TERAPIA REINKARNACYJNA
ZŁOTE ZASADY REGRESJI I TERAPII REINKARNACYJNEJ.
Odbierając przed laty dyplom regresera dowiedziałam się, że klienci - przeciętnie pół roku po terapii - wracają pełni melancholii, z poczuciem bezsensu. Przyczynę trzeba było dopiero odkryć, więc wsiąkłam w minione inkarnacje na dłużej, a pozytywnych efektów tej "terapii" nie było widać. Wręcz odwrotnie, bliższa byłam depresji niż kiedykolwiek.
Metody pracy z umysłem zaczynają dopiero raczkować. Jak dotąd nikt nie opublikował obowiązujących zasad, jakimi ma kierować się terapeuta przed dotknięciem cudzej duszy, by z całą pewnością nie zrobić nikomu krzywdy. Nie uporaliśmy się jeszcze z etyką dotyczącą ingerencji w materię jak przeszczep narządów, manipulacje genetyczne czy klonowanie...
a cóż dopiero mówić o regułach z wyższych poziomów bytu. Nie ma tu i pewnie długo jeszcze nie będzie jasno sprecyzowanych, uniwersalnych przepisów, oczywistych dla ludzkości bez względu na kulturę czy religię.
Jest na tym polu wiele do zrobienia, bo z całą pewnością nie wolno poczynać sobie z ludzką psychiką jak szympans z komputerem, który naciska klawisze i cieszy się zmianą obrazków. Skutki mogą być opłakane.
W efekcie przykrych doświadczeń stworzyłam PIĘĆ ZŁOTYCH ZASAD, które praktycznie rozszerzają regresję do wielotygodniowej, ale jak się okazało - skutecznej kuracji. Stosując się do nich (norm etycznych jest o wiele więcej) chodzi jedynie o to, by nie paść ofiarą terapeutów, którzy - w fazie poszukiwań - popełniają konieczne pomyłki i uczą się na potknięciach.
Na początek nasuwa się pytanie, czy reinkarnacja w ogóle istnieje?
Dla mnie jest ona sensownym wyjaśnieniem wszystkiego, co się wokół dzieje, ale moje osobiste przekonania nie mają tu żadnego znaczenia. T e r a p i a reinkarnacyjna - tak jak ją uprawiam, czuję i rozumiem - nie wymaga od nikogo wiary czy niewiary w wędrówkę dusz. Nie jest dowodem na żadną jedyną prawdę .
Naukowych dowodów nikt do tej pory nie znalazł. Zjawisko widzenia przeszłości podczas cofania pamięci wstecz można wyjaśnić indiańskimi duchami przodków, pamięcią przechowywaną w DNA, niezwykłą zdolnością ludzkiego umysłu do podróży w czasoprzestrzeni... czy choćby, jak twierdzą niektórzy "uczeni": widzenie siebie w wielu postaciach to ukryty syndrom zwielokrotnionej osobowości.
Krótko mówiąc można ten fenomen interpretować na tysiące najdziwniejszych sposobów i bez względu na to, kto ma rację, odkryte podczas sesji inkarnacje uświadamiają, że wszystko jest w nas! Oprawca i ofiara, wczoraj i dziś, mężczyzna i kobieta, ciasne poglądy i szerokie horyzonty, przerażenie i poczucie bezpieczeństwa... wszystko!
Każdy człowiek dysponuje nieograniczoną paletą uczuć i przy odrobinie praktyki może posiąść mistrzostwo w posługiwaniu się nimi. Wówczas może roztaczać wokół siebie aurę... jaką zechce i tworzyć dla siebie nową rzeczywistość!
Narzucające się wspomnienia z minionych wcieleń łączy związek z aktualną, najczęściej problematyczną sytuacją życiową osób poddanych terapii. Poza tym pamięć jest zazwyczaj obojętna wobec szczegółowych faktów. Nie znam przypadku, aby komuś udało się spisać logiczne i sprawdzalne CV z ostatnich kilkunastu wcieleń. Z reguły wizje te są mgliste i porwane jak sen lub echa wczesnego dzieciństwa.
Człowiek, który nurkuje pod powierzchnię świadomości, staje przede wszystkim oko w oko ze swoimi uczuciami i dopasowuje do nich historyjki jak dziecko, które w miejsce brakujących puzzli wypełnia lukę mazakiem. Może więc opowiedzieć wszystko. Dla przebiegu terapii, na szczęście, nie jest wcale ważne, czy dana osoba była np. spaloną na stosie Joanną d'Arc czy nie, tylko jak ma kochać własne dzieci, skoro postrzega je jako sędziów i podpalaczy. Choć miejsce i bohaterowie akcji zdają się być nieprawdopodobne, wewnętrzne przeświadczenie, cierpienie i łzy wylewane w trakcie sesji terapeutycznej są zazwyczaj prawdziwe i jak najbardziej aktualne.
Terapia natomiast - jak sama nazwa wskazuje - służy uzdrowieniu, więc powinna skierować uwagę człowieka na tu i teraz oraz na drogę wiodącą do lepszej przyszłości.
Inaczej nurzanie się w starociach przypomina siedzenie w piwnicy bez sensu i celu.
Podczas terapii reinkarnacyjnej dotykamy obnażonej duszy. Zamiast gubić się w dociekaniu prawdy historycznej czy religijnej, korzystajmy z okazji, by odkryć, że w naszych wnętrzach istnieje ogromna przestrzeń z niesłychanym bagażem doświadczeń oraz scenariusz na jutro - do dowolnego formowania.
Na tej płaszczyźnie każdy stojący na drodze do celu kłopot możemy potraktować z różnych stron, czasów, punktów widzenia, różnej etyki, kultury i osobowości..., a przede wszystkim z ogromnego dystansu.
Pozwala to ostatecznie oczyścić się w świecie duchowym, by w materialnym móc przeżyć potem to, co dla nas ważne.
Szczególnego rodzaju filmy historyczne opowiadane podczas regresji to w każdym jednym przypadku klarowny obraz utrwalonych, często blokujących nas wzorców myślowych, które bezwzględnie wymagają korekty.
W malowniczym wydaniu kostiumowym wychodzi na jaw wszystko, co w świecie realnym hamuje rozum. Podejrzewam, że w wielu wypadkach tzw. inkarnacje skrywają również wyparte, traumatyczne przeżycia z dzieciństwa. Łatwiej bowiem uporać się z gwałtem z XVII w. i bezwzględnym Kozakiem, niż zmierzyć się np. z ... własnym ojcem.
A gdy problem na zawsze stanie się błahym wydarzeniem z przeszłości, nie ma znaczenia, jak ubrani byli bohaterowie dramatu i kiedy on się rozegrał. Najważniejsze jest tylko to, że regresja pozwoliła dokonać solidnych porządków w duszy i umyśle.
Werner doprowadził do bujnego rozkwitu potężnej firmy, która pozwalała mu spełniać się zawodowo. Opływał w dostatek i żył pasją tworzenia. Zawsze aktywny, przedsiębiorczy i coraz bardziej zasobny, stał się arogancki wobec wszystkich pechowców.
W trakcie rozwodu omal nie zbankrutował i w dniu terapii funkcjonował na granicy opłacalności. Nadal zatrudniał wielu ludzi, lecz nie czerpał już tak bajecznych zysków i zaczął gardzić sobą tak, jak niegdyś innymi biedakami.
Prócz pogardy męczył go głos sumienia. Swego czasu przysiągł umierającej teściowej, że bierze na siebie dożywotnią opiekę nad jej córką i nigdy niczego jej nie zabraknie. Mimo że czuł się zawsze człowiekiem honoru, oddalił ją teraz i skazał na skromną egzystencję. Dotkliwie też tęsknił za uczuciem, którego - jak sądził - nigdy nie zaznał. Czuł się życiowym bankrutem.
Podczas sesji terapeutycznej odkrył, że podobną przysięgę jak teściowej wielokrotnie składał obecnej ex małżonce - jako poddany, lennik i wasal. A zatem nie po raz pierwszy zmuszony był dożywotnio ją finansować. W głębi ducha zawsze pragnął się z tego wyplątać, lecz od chwili poznania kierował się wobec żony irracjonalnym lękiem przed karą.
W kilku innych wcieleniach również był wykorzystywany. Przyciągał zdradliwe, chciwe żony, które poślubiając właściwie tylko majątek, potajemnie kochały biedaków. To powielające się jak echo doświadczenie sprawiło, że gorąca i bezwarunkowa miłość stała się w świecie Wernera przywilejem ludzi ubogich.
A zatem wszystko cudownie się ułożyło!!!
Z powodu sytuacji firmy mógł bez uszczerbku na honorze, z satysfakcją odmówić żonie luksusów, a jako chwilowy "biedak" miał otwartą drogę do przygód sercowych.
To się nazywa "mieć moc"!
Problem polegał tylko na tym, że niemiecki przedsiębiorca trochę się w tym wszystkim zamotał. Jednocześnie zionął pragnieniem odwetu za odwieczny wyzysk i czuł potrzebę karania siebie za złamane słowo, gardził ubogimi i gorąco pragnął ubogiej miłości, potrzebował pieniędzy do rozwoju i działań, a skrycie bał się, że przyciągną do niego chciwe kobiety...
W trakcie terapii wystarczyło, że po prostu podjął decyzję, w co chce wierzyć, co chce stworzyć i co przeżyć.
Wielu terapeutów twierdzi, że 90% sukcesu, to odkrycie przyczyny cierpień.
Według mnie jest to dopiero baza wyjściowa, która sama w sobie nie wnosi żadnych większych zmian. Terapia reinkarnacyjna to skomplikowana operacja na żywej duszy, a zatem po dokonaniu rewelacyjnych odkryć nie można zostawić człowieka samego.
Chirurg także nie może rozciąć brzucha i odesłać pacjenta, żeby sobie obejrzał, co ma w środku.
Dla psychiki, która rozumuje obrazami i uczuciami będąc jednocześnie przechowalnią wszystkich zdarzeń, jeśli wyraźnie nie opadnie kurtyna, znaczy, że ten sam spektakl wciąż jeszcze trwa. "Rozumuje" ona jak ludzie prości, którzy oddzielają czas ważnymi wydarzeniami: wojną, hucznym weselem, pożarem... i coś się dla nich stało np. cztery wiosny po wielkiej powodzi. Potrzebują zawsze mocnego punktu odniesienia, od czasu którego świat się zmienił.
My również potrzebujemy pełnego wrażeń epizodu, sygnału lub spektakularnego "obrządku", by w pełni pojąć, że coś się na zawsze skończyło i będziemy teraz kręcić inną "telenowelę".
Szczególnie osoby mocno dotknięte muszą zdobyć pewność, że dramat przeszłości na pewno nigdy się nie powtórzy, więc dla nich kurtyna musi opaść ze szczególnym hukiem. Może nim być spektakularny akt szczerego wybaczenia (patrz: Sztuka Wybaczania), albo jakikolwiek rytuał.
Im więcej w tym teatru, symbolu, gestów, a nawet kiczu, tym lepiej. Ważne są przede wszystkim autentyczne, zaangażowane emocje.
Wówczas to szczera decyzja o życiowych zmianach dociera do kronik Akashy i w świecie realnym nic nie potrafi jej się oprzeć.
Poza tym jest obojętne, czy obrządek odbędzie się w świecie fizycznym czy duchowym, byle stało się jasne, że konkretny konflikt znalazł swój ostateczny finał i od tego momentu życie toczyć się będzie według nowego scenariusza.
Uznajemy problem za ostatecznie "załatwiony" i pamięć o naszym duchowym sukcesie nigdy nie zginie. Jeśli kiedykolwiek zetkniemy się ze zbliżonym dylematem, nie będzie nas już dotyczył względnie zareagujemy na niego jak "zaszczepieni" na daną chorobę - bezboleśnie i bez większych wstrząsów.
Efektowne i widowiskowe zakończenie to wciąż jeszcze nie koniec terapii, bo w zakamarkach umysłu istnieje jeszcze jedna, maleńka pułapka.
Podświadomość reaguje na usunięte obciążenia jak stary człowiek, któremu ktoś wyniósł ukochaną, stuletnią szafę. Obojętnie, jak była brzydka i stara, postara się ją odzyskać lub postawi w puste miejsce coś zbliżonego.
Tak samo jest z naszymi problemami. O ile odkrycie i likwidacja ich przyczyny jest stosunkowo łatwym zadaniem, nikt chyba nie potrafi usunąć siły zmobilizowanej dawno temu, by kłopot znosić lub z nim się zmagać.
Ta potężna, zbędna już, choć obecna rezerwa energetyczna sprawia, że człowiek po regresji automatycznie szuka sobie zbliżonych, może nawet gorszych zgryzot i wielokrotnie wraca do terapeuty z przekonaniem, że nic nie ma sensu.
Jeśli jednak mądrze wykorzysta tę moc do zasilenia nowych afirmacji i planów, sprawa rysuje się zupełnie inaczej. Terapia bowiem nie polega na usuwaniu zła, tylko na zastąpieniu go DOBREM. Owo dobro, aby zaistnieć, wymaga naszej pracy, uwagi i energii.
Ale praca z afirmacją to już osobny temat.
PIĘĆ ZŁOTYCH ZASAD REGRESJI I TERAPII REINKARNACYJNEJ
Regresja bywa niezbędna tylko wtedy, gdy na drodze do szczęścia pojawią się irracjonalne przeszkody. Poza tym przeszłość nie istnieje, a co nie istnieje - jest ILUZJĄ! W trakcie terapii musimy jedynie ustalić, co chcemy z życia usunąć, a czego doświadczyć...
Potem pozostaje już tylko dążyć do celu tworząc siebie i swoją rzeczywistość wciąż na nowo
PODSTAWA DO REGRESJI
Każdy krok wstecz ma sens wyłącznie wtedy, gdy służy TWORZENIU NOWEGO! Człowiek przed regresją musi mieć sprecyzowaną wizję przyszłości - cel w oczach - nowego siebie lub siebie w nowej roli.
TEMAT GŁÓWNY
Posiedzenie terapeutyczne konsekwentnie zmierza ku wyjaśnieniu pierwotnej przyczyny tylko tej blokady, przez którą osiągnięcie celu nie jest możliwe.
OSTATECZNE ZAKOŃCZENIE
Po rozwiązaniu zagadki, jeszcze na głębokim poziomie duchowym, należy doprowadzić do spektakularnego "zamknięcia"" obciążającego rozdziału życia. Podświadomość musi "przeżyć, doświadczyć, zobaczyć"" i zakodować wyraźny FINAŁ!
PRZYSZŁOŚĆ
Regresja musi zakończyć się tworzeniem nowego programu (wizji szczęścia) w miejsce usuniętych obciążeń.
PRACA WŁASNA
Po regresji należy przez sześć tygodni samodzielnie pracować z wybraną afirmacją.
W świecie, w którym żyjemy, rządzą przeciwstawne siły: miłości i strachu; tworzenia i niszczenia...
Wszystkie czemuś służą! Kiedy stara, zmurszała budowla nie nadaje się nawet do remontu, siła niszczenia okazuje się pożyteczna i niezbędna. Sztuka życia polega tylko na tym, by użyć właściwej mocy we właściwym czasie, sprawnie żonglując przeciwieństwami.
Na progu Nowej Ery przeżywamy CZAS porządków po mijającej epoce. Trzeba zniszczyć stare struktury i usunąć skostniałe, nie aktualne przekonania. Owe porządki każdy z nas winien zacząć od siebie w myśl zasady, że gdy posprząta własne podwórko, świat będzie czysty.
Ci, którzy nie porządkują w swoich wnętrzach, zmuszeni są robić to w świecie materii, jak miało to miejsce m.in. po powodziach w Europie, na gruzach WTC czy po uderzeniu tsunami na wybrzeżach oceanu Indyjskiego...
W wielu domach na świecie to samo tsunami przelało się po emocjach pokazując punkty wymagające uzdrowienia. Każdy z nas ma wolną wolę i wybór, w jaki sposób chce się oczyścić. Na drodze duchowej jest z pewnością bezpieczniej i ciekawiej.
Ilustracje: Jacek Malczewski "Melancholia" i "Błędne koło" z końca XIXw.
EMOCJE WOKÓŁ PIRAMID HORUSA
Nieznany Świat nr 8/2004-
Odpowiedzi na pytania czytelników
Piramidy Horusa wywołały wiele emocji, obudziły fantazję i spowodowały sporo, niejednokrotnie fałszywych wyobrażeń. Ponieważ są na światowym rynku ezoterycznym zupełną nowością, nic dziwnego, że wielu ludzi próbuje gdzieś zaszufladkować zupełnie nową, odmienną energię i wcisnąć ją w stare, znajome ramy. Poniżej staram się odpowiedzieć na wybrane, najczęściej powtarzające się pytania czytelników.
Czy mógłbym zobaczyć piramidy Horusa w kraju i poczuć ich energie? Życie nauczyło mnie, iż prawda bywa czasem zupełnie inna od tego, co wielu ludzi twierdzi
Ma Pan absolutną rację, nie kupuje się kota w worku. Dlatego przynajmniej raz w miesiącu przyjeżdżamy do Polski i prezentujemy piramidy na wykładach lub kursach. Poza tym istnieją w różnych rejonach kraju punkty informacyjne, gdzie można testować działanie piramid na sobie lub skorzystać z ich zbawiennej energii. Adresy zamieszczone są na naszej stronie internetowej.
Traktujecie sprzedaż piramid Horusa jak misję. Czy jesteście wybrani?
Nie. Nasze zaangażowanie wynika raczej z wewnętrznej zgody i odpowiedzialności karmicznej. W każdej chwili ktoś inny może zająć nasze miejsce podobnie jak i przyłączyć się do nas, jeśli tylko czuje i rozumie przesłanie piramid Horusa.
Jakie jest to przesłanie?
Chodzi o popularyzację pewnej linii duchowego rozwoju nabierającej teraz, na progu nowej ery, szczególnego znaczenia. Jest to wypadkowa wiedzy starożytnego Egiptu, Tybetu i Druidów. Jak się niedawno okazało również Majów, którzy także budowali piramidy. Były to cywilizacje posiadające prawdziwą mądrość, dostępną jedynie kapłaństwu. Teraz, kiedy osiągnęliśmy stosowny poziom rozwoju, nadszedł czas jej odtajnienia. Istnieją rzesze ludzi, którzy inkarnowali się po to, by brać udział we wspólnym wysiłku oświecania i usuwania deformacji, jakie na przestrzeni dziejów wkradły się w nasze umysły. A zatem od lat, na terenach dawnych magicznych praktyk Druidów propagujemy kundalini yogę o tybetańskich korzeniach i rozpowszechniamy przystosowane do naszych czasów "egipskie piramidy". Majami zajmują się inni koledzy i wiedza ta cudownie się uzupełnia. Wszyscy uświadamiamy ludziom ich możliwości magiczne (potęgę ducha), bo kończy się epoka dominacji człowieka nad człowiekiem na wszystkich poziomach bytu. Naszym konkretnie zadaniem jest nauka metod oczyszczania i technik pozwalających odkryć i umocnić mistrza w sobie, naturalnie obok propagowania piramid dostarczających energię ułatwiającą wspiąć się na wyższe szczeble rozwoju.
Kim jest dla was Horus?
Świetlną istotą. Nie należy mylić go z Bogiem Najwyższym. Jest raczej aniołem stróżem ludzkości odpowiedzialnym za nasz rozwój duchowy To właśnie Horus inicjował kapłanów różnych nacji do budowy piramid, by mogli ściągnąć energię niezbędną konkretnemu ludowi w określonym czasie. Egipcjanie przedstawiali go jako sokoła, który sokolim wzrokiem postrzega z wysoka wszystko, co dzieje się u ludzi. Katolicy przejęli od nich charakterystyczne oko w trójkącie jako Oko Opatrzności. Jest to bowiem dokładnie ta sama siła opatrująca ziemię i ingerująca w razie kłopotów. W fizyce to pas van Allena czyli pole sił, które chroni planetę na wys. 144 km przed silnym promieniowaniem kosmicznym. Bez niego niemożliwe byłoby życie na Ziemi.
Przekaz otrzymała też Daniela Dziordano z Palermo, czym zainteresował się profesor Jan Pająk z Nowej Zelandii. Ich wiedza dotyczy podobnej piramidy służącej do przekazów telepatycznych. Jednak Pająk pozwala skopiować jeden egzemplarz dla potrzeb własnych. Prosiłem o plany konstrukcyjne piramid Horusa i otrzymałem odmowę. Dlaczego?
Proszę nie mylić przesłania skrajnie różnych twórców piramid. Telepatia jest wartością niższą (spotykaną u zwierząt), a piramidy Horusa rozwijają INTUICJĘ - wyższą umiejętność zdobywaną zwykle na ścieżce duchowego rozwoju. To anteny nieznanej dotąd, kosmicznej energii. "Człowiek tego nie wymyślił" - mawiają często osoby, które skorzystały z kąpieli energetycznej lub posiedzenia na "tronie"!
Nie podajemy wymiarów, ponieważ ważniejsza od precyzji technicznej jest pełna świadomość czynów konstruktora (precyzja duchowa). Doświadczenia nauczyły nas, że ludzie popełniali w tym punkcie zbyt wiele błędów. Instalując antenę satelitarną nie tylko zna pan konieczne parametry, ale również orientuje się pan po wyniku (np. po odbiorze TVN-u), czy działał pan prawidłowo. A zatem ktoś, kto żyje z piramidami Horusa od lat i zna tę energię, może przymierzyć się do własnej "produkcji", bo ma też świadomość, że zabarwia ją własną wibracją (intencją), z którą przyjdzie mu się zmierzyć. Ale posiadacze oryginałów są z reguły zbyt zajęci wypełnianiem własnych zadań życiowych.
Tam, gdzie robione są piramidy zapewne bardzo różni ludzie dotykają materiałów i przenoszą swoje wibracje...
Nieważne, kto "dotyka materiałów", tylko jakie ogarniają go myśli i uczucia w procesie tworzenia. Identycznie jest z obrazami wielkich mistrzów. Bezcenne są tylko oryginały, bo w nich "zaklęta jest" twórcza potęga wielkiego geniuszu. Kopie są bez wartości.
Piramidy Horusa natomiast to ręcznie wykonywane konstrukcje magiczne, w których myśl konstruktora ma jeszcze większe znaczenie, bo wzmocniona kosmiczną energią wysyłana jest daleko na zewnątrz (w przypadku piramid ogrodowych nawet do 100 km). To ogromna odpowiedzialność. Nic więc dziwnego, że aż 7 lat (licząc od zakupu licencji w 1995 r.) szukaliśmy właściwych ludzi, a i teraz czynnie uczestniczymy w produkcji.
Osoba, która robi domową podróbkę nie tylko igra z siłami, o których nie ma pojęcia, ale też "zaklina" w swojej piramidzie myśl przewodnią typu: "nie stać mnie na oryginał", czyli "jestem biedny". Myśl ta, zgodnie z pryncypiami piramid Horusa, ma wpływ na całą okolicę. Jaki jest wpływ kradzionych kopii tworzonych w śmiertelnym lęku egzystencjalnym - nawet nie chcę wiedzieć.
Jak przestrzec się przed kupnem fałszywej piramidy Horusa?
Zamawiając przez przedstawicieli naszego STUDIUM WIEDZY (dawniej Kyborg Instytut Polska) zamieszczonych w internecie (www.piramidyhorusa.pl) lub w stałym ogłoszeniu w Nieznanym Świecie. Oryginalnych piramid Horusa z całą pewnością nie ma w sklepach.
Słyszałem, że piramidy emitują energie pozytywne oraz negatywne, w skrajnych przypadkach wywołujące raka. Czy w przypadku piramid Horusa też mamy do czynienia z emisją tzw. zieleni ujemnej?
Przede wszystkim znów należy rozróżnić stare piramidy (pasywne), czyli promieniowanie (już tylko) kształtu od aktywnej anteny konkretnego pasma kosmicznej energii. Istotnie w przypadku zwykłych piramid wielu radiestetów wspomina o "zieleni", ale w zależności od poziomu rozwoju duchowego różnią się w jej odbiorze. Dla jednych jest to zieleń ujemna, dla innych szmaragdowa. Tak jak koncert Mozarta dla jednych jest symfonią piękna i harmonii, dla innych "rzępoleniem". Ludzie o niskiej, ciężkiej wibracji postrzegają coś, czego nie są w stanie zrozumieć, jako złe. I może dla nich takie jest? My nie znamy przypadku, aby klasyczna piramida prawidłowo wykonana ze szlachetnych materiałów i ustawiona właściwie mogła komukolwiek zaszkodzić. Zdecydowanie potępiamy piramidy z ordynarnych, tanich surowców, jak np. rakotwórcze aluminium.
Co do piramid Horusa - 13 lat intensywnych badań dowiodło, że niezwykle silne pole wokół nich istnieje z całą pewnością i - choć trudno je zdefiniować (nawet radiesteci mają z tym poważne trudności) - pozytywnie wpływa na ludzki organizm i psychikę (wyniki badań zamieszczone są w internecie i w książce o piramidach Horusa).
A jednak istnieją radiesteci przestrzegający przed energią piramid w ogóle. Skoro jest zbawienna, dlaczego mówią inaczej?
Przeciwstawiamy się autorytatywnym wypowiedziom na temat piramid Horusa, chyba że mamy do czynienia z posiadaczem, który wypowiedź swą opiera na podstawie wieloletnich, rzetelnych badań i doświadczeń. Musimy pamiętać, że radiestezja jest nauką o promieniowaniu Ziemi, podczas gdy piramidy Horusa uaktywniają niezwykle subtelne siły ducha - spoza badań radiestezyjnych. Powstały przecież po to, by oszczędzić ludziom Zachodu wielogodzinnych, codziennych ćwiczeń kundalini yogi. Przyznam, że Alkemu się to udało! W wielu przypadkach wystarczą chwile zadumy (nawet nie medytacja) w obecności piramid, by w kilka lat osiągnąć to, na co niegdyś potrzebna była cała inkarnacja w Tybecie. Sondowanie tej energii metodami do badania zakłóceń podłoża porównać można do mierzenia odległości kosmicznych... krawieckim centymetrem. Sami skupiliśmy się wyłącznie na badaniu wpływu piramid na ludzkie ciało, psychikę i ducha. Efekty są nad wyraz obiecujące.
Czyli twierdzi pani, że energia piramid Horusa jest dla nas jednoznacznie dobra?
To zależy od definicji, co dla kogo jest dobre. Przebudzenie duchowe nie oznacza wcale, że dźwięk "budzika" jest dla wszystkich jednakowo przyjemny. Obcowanie z piramidą Horusa uruchamia kanał do Wiedzy każdemu, kto szczerze poszukuje odpowiedzi na ważne pytania. Każdy zaś Człowiek Wiedzy (z piramidami czy bez nich) posiada czterech potężnych wrogów. Jest nimi: 1. Strach. 2. Światło oświecenia. 3. Moc. 4. Starość (zniechęcenie). Przeogromną zaletą piramid jest to, że przy nich wszystko dzieje się zdecydowanie szybciej, a człowiek dysponuje dodatkową siłą (energią), dzięki której jest mu o wiele, wiele łatwiej. Na przykład: głęboko ukryty na dnie podświadomości lęk egzystencjalny jest dla każdego (nie tylko dla ludzi spirytualnych) jak teatralna strzelba; gdy wisi w pierwszym akcie na ścianie, w trzecim musi wystrzelić. U ludzi nieświadomych ów "wystrzał" lęku objawia się zwykle utratą pracy czy upadkiem firmy. U posiadacza piramid nasilony lęk wypłynie na powierzchnię świadomości zanim dojdzie do katastrofy. Wówczas można mu się dokładnie przyjrzeć i go po prostu usunąć. Oczyszczając ducha (matrix) z utkwionych głęboko toksycznych myśli i emocji unika się przykrych skutków w świecie materii. Dla mnie jest to JEDNOZNACZNIE BARDZO DOBRE! Natomiast ci, którzy lękają wejrzeć w siebie, "widzą" przyczynę przykrego samopoczucia w piramidzie i odsuwają się od niej (rezygnując z samopoznania). Nie należy tego oceniać. Oni nie dojrzeli do duchowego rozwoju i zamiast zmierzyć się z lękiem, zmuszeni będą zmagać się z tzw. przeciwnościami życia. Aż zrozumieją.
Dlaczego również oświecenie i moc ma być moim wrogiem?
Naturalnie przede wszystkim jest sprzymierzeńcem, ale skoro rozpatrujemy działanie piramid pod kątem negatywnym, to światło oświecenia czasem, niestety, "oślepia". Na tym odcinku rozwoju upadł niejeden mistrz. Człowiek widzi więcej, jakby patrzył przez niedostępną dla innych dziurkę od klucza, jednak tylko mu się wydaje, że ogarnia CAŁOŚĆ.
Posiadacze piramid, jeśli są tropicielami Prawdy, osiągają stan oświecenia (w spektakularnym błysku lub procesie) w kilka lat. Ci, którzy sądzą, że jest to koniec rozwoju, mocno są w błędzie. Szczególnie trudne jest przesączenie ŚWIATŁA przez ciasne poglądy i sztywne pojęcia. Trzeba być gotowym na ZMIANY oraz lekcje pokory, a to też nie zawsze jest miłe. Trzeba na nowo zbudować poczucie własnej wartości i sporo doświadczyć, zanim się powie: "wiem, że nic nie wiem". Potem wiadomo, że między człowiekiem a człowiekiem nie ma absolutnie żadnej różnicy, że wszystko jest zawarte we wszystkim i wszystko odzwierciedla się we wszystkim.
Jeśli zaś chodzi o moc, to ma ona naturę deszczu, który jednakowo zasila drzewa owocowe jak i chwasty. Dlatego musimy być stale uważni i oczyszczać się z przestarzałych wzorców myślowo-czuciowych. Obowiązkowo należy kontrolować własne intencje, bo możliwości ogromne, a pokusa do nadużyć jeszcze większa. Ci, którzy wzmacniając myśli z pomocą piramid próbowali manipulować innymi ludźmi (manipulacja to czarna magia), przeżyli rykoszet z piramidalnym przyśpieszeniem.
O starości jeszcze nie powinnam się wypowiadać, choć znam już stan, w którym nie chce się chcieć. Wydaje się, że ludzkość poradzi sobie z nami czy bez nas. Jeśli jednak uznamy, że pewne zdolności i możliwości są nam zbędne, możemy je utracić.
Jednak mimo wszystkich trudności, duchowe przebudzenie i rozwój niosą ze sobą zdecydowanie więcej nęcących korzyści i życie pełne spełnionych marzeń.
Jak może mnie Pani przekonać do tego, że przy piramidzie Horusa spełnię swoje marzenia?
Nie mam zamiaru nikogo przekonywać. Tylko informuję, a pan decyduje, czy ma zamiar to sprawdzić. Dla osób, które pragną doświadczalnie odczuć moc piramid Horusa przyjeżdżamy na kursy lub osobne spotkania. W Opolu zrobiliśmy niezwykłe doświadczenie ze zbiorową "energetyzacją marzeń". Wokół piramidy ogrodowej zebrało się ok. 200 osób. Po wysłuchaniu odpowiedniej instrukcji każdy skupił się na własnej, pozytywnej wizji szczęścia. Popłynęła cudowna muzyka Jacka Gałuszki, a z serc popłynęły obrazy. Przez chwilę wokół piramidy czuć było wiele miłości i niczym nieskrępowanej fantazji. Same pozytywne wizje i ich kosmiczne wzmocnienie. Na chwilę świat stał się rajem pełnym światła. Uwolniliśmy niesłychane pokłady pozytywnej, twórczej energii. Niektórzy płakali ze wzruszenia. Jesteśmy gotowi przyjeżdżać do Polski na takie spotkania częściej, jeśli tylko znajdą się organizatorzy.
Dotychczas nie potrzebowaliśmy żadnych dodatkowych gadżetów, prócz własnego umysłu. Istnieje wiele technik, pozwalających urzeczywistnić marzenia bez konieczności kupowania piramid.
Każda ludzka myśl ma władzę i moc spełnienia, tylko, że w świecie przepełnionym hałasem, stresem, elektrosmogiem i sygnałami telefonii komórkowej (o tysiącach innych obciążeń nie wspomnę) brak nam przestrzeni na miłość, piękno i odczuwanie dobra. Nasza energia przepada na to, by uporać się z niezdrową żywnością, zatrutym powietrzem i wodą do picia. Jeśli kogoś stać jeszcze na aktywne marzenia, jego myśli szarpane są przez sygnały niezliczonej ilości programów radiowych i TV - totalnie zaśmiecających eter. Nie trzeba mieć włączonych odbiorników, by działała na człowieka ich agresja i pośpiech. W tej sytuacji każda ludzka myśl i pragnienie zagłuszane są jak przed laty radio Wolna Europa. Trzeba wyjątkowego samozaparcia i ćwiczeń, by coś z siebie wykrzesać. Potrafią to tylko nieliczni jogini, no i może górnicy w kopalniach soli, bo tam nie docierają zakłócenia, a jest dużo prany.
Obecnych obciążeń środowiska usunąć się nie da. Potrzeba nowych technologii i wynalazków, które służąc postępowi przyjazne będą dla człowieka. Zanim powstaną, potrzebujemy wsparcia, by nie ulec degeneracji. Piramida Horusa tworzy biopole o dużym zasięgu, dzięki któremu nasz kostium energetyczny organizowany jest na nowo. Z gęstej siatki, w którą wszystko uderza, staje się siatką o wielkich, przepuszczalnych otworach. To sprawia, że wszystkie te zakłócenia przelatują przez nas jak woda przez sito nie czyniąc nam żadnych szkód. Wówczas to nasza własna energia, przepadająca dotąd na walkę z obciążeniami, staje do naszej dyspozycji. Wzmocniona kosmiczną energią czyni nas panami swego losu, jeśli tylko tego chcemy. Sugestywne wizje w aurze posiadacza piramid to potężne myślokształty - widoczne dla jasnowidzów i wyczuwalne przez wróżki. A że dusza dąży do urzeczywistnienia się, wiele z nich spełnia się w dość szybkim czasie. W tym sensie nic się nie zmieniło. To ludzki umysł tworzy wizje szczęścia, piramida Horusa dodaje nam tylko niezbędnej energii!
Jak można leczyć przy pomocy energii piramid Horusa?
Osoby, które gorąco chcą wyzdrowieć, nie musza o nic pytać. U nich dzieje się SAMO i mamy wówczas do czynienia z tzw. cudownymi uzdrowieniami (dość dużo przypadków). Wzmocnione energią gorące pragnienie + wzmocniona psychika i ciało robią swoje. W ten sposób można leczyć najcięższe przypadki raka, śpiączki, choroby Alzheimera oraz usuwać obciążenia natury psychicznej. Zwłaszcza teraz, na progu nowej epoki energia ta cudownie harmonizuje psychiczne zawirowania, jakim wszyscy ulegamy w mniejszym lub większym stopniu.
Można też użyć piramidę jako doskonały aparat diagnostyczny, bowiem w jej wnętrzu ujawniają się newralgiczne punkty w ciele jak np. nagły ból kręgosłupa. Jest to doskonałe działanie, ponieważ leczenie energią miejsca, które wymaga sprawnych rąk kręgarza, byłoby błędem. Podobnym błędem jest usuwanie energią poważniejszych obciążeń, które domagają się wsparcia ze strony mądrego terapeuty. Właśnie przy wsparciu piramid Horusa wszelkie niejasności duchowe stają się przejrzyście widoczne i z łatwością ujawnia się samo sedno każdego problemu. Jednocześnie piramida dostarcza silnej energii przyśpieszając i wzmacniając proces każdej terapii . Wzmacnia także leki i preparaty naturalne czyniąc je silniejszymi i łatwiej przyswajalnymi przez organizm.
Pacjenci, którzy przechowują w duszy trujące emocje jak nie-wybaczenie, poczucie krzywdy, żale, pretensje, nieutulony szok po jakimś przeżyciu, zazdrość... potrzebują nieco czasu, by zrozumieć zależności między duszą i ciałem. Przykładowo, jeśli ktoś nas skrzywdził i za nic nie chcemy mu tego wybaczyć, wysyłamy do podświadomości informację, że musimy cierpieć, by zwolnić rozum od ciągłego rozpamiętywania. Choroba to jedyny sposób, by stale wyrzucać tej osobie "zobacz, co mi zrobiłeś!" Podświadomość nie zna, niestety, zasad logiki ani upływu czasu. A zatem w większości przypadków tylko przez ostateczne wybaczenie pozbywamy się piętna doznanej w przeszłości krzywdy. Jeśli tego nie uczynimy, choroba oprze się każdemu rodzajowi leczenia lub zostanie natychmiast zastąpiona nową. Ponieważ przy piramidach Horusa interesuje nas wyłącznie stuprocentowe wyleczenie, opracowaliśmy z mężem specjalne metody regresji, które pozwalają sobie przypomnieć i błyskawicznie usunąć z psychiki tego typu "ciernie". W przyśpieszonym trybie szkolimy też terapeutów zdolnych te metody zastosować. Bo nawet piramida Horusa nie zwolni nas teraz od konieczności pracy nad sobą i odrobienia życiowych lekcji, choć jej energia z pewnością znacznie ułatwi nam życie.
SZTUKA WYBACZANIA
W poszukiwaniu wewnętrznego mistrza.
SZTUKA WYBACZANIA
Zemsta jest rozkoszą bogów -
WYBACZANIE - ROZKOSZĄ LUDZI.
Nieznany Świat nr 4/2004
Cechą wyższego ducha jest zdolność odpuszczania i zostawiania za sobą starych światów. Wygląda więc na to, że przepustką do Nowej Ery jest nie tyle nasza ezoteryka, co umiejętność wybaczania. W pełni rozumiemy to dopiero po osiągnięciu szczególnego stanu świadomości zwanej też świadomością chrystusową.
Zamieszkuje ona sercowy lotos (Ananda-Kanda), niesłusznie zaliczany do czakr. Różnica polega na tym, że czakry są w nieustannym ruchu i ciągłej wymianie z otoczeniem, a on przypomina raczej pełne blasku, statyczne jajo strusia lub przepiórki (zależy od stopnia rozwoju). Okalające go świetliste promienie w przeciwieństwie do płatków czakr poruszają się tylko w jednym kierunku - na zewnątrz - jakby źródło, z którego się wywodzą było niewyczerpalne. Promienie te mogą jednocześnie ogrzewać każdą czakrę, czyli mają dostęp do każdego szczebla naszego rozwoju, w każdym okresie naszego życia.
Dlatego czakrami możemy manipulować, a wobec serca pozostaje tylko... być posłusznym. Umiejscowione poza linią czakr głównych (jak w obrazie św. Faustyny), żyje własnym życiem i kieruje się własną logiką.
W naszym rozwoju mamy zatem dwie drogi. Możemy obarczyć się masą przykazań opanowując kolejne centra energetyczne albo, jak Jezus, zredukować wszystko do miłości i podążyć na skróty. Na tej płaszczyźnie wystarczy tylko kochać bliźniego swego, jak siebie samego. I już. Teoretycznie łatwe, ale... JAK siebie samego nie może w żadnym wypadku znaczyć zamiast, bo promienie wydostające się z wnętrza serca w pierwszej kolejności dotykają wyłącznie nas samych. Wypełniają całe ciało, rozgrzewają, przenikają na zewnątrz, otulają uczuciem błogostanu aż poczujemy idylliczność i pełnię szczęścia. Okazuje się więc, że lotos jest nie tylko siedliskiem dobra i bezwarunkowej miłości, lecz także mieszkaniem zdrowo pojętego EGO. Tu staje się wreszcie jasne, dlaczego tylko kochając samych siebie, możemy prawdziwie kochać innych. Odkryciem jest, że nie trzeba wcale się starać, jedynie po prostu to... CZUĆ! Bo nieprzerwanie płynąca miłość istnieje w każdym sercu, a człowiek jej pozbawiony umarłby tuż po urodzeniu.
Pewien naukowiec "odkrył", że szczur wrzucony do kadzi z wodą, topi się w kilka do kilkunastu godzin. Jednak gdy dostrzeże włożoną na parę sekund drabinkę, utrzyma się na wodzie przez tydzień.
Gdyby ten naukowiec uważnie obserwował siebie, czyli (mam nadzieję) - człowieka, dowiedziałby się tej prawdy na własnym przykładzie. Nad jego kołyską musiała pojawić się choć na parę sekund - miłość. Dlatego biedak pływa w oceanie życia i jeśli pozwoli sobie poczuć w sercu to, co niegdyś gorąco w nim zaiskrzyło, "obudzi się" i odnajdzie mistrza w sobie.
W głębokim odczuwaniu tego, co w nas z całą pewnością JEST, przeszkadzają stare urazy, nie-wybaczenie, nierozwiązane konflikty, działanie wbrew sobie... Tworzą one blokady, widoczne jako brązowe struktury wokół serca. Im jest tego więcej, tym mocniej zaciska się pętla. Ograniczone serce twardnieje aż staje się podatne na "złamanie". W skrajnych przypadkach dochodzi nawet do zawału.
Niektóre z owych blokad są tak stare, że świadomy rozum już ich nie rozwikła. Pozostaje nam tylko...
REGRESJA
Serce kryje najbardziej precyzyjny "dysk pamięci" o przeszłości, tyle że dość obojętny wobec faktów i dat historycznych. Otwiera go specyficznie zaprogramowana przeglądarka uczuć, która w pierwszej kolejności rzuca światło na wspomniane wyżej struktury. Pozwala to sprawnie odnaleźć przyczyny blokad zakłócających naturalną radość życia, no bo po cóż by innego "grzebać się" w przeszłości?
Z tego właśnie powodu regresja dla zabawy lub nauki jest bez sensu. Dodaje nam przedawnionych kłopotów i odciąga uwagę od dzisiejszych zadań, zaś nauka dostaje tylko bełkot. W każdym bowiem przypadku rozum badanego po odkryciu cierpień ochoczo dorobi pasującą historyjkę i tak np. większość zgładzonych przez męża kobiet poda się za Annę Boleyn.
REGRESJA TERAPEUTYCZNA ciekawsza jest niż historia. Podsunie nam klarowny obraz stanu uczuć człowieka oraz jego świadomych i podświadomych wzorców myślowych. Dzięki temu możliwe jest usunięcie przyczyn, które stanowią hamulec na drodze postępu.
Nie jest więc wcale ważne, czy kobieta była Anną Boleyn czy nie, tylko jak ma przeżyć u boku męża, w którym od lat irracjonalnie postrzega własnego zabójcę. W momencie regresji czuje to bardzo wyraźnie i czucie owo jest autentyczne oraz jak najbardziej aktualne.
Tymczasem przeszłość - nie istnieje, a co nie istnieje jest iluzją. Przez uświadomienie sobie tego mamy szansę ustalić, czy chcemy żyć według własnych iluzji, czy dopasujemy odczuwanie do tu i teraz. Mądrze nazywa się to przemianą energii wewnętrznych, a zwyczajnym językiem...
W Y B A C Z A N I E. Ono to wyzwala wibrację zdolną "rozpuścić" nawet najbardziej zatwardziałe struktury sercowej ochrony. Pozwala mu to odzyskać dawną zdolność kochania, elastyczność i odporność na ciosy. Wykonany przy okazji milowy krok w rozwoju uwieńczony zostaje świadomością wspólnej jedności. Jakbyśmy byli płatkami śniegu - każdy inny, wyjątkowy i jedyny - a razem to jeden śnieg. Czując to całym, na nowo odkrytym sercem kochamy bezwarunkowo - jak Bóg.
Problem, niestety, leży w tym, że kamienne serce z trudem porywa się na czyn tak "heroiczny" jak wybaczenie, więc odwołać się trzeba niekiedy do rozumu i logiki cierpiącego człowieka przedstawiając mu...
KONSEKWENCJE NIEWYBACZENIA
1 "DIABELSKIE WIĘZY".
Silne emocje, nienawiść lub pretensja wiążą ludzi tak samo jak miłość. Dlatego znosić musimy niekiedy bliskość osób nam niemiłych - aż wypali się dawny ładunek uczuć (jeśli nie powstanie nowy). Ponadto ciężar gatunkowy z lubością przechowywanych urazów łączy też ludzi w grupy na zasadzie podobne przyciąga podobne. Nie waham się tutaj ukuć teorii, że ten, komu nieobce są wszelkie roszczenia, rozpamiętywanie krzywd, pretensje i nie-wybaczenie... rodzi się Polakiem. Nikt tak jak my nie lubi rozpamiętywać zadawnionych ciosów i prawdopodobnie żaden inny naród nie potrafi tak pielęgnować myśli o doznanym cierpieniu.
2 CIERPIENIE FIZYCZNE
Gdy za nic nie wybaczamy doznanej krzywdy, zmuszeni jesteśmy wciąż o niej pamiętać, a to niewykonalne. W końcu wszystko zatrze czas. By zwolnić rozum od ciągłego rozpamiętywania, wysyłamy do podświadomości informację, że przez konkretnego człowieka MUSIMY cierpieć: O! jak to boli! Oj!
Podświadomość nie zna zasad logiki ani upływu czasu. Nie ma dla niej znaczenia, czy coś się działo 10 czy 500 lat temu. Dla niej wszystko JEST. Konflikt nie-wybaczony to problem nie-rozwiązany. Kiedy diabelskie więzy znów połączą nas z wrogiem, przez którego - jak ustanowiliśmy - coś nas boli, TO BOLI!
Przykład: Chora na raka Ewa otrzymała od guru wskazówkę, że źródłem jej problemu są tortury z XIV w. Może je sobie teraz przypomnieć i odpuścić, albo przeżywać dalej pod postacią choroby.
W regresji długo opierała się przed poznaniem prawdy. Opowiadała tylko zapamiętane zdarzenia jak potworny wstrząs po stracie ukochanego synka. Doznany wówczas szok nie znalazł ukojenia, natomiast dwumiesięczna wtedy córka, miast pocieszyć, rosła na dziecko trudne i nieczułe - pogłębiając żal matki.
W trakcie kolejnego podejścia do wspomnień z XIV w. Ewa wreszcie wykrzyczała, że sprawcą owych tortur jest właśnie ta "córka". Zauważyła potem, że wiedziała o tym od początku, tylko nie była świadoma. Całą energię trawiła na odgrywanie roli kochającej mamusi i na odpychanie nielogicznej dla niej niechęci. Na walkę z chorobą zabrakło sił.
3 CIERPIENIE PSYCHICZNE
Rozwój idzie w tym kierunku, byśmy pojęli dobroczynną sztukę wybaczania całym sercem, a zatem każdy wcześniej czy później zmuszony będzie ją opanować. Jeśli nie pomoże groźba diabelskich więzów ani cierpień fizycznych, Natura znajdzie inny sposób. Wtedy dowiemy się, że prawdziwie WYBACZAĆ znaczy ZROZUMIEĆ.
Przykład: Andreas poddał się regresji w trakcie rozwodu, kiedy to oszalała z wściekłości żona starała się go zrujnować. W rzeczywistości nie mogła otrząsnąć się z szoku. Dość brutalnie ją uświadomiono, że wraz z dziećmi stanowi tylko parawan zasłaniający odmienną orientację seksualną męża.
Podczas regresji Andreas ujrzał siebie jako żonę dyplomaty w wiktoriańskiej Anglii. Tam też idylla skończyła się gwałtownie, gdy gentleman okazał się gejem i zgodnie z ówczesnym prawem skazano go na ciężkie więzienie. "Andreas" zmarł wkrótce potem w biedzie i poniżeniu marząc o zemście. Okazja nadarzyła się właśnie teraz! Jednocześnie życie zmusiło go do poznania panicznego lęku przed surową opinią świata oraz do zrozumienia, dlaczego Anglik żył w kłamstwie krzywdząc kochających go ludzi. Pojął także wybuch nienawiści obecnej żony i jej pragnienie wystawienia mu "rachunku". Nie musiał już wybaczać. Wystarczyło, że zrozumiał.
4. JESZCZE WIĘKSZE CIERPIENIE
To, co tworzymy, staje się częścią scenariusza naszej własnej przyszłości. Plastyczne obrazy katuszy, jakich życzymy wrogom w ramach zemsty... nakazują nam w jakiś sposób w nich uczestniczyć.
Przykład: Anna obarczana była poczuciem winy za nieudane życie mamy. Czuła się w końcu przyczyną wszystkich jej nieszczęść. Nie umiała tego wybaczyć, a konflikt pogłębił się, gdy w trakcie amatorskiej regresji zobaczyła siebie jako czarownicę paloną przez "matkę" na stosie.
Kilka lat później okazało się, że przedtem "Anna" przy pomocy prymitywnych czarów uwiodła "mamie" męża. Torturowana przed spaleniem ciskała w jej kierunku pełne emocji klątwy, odgrażała się i tworzyła wizje gorzkich łez wylewanych w identycznym poniżeniu i bezsilności.
Jako jej nieślubne dziecko miała okazję "kontrolować" przebieg ustalonej kary każdego dnia. Mogłaby napawać się swoją zemstą do woli, tylko że zdążyła swego wroga bardzo mocno pokochać.
Wniosek z tego jeden. Marzenia się spełniają! Jeśli dotąd nie dostrzegliśmy, jak hojny jest los, to albo jeszcze głęboko śpimy, albo zbyt szybko zmieniają nam się wymagania.
5 ETYCZNY KODEKS DUSZY
Każda dusza z reguły sama rozlicza się z życiem i sama wymierza sobie sprawiedliwość według własnego kodeksu. Nasze świadome poglądy na temat sprawiedliwości programują ją jak komputer. Nie zna ona żadnych "furtek prawnych" ani przekonań, że wszyscy ludzie są równi, tylko my sami równiejsi, bo dla niej wszystko to jeden "śnieg". Gdy zdradzona kobieta zabiła męża w przekonaniu, że poniósł w pełni zasłużoną karę, to w jej kodeksie za zdradę obowiązuje śmierć. A zatem - proszę bardzo! Jeśli w następnym życiu zdarzy jej się chwila zapomnienia, skończy żywot przez nagłą chorobę lub wypadek.
Przykład: Życie Marii stało się pasmem wizyt u lekarzy, a jedyną rozkoszą - picie ziółek. Po wyleczeniu niestrawności, odzywała się wątroba, potem trzustka ... aż przepadła nadzieja na wyleczenie.
Regresja ujawniła, że dawno temu "Maria" jako kucharz-niewolnik sadystycznie otruła swoich ciemiężycieli. Wraz z kobietami i dziećmi umierali w męczarniach, co sprawiło "Marii" wielką satysfakcję. Jednak praworządna dusza nie szczędziła jej potem kar. Skoro za zniewolenie "Maria" ustanowiła śmierć męczeńską, to za zbiorowy mord....??? Cierpiała przez następne inkarnacje z powodu każdego posiłku. Pozostało wybaczyć sobie, a z reguły udaje nam się to na tyle, ile zdołaliśmy wybaczyć innym.
6. ŚWIADOMOŚĆ
TO, CO NIEROZWIĄZANE W PRZESZŁOŚCI, ZMUSZENI JESTEŚMY PRZEŻYĆ PONOWNIE, by wreszcie się z tym uporać. Mechanizm tego pilnujący jest bardzo dokładny i cierpliwy.
Niemowlę oddane do żłobka czy sąsiadki w jednej chwili traci cały świat. Nie umie sobie niczego wytłumaczyć. Nie umie żyć... za kilka godzin. Tu i teraz znaczy dla niego zawsze a w tym momencie utraciło ono wszystko, co bezpieczne i kochane. Zewsząd otaczają jego bezbronność obce twarze, zapachy, kolory... obojętne na dramat i ból - tak silny, że gdyby nie odruchowa opaska na serce, z pewnością by pękło.
Od tego momentu brązowe struktury energetyczne otulają świetliste jajo lotosu i problem odłożony jest na później. Gdy dziecko zdolne będzie się z tym uporać, znajdzie sposób na uświadomienie sobie problemu i usunie go. Na razie potrzebuje znieczulenia.
Dotknięty w ten sposób człowiek na ogół znajduje kogoś, kto go rozkocha i... porzuci (jak mama). Możliwe, że uczyni to w chwili, gdy biedak właśnie uwierzył w miłość albo poczuł się z nią bezpiecznie. Poranione niemowlę w ciele dorosłego znów stanie przed wyborem, czy przeżywać w kółko żal i pretensje czy wybaczyć i otworzyć serce na miłość z własnego wnętrza. Tak czy inaczej kiedyś w końcu się dowie, że tylko ona przyciągnie do niego miłość innych ludzi.
Jeśli się więc zdarzy, że na jakąś krótką chwilę nie ma nikogo, kto mógłby nas pokochać, to znaczy, że w tym momencie mamy kochać siebie sami.
REGRESJA PO POLSKU
Na progu Nowej Ery wszyscy przymuszani jesteśmy do oczyszczenia umysłów z podobnych jak tu opisane deformacji. Nic zatem dziwnego, że szukamy odpowiedzi w ezoteryce, że targają nami silne emocje lub, że w ramach jednej rodziny spotykają się ofiary z oprawcami. W każdym wypadku sytuacja wymaga ostatecznego zamknięcia starych i bardzo starych konfliktów. Decyzja, czy zrobić to na poziomie duchowym otwierając sercowy lotos, czy na nowo przeżywać na planie fizycznym - należy do nas.
Przykład: Bolek miotał się między ukochaną kobietą a matką, która na widok jego wybranki bliska była zawału. Musiał albo zrezygnować z własnego szczęścia albo "wpędzić rodzicielkę do grobu". Podczas regresji okazało się, że problem ten ciągnie się od wieków. "Mama" wielokrotnie pokonywała "narzeczoną" zyskując nad nim władzę. W jednym życiu wydała ją Św. Inkwizycji, w innym zmusiła go do wyjazdu, w kolejnym uwięziła oboje w osobnych celach
aż doszliśmy do opowieści, kiedy jako zdradzona kobieta zabiła rywalkę patelnią.
Gdy Bolek zawiesił się na głębokim żalu i swej bezsilności, przerwałam opowieść, by użyć małego podstępu:
- A teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie. - Odwołałam się do jego aktualnej logiki. - Czy chcesz do końca świata walczyć z mamą o swoje szczęście? Czy chcesz wybaczyć, odciąć obciążające was więzy i puścić ją wolno?
Zapadła długa cisza. Powtarzałam pytanie wielokrotnie i choć umysł Bolka zdawał się być aktywny, on uparcie milczał.
-Wybieraj! Chcesz być szczęśliwy czy chcesz toczyć wojnę z matką? -Spytałam po raz ostatni.
Cisza. Po chwili usłyszałam słaby głos z zaświatów - Poczekaj! Jeszcze trochę ją potarmoszę!
I stworzył dalszy ciąg niekończącej się historii.
Istnieją dwa znane mi powody, dla których ludzie boją się wybaczać. Pierwszy wyraził Pawlak w "Sami swoi" mówiąc, że po co szukać nowego wroga, skoro swój na podorędziu gotowy. Nigdy nie wiadomo, czy ten drugi nie będzie jeszcze gorszy. No a poza tym, jak bez niego żyć? Co czuć i o czym wtedy myśleć? Kim być? Brak na ten temat wzorców i nie ma scenariusza na przyszłość. Staje się ona wówczas nieznana i niepewna, a tego przywykliśmy się bać.
Dlatego przed poddaniem się regresji powinniśmy mieć sprecyzowany obraz idealnego jutra (polecam psychocybernetykę). Daje to gwarancję, że penetrując ok. 4,5 miliarda lat nie będziemy szukać... guza. W drodze do realizacji planów wyłonią się tylko te przeszkody, które uniemożliwiają nam ich spełnienie.
Drugim powodem wzbraniania się przed wybaczaniem jest obawa, że nieprzyjaciel dostąpi w ten sposób ułaskawienia. Nic bardziej mylnego. Wybaczenie nie jest ani ułaskawieniem ani tolerowaniem zła. (Izolowanie przestępców nadal jest koniecznością). Wybaczenie potrzebne jest wyłącznie nam samym. Bo ono cudownie oczyszcza aurę z obrazów cierpienia i likwiduje scenopis horroru z dysku pamięci. Można w ten sposób doświadczyć pustki i spotkać się oko w oko z własną mocą. Wówczas zaczyna rządzić ZROZUMIENIE, że sami tworzyliśmy koszmary, które nas spotkały. Pozbywając się starych konfliktów mamy okazję popracować teraz nad tym, za czym od dawna tęsknimy. Moc płynie nieprzerwanie jednakowo zasilając każdy obraz duszy.
Co się zaś tyczy wroga, możemy spać spokojnie! Przerobi on własną lekcję w stylu KONSEKWENCJE ZŁOCZYNIENIA. Z naszą obecnością czy bez niej naukowiec od szczurów pozna smak walki o życie, a ci, którzy transportują konie na rzeź, pojadą kiedyś bydlęcym wagonem do "Oświęcimia" przyszłości. A może nie? W końcu także i dla nich istnieje droga na skróty. Jeśli skończą z bestialstwem, pojmą własne motywy i z serca sobie wybaczą, płomienie lotosu usuną scenopis brutalnego transportu w jednym akcie. A potem złoczyńcy mogą już tylko kochać bliźniego swego, jak siebie samego. I już.
JAK TO SIĘ ROBI?
Poza regresją mało jest (znanych mi) metod pozwalających odblokować serce. Nawet niezwykle skuteczne ćwiczenia kundalini jogi rzadko dotyczą sercowego lotosu. Akt wybaczenia w umiejętnie przeprowadzonej terapii, na głębokim poziomie ducha zdaje się być bezkonkurencyjny.
Niektórzy ludzie jednak boją się wejrzeć w siebie i wówczas warto poprzedzić regresję pracą z wewnętrznym dzieckiem. Pozwala im to odzyskać poczucie bezpieczeństwa i zdobyć umiejętność radzenia sobie z emocjami. Bo dla podświadomości nie ma różnicy, czy coś się dzieje w rzeczywistości, we śnie czy stanie odmiennym - dzisiaj czy 40 lat temu. Okaleczoną duszę ukoić można zawsze.
Wartościowym dopełnieniem tych praktyk jest energia piramid Horusa (najmniejszy model działa szczególnie na sercowy lotos). W ich blasku przeglądarka uczuć urasta do rozmiarów "kina samochodowego" i czasem wystarczy mieć piramidkę w sypialni, by wiele starych problemów przepracować po prostu we śnie lub rozmyślając. Jeśli tylko pragnienie wybaczenia było decyzją świadomą, samo życie zyska wydźwięk efektywnej terapii. Z tego powodu "obraziłam się" swego czasu na kundalini jogę. Podczas gdy ćwiczyłam wytrwale po 2 godziny dziennie, posiadacze piramid osiągnęli ten sam poziom wiedzy co ja.
Warte polecenia są także gry fabularne np. w kamiennych kręgach. Tam każdy, kto poczuje w sercu rezonans np. stołu ofiarnego, może przekształcić energię upokorzenia w mechanizm urzeczywistniający najskrytsze plany. W końcu i tak wszystko sprowadza się do DECYZJI, czego chcemy doświadczać. Najkorzystniej jest przyznać sobie prawo do niczym nieskrępowanej WOLNOŚCI. Potem można się przekonać, że nic we Wszechświecie nie jest w stanie przeciwstawić się zdecydowanej ludzkiej myśli. Dlatego warto być CZŁOWIEKIEM, mieć serce i patrzeć w serce.
DUCHOWOŚĆ AGRESJI
Nieznany Swiat nr 8/2003
Motto: Kto nie stanowi o sobie, jest o nim stanowione!
Pewna Egipcjanka schylająca się po kolejną sztukę wieszanej na słońcu bielizny ujrzała krokodyla z łupem w zębach chyłkiem umykającego w kierunku rzeki. Tym łupem było jej kilkumiesięczne dziecko.
Kobieta bez sekundy namysłu, błyskawicznie dopadła gada i rycząc jak oszalała, z nieopisaną furią zaczęła okładać go pięściami, drapać po ślepiach, wyłamywać kły, szarpać... Aż przerażony zwierzak puścił zawiniątko i uciekł. Niemowlę wyszło z tego bez szwanku!
Bezsprzecznie my stawialibyśmy tej matce pomniki, lecz gdy usuniemy z tej opowieści motyw dziecka, ujrzymy jedynie sadystyczną babę - bestię, która bezwzględnie pastwi się nad głodnym zwierzem. A zatem trudno ten motyw wykluczyć. Wobec tego historia ta pozwala zrozumieć, czemu dobry Bóg wyposażył nas w złość i że jest to dar, za który nie ma zamiaru nas karać.
"Wszechmoc" matki Egipcjanki to cel mistrzów wschodnich walk. Chodzi o wręcz "błogi" moment, kiedy się nie myśli! Trudno też powiedzieć, co się wtedy czuje. Na lęk - nie ma czasu. Po prostu - jest coś do zrobienia i się to robi - nad wyraz sprawnie i skutecznie. Ciało, dusza i umysł stają się na tę krótką chwilę JEDNOŚCIĄ i człowiek ma okazję poznać własną, nieprawdopodobną MOC!! Cóż to za potęga!!! Jest ona jednym z aspektów naszej duchowości i mistrzostwo polega na tym, by ją postrzec, zaakceptować i bezpiecznie "trzymać bestię na smyczy". Zamieszkuje ona trzecią czakrę (pępek) utożsamianą z elementem ognia! (patrz: NŚ nr 1 i 2/2000) Odpowiada za naszą wolę i władzę. Z jej pomocą określamy własne terytorium, czyli strefę, gdzie panują wyłącznie nasze reguły. U jednych ogranicza się ono do kilku cm poza ciałem, u innych rozszerza na całe państwo, zależnie od kondycji tej właśnie czakry. Z pełnym rozwojem spirytualnym nie ma to jeszcze wiele wspólnego, bowiem na tym poziomie jesteśmy jeszcze zwierzętami. Stąd tak mizerny DUCH u niektórych polityków! Ale ten kij ma dwa końce, bo dlaczego tak wielu uczciwych i MĄDRYCH ludzi trzyma się z dala od rządów? Widocznie wcześniej przeżyć muszą upadek Ikara i zmierzyć się z tym, co w nich tak bardzo ludzkie.
POTYCZKA Z CIENIEM
Przestronne wejście do światów duchowych okazuje się zwykle "pułapką" wyobrażaną w bajkach jako labirynt. Tu zamiast obiecanego światła postrzegamy coraz głębszą ciemność i znów przeżyć musimy bezkresne cierpienie, żądzę lub niepohamowaną agresję, czyli wszystko, od czego uciekliśmy w świat ducha. Większość śmiałków rezygnuje z wewnętrznej jasności, by trwożliwie uciec do starych schematów. Jednak im więcej zdążyli uczynić dla ducha, tym szybciej się przekonują, że dalsze unikanie konfrontacji z własną naturą prowadzi w rezultacie do mizernego życia poniżej możliwości. Wracają więc zaliczyć trudne egzaminy i doznają olśnienia! Jasne się staje, że joga to połączenie - tego, co w nas boskie z tym, co ludzkie, wzniosłe i niskie, duchowe i zwierzęce. Tu tkwi klucz do wielkiej tajemnicy.
PRAWO NATURY
Dla nas, Polaków, którzy gdy trzeba, rzucamy się z szablą na czołgi, potyczka z cieniem na płaszczyźnie agresji nie powinna stanowić problemu. I pewnie by tak było, gdyby nie "cywilizowane" wychowywanie dzieci, co odkrył twórca bioenergetyki dr A.Lowen. Mianowicie będąc w Japonii oburzył się na widok kilkuletniego chłopca, który bezkarnie bił bezwładnie stojącą matkę. Wtedy mu wyjaśniono, że dziecko do ok. 6 roku życia jest istotą niewinną! Jak zwierzątko informuje o stanie swoich uczuć i ma do tego naturalne prawo. Agresja jest w jego przypadku tylko symptomem, że CZUJE zagrożenie własnej indywidualności i przez obserwację, kiedy tak jest, można je lepiej poznać. Towarzyskiej ogłady (bycia "grzecznym") uczy się dzieci dopiero, gdy do tego dorosną - ok. 6 roku życia. Wcześniejsze tłumienie naturalnych reakcji "tresuje" zamiast wychowywać, co znaczy, że malcy są "idealni" wyłącznie z powodu paraliżującego lęku przed karą! Po prostu nie znają i jeszcze nie potrafią zrozumieć konieczności zgodnego życia w społeczeństwie. Brutalne hamowanie ich gniewnej ekspresji może zniszczyć ich odrębność. Dorośli są w tym czasie bogami, od których zależy schronienie, jedzenie, miłość, bezpieczeństwo... - jednym słowem wszystko! Tresowany malec staje więc przed bolesnym wyborem: ochrona mojego JA albo egzystencja. Na intelektualne fortele jeszcze go nie stać! Kapitulując śle do podświadomości rozkaz: za wszelką cenę trzymać gniew na uwięzi!!! Przy jakimkolwiek odstępstwie muszę liczyć się z utratą domu, miłości... z osamotnieniem lub bólem... itp. Zakaz użycia agresji pod groźbą kary jest jednocześnie nakazem tolerowania jej u innych w poczuciu absolutnej bezsilności.
Programy z podświadomości działają precyzyjnie i tak "wychowany" człowiek będzie karać się sam po każdym wyrażeniu gniewu. Typowa wypowiedź: "Ja zawsze muszę napytać sobie biedy!" - brzmi, jakby nie posiadał nad sobą żadnej władzy.
Wojna przeciw własnej naturze jest dla każdego z nas gigantycznym wysiłkiem (jak powstrzymywanie Niagary). Wymaga stałej kontroli i wiele energii, potrzebnej zwykle do samorealizacji. Wątpliwe, by się powiodło bez szwanku dla zdrowia fizycznego czy psychicznego, baz strat dla szczęścia. Szczególnie w dobie ogólnego zagrożenia bezrobociem lub wojną jest to bardzo trudne. Bardziej naturalne jest, że w każdym obywatelu stale i systematycznie narasta gniew - napierający, niestety, na zakaz wyrażenia się w jakikolwiek sposób. Z czasem jak para w kotle piętrzy się i gęstnieje, aż dochodzi do niebezpieczeństwa, że rozsadzi cały system. Nagromadzona, potężna siła dramatycznie potrzebuje ujścia... Stąd tak wiele teraz patologii w rodzinach, na ulicach i w mediach. Nawet szalenie "kulturalnym" ludziom zdarza się czasem "ulać" nadmiar żywiołu na słabszych czy zależnych. Potem ujawnia im się mgliste poczucie winy i podskórny, paraliżujący STRACH - przed karą!!! Po latach uczucia te stają się "na zawsze" obecne, choć rozpoznawalne bardziej po objawach niż świadome. Stanowią cudowne haczyki dla wszelkich przywódców (np. sekt), bo nie ma lepszej szansy zdobycia nad człowiekiem duchowej władzy, jak wykorzystać jego podświadome lęki i "winę".
NASTĘPSTWA
Stłumione emocje nigdy nie giną. Odpychane powodują powstanie energetycznych blokad stających się poważnym obciążeniem na całe życie. Objawiają się: bólem karku (z trwałego "jeżenia" go) i ramion, napięciami, drżeniem, poceniem, wewnętrznym niepokojem, nerwowością, problemem z oczami lub niekontrolowanymi wypróżnieniami (trzecia czakra zawiaduje zmysłem wzroku i steruje odbytem). Często też pojawiają się bóle, bo "wina" wymaga kary. Tu można by umieścić długą listę chorób z rakiem włącznie. Konsekwencją przedwczesnej tresury jest również nieumiejętność obchodzenia się z uczuciami w ogóle i niewłaściwa postawa wobec życia w sensie duchowym i fizycznym. Uwidacznia się to jako lekkie przygarbienie i trwałe uniesienie ramion; czasem obgryzanie paznokci lub psucie się zębów, bo jako ssaki kierujemy energię złości też do zębów. Nie mogąc rozładować jej inaczej, blokujemy w określonych częściach ciała i zwracamy przeciw sobie.
Aby nie dopuścić do rozładowania nadmiaru agresji wielu ludzi maniakalnie pali tytoń zduszając dymem każde zdenerwowanie. Ulgę przynosi im alkohol, który pozwala wybuchnąć w sposób "usprawiedliwiony", więc szukają pretekstów, by po niego sięgać. Tak tracą resztki woli oraz władzy nad sobą ostatecznie rezygnując z dobrodziejstw trzeciej czakry.
W wielu przypadkach pojawia się depresja, ponieważ kaftan bezpieczeństwa narzucony na złość jest kaftanem na wszystkie uczucia i życie staje się bezbarwnie puste. Typowym objawem bywa również bezsenność, bo we śnie tracimy kontrolę, a trzymając gniew na uwięzi resztkami sił nie możemy do tego dopuścić. Efekt jest taki, że im "grzeczniejsze" z nas dzieci, tym wyższe dochody dla farmaceutów. Miliony samych tylko tabletek uspokajających i nasennych to doskonały biznes, a to dopiero początek. Bo źródło większości poważnych chorób tkwi w stłumionych emocjach, wśród których złość zdecydowanie króluje. Nie pomoże tu nawet medycyna naturalna. Prawdziwe uzdrawianie zaczyna się dopiero od usuwania przyczyn, a z trudem usuwa się tylko to, czego nie chcemy w sobie uznać.
Moje wywody nie są bynajmniej nawoływaniem do okazywania agresji. Pragnę jedynie zwrócić uwagę, że ona w nas istnieje tak jak istniała w Jezusie przeganiającym bezbożnych handlarzy ze świątyni. Jeśli nie nauczymy się jej zauważać i właściwie z nią obchodzić, będziemy albo chorzy albo któregoś dnia sama wymknie nam się spod kontroli. Drastycznym przykładem była pierwsza grupa powracających z Afganistanu "bohaterów", którzy zdławili "światowy terroryzm" w roku 2002. Aż pięciu z nich powystrzelało własne żony i dzieci, a na koniec zabili samych siebie. (Bez komentarza).
Mocą nagromadzonej w ludziach złości manipulowali zawsze zręczni politycy realizując prywatne plany obalania rządów czy wywoływania wojen. Siła gniewu w nas stanowi bowiem ogromny potencjał i równie dobrze może służyć wyłącznie nam samym do przeprowadzenia niemożliwych wręcz przemian na polu własnego życia. Jest to w końcu MOC powołana dla naszego urzeczywistnienia się (i jego ochrony). Trzeba ją tylko potraktować jak źródło energii, czyli tak, jak tratujemy prąd elektryczny. Od nas zależy, czy włożymy palce do kontaktu czy podłączymy żarówkę.
Osoba, która twierdzi, że nie czuje złości, musiała ją po prostu wyprzeć (nie ma innej możliwości, jeśli jest człowiekiem), a to znaczy, że się jej boi. Wiedzie życie w lęku z własnego powodu, co mądre nie jest. Uczucia są naszym wytworem, cząstką pochodzącą z nas. W przypadku gniewu jest to tylko drzemiąca w nas zwierzęcość, "istotka", której prawdziwy CZŁOWIEK mówi: "siad" i "waruj" ! To on ma władzę i jest dla niego szalenie korzystne, gdy zgodzi się ją postrzec. Jest to korzystne, ponieważ życiowy sukces zależy głównie od właściwego obchodzenia się z uczuciami.
Gdy człowiek jest przerażony, może się zdarzyć, że ugryzie go nawet łagodny pies. Zwierzęta wyczuwają OCZEKIWANIA i odpowiednio reagują odczytując nawet najgłębiej ukryte i podświadome emocje. Uczucia mają więc wpływ i to nie tylko na to, czy pies nas pogryzie czy nie ale również na to, czy szef w pracy odniesie się do nas z szacunkiem czy bez... Bo otoczenie także zachowuje się stosownie to tego, co kryje nasza dusza. Opłaca się nią trochę posterować!
JAK TO SIĘ ROBI?
Zanim oswoimy i wytresujemy mieszkającą w nas bestię , musimy usunąć zgromadzone zapasy złości (niekiedy z wielu inkarnacji). Oczyszczenie możliwe jest przez wizualizację gniewu podczas trzepania dywanu czy walenia pięściami w poduszki. Konieczne jest, by wyrzucić wtedy z siebie wszystko - do dna, a potem jeszcze trochę.
Wówczas przed wewnętrznym okiem pokazują się konkretne twarze i nierozwiązane konflikty wypływają na powierzchnię świadomości. Można je ostatecznie rozwiązać, ponieważ dla podświadomości nie ma różnicy, czy coś się dzieje naprawdę, we śnie czy w marzeniach - dzisiaj czy przed 50 laty. Dla niej wszystko JEST.
Przy pierwszej terapii wskazana jest obecność kogoś zaufanego, by wyrzucając złość pozwolić sobie na zupełną utratę kontroli i "winy". Wsparciem bywa esencja Bacha (Cherry Plum) służąca rozładowaniu gniewu i piramida Horusa (model B wpływa szczególnie na rozwój trzeciej czakry). Doskonałym uzupełnieniem jest też duża dawka witaminy B-complex (na system nerwowy).
Taka terapia sprawia, że agresja zamiast gromadzić się w nas i budzić lęk, zostaje rozładowana. W ten sposób zdobywamy NOWE wewnętrzne przekonanie, że nie jesteśmy już więcej bezbronni. W wielu wypadkach przywrócona zostaje ludzka godność (bez wchodzenia w konflikt z prawem) i zaczynają nami rządzić zupełnie nowe programy. Pod warunkiem jednak, że w następującej potem medytacji znajdziemy etyczne uzasadnienie "duchowej egzekucji". Oby było takie, jakie miała Egipcjanka. Inaczej musimy zapoznać się z tolerancją, wybaczaniem i podobnymi umiejętnościami. W mojej praktyce wciąż spotykam ludzi, którzy zdradzają tłumiony latami gniew na kogoś, kto swoim zachowaniem jedynie uświadamia im np. głęboko utkwione poczucie niskiej wartości. Wtedy, po wyrażeniu gniewu na siebie muszą popracować nieco inaczej, ale to osobny temat. Na poziomie trzecim celem jest głębokie zrozumienie kosmicznego prawa do posiadania, kontrolowania, a w razie konieczności nawet do użycia mieszkającej w nas MOCY.
KUNDALINI JOGA
Tym, którzy chcą osiągnąć więcej, polecam dodatkowo ćwiczenia kundalini jogi wzmacniające centrum mocy. To daje świadomość własnej potęgi na co dzień! Wyobraźcie sobie przez chwilę, co to znaczy? Ja "widzę" tu nieskończenie łagodnego, ciepło i przyjaźnie mruczącego lwa, który leżąc na skałach bezpiecznie rozkoszuje się miłością promieni słonecznych. W sytuacji zagrożenia zaś kontrola nad trzecią czakrą to znacznie więcej niż lwi ryk, pazury i zęby... To jakby stać nad matką-Egipcjanką z przyciskami gry komputerowej i trzeźwym umysłem. Okazuje się wówczas, że człowiek włada mocą, a nie jest nią owładnięty. Ma jednocześnie nieokrzesaną siłę żywiołu ognia i prawo decyzji, co z nią zrobić. Staje się jednością łączącą boskość z instynktem, etykę z siłą, świadomość własnych praw i konsekwencji. W pełni opanował ośrodek WOLI i WŁADZY (czyli włada przede wszystkim sobą). Wówczas wystarczy mu gest i spojrzenie z błyskawicą w oku, by dobitnie przekonać intruza do własnej racji na swoim terytorium. Bo cóż innego uczyniła Egipcjanka?
Przywrócenie sobie PIERWOTNEJ MOCY przynosi dodatkowo "odzysk" potężnych sił trawionych dotąd na jej wypieranie się. Przy okazji uruchamiamy potężne rezerwy z nagromadzonych zapasów. Nic więc dziwnego, że odtąd każda wypowiedziana afirmacja otrzyma istny zastrzyk energetyczny - moc urzeczywistnienia. Teraz możemy w pełni stanowić o naszych sukcesach!!
Od tego momentu złość występuje wyłącznie jako informacja, że zbliża się "wróg". Takiego czujnika życzyłyby sobie wszystkie wywiady świata. A zatem w najgłębszym poczuciu bezpieczeństwa możemy spokojnie zająć się rozwojem innych aspektów naszej duchowości jak np. miłość, poczucie szczęścia.... Przyszłość, będąca sumą tworzonych przez nas myśli i uczuć stanie się piękniejsza, jeśli świadomi wewnętrznej potęgi skupimy się na wizjach szczęścia.
MAGIA CZY MISTYKA
Od lat wmawiano nam, że magia nie istnieje. Skoro jednak mijają wieki i stale mówimy o czymś, czego nie ma, to istnieje to z całą pewnością.
CO TO JEST MAGIA?
Definicji na temat magii jest wiele. Każdy jogin, alchemik a nawet uzdrowiciel objaśni nam to w sposób indywidualny i każdy będzie miał (swoją) rację. Magią jest bowiem uzdrawianie, praca z energiami, "czarowanie", jasnowidzenie... czyli wszystko, co dotyka tzw. mocy nadprzyrodzonych. Szczerze mówiąc nadprzyrodzone to one nie są, a przynajmniej nie bardziej niż np. talent muzyczny. Według mnie magia to przede wszystkim umiejętność sprawiania, że słowo staje się ciałem, choć kryje się za tym wiele tajemnic. Ich odkrycie otwiera dostęp do szczęścia i dobrobytu.
Magia kusi więc śmiałków łatwym i przestronnym wejściem, za którym rozpoczyna się, niestety, prawdziwy labirynt duchowego rozwoju. Aby przebyć tę drogę możliwie na skróty, najważniejsze jest wyjaśnienie, czym jest magia czarna i biała oraz którędy podążają mistrzowie.
BIAŁY MAG
stoi w służbie wszystkiego, co jasne, świetlne, pozytywne... wnosząc piękno, uczciwość i siłę światła w mrok niewiedzy. Motywy jego i sumienie są czyste, a zaangażowanie dla dobra - prawdziwe. Inspiracje czerpie zazwyczaj z Uniwersum i na drodze wytrwałych praktyk zdobywa umiejętności przekraczające zdolność naszego wyobrażenia. Pociąga go tylko światło, dobro, jasność i w miarę możliwości trzyma się z dala od zła wszelkiego. Wśród białych magów spotkać można uzdrowicieli pracujących bez wynagrodzenia, zaangażowanych działaczy na rzecz dobra i pokoju, osoby uwikłane w działalność charytatywną, a przede wszystkich każdego, kto w zaangażowany sposób mówi o szeroko pojętej pomocy innym ludziom.
Biały mag jest więc na przekór prawdzie o nas samych zbyt jednoznacznie pozytywny i trąca naiwnością. Pragnąc zbawienia ludzkości zapomina, że jasność pozbawiona drugiej strony jest tylko jednym biegunem całości, ale nie całością. Ciemne strony życia jak nędza, choroby i cierpienie nie tylko mają prawo istnieć, ale posiadają głębszy sens. Nie wolno ich więc zwalczać ani nie trzeba współ-cierpieć, zwłaszcza bez zrozumienia istoty rzeczy (współczucie to co innego). Krótko rzecz ujmując pomóc możemy tylko... sąsiadce wnieść lodówkę na czwarte piętro. I to też tylko wtedy, gdy nas o to poprosi (!!!), bo nie wiadomo, czy przypadkiem nie jest to jej kuracja odchudzająca.
O rzeczywistym pomaganiu ludziom może mówić tylko osobnik, który wspiął się na wyżyny NADCZŁOWIEKA. Z pozycji kogoś, kogo problemy nie dotyczą ma prawo pomagać, pomagać i pomagać.... W gruncie rzeczy takie samozwańcze przypisywanie sobie praw do pomagania jest bardziej niebezpieczne niż nam się wydaje!!! Kryje się zanim oczywista hipokryzja i próba ukrycia własnych duchowych niejasności.
Darmowe usuwanie cudzych kłopotów tam, gdzie dotknięty człowiek sam znaleźć ma rozwiązania, grozi przejęciem jego karmy i cierpienia (nie życzę nikomu). Uzdrawianie dusz i ciał (szczególnie nieproszone) z reguły odbiera ludziom albo koniecznie potrzebne doświadczenia albo świadomość własnych, wewnętrznych mocy... A to już jest niewybaczalnym grzechem! Spycha biedaka do roli ofiary, a wynosi "nadczłowieka" jeszcze wyżej! Dość perfidne. Należy więc wziąć pod lupę prawdziwe intencje pomagacza. Mag tylko wtedy jest pozytywny, kiedy wie, że jedyną drogą dla cierpiących jest rozpoznanie błędów w myśleniu i odczuwaniu. Naiwnie czyniąc, jak mu się wydaje, DOBRO naraża się na atak własnego cienia, który wciąż odpychany rośnie i rośnie... aż przejmie nad nim kontrolę. A stąd już tylko krok do magii czarnej.
CZARNY MAG
używa swych niezwykłych sił i zdolności wyłącznie egoistycznie; dla satysfakcji lub korzyści materialnych zdobytych wszelkimi dostępnymi mu sposobami. Nikomu nie jest pomocny, wnosi ciemność i niewiedzę, zasiewa dysharmonię i czyni spustoszenie. Najczęściej też przeciwstawia się woli całości i manipuluje ludźmi. Intencje są oczywiste. Jego żonglerka "nadprzyrodzonymi" umiejętnościami jest zręczna, lecz wyjątkowo pokrętna. Praktycznie czarny mag świadomie lub nieświadomie działa w służbie ciemnej mocy i w rzeczywistości jakieś pomniejsze demoniczne monstrum dyryguje każdym jego posunięciem.
Podkreślić tu muszę, że określenie CZARNA MAGIA jest często mało zrozumiane, ponieważ większości ludziom kojarzy się wyłącznie z karykaturalną wiedźmą nakłuwającą szpilkami woskową kukłę. Tymczasem każda manipulacja ludźmi, zwłaszcza podsycana nieczystą intencją oraz skłanianie bliźnich myślą, mową bądź uczynkiem, by czuli i czynili, co dla nas jest wygodne lub miłe to właśnie najdoskonalsza forma czarnej magii. Istnieją wróżki uprawiające tzw. "biała magię" polegającą na tym, że jeśli dziewczyna chce, by chłopak do niej zadzwonił - zadzwoni. O HIPOKRYZJO!!!! Każdy z nas sam jest najlepszym ekspertem w kwestii własnego życia i bez pełnej znajomości przyszłych losów drugiego człowieka nie wolno nim manipulować. Na baczności winni się mieć także politycy, specjaliści od reklamy czy rodzice wtrącający się w los dziecka aż po wybór zawodu i życiowego partnera. Intencją matki skłaniającą syna do wyboru zawodu lekarza jest nic innego jak własne niezaspokojone ambicje, chęć imponowania światu, lęk o ubogą starość.... i tylko pozornie "dobro" własnego dziecka (pacjentów już nie). Byłoby miło, gdyby sama została lekarzem, skoro uważa ten zawód za piękny.
Przykłady na tego rodzaju czarną magię można by wyliczać bez końca. Wystarczy skrót myślowy:
czarna magia = manipulacja.
I jest nią wszelka jawna czy ukryta psychomanipulacja, zadawanie bólu (np. dla satysfakcji) lub subtelne nakłanianie bliźniego do... czegokolwiek. Zabijanie to szczyt manipulacji ludźmi; bowiem nie my decydujemy, kto ma żyć, a kto nie. Czarnych magów należy się wystrzegać. Szczególnie niebezpieczni są tzw. "zbawcy", bez których podobno nie poradzimy sobie w życiu i którzy posiadają właściwości, jakich nie ma i nie może mieć nikt inny. Czarny mag nie wie, że wszystko, co świadomie lub nieświadomie, dajemy światu, wszystko, co wysyłamy w myślach, słowach i uczynkach, niezmiennie do nas powraca. Jego los jest przesądzony, a wyzwolenie nie będzie przyjemne. Najdoskonalszym przykładem czarnego maga jest Hitler i jego "tysiącletnia rzesza".
TRANSCENDENTALNY MAG ŁĄCZĄCY DOBRO I ZŁO
rozpoznał już oba bieguny i zintegrował je w sobie. Reprezentuje zarówno prawdę jak i kłamstwa, siły jasności i ciemności... więc sprawnie balansuje na wąskiej ścieżce między nimi. Zazwyczaj jest oświecony. Jego świadomość, zdolności i zręczność nadają mu niezwykłych MOCY. Mag ten używa wszelkich środków, by osiągnąć każdy, w gruncie rzeczy nadrzędny cel. Jako istota twórcza nie ma sumienia i stale wstrząsa opinią postronnych ludzi stawiając się w dwuznacznym świetle. W swoich czynach jest mądry, wolny i... amoralny, co nie znaczy jednak niemoralny. Może użyć zarówno ciemnych jak i jasnych energii do swojej pracy, ponieważ wie, że wolność egzystuje po drugiej stronie dobra i zła, że ostatecznie wszystko należy do tej samej, kosmicznej zabawy, a Bóg ma jednakowo prawą i lewą stronę.
Wysoki poziom rozwoju, bagaż najróżniejszych (dobrych i złych) doświadczeń oraz znajomość PRAWA KARMY dają mu jasność, w jakich przypadkach używanie ciemnych sił ostatecznie mu się nie opłaca, a kiedy jest w pełni uzasadnione i wybaczalne. Dobro nie polega bowiem na wypieraniu się zła czy egoizmu! Każdy człowiek, bez wyjątku, posiada je w sobie i nie ma sensu temu zaprzeczać. Im więcej rozwijamy dobra, tym mocniej rozrasta się nasz cień. Mistrzostwo polega na tym, aby go postrzec, zintegrować i ... trzymać "na smyczy" (pod kontrolą). Istnieją sytuacje pozwalające bezkarnie wypuścić bestię jak uczynił to Jezus przepędzający handlarzy ze świątyni. I właśnie Jezus - mistyk wszechczasów - nakazywał rozwijać gołębie serca ale i przebiegłość lisa. Bystrość, przebiegłość i znajomość ścieżek czarnych mocy nie umniejsza dobroci serca i szlachetności. Usuwa tylko naiwność! Transcendentalny mag nie pomaga nikomu!!! On uczy, jak mogą pomóc sobie sami, bo są jak i on - doskonałymi ludźmi. Mogą więc pójść tą samą ścieżką i zdobyć te same umiejętności. Jako nauczyciel stawia na ogół uczciwą cenę za usługę, co jest pozytywnym rozwiązaniem dla cierpiącego, który tak podkreśla samoodpowiedzialność i nie zaciąga karmicznych długów oraz dla maga, który nie wypiera się, że jest człowiekiem i musi żyć. On pojął, że Bóg rozdaje talenty, rachunki trzeba płacić samemu. Naiwna wiara, że za wartości duchowe nie należy brać pieniędzy pochodzi od magów czarnych, kierowanych zwierzęcym lękiem egzystencjalnym i pazernością oraz magów białych, którzy chcą podkreślić bielszy odcień bieli. Czas najwyższy, by wszyscy pojęli, że wartości z trudem zdobywane na ścieżce duchowego rozwoju nie mogą być tańsze od ciała ladacznic. Dodać należy, że im bogatszy duch, tym silniej winno się to odzwierciedlić w świecie materii. Inaczej powstaje konflikt. Przed transcendentalnym magiem wiele dróg stoi otworem, możliwości i zdolności są olbrzymie, no i pokusa do nadużyć - ogromna. Im większe pole do popisu, im większy talent, tym większa odpowiedzialność za czyny. Z tego powodu potrzebuje ciągłych sprawdzianów siebie. Nie jest ważna jego sława czy bogactwo, ale intencje. Szala gromadzenia dóbr materialnych nigdy nie może być cięższa niż jego kryształowa chęć czynienia dobra. Brak uwagi i kontroli może spowodować zepchnięcie na którąś ze stron, a wówczas przepada jego wiedza i mądrość. Czyste serce, stała higiena psychiczna i jasny cel są dla niego ochronną tarczą, by bezpiecznie mógł używać swego daru w służbie ludzkości. Do wielkich magów należeli założyciele wielkich religii czy kapłani starożytnych świątyń. Wielkim magiem i mistykiem może być każdy z nas.
DEPRESJA WIEKU PRZEMIJANIA, czyli jak funkcjonuje człowiek.
Nieznany Świat - 10/2001
W ostatnich dziesięcioleciach do lekarzy masowo zwracają się przerażone kobiety z balzakowską metryką, drastycznymi objawami wieku przekwitania i gigantyczną depresją. W rzeczywistości są to, jak we wszystkich cyklach kobiecych, naturalne zmiany hormonalne, co powinno przebiegać bez żadnych większych sensacji. Odkąd jednak medycyna uczyniła ze zdrowych kobiet "pacjentki", menopauzę traktuje się jak AIDS, a powód, dla którego naturę trzeba dziś leczyć, leży wyłącznie w presji społeczeństwa o "prawidłach" przeczących zdrowemu rozsądkowi. Kobiety dojrzałe bardzo cierpią, bo minęły czasy szacownych matron, które roztaczając opiekuńcze skrzydła nad wielopokoleniowym domem naśladowane były i podziwiane przez wnuczki.
Współczesna niewiasta, jak krzyczą reklamy, sama ma pozostać wnuczką, naiwną i świeżą jak niedojrzała śliwka.
Kultura gloryfikująca wyłącznie młodość jest w istocie bezduszna i prymitywna, a prawdziwy horror klimakterium to zrozpaczona dama przekonana, że wraz z zakończeniem okresu płodności zostawia za sobą najlepsze lata. Gdy dodamy do tego kłopoty zdrowotne, lęk przed starością czy frustrację lat minionych, to, zwłaszcza u boku nieczułego partnera i przy braku głębszych zainteresowań, dramat zaczyna przybierać katastrofalne rozmiary. Medycyna oferuje w tym punkcie tony hormonów i leków uzależniających, a byłoby z pewnością korzystniej, gdyby kasy "chorych" zadbały o stosowne terapie dostarczające nieco wiedzy, jak właściwie funkcjonuje człowiek! Bo prawdziwy człowiek, moje panie, zaczyna się dopiero w wieku 49 lat!!!
Zgodnie z nauką joginów i mędrców Wschodu rozwijamy się w cyklach siedmioletnich. 49 to 7x 7 lat, a każda siódemka daje nam władzę nad kolejną funkcją psychiczną i płaszczyzną zachowań czyli nad kolejnym "ciałem". Ciało fizyczne jest ze wszystkich najbardziej widoczne, stabilne ale i najmniej trwałe. Aż 7 lat uczymy się nad nim panować i przekształcamy z oseska w miniaturkę dorosłego. Inne, coraz subtelniejsze "ciała", przenikają to fizyczne jak powietrze gąbkę i w kolejnej 7-latce opanowujemy ciało astralne (uczuciowe). W tym okresie dojrzewamy też seksualnie i ok. 14 roku życia pojawia się pierwsza miłość lub marzenia na jej temat. 3-cia siódemka to rozwój ciała mentalnego (myślowego) i jako 21-latek jesteśmy w miarę ukształtowanym człowiekiem, który ma dość sprecyzowane poglądy i określone miejsce w świecie.
4-tą siedmiolatkę, do 28 roku życia, poświęcamy na to rozwój ciała intuicyjnego łączącego naturę zwierzęcą z duchową. Wtedy uczymy się korzystać z intuicji, odczuwać położenie innych ludzi, czerpać ze snów i przeczuć. Na co dzień zajmujemy się głównie zbieraniem doświadczeń (na studiach, w pracy lub przy wychowywaniu dzieci...), tworzeniem związków i określaniem pozycji w środowisku. 5-ta siódemka (28-35) to okres umacniania ziemskiej pozycji, pierwszych bilansów i kryzysów. Zdobywamy wówczas umiejętność panowania nad wyższym JA (ciało atmiczne), uczymy się rozróżniać dobro od zła, szukamy własnej tożsamości, podejmujemy ważne decyzje. Wcześniej podążaliśmy tylko śladami przodków; wykonywaliśmy podobny lub zaakceptowany przez rodzinę zawód, spełnialiśmy marzenia matki lub prowadziliśmy interesy ojca..., teraz cudze ścieżki bywają za ciasne. Zadajemy sobie pytanie, czy wykonywane zajęcia dają nam spełnienie i czy chcemy ciągnąć to do końca życia. Wielu decyduje się na nowy początek i do 35-tki powinni ostatecznie wiedzieć, kim będą jako dorośli.
Między 35 a 42 rokiem opanowujemy ciało monadyczne obejmujące żeńskie i męskie aspekty świadomości (Adam przed stworzeniem Ewy). Wówczas ma miejsce hormonalne przestawienie powodujące niekiedy psychiczne napięcia. Zmieniają się też wymagania, inne aspekty nabierają wartości, rozluźniają się więzy z dziećmi... Niektórzy w tym okresie rozwijają zdolności PSI. W codziennym życiu dalej umacniamy swoją pozycję zawodową lub rozwijamy hobby. 7-ma siódemka (42-49) to dalszy rozwój: awanse, rozbudowa założonej firmy.... i możliwość kontaktu z ciałem boskim, którego wyrazem jest oświecenie (nirwana).
Wraz z 49 rokiem i później mamy za sobą dosyć, by spojrzeć spokojnie w przyszłość. Rozpoczyna się czas rozliczeń i okres, kiedy możemy służyć bogatym doświadczeniem, zostać politykiem, włączyć się w działalność społeczną. Od tego momentu mamy możliwość zająć się życiem duchowym - znacznie bogatszym i pełniejszym. Dopiero w tym wieku otwiera się przed nami szeroka perspektywa i pole do popisu. Mężczyźni doznają pierwszych kryzysów zdrowotnych, a kobiety przechodzą klimakterium. Są więc ponętne i piękne jak dojrzały owoc. Przed nimi minimum 20 lat bujnego życia i prawdziwie bezpiecznego seksu, bo kto w końcu chciałby rodzić do osiemdziesiątki bez przerwy udając nastolatkę?
Nie pozostaje zatem nic innego, jak zaakceptować życie we wszystkich jego fascynujących okresach i siebie w kolejnej roli. Wsparciem w trudnych chwilach przekwitania jest troska o wygląd zewnętrzny, a przy dolegliwościach - olejki eteryczne. Typowe dolegliwości potrafi usuwać rumianek rzymski, drzewo sandałowe, szałwia muszkatołowa oraz melisa, która dodatkowo potrafi ucieszyć serce i przywrócić chęć do życia nawet w późnym wieku. Pozytywnie na kobiecą gospodarkę hormonalną wpływa także mirt. Wsparciem dla psychiki przygnębionej kobiety bywa nowe zajęcie lub nauka czegoś, na co dawniej nie starczało czasu. Są niewiasty, które decydują się na dodatkowy zawód, uczą się gry na instrumentach, odwiedzają grupy samopomocy, włączają się w wychowywanie wnuków czy z pasją uprawiają ogródek. Niektóre właśnie w najtrudniejszych chwilach klimakterium dokonują rozliczeń z przeszłością i zaczynają żyć na nowo. Warto się więc zastanowić, jaką by tu zagrać rolę zakładając, że życie jest sceną i czym wypełnić nadchodzący czas, by stał się prawdziwie pasjonujący. Wystarczy zamknąć oczy, a wyobraźnia zrobi swoje. Potem ważna jest odpowiedź na pytania: Co pragnę osiągnąć w najbliższych 5 i 10 latach? Jaki jest cel mojego życia? Co daje mi zadowolenie i poczucie szczęścia? Wytyczenie celów i nauka o środkach, które prowadzą do ich realizacji pozwoli inaczej spojrzeć w przyszłość i rzucić się w wir nowych zdarzeń z zapałem i energią. Świat stoi przed Wami otworem, moje panie, i to wy decydujecie, czy odegracie rolę ofiar społecznego zakłamania czy zechcecie być prawdziwym Człowiekiem.
REINKARNACJA
Czwarty Wymiar - 3/2002
REINKARNACJA
Inkarnacja znaczy - wcielenie. Reinkarnacja znaczy - ponowne wcielenie czyli wędrówka dusz. Większość ludzi na świecie wierzy w reinkarnację, wielu o niej po prostu WIE. Dla terapii, która jest niekiedy koniecznością, wiara czy niewiara nie ma żadnego znaczenia. W trakcie sesji reinkarnacyjnej pozbywamy się nieświadomych, za to realnie w nas obecnych OBRAZÓW DUSZY. Obrazy te bywają scenariuszem dla naszej przyszłości. Niektórych lepiej się więc pozbyć.
TERAPIA REINKARNACYJNA
Jednym z najbardziej fascynujących przypadków była dla mnie długa historia Klausa i Christal. Oboje przybyli do Kyborg Institut wyjaśnić skomplikowane problemy i napięcia w ich związku. Od chwili poznania, kiedy Klaus porzucił dla Christal rodzinę, nagromadziło się ich tak wiele, że nie mogli już sobie poradzić. Christal po urodzeniu dziecka stała się oziębła i bardzo nerwowa. Klaus trzykrotnie doprowadził własną firmę do ruiny i trzykrotnie stawiał ją na nogi. Nie miał już sił ani chęci powtarzać tego po raz czwarty. Pojawiło się widmo rozwodu, którego oboje chcieli uniknąć.
BOGOWIE MUSZĄ BYĆ SZALENI
Wspomnienia Christal zaczęły się od miejsca, w którym byłyśmy - na północy Niemiec - wiele, wiele lat wcześniej. Poniżej relacja z naszego kilkudniowego posiedzenia w skrócie: 1. Czasy Druidów. "Christal" jest zakochaną wiedźmą. Żyje z uzdrawiania, nie stroni od czarnej magii. Korzysta z wszelkich dostępnych jej metod i używa sił Natury, by zdobyć Wielkiego Kapłana (to "Klaus"!). Jest wspaniały. Niestety, nic do niej nie czuje. Potrafi nawet odeprzeć sztuczki małej czarownicy i wystawia ją na pośmiewisko. "Christal" czuje gorzkie uczucie niespełnienia, upokorzenie, żal... Umiera w głębokim rozczarowaniu. 2. Jako żona ministra z dworu faraona wyrusza w daleką podróż. I znów los rzuca ją w "znajome" strony. Jej mąż ginie. Ona, cywilizowana kobieta oddana jest brudnemu dzikusowi, który pełni wśród tych obszarpańców rolę kapłana (to "Klaus"!!!). Dla Egipcjanki jednak jest to ogromne poniżenie. Kipi z oburzenia i nienawiści. Boleśnie odczuwa "niesprawiedliwość losu". 3. Czas Inkwizycji. "Christal" jest młodą chłopką, "Klaus" - żonatym panem. Pokochali się gorąco i szczerze. Żona "Klausa" posądza dziewczynę o czary i "Christal" kończy młode życie na stosie. "Klaus" wypiera się jej. 4..Czasy reformacji. "Klaus" jest dostojnikiem kościelnym, "Christal" -mniszką. Zanosi biskupowi lecznicze zioła z klasztornego ogrodu. Coraz częściej jest wzywana, by posprzątać, umyć schody.... Obdarzają się wzajemnie zakazanym uczuciem. "Christal" spodziewa się dziecka. Panika. Znów ogarnia ją uczucie poniżenia, ból duszy, żałosne niespełnienie. Przeorysza podkłada je truciznę, by ocalić dobre imię całego zgromadzenia. "Klaus" popełnia samobójstwo. 5. "Klaus" jest wpływowym hrabią, "Christal" znów wciela się w uzdrowicielkę i znów posądzona jest o czary. On bierze ją pod swój dach gotów chronić, jednak oczekuje dowodów wdzięczności. "Christal" ucieka do lasu bez słowa podziękowania. Boi się jednakowo stosu jak i Klausa.
PRAWDA CZY FANTAZJA
Jeżeli wspomnienia reinkarnacyjne są dowodem fantazji osób poddanych terapii, to niektórzy, trzeba przyznać, mają wyjątkowo wybujałą! Historię Christal dodatkowo komplikował fakt, że wiele innych postaci ze swojej przeszłości rozpoznała wśród członków rodziny i przyjaciół. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia! W tego typu terapii nie są istotne daty, miejscowości ani też kogo Christal rozpoznaje jako postać X czy Y. Istotne jest tylko to, co ona czuje. Bo to czucie jest autentyczne i całkiem aktualne. Prawie wszyscy biorący udział w terapii reinkarnacyjnej zadają to samo pytanie: prawda to czy fantazja podobna marzeniom sennym? Odpowiedź jest prosta: co to za różnica? Człowiek odgrzebujący wspomnienia z poprzednich wcieleń namacalnie przeżywa ból, upokorzenie czy rozdzierające serce rozstanie... bardzo realnie - prawdziwie, a więc dla jego duszy jest to najprawdziwsza prawda. Nie jest więc dla nas istotne czy reinkarnacja istnieje czy nie ( przynajmniej nie na tym etapie). Ważne jest tylko to, żeby pozbyć się negatywnych obrazów, które przechowują toksyczne uczucia i nie mają z aktualną sytuacją nic wspólnego. Tych, które zatruwają tu i teraz. Bo przeszłość nie istnieje, a co nie istnieje, jest iluzją! Tylko od nas zależy, czy żyjemy teraz, czy pogrążamy się w iluzji pozwalając, by nieświadome majaki przejmowały na nas wpływ. Christal dzięki terapii znalazła się w punkcie, w którym mogła zadecydować; zatrzymać negatywne wizje i uczucia w sercu czy pozbyć się ich, wybaczyć i zacząć swoją historię od nowa. Wybór należał do niej. Obecnie ma wszystko (też do stracenia): Klausa, miłość, dziecko i wielkie pieniądze. Legalne, wzajemne, dozwolone, dobrowolne. Świadomość sprawiedliwości losu i własnego szczęścia dała jej dopiero terapia. Stało się jasne, że aktualne problemy, to tylko zewnętrzny objaw wewnętrznych niejasności. Objaw żalu i pretensji o przeżycia sprzed tysięcy nawet lat (!!!) Problemem Klausa, który do dziś nie potrafi uwierzyć w reinkarnację, było jeszcze i to, że podczas terapii zobaczył własną śmierć na gilotynie w trakcie rewolucji francuskiej, i po raz drugi (rozstrzelanie) - w sowieckiej. Zwykle "na świeczniku" narażony na cudzą chciwość i manipulacje padł kilkakrotnie ofiarą zamachów. W aktualnym życiu podświadomie projektował sobie kolejne upadki, by w kulminacyjnym momencie uniknąć zagrożenia. Moment ten przychodził w chwili sukcesu, gdy ludzie zaczynali zazdrościć mu sukcesu. Po naszym posiedzeniu stało się jasne, dlaczego sam doprowadza do ruiny własne przedsiębiorstwo i dlaczego tak łatwo znów staje na nogi. Tym razem jednak nikt nie planował go zniszczyć, tym razem też Klaus nie nadużywał swojej władzy i wpływów. Od tamtej terapii minęło kilka lat. Klaus rozwinął firmę i zdołał zgromadzić pokaźny majątek. Christal cieszy się życiem. Ich dawne problemy należą do przeszłości. Poprzez terapię i trening autogenny na nowo zaplanowali i na nowo przeżywają swój los jakby tworzyli nową bajkę. Zakończenie zależy tylko od nich. (I to jest właśnie cały sens terapii.)
WYBACZENIE
W niektórych przypadkach terapia reinkarnacyjna to jedyny sposób, żeby wybaczyć lub... obudzić się i spostrzec, który mamy rok, jakie panują stosunki społeczno-polityczne i jakie stoją przed nami możliwości. Zazwyczaj życie okazuje się cenną przygodą i możemy z niej uczynić, co chcemy i co tylko zdołamy najlepszego. Wielu ludzi odkrywa, że przeżywają wyłącznie to, czego niegdyś, w bardzo odległej przeszłości pragnęli ponad wszystko. Są tylko zbyt leniwi, by spostrzec, jak szczodry jest los. Osobiście gorąco polecam terapię reinkarnycyjną każdemu, kto wciąż jeszcze stara się udowodnić światu, że to oni ponoszą winę za jego nieszczęście czy biedę. W tym celu jeszcze jeden, typowy przykład: Bardzo mocno obciążony Jan przyjechał do Kyborg Institut na kurs terapii reinkarnacyjnej. Miał problem: rodzina go wyklęła, ponieważ uciekł z seminarium duchownego. Nie odezwali się do niego już nigdy, choć przeżył potem wiele osobistych tragedii, w tym śmierć własnego dziecka. Czuł się odepchnięty, był pełen żalu, ale i pretensji. Matka z pełnym poświęceniem wychowywała Jana na świętego i z uporem chorego fanatyka czytała mu na dobranoc żywoty męczenników. W duszy dziecka pojawiły się przerażające wizje jak: smażenie w oleju, obdzieranie ze skóry, wieszanie na krzyżu... Bystry chłopiec dobrze zrozumiał, czego wymagać będzie mamusia! Kiedy cel się zbliżał i Jan miał zostać księdzem, po prostu zwiał. Tak, dopiero teraz stało się jasne, dlaczego naprawdę to uczynił. Jako w głębi ducha prawy chrześcijanin zgotował sobie potem (za karę) bardzo przykry los. Regresja ujawniła, że spędził wiele inkarnacji jako buddyjski mnich i rodząc się na polskiej wsi odkrył zwykłe życie ziemskie na nowo. To matka zabiła w nim sen o dalekich podróżach, o przygodzie w radosnym, barwnym, typowo ludzkim świecie. To przez nią zepsuł sobie całe życie!! Współuczestnicy seminarium, kilka osób jednocześnie, zgodnie rozpoznali w Janie byłego inkwizytora. W jednym błysku świadomości również i on stał się tego świadom. To takie oczywiste! Nieudanym życiem płacił matce za to, że torturami przymusił ją niegdyś do jedynie słusznej prawdy. Rachunki zostały wyrównane i pozostało tylko wybaczyć sobie. Następnej nocy Jan po raz pierwszy w życiu śnił, że lata - bardzo wysoko.
SUKCES TERAPII
Praktyka wykazuje, że terapia reinkarnacyjna nie służy poprawianiu samooceny. Wszyscy, którzy w odległej przeszłości szukają siebie jako kogoś bardziej wartościowego, są z reguły rozczarowani. Ci, którzy szukają uzdrowienia aktualnej sytuacji, zdobywają nowe szanse i energię na przyszłość. Pewien mędrzec wschodu (niestety, nie pamiętam który) powiedział, że Czego sobie nie przypomnimy, zmuszeni jesteśmy przeżyć (przerobić) ponownie. Mądre te słowa umieszczone są na pomniku ofiar faszyzmu w Bawarii. Przypomnienie, a następnie dogłębne zrozumienie i przerobienie dawnego, tajemnego problemu usuwa go z dnia dzisiejszego jak bańkę mydlaną. Dzięki temu możemy wziąć los w swoje ręce i ukształtować go, jak tylko chcemy. Proste, genialne, skuteczne!
ENGRAMY I REGRESJE
Czwarty Wymiar - 2/2002
ENGRAMY
Zdarza się niekiedy, że mimo prawidłowego zastosowania treningu autogennego czy innej formy autohipnozy, pomimo doskonale użytych afirmacji, oczekiwany rezultat nie następuje. Pojawiają się za to dolegliwości psychosomatyczne informujące o istnieniu tajemnych, bliżej niewyjaśnionych blokad. Dzieje się tak z powodu obciążeń, które - całkowicie zapomniane - wymknęły się spod kontroli. Mogą to być przeżyte w dzieciństwie szoki, operacje, bolesne, dramatyczne lub pozornie wręcz błahe doświadczenia. Tego typu dotkliwe przeżycia nigdy nie znikają, czas ich nie usuwa. Zepchnięte w głąb podświadomości stanowią negatywne programy gotowe ujawnić się w każdej chwili jako cierpienia cielesne lub nerwobóle, nerwowe tiki, nerwice narządowe, lęki, drżenie, pocenie.... itp. Tajemne obciążenia, które mają wpływ na nasze zdrowie i zachowanie bez naszej świadomości, że istnieją, nazywane są przez fachowców engramami.
POWSTAWANIE ENGRAMÓW
Engramy odnośnie do sytuacji kodowane są w określonej części ciała i dają się rozpoznać tylko przez skutki, jakie wywołują. Mechanizm tworzenia się ich jest bardzo prosty, a W PRZYRODZIE - NIEZBĘDNY! Ciekawe świata lwiątko wąchając ogień dowie się, że lepiej go unikać. Jeśli spróbuje ponownie (sprawdza!), dowie się po raz drugi, że z ogniem naprawdę nie ma żartów. Teraz jego ciało na zawsze zakoduje cenną lekcję. Gdy po wielu latach dorosły lew zobaczy pożar, automatycznie mu się owa lekcja przypomni. Dzięki engramom nie musi łamać sobie lwiego łba i szperać po zakamarkach pamięci: "co to takiego, gdzie ja to już widziałem?". Pieczenie nosa przyniesie natychmiastowe skojarzenie i lew na sam widok ognia umknie jak oparzony. Pod tym względem engramy służą, by ostrzec nas przed grożącym niebezpieczeństwem. Dzięki nim bez tracenia czasu na zastanawianie się, instynktownie "wiemy", jak postąpić. Dla lwa z pewnością będzie lepiej, jeśli uniknie ognia. Dla cywilizowanego człowieka pewne "niebezpieczeństwa" przestają być aktualne i to, co stanowi bezcenną naukę dla zwierząt, dla nas ludzi stać się może źródłem cierpienia. Zdarza się nawet, że umykamy jak oparzeni przed... własnym szczęściem.
JEDYNY LEK - REGRESJA
Przyczyną engramów są zawsze negatywne, bolesne, przeżycia z przeszłości, najczęściej z okresu dzieciństwa. Ponieważ z reguły są wyparte z pamięci, do ich wyjaśnienia potrzebna jest pomoc doświadczonego terapeuty. Oto typowy przykład: Hania prowadziła ponure życie, bez radości i podniet. Była smutna, zrezygnowana, obojętna... w ciągłej depresji. Wiele lat leczyła się u psychoanalityka - bez rezultatu! Kiedy coraz częściej ogarniały ją myśli o samobójstwie, trafiła do Kyborg Institut. Podczas regresji przed oczami pojawił jej się brutalny sąsiad - alkoholik, który obiecał, że zabije ją i całą jej rodzinę, by więcej nie płodzili podobnych stworzeń. Dopiero teraz, po latach, stało się jasne, że choremu człowiekowi przeszkadzały beztroskie zabawy wesołej, żywiołowej dziewczynki. Jej perlisty śmiech i jawna wolność wywoływały u niego stany furii. Kilka razy z nieopanowania potrząsnął całym jej ciałem ściskając boleśnie ramiona, parę razy nawet ją uderzył. Wszystko, by zrozumiała powagę ostrzeżenia! Miała być CICHO, miała wreszcie umilknąć!!! Ponieważ za każdym razem niezrównoważony mężczyzna sam przestraszył się swoich czynów, zapowiedział, że jeśli piśnie komukolwiek, że go spotkała, zabije ją niechybnie. Groził i... znikał w swojej melinie. Mała dziewczynka zaczęła żyć w śmiertelnym strachu. Nie mogła się poskarżyć, "by przeżyć", nie mogła się wesoło bawić, by "utrzymać przy życiu także rodzinę". Dla dziecka to zbyt wiele!!! Z przerażenia nałożyła na siebie "kaftan opanowania", który z czasem przerodził się w stany chronicznej depresji i smutku. Ilekroć zdarzył jej się beztroski śmiech, w ślad za nim pojawiał się silny, dręczący ból głowy i ramion. Jego zadaniem było przypomnieć o grożącym "niebezpieczeństwie". W tego typu programach nie ma co doszukiwać się logiki. Podświadomość jest jak kamera video, pamięta wszystko, wszystko traktuje z jednakową powagą, logicznie nie myśli. Stara się tylko nas ochronić. Przebrzmiałe konflikty "załatwione" w dziecinny sposób, dopiero przypomniane i poddane logice dorosłego, przestają "straszyć" i życie zaczyna się na nowo.
OBUDZENIE ENGRAMU
Tego typu engram, by działać, musiał zostać pobudzony. Ciało "zapamiętuje" przypadek niejako zapobiegawczo i dopiero, gdy zdarzy się coś zbliżonego, rozpoczyna się jego działanie na płaszczyźnie instynktu. Lwa nie zapiecze nos, póki nie znajdzie się blisko ognia. Gdyby Hania nie zapragnęła być znów wesoła i szczęśliwa, prawdopodobnie nic by się nie działo.
BLOKADA PAMIĘCI
W tego typu przypadkach terapia przez rozmowę ( psychoanaliza) bywa wysoce niewskazana. Moja klientka latami analizowała stosunki panujące w domu rodzinnym, wakacje u babci, konflikty z nauczycielką... W efekcie do pogłębiającej się depresji dodawała masę nieaktualnych, nic tu nie znaczących, przerobionych w przeszłości kłopotów. Z czasem czuła się tylko coraz bardziej bezsilna i zrozpaczona. Wszystkiemu winna była skuteczna blokada pamięci. Dzieci pragną żyć i zachować swoją wolność. Stała uwaga i kontrola, żeby się "nie wygadać", żeby wytrwać, pochłania zbyt wiele energii. Z tego powodu dziecko włącza sygnał "zapomnieć!!! I... rzeczywiście zapomina! Choćby psychoanalityk po latach kroił je i solił, nie przypomni sobie za nic na świecie. Hania otrzymała wyraźny wyrok - groźbę śmierci na wypadek mówienia, że w ogóle widywała sąsiada w określonym miejscu. Tym bardziej nie mogła wspomnieć o skutecznym zakazie głośnego śmiechu i żywiołowej zabawy. Przymus milczenia zaciskał wokół niej pętlę. Im dłużej trwała rozmowa, tym mocniej.
OCZYSZCZENIE
Każdy, kto w pracy z autohinozą, treningiem autogennym, psychocybernetyką czy samymi tylko afirmacjami czuje, że z jakimś określonym zadaniem nie robi żadnych postępów znaczy, że powinien być skonfrontowany ze swoją wewnętrzną rzeczywistością. Z reguły okazuje się, że bliżej nie zidentyfikowany engram próbuje ochronić go przed "nierozwagą". Czasem są to minione, istotnie bolesne doświadczenia, czasem błahe, a niekiedy wręcz śmieszne. Stanowią szlabany dla naszego wolnego rozwoju. Opłaca się je obalać! W trakcie regresji zostaje uwolniona zablokowana wcześniej energia. Jest to potężna siła, ogromny potencjał, który można teraz wykorzystać do zaprogramowania na nowo radosnego, spełnionego życia. Próba przeciwstawienia się engramom za pomocą siły woli kończy się zazwyczaj zawałem u szczytu kariery, alkoholizmem, chorobami psychicznymi lub zwyczajnym wypadkiem. Regresja jest bezpieczniejsza! Pod okiem terapeuty może być cudownym oczyszczeniem, najbardziej skutecznym i wiarygodnym, a przede wszystkim relatywnie szybkim - jak usunięcie chorego zęba. Boli tylko przez chwilę. Gdy Hania uświadomiła sobie bezsens własnych obciążeń, nie wiedziała, czy śmiać się czy płakać. Na szczęście się uwolniła, a zastosowany potem trening autogenny przywrócił jej pierwotną naturę kobiety pogodnej i zadowolonej.
BLASKI I CIENIE HIPNOZY
Czwarty Wymiar 12/2001
Hipnozę definiuje się jako "sztucznie wywołany stan , podczas którego zmienia się świadomość, postrzeganie zmysłowe, funkcje wegetatywne organizmu oraz podatność na sugestię". Mimo wielu wydanych na ten temat książek i opracowań trudno jednak o jednoznaczne określenie, co to właściwie jest.
Jeśli przyjrzeć się hipnozie nieco bliżej, widać, że nie jest to stan tak odmienny, jak podaje definicja. Wszyscy świadomie lub nieświadomie przeżywamy go każdego ranka - w króciutkiej chwili między snem a dniem. W umyśle krążą jeszcze barwne marzenia, a ucho łowi już odgłosy za oknem. Niekiedy dzwonek u drzwi staje się motywem kolejnego snu. Jeszcze uczestniczymy aktywnie w sennej fabule i już odbieramy bodźce ze świata realnego, choć mózg nadaje wciąż na fali theta. Stan ten wywołany sztucznie przez terapeutę ma zbawienny wpływ na organizm i psychikę wszystkich ludzi - chorych i zdrowych. Jest błogosławionym snem, w którym świadomie możemy przejąć kontrolę nad marzeniami (świadome śnienie) i zaprogramować swoje życie na nowo.
HISTORIA HIPNOZY
Stany hipnotyczne znane są od zarania dziejów. Stosowali je Egipcjanie, grecy, Rzymianie, Chaldejczycy, Hebrajczycy, Hindusi... głównie do kojenia cierpień duchowych i cielesnych, w Egipcie również do egzorcyzmów. Najczęściej łączono hipnozę z praktykami religijnymi, co wzmacniało u chorych wiarę i zaufanie. Kompetentni kapłani zazwyczaj wiedzieli, co czynią. W Grecji i Rzymie, w kultowych miejscach mocy budowano świątynne domy snu, gdzie poddawano chorych najróżniejszym zabiegom jak kąpiele, posty, medytacje.. a na koniec sen, podczas którego przeprowadzano "rozmowę z bóstwem". Chory będący w transie sam wystawiał sobie receptę na swoje bolączki i odchodził albo kompletnie uzdrowiony albo z konkretnym sposobem na uleczenie. Była to jednocześnie droga rozwoju świadomości, bo każdy problem stawał się dla cierpiących kolejnym szczeblem do samopoznania. Średniowiecze położyło temu kres na bardzo długo, choć nawet wtedy przenikały wzmianki o praktykach podobnych do hipnozy stosowanych w odległych krajach. Słynny lekarz odrodzenia Paracelsus (XVIw) po podróży do Indii, Egiptu i Grecji przeciwstawił się powszechnie stosowanej medycynie i zaprezentował dwa nowe sposoby leczenia:
Związkami mineralnymi oraz za pomocą mistycznego wpływu na organizm. Jednak za ojca hipnozy uważa się dopiero Antona Mesmera, który w roku 1775 odkrył "nową" metodę leczenia magnesem, a wkrótce potem - gołą ręką, co nazwał magnetyzmem zwierzęcym.
Początkowo traktowano go jak nieszkodliwego wariata, jednak seria skutecznych uzdrowień, zagrażających interesom lekarzy, zaowocowała falą intryg. Odtrącili go uczeni Wiednia, Londynu i Paryża. Akademia Francuska wydała zakaz stosowania jego metod pod groźbą wykreślenia z listy lekarzy. Mimo tej dyskwalifikacji sława Mesmera rosła, a jego metodą chciało się leczyć coraz więcej osób. Musiał więc sprzedawać swoją wiedzę potajemnie. Starannie dobierał uczniów i poddawał ich surowym egzaminom. Każdy z nich miał obowiązek złożenia dowodów nieskalanej moralności i przestrzegania tajemnicy. Wkrótce metoda Mesmera stała się bardzo modna w bogatych salonach Europy. Jego uczeń, markiz de Puysegur, lecząc swoich wieśniaków odkrył u nich stan głębokiego snu, który nazwał somnabulizmem sztucznym. Jest to stan najgłębszej hipnozy, który można wywołać u nielicznych pacjentów. Właśnie samnabulizm obudził lęk przed hipnozą, szczególnie gdy hipnotyzerzy estradowi zaczęli stosować niewybredne sztuczki. Markiz de Puysegur odkrył jednak również, że nikogo nie można uśpić wbrew jego woli ani zmusić do czynu sprzecznego z jego poczuciem moralności. Potwierdziły to liczne badania prowadzone jeszcze w XX wieku. W roku 1843 brytyjski chirurg James Braid zaobserwował, że pacjenci zapadają w rodzaj snu, gdy dłuższy czas koncentrują się na błyszczącym przedmiocie. Nazwał to hipnozą od greckiego hypnos czyli sen.
Termin ten pozostał w powszechnym użyciu.
POTĘGA SUGESTII
Bernheim z Nancy (pocz. XX w.) przypisał działanie hipnozy wyłącznie sugestii i pracy wyobraźni, czym podkreślił potęgę ich stosowania. Czym jednak jest sugestia? Jest to kategoryczne stwierdzenie, w które mamy uwierzyć i wierzymy, bo mocno działa na wyobraźnię i zapada w pamięć, stając się częścią naszych przekonań. Sugestią jest stwierdzenie matki: "nie jedz tego, bo cię rozboli żołądek!" lub "jesteś za głupi, żeby zostać ministrem". To właśnie dzięki rodzicielskim sugestiom budujemy poczucie własnej wartości, które towarzyszy nam przez całe życie, jak długo nie zapragniemy czegoś zmienić.
Sugestią może być słowo, obraz lub jedno i drugie.
W czasach studenckich często chodziliśmy z mężem na popisy kolegi tenora. Wzięliśmy raz przekrojoną cytrynę, by w kulminacyjnym momencie zajadać ją z miną żarłocznych bazyliszków. Występ został przerwany.
Było to bardzo perfidne zastosowanie sugestii obrazowej, choć na szczęście kolega podzielał nasze poczucie humoru.
Z tego wynika, że obraz potrafi być o wiele mocniejszy niż słowo. Dlatego obraz zdrowego ojca z papierosem (lub człowieka na plakacie) jest o wiele silniejszy niż najgorętsze zapewnienia matki, że palenie szkodzi. Z tego właśnie powodu wiele afirmacji nie dział, choć wypowiadające je osoby mocno pragną w nie uwierzyć. Najlepsze są sugestie zawierające i obraz i słowo jednocześnie, czego dowodzą reklamy tv. Dzięki nim przyswajamy sobie najbardziej niedorzeczne przekonania, że np. dobrym zwyczajem jest jedzenie co dzień jogurtu określonej firmy. Nucąc śpiewną formułkę sami tę sugestię wzmacniamy , a skuteczność sugestii rymowanych i melodyjnych jest nie do przebicia.
Poparte lukrowaną historyjką obrazkową gnieżdżą się w naszych umysłach na zawsze. Szczególnie działają, gdy zapadamy przed telewizorem w "hipnotyczną" drzemkę i utrwalają się, gdy prowadzimy rozmowy z włączonym telewizorem w tle. Podświadomość koduje je i wzmacnia bez naszej uwagi. Potem lekcja jest wyuczona i niewiele pomoże świadome rozumowanie. Do koszyka z zakupami włożymy reklamowany produkt nawet, jeśli obok będzie leżał lepszy i tańszy. Osoby, które nie stać na kupowanie tych produktów, pogłębią poczucie niskiej wartości i od czasu do czasu... udowodnią sobie, że jest inaczej. O to właśnie chodzi.
NIEBEZPIECZEŃSTWO SUGESTII W HIPNOZIE
Gdy na jawie władzę sprawuje rozsądek, w hipnozie jak we śnie łatwiej uwierzyć, że latamy, w sekundę zmieniamy kontynent, jesteśmy zdrowi i szczęśliwi... Potęga słowa i obrazowej wyobraźni w regularnie powtarzanej lekcji nie ma granic. Nic więc dziwnego, że wielu hipnotyzerów ucieka się do tej metody, by polepszyć komuś bytowanie. Istnieją także zwolennicy leczenia lub usuwania złych przyzwyczajeń właśnie tą metodą. Jednak dobro pacjentów jest tu, niestety, tylko pozorne.
POWIERZCHOWNOŚĆ HIPNOTERAPII
Problem, z którym pacjent zwraca się do hipnotyzera, niezwykle rzadko jest tym właściwym problemem. Najczęściej chodzi o usunięcie tylko objawów. Spektakularnym przykładem, często używanym przez hipnotyzerów jest ślepota histeryczna. Pod wpływem hipnozy niewidzący odzyskuje wzrok. Terapeuta może czuć się cudotwórcą jednak powód, dla którego pacjent przestał widzieć ( a nie cierpieć na serce) nadal w nim istnieje. Nie można przewidzieć, jak się rozwinie i czym zakończy. Osobiście wierzę, że podświadomość wybiera zawsze najlepsze rozwiązanie. Pozbawiona go sięgnie być może po coś drastyczniejszego, w najlepszym przypadku przywróci znajomy objaw. Jest regułą, że objawy nie rozwiązanego problemu wracają i wcześniej czy później znów przyjdzie się z nim zmierzyć. Trzeba się zastanowić , czy warto zaczynać kurację, której efekt jest nietrwały a kolejne zabiegi sporo kosztują.
WYBÓR HIPNOTYZERA
Większość zawodowych hipnotyzerów i lekarzy stosujących hipnozę wie jedynie, jak ją wywołać i wykorzystać. Natomiast nie są w stanie przewidzieć, co się wydarzy w psychice i umyśle hipnotyzowanego. Tym bardziej winniśmy się zastanowić, czy ktoś, kto ma mgliste pojęcie o tym, skąd przyszliśmy, dokąd zmierzamy i jakie jest nasze zadanie, może bezkarnie "grzebać" w naszej duszy. W pewnym fachowym piśmie przeczytałam, że dobrym hipnotyzerem może być tylko lekarz. Nie rozumiem dlaczego? Lekarze europejscy są doskonałymi rzemieślnikami, wytrawnymi znawcami naszych ciał, jednak nikt (przynajmniej nikt z Akademii Medycznej) nie informuje ich, jak funkcjonuje ludzki umysł i psychika. Nie znają medytacji ani zasad buszowania po zakamarkach własnej duszy, tym bardziej nie są uprawnieni do dotykania cudzej. Wybór hipnotyzera jest więc poważnym problemem, bo najczęściej nie wiemy, komu powierzamy naszą psychikę do... dowolnego formowania.
ZALEŻNOŚĆ
Hipnoterapeuta jawi się często jako tajemnicza postać, ktoś, kto wiele może, natomiast sam stan hipnotyczny jest, jak wspomniałam, cudownie zbawienny. Można wpaść w nałóg, co czynią szczególnie chętnie osoby, którym w dzieciństwie zabrakło odpowiedniej porcji miłości i uwagi. Gdy objawy choroby wracają, wydaje się, że nikt nie zastąpi hipnotyzera i zależność się pogłębia.
SUGESTIE SZKODLIWE
Działając w najlepszej wierze, najbardziej etyczny hipnoterapeuta nie wie, czego potrzebuje jego pacjent na swoim etapie rozwoju i jak dalece można ingerować w jego umysł bez naruszenia praw kosmicznych. H.Korpikiewicz w książce HIPNOZA I SUGESTIA opisuje, jak nakazała uśpionej klientce nazwać siebie głupią małpą . Kulturalna kobieta oparła się tej sugestii, jednak nękały ją sny, w których widziała swoją terapeutkę w klatce z małpami.
Jest to niezwykle ciekawe doświadczenie i jeden z wielu dowodów, że sugestia zawsze gdzieś błąka się po naszej podświadomości i coś z nią uczynić trzeba. W podobny, acz poważniejszych przypadkach, głęboko zakodowana niewłaściwa sugestia może powodować niepokoje, zakłócenia snu i wiele innych konsekwencji, z którymi nie upora się żaden psychiatra. Jeśli więc hipnotyzer nie wie, co kryje w swych głębinach ocean podświadomości cierpiącego człowieka, lepiej żeby się w ogóle nie odzywał. Pewien człowiek zdecydował się na hipnozę z powodu alkoholizmu. "Sprytny terapeuta" podsunął mu sugestię, że umrze, gdy sięgnie po kieliszek. I właśnie.... tego mu było trzeba. Alkoholizm był w jego przypadku utajoną formą tęsknoty za śmiercią i głębokim pragnieniem zakończenia w ten sposób aktualnych trosk i kłopotów. Po hipnoterapii przestał pić na 3 miesiące. Potem przeżył wypadek samochodowy, z którego wyszedł bez draśnięcia (nie udało się). Miesiąc później wrócił do alkoholu i zmarł nagle w wieku 38 lat. Do dziś jedynym wytłumaczeniem jest śmierć na skutek nie odnalezionego urazu po wypadku. Lekarzom trudno było napisać, że przyczyną była... sugestia hipnotyczna.
BLASK HIPNOZY
Stan hipnotyczny bez żadnej sugestii, poza tą, która go wywołuje, jest leczniczy sam w sobie i znajduje coraz więcej zwolenników. Wzorem dawnego snu świątynnego można podczas trwania transu nawiązać z klientem kontakt i dotrzeć do jego własnej wszechwiedzy. Okazuje się wówczas, że każdy człowiek sam dla siebie jest niezawodnym ekspertem w sprawach własnego życia i sam zna rozwiązania dla swoich problemów zdrowotnych i psychicznych.
Uchwycenie prawdziwej przyczyny, dla której nie może pozbyć się nałogu, chorób czy przyzwyczajeń, i odpowiednie jej potraktowanie jest o wiele skuteczniejsze niż jakiekolwiek długotrwałe terapie.
Po takim, najczęściej jednorazowym spotkaniu z hipnotyzerem wystarczy popracować samemu w domu. Niezwykle pomocne są potem własne sugestie i własna metoda autohipnozy, którą opiszę w następnym numerze.
AUTOHIPNOZA CZYLI TRENING AUTOGENNY
Czwarty Wymiar - 1/2002
Jak omówiłam w poprzednim numerze, hipnoza (Blaski i cienie hipnozy), a konkretnie stosowana w transie sugestia podawana przez obcego człowieka, może być szkodliwa a nawet bardzo niebezpieczna. Inaczej sprawa wygląda, gdy pracujemy na tej płaszczyźnie sami ze sobą, ponieważ w świecie podświadomości sami jesteśmy najdoskonalszymi ekspertami w sprawach własnego życia. Tu rozpoznajemy nasze motywy i cele, tutaj też staje się dla nas jasne, jakich potrzebujemy zmian. Najdoskonalszą metodą autohipnozy jest niewątpliwie trening autogenny doktora J.H.Schultza, opublikowany po raz pierwszy w 1932 roku i jak dotąd najwszechstronniej przebadany przez lekarzy i specjalistów na całym świecie. Krótko rzecz ujmując trening ten to nauka prawidłowego odprężenia i uzyskiwania energii potrzebnej do realizacji życzeń lub rozwiązywania problemów, gdy staną na drodze do wytyczonego szczęścia.
HISTORIA TRENINGU AUTOGENNEGO I JEGO EWOLUCJA
Wszystko zaczęło się od tego, że ojciec J.H.Schultza, teolog, udzielając duchowej pociechy różnym ludziom, nie potrafił pomóc sam sobie. To skłoniło syna do gruntownych poszukiwań. Podczas pracy w laboratorium hipnozy we Wrocławiu odkrył, że efekty hipnoterapii są nietrwałe, a powodzenie i tak zależne od tego, czy pacjent akceptuje sugestię na jawie. W trakcie dalszych badań Schultz stworzył własną metodę opartą o europejską wiedzę o hipnozie wzbogaconą w doświadczenia z dziedziny indyjskiej jogi i japońskiej medytacji ZEN. Tak narodził się trening autogenny.
ZASTOSOWANIE TRENINGU AUTOGENNEGO
W pierwszej kolejności trening zastosowali politycy, dyrektorzy, oficerowie, personel lotniczy i załogi łodzi podwodnych - czyli ludzie mocno obciążeni odpowiedzialnością i narażeni na silny stres. Dzięki temu osiągnęli wspaniałe efekty odprężenia i zwiększoną sprawność psycho-fizyczną. Sukces odnieśli również pacjenci, którzy potrzebowali uspokojenia i zwiększonej świadomości. Jednak Schultz zwrócił uwagę na skuteczność tej metody dla odkrycia indywidualnych umiejętności oraz dla uzyskania lepszych wyników w nauce i pracy. To rozsławiło trening wśród studentów, nauczycieli oraz fachowców wszystkich branży i z czasem metoda Schultza stała się bardzo popularna w całej Europie Zachodniej. Dziś trening autogenny stosowany jest przez ludzi najróżniejszych zawodów i wyznań: menadżerów, gospodynie, nawet dzieci - jednym słowem wszystkich , którzy pragną od życia więcej, niż otrzymali do tej pory. Prawie na całym zachodzie używa się go do szkolenia sił fachowych i specjalistów, a nawet wprowadzany jest do szkół. Niezwykle precyzyjna, naukowo wytłumaczalna technika odprężenia i użycie techniczno-niemieckich pojęć do praktycznej Wiedzy Wschodu było posunięciem więcej niż genialnym. Schultzowi udało się w ten sposób skłonić? trzeźwo? myślących ludzi do.... codziennej medytacji i stałej higieny psychicznej, a przede wszystkim do najdalszej podróży w głąb siebie.
METODA ŁATWA, LEKKA I PRZYJEMNA
Trening jest bardzo łatwy do nauczenia się. Z reguły wystarcza w tym celu kieszonkowy podręcznik i 6 tygodni rzetelnej nauki według zawartych w nim wskazówek. Potem raz zdobyta umiejętność wystarcza na całe życie! Ćwiczący poświęcają średnio 10 minut, jeśli mają ochotę lub potrzebę - pół godziny 2-3 razy dziennie. Poprzez odpowiednie sugestie wprowadzają się w oczekiwany stan - identyczny z hipnozą i krok po kroku uczą się obchodzenia ze swoim nieświadomym JA. Dla tych, którzy go stosują regularnie, wszystko staje się możliwe, a codzienna praktyka działa jak narkotyk, bowiem trening pobudza wydzielanie się hormonów odpowiedzialnych za nasze fantazje, tych samych, które towarzyszą sennym marzeniom. Z tego powodu poprzez jego zastosowanie udaje się niekiedy odciągnąć młodzież od niebezpiecznych nałogów. Sam twórca, J.H.Schultz zmarł w wieku 86 lat (1970) po długim, spełnionym i bogatym życiu.
SUGESTIA W AUTOHIPNOZIE
Ludzka myśl jest potęgą (energią) działającą tam, dokąd ją skierujemy. Określone myśli i kryjące się za nimi uczucia stwarzają odpowiednie sytuacje i przyciągają do naszego świata konkretnych ludzi. Przechowywana w umyśle ?trująca? myśl infekuje życie i na odwrót: radosna i pogodna wywołuje pozytywne doświadczenia. Każda myśl tworzy naszą przyszłość i każda jest jedyną rzeczą, nad którą możemy przejąć władzę. Nowe myśli, w które decydujemy się uwierzyć, nowe sugestie lub afirmacje mogą odmienić nasze życie i są zdecydowanie skuteczniejsze, gdy zakodujemy je w stanie hipnotycznym, przy uaktywnionej twórczej fantazji.
USTALONE DEFINICJE PODŚWIADOMOŚCI
Przy wprowadzaniu do podświadomości nowych programów na przyszłość niezwykle ważny jest wgląd w te, które już tam utkwiły stanowiąc zakrzepłe wzorce i blokady dla swobodnego rozwoju. Dopiero dotarcie do nich i usunięcie pozwala na osiągnięcia graniczące z cudem. Przekonuję się o tym stale w pracy z klientami Kyborg Institut. Jürgen, kierowca po kilku wypadkach zastosował sugestię zawsze bezpiecznie docieram do celu i stłuczki się skończyły. Dla odmiany zaczął bić rekordy w ilości płaconych mandatów. Podczas psychocybernetyki (wyższy stopień treningu autogennego) odkrył, że w jego systemie przekonań utrwalonym jeszcze w przedszkolu bezpiecznie znaczy w obecności policji. Jako przedszkolak z radością uwierzył przemiłym panom w mundurach, że znaki drogowe, a jeszcze bardziej kontrola zawsze obecnej policji, zapewniają dzieciom całkowite bezpieczeństwo. Stąd sugestia jadę ?bezpiecznie? znaczyła dla podświadomości szukaj policjanta (zwłaszcza w trakcie łamania przepisów).
Doskonałym przykładem są też nasi emigranci, z których większość opuściła niegdyś kraj dla wymarzonego bogactwa. Teraz borykając się z życiem gotowi są zastosować również metody? magiczne? No i gdy przeciętny Kowalski afirmuje? jestem bogaty?, nic szczególnego się nie dzieje. Problem leży najczęściej w tym, że w komunistycznej Polsce być bogatym oznaczało mieć: trzypokojowe mieszkanie z telefonem i samochód, a wyjazd za granicę stanowił szczyt zamożności. Naturalnie patrząc z tej perspektywy Kowalski-emigrant JEST bogaty. Podświadomość spełnia polecenia zgodnie z tym, co zostało zaprogramowane dawno temu i utkwiło bardzo głęboko. Jeśli Kowalski zapragnie czegoś więcej, musi stworzyć nowe definicje (oraz towarzyszące wizje) szczęścia i przeprogramować wewnętrzne przekonania.
JAKA WIZJA - TAKIE SPEŁNIENIE
O dokładne wyjaśnienie, co znaczy być bogatym tu i teraz, poprosiłam tęskniącego za luksusem bezrobotnego Karola. Ten zamknął oczy i: oto jedzie autostradą nowym, czerwonym, sportowym, szybkim samochodem, wiatr rozwiewa mu włosy, czuje się wolny... Wszystko? widział? i odczuwał - zgodnie z zasadami stosowania autosugestii. Dodać muszę, że energia emitowana z obecnych w instytucie piramid Horusa szalenie wzmacnia każdą klarowną myśl, zwłaszcza popartą wiarą i uczuciem. Myśl taka staje się w umyśle twórcy potężnym magnesem, który przyciąga upragnione zdarzenia. Karol zachwycony barwnymi wizjami w stanie hipnotycznym natychmiast zakupił małą piramidę Horusa i rozpoczął przy niej intensywny trening autogenny. Po 3 tygodniach zadzwonił, że wszystko się spełniło! Właśnie jeździ dokładnie tym samochodem każdego dnia... jako osobisty kierowca pewnego biznesmena!!! Działanie sugestii w autohipnozie jest bardzo precyzyjne. Jeśli bogactwo oznacza dla kogoś jazdę czerwonym samochodem... proszę bardzo. Ale pozornie gorzkie doświadczenie stało się doskonałą lekcją! Teraz Karol wie, jak planować swoje życie, jak sterować myślami i uczuciami, by z pomocą treningu autogennego osiągnąć radość i spełnienie.
ZALETY TRENINGU AUTOGENNEGO
Jak już wcześniej wspomniałam, trening autogenny należy do najwnikliwiej przebadanych technik i z uwagi na swoją precyzję stosowany jest chętnie przez ludzi nauki. Zebrane na przestrzeni 70 lat doświadczenia dowiodły, że osoby odwołujące się regularnie do treningu autogennego mogą liczyć na:
Stałe, dobre zdrowie. Nabyta mobilizacja systemu immunologicznego pomaga przezwyciężyć wiele chorób, albo ich po prostu unikać.
Doskonałą pamięć. Trening samoistnie likwiduje zakłócenia snu (reguluje), poprawia zdolności koncentracji, powoduje zanik roztargnienia.
Znakomitą kondycję psychiczną. Regularne praktyki pozwalają całkowicie zlikwidować stres i niepokoje.
Wzrost zdolności, a niekiedy odkrycie nowych. Trening daje nam możliwość świadomego włączenia kreatywnych fal mózgowych! Wzmacnia zdolności do nauki. Wpływa na inteligencję, wolę i pamięć.
Niezwykłą pomysłowość. Uaktywniając świat fantazji i wyobraźni trening sprawia, że wzrasta nasza pomysłowość. Pojawia się twórcze nastawienie do życia i chęć wprowadzania ulepszeń (w każdej dziedzinie).
Zwiększoną wydajność. Pozwala zmobilizować siły. Zastosowany w czasie przerwy w pracy regeneruje jak mocny, głęboki sen. Stosując go regularnie stajecie się aktywni bez nerwowości i odprężeni bez rozleniwienia. To poprawia motywację oraz zapał do pracy.
Bogate życie uczuciowe. Systematyczne praktyki wnoszą pozytywne zmiany w postrzeganiu i odbiorze uczuć, a nabyta subtelność likwiduje wiele zakłóceń np. w sferze seksu.
Doskonałą sprawność fizyczną i młody wygląd. Kłopoty odzwierciedlają się zawsze w naszej mimice i napiętych mięśniach. Dzięki ich likwidacji zyskujemy na świeżości i młodszym wyglądzie.
Wyostrzoną intuicję! To naturalny skutek rozwoju i pracy z treningiem autogennym. Sprawia, że czujemy się bezpiecznie i otwieramy się na nowe możliwości (obojętnie w jakim zakresie). W normalnym stanie jesteśmy zbyt nieufni, by dopuścić do naszego świata także dobro.
Zmiany charakteru i likwidację złych przyzwyczajeń. Poprzez trening likwidujemy niepożądane według waszej oceny uczucia i emocje (np. agresję). Negatywne cechy, złe przyzwyczajenia i nałogi mamy szansę zmienić tak, jak program w komputerze.
Zwiększoną samoświadomość. Trening pozwala zachować dystans w stosunku do wymagań świata zewnętrznego. Efektem jest wzrost samoświadomości i wiary w siebie.
Radość. Trening autogenny wychodzi naprzeciw potrzebie wielu ludzi naszej cywilizacji, którzy przeżyli swoje dzieciństwo bez odpowiedniej dawki miłości i potrzebują rekompensaty. Gdy darujemy sobie w transie nieco poczucia bezpieczeństwa i siły, odzyskujemy naturalną radość życia i istnienia.
Poczucie wspólnoty. Wspólne praktyki cudownie wpływają na atmosferę grupy i poczucie wspólnoty.
Ludzie, którzy wiedzą, czego naprawdę chcą, mają szansę przejąć kontrolę nad własnym szczęściem i osiągnąć sukces w dowolnej dziedzinie.
PSYCHOCYBERNETYKA
Psychocybernetyka - wyższy stopień treningu autogennego to nauka o procesach sterowania własną duszą (psyche-dusza, cybernetyka-nauka o procesach sterowania) i rozwiązywanie problemów tak lekko i łatwo, jak to tylko możliwe. Zakładamy, że każdy ma prawo do szczęścia, każdy może je osiągnąć i każdy jest w stu procentach odpowiedzialny za swoje życie, stan zdrowia i posiadania. Poprzez trening autogenny uczymy się pozbywać niepożądanych cech charakteru czy nałogów sterując myślami. Teraz idziemy krok naprzód i zdobywamy umiejętność swobodnego ?nurkowania? w oceanie podświadomości, obchodzenia się z życzeniami, radzenia sobie z każdą emocją. Problem to z greckiego zadanie, a zadania musimy rozwiązać. Na płaszczyźnie psychocybernetyki poznajemy świat symboli i obrazów z naszych snów, język naszej podświadomości i zasady komunikowania się z nią. Są to doświadczenia, których sama za nic na świecie nie chciałabym już stracić. Bez nich świat wydaje się bezbarwny, a życie puste i pozbawione blasku.
Autorka artykułu jest w Niemczech nauczycielką kundalini jogi i terapeutką stosującą m.in. regresje hipnotyczne. Na rynku ukazała się już książka napisana wspólnie z D.Haraldem Alke, twórcą piramid Horusa: "SUKCES I RADOŚĆ ŻYCIA POPRZEZ TRENING AUTOGENNY I PSYCHOCYBERNETYKĘ".
24