombinezon. Uwalniając Eugene'a powiedział: Masz tu coś do zrobienia, podniósł go za ramiona i podprowadził do dziewczyny. Miała długie, jasne włosy, niebieskie oczy, wystające kości policzkowe i bardzo cienkie wargi. Jej skóra była bardzo gładka i piegowata. Ubrana była w taki sam kombinezon, jak reszta załogi. Eugene rychło zorientował się, że chce ona z nim odbyć stosunek seksualny. Początkowo odmówił, ale w końcu uległ. Eugene stwierdził, że wszyscy byli bardzo grzeczni i przyjacielsko nastawieni do niego. Dziewczyna powiedziała mu, że przybyli z innej galaktyki. A później znowu położono go na stole i założono taśmy na głowę i w talii, a potem powiedziano mu: To nie było nasze ostatnie spotkanie, jeszcze się zobaczymy. Przy pomocy żółtego promienia pozbawiono go przytomności. Obudził się leżąc w polu, około 1,6 km od miejsca porwania. Leżąc rozejrzał się i zobaczył statek Kosmitów, który stał na trzech „nogach”. W pewnym momencie podpory zaczęły cofać się w głąb kadłuba NOL-a i nagle wystartował on z przeraźliwym gwizdem i zamienił się rychło z świetlny punkt na nocnym niebie.
Jest jeszcze jeden punkt do wyjaśnienia, otóż dziewczyna powiedziała Eugene'owi, że Oni potrzebują nasienia, bowiem prowadzą ogólnoświatowy eksperyment.
Należy tutaj zauważyć, że obaj mężczyźni - Villas-Boas i Browne są zdrowymi, młodymi ludźmi. Niechętnie zwierzali się ze swych przeżyć. Ciekawe, ile podobnych incydentów wydarzyło się w ostatnich latach? To jednak pozostanie tajemnicą, podobnie jak odpowiedź na pytanie: do czego Im jest potrzebna sperma w naszych czasach?
Należy jeszcze wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt, otóż pomimo dobrego traktowania obu mężczyzn przez załogi NOL-i, obaj zostali zmuszeni do wejścia na ich pokład, poddani badaniom wbrew swej woli, co niestety nie wpływa dodatnio na ziemskie nastawienie do kontaktów z Nimi. Istnieją także pewne różnice pomiędzy Nimi - Kosmitami przybywającymi z innego świata. Są to pewne detale wymagające usilnej pracy myślowej i ostrożnego wnioskowania. Jednakże przyloty NOL-i powodują to, że w ogóle dostrzegamy inne problemy, bardziej konstruktywne, niż nasze przyziemne sprawy w tym Wieku Prania Mózgów.
ROZDIAŁ III - Potwór herezji.
Gwiazda α Ursa Minor, albo Gwiazda Polarna - Polaris - znajdująca się w ogonie Małej Niedźwiedzicy albo Małego Wozu, jest dobrze znana nawigatorom. Jednak nie zawsze była ona Gwiazdą Biegunową naszego świata. Związane to jest z precesją osi ziemskiej, której cykl trwa 26.800 lat. Około 4.500 lat temu, Gwiazdą Biegunową była α Draconis czyli Thuban w konstelacji Smoka - Draco, która pełniła tę funkcję przez około 30.000 lat. Obecnie Smok składa się ze słabiutkich gwiazdek o jasności rzędu +3...+4m, ale gdy Thuban był Gwiazdą Biegunową, to cały gwiazdozbiór był zapewne bardziej wyrazisty i z tego też względu kojarzył się ludziom z północnym kierunkiem geograficznym i północą w ogóle.[13]
Starożytni wierzyli w to, że ich bogowie przybywali właśnie z północy i byli znani jako Smoki czy Wężowi Ludzie, a to dlatego, że przybywali od strony konstelacji Smoka, a ich statki latające wyglądały, jak ogniste smoki na ciemnym tle nocnego nieba. Jak cały świat długi i szeroki, ludzie przyjęli symbolikę kosmiczną, która wyrażała się w formie słonecznego dysku, swastyki, węża czy też smoka. Dowodzi to tego, że kiedyś istniała ogólnoświatowa cywilizacja wyznająca kult solarny.[14]
Prof. Marcel F. Homet w swych znanych pracach wykazuje wiele podobieństw pomiędzy kulturami obu Ameryk, Afryki Północnej, Irlandii, Egiptu i in., a są to m.in. piramidy, budowle megalityczne, dyski słoneczne i inskrypcje na skałach.[15]
Słowo Atlantyda wyklęte jest przez konserwatywną większość uczonych, którzy wola opierać się na teorii dryfu kontynentów, jednakże obie te opinie - zarówno konserwatywna jak i nie-konserwatywna, połączone w jedną hipotezę mogą elegancko i prosto wyjaśnić sprawę pochodzenia wspólnego źródła wszystkich cywilizacji. Jest zbyt wiele podobieństw po obu stronach Atlantyku, tak więc nie można a priori wykluczać faktu istnienia Atlantydy z naszych rozważań.[16] Gdzież więc była owa Atlantyda?
„The National Geographic Magazine”[17] w 1968 roku ukazał swym czytelnikom wielką mapę Oceanu Atlantyckiego. Uwidoczniono na niej zwłaszcza ogromny grzbiet górski - największe pasmo górskie świata - rozciągające się na 18.000 km pod wodami oceanu. Jak można zauważyć, tylko nieliczne wyspy wystają ponad poziom wody. Są to m.in. Azory i są to być może pozostałości po Imperium Atlantydów.
Gdyby stopniały naraz lody obu Biegunów, to nasze największe miasta znalazłyby się pod falami morza.[18] Być może za parę tysięcy lat, gdyby rozbitkowie po takim kataklizmie stworzyli jakąś formę cywilizacji, ich uczeni stwierdziliby, że nigdy nie było zaawansowanej cywilizacji przed ich czasami. Tym niemniej pojawią się heretycy ich świata, którzy odkopią Statuę Wolności czy Kolumnę Nelsona. A i dzisiaj jest wielu naukowców, którzy są gotowi zgodzić się z faktem, iż 8.000 lat temu istniała na Ziemi zaawansowana - i to bardzo wysoko - cywilizacja naukowo-techniczna (CNT).
Jest niemal pewnym, że dawno temu seria katastrof położyła kres istniejącej CNT, po której pozostały jedynie mgliste, podawane z ojca na syna legendy o kontaktach ludzi z bogami - czytaj: Kosmitami. No i wznoszono sztuczne wzgórza o płaskich szczytach w różnych częściach świata, jak np. Silbury Hill w Avebury, Wiltshire, w celu zachęcenia bogów do zstąpienia na Ziemię.[19]
Po odlocie bogów, czy jak kto woli, Kosmitów kapłani przejęli władzę duchową i świecką nad ludźmi. Miało to miejsce na długo przed przybyciem chrześcijaństwa. Uprawiano wtedy kult solarny. Taką była właśnie starożytna wiedza Druidów utrzymująca się nawet po zajęciu Brytanii przez Rzymian. Najeźdźcy nie starali się utrzymywać dawnych tradycji i śladów dawnej cywilizacji. Wszystko, co przypominało kult Dragona, pogańską dawną religię wytępiono, zaś stare miejsca kultu solarnego, centra magnetyczne zamieniono w kościoły.
Jednakże antyczna wiedza nie została całkiem pogrzebana. Wielu ludzi wciąż na nowo odkrywało swe „nadludzkie” możliwości i uprawiało swe tajemne ceremonie w sekrecie, co w rezultacie dało swoiste „podziemie”. Ci, których łapano, byli torturowani i paleni na stosach jako heretycy, kacerze i czarownicy. Liderzy rządzącego establishmentu wiedzieli o istnieniu tej wiedzy tajemnej, podobnie jak ojcowie Kościoła. Wiele faktów im niewygodnych ukrywają watykańskie archiwa...
Od setek lat Kościół katolicki ma nieograniczoną władzę nad szarymi ludźmi, którzy płacą mu słono za zbawienie duszy. Taki stan rzeczy trwał przez całe Średniowiecze i część Odrodzenia. Każdy, kto odstawał od czegoś zwanego Wiarą Prawdziwą był palony na stosie jako heretyk, ciągany uprzednio po trybunałach Świętej Inkwizycji.[20]
W czasie rządów królowej Elżbiety I, wielki sir Walter Raleigh[21] odbywał nocne spotkania z najbardziej ekskluzywnymi i outsajderskimi towarzystwami ówczesnej Anglii. Należeli do nich m.in. Thomas Hariot - matematyk, astrolog dr John Dee[22] i Lawrence Keytms. Spotykano się zazwyczaj w opactwie Cerne, w pobliżu domu Raleigha w Sherborne, Dorsetshire. Zebrania te nazwano wkrótce „Szkołą Nocy” lub wręcz „Sabatem”. Dyskutowano na nich na różne tematy, jak: filozofia, astronomia, astrologia, matematyka, a być może i nauka okultystyczna Dragona. Samo Cerne znajduje się w pobliżu Cerne Giant - falloidalnego bożka, wyrzeźbionego przez Rzymian w kredzie, a który zachował się do dziś dnia. Całe to sąsiedztwo cieszyło się paskudną reputacją i plotkowano na zabój o tym, że sir Walter i jego towarzystwo zajmuje się wywoływaniem samego Szatana in persona!...
Członkowie „Szkoły Nocy” zostali postawieni przed sądem. Jednakże ich oskarżenie o ateizm zostało odrzucone tylko dlatego, że Anglia za czasów rządów elżbietańskich nie była pod wpływem Kościoła rzymsko-katolickiego. Mimo tego, że czasy były mroczne, a ludzie nieoświeceni, to właśnie wtedy rozpoczyna się kariera sztuk Shakespeare'a i Marlowe'a. dokonuje się odkryć geograficznych. A jednak dyskutując na pewne tematy należało być ostrożnym...
Człowiek Renesansu - Leonardo da Vinci - zwykł był używać zwierciadlanego pisma w celu zatajenia swych myśli przed niepowołanymi oczami. Wiele jego idei mogło obrócić się przeciwko niemu, bowiem sprzeciwiały się one dogmatom Kościoła, a i tak zarzucono wspólnictwo diabelskie w jego badaniach i wynalazkach oraz doświadczeniach. Na szczęście potrafił się obronić.
Nieco później Galileusz opublikował swe „Dialogo die due massimi sistemi del mondo”[23], której temat był rewolucyjny i obalał wszystkie utarte i przyjęte poglądy na budowę Wszechświata, bowiem oficjalnie przyjęte było, że to Ziemia jest centrum Wszechświata, a Słońce obiega ją raz na 24 godziny.[24] Galileusz udowodnił, że jest akurat odwrotnie. Książki Galileusza zostały publicznie spalone, a on sam zawleczony przed trybunał Inkwizycji, gdzie zmuszono go do odwołania wszystkiego i skazano na dożywotni areszt domowy.[25]
Ciekawym jest to, że przyczyną, dla której Henry Adams - przodek dwóch prezydentów USA noszących to samo nazwisko - musiał wyjechać za ocean do Nowej Anglii, był właśnie Potwór Herezji.[26] Uwidoczniono to na pomniku pamięci Henry'ego Adamsa, wzniesionego przez prezydenta Johna Adamsa w 1923 roku, w Quincy, MA, na tamtejszym cmentarzu. Inskrypcja głosi:
Pamięci Henry'ego Adamsa, który zbiegł przed oskarżeniem o przynależność do Dragona w Devonshire, w Anglii, i został spalony wraz z ośmioma synami na górze Wollaston.
Badacze ustalili, że emigrant Henry Adams był mieszkańcem Barton of St. David w Somerset, gdzie mieszkały także trzy pokolenia Adamsów. Adamsowie nie mieszkali nigdy w Devonshire, o czym mylnie informuje nas inskrypcja. Natomiast najbardziej intryguje nas fakt, że Henry Adams przybył z miasta o nazwie Sherborne! Widzicie zatem, jak tajemniczym jest Potwór Herezji!?[27]
Termin Potwór (Smok) Herezji używany jest przez Masonerię w York do określenia podstawowej filozofii wolnomularskiej, nauczanej w Skipton Castle, gdzie uprawia się stare nauki oraz nauki magiczne, które przywędrowały ze „Szkoły Nocy” w Sherborne.[28] Nauczenie obejmuje wszystkie przedmioty, które były nie do przyjęcia przez kler rzymskokatolicki i znaczny odłam klas rządzących, a więc wiedza okultystyczna, historia Smoczych Ludzi i staropogańskie obrzędy.[29]
Nasz współczesny establishment i lobby naukowe nie aprobuje wiary w Kosmitów czy NOL-e, a „konserwę” - czy jak kto woli - „beton” naukowy ogarnia obrzydzenie na samą myśl o Atlantydzie. Telepatia, prekognicja, itp. zjawiska spod znaku PSI są uważane w najlepszym przypadku, za naukowo opracowany humbug. Chociaż sfotografowano wielokrotnie Nessie[30], to wciąż nie przyznaje się jej prawa do istnienia, pomimo pozytywnej opinii rzeczoznawców z RAF.
W chwili obecnej ci, którzy wierzą w istnienie powyższych zjawisk i rzeczy są Potworami Herezji XX (i teraz XXI) wieku. Prawdą jest, że nie pali się ich na stosach i chociaż istnieje silna opozycja klas decydenckich popartych przez lobby konserwatywnych uczonych i duchownych, to w tym murze ignorancji i obojętności powoli pojawiają się szpary.
ROZDZIAŁ IV - Ponownie zamknięte drzwi.
Zjawisko NOL jest obserwowane na co dzień przez miliony ludzi.[31] Badania naukowe Instytutu Gallupa wykazały, że w USA obserwowały je 5 mln ludzi. Zadziwiające te pojazdy widziano także nad każdym krajem, każdym akwenem Wszechoceanu oraz regionami polarnymi, zwłaszcza od 1947 roku - przeto liczba ludzi, którzy je widzieli musi być astronomiczna!
Jak to usiłowałem wykazać w moich poprzednich pracach, obserwacje NOL-i zdarzają się nie tylko współcześnie, ale także w ciągu naszej całej pisanej historii. Szkoda, że pierwsze raporty na ten temat zaginęły w dawno zapomnianej Starożytności i są one dla nas nieosiągalne.
Poczynając od końca II Wojny Światowej, nasi Goście zintensyfikowali swoją aktywność na całym świecie. W 1947 roku, USAF stworzyły tzw. projekt o kryptonimie SIGN - „hasło”, w celu zbadania Latających Talerzy. Został on zamknięty w 1949 roku i zastąpiony przez następny projekt o kryptonimie GRUDGE - „niechęć” lub „uraza”. W 1951 roku, Edward J. Ruppelt utworzył kolejny program BLUE BOOK - „niebieska księga”, w którym pracował do września 1953 roku. Ten poważny oficer odniósł znaczny sukces w programie PROJECT COMMANDERS i to było powodem jego uczestnictwa w BLUE BOOK. Sam program BLUE BOOK został zamknięty w dniu 17 grudnia 1969 roku, krótko po opublikowaniu słynnego „Raportu Condona”.
Okazało się przy tym, że BLUE BOOK nie była aż tak doskonała, jak to się niektórym wydawało, podawane przez nią wypowiedzi były naciągane do naszego poziomu i stanu wiedzy, zaś wszystkie „wyjaśnienia” de facto nie wyjaśniają niczego... Obserwacje zakwalifikowane jako „wyjaśnione” tłumaczono jako zjawiska związane z planetą Wenus, inwersją temperatur, halo, żartami dowcipnisiów i mistyfikacjami wydrwigroszy i szarlatanów. Natomiast te, których nie wyjaśniono, spoczywają nadal odłożone ad acta i nic się nie robi w celu ich wyjaśnienia. Jeden z członków projektu stwierdził wręcz (aczkolwiek jego opinia była nieoficjalna i całkowicie prywatna), że coś w tym jest, ale nie leżało w jego interesie wyjaśnić to coś...
Doświadczeni piloci
wojskowi pasowali, kiedy przyszło do raportowania o dostrzeżeniu NOL-i. Przyjmowali zatem oni wyjaśnienia najprostsze: załamania światła, miraż, odbicie światła, itd. itp. Ci ludzie byli doskonale wyszkoleni, z wieloma tysiącami wylatanych godzin. Przecież wiedzieli oni, że np. planetę Wenus można obserwować tylko w określonym miejscu i czasie. Jak wielu było pilotów odmawiających pisania raportów i notatek do prasy, pozostanie tajemnicą, powiązana z polityką informacyjną USAF...
I nagle klimat zmienił się za sprawą bomby rzuconej przez jednego człowieka. Był nim dr J. Allen Hynek - znany i ceniony astrofizyk, dziekan wydziału astronomii i dyrektor Centrum Badań Astronomicznych w Northwestern University. Wybuch był znaczny, bowiem dr Allen Hynek był od 1947 roku był cywilnym konsultantem USAF i współzałożycielem projektu BLUE BOOK. Po długim okresie sceptycyzmu stwierdził, że pojawianie się NOL-i jest czymś, co należy dokładnie zbadać i odważnie postawił tę kwestię na forum Podkomisji ds. Sił Zbrojnych Kongresu USA. W konsekwencji tego ogłoszono, że Uniwersytet Kolorado wyasygnuje na 18 miesięcy kwotę w wysokości 125.000 GBP w celu kontynuowania studiów nad zjawiskiem NOL. Dr Edward U. Condon, słynny fizyk, został mianowany szefem zespołu naukowców rozpracowujących ten problem. W późniejszym okresie dotację tą powiększono do 200.000 GBP, zaś termin złożenia końcowego raportu przełożono na wrzesień 1968 roku.
W listopadzie 1967 roku ogłoszono, że gen. A. Stoliarow z Radzieckiego Lotnictwa Wojskowego będzie przewodniczył podobnej komisji, powołanej w celu zbadania tysięcy doniesień o NOL-ach z terenu ówczesnego Związku Radzieckiego.[32] Cywilnymi członkami komisji zostali tacy naukowcy, jak dyrektor naukowy Moskiewskiego Instytutu Lotnictwa dr Feliks Zigel. „Christian Science Monitor”[33] opublikował wyciąg z artykułu dr Zigela zamieszczonego w „Soviet Life”, w którym autor wręcz stwierdza, że tzw. Meteoryt Tunguski, który w roku 1908 zdewastował całe połacie tajgi, był niczym innym, jak UFO:
Uczeni radzieccy po wielu ustaleniach doszli do wniosku, że wszystkie parametry tej eksplozji są niemal identyczne z parametrami wybuchu jądrowego. Akademia Nauk ZSRR, a w szczególności studia Alieksieja Zołotowa udowadniają, że zjawisko to nie miało nic wspólnego z meteorytem czy kometą.[34]
Dr Zigel posunął się w swych rozważaniach tak daleko, że:
Wynika niezbicie, iż Meteoryt Tunguski wydaje się być sztucznym statkiem kosmicznym z innej planety - i dodaje - Po pierwsze - wybuch pozostawił ślady radioaktywności, i po drugie - ciało tunguskie przed wybuchem zatoczyło wielki łuk o promieniu 695 km, mówiąc krótko - >>to<< wykonywało manewry!
Londyńskie wydanie „Soviet Weekly”[35] wydrukowało artykuł pt. „Radzieccy uczeni badają NLO”[36], w którym pisze się m.in. o tym, że:
18 lipca, 4 września, 18 października i kilku innych dniach 1967 roku zaobserwowano wiele NLO nad południowymi republikami ZSRR, co potwierdziły obserwatoria astronomiczne z rejonu Kisłowodska i Kazania, a także wiele osób prywatnych. Cytuje się także wypowiedź dr Zigela: Cała ilość zaobserwowanych nad ZSRR NLO, ich kształty i formy, została sklasyfikowana tak, jak to zrobiono na Zachodzie, a szczególnie w USA. Nie od rzeczy byłoby tu przypomnieć, że problem NLO ma charakter globalny, tak więc wzywamy do globalnych badań.
I nagle po tak intrygującym przejawie aktywności Latających Spodków nad ZSRR, zapadła tam żelazna kurtyna. Wszechmogąca AN ZSRR w swym raporcie zdementowała istnienie NLO, klasyfikując je jako mit. Co oznacza passus, że: Gdyby latające talerze istniały, to naukowcy bez wątpienia wiedzieliby o nich!”???...[37]
Takie i temu podobne działania zatrzymały wszelki postęp w dochodzeniach. Żaden z szanujących się radzieckich naukowców nie sprzeciwił się orzeczeniu AN ZSRR. Jednakże i na szczęście, ta żelazna kurtyna nie zapadła zbyt wcześnie dla naukowców na zachodzie, stąd wiemy, że Związek Radziecki też miał swoją porcję wizyt Kosmitów. W międzyczasie telewizja BBC nakręciła przy pomocy zespołu specjalistów dr Condona film poświęcony badaniom NOL-i, którego narratorem i komentatorem jest dr Stephen Black.
Jak zapamiętaliśmy, początkowo bronią kompetentnych organów użytą przeciwko NOL-om było zniechęcenie i ignorowanie ufozjawiska. I rzeczywiście, profesor katedry meteorologii Uniwersytetu Arizona i pracownik Instytutu Badań Atmosfery w Phoenix - dr James McDonald inspekcjonujący BLUE BOOK ujawnił zdumiewający fakt, a mianowicie to, że Centralna Agencja Wywiadowcza Stanów Zjednoczonych - osławiona CIA - zainicjowała program utajnienia w s z y s t k i c h informacji o NOL-ach i to już we wczesnych latach 50.![38] Można by zapytać, dlaczego klasy rządzące trzymają nas z dala od prawdy?[39]
Na szczęście NOL-e pokazują się wciąż na niebie, a ludzie wciąż je obserwują mimo tego, że władze wciąż temu zaprzeczają lub twierdzą, że piloci mieli przed oczami balony meteorologiczne lub mroczki.[40] Oczywistą intencją władz jest uznanie takiego osobnika za jednostkę psychicznie niezrównoważoną. Czyżbyśmy zatem wysyłali w powietrze wariatów???
9 maja 1968 roku, BBC wyemitowała film dokumentalny pt. „Flying Saucers and the People, Who Seen Them”. Ten 75-minutowy film okazał się być bardzo logicznym i sensownym (chociaż wielu ludzi tak nie myślało), i zawierał wiele ciekawych informacji. Najbardziej pamiętnym był spokojny głos jednego z najstarszych pilotów BOAS - kpt. pil. Jamesa Howarda, opisującego widzianego przez siebie, załogę i pasażerów stratolinera Centaurus NOL-a nad południowym Atlantykiem. Najbardziej zapamiętali oni poczucie straty, kiedy ów NOL znikł...
Dr Black sugerował, że w wielu wypadkach ludzie ulegali zbiorowej autosugestii lub brali za coś realnego przedmioty powstałe w ich wyobraźni, pod wpływem długotrwałego gapienia się na jasne światło przez dłuższy czas. Jakkolwiek by to nie było, głos i prezencja kpt. Howarda wraz z treścią jego wystąpienia będzie niezapomniane przez większość oglądających ich telewidzów.
14 maja 1968 roku, w wydaniu magazynu „Look” ukazał się sensacyjny artykuł, który zaszokował zarówno entuzjastów, jak i zwykłych czytelników. Zatytułowany on był „Flying Saucers Fiasco”, a jego autorem był John G. Fuller. Artykuł głosił, że komisja dr Condona rozpadła się w szwach. Incydenty rozpoczęły się od zdymisjonowania dwóch naukowców ze sztabu Komisji oraz rezygnacji administratora. Raport finalny ujrzał światło dzienne w styczniu 1969 roku i liczył blisko 1.500 stron. Jego autorzy z tępą emfazą i niebotyczną pewnością siebie głosili wszem i wobec, że nigdy nie było, nie ma i nie będzie Latających Talerzy oraz że wszystkie doniesienia w tej sprawie dotyczą zwyczajnych samolotów, balonów, satelitów, naturalnych zjawisk, jak np. meteory, formacje chmur - np. Cirrocumulus lenticularia[41] i oczywiście - a jakżeby inaczej! - planety Wenus![42]
I znów zamknięto drzwi dla naukowego i paranaukowego dociekania natury NOL-i. Dr Hynek[43] utracił wszelką nadzieję - podobnie jak wielu innych uczonych - na międzynarodową współpracę w toczącym się śledztwie.[44]
Wygląda zatem na to, że to my, XX-wieczne Potwory Herezji musimy podjąć i kontynuować walkę, tak jak to onegdaj w mrokach Średniowiecza. Samotnie jak zawsze - jest jednak małe „ale” - bowiem ci, którzy wiedzą o istnieniu Kosmitów, nigdy nie pozostają samotni...
ROZDZIAŁ V - Talerzowa mozaika.
Wielu znanych pisarzy zajmujących się tematyką UFO deklaruje pogląd, że od roku 1947 nie dowiedzieliśmy się niczego o Nich. Jednakże fakty nie stoją w zgodzie z tym oświadczeniem.
John Keel w artykule pt. „A New Approach to UFO Witnesses” zamieszczonym we „Flying Saucers Review” broni tezy o prawdziwości relacji świadków zebranych przez badaczy od 1947 roku.[45] Powyższy artykuł sprowokował innego pisarza i badacza ufozjawiska, a zarazem członka organizacji APRO - Dona Worley'a do zamieszczenia swego listu w FSR, w którym m.in. stwierdza, że ... pan Keel i jego pogląd jest p[oprawny w twierdzeniu, że potrzebne są bardzo intensywne i wszechstronne badania prawdomówności świadków i ich zeznań, które są tak ważne w rozwiązywaniu tej kwestii, w obliczu której stanęliśmy. I dalej - Nie jest błędem robienie obróbki danych uzyskanych przez ufologów w przeszłości.[46] Zgadzamy się z tym całkowicie, bo nie można wyrzucić tego ogromu pracy na śmietnik - byłoby to marnotrawstwo cennego materiału. Naturalnie dziękujemy Keelowi za proponowanie nowych metod badawczych, które mogą wnieść wiele informacji.
Przed naszymi oczami mamy fascynujący obraz, stopniowo przybierający kształt kolorowej mozaiki, układanki. Wielokolorowego puzzla. Kto wie, czy bogowie czasem nie domyślili się, że ludzie lubią rozwiązywać zagadki... Czasami ktoś w genialnym przebłysku intuicji dopasowuje do siebie dwie części układanki otrzymując jedną i tak rodzi się postęp. A teraz wyliczę fakty, które najczęściej się powtarzają, a których istnienie udowodniono w sposób oczywisty i bezsporny. Przedstawię je w postaci krótkich haseł:
v Aspekt historyczny: pierwszym faktem, który ujrzał światło dzienne jest fakt, iż ufozjawisko nie jest nowym - w sensie historycznym - fenomenem. NOL-e były zawsze. Desmond Leslie, dr M. K. Jessup, Arthur Constance, Paul Thomas i W. Raymond Drake poczynili drobiazgowe badania w tym aspekcie, a ich wyniki możecie przeczytać w wydanych przez nich książkach.[47]
v Systematyka UFO: Latające Talerze są jak kobiety! Tak jak one mają wiele kształtów i rozmiarów. Tak jak one są piękne, fascynujące i tajemnicze - i zawsze nieprzewidywalne - te słowa napisałem 15 lat temu i nadal są one aktualne, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy umieściłem je na papierze. Porównanie raportów o NOL-ach pozwoliło na dokonanie odkrycia, że wśród wielu kształtów i rozmiarów istnieją dwa najbardziej dominujące: DYSK i CYGARO. Ich możliwości manewrowania w powietrzu są o wiele lepsze, niż naszych maszyn latających. Poruszają się one z przeraźliwymi przyśpieszeniami rzędu tysięcy „g” często zmieniając kolor i kierunek lotu.[48]
v Efekty magneto-elektryczne: Jak wiadomo, wokół NOL-i rozpościera się otoczka bardzo silnego pola magnetycznego. Jest ono w stanie unieruchomić silniki elektryczne i spalinowe, ma także wpływ na odbiorniki radiowe i TV.[49] NOL-e pomawia się także o „wielkie zaciemnienie” Nowego Jorku i północnych stanów USA w 1965 roku, bowiem w tym czasie zaobserwowano pojawienie się wielkiego NOL-a nad elektrownia Niagara Falls. Podobne black-out'y przeżyły także i inne kraje i wiele osób meldowało o obserwacjach NOL-i w czasie ich trwania[50].[51]
v Obserwacje radarowe: Setki incydentów z NOL-ami śledzono na ekranach radiolokatorów, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu.[52] Jednym z najbardziej znanych przypadków tego typu obserwacji jest masowy „zlot” wielu NOL-i nad waszyngtońskimi lotniskami cywilnymi i wojskowymi, co obserwowano z Andrews Air Force Base[53] w nocy 19/20.07.1952 r.[54] oraz 26/27.07.1952 r.[55].[56]
v Tendencje do koncentracji: Głównymi miejscami „zlotów” NOL-i są linie uskoków w skorupie ziemskiej. W artykule pt. „UFOs and Fault Lines” zamieszczonym w FSR, jego autor F. Lagarde stwierdza, że większość obserwacji przeprowadzonych przez ekipę badawczą francuskiego czasopisma „Lumiéres dans la Nuit”, czyli 40% pochodzi z terenów, gdzie znajdują się uskoki tektoniczne bądź uskoki transformujące.[57] Kolejnymi punktami koncentracji NOL-i są: bazy wojskowe, zakłady energetyki jądrowej i silosy ICBM.[58] Istnieje cała masa doniesień o NOL-ach poruszających się nad wodami i w wodach Wszechoceanu[59].[60] Należy przy tym zauważyć, że zdecydowana większość uskoków tektonicznych i transformujących leży właśnie na dnie Wszechoceanu.[61] NOL-e obserwuje się również także ponad ruinami antycznych cywilizacji.
v Kraje, które wzbudzają zainteresowanie Przybyszów: Właściwie nie ma takiego kraju, nad którym nie obserwowano tego fenomenu. Najwięcej obserwacji NOL-i dokonano w obu Amerykach. Następnymi na liście są Australia i Nowa Zelandia, Południowa Afryka i Europa, co jest atoli kwestią do rozstrzygnięcia, bowiem proporcjonalnie, to właśnie Europa wysuwa się na czoło ilości obserwacji NOL-i na liczbę ludności, a to ze względu na duże zaludnienie na jednostkę powierzchni.[62]
v Megalityczne budowle i Ley-lines: Pisarz i badacz problemu NOL - John Michell zbadał systemy kamiennych kręgów i megalitów, stanowiących geometryczny obraz świata.[63] Systemy te wytrasowane olbrzymimi głazami, dolmenami, menhirami, kromlechami, itd. itp. wraz z kurhanami kamienno-ziemnymi zostały odkryte w latach 20. przez Alfreda Watkinsa. Swe odkrycie opisał on w swych dwóch książkach pt. „Early British Trackways” i „The Old Straight Track”.[64] Przed kilku laty domyślono się związku - i to znaczącego - pomiędzy NOL-ami a megalitami. Poza tym wszystkie budowle megalityczne powiązane są ze sobą nielogicznymi - z naszego punktu widzenia - ścieżkami, które nazwano Ley-lines lub po prostu Leysami.
W roku 1954, Aimé Michel rozwinął teorię orthotenii, którą wyjaśnił w swej pracy pt. „Flying Saucers and the Straight Lines Mystery”.[65] Michel nanosił obserwacje NOL-i na mapę, jak to czynili inni badacze, którzy jednak nie wykryli związku pomiędzy pokazywaniem się NOL-i, a terenem nad którym się one ukazywały i za radą swego przyjaciela Jeana Costeau podjął on obserwacje całodobowe. Ku swemu zdumieniu odkrył, że obserwacje te układały się w linie proste, a w miejscach skrzyżowań linii znajdowały się właśnie budowle megalityczne. Michel nazwał tą metodę badawczą orthotenią - od greckiego słowa: ωρθωτενεισ - co oznacza - wyciągnięty w linii prostej. W Anglii takim miejscem jest Warminster w Wiltshire, gdzie obserwowano wielką aktywność NOL-i. Podobnych odkryć dokonano także i na całym świecie, i tak np. w Chinach nie stawiano domów bez porady zawodowego radiestety, który bezbłędnie wyczuwał linie i centra magnetyczne pulsu Smoka powyżej powierzchni ziemi[66].[67]
Reasumując - od 1947 roku odkryto wiele zadziwiających faktów, które zaczynają pasować do swych miejsc w układance. Są to być może kluczowe kamyczki w naszej układance, pozwalające nam na zrozumienie całości tego puzzla. Wielu ludzi zaczyna używać swych uśpionych możliwości umysłowych i ponadzmysłowych w celu ułożenia tej układanki, i przyjdzie czas, gdy ich poglądy przestaną być straszakiem Potwora Herezji, a staną się Objawieniem Prawdy. Zrobiono wiele w celu udowodnienia, że nasz świat żył w harmonii z Kosmitami, i że kiedyś znowu będziemy żyć w twórczej współpracy z naszymi Kosmicznymi Braćmi. Tymi samymi, których ongi zwaliśmy Smokami czy Ludźmi Wężami.[68]
ROZDZIAŁ VI - Niewidzialne światy.
W pracy pt. „The Forgotten Heritage” rozważałem koncepcję istnienia niewidzialnych bądź niedostępnych nam światów. Uczeni akceptują taką możliwość i w swych rozważaniach powinniśmy i my wziąć ją pod uwagę. Załóżmy zatem, że NOL-e przenikają do nas z innego continuum czasoprzestrzennego.
Jak dotąd zanotowano wiele przypadków sfotografowania NOL-i, których wizerunki pojawiają się dopiero w czasie obróbki filmu, a które nie były widzialne dla fotografujących w momencie wykonywania zdjęcia. Jednym z takich niezwykłych przypadków jest sprawa pani W. F. Barnett, która wykonała zdjęcie niewidzialnego dla niej NOL-a z pokładu statku wycieczkowego na wodach skandynawskich w lipcu 1957 roku. Gdy statek s/s Stella Maria, na którym owa pani się znajdowała, przepływał w pobliżu brzegów Norwegii, wykonała ona zdjęcie fiordu. Po powrocie do USA wywołała zdjęcia, nie stosując jednak oryginalnej obróbki zalecanej przez Kodachrom. Ku jej zdumieniu, na negatywie poza obrazem fiordu znajdował się wizerunek NOL-a z „przerażającym snopem promieni” wydobywających się z niego. Pani Barnett zaklinała się potem, że nie widziała ani NOL-a, ani wiązki promieni w momencie robienia tego zdjęcia[69].[70] Drugim takim przypadkiem jest zrobione zdjęcie w lipcu 1966 roku, przez pana Templetona i jego córkę Elizabeth, którą sfotografował na tle westmorelandzkich łąk. Potem dał on film do wywołania miejscowemu aptekarzowi, i gdy go wywołano, to na jednym z kadrów odkryto wielką postać ludzką podobna do kosmonauty, który stał za Elizabeth. Zdjęcie to ukazało się w lokalnej prasie i dwóch wielkich magazynach. Przypadek ten był badany przez Ministerstwo Lotnictwa, ale wszystkie wyniki utajniono.[71] Wygląda więc na to, ze aparat fotograficzny jest w stanie uchwycić to, czego nie jest w stanie uchwycić ludzkie oko.[72]
Badacze rozważyli także użycie do zdjęć filmów uczulonych na podczerwień. Pionierem w tej dziedzinie stał się Trevor James, który opisał swe osiągnięcia w swej książce pt. „They Live in the Sky”.[73] Wiele zdjęć zrobionych przy pomocy ultraszybkich kamer na taśmie czułej na podczerwień, a wykonanych na pustyni Mojave zostało dołączonych do tej pracy. Autor przekonuje nas o tym, że nasz glob znajduje się - czy jest otoczony - jakąś specjalną auryczną kopertą[74], która jest pełna NOL-i, których jest ona źródłem i bazą. Są one oczywiście niewidzialne dla ludzi.
Naturalnie od razu nasuwa się pytanie, dlaczego Barnett i Templeton uzyskali zdjęcia niewidzialnych istot i ich statków bez użycia środków, którymi posługiwał się James. Odpowiedź zakłada, że obiekty te zostały utrwalone przez ich aparaty fotograficzne w momencie przechodzenia z naszego do innego continuum lub vice-versa tak, że sam moment przejścia można było uchwycić zwykłym aparatem fotograficznym przy użyciu zwykłego filmu.[75]
Drugim wytłumaczeniem niewidzialności innych światów może być fałszywość teorii Einsteina.[76] Zakładają one, że prędkość światła - c - jest największą z możliwych we Wszechświecie. Ivan T. Sanderson w swej znanej książce pt. „Uninvited Visitors” wskazuje na to, że Albert Einstein powiedział tylko, że prędkość światła jest progiem, na którym masa ciała, która jest większa od zera, wzrasta do nieskończoności.[77] Zresztą nawet gdyby pojazdy te poruszały się z v << c lub v ≈ c, to i tak pozostaną niewidzialne dla naszych oczu na tej samej zasadzie, na jakiej nie widzimy wystrzelonego pocisku karabinowego. Wszak struktura czasoprzestrzeni jest dla nas nadal niezrozumiała. Wyobraźmy sobie taki obraz:
Jesteśmy tutaj na naszej Ziemi wraz z Istotami, które istnieją od tysiącleci, a kto wie, czy nie były One zawsze? Nasze problemy, życie i śmierć Ich niewiele lub zgoła nic nie obchodzą. Tam, w Ich wszechświecie, wedle naszych mistyków, istnieją Istoty od tysięcy lat nie znające nieszczęść i innych naszych kłopotów, ponieważ Ich życie jest twórcze i harmonijne. Oczywiście są to Bóg i Aniołowie - o czym informuje nas „Biblia”.[78] Są tam także ludzie, którzy wyewoluowali duchowo o wiele bardziej, niż my, a także inni - mniej zaawansowani od nas, o czym później. Jeżeli Oni są bardziej rozwinięci od nas, to z pewnością posługują się czymś, co Sanderson nazywa transferem myśli i uczuć - IFT, co można nazwać zaawansowana telepatią, ergo możliwe jest, że dzięki IFT są Oni w stanie przenosić się poprzez wiele lat świetlnych w tzw. przestrzeni. Aktualnie jest to problem, nad którym łamią sobie głowy najwięksi specjaliści z NASA!
Powyższe bardziej pasuje do kiepskiej powieści science fiction, jednak musimy pamiętać, że te wszystkie zwariowane pomysły mogą być kiedyś zrealizowane.[79] W wielu przypadkach Prawda jest o wiele bardziej niezwykła od najniezwyklejszej, nierealnej Fantazji. Pewnego dnia my, lub nasi potomkowie, dokonamy takich odkryć, o jakich nie śniło się nam w najdzikszych snach!
ROZDZIAŁ VII - Przypadki materializacji.
Jak już tu nadmieniłem w poprzednim rozdziale, w ciągu ostatnich paru lat miało miejsce wiele dziwnych wypadków, pomimo tego, jak już zaznaczyłem, że dla wielu ludzi idea istnienia innych wszechświatów jest wciąż trudna do przyjęcia. Jednakże sprawy znajdują się w rękach badaczy, którzy chcą dowieść, że Istoty z tamtych wszechświatów są tak realne, jak my w naszym continuum. Wygląda bowiem na to, że Tamci wymyślili sposób manifestowania swej obecności w naszym Wszechświecie. Jak Oni to robią? Przypominam fakt, że najbardziej doświadczeni jogowie posiadają możliwość przenikania przez materialne zapory i ściany, jak i możliwość materializacji swej osoby na dużych odległościach. Im dłużej studiujemy zachowanie się NOL-i, tym bardziej nabieramy pewności, że obie te sprawy są ze sobą jakoś powiązane, co nie ulega raczej wątpliwości, choć cała sprawa wygląda wyjątkowo fantastycznie.
Wielu ufologów spotkało się z działalnością poltergeistów. Jest to fenomen z dziedziny zjawisk psi, który manifestuje się rozmaitymi efektami audiowizualnymi i nie tylko, bowiem poltergeist w większości wypadków wywiera negatywny wpływ na ludzi i przedmioty.[80] Powinniśmy jednak reagować na te zjawiska tak, jak na normalne zjawiska fizyczne, przyjmując za pewnik, że produkowane są one przez Istoty, których materia jest inaczej „uporządkowana”, niż nasza własna.
Ponad 10 lat temu, w Birmingham wydarzyła się seria incydentów, które w swej istocie były zbliżone do zdarzeń z udziałem NOL-i, jak i do manifestacji zjawisk typu poltergeist. Bohaterka tej historii jest pani Cynthia Appleton, którą wielokrotnie przesłuchiwali ufolodzy i dziennikarze. Rzecz miała miejsce w 1957 roku. W tym czasie, jako wydawca FSR przeprowadziłem wywiad z panią Appleton, który następnie opublikowałem na łamach FSR pt. „Birmingham Woman Meets Spacemen”. Przypadek ten opisał również wielebny William Cartmel, rektor uczelni w Aldridge, Staffordshire, który przeprowadził z nią dłuższy wywiad. Od siebie dodałem jedynie dwa pytania, dopasowując je do wypowiedzi pani Appleton w końcowym komentarzu.[81]
Poza tym wyraziłem podziękowania wielebnemu Cartmelowi za jego dokładny raport, który także zamieściłem w FSR. W świetle późniejszych wydarzeń historia pani Appleton jest czymś ważnym - a oto treść tego raportu:
Dwukrotnie w czasie 6 tygodni, 27-letnia pani Cynthia Aplleton zamieszkała przy Fentham Road, w dzielnicy Aston, została odwiedzona przez przybyszy z innej planety. Ma ona dwoje dzieci - Susan (3 lata) i Janet (1 rok). Jej mąż jest metalowcem. Poza wielebnym Cartmelem była ona indagowana przez wielebnego G. E. Tiley'a i Gawina Gibbonsa - wydawcę tego magazynu. Wszystkich zadziwiła jej inteligencja i obycie. Pierwszy kontakt miał miejsce w poniedziałek, dnia 18 listopada 1957 roku i miał on następujący przebieg:
Pani Appleton po lunchu położyła Susan do łóżeczka w jej pokoiku na pięterku. Janet znajdowała się we frontowym pokoiku na parterze. Gdzieś około godziny 15:00 - sądząc, że słyszy płacz dziecka - Cynthia zeszła do jej pokoiku, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. I nagle wyczuła instynktownie niebezpieczeństwo w powietrzu - to było coś takiego, jak przed uderzeniem pioruna. Wyjrzała za okno, by zobaczyć, czy coś się nie dzieje. I nagle... - w powietrzu zmaterializowała się postać człowieka stojącego na lewo od kominka, tak, >> jak ukazuje się obraz na ekranie włączonego telewizora<<. Oczywiście Cynthia przestraszyła się. Pomimo nierzeczywistości sytuacji opanowała się i zachowała spokój. Zauważyła także, że w czasie pojawienia się >>gościa<< rozległ się gwizd, jak przy regulowania odbiornika radiowego. Mężczyzna, który się pojawił, był wysoki i przystojny, ubrany w wysoko zapinany ubiór przypominający kolorowy skafander z elżbietańskim kołnierzem. Mimo tego, że jego usta się poruszały, Cynthia nie słyszała ani słowa. Być może usiłował się porozumieć mentalnie, telepatycznie[82]. Na podłodze leżało kilka gazet, które były zmięte przez zjawę. Gazety te później zabrał reporter >>Birmingham Evening Gazette<<. Natomiast zjawa na jej n i e w y p o w i e d z i a n e pytanie: >>Skąd przybywasz?<< odpowiedziała >>Z innego świata<<, ale nie wyjaśniła tego dokładnie.
>>Podobnie jak u was, panuje u nas Słońce. Musimy odwiedzać wasz świat, w celu osiągnięcia czegoś, co jest nam niezbędne. To jest na dnie morza.<< Pani Appleton powiedziała później, że tym czymś, czego szukali było >>titinium<<. Kiedy zapytała męża, cóż to być mogło owo >>titinium<< , w odpowiedzi usłyszała >>titanium<< - tytan, które to słowo znał będąc metalowcem. Na odchodnym przybysz-zjawa rzekł coś, co dokładnie zapamiętała: >>Zdejmujecie złą korę ze złego drzewa i robicie złą łódź. Koncentrujecie złe siły próbując iść w górę, a my to robimy tak...<< - i tutaj wykonał kolisty ruch oboma rękami, i nagle pomiędzy palcami ukazało się coś, co można było porównać do ekranu TV. Na nim można było zobaczyć statek kosmiczny. Był on kolisty ze szczytem podobnym do kopułki. Wewnątrz statku zobaczyła sylwetki ludzkie patrzące na nią. Zjawa oświadczyła, że Ziemianie nazywają to >>statkiem-matką<<, zaś Oni zwą to >>statkiem Pana<<. Z dolnej części statku-matki wylatywały mniejsze statki. Powiedział też, że Oni nie walczą ze sobą i żyją w harmonii i pokoju, poczym nadmienił, że wrócą tu w styczniu, ale dokładnej daty nie podał. Gdy zapytała go w jaki sposób opuści jej mieszkanie odparł, że >>nagle zniknie<<.
Wstrząśnięta wróciła do pokoju mając wrażenie większego doinformowania, niż inni ludzie, którzy nie przeżyli takiego doświadczenia. Z kolei Janet, której pierwsze urodziny były dzień wcześniej, miała jeden ząbek. Pod koniec tygodnia miała ich już sześć! Czy spowodowała to wizyta >>gościa<<?[83]
Drugie spotkanie miało miejsce w dniu 7 stycznia 1958 roku. Poprzedniego dnia Cynthia siedziała na niskiej pufie przed kominkiem i nagle odczuła zupełny >>black-out<< - straciła przytomność, jak po ciosie >>na punkt w czasie technicznego K.O.<< - mówiąc żargonem bokserów. Upadła do przodu, na szczęście nie w ogień. Po odzyskaniu przytomności czuła się słabo i była zdziwiona, gdyż nigdy w życiu nie doświadczała takich sensacji. Prawdopodobnie było to preludium do tego, co stało się następnego dnia.
Krytycznego wtorku, około godziny 14:15, Cynthia przebywała w tylnym pokoju, gdzie siedziała na pufie, plecami do ściany. I znowu usłyszała gwizd przypominający jej poprzednie spotkanie, po czym zmaterializowały się przed nią nie jedna, ale dwie postacie. Stały one przed nią, zasłaniając obrazek na ścianie. Postacie te zwrócone były do niej przodem i ukazały się tak, jak poprzedni gość: najpierw nieostry obraz, a potem jego kontury wyostrzyły się. Rozpoznała po prawej stronie gościa, który pojawił się u niej w listopadzie. Trudno jej było powiedzieć, po czym go rozpoznała, tak jak trudno Europejczykom jest rozpoznać ludzi innych ras. Obaj Przybysze byli wysocy - mieli po 180 cm wzrostu. Ubrani w stroje przypominające skafandry z kryzowymi kołnierzami. W wywiadzie Cynthia powiedziała: >>Nie można było spojrzeć poprzez nich, mimo tego, że mieli oni światło płynące z okien za sobą. Nie były to więc fantomy. Włosy pierwszego były ostrzyżone na pazia, natomiast włosy drugiego były krótsze i podwinięte nad uszami<<.[84]
Ku niebotycznemu zdumieniu Cynthii odezwali się do niej po angielsku z dziwnym akcentem, jak cudzoziemcy i ze śmieszną artykulacją. Jej pierwszy >>gość<< przedstawił drugiego, kto był z pewnością kimś bardziej szacownym i to on właśnie poprowadził dalszą rozmowę. Poinformowano ja o tym, że jej omdlenie było częścią operacji przygotowawczej, przeprowadzonej w celu >>nastawiania<, jej do kontaktu z nimi. Nie wyjaśnili, jak to zrobili. Interesowali się Oni wynikami pierwszego kontaktu i wypytywali o osoby, którym o nim opowiedziała. Potem powiedzieli, że przybyli z Ghanus Valn, wypowiadając to z niemiecka, i że jest to kraina na Wenus. Dlaczego pokazali się tylko jej, a nie innym ludziom? Ponieważ jest ona jedną z niewielu, którzy są w stanie odebrać Ich komunikaty mentalne. Mózgi innych ludzi nie są w stanie odbierać informacji drogą telepatyczną, jak jej mózg. Ludzie są tępi i prymitywni, nie mówiąc już o tym, że nie wierzą w istnienie innego świata. Mózg człowieka jest podobny do radiostacji i może nadawać oraz odbierać różne sygnały i tak naprawdę, to ludzie nie muszą używać środków technicznych do nawiązania ze sobą łączności.
Cynthia zapytała, czy może Ich dotknąć? Odpowiedzieli, że nie, bowiem może się to odbić na jej zdrowiu. >>To, co widzisz jest tylko naszą projekcją<< - oświadczyli. Zapytała Ich, czemu Oni nie szukają szerszego kontaktu z Ludzkością? Odpowiedzieli jej, że ujawnienie prawdy spowodowałoby wielką panikę. Kto może przewidzieć efekty takiego wydarzenia w tak podzielonym świecie, jak nasz? Potem zapytała, czy mogliby się spotkać z jej mężem? Odpowiedzieli, że nie, gdyż jego mózg nie jest w stanie nawiązać z Nimi kontaktu. Potem podziękowali za kontakt i wyrazili wdzięczność za spotkanie. Przybysz przekazał jej jeszcze jedną ciekawą informację: >>Ci, którzy mają sierp i młot (oczywiście ZSRR) udoskonalają broń promienistą (laserową???), która może dezintegrować materię bezbłyskowo i bezodłamkowo - nie tak, jak zwykła artyleria<<.[85] Powiedział także, że w bliskiej przyszłości zostanie tam przelane wiele krwi.[86] Ale uspokoił ją słowami: >>Nie martw się dziecko.<< Powiedział także, że nie odwiedzą jej więcej, a to ze względu na stan jej zdrowia. Następnie znikli, jak obraz telewizyjny po wyłączeniu odbiornika...
Pani Appleton w odpowiedzi na zadawane jej pytania stwierdziła, że nie bała się tak, jak w czasie pierwszej wizyty. Być może było tak dlatego, że spodziewała się jej, bo zapowiedziano jej to w czasie pierwszego spotkania. Jakie były późniejsze efekty tej wizyty? Cynthia czuła się ociężale i miała bóle głowy, ale nie był to wynik szoku czy stresu. Zapytana, czy czuła w czasie spotkania jakieś zapachy stwierdziła, że czuła istotnie zapach siarki. Podobny zapach, jaki czuje się przy wyładowaniach elektrycznych. Pani Appleton podupadła na zdrowiu po swym pierwszym kontakcie, ale poinformowano ją, że jej stan się poprawi i faktycznie poprawił się.[87]
Do jakich wniosków można dojść po tych obu przypadkach? Można zacząć od tego, że Appletonowie są ludźmi bardzo poważnymi. To uderzało każdego, kto przeprowadzał z nimi wywiady. Pan Appleton całkowicie uwierzył w relację swej żony, mimo braku świadków. Specjaliści zajmujący się tym przypadkiem zgodzili się, co do tego, że nie był to kontakt fizyczny, a „goście” w ogóle nie znajdowali się w mieszkaniu. Cóż to oznacza? Czy była to tylko ich projekcja?
Na naszej planecie używamy TV do przesyłania obrazu i dźwięku na odległość, natomiast ta bardziej technicznie zaawansowana rasa kosmiczna widocznie bardziej rozwinęła technikę przesyłania swych materialnych wizerunków w każdy dowolny punkt Kosmosu. Pani Appleton oświadczyła, ze nigdy w życiu nie interesowała się NOL-ami, nie posiada żadnych książek, czasopism, itd. dotyczących tego tematu. Jeżeli jest tak, jak to, oświadczyła, to nie ma co wątpić w prawdziwość jej relacji, jak również w oświadczenia innych osób.
Reasumując: 1. Znalezione ślady nadpaleń; 2. Ekran TV pomiędzy palcami „gościa”, co z kolei przypomina przypadek Orfea Angelucciego opisany w jego książce pt. „The Secrets of the Saucers”[88]; 3. Telepatia w czasie pierwszego spotkania i normalna rozmowa w czasie drugiego - wszystko to przypomina doświadczenia George'a Adamskiego.[89]
Powyższe wnioski opublikowano 17 lat temu w FSR. A teraz zajmiemy się drugim przypadkiem, który również możemy określić, jako fakt materializacji. Raport o tym otrzymałem od Geralda Lovella z Bristolu - St. George, a oto jego treść:
Świadkiem tego jest gospodyni domowa, która życzyła sobie pozostać anonimową, dlatego w dalszej części raportu będę ją nazywał panią B. Wydarzyło się to w 1965 roku, jednak dokładne daty nie są znane, wiadomo jedynie, że poza jednym wyjątkiem, wydarzenia te miały miejsce w poniedziałki. Tym wyjątkiem był pewien czwartek. Pani B. zazwyczaj zajmuje się kuchnią, której drzwi są zawsze otwarte. Pewnego dnia odczuła coś w rodzaju silnego wewnętrznego przymusu patrzenia na kanapę, znajdującą się vis-à-vis otwartych drzwi, i ku swemu zdumieniu ujrzała w nich wysoką postać mężczyzny. Po sekundzie postać ta znikła. Innego razu pani B. wchodząc do pokoju ujrzała wysoką postać mężczyzny, przy czym nie zarejestrowała momentu jego pojawienia się i zniknięcia. Miało to miejsce zawsze wtedy, kiedy jej spojrzenie było odwrócone.[90] Jej nieproszony gość po prostu patrzył na nią, nie próbując się odezwać czy poruszyć. Nie była ona w stanie określić wyrazu jego twarzy. Chociaż się nie uśmiechał, nie obawiała się swego >>gościa<<. Pani B. jest kimś przyziemnym. O przygodzie opowiedziała swemu mężowi, przy czym zasugerowała, że był to duch dawno zmarłej osoby - może jakiegoś lotnika. Nie stwierdziłem, by interesowała się kiedykolwiek NOL-ami. Rysopis >>gościa<< podany przez panią B. wygląda następująco: wzrost około 186 cm - nie licząc wielkiego bąblowatego hełmu, który nosił zawsze na głowie, gładkoskóry, przystojny, niebieskooki, policzki rumiane, nos ostry i wąski. Postać wysoka, barczysta. Ubrany był w szary metaliczny dwuczęściowy strój, dopasowany do ciała, z kryzowym kołnierzem. Przybysz był opasany 11-cm szerokości pasem o kolorze takim samym, jak reszta ubioru, z klamrą. Spodnie wpuszczone w wielkie, ciemne buty.[91] Przy każdym swym objawieniu >>gość<< stał zawsze w tym samym miejscu, zwrócony twarzą do drzwi kuchennych. Pojawił się on ogółem sześciokrotnie. Jego pojawienia kończyły się równie niespodziewanie, jak się zaczynały.
Ponadto Lovell powiedział mi, że od wielu lat zna świadka i ręczy za jego prawdomówność. Jest on pewien, że Przybysze badają w ten sposób reakcję świadka na fakt Ich pojawienia się w jego domu. Dodatkowo podał on własny punkt widzenia, według którego Obcy są czymś bardziej solidnym od zwykłego obrazu TV, ponieważ Ich postacie wyglądają bardzo realnie, trójwymiarowo i masywnie dla swych obserwatorów. Pozwala to sądzić, że takich wypadków zdarzyło się o wiele więcej, jednak ich świadkowie nie życzą sobie podawania czegokolwiek mediom.[92] To jest zupełnie niezrozumiałe, jeżeli bowiem rozważymy tą wzrastającą ilość „domowych” kontaktów i skorelujemy ją z wieloma raportami o innych formach działalności Obcych, zrelacjonowanych w ostatnim rozdziale, to zobaczymy, iż jest to po prostu jedna z faz jakiejś większej operacji. OPERACJI ZIEMIA.
Wydaje się, że przyjdzie dzień, w którym już nie zobaczymy Przybyszów manifestujących swą obecność na niebie, ale skupiających swą działalność na naziemnych kontaktach i badaniach.[93]
ROZDZIAŁ VIII - Blokady pamięci.
Zdumiewająca przygoda Betty i Barney'a Hillów przyciągnęła szeroką uwagę społeczeństwa po obu stronach Atlantyku. Pomimo tego, że przypadek ten ma ogromną literaturę, sądzę, iż nie od rzeczy byłoby przypomnieć go także i tutaj.[94]
Hillowie są mieszanym małżeństwem - Barney jest Murzynem, Betty jest biała kaukaskiego pochodzenia. 19 września 1966 roku oboje powracali z Kanady do swego miejsca zamieszkania w Portsmouth, NH. Naraz na wieczornym niebie zauważyli niezwykłą „gwiazdę”.
- To satelita - powiedział Barney, ale Betty była odmiennego zdania.
- Nie, to jest chyba coś bardziej niezwykłego - rzekła. Potem kilkakrotnie zatrzymywali się patrząc przez lornetkę na ten obiekt i wciąż spierając się o to, czym „to” jest. Naraz obiekt zaczął zniżać się i zbliżać do nich, nie wydając najmniejszego dźwięku. Przez lornetkę zobaczyli, że polśniewa on migocącymi światłami. Barney wysunął hipotezę, że jest to samolot pasażerski. Jednakże Betty zdumiało to, że miał on d w a rzędy oświetlonych okien.[95] Po dyskusji Barney wściekle zahamował, wyszedł z samochodu i spojrzał przez lornetkę. NOL powoli splanował na nich pod niewielkim katem, trochę powyżej trójwierzchołkowego wzgórza. Miał on kształt wielkiego dysku. Barney przeszedł szosę i wskoczył na pobliskie pole. Betty - wciąż siedząca w samochodzie - okrzyknęła go, ale nie zareagował. Barney wciąż patrząc przez lornetkę zauważył sześć Istot, które patrzyły nań przez okna pojazdu. Dysk podszedł do lądowania i wtedy Barney poczuł strach. Odwrócił się i z krzykiem pognał z powrotem do samochodu. Odjechali z dużą prędkością, a Betty powiedziała mu, że dysku już nie widać w tylnym oknie. Trochę później usłyszeli dziwny odgłos dobiegający z tyłu samochodu. Oboje poczuli nagłą senność. Dziwny, jakby „pingujący” głos pobudził ich do życia. Do domu dotarli o godzinie 05:00. już w domu stwierdzili, że na podbrzuszu Barney'a pojawiła się dziwna rana, zaś na tylnej masce samochodu jakieś dziwne znaki. Także buty Barney'a wyglądały dziwnie. Nie potrafili znaleźć odpowiedzi na pytanie, co wywołało te dziwne zmiany, a potem skonstatowali, że nie mogą sobie przypomnieć, co działo się z nimi w ciągu tych dwóch godzin na dystansie około 56 km. W parę dni po tym wydarzeniu, stan zdrowia Barney'a znacznie się pogorszył. Odwiedził on wielu lekarzy i w końcu trafił do dr Benjamina Simona - znanego neurochirurga. Dr Simon leczył ich hipnozą, wprawiając Hillów osobno w trans, no i prawda ujrzała wreszcie światło dzienne.
Po pierwszym „pingującym” głosie stanął silnik samochodu, po czym kilka Istot wprowadziło Hillów na pokład NOL-a, który stał już na ziemi. Tam rozdzielono ich i poddano badaniom lekarskim. Potem ponownie umieszczono ich w samochodzie, z pamięcią „zablokowaną” przez dowódcę NOL-a.
Historię tą przytoczyłem w gigantycznym skrócie, nie tylko w celu wzbudzenia czyjejś ciekawości sensacyjnością wydarzenia, ale także w celu unaocznienia faktu wyjścia na światło dzienne informacji o podobnych wypadkach. W maju 1968 roku, wydarzył się podobny przypadek, który dla ufologii może być tak samo ważny, jak przypadek Hillów.[96]
A to było tak: znany w Buenos Aires notariusz dr Geraldo Vidal udał się wraz z żoną na uroczystość rodzinną do Chascomus, które znajduje się w odległości około 120 km na północ od stolicy Argentyny. Gdzieś około północy Vidalowie opuścili przyjęcie i zdecydowali pojechać do domu swych krewnych mieszkających w Maipu, 150 km na południe od Chascomus. Vidalowie podążyli zatem za samochodem innych krewnych, którzy uczestniczyli w przyjęciu. Prowadzący dotarli do Maipu i zorientowali się po jakimś czasie, że Vidalów wciąż nie ma. Pojechali więc z powrotem do Chascomus w celu sprawdzenia, czy nie mieli oni jakiejś awarii czy wypadku. Nie stwierdzili niczego... Powrócili przeto do Maipu mocno podenerwowani.
Około 48 godzin po opisywanych wydarzeniach, przyjaciele Vidalów, niejacy pp. Rapallini otrzymali telefon z konsulatu argentyńskiego w... Meksyku - czyli z miejsca oddalonego o prawie 6.000 km! Telefonującym był sam... dr Vidal, który powiadomił przyjaciół, że są cali i zdrowi i powracają do Buenos Aires. Mimo tego pani Vidal została przewieziona z lotniska Buenos Aires - Ezeiza International do kliniki, bowiem znajdowała się w stanie szoku, zaś pan Vidal opowiedział nieprawdopodobną historię.
Opowiedział on tedy, że w pewnym momencie jadąc za samochodem swych przyjaciół po opuszczeniu przedmieść Chascomus wpadli w coś, co nazwali nagłą gęstą mgłą.[97] I od tego momentu - podobnie jak w przypadku Hillów - nie jest w stanie wyjaśnić, co się z nimi stało w czasie tych 48 godzin swego życia. Gdy wrócili do przytomności, to stwierdzili, ze stoją na poboczu drogi w zupełnie im nieznanej okolicy. Nie byli ranni, ale odczuwali bóle w karku i uczucie senności pozostające przez wiele godzin. Kolejnym dziwnym faktem był spalony lakier samochodu. Jest to o tyle ciekawe, że wiąże się z innymi tego rodzaju fenomenami spowodowanymi właśnie przez bliskość NOL-i.
W książce „Sky People” zacytowałem fragment artykułu z FSR, który wydaje się być tu jak najbardziej na miejscu, a oto jego treść[98]:
Załoga statku m/t Ella Hewett, znajdującego się na NE od wyspy Man, zauważyła NOL-a. Bosman Hugh Smith opisał go następująco:
>>... ogromny świetlik okrążył statek. Nie było żadnej wibracji, eksplozji - w samej rzeczy - niczego nadzwyczajnego.<< Kapitan trawlera Fred Sutton jednak nadał z Atlantyku następujący radiogram: >>Przydarzyło się nam w nocy coś dziwnego. Znikła cała farba, którą pomalowaliśmy mostek. Farba była zanim położyłem się spać, a rano pozostała jedynie czerwona minia.<< Następnego dnia armator Hewett Fishing Co. Ltd. przyjął następny radiogram o następującej treści: >>Wszystko wróciło do normy, biała farba znów wróciła na mostek.<< (!!!)
W tej samej książce zrelacjonowałem podobny wypadek, który miał miejsce w Norwegii, w 1956 roku. Jest to artykuł napisany przez Carla Olsena dla FSR. Bohaterem wydarzenia jest malarz Trygve Jansen, który wracał samochodem do swego domu z Oslo do Ski. Jadąc wzdłuż jeziora Gjersjøn zauważył on, że jest śledzony przez NOL-a. Gdy Jansen wrócił do domu, to żona zapytała go, czy kupił nowy samochód?
- Nie - odpowiedział - a dlaczego tak myślisz?
- No to popatrz - powiedziała żona pokazując mu na wóz. Ku swemu zdumieniu stwierdził, że lakier zmienił kolor z beżowego na jasnozielony! Tą zmianę potwierdziło także kilku świadków, zanim Jansen czy pani Bufot, która z nim podróżowała z Oslo, opowiedzieli o swej przygodzie z NOL-em. I co najciekawsze - następnego dnia wóz powrócił do swego dawnego koloru.[99]
A teraz powróćmy jeszcze do sprawy Vidalów. Stwierdzili oni, że poza utratą lakieru ich samochód był w porządku. Gdy zapytali miejscowych ludzi, gdzie się znajdują, ze zdumieniem usłyszeli, że są w Meksyku! Natomiast ich zegarki zatrzymały się - stały! Jest to wspólny fenomen dla wszystkich Bliskich Spotkań z NOL-ami. Jakoś Vidalom udało się ustalić, że przez 48 godzin byli nieobecni w Argentynie. Udali się przeto do konsulatu argentyńskiego w Ciudad Mexico i stamtąd zatelefonowali do swych przyjaciół w Maipu. Ich samochód, peugeot 403 został wysłany do USA, w celu przeprowadzenia badań w jednym z tamtejszych laboratoriów, zaś Vidalom wypłacono odszkodowanie. Jednocześnie mówi się, że konsul argentyński w Meksyku - Rafael Lopez Pellegrini poprosił Vidalów o zachowanie milczenia na temat tej afery.[100] Ciekawe, czy Vidalowie zgodzą się na podobną hipnoterapię, jak uczynili to Hillowie? Jeżeli tak, to ich zeznania mogą być niezwykle cenne dla ufologii. Niewątpliwie sprawa Vidalów jest najciekawszą, jaka ujrzała światło dzienne.[101]
I cóż z tego wynika? Czy były to Istoty z tego samego rodzaju, które badały Villas-Boasa czy Browne'a? podsumujmy wszystkie cechy wspólne tych czterech kontaktów:
1. Wszystkie te osoby były badane pod przymusem. Słowo „przymus” użyte zostało dlatego, że ani Villas-Boas, Browne, Hillowie i Vidalowie nie weszli na pokład NOL-a z własnej woli.
2. Nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń i wszyscy powrócili na Ziemię. Według mojej opinii nie były to Istoty, które utożsamiamy z Kosmitami. Nie pasuje do Nich porywanie i badanie ludzi wbrew ich woli. Z drugiej jednak strony, Istoty, które pokazywały się pani B. czy pani Appleton, a potem Adamskiemu oraz innym kontaktowcom, jak: Howard Menger, Truman Bethurum i Daniel Fry, stoją być może wyżej w skali duchowego rozwoju.[102]
Mamy więc wielu gości przybywających do nas z kilku światów i to nas zmusza do zachowania ostrożności. Tak jak matka ma zwyczaj mówić swej córce: Nie rozmawiaj z nieznajomymi, tak „Biblia” przestrzega nas przed tym mówiąc: Niech miłość braterska trwa, lecz nie zapominajcie przyjmując gości - przyjmujcie tylko tych Aniołów, których znacie. A może odpowiedź leży w innym wersecie brzmiącym: ...a rozpoznacie ich po owocach. Czyżby więc Ziemia była miejscem kosmicznych randez-vous obcych cywilizacji, albo punktem strategicznym w skali... całego Wszechświata???[103]
ROZDZIAŁ IX - MiB: Ludzie w Czerni
Na bazie poprzednich rozdziałów możemy stwierdzić, że NOL-e są przyjacielskie, nieprzyjazne, obojętne, albo stanowią mieszaninę tych cech. Używając przenośni można powiedzieć, że kocioł ten jest jeszcze wciąż jednym wielkim materiałem wybuchowym, zaś tajemniczy MiB[104] pozwalają sobie na „wyciszanie” ludzi, którzy widzieli coś, co było im zabronione.
Popatrzmy na tą sytuację i wczujmy się w jej dziwność. Dorośli w dzieciństwie bawili się w Indian i kowbojów, policjantów i złodziei. Nastolatki łączyły się w bandy i gangi nawzajem się zwalczające. Istoty myślące - siebie tu mamy na myśli - lubią atmosferę tajemniczości i grozy znajdując przyjemność w identyfikowaniu się z agentami i detektywami. Stąd fenomenalne powodzenia filmów o nieustraszonym agencie Jej Królewskiej Mości o numerze 007 Jamesie Bondzie i jemu podobnych herosach „cichego frontu” Zimnej Wojny, stąd także szalone powodzenie filmów z gatunku horror, weird i thriller stories... Patrząc na tą sprawę przez taki pryzmat rozumiemy, jak bardzo prawdziwe jest to stwierdzenie. Swoja drogą młodzi ludzie naczytawszy się historii o „uciszaniu” ufologów, wyobrażają sobie niestworzone rzeczy i opowiadają różne brednie o nocnych telefonach i innych tego typu sensacjach. Pragnienie wzięcia udziału w zabawie w lepszych i gorszych może być nieprzezwyciężone. Tak więc aktywność Ludzi w Czerni bierze się z takiej głupiej naiwności ludzi o wybujałej, a czasem wręcz chorej wyobraźni.
A jednak...
A jednak pomimo powyższego stwierdzenia należy przyznać, że bardzo realną kwestią jest faktyczne istnienie Ludzi w Czerni oraz ich prawdziwa działalność na tej planecie. We wszystkich swoich publikacjach zawsze podkreślałem, że Kosmici są nastawieni przyjacielsko do Ludzkości, i wciąż z całą mocą to akcentuję. Tymczasem jednak rozpatrzmy pierwszy przypadek związany z działalnością MiB.
We wrześniu 1953 roku, Albert K. Bender - przewodniczący International Flying Saucer Bureau został odwiedzony w swym domu w Bridgeport, CN, przez trzech ubranych na czarno osobników. Bender właśnie ogłosił, że w następnym wydaniu jego magazynu „Space Review” zostanie wydrukowany artykuł na temat Latających Spodków i ich sekretowi.[105] Ludzie w czerni mieli przy sobie ten artykuł i solidnie nastraszyli Bendera, że ten ostatni już nigdy nie wziął udziału w żadnym stowarzyszeniu badającym NOL-e.[106]
Tymczasem w dalekiej Australii, Ludzie w Czerni posunęli się do terroryzmu. Pewnego dnia przewodniczący Australian Flying Saucer Bureau Edgar Jarrod został obudzony przeraźliwym hałasem. Gdy wyszedł przed dom, nie zauważył niczego niezwykłego, ale za to został obezwładniony falą duszącego smrodu. Następnego dnia zauważył kręcących się w pobliżu jego domu dwóch na czarno odzianych mężczyzn w czarnym samochodzie. W grudniu 1953 roku, Jarrod został nawiedzony przez MiB, który nastraszył go potężnie i zmusił do milczenia.
Inny znowu badacz, kolega Jarroda i Bendera - przewodniczący organizacji Civilian Saucer Investigation of New Zealand Harold Fulton również został nawiedzony przez dziwne zjawiska. NB, wszyscy trzej ufolodzy byli zaangażowani w dyskusję korespondencyjną zainicjowaną przez Bendera na temat powiązań NOL-i z Antarktyką i Antarktydą.[107] Otóż w tym samym czasie, kiedy Jarrod był torturowany hałasem i smrodem, Fulton i jego żona również zaczęli doznawać wątpliwej „przyjemności” tego samego rodzaju, z tym jednakże, że nie byli oni nagabywani przez MiB.
Działalność MiB datuje się od 1947 roku, aczkolwiek mogli oni działać jeszcze wcześniej, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Jeden MiB odegrał kluczową rolę w tzw. Incydencie nad Maury Island. Niezwykłe to wydarzenie miało miejsce w dniu 21 czerwca 1947 roku, dokładnie na 3 dni przed słynna obserwacja NOL-i dokonaną przez Kennetha Arnolda nad Górami Kaskadowymi, WA, co - jak powszechnie wiadomo - zapoczątkowało zainteresowanie Ludzkości NOL-ami.
Funkcjonariusz policji portowej[108] w Tacoma, FL[109], Harold A. Dahl przepływał swoja łodzią patrolową w pobliżu Maury Island. Poza nim w patrolówce znajdowały się dwie osoby, nie licząc syna Dahla i jego psa.[110] Nagle sterujący łodzią Dahl zobaczył coś, co później opisał jako sześć dużych, podobnych do bochna chleba „samolotów”. Użycie słowa „samolot” w tym kontekście jest nader interesujące, bowiem Kenneth Arnold użył od razu słów „latające spodki”. Każdy z tych tworów miał około 30 m średnicy i otwór pośrodku, co upodobniało go do ogromnego pączka.[111] Pięć z nich krążyło dookoła szóstego, który znajdował się w środku formacji. Wyglądało na to, że znajdował się w opałach, bowiem szybko tracił wysokość. Dahl zbliżył się do brzegu i wykonał kilka zdjęć zjawiska. Nagle środkowy obiekt zniżył się na wysokość około 150 m nad lustrem wody i eksplodował rozlatując się na setki metalicznych odłamków. Eksplozji towarzyszyła głucha detonacja. Odłamki raniły syna Dahla w ramie i zabiły psa. Kiedy opadł ten niezwykły deszcz metalu, wszystkie sześć obiektów podniosło się w górę i odleciało w kierunku morza, bowiem centralny obiekt wyglądał na nieuszkodzony. (!!!) Następnego dnia Dahla odwiedził jakiś elegancki dżentelmen ubrany na czarno. Ponieważ godzina była wczesna, udali się samochodem do małego bistro na śniadanie. I wtedy właśnie Dahl przeżył niemały wstrząs, kiedy stwierdził, że MiB zna wczorajsze zajście w najdrobniejszych szczegółach. „Gość” zakończył swą relację stwierdzeniem, że byłoby lepiej dla Dahla i jego rodziny, gdyby zapomniał o całym zajściu i z nikim na ten temat nie rozmawiał. Dahl nie przejął się pogróżką i wtedy wydarzyła się cała seria tajemniczych wypadków, włączając w to śmierć dwóch oficerów A-2[112], którzy mieli zbadać tą sprawę. Mogło to mieć związek, ale oczywiście nie musiało, z odwiedzinami Człowieka w Czerni.[113]
Seria tajemniczych wydarzeń miała także miejsce w Europie. Robert A. Stiff i Jerome Clark w swym artykule „The Silencers at Work”, opublikowanego na łamach „The Allende Letters”, opisali sprawę Antonia d'Arteigi - pracownika włoskiego Biura ds. Badań NOL-i, który otrzymał dwa tajemnicze telefony od anonimowego rozmówcy. [114] Autorzy twierdzą, że d'Arteiga zaprzestał jakiejkolwiek działalności badawczej. Podobnie, jak w przypadku zachodnioniemieckiego badacza NOL-i - Karla Veicha - który miał także paskudne przejścia z udziałem MiB. Veich z zawodu aptekarz, przygotowywał właśnie raport o obserwacji NOL-a, skierowany do włoskiej grupy badawczej. Nagle zadzwonił telefon i nieznany głos w słuchawce ostrzegł go przed wysyłaniem tego raportu. Pomimo tego, Veich wysłał ten raport w czasie dojazdu do pracy. Około południa, jakiś ciemno odziany człowiek wszedł do apteki i zażądał aspiryny. Kiedy aptekarz sięgnął po słoik dziwny przybysz zapytał: Dlaczego pan nas nie posłuchał panie Veich? Poczym dodał, że wie, iż raport został wysłany, ale jego organizacja zdołała go przechwycić i opuścił aptekę. Veich wybiegł na ulicę i zobaczył znikający za rogiem tył samochodu. Czarnego samochodu. A raport? Raport Veicha nigdy nie dotarł do centrali IUFOB we Włoszech...
Słynny pisarz John A. Keel w artykule opublikowanym w magazynie „Saucer News” stwierdza, że w USA zostało uciszonych tysiące ludzi, a następne tysiące mogą być uciszone do końca 1967 roku.[115] Keel podsumował wyniki śledztwa w tej sprawie i dokonał zdumiewającego odkrycia, że w wielu przypadkach stwierdzono psychiczne i parapsychiczne fenomeny typu poltergeist, co jest zgodne z relacjami Bendera, Jarroda i Fultona.[116] Poza tym MiB posługują się starymi modelami buicków, cadillaców i lincolnów, jednakże te stare wozy mają nowiuteńką tapicerkę wnętrz.[117]
„Sunday Telegraph” z dnia 5 lutego 1967 roku podaje historię, która wydarzyła się w USA (lub gdziekolwiek indziej), dotyczącą wyciszenia jednego ze świadków przelotu NOL-a, przez człowieka w mundurze oficera USAF i podającego się za pracownika pewnej rządowej agencji. Posiadał on przy tym wszelkie odpowiednie pełnomocnictwa. Historię tą firmował płk George P. Freeman - rzecznik prasowy Pentagonu dla Projektu BLUE BOOK.[118]
- Przebadaliśmy wiele takich relacji - oświadczył płk Freeman - i w żaden sposób nie łączymy tych ludzi z USAF...
Kim są te dziwne Istoty, które uciszają ludzi na całym świecie? Kim są ci ludzie, którzy mają taki łatwy dostęp do mundurów wojskowych i rządowych pełnomocnictw?[119] Kim są ci Ludzie w Czerni i co tutaj robią???[120]
ROZDZIAŁ X - Pytanie za 64.000 dolarów.[121]
Powszechnie wiadomo, że dokumenty z nadrukiem ŚCIŚLE TAJNE mogą pozostawać nieujawnione przez długi czas, a zwłaszcza w czasie wojny.[122] Sekret bomby atomowej utrzymano aż do czasu jej użycia w Hiroszimie i Nagasaki, czyli do sierpnia 1945 roku[123].[124] Podobnie ma się sprawa z informacjami o NOL-ach. Są one utajniane mimo tego, że były one widziane już od ponad ćwierci wieku przez miliony ludzi, wliczając w to pilotów, naukowców, policjantów i żołnierzy. Ci ludzie po prostu wiedzą, że NOL-e są zjawiskiem realnym.[125]
W 1958 roku, brazylijskie Ministerstwo Żeglugi potwierdziło autentyczność zdjęć NOL-a zrobionych nad Trinidadem, niewielką wysepką u wybrzeży Brazylii. Prawdopodobnie jest to przypadek o najwyższej autentyczności i jak określiło to Ministerstwo - istnienie NOL-i nie pozostawia nawet cienia wątpliwości. Zostało ono udowodnione. 18 stycznia 1958 roku, statek szkolny s/y Almirante Saldancha gotował się do opuszczenia redy portu Trinidad. Stał on tam na kotwicy kilka dni, oczekując na przyjazd grupy uczonych, którzy mieli wziąć udział w badaniach Międzynarodowego Roku Geofizycznego na Antarktydzie. Tego dnia, około południa, zaobserwowano dziwny obiekt w kształcie planety Saturn[126], który nadleciał znad oceanu. Gdy NOL znalazł się nad wyspą, to zawisł na chwilę nad szczytem Pico Desejado. Wisiał tak kilka chwil, a potem odleciał ponownie nad ocean w tym samym kierunku, z którego przyleciał. Pomiędzy naukowcami i specjalistami zgromadzonymi na pokładzie statku, znajdował się także ekspert od zdjęć podwodnych Almiro Barauna, który pomimo całego rozgardiaszu wywołanego pojawieniem się NOL-a, zdołał wykonać 6 zdjęć, z których 4 były wyjątkowo udane. Oczywiście film wywołał na statku, co wiemy dzięki badaczce NOL Coral Lorenzen z APRO, która osobiście zajmowała się dochodzeniem w tej sprawie. Ponoć proces wywołania filmu i obróbki odbitek był cały czas komisyjnie nadzorowany przez kilku oficerów, w tym kmdr A. Bacellara.
Wedle opisu podanego przez świadków, NOL poruszał się cicho jak nietoperz i był ciemnoszary, ale otaczała go jasna mgiełka, spowodowana być może przez jego własne pola siłowe.
Historia ta ukazała się m.in. na łamach wychodzącego w Rio de Janeiro dziennika „Correiro da Mancha” wraz z sześcioma zdjęciami tego NOL-a.[127] poza nią wzmianki o tym incydencie zamieściły i inne brazylijskie gazety, zaś agencja UPI roztrąbiła sensację na cały świat. I tak w „Toronto Daily Star”[128] ukazał się artykuł pt. „Brazil Vouches for Authenticty of Saucer Pictures” ukazującego zdjęcie NOL-a unoszącego się nad szczytem góry. Podtytuł głosił: „Brazylijskie Ministerstwo Żeglugi potwierdziło autentyczność tych zdjęć w swym oświadczeniu!”. Godnym odnotowania jest fakt zaaprobowania tych zdjęć do publikacji przez samego prezydenta Brazylii. Coral Lorenzen napisała także: Analiza zdjęć zrobiona przez ekspertów z marynarki wojennej pozwala na wyciągnięcie wniosku, że zeznania świadków oraz dowody rzeczowe (zdjęcia UFO) wskazują na to, że istnieją Nieznane Obiekty Latające.
Wieloletni konsultant Projektu BLUE BOOK - dr J. Allen Hynek powiedział mi, że nie ma co wątpić w realność tego, co wydarzyło się w obecności licznych świadków, a zwłaszcza o takiej randze i przechodzić ponad tym do porządku dziennego. W tym konkretnym, wręcz unikalnym, przypadku obserwacji UFO nad Trinidadem, świadkami byli naukowcy i wysokiej rangi wojskowi - a zresztą analizy Biura Hydrologii i Hydrografii Brazylijskiej Marynarki Wojennej nie podważyły autentyczności tych zdjęć.
A teraz nasuwa się pytanie: co powoduje, że wydarzenie o tak szerokim oddźwięku, udowadniające istnienie NOL-i ponad wszelką wątpliwość, nie zostało opublikowane przez wysokich urzędników administracji innych państw? Oto jest pytanie za 64.000 dolarów! A odpowiedź brzmi: ponieważ CIA działając zgodnie z poleceniami Waszyngtonu (i zarazem Pentagonu) maczała w tym swe brudne palce. Jeżeli przypominacie sobie poprzedni rozdział, to z pewnością pamiętacie, że dr James McDonald oskarżył CIA o rozłożenie Programu BLUE BOOK już w latach 50.
Być może ktoś z Was czytał książkę „The Invisible Government” Davida Wise'a i Thomasa B. Rossa. Rzecz jest o działalności CIA. W tej bardzo rzeczowej pracy jej autorzy pokazują przyczyny urośnięcia w siłę CIA oraz powody mieszania się jej w sprawy tego świata.[129] Aktywność CIA może wstrząsnąć niejednym. Autorzy relacjonują jej wyczyny, jawnie sprzeczne z polityką ambasad USA. Czyta się ten materiał, jak powieść o super-agencie 007, ale jest on o wiele ciekawszy, bo prawdziwy. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie CIA ukręciła łeb Incydentowi Trinidadzkiemu... Z całą pewnością można powiedzieć, że świat nie jest gotów do Kontaktu z obcymi cywilizacjami kosmicznymi, a ludzie nie mają warunków do mentalnego zaakceptowania tego faktu.
To wszystko prawda, ale jeśli władze wiedzą o obecności NOL-i od 1947 roku, lub nawet jeszcze wcześniej, i uważają Incydent Trinidadzki za dowód ich istnienia, to jeszcze mogą one uruchomić proces edukacyjny społeczeństwa, przygotowujący je na okoliczność tych Odwiedzin.[130] A jednak dano sobie z tym spokój, licząc na zawodność ludzkiej pamięci, i że sam incydent pozostanie tylko w archiwach ufologicznych. Jesteśmy za mało twardzi w walce o prawdę o NOL-ach. Te dwa punkty są zbyt „gorące” dla rządów i będą jeszcze gorętsze, kiedy poda się je oficjalnie. Najlepszą bronią rządzącego światem polityczno-religijno-przemysłowo-wojskowego establishmentu jest niechęć, odepchnięcie i zaprzeczenie, a przy okazji rozkręca się programy rządowe - oczywiście o najwyższym stopniu utajnienia.
Dobrą metodą jest także s k ł ó c a n i e ze sobą grup ufologicznych, powoływanie do życia f u n d a c j i i s e k t oraz k u l t ó w bazujących na zjawisku NOL, co jest absolutnie po myśli klas rządzących.[131] Tym niemniej NOL-e wciąż latają nad nami, bez względu na chęć czy niechęć rządów, zaś liczna ludzi widzących je będzie ustawicznie rosła, jak również będzie wzrastała społeczna ranga ludzi zajmujących się tym zagadnieniem.[132] Fakty, które rozpaczliwie usiłuje się utrzymać w tajemnicy stają się coraz bardziej znane, cóż więc się będzie robiło w celu zachowania tego status quo ante?
ROZDZIAŁ XI - Bliżej niż myślimy.
Mówiło się już wcześniej, że prawdziwi Kosmici, którzy w ciągu naszej historii przybywali i przybywają na Ziemię, są do nas przyjaźnie nastawieni. Jak zatem pogodzić z powyższym fakty spotkania z wrogo nastawionymi NOL-ami i wzrastającą obawą przed Ludźmi w Czerni? Koncepcja, którą tu przedstawię, nie jest oryginalna i była publikowana w wielu wariantach. Uważana była za „drogę wyjścia” dla polityków, a jednocześnie może ona stanowić pewne wyjaśnienie dla światowej aktywności MiB i „wrogości” NOL-i. Kilku pisarzy-naukowców podało klucz do tej tajemnicy, a byli to m.in. dr. Morris K. Jessup i Trevor James. W skrócie wygląda to następująco:
Ogromna większość NOL-i pojawiających się w naszej atmosferze jest niewyczuwalna naszymi zmysłami i ma swe pochodzenie z niewidzialnej „aury” otaczającej nasza planetę. Zgodnie z informacją z książki T. Jamesa pt. „They Live in the Sky” - „aura” ta rozciąga się na 200.000 km od powierzchni Ziemi. Jessup dodaje, że NOL-e operują tylko w systemie planety podwójnej Ziemia - Księżyc i przybywają z „przestrzennych wysp” tego obszaru. Wynika z tego, że NOL-e nie mogą opuścić tej przestrzeni, leżącej poniżej owego granicznego dystansu 200.000 km, tj. poza skorupą astralną naszej planety. Obaj autorzy są zgodni, co do tego, że ta skorupa astralna jest źródłem NOL-i.
Mistycy przez stulecia twierdzili i nadal twierdzą, że każdy przedmiot - obojętnie, żywy czy martwy - ma swego rodzaju otoczkę auryczną, czemu już nie zaprzecza oficjalna nauka.[133] W tej aurze są odzwierciedlone wszelkie cechy przedmiotu lub osoby. Aura nie kłamie! Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, ale tak naprawdę, to jest nią aura. Wyobraźmy sobie, jak ciemną jest aura naszej planety!!!... I raczej trudno byłoby sobie wyobrazić piękne i eteryczne istoty zanurzone w niej...
Ivan T. Sanderson - znany biolog - w swej książce pt. „Uninvited Visitors” omawiał zdjęcia Jamesa. Twierdzi on, że najwięksi eksperci nie mogli zarzucić mu fałszerstwa. Zgodnie z informacjami Jamesa - mieszkańcy skorupy astralnej są bardziej rozwinięci technologicznie, ale ich poziom etyczno-moralny jest niższy od naszego. Potrafią Oni posługiwać się za to w wyższym stopniu zjawiskami typu psi. Wyglądałoby zatem na to, że Oni nie mogą zaatakować nas otwarcie, przynajmniej jeszcze nie teraz. Powyższe tłumaczy także niewyjaśnione zaginięcia i porwania ludzi, statków i samolotów.[134]
Mamy na to wiele dowodów, m.in. 5 grudnia 1945 roku, piątka samolotów TBM Grumman Avanger z bazy lotniczej US Navy w Forcie Lauderdale, FL, wyleciało na rutynowy lot szkoleniowy na trasie 160 mil na wschód od Wysp Bahama, potem 40 mil na północ i powrót do bazy.[135] O godzinie 15:45, dowódca lotu - por. pil. Charles Taylor[136] podał przez radio, że nie jest pewny swej pozycji, co było o tyle dziwne, bo wszystkie kompasy były sprawne przed startem. W 40 minut później następna wiadomość dotarła do bazy od zagubionych nad oceanem samolotów. Piloci wciąż szukali kursu do bazy. Wysłano więc załadowanego sprzętem ratunkowym PBY Martin-Marinera w celu sprowadzenia do bazy Avangerów lub uratowania ich załóg. Wysłano po pewnym czasie wezwania radiowe do wszystkich, ale nie otrzymano żadnej odpowiedzi, ani od zaginionej piątki Avangerów, ani od Martina-Marinera... Potem 20 okrętów i 200 samolotów czesały ocean do oporu. Bez żadnego śladu, bez żadnego znaku - nic! Żadna radiostacja nie odebrała sygnału MAYFAIR[137] czy MAYDAY albo SOS. W tym ekstremalnie dziwnym wydarzeniu zginęło bez śladu 6 maszyn i kilkanaście osób. A przecież wszyscy mieli kamizelki ratunkowe maewestki, i w krótkim czasie mogli wydostać się z tonących samolotów.[138]
Jak nam wiadomo, NOL-e mogą wpływać na pracę radia, kompasów i silników. Wygląda na to, że samoloty unieruchomiono w powietrzu, a następnie wciągnięto na pokład „statku-matki” przy użyciu pól siłowych czy strumienia promieniowania. Brzmi to wszystko fantastycznie, ale nie ma żadnego innego logicznego wytłumaczenia tego incydentu, a przecież jest jeszcze więcej relacji o porwaniach samolotów lub niewyjaśnionych ich zniknięciach właśnie w podobnych okolicznościach, jak w przypadku „Lotu 19”. Jest sprawą wysoce dyskusyjną, czy samoloty te zostały porwane przez NOL-a, w celu nawiązania z ludźmi przyjaznego kontaktu. Trzeba bowiem pamiętać o tym, że ludzi zmuszano do wejścia na pokład NOL-i i tam poddawano badaniom wbrew ich woli. Poza tym jest więcej przykładów działania „wrogich” NOL-i.
Jednym z nich jest incydent, który wydarzył się w listopadzie 1957 roku w miejscowości Itapu w Brazylii.[139] W tę listopadową noc, szczytową część fortyfikacji patrolowało dwóch żołnierzy. NOL pojawił się nagle i zawisł nad jedną z wież. I naraz z obiektu wystrzelił promień światła, uderzając falą żaru w obu wartowników, którzy poczuli, że pala się na nich mundury. Znany ufolog brazylijski dr Olavo Fontés wysunął na tej podstawie hipotezę, że był to atak strumieniem ultradźwięków. Światło rozjaśniło na moment resztę fortecy wywołując panikę, a później zgasło. Wtedy kilku żołnierzy mogło dostrzec błyski pomarańczowego światła, które ulatywały z ogromną prędkością. Wartownicy mocno poparzeni zostali zabrani do szpitala, a następnego dnia otrzymali oni rozkaz zabraniający im jakichkolwiek rozmów na temat tego wydarzenia!
Incydenty te są spowodowane przez nasze wybuchy nuklearne. Istoty zamieszkujące skorupę astralną obawiają się naruszenia równowagi obydwu continuów materii. W samej rzeczy nasze testy jądrowe i termojądrowe przyciągają Ich uwagę bardziej, niż inne obszary naszej działalności lub badania przestrzeni kosmicznej poza Układem Słonecznym.[140] Dlatego też Oni tak często patrolują naszą atmo- i hydrosferę. W wielu historiach opowiadanych przez kontaktowców pojawia się i namolnie powraca pytanie: Czemu wy wciąż używacie tych bomb?
Bieg wydarzeń sprawia, że w tej chwili, kiedy piszę te słowa, Argentyna znajduje się w przededniu wielkiej inwazji NOL-i, a swój osąd opieram na korespondencji nadchodzącej z tego kraju. Jednakże były wydawca „BUFORA Journal” - dr J. Cleary-Baker ma odmienny pogląd na tę sprawę, i tutaj pozwolę sobie zacytować jego myśli:
Żywię wątpliwości, czy interwencja (albo inwazja) będzie miała postać masowego lądowania wielkiej armady NOL-i, wyposażonych w >>promienie śmierci<< i inne ponure piekielności rodem z >>Wojny światów<< H. G. Wellsa. Raczej należy spodziewać się intensyfikacji wojny psychologicznej, wzrostu nacisku na umysły i świadomość mas ludzkich w celu u w s t e c z n i e n i a Ludzkości.[141]
Krótko mówiąc możliwe jest, że Istoty zamieszkujące naszą aurę planetarną - lub jak kto woli skorupę astralną - planują zniszczenie nas, ale nie poprzez siłę fizyczną, lecz mentalnie - poprzez wyzwolenie w nas wszelkich negatywnych cech naszego ID.
Wielu ufologów jest zdania, że Istoty te są już na Ziemi i bazują w jakichś odległych, a niezbadanych i bezludnych rejonach globu, jak np. Mato Grosso w Brazylii, czy w Himalajach. Istnieje także inna szkoła, której zwolennicy wskazują na niezbadane dotąd obszary Arktyki i Antarktyki. Wiele faktów obserwacji NOL-i stwierdzono właśnie na kontynencie Antarktydy. Kilka lat temu, kmdr Augusto Vars-Orrego z chilijskiej marynarki wojennej przebywał ze swą eskadrą na wodach Antarktydy. Naraz pojawiło się kilka NOL-i, które okrążyły jego okręty, a następnie poleciały w kierunku kontynentu. Wykonano wiele zdjęć tych obiektów.[142]
A teraz zreferuję teorię, którą konserwatyści traktują podobnie, jak teorię skorupy astralnej. Zacznę od tego, że kilka lat temu napisałem w FSR, że problem NOL-i jest ogromny, a napisałem to wiążąc ze sobą NOL-e i parapsychologię wraz z szeregiem niewyjaśnionych dotąd zjawisk. Nie jest dobrze, gdy problemy te rozpatrujemy li tylko z wąskiego punktu widzenia tzw. współczesnej nauki. Istoty, które przybywają do nas na pokładach Latających Talerzy, będące już to Kosmitami, już to Istotami niewiele od nas biologicznie zróżnicowanymi, doskonale wiedzą o tym, że jesteśmy ograniczeni naszą wiedzą i jej możliwościami.
Istnieje zatem alternatywna - do teorii skorupy astralnej - możliwość, że Ziemia przypomina ni mniej, ni więcej, tylko pusty w środku orzech z czasowo otwierającymi się przejściami do jej wnętrza w rejonie Biegunów (!!!) oraz to, że wnętrze Ziemi zamieszkuje jakaś podziemna rasa...
Wielu pisarzy-fantastów użyło tej koncepcji jako kanwy dzieł beletrystycznych i naukowych, jak np. Bulver Lytton w książce pt. „The Coming Race”, (Oxford 1871). Pisarz William Reed ukończył swą powieść „The Phantom of the Poles”, (Nowy Jork 1906), w chwili, kiedy Marshall B. Gardner napisał swoją „A Journey to the Earth's Interior”, wydaną w Chicago, IL, 1920 (II wydanie), nie mówiąc już o Julesie Verne i jego kultowej powieści „La Voyage au la centre de la Terre” czy „Plutonii” I. Obruczewa.[143] Także słynny twórca postaci Tarzana Edgar Rice Borroughs opisał królestwo Pellucidaru leżące we wnętrzu naszej planety... Współczesnymi obrońcami tej Teorii Pustej Ziemi są Raymond Bernard - autor książki pt. „The Hollow Earth”, (Nowy Jork 1969), i amerykański publicysta Raymond A. Palmer, który w magazynie „Flying Saucers”[144] wyciągnął na światło dzienne pewien fakt z transarktycznego lotu adm. Byrda i Duffeka.[145] Otóż w pewnym momencie adm. Byrd oświadczył: Widziałem ten ląd! Ten ląd na Biegunie! Ten kraj jest centrum wielkiego nieznanego!...Zgodnie z relacją Byrda i jego towarzyszy, a podaną przez Palmera, ci - którzy przebywali na pokładzie jego samolotu - przeżyli coś zdumiewającego, a mianowicie widzieli oni: Wolny od lodów ląd, jeziora i góry, które pokrywały drzewa i monstrualne zwierzęta. Obserwację tą przekazali drogą radiową do bazy.[146] Zgodnie z naszą wiedzą drzewa nie porastają północnej Alaski, Syberii i Kanady, tak więc adm. Byrd nie mógł ich widzieć na terenach, nad którymi przelatywał.[147]
13 stycznia 1956 roku, samolot US Navy przeleciał 3.700 km ponad Arktyką, gdzie zaobserwował podobny fenomen. Palmer jest zdania, że Ziemia jest pustym orzechem otoczonym pasami Van
Allena - Wiernowa, a loty tych samolotów odkryły wejścia do wnętrza Ziemi na obu jej Biegunach, gdzie te pasy nie występują.[148]
Co można zrobić z tą teorią? We „Flying Saucers Story” idea Pustej Ziemi została w zasadzie odrzucona, jako zbyt nieprawdopodobna i trudna do akceptacji. Jednakże nie można odrzucić jej całkowicie, jest ona bowiem prawdopodobna, jak każda inna.
Jak więc należy rozumieć wypowiedź Alberta Bendera po uciszeniu go przez trzech Ludzi w Czerni, która brzmiała właśnie tak: Zabrnąłem w fantazję i otrzymałem odpowiedź...[149] - a jednak NOL-e z wnętrza Ziemi, to fantastyka.[150] Bender i jego grupa byli przekonani co do tego, że NOL-e są czymś realnym i przybywają one do nas z głębokiego Kosmosu. Ale musimy też pamiętać, że Bender, Jarrold i Fulton opracowali teorię powiązań ufozjawiska z Antarktydą.[151] Być może odpowiedź, jaka otrzymał Bender była odpowiedzią ultymatywną i dotyczyła właśnie wnętrza Ziemi?... Nie znamy jej, i tylko Bender mógł ją podać. Ale jego książka wydana parę lat temu zbija nas z tropu i niczego nie wnosi do sprawy.[152]
Z drugiej zaś strony, hipoteza o Istotach zamieszkujących skorupę astralną jest równie fantastyczna. Na dobrą sprawę nie mamy żadnego przekonywującego dowodu na potwierdzenie lub zanegowanie obu tych hipotez. Taki pogląd głosi większość ufologów, jak np. Gordon Creighton, dr J. Cleary-Baker (BUFORA), John A. Keel, Jerome Clark, Lucius Farish i inni. A teraz popatrzmy na to z nieco innej perspektywy.
Charles Fort - zbieracz kamieni, ryb, żab i innych spadających z nieba przedmiotów i istot żywych, a także zdjęć obiektów, które my określamy mianem NOL-i, wypowiedział onegdaj pewne znaczące zdanie: My tu jesteśmy tylko rekwizytami...[153] Możliwe, że tak właśnie jest w rzeczywistości. Wszak pisałem w poprzednich rozdziałach, że to bogowie stworzyli istoty rozumne do własnych celów. Być może wciąż trwa „wojna w niebie”, a nasze umysły są negatywnymi śladami porażek i zwycięstw Niebian. Wszak wiadomo, że istnieje dualność umysłu ludzkiego, której przejawami jest rozróżnianie: dobro - zło, noc - dzień, czerń - biel, i wreszcie ego i ID. Możliwe, że zdegenerowanymi Istotami z niewidzialnych przestrzeni są właśnie MiB, których działalność ma na celu przejęcie kontroli nad mentalnością Ludzkości. Czy tak należałoby tłumaczyć ich działalność?
Ufolodzy przypuszczają, że Oni są wśród nas, a Ziemia jest scena gigantycznej konfrontacji Dobra i Zła. Musimy więc nabyć wiedzę o tym, jak chronić nasze człowieczeństwo utrzymując równowagę psychiczna i fizyczną. To jest najlepsza forma obrony w tych złych czasach. Jeżeli to zrobimy, wtedy Ludzie w Czerni nigdy nie przejmą nad nami władzy. Tak będzie!...
ROZDZIAŁ XII - Obcy w naszym otoczeniu.
Jak nam wiadomo, istnieje ogromne dossier wydarzeń popierających pogląd o istnieniu NOL-i, ale sam problem źródła pochodzenia tego fenomenu jest w dalszym ciągu nierozwiązany. Możliwe, że NOL-e przybywają do nas z różnych źródeł. Dajmy na to, że z innych planet i gwiazd naszej Galaktyki, z niewiadomych światów, innych wymiarów lub Pustej Ziemi. Obserwujemy je już od 1945 roku w przestrzeni atmosferycznej naszej planety. Nie udowodniono tego, że UFO przybywają z Wenus, Marsa, Saturna czy planety Clarion.
Jesteśmy zatem zdani na kontaktowców takich, jak George Adamski, Howard Menger, Cedric Allingham[154], Dan Fry, Truman Bethulum, i in., którzy nawiązali mentalną łączność z tymi planetami. Światowej sławy ekspert ds. rakiet prof. Hermann Oberth twierdzi, że NOL-e przybywają do nas spoza Układu Słonecznego.[155] Wiele kontaktów zdaje się to potwierdzać, ale nie jesteśmy w stanie tego udowodnić.
Żaden z rosnącej liczby ufologów nie popiera już poglądu Pustej Ziemi czy skorupy astralnej. Ogólnie przyjmuje się, że te hipotezy są jedynie marginesem dla głównego nurtu poglądów zakładających pozaziemskie, jak nie galaktyczne, pochodzenie NOL-i.
Sygnałem, który wywołał eksplozję różnego rodzaju doniesień o pojawianiu się NOL-i i innych tego rodzaju fenomenów z nimi związanych, było użycie po raz pierwszy broni jądrowej w 1945 roku.[156] Myśl tą wyraził jeden z najznamienitszych hiszpańskich ufologów dr Antonio Ribera, który w liście do „Orbit” zawarł taką sugestię, a także nadmienił, że ludzka aktywność w zakresie badań jądrowych może doprowadzić do naruszenia równowagi Galaktyki. Z drugiej strony Ribera słusznie wskazuje na to, że Galaktyka zna jeszcze gorsze kataklizmy od naszych wybuchów nuklearnych, i tak np. wybuch Supernowej, który w 1054 roku utworzył mgławicę M-1 Krab odległą o 5.000 ly oraz 15 innych znanych nam wybuchów gwiazd Nowych i Supernowych[157] obserwowanych gołym okiem, jakoś nie naruszyły równowagi galaktyki. Owszem to prawda, ale t a m t e wybuchy miały charakter naturalny...
Dlaczego zauważono tyle NOL-i po 1945 roku? Kim byli ci l u d z i e (poza nami oczywiście), których zainteresowały nasze testy jądrowe? Kości rzucone! Odpowiedź brzmi: są to ci, których korzenie tkwią głęboko w naszej Ziemi! Wygląda bowiem na to, że jesteśmy tylko w s p ó ł m i e s z k a ń c a m i naszej planety!!! Spójrzmy, jak wiele kontaktów kończy się apelem o zaniechanie dalszych prób z bronią jądrową! Te Istoty, a raczej L u d z i e - bo jakże Ich nazwać inaczej??? - żyją wśród nas i są skrajnie zaniepokojeni stanem naszych arsenałów jądrowych oraz kierunkami rozwoju badań naukowych np. typu NMD/SDI, i próbują nas przekonać do swych słusznych poniekąd racji.
Wygląda zatem na to, że Oni przenieśli się w niewidzialne obszary Niewiadomego, nieznanych dla nas, żyjących na powierzchni Ziemi. Odwiedzając nas sieja celowo dezinformację o tym, że pochodzą z Wenus, Marsa, itp. Ma to sens pod warunkiem, że rasa ta zamieszkuje wnętrze Ziemi czy inne - na razie dla nas niedostępne - rejony planety[158]. A tak jeszcze à propos niedostępności, to istnieją na Ziemi rasy ludzkie, o których wiemy mało, lub zgoła nic. Nic nie wiemy np. o pochodzeniu Cyganów[159], bowiem jedyne, co o nich wiemy to to, że jest to rasa nomadów, którzy zachowują swe sekrety dla siebie.[160]
Cyganie wiążą się z jeszcze jedną zagadką. Ivan T. Sanderson w swej książce pt. „Uninvited Visitors” rozważa bardzo dziwne „Listy Allende”, które zamieścił jako dodatek do tej książki. Szczególnie dziwnie przedstawia się sprawa tajemniczych dopisków w książce dr Jessupa „The Case for the UFO”, które przesłano adm. N. Furthonowi - szefowi ONR[161] w Waszyngtonie. ONR opublikowało ograniczoną ilość kopii tych zapisków wraz ze wstępem i dwoma listami przysłanymi Jessupowi przez niejakiego Carlosa Miguela Allende, lub osobę za takowego się podającą. Co najciekawsze, wygląda na to, że jest on jednym z trzech autorów dopisków w tej książce. W listach używa skróconej wersji swego nazwiska - Allen. Listy i notatki na marginesach książki mówią o dokonanym eksperymencie z okrętem, który został teleportowany z Filadelfii do doku w Norfolk i z powrotem, dzięki pomyślnemu zastosowaniu einsteinowskiej unitarnej teorii pola. Allende twierdzi, że okręt i jego załoga byli niewidzialni w czasie trwania eksperymentu. Wielu członków załogi zamieniło się w żywe pochodnie, inni dostali pomieszania zmysłów i umieszczono ich w zakładach dla obłąkanych, gdzie spędzili resztę życia. Zgodnie z relacją Allena-Allende, ten fantastyczny eksperyment miał miejsce w październiku 1943 roku.[162]
Powodem napisania tych listów przez Allende do Jessupa był apel tego ostatniego skierowany do swych czytelników o wywarcie presji na rząd w celu dalszych badań nad unitarną teorią pola, która mogłaby nam otworzyć oczy na naturę grawitacji, NB, co było sprzeczne z punktem widzenia Allende, który twierdził, ze byłoby to szkodliwe dla Ludzkości i odciągał od tego Jessupa. Trzej tajemniczy autorzy zapisków okazali się być Cyganami, zaś same zapiski były wykonane w narzeczu Cyganów.[163]
Pokuśmy się o pytanie: co łączy Cyganów (czy chociażby kilku z nich) z nieznanymi rejonami naszej planety? Autor w swej książce wyraźnie unaocznił nam, że Cyganie są zdegenerowaną rasą Niebian i co jest całkiem możliwe, wielu z nich zachowało swą etyczną postawę.[164] Interesującym jest fakt, że w ograniczonym wydaniu książki Jessupa, ONR twierdzi, że ci trzej tajemniczy autorzy robią co chwilę dygresje do dwóch ludzi lub dwóch ras ludzkich: LM i SM.[165] LM są nastawieni pokojowo, SM - nie. swoją drogą klasyfikacja LM i SM jest zagadkowa. Kim są Wysocy - LM, a kim są Niscy - SM? Cóż to może oznaczać, wszak chyba nie o wzrost tu idzie?
We wstępie do niej ujrzał światło dzienne fakt zamieszkania tychże istot na ziemi niczyjej, co może oznaczać wszystko - nawet dno oceanu. Wszak widziano już NOL-e wpadające w fale oceanu i wylatujące z nich oraz poruszające się pod wodą i znane jako Nieznane Obiekty Podmorskie... Można by zapytać ONR, dlaczego mieli oni takie kłopoty z wydaniem, ograniczonego przecież nakładu, książki Jessupa?
A teraz cofnijmy się w czasie o ponad stulecie - do roku 1897. W tym roku wydarzyło się coś, co dzisiaj określiłoby się, jako „falę” doniesień o NOL-ach. Tysiące ludzi w różnych stanach USA widziało statki powietrzne - sterowce - przy czym należy dodać, że pierwszy sterowiec hr. Ferdynanda von Zeppelina wypróbowano i oblatano dopiero w 1900 roku. Prototyp ten osiągnął prędkość lotu ok. 30 km/h i przebył dystans ok. 5,5 km zanim wylądował po awarii sterów uniemożliwiającej dalszy lot. Natomiast wielki czarny statek powietrzny zaobserwowano na trzy lata przed opisywanymi powyżej wydarzeniami - lotem pierwszego Zeppelina - a było to w Kansas City, MO.[166] Widziało go ponad 10.000 osób! Poruszał się on szybko, potem zawisł nad miastem na jakieś 10 minut, a następnie błysnął białymi i zielonymi światłami i wystrzelił w Kosmos. Sterowiec ten był o całe niebo lepszy, niż późniejszy prototyp hr. Zeppelina.[167] A i tak w czasie I Wojny Światowej niemieckie sterowce miały szalone kłopoty z powrotem z nocnych rajdów bombowych z Anglii do Niemiec.[168]
Istnieją dwa aspekty tej historii z roku 1897: po pierwsze - ten sterowiec poruszał się na ogromnej wysokości i był widziany na ogromnym obszarze w tym samym czasie. Potwierdza to ogromne dossier wycinków prasowych z tego okresu; po drugie - przelot sterowca nad kilkoma miastami takimi, jak Kansas City był techniczną demonstracją siły i umiejętności konstruktorów tego statku powietrznego. Dano nam wyraźnie do zrozumienia, że mamy do czynienia z ludźmi o wyższym rozwoju technicznym, niż nasz własny. Mówi nam o tym wyraźnie pułap i prędkość lotu tego aparatu. Są na to dwa przykłady: pierwszy z nich dotyczy sterowca wymagającego naprawy, a drugi przyjęcia wody i jedzenia przez nieznanych lotników. A oto streszczenie artykułu pt. „The 1897 Story” zamieszczonego na łamach FSR przez Jerome'a Clarka i Luciusa Farisha[169]:
Prawie w tym samym czasie, wieczorem 11-tego, ludzie z rejonu Niles widzieli wielki, jaśniejący obiekt oraz sterowiec, który ukazał się w Pine Lake w parę dni później, zgodnie z niewiarygodnym oświadczeniem Williama Megiverona.
Oświadczył on Lansingowi ze >>State Republican<<, że w nocy 15-tego został on obudzony stukaniem do okna, a kiedy je otworzył, to oślepił go potężny strumień światła. Wychodząc na zewnątrz usłyszał dochodzący z góry głos, który mu wyjaśnił, iż pochodzi ono ze statku powietrznego, który wisi powyżej ławicy chmur. Ławica ta utrzymywała się już od południa. Do statku strzelano z dubeltówek i uszkodzono w ten sposób jedno skrzydło. (?) Lotnicy naprawili je do tego czasu, a potem głos poprosił go o... cztery tuziny[170] kanapek z jajkiem i kociołek kawy dla załogi. Potem Megiveron otrzymał wielki pojemnik zawierający kanadyjskie ćwierćdolarówki, stanowiący zapłatę za usługę. Po załadowaniu go kanapkami i kawą pojemnik powędrował w górę.
Świadek sądzi, że obiekt ten wisiał na wysokości około 100 m, a jego długość wynosiła 900 m! Jedno, co może powiedzieć na pewno, to tylko to, że obrys statku wyznaczały silne światła, które powodowały to, że wszystko na dole było jasno oświetlone a giorno, natomiast wszystko w górze było ciemne, jak nocne niebo w czasie cyklonu.
Incydent ten przywodzi na myśl inny, już współczesny, którego bohaterem jest Joe Simonton, 60-letni hodowca kur z Eagle River, WI.[171] Przypadek ten w świetle przeżyć Megiverona wart jest przytoczenia, bowiem występuje w nim także aspekt „żywnościowy”, prawdę powiedziawszy - mocno podejrzany:
18 kwietnia 1961 roku, około godziny 11:00, Joe usłyszał głos przypominający ryk silnika rakietowego i ku swemu zdumieniu ujrzał on latający spodek, który spadał na jego pole na prawo od jego chałupy. Trochę go to zdumiało, bowiem jego goście zazwyczaj awizowali swe wizyty, a on sam nie miał w zwyczaju wpuszczać byle kogo na swoją farmę. Wyszedł więc z domu i podszedł do NOL-a. Wewnątrz ujrzał on trzech ludzi ubranych na ciemno. Jeden z nich podał mu czajnik gestem prosząc, by nalał doń wody. Joe spełnił jego życzenie. Później, wciąż stojąc przy NOL, obserwował jednego z „ludzi” zajmującego się gotowaniem na czymś, co przypominało piecyk mikrofalowy. Wręczył on Joemu cztery „placki”, zaś w chwilę później talerz wystartował i znikł mu z oczu w czasie sekundy.
Joe zjadł jeden „placek” i powiedział później, że smakował mu on, >>jak tektura<<. Kolejny placek wręczył dr Hynekowi, trzeci posłał do NICAP, a ostatni zostawił sobie na pamiątkę i ma go do dziś dnia. Analizy wykazały, że placki zrobiono z kukurydzy i mąki pszennej oraz z innych zwykłych składników, ale typ mąki pszennej użyty do niego jest nieznany...[172]
A teraz powróćmy do roku 1897. Co miała na celu prośba o jedzenie i kawę w przypadku Megiverona? Krótka odpowiedź: Oni byli głodni i spragnieni - to oczywiste. A co było za drugim razem? Czy widzicie podobieństwo? Ależ tak! Oni są po prostu podobni do nas pod względem wyglądu i sposobu życia! Powiedzieliśmy tutaj, że Oni pochodzą z tej samej planety, co my - względnie Ich korzenie są w tej samej naszej Ziemi i wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest.[173] Zachodzi więc całkowita sprzeczność z relacjami o poczynaniach prawdziwych Kosmitów.[174] I w tym właśnie miejscu pozwolę sobie ujawnić inny, dziwny aspekt ufozjawiska zauważony w czasie ostatnich 20 lat.
W wielu przypadkach kontaktów z Istotami z innych światów stwierdzono, że Istoty te mówiły po niemiecku lub podobnie, tzn. mówiły językiem fonetycznie przypominającym język niemiecki, ale nie po niemiecku. Jednym z tych, którym przyszło to do głowy, jest Reinhold Schmidt, który jest obywatelem amerykańskim, ale miał niemieckich przodków, jak to wynika choćby z jego imienia i nazwiska.[175] Schmidt był kupcem zbożowym i mieszkał w Bakersfield, CA. 5 listopada 1955 roku, w pobliżu Kearney, NE, jadąc samochodem został nagle zatrzymany jego silnik - widoma odznaka bliskości UFO - i wtedy w odległości ok. 18 m od swego samochodu odkrył obecność NOL-a o wymiarach 30 x 4,3 x 4,5 m. Obiekt ten stał na czterech „nogach”, a kiedy podszedł do niego, to oddzieliły się odeń dwie osoby poruszające się dziwnie - jakby ślizgając się po ziemi. Pozwoliły one Schmidtowi na wejście do NOL-a, w którym znajdowały się jeszcze dwie kobiety. Tam mu powiedziano, że nie uczynią mu żadnej krzywdy, i dowie się wszystkiego w krótkim czasie. Wszystko to wyglądało na jakąś naprawę - tu aparaty, tam przewody, mnóstwo pracy i krzątaniny. Widocznie było to awaryjne lądowanie. Kiedy ukończono naprawę, Schmidt został poproszony o opuszczenie NOL-a, który po chwili wystartował w niebo. Zgłosił on ten fakt władzom, no i zabrali się zań specjaliści z USAF. Oczywiście konkluzją speców był... obłęd. Schmidt był wariatem i umieszczono go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym.[176] I wszystko byłoby OK., gdyby nie mały drobiazg - otóż na miejscu tego CE4 znaleziono plamy jakiegoś smaru czy też ropy naftowej. Schmidta zwolniono i mógł on o swych przeżyciach mówić publicznie. To, co on opowiedział, nie zasługuje na przejście ponad tym do porządku dziennego. A opowiadał o tym, czego dowiedział się na pokładzie NOL-a. jedno jest jasne: trzej osobnicy, którzy straszyli Bendera też zawisali i ślizgali się - i nikt nie posądzał go o maniactwo.
Jakie więc wnioski możemy wysunąć ze spostrzeżeń nad językiem Przybyszów? Pewien korespondent zamieszkujący w Niemczech przekazał mi informacje o tym, że istnieje pewna stara księga, którą opublikowano w Hamburgu, a w której mówi się o tym, że język Atlantydów był oparty na językach germańskich - no, raczej może było na odwrót - to języki germańskie oparte są na języku używanym w Imperium Atlantydzkim. Być może jest to pobożnym życzeniem autora będącego Niemcem, tym niemniej jest to fakt godzien odnotowania.[177]
Powyższe opiera się na przekonaniu, że w czasie katastrofy Atlantydy, kilkunastu jej mieszkańców zeszło do jaskiń w planetarnym podziemiu, innymi słowy mówiąc - do wcześniej przygotowanych na taką ewentualność schronów.[178]
W swej wcześniejszej książce pt. „Men Among Mankind”[179] wskazałem na to, że Posei-don ( po grecku: Potei-don) albo Poseidia była ostatnim fragmentem lądu Atlantydy, który zatonął najpóźniej.[180] Wyspa ta została nazwana id imienia boga mórz Dona lub Dana - będącego jego imieniem - oraz prefiksu Posei lub Potei - będącego jego tytułem. W tej książce prześledziłem drogi rozbitków z Atlantydy po Europie, m.in. w tej jej części, gdzie obecnie znajdują się kraje germańskie. Takie europejskie rzeki, jak Don czy Dunaj[181] noszą imiona władcy mórz.[182] Tak więc wyjaśniałoby to, dlaczego Przybysze posługują się właśnie takim językiem - zakładając, że są Oni po prostu potomkami Atlantydów, którzy po zagładzie swego Imperium znaleźli się w Europie.[183] Jest to także pewna poszlaka w sprawie zamieszkałego wnętrza Ziemi.[184]
Wielu ufologów przeczytało słynny bestseller Richarda S. Shavera traktujący o nieznanej rasie żyjącej w środku Ziemi.[185] Kilka lat temu magazyn „Life” poświęcił 8 stron Tajemnicy Shavera. Kiedy opublikowano ja po raz pierwszy, tysiące ludzi przysłało listy do wydawców tego magazynu, w których zapewniały o tym, że oni byli także niepokojeni przez istoty z wnętrza Ziemi. Shaver twierdził, że w podziemiu planetarnym istnieje cywilizacja, która zeszła do niego z Atlantydy ponad 12.000 lat temu. Pisał on także o dwóch rodzajach istot: Deros i Teros. Derosowie są zdegenerowani, a Terosowie bardziej rozwinięci w porównaniu z ludźmi. Czy to nam coś przypomina? Czy nie przypomina to zapisków w książce Jessupa mówiących o dwóch rasach: LM i SM? Wszak LM byli określani jako istoty pokojowe i można ich porównać z shaverowskimi Terosami, podczas gdy SM będący bardziej nieprzyjaznej natury kojarzą się z Derosami. Tak zatem jest bardziej, niż możliwe, że istnieją tutaj 2 rodzaje obcych ras, zamieszkujących otoczenie naszej planety - ras - z których jedna jest nam nieprzyjazna, a druga nie.[186] Możliwe, że osoby kontaktujące się z panią Appleton i mówiące do niej z twardym akcentem były Terosami czyli LM. Podając miejsce, z którego przybywają - Wenus - pragnęli zachować w tajemnicy miejsce swego bytowania. Także Cyganie, którzy poczynili notatki w książce Jessupa byli również Terosami czy LM, lub Ich agentami działającymi na powierzchni Ziemi.
Jednakże żadne z tych Istot nie są prawdziwymi Kosmitami, Ludźmi Nieba, odwiedzającymi nas na przestrzeni wieków, i którzy są wśród nas. Oni wciąż są wśród nas, nawet w chwili obecnej, jednak z przyczyn, które omówię później, trzymają się na uboczu, śledząc jednak z wielką uwagą to, co się u nas dzieje na ziemskiej scenie.
Jednocześnie wciąż obserwujemy NOL-e i w miarę upływu czasu zobaczymy i usłyszymy o Nich jeszcze więcej...
ROZDZIAŁ XIII - Nadchodzące zmiany.
W mojej książce „The Sky People”, która została wydana 14 lat temu, ukazałem wiele symptomów psychicznych zmian, które właśnie nadchodzą i odnoszą się do mieszkańców naszej planety. Zmiany te odnoszą się także do samej planety Ziemi, jako ciała astronomicznego. Obecnie szybko wchodzimy w okres przejściowy jednej formacji w drugą. Nie mam wątpliwości co do tego, że przewidywania i proroctwa zaczną się sprawdzać - napisał swego czasu Hanck Hinfelaar - dyrektor Nowozelandzkiego Instytutu Badań Kosmicznych i wydawca czasopisma „Space View”.[187]
Krótko mówiąc, w czasie trwania naszej historii zdarzały się trzęsienia ziemi, ale nie o takiej sile i natężeniu, jakie obserwuje się w ostatnich latach. Od roku 1950 stwierdzono 400% wzrost ich ilości.[188] Jedna z najważniejszych przyczyn tego wzrostu jest przebiegunowanie pola magnetycznego Słońca w latach 1957-58, które zostało przewidziane i ogłoszone przez dr Harolda D. Babcocka z obserwatoriów na Mt. Palomar i Mt. Wilson.[189] Nieprzypadkowo właśnie w tym okresie podjęto prace nad programem badawczym Międzynarodowego Roku Geofizycznego. Samo zjawisko przebiegunowania pola magnetycznego nie pozostaje bez wpływu na układ sił panujący w Układzie Słonecznym. A jaki był jego wpływ na Ziemię?
Przed zmianą Biegunów Magnetycznych Słońca, ziemskie Bieguny były umieszczone w stosunku do słonecznych w wariancie N-S : S-N czyli występowało ich przyciąganie. Obecnie przy wariancie N-S : N-S przyciąganie Biegunów zastąpiono odpychaniem. Oczywiście dotknęło to wszystkie planety Układu, co może wyjaśnić ukazywanie się NOL-i w tej części Galaktyki oraz obecność tych obiektów w rejonach wzmożonych trzęsień ziemi.
W czasie kontaktu pomiędzy Garrym Wilcox'em a dwoma Przybyszami spoza Ziemi, w dniu 24 kwietnia 1964 roku, powiedziano mu, że w najbliższym czasie nastąpi wiele zmian we Wszechświecie, i że te zmiany dotkną także Układ Słoneczny[190] - m.in. Mars przesunie się na naszą ziemską orbitę. NB, Pozaziemianie odwiedzili Wilcoxa na jego własnej farmie w Newark Valley, NY, pojazdem o wymiarach 6,5 x 5,0 x 1,2 m i o zaokrąglonych końcach.[191]
Ci, którzy przeczytali „They Knew Too Much About Flying Saucers” autorstwa Gray'a Barkera przypominają sobie zapewne sprawę Berndera „nawiedzonego” przez trójką Ludzi w Czerni. Barker opowiada, jak to koledzy przeprowadzili wywiad z Benderem na temat tej wizyty.[192] Pomiedzy pytaniami, które wtedy padły, były także i te:
P.: Czy rząd wie o UFO?
O.: Rząd wie o tym, że Oni są tu od dwóch lat.
P.: Czy powiedzą o tym społeczeństwu?
O.: Rzecz w tym, że oni muszą to zrobić.
P.: Kiedy to nastąpi?
O.: Jeżeli nie w przeciągu najbliższych 5 miesięcy, to w czasie następnych 4 lat.
Wywiad ten miał miejsce w dniu 4 października 1953 roku, na krótko po uciszeniu Bendera przez MiB. Rząd także pozostał milczący. Jednakże co jest najważniejszym momentem w tym wywiadzie? - policzmy: październik 1953 plus 4 lata, daje nam października 1957 roku. Był to rok przebiegunowania Słońca, a zarazem szczyt „fali” NOL-i i środek Międzynarodowego Roku Geofizycznego!!!
Bender stwierdził, że MiB zdradzili mu sekret Latających Talerzy, ale czy powiedzieli coś o wpływie przebiegunowania Słońca na ziemską oś oraz o związku tego wydarzenia z ilością obserwacji NOL-i? interesujące. Być może odpowiedź ujrzy kiedyś światło dzienne.[193]
Zmarły w roku 1945 jasnowidz z Virginia Beach, FL, Edgar Cayce zostawił po sobie tysiące readings, które to proroctwa wygłaszał w transie hipnotycznym.[194] Był on również uzdrawiaczem - diagnostą i wyleczył tysiące ludzi, którzy zwątpili w umiejętności swoich lekarzy i tradycyjną medycynę. Cayce w swych proroczych wizjach tak mówi o przyszłości Ziemi:
Ziemia zatrzęsie się w zachodnich stanach Ameryki. Większa część Japonii pójdzie pod wodę. Górzyste partie Europy zmienią się w mgnieniu oka. Przy wschodnim brzegu Ameryki ukaże się nowy ląd. W Arktyce i Antarktyce wybuchną wulkany i nastąpi zmiana Biegunów Ziemi... Okres ten rozpocznie się w 1958 roku i będzie trwał do 1998 roku, a poznacie początek tego okresu po tym, że Jego Światła będą widoczne w obłokach...[195]
Coś takiego nie może się zdarzyć, gdyż proroctwa Końca Świata nie leżą w harmonijnym sposobie myślenia, aliści należy wziąć pod uwagę fakt, że ponad 15.000 readings, które sprawdzano i badano pod kątem wiarygodności uderza trafnością przepowiedni...[196]
Cayce jest największym jasnowidzem i uzdrawiaczem XX wieku, nie mający za sobą studiów medycznych. Paranormalnymi sposobami przewidział zmiany zachodzące na powierzchni naszego globu. Odszedł od nas na zawsze w 1945 roku, ale przewidział początek zmian na 1958 rok. Nie musi to oznaczać końca świata i ostatecznej zagłady Układu Słonecznego. Nasza planeta jest przygotowana na wypadek wielkich zmian.[197]
Najlepszym, co można zrobić, to obserwować zachodzące zjawiska, rozumieć je i być na nie przygotowanym. Nie poniesiemy żadnej szkody, gdy znajdziemy się we właściwym czasie i na właściwym miejscu, nie obawiając się ryku fal i rozstępującej się pod stopami ziemi.
ROZDZIAŁ XIV - Co wydarzyło się wcześniej?
Na całym świecie odnotowano wiele zapisów wskazujących na to, że starożytne cywilizacje, o których już zapomniano, posiadały bronie, które były jeszcze bardziej śmiercionośne, niż nasze obecne BMR - bronie A, B, C i N.
„Mahabharata” i „Ramayana” to eposy sanskryckie mające około 4.000 lat. Napisano je - a właściwie skompilowano z dzieł napisanych jeszcze wcześniej - w języku o wiele starszym, niż sanskryt.[198] Zawierają one opisy pojazdów, które kojarzą się nam współcześnie z NOL-ami, a które tam określano mianem Vimana czy rydwan niebieski.[199]
Współautor książki „Flying Saucers Have Landed” Desmond Leslie stwierdził w wywiadzie dla irlandzkiego magazynu „Scene”, że doszukał się w „Mahabharacie” opisów użycia statków kosmicznych, bomb wodorowych, promieni laserowych, itd. itp.[200]
Włosy stanęły mi dęba - wspomina - kiedy przeczytałem o >>Oku Kapilli<< - promieniach skupionych w wielkie wiązki, które mogły zetrzeć na pył wierzchołki odległych gór i o broni Brahmy, tak straszliwej, że: >>zawierała ona całą energię Wszechświata i nie wolno jej było użyć<<. Ale jej użyto i - cytuję dalej: >>Olbrzymi obłok z rykiem wzbił się w atmosferę, potężny błysk, silniejszy niż 1.000 słońc. Wojska zostały nim tak spalone, że tylko zarysy postaci pozostały na ziemi... Ci, co przeżyli, porzucili swoja broń i sprzęt, po czym wykąpali się w najbliższej rzece. Ale i tak po kilku dniach ich skóra poczerwieniała, włosy i paznokcie powypadały i zmarli na tajemniczą chorobę<<.[201]
W 1968 roku, BUFORA opublikowała artykuł D. Rodway'a pt. „Was the H-bomb Dropped 10,000 Years Ago?”[202] - temat ten sam, ale z pewnymi dodatkami. Jeden z nich brzmi dosłownie tak: ... starożytni autorzy są tak prawdziwi w swych opisach zdarzeń, że trudno jest wątpić w to, iż istniała zaawansowana cywilizacja tysiące lat temu. Bomba wodorowa nie jest czymś nowym. Dlaczego więc nie mówi się o tym w naszych szkołach? - czy tylko dlatego, że te zapisy są historią pogańskich Hindusów?...[203]
W samej rzeczy, te wydarzenia z historii subkontynentu indyjskiego nie są do przyjęcia w świetle historii chrześcijaństwa! „Mahabharata” opowiada o tym, jak to cywilizacja zniszczyła sama siebie wiele wieków temu, poprzez użycie straszliwych BMR i sił, które dzięki nim rozpętano. Równie dobrze mogłaby to być Atlantyka, Atlantyda, Mu czy Lemuria albo Lanka... Czy mamy powtórzyć historię jeszcze raz? Nie dopuśćmy do tej powtórki![204]
ROZDZIAŁ XV - Przepisy BHP przy CE.
Prawdziwi Niebianie nie zagrażają Ludzkości, aczkolwiek wzrastająca ilość doniesień i raportów o spotkaniach z wrogimi NOL-ami w latach ubiegłych powoduje to, że zaczynamy pomawiać Ich o nie-kosmiczne pochodzenie i lokalizujemy Ich źródła w naszym najbliższym sąsiedztwie.
Ponieważ nasze władze nie potwierdziły oficjalnie realności tych Spotkań, nie mówiąc już o samym ufozjawisku, to nie mogły podać także swoistych „przepisów BHP”, które powinny obowiązywać w przypadku Bliskich Spotkań - CE z NOL-ami. Zamierzam zatem uzupełnić naszą wiedzę w tym zakresie, jest ona bowiem nam niezbędna. Trudno jest na pierwszy rzut oka odróżnić wrogiego NOL-a od przyjaznego, a ta niewiedza może nas drogo kosztować. Wiedzą o tym ci, którzy zostali poszkodowani w czasie podchodzenia do Latających Talerzy.[205]
Żaden człowiek nie stanie w pobliżu pracujących śmigieł lub silników odrzutowych albo rakietowych ziemskich pojazdów powietrznych lub kosmicznych. Jest to równie niebezpieczne, jak przebywanie bezpośrednio pod wiszącym w powietrzu UFO, lub zbliżenie się do niego w czasie lądowania. W ten sposób narażamy się na niebezpieczeństwo udaru magnetycznego lub porażenia promienistego, co może doprowadzić do poparzeń i choroby popromiennej. Musimy pamiętać o tym, że pojazdy te otacza otoczka bardzo silnego pola elektromagnetycznego. Oczywiście takie przypadki wynikają z naszej lekkomyślności i wcale n i e d o w o d z ą wrogości pasażerów NOL-i. Mam obowiązek ostrzec Czytelnika przed takim sposobem myślenia!
Udokumentowano wiele przypadków lądowań NOL-i, których pasażerowie opuszczali pojazd w celu już to rozejrzenia się w terenie, czy już to by poczynić badania naukowe i w trakcie tego zostali zaskoczeni przez Ziemian. Piloci NOL-i w takich przypadkach używali pewnego rodzaju broni promienistej do czasowego obezwładniania intruzów. Umożliwiało to Im szybki powrót na pokład NOL-a i start. Obezwładnieni ludzie nie ponosili żadnych szkód poza czasowym paraliżem kończyn, który znikał po kilku czy kilkunastu minutach.
Typowym przykładem jest przygoda pewnego farmera, pana Masse'a, który zaskoczył swym pojawieniem się pasażerów owalnego NOL-a, który wylądował w dniu 29 czerwca 1965 roku, o godzinie 05:45 na polu w pobliżu Basses-Alpes na południu Francji. Monsieur Masse został wtedy sparaliżowany przez jednego z członków załogi tego pojazdu.[206]
Innym znowu przypadkiem zamieszczonym w FSR jest akcja funkcjonariuszy policji, którzy we dwójkę podjechali jeepem do płaskiego, owalnego obiektu wiszącego parę metrów nad ziemią. Incydent ten wydarzył się niedaleko miasta Olavarria w Argentynie. NOL wylądował nagle pomiędzy krzakami za pasem startowym, używanym przez lotnictwo wojskowe jako pas zapasowy, używany na wypadek awaryjnego startu czy lądowania.[207] Zacytuję tutaj fragment artykułu zamieszczonego w FSR, a opartego na nadesłanym przez pannę E. Greinert wydaniu „La Razon” z dnia 26 lipca 1968 roku:
... obok unoszącego się dysku stały także trzy dziwne postacie, mające ponad 2 m wzrostu i ubrane w srebrzyste uniformy. Krocząc powoli, osoby te skierowały się w kierunku garnizonu wojskowego. Zdziwiony i zaskoczony policjant usiłował zatrzymać je strzelając w powietrze, na szczęście nie trafiając nikogo. Naraz wszyscy trzej Ufici podnieśli ręce, w których mieli małe, świecące kule, co obezwładniło świadków tak, że nie mogli użyć broni. Tymczasem Przybysze powrócili do swego pojazdu, który zygzakując odleciał z wielką prędkością. Po Ich odlocie, świadkowie wrócili do zmysłów i pojechali do Olavarrii w celu zdania sprawy o tym wydarzeniu swym przełożonym.
Wielu z nas potępi takie zachowanie Przybyszów, zwłaszcza w stosunku do pana Masse'a, który był bezbronnym i nie miał w stosunku do Nich złych zamiarów. Jednakże nasz świat ma wielu niebezpiecznych mieszkańców, którzy często nawet bez powodu sięgają po broń, a incydent pod Olavarrią tylko potwierdza ten stan rzeczy. Musimy także wziąć pod uwagę i to, że Przybysze przylatują do nas z wielu światów, obszarów i wymiarów. Najbardziej rozwinięci z Nich nie mają potrzeby uciekania się do takiej taktyki - ostatecznie nasi Goście też mają swoje przepisy bezpieczeństwa w kontaktach z nami.[208]
Jednakowoż, jak wynika z tej książki, nie wszyscy Przybysze są aż tak przyjaźni, jak Ich malujemy. I cóż wtedy biedny policjant może zrobić w takim przypadku?
Większość lądowań NOL-i odbywa się na terenach odludnych - lasach, bagnach, tundrze, a nie np. na terenach podmiejskich czy parkach.[209] Jeżeli zobaczysz NOL-a wiszącego na małej wysokości ponad ziemią, czy podchodzącego do lądowania na niej, to najważniejszymi przykazaniami są:
1. Trzymaj się z dala od pojazdu!
2. Gdy w terenie zauważysz NOL-a, to w takim przypadku ukryj się za cokolwiek. Twoje zachowanie zostanie zauważone przez pilotów NOL-a i da im do zrozumienia, że jesteś istotą myślącą.
3. Kiedy znajdziesz się już za jakąś zasłoną, wtedy obserwuj NOL-a, jego otoczenie i jego oddziaływanie na otoczenie.
4. Jeżeli poczujesz fale gorąca na odsłoniętych częściach ciała, wtedy ukryj się całkowicie, wystawiając swe ciało jak najmniej na działanie gorąca.
Z drugiej strony, jeżeli NOL ląduje i załoga wychodzi na zewnątrz z przyjacielskim nastawieniem, to musisz sam podjąć decyzję czy wyjść zza ukrycia, czy nie. Co można jeszcze zrobić, by ponieść jak najmniejsze ryzyko w takich przypadkach? Po prostu przestrzegaj tej instrukcji.
Po odlocie NOL-a zawiadom jak najszybciej najbliższą jednostkę policji i jak najszybciej jak to jest możliwe napisz sprawozdanie o incydencie do FSR oraz do Contact International (Wielka Brytania), a jeżeli to miało miejsce za granicą, to prosimy powiadomić FSR i lokalną placówkę CI[210], a z braku takowej - miejscową grupę zajmującą się ufologią.
5. Jeżeli przebywałeś w pobliżu UFO powyżej godziny, to zgłoś się do lekarza w celu stwierdzenia, czy nie uległeś napromieniowaniu promieniami jonizującymi, lub czy nie odniosłeś innych szkód.
6. W żadnym przypadku nie okazuj paniki czy strachu, spokojnie obserwuj NOL-a zza ukrycia. Wszystko, co widzisz może być bezcenną informacją.
7. Nie dotykaj żadnej części pojazdu, bez uprzedniego upewnienia się u jego pilotów, że jest to nieszkodliwe dla zdrowia i życia
Powyższe instrukcje zaczerpnąłem ze słynnej książki Michaela J. Champione'a pt. „UFOs: 20th Century Greatest Mystery”[211], w której zawarto przepisy BHP dla kierowców
, pilotów i pieszych na wypadek spotkania z NOL-ami. Ponadto Champione kładzie nacisk na pewne kwestionowane praktyki, i tu zgadzam się z nim. Chodziło o wykorzystanie hipnozy do uzyskiwania informacji ufologicznych. Jeszcze nie udowodniono tego, że takie informacje uzyskaną tą drogą - drogą regresji hipnotycznej - są albo zmyśleniami, albo pochodzą od ludzi, którzy takie telepatyczne kontakty z Obcymi nawiązali. Oczywiście nie można zaprzeczyć, że ten sposób łączności jest możliwy i od dawna stosowany, ale jest on niestety jeszcze mało poznany, by można było mówić o obiektywizmie jako takim.[212]
Pogląd ten komunikuje się z poglądami Wellesley'a Tudora Pole'a, największego mistyka XX wieku, który już odszedł był od nas w inne światy. W. T. Pole - jak twierdzili Wtajemniczeni - był niewątpliwie najbardziej duchowo rozwiniętym człowiekiem naszych czasów i podobnie jak drugi mistyk, też już nieżyjący Joel S. Goldsmith zawsze wskazywał tym - co weszli na ścieżkę - niebezpieczeństwa zejścia na psychiczne manowce. Musimy o tym pamiętać stykając się z kontaktowcami i innymi mediami.
W. T. Pole był wielkim rzecznikiem i obrońcą dobrodziejstwa medytacji oraz pogodzenia się ze swym wnętrzem. Jego wspaniała idea minuty ciszy Big Bena o godzinie 09:00 przez Radio BBC w czasie ostatniej wojny była inspirującym przykładem siły milczącej modlitwy i nieprzeliczoną wartością dla milionów ludzi, gdziekolwiek by oni byli.[213]
ROZDZIAŁ XVI - Prawdziwi Kosmici.
No, a co z Kosmitami? Co możemy o Nich powiedzieć mając już w pamięci to, co napisano o Nich w tej książce? Czy to, że Oni zawsze są wśród nas? Stwierdziliśmy, że głównym źródłem informacji o Nich są mitologie, legendy, baśnie i podania z całego świata. I tak np. „Biblia” jest pełna opisów odwiedzin Kosmitów na Ziemi.[214] Słowo anioł pochodzi z greckiego ngelos co znaczy posłaniec. Aniołowie lub Posłańcy Boży są opisani w „Biblii” jako ci, którzy przybywają na Ziemię. I tak, kiedy trzech z nich przybyło do Abrahama, okazali się Oni porządnymi, solidnymi istotami z krwi i kości, bowiem pożywiali się i pili w jego domu.
Enoch[215] miał jeszcze bardziej znaczący kontakt. Nie dość, że przechadzał się z Bogiem, to jeszcze na dodatek odbył podróż z Aniołami[216] po Wszechświecie, gdzie pokazano mu wiele zdumiewających rzeczy, opisanych potem w Księdze Henocha.[217] A po długim - aż 365-letnim życiu[218] został przeniesiony, tzn. nie umarł, ale został zabrany do Boga. Nie była to śmierć w naszym ludzkim tego słowa znaczeniu:
Gdy Henoch miał 65 lat, to urodził mu się syn Matuzelach. Henoch po urodzeniu się Matuzelacha żył w przyjaźni z Bogiem przez trzysta lat i miał synów i córki. Ogólna liczba lat życia Henocha: 365. Żył więc Henoch w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł i nie było go, bo zabrał go Bóg.
Rdz 5,21-24
Mity greckie są pełne opisów ludzi z nieba, bo kimże byli bogowie i boginie mający swą bazę na górze Olimp, jak nie Kosmitami? Podobnie, jak w wielu krajach, folklor zachował ślady mieszania się bogów z tubylczą ludnością. To nie jest fantazja, ale raczej wbudowany w naszą pamięć ciąg wspomnień o złotych dniach Atlantydy, o dniach otwartego Kontaktu z Kosmitami.
Odkąd Kosmici opuścili nas po zagładzie Atlantydy, ludzie stopniowo zapominali o niej. Ale Oni wciąż obserwują Ziemię i stopniowy rozwój naszej cywilizacji. Od czasu do czasu pokazują się na niebie Ich statki, i od czasu do czasu Oni nawiązują indywidualne kontakty z ludźmi. Wiadomo, że od końca II Wojny Światowej liczba takich obserwacji ogromnie wzrosła, podobnie jak i liczba kontaktów. Większość z nich, to kontakty z Istotami z pobliża Ziemi, mniejszość z Kosmitami, którzy nie zaniechali ich także.
A teraz zajmijmy się raportami na ten temat. Zaczniemy od doniesienia prof. Richardo A. Frondizi, brata byłego prezydenta Argentyny.[219] Villa Carlos Paz jest całorocznym uzdrowiskiem ze względu na dobre, zdrowe i świeże powietrze. Właścicielem jednego z najlepszych moteli w tym mieście - La Cuestra - jest niejaki Pedro Pretzel. 13 czerwca 1968 roku, po obiedzie, który zjadł ze swą córką Marią-Eladią wyjechał w interesach do miasta.
Parę minut po północy - zeznał potem Pretzel - wracając do domu zauważyłem dwa czerwone światła, które początkowo wziąłem za tylne światła samochodu jadącego przede mną. Gdy zbliżyłem się do nich, światła poruszyły się i znikły. Pretzel wszedł do domu i zawołał córkę. Nie było odpowiedzi. Poszedł na górę do jej sypialni i tam znalazł ja leżącą bez przytomności na łóżku. A gry odzyskała świadomość, to uraczyła ojca dziwną opowieścią. - Widziałam człowieka z innego świata! - oświadczyła.
Po pewnym czasie historia ta trafiła do gazet i wielu dziennikarzy przeprowadziło wywiady z Marią-Eladią Pretzel, która jest miłą 19-latką mająca staranne wykształcenie.
Wedle jej słów, krytycznego wieczora zobaczyła ona silne niebieskawo-białe światło zalewające holl jej domu, wyszła zatem z pokoju, by zbadać sprawę. Wychodząc z hollu stanęła twarzą w twarz z wysokim mężczyzną o jasnych włosach, ubranego w jednoczęściowy ubiór koloru jasnoniebieskiego, pokrytego świecącymi skalami. W lewej ręce trzymał błękitną kulę. - Pozdrowił mnie uniesieniem ręki w górę i wtedy zauważyłam błonę spinającą jego cztery palce u dłoni. Mówił coś, czego nie zrozumiałam w nieznanym języku, który brzmiał jak chiński czy japoński. Maria-Eladia poczuła, że ten człowiek daje jej do zrozumienia, żeby się nie bała i że ma dobre intencje. W końcu gość wyszedł drzwiami wyjściowymi, a silne światła na zewnętrz znikły. Drzwi zamknęły się za nim same, choć byłam pewna, że nie dotykał ich - zapewniała Maria-Eladia. - Potem wróciłam do sypialni i straciłam przytomność. Gdy wrócił ojciec, to było już po wszystkim.
Na żądanie ojca Maria-Eladia została zbadana przez lekarza dr Hugo Vaggioni'ego, który określił jej stan zdrowia jako doskonały. Poza tym nie żywił żadnych wątpliwości, co do jej prawdomówności. Jest to przykład nieszkodliwego kontaktu z Kosmitami.
Poza tym wielu ludzi sygnalizowało kontakty z Kosmitami w ciągu ostatniego 20-lecia, m.in.: Adamski, Bethurum, Menger, Fry, Angelucci, George van Tassel[220] i w Zjednoczonym Królestwie - Arthur Shuttlewood.[221] Kontakty tego ostatniego miały miejsce w Warminster, Wiltshire, gdzie zaobserwowano znaczne nasilenie aktywności NOL-i w przeciągu ostatnich 3 lat.[222]
Moim zdaniem, nie wszystkie te kontakty były żartami czy kłamstwami. Mamy około 2.000 doniesień o lądowaniach NOL-i, a w samym 1967 roku, w specjalnym wydaniu FSR zatytułowanym „The Humanoids” opublikowano relacje z 300 miejsc lądowań UFO, wraz z pełną dokumentacją tych faktów.
Podzielam pogląd, że NOL-e przybywają z wielu przestrzeni, wszechświatów i wymiarów. Możemy je obserwować i śledzić, ale ponad wszystko musimy mieć otwartą głowę. Nie wolno nam przeoczyć czegokolwiek, jednak absurdem byłoby brać wszystko za dobrą monetę, bo n i e m o ż n a akceptować wszystkiego bezkrytycznie. Mam jednak nadzieję, że coś wreszcie ruszy do przodu i kamyki mozaiki wskoczą na swe właściwe miejsca.
ROZDZIAŁ XVII - MiW - Ludzie w Bieli.
Parę miesięcy temu, w rozmowie na temat NOL-i, którą nadało londyńskie radio, spiker napomknął o aktywności Ludzi w Czerni. Natomiast w swej długiej wypowiedzi, pewna pani dowodziła, że istnieją także Ludzie w Bieli - Men in White. Ci Ludzie w Bieli są wśród nas, bez przerwy i w każdym czasie. Nie noszą Oni żadnych białych szat, ale znani są dzięki Jasności Dobroci, którą rozsiewają wokół siebie. Byli wśród Nich tacy ludzie, jak: Jezus z Nazaretu zwany Chrystusem, książę Siddartha Guatama Śakjamuni zwany Buddą, Kriszna - Ósmy Avatar Wisznu, Mahomet - Muhammad ibn Abd Allāh i inni cudowni nauczyciele oraz uzdrawiacze ciał i dusz. W naszych czasach takimi cudownymi ludźmi byli bracia Mandus i Harry Edwards oraz inni - emanujący szczęściem i dobrą wolą.[223]
Ludzie w Bieli próbują uleczyć nałogowych alkoholików i narkomanów pracując nad nimi w szpitalach i hospicjach oraz takich organizacjach, jak Czerwony Krzyż, Czerwony Półksiężyc, Armii Zbawienia i innych stowarzyszeniach charytatywnych.
Ludzie w Bieli pracują najczęściej jako strażacy, policjanci, lekarze pogotowia, ratownicy wodni, morscy i górscy - wszędzie tam, gdzie mogą pomóc ponosząc osobiste ryzyko. Listę tą można by ciągnąć na wiele stron, ale wystarczy powiedzieć, że nasza planeta jest błogosławiona dzięki obecności tych wszystkich dobrych ludzi przez duże L. I chociaż nasz świat jest pełen zła i zbrodni, to nie zginie dzięki temu, że Ludzie w Bieli są wśród nas...
ROZDZIAŁ XVIII - Rewolucja młodości.
Wielu ludzi ze starszego pokolenia spogląda z niepokojem na wzrastającą młodzież, która odbija się od ich towarzystwa. Ci rebelianci przeciwko egzystującemu establishmentowi noszą długie włosy, często do ramion i kolorowe, niecodzienne stroje. A przecież wielu z nich nie wie, że za czasów Karola I długie włosy były szczytem elegancji i mody, co łatwo można sprawdzić w każdym sądzie.[224]
„Odrzuceni” od społeczeństwa młodzi ludzie znani są dzisiaj pod nazwami Beatników, Dzieci Kwiatów i Hippisów.[225] Jednakże od pewnego czasu zarówno krytycy jak i sympatycy ze starszego pokolenia zdali sobie sprawę z tego, że to ci właśnie „młodzi gniewni” zajmą kiedyś miejsce w ogniwach decydenckich. W ostatnim z serii trzech interesujących artykułów, ich autorka Sheila More napisała tak: ...Wielu z nich idealizuje antyczne wartości duchowe i ogłasza przeżytek wyższych klas. Drudzy pracują na roli, starając się żyć bliżej natury dążąc do samowystarczalności.[...][226] [...].[227]
ROZDZIAŁ XIX - Pomost.
Przeciwko tej książce można wytoczyć dwa zarzuty: 1o - poświęcono tutaj zbyt wiele miejsca ciemnym i negatywnym siłom, i 2o - praca ta nie trzyma się sensu stricte tematu obserwacji NOL-i, ale zbacza także w kierunku metafizyki i innych paranauk lub nauk z pogranicza wiedzy i fantastyki. Odpowiedzi są jasne. Odnośnie pierwszego zarzutu, to oczywistym jest, że tematyka ufozjawiska nie może być rozpatrywana jako barwne show dla przeciętniaków. Nikt nie lubi negatywnej strony zjawiska NOL, jednakże błędem jest jej lekceważenie. Spotkania z wrogo nastawionymi NOL-ami i aktywność MiB nie może być zignorowana. Stoimy w obliczu narastającego zagrożenia ze strony niewidzialnych światów i przestrzeni otaczających naszą planetę...
A teraz zarzut drugi. Temat NOL-i, to temat naprawdę szeroki. temat ten zawiera wszystko, co we Wszechświecie, a także... poza nim. Jeżeli istnienie NOL-i zostanie otwarcie zaakceptowane przez Ludzkość, to wszystkie książki o nich będzie można wyrzucić na przemiał. Natomiast wszelkie domniemania z zakresu matematyki, fizyki, astronomii, religii, historii, inżynierii, itd. itp. ulegna drastycznej przemianie.
W ciągu trwania naszej historii Kosmici utrzymywali z nami kontakt, bez względu na to, że kontakt spontaniczny zerwał się parę tysięcy lat temu, to tym niemniej Oni kontaktują się z pojedynczymi osobami.[228] I to jest właśnie zjawisko „nawiedzenia” czy jak kto woli - „objawienia”.[229] Klasycznym przykładem na powyższe jest seria kontaktów z dziećmi, znana pod nazwą „objawienie fatimskie”.[230] I jak zawsze, tak i w tym wypadku „objawienia fatimskiego”, Oni byli widziani przez ludzi, którzy nie mieli pojęcia o kontaktach z pozaziemskimi cywilizacjami.[231] Mówiąc w skrócie i jak najogólniej, spotkania te nie miały przebiegu takiego, jak w popularnych komiksach w stylu „Marsjanie lądują” czy „Prowadź mnie do szefa”, a miały kilka stadiów i nie były bezowocne, nawet biorąc pod uwagę fakt, że w naszym skłóconym i podzielonym świecie nie często trafiają się ludzie o otwartych umysłach. Gorzkie to, ale niestety - prawdziwe. A jednak ludzie ci tworzą kilka zintegrowanych grup, które komunikują się ze sobą na całym świecie. Wysoce możliwym jest to, że następnym posunięciem Kosmitów będzie grupowy kontakt z nami, jako krok przygotowawczy do otwartego i pełnego Kontaktu z Ludzkością.[232]
Tymczasem działalność ciemnych sił Zła, wojen, głodu, przemocy i ucisku ma wciąż - niestety - wzrastający wskaźnik. Może zatem stać się tak, że Oni będą czekać na stronie aż do wyklarowania się sytuacji na Ziemi. Nie znaczy to, że zostaniemy przez Nich opuszczeni. Ależ skąd! Oni nie zostawią nas samych. To jest kwestią Prawa Kosmosu, które brzmi: NIE ZOSTAWIA SIĘ SŁABSZEGO SAMEGO WOBEC KOSMOSU I... SIEBIE SAMEGO. Jest czymś normalnym, że wyższe cywilizacje nie ingerują w sprawy cywilizacji niższych. Czym się to kończy - wiemy sami. Kiedyś wykończyliśmy fizycznie i psychicznie dzikie plemiona poprzez wprowadzanie w nie misjonarzy, szerzących chaos przy pomocy „Biblii” i butelki wódki. Natomiast Kosmici wiedząc, jak niebezpieczną jest taka ingerencja, siedzą - jak na razie - cicho.[233] Z tego powodu pozostawili nasz rozwój nam samym, i jedynie obserwują nas, a od czasu do czasu podrzucając nam niektóre pomysły i rozwiązania.[234] I na tym koniec.
W naszym odczuciu planeta Ziemia m u s i być uwolniona od wszystkich swych bolączek p r z e d otwartym Kontaktem z Nimi. A zanim ten czas nadejdzie, możemy zobaczyć ostatnie podrygi utożsamianych ze Złem ciemnych sił, (których przedstawiciele zamieszkują niewidzialne otoczenie naszego globu), usiłujące opanować umysły mieszkańców powierzchni Ziemi.[235]
Pewnego krytycznego dnia Bogowie-Kosmici zaczną nawiązywać z nami grupowe kontakty i to we wzrastającej liczbie. Jednak zaznaczam, że wszystkie grupy muszą działać delikatnie i ostrożnie. „Biblia” wprost ostrzega przed fałszywymi prorokami, bowiem ci, którzy żyją w niewidzialnych światach chcieliby zablokować postęp tych kontaktów i w rezultacie zająć miejsce Bogów Przestrzeni Kosmicznej. Ale i tak ci z nas, którzy są do tego przygotowani, będą wiedzieli instynktownie, a w słowach A POZNACIE ICH PO OWOCACH odnajdą właściwą wskazówkę.
Obecnie na Ziemi istnieje międzynarodowa organizacja o nazwie Contact International.[...][236] Ludzie ci chcą stworzyć tytułowy POMOST przez który Bogowie-Kosmici mogliby skontaktować się z życzliwymi im mieszkańcami Ziemi, będącymi na najlepszej drodze do Prawdy. Właśnie cos takiego jest piramidalnie ważnym w czasach, kiedy upadają niepodważalne sądy, opinie i autorytety, nie wspominając już o ugruntowanych teoriach.
Kilku wielkich Nauczycieli rzekło: Wy możecie zdobyć Królestwo Niebieskie! To prawda oczywista, możemy - ale nie poprzez szkodliwe moralnie, mentalnie i somatycznie narkotyki. Mieli Oni na myśli coś, co było rezultatem nagłego, przemożnego Objawienia, które czasami nachodzi człowieka tak, jak św. Pawła na drodze do Damaszku.
ROZDZIAŁ XX - Odniesienia.
Szekspir w „Hamlecie” wygłosił niepodważalną prawdę: Jest wiele rzeczy na niebie i ziemi, o których się nawet filozofom nie śniło. No cóż - mówi się, że poeta ponad wszystkich artystów jest bliższy Bogu. Może i tak jest... Szekspir nie był nie był tylko dramaturgiem, ale i natchnionym poetą. Być może poeci będący tak blisko Boga, są w stanie przechwycić przebłyski kosmicznych tajemnic, niedostępnych nam - zwykłym śmiertelnikom. Intuicyjnie wyczuwają istnienie innych światów i wymiarów, gdzie Inne Istoty pędzą swój żywot. [...][237]
ROZDZIAŁ XXI - Łączność.
Słowo „łączność” jest najprawdopodobniej najważniejszym słowem w Kosmosie. Gdybyśmy mogli i umieli porozumiewać się nawet pomiędzy sobą, to o ile mniej wojen, gwałtów i zbrodni byłoby na tej planecie. Prawdziwa łączność jest prawdziwym aktem Miłości, Przyjaźni i Braterstwa. Jest czymś oczywistym, że nasze sposoby komunikowania się nie są doskonałe, a system komunikowania się jest błędny w swych założeniach i metodach.
Żyd nie czuje się szczęśliwy na widok Araba i vice-versa. Biali nie cierpią czarnych i na odwrót. Podobnie ma Wschód z Zachodem, Północ z Południem, Rosja z Chinami. Jednym słowem nasz świat, to jeden potworny bałagan.[238] [...]
W roku 1968 opublikowano w „The Allende Letters” artykuł B. Steigera pt. „Found: A Language of Space”, w którym opisano fascynującą pracę dr W. Johna Weilgarta z zawodu psychoterapeuty o nauczaniu języka aUI - Języka Kosmosu.[239] Według Steigera: ... język aUI zawiera 30 dźwięków i odpowiadających im symboli. Można się go nauczyć w czasie godziny. Sam pomysł tego języka narodził mu się w wieku 5 lat, a potem opisał go w poemacie pt; >>Johnny's Message<<. Piękno języka aUI leży w tym, że jest on miły dla ucha. Nie ma w nim synonimów, homonimów, podwójnych znaczeń i gry słów. Gdyby rozpowszechniono ten język, to nie byłoby wojen, ponieważ wtedy wszyscy mówilibyśmy językiem Miłości, w którym wrogość nie ma swego odpowiednika!
Wydaje mi się, że to jest ta właściwa odpowiedź. Tak prosta i łatwa do przyswojenia - jednakże pod warunkiem, że język aUI będzie uczony w szkołach na całym świecie, a także studiowany dogłębnie przez uczonych, polityków i wojskowych.
ROZDZIAŁ XXII - Droga do gwiazd.
Jak wcześniej powiedziano, astronomowie zgadzają się ze stwierdzeniem, że we Wszechświecie znajdują się miliardy gwiazd, a większość z nich ma zamieszkałe planety.[240]
Czynnikiem, który osłabia wiarę w pozaziemskie pochodzenie NOL-i jest ogrom odległości oddzielających gwiazdy od siebie. Naszym najbliższym kosmicznym sąsiadem gwiezdnym poza Słońcem jest gwiazda Proxima Centauri albo Toliman C[241] - odległa od nas o 4,27 ly. zrozumiemy to bardziej, kiedy odległość tę wyrazimy w kilometrach - wynosi ona aż 41.000.000.000.000 - czyli 4,1 x 1013 km! Tyle właśnie wynosi odległość do najbliższej gwiazdy. A ile takich gwiazd znajduje się w Galaktyce? A ile galaktyk we Wszechświecie? Doprawdy, astronomowie liczby te nie bez kozery kojarzą z odległościami w Kosmosie!
A teraz popatrzmy na to z innej strony - nie ograniczonej naszym sposobem myślenia. Jest oczywistym, że na milionach planet rozwinęło się życie, i to rozumne. Jeżeli przyjmiemy ten pogląd, to dopuścimy także myśl o możliwości istnienia cywilizacji o wiele starszych i bardziej rozwiniętych, niż nasza własna - w sensie technicznym i duchowym.
Nasza ziemska cywilizacja liczy sobie około 2.000 lat rozwoju technologicznego.[242] Przez tysiące lat byliśmy na poziomie konia i koła
. Naraz pojawiła się maszyna parowa, potem samochód, kolej, laser, samoloty tłokowe i odrzutowe, radio, TV, radar, Telstar, Concorde, loty kosmiczne i rozwój całych gałęzi związanego z nimi przemysłu.[243] Te wszystkie wynalazki, które wymieniłem powyżej, to produkt ostatnich dwóch stuleci!
Jasne. A teraz wyobraźmy sobie, co mogą osiągnąć istoty rozumne, zamieszkujące światy w odległościach tysięcy lat świetlnych i wyprzedzające nas w rozwoju o 1.000, 10.000, milion czy miliard lat. Czyż nie jest do przyjęcia fakt, wynalezienia przez Nich sposobów przebycia tych kosmicznych odległości?
Wielu uczonych twierdzi, że podróże takie w zasadzie są niemożliwe, a to z powodu ograniczonej prędkości, z jaką mógłby się poruszać statek kosmiczny, a która mogłaby wynosić znaczny ułamek prędkości światła - c. Ta prędkość jest największą i zarazem graniczną prędkością w Kosmosie, zgodnie z OTW i STW Alberta Einsteina. Ale to nie tak do końca, bowiem Einstein twierdził, że prędkość światła jest punktem, w którym masa obiektu wzrasta do nieskończoności.[244]
Kilku uczonych stwierdziło, że istnieje możliwość poruszania się z v > c, i kiedy przekroczymy barierę świetlną, to przekroczymy też granice naszej czasoprzestrzeni i wejdziemy w nieskończoną teraźniejszość, o której mówią mistycy.[245]
Po przekroczeniu progu c, znane nam pojęcie czasu przestanie istnieć, co spowoduje dziwne konsekwencje. Czas zatrzyma się w miejscu, a my sami przeniesiemy się w inny wszechświat, w inne continuum. Wygląda więc na to, że Oni używają jakiegoś paranormalnego rodzaju energii, jak np. siły myśli w celu przemieszczania się na tak wielkich dystansach.[246] Być może Oni są w stanie wytworzyć mentalne pole siłowe, które eliminuje grawitację. A kto wie, czy nie jest to jeszcze coś innego, o czym nie mamy jeszcze zielonego pojęcia? [...]
ROZDZIAŁ XXIII - Król Jacquerii.
W książce tej ukazałem kilka niezwykłych aspektów zjawisk towarzyszących fenomenowi NOL-i. przywodzi to na myśl mit puszki Pandory, z której wyszły na świat MiB, wrogie nam NOL-e i inne niezwykłości, żyjące w niewidzialnych światach, sąsiadujących z naszą planetą.
W roku 1966, większość autorów przyjęła za pewnik pozaziemskie pochodzenie NOL-i, i jest on zawsze brany pod uwagę przez szanujących się badaczy. Jednakowoż przyjęto równoległą hipotezę, innowymiarowego pochodzenia Przybyszów, którzy penetrują nasz 4-wymiarowy Wszechświat. [...]
We wcześniejszym rozdziale przedstawiłem pokrótce prace i przewidywania Edgara Cayce'a. Jednakże nie sposób ominąć tutaj drugiego proroka i jasnowidza z XVI stulecia - Michela de Nostre Dame zwanego Nostradamusem (1503-1566).[247] Ten zdumiewający człowiek przewidział - i to poprawnie - m.in. powstanie Cromwella, Rewolucję Francuską, podał dokładną datę upadku Linii Maginote'a w czasie II Wojny Światowej, rozbicie sił „Osi”, i inne wydarzenia, które miały miejsce w 400 lat po jego śmierci. Jest też wiele przepowiedni Sądu Ostatecznego. Proroctwa te się jakoś nie spełniły, mimo tego, że wielu ludzi wierzy w nie i niejednokrotnie prasa podawała fakty gromadzenia się ludzi na szczytach gór w oczekiwaniu na Armageddon.
Jednakże obaj: Cayce i Nostradamus są klasą samą dla siebie. Cała bowiem trudność prognozowania polega na przewidywaniu rozwoju łańcucha przyczyn i skutków. Im dłuższy jest ten łańcuch, tym bardziej niepewna jest przepowiednia. Kompilacja wielu czynników stwarza zasadniczą trudność w bardziej czy mniej trafnym przepowiadaniu przyszłości, więc na dobrą sprawę sytuacja przedstawia się tak: im dalej w przyszłość, tym stopień pewności sprawdzenia się danej prognozy asymptotycznie zbliża się do zera.
Przepowiednie Nostradamusa są tak fantastyczne, ae w wielu przypadkach się sprawdziły. Tak czy owak - Nostradamus widział przyszłość, a to, co w niej dojrzał - zawarł w 900 czterowierszach. Jeden z nich jest bardzo ważny i mówi o wydarzeniach mających nastąpić w 1999 roku:
W roku 1999 i w siódmym miesiącu
Z nieba przybędzie potężny Król
Ponownie powstanie wielki Król Jacquerii
Nostradamus nazywa go alarmująco potężnym królem i mówi, że przybędzie z nieba, a będzie potężnym przez swą wiedzę, możliwości i umiejętności. Samo słowo król może oznaczać również rząd, organizację czy coś podobnego, a idee przezeń reprezentowane będą rzeczywiście nie z tego świata, i nie będą one akceptowane przez ludzi pragnących zachować status quo ante, a zatem sytuację ekonomiczna i materialistyczno-hedonistyczny styl życia jak dawniej.[249] Ci ludzie nie pogodzą się z Jego przybyciem, ale ten Gość nie wprowadzi swych nowatorskich idei w życie.
Część ludzi pójdzie jednak za tymi ideami i zacznie żyć po nowemu, co jak określa Nostradamus - będzie powrotem Króla Jacquerii. Określenie Jacqueria - żakieria - jest bardzo ważne i symbolizuje dwie rzeczy: 1o - niezależność naszej planety, i 2o - stosunki kulturalne z innymi światami.
A cóż to właściwie znaczy - żakieria? Odpowiedź można znaleźć w „Encyclopaedie Britannica” wydanie 11, i brzmi ono tak:
Żakieria - rewolta chłopska, która wybuchła we Francji, w Île de France i Beauvais, w koncu maja 1358 roku. Powodem były znaczne straty poniesione przez chłopstwo w Wojnie Stuletniej, ucisk przez szlachtę oraz starcia pomiędzy chłopami, a uzbrojoną w piki milicję ze St. Leu, w dniu 28 maja 1358 roku. Zamieszki te przerodziły się w otwarty bunt. W wyniku rebelii zniszczono wiele zamków w okolicach Oise, Breche i Therain. Rebelia została zdławiona przez króla Nawarry - Karola Złego w bitwie pod Mello w dniu 10 czerwca 1358 roku, a szlachta wzięła straszliwy odwet na chłopstwie, dokonując krwawej masakry i prześladowań przywódców rewolty[250].[251]
Wydarzenia te miały miejsce jeszcze przed Nostradamusem, ale słowo żakieria oznaczające chłopstwo było wciąż w obiegu, w chwili, gdy pisał on swe proroctwa. Oczywiście nie miał on na myśli tego, że w roku 1999 Król z Nieba stanie się królem chłopstwa w którymś z departamentów Francji. Użyto tego słowa w znaczeniu wszystkich uciskanych ludzi na całym świecie. Można zatem powiedzieć, że wielki władca narodzi się właśnie wśród tych ludzi[252].[253]
ROZDZIAŁ XXIV - Operacja „Ziemia”.
W książce tej usiłowałem wykazać, że istnieją dwie opozycyjne do siebie siły działające w naszym najbliższym otoczeniu, a które interesują się nami. Pierwszą z nich stanowią Kosmici - ciągle obserwujący nas z dystansu, drugą - Istoty żyjące w naszym najbliższym otoczeniu, a także - czego się nie da wykluczyć - we wnętrzu Ziemi. Obie te siły toczą ze sobą cos w rodzaju „wojny”, która w odróżnieniu od naszych „ziemskich” wojen, jest grą o pozyskanie umysłów ludzkich i dominację którejś ze stron nad Ludzkością[254].
Obecnie stroną dominującą są negatywne siły, pochodzące z aury ziemskiej skorupy astralnej, lub wnętrza globu, co powoduje wzrost ilości zbrodni, zboczeń i gwałtów na powierzchni Ziemi.[255] Jednakże Kosmici też manifestują swą obecność ukazując się swymi pojazdami nad skupiskami ludzkimi, na ekranach radiolokatorów, demonstrując swe niesamowite możliwości, bulwersując miliony ludzi na całym świecie. Ich powrót zapowiedziała „Biblia” i Nostradamus. Podsumujmy więc następujące spostrzeżenia:
1. W związku z przebiegunowaniem solarnego pola magnetycznego, co miało miejsce w latach 1957-58 wzrosła o 400% ilość trzęsień ziemi, co z kolei powoduje - zgodnie z wersją Cayce'a - wynurzenie się zatopionego lądu Atlantydy.
2. Na powierzchni naszej planety zanotowano alarmujący wzrost przestępczości. Wyjaśniłem ten fenomen w poprzednich rozdziałach.[256]
3. Niezbitym faktem jest działalność wrogich nam NOL-i, wspierana przez MiB. Pojazdy te porywały ludzi w różnych celach
, np. dokonywania badań lekarskich czy genetycznych. Proszę nie zapominać o zniknięciach statków, samolotów i ludzi w Trójkącie Bermudzkim, czy o ataku na wartowników w Ft. Itaipu. Jednakże nie wszystkie NOL-e są nam wrogie. Stwierdzenie takie byłoby dalekim od prawdy.
4. Tymczasem Bogowie-Kosmici trzymają się na razie z daleka, kontaktując się od czasu do czasu z pojedynczymi osobami, przygotowując grunt do ponownego kontaktu z nami. Może to być rozumiane, jako wielkoskalowa operacja, nie tyle ingerująca w fizyczną strukturę naszej planety, ile przebudowa naszej świadomości.
I to jest właśnie OPERACJA ZIEMIA. Ma ona na celu podciągnięcie na wyższy poziom życia zgodnie z najlepiej pojętym duchem chrystianizmu, bez strachu przed Nadchodzącym. Można rzec: bogowie opiekują się swoją własnością. To prawda, musimy oswoić się z Nieskończonością...
DODATEK - Relacja adm. Byrda.
Admirał Richard Eretyn Byrd wywodził się z jednej z najlepszych rodzin w Wirginii. Jeden z członków jego rodziny założył w 1737 roku Richmond, stolicę Wirginii.
Urodził się 24 października 1888 roku w Winchester (Wirginia) Uczęszczał najpierw do szkół w swoim mieście rodzinnym. Wkrótce okazało się, że płynie w nim krew poszukiwacza przygód. Już w wieku 12 lat przedsięwziął podróż dookoła świata. Ostatecznie ukończył szkołę wojskową w Wirginii i wstąpił do akademii morskiej, gdzie w 1912 roku otrzymał dyplom. Trzy lata później jako 27 letni oficer marynarki ożenił się z dziewczyną z dystyngowanej rodziny z Nowej Anglii, gzie wówczas wraz ze swoją rodziną mieszkał.
W czasie II wojny światowej Byrd dowodził amerykańską marynarką na kanadyjskich wodach. W 1922 roku został mianowany na stopień komandora-porucznika w stanie spoczynku. Zdecydował się wówczas całkowicie poświęcić badaniom nad biegunami polarnymi.
W roku 1926 przeleciał pierwszy raz nad biegunem północnym, a w czerwcu następnego roku przedsięwziął dramatyczny lot transatlantycki z Nowego Jorku do Ver-sur-Mer w Normandii. 6000 kilometrów przebył w 46 godzin. Byrd przewodził tez wyprawom
na Arktykę, a w roku 1929 za swoje zasługi został awansowany na stopień kontradmirała. Jednak swoje największe odkrycia miał dopiero przed sobą. W 1947 roku wleciał 2700 kilometrów w otwór ziemi na biegunie północnym. Dziewięć lat później, 13 stycznia 1956 roku uczynił to samo na biegunie południowym. Tym razem jednak wleciał 3700 kilometrów do wnętrza ziemi. Zmarł 2 marca 1957roku nie doczekawszy się oficjalnej publikacji swoich dzienników.
Przedmowa Admirała Byrda
Ten dziennik piszę w tajemnicy, zawiera on moje notatki na temat lotu nad Arktyką, który miał miejsc 19 lutego 1947 roku. Jestem pewien, że nadejdzie taki czas, kiedy wszystkie domysły i rozważania ludzi przemienią się w błahostki i że nie zbitość oczywistej prawdy wygra w tej walce. Wolność słowa jest mi zabrana, nie mogę opublikować swoich notatek i być może nigdy nie ujrzą one światła dziennego. Lecz wypełniłem swoje zadanie i to, co przeżyłem przeczytasz w moich notatkach. Jestem dobrej myśli, mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, kiedy żądza i władza pewnej grupy ludzi nie będzie w stanie powstrzymać prawdy.
Z dziennika pokładowego
Mamy poważne turbulencje powietrzne. Wznosimy się na wysokość 2.900 stóp (około 885 metrów). Warunki lotu są dobre. Pod nami widzimy ogromne masy śniegu i lodu. Spostrzegamy, że śnieg pod nami jest zabarwiony na żółto. Zabarwienie to ma prosty wzór. Schodzimy niżej, aby lepiej się temu zjawisku przyjrzeć. Teraz możemy rozpoznać także inne kolory jak czerwony oraz lila wzory. Przelatujemy nad tym obszarem jeszcze dwa razy,
Żeby potem znowu wrócić na nasz dotychczasowy kurs. Łączymy się z naszą bazą przekazując wszystkie informacje dotyczące wzorów i zabarwienia śniegu i lodu. Nasze kompasy wariują. Zarówno kompas magnetyczny jak i żyrokompas kręcą się wokół i wibrują. Nie możemy za pomocą naszych przyrządów sprawdzić miejsca lokalizacji i kierunku. Pozostaje nam tylko kompas słoneczny. Dzięki niemu możemy utrzymać kierunek. Wszystkie przyrządy działają bardzo wolno. Możemy stwierdzić oblodzenie. Przed sobą widzimy góry.
---oooOooo---
Wznosimy się na wysokość 2.950 stóp (ok. 900 m.). Znowu wchodzimy w turbulencje.
---oooOooo---
Przed 29 minutami widzieliśmy po raz pierwszy góry. Nie pomyliliśmy się. Mamy przed sobą całe pasmo górskie. Nie jest zbyt duże. Nigdy przedtem go nie widziałem.
---oooOooo---
Przelatujemy bezpośrednio nad pasmem gór. Lecimy prosto, ciągle w kierunku północnym.
---oooOooo---
Za pasmem górskim znajduje się mała dolina. Przez dolinkę tą przepływa rzeka. Jesteśmy zdziwieni: przecież tu nie może być żadnej tego typu doliny tym bardziej zielonej. Nic z tego nie rozumiemy. Pod nami muszą być masy śniegu i lodu a tu po lewej stronie widać zieleń drzew, które porastają góry. Nasze przyrządy nawigacyjne w ogóle nie działają.
---oooOooo---
Schodzę 1550 stóp (ok. 470 m.) w dół.
---oooOooo---
Obracam samolot ostro na lewo. Tylko w taki sposób mogę lepiej zobaczyć dolinę pod nami. Ta zieleń nie ma prawa tu być . Cała dolina i zbocza gór pokryte są drzewami i mchem. Jest tu inne oświetlenie, nie widać już tu słońca,.
---oooOooo---
Znowu skręcamy w lewo. Spostrzegamy ogromne zwierzę pod nami. To mógłby być słoń. Nie ! To nieprawdopodobne, ale on wygląda jak mamut .
---oooOooo---
Schodzę jeszcze niżej. Jesteśmy na wysokości 1000 stóp (ok. 305m.).
---oooOooo---
Patrzymy na to zwierzę przez lornetkę: to mamut lub bardzo podobne do niego zwierzę. Informujemy o tym bazę, opisuję to co widzimy.
---oooOooo---
Tymczasem przelatujemy nad resztą małych, porośniętych drzewami i mchem gór.
Znowu jestem zdziwiony, nic nie rozumiem. Wszystkie przyrządy działają. Zrobiło się ciepło jest 74 stopnie Fahrenheita ( 23 st. C. ) na termometrze. Trzymamy kurs. Po paru minutach kontakt drogą radiową z bazą został zerwany , sprzęt łącznościowy przestał działać.
Teren pod nami staje się coraz bardziej płaski. Nie wiem , czy dobrze się wyrażę , ale wszystko dzieje się zupełnie normalnie - przed nami wyłania się miasto !!! TO NIE MOŻLIWE . Wszystkie przyrządy przestają działać. Tracimy kontrolę nad samolotem. Mój boże co tu się dzieje, co będzie z nami.
---oooOooo---
Widzimy jakieś latające obiekty. Są one bardzo szybkie i lecą równolegle do toru naszego samolotu. Są tak blisko, że mogę dokładnie zobaczyć ich oznaczenia. Jest na nich pewien ciekawy symbol przypomina swastykę. Nie mam pojęcia gdzie trafiliśmy nie wiem gdzie jesteśmy ani co się z nami stało. Sprawdzam nasze przyrządy, nadal nie działają.
---oooOooo---
Zostajemy otoczeni przez pojazdy w kształcie talerza. Mamy poczucie osaczenia, pułapki. Latające obiekty promieniują własnym światem.
---oooOooo---
Coś zawarkotało w naszym radiu* Jakiś głos zaczął mówić do nas po angielsku z niemieckim akcentem:
„WITAMY NA NASZYM TEYTORIUM, ADMIRALE!!! Dokładnie za siedem minut pozwolimy wam lądować. Proszę się odprężyć Admirale nic złego się wam nie stanie.”
Od tego moment nasze silniki przestały działać. Kontrola nad naszym samolotem jest w obcych rękach.
---oooOooo---
Otrzymujemy właśnie kolejną informację, po czym niezwłocznie zaczynamy lądować. Przez cały nasz samolot przechodzi ledwo zauważalne, lekkie drżenie. Samolot opada ku ziemi. Odnosimy wrażenie jak byśmy znajdowali się w jakiejś ogromnej, przezroczystej windzie. Unosimy się lekko nad ziemią, dotykanie ziemi jest ledwo odczuwalne. Jednocześnie czujemy krótkie, lekkie uderzenie.
---oooOooo---
W pośpiechu robię mój ostatni pokładowy zapis.
---oooOooo---
Grupa kilku mężczyzn podchodzi do naszego samolotu. Są wysocy i mają blond włosy. Dalej, wgłębi widzę oświetlone miasto. Wydaje się ono promieniować kolorami tęczy. Mężczyźni są chyba nieuzbrojeni. Nie wiem, co nas jeszcze czeka. Jakiś głos wzywa wyraźnie moje imię i wydaje mi rozkaz - „Otwierać!” Jestem posłuszny i wykonuję ten rozkaz.
---oooOooo---
Tutaj kończą się moje zapiski w dzienniku.
---oooOooo---
Wszystko co dalej następuje, piszę z mojej pamięci.
---oooOooo---
To jest nieprawdopodobne, nie potrafię tego opisać i gdybym sam tego nie przeżył, uznałbym to za całkowite szaleństwo.
Obydwaj, mój radiooperator i ja zostajemy wyprowadzeni z samolotu i nad wyraz serdecznie powitani. Następnie jesteśmy prowadzeni do ruchomego krążka, który służy tu jako środek poruszania się. Nie ma on żadnych kół. Z ogromną prędkością zbliżamy się do świecącego miasta. Bogactwo barw miasta tworzy jakiś materiał podobny kryształowi, z którego zresztą jest ono zbudowane. Wkrótce zatrzymujemy się przed imponującym budynkiem. Takiej architektury jeszcze nigdy dotąd nie widziałem. Nie da się jej z niczym porównać. Dostajemy ciepły napój, który smakuje inaczej niż wszystko, co do tej pory spożywałem w życiu.. Żaden napój i żadna potrawa nie ma porównywalnego smaku. Smakuje po prostu inaczej, smakuje wspaniale.
Po upływie ok.10 min. ,zjawiło się dwóch z naszych gospodarzy. Przemawiają do mnie i oznajmiają, że mam z nimi iść. Nie widzę innego wyboru jak tylko wykonać ich rozkaz. Rozdzielamy się więc. Zostawiłem mojego radiooperatora i ruszyłem z nimi we wskazanym kierunku.
Następnie wchodzimy do windy. Poruszamy się w dół. Gdy się zatrzymujemy, drzwi otwierają się cicho do góry. Idziemy przez długie przejście w rodzaju tunelu, które jest oświetlone jasnoczerwonym światłem, które wydaje się promieniować przez ściany. Podchodzimy do dużych drzwi. Nad nimi znajduje się napis, o którym nie wolno mi mówić. Drzwi otwierają się bez najmniejszego szelestu. Jakiś głos nakazuje mi wejść do środka.
„Niech się pan nie boi, Admirale” uspokaja mnie głos jednego z moich towarzyszy. „Zostanie pan przyjęty przez mistrza.”
A więc wchodzę. Oślepia mnie różnorodność barw, światło, które wypełnia pomieszczenie, moje oczy, nie wiem co się dzieje, muszą przyzwyczaić się do tego stanu. Dopiero po chwili mogę cokolwiek rozpoznać, z wszystkiego, co mnie otacza.
To co teraz widzę, jest czymś najpiękniejszym, cokolwiek w życiu widziałem. Nie jestem w stanie opisać tego co widzę. To jest wspaniałe, piękne, cudowne. Myślę, że nie istnieje taki język na Ziemi, za pomocą, którego można by to opowiedzieć-zabrakłoby słów.
Moje rozważania zostają przerwane przez melodyjny, ciepły, serdeczny głos: „Czuję się zaszczycony, iż mogę pana powitać w naszej krainie, Admirale.” Przede mną znajduje się mężczyzna o szlachetnej budowie ciała, pogodnej twarzy, na której widać znamiona czasu. Siedzi na imponującym stole i ruchem ręki daje mi do zrozumienia, że mam zająć miejsce na jednym z przygotowanych wcześniej krzeseł. Wykonuję ten rozkaz. Następnie układa swoje dłonie tak, że koniuszki jego palców zostają scalone. Uśmiecha się do mnie.
„Przywołaliśmy pana do nas, bo ma pan na górze, w świecie duże znajomości”
„Na górze w świecie?”, z trudem łapałem oddech. „Tak”, i w ten sposób mistrz rozwiał moje wątpliwości, „Jest pan teraz w królestwie Aranni, we wnętrzu świata. Wkrótce pana misja tutaj zostanie zakończona, wkrótce wróci pan na powierzchnię ziemi. Ale najpierw muszę panu powiedzieć, dlaczego pana tu wezwałem, Admirale. Śledzimy wydarzenia na górze na ziemi. Nasze zainteresowanie wzrosło, gdy zrzuciliście pierwsze bomby atomowe na Hieroszimę i Nagasaki. W każdym tak strasznym momencie wkraczamy naszymi pojazdami w Wasz świat. Musimy ujrzeć na własne oczy to, co czyni Wasza rasa. Wy tymczasem powiecie: to było dawno temu, to przecież już HISTORIA. Ale dla nas to ma duże znaczenie. Nigdy nie mieszaliśmy się w wasze wojny - Wasze barbarzyństwo, zezwalaliśmy Wam na to. Tym czasem Wy zaczęliście eksperymentować z siłami wokół, których poznanie nie miało być dane człowiekowi. To znaczy atom.
Już próbowaliśmy kilka razy sprawującym władzę na świecie przekazać wiadomość - ale oni nie chcą nas słuchać. Z tego powodu zostali wybrani. Powinni dać świadectwo na to, że my i nasz świat we wnętrzu ziemi egzystujemy. Niech się pan rozejrzy a wówczas szybko pan stwierdzi, że nasza nauka i kultura o wiele tysięcy lat wyprzedza Waszą. Niech się pan rozejrzy, Admirale.”
„Ale”, przerwałem mistrzowi, „co ja mam z tym wspólnego, Sir?”
Mistrz zmierzył mnie wzrokiem i odpowiedział: „Wasza rasa osiągnęła `Point of no return'. Są wśród Was ludzie którzy są gotowi zniszczyć cały świat niż żeby oddać władzę, o której rzek0omo wiedzą wszystko.”
Znów skinąłem głową na znak tego że rozumiem jego wywód. Mistrz mówił dalej:
„Już od dwóch lat próbujemy się z Wami skontaktować. Jednak na wszystkie nasze próby odpowiadacie agresją. Nasze pojazdy są przez Wasze samoloty wojskowe śledzone, namierzane i zestrzeliwane. Teraz muszę panu powiedzieć, że na Ziemię nastąpi ogromny atak. To szaleństwo będzie trwało bardzo długo. Wasi naukowcy i Wasze armie stanowią mu naprzeciw, lecz nikt nie znajdzie rozwiązania. Ten atak mógłby zniszczyć wszelkie życie, całą cywilizację, każdą kulturę na Ziemi. Zapanowałby wówczas chaos. Wojna, która właśnie się skończyła jest tylko przykrywką do tego, co może Was spotkać. Dla nas tutaj staje się z każdym dniem i z każdą godziną coraz bardziej oczywiste. Roczne czasy na Waszej Ziemi zostaną przykryte całunem. Jednak myślę, że kilkoro z Waszej rasy przeżyje ten pożar. Co wówczas się wydarzy, o tym nie mogę nic powiedzieć. Jednak spoglądając daleko w przyszłość wiem, że powstanie nowa Ziemia zbudowana z ruin Waszego dawnego świata i każdy będzie ten świat wspominał i szukał jego legendarnych skarbów. A one będą znajdować się u nas. Gdy nadejdzie ten czas pomożemy ludziom swoją kulturę i rasę zbudować on nowa. Być może wówczas zrozumiecie, że wojna i przemoc nie prowadzi w przyszłość. Wówczas zostanie Wam przez nas dana wiedza, która już wcześniej znaliście. Od pana, mój synu, oczekuję tego, że wraz z tymi informacjami wróci pan na powierzchnię ziemi.”
Tym apelem mistrz zakończył rozmowę i pozostawił mnie bardzo zmieszanego, lecz tak naprawdę wiedziałem, że mistrz ma rację. Z wielkiego szacunku lub też z pokory, sam tego nie wiem, żegnając się z mistrzem lekko się ukłoniłem.
Zanim się spostrzegłem, przybyli moi towarzysze, którzy wcześniej mnie tu przyprowadzili. Wskazali mi drogę. Jednak ja jeszcze raz odwróciłem się w kierunku mistrza. Na jego twarzy gościł ciepły, przyjazny uśmiech. „Życzę panu miłej podróży, mój synu.” Na drogę otrzymałem od mistrza znak pokoju i wówczas nasze spotkanie nieodwołalnie dobiegło do końca.
Wróciliśmy szybko do naszego pojazdu. Wznieśliśmy się ku górze. Gdy wróciłem do mojego radiooperatora, zauważyłem strach w jego oczach. „Wszystko w porządku, nie martw się wszystko jest O.K.” - próbowałem go uspokoić.
Wraz z naszymi towarzyszami poszliśmy do szybującego krążka, który zawiózł nas szybko do samolotu. Silniki już działały, więc niezwłocznie wsiedliśmy na pokład. Gdy zamknęliśmy właz*, nasz samolot został zniesiony przez niewytłumaczalną siłę na wysokość 2.700 stóp (około 825 metrów) Towarzyszyły nam dwa ich pojazdy. Trzymały się one jednak w pewnej odległości od nas. Tachometr nie pokazywał żądnej prędkości, chociaż lecieliśmy z imponującą szybkością.
Nasze radio* znów działało i tak otrzymaliśmy ostatnią wiadomość od towarzyszących nam obiektów latających „Za chwilę wszystkie pańskie przyrządy zaczną działać, Admirale. Teraz musimy już pana opuścić. Do widzenia!”
Śledziliśmy wzrokiem obiekty latające do momentu, gdy znikły na niebieskim, bladym niebie. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ponieważ każdy z nas był zajęty swoimi myślami.
---oooOooo---
Końcowe zapiski w dzienniku pokładowym:
Znów znajdujemy się nad ogromnym terenie pokrytym śniegiem i lodem. Jesteśmy oddaleni od bazy o 27 minut lotu. Możemy porozumieć się z bazą, której o niczym nie informowaliśmy. Mamy miękkie lądowanie.
Mam polecenie.
Koniec zapisków w dzienniku pokładowym.
Marzec 1947:
Byłem na posiedzeniu w Pentagonie. Poinformowałem wszystkich o moich odkryciach wiadomościach mistrza. Wszystko zostało spisane. Prezydent również został poinformowany. Byłem tu wiele godzin przesłuchiwany. Byłem wypytywany o wszystko przez lekarzy. To było piekło! Otrzymałem rozkaz: Dla dobra ludzkości muszę wszystko, co przeczytałem utrzymać w tajemnicy. Powiedziano mi, że jestem oficerem i dlatego muszę słuchać rozkazów.
Grudzień 1956
Ostatni zapis:
Kolejne lata po roku 1947 nie były dla mnie przyjemne. Robię ostatni zapis w tym szczególnym dzienniku. Muszę jeszcze wspomnieć, że moje odkrycia zatrzymałem dla siebie tak jak mi rozkazano. mam nadzieję, że ludzkość dowie się o tej tajemnicy, bo tylko wtedy istnieje dla niej jakaś nadzieja. Widziałem prawdę, lecz nie mogę jej wyjawić. Wierzę głęboko w to, że nadejdzie taki moment, kiedy władzom nie uda się już ukryć dłużej prawdy... Widziałem świat po tamtej stronie Bieguna,... centrum Obcych!
R.E.B. USNAVY
Tłumaczenie : IRG Toruń, maj 2004 r.
POSŁOWIE - Od tłumacza.
Książka „Operacja ZIEMIA” autorstwa sir Brinsley'a le Poer-Trencha - Lorda of Clancarty zainteresowała mnie w burzliwym lecie 1980 roku, kiedy to jeszcze jako młody podporucznik Wojsk Ochrony Pogranicza służyłem na przejściu granicznym Świnoujście - Baza Promów Morskich POL-Line A/B - PŻB. Właśnie wtedy przeczytałem o niej po raz pierwszy w książce Aleksandra Grobickiego pt. „Nie tylko Trójkąt Bermudzki”, w której pisał on m.in. o tajemnicach Agharty.
Jako jeden z nielicznych w czasach PRL interesowałem się sprawą teorii Pustej Ziemi, bowiem była to - obok Meteorytu Tunguskiego - nasza legenda rodzinna przekazana mi przez mojego dziadka ze strony mojej Mamy - Franciszka Baranowicza, który z tymi fenomenami zetknął się na początku ubiegłego wieku, gdy przebywał na Syberii. Dlatego właśnie ta książka tak mnie zainteresowała i poszukiwałem jej przez niemal pięć lat. Dopadłem ją w 1985 roku, a to dzięki przynależności do Klubu Kontaktów Kosmicznych i znajomości z Nestorem polskich popularyzatorów ufologii - red. Lucjanem Zniczem-Sawickim z Bydgoszczy, który zaproponował mi opracowanie polskiego przekładu książki sir Brinsley'a. Oczywiście zgodziłem się od razu i przetłumaczyłem ją w ciągu trzech miesięcy. Przekład poszedł na maszynę jeszcze tego samego roku i został on przekazany do Biblioteki Klubu Kontaktów Kosmicznych.
Potem czytałem także i inne książki tego samego autora, ale „Operacja Ziemia” wywarła na mnie największe wrażenie. Może dlatego, że mam do niej szczególny sentyment - wszak była to moja pierwsza samodzielna praca, która wykonałem dla KKK, i którą przyjął ode mnie red. Lucjan Znicz-Sawicki. Poza nim redakcją zajął się także prof. Bronisław Rzepecki z Krakowa, dzięki czemu książka została skrócona o różne ozdobniki i pozostała w niej tylko konkretna treść.
Choć już mocno leciwa - wydana przecież w 1976 roku - to niewiele praca ta straciła na swej aktualności w swych pryncypiach, mimo wszelkich zmian i nowinek, które dodałem do niej w przypisach. No cóż - sir Brinsley nie przewidział kilku wojen, upadku Czerwonego Imperium Zła, katastrof ziemskich statków kosmicznych, serii zamachów politycznych, wzrostu przestępczości zorganizowanej w postaci Mafii, Camorry, Cosa Nostry, Yakuzy, Triady i mafii rosyjskich „Cichych Donów”; terroryzmu politycznego, religijnego i kryminalnego; burzliwego rozwoju informatyki, Internetu, telefonii komórkowej - NB, dzięki tym dwóm wynalazkom Ludzkość powoli, ale nieuchronnie, staje się jedną wielką rozgadaną rodziną... W swych pozostałych książkach, które czytałem - „Men Among Mankind” i „In My Soul I Am Free” (Londyn 1981) - sir Brinsley porusza cały szereg ważkich problemów ufologii - od pojawiania się agroformacji do kapturowej działalności służb specjalnych USA, NATO i krajów Układu Warszawskiego w tej dziedzinie. I tak np. jak się okazuje nie ma nic sensacyjnego w doniesieniach pewnych polskich „badaczy” którzy z tryumfem obwieścili światu, że na tych samych polach pewnej kujawskiej miejscowości pojawiły się agrosymbole cztery razy pod rząd każdego roku - podczas, gdy w niektórych hrabstwach południowo-zachodniej Anglii znajdują się miejscowości, w których agroformacje pojawiają się rok w rok na tych samych miejscach od dwóch czy trzech stuleci, i nikt nie histeryzuje na ich temat i kruszy o to kopii, a po prostu bada się to zjawisko. Tak samo rzecz się ma z najsłynniejszą ufokatastrofą - mowa oczywiście o tzw. Incydencie z Roswell, gdzie w dniu 2 lipca 1947 roku rzekomo rozbił się latający spodek... Sir Brinsley nigdzie o nim nie wspomina, a przecież powinien. Ba! - rzecz w tym, że incydent ten został sfabrykowany przez amerykańskie służby specjalne (oczywiście CIA), w celu postraszenia Związku Radzieckiego i przy okazji ujawnienia wrogiej agentury we własnym obozie. Klasyczna metoda „zatrutego pokarmu”. To właśnie dlatego ujrzał on światło dzienne po raz pierwszy na przełomie lat 70. i 80., trwała bowiem Zimna Wojna, która sięgnęła potem wymiaru kosmicznego w postaci reaganowskiego programu SDI/NMD i analogicznego programu radzieckiego, a kto wie, czy także i chińskiego? Dowód na prawdziwość tego domysłu spoczywa w książkach sir Brinsleya...
Przykładów tych jest wiele i wskazują one na to, że ufologia i polityka oraz religia nierzadko chodzą ze sobą w parze. I nie zawsze wychodzi to nam na dobre. To tak, jak mieszać rum z koniakiem i piwem. Każde z nich jest dobre osobno, ale kiedy się je zmiesza, to wychodzi z niego mieszanina piorunująca... Poza tym w ramach działań zaciemniających służb specjalnych - głównie NATO i amerykańskiej CIA oraz służb specjalnych Izraela ostatnimi czasy w Polsce i innych krajach rozwinęła się znacznie ufologia kreatywna, która nie bada ufozjawiska, ale je po prostu tworzy w celach komercyjnych i nade wszystko dla hamowania rozwoju ufologii, która jest w stanie dojść do prawdy, kto naprawdę stoi za Latającymi Spodkami... Takim sztandarowym przykładem na ufologię kreatywną jest sprawa zwłok Kosmitki z Roswell, która została rozdmuchana w latach 90. ub. wieku przez film Ray'a Santilli'ego. Wmówiono wtedy ludziom, że w Roswell rozbił się latający spodek z Ufitami na pokładzie, a na dowód pokazano film mający to uwiarygodnić. Santilli zbił na tym nielichą kasę - bo kaseta z takim 30-minutowym filmem kosztowała 33 GBP - czyli prawie 200 PLN - licząc po kursie z dnia 1 stycznia 2004 roku! A jaki spowodował tym zamęt w głowach ludzi młodych i niedoświadczonych - tego już się nie przeliczy na żadne pieniądze. Tego sir Brinsley nie przewidział, że komercjalizacja zabije ufologię, a to dlatego, że ludzie zawsze wolą słuchać tego, co odpowiada ich poglądom, a nie obiektywnie istniejącym faktom. Dlatego ufologia kreatywna wyrządziła - i jeszcze wyrządzi - tak wiele zła... Poza tym jest to na rękę wszystkim tajnym służbom, które chcą jak najwięcej wiedzieć o ufozjawisku w celu uzyskania nowych technologii po to, by zapewnić przewagę swego państwa nad innymi, a po drugie - zamaskować swoje niejawne działania i czarne projekty - w czym celują Stany Zjednoczone AP... Takim typowym przykładem jest osławiona Area 51 w Newadzie, do której tłumnie ściągają nawiedzone oszołomy, wypisujące potem niestworzone brednie, sprytnie podsycane przez różnych agentów rządowych w rodzaju Boba Lazara czy Johna Leara, podczas kiedy prawdziwe próby z ekstra-tajnymi projektami prowadzi się gdzieś indziej... Klasyczna maskirowka - legenda, w którą uwierzyło miliony ludzi. Dlatego tylko, że ludzie kochają tajemnice i uwielbiają odczuwać miły dreszczyk emocji warując przy jakiejś bazie wojskowej czy na punktach obserwacyjnych. Podsycane jest to umiejętnie przez media, a w szczególności seriale TV w rodzaju „Z Archiwum X”, „Mroczne niebo” i inne, które skonstruowano zgodnie ze starą goebbelsowską zasadą głoszącą, że dobre kłamstwo mija się o włos z prawdą. I tak bzdet rodzi kolejny bzdet, bzdura rodzi kolejną bzdurę, a potem na tym się dobrze zarabia. Czytamy potem o „Incydencie w Górach Kaczawskich”, „Ufokatastrofie Ustka” i innych sensacyjnych, wyssanych z palca rojeniach czyjegoś chorego z żądzy kasy i taniego
poklasku mózgu. Przyznaję, że i mnie to nie ominęło - co wychodzi w niektórych moich pracach - i całe szczęście, że udało mi się zachować w tym jakiś umiar.
Czy jestem sceptykiem? Nie, nie jestem, ale uważam, że trzeba studiując ufozjawisko iść drogą środka - bowiem tylko ona może nas doprowadzić do prawdy o tym fenomenie i zjawiskach jemu towarzyszących. Odchylenie w stronę sceptycyzmu w jedną stronę i mistycyzmu w drugą z a w s z e wiedzie na manowce albo chorego racjonalizmu, który zabija wszelkie twórcze myślenie, albo chorego idealizmu, dzięki któremu rodzą się potwory w rodzaju niektórych sekt ufologiczno-religijnych w rodzaju Heaven's Gate i im podobnych. Ale jest to signum temporis czasów Wielkiego Przełomu, który nadchodzi. Nie będzie to może to, co obiecują sobie i nam wyznawcy ruchów New Age, ale raczej zmiana dotychczasowego sposobu patrzenia na naukę i myślenia o Wszechświecie, i miejscu w nim człowieka. Dlatego byłem, jestem i będę rzecznikiem umiarkowania.
A będzie nam ono potrzebne w czasach nadchodzących zmian i wejścia naszej planety w nowy okres cyklu precesyjnego. Tego wymarzonego New Age, które według jednych będzie przebudzeniem czy iluminacją, a według mnie po prostu początkiem bardzo długiego procesu przeproszenia się z Naturą, odtrucia naszej planety i humanizowania naszej stechnicyzowanej cywilizacji, która zabija nas swą bezdusznością. Bo to nie Kosmitów nam brakuje, ale czasami tylko (a może aż!) drugiego człowieka, którego nie zastąpi żadna, nawet najbardziej rozumna i doskonała maszyna, żaden komputer...