Miss Arizona roz. 30-Epilog, Miss Arizona - moje drugie już FF Twilight!, Miss Arizona - wersja


0x08 graphic
0x08 graphic
Rozdział 30

0x01 graphic

Wyłączyłam telewizor i ześlizgnęłam się z łóżka, podchodząc do okna. Rozejrzałam się po ulicach stolicy Stanów Zjednoczonych. Nie było dużego tłoku, kilkoro ludzi szybko przemieszczało się, parę taksówek zatrzymało się nieopodal. W ten weekend było wyjątkowo spokojnie.

Srebrne Volvo podjechało pod hotel i zatrzymało się na parkingu, a moje serce natychmiast zaczęło bić szybciej. Drzwi otworzyły się i Edward wysiadł z samochodu. Przeczesał dłonią niesforne kosmyki swoich zniewalających włosów. Był smutny, jakby zamyślony i niepewny, a ja nie lubiłam tego widoku.

Gdzie podział się mój zadziorny uśmieszek?

Nie widziałam go cały dzień i kąciki moich ust mimowolnie drgnęły, jakby chciały unieść się do góry. Edward skierował się w stronę hotelu, wciąż głęboko w swoim świecie. Zamyślony nie zauważył kobiety idącej w jego kierunku i zderzyli się.

Rzuciłam krótkie spojrzenie w stronę blondynki i od razu rozpoznałam te jasne kosmyki i zniewalający uśmiech. Patrzyłam, jak Edward próbuje odejść, ale ona mu na to nie pozwala. Patrzyłam, jak przytula go i całuje w policzek. Poczułam ból w klatce piersiowej, ale szybko odgoniłam te myśli. Widziałam, jak rozmawiają. Z każdą chwilą uśmiech Edwarda się powiększał, razem z moją niepewnością.

Wciąż bez emocji na twarzy wpatrywałam się w okno, gdy Heidi wsiadła do jego samochodu. Obserwowałam srebrne auto odjeżdżające z podjazdu hotelu. Nie wiem, jak długo wpatrywałam się w puste miejsce parkingowe, aż w końcu osunęłam się po ścianie i usiadłam na podłodze, zamykając oczy.

Zaśmiałam się gorzko i potrząsnęłam głową. Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Miałam rację. To tylko słowa. Nic nie znaczą. Nie dla mnie. Nie dla niego. Chciałam pozbyć się uczucia zniesmaczenia i rozczarowania, które mnie ogarnęło. Nie miałam powodu być zniesmaczona. To normalne, że Heidi trudno jest się oprzeć. Należała do tej samej grupy co Rosalie. Piękne, idealne, zawsze pewne siebie i czarujące. Nie miałam powodu być rozczarowana. Nie powiedziałam mu, że go kocham. Nie powiedziałam mu, że chcę z nim być. Zachowałam się jak ostatnia idiotka w samochodzie, zanim po raz ostatni się rozstaliśmy. Nie miałam prawa być rozczarowana.

Wstałam i położyłam się na łóżku, wzdychając głośno. Zamknęłam oczy, leżąc równo na plecach. Wiedziałam, że nie zasnę, ale leżałam, próbując odgonić niechciane myśli i pogodzić się z tym, że moje najgorsze obawy właśnie się spełniały.

0x01 graphic

- Niezbyt skromnie - powiedziałem, rozglądając się po gigantycznym pomieszczeniu. Skórzane fotele i kanapa wydały się nagle bardzo kuszące i opadłem na nie, wciąż nieco rozkojarzony ogromem pokoju hotelowego.

- Zawsze uważałam, że skromność jest przereklamowana - powiedziała smukła blondynka, opierając się nonszalancko o framugę drzwi. Taka pewna siebie.

Za pewna siebie.

Wolnym krokiem podeszła do kanapy. Jej biodra poruszały się lekko, gdy opadła na poduszkę obok mnie.

Za blisko mnie.

Jej i tak krótka spódniczka podsunęła się jeszcze bardziej do góry, odsłaniając jej zgrabne uda. Przez chwilę wpatrywała się we mnie z tym pewnym siebie uśmiechem, nic nie mówiąc, aż w końcu roześmiała się, odrzucając swoje długie włosy na plecy.

- Nie przesadzali, gdy mówili, że jesteś przystojny - powiedziała.

Uśmiechnąłem się lekko na ten komplement, mimo że była to kiepska próba z jej strony. Jakbym tego nie wiedział. Zbyt często to słyszałem. Zacząłem się zastanawiać, po co w zasadzie tam siedziałem, ale zanim zdążyłem sobie odpowiedzieć na to pytanie, wyciągnęła w moją stronę swoją dłoń i przejechała nią po moich włosach.

Przysunęła się jeszcze bliżej, prawie siadając na moich kolanach, ciągle przeczesując swoimi palcami moje włosy. Zaczęło mi to nawet przeszkadzać. Bella robiła to znacznie delikatniej, jakby bała się je roztrzepać, mimo że i tak zawsze były w nieładzie.

Blondynka nie przejmowała się mówieniem. Z każdą sekundą przysuwała się coraz bliżej, a ja siedziałem tam, pozwalając jej na wszystko. Starałem się usprawiedliwić tym, że potrzebuję jedynie chwili wolnej od dramatów i ukrywania się. Chciałem tylko przez chwilę nie myśleć o Belli, zapomnieć o wszystkim i zrobić coś głupiego.

Obudziłem się dopiero, gdy jej usta znalazły się na moich. Nie odpowiedziałem na pocałunek, ale siedziałem tam, nie reagując. Blondynka zaczynała się już trochę denerwować moją obojętnością i pchnęła mnie na kanapę, siadając na mnie okrakiem. Nie mogłem nic zrobić. Co dziwniejsze nawet nie chciałem. Może to było głupie, ale naprawdę mi na tym nie zależało.

Odepchnąłem ją lekko i wstałem. Widziałem jej pytający wzrok i zachęcający uśmiech, ale wzruszyłem tylko ramionami.

- Masz za jasne włosy, za duże usta i jesteś za wysoka o jakieś dwadzieścia centymetrów - powiedziałem. - W dodatku te oczy… jakieś takie za niebieskie.

Przyglądałem się jej, zastanawiając się, co jeszcze jest w niej nie tak, aż w końcu uśmiechnąłem się i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Blondynka nie mogła uwierzyć chyba w ani jedno moje słowo, bo siedziała tam, kompletnie oniemiała.

Wyszedłem. To było chyba jedyne rozsądne wyjście w tej sytuacji. Nie powinienem był w ogóle tam wchodzić. Chciałem zapomnieć, ale nie potrafiłem się temu poddać. Poczułem się gotowy, by wrócić do hotelu i zadowolony z siebie, bo umocniłem się w swoich słowach.

Ja chyba naprawdę ją kocham.

0x01 graphic

Następnego ranka wszyscy wyjechali. Odwiozłam Jake'a na lotnisko, ignorując zajęcia z Victorią, które zaczynały się tego dnia. Jacob wiedział. W jego oczach ujrzałam współczucie i niepokój, jakby wiedział dokładnie, co się wydarzyło i co ma się zamiar wydarzyć. Ale nie zapytał.

Nikt nie pytał.

Moje nagłe zniknięcie powinno wywołać jakąś reakcję, ale tak się nie stało. Może bali się zadać pytanie. A może wydawało im się, że dokładnie wiedzieli. Świat nie zmienił się, gdy wróciłam. Pokoje nadal były piękne, hotel wielki, a Gianna nadal stała za ladą recepcji. Wszyscy się uśmiechali i żyli dalej, a ja czułam, jakbym się zatrzymała.

- Nie jesteś na zajęciach? - zapytała Gianna, gdy weszłam do hotelu.

- Nie dzisiaj - odparłam, uśmiechając się lekko. - Pojechałam odwieść przyjaciela na lotnisko.

Gianna kiwnęła głową w zrozumieniu i podała mi jakąś kartkę. Była to lista dwudziestu pięciu uczestniczek, które zostały w konkursie. Przejrzałam szybko listę, zauważając na niej prawie wszystkie osoby, które znałam i uśmiechnęłam się.

- Została was już tylko połowa - odezwała się Gianna. - Cieszę się, że przeszłaś.

W jej głosie usłyszałam sympatię i szczerość. Poczułam ukłucie wyrzutów sumienia, że jestem z tym, którego ona kocha i przez którego cierpi. Polubiłam ją przez te dni, nawet mimo tej sytuacji. Nie można jej winić za uczucia do Edwarda.

Kto by ich nie miał.

- Ja też się cieszę - powiedziałam tylko, oddając jej listę.

Rozmawiałyśmy luźno na temat konkursu, gdy czekałam na zakończenie zajęć. Zaledwie kilka osób zaczęło wychodzić z sali Victorii, co oznaczało, że pewnie nie tylko ja opuściłam dzisiaj jej lekcję.

Tak naprawdę czekałam na zakończenie lekcji Edwarda. Nie tylko dla niego, ale też dla dziewczyn, które znowu zaczęły jego tydzień. Nie czekałam długo. Po chwili zobaczyłam Rosalie i Alice wychodzące zza drewnianych drzwi z grobowymi minami. Uniosłam jedną brew do góry, patrząc, jak do mnie podchodzą.

- Zrób coś z nim, ma strasznie zły humor i wyżywa się na nas - rzuciła do mnie Rosalie z wyrzutem.

- Czy nie przeżyliście wspaniałego weekendu za miastem? - zapytała Alice, jakby szukając źródła niezadowolenia Edwarda.

- Przeżyliśmy - przyznałam, śmiejąc się. - Może właśnie dlatego czuje się w swoim żywiole.

Naprawdę przeżyliśmy wspaniały weekend. Jeden z najlepszych w moim życiu. Gdybym mogła, zdecydowałabym się na to jeszcze raz. Bez względu na złe strony.

Po chwili zobaczyłam, jak wychodzi z sali. Zerknął na mnie i od razu uśmiechnął się promiennie, jakby jego dzień dopiero się zaczął.

- Powinniście przestać to robić - wyszeptała obok mnie Alice. - Ktoś może to zauważyć.

Wzruszyłam tylko ramionami, nie mogąc zdobyć się na jakąkolwiek reakcji w tamtej chwili. Alice spojrzała na mnie swoim ulubionym podejrzliwym wzrokiem i wzięła mnie za rękę, prowadząc w stronę wind.

Niedługo potem siedziałyśmy w jej pokoju. Czułam na sobie dwie pary oczu, wpatrujące się intensywnie, jakby czekały na mój ruch, a ja nie wiedziałam, co zrobić.

- Co? - zapytałam.

Odpowiedziało mi tylko milczenie, jakby odpowiedź była zbyt oczywista, żeby ją wypowiadać na głos. Przewróciłam oczami, opadając na łóżko. Nie chciałam im się zwierzać, to nie było w moim stylu. Wpatrywałam się w biały sufit nade mną, jakby miał mi w czymś pomóc.

- Na początku całe te ukrywanie się było nawet pociągające - powiedziałam w końcu, słysząc westchnienie ulgi Alice. - Wiecie, ekscytujący zakazany owoc.

Podniosłam głowę, patrząc na dziewczyny, ale one nadal nic nie mówiły.

- A teraz zaczyna już mnie to męczyć - przyznałam. - Chciałabym móc zrobić to normalnie.

Pierwszy raz widziałam, żeby Alice tak długo się nie odzywała. Chyba naprawdę nie widziały, co mi powiedzieć. Sama nie wiedziałam, czy bardziej mnie to smuciło, czy cieszyło. W gruncie rzeczy było mi to chyba obojętne.

Nie wiedziały jeszcze o Jamesie, ani o tym, że Edward mnie `kocha'. Nie chciałam im tego mówić. Podobno słowa wypowiedziane na głos stają się prawdą. A ja wciąż miałam w pamięci obraz odjeżdżającego z podjazdu Volvo i naprawdę nie chciałam tego teraz rozgrzebywać.

- Heidi już wyjechała? - zapytałam, szybko zmieniając temat.

Alice była nieco zdziwiona moją zmianą, ale nie zapytała. Pokiwała tylko głową na potwierdzenie, patrząc na mnie smutno. Rose otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła, nie wydobywając żadnego dźwięku.

Atmosfera tego pokoju zaczynała mnie tylko bardziej przygnębiać, więc wstałam z łóżka i uśmiechnęłam się do nich, jakby zapewniając, że wszystko ze mną w porządku i żeby przestały się tak dziwnie zachowywać.

Było w porządku, prawda?

- Pójdę do niego, ok? - zapytałam, choć nie chciałam odpowiedzi. Wyszłam z pokoju Alice, zostawiając je i ich milczący pokój w tyle i pojechałam na siódme piętro.

Edward uśmiechnął się, widząc mnie w drzwiach swojego pokoju i wciągnął do środka. Przytulił mnie mocno, jakby bał się, że zaraz ucieknę. Westchnął w moje włosy. Niemal czułam, jak uśmiecha się przy mojej skórze.

- Już myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział, kierując mnie do pokoju.

Usiadłam na fotelu, rozglądając się po dobrze znanym mi pokoju i wyciągnęłam wzięty wcześniej z pokoju aparat. Edward rzucił mi pytające spojrzenie, gdy wycelowałam aparat w jego stronę i zrobiłam mu zdjęcie. Wyszedł tak świetnie, jak wyglądał i aż uśmiechnęłam się na ten widok.

- Powinniśmy zrobić sobie zdjęcie - powiedziałam. - Jak prawdziwa para.

0x01 graphic

Nie mogłem przestać się uśmiechać, gdy usłyszałem jej słowa.

Jak prawdziwa para…

Postawiła aparat na szafce i włączyła samowyzwalacz, po czym przybiegła do mnie i wskoczyła na łóżko wprost w moje ramiona. Oczywiście nie zdążyła dobiec, więc wolałem sobie nawet nie wyobrażać, jak wyglądało zdjęcie, ale i tak wywołało to wybuch śmiechu u nas obojga.

Przez cały dzień siedzieliśmy w moim pokoju, robiąc sobie zdjęcia. Czułem, że nasz związek przestawał się opierać wyłącznie na seksie. Chyba żadne z nas już tego nie chciało. Cieszyliśmy się wyłącznie swoją obecnością i staraliśmy się zachować pozory normalności tak bardzo, jak to było możliwe w tych okolicznościach.

Jednak coś w Belli zmieniło się od naszego wyjazdu. Czasami patrzyła na mnie smutnymi oczami, zastanawiając się nad czymś głęboko. Jakby w ogóle nie było jej ze mną lub jakby samo patrzenie na mnie ją bolało. Co prawda uśmiechała się, ale jej uśmiech nie dosięgał oczu. Widziałem, jak stara się być dla mnie silna, normalna, ale znałem ją już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że coś ją martwiło i nie mogłem jej w tym pomóc. A ta bezsilność mnie zabijała.

Coraz rzadziej do mnie przychodziła. Mimo że widzieliśmy się praktycznie codziennie, odczuwałem jej brak na każdym kroku. Kiedyś przychodziła do mnie od razu po zajęciach, a po naszym powrocie zdarzało się, że czekałem na nią kilka godzin. Czasami w ogóle nie przychodziła, tłumacząc się zbliżającymi się eliminacjami i kontaktem z innymi.

Tak, to w ostatnich tygodniach słyszałem najczęściej. Mówiła, że zaniedbuje innych, że musi spędzać czas z przyjaciółmi, ale nie widziałem ich nigdy razem. Kilka razy schodziłem do garażu, żeby zobaczyć, czy nie ma jej tam, ale bez skutku. Stwierdziłem, że naprawdę denerwuję się eliminacjami, w końcu kolejne piętnaście dziewczyn miało odpaść, i czekałem.

Czekałem, aż moja Bella wróci.

0x01 graphic

To nie tak, że miałam mu za złe Heidi. Pogodziłam się z tym. Nie wiedziałam, co się wtedy stało, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Może bałam się zapytać, żeby nie dowiedzieć się prawdy. Wiedziałam jedynie, że nie mogłam funkcjonować bez niego, co już wiele razy sprawdzałam.

Był jak narkotyk - uszczęśliwiał i niszczył zarazem.

W związku z tym postanowiłam wykorzystać czas, który nam został do końca i cieszyć się nim tak, jak tylko potrafiłam.

Więc czemu zamykasz się w sobie?

Tu nie chodziło o Heidi, naprawdę. Chodziło raczej o tę jego nieszczęsną miłość. Za każdym razem, gdy mówił mi, że mnie kocha, jakaś część mnie umierała. Umierała, bo chciała wierzyć, a nie mogła. Umierała, bo chciała odwzajemnić to uczucie i powiedzieć mu to samo, a nie potrafiła. Tyle razy otwierałam już usta, by to powiedzieć, ale zawsze w ostatnim momencie kapitulowałam. Jakby było to fizycznie niemożliwe.

Każdego dnia patrzyłam na niego i próbowałam znaleźć w sobie to uczucie. Przed snem wpatrywałam się w nasze zdjęcia i chciałam, żeby to na mnie spłynęło. Naprawdę tego pragnęłam. Ale nic się nie działo.

W dodatku kolejne eliminacje zbliżały się wielkimi krokami. Tym razem odbywały się na wielkiej hali w centrum miasta, gdzie miało być dużo telewizji, całe rodziny uczestniczek i pełen schemat konkursu. Nie mogłam powiedzieć, że w ogóle się nie denerwowałam. Pomyślelibyście, że sypiając z jurorem nie powinnam się o nic martwić. A jednak.

Przez pierwszy tydzień z Victorią uczyłyśmy się układu tanecznego, którym miałyśmy zacząć konkurs. Cała uroczystość zaczynała bardziej przypominać reality show z występami, niż prawdziwy konkurs.

Przez drugi tydzień razem z Aro każda z nas wybrała odpowiedni dla siebie kostium kąpielowy i sukienkę wieczorową. Po pierwszych eliminacjach było nas już tylko osiem w grupie, więc miałyśmy wystarczająco dużo czasu, żeby poświęcić uwagę każdemu najmniejszemu szczegółowi.

Trzeci tydzień upłynął na odpowiadaniu na pytania związane z gospodarką Stanów Zjednoczonych, problemem czarnej dziury i głodem na świecie. Edward naprawdę starał się nauczyć wszystkich, jak prawidłowo odpowiadać na te pytania, chociaż nie wątpiłam, że czerpał z tego osobiste przyjemności. Co było dość chore, ale też słodkie na swój sposób.

Zanim zdążyłam się obejrzeć, była już niedziela, a następnego dnia miały być kolejne eliminacje, w których kolejne piętnaście z nas miało odejść. Na domiar złego przyjeżdżały rodziny uczestniczek. Co oznaczało, że miałam znowu spotkać się z Heidi.

I Jamesem.

Rozdział 31

0x01 graphic

- Więc myślisz, że przejdę dalej? - zapytałam, stojąc przed lustrem w pokoju Edwarda. W odpowiedzi usłyszałam tylko melodyjny śmiech i po chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie mocno.

- Oczywiście, że przejdziesz - wyszeptał mi do ucha. - Pomijając to, że jesteś piękna, jednego z jurorów owinęłaś sobie wokół palca, a drugi za dobrze się bawi, żeby cię wyrzucić.

Zaśmiałam się, poprawiając włosy i zerknęłam na Edwarda za mną.

- Aro wciąż jest naszym największym fanem? - zapytałam.

Edward tylko kiwnął głową, przewracają oczami. Mnie to raczej bawiło, ale jego chyba naprawdę zaczynało to denerwować. W końcu Aro był zupełnie niegroźny. Był po prostu znudzony własnym życiem, więc skupiał się na innych.

Edward położył swoją dłoń na moim policzku i zajrzał w moje oczy. Przez chwilę tak na mnie patrzył, aż w końcu pocałował mnie delikatnie i czule, jakby chciał mi dodać tym pocałunkiem otuchy.

- Kocham cię - wyszeptał.

Moje mięśnie lekko się napięły, gdy znowu to usłyszałam, ale po chwili rozluźniłam się w jego ramionach. Nie oczekiwał nic w zamian, a ja tak bardzo chciałam mu to dać.

- Ja… - zaczęłam, wahają się. W końcu spuściłam wzrok i pokręciłam głową. - Muszę jechać na lotnisko po mamę i Jake'a.

Pocałowałam go jeszcze raz, zanim opuściłam mój ulubiony pokój w tym hotelu i zjechałam na dół, do garażu. Jasper wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał całą noc. Rzuciłam mu pytające spojrzenie, a on uśmiechnął się niepewnie.

- Alice całą noc gadała o eliminacjach - wyjaśnił, przewracając oczami. - Jakby mogła w ogóle nie przejść.

Wiedziałam, że Jasper miał rację, ale śmieszyło mnie odrobinę to, że w ogóle nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Zazdrościłam im trochę. Nie mieli takich problemów jak my.

Chyba po raz pierwszy przyjechałam za wcześnie. Czekając na Jacoba i Renee, zaczęłam rozglądać się po lotnisku. Przyglądałam się tym, którzy dopiero wysiedli z samolotu i tym, którzy na nich czekali. Zadziwiające, ile zajęć można znaleźć, gdy jesteś uwięziony w jednym miejscu.

Może wpadałam w paranoję, ale wydawało mi się, że przed oczami mignęła mi blond czupryna mężczyzny niosącego walizki. Gdy spojrzałam jeszcze raz w tamtą stronę, nikogo nie było, a Jake stał już przede mną.

- Bella! - Usłyszałam głośny krzyk i po chwili zostałam zamknięta w mocnym uścisku mojej mamy.

- Cześć, mamo - wydusiłam słabo, odwzajemniając uścisk.

Jake tylko delikatnie mnie przytulił. Przyglądał mi się uważnie, jakby badając moje zachowanie. W ostatnich tygodniach niezbyt często się do niego odzywałam.

- To ja jestem tu psychologiem, pamiętasz? - Zaśmiałam się, przewracając oczami.

Wyglądał, jakby kamień spadł mu z serca, gdy wziął bagaże i zaczęliśmy iść w stronę wyjścia.

- Mam ci tyle do opowiedzenia! - zaczęła mówić Renee, biorąc mnie za ramię.

Zaśmiałam się, gdy ją usłyszałam. Dobrze było ją znowu widzieć. Moja mama wnosiła do każdego pomieszczenia mnóstwo energii. Naprawdę starałam się wsłuchiwać we wszystko, co mi mówiła, ale było to prawie niemożliwe. Przez całą drogę mówiła o nowych sklepach w Phoenix, romansach w jej ulubionych telenowelach i co zrobiła ostatnio ta wredna sąsiadka z dołu. Była nawet urocza, gdy zachowywała się jak czternastolatka, choć z czasem mogło to zacząć wkurzać.

Mieliśmy zamiar spędzić trochę czasu razem, chodząc po mieście w ostatni dzień przed eliminacjami. Oczywiście Jake i mama byli przekonani, że przejdę i prawdę mówiąc, ja też raczej nie miałam wątpliwości, ale mogłam chociaż oprowadzić ich po stolicy.

- Wpadnę tylko jeszcze po komórkę i portfel - rzuciłam do nich i pobiegłam na górę.

Rano nie zdążyłam tego zrobić, gdy wychodziłam od Edwarda. Przez te kilka dni w moim apartamencie zdążyłam już zrobić bałagan, więc kilka minut zajęło mi w ogóle znalezienie torebki, nie mówiąc o komórce. Gdy w końcu znalazłam wszystko, otworzyłam drzwi, by wyjść, ale drogę zagradzała mi sylwetka wysokiego mężczyzny.

Miał blond włosy, choć znacznie krótsze, niż wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni. Swoim wzrostem znacznie nade mną górował, a jego delikatne rysy twarzy przypomniały mi, dlaczego tak go chciałam. Czułam na sobie jego wzrok, ale bałam się spojrzeć mu w oczy. Gdy w końcu zerknęłam w jego niebieskie tęczówki, cofnęłam się o krok w głąb pokoju, tracąc odrobinę równowagę.

- James - wyszeptałam słabo.

Uśmiechał się do mnie tak, jak trzy lata temu. Patrzył na mnie tak jak wtedy, gdy byliśmy razem.

- Cześć, Bells - powiedział swobodnie, jakbym nie widziała go zaledwie trzy minuty i wszedł do mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z każdym jego krokiem w moją stronę, ja cofałam się do tyłu.

Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu wszedł do mojego pokoju, przyszedł do mnie i jeszcze użył mojego zdrobnienia!

- Ładnie tu - powiedział, rozglądając się po pokoju. - My nie mieliśmy takich luksusów.

Zaśmiał się delikatnie, drażniąc moje uszy. Dźwięk, który kiedyś tak kochałam, powrócił do mnie ze zdwojoną siłą. Wydawało mi się, że każde jego słowo odbija się echem od ścian pokoju.

- Wybacz, trochę się śpieszę - wydusiłam z siebie, gdy byłam już pewna swojego głosu. Nie spojrzałam na niego, gdy zgarniałam z fotela kurtkę, choć wiedziałam, że przy tej pogodzie nie będzie mi potrzebna.

- Po co ci kurtka?

Cholera, on też to wiedział.

Westchnęłam zrezygnowana i spojrzałam na niego. Usiadł na moim łóżku i wpatrywał się we mnie, jakby naprawdę tęsknił za moim widokiem. A może tylko sobie to wyobrażałam.

- No dobra - powiedziałam, siadając na fotelu. - W czym mogę ci pomóc?

Uśmiechnął się rozbrajająco, jakby wyczuł swoje zwycięstwo. Był w tym trochę podobny do Edwarda. Obydwoje byli nieziemsko przystojni i potrafili wytrącić mnie z równowagi jednym uśmiechem.

- Nie widzieliśmy się trzy lata - zaczął. - Daleko zaszłaś.

Kiwnęłam tylko głową, nie wiedząc, jak na to zareagować. Pytał? Stwierdzał fakt? Jeżeli myślał, że siedzi przed nim ta sama dziewczyna, co trzy lata temu, to chyba się trochę rozczaruje.

- Ty i Heidi na pewno mi w tym nie pomogliście - rzuciłam oschle, nawet nie niego nie patrząc.

- Gdybym cię wtedy nie zostawił, skończyłabyś jak ona - powiedział. Słyszałam, jak wstaje z łóżka i po chwili poczułam jego rękę na swojej.

- Dziękuję za twój łaskawy uczynek - zakpiłam, wstając z fotela i zabierając mu swoją dłoń. Usłyszałam jego ciężkie westchnienie i zauważyłam iskierkę bólu w jego oczach. Wyjął z kieszeni zwitek papieru i wyciągnął w moją stronę. Wahałam się przez chwilę, ale w końcu zgarnęłam to coś z jego ręki.

Niepewnie rozwinęłam papier. Moje oczy rozszerzyły się lekko, gdy zobaczyłam nasze zdjęcie. Te, które miałam mu wtedy dać. Byłam na nim szczęśliwą, siedemnastoletnią dziewczyną w objęciach przystojnego mężczyzny, który był ode mnie znacznie starszy. Obydwoje się uśmiechaliśmy. Zdjęcie było sklejone taśmą.

Sama je przecież rozerwałam.

- Skleiłem je - powiedział cicho James, zwracając na siebie moją uwagę.

- Przecież widzę - syknęłam. - Po co?

Patrzyłam na niego pytająco, ale widziałam, że nie jest w stanie mi odpowiedzieć. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamiast tego uśmiechnął się.

Chyba miał nadzieję, że to mi wystarczy.

Odwzajemniłam uśmiech, zerkając jeszcze raz na zdjęcie. Podeszłam bliżej, zmniejszając odległość między nami i wspięłam się na palce, nieudolnie próbując się z nim zrównać. James uśmiechnął się jeszcze szerzej i zniżył trochę, odgadując moją intencję. Moje dłonie oplotły jego szyję, przybliżając go jeszcze bliżej i po chwili byłam na tyle blisko, by móc go przytulić.

- Nigdy tak naprawdę cię nie kochałam - wyszeptałam do jego ucha. - Miałam siedemnaście lat i potrzebowałam rozrywki, a twoja pozycja w jury nie tylko mi imponowała, ale przede wszystkim zwiększała szanse na wygraną.

Zaśmiałam się delikatnie, gdy zadrżał, słysząc mój głos.

- Wygrałam - wyszeptałam znowu, całując go w policzek i odsuwając się od niego.

W jego oczach widziałam ból, ale nie obchodziło mnie to. Można nawet powiedzieć, że sprawiało mi to przyjemność, choć wiem, że to było złe.

Cóż, nigdy nie twierdziłam, że jestem dobra.

Jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie, a następnie podarłam je, tym razem tak drobno, jak potrafiłam i włożyłam je do jego ręki.

- Lubisz puzzle? - zaśmiałam się. - Spróbuj posklejać je teraz.

Rozdział 32

0x01 graphic

- Powiedz mu, żeby przestał dzwonić - jęknęłam, gdy obudził mnie dzwonek telefonu. W tej chwili naprawdę nienawidziłam tej skrzeczącej piosenki, którą ustawiłam na dzwonek. Edward podniósł się lekko i zgarnął moją komórkę z szafki nocnej.

- Bell mówi, żebyś przestał dzwonić - wymamrotał zaspany.

- Jake mówi, żeby zgarnęła swój tyłek z twojego łóżka, bo niedługo zaczynają się eliminacje. - Jacob musiał chyba krzyknąć, bo nawet ja go usłyszałam, a Edward odsunął komórkę od ucha, a potem rzucił ją gdzieś na podłogę.

- Moja komórka! - Zerwałam się, ale Edward złapał mnie i położył z powrotem na łóżku, przygniatając mnie praktycznie swoim ciałem.

- Kupię ci nową - wymamrotał, wtulając twarz w moje włosy. Przytuliłam go, bo z jakiegoś powodu propozycja kupienia mi nowej komórki wydała mi się strasznie urocza.

- Wiesz, że i tak musimy wstać, prawda? - zapytałam.

Edward jęknął w geście dezaprobaty, ale wypuścił mnie ze swoich objęć. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie, zanim wstałam i poszłam do łazienki.

- Boże, czy ty sikasz w mojej łazience przy otwartych drzwiach? - zapytał Edward, stojąc w progu.

- Czy to burzy mój niewinny wizerunek? - Roześmiałam się. - Nie chciałam być tą, która ci to powie, ale kobiety też muszą sikać.

Edward spojrzał na mnie wilkiem, biorąc swoją szczoteczkę do zębów.

- To chyba przenosi nasz związek na nowy poziom - powiedział. - Myślę, że możesz przynieść już swoją szczoteczkę.

- Sikanie, szczoteczka… jaki etap będzie dalej? - zapytałam, powstrzymując śmiech.

- Dzieci - powiedział spokojnie.

Podeszłam do niego, obejmując go w pasie i spoglądając na nas w lustrze.

- Och, to byłoby niesprawiedliwe, żeby tak piękne dzieci chodziły po świecie - odparłam. - Mogłoby to być wręcz niebezpieczne.

- Chytry plan. - Edward roześmiał się. - Co powiesz na całą bandę zabójczo pięknych Edwardów i Belli?

- Hmmm… - mruknęłam, przybliżając się do niego i całując go w policzek. - Może później.

Czułam się szczęśliwa. Może nie wszystko było idealnie, ale cieszyłam się z tego, co jest teraz. Gdy już się ubrałam, wymknęłam się do swojego pokoju, żeby wybrać jakieś czyste ubrania. W zasadzie dużo łatwiej byłoby, gdybym przeniosła ich kilka do Edwarda. Zwłaszcza, że i tak większość nocy spędzałam u niego.

Jak tylko się przebrałam, zjechałam na dół. W garażu było już kilka osób. Wszystkie miałyśmy jechać do jakiegoś budynku w centrum. Najwyraźniej organizatorzy uznali, że hotel jest za mały na taką uroczystość.

- Jak tam czuje się nasza Miss? - zapytał Jazz, jak tylko do niego podeszłam.

- Zaspana, szczęśliwa, gotowa na wygraną - powiedziałam, otwierając drzwi pasażera.

Nie jechaliśmy długo, choć kilkanaście czarnych samochodów, jadących ulicami Waszyngtonu musiało pewnie wyglądać dziwnie. Kilku ludzi wpatrywało się w nie z zainteresowaniem.

W końcu dojechaliśmy. Poprowadzono nas do sali przygotowań, gdzie każda z nas miała przygotowaną swoją część.

- Napisali nawet nasze tytuły - mruknęłam, patrząc na swoje `stanowisko'.

Przygotowane wcześniej ubrania już tam leżały, razem z masą kosmetyków. Zbierało się też coraz więcej dziewczyn. Na twarzach niektórych z nich widziałam zdenerwowanie, choć nie rzucało się to tak bardzo w oczy. Większość zapewne się hamowała.

W końcu to nawet nie jest ostateczny etap.

Nie wiem, ile tam siedziałam, wpatrując się w swoje odbicie. Zauważyłam Alice i Rosalie w swoich częściach, ale były zbyt zajęte przygotowaniami i makijażem, żeby z nimi teraz rozmawiać.

- Gotowe? - Shiobhan krzyknęła, zwracając uwagę wszystkich. - Za niecałą godzinę wyjdziecie tam i pokażecie wszystko, co macie!

- Absolutnie wszystko? - mruknęłam do siebie, marszcząc brwi. Usłyszałam cichy chichot obok siebie i odwróciłam się, spoglądając na Angelę. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.

- Wszystko okej? - zapytała. Kiwnęłam głową, biorąc do ręki tusz do rzęs.

Trzeba by już zacząć się przygotowywać.

- Miałaś rację - powiedziałam. - Wszystko w jakiś sposób rozwiąże się samo.

Angela uśmiechnęła się lekko i przytaknęła. Wyglądała na odrobinę zestresowaną i przez to nie mówiła zbyt wiele.

- Powodzenia. - Miałam nadzieję, że trochę ją to odpręży, ale chyba niezbyt podziałało.

Nałożyłam mój różowy strój kąpielowy. Dopasowany, wiązany na szyi stanik uwypuklał nieznacznie mój stosunkowo mały biust i miałam nadzieję, ze tyle wystarczy, żeby przejść przez tę kategorię. Tak naprawdę nigdy nie byłam zadowolona ze swojego ciała, ale jako Miss musiałam się nauczyć je akceptować.

Nie odzywałyśmy się do siebie za wiele. To chyba ten budynek tak na nas działał. Wszyscy byli dużo bardziej zdenerwowani niż w hotelu. Może to ta telewizja i wielka sala sprawiły, że wszystko zaczynało wydawać się realne.

Przybierając idealne uśmiechy, wyszłyśmy na scenę. Na ścianie za nami zauważyłam wielki ekran, na którym wyświetlona była jakaś marna animacja z wodospadem. Wszystkie światła skierowane były na nas, oślepiając i ograniczając widzenie. Ledwo dostrzegłam Jake'a i mamę na widowni w trzecim rzędzie. Uśmiechali się, patrząc na mnie. Jake uniósł do góry dwa uniesione kciuki, a ja zaśmiałam się lekko, pilnując, by nie zepsuć idealnego uśmiechu.

W pierwszym rzędzie siedział Edward. W garniturze wydawał się jeszcze przystojniejszy, o ile to w ogóle było możliwe. Z grobową miną podążał za mną wzrokiem, jakbym była jedyną kobietą w pomieszczeniu.

Shiobhan stała na scenie i przedstawiała nas po kolei, ale tak naprawdę stanie tam i uśmiechanie się do wszystkich było strasznie nudne. Najciekawsze w całych tych konkursach były zajęcia z jurorami i oczywiście moment ogłaszania wyników.

Tak, zdecydowanie ten moment był najlepszy.

- Chyba nie było tak źle, prawda? - zapytała Alice, gdy wróciłyśmy znowu do sali przygotowań. Uśmiechała się, choć widać było jej zdenerwowanie.

- Było świetnie - zapewniłam ją z uśmiechem.

Następną kategorią były sukienki wieczorowe. Założyłam fioletową sukienkę bez ramiączek. Ciemny fiolet ładnie komponował się z moją skórą, więc byłam z niej zadowolona. Schemat znowu się powtórzył. Stałyśmy tam, tym razem na obrazie sali balowej i czekałyśmy, aż Shiobhan nas wyczyta.

Kolejną konkurencją były pytania Edwarda. Na tą chyba czekałam najbardziej.

- Miss Alaska! - Shiobhan przeczytała pierwszą pozycję i Tanya wyszła na środek, biorąc do ręki mikrofon. Uśmiechała się, czekając na pytanie.

Edward wstał i niemal się roześmiał, spoglądając na kartkę z pytaniem. Patrzyłam na niego z zainteresowaniem. Jego chytry uśmieszek nie znikał z twarzy, gdy wziął do ręki mikrofon.

- Jak skomentujesz fakt, że w dzisiejszych czasach za kobietę piękną uważa się tą bardziej rozebraną? Czy uważasz, że to prawda?

Roześmiałam się, gdy usłyszałam pytanie. Chyba odrobinę za głośno, bo Shiobhan rzuciła mi karcące spojrzenie, ale nie mogłam się powstrzymać.

- Kto jest twoim wzorem do naśladowania i dlaczego?

- Jakie znaczenie ma dla ciebie rodzina?

- Gdybyś została Miss, co byłoby twoim priorytetem?

Edward zadawał kolejne pytania, ale nie były już one tak ciekawe. Można powiedzieć, że wszystkie radziły sobie jakoś z odpowiedziami, choć pytania nie były zbyt skomplikowane.

Pewnie Edward miał na ten temat inne zdanie.

- Miss Arizona. - Usłyszałam i uśmiechnęłam się, występując. Wzięłam do ręki mikrofon, silne światło reflektora oślepiło mnie i spojrzałam na Edwarda, oczekując jakiegoś łatwego pytania, na które odpowiem i będę mogła wrócić do szeregu.

- Czy poświęciłabyś życie rodzinne dla kariery?

Uśmiechnęłam się ładnym konkursowym uśmiechem i podniosłam mikrofon do ust, gdy nagle zauważyłam, jak twarz Edwarda blednie, a wszyscy zebrani zaczynają dziwnie na siebie spoglądać. Salę wypełnił szum. Edward spojrzał na mnie przepraszająco w momencie, gdy usłyszałam dziwne dźwięki i odwróciłam się.

Na wielkim ekranie za mną ktoś puścił film z kamery hotelowej windy. Wszyscy mogli oglądać, jak Edward przypiera mnie do ściany i całuje, a jego ręce wędrują po moim ciele. Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Odwróciłam się, spoglądając na Edwarda, ale on uśmiechnął się tylko, wzruszając ramionami.

- Jak to? - Usłyszałam czyjś krzyk. - Jak to się stało?

Wpatrywałam się w zielone oczy Edwarda, mając nadzieję, że znajdę w nich odpowiedź na wszystkie pytania, ale on był spokojny. Patrzył na mnie z miłością i zaufaniem, jakby nie chciał się już ukrywać.

Ulga. To chyba dobre słowo, by określić to, co widziałam w jego oczach.

W tym momencie z góry spadły na mnie miliony kartek, jakby ktoś zrzucił na mnie wiadro wody.

Albo świńskiej krwi - w tym momencie czułam się trochę jak Carrie.

Złapałam jedną z nich. Było to zdjęcie. Jedno z tych, które zrobiłam mi i Edwardowi w jego pokoju. Jego ręce obejmowały mnie w pasie i przyciągały do siebie, a ja śmiałam się, próbując się odsunąć.

Patrząc na nasze szczęście uwiecznione na kolorowej fotografii, zrozumiałam. Wiedziałam, dlaczego był taki spokojny. Poczułam tą ulgę i zaufanie, które on mi przekazał. Spojrzałam na niego i wiedziałam już, co powinnam powiedzieć.

- Chyba po prostu go kocham.

0x01 graphic

Wiedziałem, że zaraz wszyscy głodni sensacji reporterzy rzucą się na nas, więc podbiegłem do Belli i pociągnąłem ją w stronę sali przygotowań. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Więc kochasz mnie? - zapytałem. Nie chciałem już nawet ukrywać mojej radości. Bella przewróciła oczami, uśmiechając się do mnie.

- Niestety - powiedziała, wspinając się na palce i całując mnie. Chciałem cieszyć się tym pocałunkiem jak najdłużej, ale do sali weszła reszta uczestniczek i po chwili dopadła nas Alice.

- Tak mi przykro, Bello - krzyknęła, zabierając Bellę w moich ramion i przytulając ją. - Nie wiem, jak to możliwe.

Wtedy dopiero zacząłem się nad tym zastanawiać. To, że nie byliśmy wystarczająco ostrożni w tej cholernej windzie to jedno, ale kto to odkrył? Przecież nikt nie oglądał tych nagrań, chyba że coś się działo.

- Ja wiem.

Usłyszeliśmy melodyjny głos i wszyscy skierowaliśmy swój wzrok na osobę, która przemówiła. Wysoka blondynka stała przed nami w długiej, czarnej sukience i uśmiechała się kpiąco.

- Rosalie? - wyszeptała Bella z niedowierzaniem w głosie.

Byłem pewien, że na twarzach wszystkich, łącznie ze mną, można było zauważyć niezwykłe zdziwienie i szok. Spodziewałbym się Gianny, ale Rosalie? Czy ona i Bella nie przyjaźniły się?

Blondynka wybuchła śmiechem, patrząc na nas i zrobiła kilka kroków do przodu w swoich wysokich, złotych szpilkach.

- Mówiłam, że dla wygranej jestem gotowa zrobić wiele - powiedziała, zerkając na mnie. - Bella przespała się z jurorem, a skoro ja nie mogłam, musiałam zrobić coś innego. Miała zbyt duże szanse.

- Co zrobiłaś?! - Alice krzyknęła tak głośno, że chyba nawet ludzie na widowni mogli ją usłyszeć.

- Po prostu naprawdę zależy mi, żeby wygrać ten konkurs - odpowiedziała spokojnie. - A słynny Edward Cullen z jakiegoś powodu nie chciał zwiększyć też moich szans.

Czułem na sobie wzrok Belli, ale nie wiedziałem, co powiedzieć. Czemu Rosalie nie pokazała światu materiału z jej próby uwiedzenia mnie w windzie? Bella byłaby ze mnie dumna.

- Z drugiej strony, co jest takiego w Belli, że odrzuciłeś dla niej mnie, Giannę, Heidi? - zapytała Rosalie, wpatrując się we mnie. - Nie jest przecież tak atrakcyjna.

Popatrzyłem na Bell, ale ona nie była ani trochę zdenerwowana. Zerkała na mnie z uśmiechem i zainteresowaniem w oczach, jakby czekała na moja odpowiedź, ale jednocześnie, jakby cała ta sytuacja ją bawiła.

- Odrzuciłeś Hid? - zapytała ze śmiechem.

Czy ona robiła mi wyrzuty?

- Dobre pytanie - odpowiedziałem, śmiejąc się. - Sam nie wiem.

Epilog

0x01 graphic

Dwa tygodnie później siedziałam w tej samej garderobie i pomagałam Alice nanieść ostatnie poprawki w jej makijażu. Oczywiście mnie zdyskwalifikowali, a Edwarda zwolnili, choć on wciąż upiera się, że Shiobhan chciała to zrobić od dawna, a nasz związek był tylko pretekstem. Nie mogli mnie jednak odsunąć od konkursu zupełnie. To właśnie dlatego siedziałam w tej samej sali przygotowań, wspierając duchowo Alice.

W kącie sali widziałam też Rosalie, ale ignorowałam ją. Alice rzucała w jej stronę groźne spojrzenia, co było nawet śmieszne.

- Przestań. - Zaśmiałam się. - Nie mogę skończyć oczu, gdy ciągle je zwężasz.

- Po prostu nie wierzę, że to zrobiła - fuknęła po raz kolejny.

Wzruszyłam ramionami. Teraz już mnie to tak nie przejmowało. Ostatnie tygodnie były ciężkie. Telewizja nas prześladowała, żerując na najnowszej sensacji, musiałam zmierzyć się z rozczarowaniem Gianny i `a nie mówiłem' Jake'a, ale poza tym było wspaniale. Byliśmy z Edwardem na pierwszej randce. Jakby nie patrzeć, to zasługa Rosalie.

- Po prostu idź tam i wygraj te wybory - powiedziałam. - Zrób to dla mnie.

Alice popatrzyła na mnie pewnie, jakby właśnie dostała bojowe zadanie i kiwnęła głową. Na jej twarzy odmalowała się determinacja, gdy po raz kolejny rzuciła gniewne spojrzenie Miss NY.

- Cztery miesiące temu te dziewczyny zaczęły swoją przygodę z tym konkursem. Cztery miesiące temu było ich pięćdziesiąt. Dzisiaj jest ostateczny dzień. Dzisiaj poznamy najpiękniejszą kobietę Stanów Zjednoczonych! Przygotujcie się na wieczór pełen radości, żalu, złości i zazdrości. Przygotujcie się na wieczór pełen emocji i wyzwań. - Głos reporterki dzwonił w moich uszach.

- Zaraz zaczynamy! Dziewczyny, ostatnie poprawki i ruszać tyłki na scenę! - krzyknęła organizatorka konkursu.

Wszystkie finalistki zaczęły biegać po garderobie jak oszalałe, poprawiając ostatnie niedociągnięcia, sprawdzając makijaż lub ćwicząc miny. Z lekkim rozbawieniem patrzyłam na ten cały rozgardiasz.

- Jess, jeżeli wygrasz, nie będziesz musiała udawać zaskoczonej - prychnęłam w stronę Miss Iowa. Zmroziła mnie spojrzeniem i kontynuowała ćwiczenie swojej pozy.

- Gotowe? - zawołała organizatorka, rozglądając się po pomieszczeniu. - Czas zacząć prawdziwą zabawę!

- Powitajcie naszą piękną finałową dziesiątkę! - krzyknął prowadzący do sali pełnej ludzi. Po chwili usłyszałyśmy gromkie brawa i okrzyki, które całkowicie zagłuszyły prowadzącego, dziennikarkę, organizatorkę, a nawet rozszalałe finalistki.

- Zróbmy to - powiedziała z uśmiechem Alice, po czym zrobiła pierwszy krok w stronę sceny, a ja wyszłam z garderoby, kierując się na widownię.

W czwartym rzędzie czekało na mnie wolne miejsce. Zaraz obok miedzianowłosego mężczyzny z zielonymi oczami. Opadłam na krzesło obok niego, a on od razu mnie objął.

- Chciałabyś być tam teraz? - wyszeptał do mojego ucha.

Zerknęłam na niego i pokręciłam przecząco głową.

- Wtedy nie mogłabym zrobić tego - wyszeptałam i szybko przycisnęłam swoje wargi do jego ust. Przez chwilę poddaliśmy się pocałunkowi, zanim nie usłyszeliśmy głośnych okrzyków i nie zauważyliśmy błysków fleszy naokoło nas.

- Edward, opanuj się chociaż na chwilę. - Usłyszeliśmy głos Shiobhan w głośnikach i roześmialiśmy się głośno. - Daj mi prowadzić konkurs.

- Kiedyś im przejdzie - powiedziałam jeszcze, całując go delikatnie.

Wyciągnęłam z kieszeni nasze zdjęcie. Te, które mieli praktycznie wszyscy po tym, jak Rosalie postanowiła obrzucić nimi salę konkursową. Przyglądałam się mu tak, jak robiłam to dwa tygodnie temu na tamtej scenie i uśmiech nie schodził z mojej twarzy.

- Ale musisz przyznać, że wyszliśmy świetnie - powiedziałam, pokazując zdjęcie Edwardowi. Roześmiał się, zabierając mi fotografię i chowając ją do kieszeni.

- Skup się - rzucił, próbując przybrać karcący ton głosu.

Uśmiechnęłam się jeszcze raz, zanim przeniosłam wzrok na scenę, gdzie stało już dziesięć kandydatek w strojach kąpielowych.

I wiecie co?

Siedząc tam i zerkając na swoje stare życie, nie potrafiłam umiejscowić się na żadnym innym miejscu.



Wyszukiwarka