Contestatio (2), magisterka, magisterka


WSTĘP

ROZDZIAŁ PIERWSZY

KONTESTACJA I PO-KONTESTACJA

1.1. Zaprzeczenie

Chciałem zmienić świat.

Doszedłem jednak do wniosku,

że mogę jedynie zmieniać samego siebie.

- Aldous Huxley

Kontestacja w tej pracy traktowana będzie jako słowo-klucz. Posiadające swoje synonimy - jak się okazuje, nie zawsze będące synonimami. Swoją historię, tradycję oraz tak naprawdę szeroki zakres znaczeniowy. Jest to pojęcie pojemne, mocno zakorzenione w historii, a przy tym niejednoznaczne. Na początku warto przybliżyć korzenie tego pojęcia, a sięgają one epoki średniowiecza. Określając ściślej, termin ten wywodzi się ze średniowiecznej scholastyki i pierwotnie oznaczał - z łacińskiego contestatio - czyli ścieranie się poglądów, dysputę, uzgadnianie argumentów. Mimo iż termin ten funkcjonuje w naszej kulturze, świecie od około XII wieku, dopiero w XX wieku, a ściślej mówiąc w latach sześćdziesiątych zrobił prawdziwą karierę. Jednak zanim to nastąpiło, pojęcie przeszło ewolucję: kolejnym znaczeniem (po łacińskim) było znaczenie francuskie contestation, czyli zakwestionowanie, spór, negacja. Z kolei Georges Balandier w szkicu Ład tradycyjny i kontestacja sytuuje ten termin w kontekście społecznym, religijnym oraz antropologicznym. Słowo kontestacja pojawia się w XIV wieku, zapożyczone jest z łaciny średniowiecznej - od słowa contestari - co oznacza otworzyć spór sądowy przedstawiając świadków. Według autora to właśnie od tych słów wywodzi się współczesne rozumienie słowa kontestacja, a także jego sens w dziedzinie zarówno socjologii, jak i antropologii społecznej. Balandier w swoim eseju tłumaczy, iż termin ten to już nie tylko konfrontacja uprawnień, ale i konfrontacja argumentów, czyli sprzeciw. Wychodząc od znaczenia pierwszego, tworzy się znaczenie drugie, co wpływa na rozumienie aktualne: zakwestionowanie, opozycja, konflikt - co z kolei daje nam definicję terminu kontestacja w socjologii. Dochodząc do rozumienia współczesnego warto powołać się na definicję Aldony Jawłowskiej. Aktualna, współczesna definicja tego słowa to połączenie znaczeń dawnych i wyłonienie z nich podwójnego sensu:

[...] zawiera się w nim zaprzeczenie będące jednocześnie potwierdzeniem wartości, w imieniu których się zaprzecza. Chwiejności semantycznej terminu odpowiada wielorakość oznaczonego nim myślenia i działania, w której zacierają się granice między światem realnym i wyobrażonym, a niszczenie i konstrukcja łączą się w nierozdzielną całość.

Dziś słowo kontestacja funkcjonuje również w znaczeniu potocznym, przyjęło się przede wszystkim w języku potocznym oraz literaturze socjologicznej. Najprościej - to określenie wyrażanej przez młodzież odmowy uczestnictwa w zastanej rzeczywistości. To stwierdzenie Jawłowskiej - będące kluczowym i newralgicznym w latach sześćdziesiątych - po dziś dzień rozumiane jest właśnie w ten sposób i chyba już zawsze będzie kojarzone z tą dekadą w naszej historii. Oczywistym jest (jak zostało wspomniane już wyżej), że zanim nastała dekada lat sześćdziesiątych, pojęcie było już dobrze znane, w społeczeństwie, ale mniej rozpoznawane i kojarzone. Tadeusz Paleczny twierdzi, że pojęcia kontestator i kontestacja to terminy mające na celu uwolnienie nauki od emocjonalnych i wartościujących charakterystyk zjawisk przypisywanych wcześniej m.in. terminom: buntownik, wichrzyciel, wywrotowiec, kacerz, heretyk, anarchista, warchoł. Kontestacja lat sześćdziesiątych zbiera po prostu wszystkie te terminy w jedno - tworząc przez to pojęcie-worek, uniwersalne oraz odnoszące się do szeroko pojętych zjawisk społecznych oraz kulturowych. W zależności od rozumienia, rodzaju kontestacji, może ona mieć różny zakres, odnosić się do różnych dziedzin życia, przebiegając w sposób czynny lub bierny. Tak między innymi traktuje kontestację Paleczny:

Kontestacja bierna polega na odstępstwie od wzorów i ich ignorowaniu, a nie na ich zmianie czy niszczeniu. Jest brakiem uczestnictwa, unikaniem przestrzegania obowiązków i powinności społecznych. [...] Przybiera często postać eskapizmu, marginalizacji lub celowej taktyki biernego oporu. [...] Kontestacja czynna polega na aktywnym przeciwstawieniu się systemowi społecznemu i kulturze tradycyjnej [...]. Polega na czynnych wystąpieniach przeciwko strażnikom systemu (policjantom, politykom, nauczycielom, rodzicom), jak również instytucjom (państwu, prawu, szkole, mass mediom).

Takie podejście i rozróżnienie kontestacji pozawala na dopasowanie konkretnej czynności kontestującej rzeczywistość do konkretnej dziedziny życia. Pozwala także na rozróżnienie jednostek chcących zmienić zarówno siebie, jak i otaczającą rzeczywistość oraz jednostek będących biernymi wobec tego, co dzieje się wokół. Działania kontestacyjne są różne w zależności od okoliczności i aktualnych wydarzeń. Jednak niewątpliwie na ich przebieg ma wpływ forma oraz postać kontestacji. Istotne wydaje się być w tym momencie pytanie do czego zmierza tak naprawdę kontestacja, jakie są jej cele i w jaki sposób może zmienić oblicze rzeczywistości. Podobny podział zjawiska, opis proponuje Balandier, który najogólniej wyróżnia kontestację dynamiczną i krytyczną. Według niego dynamiczna to przede wszystkim wewnętrzny ruch społeczeństwa, to ruch, siła tworząca i modyfikująca społeczeństwo. Krytyczna natomiast nie ogranicza się do pozorów form społecznych i nie potwierdza oficjalnych teorii, które w społeczeństwie funkcjonują, na których społeczeństwo zostało zbudowane.

Jawłowska natomiast wyróżnia trzy kluczowe sposoby pojmowania zjawiska kontestacji. Po pierwsze jest to zjawisko szerokie, powszechne i uniwersalne, które występuje w każdym społeczeństwie cywilizacji zachodniej. To przełom obecny w każdej dziedzinie życia społeczno-kulturowego. Istotną cechą jest tutaj również doświadczenie religijne - kres chrześcijaństwa oraz poznawanie i zachwyt innymi religiami, głównie z rejonu Bliskiego Wschodu. Jawłowska porównuje to do upadku i załamania kultury antycznej i powstawania zupełnie nowego świata. Mamy więc tutaj do czynienia ze zjawiskiem globalnym, które zasięgiem może objąć całość społeczeństwa lub przynajmniej jego cywilizowaną część. W tym podejściu widoczny jest całościowy charakter zjawiska oraz jego skłonności do bardzo radykalnych zmian, które po wprowadzeniu mogłyby zmienić obraz świata. By tak się jednak stało, ruch kontestacji lat sześćdziesiątych, czyli w największej i najbardziej znaczącej fazie rozwoju, musiałby trwać zdecydowanie dłużej i intensywniej, a rewolty młodych musiałyby pociągnąć za sobą resztę społeczeństwa oraz dokonać znaczących zmian w polityce, gospodarce oraz innych dziedzinach codziennego życia.

Drugi aspekt rozumienia kontestacji u Jawłowskiej jest nieco węższy. To rozumienie kontestacji nie dotyczy już całości globu, czy cywilizacji wysoko rozwiniętych, ale traktuje kontestację jako ruch wewnętrzny w danym społeczeństwie, jako ruch, który powoduje zakłócenia w funkcjonowaniu konkretnych instytucji oraz dotyczy konkretnych dziedzin życia, a nie całokształtu. To na tym biegunie zjawisk może dojść do kontestacji w określonym obszarze: ekonomicznym, gospodarczym, czy politycznym. W tym pojmowaniu kontestacja ma na celu zachwianie równowagi, wywołanie buntu, przy pomocy którego może być szansa na zmianę lub modyfikację, ale tylko w danej dziedzinie. Owszem, może to następnie wpłynąć na całokształt zjawisk i wywołać lawinę zmian, jednak nigdy tego typu kontestacja nie naruszy podstaw systemu. To tylko „lekkie” konflikty pokoleń, problemy z awansem w pracy, czy ruch przeciwko nadmiernemu rozwojowi technicznemu w kraju. To tylko odruchy protestów wobec codziennej rzeczywistości, jednak nie przynoszące gwałtownych zmian. W ten sposób pojmowana kontestacja chyba najwyraźniej i najbardziej uwidacznia się we wspomnianym okresie lat sześćdziesiątych. Większość ówczesnych działań opierała się na szybkich buntach, protestach, które ostatecznie były tłumione bądź zmieniały rzeczywistość na moment, bez radykalnych zmian w danym społeczeństwie.

Wreszcie trzecia interpretacja Jawłowskiej zjawiska kontestacji: pojęcie wąskie, odnoszące się jedynie do środowiska młodzieży. To po prostu reakcja na zbyt wolne zmiany obyczajowe, kulturowe czy też zmiany wartości i wzorców w porównaniu do szybkich i dynamicznych zmian społeczno-ekonomicznych. Kontestacja w tym pojęciu traktowana jest jako zjawisko psychologiczne, można powiedzieć jako kaprys --> wśród [Author:D] młodzieży - głównie studenckiej, która buntuje się przeciwko tradycyjnym relacjom ludzkim, takim jak małżeństwo, przeciwko kulturze konsumpcjonizmu i zaniku innych wartości. To ruch społeczny występujący przeciw systemowi kapitalistycznemu - podsumowuje Jawłowska. Ruch młodzieżowy wyrasta z innej wizji rzeczywistości, niż ta proponowana, obecna. Młodzi widząc sztuczność wartości do tej pory uznawanych za najważniejsze zaczynają się buntować, zaczynają zauważać, że oferowane standardy nie są prawdziwe, że współczesny świat odbiera gdzieś w gąszczach korporacji wolność, a w „instytucji”, jaką jest rodzina, miłość. Nie godząc się na oferowane przez system społeczny oraz klasowy warunki bytowania wyznaczają nowe, własne normy, zasady oraz wartości. Trzecia interpretacja zjawiska kontestacji wydaje się najwłaściwsza i najbardziej adekwatna do wydarzeń lat sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. O ile drugie podejście Jawłowskiej ukazywało skutki oraz konsekwencje działań, a w centrum ustanawiało działanie, podejście trzecie przedstawia przyczyny tego działania, myślenie oraz postawy, tych którzy zaczynali zauważać rozkład instytucji oraz społeczeństwa, w wyniku czego chcieli zmian.

Młodzi ludzie nagle zaczęli zauważać niedogodności kapitalizmu, który naradzał się sukcesywnie od kilkunastu lat i przestali oczekiwać lepszego jutra gwarantowanego przez rodziców bądź państwo. Charles Reich mówi w tym momencie o nastaniu Świadomości III, w której nadrzędną cechą było odcięcie się od odpowiedniego statusu, hierarchiczności oraz korporacyjnego państwa, które mogło jedynie zagwarantować normowany czas pracy w sztywnych garniturach za odpowiednie pensje oraz rozkład dotychczasowych wartości, takich jak rodzina. Młodzi nie widząc perspektyw w kapitalistycznym świecie wybrali życie wyzwolone, życie w zgodzie z samym sobą. Najważniejsza stała się własna osobowość, acz nie był to skrajny egoizm, wręcz przeciwnie - ludzie Świadomości III tworzyli wspólnotę, byli razem, bez względu na to, czy się znali, czy nie, byli złączeni poprzez cele, które były im wspólne. W Świadomości III ludzie działali ze sobą w oparciu o miłość, wspólnotę międzyludzką oraz przyjaźń, a nie o sztuczne kategorie narzucone przez państwo i przez system panujący w nim. Epoka Świadomości III rodzi się do tego stopnia spontanicznie, że wręcz niezauważalnie, przewrót który praktycznie z dnia na dzień nastąpił w Stanach Zjednoczonych powodowany był przede wszystkim zubożeniem życia, irracjonalizmem, przemocą i korporacją. Perspektywy jakie w takim świecie odnajdywali młodzi ludzie były nikłe, wydawały się anormalne i niezrozumiałe, dlatego też młodzi zaczęli tworzyć nową - swoją wizję przyszłości. I to zaczęli tworzyć od razu wielkimi krokami.

Bez względu na to, jaką definicję kontestacji uznamy za słuszną, musimy przyjąć i zaakceptować, że każdy podział będzie właściwy, gdyż każda typologia odnosi się do zjawisk zauważanych w życiu społecznym, tylko na różną skalę. Rozróżnienie może jedynie dotyczyć dziedziny, której kontestacja dotyczy, ale i tak zazwyczaj ma ona wpływ - mniejszy lub większy - na całokształt. Bez względu na przebieg zjawiska, jego rozwój i zakończenia kontestacja ma pewne cechy stałe, charakterystyczne. Nie jest ona jedynie mitycznym, czy też irracjonalnym wyobrażeniem, które zostało opisane w książkach. To rzeczywisty zakres zjawisk układających się w pewną całość. Powołując się na Tadeusza Palecznego możemy wyróżnić kilka charakterystycznych cech kontestacji: przede wszystkim ma ona charakter historyczny, nie neguje ona wszelkich wartości i norm, ale ukierunkowana jest na konkretny system społeczny będąc przy tym niewątpliwie składnikiem danej - ówczesnej - kultury. Ruch ten nie jest tylko określonym stanem rzeczy, ustalonym zjawiskiem, czy też formą świadomości, ale skomplikowanym procesem w danej społeczności, mającym swój początek oraz poszczególne fazy rozwoju. Fazy rozwoju zazwyczaj związane są ze zmianą - bardziej lub mniej gwałtowną - kontestacja jest, można powiedzieć, czynnikiem, który tę zmianę wprowadza, poprzedza, współtowarzyszy jej albo następuje po niej. Istotną cechą kontestacji jest to, iż odwołuje się często do sfery emocji, ocen, adaptując przy tym mity oraz kształt estetyczny, wyrażany najczęściej w obrazach, plastyce, muzyce, tańcu i sztuce, najczęściej towarzyszy temu jeszcze wyodrębnienie się grup o charakterze wspólnot i komun. Ta ostatnia cecha zdaje się być jedną z ważniejszych cech całego ruchu kontestacji, dlatego że istniejące wspólnoty tworzą jedność, tworzą namiastkę swojej własnej, odrębnej rzeczywistości, w której panują własne zasady, normy, obyczaje sprzeczne z normami obowiązującymi w społeczeństwie. Istnienie komun wydaje się być znakiem, symbolem kontestacji przede wszystkim ze względu na to, iż grupa nieznanych, w zasadzie często obcych sobie osób nagle łączy się w jakąś jedność, staje się dla siebie rodziną - tak inną od tej typowej, tradycyjnej. To wspólnota, która zaczyna wprowadzać w życie te zasady, te wartości o które kontestacja walczyła. To, co reprezentuje komuna miało reprezentować całe społeczeństwo - na tym polegała istota ruchu kontestacji lat sześćdziesiątych i gdyby tak się stało, zaistniałaby autentyczna zmiana.

Zmiana, która była celem głównie młodych, zaangażowanych w kontestację ludzi to efekt rozległych zjawisk kulturowych, objawiających się ścisłymi i charakterystycznymi wydarzeniami. Jawłowska definiuje to w ten sposób:

Do objawów postaw kontestacyjnych zalicza się zachowania ogromnie różne, a nawet przeciwstawne: demonstracje, strajki studenckie o charakterze politycznym - i ucieczki z domu praktykowane coraz częściej przez zbuntowane dzieci. Zamachy bombowe - i tworzenie małych społeczności, kształtujących nowe style życia, nowe formy międzyludzkich kontaktów, niemożliwe do urzeczywistnienia w ramach „normalnych” układów społecznych. [...] Zorganizowane działania długofalowe - i spontaniczne, jednorazowe akcje o burzliwym przebiegu. Ruch kontestacyjny uzewnętrznia się także w wielorakiej twórczości artystycznej [...]. Zaangażowana sztuka kontestacyjna będąca , protestem przeciw wrogiemu światu, ucieleśnieniem i sposobem popularyzacji nowych wartości, jest zarazem próbą zburzenia zastanych oczekiwań i nawyków estetycznych odbiorców, poszukiwaniem nowych form artystycznego wyrazu.

Słowa te wskazują na różnorodność zjawiska, jakim jest kontestacja. Kwintesencją ruchu jest robienie wszystkiego odwrotnie, niż założono w systemie społecznym i tak też ruch opisuje Jawłowska, podając - wspomniane wyżej - trzy interpretacje zjawiska. Jednak pomimo swojej różnorodności oraz tego, iż każdy aspekt ruchu jest inny ze względu na okoliczności, czy też strefę, której dotyczy - wykluczając oczywiście, że dotyczy całokształtu społeczeństwa - kontestacja w każdej postaci ma cechy wspólne:

Tym co wspólne, spajające ten niejednorodny ruch w pewną całość, jest totalne zwątpienie w racjonalność otaczającej rzeczywistości, połączone z niezachwianą wiarą, iż kształty rzeczywistości nowej tkwią wewnątrz ruchu i wyłonią się same w momencie zniesienia krępujących i sprzecznych z naturą form życia społecznego. Wspólne całemu ruchowi jest także dążenie do przywrócenia [...] wartości braterstwa, równości i wolności, [...] próba odbudowy autentycznych więzi między ludźmi, pogodzenia indywidualności i wspólnoty [...].

Wspomniane zwątpienie połączone było z wiarą. Wiarą w nową, lepszą rzeczywistość, która pozwoli młodym ludziom żyć według własnych zasad, bez ograniczeń, według tego, co oni uważają za słusznie i jedynie racjonalne. Najważniejsze jednak w cechach wspólnych ruchu tak obszernego, jakim jest kontestacja, niewątpliwie jest zmiana dokonująca się w jednostce. To jednostka powinna mieć za cel zmianę swojego życia - radykalną i jednoznaczną, wymykającą się wszelkim normom ustalonym i przejętym. Zmiana w życiu jednostki powinna przekraczać wszelkie granice. Z prostego powodu: kontestacja niweluje oraz likwiduje wszelkie granice, nawołuje do wspólnego, zgodnego życia w miłości, braterstwie i pokoju. To właśnie idea wspólnoty była głównym aspektem nowej, powstającej kultury. W momencie gdy jednostka zmieniła siebie, otworzyła swój umysł, zrozumiała na czym polega istota ruchu i wyzwoliła się z ram społecznych - cele kontestacji zostały osiągnięte.

Przechodząc do jednostki okresu kontestacji trzeba mieć na uwadze, iż nie każda jednostka była w stanie „odpaść” z systemu społecznego, stać się kontestatorem. Najliczniejszą ich grupę stanowili ludzie młodzi - będący dopiero „u progu dorosłości”, zaczynający dopiero swoje prawdziwe, dorosłe, odpowiedzialne życie. Ci, którzy nie posiadali jeszcze stałej pracy. Ci, którzy nie wychowywali jeszcze dzieci. Ci, którzy mieli status poszukujących. Kontestatorzy zazwyczaj działali bądź działają przeciwko strukturze politycznej, religii, gospodarce czy też życiu społecznemu. Balandier w swoim eseju wymienia cztery typy kontestatorów: zwraca uwagę na ludzi obojętnych - obojętnych wobec zakwestionowaniu rzeczywistości, stojących z boku i jedynie przyglądających się zaistniałej sytuacji. To zwykli, typowi, przeciętni obywatele, którzy nie przywiązują wagi do buntów, protestów. Są szarzy i bezbarwni, jakby nie zauważają tego, co dzieje się wokół. Drugi typ - to typ ludzi stojących z boku: podglądacze, lokujący się jakby poza głównymi wydarzeniami, a jedynie przyglądający się im. Mogą być zarówno za, jak i przeciw prowadzonym działaniom kontestującym, ale w żaden sposób nie okazują tego. Nie oceniają, nie angażują się, nie wyrażają emocji. Kolejny typ Balandiera to wydziedziczeni - to wykluczeni ze społeczeństwa, ludzie marginesu społecznego, ludzie będący poza nim. Tak naprawdę nie boją się zmian, bo nie mają nic do stracenia. Są neutralni, otwarci na zmiany, jednak bardziej dlatego, iż brak im chęci działania, wolą pozostać w wygodnej - w tym momencie - pozycji outsidera, wygnańca, indywidualisty, którego prędzej czy później będzie się traktować jak kontestatora. To po prostu ludzie bierni i mimo, iż otwarci na zmiany, pozostający obojętni wobec nich. Wreszcie typ ostatni - odszczepieńcy. Ci, którzy chcą wyjść poza społeczeństwo z pełną świadomością i chęcią zmiany. Są tymi, którzy stanowią trzon prawdziwych kontestatorów.

Wszystkie te typy łączy jedno - zawsze są oni przydzieleni do danego czasu historycznego i konkretnego społeczeństwa. Paleczny zauważa, iż:

Wszelkich kontestatorów społecznych, religijnych i kulturowych nie da się przyporządkować do jednego typu, zaliczyć do szerokiej, lecz jednorodnej kategorii osób.

Dlatego też oczywistym staje się fakt mieszania cech, tworzenie nowych typów kontestatorów, rozszerzania tej typologii, wydłużania i precyzowania coraz to nowych grup. Całą taką serię wymienia Tadeusz Paleczny. Klasyfikuje on kontestatorów na wizjonerów - którzy poprzez swoją twórczą postawę, aktywność kształtowali wizję nowego ładu, nowej utopii. Kolejny rodzaj to prorocy, czyli ci, którzy poprzez swoją charyzmę i zaangażowanie szerzyli ideę kontestacji. Prowokatorzy natomiast - to grupa, która poprzez gesty, skandale, czyny skłaniała po pierwsze resztę społeczeństwa do działania, po drugie pokazywała inną drogę - drogę kontestacji zamiast bierności. Przede wszystkim prowokatorzy byli artystami, którzy przez sztukę realizowali swoje cele. Ideolodzy to przywódcy, a rewolucjoniści zaś to skłonni do zmian, buntów, ostrego działania poza prawem. Ich przeciwieństwem byli opozycjoniści, którzy działali zgodnie z prawem, z zasadami, którzy bardziej edukowali i reformowali. Kolejną kategorią są święci, heretycy i męczennicy - czyli kontestatorzy działający na gruncie religijnym, będący wielokrotnie zwalczani przez panujące normy, wyklęci, uznani za szaleńców. Na tej liście są jeszcze przywódcy, którzy jako kontestatorzy stają się liderami, maniacy oraz wybrańcy, którzy ujawniają się w dramatycznych momentach i są gotowi zrobić wszystko, by poprzez swoje działanie naprawić świat. To jednostki nawiedzone, często żyjące własnym życiem, które toczy się bardziej w ich głowach niż na zewnątrz, a poczucie misji jest tak silne, ze musi być realizowane za wszelką cenę. Prowodyrzy zazwyczaj używają skrajnych metod działania, a odszczepieńcy i outsiderzy rodzą się z wyrzutków społecznych - to ludzie marginesu, wykluczeni ze społeczeństwa. Znamiennym typem są również idole - to grupa osób często przypadkowych, wykreowanych przez media i kulturę popularna. Stają się przez to bohaterami zbiorowymi - to aktorzy, muzycy, którzy zostali wrzuceni w masową kulturę, którzy stali się autorytetem dla młodych, którzy pociągają za sobą rzeszę fanów (swoją drogą fani również stanowią typ kontestatorów - wyznawców danego ruchu czy ideologii, często są to członkowie poszczególnych subkultur). Idole staja się wzorem do naśladowania, poprzez swoja popularność docierają do milionów ludzi, a za pomocą swojej muzyki, postawy, stylu życia pokazują tym milionom jak mają żyć, jak tworzyć nową rzeczywistość. Każda z wymienionych grup reprezentuje jakieś specyficzne, indywidualne cechy, jednak prawdziwi, stuprocentowi kontestatorzy łączą w sobie cechy wielu typów jednocześnie.

Taka kompleksowość w jednej osobie daje nam obraz jednostki stawiającej opór, myślącej kategoriami chęci stworzenia lepszego jutra, chęci zbawienia świata, szerzenia prawdziwych wartości, jak miłość, równość, pokój. Taka kompleksowość będąca potwierdzeniem --> stuprocentowości [Author:D] buntownika, kontestatora, który w świadomy sposób, dzięki podjętym przez siebie zadaniom tworzył nową, swoją kulturę - kontrkulturę.

W tym miejscu pojawia się pytanie czy kontestacja równa się kontrkultura, a może kontestacja prowadzi dopiero do kontrkultury? Czym jest kontrkultura i jak ma się to pojęcie do kontestacji? Zwykło się przyjmować, iż są to pojęcia tożsame, jednak kontrkulturę definiuje się jako:

[...] zbiór norm i wartości pewnej grupy społecznej, które w wyrazisty sposób kłócą się z normami i wartościami społeczeństwa, której owa grupa jest częścią.

Wydaje się, iż różnica jest oczywista i bardzo delikatna: kontrkultura to zbiór norm, kontestacja to działanie - działanie, które ma na celu uformowanie i stworzenie tego zbioru norm. Kontrkultura jest po prostu manifestacją postawy kontestacyjnej, która przejawiać się może w rożnych formach - zaczynając od języka, przez wygląd, modę, religię, obyczajowość, aż po muzykę, sztukę, film. Bez względu na to czy w terminologii przyjmujemy słowo kontestacja czy kontrkultura, przedstawione zjawisko w sposób znaczący zapisało się na kartach historii, w sposób unikatowy dokonało zmian w szeroko pojętej kulturze i w sposób zadziwiający odbija się echem po dziś dzień.

1.2. Trochę historii

Gdy idea dociera do ludzi,

staje się jedną z najpotężniejszych broni,

ponieważ rodzi entuzjazm i poświęcenie,

potęguje i ukierunkowuje ludzką energię.

- Erich Fromm

Określenie ram czasowych zjawiska, jakim jest kontestacja, nie jest sprawą łatwą, pomimo tego, iż ogólnie wiadomo i przyjmuje się, że są to lata sześćdziesiąte XX wieku. Jednak co dokładnie i kiedy spowodowało, że zjawisko to zaistniało na taką skalę, pociągnęło ze sobą tłumy rządne zmian? Konrad Klejsa twierdzi, iż:

[...] zapowiedziami kontrkultury „właściwej” były: w USA - twórczość bitników oraz wystąpienia przeciw dyskryminacji rasowej, w Europie - egzystencjalizm i działalność Międzynarodówki Sytuacjonistów. W obu przypadkach zaś - protesty związane z funkcjonowaniem uniwersytetów oraz nastroje pacyfistyczne, w tym także kampanie przeciwko zbrojeniom nuklearnym [...].

Przyjmując taki zarys zjawiska kontrkultury, należy zwrócić uwagę, iż sytuacje te były jedynie punktami zapalnymi, które wywołały dalsze elementy działań kontestacyjnych. Klejsa, by umieścić zjawisko kontestacji w czasie, idzie tropem Arthura Marwicka i Wolfganga Kraushaara. Pierwszy z nich wyznacza trzy etapy: lata 1958-1963, 1964-1968 oraz 1969-1974. A zjawiska najbardziej charakterystyczne dla całej dekady to okres środkowy. Drugi z badaczy sytuuje natomiast zjawisko w okresie lat 1955-1970. a datą otwierająca epokę kontrkultury jest 12 października 1955 roku, kiedy to Allen Ginsberg i Jack Keruac prezentują fragmenty swoich prac: Skowyt oraz W drodze. To właśnie w osobowościach bitników upatruje się początków kontestacji, jednak bitnicy lat 50 to formacja bardziej literacko-artystyczna, niż zorganizowany ruch społeczny. Jawłowska z kolei za początek i pierwsze zajawki ruchu uznaje wydarzenia w Berkeley z 1964 roku, gdy studenci buntując się przeciwko systemowi nauczania, rozpoczęli strajk:

Ten pierwszy bunt miał znaczenie decydujące dla dalszego rozwoju rewolty studenckiej w USA. Berkeley stało się początkiem nowych form działania ruchu, prototypem następnych buntów, które ogarnęły całe Stany Zjednoczone w latach 1964-1970. Scenariusz z Berkeley powtarza się na innych uczelniach, Berkeley zaś pozostaje nadal centrum krytycznych poszukiwań nowych form życia i koncepcji społeczeństwa przyszłości.

Początek kontestacji w USA wydaje się być prosty i jasny: masowe bunty studentów na uniwersytetach, działalność bitników. Kwestia Europy Zachodniej to przede wszystkim rok 1957 i powołanie Międzynarodówki Sytuacjonistów w Paryżu. Początkowo ugrupowanie to również - jak amerykańscy bitnicy - miało postać bardziej grupy awangardowej, artystycznej, niż społecznej. Jednak był to pierwszy krok w stronę kontrkultury. Może początkowo jeszcze mało znaczący, mało groźny i mało złowrogi, ale za to kluczowy dla omawianego zjawiska. Droga, która zaczęła się od wspomnianych wyżej niewinnych strajków, buntów, tworzących się ugrupowań miała różny przebieg i różne oblicza w każdym kraju - mowa tutaj oczywiście przede wszystkim o krajach rozwiniętych Europy Zachodniej oraz Stanach Zjednoczonych. Jawłowska wspomina o tym, iż kontestacja w USA, Anglii, RFN, Francji, Holandii, Włoszech, czy Japonii była czymś innym niż ruch w Ameryce Łacińskiej i Hiszpanii:

[...] w Hiszpanii, Meksyku, Urugwaju czy Brazylii walczono o podstawowe demokratyczne prawa, przeciw reżimom policyjnym. Walczono nie przeciw nadmiarowi, lecz przeciw nędzy, o zapewnienie znacznej części warstw upośledzonych podstawowych warunków życia i pracy. Domagano się upowszechnienia oświaty, nawet w jej niedoskonałym kształcie organizacyjnym i programowym.

Natomiast kontestacja w interesującej mnie w tej pracy krajach miała zupełnie inne przesłanki, cele i przebieg niż w cytowanym fragmencie. Kontestację tę można podzielić na polityczną i obyczajowo-kulturową - robią tak zarówno Jawłowska, jak i Klejsa w swoich pracach poświęconych kontrkulturze. Pierwszy typ związany był ze zwiększona aktywnością polityczną młodzieży, drugi z chęcią zmiany, byciem młodym, chcącym wyzwolić się z dotychczasowego postrzegania świata. Niewątpliwie w kluczowych elementach mających wpływ na wybuch niezadowolenia, na rozpoczęcie się ruchu kontestacji, znajdowała się prowadzona wojna w Wietnamie. Jej wpływ na ruch kontestacji był znaczący, wspomina o tym Charles Reich:

[...] nie trzeba było proponować wojny młodym ludziom. To był niewłaściwy rynek [...]. Wojna spowodowała to, czego nie można byłoby osiągnąć w żaden inny sposób: dokonała wielkiego przełomu w świadomości [...]. Rozerwała tkankę świadomości tak głęboko, że zreperowanie jej jest prawie niemożliwe. Uczyniła tak wielką wyrwę w przekonaniach, że ludzie mogli przez nią zacząć kwestionować mity państwa korporacyjnego. Cały gmach państwa korporacyjnego opiera się na środkach uspokajających i nasennych; państwo nie powinno było postawić tego jednego kroku, który obudzi śpiącego.

Wojna stała się iskrą, przez którą kontestacja prowadzona przez każdego człowieka - chcącego myśleć inaczej i żyć inaczej, rozpaliła się w całościowy, ostry ruch. Wyrażano przez niego sprzeciw wobec wojennym okrucieństwom, nawoływano do pokoju, sprzeciwiano się śmierci. W tym samych czasie tworzyły się swoiste subkultury, które działały na rzecz równouprawnienia i pokoju, którym nieobca i nieobojętna była sytuacja innych ludzi żyjących na świecie. Dlatego też jednym ze składników ruchu były strajki i demonstracje na rzecz równouprawnienia ludności kolorowej. To kolejny punkt zaczepienia kontestatorów na historycznej mapie zjawiska. Społeczeństwo - przynajmniej jego znaczna, młoda część pragnęła, by każdy obywatel miał takie same prawa, by kolor skóry nie decydował o byciu lub nie-byciu.

Wszystko zaczyna się już w 1964 roku wydarzeniami w Missipi. Odbywa się tam niewielki rajd pokoju, który nagle staje się masowym zjazdem młodzieży manifestującej swój sprzeciw wobec dyskryminacji i nędzy kolorowej ludności. Tym wydarzeniem zaczynają się masowe manifestacje i rewolty, m.in. w Harlemie, Filadelfii, Rochester i Nowym Jorku. W kolejnych latach ruch nasila się coraz bardziej, a działalność antywojenna i antyrasistowska narasta i przybiera nowe formy wyrazu. W 1966 kształtuje się organizacja Czarne Pantery:

[...] SNCC (Student Non-Violent Coordinating Comittee) jako całość opowiada się za walką o prawa czarnych do narodowego samostanowienia, walką prowadzoną za pomocą wszelkich dostępnych środków. Carmicheal rzuca hasło „Władzy Czarnych”, na które odpowiadają wkrótce Huey Newton i Bobby Seale, zakładających w Oekland w Kalifornii organizację Czarnych Panter.

Czarne Pantery, oprócz prowadzenia walki zbrojnej, szerokich działań na rzecz równouprawnienia, zajmowały się również problemami ekonomicznymi, oświatowymi, rozwijaniem nowej sztuki, kultury, opieką nad zaniedbanymi dziećmi. Można powiedzieć, iż organizacja ta - mimo iż przez wielu nazywana terrorystyczną - działała na wielu polach codziennego życia. A wszystkie swoje postulaty, prośby i żądania zawarła w stworzonym przez siebie manifeście. Manifeście, który przede wszystkim zawierał postulaty dotyczące podstawowych potrzeb związanych z życiem społecznym: chęć chleba, ziemi, oświaty, sprawiedliwości, schronienia i pokoju. Ruch przeciwko dyskryminacji trwa równocześnie z ruchem przeciwko działaniom wojennym. Dochodzi do coraz bardziej groźnych rebelii, rewolt i buntów. Dyskusje polityczne, demonstracje nie słabą, nie gasną po chwilowym zapaleniu - trwają dalej, tworzą się nowe organizacje, nasilają się walki. Po pierwszej fali działalności, wsparcia Czarnym Panterom udzielają grupy białych sojuszników, takich jak: Białe Pantery, SDS, czy Wilkołaki. Na sposoby działalności - coraz bardziej radykalnej - organizacji zrzeszającej czarnoskórych niewątpliwy wpływ miała również działalność Ku-Klux-Klanu, zabójstwo Malcolma X, Martina Luthera Kinga a także procesy wytoczone przywódcom ruchu. Kwestia dyskryminacji i walki o równość łączyła się ze sprzeciwem wobec wojny w Wietnamie. Niewątpliwie te dwa aspekty łączyły się ze sobą, a narastający konflikt w Azji wywoływał w Stanach Zjednoczonych fale nastrojów pacyfistycznych, kwestionując przy tym obowiązkową służbę wojskową oraz słuszność, celowość zbrojeń wojennych. Wciąż narastający konflikt powodował ciągle nowe strajki, nowe rewolty, nawet można powiedzieć rewolucje, w wyniku których walka o pokój i równość kończyła się skutkiem śmiertelnym, jak pisze m.in. Jawłowska:

W Stanach Zjednoczonych, w styczniu 1969 zamordowano w Alabamie czarnego studenta S. Younge'a. Rozpoczynają się strajki okupacyjne w szkołach wyższych i uniwersytetach. Są one w tym okresie skierowane przede wszystkim przeciw rasizmowi i polityce wojny, której konsekwencją były nie tylko zbrojne konflikty międzynarodowe, lecz także zaostrzenie się sytuacji wewnętrznej kraju. Student z Bostonu - H. Zinner usiłuje się podpalić przed Białym Domem, manifestując solidarność z ofiarami wojny w Wietnamie.

Apogeum wydarzeń lat sześćdziesiątych był zdecydowanie rok 1968. I to w każdym kraju. Nie tylko w Stanach Zjednoczonych rozpoczyna się groźna, --> dzika [Author:D] kontynuacja wcześniejszych działań. Rewolucja ma miejsce również we Francji, Niemczech, Włoszech czy w Meksyku. W każdym kraju Europy, Ameryki Łacińskiej, Azji dochodzi do wybuchu buntów, do rewolucyjnych nastrojów. Rok 1968 tworzy specyficzne zjawisko jedności - studenci, mimo że w różnych zakątkach świata postępują w ten sam sposób, chcą zmieniać świat, zmieniać siebie. Buntują się przeciwko wojnom, dyskryminacji rasowej, przeciwko obowiązującym normom, zasadom, stylom życia. Rok 1968 to niewątpliwie rok, który w doskonały sposób definiuje ruch kontestacji lat sześćdziesiątych XX wieku, który w zasadzie, można powiedzieć, jest wyznacznikiem tego ruchu, oraz który z pewnością wywarł wpływ na kolejne lata aż po dzisiejszy dzień, formułując przy tym pokolenie '68.

W Stanach Zjednoczonych wydarzenia 1968 roku były kontynuacją działań z Berkeley, była to tylko kontynuacja i rozwinięcie dotychczasowego buntu. Wszystko zaczęło się wiosną 1968 roku. Uniwersytet Columbia utrzymywał kontakty z Institute for Defense Analyses oraz innymi ośrodkami badań dla celów wojennych. Studenci sprzeciwili się przynależności Uniwersytetu do IDA, za co zostali ukarani dyscyplinarnie, sprzeciwili się także budowie hali gimnastycznej na terenie parku w pobliżu uczelni. Studenci brali udział w demonstracjach i wspólnie kreowali działania, okupowali budynki uniwersytetu. Dopiero po sześciu dniach policja aresztowała ponad sześćset osób, a ponad sto zostało rannych. Wspomniany park był, być może, tylko błahą przyczyną, która rozpoczęła całość tych wydarzeń. Jednak przy tej okazji studenci przede wszystkim - po raz kolejny - okazywali swoje niezadowolenie z racji coraz silniej zaostrzającego się i nasilającego się konfliktu w Wietnamie.

Niezadowolenie panujące wśród amerykańskiej młodzieży nie było niezadowoleniem lokalnym. Miało wymiar światowy. Fala buntów przetacza się przez Europę: we Francji mamy do czynienia z Paryskim Majem, we Włoszech z ruchem studenckim opanowującym wszystkie uniwersytety, w Niemczech Zachodnich także zaczęło się od zakwestionowania systemu szkolnictwa i oświaty. Wschód Europy to również wydarzenia roku 1968 - Praska Wiosna w Czechosłowacji, czy Polski marzec. Oraz Stany Zjednoczone, w których walczono z kapitalizmem oraz konformizmem. Z drugiej strony natomiast Ameryka Łacińska i m.in. noc Tlatelolco w Meksyku wraz z walką o lepszy wymiar życia i podstawowe dobra.

Ruch we Francji początek ma w anarchistycznych i sytuacjonistycznych grupach. Wszystko zaczęło się w 1957 roku, kiedy powstaje Międzynarodówka Sytuacjonistyczna, której twórcą był Guy Debord. Przez tę organizację następuje powiązanie działań rewolucji społecznej, politycznej i kulturowej. Od początku swojej działalności ruch zajmował się przeobrażaniem życia codziennego, urbanistyki, a także sztuki. Mimo iż mówili o sobie:

[...] Jesteśmy artystami jedynie dlatego, że nie jesteśmy już artystami: przyszliśmy urzeczywistnić sztukę.

W ten sposób Sytuacjoniści wypowiadali się na swój temat w kontekście sztuki, polityki, czy też rewolucji. Ich teorie były teoriami ich życia, ich sposób życia był odzwierciedleniem myśli i planów zmiany. „Urzeczywistnieniem ich marzeń” był właśnie słynny Paryski Maj. Zaczęło się typowo: 10 maja nocą, członkowie ruchu brali udział w osławionej nocy barykad, kolejnego dnia wraz ze studentami okupowali paryską Sorbonę, co zbiegło się ze strajkiem robotników w zakładach z Nantes. Kolejnym krokiem były kolejne zakłady przemysłowe oraz Teatr Odeon. Z dnia na dzień strajki stały się powszechnością w większości francuskich zakładów w całym kraju. Bunt nie dotyczył już tylko studentów, nie był ich kaprysem, ich kwestionowaniem systemu nauczania i oświaty, bunt stał się zjawiskiem powszechnym. Dotyczył większości obywateli Francji - tych, którzy świadomie pragnęli zmian i lepszego bytu dla siebie. Można powiedzieć, iż był to pierwszy krok szeroko pojętego społeczeństwa francuskiego do osiągnięcia nowej świadomości.

Podobna sytuacja miała miejsce we Włoszech. Tutaj również do boju zagrzewali studenci, to oni pierwsi zaczęli głośno mówić o swoich potrzebach, manifestować swój ogląd świata - zupełnie inny niż reprezentowało pokolenie ich rodziców. Zaczęło się w styczniu 1968 roku rozruchami w Rzymie, maj to czas buntu w Mediolanie. Szczyt protestów został osiągnięty jesienią 1969 roku, kiedy do studentów dołączają robotnicy fabryki Fiata w Turynie.

Rok 1968 w Zachodnich Niemczech natomiast zaczyna się od protestu przeciwko wyższym cenom biletów tramwajowych. Z ruchem studenckim - zaczynającym się dość niegroźnie - rozpoczynają „współpracować” robotnicy. Razem wydają własną prasę, w której poddają w wątpliwość informacje przekazywane przez media, które przecież podporządkowane były rządzącym. Każdego dnia studenci przeszkadzali w dystrybucji prasy, rzucając swoje wydawnictwa oraz podpalając samochody rozwożące prasę codzienną. Masowe walki z policją, protesty i bunty odbywają się w Monachium, Frankfurcie i Essen. Wielokrotnie w zamieszkach są ranni, a nawet ofiary śmiertelne.

Nieco inaczej wyglądały lata sześćdziesiąte w Wielkiej Brytanii:

[...] To nie uliczne protesty i manifesty polityczne nadawały ton brytyjskiej kontrkulturze, lecz atmosfera artystycznych poszukiwań, które już wcześniej, bo od końca lat pięćdziesiątych, pozwalały mówić o Londynie jako kulturalnej stolicy świata.

Kontrkultura w Wielkiej Brytanii była przede wszystkim zwrócona w stronę zmian kulturowych, zmian w literaturze, filmie, muzyce i sztuce. Polityka była sprawą drugorzędną. Dlatego za początek brytyjskiej kontrkultury uważa się październik 1966, kiedy wydano nowy magazyn „IT”, następnie dochodzą do tego spotkania z pisarzami, premiera psychodelicznej płyty Beatlesów: „Klub Samotnych Serc Sierżanta Peppera”, a także rockowy festiwal na wyspie Wight. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych Londyn staje się głównym ośrodkiem kultury psychodelicznej, a przy tym oazą jednostek poszukujących sposobów na poszerzenie granic świadomości. Przy tych wydarzeniach aspekt polityczny kontestacji był nikły, w porównaniu z innymi krajami Europy Zachodniej, prawie niewidoczny, ale nie znaczy to, iż nieistotny. W Anglii odbył się Kongres Dialektyki Wyzwolenia, w którym udział wzięli znani kontestatorzy: Herbert Marcuse, Paul Goodman, Emmett Grogan, czy Allen Ginsberg. Mimo tak ważnych wydarzeń, jak wspomniany kongres, czy szerzący się właśnie w Anglii ruch antynuklearny - ten kraj kontestacyjnie zapisał się w sferze kultury i obyczajowości.

Sfera kultury i obyczajowości, to druga strona kontrkultury. Oprócz wydarzeń stricte politycznych, kontrkultura w dużej mierze jednak opierała się na idei zmiany rzeczywistości. Przesłanki, przyczyny polityczne niejednokrotnie były powiązane z tą drugą - bliższą już każdemu człowiekowi - stroną kontestacji. Zazwyczaj to polityczne aspekty miały odbicie w sztuce, ale też sztuka była formą wyrazu buntu i marzeń młodych ludzi. Marzeń będących w pewnym momencie przekładanych i realizowanych w rzeczywistości. Jednym z kluczowych problemów związanych z kontestacją był konflikt pokoleń - młodzi chcący żyć na swój sposób i rodzice nie potrafiący zrozumieć młodzieżowych aspiracji do życia innego niż oferuje kapitalizm. Wolność - będąca marzeniem każdego z pokolenia '68, wolność dająca bezmiar możliwości i nieograniczoną swobodę w każdej dziedzinie życia. Bunt - zarówno przeciwko wszystkim wydarzeniom politycznym, przeciwko rządzącym, przeciwko narzuconym odgórnie regułom, zasadom, które ograniczały oraz nie pozwalały na samodzielne myślenie, tworzenie, życie, jak i bunt przeciwko stagnacji obecnego stanu rzeczywistości. Przez to wszechobecne nie zrozumienie, nie pozwolenie na życie według własnych zasad i zasad głoszonych przez liderów zmiany - jakimi byli wtedy Marcuse, Debord, Cohn-Bandit, Hayden czy Kesey - młodzi uciekali w nową rzeczywistość. Rzeczywistość, w której myśli o nowym, wspaniałym świecie przekładały się na obraz realny. Rzeczywistość, która pozwoliła im nie zwracać uwagi na kapitalistyczny styl życia. Nowy, wyimaginowany świat młodych ludzi nagle stał się realny. Ta stworzona na moment utopia - jak można się domyślać - nie trwała długo i nie wprowadziła poważnych zmian, jednak odcisnęła piętno na dalszej kulturze, a w latach sześćdziesiątych zaistniała realnie. Przez moment. Idea państwa idealnego nie ziściła się, lecz tworzące się hippisowskie komuny były namiastką utopii. Idea ta mogła być zrealizowana w głównej mierze przez dostępność i kult środków psychodelicznych. Słynne LSD pozwalało na poszerzenie, otwarcie świadomości, na halucynogenne wizje rzeczywistości.

Społeczno-obyczajowa strona kontrkultury to nie tylko zmiana postrzegania siebie, świata i swojej świadomości. To także zewnętrzność. Lata sześćdziesiąte to lata kolorowe. Lata luźnych dzwonów, długich włosów, kwiecistych koszul. To lata swobody - zarówno w ubiorze, jak i w zachowaniu i myśleniu. Przypadająca w tym okresie rewolucja seksualna pozwoliła na totalny brak ograniczeń oraz zakwestionowanie jednego z fundamentów dotychczasowej kultury: rodziny i instytucji małżeństwa. Upowszechnienie się nowych metod antykoncepcji dało pokoleniu '68 nieograniczoną swobodę w relacjach seksualnych. Dodatkowo lansowany wtedy naturalny styl życia, substancje narkotyczne pozwalające na wyjście poza granice świadomości, kształtowały specyficzne podejście do życia, w którym liczyła się tylko teraźniejszość. Cały ten „pakiet” nowego świata zawierał także nową muzykę - z zaangażowanymi tekstami, rockowymi dźwiękami będącymi komentarzem do obecnych wydarzeń. Przełomowym zdarzeniem był festiwal w Woodstock, w sierpniu 1969 roku. Wzięło w nim udział mniej więcej pół miliona osób, a policja nie miała powodu, by interweniować. Dominująca rockowa muzyka traktowała o bieżących wydarzeniach, nawoływała do zmian, opowiadała o wolności, miłości i pokoju. Społeczność zgromadzona na festiwalu - mimo iż nieznana sobie wcześniej - potrafiła egzystować obok siebie kilka dni bezkonfliktowo. Festiwal w Woodstock, społeczność utworzona wokół niego niewątpliwie była podręcznikowym przykładem głoszonych przez młodzież postulatów życia.

Co zostało z rzeczywistości tak pożądanej przez młodych? Dzisiaj można odnieść wrażenie, iż jedynie stare płyty nieżyjących już muzyków, wytarte dżinsy i długie włosy. Trochę mało jak na zjawisko, które zdaniem badaczy zmieniło postrzeganie świata i kultury. Trochę mało jak na dziesięć lat radykalnych przemian, osławionych wydarzeń i chęci zmiany. Początek lat siedemdziesiątych to koniec, można powiedzieć, epoki kontestacji. Gasną strajki, kończy się wojna w Wietnamie, pokolenie krzyczące „Nie ufaj nikomu po trzydziestce” dorasta. Mimo że chyba najsłynniejszy okres w kulturze zakończył się mniej więcej czterdzieści lat temu, można odnieść wrażenie, iż po dzień dzisiejszy wywiera wpływ na kulturę:

[...] Choć lata 60., owa epoka cudów, należą do przeszłości, żyją jednak w głębi naszej duszy. Sztukmistrze nostalgii zaklęli tę epokę w magiczny hologram promieniujący ciągle wspomnieniami dawnych dobrych czasów, gdy wszystko jeszcze było możliwe: seks, narkotyki i pozytywne wibracje [...].

1.3. Koniec utopii

Nie jesteśmy już centrum wszechświata,

nie jesteśmy już celem stworzenia,

nie jesteśmy już panami świata,

który da się ogarnąć i poznać

- jesteśmy drobinką pyłu

gdzieś w przestrzeni,

bez żadnego konkretnego odniesienia

do czegokolwiek.

- Erich Fromm

Historia zatacza koło. A pewne punkty na nim są niezmienne - jedynie lekko zmodyfikowane. Zmodyfikowane poprzez mentalność ówczesnego społeczeństwa, przez wydarzenia historyczne. Na przestrzeni wieków można dostrzec pewne podobieństwo. Spośród wszystkich zmian, które przeszły przez cywilizację, najbardziej gwałtowny zwrot dotyczy młodości i sposobu jej traktowania. Kultury tradycyjne ceniły starość i osoby w podeszłym wieku. To od nich można było zdobywać wiedzę oraz doświadczenie, to oni byli autorytetami dla osób młodych, ich darzono należytym szacunkiem. Starość oznaczała mądrość. Dziś jest inaczej. Proces, w wyniku którego młodość osiągnęła dzisiejszą pozycję był jednak długi. I o ile przełomowym momentem w kształtowaniu się tej pozycji była kontrkultura lat 60 XX, to zmiany zaczęły się dużo wcześniej. To epoka romantyzmu wychwalała młodość i kreowała młodych bohaterów literackich. Buntowników. Przeciwko Bogu, przeciwko reprezentantom poprzedniej epoki. To oni byli prekursorami tych, którzy w latach 60 XX wieku na moment zawładnęli światem. Od tego momentu, każde kolejne pokolenie czerpać będzie - w jakiś określony sposób - z lat 60. Zarówno w kwestiach społecznych, jak i kulturowych. Dla pokolenia '68, lata ich młodości to lata cudów. Wydaje się jednak, iż dziś patrzymy na ruch kontestacji z odrobiną nostalgii i tęsknoty. Wielu badaczy uważa, iż

[...] kontestacja lat 60. miała charakter w dużym stopniu estetyczny, stanowiący jedyny w swoim rodzaju „bal przebierańców”, a hippisowska retoryka, którą posługiwało się wiele grup psychodelicznych, była niczym innym, jak kokieterią.

Mimo, iż obecnie kontrkultura jest postrzegana jako radosny twórczy mit, mimo iż wraz z początkiem lat 70. jej siła, zapał młodych nie --> był[Author:D] już taki jak na początku ruchu, czasy te przeszły chyba do historii jako czasy bardzo pozytywne i twórcze. Jak pisze Ireneusz Krzemiński:

Mam nadzieję, że lata sześćdziesiąte naszego stulecia przejdą do historii jako lata - choć niespokojne - to dobre i twórcze. Za tym stwierdzeniem kryje się pewne wyznanie: przekonany jestem, że tzw. młodzieżowa kontrkultura, która w dużym stopniu wypełniła treścią określenie „lata sześćdziesiąte”, zapisała się w dziejach Europy i Ameryki jako zdecydowanie pozytywny ruch społeczny. Ostrożniej mówiąc, kontrkultura jako masowy ruch społeczny wyróżniła się ładunkiem pozytywności i kulturowej kreatywności na tle wszystkich ponurych, mrożących zgoła krew w żyłach masowych ruchów XX wieku.

Nikt nie ma wątpliwości co do tego, że ruch kontestacji był ruchem kolorowej, radosnej młodzieży, która chciała sama decydować o swoim życiu, która pragnęła życia innego niż pokolenie rodziców, która chciała wyrwać się z kapitalistycznego świata, przepełnionego telewizją i konsumpcjonizmem. Nikt nie ma również wątpliwości, że ruch ten pozytywnie wpłynął na kulturę. To dzięki kontestacji do historii przeszły takie nazwiska jak Janis Joplin, Jimi Hendrix, czy Bob Dylan i takie zespoły jak The Beatles, The Doors, czy istniejące po dziś dzień The Rolling Stones. Muzycy, którzy tworzyli nową jakość. W miejscu popularnych, lansowanych przez rozgłośnie radiowe piosenek, pojawiają się protest songi, skomplikowane utwory o treści społecznej czy też politycznej. W warstwie muzycznej pojawiają się nawiązania do muzyki ludowej, indyjskiej, barokowej. Teksty coraz bardziej zaczynają przypominać rozbudowane poematy, przesycone metaforyką i symbolami, nawiązaniami do modernistycznych poetów przeklętych. Dodatkowo artyści korzystają z dorobku takich nurtów jak surrealizm i abstrakcjonizm, czy pop-art. Z jednej strony pojawia się dadaistyczne poczucie humoru, z drugiej romantyczny weltschmerz.

Mimo że początkowo postaci te porywały publiczność, głosząc nowe prawdy życiowe, z czasem i ich dotknęła komercjalizacja.

Najbardziej wyrazistym przejawem komercjalizacji posthippisowskiego rocka jest to, że u progu lat 70. większość grup przestała występować w małych klubach i przeniosła się do wielkich hal i na stadiony. Fakt ten ilustruje jeszcze inne zjawisko, dużo bardziej znaczące niż komercjalizacja najważniejszych nurtów rockowych. Klubowa „wspólnota” nadawczo-odbiorcza została zastąpiona sztywnym podziałem na „artystów” (estradę) i „publiczność” (widownię), sztywnym, bo wyznaczanym przez kordon ochroniarzy.

Zjawisko zanikania ruchu na początku lat 70. - spowodowane „dorastaniem hippisów”, szeroką komercjalizacją kontrkultury, śmiercią takich muzyków jak Jimi Hendrix, Janis Joplin, czy Jim Morrison było sprawą oczywistą. Jednak już wtedy można było podejrzewać, iż najbardziej kolorowa epoka w dziejach cywilizacji odciśnie piętno na kolejnych dekadach, a kolejne pokolenia będą korzystać z jej spuścizny. Mając na uwadze to, iż pokolenie kontrkultury to młodzież pochodząca z klasy średniej, niezwykle oczytana, potrafiąca sięgać do dorobku literackiego i filozoficznego Europy, nie mogło być inaczej.

Lata 60. dobiegły końca. --> nie[Author:D] udało się stworzyć nowego świata, nie udało się utrzymać upragnionej utopii. Pozostało rozczarowanie. Rewolty nie zmieniły biegu historii, niszowa muzyka stała się popularna, niezobowiązujący seks prowadził do konfliktów, a powszechnie dostępne i wielbione narkotyki prowadziły do całościowej degradacji jednostki. Większość z młodych na barykadach znalazła pracę, stała się częścią świata, który kilka lat temu odrzucała. Dorosłość stała się ich początkiem umierania, stawania się typowym, przeciętnym uczestnikiem konsumpcjonistycznego świata. Jednak pewnie dla wielu wartości kontrkultury były nadal istotne.

W latach 90. pojawia się kolejne znaczące pokolenie młodych, którzy podobnie jak ich poprzednicy pragnęli zmian. Pokolenie X - jak nazwała urodzonych w latach 70. ludzi brytyjska socjolog Jane Deverson. Młodych reprezentantów lat 90. uznać można za kolejny punkt na historycznym kole. Przypominali swoich rówieśników z lat 60., jednak borykali się z zupełnie innymi, nowymi problemami. Nieustający postęp z dnia na dzień zmienia świat. Lata 90. to nie był już początek nastawionego na konsumpcję społeczeństwa, ale sam środek świata konsumpcji. Świata ukierunkowanego coraz bardziej na wszelkie dobra materialne i zatracającego głębsze wartości. Świata pędzącego jak rozszalały pociąg, z którego bardzo łatwo wypaść. Można było się mu podporządkować - i wielu tak czyniło, można było chcieć zmian. Problem był jednak większy niż w latach 60. Już nie tak łatwo można było zrezygnować z oferty kapitalizmu, a też aspekty, z którymi borykali się młodzi były inne.

Tak zwane Pokolenie X, młodzi ludzie urodzeni w latach siedemdziesiątych w Wielkiej Brytanii i innych krajach „rozwiniętych”, doświadcza bolączek nieznanych wcześniejszym pokoleniom. Bolączek niekoniecznie większych czy też bardziej dominujących, niosących więcej udręk i upokorzeń, ale z pewnością zasadniczo odmiennych, nowych - rzec by można, bolączek i utrapień, właściwych dla płynnej fazy nowoczesności.

Pokolenie lat 90. miało zupełnie nowe powody ku temu, by czuć rozczarowanie otaczającym je światem. W społeczeństwie, w którym żyli często czuli się zagubieni, nie na swoim miejscu, rozgoryczeni tym, co im oferowano. A raczej czego nie potrafiono im zaoferować. Co wpłynęło na ich postrzeganie świata, na ich stosunek do niego i na chęć bycia innym, niż otaczająca konsumpcjonistyczna społeczność?

Jedną z najczęściej stawianych diagnoz jest bezrobocie, a w zasadzie marne widoki na znalezienie pracy dla absolwentów wchodzących po raz pierwszy na rynek zajęty zwiększaniem zysku raczej przez obniżanie kosztów pracy i „odzieranie z aktywów” niż tworzenie nowych miejsc pracy [...].

W nowej rzeczywistości nie należy być wybrednym. Trzeba być elastycznym. Trzeba brać to, co jest - bez wyboru. Inaczej człowiek zostaje wyrzucony ze swojej społeczności. Staje się zbędnym. Jak pisze Bauman przedrostek „bez” w słowie „bezrobocie” wskazuje na pewien brak, na anomalię, na przejściowy, tymczasowy, ale przy tym nienormalny stan. Być bezrobotnym to być niepotrzebnym. W dzisiejszym społeczeństwie bycie zbędnym to bycie nadliczbowym, nieprzydatnym, przeznaczonym do wyrzucenia. Ludzie stają się odpadami. Powinni czym prędzej wrócić do stanu czynności. Zbędność bowiem oznacza utratę sensu i własnej wartości, co dalej prowadzi do załamania, a w rezultacie depresji. Depresji, która stała się chorobą końca wieku. Pokolenie X żyje w czasach niepewnych i nietrwałych. Nowe życie to życie z dnia na dzień, bez większej szansy na stabilizację, bezpieczeństwo i trwałość. To życie w biegu - w zasadzie można powiedzieć w niekończącym się wyścigu, który nawet jeśli ma metę, to nie ma na niej nagród. Wyścig trwa nadal. Ci, którym udało się wziąć w nim udział biegną bez wytchnienia. W dzisiejszym biegu ważne jest, by biec , a nie by dobiec do celu. W dzisiejszym świeci chodzi o to, by zdobyć środki do realizacji celów, łapać ciągle cele nowe. Cele, które są nietrwałe, ulotne i zatracają się zanim zostaną osiągnięte. Osiągnięcie ich natomiast nie tyle, że wymaga od nas ogromnego zaangażowania i poświęcenia, ile jest niemożliwe.

Pokolenie X i kolejne po nim boryka się z problemami nowej rzeczywistości, nowego wspaniałego świata - świata płynnej nowoczesności, jak określa ją Zygmunt Bauman. X jest niewiadomą - to ludzi, którzy nie wiedzą dokąd zmierzają i w jakim celu. To osoby zagubione w gąszczu nowoczesności, w gąszczu nowych wzorców wytworzonych przez nowe mody, marketingowy bełkot i nieustający wyścig. Pokolenie X próbuje żyć obok tego wszystkiego, czasami uciekając na obrzeża, na społeczny margines - żyjąc tak jak kiedyś pokolenie '68. Na przekór, szukając siebie i sposobu na przeżycie własnego życia. Obawy te oraz próby zwalczania systemu widać również w muzyce ów pokolenia. Grunge narodził się w Seattle, zwracał uwagę przede wszystkim na zniewolenie człowieka przez telewizję, religię. To muzyka ponura, charakteryzująca się pesymistycznym nastrojem, nieustannym przygnębieniem, agresją i negacją rzeczywistości.

[...] o ile rock lat 60. i początku 70. „postulował” program pozytywny, wyrażający się optymizmem i wiarą w możliwość innego urządzenia świata - świat takowy nawet próbowano tworzyć i o nim śpiewano - o tyle rock lat 90. rozbrzmiewający przede wszystkim muzyką z Seattle możliwość tę odrzucał, skupiając się na krytyce i konstatowaniu w tekstach expressis verbis kondycji świata pogrążającego się w chaosie, fałszywej i powierzchownej moralności, konsumpcjonizmu, pozerstwa i zakłamania. Różnica polegała więc na tym, że grunge odrzucał świat, nie proponując nic innego - nie posiadał nań pomysłu - wchodził w kwestionowaną rzeczywistość i, rozglądając się, stawiał diagnozę, siłę czerpiąc z negacji.

Dzisiejszy, współczesny - ponowoczesny świat korzysta zarówno z dorobku lat 60., jak i 90. Musi korzystać, bo niczego nowego nie potrafi już stworzyć, zbudować, wykreować. Posmodernistyczny worek staje się powoli koszem na śmieci, do którego można wrzucić wszystko, samemu zaś zmierzać w stronę nieuchronnego zatracenia. Zatracenia, które jest znakiem naszych czasów, gdyż wydaje się, iż większość społeczeństwa widzi sens jedynie w powierzchowności. W 1968 roku Erich Fromm zaczął swoją książkę Rewolucja nadziei od słów:

Stanęliśmy oto w obliczu demona, choć jeszcze niewielu dostrzega go wyraźnie. Nie jest to już stary duch komunizmu czy faszyzmu, lecz widmo społeczeństwa całkowicie zmechanizowanego, nastawionego maksymalnie na produkcję dóbr materialnych i konsumpcję, kierowanego przez komputery. Człowiek poczyna jawić się jako niewiele znaczący element totalnej maszyny, właściwie odżywiany i zabawiany, lecz bierny i bez życia, pozbawiony niemal uczuć.

Od tego czasu upłynęło mniej więcej czterdzieści lat, jednak słowa te pozostają w stu procentach nadal aktualne - można powiedzieć - oczywiste. Z tą małą różnicą, że Fromm wierzył jeszcze w nadzieję, w zmianę w roku 1968, dziś mało kto posiada taką wiarę.

ROZDZIAŁ DRUGI

PROBLEMY TAMTYCH LAT I ICH WSPÓŁCZESNE - NOWE OBLICZE

2.1. Nie ufaj nikomu po trzydziestce

Kiedy inni oczekują od nas,

że staniemy się takimi

jakimi oni chcą żebyśmy byli,

zmuszają nas do zniszczenia tego

kim naprawdę jesteśmy.

To dosyć subtelny rodzaj morderstwa.

Większość kochających rodziców i krewnych

popełnia je z uśmiechem na twarzy.

- Jim Morrison

Jednym z głównych problemów kontrkultury był konflikt pokoleń. Spór pomiędzy młodymi i starymi polegający przede wszystkim na innych oczekiwaniach wobec rzeczywistości. Tradycja Stanów Zjednoczonych zawsze przywiązywała jednak wagę do zjawiska młodości:

Amerykanie nigdy nie lubili autorytaryzmu i dlatego mając do wyboru kult starców i kult młodzieńców, wybrali ten drugi. Fascynacja młodzieńczością może wynikać z rozmaitych założeń. Dla niektórych będzie to przekonanie, że młodzi są nosicielami niezafałszowanej autentyczności, jeszcze nie zdemoralizowanymi hipokryzją i niegodziwością świata dorosłych; niewinność, kojarzona z młodym wiekiem, miała wszak zawsze dla poszukiwaczy cnoty wielką siłę przyciągającą. Inni dostrzegali w młodości triumfujące barbarzyństwo, nie mitygowany doświadczeniem czy refleksją witalizm; romantyczny podziw dla młodych narodów wywodził się właśnie z takiego przekonania. Młodość była zatem dla jednych atrakcyjna przez swoją czystość, łagodność, prostotę, a dla drugich przez swoją bezwzględność, bezkompromisowość, a nawet naturalne okrucieństwo.

Młodość w Stanach Zjednoczonych miała swoje przywileje. Była wychwalana, była ceniona, była pożądana. Amerykański kult młodość wiąże się z amerykańskim optymizmem oraz wiarą w siłę młodej jednostki i jej indywidualizm. Młodzi to ci, którzy mogli odnieść sukces, którzy stawiali na działanie, a przez to realizowali postulaty American Dream.

Im wcześniej odniesiono sukces, tym bardziej był on znaczący. Milion dolarów zarobiony przed czterdziestym rokiem życia liczył się bardziej niż milion zarobiony po pięćdziesiątce, zaś zarobiony przed trzydziestką wywoływał powszechne uwielbienie. Na młodych patrzono więc zawsze jak na przyszłych zwycięzców, jak na tych, którzy zdystansują dorosłych i osiągną rzeczy dla starszych nieosiągalne.

Młodość była więc przez długi okres czasu elementem amerykańskiej mitologii. Lata 60. wcale tego nie zmieniły - kategoria młodości nadal należała do pożądanych. Zmieniło się jedynie jej postrzeganie przez samych młodych, którzy bronili się przed życiem zaplanowanym przez rodziców. Młodość kontrkultury to młodość nie związana z zarabianiem pieniędzy, z robieniem kariery i planowaniem przyszłości. Była to młodość teraźniejszości, która nie była częścią amerykańskiego snu. Młodzi nie brali pod uwagę dalekosiężnych planów, osiągnięcia sukcesu czy perspektywy przyszłości. Walka o sukces, droga do kariery i wysokich stanowisk wiązała się raczej z ciężarem i nieludzkim wysiłkiem, który ograniczał. Podstawowe wartości młodych były zupełnie inne.

[...] Całe ich zachowanie, ich wygląd i poglądy były takie, jakby przyszłość nie miała nigdy nadejść. Stąd brała się niesłychana rytualizacja ich zachowania, a rytuały jak wiadomo, są jednym ze sposobów zatrzymania czasu. Starzy palili papierosy w czasie pracy, bo nie mogli sobie pozwolić na jej przerwanie; młodzi palili marihuanę w wydłużonym akcie celebracji, pozwalającym im zatrzymać choćby na chwilę naturalny rozwój wydarzeń. [...] Niemal każda czynność była poddawana podobnej wydłużonej celebracji. Kąpiel nie była kąpielą, lecz rozciągniętą w czasie komunią z naturą. Kopulacja nie była kopulacją, ale chciano uczynić z niej misterium. Herbert Marcuse nawoływał do budowania utopii, a więc stanu finalnego spełnienia, w którym wszelka zmiana staje się zbędna [...].

Pokolenia '68 traktowało młodość jak bóstwo. Nie przywiązywało wagi do tego, co nastąpi - nie snuło planów związanych z rodziną, posadą, czy domem z ogródkiem w przyszłości. Liczyło się jedynie tu i teraz. Po wielokroć to trwanie w chwili teraźniejszej, w zasadzie zawieszenie tu - bez punktu odniesienia - przysparzało problemów. Problemów związanych głównie z własną tożsamością, poszukiwaniem określonego miejsca w świecie i tego, co powinno nastąpić.

Obrazów młodego pokolenia lat 60. jest kilka. Każdy przedstawia podobne problemy, ale z większym lub mniejszym naciskiem na konkretny aspekt młodości. W 1967 roku na ekranach kin pojawia się Absolwent w reżyserii Mike'a Nicholasa. Nie jest to wzorcowy, typowy obraz pokolenia kontrkultury. W zasadzie można powiedzieć, iż kontrkultury tutaj jak na lekarstwo. Być może wynika to z tego, iż film jest adaptacją powieści pod tym samym tytułem, wydanej w 1963 roku, więc przed pojawieniem się największej i najbardziej charakterystycznej fali kontestacji. Zapewne dlatego główny bohater Benjamin Braddock nie odzwierciedla wizerunku hippisa, a bardziej przypomina kogoś z pokolenia swoich rodziców. Jednak tylko zewnętrznie i tylko na pierwszy rzut oka. Już pierwsza scena - po dość długim wstępie - przedstawia nam omawiany w tym rozdziale problem: problem młodości w opozycji do starości. Ben w zdawkowej rozmowie z ojcem przyznaje, iż pragnie by jego przyszłość była inna. Jego przerażenie tym, iż może stać się taką samą osobą jak reszta czekających w salonie na niego gości, potęguje dodatkowo zbliżenie jego twarzy, na której dokładnie widać strach, zniechęcenie, zniesmaczenie i przygnębienie. Zdawkowy zwrot, który pada z ust Bena uświadamia nam po pierwsze - zagubienie bohatera i niepewność jutra, po drugie ukazuje nam jego złożoność. Z jednej strony widzimy dwudziestolatka w garniturze, świeżo po ukończeniu szkoły, na drodze do świetlanej przyszłości, z drugiej strony jednak możemy zauważyć reprezentanta pokolenia '68, mimo braku długich włosów i jointa w ustach. Jak pisze Marek Hendrykowski:

Oto bohaterem swego oskarżycielskiego filmu uczynił reżyser nie długowłosego kontestatora czy pozbawionego skrupułów anarchistę, lecz jednostkę na pierwszy rzut oka całkowicie pogodzoną ze światem, w którym żyje [...].

Ale Ben od samego początku deklaruje chęć bycia kimś innym, może jeszcze nie do końca wie, co ów inność oznacza, jednak świat, który znał do tej pory - sztuczny świat pokolenia rodziców - go przeraża. Widać to znakomicie podczas przyjęcia, na którym, zaczepiany przez ciągle nowych znajomych rodziców, składających gratulacje z racji ukończenia szkoły, Ben chce się schować, uciec, oderwać od świata.

Fromm stawiając diagnozę społeczeństwu tamtych lat pisał:

[...] człowiek, żywa istota ludzka, nie jest już celem samym w sobie, lecz staje się środkiem do zaspokojenia interesów ekonomicznych innego człowieka, swoich własnych albo bezosobowego giganta - machiny gospodarczej.

Nie chcąc stać się częścią sztucznego świata, Ben wybierze własną drogę - odrzucając wszystko, co zostało zaplanowane bądź pomyślane przez rodziców. Odrzucenie jednak nie przejawia się w romansie z panią Robinson. Spotkania z nią podporządkowane są bowiem pewnemu schematowi, który został stworzony w dużej mierze przez nią, a nie przez Bena. To jej zachowanie jest wyrazem buntu przeciwko życiu, które prowadzi, to w jej postawie zobaczyć może kontestatora rzeczywistości - osobę niepogodzoną ze swoją dotychczasową egzystencją. Główny bohater zgadzając się na grę pani Robinson jeszcze bardziej wikła się w życie, które pragnie odrzucić. Życie sztywnych reguł, życie, w którym był przede wszystkim maskotką rodziców, którzy w każdym momencie mogli się nim pochwalić przed innymi - dokładnie jak w scenie przyjęcia urodzinowego. Ben dość późno zdaje sobie sprawę z tego, iż jego życie nie ma określonego kierunku i sensu. Wie, że nie chce funkcjonować w świecie swoich rodziców, ale nie wie jaką drogę wybrać.

[...] jest człowiekiem, który od samego początku expressis verbis deklaruje bliżej niesprecyzowany zamiar życiowy: „być innym”, i który - zanurzony w obcej jego pragnieniom rzeczywistości plastikowych przedmiotów, sterylnych wnętrz i nieautentycznych zachowań widzi jasno, iż świat wokół niego pozostaje sztuczny, konwencjonalny, zainteresowany jedynie konsumpcją.

Otaczający Bena świat wydaje się być światem nowych przyrządów, światem tworzyw sztucznych, o których w jednej z pierwszych scen wspomina jeden z gości przyjęcia - Tworzywa sztuczne. Mamy wielką przyszłość w plastiku. Z jednej strony widz wie, iż zapewne chodzi o potencjalny biznes ów gościa, z drugiej jednak zdajemy sobie sprawę z metaforyczności tego zdania. Nasza przyszłość to przyszłość plastiku, sztuczności i nowoczesnych sprzętów, które z dnia na dzień zastępowane będą jeszcze bardziej nowoczesnymi sprzętami.

Sztuczność świata, zanik relacji między ludzkich najbardziej widoczny jest w scenie z przyjęcia urodzinowego, gdzie główny bohater obserwuje otoczenie przez maskę stroju nurka. Plastikowy świat widziany przez szkiełko wydaje się nieuporządkowany. Ben w stroju nurka zarówno traci siebie, jak i na moment zyskuje samoświadomość - zdaje sobie sprawę z tego, iż to co jest wokół, nie jest jego życiem. Obserwuje rodzinę i znajomych, którzy na jego widok - na widok chłopca w stroju nurka za ponad dwieście dolców, zachowują się jakby oglądali przedstawienie w cyrku, bądź zwierzęta w zoo. Ben stanowi dla nich atrakcję, o czym nie omieszkał wspomnieć również jego ekscentryczny ojciec. Wydawać by się mogło, iż zorganizowane przez rodziców Bena urodzinowe przyjęcie, jest znakomitą rozrywką dla nich samych, a nie dla 21 letniego bohatera filmu. Strój nurka skutecznie odgradza Bena od świata zewnętrznego, a skok do basenu wraz z podwodnym ujęciem bohatera filmowego, stanowi pewien zwrot w jego życiu. Można odnieść wrażenie, iż poprzez skok do wody bohater uświadamia sobie swoje odosobnienie, które następnie próbuje zwalczyć dzięki romansowi z panią Robinson. Jednak - jak wspomniałam wcześniej - romans, który jest wiodącym motywem fabuły Absolwenta, nie zmienia bohatera. Wręcz przeciwnie - potęguje w nim jeszcze większą izolację. Przez ten krótki moment romansu, Ben zatraca siebie jeszcze bardziej - spełniając przecież życzenia świata „dorosłych”, świata, który on pragnie uczynić innym. Fromm twierdził, iż najważniejszy aspekt wpływu kapitalistycznego świata na osobowość, na konkretną jednostkę prowadzi do zjawiska alienacji:

Przez alienację rozumiemy ten rodzaj doświadczenia, w którym osoba doświadcza siebie samej jako obcej. Można by rzec, że się od siebie wyobcowała. Nie doświadcza siebie samej jako ośrodka świata, jako twórcy własnych czynów, lecz jej czyny i ich skutki zaczynają nad nią panować, jest im posłuszna lub może nawet je wielbić. Osoba wyalienowana nie ma kontaktu z samą sobą, tak jak nie ma kontaktu z nikim innym. Siebie i innych doświadcza tak, jak doświadcza rzeczy: za pośrednictwem zmysłów i zdrowego rozsądku, ale jednocześnie bez produktywnej więzi z samym sobą i ze światem zewnętrznym.

Ben, pomimo zatracenia w świecie, stara się w nim funkcjonować szukając właściwej drogi - będącej zarazem ucieczką od żmudnej codzienności. W momencie poznania Elaine - córki państwa Robinsonów, bohater stopniowo zaczyna odzyskiwać siebie. Stopniowo, gdyż początkowo spełnia życzenie swoich rodziców, którzy wręcz każą mu umówić się z Elaine. Jednak mimo, iż bohater podporządkowuje się woli rodziców, w ten sam sposób uświadamia sobie - po części - jak powinna wyglądać jego przyszłość. Ben jednak dopiero w momencie podjęcia spontanicznej decyzji o ślubie z Elaine, przejawia cechy bohatera kontrkultury. Dopiero w tym momencie jest w stanie zawalczyć o swoje życie i zdawać by się mogło, iż dopiero wtedy zaczyna rozumieć wypowiedziane na początku słowa dotyczące innej przyszłości. Ten przebłysk pojawiającej się świadomości czyni z bohatera Absolwenta postać kontrkultury. W momencie podjęcia decyzji o ślubie, a co ważniejsze - działań, by do niego doprowadzić, Ben staje się reprezentantem nowego pokolenia. Pokolenia, które poszukuje siebie i sposobu na swoje życie.

[...] młodzi ludzie usiłują być, nie interesuje ich natomiast, co dostaną w zamian ani co będą posiadać. [...] po prostu „poszukują”. Oczywiście mogą się nie odnaleźć, nie znaleźć celu, który nadałby kierunek praktycznemu życiu, ale szukają drogi do samych siebie, miast posiadać i konsumować.

Wraz z końcem filmu, Ben w pewnym sensie się buntuje. Ciężko jego postawę przyrównać do studenckich rebelii, charakterystycznych dla omawianej epoki, jednak jego działanie stanowi próbę usadowienia się w rzeczywistości oraz jest wyrazem totalnego odrzucenia reguł panujących w świecie, więc jest wyrazem buntu.

Z buntu rodzi się świadomość, jakkolwiek mglista: nagłe i olśniewające spostrzeżenie, że w człowieku jest coś, z czym może się utożsamić, choćby na pewien czas. [...] Widzimy jednak, że jest to świadomość obejmująca jakieś „wszystko”; dość niejasne jeszcze, i jakieś „nic”, które oznajmia możliwość poświęcenia się człowieka temu „wszystko”. Zbuntowany chce być wszystkim, utożsamić się całkowicie z dobrem, którego świadomość nagle powziął i którego uznania i uszanowania w swej osobie pragnie, albo niczym, to znaczy definitywnie ulec sile, która nad nim góruje.

Bohater Nicholsa z pełną determinacją i stanowczością podejmuje decyzję o porwaniu sprzed ołtarza panny Robinson. A także za wszelką cenę chce dokonać tego, co postanowił. W scenie dotarcia do kościoła - zamkniętego i zabudowanego ze wszystkich stron - widać kategoryczność bohatera, który zdaje się próbuje dokonać niemożliwego, spóźniając się na ceremonię. Ale widać też determinację w postaci bohaterki, która mimo zawartego małżeństwa, ostatecznie ucieka wraz z Benem. Ucieka jednak w niewiadomą. Wsiadając w przypadkowy, nadjeżdżający autobus bohaterowie wydają się przez moment wolni, szczęśliwi, spełnieni. Przez moment na ich twarzach widać zadowolenie oraz słuszność podjętej decyzji. Przez moment ta dwójka młodych ludzi swoją postawą występuje przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Jednak już po chwili, po raz kolejny na ich twarzach widać niepewność i zwątpienie. Dodatkowo, jak zauważa Henrdykowski, ostatecznie jednak młodzi podporządkowują się po raz kolejny pokoleniu rodziców:

[...] Ben i Elaine spełniają w końcu tylko... wolę rodziców, którzy od początku życzyli sobie tego małżeństwa jak przystało na wypróbowanych wspólników.

Ostatnia scena dobitnie pokazuje w wyrazie twarzy bohaterów oraz w zdziwieniu pasażerów autobusu, że jednak sens, cel życia nie został osiągnięty. Młodzi wyruszają razem w nieznane. Być może dalej szukając swojego miejsca we wszechświecie, być może ze względu na trud, jaki jest z tym związany, z czasem staną się takimi samymi osobowościami w swoim społeczeństwie, jak ich rodzice w swoim plastikowym świecie.

Plastikowego świata pełnego pięknych przedmiotów nie chce również pokolenie spadkobierców kontrkultury - pokolenie lat 90. Chce za to krótkiego wyjaśnienia ontologicznej konieczności istnienia egzystencjalnego dylematu współczesnego człowieka - jak brzmi nagranie automatycznej sekretarki młodej Lelainy i jej grupy przyjaciół z Reality Bites. Kolejne pokolenie szukające sensu swojego istnienia nie zdecydowało się pójść na barykady, nie zdecydowało się na rewolty i masowy bunt. Kontrkultura zostawiła im swój spadek w postaci niezmienionego świata i braku utopii, która w umysłach wielu mogła się utworzyć. Nowe pokolenie - rzucone w sam środek konsumpcjonistycznego i niestałego życia musi dokonywać wyborów. Wyborów pomiędzy swoimi wartościami a tym, co oferuje współczesność. To podobnie jak przed laty. W latach 60. młodzi pragnęli nie stać się swoimi rodzicami, pragnęli wolności i życia, które odrzuca wytwory kapitalistycznego świata, dodatkowym czynnikiem była również mało popularna wojna w Wietnamie, przeciwko której również mogli i chcieli się buntować. Pokolenie młodych przedstawionych w Reality Bites również próbuje odrzucić powierzchowność świata i wybrać głębsze wartości. Jednak nie zdecydowało się i nie zdecyduje również dzisiaj na wybór drogi, którą prezentowała kontrkultura. Za bardzo jest przesiąknięte ideami konsumpcji i wbrew pozorom za bardzo przyzwyczajone do wygodnego życia. Film Bena Stillera rozpoczyna się od sceny ukończenia uczelni przez głównych bohaterów. W tym miejscu pojawia się pytanie co dalej. Lelaina twierdzi, że chce wprowadzić zmiany w ludzkim życiu, na co Troy odpowiada, że chciałby wszystkim kupić coca-colę. Bohaterowie wraz ze skończeniem studiów wchodzą w etap dorosłości. Dorosłości, która przede wszystkim kojarzy się z brakiem rodziców w domu, seksem i nową parą butów, bynajmniej nie z odpowiedzialnością - za siebie i swoje życie. Wymusza to trochę dzisiejszy świat - świat na chwilę, świat nieustannej przyjemności.

Rodzina, koledzy z pracy, klasa społeczna, sąsiedzi - wszystkie te byty są na tyle płynne, że nie sposób zawierzyć ich trwałości i uznać je za godne zaufania płaszczyzny odniesienia. Nadzieja na to, że „jutro spotkamy się znowu”, wiara dająca niegdyś wystarczający asumpt do planowania przyszłości, do działania z myślą o długofalowych skutkach i do splatania kolejnych życiowych decyzji w starannie zaplanowaną trasę doczesnego, nieuchronnie śmiertelnego życia, straciła wiarygodność.

Bohaterowie Reality Bites muszą podporządkować się rzeczywistości i znaleźć w niej miejsce dla siebie. Młodzi, inteligentni, wykształceni - zupełnie jak ich rówieśnicy w latach 60. Ci jednak borykają się z innymi problemami. W chaosie współczesności również próbują odrzucić udogodnienia konsumpcji, jednak sami przyznają, że Big Gulp to najlepszy wynalazek, gdyż szybko i skutecznie można zaspokoić nim pragnienie, z racji ukończenia studiów natomiast chętnie przyjmują od rodziców BMW wraz z kartą płatniczą za benzynę. Jako świeżo upieczeni absolwenci starają się odnaleźć na rynku pracy i znaleźć zajęcie dla siebie. Często jednak muszą zadowolić się tym, co jest - bez wyboru, bez możliwości zmiany, chowając dumę, ambicję i dyplom wyższej uczelni głęboko do kieszeni. Inaczej, jak pisze Bauman i jak wspominam w poprzednim rozdziale, mogą stać się odpadami.

Wydaje się, że świat dokonał kolejnego przeskoku; wielu jego mieszkańców, nie wytrzymując zawrotnej szybkości, z jaką to uczynił, powypadało z pędzącego coraz szybciej pojazdu, a jeszcze liczniejsze rzesze tych, co nie dostali się w porę do środka, nie zdołały już nigdy dogonić wehikułu i zabrać się w dalszą podróż.

Wydaje się, że świat przedstawiony w Reality Bites to świat właśnie tych, którzy wypadli z pojazdu albo nie zdążyli do niego wsiąść. To świat ludzi decydujących się świadomie na pracę w butiku i świat tych, którzy jak Lelaina próbują mimo wszystko szukać ambitniejszego zajęcia. --> W momencie porażki jednak, główna bohaterka nie jest w stanie podnieść się i iść dalej -[Author:D] zamiast tego całymi dniami wypłakuje się w słuchawkę telefonu telewizyjnemu psychoterapeucie. Terapeucie nowego społeczeństwa - dostępnego dla każdego, o każdej porze dnia i nocy. Dokładnie tak, jak większość przedmiotów, usług, ludzi nowoczesności.

Bohaterowie Stillera żyją w czasach nieustannej niepewności. I przykład Troya świadczy o tym, iż niepewność jest pożądana. Troy swoją postawą przypomina raczej jednostkę pokolenia kontrkultury. Traci pracę dwanaście razy, gdyż żadna nie jest w stanie zapewnić mu ani bytu, ani satysfakcji, każda odziera go z resztek wrażliwości i człowieczeństwa. Troy to bohater marginesu społecznego - kontestuje otaczający go świat, wybierając własny sposób na jego przeżycie. Gra w kapeli rockowej pozwala mu na odrobinę pożądanej wolności i niezależności. Niezależności od ram, w które wtyka nas nowoczesność. Jest typem ostatniego romantyka i włóczęgi, któremu do szczęścia wystarczy parę fajek, kawa i konwersacja. Jest przeciwieństwem Michaela, który z kolei reprezentuje typ yuppie. Typ nastawiony na karierę, dobrze ubrany w najnowszy model drogiego garnituru, pracujący w pierwszorzędnej stacji telewizyjnej. To typ oczekujący stabilizacji, unormowania i bezpieczeństwa w świecie, który go nie gwarantuje. To zupełne przeciwieństwo pozostałych bohaterów, zatraconych nieco w rzeczywistości, ale i przyzwyczajających się do jej nowych reguł. Reguł i zasad, które obowiązują w świecie bez konsekwencji.

Zobowiązania (umowy o zatrudnienie, akty małżeńskie, umowy dotyczące „wspólnego życia”) zawiera się z uwzględnieniem „klauzuli anulowania” i na podstawie jej wyrazistości ocenia się wartość i atrakcyjność podjętych zobowiązań. Innymi słowy, zakłada się od początku, że ich ostatecznym miejscem przeznaczenia będzie zgodnie z naturalną, pożądaną koleją rzeczy, wysypisko odpadów. Zobowiązania od chwili ich zaistnienia, postrzega się i traktuje jak potencjalne odpady. Dlatego też ich nietrwałość (łatwa rozkładalność) uchodzi za ich zaletę. Łatwo przy tym zapomnieć, że owych wiążących zobowiązań poszukiwało się, i poszukuje nadal, przede wszystkim po to, aby poradzić sobie z przejmująca lękiem i paraliżującą zmysły kruchością ludzkiego istnienia...

Świat bez zobowiązań i konsekwencji po przyzwyczajeniu jest światem nieustannej przyjemności. Bohaterowie wpadając w jego rytm nie potrafią zaakceptować świata Michaela. W zasadzie można zaryzykować stwierdzenie, iż gdyby mieli okazję, by stać się reprezentantem społeczności Michaela - nigdy w życiu nie podjęliby tej możliwości. Świat Michalea doskonale obrazuje scena, w której bohaterowie znajdują się premierze dokumentu Lelainy. Film traktujący o niej i jej przyjaciołach, o ich bolączkach, trudach codzienności, problemach, z którymi się borykają, z którymi przyszło im się zmierzyć, ale przy tym o radości i szczęściu, jakie czerpią z życia zostaje całkowicie zmieniony przez dbających o wizerunek stacji. Zmieniony na dynamiczny klip, z którego wycięto najważniejsze treści, w którym pozostał tylko bełkot konsumpcji i elementy kultury popularnej.

Nowy wspaniały świat jak nazwał go Huxley jest światem zatracenia. Światem w oczach młodych nieograniczonego hedonizmu, ale z odrobiną nihilizmu.

[...] idea nieograniczonej przyjemności stoi w osobliwej sprzeczności z ideałem zdyscyplinowanej pracy, sprzeczności przypominającej tę, jaka zachodzi między akceptacją obsesyjnej etyki pracy a ideałem nieskrępowanego lenistwa trwającego przez resztę dnia i podczas okresu wakacji. Nieskończona taśma montażowa oraz biurokratyczna rutyna z jednej strony, a telewizja, samochód i seks z drugiej, czynią możliwym taki układ przeciwieństw.

Ostatnie sceny Reality Bites pokazują, że przedstawiane w filmie pokolenie dokonało wyboru. Wyboru pomiędzy być i mieć jak pisał Fromm. Troy zakłada garnitur - symbol ułożonego, ugrzecznionego życia. Jednak już w następnym ujęciu widzowie mogą obserwować bohaterów beztrosko spędzających razem czas. Wybierając być, nie przejmują się „dotychczasowością”, nie przejmują się nagranym na sekretarkę głosem ojca stwierdzającym, iż otrzymał rachunek na dziewięćset dolarów za benzynę.

Aby istnieć, człowiek musi się buntować pisał Camus - być może jest to właściwy sposób na życie młodego pokolenia - bez względu na sposób buntu, bez względu na miejsce i czas historii.

2.2. Turn on, tune in, drop out

W ziarenku piasku ujrzeć świat cały

Całe niebo - w kwiatku koniczyny,

Nieskończoność zmieścić w dłoni małej

Wieczność poznać w ciągu godziny.

- William Blake

Narkotyczne eksperymenty były nade wszystko poszukiwaniem świata duchowego, poszukiwaniem pełni i sensu istnienia.

Fenomen narkotyków w latach kontrkultury polegał głównie na wierze w ich specyficzną moc. To one gwarantowały dotarcie w ukryty, wewnętrzny świat. Były kolejnym przejawem buntu przeciwko światu zmechanizowanemu, materialnemu i uporządkowanemu. Zażywając je, człowiek stawał się wyzwolonym od codzienności. Był to kolejny element składający się na obraz kultury lat 60. Marihuana i LSD były powszechne, legalne i dostępne dla każdego, kto pragnął wyrwać się z określonych ram świata i zmienić swoją świadomość.

Szczególną rolę odegrały w środowisku hippisowskim, które w owych latach ogarnęło Stany Zjednoczone.

Środowisko społeczne hipisów to elita kraju. Zapoznając się z historią życia tych ludzi do lat 18, można by na podstawie znanych faktów z zakresu psychologii i socjologii stawiać im prognozy niezwykle pomyślnego rozwoju. „Wśród tych ludzi - pisze Yablonsky - znajduje się poważna liczba potencjalnych przyszłych prawników, lekarzy, biznesmenów następnego pokolenia... Trudno uwierzyć, że większość z nich, mieszkających w nieprawdopodobnie brudnych, nędznych melinach czy komunach, całkowicie bezbronnych wobec agresywności swego otoczenia, mogłaby w ciągu niecałych 24 godzin powrócić do Ameryki wygodnych domów, dwóch samochodów i wszystkich innych standardowych materialnych korzyści, składających się na obraz amerykańskiej Nirvany.”

Grupy hipisów były w stanie odrzucić dotychczasowe życie na rzecz życia w zgodzie z naturą. Życia wolnego. Tworząc przy tej okazji komuny, w których egzystowali - z dala od swoich rodzin, z dala od cywilizacji. Zadając sobie pytanie jak żyć - odrzucają wygody cywilizacji na rzecz ubóstwa, które staje się dla nich celem i sensem życia. Odrzucają codzienność poprzez wybór, a nie konieczność.

Yablonsky - socjolog, z którego badań korzysta Jankowski w swojej książce - dzieli hipisów na dwie grupy:

[...] prawdziwych i hipisopodobnych. Pierwsi dzielą się z kolei na dwie podgrupy: „kapłanów”, to jest ideologów i filozofów ruchu (najwyżej 15% ogółu hipisów) i „nowicjuszy”, których liczbę ocenia na 35% [...]. „Kapłani” są jedynymi hipisami, którzy uniezależnili się od własnych rodzin, bezpowrotnie porzucili szkołę lub studia i pod żadnym pozorem nie podejmują nine to five rat race (wyścigu szczurów od 9 do 5, jak zwykli nazywać godziny pracy większości instytucji). [...] „Kapłani” starają się zakładać komuny rolne, których ideą jest samowystarczalność i życie blisko natury. [...] „Kapłani” zażywają regularnie LSD i marihuanę, a stany psychiczne wywołane przez te środki sprzyjają ich zdaniem rozwojowi wewnętrznemu. [...] „Kapłani” to ci hipisi, którzy w nowej filozofii znaleźli wewnętrzny spokój. Nie dręczą ich więc wątpliwości, czy zerwanie z tradycyjnymi wartościami było słuszne czy nie.

Ruch hipisów to przede wszystkim określona postawa i styl życia. To grupy młodych ludzi, którzy postanowili zerwać z dotychczasowym życiem, społecznością i wybrali egzystencję wędrowną bądź życie w stworzonych przez siebie komunach. Ruch hipisów był jednym z przejawów tworzenia nowej świadomości społecznej. Kontestująca młodzież pragnęła autentyzmu doświadczeń, zachowań, które mogły doprowadzić do zrodzenia się wspólnoty, która mogłaby zastąpić sztuczne relacje międzyludzkie wytworzone w świecie cywilizacji. Oderwanie się od rodziny, społeczeństwa, szkoły pozwalało młodym ludziom na osiągnięcie samorealizacji, polegającej na dotarciu do źródeł własnych doświadczeń. Spontaniczność natomiast zastąpiła ustanowione, sztywne reguły życia, jak normowany czas pracy czy przebieg dnia. U młodych spontaniczność wyrażała się przede wszystkim w sztuce, ale i życiu codziennym. Upowszechnienie się komun sprzyjało rozwojowi świadomości.

Przyczyną tworzenia komun - z pewnością nie jedyną - była potrzeba przełamania jednostkowej izolacji poprzez nawiązanie autentycznych kontaktów emocjonalnych; stąd też najważniejszą wartością życia w komunach miało być poczucie wspólnoty z innymi jej członkami, które często osiągano, decydując się na przyjęcie innych od powszechnie przyjętych, form współżycia społecznego (takich jak zakazy własności prywatnej, czy zgoda na poligamiczność w związkach seksualnych).

Trudno określić ramy czasowe, w których zrodził się ruch hipisowski, jednak jedną z ważniejszych dat jest z pewnością 14 stycznie 1967 roku - jak pisze Jankowski, można przyjąć, iż jest to oficjalny dzień narodzin ruchu:

W dniu tym w Golden Gate Park w San Francisco odbyło się „The World's First Human Be-in”, czyli „Pierwsze Światowe Połączenie Człowieka”. [...] Be-in okazał się wielkim karnawałem hipisowskim. Ludzie ze „szczepów”, poprzebierani w stroje indiańskie, murzyńskiej, hinduskie, w stroje epoki wiktoriańskiej, bawili się, tańczyli, kochali, jedli i słuchali po raz pierwszy swoich proroków. [...] Timothy Leary ogłosił tego dnia ostateczny i szybki zmierzch starych amerykańskich bogów: pieniądza i pracy, i początek nowej epoki: epoki miłości, nowej religii, opartej na buddyzmie zen, i nowego świętego sakramentu: LSD, środka chemicznego „służącego ekspansji umysłu”.

Palenie marihuany oraz zażywanie LSD stało się dla pokolenia lat 60. rytuałem, sakramentem, ceremonią. Obrazuje to znakomicie jedna ze scen filmu Odlot Milosa Formana, w której przedstawiciel kontrkultury daje wskazówki „dorosłym” potrzebne do nienagannego spalenia skręta. Począwszy od tego, w jaki sposób trzymać jointa, poprzez sposób zaciągania się, aż do momentu przekazania go dalej. W innym z kolei filmie Formana - Hair - prezentującego dobitnie ruch hipisowski, a także będącego wielką kpiną z wszystkich wartości amerykańskiego snu - możemy zobaczyć ilustrację powyżej przytoczonego cytatu. W jednej ze scen bohaterowie entuzjastycznie zjawiają się w parku pełnym kolorowych, poprzebieranych młodych ludzi. Słuchają muzyki, słuchają przemówień, tańczą, przyjmują LSD. Przyjmują jest określeniem niezwykle trafnym, gdyż przedstawiony w filmie sposób zażywania tego narkotyku przypomina ceremonię przyjmowania komunii świętej w religii chrześcijańskiej. Wszystko odbywa się przy dźwiękach osobliwej pieśni złożonej ze skrótów wyrażających Stany Zjednoczone, takich jak FBI, CIA, USA. Skróty te, przeplatane hasłem LSD, które w ów momencie jest na równi z LBJ dają komiczny wydźwięk, wyśmiewając i kpiąc z amerykańskich ideałów, a przy tym stając się tak samo ważnym dla pokolenia kontrkultury, jak CIA dla reszty społeczeństwa. LSD to nowa religia mająca swoich wyznawców i swojego kapłana, którym był Timothy Leary prowadzący w latach 60. badania nad świadomością przy wykorzystaniu LSD. Stwierdził on, iż odpowiednie środki pozwalają na podłączenie się do odpowiadających im poziomów świadomości.

Istnieją łatwo dostępne specyficzne środki, które powodują podłączenie do Każdego z poziomów świadomości.

Leary w swojej pracy omawia siedem poziomów świadomości - zaczynając od tego, który świadomość ogranicza, a kończąc na Atomowo-Elektronowym Poziomie Świadomości, który jest wytwarzany i dostępny przez najmocniejsze psychodeliki, takie jak LSD, STP, DMT. Leary tworząc listę różnych stanów świadomości, twierdzi iż ma ona mocowanie we współczesnej nauce, nie bazuje na poetyce, dodając przy tym, iż doświadczenie psychodeliczne wcale nie jest zjawiskiem nowym, ale zapisanym w historii świata i religii. Każda bowiem religia została stworzona na bazie pełnego wizji tripu. Dlatego zażywanie LSD staje się takim samym objawieniem, taką samą religia jak każda inna. Religią, za pomocą której doświadczamy pewnego objawienia. Leary początkowo jednak skupia się na stronie badań nad LSD, zdając sobie przy tym sprawę, iż nie zawsze narkotyk będzie miał pożądany wpływ na organizm człowieka i nie w każdej sytuacji można go stosować. W zasadzie to miał na myśli, kiedy zaczynał swój eksperyment z LSD. Podejmując się badań nad substancją:

Leary nigdy nie twierdził, że psychodeliki są same w sobie zbawienne. Uważał tylko, że w kontrolowanych warunkach mogą być pomocne w uświadamianiu sobie nieznanych stron swojej psychiki. Często podkreślał, że równie skutecznie, a nawet lepsze rezultaty można osiągnąć dzięki rozmaitym technikom medytacyjnym i oddechowym.

Leary jednak z czasem coraz bardziej udowadnia, iż LSD jest nową religią. Po badaniach prowadzonych na Harvardzie, które zakończone zostały wygłoszeniem referatu: Polityka rozszerzania świadomości, założył wraz z Richardem Alpertem kościół haju (dope church). Religia badacza była związana z dwoma przykazaniami: Nie będziesz zmieniał świadomości bliźniego swego oraz Nie będziesz wzbraniał bliźniemu swemu zmieniać własnej świadomości. Cała filozofia Leary'ego związana z przyjmowaniem LSD zawierała się w tych słowach. Nic dziwnego, że pokolenie lat 60. zaczynało widzieć w nim swego guru - kapłana głoszącego nową ewangelię, dzięki której można było zobaczyć to, co nieskończone.

Wyrażało to również ujęte w temacie podrozdziału hasło, które głosiła młodzież kontrkultury: Turn on, tune in, drop out, gdzie odpadnięcie oznacza uwolnienie się z zewnętrznego, dramatu socjologicznego, podłączenie to z kolei znalezienie sakramentu, który pozwoli odlecieć w niebiosa, natomiast dostrojenie się to zmartwychwstanie - rozpoczęcie nowych zachowań, pozwalających na odzwierciedlenie wewnętrznej wizji.

Na zastosowanie w praktyce przytoczonego hasła decyduje się bohater filmu The Trip Rogera Cormana. Paul jest znudzonym pracownikiem agencji reklamowej - świata bezustannego kreowania i pozornego tworzenia, przede wszystkim świata nieustannej, stałej, monotonnej pracy. Decydując się na zażycie LSD decyduje się na zajrzenie w głąb siebie i na odkrycie siebie na nowo. Film zaczyna się ujęciem reklamowym, w którym kobieta twierdzi, że wszystko jest możliwe jeśli użyjesz perfum „April in Paris” - dla głównego bohatera wszystko staje się możliwe po zażyciu LSD. Na jedno z pierwszych pytań kierowanych do Paula - po co właściwie bierze kwasa - odpowiada, iż z ciekawości, po czym dodaję, iż zapewne będzie mógł znaleźć w nim coś dla siebie, a może i o sobie. Z pewnością myślała tak większość pokolenia lat 60., które decydowało się na zażycie tego - mitycznego już - środka. Leary twierdzi, iż bardzo ważne, by przed zażyciem określić plan tripu i dobrać odpowiednie osoby.

Po pierwsze, zdecyduj z kim wyruszysz w odkrywczą podróż. Jeżeli posiadasz rodzinę, koniecznie zabierz ją ze sobą. Jeżeli masz bliskich przyjaciół, na pewno zechcesz ich również zabrać na wyprawę. [...] zapisz swój własny język wycieczki: Bóg lub Ewolucja, kwas lub sakrament, przewodnik albo guru, odkupienie w czyśćcu albo zły trip, mistyczne objawienie lub niezły haj.

Paul w swoją podróż wybiera się samotnie, a jego przewodnikiem w tripie staje się John - najlepszy przyjaciel, który podaje mu środek, a następnie stara się przeprowadzić krętymi ścieżkami świadomości. Jest prowadzącym, który stara się również zadbać o to, by podróż Paula była podróżą odkrywczą i bezpieczną. To chyba taka przestroga Cormana, który przed rozpoczęciem filmu po pierwsze przestrzega widzów, tłumacząc, że oto wezmą udział w dość nietypowym obrazie filmowym, traktującym o halucynogennym narkotyku jakim jest LSD. Po drugie w swoim oświadczeniu ostrzega widzów przed fatalnymi konsekwencjami zażywania LSD, twierdząc iż obraz ten przedstawia szokujący komentarz do panującej w obecnych czasach mody, która musi zyskać większe zainteresowanie nas wszystkich. Słowa reżysera wydają się dość przewrotne biorąc pod uwagę całość filmu - psychodeliczną wizję stanowiącą zapis tego, co dzieje się w głowie głównego bohatera. Gdyby początkowe słowa miały za zadanie ustrzec potencjalnych odbiorców przed zażywaniem LSD, film prezentowałby zapewne zapis tak zwanej „złej podróży”, podczas której mogą wytwarzać się negatywne obrazy rzeczywistości, podczas której może pojawić się zjawisko depresji, bądź można stworzyć zły obraz siebie i osób wokół - towarzyszy podróż. Jednak w dziele Cormana pojawiają się sceny, które raczej tworzą rozrywkowy obraz po „wrzuceniu kwasa”, przedstawiają czasami mistyczne, czasami baśniowe wręcz halucynacje, które w większości wywołują u głównego bohatera przyjemne uczucia. Są to przede wszystkim uczucia nieuzasadnionej radości, która wytwarza się po LSD. To także spontaniczne działania bohatera i gra wyobraźni. Przedstawiony w filmie zapis owej kawsowej wizji może być nieco naiwny, miejscami nawet infantylny. Przyznaje to między innymi Konrad Klejsa:

[...] bohater osiąga „psychodeliczną nirwanę”, której wizualna prezentacja u dzisiejszych widzów (a być może również w chwili premiery) wywołuje efekt cokolwiek komiczny (nagie kobiety, tajemniczy rycerze na koniach, karły i tym podobne dziwy).

Trudno nie zgodzić się z opinią Klejsa na temat filmu, w którym sceny psychodelicznego odlotu - przypominające demoniczny, kolorowy teledysk przeplatają się z raz po raz z obrazami bad tripu, raz po raz pokazują zaś bohatera od zewnątrz. Daje to jednak całkowity ogląd zjawiska jakim jest kwasowy trip. Przedstawia zarówno jego demoniczną, depresyjną stronę - widoczną w scenie, w której bohaterowi wydaje się, że umiera. Ogarnia go wtedy panika, strach, przerażenie, którego w pierwszym momencie nie potrafi zwalczyć. Dopiero słowa jego przyjaciela: to tylko złudzenie, to tylko twój umysł - uspokajają Paula na moment. John swoim spokojem, rozeznaniem w sytuacji przekonuje głównego bohatera, że uczucie śmierci mija, jest tylko chwilowe. Pod wpływem LSD każde złudzenie jest chwilowe - i w każdej z takich chwil człowiek jest w stanie znaleźć coś równie pięknego, jak i przerażającego. Ważne by się temu poddać, nie uciekać od swoich wizji - jeśli się to zdarzy jeszcze raz, nie walcz i idź za tym. Po prostu umieraj w myślach, cokolwiek będzie się działo - stwierdza John. Pisze o tym również w swoim „podręczniku” stosowania LSD Leary:

[...] zadaniem numer jeden jest zawarcie neurologicznego kontraktu z samym sobą, polegającym na tym, że nie będziesz brał pod uwagę zbyt ostatecznie i zbyt dogmatycznie żadnego z obrazów jaki wytworzysz, albo jaki się wytworzy w czasie sesji [...].

Zdaniem Leary'ego zjawisko „umierania” pod wpływem LSD jest dość częstym przypadkiem. Jednak dzieje się tak przy bardzo dużych ilościach zażytej substancji. Leary twierdzi, że doświadczony „podróżnik” poradzi sobie z taką sytuacją, natomiast niedoświadczony - więc taki, którym jest Paul - zobaczy przerażenie zamiast objawienia.

[...] poziom jest nawet bardziej obcy i przerażający. To jest poziom prekomórkowy, którego można doświadczyć tylko pod wpływem bardzo dużych dawek LSD. Twoje komórki nerwowe uświadamiają sobie - podobnie jak komórki profesora Einsteina - że cała materia, wszystkie struktury są pulsującą energią; podczas głębokiej sesji LSD pojawia się silnie druzgocący moment, gdy twoje ciało oraz świat dookoła ciebie rozpuszczają się [...]. Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że wszystko, o czym myślałeś jako o rzeczywistości, albo o samej istocie życia - włączając w to twoje ciało - jest tylko tańcem cząsteczek. Odkrywasz, że jesteś przeraźliwie osamotniony w martwym, bezosobowym świecie czystej energii [...]. Jest to jedno z najstarszych stwierdzeń filozofii orientalnej, że nie istnieje nic oprócz chemii twojej własnej świadomości. Jeżeli przytrafi ci się to po raz pierwszy podczas doświadczenia z LSD, może być to odebrane jako pełne trwogi odkrycie wyizolowania. W tym momencie nieprzygotowany LSD-triper często wykrzykuje: „Umarłem!”. I siedzi wypełniony strachem, bojąc się poruszyć. Dla doświadczonego podróżnika, takie objawienie będzie pełne radości [...].

Pod wpływem LSD bowiem, człowiek doświadcza nagromadzenia przeróżnych halucynacji, myśli w bardzo krótkim --> czasie - który [Author:D] nieco się zatraca przez owo przyspieszenie. Dotyczy to również Paula, który czasami swoim zachowaniem przypomina postać dziecka - raz po raz sięgając po nową zabawkę, zwracając ciągle uwagę na nowe przedmioty, zjawiska, które z racji zażytej substancji wydają się nieprawdopodobne i niezwykłe. Oprócz absurdu i komizmu, którym epatują niektóre sceny, film stanowi również zapis stadium człowieka. Człowieka w odmiennym stanie świadomości. Widz ogląda postać zachowującą się niby normalnie, a jednak przy bardziej wnikliwej obserwacji może się zorientować, iż bohater poddany został środkom halucynogennym. Jesteś tak naćpany, że nie wiesz o co chodzi. Co się z wami dzieje ludzie? Czy prawdziwy świat wam już nie wystarcza? - stwierdza kelnerka pubu, do którego trafia Paul, spoglądając w jego oczy. Słowa te mogą również stanowić kąśliwy komentarz do - jak to określa na początku filmu reżyser - nowej panującej mody na LSD. Jednak, tak jak wspominałam powyżej - obrazu filmowego, biorąc pod uwagę jego całość - nie można traktować jako ostrzeżenie przez konsekwencjami zażywania narkotyku. Chyba, że potraktujemy słowo konsekwencje pozytywnie, gdzie skutkiem zażycia substancji będzie wielobarwna droga naszej świadomości. Niewidoczna zewnętrznie. W zasadzie zewnętrznie wyglądająca dziwacznie - tak jak bohater Cormana oczami innych bohaterów filmu, których stan świadomości pozostaje normalny. Dobrze widać to w drugiej części filmu - w momencie, gdy Paul wychodzi z narkotycznej świątyni i przechadza się po nocnym mieście. Przypadkowo poznani ludzie nie wzbudzają w nim raczej niepokoju, wręcz przeciwnie. Działa to również w drugą stronę - nawiązują z nim nić porozumienia, jak dziewczynka, w której domu się zjawia, czy kobieta z pralni. Być może poznane osoby stanowią także jakiś jeden z wielu zapisanych w świadomości Paula symboli, być może to LSD sprawia, że bohater znieczula się w stosunku do świata tak bardzo, iż czuje przyjemną euforię płynącą z kontaktu z nieznajomymi.

Oderwanie od świata trwa jednak przeważnie od czterech do dwunastu godzin, później następuje powrót do realności. Powrót, przy którym Paul stwierdza nie wiem dokąd iść, powrót, który w filmie Cormana jest przedstawiony jako klip łączący w sobie najbardziej charakterystyczne, wpadające w pamięć fragmenty tripu. Trip to doświadczenie, eksperyment - to jaki będzie miało wydźwięk, zależy przede wszystkim od nastawienia osoby decydującej się na nie.

Za każdym razem, gdy bierzesz LSD, całkowicie zawieszasz posługiwanie się systemem symboli, który wytworzyłeś w sobie przez długie lata społecznego uwarunkowania. Wpadasz w wir różnych poziomów neurologicznej i komórkowej energii, która nieustannie płynie i podlega zmianom. Twój symboliczny umysł włącza się i wyłącza. Nigdy nie tracisz umysłu podczas sesji LSD. On wciąż tam jest, ale jest jednym z wielu tysięcy rozbłyskujących fleszy aparatów fotograficznych. To oczywiste, że halucynacje po LSD lub paranoja zdarza się wówczas, gdy symboliczny umysł blokuje się na jakimś aspekcie sesji LSD i definiuje go jako nową rzeczywistość, która może być pozytywna lub negatywna.

Z nowej rzeczywistości, wytworzonej w czasie tripu Paul próbuje wynieść coś na dłużej - w zasadzie z tego powodu decydował się na LSD. W ostatniej scenie na pytanie czy znalazłeś to czego szukałeś, we wnętrzu? - Paul odpowiada: Tak. Myślę, że cię kocham. I wszystko inne. Po czym słyszymy: Teraz to proste. Poczekaj do jutra. Jutro może zostać zmienione przez doświadczenie z LSD, ale może również być takim samym jutrem jak wszystkie poprzednie - powrotem do normalnego stanu świadomości i codziennych czynności. Bowiem świat w odmiennym stanie świadomości zawsze będzie światem lepszym - światem znieczulonym, ale i poszerzonym.

LSD otwiera umysł, ecstasy otwiera serce - mówi bohater jednego z filmów ostatnich lat. Czasy się zmieniają i dragi się zmieniają - w dzisiejszych czasach młodym ludziom nie jest tak bardzo potrzebne LSD jak kiedyś. Nie potrzebują otwierania umysłu, podróży do głębi świadomości i lepszego poznania siebie - potrzebują ucieczki. Ucieczki od smutnej, szarej i beznadziejnej rzeczywistości. Nowi bohaterowie wiedzą, że nie mają szans na zmianę świata, wiedzą, że muszą wpisać się w jego zasady. Dlatego „nowe” narkotyki to eskapizm. Bohaterowie dzisiejszych filmów dalej palą marihuanę, po części biorą LSD, jednak króluje heroina i ecstasy. Przyjemnie znieczula, pozwala zapomnieć o codzienności i kolejnym dniu w pracy jak w przypadku bohaterów Human Traffic albo jak w przypadku bohaterów Trainspotting staje się podstawą egzystencji. Perspektywa pierwsza jest zdecydowanie lepsza. I chciałoby się powiedzieć, że stanowi odzwierciedlenie świata epoki niepewności.

Życie piątki głównych bohaterów filmu opiera się na dwóch czynnościach: pracy i imprezowaniu. Żyją od weekendu do weekendu i czasami można odnieść wrażenie, że tylko piątkowy wieczór i rozpoczynająca się impreza trzyma ich przy życiu i pozawala funkcjonować z dnia na dzień. W większości nienawidzą swojej pracy, nie potrafią stworzyć szczęśliwego, stałego związku, nie potrafią porozumieć się z rodzicami. Borykają się, z wydawałoby się dość błahymi problemami, w porównaniu do swoich poprzedników lat 60 - nędzna praca, związkowe rozstania, problemy z seksem, problemy z wejściem na imprezę, gdyż obowiązują bilety. Mimo codziennych kłopotów, najistotniejsza wydaje się być weekendowa zabawa w klubach. Jak mówi Jip: weekend wreszcie nadszedł. Teraz liczą się tylko kluby, dragi i imprezy. 48 godzin totalnego luzu. W tych słowach zawiera się życiowe motto bohaterów filmu. Wydaje się, że ich życie to permanentna impreza, a praca jest tylko dodatkiem do codzienności - dodatkiem, który potrzeby jest, by zdobyć środki finansowe na kilka gram marihuany i kilka tabletek ecstasy. Dzięki temu wchodzą w odmienny stan świadomości. Sposobów na wejście w ów stan jest wiele. Stanisław A. Wargacki wymienia cztery:

OSŚ można osiągnąć za pomocą wielu działań. Jednym z nich jest deprywacja sensoryczna, która polega na całkowitej eliminacji wpływu bodźców zewnętrznych na receptory ciała [...]. Organizm ludzki funkcjonuje tak, że nie tylko odcięcie się od bodźców prowadzi do osiągnięcia OSŚ, ale także przedłużająca się nadstymulacja organizmu. [...] tańce derwiszów, szejkersów, transy szamańskie, chodzenie po rozżarzonych węglach w czasie transu, dotykanie i branie w ręce jadowitych węży, oraz stany ekstatyczne związane ze słuchaniem grzechotek, warkotek, bębnów, innych silnych i rytmicznych dźwięków, np. muzyki rockowej czy techno [...]. Inną techniką jest zwiększenie koncentracji i czujności trwającej przez dłuższy czas. Do tej grupy zaliczamy żarliwą modlitwę, słuchanie charyzmatycznego mówcy, medytacje [...]. Do uzyskania OSŚ prowadzić może również zmniejszenie czujności lub stan pasywnej postawy umysłu. Wiąże się to z wyciszeniem i całkowitą relaksacją [...]. Kolejną praktyką, mającą na celu wejście w OSŚ, jest wprowadzenie do organizmu substancji halucynogennych wywołujących zmiany chemiczne lub neurofizjologiczne w organizmie.

Wejście w odmienny stan świadomości może odbywać się na wiele różnych sposobów. Dlaczego bohaterowie Human Traffic - przedstawiciele dzisiejszego społeczeństwa - decydują się na ostatni? Bo jest najprostszy i wymaga najmniej wysiłku - wymaga tylko połknięcia tabletki, w której nie chodzi o przemęczania się, a jedynie o proste osiągniecie celu - pora na odlot, jak mówią bohaterowie filmu.

Odlot polegający na zmianach w myśleniu, podczas których zatracić można rozróżnienie między przyczyną a skutkiem. To także zmiana poczucia czasu, co najczęściej wyraża się całkowitym brakiem poczucia czasu - nigdy nie wiemy, która godzina i ile czasu już upłynęło, a ile jeszcze przed nami w znieczulonym stanie. Traci się również kontrolę poczucia realności, przez co rezygnuje się z kierowania własną wolą - po to, by doświadczyć czegoś więcej, czegoś niezależnego od nas. Odlot to też zmiana emocjonalnej ekspresji, przejawiająca się w nagłych, spontanicznych i intensywnych emocjach; poczucie prawdy niewymagające zewnętrznego postrzegania, czy zmiana sensu i znaczenia relacji z otaczająca rzeczywistością. Będąc w odmiennym stanie świadomości ma się tendencje rozumienia i nadawania wielkiego, czasami nad wyraz, znaczenia subiektywnym przeżyciom i pomysłom. Często zwykła rozmowa, na tematy prowizoryczne, błahe, codzienne może przerodzić się w wielką, znacząca dysputę filozoficzną. Często jednak też nie mającą znaczenia w momencie, kiedy narkotyk przestaje działać. Zażywanie środków odurzających dla bohaterów filmu stanowi tylko przyjemność, nie jest to w żadnym wypadku ani ceremonia, ani rytuał, ani religia. Sto procent hedonizmu i eskapizmu.

Rzeczywistość odleciała. Teraz panuje fantazja. Puszczamy hamulce. Myślimy, lecz nie myślimy. To jest to uczucie - tracimy kontrolę nad sobą. Ciepłe chemikalia przepływają przez nas. Odlatujemy. Zapominamy o bólu. Chcemy być gdzieś indziej. Już nikt nam nie grozi. Nasze niepewności rozpłynęły się - teraz jesteśmy w chmurach. Jesteśmy astronautami, krążymy nad ziemią. Świat stąd wygląda przepięknie. Pragniemy nieosiągalnego. Ryzykujemy naszą normalnością. Tyle pomysłów - a taka mała jest nasz pamięć. Nieprzerywane marzenia. Wychwytujemy chwile. Przelatujemy. Jesteśmy razem. Szkoda, że to tylko fantazja. Czujemy się swobodnie. Jesteśmy w transie. Jesteśmy częścią całości, która pragnie uciec. Chcemy tylko być szczęśliwi.

W powyższych słowach zawarty jest cały sens zażywania środków odurzających przez bohaterów: Jip, Lulu, Koop, Nina, Moff pragną być tylko szczęśliwi, a szczęście zapewnić może jedynie odmienny stan rzeczywistości. To w tym stanie się nie pamięta, się nie wie. Nie pamięta o problemach wynikających w ciągu dnia, nie wie o kłopotach, które czekają jutro. Wyłącza się myślenie - całkowity restart pozwala bohaterom przez cały kolejny tydzień znosić codzienność. Monotonię i nudę pracy, zgrywanie się przed klientami, ciężką harówkę w barach szybkiej obsługi. Bohaterowie potrzebują odmienności, a tę odmienność zapewnia ecstasy, heroina, LSD, marihuana i każda inna substancja powodująca zmiany w umyśle. Bohaterom potrzebna jest zmiana, bo nie widzą sensu w realności. Dla nich zmieniony stan umysłu pozostaje stanem nieustannej przyjemności. Marzą o innym świecie, ale nie są to te same marzenia, co w latach 60. Dziś młodzież krzyczy:

Chcę żeby mnie porwał E.T. Weźcie mnie na planetę, gdzie narkotyki są za darmo, gdzie kluby nie mają grawitacji i gdzie każdy wibrator gwarantuje orgazm.

Bohaterowie będący reprezentantami nowego pokolenia na pierwszy rzut oka przegrali. Ale tak naprawdę wybrali. Wybrali swoją drogę do swojej wolności. Być może tylko chwilowej, być może powodującej tak potrzebną w dzisiejszych czasach regenerację - regenerację umysłu. Narkotyczne seanse bohaterów to z jednej strony wołanie o zmianę. Najlepiej zmianę całej rzeczywistości. Z drugiej natomiast rozkosz, z której nie chcą zrezygnować.

Próbuję być sobą, rozumieć każdego. Patrzę na wszystkich. Próbuję się czegoś nauczyć, ale coraz bardziej się mylę. Ciężko jest być cool. Nasze pokolenie stało się obce. Czy mamy jeszcze sumienie? Wypadki techno, wirtualna rzeczywistość. Brakuje nam nowych pomysłów. Kim jest królowa?

Ten nowy hymn stanowi formę manifestu pokolenia. Uwidacznia się to jeszcze bardziej w konstrukcji sceny, podczas której główni bohaterowie wraz z masą innych młodych ludzi, siedzących w klubie wstają i wyśpiewują powyższe słowa. Oczywiście zradza się to tylko w głowie Jipa, jednak z pewnością siedzi w głowach wszystkich młodych ludzi po jednej i drugiej stronie Atlantyku, baz względu na obowiązujący czas historyczny. Młodzi wybrali własną, nową drogę. W zasadzie wybór był prosty, bo możliwość zdawać by się mogło jest tylko jedna. Droga dragów, czy innych „upiększaczy” rzeczywistości wydaje się dziś drogą może i bezcelową, drogą zatracenia, ale z pewnością pozwala na odrobinę szaleństwa i odpadnięcia od ziemskiego padołu.

2.3. W poszukiwaniu ziemi obiecanej

Każdy ma jakieś zadanie,

nikt jednak nie może sam go dla siebie

wybrać, opisać i wypełniać według własnej woli.

[...] Żaden, żaden, żaden obowiązek

nie istniał dla ludzi przebudzonych,

prócz tego jednego:

szukać samego siebie,

w sobie się umocnić,

po omacku szukać własnej drogi naprzód,

niezależnie od tego,

dokąd wiedzie.

- Hermann Hesse

Poszukiwanie własnej drogi, sposobu na życie nie jest, nie było i nie będzie sprawą prostą. To konieczność wyborów. To wielość możliwości i świadomość, że nie można mieć wszystkiego. Coś kosztem czegoś. Można iść drogą, jaką wybiera większość. Zapewne będzie to przyjemna, prosta trasa do celu, niejednego celu. Zapewne będzie przy tym wyjątkowo nudna, żmudna, tradycyjna i bez polotu. Można też wybrać drogę własną, indywidualną i stać się jedną z tych jednostek, które kroczą na przekór. W dzisiejszym świecie jest to dość ciężkim i wymagającym wysiłku oraz poświęceń zadaniem. W zasadzie można zaryzykować stwierdzenie, iż jest to niemożliwe, ze względu na ograniczenia, jakie niesie za sobą postęp i cywilizacja. Ograniczenia, które w założeniu miały być znakiem wolności.

Kolorowe lata 60. bardziej sprzyjały wybraniu własnej drogi. Potęgowane było to codziennością. Wolność miała swoje odbicie w muzyce, w hipisowskich komunach, w środkach halucynogennych, w powszechnych buntach. Definiując zjawisko buntu, Janusz Janicki pisze:

W swojej zasadniczej warstwie bunty, mimo całej irracjonalnej oprawy, są autentycznym protestem społecznym, to znaczy reakcją na rzeczywiste ułomności społeczeństwa.

Ułomności społeczeństwa to przede wszystkim postawa, jaką przyjmuje społeczeństwo. Uwiązanie czasem, pracą, podporządkowaniem się stylem bycia do stylu obowiązującego. Kontrkultura zakładała coś zupełnie innego. Zakładała wolność, swobodę, niezależność. Można powiedzieć, iż sztampowym obrazem tych pojęć jest film Dennisa Hoppera Easy Rider z 1968 roku - premiera odbyła się rok później. To jeden z dogmatycznych obrazów kina amerykańskiego, do dziś uznawany za arcydzieło. Patrząc na lata powstania, czy też premiery filmu należy mieć na uwadze, iż wpisuje się on w znamienne dla ruchu daty. Z jednej strony to czas przełomowych, znaczących wydarzeń, jak na przykład zabójstwo Martina Luthera Kinga, czy festiwal w Woodstock. Z drugiej strony, to już czas schyłku kontrkultury, o czym pisze Klejsa interpretując kierunek podróży bohaterów: z zachodu na wschód, z Los Angeles do Nowego Orleanu, czyli opuszczając miejsce początku ruchu. Umiejscowienie tego filmu na tle innych amerykańskich produkcji wymaga również - jak wspomina Klejsa - przyrównania go do takich obrazów filmowych jak The Wild Angels i The Trip Rogera Cormana.

W obu filmach w rolach głównych występuje Peter Fonda, któremu w drugim z tytułów partnerują Dennis Hopper i Jack Nicholson. Ten ostatni był także autorem scenariusza „The Trip” [...]. Z uwagi na podobieństwo obsady, jak również wykorzystanych rekwizytów (motocykle z „Dzikich Aniołów”) i powtarzanych wątków (zażywanie LSD w „The Trip”), można odniesć wrażenie, iż „Swobodny jeździec” jest swoistą repliką wcześniejszych cormanowskich fabuł.

Jednak mimo pewnego podobieństwa oraz naturalnych skojarzeń z poprzednimi tytułami, trzeba mieć na uwadze to, o czym pisze z kolei Marek Hendrykowski:

Skojarzenie to, mimo powierzchownym znamion kontynuacji [...] jest jednak w gruncie rzeczy pozbawione słuszności. „Swobodny jeździec” zaprzecza bowiem generalnie formule tamtych filmów, nie będąc ani historią w gatunku „the buddie movie”, ani wyrazem kultu zaborczej młodości, ani tym bardziej apologią przemocy i gwałtu.

Czym więc jest Esay Rider? Manifestacją postaw kontrkulturowych czy kpiną z nich? Zdania badaczy, interpretatorów owego filmu są podzielone, a w zasadzie łączą w sobie te dwa stanowiska. I to chyba najbardziej właściwy trop w omówieniu bądź interpretacji legendy kina amerykańskiego.

Don Fredericksen w swojej interpretacji zaczyna od wyjaśnienia tytułu, który jak tłumaczy:

[...]easy rider jest kolokwialnym frazeologizmem, który odnosi się do osoby żyjącej na koszt prostytutek, a krótko mówiąc - oznacza „alfonsa”. Powstaje pytanie: kto w filmie Hoppera prostytuuje się i kto żyje na koszt prostytutek? [...] Wydaje mi się, że tytuł „Easy Rider” nabierze więcej sensu, gdy w pełni zrozumiemy samego Wyatta i Billy'ego będących jednocześnie prostytutkami i alfonsami. Oddają się grzesznemu kokainowemu interesowi, gdyż ich marzeniem jest odejść na emeryturę już jako easy riders i żyć z własnych pieniędzy.

Zarobione przez bohaterów pieniądze stanowić mają źródło utrzymania podczas spokojnej emerytury na Florydzie. Jak przyznaje Billy, pozwolą one na osiągnięcie prawdziwej wolności. Jednak wiadomo, iż autentyczna wolność nie na tym polega. Dociera to do Wyatta, który mówi schrzaniliśmy. Tak jakby pieniądze pochodzące z handlu narkotykami były symbolem całej reszty społeczeństwa, od której tak bardzo bohaterowie chcieli się uwolnić. Tym różni się dwójka głównych bohaterów, którzy imiona odziedziczyli po legendarnych postaciach Dzikiego Zachodu, takich jak - Wyatt Earp i Billy Kid. Dwójka bohaterów stanowi swoje przeciwieństwo - o ile Wyatt jest refleksyjny, spokojny i wyciszony, to Billy reprezentuje typ osoby porywczej, często niezadowolonej, nieugodowej, przejawiającej agresję. W dość szeroki sposób charakteryzuje ich Mirosław Klotzer:

Billy jest nerwowy, spięty, porywczy. Domyślić się możemy, że rzeczywistość, od której ucieka, wyrządziła mu wiele złego. Zerwanie z nią było zapewne kwestią chwili, impulsu, może po prostu przypadku. Mimo to pragnie, aby jego wybór ucieszył wszystkich [...]. jego towarzysz Wyatt, zwany Kapitan Ameryka, jest jednak zupełnie inny. Zawsze „na luzie”, swobodny, opanowany, z odrobiną ekstrawagancji i dużym poczuciem humoru. W porównaniu z brudnym, kowbojskim strojem Billy'ego, skórzana marynarka Wyatta wydaje się schludna, nawet elegancka. Jego wybór wydaje się być dokładnie przemyślany, z wkalkulowanym ryzykiem i konsekwencjami. Świadomie poddaje się biologicznemu rytmowi świata, pozwala porwać się przestrzeni, swobodzie, wolności.

Bez względu na przeciwieństwo między nimi - są reprezentantami swobody. Wyraża się to już w jednej z pierwszych scen filmu - kiedy Wyatt ściąga z ręki zegarek, a następnie wyrzuca go. Ten gest bardzo mocno sugeruje uwolnienie się od świata cywilizacji, który oparty jest przecież w głównej mierze o czas.

[...] Wyzwolenie spod nacisku sytuacji, w której mijające chwile powinny zostawiać ślad nieustannej wspinaczki ku wyższym stopniom społecznej hierarchii, według zasady „time is money”, oglądają zmienioną konsystencję tego czasu, rozkoszując się nim, choćby przenosił więcej cierpień niż radości. Ów czas, zwrócony do wewnątrz, a nie na zewnątrz, stracił znamiona czasu fizykalnego, mierzonego wskazówkami zegara, staje się czystym bergsonowskim trwaniem.

Nie bacząc na czas, żyjąc zgodnie z cyklem dnia i nocy bohaterowie stają się wolni. Fromm twierdzi, iż człowiek jest naprawdę wolny, gdy spełnia trzy warunki: wolność ekonomiczną, intelektualną i moralną. Gdzie wolność ekonomiczna oznacza prawo człowieka do owocu swojej pracy, z którego może zrezygnować w każdej chwili, dobrowolnie. Wolność intelektualna to natomiast możliwość wyboru człowieka:

Człowiek jest wolny tylko wówczas, kiedy może wybierać. Może wybierać tylko wtedy, kiedy wie dość, by porównywać.

Wreszcie wolność moralna, która w rozumieniu Fromma oznacza ideały i postawę filozoficzną umożliwiającą harmonijną aktywność życiową.

Wolność bohaterów przejawia się nie tylko w nieskrępowanej niczym postawie, w podróży, która nie ma określonego celu, ale także w wizerunku zewnętrznym postaci, a co najważniejsze w motocyklu. Motocykl jest symbolem kultu. Nawiązuje do cywilizacji, ale jednocześnie stanowi ucieczkę od niej. Fabuła filmu poprzecinana jest sekwencjami jazdy, gdzie przy znakomitej rockowej muzyce możemy wraz z bohaterami podziwiać piękno otaczającego krajobrazu. Konrad Klejsa twierdzi, iż Hopperowi udało się uchwycić na taśmie filmowej symboliczną rangę motocyklowego szaleństwa lat sześćdziesiątych. Powołuje się w tym miejscu również na Johna Pirsiga, który w swojej książce Zen i sztuka obsługi motocykla pisał:

W samochodzie podróżuje się w zamknięciu, a ponieważ jesteśmy do tego przyzwyczajeni, nie zdajemy sobie sprawy, że widok z okna niewiele odbiega od krajobrazu oglądanego w telewizji. Jesteśmy biernymi widzami nudnego spektaklu, który przesuwa się przed nami na ekranie. Kiedy dosiadasz motocykla, ekran znika. Masz bezpośredni kontakt z otoczeniem. Wtedy nie tylko oglądasz, ale również uczestniczysz. Wstęga betonu śmigającego kilkanaście centymetrów pod stopą naprawdę jest wstęgą betonu. Przy tej prędkości jest rozmyty, ale w każdej chwili możemy dotknąć go stopą, pozostaje cały czas dostępny naszej bezpośredniej świadomości.

Motocykle są uosobieniem stylu życia bohaterów. Stylu, jaki wybrali. Albo - biorąc pod uwagę sposób, w jaki zdobyli środki do życia - wydawało im się, że wybrali. Odzwierciedleniem tego, jaki styl życia bohaterowie preferują, bądź chcieliby preferować jest także przedstawiona w filmie farma, na której się zatrzymują. Wyatt z niesamowitym szacunkiem i podziwem stwierdza jesteś panem własnego losu, masz powód do dumy- widząc, że farmerska, liczna rodzina żyje tylko z uprawy. Wydawać by się mogło, że obraz ten stanowi dla Wyatta wzór życia, na które sam się zdecydował. Ta forma całkowitej ucieczki i niezależności od cywilizacji widoczna jest również w obrazie hipisowskiej komuny. Jednak - jak zauważa Klejsa - komuna, do której przybywają bohaterowie stanowi nieco karykaturę ów sposobu życia. W obrazie tym widoczny jest wszechpanujący chaos i trudności z jakimi borykają się jej mieszkańcy. Stanowi to chyba dowód na to, iż próba stworzenia utopii w latach 60. nie powiodła się. Także śmierć głównych bohaterów - z jednej strony - jest tego potwierdzeniem, z drugiej natomiast - to dowód na to, iż nie tylko utopia nie może się ziścić, ale także marzenia o amerykańskim śnie, za którym również podążali bohaterowie.

[...] finał tego utworu jest [...] kompromitacją tzw. amerykańskiego snu o spełnieniu się przez osiągnięcie zamożności. Finał fabuły jest straszną klęską, a kule wystrzelone z ciężarówki w kierunku motocyklistów przenoszą się przez otchłań niezrozumienia, które właściwie nie może być inaczej usunięte, jak tylko przez śmiertelną moc owych pocisków.

Bezsensowna i bezzasadna śmierć bohaterów jest wyrazem nie tyle nietolerancji, agresji, ile bezprawia, bądź prawa opartego o absurd. Jedną osoba reprezentującą dobrą stronę sprawiedliwości jest spotkany przez bohaterów młody prawnik George Hanson.

Jako prawnik, Hanson dla ludzi wchodzących w konflikt z małomiasteczkową, ograniczoną mentalnością stanowi uosobienie jedynej nadziei na sprawiedliwość ze strony prawa. Personifikuje on również zdolność budowania mostów porozumienia między wrogo nastawionymi do siebie grupami w latach sześćdziesiątych. On nie osądza stylu życia Wyatta i Billy'ego. Przeciwnie - dołącza do nich i pozwala Wyattowi, żeby ten nauczył go palić marihuanę [...].

Jednak nawet, wydawać by się mogło, ostatnia sprawiedliwa osoba, rozumiejąca wybór drogi życiowej bohaterów - mówiąca przecież w pewnym momencie: to był naprawdę dobry kraj; nie wiem co się z nim stało - w rezultacie ponosi śmierć. Równie bezsensowną jak Wyatt i Billy. Upragniona droga do wolności i swobodny, którą wybrali bohaterowie okazuje się być drogą piekielną. Z pewnością może stanowić to przejaw niemożliwości osiągnięcia tego, co zaplanowane albo też ukazywać bezcelowość podejmowania owego trudu i działań. Działań, za którymi kryje się ucieczka od świata cywilizacji, konsumpcji i zatraconego coraz bardziej społeczeństwa. W rezultacie okazuje się, że to śmierć jest wolnością, a wybór swojej własnej, indywidualnej drogi jest w zasadzie niemożliwy.

Próbę poszukiwania własnej drogi podejmuje również bohater Into the Wild, który po ukończeniu studiów chce diametralnie zmienić swoje życie. I zmienia, co w rezultacie ma tak samo dramatyczny finał, jak w przypadku bohaterów Easy Ridera. Bohatera filmu, którego reżyserem jest Sean Penn jednak mimo wielu podobieństw, skrajnie różni się od Wyatta i Billy'ego. Wybiera całkowitą negację cywilizacji. Czyżby we współczesnym świecie działania kontrkulturowe polegały na totalnym, drastycznym wręcz odcięciu się od cywilizacji?

Dwa lata kroczy po ziemi. Bez telefonu, bez pieniędzy, bez zwierzaków, bez papierosów. Maksymalna wolność. Ekstremista. Estetyczny podróżnik, którego domem jest droga. I teraz po dwóch chaotycznych latach, nadchodzi ostateczna i największa przygoda. Szczytowa bitwa, żeby zniszczyć drzemiący wewnątrz fałsz i zwycięsko zakończyć duchową rewolucję. Nie zatruwany dłużej przez cywilizację, ucieka i kroczy samotnie po lądzie, żeby zatracić się w naturze.

Całkowita negacja cywilizacyjnego świata wydaje się rozwiązaniem ostatecznym i jedynym dla Chrisa, który nie może znieść fałszu swoich rodziców, życia jakie prowadzą i jakie on miałby prowadzić. Chris wybiera swoją drogę polegającą na poszukiwaniu, które ma go doprowadzić z powrotem na łono natury. Wyrzeczenie się cywilizacji w jego przypadku jest kompletne - polega na gruntownym odrzuceniu wszystkiego - zaczynając od pieniędzy, dokumentów, mieszkania, samochodu, a kończąc na swojej tożsamości. Christopher McCandless staje się Alexandrem Supertrampem. Nowa tożsamość pozwala mu zacząć nowe życie. Od narodzin po śmierć. Zostawia wszystkie elementy dotychczasowej egzystencji, by zacząć swoją wolność. Chris „wychował się” na książkach - jakby powiedzieli bohaterowie romantyczni - książkach przeklętych, które ukształtowały jego stosunek do świata, które były dla niego wskazówkami, które pokazywały mu jak żyć, i w którą stronę podążać. To Tołstoj, Jack London, Gogol, czy Thoreau towarzyszyli mu w każdej sytuacji. To ich słowa przywoływał i trafnie dopasowywał w rozmowach, czy nawet zarzutach innych. To ich słowa wyznaczyły mu drogę, a poprzez spotkania z innymi - wyznaczały drogę także napotkanym osobom. Jego wyzwolenie jest stopniowe, a w ostateczność pozwala mu zrozumieć siebie. Poprzez stanie się „dzikim”, poprzez obcowanie z naturą Alex zwraca się ku drugiemu człowiekowi, to natura pozwala zrozumieć mu, że bycie szczęśliwym to bycie z innymi ludźmi, dzielenie się sobą. Jego ucieczka od codzienności, pozwala mu na całkowite wyzwolenie. Tym różni się Alex od Wyatta i Billy'ego, którzy do całkowitego wyzwolenia potrzebują pieniędzy, w dodatku zarobionych z dużą łatwością poprzez narkotyczny biznes. Alex pozbywa się oszczędności, które z pewnością pomogłyby mu w łatwym dotarciu na Alaskę. Pali, w jednej z pierwszych scen podróży, pieniądze, które zabrał ze sobą. Dopiero podczas kolejnych etapów na drodze do osiągnięcia swojego wyzwolenia podejmuje różnorodne prace, by zdobyć środki finansowe. Jak jednak przyznaje w liście do Wayne'a zarobione pieniądze czynią jego drogę zbyt prostą. Jak mówi pierwszym, dwóm spotkanym osobom - Nie potrzebuję pieniędzy. Ludzie robią się przez nie ostrożni. Jan twierdzi, że trzeba być trochę ostrożnym - nie można przecież polegać jedynie na liściach i jagodach. Alex ma jednak swoją teorię na życie - teorię zbudowaną z treści przeczytanych u swoich ulubionych pisarzy. Jednak mimo tego, słucha innych ludzi. To oni pomagają mu w zrozumieniu siebie, ale jest to relacja dwustronna - Alex także naprowadza ich na właściwą drogę, a przynajmniej próbuje pomóc w dotarciu na nią. Spotkanie oraz dialog w przypadku bohatera jest nowym doświadczeniem, które rozszerza jego perspektywy myślenia i doświadczeń. To swoista filozofia spotkania, o której pisze Levinas:

[...] filozofia dialogu uczy, że aby zwrócić się do drugiego człowieka jako do Ty i aby do niego mówić, nie trzeba mieć uprzedniego doświadczenia Innego, a w każdym razie, że nie od tego doświadczenia zależy sens Ty. Ustanawiana przez dialog relacja społeczna nie polega na poznaniu tej relacji, dialog nie jest doświadczeniem związku między mówiącymi do siebie ludźmi. Dialog jest wydarzeniem duchowym co najmniej równie nieredukowalnym i dawnym jak cogito --> [Author:D] .

Każde spotkanie w czasie podróży Alexa uczy go dostrzegania innych, rozumienia ich problemów i poznawania sensu życia. Spotkania są dla niego powodem do refleksji, powodem zadumy, a w pewnym momencie stają się częścią jego. Pozwalają zrozumieć mu - wraz z naturą - w którą stronę należy iść i jaka droga życia jest odpowiednia.

Dialog nadaje sens czemuś, co „większe” lub „lepsze” nie za sprawą jakiegoś nadnaturalnego głosu, który miałby się włączyć do rozmowy, i nie w wyniku przesądu. „Więcej” lub „lepiej” to niezasłużony dar, czyli łaska wychodzenia Innego na moje spotkanie [...]. Dialog jest nie-obojętnością ja na ty, bez-inter-esse-ownym uczuciem, które może się wprawdzie zdegenerować i stać się nienawiścią, ale które jest szansą na no, co należy - może z zachowaniem ostrożności - nazywać miłością i podobieństwem miłości [...]. Dopiero w dialogu transcendencji, przez sam fakt, że w spotkaniu Inny liczy się ponad wszystko, powstaje idea dobra.

Idea dobra zrodziła się po wielokroć w spotkaniach Alexa z innymi ludźmi. Rozumiał ich, starał się poprzez to zrozumieć siebie. Był jednak jeszcze zbyt mało doświadczony życiem, by zrozumieć na czym ono polega. Dlatego uciekał. Z dala od cywilizacji, w głąb natury. To powrót do natury pozwolił mu na zrozumienie sensu egzystencji. Rousseau twierdził, że człowiek byłby prawdziwie szczęśliwy gdyby wrócił do natury, do swego stanu pierwotnego, stanu bycia „dzikim” człowiekiem i obcowania zgodnie z naturą. Utraciliśmy niestety ten stan poprzez zdolność. Zdolność doskonalenia się, zdolność dzięki której oddalamy się od natury a wchodzimy w stan cywilizacji. Zdolność, dzięki której zyskujemy świadomość, ale zatracamy swoją prawdziwą naturę.

[...] najwłaściwsze nasza i prawie nieograniczona zdolność jest źródłem wszystkich nieszczęść człowieka; to ona go z biegiem czasu wydobywa z tego stanu początkowego, w którym pędziłby życie spokojne, niewinne i niezmącone; ona wreszcie, z wieku na wiek rozwijając i rozum jego, i błędy, i występki, i cnoty, czyni go w końcu tyranem tak samego siebie, jak i natury.

Szczęście, które chce osiągnąć Alex to szczęście nie do osiągnięcia, ponieważ nie można powrócić do stanu pierwotnego człowieka - do raju. Ta niemożność powrotu oznacza cywilizację, która Alexowi nie odpowiada. Stan naturalności człowieka został zastąpiony przez stan myślenia. Myślenia jako kolejnego kroku w drodze ku postępowi i cywilizacji, od której bohater chce się uwolnić. Człowiek za sprawą mnóstwa nowych potrzeb stał się podległy naturze - już nie jest jej częścią. Jest wyobcowany, a natura stała się dlań niebezpieczna, nieokiełznana i pełna pułapek. Alex chce znowu się z nią zjednoczyć, po to, by wyzwolić siebie i osiągnąć całkowitą wolność. Wolność, która w tym wypadku staje się więzieniem. Ale bohater dostrzega to w momencie, w którym osiągnął prawdziwą wolność - wolność siebie. Ostatecznie to natura wyzwoliła Alexa - dopiero na Alasce bohater uświadomił sobie sens bytowania na ziemi i tego, w jaki sposób chce prowadzić swoje życie.

Przeżyłem wiele i myślę, że wiem, co jest potrzebne do szczęścia. Trochę ustronne życie na wsi z możliwością bycia użytecznym, ludziom dla których łatwo jest być dobrym, i którzy nie oczekują tego. I praca, która jest użyteczna innym. Potem odpoczynek, natura, książki, muzyka, miłość do sąsiada. Taka jest moje idea szczęścia. Do tego najważniejsze - ty jako partnerka i prawdopodobnie dzieci. Czego więcej może pragnąć ludzkie serce?

Słowa Tołstoja, które bohater czyta uświadamiają mu ostatecznie sens życia, który wcześniej był dla niego nie zrozumiały. To natura mu pomaga w dostrzeżeniu tego. Natura i spotkane podczas jego drogi ludzie. Jednak dopiero w samotności, w życiu w zgodzie z samym sobą i naturą zostaje uświadomiony. To natura zwraca go w stronę drugiego człowieka - natura, która w tej części jego życia odgrywa taką samą rolę jak w poprzednim etapie - etapie drogi - spotkane osoby. Martin Buber twierdził, że:

[...] jeśli ja i ktoś drugi przytrafimy się sobie nawzajem, to rachunek się nie bilansuje, zostaje jakaś reszta - gdzieś, gdzie dusze kończą się, a świat się jeszcze nie zaczął - i ta reszta jest tym, co istotne.

Dzięki naturze tak naprawdę bohater uzmysławia sobie, kim jest drugi człowiek, jednak w momencie uświadomienia tego - jest już za późno. Ostatecznie natura staje się dla bohatera cierpieniem. Cierpienie to jednak pozwala bohaterowi coś zrozumieć, bo jest „naturalne” - przeciwnie to śmierci zaprezentowanej w Easy Riderze. Tutaj cierpienie i śmierć ma sens - nie jest cywilizacyjne, nie jest zadane przez innego człowieka. Jest zadane przez naturę, której mimo osiągniętego wyzwolenia, bohater jest podległy i od której zależy. Bohater poprzez powrót do natury uświadamia sobie cel egzystencji, zdobywa wolność.

Zawsze świta, kiedy czuję, | że nie sposób wyzbyć się nieprawdziwości istnienia. | Nie, moje serce nigdy, | nigdy nie będzie daleko stąd. | to pewne jak oddech, | jak mój smutek, | że zatrzymam w sobie mądrość. | Dlatego, dlatego właśnie powrócę. | Kiedy przemierzam podniebna półkulę, | moje marzenia rodzą się i znikają. | To mnie zraniło. | Dzięki temu zostałem uleczony. | Dzięki temu wiem, kim jestem. | już wiem. | To pewne jak to, że odchodzę, | jak mój smutek, | że zatrzymam w sobie mądrość. | Wyruszam stąd żeby zacząć być naprawdę. | To uczucie nie zna barier.

Być naprawdę to nie być samotnym. To według Bubera być-we-dwoje. Do odpowiedzi na pytanie czym jest człowiek, przybliżamy się wtedy, gdy nauczymy się go rozumieć jako istotę obecną w byciu-we-dwoje. Ze stosunku do Ty bierze się Ja, a całościowy obraz Ja daje dopiero człowiek z człowiekiem. To pomaga człowiekowi w odzyskaniu prawdziwej osoby. Jednak w momencie, kiedy uświadamia to sobie bohater jest już zdecydowanie za późno - staje się uwięziony w naturze. Dzień setny! Dokonałem tego, ale w najgorszej kondycji życiowej. Stałem się dosłownie uwięziony w dziczy. Natura zadaje mu śmierć, jednak bohater po chwilach cierpienia godzi się z nią. Nie można powiedzieć, iż to dobra śmierć - skoro wyzwolenie, wolność została uzyskana poprzez spotkania i naturę - ale na pewno lepsza, niż cywilizacyjna śmierć Wyatta i Biily'ego, bo ta przyszła „z natury”. Śmierć nie była dla Alexa ucieczką, nie była też wyborem, ale dzięki niej powrócił do siebie. Nazywać każdą rzecz odpowiednim imieniem. Odpowiednim imieniem - w tych słowach, zawartych jako ostatnie w opowieści, w rozdziale Zdobywanie Mądrości - widoczna jest mądrość, którą bohater wyniósł z obcowania w naturze, którą zyskał poprzez napotkanych, dobrych ludzi. Mądrość, którą zabierze ze sobą w dalszą drogę, ale za którą dziękuje. Dziękuje jako Christopher Johnson McCandless.

Droga, którą wybrali bohaterowie omówionych filmów była próbą osiągnięcia wolności różnie rozumianej przez każdego z nich. O ile w latach 60. bohaterowie mogli przemierzać świat na swoich motocyklach, wzbudzając zainteresowanie. O tyle w dzisiejszym świecie samotny podróżnik napotyka na pytanie przed czym ucieka. Dziś bardziej niż wtedy nie da uciec się przed cywilizacją i postępem. Bohaterom się to udało w mniejszym lub większym stopniu, jednak za zbyt wielką cenę.

ROZDZIAŁ TRZECI

RAJ UTRACONY

[...]

Mieliśmy tonąć, jednak utrzymamy

się na powierzchni. Baczność! Już skończyło się.

Więc wywalczymy sobie dostęp

do ciepłych zagranicznych mórz i internetu.

Stworzymy jedną supersprawną zgodną

sieć komórkową. Baczność! Lepsze papierosy,

lepszy alkohol. Wciąż lepsze i lepsze

podpaski i pampersy, samochody, proszki.

Na zajęciach rytmiki zapoznamy się

z muzyką techno. Kiedy patrzę w twoje

oczy - to się jak akwizytor czuję, mały,

przegrany, próbujący kupę śmiecia sprzedać

nikomu. Jeśli jesteś - prześlij mejla. To jest

najgorsza rola - akwizytor, który

wciska śmieci nikomu. Jeśli istniejesz -

to prześlij esemesa. Bo skończyło się.

Kulę i boję się.

- Marcin Świetlicki

nowy wspaniały świat

Cywilizacja miała stać się źródłem lepszego życia. Życia pełnego udogodnień, nieustającego postępu i rozwoju. Stała się jednak źródłem cierpień. Z pewnością mało kto ze współczesnego społeczeństwa zdaje sobie z tego sprawę. Mało kto przywiązuje również wagę do tego problemu. Społeczeństwo dzisiejsze zajęte jest głównie sobą, swoimi wirtualnym przyjaciółmi i walką o przetrwanie. Przetrwanie w gąszczu stron internetowych, portali społecznościowych, kanałów telewizyjnych, ekspresowych zakupów, fast foodów i kawy trzy w jednym. Jednostka XX i XXI wieku żyje w tempie błyskawicznym - nie dlatego, że musi, ale dlatego, że nie ma innego wyboru. Narzuca to na nią specyfika nowoczesności. Nowoczesności, którą Bauman określa epitetem płynna:

Płyny łatwo się przemieszczają. „Płyną”, „rozlewają się”, „wypływają”, „wychlapują się”, „przelewają”, „ciekną”, „zalewają”, „pryskają”, „kapią”, „sączą się”, „wyciekają”. W przeciwieństwie do ciał stałych niełatwo je powstrzymać - omijają przeszkody i zapory, rozpuszczają je albo torują sobie drogę, przesiąkając przez nie lub drążąc je kropla po kropli. Ze spotkania z ciałami stałymi wychodzą bez szwanku, podczas gdy ciała stałe, o ile pozostają jeszcze stałe, zmieniają się - stają się wilgotne lub nasiąknięte. Nadzwyczajna ruchliwość płynów przywodzi na myśl wyobrażenie „lekkości” [...]. „Lekkość” i „nieważkość” kojarzymy zwykle z ruchem i zmiennością [...]. Dlatego właśnie „płynność” albo „ciekłość” można uznać za trafne metafory, oddające istotę obecnej, pod wieloma względami nowej, fazy w historii nowoczesności.

Co świadczy o płynności, która jest znakiem naszych czasów? Przede wszystkim niepewność. Niepewność w każdej dziedzinie życia, brak stałości i trwałości, a także rozpad i powolna droga do zatracenia. Życie w epoce niepewności jest karkołomnym zadaniem, wymagającym nadludzkiego wysiłku i zaangażowania. Co gorsza zaangażowania w codzienność, która staje się walką, w której każdy dzień przysparza nowych paranoi. Wszystko przez to, w jaki sposób obecnie, postrzegamy społeczeństwo i relacje międzyludzkie. Można odnieść wrażenie, iż dzisiaj ograniczają się one jedynie do statusu na portalu społecznościowym i sprowadzają do kumulowania „lubię to”. Wzrasta w ten sposób izolacja i osamotnienie wśród coraz bardziej zagubionej społeczności. Ma rację Bauman twierdząc, iż:

Międzyludzkie więzi, które niegdyś wplecione były w sieć bezpieczeństwa wartą trwałych nakładów czasu i wysiłku i wartą poświęcenia własnych doraźnych interesów [...], stopniowo się osłabiają i traktowane są jako coraz bardziej tymczasowe. [...] „Społeczeństwo” w coraz większym stopniu postrzega się i traktuje raczej jako „sieć” niż strukturę (a co dopiero trwałą „całość): rozumie się i je postrzega jako sieć przypadkowych połączeń i blokad o zasadniczo nieskończonej liczbie możliwych permutacji.

Płynność wyraża się także w upadku długoterminowości. W każdym znaczeniu, w każdej dziedzinie życia. Obecnie zaobserwować możemy zanik planowania, życie z dnia na dzień, krótkoterminowe umowy pracy i krótkoterminowe związki. Fragmentaryczność życia jest wpisana w płynną fazę nowoczesności tak samo jak indywidualna odpowiedzialność i dokonywanie wyborów, w których dzisiejszej jednostce nikt nie pomoże. Każde natomiast jej działanie nie musi już wynikać z poprzedniego. Wręcz przeciwnie. Współczesny świat nie zawsze bierze pod uwagę dotychczasowe sukcesy, wymaga za to elastyczności i przystosowania się do nowych warunków. Obecnie, bardzo szybko pewne umiejętności przestają mieć znaczenie, a ciągła potrzeba nowych wzmaga w ludziach nieustanną trwogę o to, czy je zdobędą, a przez to zapewnią sobie byt na odpowiednim poziomie. To ciągła, nieprzerwana aktualizacja. Współczesna jednostka nie może się nie-aktualizować, musi pokonywać coraz to nowe ograniczenia, coraz to nowe czynności niemożliwe. To, co niemożliwe powinno stać się możliwe.

U progu nowoczesnej ery [...] my, ludzie, staliśmy się „panami własnego losu”. Znaczyło to, że odtąd w doskonaleniu świata i samych siebie nie uznawaliśmy już innych przeszkód niż własne ograniczenia: braki w naszych odziedziczonych lub nabytych zdolnościach, niedostateczna zaradność, zbyt mała odwaga, wola i determinacja. Bycie nowoczesnym zaczęło oznaczać to, co oznacza dzisiaj: niezdolność do zatrzymania się w miejscu i wytrwania w bezruchu.

Współczesne życie przypomina drogę bez końca, a w zasadzie tor przeszkód do pokonania, by dostać się do upragnionego celu. Problem polega jednak na tym, że cele są nieuchwytne, a w momencie, gdy już jakiś znajdziemy - nigdy do niego nie dojdziemy. Cele rozmywają się gdzieś po drodze zupełnie tak, jak rozmywa się wszystko inne w płynnej nowoczesności. Naszym nowym zadaniem jest ich łapanie, gromadzenie coraz większej ilości po to, by cały czas za nimi biec. I nie jest ważna ich realizacja, ich osiągnięcie. Wręcz przeciwnie - osiągnięcie celu każe nam zaprzestać biegu. W momencie kiedy zaprzestaniemy biegu jesteśmy na straconej pozycji osoby, która wypadła z wyścigu. Zrealizowane cele nie są potrzebne współczesnym jednostką. Zrealizowane cele są bezużyteczne - co z tego, że są, skoro za moment przestaniemy czuć satysfakcję z ich zrealizowania.

Życie nowoczesnego człowieka nie jest mu dane, ale zdane. Jest zadaniem do wykonania, wymagającym coraz większych starań i wciąż nowych wysiłków.

Takie zachowanie wymaga nie tylko całodobowego czuwania, pracy ponad limit, ale także pozwala na ciągłą rywalizację, przez którą zatracają się nie tylko więzi międzyludzkie, ale i cechy człowieczeństwa. W świecie nieustannej walki o przetrwanie nie ma miejsca na rozmyślania, na kontemplację, a nawet na pomyślenie i zaplanowanie przyszłości. We współczesnym świecie żyjemy z dnia na dzień. Podobnie do pokolenia kontrkultury - jednak w latach 60. życie z dnia na dzień miało zupełnie inny wydźwięk niż to dzisiejsze. Oznaczało powolność, swobodę, upragnioną wolność. Dziś, to zniewolenie i stała niepewność. Na wolność dzisiejsze społeczeństwo nie może, a raczej nie chce sobie pozwolić. Żyje się szybko, ale już nie umiera młodo - obecnie jest to niewskazane. Społeczeństwo gromadzi środki, by zapewnić sobie godne bytowanie na starość, gromadzi środki, by mieć ich coraz więcej i coraz więcej móc wydawać. Sytuacja ta nie jest nowa - ciągnie się już bowiem od mniej więcej połowy wieku, jednak chyba pierwszy raz osiąga taką skalę. Jest to zrozumiałe i oczywiste - świat gwarantuje nam postęp, szkoda tylko, że obecnie postęp osiągnął taki poziom, iż za niedługo „zlikwiduje” człowieka, a huxleyowska wizja świata ziści się.

Wszech postępujący rozwój, nieustanna produkcja i gromadzenie dąży do tego, by wymienić ludzi na maszyny. Po co? Fromm odpowiada na to pytanie w dość jasny sposób:

Łatwo przypuścić, iż atrakcyjność idei zastąpienia człowieka przez komputer jest wyrazem ucieczki przed życiem w świat czysto mechaniczny i intelektualny. Mimo iż jej urzeczywistnienie się jest ciągle jeszcze sprawą przyszłości, nie wydaje się, by było szczególnie trudne - mnóstwo wszak współcześnie ludzi działających niczym roboty.

Frommowska wizja przyszłości być może dalej pozostanie tylko wizją, jednak każdy dzień coraz bardziej nas do niej przybliża. Dzisiejsze społeczeństwo przejawia coraz większą fascynację tym, co mechaniczne i co reprezentuje wyższy stopień technologii. Nie potrafimy już funkcjonować bez swoich telefonów komórkowych i netbooków. To kolejny powód rozpadu więzi międzyludzkich, o którym pisałam powyżej. To także kolejny powód pozwalający nam na tworzenie sztucznych światów i sztucznych więzi, a także na ciągłą produkcję. Coraz większe zasoby portfela z kolei pozwalają nam na coraz większy zakup produkowanych nagminnie produktów. Wszystko odbywa się w błyskawicznym tempie - w błyskawicznym tempie nabywamy nowe rzeczy, które już po chwili stają się zbędne, i które zastępujemy nowszymi. Do tego obecnie zmierzamy, a w zasadzie nie zmierzamy - tylko już to osiągnęliśmy. Fromm w Rewolucji nadziei zastanawia się jakie będzie społeczeństwo roku 2000, w zasadzie stawia diagnozę przyszłemu społeczeństwu.

Gdyby ludzie mogli poznać przypuszczalny kierunek rozwoju amerykańskiego społeczeństwa, niemal wszyscy przeraziliby się tak bardzo, że podjęliby kroki, aby ten kierunek zmienić. Jeśli ludzie nie będą świadomi, dokąd zmierzają, obudzą się, gdy będzie za późno, a ich los przesądzony. Niestety, większość ludzi nie wie, dokąd zmierza. Nie są świadomi, że nowe społeczeństwo, do którego się zbliżają, jest w takim samym stopniu różne od społeczeństwa greckiego, rzymskiego, średniowiecznego czy wczesnoprzemysłowego, jak społeczeństwo rolnicze od społeczeństwa zbieraczy i łowców [...]. Wyobrażają sobie, iż rok 2000 przyniesie całkowite i radosne spełnienie, zapoczątkowanych u schyłku średniowiecza, ludzkich dążeń do wolności i szczęścia. Nie biorą pod uwagę, że równie dobrze może on być początkiem okresu, w którym człowiek przestanie być sobą, bo przekształcony zostanie w bezmyślną i pozbawioną uczuć maszynę.

Nawet, jeśli obecnie człowiek nie został zastąpiony całkowicie przez komputery, stał się po części sam jak maszyna. Żyje błyskawicznie i bezmyślnie - stał się maszyną zależną od innych maszyn technologicznych, bez których nie potrafi już funkcjonować, a wszystkie czynności są czynnościami instant. Jednostka działa dziś będąc „w proszku”, w „rozsypce”, będąc nie jednym kawałkiem. Warunkuje to współczesne społeczeństwo, w którym nie ma szans na znalezienie stałego miejsca, a przez to również złożenie siebie w stałą całość. Opatrzone jest to jeszcze dodatkowo wszechobecnym lękiem i grozą. Lękiem przed prozą życia. Jak pisze Bauman:

Lęk sugeruje nam działania obronne. Kiedy już się je podejmie, czynią one lęk bliskim i namacalnym [...]. Lęk na dobre osiadł już w naszym wnętrzu, przesycając sobą codzienne czynności, niekoniecznie potrzebuje wciąż nowych bodźców zewnętrznych, ponieważ działania, do których prowadzi, każdego dnia dostarczają wystarczającej motywacji i energii, by mógł się reprodukować [...]. W miejsce słodkich snów i ogromnych oczekiwań, postęp stał się przyczyną bezsenności pełnej koszmarów o „pozostawaniu w tyle” - uciekającym pociągu, wypadaniu z okna albo szybko poruszającego się pojazdu.

Lęk staje się jedynym pewnym stanem, który posiadamy na własność, który jest nasz. Jest to stan już tak dobrze zadomowiony w naszych umysłach, że ciężko będzie się go wyzbyć. Jednak stwierdzić można, że nie będzie takiej potrzeby. Wręcz przeciwnie - za niedługo będzie istnieć w nas potrzeba ciągłego pielęgnowania lęku i dbania o niego. Jak na kolejnych stronach wnioskuje Zygmunt Bauman, jesteśmy nieustannie pochłonięci szukaniem kolejnych oznak raka bądź symptomów depresji. Nasze życie sprowadza się do lęku przed wdychaniem dymu papierosowego czyjegoś papierosa, przed rakotwórczymi promieniami słonecznymi, przed seksem bez zabezpieczenia. Społeczeństwo stało się sterylne - obecnie nie potrafi już żyć pełnią życia i cieszyć się z poszczególnych chwil jak młode pokolenie roku '68. Obecnie, życie ucieka niczym dym między palcami każdemu, a zwłaszcza ludziom młodym, którzy nie potrafią usadowić się w rzeczywistości. Skończyli studia, nie mają pracy, nie mają perspektyw. Tak, jak pokolenie X, by odciąć się od chaosu rzeczywistości - wybrało własną drogę - tak samo powinno postąpić społeczeństwo dzisiaj. Jedna, społeczeństwo dzisiejsze nie zdaje sobie sprawy z tego, w jakim idzie kierunku, i w którą stronę zmierza. Obserwując postęp, który miał być drogą do raju, możemy zauważyć, iż zatracamy się w owym raju. Raju, który niestety z każdym dniem coraz bardziej zostawiamy za sobą. We współczesnym świecie mamy swój własny raj - nawet nie jeden, patrząc na wielość parków rozrywki, centrów handlowych, czy też barów szybkiej obsługi. Współczesny raj to raj konsumentów, którzy chyba powinni mieć świadomość dokąd zmierzają.

świat szybkiej obsługi

Zygmunt Bauman w swojej książce Życie na przemiał opisuje proces „błyskawicznych randek”, które z dnia na dzień odniosły wielki komercyjny sukces, od Ameryki po Londyn. Na czym polega ich fenomen? Po jednej stronie stołu siedzą kobiety, po drugiej mężczyźni. Co trzy minuty słychać dźwięk dzwonka, który nakazuje opuścić dane miejsce i zająć kolejne obok. Z „nową” partnerką, „nowym” partnerem również porozmawiamy trzy minuty i usiądziemy naprzeciwko kolejnej osoby. Można oczywiście zdecydować się na kolejne spotkanie z wybraną „trzyminutową” osobą - wystarczy wtedy postawić znaczek w odpowiedniej rubryce. Jaki sens ma opisany powyżej proces? Po co w ogóle brać w nim udział i co nowego może wnieść do naszego życia trzyminutowa rozmowa z nowo poznaną osobą? Po pierwsze społeczeństwo może zaoszczędzić czas, który spożytkuje następnie na pracę bądź czas wolny wypełniony rozrywką. Po drugie, jednostka w czasie krótkich, trzyminutowych rozmów nie musi wykazywać się odwagą, inwencją, takimi zdolnościami, by poprowadzić „randkę” do końca. Po trzecie zerwanie znajomości nie pozostawia bólu, traumy, rozczarowania. Im dłuższa znajomość, tym większa trauma po rozstaniu. W przypadku trzyminutowych randek zjawisko to nie istnieje. Zjawisko „błyskawicznych randek” wydaje się więc całkiem bezpieczne, nie niosące za sobą żadnych zagrożeń, a co ważniejsze rozczarowań. Jednak, co w momencie podjęcia decyzji o normalnym spotkaniu z którąś z trzyminutowych osób? Wydawać by się mogło, iż decyzja taka jest niesamowicie odważna, gdyż randka po trzyminutowej rozmowie może być dość ryzykowana. I pewnie taka byłaby, gdyby nowo powstała znajomość miała trwać nieskończenie długo. Jak wskazywałam na poprzednich stronach, jest to obecnie sytuacja niemożliwa, ze względu na panująca krótkotrwałość, która stała się jedną z cech charakterystycznych naszego świata. Ta dość osobliwa forma nawiązywania nowych znajomości oczywiście nie jest jedyną znaną współczesnemu społeczeństwu. Otwierając kolejne strony www, możemy dokonywać wyboru pomiędzy wieloma użytkownikami poszczególnych serwisów. Sprawdzać kryteria, dopasowywać i eliminować, tak, by być pewnym w stu procentach swojego - idealnego wyboru. Bauman twierdzi, iż

Jesteśmy konsumentami w społeczeństwie konsumentów. Społeczeństwo konsupcyjne jest społeczeństwem rynkowym, my zaś jesteśmy częścią tego rynku: na zmianę lub równocześnie pełnimy funkcję klientów i towarów.

Stając się towarami - takimi samymi, jak przedmioty, po które sięgamy na sklepowych półkach - odczłowieczamy i zatracamy się jeszcze bardziej. Niestety, współczesny płynny świat temu sprzyja. W zasadzie można zaryzykować stwierdzenie, że taka jego rola. W dzisiejszej nowoczesności sami siebie traktujemy jako towary, usługi, bo tak jest po prostu bezpieczniej. Nowe mody, nowe reguły i ramy świata wyparły stałe związki. W ich miejscu pojawiły się związki otwarte, krótkotrwałe, często bez zobowiązań. Pozwala nam to na to, by codziennie budzić się w innych, obcych łóżkach. Pozwala na łatwiejsze zawieranie nowych kontaktów, znajomości, bo nie musimy przed nikim się otwierać i nikomu pokazywać swojego prawdziwego oblicza. Nawet nie dlatego, że nie chcemy, nie mamy ochoty, ale dlatego, że nasz rozmówca również nie jest tym zainteresowany. Dziś na prośbę opowiedzenia czegoś o sobie w relacjach międzyludzkich, jednostka zaczyna cytować swoje CV - pomijając zainteresowania. A związki kończą się tak szybko, że jesteśmy w stanie zapamiętać prędzej nazwę używanych perfum niż imię osoby, z którą się spotkaliśmy.

Obecny stan relacji międzyludzkich jest chyba podobny do tego, jaki Huxley opisuje w swoim Nowym wspaniałym świecie. My też już prawie nie pamiętamy o niektórych fundamentalnych kwestiach, nie mówiąc o elementach tradycji, czy o kulturze. Tej prawdziwej - nie tej, która przemawia do nas z nowych telewizorów plazmowych w postaci kolejnego serialu czy reklamy nowego proszku do prania. Obecnie wszystko przyjmujemy i traktujemy jak towar, nawet swój czas wolny, jak twierdzi Fromm:

Stanowimy społeczeństwo ludzi notorycznie nieszczęśliwych: samotnych, lękliwych, przygnębionych, destrukcyjnych, uzależnionych, którzy zadowoleni są wtedy, kiedy uda się zabić czas, uprzednio z takim trudem zaoszczędzony.

Zaoszczędzony czas wolny musimy wykorzystać efektywnie. We współczesnym świecie nie możemy pozwolić sobie na elementy „nic nie robienia”. Niestety we współczesnym świecie „coś robienie” najczęściej oznacza zjawisko zappingu bądź spacery po centrach handlowych. Stanowi to dla nas tanią rozrywkę, która zastępuje nam realne życie. Dziś to konsumpcjonizm jest środkiem wprawiających społeczeństwo w odmienny stan świadomości, dzięki niemu zapominamy o tym, co rzeczywiste. Karmimy się życiem innych ludzie - co gorsza, najczęściej wykreowanych przez scenarzystów seriali telewizyjnych. To ich problemami żyjemy, a co gorsza ich problemy przekładamy na własne życie codzienne i w ich rozwiązaniach szukamy rozwiązań dla siebie. W dużej mierze dzisiejsza rzeczywistość stała się rzeczywistością wirtualną. Sieć - umożliwiająca nam kontakt z całym światem w jednym momencie - umożliwia nam również robienie zakupów i to tych podstawowych, pierwszej potrzeby. Możemy wejść do wirtualnego sklepu i za pomocą kliknięcia myszką wybieramy chleb, masło, pomidory, które następnie zostają nam dowiezione do domu. Z każdym dniem coraz bardziej przenosimy swoje życia do świata wirtualnego. Zakładając konta na portalach społecznościowych, obserwując na nich swoich znajomych, czytając blogi obcych ludzi zapominamy o realności. Dzisiejsza kontestacja polega na całkowitym odrzuceniu realności i przeniesieniu się w wirtualny świat lepszych doznań, wizerunków i swoich własnych kreacji. Na inny bunt nas dziś nie stać. Jak pisze Kuba Wandachowicz, na którego powołuje się Leszek Bugajski w swojej książce Seks, druk i rock and roll. Zapiski z epoki recyklingu:

W naszym świecie bunt jest o tyle trudny, że buntując się przeciwko ogłupiającym mechanizmom wolnorynkowej indoktrynacji, chcąc znaleźć wreszcie azyl pozwalający na względną autonomię, na czas, na pomysł, na świat, na ideały, musimy jednocześnie buntować się przeciwko nam samym, a przynajmniej przeciwko naszym żołądkom. Smutne jest to, że chcąc żyć w zgodzie ze swoimi przyziemnymi, zupełnie zrozumiałymi wymaganiami, musimy jawnie uczestniczyć w postępującym procesie ogłupienia siebie i innych.

Dzisiejsze pokolenie młodych nie wywoła rewolty i nie zmieni świata - nawet gdyby przejawiało taką chęć, ma świadomość, iż do niczego to już nie doprowadzi i niczego nie zmieni. Społeczeństwo jest już za bardzo społeczeństwem konsumpcjonistyczym, a świat jest już za bardzo światem szybkiej obsługi, by można było wprowadzić weń jakieś zmiany. Pracujemy w nienormowanym czasie pracy, często po kilkanaście godzin na dobę, gromadzimy coraz więcej środków, które pozwalają nam na coraz więcej zakupów.

Konsumujemy tak, jak produkujemy - bez żadnego konkretnego odniesienia do przedmiotów, z którymi się stykamy; [...] Nasz sposób konsumowania nieuchronnie prowadzi do tego, że nigdy nie jesteśmy usatysfakcjonowani, ponieważ to nie nasza rzeczywista konkretna osoba konsumuje rzeczywistą i konkretną rzecz. Rozwijamy więc coraz silniejszą potrzebę coraz większej liczby rzeczy, coraz większej konsumpcji.

We współczesnym świecie płynnej nowoczesności kupowane przez nas przedmioty są stałe - szybko jednak tracą wartość. Szybko bowiem stają się przeterminowane, gdyż są warunkowane przez postęp. A ten z kolei gwarantuje nam z dnia na dzień lepsze i nowsze modele tych samych sprzętów. Społeczeństwo więc wyrzuca na śmietnik dobre samochody, dobre sprzęty, by wyposażyć siebie w lepszy model tego samego. W ten sposób gromadzimy odpady, tworzymy wysypiska śmieci, które powoli pochłaniają większość naszej planety. W jakim celu w zasadzie produkujemy nowe przedmioty i jaką korzyść z nich mamy? Fromm proponuje zacząć od jedzenia i picia, odpowiadając na to pytanie:

Jemy chleb pozbawiony smaku i wartości odżywczych, ponieważ taki właśnie odpowiada naszym wyobrażeniom o bogactwie i wytworności - jest taki biały i „świeży”. W rzeczywistości „jemy” nasze wyobrażenia i utraciliśmy kontakt z tym, co zjadamy naprawdę. Nasze podniebienie, nasze ciało zostały wyłączone z aktu konsumpcji, który ich przede wszystkim dotyczy. Pijemy etykiety. Z butelki Coca-Coli wypijamy obraz pięknej pary młodych ludzi, którzy piją Colę w reklamie, wypijamy slogan o „odświeżającej” przerwie; wypijamy wielki amerykańskie zwyczaj; [...] Wszystko to wygląda jeszcze gorzej w przypadku rzeczy, których cała realność polega głównie na fikcji stworzonej przez kampanię reklamową, na przykład „zdrowego” mydła lub pasty do zębów.

Wydawać by się mogło, że współczesny świat, a przy tym społeczeństwo jest w całości wykreowane przez specjalistów do spraw marketingu i public relations, a także przez agencje reklamowe, które dziennie karmią nas kolejnymi kłamstwami na temat konkretnych produktów, przedmiotów, usług. Nic dziwnego, że codziennie jesteśmy w stanie zwracać uwagę na coraz bardziej wymyślne slogany reklamowe, które są coraz bardziej sugestywne i coraz bardziej przykuwają naszą uwagę. Przedmioty mamią nas sztucznie wytworzoną funkcjonalnością, usługi przydatnością. Jesteśmy oszukiwani na każdym kroku i - mając to na uwadze - chcemy więcej. Dlatego oszukujemy również sami siebie, łykając dziennie wieczorem garść witamin w tabletkach, które mają uzupełnić braki w organizmie. Funkcjonujemy od kawy do kawy, od papierosa do papierosa, a następnie oszukujemy - wmawiając sobie, że prowadzimy zdrowy, wzorcowy tryb życia. Naszym wzorcem najczęściej jest dziś reklama.

Jeszcze większe znaczenie jako czynnik ułatwiający konsumpcję mają środki masowego przekazu i związane z nimi wszechobecne reklamy. Nowe środki konsumpcji, a w gruncie rzeczy konsumpcja w niemal wszelkich jej przejawach, nie mogłyby funkcjonować bez reklam, które są siłą napędową tradycyjnych środków przekazu i szybko zaczynają odgrywać zasadniczą role także w Internecie.

Zwracając nieustannie uwagę na reklamę, społeczeństwo sięga też po produkty obecne w reklamach. Wykreowany świat przenika się ze światem realnym. Na każdym kroku. Najlepszym tego przykładem są powstałe w latach pięćdziesiątych XX wieku Disneylandy. Te parki rozrywki dały początek funkcjonowania masowym widowiskom, w których głównymi bohaterami były fikcyjne postaci. Społeczeństwo natomiast stało się także jednym ze znaczących elementów - bez niego bowiem parki rozrywki nie miałyby racji bytu. W miejscach tych nie ma niespodzianek. Wszystko jest zbudowane o żelazne zasady - tak, by po pierwsze widzowie-klienci zostawili jak największą ilość pieniędzy w owych miejscach. Po drugie zaś, by dać im iluzję magiczności. Parki rozrywki są sterylnie czyste, posprzątane, remontowane. Są światem idealnym, który w rzeczywistości nie istnieje. To substytut idealnego życia, do którego dąży społeczeństwo. Jednak o wiele łatwiej jest zafundować sobie we współczesnym świecie substytut, niż postarać się o oryginał bądź o to, by oryginał upodobnić do ideału. Dlatego kontestacja rzeczywistości jest dziś niemożliwa. Społeczeństwo nie jest zainteresowane zmianą realności, ponieważ ma swoją realność w postaci mistyfikacji - sztucznie wykreowanych miejsc, które obecnie zastępują te prawdziwe. Tworzone przez odpowiednich specjalistów miejsca pozwalają wypełnić pustkę, którą społeczeństwo osiąga w dzisiejszych czasach. Pustkę czasu wolnego, który nie może dziś być spędzany wraz ze znajomymi, na spacerze, koncercie, czy imprezie. Dziś spędza się go w centrach handlowych, które swoją budową przypominają odrębne, „wewnętrzne” światy, do których możemy wejść rano i wyjść rano następnego dnia. Gwarantuje nam to obecność miejsc, w których możemy zjeść szybki obiad i miejsc, w których możemy spędzić całą noc - na seansie w kinie, bądź w parku rozrywki - nieodłącznej części centrum handlowego - na dyskotece z popularną muzyką.

Centra handlowe opisuje się jako miejsca, do których ludzie się udają, aby praktykować swą „konsumencką religię”. Twierdzi się, że to coś więcej niż przedsiębiorstwa handlowe i finansowe; że mają one wiele wspólnego z ośrodkami religijnymi tradycyjnych cywilizacji. Uważa się, że tak jak owe środki zaspokajają one ludzką potrzebę świętowania. Zapewniają ten sam rodzaj centralności, jaki tradycyjnie dają świątynie, i są tak zbudowane, by miały podobną równowagę, symetrię i układ. Ich atria zwykle umożliwiają kontakt z przyrodą dzięki obecności wody i roślinności. Ludzie zyskują w nich poczucie wspólnoty, a także korzystają z konkretnych usług dla społeczności. Prawie na całym świecie do praktyk religijnych należy zabawa, a centra handlowe zapewniają ludziom miejsca do uciech, oferują także miejsca, gdzie ludzie mogą spożywać uroczyste posiłki.

To porównanie miejsc konsumpcji do miejsc świętych jest chyba dostatecznym wyznacznikiem tego, jaką rolę odgrywają one w życiu ludzkim albo co zdążyły w nim zastąpić. Współcześnie każdy element rzeczywistości może zostać zastąpiony jego substytutem. Tradycja rodzinnych posiłków, bądź uroczystych kolacji w eleganckich restauracjach została już dawno zastąpiona fast foodem. Bary szybkich dań nie tylko zapewniają społeczeństwu szybki posiłek, ale również są elementem religii. Religii wielkości, prestiżu, a obecnie nawet - co gorsza - zdrowego trybu życia, poprzez wprowadzenie do swojej oferty na przykład sałatek i wegetariańskich hamburgerów. Nowe środki konsumpcji zdołały skutecznie i na dobre ograniczyć stosunki, więzi międzyludzkie. To kolejny element w społeczeństwie, który z powodzeniem doprowadza do zaniku relacji społecznych. Dlaczego? Od czasu, kiedy społeczeństwo ma wybór i może decydować, czy spędzić czas z ludźmi, czy konsumując - wybiera drugą możliwość. Większość woli interakcję z rzeczami, niż ludźmi.

Interakcję z ludźmi, przynajmniej w sferze konsumpcji, stopniowo zastępuje interakcja z rzeczami, zarówno wielkimi, jak i małymi. Od konsumentów oczekuje się zaangażowania w konsumowanie towarów i usług; i ludzie przeważnie to robią. Świątynie konsumpcji zachęcają też do innych zachowań - do siedzenia, oglądania otoczenia, obserwowania innych ludzi, spacerowania. Wszystko to można robić w towarzystwie, ale równie dobrze samotnie. Istotną nowych środków konsumpcji jest szybkość, sprawność, samoobsługa i ograniczona interakcja.

Wszystkie te cechy prowadzą do jednego: do zatracenie. Zatracenia i powolnej utraty dawnych wartości, takich jak rodzina, przyjaciele, znajomi. Owszem środki konsumpcji zostały pomyślane w taki sposób, by można z nich było korzystać grupami. Jednak nawet wycieczka do Disneylandu, czy odwiedzenie galerii handlowej skupia na swoich atrakcjach uwagę odwiedzających, a nie na współtowarzyszach wyprawy. Jest jeszcze jedna istotna kwestia, która związana jest z nowoczesnymi środkami konsumpcji - to wszech obecna obserwacja. Wszystkie świątynie konsumpcji przesycone są kamerami, które nadzorują każdy ruch konsumenta. Oczywiście ma to związek z bezpieczeństwem, ma to zapobiegać kradzieży i wyeliminować ryzyko przestępstwa. Jednak jak wiadomo - obserwowani są wszyscy, a nie tylko potencjalni złodzieje. Na ogół kamery umiejscowione są tak, że ich nie widzimy, ale przy tym również można w bardzo precyzyjny i dokładny sposób kontrolować każdy ruch klientów. Ritzer pisze, że do właściwego zobrazowania śledzenia i sterowania ludźmi, mogą posłużyć zamknięte luksusowe osiedla. Przyrównuje je do więzień bądź szpitali psychiatrycznych. Zarówno w jednych, jak i drugich „instytucjach” obowiązują pewne reguły i przepisy, które dotyczą przebywających tam osób. Przepisy te regulują także zachowania mieszkańców. Przy bramie zawsze jest strażnik, który decyduje kogo wpuścić a kogo nie. Często oprócz straży w postaci ludzkiej, są także kamery, które filmują wchodzących i wychodzących. Ważne przy tym jest znowu to, że nie tylko mieszkańcy - godzący się na te warunki - są filmowani i sprawdzani, ale także goście, odwiedzający. Celem osiedli jest stworzenie przestrzeni, która będzie wolna od przestępstw, sterylna i bezpieczna. Często jednak bywa męcząca dla samych zainteresowanych. Świat powoli staje się więzieniem, które monitorowane i sprawdzane jest z każdej strony - po części społeczeństwo ma to na własne życzenie. Godzi się bowiem na życie według ustalonych przez kogoś reguł. Jednak świat taki większości odpowiada, dlatego też większość nie ma potrzeby zaprzeczania mu. Dając zamknąć się w klatce nowoczesności, skazujemy się na brak wolności, o którą jeszcze w latach 60. chciano walczyć. Dziś pozostały tylko nieliczni, którzy także jej pragną, a przez to starają się żyć według własnych zasad. Jest to jednak zadanie dość trudne i wymagające wielu wyrzeczeń. Jak pisałam wyżej - w zasadzie niemożliwe do zrealizowania.

W społeczeństwie idącym tą drogą trudno jest przewidzieć jakiś zwrot w przeciwną stronę. Jedyne, co można obecnie przewidzieć, to wzrost ciągle nowym miejsc konsumpcji, miejsc w których będziemy mogli zatracić ostatecznie nawet siebie. Współczesny świat bowiem wymaga od jednostek, by same były towarami. Ma to miejsce nie tylko w życiu zawodowym, gdzie podczas rozmowy kwalifikacyjnej musi być przygotowania na ponad sto procent, by dostać wymarzoną posadę, nie tylko przejawia się to w pisanych listach motywacyjnych, które zbudowane są z samych superlatyw - tak jakbyśmy byli pozbawieni wad, ale także w życiu osobistym, które również zaczyna przypominać sklep, do którego można zwrócić zużyty, przeterminowany towar, jeśli nie spełnia już dalej oczekiwań.

Nastawienie jednostki wobec samej siebie kształtuje fakt, że umiejętności i wyposażenie potrzebne do wykonania postawionego zadania nie są wystarczające dla uzyskania pracy, gdyż należy nadto zwyciężyć wielu konkurentów, by osiągnąć sukces. Jeśli do urzeczywistnienia celów życiowych wystarczyłoby polegać na tym, co się wie i co się jest w stanie zrobić, to samoocena jednostki byłaby proporcjonalna do jej zdolności, tj. do własnej wartości użytkowej. [...] sukces zależy w znacznej mierze od tego, w jaki sposób uda się sprzedać własną osobowość, przeto jednostka rozumie siebie jako towar czy też raczej jednocześnie jako sprzedawcę i towar, który należy sprzedać.

Na sprzedaż dzisiaj jest dosłownie wszystko, co ludzkie. Ma to niezwykle wymierny obraz w programach typu reality show, które powoli zastępują każdy inny rodzaj rozrywki. Dziś to prawdziwe spektakle, barwne opowieści o życiu zwykłych zjadaczy chleba, na których patrzeć może cały świat. W 1998 roku Peter Weir w swoim filmie Truman Show zaprezentował dokładnie ten świat. Realia dzisiejsze są podobne - również buduje się specjalne domy, w których umieszcza się określoną społeczność na określoną ilość dni, a reszta społeczeństwa z zaciekawieniem może oglądać każdy ich ruch. Wszech obecna obserwacja to jedno, innym zjawiskiem są popularne również talk show, w których to z kolei możemy wysłuchać historii życia bohaterów. Co wynoszą z owych programów ich widzowie? Nic, poza złudzeniem oderwania się od swojego życia i swoich problemów przez moment. Współcześnie tworzymy sobie powoli kopie nie tylko świata, ale i siebie. Nasz profil na Facebooku to ulepszona kopia nas samych. Kopii jest wiele i dotyczą większości dziedzin życia. Zastąpić bowiem można wszystko. Baudrillard mówił, iż żyjemy w świecie nieustannych symulacji i kopii, świecie, w którym oryginał zaginął, który sami porzuciliśmy. Symulacja rozmywa gdzieś różnicę pomiędzy prawdziwością a fałszem, pomiędzy kopią a oryginałem, tak, że sami nie wiemy, co jest czym.

Symulacja podwaja wszystko. Krajobrazy dubluje fotografia, kobiety - scenariusz erotyczny, myśli zyskują drugie życie w piśmie, terroryzm podwaja się dzięki modzie i mediom, a wypadki i wydarzenia za sprawą telewizji. Wszystkie rzeczy wydają się mieć jedynie to dziwaczne zastosowanie. Można zapytać, czy cały nasz świat istnieje jedynie dla potrzeb reklamy, którą być może robią mu na tamtym świecie.

Współcześnie realność niknie w tym, co wyimaginowane. Co gorsza, większość społeczeństwa bardziej utożsamia się ze światem kopii niż oryginału. Coraz mniej autentyczne wydają się być miejsca, w których żyjemy i pracujemy, coraz bardziej upodobniamy je do jakiś wzorców, nie mamy obecnie nic swojego, mamy jedynie kopie czegoś. Dlaczego symulacje są bardzie atrakcyjne od autentyczności? Możliwe, że z racji swojej widowiskowości, co tym samym świadczy o ich większej atrakcyjności. W sferze konsumpcji przekłada się to oczywiście na większą ilość środków finansowych, które konsument w nich pozostawia. W sferze życia natomiast pozwala to społeczeństwu na zatracenie, na wyrwanie od oryginału, w zasadzie pozwala na nie dbanie o oryginał. Jako że obecnie ciężko stwierdzić, co jest oryginałem, a co kopią - nie musimy już dbać o oryginały, bo być może w ogóle ich nie ma. Ritzer jako przykład braku oryginału podaje bary szybkiej obsługi. „Prawdziwy” hamburger to tylko ten z McDonald's, inne są jego smutną imitacją. Każdy kawałek kurczaka o nazwie Chicken McNuggets to identyczna kopia, która nigdy nie miała oryginału, bowiem właściwy - prawdziwy kurczak ma przecież kości, skórę, chrząstki i tym podobne elementy. Biorąc jednak pod uwagę przemysłową, nowoczesną hodowlę - kurczaki również są symulacją, bowiem rzadko kiedy przypominają prawdziwe kurczaki wiejskie. Biorąc pod uwagę ludzkie upodobanie do symulacji - może nawet nie upodobanie, ale narzuconą od górnie, przez w zasadzie niewiadomo kogo symulację - społeczeństwo rezygnuje z realności. Rezygnując z realności, samo staje się społeczeństwem kreacji, nie pamiętającym o „poprzednim życiu”. Dokładnie tak, jak w Nowym wspaniałym świecie Huxleya, w którym zapomniano, kim jest matka, czym są niebiosa i stworzono świat, w którym nie ma wytchnienia od przyjemności.

W nowoczesnym świecie dzięki konsumpcji również nie ma wytchnienia od przyjemności. Dziś stracić można wszystko, ale galerie handlowe i tak będą mamić swoimi neonowymi, kolorowymi witrynami. Dzisiejsze pokolenie powinno wybrać pomiędzy mieć czy być, by móc zaprzeczyć symulowanej rzeczywistości, wybierając prawdziwą, bądź by zatracić się w kopii bez oryginału. Wydawać by się jednak mogło, iż większość wybierze mieć, bo w rzeczywistości, która obecnie dominuje zdecydowanie wygodniej mieć niż być. Według Fromma najważniejszym wyznacznikiem nowego człowieka i nowego społeczeństwa - społeczeństwa bycia - jest wola porzucenia wszelkich form posiadania, by w pełni być. Poczucie tożsamości zaś, zaufanie i bezpieczeństwo powinny być oparte na wierze w to, czy się jest, na potrzebie wchodzenia w związki, na solidarności z otaczającym światem, która zastąpić ma pragnienie posiadania. To tez akceptacja faktu, że nikt i nic z zewnątrz nie nadaje sensu życia. To radość, miłość, życie bez iluzji, gdyż został osiągnięty taki stan, który już nie wymaga iluzji. To zdolność kochania i zdolność myślenia. To wiedza i rozwój, także rozwój własnej wyobraźni jednak nie po to, by uciec przez rzeczywistością, ale jako środka do zniesienia nieznośnych warunków życia. To wreszcie wolność, która nie będzie arbitralnością, ale możliwością bycie sobą, która pozwoli wyzwolić się swojemu ja, która zawsze ma wybór: wybór między rozwojem a rozpadem, między życiem a śmiercią.

kultura cudów

Kultura współczesna sytuować się zaczyna z pełną świadomością po drugiej stronie lustra, a więc w rzeczywistości, której cechami definicyjnymi stają się pojęcia prędkości, przyspieszenia i wzrastającego tempa. Wszyscy zdajemy się surfować w pędzie ku nieznanemu przeznaczeniu.

W świecie wyborów pomiędzy mieć czy być, w świecie nieustannej płynności oraz rozwojowych technologii, kultura również musiała znaleźć swoje miejsce. O ile w latach 60. stała się kontrkulturą, o tyle w latach 90. i kolejnych musiała stworzyć własną niszę. Obecnie kultura stała się molochem, do którego przynależy wszystko. Stało się tak przede wszystkim za sprawą mediów, dla których liczy się teraźniejszość - a w związku z tym, kulturę również „tworzą” z teraźniejszości. Leszek Bugajski stwierdził, że nasz czas to czas końca kultury i być może ma rację, ponieważ większość tego, co dziś nazywamy kulturą to mozaika dorobku poprzednich epok. Kultura zawsze w pewnym sensie miała związek z codziennością, odzwierciedlała ją, była komentarzem do wydarzeń dnia codziennego. Przejawia się w różnych formach. Bez względu czy była to muzyka, literatura czy film, zawsze objawiała w sobie ducha epoki.

Kontrkultura lat 60. stała się barwną epoką, na którą spogląda się dzisiaj z pewną nostalgią. Wraz z otaczającym światem zmienił się także wtedy sposób przedstawiania go na ekranie:

[...] Fikcyjny pejzaż, chociaż prezentowany w kolorowych barwach i na szerokim ekranie, nie cieszył oczu. Przestawały bawić bajeczki o dobrobycie, spokoju i sukcesie. Powiększała się stale przepaść między wizją filmową a rzeczywistą wizją otaczającego świata. Rosły kłopoty i rósł niepokój. Ziemia obiecana, nieograniczone możliwości, amerykański ideał życia - formułki, do których przyzwyczajały: szkoła, prasa, kościół, stawały się nieaktualne, nieadekwatne, rażące fałszem i zakłamaniem. Uciekała gdzieś, bladła, rozpływała się wizja szczęśliwej Ameryki. Przede wszystkim - tej w życiu codziennym, w konkretnej rzeczywistości, a potem - w konsekwencji, tej wtórnej, jeszcze piękniejszej i doskonalszej - na ekranie.

Problem amerykańskiego kina kontestacji jest jednak bardziej złożony, niż jedynie ograniczający się do wyznaczenia czasowych granic. Początki kina kontestacji związane są z kryzysem amerykańskich wytwórni filmowych. Złote lata Hollywood - lata dwudzieste, lata trzydzieste - nie miały nic wspólnego z „Nowym Hollywood”. Kryzys wytwórni przede wszystkim spowodowany był tym, iż wielkie przedsiębiorstwa, do tej pory zajmujące się sprzedażą nieruchomości, czy administracją linii lotniczych, zaczynają kupować wytwórnie filmowe. A te z kolei, powodowane długami, mniejszą niż do tej pory produkcją filmów oraz rosnącym zagrożeniem - jakim była powstająca telewizja - decydują się na ten krok. Po II wojnie światowej to właśnie telewizja stała się głównym medium, przez które wytwórnie otrzymywały coraz mniejsze wpływy z produkcji przeznaczonych na duże ekrany. Początkowo, by zażegnać kryzys, wytwórnie filmowe planowały dodatkowe atrakcje dla widzów. Przede wszystkim decydowano się na formę zwiedzania, która cieszyła się dużym powodzeniem. Dodatkową atrakcją - wzbudzającą częściowo sprzeciw i kontrowersje - była przygotowana przez wytwórnię Metro Goldwyn Mayer wyprzedaż filmowych pamiątek, strojów, rekwizytów. Do tej pory zamknięty i oddzielony od reszty świat, przestał być okryty tajemnicą, jego zawartość była dostępna każdemu, kto był w stanie zapłacić kilka dolarów, by zwiedzać filmowe plenery. Filmowe wytwórnie w wyniku fuzji zostały wchłonięte przez różnorodne, specjalizujące się w najróżniejszych dziedzinach przedsiębiorstwa. Oczywiście w tym momencie produkcja filmów, z których wpływy były najmniejsze, pozostawała na ostatnim miejscu.

Przed-kontrkulturowe kino było więc takim samym produktem do konsumpcji jak powstające wtedy parki rozrywki. Kontrkultura zaś stała się odpowiedzią na nie i na ówczesny stan kultury wszelakiej. Dziś film również sprowadza się do wielkich hollywoodzkich produkcji, do głupich historyjek miłosnych, do obrazów przesyconych efektami specjalnymi. Kino dnia dzisiejszego odzwierciedla w większości przypadków produkcji świat konsumpcji: świat pięknych domów i drogich samochodów. Pojawiają się jednak - jak w czasie kontrkultury - produkcje negujące współczesność. Obecnie zamiast kontrkultury wytwarza się subkultura, która obowiązuje gdy obowiązująca kultura jest niewystarczająca, kiedy trzeba tworzyć nowe formy zaprzeczające obowiązującej. Nowa kultura to totalne wymieszanie się na płaszczyźnie wszystkich sfer - nie ma już znaczenia, czy obraz wisi w galerii handlowej czy w muzeum i obok czego wisi. Kolejną kwestią jest kwestia internetu, tworzącego nie tylko nowe formy kultury, filmów - które kręcone telefonem komórkowym zamieszczać można na przeróżnych portalach, ale także tworzącego nową więź pokoleniową. Pokolenie X nie ma za sobą wspólnego przeżycia pokoleniowego, nie musiało w 1968 stawać na barykadach. Boryka się co prawda z innymi znaczącymi historycznie momentami, jednak nie wywołują już one takich fal buntów jak kiedyś. Bunt lat 60. nie jest obecnie do powtórzenia, z czego Pokolenie X zdaje sobie sprawę doskonale, w związku z czym pogłębia się jeszcze stan przygnębienia i bezsilności. Potęgowane jest to również przekonaniem, że wszystko już było, a współcześnie pojawiają się tylko powracające tematy, wątki oraz nieustanna cyrkulacja motywów. Kultura wysoka coraz bardziej miesza się z niską. Wszystko tak naprawdę staje się nagle popularne.

Podobnie było z kinem lat 60., kiedy nagle stało się produktem marketingowym. Z czasem miejsca wielkich szefów zaczęli zajmować poszczególni producenci, którzy zainteresowani byli działaniami mniejszych, niezależnych spółek. Filmy, przez nie realizowane otrzymywały przede wszystkim wsparcie na etapie produkcyjnym, po drugie były przeznaczone do dystrybucji kin sieciowych. Cały ten mechanizm przyjmował się w Stanach dość ociężale, mozolnie i z trudem. Tylko nielicznym reżyserom udało się utrzymać oraz uzyskać twórczą autonomię. „Nowe Hollywood” zostało również przyjęte z dystansem przez twórców kina undergroundowego. Jednak mimo wielu przeszkód, niezadowolenia, przemiany te miały istotny wpływ na kinematografię amerykańską omawianego okresu. Do głosu, a w zasadzie do kamer zaczęli dochodzić młodzi, nieznani do tej pory twórcy, którzy od filmu do filmu prezentowali nowe nurty w kinie, przedstawiali nowe wizje świata i używali nowych środków wyrazu. Zaznaczyć jednak przy tym należy, że „kino nowego Hollywoodu” nie jest tożsame z kinem kontestacji. Kino kontestacji to tylko jeden z nurtów kina lat sześćdziesiątych, na który wpływ miały bieżące wydarzenia. Jednak nowe zjawisko Hollywood, jakim był nurt kontestacji, szybko wchłonięte zostało przez struktury korporacyjne. Stało się tak przede wszystkim po sukcesie filmu Easy Rider. Względy komercyjne wzięły górę. Kontrkultura stała się produktem marketingowym. Tak samo, jak wszelkie inne produkty. A grupą docelową, do której ów produkt kierowano, była młodzież, która za wszelką cenę chciała urzeczywistniać filmowe fabuły. Z drugiej strony target stanowiło pokolenie ludzi dobrze sytuowanych, pomnażających swój majątek i wspinających się po szczeblach kariery zawodowej. To grupa, która chciała nadal cieszyć się swoją pozycją, ale chciała też tylko na chwilę stać się „użytkownikiem” kontrkultury. Zabiegi marketingowe promujące filmy tamtego okresu były dość różnorodne: pojawiały się „zaangażowane” plakaty, często wraz z premierą filmu miała miejsce premiera płyty ze ścieżką dźwiękową do filmu. Także w obrazach filmowych pojawiały się zmiany: wprowadzano innowacyjne środki filmowe zaczerpnięte np. z Nowej Fali, zatrudniano młodych, nieznanych aktorów - antygwiazdorów, a scenariusze oscylowały wokół wielkiego mitu kontestacji. Co takiego miały lata 60., że nie dość, iż chciano je prezentować na ekranie, to jeszcze z ich ideałów czerpie się po dziś dzień? Andrzej Werner istoty fenomenu kinowego dopatruje się w ówczesnym otoczeniu:

[...] film może nie tylko powielać stare konwencje przemysłu rozrywkowego, czy żmudnie pracować nad nowymi, ale może współtworzyć to, co się na naszych oczach staje, być czułym, bardziej nawet czułym, niż inne gałęzie sztuki, sejsmografem rzeczywistych przemian społecznych i na nie wzajemnie oddziaływać. [...] Tak więc większość problemów związanych z młodym kinem kontestacji, choćby problem genezy owej fali, wykracza poza teren filmu i sztuki w ogóle.

Przyznaje przy tym, że przez to filmy lat 60. wywarły niezwykły wpływ na kulturę, a ich fenomen okazał się jednorazowy:

Uważam, że lata sześćdziesiąte były najświetniejszym, szczytowym okresem w dziejach kina. Nigdy wcześniej, nigdy później nie osiągnęło ono takich wyżyn i takiego znaczenia w obrębie kultury i - obawiam się, a nawet jestem o tym przekonany - nigdy już do tego poziomu nie wróci.

Kino współczesne powróciło. Powróciło w codziennych historiach, w odbijaniu codzienności młodych ludzki, którzy nie wiedzą którędy podążać, którzy szukają cały czas celu.

Miliony ludzi poszukują dziś autentyczności, miliony pragną dla siebie rzeczy i przeżyć unikatowych, miliony rozglądają się za wartościami - jakakolwiek byłaby ich materia - na których da się budować jakieś zręby tożsamości, niechby nawet prowizorycznej, chwilowej, improwizowanej dla przelotnych celów.

Te poszukiwania odzwierciedla dzisiejsze kino. Wydawać by się mogło, iż to błahe powody, jednak często mogące doprowadzić człowieka do kresu jego możliwość, chęci, a nawet życia. Ogólne zniechęcenie powodowane brakiem perspektyw, nadmiarem możliwości, które jednak w ostateczności okazują się ich brakiem zmusza do walki o swoje prawa, swoją wymarzoną pracę. Jednak nie zawsze starcza sił do walki. Pokolenie dzisiejsze jest jednak dobrze zahartowane i dość odporne. Czasami jednak jak Troy - bohater Reality Bites nie godzi się z obowiązującymi normami i traci pracę dwanaście razy. Innym razem zaś, jak Chris - Alex, nie godzi się na otaczający świat i odrzuca go w całości.

Okres kontrkultury tak barwie ukazany w obrazach filmowych zapewne zawdzięcza to temu, w jakim stanie był wtedy świat. Tylko ten jeden raz świat - nie tylko Stany Zjednoczone - przeżywał taki okres buntów, rewolt, zmian obyczajowych i politycznych. Tylko ten jeden raz dzisiaj - świat - przeżywa okres braku stałości, triumfu chwili, wszechobecnego zagubienia. I lata 60. i lata 90. odzwierciedlały to w swoich filmach. Analizując problemy tych dekad, można dojść do wniosku, iż dotyczą one tego samego: przede wszystkim poszukiwania swojej tożsamości oraz drogi życiowej, chęci odcięcia się od tego, co oferuje świat. Jest tylko drobna różnica - młodzi lat 60. wierzyli w zmiany, młodzi współcześni nie wierzą już chyba w nic.

Lata 50. były najszczęśliwszą epoką w historii USA (When the things were going on), za którą jeszcze dzisiaj wszyscy tęsknią: ekstaza potęgi, potęga nad potęgami. W latach 70. potęga trwa nadal, ale jej urok ginie. To czasy orgii (wojna, seks, Manson, Woodstock). Dzisiaj orgia jest skończona. Stany Zjednoczone, tak jak i reszta świata, stoją oko w oko z mglistym porządkiem światowym, z mglistą światową sytuacją [...].

Por. T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu we współczesnym społeczeństwie, Kraków 1997, s. 7.

Por. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury, Warszawa 1975, s. 7.

Por. G. Balandier, Ład tradycyjny i kontestacja, tłum.: J. Kurczewski, [w:] Tradycja i nowoczesność, red. J. Kurczewska, J. Szacki, Warszawa 1984, s. 179-209.

Tamże, s. 186-187.

Tamże, s. 187.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 7.

Tamże, s. 6-7.

Zob. T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu..., s. 7-8.

T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu..., s. 55-56.

Tadeusz Paleczny wyróżnia kontestację indywidualną i grupową, konserwatywną i innowacyjną, spontaniczną, sytuacyjną, bezpośrednią i celową, zorganizowaną. Każdy typ kontestacji wyróżniony jest przez charakterystyczne cechy oraz specyficzne warunki, w których do danej kontestacji dochodzi. Zob. T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu..., s. 55-57.

Por. G. Balandier, Ład tradycyjny i kontestacja..., s. 186.

Por. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 187.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 288.

Tamże, s. 289.

Tamże, s. 289.

Zanim nastała era Świadomości III, autor przedstawia początki Świadomości I, następnie jej przemiana w Świadomość II - każda odpowiada okresowi historycznemu Stanów Zjednoczonych, każda opisuje realia ówczesnych czasów. Zob. Ch. A. Reich, Zieleni się Ameryka, tłum.: D. Passent, Warszawa 1976, s. 241-287.

Zob. T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu..., s. 12.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 7-8.

Tamże, s. 10-11.

Zob. Ch. A. Reich, Zieleni się Ameryka..., s. 276-277.

Balandier przytacza tutaj podział wśród kontestatorów na rywali, przedsiębiorców, innowatorów religijnych oraz czarowników. Od tej typologii przechodzi dopiero do uszczegółowienia i doprecyzowania swoich typów kontestatorów. Zob. G. Balandier, Ład tradycyjny i kontestacja..., s. 204-205.

Zob. T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu..., s. 102.

Tamże, s. 102-108.

Zob. T. Paleczny, Kontestacja. Formy buntu..., s. 109.

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 35. [Cyt. za J.M. Yinger, The Countercultures. The Promise and Peril of a World Turned Upside Down, New York 1984].

Więcej na ten temat pisze Klejsa, zestawiając ze sobą różne definicje kontrkultury i kontestacji; kontrkultura byłaby modelem uniwersalnym, który dałoby się przyporządkować różnym okresom historycznym; istotnym faktem w kontrkulturze jest to, iż jest ona zaprzeczeniem dominującej kultury - kultura oraz kontrkultura leżą na dwóch skrajnych biegunach oraz są stuprocentową opozycją wobec siebie; kontrkultura to odwrócenie priorytetów, a właściwie całkowite zanegowanie ich i stworzenie nowych: coś, co w kulturze dominującej jest prywatne traci wartość w kontrkulturze, w której pojawi się opozycja prywatnego, czyli wspólne - wspólne, które stanie się priorytetem. Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 33-41.

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 41.

Tamże, s. 41-47.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 59.

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 41-47.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 9.

Zob. Ch. Reich, Zieleni się Ameryka..., s. 239-240.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 39.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 42.

Tamże, s. 42-44.

Początkowo SDS Studencką Ligą na rzecz Demokracji Przemysłowej, następnie przekształciło się ISS - akademickie skrzydło partii Debsa, następnie w LID - czyli Ligę na rzecz Demokracji Przemysłowej, a ostatecznie w SDS - organizacja Studenci na rzecz Społeczeństwa Demokratycznego. Szczegółowo na temat historii oraz działalności SDS pisze Paul Berman. Zob. P. Berman, Opowieść o dwóch utopiach. Ewolucja polityczna pokolenia '68, tłum.: P. Nowakowski, Kraków 2008, s. 18-113.

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 140-141.

Tamże, s. 142-144.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 41.

Tak tez tytułuje swoją pracę Paul Berman - badacz roku 1968. W swojej książce Opowieść o dwóch utopiach. Ewolucja polityczna pokolenia `68 przedstawia jednak cztery rewolucje roku 1968: obyczajowa, duchowa oraz rewolucja związana z komunizmem w Azji i czwarta dotycząca Europy Środkowo-Wschodniej. Zob. P. Berman, Opowieść o..., s. 7-17.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 69-73.

Zob. G. Debord, Społeczeństwo spektaklu, [w:] tegoż, Społeczeństwo spektaklu oraz Rozważania o społeczeństwie spektaklu, tłum.: M. Kwaterko, Warszawa 2006, s.11.

Tamże, s. 15.

Tamże, s. 16-24.

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 239-241.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 87-90.

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 301. [Cyt. za: J. Green].

Zob. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 301-304.

Zob. A. Jawłowska, Drogi kontrkultury..., s. 214-215.

Zob. M. Czubaj, Jeźdźcy po burzy. 11 fragmentów o rewolucji, [w:] Kontrkultura. Co nam z tamtych lat?, red. W. J. Burszta, M. Czubaj, M. Rychlewski, Warszawa 2005, s. 201. [Cyt. za: P. Collier, D. Horowitz].

M. Rychlewski, Rock-kontrkultura - establishment, [w:] Kontrkultura. Co nam..., s. 145.

I. Krzemiński, Lata szczęśliwe, lata szalone..., „Znak” 1993, nr 4, s. 21.

Por. M, Rychlewski, Rock..., s. 142-143.

Por. M, Rychlewski, Rock..., s. 144.

Z. Bauman, Życie na przemiał, tłum.: T. Kunz, Kraków 2005, s. 22.

Tamże, s. 22.

Z. Bauman, Życie na przemiał..., s. 21-32.

P. Gogler, O kontrkulturze i rocku lat 90. nieuczesanych myśli kilka, [w:] Kontrkultura. Co nam...

E. Fromm, Rewolucja nadziei: ku uczłowieczonej technologii, tłum.: H. Adamska, Poznań 2000, s. 23.

Jedno z haseł głoszonych przez młodych w latach 60.

R. Legutko, Trzy refleksje o kontrkulturze, „Znak” 1993, nr 4, s. 8.

R. Legutko, Trzy refleksje..., s. 9.

R. Legutko, Trzy refleksje..., s. 11.

M. Hendrykowski, Wybitne filmy kina amerykańskiego: Absolwent, „Iluzjon” 1989, nr 3, s. 35.

E. Fromm, Zdrowe społeczeństwo, tłum.: A. Tonalska-Dulęba, Warszawa 1996, s. 103.

Por. K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 147.

M. Hendrykowski, Wybitne filmy..., s. 35.

Absolwent

E. Fromm, Zdrowe..., s. 128.

E. Fromm, Mieć czy być, tłum.: J. Karłowski, Poznań 1999, s. 130-131.

A. Camus, Człowiek zbuntowany, tłum.: J. Guze, Warszawa 1998, s. 22-23.

M. Hendrykowski, Wybitne filmy..., s. 37.

Reality Bites

Polski tytuł to Orbitowanie bez cukru, jednak w tej pracy bardziej adekwatne wydaje się być używanie tytułu oryginalnego, który dokładnie przetłumaczyć można jako Rzeczywistość Gryzie.

Z. Bauman, Płynna nowoczesność, tłum.: T. Kunz, kraków 2006, s. 283.

Wielki Łyk - napój, który w ofercie ma sieć barów szybkiej obsługi 7-Eleven.

Z. Bauman, Życie na..., s. 29.

Reality Bites

Z. Bauman, Życie na przemiał..., s. 145.

E. Fromm, Mieć czy..., s. 40-41.

Podłącz się, dostrój, odpadnij. Hasło stworzone przez T. Leary.

I. Krzemiński, Lata szczęśliwe..., s. 29.

K. Jankowski, Hipisi w poszukiwaniu ziemi obiecanej, Warszawa 1972, s. 56.

K. Jankowski, Hipisi w poszukiwaniu..., s. 63-64.

Szerzej na ten temat pisze Konrad Klejsa w książce Filmowe oblicza kontestacji, w rozdziale Utopia nowej świadomości.

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 76.

K. Jankowski, Hipisi w poszukiwaniu..., s. 75-77.

T. Leary, Polityka ekstazy, tłum.: R. Palusiński, D. Misiuna, Kraków 1998, s. 32-33.

Leary wymienia również Komórkowy Poziom Świadomości, który można osiągnąć przy zastosowaniu takich substancji jak: pejotl, LSD, meskalina, psylocybina; Stan Uświadomienia Ciała, który osiągamy przy pomocy haszyszu bądź MDA; Stan Uświadomionych Zmysłów - środkiem bezpośrednio wzbudzającym podłączenie się do zmysłów jest marihuana, stan ten osiągniemy również przy pomocy LSD, meskaliny, psylocybiny, MDA, yaje, haszyszu, czy DMT; Stan Świadomości Ego, który osiągniemy dzięki pigułom energetyzującym, które pozwalają czuć się dobrze i aktywnie, ale niczego nie zmieniają; stan ten osiągniemy również przy pomocy kawy, herbaty czy coca-coli; Stan Emocjonalnego Stuporu, który wytwarza się przy pomocy łagodnych dawek alkoholu; w końcu Stan Znieczulenia, który wytwarzany jest przez duże dawki alkoholu, narkotyki, barbiturany - głównie prowadzi do osiągnięcia pustki i ogłupienia; Zob. T. Leary, Polityka ekstazy..., s. 32-33.

Tamże, s. 33-37.

Tamże, s. 4.

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 155-157.

T. Leary, Polityka..., s.57.

Tamże, s.108.

The Trip

T. Leary, Polityka..., s. 112.

The Trip

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 157-158.

The Trip

The Trip

T. Leary, Polityka..., s. 101.

T. Leary, Polityka..., s. 76.

The Trip

T. Leary, Polityka..., s. 101.

The Trip

Prozac Nation

Human Traffic

S. A. Wargacki, Odmienne stany świadomości a kontrkultura, [w:] Kontrkultura, co nam..., s. 69-70.

Wargacki jako charakterystyczne cechy odmiennego stanu świadomości podaje jeszcze: zmienione odczuwanie ciała, zdolność odczuwania trudnego do wypowiedzenia kontaktu z ludźmi i otaczającym światem, poczucie odmłodzenia i pozytywna jakość emocjonalna, komunikatywność oraz nadsugestywność. Zob. S. A. Wargacki, Odmienne stany..., s. 72-74.

Human Traffic

Human Traffic

Human Traffic

J. Janicki, Główne aspekty zjawiska buntów współczesnej młodzieży Zachodu, [w:] Bunty młodzieży studenckiej na Zachodzie, red. J. Czerwińska, Warszawa 1972, s. 19.

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 189-215.

Tamże, s. 190.

M. Hendrykowski, Wybitne filmy kina amerykańskiego: Swobodny jeździec, „Iluzjon” 1989, nr 3, s. 39.

D. Fredericksen, Grzech i wolność: Swobodny jeździec Dennisa Hoppera, tłum.: S. Bobowski, [w:] „Studia Filmoznawcze” 2004, nr 25, s. 28.

Pisze o tym szerzej Don Fredericksen, który przedstawia anegdotę o pomyśle na zrealizowanie filmu Easy Rider, który w zamyśle Petera Fondy miał być współczesnym westernem. Pierwowzory postaci także oparte były w stosunku do siebie o kontrast. Wyatt Earp był wzorem prawości, Billy Kid słynnym banitą. Zob. D. Fredericksen, Grzech i wolność..., s. 30.

M. Klotzer, Między prawdą a mitem, „Easy Rider” 1992, nr 6-7, s. 6.

A. Werner, Łagodna kontestacja, „Film” 1971, nr 5, s. 48-49.

E. Fromm, Zdrowe..., s. 313.

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 201.

J. Pirsig, Zen i sztuka obsługi motocykla, tłum.: T. Bieroń, Poznań 1999, s. 18. [Cytat za K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 201-202].

Easy Rider

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 189-215.

D. Fredericksen, Grzech i wolność..., s. 26.

Tamże, s. 36-37.

Easy Rider

Into the Wild

E. Levinas, O Bogu, który nawiedza myśl, tłum.: M. Kowalska, Kraków 2008, s. 244.

Tamże, s. 247-248.

J. J. Rousseau, Trzy rozprawy z filozofii współczesnej, tłum.: H. Elzenberg, Warszawa 1956, s. 155.

Into the Wild

M. Buber, Problem człowieka, tłum.: R. Reszke, Warszawa 1993, s.

E. Vedder, No Ceiling, tłumaczenie własne. [Jeden z utworów ścieżki dźwiękowej filmu Into the Wild].

M. Buber, Problem..., s.

Into the Wild

Z. Bauman, Płynna..., s. 6-7.

Z. Bauman, Płynne czasy. Życie w epoce niepewności, tłum.: M. Żakowski, Warszawa 2007, s. 9.

Por. Tamże, s, 7-11.

Z. Bauman, Płynna..., s. 45.

Wspomina o tym Zygmunt Bauman w swojej książce Życie na przemiał.

Z. Bauman, Płynna..., s. 209.

E. Fromm, Rewolucja..., s. 69.

E. Fromm, Rewolucja..., s. 52-53.

Z. Bauman, Płynne czasy..., s. 18-20.

Tamże, s. 21.

Więcej na ten temat pisze Z. Bauman w swojej książce Życie na przemiał, powołując się na słowa Anushka Asthana. Zob. Z. Bauman, Życie na..., s. 193-195.

Tamże, s. 191.

E. Fromm, Zdrowe..., s. 41.

L. Bugajski, Seks, druk i rock and roll. Zapiski z epoki recyklingu, Warszawa 2006, s. 77-78.

E. Fromm, Zdrowe..., s. 141.

Tamże, s. 140.

G. Ritzer, Magiczny świat konsumpcji, tłum.: L. Stawowy, Warszawa 2001, s. 71.

G. Ritzer, Magiczne..., s. 24.

G. Ritzer, Magiczne..., s. 81-82.

Tamże, s. 155-162.

E. Fromm, Mieć czy..., s. 225.

J. Baudrillard, Ameryka, tłum.: R. Lis, Warszawa 1998, s. 45.

G. Ritzer, Magiczny..., s. 199-202.

Fromm wymienia jeszcze kilka innych czynników, które powinny składać się na obraz nowego człowieka i nowego społeczeństwa. Zob. E. Fromm, Mieć czy..., s, 253-288.

W. J. Burszta, W. Kuligowski, Sequel. Dalsze przygody kultury w globalnym świecie, Warszawa 2005, s. 45.

L. Bugajski, Seks..., s. 9.

J. Teoplitz, Nowy film amerykański, Warszawa 1973, s. 91-92.

O fuzji amerykańskich wytwórni filmowych, pisze szerzej Jerzy Teoplitz w rozdziale: Nowy model amerykańskiej kinematografii. Zob. J. Teoplitz, Nowy film..., s. 5-32.

K. Klejsa, Filmowe oblicza..., s. 133-134.

Tamże, s. 135.

A. Werner, Łagodna..., s. 45.

A. Werner, Dekada filmu, Warszawa 1997, s. 5.

W. J. Burszta, W. Kuligowski, Sequel..., s. 95.

J. Baudrillard, Ameryka, s. 144.

po co to wśrófd - kaprys mlodziezy

?????

pado: dzika

byly

kropka i mala litera

to nie brzmi

przedcinek?

troche na sile jest ten levinas, ale to moje zdanie



Wyszukiwarka