Eliza Orzeszkowa, Nad Niemnem - treść
Tom I, rozdz. 1
Było lato, dzień świąteczny. Nad Niemnem stał duży dwór otoczony szeregiem małych. Od białych dróg odchodziły miedze, wszystko ukwiecone dzikimi roślinami, w dali były uprawy. Weseli ludzie wracali z kościoła - kobiety w chustach, z płaczącymi dziećmi.
Gdy tłum przeszedł, ukazały się dwie kobiety - jedna z dużą chustą, druga z pękiem leśnych roślin. Kobieta z chustą była wysoka i szczupła, pewnie silna, ale już nieco przygarbiona starością, jedynie oczy pozostały w niej interesujące i ogniste. Kobieta z kwiatami wyglądała trochę jak chłopka, trochę jak bogata panna, ubrana była w modną, ale skromną czarną suknię, jej postawa była delikatna i wyniosła, ale ruchy zdradzały wesołe usposobienie. Wyglądała na piękną i silną, ale dumną i chmurną zarazem. Na imię miała Justyna, starszą kobietę nazywała ciocią.
Stara wspomniała o ojcu dziewczyny, który romansował z Francuzicą. Opowiadała jak kiedyś biegła z kościoła, bo Emilka była chora, w zielonej sukni i ze spłaszczonym parasolem, a chłopi w polu wzięli ją za cholerę z łopatą. Nie uwierzyli ekonomowi i Bohatyrowiczom, że to nie cholera, ale Marta Korczyńska, kuzynka Benedykta Korczyńskiego. Ubodło ją to, bo miała tylko 36 lat (teraz ma 48).
Minął je powóz Różyca, w którym siedział drugi pan, żartujący sobie z nich. Jechali na obiad do Korczyna. Marta dziwiła się, że Justyna nie korzysta w łaskawości wujostwa i nie kokietuje mężczyzn, nie przyjmuje od wujków pieniędzy, utrzymuje siebie i ojca z procentów od swego małego majątku. A boso i bez kapelusza chodzi, bo znudziły jej się salony, poza tym nigdy nie będzie mogła do tego życia wrócić. Ciotka jednak myślała, że to przez to, że dostała kosza od rodziny Zygmunta Korczyńskiego.
Minął je wóz drabiniasty szczelnie załadowany gwarzącymi dziewczętami. Powoził na stojąco 30-latek pięknej budowy, ukształtowany tak przez pracę. Był to Jan Bohatyrowicz. Zamienił parę słów z Martą, która znała go, gdy był dzieckiem i spojrzał z błyskiem w oku na Justynę, która rzuciła dziewczynom kwiaty. Kiedyś ojciec Janka, Jerzy, i stryj, Anzelm, bywali we dworze na obiadach. Było wesoło, teraz wieczny smutek. Janek z oddali śpiewał pieśń Ty pójdziesz górą, A ja doliną; Ty zakwitniesz różą, A ja kaliną, którą dawniej nucił z Martą jego stryj. Marta powiedziała Justynie koniec pieśni: A kto tam przyjdzie albo przyjedzie, Przeczyta sobie: Złączona para, złączona para Leży w tym grobie!
rozdz. 2
Dom korczyński stał wśród drzew i krzewów róż, był niski, drewniany, z dużym gankiem, na którym stały stoliki i kanapy i gotyckimi oknami. Obok były zabudowania gospodarskie i stary ogród. Widać było z dziedzińca Niemen. Był to stary szlachecki dom, niegdyś pełen życia. Teraz starano się zachować w nim porządek. Daleko mu było jeszcze do ruiny, ale co chwilę coś reperowano. Nie było kosztownych kwiatów, ale i nie było chwastów. Nie budowano nic nowego, zachowywano tylko pozory bogactwa. Dom przypominał wciąż o swoich pierwszych właścicielach, był nośnikiem historii.
W gabinecie przy salonie siedziały cztery osoby. Pokój był elegancki, nieco sentymentalny. Unosił się zapach perfum i lekarstw. Na szezlongu leżała piękna kobieta, lat około 40. Nie miała nawet jednego siwego włosa, ale widać było, że jest słaba fizycznie. Była to Emilia Korczyńska, żona Benedykta, właściciela Korczyna. Obok siedziała nieco młodsza, ale mniej ładna kobieta, podobnie delikatna, szczupła i cierpiąca, ale ubrana w prostą suknię. Teresa Plińska słuchała z uwielbieniem mężczyzn, ale żaden z nich nie zwracał na nią uwagi. Mężczyźni to Bolesław Kirło i Teofil Różyc. Kirło opowiadał o „gracjach”, jakie spotkali po drodze. Śmiali się, że jedna z kobiet była bez rękawiczek i kapelusza. Kobiety myślały, że to wiejska dziewczyna. Różyc się nie odzywał, a Kirło najpierw chciał pocałować Teresę, potem ucałował dłoń Emilii i wyznał, że spotkana dziewczyna to Justyna Orzelska.
Różyc był dopiero drugi raz w tym domu. Emilia tłumaczyła się, że Justyna zamieszkała u nich, gdy miała 14 lat, jest oryginalna, a naweyki w tym wieku trudno wykorzenić. Jej ojciec stracił majątek, a potem owdowiał. Korczyński jest wciąż zajęty gospodarstwem i interesami, bardzo nietowarzyski. Teresa podała Emilii leki, bo ta czuła globus. Nie pozwalała otworzyć okna, bo bała się przeciągów i słońca.
Wszedł Benedykt - opalony i barczysty, silny od pracy. Różyc był fizycznie jego przeciwieństwem, ale obaj wydawali się smutni. Benedykt niepokoił się, że jeszcze nie ma dzieci - miał przyjechać Witold ze szkoły agronomicznej i Leonia z pensji warszawskiej. 15-latka pojechała, bo matka przy słabym zdrowiu nie mogła jej wychowywać. :/ Kirło nie mógł z Benedyktem rozmawiać o gospodarstwie, bo siedział u żony pod pantoflem, to ona zajmowała się całym domem.
Płytnicy (płyta - tratwa) pracowali mimo święta, choć według Różyca oni zawsze je mają, bo są zdrowi i silni, chcą żyć. Benedykt przyznał, że praca nie jest nieszczęściem, jeśli przynosi jakieś skutki, a nie wciąż nowe trudności. Ciężko mają teraz średni obywatele. Różyc stracił część majątków, ale zawsze był wielkim panem i poradzi sobie. Kirło tymczasem żartował cicho z Emilią.
W domu słychać było granie na skrzypcach. Kirło na ten dźwięk wybiegł do salonu. Marta krzątała się przy obiedzie. Kaszlała, ale nie spoczęła ani na moment, nawet po długim spacerze z kościoła. Kirło przytargał do gabinetu Emilii ubranego w szlafrok Orzelskiego, by przedstawić z Różycowi znakomitego muzyka. Różyc był zniesmaczony tym żartem, ale panie się śmiały. Justyna uratowała ojca, grożąc Kirłowi psem.
Różyc wspomniał, że ich wiek jest nerwowy. Emilia twierdziła, że jedynym dla niej ratunkiem jest zaspokojenie potrzeb serca, gustów, marzeń. Wywód ten przerwała Marta, mówiąc, że dzieci jadą. Emilia przed wyjściem opatuliła się płaszczem. Różyc tymczasem wypytywał Kirłę o Justynę i dowiedział się, że nie ma ona posagu, że miała wyjść na Zygmunta, ale rodzina i on sam się sprzeciwili. Justyna musiała pomóc ojcu w toalecie, bo Franek - służący był zajęty przy stole i gościach.
Justyna przez okno swego pokoju widziała mężczyzn (jeden to Jan Bohatyrowicz, drugi jakiś starszy), którzy przypłynęli Niemnem i weszli w bór, skąd wołały ich inne głosy.
rozdz. 3
Benedykt Korczyński skończył studia wyższe w akademii wileńskiej jako syn napoleonisty. Ojciec jego oparł się rosyjskiej tyranii i wychował synów w cnocie. Dziwiono się, że wysłał synów na studia, zamiast dać im spokojne życie na swojej ziemi. Rozumiał, że pańszczyzna kiedyś się skończy, był poza tym średniozamożny, chciał dać im jakieś podstawy do życia. Benedykt dostał Korczyn, Andrzej - drugi folwark, mieli wyposażyć siostrę i młodszego brata, Dominika, który był na naukach.
Benedykt przyjechał do Korczyna w 1861 r. Andrzej gospodarował już u siebie, siostra wyszła za mąż, Dominik dopiero wrócił z nauk. W Korczynie była już jego kuzynka, Marta. Duch demokratyzmu szerzył się. Korczyn żył w przyjaźni z Bohatyrowiczami. Była to wioska, która przez jakieś dziwne okoliczności straciła szlachecki tytuł. Wybuchło powstanie. Andrzej bardzo się angażował, Dominik odkładał wyjazd z domu, a Marta romansowała z Anzelmem. Jerzy, brat Anzelma przyjaźnił się z Andrzejem - mimo różnic w wykształceniu. Ich synowie - Zygmunt i Jan byli rówieśnikami. Po powstaniu zniknęli obaj, a okoliczne lasy Świerkowe zaczęto nazywać Mogiłą. Dominik był na Sybirze. Benedykt zaciągnął dług, żeby spłacić bratu i siostrze majątek ojca. Musiał zmienić się z arystokratycznego rumaka w pokornego i cierpliwego woła. Znosił szykany Rosjan. Chciał unowocześnić gospodarkę, wykształcić chłopów, upiększał ogród, ale tylko wciąż się zadłużał. W końcu jednak zrezygnował i dostosował się do sytuacji. Ożenił się.
Emilia czytała, była słaba i mdlejąca, nie rozumiała interesów męża. On martwił się o chleb, ona była wciąż nerwowa. Emilia wyszła za mąż, bo Benedykt ze swą odwagą i nieszczęściami braci wydał jej się rycerski i poetyczny; teraz był zbyt przyziemny. Początkowo wyjeżdżała za granicę, ale potem ogarnęła ją zupełna apatia. Chciałaby, żeby mąż odrzucił brzydką i prozaiczną stronę życia. Nie dała sobie wytłumaczyć, że wtedy umarliby z głodu. Jej poezje nazwał Benedykt romansowością. Nie dostrzegała, że w jego wyrzeczeniu się ideałów młodości też była poetyczność. Nie mogli się już zrozumieć.
Kłócił się potem z Anzelmem i Fabianem Bohatyrowiczami o ich konie. Weszły w pole Benedykta. Chłopi chcieli je odzyskać, a on chciał odszkodowania. Sprawa miała skończyć się w sądzie. Według Anzelma Andrzej inaczej by z nimi postąpił.
W liście Dominik pisał, by brat sprzedał Korczyn, przyjechał do niego, a dostanie pracę zarządcy majątku książęcego. Malutki jeszcze syn Benedykta lubił Niemen, lasy i przyrodę, szczebiotał o tym tacie cały czas. Wolał być z parobkami niż przy książkach. Był całą nadzieją ojca, dla niego nie wyjeżdżał z kraju.
Emilia zażądała, by mąż wypłacał jej procent od połowy jej posagu, bo chce sobie kupować rzeczy na wyposażenie pokoju, lekarstwa, książki, suknie i inne. To był ostatni gwóźdź do trumny ich małżeństwa. Rozdzielili się zupełnie. Ona zaszyła się w swoje gniazdko, a on zajął się zupełnie gospodarką, nie interesowały go nawet sprawy zza granicy. Mało mówił, nie potrafił już się wysłowić, powtarzał To... tamto... tego..., ale w oczach wciąż miał mądry i filuterny błysk.
rozdz. 4
Korczyńscy nie utrzymywali stosunków towarzyskich - on unikał wydatków, ona była wciąż chora. Większe przyjęcie robili tylko na imieniny Emilii. Bywała tam wdowa po Andrzeju, która dotąd nie zdjęła żałoby, choć była jeszcze piękną kobietą, zajęta wychowywaniem syna. Bywała Jadwiga Darzecka, siostra Benedykta. Nosiła za dużo ozdób, interesowała się głównie konkurentami do swoich 4 córek. Darzecki opowiadał o zagranicy, ujawniał swoje bogactwo. Był Różyc i żona Zygmunta Korczyńskiego - Klotylda, młoda blondynka szczebiocząca po francusku, okolica jej się nie podoba, jest za mało poetyczna. Justyna rozmawiała też po francusku z nauczycielką młodych Darzeckich. Inni goście, często spracowani i pełni zgryzot, silili się na wesołość i elegancję.
Justyna dbała, by ojciec odszedł od stołu wraz z innymi, choć miał ochotę dokończyć obiad. Marta zarządzała wszystkim, choć płakać jej się chciało na wspomnienie dawnej świetności tego domu. Emilia tryskała zdrowiem. Zygmunt i Różyc rozmawiali ze sobą, choć mało się znali, ale pewnie dobór naturalny ich ku sobie pociągnął, bo byli podobni, choć nie zewnętrznie. Razem z hrabią rozmawiali o zagranicy, Zygmunt mówił o swych obrazach. Uznali, że to ironia losu, że są teraz na tej głuchej pustyni.
Syn gospodarzy pytał Różyca o reformy, jakie chce zaprowadzić w swej Wołowszczyźnie. Ganił mężczyzn, że nie robią nic w kierunku poprawienia swych gospodarstw, polepszenia doli chłopa. Przyszedł mu z pomocą inny student. Różyc słuchał ze spuszczonymi oczami, a potem odszedł. Rozmawiał z Andrzejową o jej synu. Kobiety szeptały, że Zygmunt nie kocha żony, a matka żałuje, że wychowała go poza krajem i pod kloszem.
Kirło upił Orzelskiego i wysłał go do panien. Justyna nudziła się z pannami Darzeckimi. Mężczyźni na balkonie mówili o gospodarce i polityce. Benedykt stwierdził, że gazety to zawracanie głowy. Czytał kiedyś o wojnach i śniło mu się potem, że przyszło wojsko Bismarcka (pruskie), podjął ich, by uratować dom. Gdy ci jedni już odjeżdżali, zza pagórków ujrzał drugie wojska. Zaczęli rozmowę o wewnętrznych sądach.
Przyszła Kirłowa z dziećmi. Młoda jeszcze i ładna kobieta, ale sterana pracą. Przyszła na zaproszenie Benedykta, który pomaga jej w gospodarce. Czuła się nieswojo. Mówiła po chłopsku. Klotylda zaśmiewała się z niej, Andrzejowa umilkła. Marysia, córka Kiryłów, też czuła się zakłopotana w skromnej sukience. Ale syn gospodarzy zaraz się nią zajął, znali się dawno, tylko jego nie było dwa lata w domu.
Justyna grała na fortepianie, a jej ojciec na skrzypcach. Gra go uszlachetniała. Justyna grała obojętnie. Różyc patrzył na nią z pożądaniem, a jeszcze niedawno zobojętniały opuszczał salon. Poprosił Kirłową, z którą był spokrewniony, by zaaranżowała mu spotkanie z Justyną w swoim domu. Zygmunt zagadnął Justynę o muzykę, a potem wyrzucał jej, że go unika. Klotylda była zazdrosna i Justyna zobaczyła łzy w jej oczach i odpowiedziała Zygmuntowi, że dawne czasy nie wrócą nigdy.
Różyc zastał Justynę samą, gdy szła po płaszcz dla Emilii. Scisnął jej rękę, coś mówił, ale była tak wzburzona rozmową z Zygmuntem, że nic nie słyszała. Emilia zrobiła wielki ceremoniał ze schodzenia po schodach, które były dla niej jak przepaść. Justyna poszła po pocieszenie do Marty, ale ta miała za dużo problemów z zarządzaniem wszystkim.
rozdz. 5
Justyna poszła do lasu i zastanawiała się, czemu czuje się tak nieszczęśliwa. Myślała o ojcu, który miał dwie namiętności - muzykę i ładne kobiety. Wyjechał kiedyś po zaciągnięciu długu z jej nauczycielką, Francuzką. Matka zawiozła Justynę do Korczyna. Wkrótce matka zmarła, a Benedykt przyjął i ojca Justyny. Dziewczyną zajęła się chętnie Andrzejowa. Tam poznała Zygmunta. Andrzejowa nawet ją lubiła i ceniła, ale dla syna chciała kobiety z wyższych sfer. Darzecka powiedziała jej wprost, że tacy ludzie jak Zygmunt mogą z nią romansować, ale nie ożenią się nigdy.
Justyna nie wiedziała, w której jest grupie - ani wśród arystokracji, ani z chłopami. Idąc bez celu, trafiła na pole, na którym Jan Bohatyrowicz orał pługiem ziemię. Zaimponowała mu, czyniąc mądre uwagi o orce. Popisywał się swą siłą, choć był jeszcze trochę nieśmiały. Wyznała, że źle jej było na balu, a on, że często ją widuje z dala. Powiedział jej, że najgorsze to rozmyślać o swych biedach. Ojciec Janka zmarł, gdy ten miał 7 lat, z matką miał słaby kontakt, wychowywał go stryj Anzelm.
Przeszła koło nich Jadwiga Domuntówna, najbogatsza w okolicy dziedziczka, wyrzucała po cichu Jankowi, że do nich nie przychodzi. Pielęgnuje ona dziadka, Jakuba Bohatyrowicza, który trochę zwariował, gdy go młoda żona porzuciła. Jan przekomarzał się z synami Fabiana Bohatyrowicza, którzy jeszcze nie obrobili swego pola. Adaś był markotny, bo go do wojska biorą.
Jan zaprosił Justynę do siebie, bo zagroda jej się bardzo podobała. Stryj Anzelm rozmawiał z Fabianem o procesie. Z niechęcią przyjął Justynę, ale był bardzo grzeczny. Skrzywił się dowiedziawszy, że Marta ciężko pracuje - kiedyś lękała się pracy. Nie mógł uwierzyć, że ktoś w Korczynie jeszcze go wspomina. Rozgadał się o swojej chorobie, która na parę lat przykuła go do łóżka. Pokazał Justynie sad. Wspominając, że wszystko osiągnęli własną pracą, rozweselał się, ale wnet ogarniał go znów smutek. Wszystko przemija. Ale oni muszą się trzymać swej ziemi, bo to wszystko, co mają.
Janek miał przyrodnie rodzeństwo - jego matka wyszła powtórnie za mąż za Jaśmonta. Ciekawi sąsiedzi zaglądali do ogrodu. Jan zarumienił się, gdy Justyna posadziła przy sobie i ucałowała jego przyrodnią siostrę, która bardzo się jej wstydziła. Silne dziewczyny ze wsi ostro kontrastowały z Emilią, która bała się schodów. Przez płot wpadła do nich kluska - Elżunia Bohatyrowiczówna. To na nią spadł bukiet Justyny. Ojciec, Fabian, po nią niby przyszedł - też chciał poznać Justynę. Zaczął wyłuszczać żale, jakie ma do Benedykta. Potem zmieszany przeprosił i odszedł.
Jan i Anzelm mieli iść jeszcze do Jana i Cecylii kończyć krzyż. Justyna poprosiła, by wzięli ją ze sobą, bo nie chciała wracać do dworku.
rozdz. 6
Wieczór. Szli przez wieś, między płotami, ścieżkami. Zagrody połączone były niebem i zielenią, ale każda była trochę inna. Spódnice i kaftany kobiet migotały wszędzie. Mężczyźni wracali z pola. Psy szczekały lub bawiły się z dziećmi. Staruszki gwarzyły pod domami. Na wszystkich widać było piętno ciężkiej pracy, ale wszyscy byli weseli. Wybuchały śmiechy, ktoś nucił piosenki.
Jadwiga mocowała się z dziadkiem, który chciał bić Pacenkę, zabierającego mu żonę - wmówili mu to chłopcy ze wsi. Anzelm go uspokoił, choć Jakub myślał, że rozmawia ze zmarłym Szymonem, dziadkiem Jana.
Fabian znów kłócił się, że wygon powinien do nich należeć, a nie do Benedykta. Anzelm po cichu powiedział, że wygon prawnie należy do Korczyńskich. Kłócił się też Ładyś (Władysław), który ma 4 dzieci i malutko gruntu - nie wszyscy są szczęśliwi i dostatni wśród chłopów, ziemia jest różnie podzielona.
Weszli w parów, zbliżali się do mokrych miejsc, kamienie były obrosłe wilgotną pleśnią. Doszli do strumienia, gdzie panowała nieskazitelna cisza. Wspinali się na górę, Jan pomagał Anzelmowi - Justyna już ich widziała kiedyś z okna. Na szczycie góry, między sosnami i gruszą był grobowiec. Składał się z krzyża, na którym na czerwonym tle bielała postać Chrystusa. Boki okryte były godłami i figurami (narzędzia męki, rzeźby Maryi, świętych). Całość była bardzo stara. Krzyż próchniał. Na jego podstawie był napis: Jan i Cecylia, Rok 1549, memento mori.
Anzelm zdjął czapkę, a potem wziął się do roboty. Poprzedni krzyż odnowił Jakub, teraz nowy miał sporządzić Anzelm. Trochę ponarzekał, a potem z radością opowiedział historię:
Było to 100 lat po chrzcie Litwy. Para ludzi przyszła w te strony z Polski. Nie podawali swego nazwiska, szukali puszczy. Chcieli skryć się przed ludzi, może przed pościgiem. Ona była wielkopańskiej urody, on - prosty chłop. W tych okolicach każda osada miała inne zajęcie - część łowiła ryby, część zbierała miód, sokolnicy hodowali sokoły dla króla, część ludzi król uczynił wolnymi (bojarzy). Nie uprawiali ziemi i nie znali wełny. Niektórzy nawet nie znali jeszcze pieniędzy. Wielu miało kilka żon i kłaniało się bałwanom. Janowi i Cecylii najbardziej spodobało się miejsce nad Niemnem. Pod dębem wybudowali chatę, polowali i jakoś żyli. Cecylia ściemniała na twarzy, nabrała sił od pracy. Zagrażały im dzikie zwierzęta i rwąca rzeka. Po 20 latach zaczęły chodzić słuchy, że wykarczowali oni kawał puszczy, zbudowali przestronny dom, zasiali różne rośliny. Mieli 6 synów i 6 córek. Wszyscy osiedlili się przy rodzicach (jeden nawet ożenił się z Rusinką, bo wtedy była jeszcze zgoda). Po 80 latach dowiedział się o nich król. Zygmunt August (ostatni z Jagiellonów) skłonił się przed nimi. Mieli już ponad 100 lat, przyszli do niego w białych szatach, Jan wsparty na toporze, Cecylia z sarenką. Chcieli umrzeć bezimienni. Ale król nadał im dzieciom szlachectwo i nazwisko Bohatyrowiczów, klejnot Pomian (żubrza głowa na żółtym polu).
Bohatyrowicze nigdy nie mieli włości. Bili się na wojnach, jeździli na sejmiki, starali się o urzędy. Większość została w zaciszu swego domu. Teraz zdjęto z nich szlachectwo. Dalej są tymi samymi ludźmi, tylko teraz coraz biedniejszymi.
Historię tę pamięta tylko kilka osób - Jakub, Anzelm i Fabian. Inni o to nie dbają. Justyna pocałowała Anzelma w rękę w podzięce, a potem przytuliła się do brzozy. Jan stanął przy niej i wyrzekał na los, który daje człowiekowi tyle, co bydlęciu, a kochanie stawia za wysoko, by go dosięgnąć. Justyna ujrzała w górze Cecylię wskazującą ręką zagrody - nie wiedziała, czy je błogosławi, czy komuś wskazuje.
Tom II, rozdz. 1
W Olszynce (Kirłów) był sad, gaj olchowy, ogrody warzywne - wszystko ładne i zadbane, ale bez ozdób. Za domem płynął Niemen i roztaczały się pola. Było to miejsce ciche, skromne, prawie odludne. Najmniejsza w okolicy posiadłość ziemska. W pobliskiej wiosce stało kilkanaście dostatnich chat - pewnie kiedyś należących do Olszynki.
W pokojach mieszkalnych było cicho, słychać było tylko uczące się dziecko. Domownicy krzątali się wokół domu. Kirłowa - ładna jeszcze i smukła mimo domowego grubego sukna - doglądała prania, pieczenia chleba i robienia serów. Obwiniała się o takie skumulowanie robót na jeden dzień. Dzieci chciały pomagać. Wszystkie miały jasne jak ona włosy, oprócz najmłodszej Broni, która miała twarz cygańską. Łaziła za mamą, gadała cały czas, chciała jeść - pajda chleba z miodem trochę ją zatkała. Boleś uczył się zamknięty w pokoju (bo już dwa razy promocji nie dostał), Staś biegał z wiejskimi dziećmi. Boleś uciekł przez okno, więc matka przywiązała go do kanapy. Okrzyczała go strasznie, choć drogo ją to kosztowało. Najstarsza Marynia rozmawiała z Witoldem Korczyńskim.
Kupcy przyjechali po wełnę. Targowanie przerwał przyjazd Różyca. Nie zważał on na zamieszanie, pracę i codzienny strój kuzynki, ale z galanterią ucałował jej rękę. Prosił ją, by traktowała go jak rodzinę i nie wstydziła się nawet drobnych nieporządków. Różyc choruje na apatię, nie ma siły i ochoty oglądać swoich majątków. Według Kirłowej lepiej już się upić. Wyznał, że uzależnił się od narkotyku, który podawano mu na uśmierzenie bólu po jakimś pojedynku.
Kirłowa poszła po konfitury, przy okazji sprawdzając, czy wszystko w domu jest w porządku. Różyc nie chciał herbaty, bo bał się, że będzie niedobra. Justyna podoba mu się właśnie dlatego, że nie jest nadmiernie wykształcona, nie jest kokietką, nie stroi się. Gdy rozmawiał z nią obiektywnie i bez kontekstów, opowiadała mu bardzo ciekawie o okolicach Korczyna. Nie ożeni się z nią, musiałby wziąć do siebie jej ojca, a francuski Justyny nie pasuje do jego towarzystwa.
Kirłowa zwierzała się kuzynowi ze swoich zmartwień. Musiała zadbać sama o gospodarkę, wykarmić 5 dzieci, a Staś teraz zachorował na gardło, bo biegał z chrypką po deszczu. Córek nie da rady już wykształcić, nauczyła je, co sama umiała. Różyc odpowiedział na to, że kobiety w jej wieku (34) używają jeszcze życia. Chciał, by Bolesław Kirło wziął się za zarządzanie jego Wołowszczyzną. Kirłowa nie mogła przyjąć tej propozycji, bo pieniądze Różyca poszłyby w błoto - jej mąż nie nadaje się do pracy. Broniła go, mówiąc, że tak został wychowany. Zapłakała z wdzięczności, gdy Różyc obiecał jej opłacić szkoły dla synów. Poleciła mu za to Korczyńskiego na zarządcę.
Chłopi z wioski obrabiali część gruntów w Olsznce, dzieląc się z Kirłową plonami. Teraz wracali już do domów. Marynia dalej siedziała z Witkiem. Chłopak był żywy i radosny, ale widać było po nim zmęczenie od książek i ślady czasów udręczenia serc i niepokoju umysłów. Opowiadał dziewczynie o reformach, jakich uczą ich w szkole, pojawiały się słowa-klucze programu pozytywistów: lud, kraj, gmina, inteligencja, inicjatywa, oświata, dobrobyt. Poszli razem w kierunku wsi - on jak apostoł nowych idei, ona z budzącą się młodą myślą i wolą.
rozdz. 2
Lekarz został znów wezwany do Emilii, przy okazji usłyszał kaszel Marty i kazał jej się leczyć koniecznie. Teraz dzieci chodziły za nią i prosiły, by dała się zbadać. Justyna przyniosła kwiaty z Bohatyrowicz od Jana. Marta przestrzegła ją, by nie myślała, że serce chłopskie jest z kamienia i by nie zachciało jej się nim bawić. Marta zamknęła się przed doktorem w spiżarni.
Tymczasem Teresa czytała Emilii o Egipcie. Emilia była pewna, że tam byłaby szczęśliwa i zdrowa. Nad ranem miała atak, który spotęgował niedawny spacer z synem po ogrodzie. Użalała się przed nim na swe życie, a on milczał, to ją przekonało, że nikt jej nie rozumie. Benedykt, mimo że nic go nie łączyło z żoną, zdenerwowany pobiegł do jej pokoju i wezwał lekarza.
Darzecki przyjechał z córkami. Emilia miała jeszcze dość siły, by sprawdzić, jak Leonia jest ubrana, zanim zejdzie zabawiać kuzynki. Korczyński, rozmawiając ze szwagrem, mizerniał, chciał się przypodobać. Darzecki przyszedł upomnieć się o posag żony. Jego córki narzekały, że salon w Korczynie jest nieładny i ma mało mebli. Leonia też chciałaby, by był piękniejszy, co wyśmiał jej brat. Darzecki nie mógł poprzestawać na procentach, jakie Benedykt płacił regularnie, bo wydawał córkę za mąż. A ostatnio za wiele wydawał - wyjeżdżali za granicę, meblowali dom, bo takie są wymogi cywilizacji. Korczyński wyjaśniał, że sam ma mnóstwo wydatków; mówił o nich cicho, by dzieci nie słyszały. Darzecki radził mu sprzedać las. Ale tam jest mogiła Andrzeja, która mogłaby dostać się w nie-polskie ręce. Wg Darzeckiego - to sentymentalność. Nie mogli porozumieć się też co do Zygmunta - Darzecki rozumiał jego znudzenie światem, Benedykt nie wiedział, czego jeszcze chłopak może żądać od życia.
Witold nie rozmawiał z wujem, bo nie ma dla niego szacunku. Boli go, że ojciec mu nadskakuje. Benedykt był zdziwiony, sam wyzbył się już dawno swoich ideałów. Witold zwrócił uwagę ojca na to, że Leonia wyrasta na lalkę, światową srokę. Benedykta bardzo ubodły te słowa i wyszedł, miał łzy w oczach. Po Witka przyszedł Julek Bohatyrowicz. Razem z psem Sargasem mieli jechać na ryby (Witek miał psa Marsa).
Orzelscy grali na pianino i skrzypce dla zabawienia Emilii. Orzelski wybudził się z transu dopiero, gdy Marta zawołała na śniadanie. Justyna została sama i zagrała piosenkę, którą śpiewał Jan. Przyjechał Kirło. Po godzinnej toalecie Emilia zeszła do niego. Kirło zapowiedział przyjazd Różyca, który rzekomo kocha się w Teresie. Ta od razu poszła się stroić. Emilia i Kirło mieli wielką radość, że dziewczyna dała się nabrać. Tak naprawdę chodziło o Justynę. Kirłowa namawiała Różyca do małżeństwa. Teresa najpierw płakała, że Emilia z niej żartuje, ale zaraz potem zajęła się jej lekarstwami.
Justyna nie wiedziała, co o tym myśleć. Przed nią leżał tomik poezji Musseta przysłany przez nieszczęśliwego Zygmunta, który prosił o spotkanie. Z wierszy ukazywała się miłość wątpiąca o sobie i drugim, człowiek kochający czuł się pogardzany i zdradzany. Dla niej była teraz inna miłość ważna - ufająca, długa i czysta, jak Jana i Cecylii. Przypomniał jej się Jan...
rozdz. 3
Była pora żniw, chłopi pracowali na polach. Przed żniwami prano i szyto, były one jak święto. Wszyscy wylegali na pola, więc chcieli się jakoś zaprezentować. Pracowali obok siebie, ale każdy na swoim kawałku. Tylko oni wiedzieli jak to pole jest podzielone. Na poletku Fabiana żęła 50-letnia piękna kobieta. Miała już trzeciego męża, bo poprzedni umierali. Z Jerzym miała syna - Janka, z Jaśmontem - Antolkę. Córkę oddała Anzelmowi, bo wyszła za Starzyńskiego, wdowca z dziećmi, który nie chciał mieć kolejnego kłopotu. Janek zaopiekował się siostrą. Kukułką ją nazywali, bo żadnego dziecka sama nie wychowała.
Przyjechała Justyna zobaczyć prace. Matka Janka opowiadała jej, że syn chodzi jak struty, że ma 30 lat, a nie kochał się jeszcze - no, może w Jadwidze kiedyś. Janek ją odciągnął. Justyna przypatrywała się pracom, ale łzy jej w oczach stanęły, bo poczuła się niepotrzebnym intruzem. Jan przyniósł jej sierp, a jego matka pokazała Justynie jak żąć. Dziewczynie przeszkadzał gorset, ale powiedziała, że przyjdzie niedługo stosowniej ubrana i więcej im pomoże. Jadwiga jechała opodal wozem i śpiewała (dla Janka) pieśń. On się przyłączył, ale myślał o Justynie. Matka Jana tymczasem opowiedziała Justynie, że oni są najlepszymi śpiewakami i że się kochają. Justyna drasnęła się w rękę, ale ból poczuła w sercu.
Fabian przyszedł późno, bo załatwiał interesy. Jego rodzina zaczęła jeszcze szybciej pracować. Duma i powaga zniknęły z jego twarzy, gdy zobaczył, że Ładysiowa weszła trochę na jego pole. Pobiegł tam z synami i wywiązała się bójka. Jan ich rozdzielił - porządny gospodarz nie zubożeje, gdy mu biedak garść zboża zeżnie, po co od razu się bić? Justyna powiedziała, że wszędzie takie rzeczy mają miejsce, różnią się tylko formą. Pracowała do końca, mimo zmęczenia. Witek przyszedł i pochwalił ją, że pracuje.
Anzelm nie chodził na pola, bo lękał się tłumu i gwaru. Zdziwił się bardzo, gdy zobaczył Witka Korczyńskiego. Starzyńska pokazywała Justynie jak się miele żarna. Michał przyszedł w zaloty do Antolki. Anzelm tymczasem uważnie słuchał uwag Witka o utrzymaniu sadu. Witold przypominał mu Andrzeja. Anzelm dziwił się, że syn obojętnego Benedykta jest tak chętny do zmian - radził ludziom wybudować studnie, młyn. Jan rozmawiał z Justyną o szczęściu. Dziwił się wytrwałości Michała, który już rok chodził do Antolki, tak samo zawsze radosny, a musiał jeszcze ze dwa lata czekać na ślub, bo dziewczyna miała dopiero 16 lat. Jan upewniał się, że Justyna popłynie z nim jutro na Mogiłę, nawet jeśli stryj zostanie w domu.
Anzelm pokazał Witkowi książki Andrzeja - Psalmy Kochanowskiego, Pana Tadeusza, Ogrody północne Józefa Strumiłły - podręcznik ogrodnictwa. Jedna była dla Jerzego. Izdebka Anzelma przypominała celę, tak też ja nazywał, śpiewając: Ty będziesz panną Przy wielkim dworze; A ja będę księdzem W białym klasztorze.
rozdz. 4
Justyna ubrała się w ładną, ale prostą białą suknię, upięła swe czarne włosy. Płynęli z Jankiem na Mogiły. Prowadziły tam dwie drogi - przez las po drugiej stronie rzeki lub rzeką aż do piasków. Wybrali tę drugą. Jan uratował pszczołę, która zapędziła się nad rzekę i nie miała gdzie usiąść - podstawił jej wiosło. W skałach obserwowali jaskółcze gniazda. Minęli łowiącego ryby Julka, który ostrzegł ich przed burzą. Chłopak uważany był za głupiego, całe dnie spędzał nad Niemnem. Miał iść do wojska, ale bał się rozstania z rzeką, więc uciął sobie dwa palce. teraz za niego ma iść Adaś.
Dotarli wreszcie do piaszczystej pustyni. Jan patrzył na pagórki jak w ołtarz. Tu widział ostatni raz ojca, gdy miał 7 lat. Prom przewoził wtedy tłumy ludzi przez rzekę. Ojciec Jana pożegnał się z nim i matką, przezwyciężając swą wrodzoną skrytość. Andrzej żegnał się wtedy ze swoimi. Marta dała Anzelmowi (ten z kolei był bardzo otwarty i wesoły jeszcze wtedy) medalik. Potem odjechali na koniach, w karmazynowych czapkach. Zapadła cisza, tylko słowik śpiewał w borze. Potem w okolicach św. Anny w wiosce usłyszeli grzmoty nad piaskami, a potem krzyki ludzkie. Mieszkańcy wsi stali jeszcze długo w noc przed domami. Słychać było szepty ludzkie i pluskanie wody. Anzelm przepłynął przez rzekę, brudny i wyniszczony dotarł do osady. Janka mocno przytulił, zapłakał, kazał iść do Benedykta i powiedzieć, że Andrzeja i Jerzego już nie ma, że pierwszy jest w jego głowie, a drugi w sercu. Andrzejowa zemdlała z wielkim krzykiem na tę wieść, a Benedykt pobiegł do Anzelma. Na pytanie o Dominika stryj zatoczył pętle wokół rąk i nóg.
Justyna cicho płakała... Doszli do polany, na której wznosił się kurhan - mogiła 40 powstańców. Ponad godzinę siedzieli w ciszy na stoku. Justyna nie pamiętała czasów wielkich uniesień, urodziła się już w katakumbach mroku i milczenia. Ludzie zajmowali się swoimi sprawami lub wzdychali i jęczeli. Nie doświadczyła ideałów i bohaterstwa. Świat zapomniał o tym grobie.
Justyna zbliżyła się do Jana, a on ucałował jej dłonie. Ich spojrzenia spotkały się wiele sobie mówiąc. W tym miejscu śmierci wezbrało w nich uczucie życia. Mówiła mu o tym ,ze czuje się bezużyteczna. Nie miała marzeń, złudzeń nawet, była dumna i łaski jej wyświadczane upokarzały ją. Nuda ją otaczała. Czuła w sobie bunt młodości i siły, ale nie miała ich gdzie spożytkować. Jan podsumował jej położenie: Ani ptak, ani mysz... jak nietoperz! Wyznał, że od dawna coś go do niej ciągnęło. Wydawała mu się bardzo nieszczęśliwa. Rozmawiając, lekko zboczyli z drogi.
Jan opowiadał o lesie, który w części należy do Bohatyrowicz, ale każdy z niego bierze drzewo bez żadnego porządku. Korczyński nie chce z nimi się dogadać w tej sprawie. Nie ma wśród ludzi pijaństwa i złodziejstwa, ale jest chciwość wielka. Zbliżała się burza, więc pobiegli szybko do czółna. Justyna nie bała się, ufała Jankowi. Burza szybko przeszła, dopłynęli szczęśliwie, tylko przemokli. Justyna była szczęśliwa.
Jan z uwielbieniem patrzył na mokre włosy dziewczyny. Pokazywał jej rybitwy (morskie wrony), a Justyna obiecała mu, że razem o nich i o dalekich krajach będą czytać.
rozdz. 5
Anzelm leżał nieruchomo w swoim pokoju - miewał od czasu do czasu takie chwile, kiedy nie dało się do niego dotrzeć. Antolka i Elżusia przyjęły ich w domu. Justyna sama chciała rozpalić w piecu. Elżusia chciała prosić Justynę i Witka na swoje wesele. Rozmawiały o strojach, o wyprawie, o panu młodym. ;) Anzelm z radością powitał Justynę. Cieszył się, że żęła u nich, że była na Mogile. Zaprowadził ją do świetlicy i dwornie posadził na krześle. Dziewczęta przygotowały bochen chleba, masło, miód, kwaśne mleko i jajecznicę. Anzelm i Jan starali się jeść wytwornie i powoli.
Młodzi poszli po posiłku na gospodarstwo, a Justyna została z Anzelmem. Wyznała mu, że wszystko wie, przytuliła się do niego. Opowiedział jej historię swego wyobcowania ze świata. Gdy wszystko obróciło się ku złemu, a Polska została pod okupacją, ogarnął go żal i gniew, którego nie miał przeciw komu obrócić. Wszystko mu obrzydło. Dziwił się, że ludzie zapomnieli o dawnych czasach, że mogą być weseli. Jedynym ratunkiem było dla niego małżeństwo, więc poszedł do Korczyna. Marta go odepchnęła. Odtąd wszystko uważał za marność, żył tylko dla Janka. Potem zapadł na hipochondrię. Choroba trwała 9 lat, lekarze mówili, że jest bardziej „duszna” niż „cielesna”. W końcu ozdrowiał, ale wciąż hałasów i ludzi unika.
Do chaty wpadła Jadwiga ze starym Jakubem. Znów myślał, że mu Pacenko żonę uprowadza. Justyna podtrzymała mu głowę, gdy upadł, ale Jadwiga szybko ją odsunęła. Anzelm namówił Jakuba, by opowiedział historię swego brata Franciszka z 1812 r. Jadwiga przerywała dziwiąc się złośliwie, że Justyna ma rozpuszczone włosy, ale jej dziadek opowiadał dalej: Dominik Korczyński zwerbował Franciszka do armii Napoleona. Pewnej zimy znaleźli w polu zamarzniętego oficera - był to Franek. Jadwiga nie mogła już dłużej wytrzymać obecności Justyny i w gniewie wyszła razem z dziadkiem.
Jan chciał odprowadził Justynę, bo już ciemno było, ale żeby nie prowokować plotek - Anzelm poszedł z nimi. Obserwowali czółna z czerwonymi ogniami, które sunęły po Niemnie. Rybacy zgarniali do worków białe skrzydlate motyle, które tworzyły wokół nich mgłę. Wśród płynących był też Witold. Justyna dotarła do domu przed północą i usłyszała jak Teresa czyta książkę i razem z Emilią marzą, by być jak bohaterka - margrabina na dworze francuskiego króla.
Benedykt jeszcze pracował. Justyna popatrzyła na niego w inny sposób - ten człowiek stracił dwóch braci jednego dnia, ale nie krzyczał, nie płakał, tylko wzywał Boskiego imienia, a na twarzy miał coraz to nowe zmarszczki. Zmarły jego nadzieje. Marta opowiedziała Justynie, że Kirłowa była wypytywać się o nią, pewnie z polecenia Różyca. Kirłowa wyznała jej nałóg Różyca (morfina), z którego tylko miłość go może wyleczyć. Justyna zapytała, dlaczego Marta nie chciała wyjść za Anzelma. Bała się ludzkiego śmiechu i ciężkiej pracy. Przed powstaniem, gdy chłopi byli potrzebni, wszyscy się z nimi bratali, potem znów drogi się rozeszły. Nikt jej niczego nie zabraniał, ale śmiali się. Benedykt się nie śmiał, ale przestrzegł ją przed ciężką pracą. Wmawiała sobie, że jest zadowolona ze swojej decyzji, bo uratowała honor. Z radością jednak słyszała, że Anzelm ją wspomina.
Justynie śniło się (a może to były marzenia), że jest chłopką. Była bardzo szczęśliwa, zakochana z wzajemnością. Czuła pocałunki...
Tom III, rozdz. 1
Andrzejowa Korczyńska wyszła za mąż na pewno z miłości, bo wybrała najmniej zamożnego kandydata. Była jedynaczką, w Osowcach spędziła całe życie, z wyjątkiem 8 lat w domu męża. Wyjeżdżała młoda i radosna, a wróciła tam wdową. Dzieliła wszystkie przekonania swego męża - demokraty i patrioty. Jednego tylko nie umiała - nie była w stanie zbliżyć się do ubogich i prostych ludzi. Walczyła z sobą, ale nie mogła pokonać przyzwyczajeń i dumy. Ideały kochała, ale realność ją odpychała, choć zdawała sobie sprawę, że to ona jest podstawą jej ideałów. Po śmierci Andrzeja wytłumaczyła sobie, że arystokracja ducha nie może zniżać się do nizin i pozbyła się wyrzutów sumienia.
Odważnie pożegnała męża, a gdy pojechał dała hasło do wspólnej modlitwy. Nie było w tym żadnej sztuczności. Jedyną słabość okazała zaraz po otrzymaniu wiadomości o śmierci Andrzeja. Potem już nigdy nie krzyczała i nie skarżyła się. Ale nigdy nie była też wesoła, zamknęła się w sobie i żyła w samotności. W pokoju miała klęcznik, portret Andrzeja i mnóstwo wizerunków syna. Przechowywała też szkice i zabawki syna. Inne części domu odnowiono przed ślubem Zygmunta, ale jej pokoju nie ruszono. Andrzejowa czciła pamiątki, ale otaczała się też nowymi książkami i dziennikami. Czytała i wielbiła tych, którzy poświęcali się tym samym celom, co jej zmarły mąż - tylko teraz w inny sposób. Sporządzała odzież dla biednych, choć u nich nie bywała.
Benedykt pomagał jej w kłopotach, które wynikały z powodu przeszłości patriotycznej Andrzeja. Ona sama mogłaby żyć ascetycznie, ale o majątek dbała dla syna. Nie pozwoliła Benedyktowi wtrącać się w wychowanie jej syna, który według Korczyńskiego wyrastał na francuskiego markiza, a nie polskiego obywatela. Nie zgodziła się wysłać go do szkół publicznych, bo on jest wyższy nad tłum. Pielęgnowała w nim więc poczucie dumy.
Pewien przyjezdny chciał zdobyć serce Andrzejowej. Cała rodzina namawiała ją do zamążpójścia. Zaczęły budzić się w niej uczucia, zatęskniła za domowym szczęściem. Ale gdy przyszło do podjęcia decyzji, obudziły się w niej wspomnienia i zaczęła wstydzić się swej słabości. Zaczęła myśleć o Andrzeju tak intensywnie, że ukazał jej się. Obudziła się z tej halucynacji silniejsza, ale smutniejsza. Czasem potem z nim rozmawiała. Byłą kobietą oświeconą, ale też głęboko wierzącą (choć nie praktykującą). Wierzyła w życie pozagrobowe, sądziła, że to może miłość sprawiła, że Bóg pozwolił jej skontaktować się ze zmarłym mężem.
Z radością przyjęła wiadomość od nauczyciela, że Zygmunt ma talent malarski - zawsze wiedziała, że jest to niepospolity chłopiec. Zygmunt wzrastał w uwielbieniu siebie. Wszyscy, którzy go otaczali, byli w niego zapatrzeni. Jego pierwszy lepszy nieco obraz został entuzjastycznie przyjęty, tym bardziej, że powtarzano sobie historię jego ojca, która ciekawiła publiczność.
Teraz Andrzejowa miała zmartwienie - ej syn nie mógł dogadać się z żoną. Ona za nim szalała, a on był obojętny zupełnie. Zaczęła dostrzegać w synu chłód i kaprysy. Zauważyła, że syn niczego i nikogo (nawet żony) nie kocha, że jego obrazy są może wierne, ale bez pomysłu, bez polotu.
Zygmunt nie mógł malować, od 4 lat nic nie stworzył. Osowiec wydawał mu się pospolity, nie znalazł w nim natchnienia. Oskarżał o to oczywiście świat zewnętrzny. Z Darzeckim zajęli się wykopywaniem skarbu po Szwedach, ale znaleźli kilka monet i pałasz. W rozpacz wprawiało go to, że utył. Uciekł do domu, kiedy zobaczył zbliżających się ludzi - nie miał ochoty z nimi rozmawiać, pospolitować się. Po zbyt obfitym śniadaniu położył się z tomikiem poezji romantycznej i pesymistycznej. Czytał o nicości i rozpaczy powszedniego życia. Weszła Klotylda chcąc się pogodzić z mężem. Stanęła przed niedokończonym swoim portretem i zaczęła z nim rozmawiać. Zapewniała obraz, że malarz nie przestał go kochać, ale łzy stawały jej w oczach. Pocałował ją, ale mówił, że mu przeszkadza. Ożywił się, gdy wzięła do ręki tomik Musseta. Domyśliła się, że wysyłał go Justynie. Z Korczyna go odesłano. Nie znalazł między kartami książki żadnego listu. Nie wierzył żonie, że Justyna ma wyjść za Różyca. Klotylda mówiła dalej, że taki ślub byłby dla tej prostej Justyny wybawieniem, bo nie ma ani majątku, ani wykształcenia. Zygmunt nagle wstał i kazał zaprzęgać konie do Korczyna. Powiedział, że jedzie do stryja, ale żona wiedziała, że to nie jest prawda.
Andrzejowa uczyła jakąś wiejską dziewczynkę - łączyła się tak ze zmarłym mężem. Klotylda wpadła do pokoju wylewając przed nią swe żale. Andrzejowa czuła się odpowiedzialna za nieszczęście synowej, bo to ona zainicjowała to małżeństwo. Obiecała porozmawiać z synem.
rozdz. 2
Witek śmiał się, że Justyna „prościeje”. Zaczyna mówić jak Bohatyrowicze, będzie drużką na weselu Elżusi, nauczyła się żąć. Witka bolało, gdy jego ojciec krzyczał na służbę. Właśnie teraz bił parobka, który zepsuł żniwiarkę. Witek zaofiarował, że naprawi maszynę, a chłopu wytłumaczył, jak ona działa, bo to z niewiedzy ją zepsuł. Ojciec zrozumiał lekcję, ale i tak uważał, że podejście Witka to teoria i w praktyce nie da się tak postępować. Za swoje teorie Witek by się dał zastrzelić. Przypomniał ojcu, że on kiedyś też taki był, że stryj Andrzej dał się zabić za ideały.
W czasie obiadu Kirło usiadł naprzeciw Justyny i wychwalał Różyca, jego arystokratyczne pochodzenie i majątek. Nadskakiwał Justynie i jej ojcu. Benedykt nawet się cieszył z tej sytuacji, bo Różycowi nie musiałby wypłacać posagu Justyny, ale Kirło go denerwował, więc zaczął wyrzekać na przeszłość Różyca - stracił on na karty i metresy ponad połowę majątku. Przyprawiło to o atak Emilię, ale bardzo ucieszyło Witka.
Leonia chciała, żeby wzięli ją na wesele, bo w domu jej nudno. Głowa ją często boli, nie ma co robić. Witek chciał na wesele zabrać też Marynię pod opieką ciotki Marty.
Tego wieczoru Elżunia przyszła do dworu. Weszła do sieni i nie wiedziała, co robić. Na szczęście spotkała Martę. Dom jej nie zachwycił. Zaprosiła Justynę w imieniu ojca do nich. Ambicja Fabiana kazała mu zaprosić panienkę, która bywała u sąsiadów. Powitano Justynę dwornie i przedstawiono jej narzeczonego Elżuni, Franka. Był tam i swat - Starzyński. Elżusia musztrowała Franka strasznie, a on pokornie jej słuchał. Przyszedł też Witold, a potem Antolka przeskoczyła przez płot i zmartwiła się, że Janek po siano na łąką wyjechał, skoro jest tu Justyna. Justyna posmutniała, gdy dowiedziała się, że Jan będzie na łące nocował. Fabian narzekał, że mało mają pola, a wyżywił trzeba piątkę dzieci. Pola dokupić się nie da, na roboty też nie ma gdzie iść. Potem ożywił się, gdy zapraszał na wesele. W drodze powrotnej Witek opowiadał jej swe plany na przyszłość.
Leonia podarowała Marcie pantofle własnej roboty, czym niezmiernie ją ucieszyła. Chwilę radości przerwał atak Emilii wywołany prośbą Witka, by Leonia mogła pójść na wesele. Teresa nie mogła pomóc, bo bolał ją ząb, a Marta była zbyt głośna, by Emilii szybko przeszło. Był to kolejny powód do sporu ojca z Witkiem, oddalali się od siebie.
Trzy tygodnie przed wyjazdem Witka, ojciec poprosił go o to, by pojechał do Darzeckich poprosić o przedłużenie długu. Witek odmówił, nie chciał wyjaśniać swych powodów, by się bardziej nie pokłócili. Ojciec nie wydziedziczył go, ale kazał mu traktować siebie odtąd jak znajomego.
Benedykt był szczęśliwy, bo wygrał proces, Bohatyrowicze przegapili termin składania apelacji. Z radością powitał Zygmunta i pozwolił mu iść na pokoje. Ten wszedł do pokoju Justyny. Opowiadał jej o dalekich krajach, ale chciał zapytać, czy to prawda, że Różyc się o nią stara. Wyznał jej miłość i poprosił, by zwróciła mu swą duszę. Ona powiedziała, że go kochała i że cierpiała bardzo, gdy ożenił się z inną. Gdy wrócił, walczyła ze sobą, by się nie poniżyć. Pomogły jej łzy w oczach Klotyldy. Nie chciała, by ktoś przez nią płakał. Stanęło między nimi jej sumienie. On nie ustawał w przekonywaniu jej, że tylko ona może mu dać szczęście. Nie ofiarowywał jej miłości, ale romans - Justyna czuła tylko ohydę.
Tego wieczoru Zygmunt rozmawiał z matką. Wypowiedział swą wdzięczność za to, że matka trzymała go z dala od prozy życia, że wysłała go za granicę. Z taką przeszłością nie mógł tu żyć, chciał wyjechać. Matka wyznała, że woli dla niego wzniosłe nieszczęście tu niż płaskie szczęście na świecie. Zygmunt chciał, by matka sprzedała Osowce i by wyjechali razem, bo tu panuje wieczny smutek i melancholia. Andrzejowa właśnie dla tej melancholii nie chciała wyjeżdżać. Zygmunt jednak czuł się stłamszony, nawet miłości nie zaznał, do żony był przywiązany, ale do niego nie dorastała. Matka zapytała go, czy byłby szczęśliwy z Justyną. Odpowiedział, że nie, że Justyna jest zimna i ograniczona, coraz bardziej podobna do chłopki. Ta odpowiedź przekonała matkę, że Justyna go odtrąciła i że jej syn żadnej z tych kobiet prawdziwie nie kochał. Rozpłakała się na myśl, że po jej śmierci syn zupełnie zapomni o ojcu i nie będzie czcił przeszłości. Zrzucała na siebie winę za to, że nie nauczyła go tego. Zygmunt chłopów nazwał bydłem i odciął się zupełnie od ideałów ojca, którego nazwał szaleńcem. Wyrzuciła go z pokoju i czuła jak coś w niej umiera. Pragnęła śmierci, znów ujrzała Andrzeja, błagała go o przebaczenie. Nie uzyskała odpowiedzi...
rozdz. 3
Szła jesień. DO Fabiana ciągnięto na wesele. Najwięcej było Bohatyrowiczów i Jaśmontów, ale też wiele innych nazwisk padało, gdy goście się zaznajamiali. Wszyscy byli przystrojeni, ale nie według mody, tylko swego upodobania. Był to lud, który nie musiał przymusowo pracować pod chłostą. Dawniej mieli oni prawa i przywileje. Chciwi byli swej ziemi, aż często dochodziło do waśni o to. Byli ogorzali i spracowani, ale dumni i silni. Szczególnie młodzi byli weseli i pełni życia, bo w postawie starszych widać było, że życie ich nie rozpieszczało. Stare kobiety dbały jeszcze o ceremonialność obejścia.
Czekano jeszcze na pierwszego drużbę, Kazimierza Jaśmonta. Musiał okazać trochę fanaberii, bo był to człowiek majętny. Zapatrywał się na Jadwigę Domuntównę. Wkrótce zajechał bogatą bryczką z koniem i zaraz dał sygnał, by grała muzyka. Weselnicy skupili się wokół domu. Fanian czasem nie mówił oracji, gdy mu się dróżka nie podobała, ale tym razem stał z Justyną. Elżusia płakała, gdy mówił o wianku mirtowym jej panieństwa, który ostatni raz dziś nosi. Złożył młodej parze życzenia. Potem podał Justynie tace z mirtem, by go weselnikom przypięła. Ona położyła w zamian chustkę z jego inicjałami. Potem miało miejsce błogosławieństwo rodziców. Wszyscy płakali. W odpowiednim porządku pojechali do kościoła przy akompaniamencie muzyki.
Na weselu jedli, pili, opowiadali o procesie z Korczyńskim, Fabian narzekał na biedę. Pocieszali się, że syn Benedykta jest dobry chłopak i może się wreszcie pogodzą. Młodzi natomiast zabawiali się na polu. Domuntówna nie była na weselu, zobaczyli ją bosą i w codziennej sukni jak wraca z koniem od konowała. Na prośbę Jaśmonta Domuntowie przekonali ją, by przyszła na tańce. Przyszła też Marta z Marynią Kirlanką, a panna młoda z pomocą męża i dziewczyn przyprowadziła Anzelma. 23 lata nie widział Marty. Marta powitała starych znajomych. Szybko poczuła się miedzy nimi swobodnie. Jaśmont dał znak, by zacząć tańce.
Justyna czuła się w tym tłumie dobrze, pewnie parę miesięcy temu byłoby jeszcze inaczej. Janek był tego dnia chmurny, w ogóle nie tańczył. Kobiety myślały, że pokłócił się z Jadwigą albo podał się w ojca i stryja i go melancholia łapie. Gdy zostali sami z Justyną, poprosił ją o gałązkę jarzębiny z jej stroju - dała mu od razu. Weszła wystrojona Domuntówna. Uderzył ją widok Janka i Justyny. Specjalnie była więc uprzejma dla Jaśmonta. 12 par zatańczyło krakowiaka. Justyna nie wyróżniała się urodą, ale tańczyła z większą gracją. Jan na ten widok zażądał klaskanego i porwał Justynę do tańca. Zaśpiewał: Świeci księżyc, świeci Około północy, Ciebie przestać kochać Nie jest w mojej mocy! Zaczęli przezbywać się na przyśpiewki. Janek na koniec uklęknął przed Justyną i pocałował ja w rękę.
Wieczorem pary szeptały do siebie po kątach: Michał z Antolką, Witek z Marynią. Jadwiga tylko była zła i wciąż patrzyła na Jana i Justynę. Jan mówił Justynie, że ją pierwszą kocha. Przeleciał między nimi kamień rzucony przez Domuntównę. W obronie Jadwigi stanął tylko Jaśmont i jej bracia. Jan powiedział, że żalu do niej nie ma, że t ogłupi żart i zapobiegł bijatyce. Jadwiga z płaczem wróciła do domu, by zostać sama z dziadkiem.
Julek zwołał towarzystwo do czajek na Niemen. Justyna i Jan wzięli się za ręce i poszli po swoją czajkę, by popłynąć osobno. Anzelm i Marta od długiego czasu siedzieli sami pod domem i rozmawiali. Z czajek płynęły śpiewy młodych. Anzelm i Marta słuchali tych przyśpiewek o wyruszaniu na wojnę i doli wojaka. Przyłączyli się do śpiewu, gdy przyszła kolej na pieśń Ty pójdziesz górą... Marta zapłakała, gdy Anzelm zaśpiewał Ty będziesz panną Przy wielkim dworze. Postanowili połączyć młodych.
Starsi natomiast prosili Witolda, by był pośrednikiem w ich sporze z Korczyńskim. Mieli mu za złe, że o wszystko się z nimi procesował, że nie chciał się pogodzić, że być chciwy. Pokazali Witkowi starą mapę, z której wynikało, że część ziemi nie należy do Korczyńskiego, a do Bohatyrowicz. Proces ich wyniszczył, a teraz muszą jeszcze płacić dług. Proszą o zmiłowanie, żeby im darował karę albo poczekał z zapłatą. Chcieliby żyć po bratersku, pomagać sobie. Poważny Strzałkowski radził, by głowa nie mówiła nogom, że jej niepotrzebne. Wspominali z rozrzewnieniem Andrzeja.
rozdz. 4
Tej nocy Teresa i Emilia czytały o Eskimosach. Dochodziły do nich głosy z wesela, które rozstrajały Emilię. Po salonie chodził nerwowo Benedykt. Na dźwięki pieśni stanął jak wryty. Przypomniały mu się dawne czasy, wiele by oddał, by też leżeć teraz w mogile. Dostał tego dnia list od Dominika. Dominik został tajnym sowietnikiem, może dostanie się do senatu, był wdzięczny ojcu za wykształcenie - ale ojciec nie w tym celu go wysyłał na nauki. Najstarszą córkę wydał Dominik za pułkownika. Jeden z jego synów był mały, a drugi kształcić się w szkole wojennej. Benedykt poczuł, że nie ma brata - jak tego wieczora, gdy po rozmowie w altanie z żoną dostał list od Dominika. Wtedy pocieszył go syn. I tym razem Witek wszedł do pokoju. Przyszedł ze skargami ludzkimi. Benedykt pokazał mu plan, z którego wynikało, że kawał ziemi, o który był proces należał zawsze do Korczyna. Ale nie o to Witkowi chodziło, wiedział, że ojciec nie przywłaszczył sobie ziemi. Obarczał go winą za ciemnotę, chciwość i nieprzyjaźń chłopów. Wykładał ojcu demokratyczne teorie. Benedykt słuchał i cierpiał. Witek udowodnił mu, że mimo młodego wieku on też wycierpiał już wiele, że ciężko żyć w tych czasach ciemności. Ciężko mu było tak mówić do ojca. Postawił między nimi mur, który tylko śmierć dziecka mogła zrzucić. Benedykt zląkł się, że Witek rzeczywiście zdolny jest popełnić samobójstwo. Wyrwał mu strzelbę, ale wiedział, że z taką zapalczywością i tak zginie. Z zachwytem jednak spojrzał na syna i nazwał go powracającą falą ideałów jego młodości. Oni też kiedyś kochali lud i ziemię, chcieli nad poziomy wylatywać, ale wszystko to upadło. Jednak braku ideałów nie da się zarzucić Korczyńskim - jeden przez nie zginął, drugi został zesłany tak, gdzie honor stracił, trzeci przeżył życie zazdroszcząc temu w grobie. Wyżalił się przed synem ze wszystkiego. Witek dziękował mu, że nie był chowany pod kloszem jak Zygmunt.
Rozmawiali jeszcze długo. Benedykt opowiadał o Andrzeju, przypominał sobie dawnych znajomych, pytał czy stary Jakub jeszcze żyje. Benedykt odmłodniał. Zgodził się darować chłopom karę sądową. Zapowiedział synowi, że popłyną razem na Mogiłę. Witek pobiegł przekazać wieść Fabianowi, a potem cały dzień spędził z ojcem.
Poprzedniego wieczoru drużki i drużbowie pożegnali pannę młodą pieśnią, a orszak odwiózł ją do domu męża. Elżunia długo się jeszcze pakowała, by niczego nie zapomnieć, a najstarszy brat musiał zawieźć jej kufry. Jaśmont chciał jechać z Jadwigą, ale ona odmówiła, bo musiała zajmować się ojcem. Była w czarnej sukni, już dużo spokojniejsza. Podziękowała Janowi za to, że stanął w jej obronie. Życzyła mu szczęścia. Pogodzili się, a potem Jan szybko pobiegł nad Niemen odszukać Justynę. Podziwiali zachód słońca. Rozmowa im nie szła, jeszcze nie potrafili być zupełnie szczerzy ze swą miłością. Bawili się z echem. Jan poprosił, by powiedziała echu najmilsze imię - krzyknęła „Janku”. Objął ją i pocałował. Była już jego na zawsze.
rozdz. 5
Zygmunt prosił Benedykta, by przekonał matkę, aby sprzedała Osowce, ale stryj o tym nie chciał słyszeć. Potem wpadł Kirło zapowiadając wesele. Za nim Kirłowa z dziećmi - po Marynię i by pomówić o ważnym interesie z Justyną i gospodarzem. Dołączyli do nich: Emilia, Teresa i Kirło. Kirłowa miała oświadczyć się w imieniu Różyca. Upoważnił on ją do wyznania, że jest on morfinistą, że żona może go wyratować. Dla Benedykta było to tym samym, co pijaństwo, dla Emilii stał się bardziej interesujący. Kirłowa mówiła dalej, jaki on jest dobry, jak ich dzieci lubi, jak im pomaga. Emilia uważała czyn Różyca za bohaterstwo, była pewna, że Justyna go przyjmie z wdzięcznością. Justyna wyznała jednak, że jest zaręczona z Jankiem. Wyznała, że go kocha i jest kochana. Emilia nie mogła pojąć, gdzie podziała się duma dziewczyny. Ale ona właśnie przez dumę nie chce przyjąć litości Różyca, woli miłość Jana. Benedykt (jak kiedyś Martę) przestrzegł ją przed pracą. Dziewczyna powiedziała, że to właśnie brak pracy jest trucizną. A jeśli chodzi o oświatę, to ona chętnie wniesie to, co umie w skromne progi Bohatyrowicz. Stryj przyznał jej rację, a ciotka dostała globusa. Kirło nie mógł w to uwierzyć. Witek uściskał kuzynkę z radości. Kirłowej było żal kuzyna, ale przyznała, że Justyna dobrze wybrała. Zygmunt myślał, że ten mezalians jest po to, by oddzielić się od świata, do którego on należy i miał przez to „wyrzuty sumienia” - Justyna buchnęła śmiechem. Marta poprosiła Benedykta, by pozwolił jej zamieszkać w chacie Justyny i Jana, bo tu czuje się niepotrzebna. Benedykt wypowiedział wreszcie wszystko, co Marcie zawdzięcza. Zgodziła się zostać, obiecała pójść do doktora, poczuła się potrzebna. Benedykt kazał jej opowiedzieć sobie wszystko o Bohatyrowiczach. Orzelskiego Benedykt uspokoił, mówiąc, że może u nich zostać, a w tym mezaliansie Justyna może być szczęśliwsza niż jej matka w „stosownym” małżeństwie.
Benedykt poszedł z Justyną do Bohatyrowicz. Jan na ich widok najpierw zląkł się, ale potem ogarnęła go szaleńcza radość. Ukląkł przed Benedyktem. Anzelm potwierdził, że Jan to syn Jerzego, tego, który z bratem Benedykta z mogile spoczywa.
THE END
Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem - treść
TOM I - rozdz. 1
Rok 1647 - przepowiednie: szarańcza (~ Tatarzy), zaćmienie, kometa, mogiła i krzyż nad Warszawą, lekka zima. Dzikie Pola były zamieszkane do Czehryna nad Dnieprem, za Dniestrem i Humaniem był step ujęty między dwie rzeki.
Nad Omelniczkiem zapadła noc, godzina duchów, na stanicach odmawiano modlitwy za umarłych. Żołnierze dworscy (czerwona szata) uratowali napadniętego przez łotrów udających Tatarów jeźdźca i rozłożyli się na nocleg. (opisy naczelnika i uratowanego) Atakujący byli to słudzy sąsiada uratowanego - Zenobiego Abdanka. Uratował go Jan Skrzetuski.
Skrzetuski wracał z Krymu, gdzie był u chana z listem od Wiśniowieckiego. Abdank mówi, że idzie do Kudaku z poselstwem od hetmana, dziwne, że nie wybrał się wodą. Ma bardzo władczą twarz. Jan dostał w podzięce pierścień z prochem z grobu Chrystusa, Abdank mówił, że idzie dzień sądu. Odjechał ze swoimi Kozakami, którzy raczej nie byli rejestrowi, i wyznał, że nazywa się Bohdan Zenobi Chmielnicki.
rozdz. 2
Skrzetuski w domu Jeremiego Wiśniowieckiego w Czehrynie.
Z Zaćwilichowskim poszedł do winiarni, gdzie rozmawiano o ucieczce Chmielnickiego. Zaćwilichowski o Chmielnickim: uciekł z Czehryna, bo Czapliński wziął za żonę jego kochankę, którą Chmielnicki potem zbałamucił. Uciekł z listami Barabasza (płk kozacki), które zachęcały Kozaków do buntu przeciw szlachcie. Jest rozkaz hetmański, żeby Chmielnickiego pojmać.
Przyszedł Czapliński i opowiadał, że Chwedko zobowiązał się złapać Chmielnickiego; walił przy tym w stół, a Jan na to: Nie wylewaj waćpan wina . Czapliński zaczął grozić Skrzetuskiemu, gdy dowiedział się, że ten oswobodził Chmiela, ale Jan spokojnie wyniósł go z sali na ulicę.
Jan poznał wtedy Jana Zagłobę herbu Wczele i jedną z historii jego dziury z czole. Zagłoba przedstawił mu też Litwina - Powsinogę (Longinus Podbipiętę) herbu Zerwipludry (Zerwikaptur) z Psichkiszek (Myszykiszek), na co Podbipięta mówił oczywiście, że słuchać hadko. (opis Podbipięty, wcześniej i Zagłoby) Skrzetuski nie mógł podnieść krzyżackiego miecza Litwina. Podbipięta chciał iść pod znak do Wiśniowieckiego.
Barabasz bał się, że Chmielnicki wywoła większą wojnę niż Nalewajko i Łoboda. Nie miał już żadnej władzy, nigdy nie umiał utrzymać w ryzach Kozaków, którzy robili tu, co chcieli.
rozdz. 3
Jan jedzie do Łubniów. Ziemia jest dziwna, po drodze pełno mogił, upiorów, lasów. Pusto tu z powodu napadów tatarskich. Dopiero po osiedleniu się tu Wiśniowieckich (Michała ożenionego z Mohylanką, gł. ich syna - Jeremiego) zaczęły powstawać osady. Jest pocz. stycznia 1648r.
Jan wzdychał do Anusi Borzobohatej-Krasieńskiej, panienki respektowej księżnej Gryzeldy, która to (Anusia, nie księżna) Jak tatarska orda bierze w jasyr corda. Ale wzdychał bez zobowiązań.
Z książeczki do nabożeństwa Longina: Dlaczego jazda wołoska zowie się lekką? Bo lekko ucieka. Amen. Longin uczynił ślub czystości póki nie zetnie 3 głów na raz, jak jego przodek - Stowejko pod Grunwaldem.
Wszyscy popędzili za rarogiem, którego wypuścił sokolnik na żurawie, a Skrzetuski zatrzymał się przy zepsutej kolasce. Stała tam kobieta (ładniejsza od Anusi;)), a na jej ramieniu siedział raróg. Ptak połączył ręce młodych. Dziewczyna - Helena była córką Wasyla Kurcewicza, a kobieta - kniahini to jej ciocia, wdowa po Konstantynie Kurcewiczu. Helena podziękowała Janowi, gdy ujął się za jej ojcem, który kiedyś był oczerniony, ale po śmierci wrócony do łask. A Jaś od razu się jej oświadczył - szybki chłopak.
Pojechali do Rozłogów, a po drodze dołączyli synowie kniahini i Bohun. Synów jest pięciu, ale najstarszy - Wasyl jest ślepy, od czego rozum mu się nadwyrężył, o Helenie mówią, że tylko zawadza.
Jan chciał pocieszyć Helenę, która płakała słysząc, że jest zawadą, starli się z Bohunem, ale kniahini przeszkodziła dalszej kłótni. (dłuższy fragment o sławie Bohuna jako Kozaka-rycerza)
rozdz. 4
Wasyl Kurcewicz dorobił się majątku u Michała Wiśniowieckiego, ojca Jaremy. Żona zmarła przy porodzie Heleny. Wychowywał córkę, pomógł ubogiemu bratu, Konstantynowi. W 1634 r. przechwycono list do wroga z jego pieczęcią, musiał uciekać, dopiero po latach ktoś inny przyznał się do sfałszowania listu. Po śmierci Wasyla kniahini zagarnęła Rozłogi, synów chowała na wpół dziko, Heleny nie znosiła. Dom był zabezpieczony przed napadami, bardziej kozacki niż szlachecki. Wnętrze było za to bogato zdobione, zmieszane ze stepową prostotą - tu opis.
Helena przyprowadziła Wasyla. Jego wariactwo polega na tym, że czeka na apostołów. Dziewczyna uspokoiła go pieśnią, zasnął, a reszta poszła na kolację. Helena wyznała Janowi, że też go pokochała i ostrzegła go przed Bohunem (nie lubiła go, bo człowieka przy niej rozszczepił). Gdy tańczyli, warkocze Heleny zaplotły się Janowi wokół szyi, nie wytrzymał i ją pocałował (ech...). A wieczorem wygadał się o swej miłości Longinowi (jak baba). Tatar Czechły przyniósł mu wstążkę od kniaziówny i powiedział, że jej tu źle i że chcą ją dać Bohunowi, by ją wywiózł z Rozłogów.
Rano Jan postraszył kniahinię księciem, obiecał im Rozłogi zostawić i dostał rękę Heleny.
rozdz. 5
Skrzetuski w Łubniach - opis żołnierskiej dyscypliny i zwyczajów siedziby Wiśniowieckiego. Żołnierze wyprawiali się czasem tak daleko, że widzieli kresy, na których świat się kończy i dalej nic już nie ma.
Książę wrócił w dzień śmierci starego Zakrzewskiego „Miserere mei”. Pogrzeb był huczny, ks. jezuita Muchowiecki miał mowę pogrzebową. Książę był młody (36 lat), niski i drobny, otoczony majestatem.
Jan wzgardził Anusią, a ona zaczęła się interesować Podbipiętą, gł. przez jego ślub czystości. Jan wysłał Rzędziana (16 lat) na przeszpiegi do Rozłogów, a ten wrócił z listem od Heleny. Rzędzian dowiedział się też, że Bohun wcale nie ma żadnych skarbów i że pojechał na ruski (prawy) brzeg Dniepru. (lewy = tatarski)
rozdz. 6
Na Ukrainie i Zadnieprzu zaczęły chodzić wieści o jakiejś zbliżającej się wojnie. Oznaki: mnóstwo dziadów lirników, Niżowcy pili na umór - w czasie pokoju pracowali normalnie, a przed wojną pili, bo przyszłe łupy miały im wynagrodzić straty.
Skrzetuski pojechał zamiast Bychowca do Czehryna i na Sicz, by się o wojnie dowiedzieć i Helenę zobaczyć.
rozdz. 7
Helena powitała Jana, wycałowali się, kukułka im wykukała 50 i więcej wspólnych lat i 12 chłopczyków.
rozdz. 8
Chmielnicki zapowiadał, że z całym wojskiem zaporoskim będzie się upominać o przywileje. W Czehrynie Jan spotkał Zagłobę z Bohunem. Bohun chce, żeby Zagłoba go adoptował i dał herb, żeby mógł się ożenić z szlachcianką. Wieczorem Jan odpłynął Dnieprem dalej.
rozdz. 9
(opis bezludnych brzegów Dniepru, m.in. gajów wiśniowych) Dotarli do Kudaku, do Grodzickiego. Potwierdził on wieści o wojnie, sam długo się nie obroni, bo prochów nie ma.
Jan wysłał Rzędziana do Rozłogów z listem, by odwieźli Helenę do Łubniów i ruszył dalej.
rozdz. 10
Przed wjazdem na Sicz zatrzymali się na wyspie Chortyca. Napadli ich Kozacy z Tatarami. Jan bronił się do końca, aż padł ze strzałą wbitą w ramię.
rozdz. 11
Miasto - Hassan Basza. Fyłyp Zachar powiedział Antonowi Tatarczukowi, że przy Lachu (Jan) były trzy listy - do atamana koszowego, do Barabasza (krewny tego, o którym była mowa) i do samego Antona. Jan żyje.
Zorganizowano radę. Wszedł Tuhaj-bej i Chmielnicki jako hetman wojsk zaporoskich. Chmielnicki odczytał listy. W tym do Tatarczuka (od Zaćwilichowskiego) była tylko prośba o opiekę nad Janem. Chmielnicki orzekł, że koszowy jest niewinny, ale Tatarczuk i Barabasz to zdrajcy. Tatarczuk niedawno protestował przeciw oddaniu buławy hetmana Chmielnickiemu, co do Barabasza - to chciał się zemścić na jego stryju. Tłuszcza ich rozszarpała.
Jana obronił przed tłuszczą Tuhaj-bej, któremu Chmielnicki szepnął, że to jego jeniec, który jest wiele wart. Na zewnątrz zaczęli śpiewać bardzo inteligentną pieśń: Hej, hej! Tuhaj-bej. Listy przerwały naradę - wybuchła wojna, Chmielnicki objął rządy.
rozdz. 12
Chmielnicki wykupił Jana od Tuhaj-beja za 4 tysiące talerów. Powiedział mu, że jest wolny, ale na razie go nie puści, żeby o ich siłach nie doniósł w Polce. Chmielnicki nie chce wojny z królem, ale z królewiętami, którzy odejmują Kozakom przywileje. Jan próbował go odwieść od walki bratobójczej, bo przywilejów Kozacy pozbawili się sami - przez swoje bunty, a z poganami przeciw ojczyźnie nie można się sprzymierzać.
rozdz. 13
Wojska kozackie i tatarskie ruszyły. Polskie siły zbierały się pod wodzą Stefana Potockiego, Barabasza i Krzeczowskiego - pułkownika rejestrowych perejesławskich. Gdy mijali Kudak, Grodzicki ostrzelał ich z armat, ale oni szli dalej, bo wojska koronne były blisko. Jan gorączkował i marzył o dołączeniu do swoich.
rozdz. 14
Krzeczowski był protegowanym Potockich, zawdzięczał im szlachectwo i liczne posiadłości. Słysząc działa, Krzeczowski był pewny, że Chmielnicki szturmuje Kudak. Chciał nazajutrz napaść na niego, zdusić bunt i okryć się sławą. Był trochę zły na Polaków, bo nie dostał starostwa lityńskiego.
Rano Chmielnicki posłał po Krzeczowskiego, chciał z nim rozmawiać. Po powrocie Krzeczowski ogłosił, że przyłączają się do Chmielnickiego. Musiał zabić Barabasza, który stawiał opór tej zdradzie, stoczył też bitwę z grupą płatnych żołnierzy niemieckich, którzy nie chcieli się poddać.
rozdz. 15
Jan wierzył, że wojna szybko się skończy, bał się o Helenę. Kozacy szli na Żółte Wody. Do starcia doszło w sobotę, 5 maja, cały dzień padało. Wojsk polskich było bardzo mało. Jan obserwował bitwę dzięki kozakowi Zacharowi, który miał go pilnować.
Husaria Stefana Czarnieckiego zmiotła znaczną część wojsk wroga. Bitwę szybko skończyła ulewa. Chmielnicki był załamany, Tuhaj-bej wściekły.
W poniedziałek wojska polskie miały mniej zapału, step był rozmoknięty. Dragonia Bałabana przeszła do Kozaków, obóz polski został zdobyty. Wieczorem zmarł młody Potocki.
Chmielnicki szybko dotarł do Czehryna, Kozacy przyłączali się do niego tłumnie. Jan został w Korsuniu, gdzie widział jak Kozacy zabijali każdego, kto wydawał im się szlachcicem lub Żydem. Wpadli w popłoch, gdy przyszły wieści, że Polacy pobili Chmielnickiego pod pobliską Krutą Bałką. Ale niedługo okazało się, że to Chmiel zwyciężył, hetmani zostali wzięci do niewoli.
rozdz. 16
Potęga Chmielnickiego rosła, a on sam rósł w pychę. Własna siła go przerażała, bo wiedział, że wkrótce Rzeczpospolita się zbudzi i stawi opór. Najbardziej bał się Wiśniowieckiego. Wypuścił więc Skrzetuskiego, by opowiedział księciu o jego potędze. Jan, wyjeżdżając, widział hańbionych jeńców - mężczyzn, kobiety i dzieci, do słabszych strzelano dla zabawy.
Skrzetuski pojechał przez Czehryn do Rozłogów. Po drodze spotkał dwóch nagich ludzi - ślepego lirnika z niemową. Dowiedział się od nich, że w Rozłogach byli jacyś rycerze. Dojechali - z Rozłogów zostały zgliszcza. Znalazł go tam Bychowiec i inni znajomi, nie rozpoznawał nikogo. Dopiero za księdzem Muchowieckim powtórzył: Fiat voluntas Tua, Sicut in coelo et in terra.
rozdz. 17
Po wyjeździe z Kudaku, Rzędzian dotarł do Czehryna, gdzie stacjonował Bohun. Wszyscy przejeżdżający byli sprawdzani, Rzędziana poznał Zagłoba. Bohun przeszukał Rzędziana, zabrał mu listy, a chłopca pobił. Zagłoba ocucił go i zdecydował się pojechać z Bohunem do Rozłogów, chciał go uspokoić, ale na próżno.
rozdz. 18
Bohun chciał, by jeszcze raz przyrzekli mu Helenę, a gdy to zrobili, wystrzelił - razem ze swymi Kazakami pozabijał wszystkich, ale odniósł rany i Zagłoba kazał go przenieść do komnat, a semenom pozwolił pić. Rozpowiedział naokoło, że jedzie do Łubniów, związał Bohuna i wyjechał z kniaziówną.
rozdz. 19
Zagłoba i Helena w męskim ubraniu uciekali do Czerkas - w stronę przeciwną niż Łubnie. Po drodze spotkali Pleśniewskiego, który jechał z Czehryna i opowiedział im o wszystkich klęskach Polaków. Uciekinierzy skręcili z gościńca w stepy i lasy. Zagłoba opowiadał Helenie o Skrzetuskim, a potem zasnęli.
rozdz. 20
Śpiąc podjechali pod zimownik kozacki i spotkali czterech czabanów, czyli koniuchów pilnujących stad w stepie. Zagłoba nastraszył ich Jaremą i pojechali dalej. Nocą wilki zarżnęły im konie. Zagłoba zabrał (dość bezczelnie) ubrania ślepemu dziadowi i niemowie, których spotkali po drodze. Zagłoba kazał się nazywać Onufry, ściął Helenie włosy na pniu, a szable zostawił pod nim. Dotarli do Demianówki, gdzie dziad opowiadał chłopom o wojnie i straszył Jaremą. Kazał im iść do Chmiela, który oczywiście wg niego był tam, gdzie wybierali się z Heleną, czyli w Zołotonoszy - chciał, by ich podwieźli. Przenocowali we wsi.
rozdz. 21
Tymczasem Bohun ruszył do Łubniów. Wybił mały oddział książęcy, ale jeńcy żadnego szlachcica tam nie widzieli. Chłopi spalili Rozłogi. Bohun spotkał Pleśniewskiego, który wygadał, że widział Zagłobę. Rozdzielili się - cześć pojechała do Zołotonoszy, część z Bohunem do Czerkas. Esauł Anton dowiedział się w opustoszałej Demianówce od kobiet, że chłopi poszli z dziadem do Chmiela. Dalej przewoźnicy opisali mu dziada i pacholę i wiedział już, że to Zagłoba z Heleną. Natknął się na dragonów Jaremy, ale oni nie wiedzieli jeszcze o zdradzie Bohuna, więc ich puścili. Zagłoba i Helena w Prochorowie wsiedli na prom. Na brzegu, z którego odpłynęli ujrzeli Bohunowych - Zagłoba wmówił w chłopów, że to Jarema i kazał porąbać prom. Kozacy próbowali przepłynąć rzekę, ale część potonęła, resztę dziad kazał wystrzelać.
rozdz. 22
Chmielnicki wysłał list do Wiśniowieckiego, w którym zrzucał winę za wybuch wojny na ucisk, jakiego doświadczali chłopi. Pisał też, że wypuszcza Skrzetuskiego, by pokazać dobrą wolę. Książę przypuszczał, że Chmielnicki chce szybko zawrzeć pokój w Warszawie, żeby to Wiśniowiecki był rebeliantem, gdyby chciał wtedy na niego uderzyć. Postanowili pożegnać się z księżną w Łubniach i jak najszybciej ruszyć na Chmiela. Dotarła wieść o spaleniu Rozłogów i książę posłał Bychowca i Wołodyjowskiego na odsiecz kniaziównie. Kozaków - posłów kazał Jeremi zabić, a jednego wbić na pal, młode pacholę - Żeleński nie mógł znieść jego męki i strzelił do niego, za co książę się nie rozgniewał, ale wziął go do siebie na służbę.
rozdz. 23
Książę pocieszył Jana, że Bohun za kimś gonił, więc pewnie nie dostał kniaziówny. Od chłopa z Rozłogów dowiedzieli się o przebiegu zdarzeń. Po drodze do Łubniów Skrzetuski zdał księciu relację z posłowania. W mieście stało już mnóstwo szlachty, którzy czekali na Jaremę.
rozdz. 24
W Łubniach Heleny oczywiście nie było, ale Jan przypomniał sobie gołego dziada, którego spotkał i nabrał nadziei, że to może Zagłoba na niego napadł i dziewczyna żyje. Jan wyspowiadał się i leżał krzyżem całą noc. Rano wszyscy opuścili miasto - księżna z dworem miała wyjechać do Turowa, a Jeremi złożył ślub, że bunt stłumi, a po odprowadzeniu kobiet ruszy z wojskiem ku Chmielnickiemu. Za nimi chłopi podpalali lasy. Zmarł król Władysław.
rozdz. 25
Przy rozstaniu z dworem Skrzetuski dostał wstążkę od księżnę - jako od matki, bo jego kobiety tu nie było, a Anusia dała swoją Podbipięcie, bo ją Wołodyjowski zdenerwował. Wojska zaczęły przedzierać się w stronę buntu przez podmokłe lasy.
rozdz. 26
Chmielnicki stał w Białocerkwi i zbierał siły. Liczył na układy, tymczasem pił na umór. Przyjechało pokojowe poselstwo od wojewody Kisiela, ale też i wieści o pogromach Jaremy. Chmiel nie mógł napaść na Jaremę, bo zerwałby układy, a Tatarzy nie chcieli pomagać. Na radzie Maksym Krzywonos zadeklarował, że pójdzie na Jaremę, a Chmielnicki miał ogłosić w Warszawie, że to się stało bez jego woli, bo on chce pokoju. Gdy wojska Krzywonosa wychodziły, przyszła burza.
rozdz. 27
Szlachta z pospolitego ruszenia była niepocieszona, że książę wyruszył na Krzywonosa od razu, bez chwili spoczynku. Kraj był spustoszony, grody podpalone, panowie umierali paleni na słupach i wieszani na szubienicach z konarów drzew. Wiśniowiecki odbił młodemu Krzywonosowi Machnówkę wojewody kijowskiego - długi opis bitwy, ze strategią (np. puszczenie husarii na końcu) i pojedynkami (np. walka Skrzetuskiego z Burdabutem - charakternikiem). Przyszedł list Kisiela o rozpoczęciu układów, ale książę i inni żołnierze woleli wojnę od hańby.
rozdz. 28
Jarema posłał Skrzetuskiego po posiłki, ale pułkownicy mieli rozkazy od księcia Dominika Zasławskiego, by się z nim nie łączyć. Wracając napadli w lesie na chłopów rezunów, wśród nich był Zagłoba. Helenę zostawił w Barze, a sam na jej polecenie szedł szukać Jana.
rozdz. 29
Wojewoda kijowski też odmówił dalszej walki. Inni byli do niej gotowi, więc książę zarządził krótki odpoczynek pod Zabarażem dla zebrania sił. Książę narzekał na prywatę innych książąt, a sam szedł własną drogą - ale za to słuszną. Przyszła wieść, że Krzywonos wyciął w pień Połonne, choć byli tam jego rodacy - Rusini. Wojewoda zdecydował się walczyć dalej z Jaremą.
rozdz. 30
Książę ruszył z pomocą Osińskiemu i Koryckiemu, którzy wcześniej musieli odmówić Janowi przystąpienia do wojsk Jaremy. Teraz będą walczyć razem. Nocą Zagłoba opowiadał niestworzone historie o ucieczce do Baru. Rano wojska księcia i Krzywonosa się spotkały.
rozdz. 31
Było to pod Konstantynowem. Zaczęło się od obelg i potyczek harcowników - Wołodyjowski wziął jeńca, Longin zdusił Pułjana. Zagłoba był przerażony, bo nie lubił tłoku, ale ruszył z innymi i „zdobył” chorągiew, która spadła mu na głowę - uznał, że nie znał własnego męstwa. Krzywonos przegrał, ale Chmielnicki i Bohun szli mu już z odsieczą.
rozdz. 32
Drugiego dnia rozbito Krzywonosa całkiem i książę zarządził odpoczynek. Jan poszedł stłumić drobne bunty chłopskie, wracając spotkał Rzędziana. Po tym, jak Bohun pobił go w Czehrynie, przyszli ludzie Chmielnickiego i wzięli go za swego. Nakupił zdobycznego dobra na proces o gruszę z Jaworskimi. Dowiedział się, że Bohun jest ranny w Czerkasach, więc pojechał go opatrzeć. Dońcówna wróżyła Bohunowi, widziała Lacha przy Helenie. Rzędzian w końcu uciekł.
rozdz. 33
Skrzetuski wracał do Zbaraża. Szlachta wypowiadała posłuszeństwo gł. regimentarzowi Dominikowi i ruszała do Jaremy (któremu niedawno tego gł. regimentarstwa odmówiono). Jan dostał pozwolenie na wyjazd do Baru po Helenę. Książę zaś cierpiał bardzo pod jarzmem odpowiedzialności i pokusą sławy, dużo się modlił. Kraj ginie od samowoli i niekarności, a przecież on sam właśnie sprzeciwia się woli rządzących. Zdecydował się więc poddać pod komendę regimentarzy. Na uczcie pożegnalnej dla Jana przyszły wieści, że Bar wzięty.
TOM II - rozdz. 1
W czasie wzięcia Baru (czego dokonał Bohun) Helena pchnęła się nożem. Bohun schował ją w Czortowym Jarze nad Dniestrem, u Horpyny Dońcówny. Służył jej tam niemy Czeremis i diabły.
rozdz. 2
Helena obudziła się w przepychu. Bohunowi powiedziała, że go nie pokocha, więc się wściekł.
rozdz. 3
Bohun nie chce Heleny niewolić, bo się boi, że ona umrze. Chce się z nią ożenić po powrocie, jak nie wróci, to Horpyna ma ją poprosić, by mu wybaczyła. W kole młyńskim Horpyna zobaczyła jak Bohun potyka się z małym rycerzem, jak stary druh go zdradza, jak nad biało ubraną Heleną krąży Jastrząb, a wszędzie krew. Odjeżdżając Bohun obiecał Helenie, że po powrocie zastosuje się do jej woli, bo chciał, by go mile pożegnała - i rzeczywiście, pobłogosławiła go na drogę.
rozdz. 4
Książę wysłał Skrzetuskiego na podjazd w stronę Baru, a Wołodyjowskiemu pozwolił wysłać dragonów Rusinów do Bohuna na przeszpiegi. Na placu Jan rozbroił pijanego Łaszcza, który mówił, że jeżeli Helena gładka była, to żyje. Za to, że go nie pobił, a jedynie szablę wytrącił, książę mianował go porucznikiem, namiestnikiem został za niego Longin.
rozdz. 5
Należało napaść na Chmielnickiego teraz, póki nie zebrał sił, ale ks. Dominik nie spieszył się ze swoimi wojskami. Bohun wytarzał się w dziegciu i poszedł z rozkazu Krzywonosa na podjazd. Skrzetuski podzielił swój oddział na 4, żeby głosić wśród zbuntowanego ludu, że Jarema idzie.
rozdz. 6
Zagłoba ze swoim oddziałem napadł na chłopski orszak weselny, ale uspokoili go miodem i zabrali na tańce. Pijanego Zagłobę i weselników związał i obezwładnił Bohun.
rozdz. 7
Bohun wyznał Zagłobie, że Heleny nie zniewolił, ale będzie z nią brał ślub. Przywiązał Zabłobę do jego własnej szabli i zamknął w chlewie. Udało mu się wysunąć szablę i rozciąć pęta. Podsłuchał od mołojców, że Bohun może chcieć za Jampol ruszyć - domyślił się, że może tam być Helena. Zagłoba wszedł na strych i wciągnął za sobą drabinę. Rano Kozacy przystawili spisy do otworu i chcieli ściągnąć Zagłobę, ale zabijał ich na miejscu. Zaczęli wchodzić przez dach, ale na szczęście przyjechał oddział Wołodyjowskiego. Bohun zdołał zbiec.
rozdz. 8
Bohun wrócił do Krzywonosa z kilkunastoma tylko mołojcami, bo go jeszcze Podbipięta i Skrzetuski pobili. Polacy zaś spotkali się znów w Jarmolińcach, Zagłoba przypisywał sobie największe zasługi, opowiedział i o kniaziównie. Po drodze do Zbaraża spotkał ich Wierszułł i oznajmił, że Polacy oddali pole bez bitwy pod Piławcami i książę zwołuje wszystkich do Lwowa.
rozdz. 9
We Lwowie panowała trwoga, co chwilę ktoś wzbudzał popłoch okrzykami, że nieprzyjaciel idzie. Wszyscy chcieli oddać buławę Jaremie, niewiasta w żałobie złożyła przed nim swój dobytek. Książę przyjął ją dopiero wtedy, gdy aktualny wódz się zrzekł - by nie łamać prawa.
rozdz. 10
Książę wydał rozkazy do obrony Lwowa, a sam pojechał uzbroić Zamość. Chmielnicki chwilę potem podszedł pod Lwów. Jarema pojechał na elekcję do Warszawy, był za wojennym Karolem. Po drodze spotkał żonę z dworem. Wołodyjowski miał przygodę z Charłampem, który wyzywał go na szable za to, że mały rycerz jechał przy kolasce Anusi Borzobohatej.
rozdz. 11
Zagłoba i Wołodyjowski utonęli w szumie i swawolach stolicy. Karol zrzekł się kandydatury na rzecz Jana Kazimierza. Michał i Zagłoba jechali z pieniędzmi do regimentu, by mógł się uzbroić, ale spotkali Charłampa, któremu Michał obiecał, że stawi się na pojedynek w Lipkowie jak tylko rozkaz wykona. Cztery dni później spotkali tam Bohuna. Michał chciał go aresztować, ale Bohun jechał jako poseł z listami od Chmielnickiego. Na wspomnienie niedawnej ucieczki, Bohun wyzwał Michała na szable, drugi miał stawać Zagłoba. Bohun potwierdził, że Helena jest bezpieczna, ale nie chciał wydać miejsca jej pobytu. Bili się na wydmach przy rzece.
rozdz. 12
Po niedługiej przewadze Bohuna, Wołodyjowski zaatakował i ciął go przez pierś i głowę. Z Charłampem się pogodzili, a staremu słudze pomogli przenieść konającego Bohuna do karczmy.
rozdz. 13
Książę nie był zły za starcie z Bohunem, dał nawet Michałowi pierścień. Narzekał, że niedługo służba u niego może być „głodna” i miał nadzieję, że kraj będzie choć o jego dzieciach pamiętał (jasnowidzenie? - korona dla Michała Korybuta). Zagłoba podsumował: żeśMY Bohuna usiekli.
rozdz. 14
Koronowano Jana Kazimierza w Krakowie. Zagłoba i Wołodyjowski jechali do Zamościa, ale w Końskowoli spotkali Podbipiętę. Jechał do księcia z prośbą o rozkaz, bo wojska w Zamościu już nie były potrzebne. Po Zamościem był też Bohun, którego Podbipięta zobaczył idąc z poselstwem do Chmielnickiego. Skrzetuski chciał go wyzwać, ale Bohun wyjechał do Warszawy.
rozdz. 15
Zagłoba i Wołodyjowski z Zamościa poszli do Zabaraża. Kozacy przegrywali w walkach z Litwinami. Skrzetuskiego nie było w Zbarażu, wysłał list, że zabrał się z kupcami za Jampol.
rozdz. 16
Na czas zimy walki ustały. Poselstwo z wojewodą Kisielem jechało do Chmielnickiego, po drodze musieli odpierać napady chłopów. Skrzetuski przedarł się do nich i poprosił o możliwość pójścia z nimi do Kijowa. Dowiedział się, że Bohun zabity, ale nie uwierzył, że Zagłoba mógł go usiec.
rozdz. 17
Chmielnicki czekał na posłów w Perejesławiu dumny i bezczelny, przekonany o swojej sile. Jan chciał znaleźć Bohuna, wyzwać go na pojedynek, a nawet po wygranej, Helenę dać do klasztoru.
rozdz. 18
Komisarze dali Chmielowi dary w uroczystym pochodzie, m.in. buławę. Kisiel poznał już, że idzie dawać łaski, ale o nią prosić i że to Jarema miał rację. Skrzetuski nie mógł na to patrzeć i odwołał dragonię. Chmielnicki nie miał zamiaru się układać, króla szanuje, ale walczy przeciw panom. Na uczcie Kozacy byli pijani, posłowie przeżywali katusze.
Drugiego dnia Chmiel przyszedł do kwatery Kisiela, nie chciał słyszeć o wypuszczeniu jeńców, nie chciał układów. Skrzetuskiemu powiedział, że miłuje go za wyrzucenie Czaplińskiego z karczmy i obiecał spełnić dowolną jego prośbę. Jan chciał wydania Bohuna, ale Chmiel potwierdził, że Bohun usieczony w pojedynku. Obiecał zaś dać mu piernacz, by mógł spokojnie szukać kniaziówny.
rozdz. 19
Zagłoba i Wołodyjowski nudzili się w Zbarażu. Kozak Zachar przybył z listem od Jana, Heleny nadal nie znalazł. Zachar nie mógł uwierzyć, że niepozorny Michał zabił Bohuna.
rozdz. 20
Komisarze wyprosili pokój do Zielonych Świątek ruskich, potem miała być wojna. Jeremiego odsunięto od władzy. Chmielnicki i hetmani nie ruszali w pole, ale czerń i drobne oddziały i tak staczały walki. Z jednego z podjazdów Wołodyjowski wrócił z dwoma Kurcewiczami - których nie było w domu, gdy Bohun mordował ich braci. Powiedzieli, że Helenę czerń wydusiła dymem z mniszkami w monasterze Dobrego Mikoły. Wywiedział się o tym Jan, który teraz zapadł na zdrowiu. Zagłoba postarzał się bardzo po tej wiadomości, nie miał już po co być na świecie.
rozdz. 21
Smutnych towarzyszy zastał kilka dni później Rzędzian. Powiedział, że wie od Bohuna, że Helena żyje i u Horpyny jest ukryta. Po wiadomości o wzięciu Baru pachołek pojechał do rodzinnych Rzędzian oddać rodzicom zdobyczne klejnoty na proces. Potem we Włodawie spotkał Bohuna rannego po pojedynku z Michałem. Rzędzian go wyleczył, odnowił przyjaźń i Bohu poprosił go, żeby pojechał do Heleny, by ją przewiozła do Kijowa do monasteru Świętej Przeczystej. Dał mu piernacz i instrukcje, jak dojechać. Rzędzian przed wyjazdem wydał Bohuna komendantowi Jakubowi Regowskiemu (był to nieprzyjaciel Jana, krewny Łaszcza).
rozdz. 22
Na piernacz Bohunowy przechodzili wszędzie spokojnie. Burłaj - dawny nauczyciel Bohuna - nawet wyprawił im ucztę, na której Rzędzian opowiadał o Wołodyjowskim i Zagłobie (przy nich!). W jarze Rzędzian bał się upiorów. Na miejscu Rzędzian strzelił do Horpyny, a Zagłoba ściął Czeremisa. Rzędzian położył na piersiach wiedźmy kamień i narysował krzyż. Helena zemdlała.
rozdz. 23
Zagłoba opowiadał Helenie, jak jej szukali i co się w kraju działo. Wołodyjowski zgłupiał i zaniemówił od urody dziewczyny. Szło im się coraz ciężej, bo wchodzili w kraj objęty wojną. Szli na Zbaraż, bo tam miała być główna stanica wojsk polskich. Z Płoskirowa szybko uciekali, bo Zagłoba zobaczył Bohuna na rynku - widocznie Regowski wypuścił go na złość Janowi. Nocą wilki i sarny przecinały im drogę, płoszone przez wojska tatarskie. Tatarzy dojrzeli ich na polu między borami. Rzędzian skręcił z Heleną w bok, a Wołodyjowski wstrzymał konia swojego i Zagłoby, zabił 3 pierwszych jeźdźców i uciekali dalej, a gdy konie zaczęły padać, uciekli pieszo w las. Ukryli się w dole, przyszły im w pomoc wojska polskie. Postanowili nic nie mówić Janowi.
rozdz. 24
W Zbarażu zgromadziły się wszystkie wojska królewskie. Księcia jeszcze nie było i wojsko pozwalało sobie na wiele. Jego przyjazd był wielkim świętem. Gdy Lanckoroński składał w jego ręce buławę, gwiazda spadła w stronę, skąd miał przyjść Chmielnicki - uznano, że to jego gwiazda spada. Wkrótce nadeszły przednie wojska Chmiela i zostały rozbite. Nadciągnęły i ogromne masy wojska Kozaków i chana. Jarema wyprawił ucztę, a Chmiel obiecał chanowi, że jutro oni będą ucztować na zamku. Przy wstępnym ataku nic się nie stało, a ks. Muchowiecki wyszedł na procesję z Monstrancją.
Szturm zaczął się 13 lipca. Przodem biegły woły i jeńcy - chłopi spod Zbaraża z workami piasku, by zasypać fosę. Wojska wdzierały się na wały. Od walki na działa, granaty i strzelby przeszli na szable. Książę pojawił się na murach. Wypuścił w pole jazdę. Piechota kozacka uciekła, ale ruszył Tuhaj-bej z Subagazim. Skrzetuski ranił mocno Tuhaj-beja, Longin siał zniszczenie. Wkrótce wojska polskie wracały do obozu ze śpiewem.
W tym samym czasie, na drugim skrzydle zamku, Burłaj o mało nie zdobył obozu, ale został odparty. Burłaj chciał zginąć godnie, więc zabijał na około. Dopadł do Zagłoby, który aż wściekł się ze strachu i ruszył na niego. Burłaj zdumiał się, bo poznał Zagłobę i dzięki tej chwili wahania, Zagłoba zwalił go z konia.
Towarzysze Chmiela zaczęli mu się stawiać, chan był wściekły. Powiedziano mu, że początkowo do Tatarów nie strzelano, co utwierdziło go w przekonaniu, że Jarema nie chciał z nim wojny. Chmielnicki sprytnie wybrnął i powiedział chanowi, że tylko Jarema z całego świata się go nie boi, więc chan musi go pokonać.
rozdz. 25
Przyjaciele rozmawiali po bitwie, Zagłoba oczywiście wychwalał swoje męstwo. Podziwiali ks. Jaskólskiego, który z wieży do Tatarów strzelał. Chmielnicki okopywał się, poodcinał drogi i co chwila szturmował, wciąż z marnym skutkiem. 19 lipca zaatakowali z ogromnymi wieżami, na których były działa i mosty do przerzucenia przez fosę. Do tego przyszła burza. Książę wysłał wycieczkę pod te „hulaj-horodyny” (hulaj-grody), by je podpalić. Longin i Wołodyjowski zostali w tyle przy odwrocie i mołojcy zaczęli ich gonić, ale granaty z muru zatrzymały ich.
rozdz. 26
Żołnierze spali na murach, nie jedli, nie miał ich kto zmienić, ale walczyli ofiarnie, a książę z nimi. 24 lipca Chmielnicki poprosił Zaćwilichowskiego na rozmowę. Tymczasem Kozacy rozmawiali z Polakami - jak równy z równym, bo się cenili za zaciętą walkę. Do układów nie doszło, bo Chmiel chciał, by wydano mu księcia.
rozdz. 27
Zagłoba i ks. Żabkowski dostali burę od ks. Muchowieckiego za potykanie się z kalwinem od Firleja. Pewnej cichy nocy nieprzyjaciele podchodzili obóz po cichu. Książę dopuścił ich do samych wałów i dopiero wtedy ich wybito. Wtedy też Podbipięta ściął trzy głowy tureckie. Potem Marek Sobieski (brat Jana) gratulował mu, a Zagłoba wprosił ich do niego na posiłek. Longin podjął się przedrzeć przez Kozaków, by donieść królowi o ich położeniu. Przyjaciele chcieli pójść z nim, choć Zagłoba niechętnie i ze złością. Książę się zgodził, ale by szli pojedynczo. Wieczorem miał miejsce ostatni szturm, teraz Chmielnicki chciał nękać oblężonych głodem.
Po wyjściu Podbipięta miał chwilę wahania, ale szybko się opamiętał. Chciał obejść tabor i iść dalej dębiną. Po drodze zadusił jednego strażnika. Okazało się, że nie można obejść taboru, przeczołgał się więc między wozami. Padał deszcz. Z lasu wyszedł na polankę, gdzie zobaczyli go Tatarzy. Bronił się pod samotnym dębem, ale usiekli go strzałami. Zmarł z litanią na ustach.
rozdz. 28
Kozacy wytoczyli nowe machiny, a na jednej z nich wisiał trup Podbipięty. Zagłoba pierwszy przeskoczył fosę, a za nim reszta wojska, spalili beluardy i zdjęli ciało przyjaciela. Na pogrzebie ks. Muchowiecki wygłosił kazanie o tym, jak Podbipięta pukał do nieba. Wszyscy płakali...
Jan ruszył tego samego wieczoru. Chciał przejść stawem i rzeką. Noc była cicha i jasna, każdy ruch wywoływał fale i bulgotanie, więc Jan musiał iść wolno. W wodzie pływały trupy. Jan mijał kolejne placówki tatarskie nie zauważony, ale powoli łapało go zmęczenie i gorączka, majaczył. Wreszcie dotarł do rzeki - dniało. Zabrał kości z opuszczonego ogniska, obgryzł je i zasnął. Nocą ruszył dalej. Przy taborach skończyły się trzciny. Przeszedł pod czółnami, które ustawione były obok siebie. Za czółnami były trzciny, a potem już las - był ocalony.
rozdz. 29
Król, Hieronim Radziejowski i Jerzy Ossoliński (przeciwnik Jaremy) w Toporowie. Ossoliński wychował się na obcych dworach, chciał wzmocnić Polskę podsycając powstanie kozackie, teraz zobaczył, co z tego przyszło, za późno było na odwrót, więc szukał winnych. Nie wiedzieli kto jest przy Chmielnickim. Skrzetuski w strasznym stanie dotarł do króla, powiedział, że jest chan z całą potęgą, że u nich nędza, prochów brak. Król zdecydował się ruszył, a ks. Cieciszowski pobłogosławił. Ksiądz wziął Jana do swoich komnat, a wojsko ruszyło.
rozdz. 30
Jan spał kilka dni. Po obudzeniu zobaczył Rzędziana. Pachołek powiedział, jak uciekali przed Tatarami i on się musiał odłączyć, ale nie chciał mówić dlaczego, bo mu ksiądz zakazał. Ale Jan go przycisnął i Rzędzian wyznał, że Helena niedługo tu będzie. Opowiedział, jak wpadł na oddział Dońca, brata Horpyny, który chciał im pomóc i zabrać do Chmielnickiego, bo myślał, że Rzędzian działa dla Bohuna. Ale pan Pełka starł Dońca i tak się uratowali. Przyjechali przyjaciele, bo zawarto pokój pod Zborowem. Wyjechali Helenie naprzeciw.
Król zawarł pokój z chanem, Chmielnicki zatrzymał buławę i 40 000 rejestrowych, ale przysiągł wierność królowi. Bohun był w niewoli, bo przy zawieraniu układu rzucił się sam na polskie wojsko. Król oddał Bohuna Janowi. Rzędzian chciał go dorwać, by mu za swoją krzywdę zapłacić, ale Skrzetuski się nie zgodził. Wieczorem Zagłoba opowiadał wszystkim o walkach.
Epilog
Dwa lata później Chmielnicki i chan uderzyli znowu, ale tym razem kraj bronił się od razu. Bili się trzy dni pod Beresteczkiem, Polacy zwyciężyli, bo chan uciekł po pogromie, jaki uczynił nad wojskami Wiśniowiecki. Porwał za sobą Chmielnickiego, który jechał za nim prosić, by został. Bronił się jeszcze Kozak Dziedziała, był oblężony dwa razy mniejsza ilością królewskiego wojska. Układy przerywane były bitwami. Wybrano nowego wodza - Bohuna. Nie chciał on układów, ale poznał, że króla nie pokona, więc chciał zbudować most przez bagna, żeby mogli wycofać się. 7 lipca 1651 r. Bohun i starszyzna poszli oglądać roboty, gdy w obozie ktoś krzyknął, że uciekają. Wzbudziło to popłoch, Kozacy zabijali się biegnąc przez most, resztę dobiły wojska polskie. Bohun wyszedł cało i jeszcze o nim było głośno w kolejnych wojnach. Gdy Łubnie odpadły od Rzeczpospolitej, a Jeremi zmarł, Bohun przejął jego ziemie. Podobno mieszkał w odbudowanych Rozłogach i tam zmarł.
Przyszła potem zaraza i Szwedzi. Tatarzy stale prawie gościli na Ukrainie zagarniając tłumy ludu w niewolę. Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą.
THE END
Daty:
29 IV - 16 V 1648 - oblężenie obozu polskiego pod Żółtymi Wodami
25-26 VI 1648 - bitwa pod Korsuniem
23 IX 1648 - bitwa pod Piławcami
26-27 VII 1648 - bitwa pod Konstantynowem
4 VIII 1648 - upadek Baru
1648 - elekcja Jana Kazimierza
10 VII - 23/24 VIII 1649 - oblężenie Zbaraża
1649 - ugoda zborowska
27-29 VI 1651 - bitwa pod Beresteczkiem
HENRYK SIENKIEWICZ, WYBÓR NOWEL I OPOWIADAŃ (BN) oprac. Tadeusz Bujnicki
W OKRESIE DEBIUTU
Sienkiewicz urodził się 5 maja 1846 r. w Woli Okrzejskiej. W 1861 jego rodzina przeniosła się do Warszawy, gdzie nabyli kamienicę czynszową. Mieli jednak długi i już w gimnazjum Henryk musiał zarabiać korepetycjami.
Sienkiewicz czytał lektury przygodowe (Cooper, Defoe), ale też pisarzy XVII wieku, Homera, Szekspira, Juliana Ursyna Niemcewicza i romantyków.
Pozytywizm czerpał z:
obcych wzorów (August Comte, Herbert Spencer, John Stuart Mill)
polskiego oświecenia: działalność Stanisława Staszica i ekonoma Józefa Supińskiego (praca organiczna), koncepcja literackiego dydaktyzmu, uznanie dla racjonalizmu i empiryzmu
inteligencji lwowskiej (przedburzowcy) lat 50. i 60.
koncepcji „metody realnej” w literaturze lat 40.-60., np. Kraszewskiego, Korzeniowskiego, Bałuckiego, Jeża i in. (obywatelski model lit. tendencyjnej - wyostrzano tendencję i antyromantyczność)
Gdy zbuntowano się przeciw lit. tendencyjnej, nowela stała się zalążkiem nowej - realistycznej. Uważano je za wprawki i eksperymenty, bo ambicją była raczej powieść.
W wieku 19 lat Sienkiewicz napisał powieść Ofiara, ale zniszczył ją, bo części składowe były nieproporcjonalne do całości, a styl jednostajny.
W 1866 r. Sienkiewicz zdał na wydział prawa w Szkole Głównej. Potem przeszedł na medycynę, a następnie - filologię. Studiował do 1871 r. m.in. z Prusem, Świętochowskim, Dygasińskim, Chmielowskim. Pisali gł. w „Przeglądzie Tygodniowym”.
pierwsze teksty Henryka to recenzja teatralna w „Przeglądzie Tygodniowym” i rozprawki o Szarzyńskim i Miaskowskim w „Tygodniku Ilustrowanym” (wg metody Taine'a zwracał uwagę na historyczne i socjalne uwarunkowania twórczości obu poetów)
wg Świętochowskiego Henryk nie angażował się w spory ideowe i społeczne, ale za to śledził je uważnie
na kanwie stosunków studenckich powstała pierwsza opublikowana powieść Na marne - pisał ją w latach 1869-71, wydał w „Wieńcu” w 1872, a wydrukował w 1876 tradycyjny wątek romantyczny wplótł w środowisko studenckie i tematykę pozytywistyczną; motywy nie są dobrze powiązane, za dużo komentarza narratora i dygresji
„W POZYTYWISTYCZNYM SŁONECZNIKU”
Właściwym debiutem (jeszcze przed Na marne) są Humoreski z teki Worszyłły (Nikt nie jest prorokiem między swymi i Dwie drogi) wydane nakładem „Przeklądu Tygodniowego”. Był to szczytowy okres publicystyki „młodych”, którzy postulowali:
utwory tendencyjne i pisane metodą realną, tj. o temacie ważkim i współczesnym
dzieło sztuki zbliżone do naukowego, pisane dla uczuć i dla intelektu (~ powieść)
cechy powieści tendencyjnej: aktualność problemy, antyfeudalizm, mieszczańska koncepcja postępu, reprezentatywność bohatera, czarno-białe przedstawienie, ideowy komentarz
tezowość uzasadniać ma konstrukcję losu postaci, chwyty kompozycyjne i stylowe
jednoznaczność założonej z góry tezy wymagała kompozycji zamkniętej
Mimo schematyzmu, tendencyjność doceniła walory intelektualne, zajęła się ważkimi sprawami.
W Humoreskach Sienkiewicz stworzył (obok Orzeszkowej) klasyczny typ tendencyjnego opowiadania, od razu w wersji z happy-endem i w wersji tragicznej.
broszurowość (publicystyczność) i przykładowość (ilustracyjność) nad literackością
schemat oparty na kontraście aprobata (nowe: Wilk i Iwaszkiewicz) - krytyka (stare, grupa)
tendencji są podporządkowane tradycyjne wątki erotyczne
motywy antyarystokratyczne w ujęciu demaskatorskim - środowisko konserwatywne to zespół jednostek uzależnionych od siebie, są schematyczni, o rysach uwypuklonych satyrycznie, często autocharakteryzują się bardzo szczerze
interpretacja różnych zakończeń: decydująca rola układu sił społecznych lub osobistych predyspozycji (przy czym Wilk jest bardziej realny ze swymi „staroszlacheckimi zębami”)
bohaterowie mają typowe pozytywistyczne wykształcenie, w typie wiejskim i miejskim
brak dynamiki zdarzeń, jest tu raczej szereg epizodów-scen
narracja: konkretna i podmiotowa relacja; autokompromitacja konserwatywnego narratora, której pomagają jednoznacznie wiarygodne fakty podane na sposób reporterski, z listów, rozmów, opinii (Nikt nie jest...) zobiektywizowany i abstrakcyjny komentarz odautorski jest wiarygodny (Dwie drogi)
humor uwypukla tendencyjność: sytuacyjny, słowny (poważna mowa Misia o roli arystokracji jest parodią angielskiego speechu), „pozorna aprobata”, nieporozumienia, dygresje, porównania, przysłowia, stylizacje językowe
humoreska dla Sienkiewicza to krótki utwór o ujęciu żartobliwym i satyrycznym
humoreska gatunkowo to synteza gawędy (luźność kompozycji, dygresyjność, komentarze narracyjne), felietonu i reportażu (wyeksponowanie znaczącej anegdoty, konstrukcja scenki-epizodu, sposób kontaktu z czytelnikiem, reporterska narracja) i noweli (kontrasty, paralele, technika gradacji)
kompozycja: zamknięta, silna pointa w silnie eksponowanym rozwiązaniu, celowość akcji
Humoreski... pisarz podporządkował ideom młodych, dlatego potem je lekceważył, gdy odszedł już z obozu pozytywistów.
Od 1872 r. Sienkiewicz (jako Litwos) zaczął publikować recenzje literackie i teatralne w „Wieńcu” i „Niwie”. Od 1873 pisał felietony Bez tytułu do „Gazety Polskiej”. Potem „Niwa” publikowała Sprawy bieżące, a „Gazeta...” Chwilę obecną. W sumie kilkaset tekstów w latach 1873-75.
Sienkiewicz nie był drapieżny jak młodzi, propagował zasadę złotego środka
obok postulatów „trzeźwości” bronił historycznej tradycji
w felietonach można znaleźć zawiązki tematów nowel i zarysy ich epizodów i scen
kształtował tu styl i język: klarowność, komunikatywność, celowość środków
NA PRZEDPOLU NOWELI
W czasach Sienkiewicza nie dostrzegano różnic jakościowych między powieścią a nowelą. Nowela to mała powieść, również realistyczna, ale ukazuje epizody, a nie całościowy obraz życia. Nazywaną ją inaczej: obrazek, powiastka, szkic, gawęda. Drukowano często w czasopismach.
Historia noweli w Polsce w XIX wieku:
lata 30.: gawęda - swobodna i dygresyjna opowieść, stylizowana na formę mówioną, o tematyce szlacheckiej, np. Henryk Rzewuski Pamiątki Soplicy, Ignacy Chodźko, Zygmunt Kaczkowski, Kazimierz W. Wójcicki
obrazek - krótkie, opisowe opowiadanie, nastawione na szczegół przedmiotowy, portret postaci czy zbiorowości, gatunek „reportażowy”, odmiany to szkic, scenka, fizjologia, np. Józef Dzierzkowski, Paulina Wilkońska, Wacław Szymanowski, J. I. Kraszewski
początki nowoczesnej noweli - gradacja, kontrast, ciążenie ku zakończeniu, narracyjna iluzja na wypowiedź mówioną, wciąż jest to forma krótkiej powieści, np. Kraszewski
po powstaniach jest więcej nowel, ale bardzo schematycznych: obyczajowe lub sensacyjne
lit. tendencyjna uprzywilejowała takie cechy noweli, jak zamknięta kompozycja, wyraźne zakończenie, paralela, kontrast; nowela inspirowała się reportażem i felietonem
nowela uformowała się, gdy wyszła spod presji doktryny, gdy metoda realistyczna usamodzielniła się i wyzwoliła spod komentarzowych uogólnień
Polska powieść rozwinęła się dopiero w latach 80., w Europie już od 30. Nowela polska rozwijała się współbieżnie do europejskiej (np. fr. Maupassant)!
Ostateczne cechy noweli: zamknięta kompozycja, wyraźne i spointowane zakończenie, jednowątkowość, kondensacja czasu, wyrazistość sylwetki bohatera, kontur dramatyczny (perypetie, punkt kulminacyjny, poprzedzony złudzeniem możliwości innych rozwiązań).
Środki techniczne: zróżnicowane tempo relacji i zdarzeń, retardacja, paralela, kontrast, stopniowanie kompozycyjne i stylistyczne, motyw zaskakującej niespodzianki, motywy statyczne.
W noweli gł. funkcję może posiadać zdarzenie lub postać bohatera.
Sienkiewicz zaczynał od noweli-gawędy. Na zbiór Szkice z natury i życia („mała trylogia”) składają się: Stary sługa (1875, „Gazeta Polska”), Hania (1876, „GP”) i Selim Mirza (1876, „GP”):
podpisał je „Litwos”, łączy je osoba narratora - Henryka i występujący bohaterowie
narrator posiada cechy autobiograficzne, autor sięga do przeszłości, którą ceni (lata 60.) i przeciwstawia świat starych - młodym (Henryk, Selim, Hania)
Stary sługa to typowa gawęda, w Hani widać elementy powiastki psychologicznej, fabuły przygodowej i konflikt miłosny, Selim to kopia nowel buduarowych, o sensacyjnej akcji
SIENKIEWICZ - TWÓRCĄ POLSKIEJ NOWELI
Lata 1876-78 Sienkiewicz spędził w Stanach. Doskonalił warsztat i nabrał dystansu do kraju.
Wyjechał 19 lutego, z ramienia „GP” na wystawę filadelfijską. Drugim celem było stworzenie punktu, gdzie można by wydawać bez rosyjskiej cenzury. Wyjechali z nim: Helena Modrzejewska z mężem, Karolem Chłapowskim, Juliusz Sypniewski i inni.
W Listach z podróży widać, że jechał z wizją Ameryki, która ulegała zmianom pod wpływem rzeczywistości - od stereotypów przeszedł do własnego osądu. Stany uznał za społ. wzorcowe.
Między lipcem a wrześniem 1876 r. powstało opowiadanie SZKICE WĘGLEM.
powstało w związku z tzw. „kwestią włościańską” eksponowaną w polskiej prasie przy okazji wydania przez władze carskie Ustawy o sądach gminnych (1 VII 1876)
tendencją pisarza była krytyka zasady nieinterwencji
ukazywał krzywdę chłopską, eksponując gł. ciemnotę ludu, który nie potrafi uświadomić sobie swojej sytuacji i jej przyczyn - stąd bezwyjściowość losu i tragiczny finał
za sytuację wsi pouwłaszczeniowych są współodpowiedzialni: dwór, kościół i urząd
technika naturalistyczna: dokumentaryzm, werystyczność, biologiczna motywacja
kompozycja małej powieści: rozpiętość fabuły, dygresje, rozbudowany komentarz, szereg epizodów (o schematach miniaturowych nowel, często zamkniętych pointą) przy typowo nowelistycznej technice: sygnały dramatycznego rozwiązania, paralela, kontrast, narracja pod koniec utworu staje się rzeczową relacją
szkicowość zaznaczona jest już w tytule: problematyka ujęta szkicowo i szablonowo, uwypuklono rysy charakterystyczne, tendencja syntetyzująca zastąpiła analizę
ironiczno-humorystyczny komentarz, satyryczna konstrukcja postaci i sytuacji, heroikomiczna hiperbolika i parodia (na wzór Lama) obok tragizmu (Szekspirowskie połączenie groteski z tragizmem)
Ameryka zadecydowała o tym, że autor tradycjonalistyczny przesunął się „na lewo” - zwraca się ku współczesności, gł. ku ludowi polskiemu. Ujawnia wyraźniej swój światopoglądowy sceptycyzm.
W latach 1878/79 Sienkiewicz przebywał we Francji. Zachwycił go lud paryski, odkrył w nim siły moralne i socjalne (był blisko socjalizmu, czytywał Lasalla).
Ludowi polskiemu odmawia samodzielności społecznej, skupia się na ciemnocie chłopa, niesamodzielności, półbiologicznych podstawach bytowania.
W Paryżu powstały pierwsze klasyczne nowele. Utwory z lat 1878-82 utworzyły kręgi tematyczne:
ludowy (Janko Muzykant, Jamioł, Za chlebem)
amerykański (Orso, Przez stepy, Sachem)
patriotyczny (Z pamiętnika..., Latarnik, Niewola tatarska)
Tematy nachodzą na siebie, część jest paraboliczna (Sachem), część łączy postać dziecka-bohatera. Mają ujęcie realistyczne, ale dotyczą uniwersalnych problemów.
Zaczynają dominować nowele krótkie, skondensowane (Jamioł, Latarnik, Sachem). Powstają też „szkice powieściowe” (Przez stepy, Za chlebem, Niewola..., Bartek Zwycięzca).
Cechy noweli klasycznych Sienkiewicza:
metoda realizmu krytycznego: zasada prawdopodobieństwa w sposobach motywowania zdarzeń i postaci
świat przedstawiony: los jednostkowy bohatera wyraża się w najistotniejszym zdarzeniu lub serii zdarzeń (często w obliczu śmierci); jednostkowość ta uzyskuje ogólniejszy sens społeczny, patriotyczny, światopoglądowy czy etyczny (minimalny komentarz narracyjny)
iluzja prawdy powiązana jest z systemem wartości i ocen
przeważnie sytuacja i zdarzenie dominują nad postacią, bohater nie ma prawa wyboru
narrator: od 1-osobowej narracji wspomnienia po latach (Z pamiętnika...), przez stylizacje na pamiętnik historyczny (Niewola...), po zróżnicowaną narrację 3-osobową
czytelnik ma ważną rolę, np. musi odpowiednio interpretować naiwny punkt widzenia
fabuła jest uwiarygodniona, przy ograniczeniu odpowiedzialności narratora osobowego: tekst jest często wielkim cytatem z cudzej opowieści
kompozycja: istotna rola ekspozycji (wprowadzenie sytuacji), punktu kulminacyjnego (celowe zwalnianie i przyspieszanie tempa zdarzeń, łudzenie czytelnika, zaskoczenie, gradacja, kontrast i paralela) i zakończenia (kontrast, pointa)
czas podlega dwóm wymiarom: jednostajny upływ kolejnych dni i czas kulminacji (subiektywny, łączy się z wyrazistością składników przestrzeni)
Pierwsze nowele klasyczne to Jamioł (1878, Paryż), JANKO MUZYKANT (1879, Paryż) i Orso.
brak tu pozytywistycznego programu, punktem ciężkości jest płaszczyzna poznawcza
metoda realistyczna połączona z naturalizmem (Jamioł) lub tradycją romantyczną (Janko...)
Janko... to mała biografia odmieńca, w której wszystkie wydarzenia są podporządkowane jego wrażliwości na muzykę
fabuła koncentruje się wokół 3 wydarzeń: nocna wyprawa do kredensu, sąd, śmierć - wszystkie są mikronowelkami
tło opisowe służy liryzacji tekstu i nadaniu mu cech wzruszeniowych
skrzypce są konkretnym elementem sprawczym zdarzenia oraz krystalizacją zdolności Janka, jego marzeniem - wartość symboliczna
Przełom lat 70. i 80. wysunął na plan pierwszy wątki patriotyczne w nowelistyce Sienkiewicza. Powody: sytuacja w kraju (spotęgowanie działań germanizacyjnych i rusyfikacyjnych, kryzys pozytywizmu i pojawienie się ideologii ugodowej) i zwrot pisarza ku tradycji historycznej.
W noweli Z PAMIĘTNIKA... widać symbiozę przekonań narodowych i pozytywistycznych.
jedna płaszczyzna to problem psychiki dziecięcej zniszczonej przez zły system nauczania
druga - problem germanizacji (w wersji Z pam. korepetytora - rusyfikacji); pisarz ukazuje szykany narodowe, ale też tajne nauczanie w domu historii i patriotyzmu
bezpośrednie i uczuciowe formy protestu połączone są z naukową dyscypliną i rzeczową, pedagogiczną motywacją
narracja: narratorem jest pedagog, więc wszelkie postulaty w jego ustach mają charakter pedagogicznego wykładu, w którym doświadczenie poświadczone jest przykładem Michasia
gł. cechy tej noweli: fikcja fragmentaryczności (sugerowana tytułem, już pierwsze zdanie jest jakby wyrwane z większej całości, ale fabuła jest zamknięta), ekspozycja postaci narratora, mocno zindywidualizowane i wyodrębnione zakończenie śmiercią
Pisarz wrócił do kraju w czasie tzw. przełomy antypozytywistycznego. Wracał niemal jako radykalista, a wpadł w obóz neokonserwatystów. Umiał połączyć tradycjonalizm i postępowość. Związał się z „Niwą” i redagował „Słowo”.
historia dla Sienkiewicza to źródło tożsamości narodowej, a literatura - również pocieszycielka, twórczyni innych, lepszych światów
Powstały wtedy: Niewola..., Latarnik, Bartek..., Wspomnienia z Maripozy, Sachem.
Za najwybitniejszą nowelę Sienkiewicza uważa się LATARNIKA (1880, „Niwa”).
pomysł wziął się z anegdoty zupełnie nie patriotycznej: emigrant Siellawa stracił miejsce w latarni, bo zaczytał się w powieści Zygmunta Kaczkowskiego Murdelio (we wstępie noweli autor zaznacza, że opiera się na tej anegdocie Juliana Horaina z Ameryki)
autor stosuje znamienne dla siebie w tym okresie aluzje: do dzieła Mickiewicza, sonetu Cisza morska, Beniowskiego, Mazurka Dąbrowskiego
model patriotyzmu opiera się na inwokacji Pana Tadeusza, czyli miłości ojczyzny, a także na ciągłości warunkującej ideał wytrwania
fabuła ma w zakończeniu nadzieję (vs. Niewola tatarska)
Skawiński jest typowym emigrantem (jak z Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego), który bije się tam, gdzie trwa walka o wolność; jego klęski wynikają z wpływu Rosji, ale też wrogości natury i nieprzystosowania
bohater to plebejusz (pokrewny postaciom nowelistyki ludowej), ale żołnierz
nowela psychologiczna: wnętrze bohatera jest dostępne uważnemu obserwatorowi, możliwe do narracyjnego opisania jako system relacji między materialną zewn. a psychiką; rzeczywistość zewn. jest modyfikowana przez punkt widzenia bohatera
napięcie nowelistyczne tworzą sprzeczne uczucia: chęć odpoczynku i uczucia patriotyczne
kompozycja: ekspozycja (zwolnione tempo relacji, wstawki retrospektywne) i skontrastowana z nią eksplozja pojedynczego zdarzenia w momencie kulminacji
1. część utworu to powolna rezygnacja (monotonny czas, ocean i tropikalna puszcza), prowadząca do nirwany, pozwolenia na ogarnięcie się przez naturę
w momencie kulminacji w uśpioną psychikę bohatera wkracza zespół wartości humanistycznych, narodowych, ale też przez przyrodę (pejzaż ojczysty)
idea przewodnia: integracja narodowa wsparta na tradycji hist. i micie ziemi ojczystej
niezwykłością budowy noweli jest syntetyczność - skupienie wielu spraw w niezwykle pojemnym przeżyciu bohatera
W 1882 r. Sienkiewicz został redaktorem neokonserwatywnego „Słowa”. Chciał zachować kierunek umiarkowanie postępowy, przy mocnym stanowisku patriotycznym. W publicystyce prezentował się jako zwolennik klasowego solidaryzmu, odrzucał opinie o krzywdzie społecznej. W nowelach jednak zawierał społeczne akcenty (Wspomnienie..., Bartek..., Sachem).
BARTEK ZWYCIĘZCA, drukowany w „Słowie” zamknął cykl nowel o ludowym temacie.
akcent pada na nacisk zewn., narodowy i wyobcowanie z własnego środowiska
nowela wyrosła z aktualnej tematyki - Kulturkampf, 10. rocznica wojny fr.-pruskiej
podobnie jak Szkice... i Za chlebem, ta nowela jest rodzajem „małej powieści” o rozbudowanej fabule i rozpiętości czasu zdarzeń
ujęcia dysonansowe: realny tragizm a groteskowość poczynań bohatera
heroikomiczna stylizacja odbiera Bartkowi „aurę” współczucia
SACHEM to powrót do skondensowanej noweli klasycznej.
czytelnik jest konsekwentnie pozbawiany złudzeń
utwór ma charakter paraboliczny: los Indian przypomina los Polaków; eksponuje się elementy niemieckie, bo to zaborca wyniszcza i wynaradawia Polaków
ekspozycja: reportażowa relacja z dziejów dawnej Chiawatty i obecnej Antylopy, ironiczny cudzysłów dla określeń „cywilizacja” i „prawo”, zbrodniarze jako poczciwi mieszczanie
kulminacja: napięcie udziela się czytelnikowi, ale i widzowi w książce, przy równoczesnej retardacji; Sachemowi nie wraca tożsamość narodowa (jak w Latarniku), ale mieszkańcy Antylopy odzyskują świadomość winy
końcowa wizja totalnej zagłady - fizycznej i duchowej
koneksje romantyczne: Sachem to Wallenrod a rebours - konflikt niemiecko-litewski, rola języka ojczystego (arki przymierza), którego wyzbywa się Sachem (śpiewa po niemiecku)
Sachem zamyka po mistrzowsku w dorobku Sienkiewicza okres dominowania nowelistyki. W tym czasie pracował już nad Ogniem i mieczem.
W CIENIU POWIEŚCI „DLA POKRZEPIENIA SERC”
Trylogia to suma dokonań na polu powieści historycznej (Scotta, Jeża, Kraszewskiego). Wykorzystuje epopeję, baśń, powieść przygodową i współczesną powieść realistyczną.
Wiele scen powieściowych i kreacji bohaterów ma swoje pierwowzory w nowelach. Inne takie elementy to: szablony postaci kobiecych, humorystyka, schematy batalistyczne.
Kompozycja Trylogii zawiera fragmenty o strukturze nowelistycznej, czemu sprzyjało wydawanie książki w odcinkach, np. pointowość, wyodrębnianie zakończenia (koniec uczty kiejdańskiej w Potopie).
Trylogia zaciążyła na nowelach lat 1883-87 (tylko Legenda żeglarska z 1884 jest znacząca). Dopiero po 1888 r. można mówić o powrocie Sienkiewicza do noweli.
kontynuują nurt noweli realistycznej: Na jasnym brzegu, Organista z Ponikły, Dzwonnik, Ta trzecia
wiele posiada alegoryczną fantastykę, tematy baśniowe i legendowe, metafizyczne motywacje reakcji i działań postaci; kwestie obyczajowe przeważają nad społecznymi; bohaterami i narratorami stają się artyści (~ Młoda Polska), motyw artystyczny ma dużą wagę nawet, gdy bohaterami są plebejusze (organista Kleń to „dorosły” Janko Muzykant)
modernistyczne ślady: pierwiastki nastrojowo-symboliczne i impresjonistyczne, między fatalizmem a mistyczną konsolacją, motywy widzenia sennego, wizji i halucynacji, paraboliczność, stylizacje legendowe, eksponowanie wartości uczucia (często zw. z motywem śmierci lub gorączkowej wizji, spełnia się we śnie) - autor był przeciwnikiem modernizmu, ale lubił eksperymentować z nowymi metodami
wizyjność była próbą ucieczki (jak historyzm), ale też wyobraźnia pisarza nie umiała ująć transcendencji inaczej, niż w kształtach zmysłowo uchwytnych, realnych (jak sen)
Kolejny etap to utwory alegoryczne, czerpiące z mitologii oraz historii greckiej i rzymskiej (Diokles, Na Olimpie, Wesele, Biesiada, Przygoda Arystoklesa), rzadziej egipskiej (Sąd Ozyrysa) i hinduskiej (Dwie łąki).
motywacją znów była chęć ucieczki od barbarzyńskiej rzeczywistości
pojawiają się elementy moralizatorskie, oparte na uporządkowanym systemie zasad
brak wątpliwości, realistycznego obrazu społecznego
tematyka narodowa przeniosła się w metafizyczny wymiar, łączący cud z ojczyzną
schemat baśni, legendy służy egzemplaryczności o wyraźnej tendencji, wydobytej często przez dopowiedziany morał
akcja ograniczona jest na rzecz partii liryczno-opisowych i interpretacyjno-oceniających
PRÓBA PODSUMOWANIA
Dwie fazy nowelistyki Sienkiewicza:
przed Trylogią (1871-82) - podstawowy gatunek o zróżnicowanych odmianach
eksperymentatorski sposób tworzenia: różne tematy, różne środki artystyczne
od gawędy, przez obrazki, szkice, do nowel klasycznych
osobowe kreacje narratorów z różnych pozycji społ., zawodowych i pokoleniowych, różne typy narracji o strukturze „wszechwiedzącej”
od postaci skrzywdzonej (dziecko, chłop) do kreacji samodzielnych, o eksponowanych cechach rycerskich
elementy tendencyjności, koncepcja romantyczna, wpływ naturalizmu (lata 1876-79) i zasady realizmu krytycznego
po Trylogii - drugoplanowa, ale wyrazista forma wypowiedzi
tendencja neoromantyczna, aspekty modernizmu
wykorzystał w nowelistyce metody, które w publicystyce zwalczał !
Sienkiewicz, Prus i Orzeszkowa stworzyli podwaliny nowelistyki. Chwilę potem dołączyli Konopnicka i Dygasiński. Lata 90. to bujny rozwój nowelistyki inspirowanej naturalizmem (Żeromski, Reymont).
Zdanie Antoniego Potockiego: Gdyby całą twórczość Sienkiewicza zredukowano jakimś fatum do tej jedynie doby, w której pod tym młodzieńczym pseudonimem [Litwos] stworzył polską nowellę - nazwisko jego miałoby już na zawsze utrwaloną w literaturze kartę.
** E.Z.**
Programy i dyskusje literackie okresu pozytywizmu (BN) oprac. Janina Kulczycka-Saloni
STAN BADAŃ. POPRZEDNICY
Okres pierwszy - lata 1881-1939: ludzie piszący o swoich czasach
Okres drugi - lata 1939-1980: praca z perspektywy lat, ale z dobrymi materiałami
Piotr Chmielowski Literatura polska ostatnich lat szesnastu (1881).
scharakteryzował program społeczny „młodych” i oparty na nim program literacki
batalie estetyczne epoki ujął jako spór między idealizmem a realizmem
Kazimierz Wóycicki Walka na Parnasie i o Parnas (1928).
książka poświęcona pamięci Chmielowskiego
tak jak Chmielowski szukał materiałów głównie w prasie
dzielił prasę na „młodą” i „starą”
pozytywizm traktował jako walkę tych obozów na argumenty, rzadziej na dzieła
Postulowano literaturę dla szerokiego odbiorcy. W prasie zdemokratyzowała się literatura i krytyka.
Po 1939 r. nadal analizowano prasę i publicystykę, gł. Prusa, Sienkiewicza, Orzeszkowej, Dygasińskiego, Konopnickiej i Świętochowskiego - w tej epoce twórcy byli równocześnie teoretykami literackimi! Więcej, pisarze prawie zawsze debiutowali jako felietoniści!
GALICYJSCY POPRZEDNICY POZYTYWIZMU
Założenia ideowe publicystyki galicyjskiej, które antycypowały pozytywizm warszawski:
praca organiczna zamiast walki zbrojnej; troska o materialny byt narodu
literatura jako narzędzie propagowania i realizowania programu politycznego i społecznego
krytyczny stosunek do romantyzmu
krytyczny stosunek do epigonów współczesnych, gł. poetów Królestwa Polskiego
powieść jako gatunek najwłaściwszy duchowi epoki
pisarz nie natchniony, ale wykształcony i obeznany z ideami europejskimi
Myśli te nie dotarły ani do tych, których zwalczały, ani do późniejszych ich kontynuatorów.
MŁODOŚĆ POZTYWIZMU (do 1881 r.)
Autorzy doskonale kamuflowali swe myśli, tak, by cenzura nie mogła im nic formalnie zarzucić.
Walka o nową literaturę
Literatura miała reedukować społeczeństwo.
uwolnić od szlacheckiej przeszłości, politycznego zaangażowania w losy Europy
w miejsce metafizyki i przesądów klasowych stawiała szacunek dla ludzi pracy i narodu
zamiast kultu jednostki dała model światłego, umiarkowanego i ostrożnego obywatela
patriotyzm walki zastąpiła patriotyzmem pracy i dnia codziennego, ale nigdy nie porzuciła dążeń narodowowyzwoleńczych! tylko odsuwała je w czasie
Mimo pozorów apolityczności, była to więc literatura zaangażowana.
Twórca dzieła literackiego
Nowy pisarz nie mógł mieć cech romantycznych, czyli nie mógł być wieszczem piszącym pod natchnieniem i nie biorącym odpowiedzialności za poetyckie i społeczne skutki swej twórczości.
Miał obserwować życie, opisywać je, będąc intelektualnie przygotowanym. Nie miał żadnych przywilejów przez samo przynależenie do klasy „piszących”.
Sztuka ma głównie cele wychowawcze, mniej poznawcze. Lekceważono poezję.
Nowy czytelnik i nowy bohater
Literatura skierowana była do wszystkich. Nie pisała o porucznikach, ale o inteligentach.
Sprawa poety i poezji
Poezja to twór epoki minionej, nie spełnia warunków racjonalizmu, obiektywizmu i utylitaryzmu. Żądano od niej komunikatywności i zaniechania spraw osobistych, filozoficznych.
Ubolewano nad jej upadkiem. Marzono o pozytywistycznym Mickiewiczu.
Stanowisko „starej” prasy
„Starzy” cenili poezję, mówiąc, że nie należy od niej nic żądać, ale być wdzięcznym za to, co daje.
Hierarchia tematów literackich według Kazimierza Kaszewskiego:
sprawy codzienne, który zajmuje się proza, zbliżona bardziej do nauki niż literatury
sprawy najistotniejsze, zasadnicze, którymi zajmuje się poezja
Walka o powieść
Powieść stawała się mieszczańską epopeją, wychowywała nowego, zaangażowanego ziemianina.
Najważniejsze zalety powieści:
przystępność, przez co może zdobyć czytelników wszystkich stanów (Biblia pauperum)
zawartość intelektualna i ogólnoświatopoglądowa
możliwości wychowawcze, pośrednictwo między intelektualistami a społeczeństwem
Miała zerwać z bohaterem niezwykłym i zbliżyć się do życia. Potępiano „sztukę dla sztuki”.
Nowy czytelnik
Literatura przekonywała, że po klęsce powstania istnieje jeszcze możliwość odrobienia cywilizacyjnego zapóźnienia Polski, a nowy obywatel musi być wykształcony.
literatura tendencyjna i „dla pokrzepienia serc”
Pisarze nie mogli tylko opisywać zła, ale musieli otworzyć perspektywy na przyszłość.
Zarzuty „starej” prasy
Spory zaczęły się już w 1872 r., ale główne ich nasilenie przypadło na lata 80.
Występowano przeciwko braku moralności, utylitaryzmowi, rozwojowi dziennikarstwa.
Kraszewski pisał, że wada moralna utworu jest też jego wadą artystyczną
uważano, że postulaty „młodych” zabiją gatunki wyższe, a rozwiną powieść, komedię
mówiono o doktrynerstwie społecznym i powierzchownym sceptycyzmie felietonistów
Tarnowski stał w opozycji do młodych, ale opierał się na tych samych, co oni przesłankach.
zauważał ubóstwo poezji epigońskiej, nie usprawiedliwiał go, ale uważał, że romantyzm wyczerpał wszelkie ideały, zastąpienie jej przez powieść było w tej sytuacji naturalne
stawiał powieści zadania wychowawcze, ale miał inną podstawę ideową tego wychowania
Stosunek „młodych” do romantyzmu
„Młodzi” zżyci byli z romantyczną poezją, którą czytali w młodości, w konspiracji.
Ich antyromantyzm nie dotyczył wielkich romantyków, ale ich epigonów.
Jako pierwszy ks. Franciszek Krupiński potępił romantyzm za niechęć do nauki i uczonych, za brak odpowiedzialności za konsekwencje natchnienia.
Włodzimierz Spasowicz krytykował romantyzm.
autorzy stali na drodze postępu, m.in. Wincenty Pol
Władysław Syrokomla to pionier postępu - człowiek pracy o nastawieniu antyfeudalnym
Spasowicz uznawał romantyzm za pewien fenomen historyczny! - potępiał polityczne konsekwencje poezji (powstanie styczniowe), ale zachwycał się artyzmem dzieł
Koncepcja krytyki
„Młodzi” upomnieli się o prawo krytyki spraw polskich, również literatury.
postulowano obiektywizm ocen krytycznych, analizę dzieła metodami naukowymi
krytyk musi mieć wykształcenie ogólne, a nie czysto literackie
Bilans sporu „starej” i „młodej” prasy
Miał on wymiar polityczny - dotyczył oceny powstania styczniowego.
Zadebiutowało w jego czasie wielu pisarzy, którzy w przyszłości zajęli czołowe miejsca w kraju.
OKRES DOJRZAŁOŚCI
Nowa sytuacja ogólna
„Młodzi” wytworzyli ferment intelektualny, ale nie potrafili wprowadzić postulatów w życie.
Zyskali dwóch przeciwników - neokonserwatystów i ruch robotniczy.
Nowa problematyka społeczna
Nastroje i tematy publicystyki literackiej lat 80.:
komentowanie i obrona dzieł (np. Sienkiewicz o powieści historycznej, Prusa Słówko o krytyce pozytywnej)
ocena okresu już zakończonego, tj. „młodego pozytywizmu” - krytyka optymizmu literatury tendencyjnej
zupełny brak optymizmu, dawni „młodzi” zawiedli się na ziemianach i mieszczanach
spór między idealistami i historyzmem a realistami (szala przechyla się na korzyść realistów, również w malarstwie)
Powieść dojrzałego realizmu
Realiści wyróżnili zadania poznawcze sztuki - zyskała ona charakter nieodtwórczy, oryginalny.
Rozwinęła się teoria powieści, jej geneza, technika, zadania i możliwości (np. Orzeszkowa, Prus).
Prus uważał, że tworzenie powieści ma dwa etapy: obserwacja (w czym pomaga nauka) i obróbka materiału (w czym pomagają uzdolnienia literackie). On sam różnił się od reszty pisarzy tym, że to fizyka, a nie literatura była jego podstawowym wykształceniem.
wymagał od pisarzy odkrywania nowych praw, a nie powtarzania się
wyróżnił zawód pisarza, ale nie na zasadzie praw, lecz obowiązków
niekonsekwentnie (!) kazał artyście sięgać do rzeczy ukrytych, do esencji bytu, metafizyki
Sprawa naturalizmu
Początki zainteresowania naturalizmem sięgają roku 1876. W Polsce nie miał on jednak warunków rozwoju i kiedy w latach 1880-82 rozkwitał w Europie, u nas był zwalczany (np. Sienkiewicz).
Polski „Wędrowiec” (1884-88) skupił w Paryżu zainteresowanych nowatorskim impresjonizmem w malarstwie i naturalizmem w literaturze (np. Dygasiński, Witkiewicz, Sygietyński).
podjęli problem ciężkiej sytuacji ekonom., wpływającej na materialne położenie twórców (preferowanie towaru taniego, a więc bezwartościowego)
naturę stawiali nad narzuconą konwencję artystyczną; mimetyzm nad fantazją
dzieła nie powinno się oceniał według tematu, ale według warsztatu; nie powinny więc one być podporządkowane służbie społeczeństwu
co ciekawe, Sygietyński nie w Zoli, ale we Flaubercie widział mistrza naturalizmu
Prus drukował tu swoją Placówkę, pierwszą oryginalną powieść naturalistyczną w Polsce
Prus był zwolennikiem literatury ukazującej prawdę o życiu za pomocą języka i tematyki. Nie akceptował jednak nigdy ekstremizmu w ukazywaniu zła i zepsucia. Nigdy nie wstąpił jako zwolennik naturalizmu.
Problem powieści historycznej
Mimo początkowej niechęci do historyzmu, powieść ta nie umarła śmiercią naturalną.
dawniej uprawiali ją Józef I. Kraszewski oraz Teodor T. Jeż
nowy dział w jej historii zaczął Sienkiewicz powieścią Ogniem i mieczem
Zarzuty pod adresem powieści historycznej:
propagowanie tradycjonalizmu i fideizmu
budzenie skłonności szowinistycznych i antydemokratycznych
odwracanie uwagi od współczesności
Doceniali jednak jej wartość w kamuflowaniu ważnych przesłań i idei.
POZYTYWIZM WOBEC NOWYCH PRĄDÓW I NOWYCH LUDZI
Sytuacja Polski w latach 80. XIX wieku nie sprzyja pozytywizmowi.
dojrzewa i krzepnie ruch robotniczy, który (wraz z inteligencją mieszczańską) atakuje współczesną kulturę jako wytwór burżuazji
przybiera na sile ruch ludowy, który zyskuje sympatyków wśród inteligencji
załamuje się scjentyzm zachodnioeuropejski, pojawia się dekadentyzm
krytycyzm w stosunku pozytywizmu widać też w publicystyce
Realiści ulegają nastrojom depresji i zniechęcenia (Lalka). Pojawia się nowy bohater - dekadent.
Moderniści i pozytywiści współistnieją przez jakiś czas i oddziałują na siebie wzajemnie.
stare pokolenie pilnie śledzi i recenzuje dzieła młodych (gł. Stanisława Wyspiańskiego), dostrzegając w nich renesans wątków romantycznych (duchy) i tradycji poezji wieszczej
pozytywiści nie bronili się, choć musieli odejść w pełni sił twórczych; zawiedli się jednak, bo czekali na pełny renesans romantyzmu z nową Golgotą, a znaleźli tylko pesymizm
** E.Z.**
Programy i dyskusje literackie okresu pozytywizmu (BN) oprac. Janina Kulczycka-Saloni
Feliks Bogacki Tło powieści wobec tła życia
Praca (wg Milla) broni od znudzenia, jest źródłem bogactw i zasobów. Są jednak ludzie, którzy nie pracując żyją lepiej od pracujących ciężko - takich sławi powieść, bo takich lubi estetyka. Gdyby żyć estetycznie, chodzilibyśmy bosi, nadzy i głodni.
Powieściopisarze sławią życie łatwe, bo boją się, że o innym nikt nie będzie chciał czytać. A przecież powieść powinna stwarzać potrzeby i upodobania.
Powieść pisze o szlachcie rodowej, nie o mieszczanach czy, nie daj Bóg, chłopach.
a John Bial mówił: Kiedy Adam kopał, a Ewa przędła, gdzież wtedy był szlachcic?
Voltaire: Kiedy zobaczę, że szlachta rodzi się z ostrogami u nóg, a chłop z siodłem na plecach, wtedy dopiero uwierzę w wyższe pochodzenie i zadanie na świecie rycerstwa
doktryny dzielące na klasy według pochodzenia są anachronizmem, a u nas pokutuje wizja szlachetczyzny, inaczej - kastowości
Powieść powinna umoralniać. Moralność to pożyteczne społeczne przyzwyczajenie jednostek. Człowiek żyje z pracy, która jest użyteczna społecznie, a więc moralna.
W powieści nie ma człowieka pracy, bo bohaterowie pochodzą z salonów, a kobiety płaczą, wzdychają lub rysują, malują i grają. Jedynym uczuciem kobiety jest popęd płciowy. Bohater czasem oddaje się pracy, gdy dostaje arbuza, ale jest ona mgliście przedstawiona i bezmyślna.
Tymczasem tajemnicą poczytności powieści np. Kraszewskiego jest to, że świadomie zniżyli się do dołów, i dół przyjął ich przychylnie (krytycy, np. Kremer, zarzucają im te nikczemne figury).
Niższe warstwy w powieści są oglądane jako:
dziwne eksponaty (np. chłopskie wesele)
zbrodniarze, mordercy, podpalacze, oczywiście natychmiast surowo karani, bo psujący estetyczny wizerunek świata
obiekty, które można postawić w komicznym położeniu i śmiać się z nich do woli
Romantyzm, sielanka i sentymentalizm wprowadziły do literatury prosty lud, by wrócić do natury. W rzeczywistości romantyzm stworzył dziwne fantazmaty, których lud nigdy nie tworzył, przerost formy nad treścią. Sentymentalizm stworzył pasterki w kapeluszach pijące rosół (niby chłopski), zapominając o prawdziwych chłopkach (wyjątek - Chata za wsią Kraszewskiego).
Powieściopisarze nie potrafią zainteresować zwykłymi okolicznościami codziennego życia, więc wprowadzają na szeroką skalę fantazję i cudowność.
Wystarczy przedstawić człowieka właściwie, jako istotę czującą i myśląca, by powieść stała się ciekawa (np. Kraszewskiego Budnik, powieści Chatriana i Dickensa). Bez małych i zapomnianych cząsteczek nie byłoby tego obrazu całości, który podziwiamy.
Wszystko w życiu jest zwyczajne. Nadzwyczajność to zwyczajność w nieco wyższym stopniu.
Powieściopisarze stworzyli sobie kategorię trafu i cudu (Ferry, Dumas ojciec, Feval, Poe).
Przekonanie, że życiem człowieka kierują stałe prawa, które pozwalają mu poczuć i poznać własne siły, wskazują kierunek ich najkorzystniejszego wykorzystania - jest umoralniające.
Gapiowate spuszczenie się na traf, przekonanie o naszej niedołężności wobec fatum - wywiera złe skutki, osłabia nasze siły, odejmuje wiarę w siebie.
** E.Z.**
Piotr Chmielowski Młode siły
Dawna krytyka, wydająca wyroki, co jest dobre, a co złe, była jak meteorologia - jak mówiła, że będzie słońce, to padał deszcz, jak mówiła, że coś jest super, to szybko o tym zapominano.
Teraz krytyka usiłuje zrozumieć i wyjaśniać pisarza i dzieło. Może więc spokojnie mówić o nowościach, nie bojąc się kompromitacji.
Dawna literatura miała bohaterów jednoznacznie pozytywnych i jednoznacznie negatywnych, musiała więc w pewnym momencie stać się nudna lub zmieniać swoje ideały.
Balzak pierwszy w Komedii ludzkiej zaczął patrzeć na ludzi obiektywnie.
artysta nie musi rezygnować ze swoich sympatii i antypatii, ale nie może ich narzucać (opisując śmierć kochanego ojca, nie musi pisać ach, jak mnie to zasmuca!, ma tylko rzetelnie ją przedstawić, a wrażenie, jakie wywrze, zależy już od wrażliwości czytelnika)
należy patrzeć na bohaterów i świat obiektywnie, przedmiotowo
romantycy woleli świat stwarzać niż poznawać, teraz naturaliści doszli aż do przesady
polscy pisarze przedmiotowo: Mickiewicz Pan Tadeusz, Kraszewski w pierwszym 10-leciu
gatunki przedmiotowe: powieści ludowe, romans mieszczański
** E.Z.**
Piotr Chmielowski Niemoralność w literaturze
Literatura jest dobrem powszechnym i powinna podlegać ocenie ogółu. W Polsce brak jednak dojrzałości umysłowej. Ogół ocenia literaturę jedynie pod względem moralności.
Panuje zakłamanie moralne - oficjalne stanowisko nie pokrywa się z rzeczywistością.
Bezrefleksyjnie nazywa się autorów „skandalicznych” powieści niemoralnymi.
sądy te wpływają na umysły słabe i nie myślące, czyli na większość
głoszą je ludzie „uczciwi i prawi”, rzekomo dbający o dobro młodzieży, doświadczone matrony, które chcą chronić pociechy przed szyderstwem i przed namiętnościami
Zachód uważają za zły, a czerpanie z niego równa się zatracie własnej tożsamości
wszystkie książki muszą być moralne, bo jeśli gorszą dzieci, to zgorszą i dorosłych
Niemoralność to:
zdzieranie ludziom iluzji z duszy, doszukiwanie się w ich czynach nie pobudek wielkich, ale prostego, egoistycznego interesu
wprowadzanie zmysłowości do miłości, bo to zezwierzęca człowieka
rozbieranie instytucji społecznych, gł. rodzinnych i kościelnych (choćby było w nich dużo błędów, bo po co zniechęcać ludzi do tego, co istnieje, karząc myśleć o lepszej przyszłości)
wleczenie czytelników po błotach (choćby miało to prowadzić do wydźwignięcia)
Estetycy wyganiają niemoralność z literatury za pomocą haseł sztuki dla sztuki, piękna (które nienawidzi brzydoty fizycznej i moralnej) oraz ideału.
brzydota jest dobra tylko dla kontrastu, powinno jej być jak najmniej w sztuce
a przecież ideał zakorzeniony jest w warunkach życiowych, które sztuka ma przedstawiać
nakładają na literaturę więzy, a przecież ona nie istnieje bez nowych myśli i rozwoju
Jesteśmy obecnie dużo „moralniejsi” niż dawniej. Przykłady utworów uważanych za moralne:
Pan Tadeusz: scena z mrówkami wywołuje śmiech, nie ma się co oburzać
Kraszewski ma dużo scen pisanych z namiętnością, siłą i jaskrawością (np. opisy domów prostytucji w Latarni czarnoksięskiej)
literatura ludzi opisywała takimi, jacy są w rzeczywistości
tak pisali: Homer, Anakreont, Dante, Boccaccio, Szekspir, Cervantes, Kochanowski, Mickiewicz, wszystkie umysły wielkie
Literatura upada, gdy społeczeństwo karleje, gdy opiera się na dewocji, konwenansie i sentymentalizmie, pomijając główne zasady moralności.
Najrealniejsze prawdy życia i stawianie sobie za cel niedoścignionych ideałów mogą zniszczyć wiele jednostek, ale taka jest cena postępu - słabi giną.
Nie chodzi o epatowanie niemoralnością i samą zmysłowością. Wystarczy oprzeć się na prawdzie. Propagują nie moralność, ale prawdę.
Prawdziwa niemoralność w literaturze to sprzeczność przekonania wewn. z wypowiedzeniem zewn.
lubowanie się w scenach wstrętnych dla samej ich plastyki
spekulowanie na zmysłowość i drażliwość ludzką bez wyższego celu
nie fakty, ale sposób ich przedstawienia
Literatura powinna być obrazem, a nie parawanem życia. Nie może zapatrzeć się w przyszłość i nie dostrzegać blasków teraźniejszości, ale nie może jej też gloryfikować, by „nie mącić spokoju”.
** E.Z.**
Piotr Chmielowski Utylitaryzm w literaturze
Dotąd artyści wyróżniali się ze społeczeństwa - roztargnieniem, melancholią lub bachusową wesołością, brakiem pojęcia o praktycznej stronie życia, lekkością usposobienia.
Teraz każdy człowiek ma być użyteczny. A artysta - nauczyciel społeczeństwa, przede wszystkim.
muszą znać i rozumieć cele i obowiązki społeczeństwa
pisarz ma żyć życiem ogólnym, a nie swoimi osobistymi przypadkami
trzeba porzucić bajki o natchnieniu i ustalić zasady tworzenia
trzeba mieć samowiedzę swoich czynów, tj. znać ich cele, środki i skutki
poeci nie mogą tylko narzekać na obecne czasy, powinni starać się je poprawiać lub chociaż rzetelnie opisywać (realizm) - rzeczywistością można przewodzić, gdy się ją zna i nią żyje
społeczeństwo idzie do przodu, literatura musi za nim nadążyć
Dewiza św. Pawła jest bardzo aktualna: Kto nie pracuje, nie powinien jeść.
Autor ma być przede wszystkim obywatelem, nie skupiać się na frazesach, ale na użytecznej treści.
Dzieła będą jednolite, bo będą dążyć do rozwoju i udoskonalenia społeczeństwa.
** E.Z.**
Feliks Ehrenfeucht O prawdzie w literaturze
Mówi o nowej literaturze, o jej charakterze i celu jako pożytku ogólnym.
Domeną życia ludzkiego jest postęp, a myśl - istota człowieczeństwa - jest motorem tego postępu. Myśl jest matką wiedzy, wiedza matką postępu - więc człowiek jest przyczyną i twórcą postępu. Celem jest dobro ludzkości. Osiąga się je za pomocą trzech czynników moralnych - myśli, uczucia i woli.
Wybitne jednostki kreślą nowe tory postępu. Zwroty są dowodem postępu.
Postęp jest szybszy tam, gdzie nie ma fanatyzmu i zapleśniałych przesądów, egoizmu i ciasnoty umysłów. W innym przypadku działa powoli, ale działa, bo obejmuje wszystkie dziedziny życia.
Stopień cywilizacji, rozwój intelektualny i moralny można poznać przez literaturę czyli to, co jest pisane w duchu postępu, dla kształcenia, rozwoju myśli i ducha, rozwoju moralno-społecznego.
Pojedynczy utwór nosi cechy wszystkich utworów autora:
pisarz to: literat, autor prac naukowych, społecznych, obyczajowych, ekonomista, filolog, prawnik, historyk, badacz przyrody, estetyk, poeta, powieściopisarz, dramaturg
pisarze kroczą pewną drogą na podst. zdobytej wiedzy, zamiłowań, wzorów, doświadczeń życiowych, prób zrozumienia potrzeb czasu i ludzkości; pomaga im talent
każdy autor ma swoją specjalność, odrębność, kierunek, który kształtuje temat jego dzieł, bohaterów i styl na te podstawie zawsze można rozpoznać autora i jego epokę
Stosunek między pracami jednego autora a dziełami grupy pisarzy określonego gatunku:
działają na nich te same warunki i wpływy zewnętrzne, tworzą pewien rodzaj podobieństwa, wspólny kierunek ich prac
ta grupa pisarzy, którą objęty jest pojedynczy autor, to inaczej szkoła
różnice intelektualne i różnice talentu sprawiają, że ich dzieła będą zróżnicowane
szkołę przygotowuje czas, ogólne pojęcia, obyczaje, życie, a tworzy ją wyższa myśl, geniusz, wybitny obserwator i talent pisarski, wokół którego skupiają się inni
przykład: Krasicki i Naruszewicz (satyrycy, wysoko wykształceni, pojęcia, czas i zepsucie obyczajowe nadały im wspólny kierunek; Krasicki miał większy talent, Naruszewicz miał siłę pióra, rozumiał i miłował naukę)
przykład: Mickiewicz i Odyniec, Korsak, Chodźko, Gorecki, Massalski i in.
Co jest celem literatury?
oczywiście pożytek i piękno
życie to walka o byt - walka pobudza do działania - działanie wyrabia siłę; siła jest moralna (siła myśli - ma prowadzić badania dla ulżenia ludzkości) lub materialna
literatura piękna ma się opiekować życiem, bo ono jest pięknem
piękno nie jest samo dla siebie, gdyby nie było wzorów natury i życia, nie byłoby fantazji
piękno nie jest tylko dla przyjemności, pożytek jedynie je uszlachetnia
estetycy sobie zaprzeczają - mówią, że piękno nie może być ograniczane więzami realności, a zarazem ograniczają jego zasięg do rzeczy ładnych i przyjemnych
Kraszewski zaczął ukazywać nędzę, niedolę i pracę - nie można bawić się w bańki mydlane
literatura ma badać i rozbierać życie, wyciągać wnioski, uczyć i kształcić
Charakter utworów literackich:
w utworach musi być widoczny charakter rzeczywistości
celem powinna być prawda i realne pojmowanie życia, ze wszystkimi jego cieniami
realizm ma działać w imię pożytku społecznego i dobra ogólnego
nie trzeba dokładnie kopiować formy zewn., a jedynie treść, charakter faktu - trzeba odłożyć sceny i fakty poboczne, a skupić się na streszczeniu wybitniejszych odcieni pojedynczego lub społecznego życia
wszystko powinno być systematyczne, zwięzłe i analogiczne do życia społecznego
pisarz powinien być wszechstronnie wykształcony, znać nauki społeczne, ludzi, charaktery, umieć obserwować, być bystrym, dowcipnym i twórczym = talent
można stworzyć ideał rzeczywistości na podstawie obserwacji ku pożytkowi społecznemu geniusz, który to zrobi wyprzedza czas, tworzy nową epokę i jej ideały racjonalny idealizm
potępiane są ideały niedościgłe, istniejące dla samych siebie
bohaterem ma być rzeczywisty człowiek o jasno i prawdopodobnie określonej działalności, charakterze i stosunku do życia i społeczeństwa mają być wskazówką, jak walczyć z przeciwnościami, wyciągać z nich możliwe korzyści
poglądy autora powinny być pozytywne, wolne od przesądów religijnych, konwencjonalnych, koteryjnych i stronniczych, oparte na zdrowym rozumowaniu i sprawiedliwym sądzie
autor powinien patrzeć na życie z miłością bliźniego i racjonalna pobłażliwością
a więc: rzeczywistość za tło, sumienie w osądzie, rozum i logika za podst. nauki w powieści
Największych grzechem obecnej literatury jest pogląd, że nie wypada ukazywać tego, co nieestetyczne, niemoralne, niepiękne, niewesołe i bolące.
Niemoralność w literaturze to sprzeczność między smutnymi faktami życia a jej milczeniem.
Prawda jest jedyną drogą do podniesienia moralności społecznej.
** E.Z.**
Franciszek Krupiński Romantyzm i jego skutki
W romantyzmie piękno było celem samym w sobie, sztuka nie miała uszlachetniać społeczeństwa, lecz przyczyniać się do rozwoju idei bezwzględnej. Jeśli oddziaływała na społ., to tylko pośrednio.
Dziś celem sztuki jest rozwój ludzkości. Nie wypływa ona z jakiejś odosobnionej idei, ale jej źródłem jest uczucie piękna, potrzeby społeczeństwa, okoliczności rozwoju.
Oceniając sztukę nową, nie pytamy tylko, czy jest dobra czy zła, ale też, jakie idee kierowały poetą i jakie miał cele, jak oddziałał na współczesnych.
Jak romantyzm przyczynił się do postępu ludzkości?
pisze się zawsze dla czytelników, by bawić lub/i uczyć; autor oddziałuje więc na uczucia, wolę i rozum odbiorcy
dla dobrego rozwoju, trzeba, żeby te trzy czynniki były zharmonizowane; literatura ma więc mniejszy lub większy wpływ na ukształtowanie społeczeństwa
romantyzm wpłynął dodatnio na rozwój poezji, ale ujemnie na rozwój nauki i bieg spraw społecznych - za bardzo skoncentrował się na uczuciach, pomijając rozum
Cechy poezji romantycznej i jej skutki:
(1a) uczucie czasem zwraca ku przedmiotom nikczemnym i pospolitym, zamieniając się w ckliwą sentymentalność (kwilenie przy bladym blasku księżyca)
(1b) często zwracali się ku przedmiotom wspaniałym, skłaniając czytelnika do zadumy
(1c) niemało stworzyli karykatur wynikłych z koncentrowania się na samym uczuciu, które rozum przestał kontrolować (Mickiewicz kazał „mieć serce i patrzeć w serce”, „łamać czego rozum nie złamie”) - okazało się, że czego rozum nie złamie, temu uczucie nie pomoże
ludzkość oderwała się od rzeczywistości, nagle dostrzegła przed sobą przepaść
(2) romantycy epatują niezwykłością, upiorami (choć wg Brodzińskiego poezja w ogóle, a rom. w szczególności musi mieć trochę mistycyzmu)
poezja powinna idealizować ludzi i zdarzenia wg skali prawdopodobieństwa, nie może podsycać wiary w upiory i widma, będące tworem ciemnoty
(3) nieład w czynach i myślach, pogarda nauki i doświadczenia są efektem postawy wyboru uczucia, a nie szkiełka i oka; prowadzą do egzaltacji, a potem rozczarowania i zawodu
(4) romantyzm ożywił tradycję, poetyzował przeszłość, wspomniał dawne klęski i triumfy, ale skoncentrował się na szlacheckich czasach, bo Polska prawdziwych wieków średnich nie miała (nie miał ich kto nauczyć, co cenić, bo brakło krytyki historycznej, oceniano historię przez pryzmat monarchii lub demokracji, widząc tylko szlachtę, a winę za zło zrzucano na okoliczności zewnętrzne)
klasycy wybierali bohatera i wydarzenie wzniosłe (np. wyprawa pod Chocim, Czarniecki), znane, a więc podobne do rzeczywistości i mogące zbudować czytelnika; romantycy pisali o mało znanych czasach (Krzyżacy, czasy kronikarskie), przez co i postaci były mało wiarygodne
zachowali z przeszłości ujemne strony, które wydawały im się dodatnie: zajazdy, burdy, niekarność; dzieje były dla nich gmatwaniną przypadków, a nie ciągiem przyczynowo-skutkowym
przeszłość jawiła się im jako Chrystus niewinnie ukrzyżowany, który wszystkich zbawi, przeszłość postawili w centrum (jak w układzie Ptolemeusza - Ziemia)
Typ, ideał romantyzmu to:
zapaleniec, fantastyczny marzyciel, na poły bohater, na poły szaleniec
chce pchnąć świat na nowe tory, ale nie liczy się z faktami
trochę sceptyk, trochę idealista, trochę mistyk, trochę panteista
o sobie mówi:
Oto ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści!
Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści. (Słowacki, Kordian)
ma swoją religię i swoją moralność
ma swoje wyobrażenia o przeszłości i pogląd na teraźniejszość
demokrata lub arystokrata, w zależności od wychowania
jest nienaturalną i nieprawdopodobną mieszaniną charakteru, to karykatura człowieka
Klasycy zarzucali romantykom prowincjonalizmy i niegramatyczne zwroty, ale akurat język oni zepsuli najmniej.
Gorsze skutki odbiły się na pokoleniu doby romantyzmu:
mierzono siły na zamiary, a nie zamiar podług sił
pogardzono rozumem i doświadczeniem
chciano mierzyć wszystko uczuciem, gdy w innych krajach rozum brał górę
cofnięto umysły do dzieciństwa, przywołując duchy i upiory
Dzisiejsze prace o dawnych epokach poniewierają klasykami i bezkrytycznie wielbią romantyków. A klasycy byli ogniwem rozwoju myśli i poezji, bez których romantyzm by się nie pojawił.
Z czasem zmieniają się estetyczne wyobrażenia i to w stosunku do nich powinny być oceniane dorobki epok.
I klasycy, i romantycy byli koniecznymi przejawami myśli polskiej oraz dążeń i ogólnoeuropejskich wyobrażeń.
** E.Z.**
Eliza Orzeszkowa Kilka uwag nad powieścią
Dowiedziono, że to społeczność kształtuje piśmiennictwo, a nie odwrotnie.
pisarz, pod wpływem natchnienia i wiedzy, uwydatnia dla ogółu myśl z ogółu wziętą
czasem potrzeba, żeby pisarz wydobył na światło dzienne nową ideę, o której wszyscy już myślą, ale do końca uświadamiają sobie jej znaczenie
autor nie może pisać o tym, co ludzi już nie zachwyca, mimo że może trwają przy tym z przyzwyczajenia
I.
Powieściopisarz powinien najbardziej wsłuchiwać się w ducha czasu. Musi posiadać natchnienie, wiedzę, ale i żyć z ludźmi.
Dlaczego powieść rozwinęła się dopiero w XIX wieku?
wieki średnie były czasami wybujałej fantazji - stąd obronne zamki feudalizmu, ascetyzm w monasterach, wizje piekieł, awanturnicza i bezcelowa rycerskość
renesans to epoka rozumu i szukania prawdy, dając powoli podstawy dla piśmiennictwa
dopiero w XIX wieku utworzyła się klasa powieściopisarzy - między uczonymi a nieoświeconymi, łączyli wiedzę z fantazją
II.
Fantazja w powieści wpływa na formę, wiedza zaś na wewnętrzną myśl.
Charakterystyka powieści tendencyjnej.
bardziej działa na rozum niż na wyobraźnię
nie musi ona mieć nudnej formy, po prostu nie może opisywać zjawisk nadnaturalnych
jej prekursorami byli Wiktor Hugo (Nędznicy - walka człowieka z ustawami i przesądami, nędza ludzkości, Pracownicy morza - walka człowieka z naturą) i George Sand (Monsieur Sylvestre - szczęście zacnej i serdecznej miłości) - choć oni też zaczynali od fantazji i awantur średniowiecznych
III.
W Polsce powieść była przed XIX wiekiem jeszcze słabiej rozwinięta niż w Europie.
zabrakło u nas feudalizmu i rycerstwa oraz wybujałej fantazji
na początku XIX wieku Franciszek Wężyk zaczął pisać powieści historyczne
prekursorami nowej powieści byli Kraszewski (bardziej tendencyjny) i Korzeniowski (autor tylko jednej powieści tendencyjnej - Krewni - o wstręcie szlachty do przemysłu i rzemiosł)
inny autor - Zygmunt Kaczkowski nadużywał powieści historycznej, za dużo pisał o rodzie Nieczujów, nie było tam już oceny i prezentacji typów ludzkich, ale sam opis obyczajów
najlepsza powieść tendencyjna to Duch i krew Adama Pługa - szlachetność nie pochodzi z krwi, ale z ducha - to jej przesłanie
Nie jest prawdą, że powieść tendencyjna nie może być piękna. Prawda i piękno współgrają ze sobą.
Autor powieści tendencyjnej depcze zło, wydobywa prawdę i dobro z ciemności.
** E.Z.**
Eliza Orzeszkowa Listy o literaturze, list 1: Wiek XIX i tegocześni poeci
Współcześni poeci wypowiedzieli wojnę XIX wiekowi.
wiek XIX jest potęgą, bo stanowi konieczność dziejową
poezja jest potęgą, bo stanowi dobroczynny i niezbędny żywioł cywilizacji
wiek XIX nie zginie, bo jest skutkiem poprzedzających go przyczyn, musi najpierw zmienić
się w przyczynę, by dać początek nowym skutkom
poezja wobec tego musi zostać unicestwiona, wygląda na to, że to nieuchronna konieczność
Trzeba ten spór rozpatrzyć bez bałwochwalstwa dla epoki, ale i bez wstrętu, jaki okazują jej poeci.
Epoce nie brakuje wybitnych jednostek, idei i dążeń ku nim. Nie brakuje też talentów poetyckich, np. Leonarda Sowińskiego (tłumacz ukraińskich pieśni, w opozycji do pozytywizmu), Miron (Aleksander Michaux) i Wiktor Gomulicki, Asnyk - doskonale władają słowem.
Jak współcześni poeci określają stanowisko w świecie poezji i poetów?
Poezjo! ty klęczysz kornie pośród stosu trupów, łzy niedoli błyszczą w twoim diademie, a wzrokiem ścigasz pochód Mojżeszowych słupów (Sowiński, Dział pieśni)
Poezja z ramion krzyża modli się gasnąca (Gomulicki, W zwątpieniu)
Poeci! my jak lunatycy, wpółsenni nawet w dzień i na ulicy (Miron, Na dziś)
poezja przebywa wśród trupów, więc nic nie wie o żyjących; przybliża do krzyża, a więc nie widzi świata, bo po nim nie chodzi; poeci nic nie wiedzą o świecie - to lunatycy; o co chodzi z Mojżeszowymi słupami autorka nie wie
poeci nie wiedzą, o czym mają mówić !, choć piszą w doskonałej formie
Gomulicki Pytanie bez odpowiedzi - dopóki mówi o naturze, jest dobrze, on rozumie, co mówi i my go rozumiemy; tajemnicą zasłania się, gdy zaczyna mówić o człowieku i jego samotności, bycie wśród natury; nie umie odpowiedzieć na pytania o człowieka
poetom brakuje miłości i wiedzy, uczucia i myśli !
poezja złorzeczy społeczeństwu, więc społeczeństwo spogląda na nią z niechęcią
poeci żyją przeszłością, nie integrują się z uczuciami i potrzebami nowych pokoleń
Zjawiska, którym wciąż hołduje poezja:
ostracyzm (w dobie wprowadzania idei równości i nauki): mieszczan, bankierów, fabrykantów, kupców, nowych wynalazków, nauki
doktryny absolutne, krępujące ducha, rozkazujące ludziom nie badać, nie myśleć
Poezja jest komunałem przyodzianym w piękne słowa. Zaczął Kornel Ujejski Skargami Jeremiasza (1847; gł. Skarga X: Chorał - Z dymem pożarów), a potem już poszło: zepsuty wiek XIX, tłusty bankier, sprzedajna niewiasta, niestała kochanka, prozaiczna chemia, bluźniercza ekonomia...
Poeci nie widzą ani ideałów postępu i rozwoju, ani krzywdy ludzkiej (prawdziwego krzyża).
Poeci muszą poznać i pokochać nowożytną ludzkość. Musza zrozumieć, że poeta nie ma być wciąż wpółsenny lub nieprzytomny szałem i rozczochrany, ale ma być wielki, mądry i twórczy, lecz zarazem ma być dla ludzi nauczycielem i uczniem, wieszczem i towarzyszem, wychowawcą i wychowankiem, a nawet gł. wychowankiem, sercem serc. Co nie znaczy, że nie mogą krytykować.
To nie pozytywizm i racjonalizm zabijają w ludziach potrzebę poezji, ale sami poeci.
Poezja stałą się bezsilna i obojętna, a powinna zapobiegać szerzeniu się materializmu życiowego, przewagi zmysłów nad umysłem, powinna dawać etyczną siłę światu.
** E.Z.**
Eliza Orzeszkowa O powieściach T.T. Jeża z rzutem oka na powieść w ogóle
Czym jest powieść?
należy do dziedziny artyzmu
należy do dziedziny wiedzy, gł. filozofii
Trudno ją więc tworzyć, ale za to zaspokaja największe władze umysłu: wyobraźnię i rozum.
Powieść nie jest zwierciadłem społeczeństw, bo one odbijają tylko powierzchnię rzeczy.
Najważniejsze momenty tworzenia dzieła to pomysł i kompozycja.
Cechy charakterystyczne pomysłu:
powieść rodzi się zawsze przez zaobserwowanie sytuacji, która może być akcją dramatu, bo zawiera: kolizję sił sprzecznych, plastyczność kształtów, walkę i cierpienie
pomysł należy całkiem do artyzmu, do sztuki
potem pojawia się rozmysł i pytania: skąd?, dlaczego?, do czego to doprowadzi? - tworzy się sens filozoficzny, czyli idea powieści
ważne jest, aby dostrzeżenie sytuacji poprzedzało wynalezienie idei lub lepiej, aby idea była zamknięta w sytuacji; daje to gwarancję jedności formy i treści
jedni zaczynają od idei, a potem sytuację tworzą, nie odtwarzają; powstają powieści dydaktyczne i sentymentalne
inni widzą sytuacje, ale nie mogą znaleźć ich filozoficznego sensu; powstają dzieła wstrząsające wyobraźnią i przyjemne dla widza, ale bez głębszej treści
Cechy kompozycji:
porządkowanie części pomysłu, wykreślanie, układanie w harmonijną całość
stopniowanie wrażeń, malowanie obrazów, postaci
im logiczniej idea wyłoni się z dramatu, im samodzielniej dramat ukaże idee - tym lepiej
Powieściopisarz powinien posiadać talent - nie da się go zdefiniować, można go tylko dostrzegać i oceniać po objawach: bystrości spostrzegania, siły intuicji, lotności myśli, mocy słowa
Należy talent pielęgnować i rozwijać.
przez czułość i wrażliwość na świat zewnętrzny
przez rozumienie zjawisk, wybieranie ich i umiejętne łączenie, czyli przez znajomość fizycznego i moralnego świata
ważne słowa to: wola, miłość, umiejętność, zrozumienie
ważne wykształcenie to: estetyka, nauka, moralność
O ważności estetyki świadczy fakt, iż do oceny powieści używa się terminologii z malarstwa i rzeźby, tj. kolor, plastyka, rysunek (np. postaci).
Syntetyczna wiedza naukowa pomaga rozumieć świat i jego zjawiska. Jest podstawą filozofii. Im więcej zjawisk świata czy ludzkości w utworze, tym większa jego wartość. Pisarz powinien być encyklopedystą - znaczy to, by nic, co ludzkie nie było mu obojętnym i niezrozumiałym.
Etyczne pojęcia pomagają pisać o starciu myśli i mniemań, bo powieść to nie tylko uczucia.
** E.Z.**
Eliza Orzeszkowa Powieść a nowela
Początki powieści to czasy Satyrikona Titusa Petroniusza i Osła złotego Lucjusza Apulejusza, a jej źródła tkwią w bajkach ludowych.
Nowela jest młodsza, bo zaczęła się w XIV wieku Decameronem Boccaccia. Jej cechy to wykwint, lekkość i dorywczość (takie były wtedy Włochy - lekkość życia mieszała się z zagrożeniem). Nowela miała bawić i pocieszać, odwracać uwagę od możliwej strasznej przyszłości, a nie uczyć.
Cechy powieści:
zachowuje tylko jedność akcji, choć poboczne wątki mogą się rozwijać, o ile mają związek z wątkiem głównym
ma nieograniczone możliwości przedstawiania czasu i miejsca, zjawisk natury i ludzkości oraz ich analiz
wykorzystuje różne środki artystyczne: opis (malarstwo, rzeźba), scenizacja i dialog (dramat), rozumowanie (czysta myśl naukowa i filozoficzna)
im więcej zjawisk przedstawia i środków wykorzystuje, tym większa jej wartość (również w przypadku krótkich powiastek)
powinna mieć zawiązanie akcji, przebieg przyczynowo-skutkowy i rozwiązanie, by być skończona i kompletna
jest w pewnym sensie mikrokosmosem zamykającym w sobie świat i obrazem, na którym szczegóły świata można oglądać z łatwością i rozkoszą estetyczną
ludzkość ma się w niej odbijać jak w zwierciadle, które przedstawia jej wygląd i wnętrze, rozjaśnia i tłumaczy
Cechy noweli:
ograniczenie czasu, przestrzeni i zjawisk
przedstawienie przedmiotu jak najmniejszą ilością ściśle skoncentrowanych rysów
krótko, jasno, najwykwintniej ma przedstawiać ułamek świata
można dotknąć głębi przedmiotu, ale trzeba to uczynić szybko, lekko i przelotnie
rzeczy ważne i poważne nowela może tylko wskazywać, czytelnik ma się reszty domyślić
nie ma rozwiązania i zawiązania akcji, bo jest tylko momentem; ale urwanie musi spowodować zaciekawienie dalszym ciągiem, którego nowela już nie pokazuje
Powieść to słońce, którego blask pada na całą ziemię.
Nowela to błyskawica, która przelotnie rzecz oświetla.
Powieść to zwierciadło, w którym ludzkość może przejrzeć swoje wnętrze i zewnętrze.
Nowela to ułamek zwierciadła, w którym odbija się tylko część ciała.
** E.Z.**
Antoni Pilecki Społeczne znaczenie poezji i współczesne jej stanowisko
Polska poezja wydała trzech wieszczów: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński. Są oni prawdziwymi dziećmi swego wieku.
Ich następcy są już słabsi, ale wciąż na wysokim poziomie: Teofil Lenartowicz, Wincenty Pol, Ludwik Kondratowicz (Władysław Syrokomla), Karol Baliński.
Obecnie nie ma wielkich poetów.
Każdy wiek ma swoją dominującą cechę (wg Taine'a „typ panujący”):
średniowiecze - pobożny i mężny rycerz
epoka dworszczyzny - zimny, dowcipny i pełen właściwego znalezienia dworak
pocz. XIX wieku - dumny marzyciel
teraz - dzielny do czynu, energiczny mąż, pełen jasnej, samodzielnej myśli i wzniosłego, ogarniającego bratni tłum uczucia; ofiarny dla społeczności; praktyczny i ziemski
Przeciwnicy pozytywizmu (idealiści) twierdzą, że jest on zupełnie przeciwny poezji. Nie da się ich przekonać argumentami, bo mają z góry ustalone twierdzenia. Nie rozumieją pozytywizmu, mówią o nim ogólnikami.
Pozytywizm wsiąkł w życie narodów, wpłynął na ich dobrobyt, moralność i oświatę. Do nas dotarł niedawno. Propaguje go młodzież, a cała stara prasa ostro go atakuje.
Cele pozytywizmu:
myśl jasna, trzeźwa, która obejmie cały świat: naturę, ludzi, ducha i ciało
zbadanie wszechświata, odkrycie praw rządzących naturą
wszystko dla potrzeb i dążeń ludzkości
uczuciem ogarniać całe społeczeństwo i łączyć je węzłem braterstwa i zgody, schodzić tam, gdzie nędza i niedola, propagować wiedzę, nakarmić, podnieść dusze
Pozytywizm nie wyklucza fantazji, ale traktuje ją jako zbiór wrażeń rzeczywistości, układających się w piękne i harmonijne obrazy, odpowiadającej przewodniej idei myśli poety.
Poezja nie może zniknąć, bo myśl i uczucie to integralne części składowe ducha ludzkiego. Objawiają się w wiedzy i poezji, które powinny się wspierać. Ich źródłem jest duch ludzki, celem - rozwój ludzkości.
Obecnie stawia się na utylitaryzm, który odrzuca wszystko, co nie wpływa na rozwój i szczęście społeczeństw. Człowiek (nie sam, ale jako społeczeństwo) musi walczyć o byt, by zapanować nad naturą, zadowolić swoje potrzeby duchowe i materialne, udoskonalić je i siebie. To stanowi o szczęściu ludzkości.
Poezja powinna porzucić fantazje, a zająć się rzeczywistymi współczesnymi dążeniami. Treść utworów powinna opierać się na psychicznych i społecznych zjawiskach wieku.
Uczucia pozostały te same, ale obróciły się w innym kierunku: tolerancja zamiast fanatyzmu, przywiązanie do ziemi i zajęcie jej sprawami zamiast tęsknotą za czymś ponadziemskim, zapał do wiedzy i czynu zamiast donkiszoterii.
Wiek obecny jest bogatszy w ideały - Achilles nie może się równać z prostą szlachetnością wieśniaka. W życiu jest pełno ideałów, które można wykorzystać w poezji.
Nawet ujemne strony natury ludzkiej są dobrym tematem (Dwa obrazy Antoniego Czajkowskiego o kobiecie upadłej), bo zbrodnie często przysłaniają szlachetne iskry, a rozwijają się pod wpływem otoczenia. Wystarczy zmienić otoczenie, by zbrodniarz się opamiętał (jak Valjean z Nędzników Wiktora Hugo).
Poezja ma zachęcać do czynu, ogrzewać zapałem i miłością.
Starsi mówią, że dawniej społeczeństwo było bardziej moralne (tak im się wydaje, bo byli wtedy młodzi). Tymczasem mamy wiele zmian na lepsze:
mniej jest szulerki, hulatyk i rozpusty
brak ogólnej ospałości i zepsucia
zapał do nauki, pracy, piękna i szlachetności
Najlepiej przedstawia się klasa średnia, która ma wszystkie cechy nowego społeczeństwa.
Sfery wyższe, arystokracja rodowa to zapleśniałe pojęcia, fałszywa pruderia obyczajów, nieszczerość i chłód, sztywność towarzyskiego życia i obojętność na sprawy ogółu. Poezja powinna ośmieszać te sfery.
Wśród klas niższych niewiele jest ludzi poczciwych i cicho pracujących. Większość żyje prawie po zwierzęcemu. Brakuje im wiedzy, moralnego uczucia i estetycznego smaku, które mogą zdobyć wychowaniem, wykształceniem i szlachetnym otoczeniem. Poezja powinna wskazać te masy społeczeństwu i wołać o pomoc.
W każdej warstwie są jednostki o cechach charakterystycznych dla innej sfery.
** E.Z.**
Bolesław Prus „Ogniem i mieczem” - powieść z lat dawnych Henryka Sienkiewicza
Ogniem i mieczem, drukowane w „Słowie” i „Czasie”, wzbudziło ogromne zainteresowanie. Różnica w sądach polegała na tym, że jedni uważali je za arcydzieło chwili, inni - wszechczasów.
Dzieło ma wiele niedociągnięć, ale świadczy o ogromnym talencie autora.
pisał je z numeru na numer, szkielet powieści jest zupełnie fałszywy
mimo to czyta się je z zachwytem i daje wrażenie prawdy historycznej !
I.
Znakomity pomysł to połączenie tematu społecznego (wojna) z ludzkim (porwanie Heleny).
wojna wpływa na losy Skrzetuskiego i Bohuna, ale i oni potęgują jej zaciekłość
autor za mało jednak uwypuklił istotę wojen kozackich - czyli walki o ziemię i przywileje
Bardzo silnie zaakcentowane jest tu prawo przyczynowości.
np. Chmielnicki ratuje Jana na Siczy, bo ten wcześniej uratował jego itd.
brak zaakcentowania przyczyn wojny z Kozakami i przyczyn słabości Rzeczpospolitej !
II.
Cechą sztuki wielkiej jest ukazanie ogólnych praw i cech zjawisk w sposób zrozumiały dla ogółu. Nie można oceniać powieści Sienkiewicza miarą wrażenia, ale miarą historii i artyzmu.
III.
Grupy ludzi w powieści Sienkiewicza.
wojownicy polscy i kozaccy, gł. oficerowie i wodzowie, bo żołnierzy prawie nie widać
każda postać składa się z innych cech; jeśli się powtarzają, to w różny sposób (np. Bohun i Wołodyjowski są fechmistrzami, ale jeden góruje siłą, drugi szybkością)
żadna z tych cech nie jest jednak odkrywcza, wszystkie już kiedyś ktoś opisał
Wizerunki bohaterów i kipiące życiem obrazy to najlepsze cechy twórczości Sienkiewicza.
można by im zarzucić za duże efekciarstwo, np. w zakończeniach typu fiat voluntas Tua albo Bar... wzięty
za dużo księży, którzy tylko asystują możnym, a gdy mogą się na coś przydać - milczą (np. kiedy Jarema kazał wbić na pal Kozaka Sacharukę - posła, a jego towarzyszy ściąć), jedynym wyjątkiem jest były żołnierz - ks. Jaskólski
uwydatnianie cech bohaterów to niezbędny element sztuki, nie ujmuje im realizmu
Autor przebrał miarę w odmalowaniu wizerunku trzech postaci.
Skrzetuski za wcześnie jest przeznaczony na bohatera
Zagłoba i Podbipięta za bardzo wybili się przed wszystkie inne wątki powieści
Podbipięta jest za silny, za pobożny; ustęp o jego śmierci przesadzony obrazem aniołów, którzy przyszli, by wziąć go do nieba
Skrzetuski za bardzo się poświęca, włazi na każdą Golgotę, jaka pojawi się na horyzoncie (jedzie na Sicz, wymyśla Chmielnickiemu, nie szuka Heleny, wychodzi ze Zbaraża)
Zagłoba pokazuje się jako stary pieniacz, ale zaraz ratuje Helenę, potem zmienia się w lwa; za dużo w nim sprzeczności, by mógł być realny
Czterej przyjaciele to: śmiertelnie kąsająca osa (Wołodyjowski), sfinks ze łbem wieprza (Zagłoba), gilotyna w ludzkiej postaci (Podbipięta), i - Jezus Chrustus w roli oficera jazdy (Skrzetuski).
IV.
O sprawie kozackiej według Dwu lat dziejów naszych Szajnochy.
Polacy i Rusini - szlachta nakładali powinności i pańszczyznę na wolne masy kozackie
duchowieństwo prawosławne podtrzymywało niechęć ludu; niższe - z powodu życia w ciemnocie, nędzy i wyzysku; wyższe - nie dopuszczane do senatu
wojsku kozackiemu nie wypłacano żołdu i nie pozwalano łupić Tatarów, a gdy karano ich za napadanie dworów i wybuchły bunty - oddano ich pod komendę hetmanów, magnatów
tymczasem duch militarny Polski upadł
rządy rozdarły się na trzy obozy: kapitalistów - magnatów; mniejsi kapitaliści - szlachta zniewolona przez magnatów potęgą lub pieniędzmi; król, którego władza była ograniczana
Władysław IV gotował się do wojny z Turcją - porozumiał się z Moskwą, papieżem, hetmanem mianował Chmielnickiego, by wskrzesić wojsko kozackie
gdy Chmielnicki żalił się na prześladowanie, król odrzekł: A nie masz szabli u boku? - mówiło się, że król chce dokonać z jego pomocą zamachu stanu, by uzdrowić kraj
magnateria nie chciała wojny ani z Turcją, ani z Tatarami
Chmielnicki widział, że do wojny może nie dojść, że godzą na jego życie, że król go nie uratuje, więc zaczął ściągać wojska; mimo zakazu króla, hetman Potocki napadł go, a Wiśniowiecki wspierał hetmana - wojna!
Chmielnicki głosił się sługą króla, więc może dałoby się wojnę załagodzić, ale król zmarł
Sienkiewicz pominął te fakty, a masę kozacką przedstawił jak najgorzej.
Bitwy są źle opisane - widzimy szańce, harcowników, ale nie same walki. Do tego myli fakty.
Potockiego zaraz na początku zdradzili jego Kozacy, cofał się, ale bohatersko; prawie wszyscy wyginęli; własny ojciec nie przyszedł mu z pomocą
w powieści Potocki staje przeciw o wiele silniejszym Kozakom i znosi pułk po pułku !
bitwy mają pełno nadzwyczajnych szczegółów, bo służą do uwydatnienia męstwa bohaterów, polskiej waleczności i kozackiej dzikości
Autor postawił kreślenie pięknych charakterów nad prawdę historyczną.
V.
Autor zafałszował niektóre cechy i postępowanie postaci historycznych.
Kisiel był wiernym synem Polski, ale to nasi go dręczyli i lżyli, Chmielnicki go szanował
Krzeczowski nie namówił Kozaków do zdrady, ale pod Żółtymi Wodami dostał się do niewoli tatarskiej, z której wykupił go (nie Skrzetuskiego!) Chmielnicki
Jarema był okrutny, buntowniczy i ambitny do szaleństwa; gdy król nie dał Potockiemu buławy wielkiej, a jemu małej - sprzeciwili się wojnie z Turcją i napadli na Kozaków; przez zerwanie zawieszenia broni przyczynił się do dalszych walk; rzeczywiście obronił Zbaraż; scena, gdy modli się przed krzyżem, uwłacza jego wodzostwu, bo wódz się nie waha!; nie widzimy, by myślał za armię, jedynie objeżdża stanowiska, to nie wódz, ale figurant
Chmielnicki to buntownik, wódz, dyplomata, ale i nieokrzesany Kozak, okrutnik; zebrał ogromną armię, utrzymał ją, krył się tak, że nie wiedziano o jego siłach; na początku chciał jeszcze sojuszu z Polską, ale w końcu stracił cierpliwość; w powieści widać głównie jego pijaństwo i brutalność, wdzięczność, wahanie się, pychę, egoizm; w rozmowie z Janem nie atakuje, ale broni się; jest dokładnym przeciwieństwem książkowego Jaremy
VI.
Treść powieści nie wnosi nic nowego, więcej - fałszuje wiele spraw. Ale forma jest doskonała.
ma logiczną wyobraźnię, nie unosi się, lecz porządkuje (def. roku 1647, życiorys Bohuna)
jest realistą, potrafi tak opisać przedmiot czy krajobraz, że jawi się jak żywy
samą stylizacją językową charakteryzuje bohaterów i dawne czasy
** E.Z.**
Bolesław Prus Słówko o krytyce pozytywnej
Artykuł jest odpowiedzią na zarzuty Świętochowskiego, który nazywany jest tu „p. Ś.”
II.
Humor jest wywoływany przez niespodzianki „niewinne”, czyli takie, które nas nie bolą.
Rzeczy zabawne można podzielić na:
dowcip - jest wytworem fantazji humor - wynika z obserwacji
Cechy dowcipu:
kombinacja pojęć, kiedy za pozorną niedorzecznością kryje się trafne spostrzeżenie (np. gdy Diogenes wchodził do miasta z za dużą bramą, mówił: Zamknijcie bramę, bo wam przez nią miasto ucieknie!)
jako produkt fantazji, może być nawet karykaturą
podziwiamy w nim nie zewnętrzny fakt, ale zwrotność umysłu
Cechy humoru:
wymaga oglądania rzeczy z co najmniej dwóch stron (np. dobrej i złej, a nie tylko dobrej)
np. Napoleon I był obrazem sprzeczności: 40 uderzeń pulsu na minutę - 40 kochanek w rok
figury humorystyczne nie są realne, ale są najbardziej prawdopodobne - działa to jak średnia arytmetyczna
w dziele humorysty i optymista, i pesymista, i realista dostrzeże punkty, z którymi się zgadza i które neguje - czy to nie jest najbliższy prawdy sposób przedstawiania świata?
V.
Zaczynając pisać, autor kierował się instynktem, trochę naśladownictwem.
podręczniki poetyki niczego nie nauczyły, a zabiły instynkt naśladowczo-twórczy
zaczął rozmyślać nad tym, czy twórczość można ująć w prawidła i zasady
w tym wykładzie koncentruje się na temacie i na planie
Cechy tematu dzieła:
jest to zjawisko, które chce się przedstawić i wytłumaczyć w powieści (np. życie człowieka, historia instytucji, uczucie...)
tematy są wzięte z obserwacji (realizm) lub wymyślone (idealizm, tendencja)
Cechy planu dzieła:
jest to rozwinięcie tematowego zjawiska według jego naturalnego przebiegu
opiera się na obserwacji lub znajomości ogólnych praw przebiegu zjawisk
temat: „życie człowieka”, plan: „dzieciństwo, młodość, dojrzałość, starość”
im lepsza obserwacja autora, tym mniejszy schematyzm planu
im większa fantazja autora, tym większe powikłanie planu
Zarzuca się mu, że jego charaktery są zlepkiem kilku charakterów, nieraz wykluczających się.
tak naprawdę jego charaktery to wynik obserwacji
obserwując realnego człowieka, możemy wyróżnić jego np. 12 cech, a na ich podstawie zbudować tysiące innych - prawdopodobnych, choć nie istniejących w rzeczywistości
autor nie musi więc „zlepiać” charakterów, wystarczy obserwować
** E.Z.**
Henryk Sienkiewicz O naturalizmie w powieści. Dwa odczyty
Odczyt I
Naturalizm opisuje brudy życia i obrzydliwości, ale musi mieć też cechy, dzięki którym zajmuje wysoką pozycję wśród literatur.
W 1820 r. miało miejsce apogeum walki klasyków z romantykami. Katedrę literatury francuskiej w College de France zajmowali Andrieux i Ampere. Ruch objął wszystkie dziedziny życia kulturalnego i zakończył się zwycięstwem nowego.
Romantyzm nie spełnił oczekiwań we Francji i doczekał się, gł. w powieści, reakcji, czyli realizmu.
romantyzm opierał się na fantazji, pięknie, teraz przyszła kolej naprawdę
realizm jest dużo bardziej obiektywny
romantyzm buntował się przeciw rzeczywistości, tworzył bohaterów dzikich i chmurnych
realizm zrezygnował z walki o wymarzone ideały (nawet filozofia przestała być idealna szukając prawd wszechbytu, stała się pozytywna, bada i organizuje zjawiska)
realiści nie interesują się tym, czy rzeczywistość jest idealna czy nie, wystarczy, że jest realna, a więc jedynie słuszna i prawdziwa
Realizm nie jest najdoskonalszym i ostatecznym tworem powieściopisarstwa, bo:
ludziom trzeba otuchy i nadziei, życie jest pełne trudu, ukojenie mogą znaleźć w literaturze, ale lit. realistyczna im go nie daje
każdy z kierunków był uważany za ostateczny, a jednak wszystkie przebrzmiały
realizm wywodzi się z natury, ale nie wszystkie przejawy ducha ludzkiego mają w niej początek
Jest on jedynie najodpowiedniejszym do danego czasu.
Realiści koncentrują się na: świecie dzisiejszym, kwestiach społecznych, rozwoju charakterów, głównie kobiecych, zagadnieniach psychicznych.
Realizm we Francji obejmuje całą społeczną literaturę powieściową.
Naturalizm to odłam realizmu.
Cechuje go między innymi tzw. niemoralność.
objawia się nadużywaniem obrazów brutalnych (bardziej niebezpieczne jest ukazanie np. bohatera umierającego w cnocie, ale żałującego jej, bo nie dała mu szczęścia)
Zola nie ocenia, po prostu nie chce ominąć żadnego z aspektów życia; nie pisze z gotową intencją, ale obiektywnie, zostawia wnioski czytelnikowi
ukazuje wszystkie konsekwencje zbrodni, więc na pewno nie zachęci do jej powielania, ale te obrazy mogą jedynie zniechęcić, a nie podbudować; za dużo zachodu byłoby z wyzbywaniem się uczucia wstrętu, by na koniec dość do prawd prostych, że białe jest białe
wniosek - obrazy okrucieństw są bezcelowe, nie piękne, nie moralne, są tylko realną prawdą
ale przestępstwa to zboczenia, jeśli ukazuje się tylko zbrodnie, to zboczenie przyjmuje się za podstawowy porządek w społeczeństwie; Rougonowie Zoli nie są rodziną normalną; każda jednostronność jest fałszem
Naturalizm Zoli to objaw psucia się smaku, nadużycia. Czyta się go tylko tam, gdzie umysły są w wewnętrznej rozterce, w uporządkowanej Anglii nikt go nie ubóstwia.
Zola naturalizm uważa za jedyny słuszny kierunek i to jest część jego sukcesu - ten fanatyzm.
Odczyt II
Balzak kieruje się psychologiczną obserwacją, Zola zamiast charakterów kreśli temperamenty, zamiast psychologii wprowadza fizjologię.
człowiek to suma skłonności, poglądów wrodzonych lub wytworzonych przez otoczenie
romans to historia życia, więc powinien analizować te czynniki, a objaśni samego człowieka (metoda przyrodnicza w literaturze)
na romans eksperymentalny składa się fizjologia (geny), historia (czas życia) i socjologia (otoczenie), np. u Rougons-Macquartów: geny wariatki i zmysłowego gbura oraz tej samej wariatki i pijaka, czasy Bonapartów - II cesarstwo
Fizjologię stosowano też w dawnych powieściach (np. bohater miał iskrzące oczy, jakąś rodzinę...), ale była objaśnieniem, Zola podniósł ją do rangi zasady. Według niego to charakter i objawy duchowe wynikają z czynników organicznych, a nie odwrotnie.
Powieść Zoli objaśnia naukę, a nauka wspiera powieść. Ale nie wystarcza to, by uznać naturalizm za nową szkołę.
nowość ta nie dotyczy artyzmu
każdy może wstawić do swojej książki rozdział o fizjologii
Nie można go też uznać za naukowy.
nauka opiera się na faktach, a powieść fakty tworzy
gdy nie ma podstawy można dojść tylko do fantastycznych rezultatów, które zawsze można zakwestionować
Poza tym Zola ma talent i wszystkie idee i stosunki ujmuje w plastyczne obrazy, do tego bardzo dokładne, żywe i działające za zmysły, więc swoją teorię musi wyłuszczać w przedmowach. Jest to więc realista.
Mimo swego talentu, Zola jest zbyt pesymistyczny, by być wzorem. Powieść powinna dawać zdrowie, a nie rozszerzać zgniliznę, szczególnie w Polsce. Jedynym smutkiem, na jaki ją stać, jest smutek z tęsknoty za ideałem.
*** E.Z.***
Henryk Sienkiewicz O powieści historycznej
Brandes mówił, że powieść jest z natury utworem fantazji, więc nie może być historyczna (jak kawa figowa, przez samo to, że jest figowa, nie może być kawą ).
Inne zarzuty:
Każdy kierunek jest uważany za postępowy i słuszny, póki nie pojawi się nowy.
gdy wyczerpał się romantyzm, nastąpił zwrot w stronę realizmu
reakcja na romantyzm poszła tak daleko, że powstał naturalizm - stawiał prawdę na pierwszym miejscu, ale zaczął dawać jej fałszywy obraz (chcąc dać prawdziwy obraz wsi, naturaliści piszą, że wieś pachnie nawozem, zapominają, że pachnie też sianem)
w imię prawdy jako zasady nadrzędnej oceniano powieść historyczną - w pełni prawdziwa byłaby historią, więc nie powieścią, jako powieść z elementami fantazji nie jest historyczna
Pokolenia ludzkie zmieniają się tak bardzo, że nie są do siebie prawie w ogóle podobne. Żeby poznać człowieka z XVII wieku, trzeba by z nim żyć, bo zapiski historyczne dają za mało danych.
wniosek - można odtworzyć człowieka minionych wieków tylko zewnętrznie
nie sposób poznać jego sposobu myślenia i psychiki
Powieść historyczna wywołuje zniechęcenie teraźniejszością, bo:
odrywa ludzi od rzeczywistości i obecnych ideałów
przeszłość ukazuje jako lepszą i doskonalszą niż była
Tworzy ona sennych marzycieli w czasach, kiedy trzeba ludzi do walki.
Odpowiedź na zarzuty:
Powieść historyczna nie musi przekręcać zdarzeń, jest ona zabarwiona pewną tendencją, ale:
nie ma kroniki, która byłaby zupełnie bezstronna
dla jednych Cezar jest tyranem i zabójcą porządku społecznego, dla innych zbawcą Rzymu
Nie ma sensu mówienie, że jest albo powieść, albo historia:
chodzi o to, by bohaterów i wydarzeń nie stworzono wbrew zasadom; w powieści psychologicznej - wbrew zasadom psychologii, w powieści historycznej - historii itp.
fantazja ożywia, uplastycznia, przeszłość przenosi w obecność
historia mówi o najważniejszych wydarzeniach, fantazja ma logicznie wypełniać te luki
powieść historyczna wręcz objaśnia prawdy dziejowe, dopełnia je
Powieść historyczna nie odurza bardziej niż sztuka w ogóle. Więcej - przynosi pożytek:
przeszłość wyjaśnia zjawiska czasu teraźniejszego, dostarcza wskazówek na przyszłość
historia upadków i ciągłych odrodzeń społeczeństwa może dodać otuchy
maluje ona i dodatnie, i ujemne strony przeszłości
Gdyby krytykę wziąć na poważnie, to trzeba by potępić Homera, Wergiliusza, Ariosta, Tassa, Szekspira i wielu innych.
Duch ludzki jest twórczy, nie można zamykać mu dróg rozwoju.
*** E.Z.***
Antoni Sygietyński Nasz ruch powieściowy
I.
Nie ma u nas talentów powieściopisarskich. Wszyscy piszą powieści tendencyjne.
ci słabi pisarze zasłaniają się szlachetnymi dążnościami
tendencja pisarza idzie przed artyzmem
autorom nie zależy na tym, dla kogo piszą; tych samym pięciu pisarzy jest drukowanych we wszystkich pismach, często zwalczających się nawzajem
wydawcy szukają tanich dzieł, a autorzy piszą dużo i słabo, by mieć za co żyć
pisma zabiły literaturę książkową, a teraz konkurują ze sobą, muszą obniżać więc ceny
Nestorowie dożywiają się pisaniem korespondencji polityczno-społeczno-naukowych.
Młodzi zużywają się fabrykując felietony, redagując pisma lub pracując poza literaturą.
Wciąż brak powieści !
II.
1. października zaczął wychodzić „Dziennik Powieści”.
to kolejna gazeta z tłumaczeniami dzieł z Zachodu (było to możliwe, bo Rosja nie przystąpiła do zawartej w 1886 r. konwencji o ochronie własności artystycznej i literackiej)
autor ubolewa, że bez nakazu rządu, redakcje nie zdobędą się na tyle moralności, by tego procederu zaniechać; a ci wydawcy to tak naprawdę paserzy
kradnie się komedie, dramaty, lekkie powieści, a pomija naukowe rozprawy i osiągnięcia
drukuje się wszystkie rodzaje sztuki na raz i masowo
w gazecie są warunki prenumeraty, podpis redaktora i odcinek powieści, to wszystko
powieść krajowa i oryginalna nie jest w stanie się przebić
Już Słowacki pisał, że Polska jest pawiem i papugą narodów.
III.
Teraz będzie krytyka przekładów literatury zagranicznej.
tłumaczy jest mnóstwo, dostają marne pensje, a ich przekłady są gorzej niż słabe
dużo tłumaczek to kobiety, które w wyborze dzieł kierują się instynktem lub przypadkiem, stąd ogromne wymieszanie tematów, autorów i kierunków w jednym nawet numerze pisma
kobiety tłumaczą dla zabicia czasu, więc zadowalają się drobną pensją, inni tłumacze to nędzarze, często nie związani z literaturą - w tych warunkach dobry przekład nie ma szans
jedyne wymagania redakcji to poczytny autor, długa powieść i niska cena
Jeszcze gorsze są streszczenia utworów zagranicznych.
często streszcza się Zolę, co jest śmieszne, bo u niego akurat liczy się każde słowo i każdy szczegół, każdy opis
nie można tego nazwać zapoznawaniem czytelników z zagraniczną literaturą, bo nigdy nie wiadomo, co streszczający ominął, co uwypuklił, co zniekształcił
Pism jest za dużo w stosunku do czytelników, a pisarzy z talentem za mało w stosunku do pism.
** E.Z.**
Antoni Sygietyński Współczesna powieść we Francji. G. Flaubert (1821 - 1880)
Flaubert to „Normand” - z dziką powierzchownością, zamiłowaniem do przygód i pogardą życia.
Wychowywał się w dobie romantyzmu, młodzież czytała romanse, nosiła sztylety...
czasem nawet popełniali samobójstwo
ale uwielbiali to, co wielkie, np. Wiktora Hugo, gardzili miernotą, np. mieszczaństwem
Jako syn bogatego lekarza z Rouen, mógł zająć się literaturą i tylko nią. Nawet się nie ożenił.
każde dzieło zaczynał od sporządzenia dokładnych notatek, spędzając często długie godziny w bibliotekach, by poznać dany problem
nie ma dużo wiadomości o życiu Flauberta, bo prasa francuska pisze o rzeczach, które mogłyby wzbudzić ciekawość lub skandal, a on wciąż pracował
jedyna większa wzmianka o nim to proces o niemoralność Pani Bovary
Jego dzieła były zarówno głębokie nauką, jak i pięknością formy.
już Balzak zamienił powieść romantyczną w malarstwo życia powszedniego, ale do końca nie pozbył się umiłowania przygód nadzwyczajnych, tajemniczości i melodramatyczności; poza tym za dużo objaśniał, wstawiał komentarze odautorskie
Stendhal wniósł do powieści talent psychologa, Balzak - obserwatora - i tak powstał zaczątek powieści realnej
Flaubert powiązał cechy moralisty, filozofa i artysty
usunął nadzwyczajność, wprowadził obiektywizm (to on był przyczyną oskarżenia Pani Bovary, to przez niego „nudny” tytuł innej powieści - Wychowanie sentymentalne, w której rzekomo suchy obserwator przytłoczył artystę, za dużo szczegółów, nie ma jednego celu)
Charakterystyka Wychowania sentymentalnego.
wszystko się tu plącze, zaciera i wymyka
tak jak impresjoniści, autor chciał oddać wrażenie wielkiego miasta (Paryż), jego chaosu
Fryderyk Moreau to zwykły człowiek, niezdecydowany, inteligentny, ale bez charakteru; żaden z jego planów nie wychodzi. Kocha panią Arnoux, która jest wierną żoną; za to jej mąż oszukuje ją i trwoni wspólny majątek, ale z taką czułością, że nawet gniewać się na niego nie można. Fryderyk związuje się z dziewczyną, która trwoni jego pieniądze i energię, a w końcu wiąże się z towarzyszką młodości - Luizą Roque, ale opuszcza ją i wieś i wraca do Paryża. Daje się uwieść pani Dambreuse, ale porzuca ją, gdy ta z zemsty kupuje coś na licytacji majątku państwa Arnoux - najpierw podziwia się za to zrezygnowanie z wystawnego życia w imię obrony czci ukochanej, ale potem ogarnia go znużenie... Podróżuje. Pani Arnoux przychodzi oddać mu pieniądze, które pożyczył jej mężowi, ma już siwe włosy, więc by nie zniszczyć swego ideału, Fryderyk żegna ją sucho. Przy przyjacielu robi przegląd życia i miłości (prawdziwej, zmysłowej, przez próżność i instynktownej), obaj zmarnowali życie - jeden przez nadmiar uczucia, drugi - logiki. Dochodzą do wniosku, że to, co najlepsze, to chwila z młodości, gdy wyszli zawstydzeni z domu publicznego.
brak tu teatralnych efektów, jest tylko szarość prawdziwego życia, obraz społeczeństwa bez ideału, bez prostych dróg do celu, bez pozytywnych rozwiązań
idealna kompozycja - sceny są powiązane bardzo naturalnie, a dają wrażenie chaosu
drobne epizody oddają doskonale obraz epoki, krajobraz jest tylko dopełnieniem, szczegóły są wyliczane, a nie opisywane
ludzie są realni, bo przedstawieni w chwilach ważnych i powszednich
rzeczowość widać najbardziej w opisie rewolucji 1848 r. - walki uliczne, żądania wobec rządu, krzyki o reformy, o zmianę rządzących, ale bez perspektyw, bez idei pozytywnych - Flaubert rozbija ideały przeszłości, ale nie czuje się powołany do kreowania przyszłości
** E.Z.**
Aleksander Świętochowski My i wy
Autor występuje w obronie młodych pisarzy, skupionych wokół „Przeglądu Tygodniowego”.
Kto kryje się za określeniem „my”?
młodzi, nieliczni
nie dbający o materialne wynagrodzenia
nie hołdujący nikomu
otwarcie wypowiadają swe przekonania, nie lękając się sądów i kontroli
chcą pracy i nauki w społeczeństwie
chcą skierować uwagę społeczeństwa w przód, a nie w przeszłość
Kto kryje się za określeniem „wy”?
starzy, liczni
skrępowani stosunkami
nieśmiało wysuwają swoje idee, bo nie chcą być sądzeni
chcą spokoju w literaturze
chcą patrzeć w przeszłość, szanując nawet jej błędy
nie chcą dać pola młodym
Starzy zarzucają młodym, że:
nie szanują przeszłości - oni jej tylko nie wielbią, zniechęcają się do niej widząc starych, którzy na siłę chcą utrzymać swą pozycję. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść.
trzymają się „ławą” - młodych łączy pokrewieństwo dróg i celów, starzy są razem, bo z osobna by zginęli
nie szanują nawet najmłodszego pokolenia - ale oni nie patrzą na metryki, tylko na wartość człowieka
Młodzi natomiast:
z szacunkiem wypowiadają się o dziełach starszych, podczas gdy ci potępiają wszystko, co nowe, zamiast uczyć się wzajemnie i koegzystować
widzą, że starzy mają dobre intencje, ale po prostu wypalili się już i zamiast odejść, trwają w kultywowaniu sentymentalnych powieści i otępiającej polityki, a trzeba rozwoju pracy i nauki
** E.Z.**
Aleksander Świętochowski Pleśń społeczna i literacka
Między literaturą i społeczeństwem istnieje ścisły związek.
jeśli rozwija się jedno, rozwija i drugie, i odwrotnie
inicjatywa zmian leży po stronie literatury
rozwój umysłowy i orientacja społeczeństwa daje grunt, ale nowe idee tworzą jednostki
U nas jest odwrotnie (jak zawsze ).
nowa literatura zrzekła się idei postępowych
społeczeństwo jest często bardziej rozwinięte niż literatura
np. Antoni Małecki w Liście żelaznym pisze, że piorun ukarał przestępcę; Kraszewski w powieści Poeta i świat rozpacza, że postęp zeszpecił jego uroczą kałużę - to zacofanie !
Podsumowanie:
postępowe idee przenikają do naszego społeczeństwa - jest to pewna nadzieja na przyszłość
literatura, gł. poezja, stoi poza tymi ideami - wskazuje to na konieczność reform
społeczeństwo nie akceptuje rozwoju, bo nie ma jego pozytywnych przykładów w literaturze - to usprawiedliwia społeczne zacofanie
Nikomu nie wolno zostawać w tyle ! Literatura powinna zrzucić z siebie pleśń !
** E.Z.**
Eliza Orzeszkowa CHAM (streszczenie)
1.
Akcja powieści rozpoczyna się w momencie kiedy poznajemy przeszło 40 -letniego rybaka Pawła, który miał już za sobą kilkuletni związek małżeński, niestety jego żona dawno umarła. Mężczyzna mieszka na końcu wsi, na brzegu Niemna. Paweł jest człowiekiem wiodącym samotne życie, nie chodzi do Karczmy, nie spędzał też czasu z ludźmi. Nie znaczy to, że ludzi nie lubił, zdarzało się, że czasem oddawał komuś przysługę, pomagał w gospodarstwie i każdemu kogo spotkał odpowiadał chętnie i życzliwie. Sam jednak nie szukał kontaktu z ludźmi, nawet ich trochę unikał. Kiedy mówił z jego ust bardzo cicho i powoli wydobywały się słowa. Uśmiechał się rzadko, co nie znaczy, że był smutny. Wydawał się człowiekiem spokojnym i zadowolonym ze wszystkiego. Jego ruchy i spojrzenie posiadały wyraz zamyślenia. We wsi uważano go za odmiennego od innych, ale uczciwego i spokojnego, kiedy młodo owdowiał doradzano mu powtórne małżeństwo, na co on nie chciał się zgodzić.
Pewnego dnia, w dzień 42 urodzin Paweł wypłynął na połów, usłyszał przeraźliwe wołania kobiety, która wzywała pomocy. Okazało się, że krzycząca kobieta była praczką, a lamentowała dlatego, że błękitną, dziewczęcą sukienkę porwał prąd rzeki. Paweł pomógł zrozpaczonej odzyskać zgubę. Mężczyzna wdał się w rozmowę z kobietą. Dowiedział się, że jest pokojówką pracującą w willi u pewnego państwa, pochodzi z dobrej rodziny, jej ojciec służył kiedyś w kancelarii. Kobieta mówiła, że do końca lata zrezygnuje z pracy u państwa ponieważ nudzi ją przebywanie dłuższy czas w tym samym miejscu. Kobieta-Fanka stwierdziła, że Paweł jest bardzo przystojny. Poprosiła go, czy nie mogłaby płynąć z nim pewnego dnia na połów. Później zaczęła narzekać na życie we wsi, uważała, że w mieście jest o wiele lepiej. Mężczyzna odparł, że dobremu wszędzie dobrze, a złemu źle. Franka pomyślała, że mówi o niej jak o złej kobiecie i nazwała go chamem. Paweł nie zwrócił uwagi na te słowa, spytał tylko kiedy może po nią przypłynąć. Franka odparła, że w niedzielę (teraz jest środa) ponieważ wtedy państwo wyjeżdżają do miasta. Paweł przystał na propozycję. Na koniec pożegnawszy się wymienili się nazwiskami > Paweł Kobycki, Franciszka Chomcówna. Franciszka powiedziała jeszcze: „Przystojny cham! choć nie tak to już młody, ale przystojny i jakiś taki miły... miły!”
W niedzielę Franka od samego rana wyczekiwała Pawła. Paweł przyjechał wieczorem, za co Franka robiła mu wyrzuty (bała się, że już w ogóle nie przyjedzie po nią). Bardzo bała się wody i chwiała się w łódce, Paweł ciągle się z niej śmiał, że wygląda jak dziecko. Franka opowiedziała mu o swojej poprzedniej pracodawczyni, która miała perły, a gdy gdzieś się wybierała, Franka je od niej pożyczała i nakładała na siebie. Paweł potępia takie zachowanie, uważa, że jest ono wbrew przykazaniom Bożym. Potem rozmawiali o pracy Pawła - zarabia on całkiem niezłe pieniądze na sprzedaży ryb. Franka użala się nad sobą, twierdzi, że Pawłowi jest dużo lepiej. On zaś „po chłopsku” stwierdza: „Wołoczaszcze życie! Kiepskie życie!”
Dopłynęli do wyspy, Franka jak oszalała biegała po wyspie, zrywała kwiaty i rzucała na towarzysza. Paweł spokojnie układał z nich bukiet. Franka, kiedy już nacieszyła oczy wyspą, rzuciła się Pawłowi na szyję, mężczyzna nie mógł się powstrzymać i niemal ją pocałował, ale mu się wyrwała. Po chwili speszony postanowił iść przygotować łódź do drogi powrotnej, lecz Franka zatrzymała go łapiąc za surdut. Usiedli na piasku bardzo blisko siebie i rozpoczęli rozmowę. Franka opowiedziała towarzyszowi historię swojego życia (ojciec pracował w kancelarii, matka pochodziła z dobrego domu, ma bardzo bogatego ciotecznego brata - adwokat Kulewicz). Dziadek miał dwa domki (klitki jakieś), syna wysłał do pracy do Kancelarii (musiała być to praca porządna, bo mało płatna). Jej ojciec był pijakiem. Matka - Kulewiczówna, lubiła stroje, grę na fortepianie i kawalerów. Franka miała 6 lat gdy pierwszy raz ujrzała, jak matka całuje się z jakimś kawalerem. Czasami było u nich wesoło, potem przychodził ojciec, towarzystwo rozpędzał a matkę łajał albo bił. Kiedy Franka miała 8 lat matka opuściła dom i wróciła do swojej rodziny (ponieważ ojciec często przychodził pijany). Wtedy Franka i jej 2 braci zaczęli wieść bardzo skromne życie. Jeden z braci wstąpił do wojska i słuch po nim zaginął, drugi spadł z rusztowania i wkrótce zmarł. Franka przeżywała w domu piekło - mężczyźni dawali jej ciastka aby pozwoliła im siebie pocałować, Franka bardzo się ich bała. Po kilku latach powróciła do domu matka, ojciec stracił pracę w kancelarii, rozpił się, rozchorował i zmarł w szpitalu. Matka żyła jeszcze 3 lata, po całych nocach płakała i kaszlała, uczyła też Franke szyć i czytać. Przed śmiercią wybłagała w pewnej pani służbę dla Franki. Paweł żałował matki Franki. Franka przeciwnie - miała jej za złe, że pieniądze, które dostała za sprzedanie domów, które kiedyś posiadali, wydała na mężczyzn. Nie obchodziło Franke to, że matka później się nią opiekowała, nigdy nie darowała jej tego co zrobiła. W 1 miejscu pracy Franka stała się kochanką pana, za co została wyrzucona z pracy przez panią. Od tego czasu zaczęła bardzo często zmieniać pracę, czasami rezygnując samej (odprawiana była za „kawalerów i złość”). Franka mówi Pawłowi, że 3 rzeczy nigdy nie robi > nie pije, nie kradnie i nie kłamie. Franka mówiła też, że miała w życiu wielu kochanków. W trakcie rozmowy Franka zaczęła płakać ponieważ przypomniała sobie, że jest na świecie sama i nie ma żadnej bratniej duszy.
Później zaczęła skarżyć się na męczące ją od jakiegoś czasu bóle głowy. Po długim wywodzie Franki Paweł powiedział jej, że jest biedna i wiedzie złe, grzeszne życie, powinna się opamiętać. W słowach mężczyzny była tylko litość. Kobiecie bardzo zdziwił jego brak pogardy i lekceważenia. Franka odparła, że nie ma się z czego poprawiać. Paweł zaczął jej mówić o zgrubieniu duszy, wspominał też o piekle i niebie oraz o zbawieniu. Namawiał do ustatkowania się i znalezienia jakiegoś stałego miejsca w życiu. Franka była bardzo zaskoczona słowami towarzysza, stwierdziła, że jeszcze nigdy nie poznała takiego człowieka jakim on jest. Po chwili zerwała się na równe nogi twierdząc, pora ruszać.
Kiedy dobijali do brzegu Franka ułożyła głowę na kolanach Pawła i zaczęła go wychwalać za okazaną jej dobroć. Paweł czule przytulał Franke kiedy przyszło do pożegnania umówili się na kolejne spotkanie. I tak przez następne 3 dni Paweł przypływał aby rozmawiać z Franką. Kiedy Franka okazywała mu czułości Paweł ganił ją za to, mówił, że przyjeżdża aby wyratować jej dusze od złego życie, a nie by namawiać ją do grzechu. Czwartego dnia Franka przyszła do wioski Pawła rozpaczając. Okazało się, że państwo, u których pracuje za 3 dni opuszcza willę, ona jednak nie chce się stąd ruszać, nie chce zostawiać Pawła. Paweł odparł, że jedynym rozwiązaniem jest małżeństwo z nim, on stanie się dla Franki prawdziwym przyjacielem i nigdy jej nie skrzywdzi. Nakazał France przyrzec, że poprawi się i porzuci grzeszne życie, co też kobieta uczyniła. Po rozmowie Paweł udał się do mieszkającej niedaleko, zamężnej 30letniej siostry Ulany (mąż jej - Filip Koźlub zajmował się przewożeniem ludzi przez Niemen). Prosił o przyjęcie Franki aż do czasu, kiedy nie wezmą ślubu. Mieli dzieci - 16letniego Daniłkę, który lubił rybołówstwo i 3letniego malca. Siostra przystała na przystała na prośbę, jednak po wyjściu Pawła zastanawiała się z mężem czy małżeństwo brata z kobietą z miasta nie zaszkodzi mu. Zauważyli jednak, że Paweł stał się radośniejszy i jakby odmłodniał. Mimo wszystko byli zdziwieni jego decyzją, nie spodziewali się, że w tym wieku się ożeni.
2.
Franka na tle wiejskiej, kobiecej społeczności wyglądała jak z innego świata. Nawet najszczuplejsza kobieta we wsi, żona Aleksego Mikuły, była w ramionach i pasie dwa razy grubsza. Franka miała ze sobą tylko parę podartych koszul i trochę miejskich „świecidełek”. Ulana dała jej swoje ubrania, lecz ta założyła je dopiero kilka tygodni po ślubie. Kiedy to uczyniła rozpłakała się i zaczęła lamentować, że przyszło jej żyć jak chłopka. Paweł pocieszał ją mówiąc że się przyzwyczai. We wsi zauważano, że po ślubie Paweł zaczął rzadziej wypływać na połów. Wyglądał jakby ubyło mu lat, niczego jednak nie stracił ze swej powagi, ale zaczął częściej rozmawiać z ludźmi. Awdocia, kobieta która wcześniej chciała wiele razy wyswatać Pawła dopytywała go jak mu się wiedzie w małżeństwie. Paweł odparł, że jest szczęśliwy ponieważ udało mu się uratować zbłąkaną duszę.
Na wiejskiej ulicy rzadko widywano Frankę, spędzała dużo czasu z mężem. W nowym życiu Franki wszystko budziło ciekawość i zdziwienie, lecz nie zachwycenie. Jak dziecko dziwiła się wszystkim co pociągało jej wzrok i zaciekawiało. Wydawała się dzikim dzieckiem wychowanym w miejskich murach. Stara żebraczka - Marcela, często przychodziła do Franki i nigdy nie mogła się nadziwić jej wyglądowi - delikatny rękom, jasnej cerze (kobiecą pracę wykonywał za Franke jej mąż). Marcela mówiła, że sama kiedyś służyła we dworze i od razu poznała, że z Franke jest delikatna kobieta. Usłyszawszy to Franke zaczęła jej powiadać historię swego życia. Rozmowa z żebraczką wywołała u Franki łzy. Zaczęła się skarżyć, że zmieniła się w chamkę i już nie czeka jej inne życie.
Pewnego dnia, kiedy już nauczyła się pracy z krosnami (pomogła jej w tym Ulana), ze złością stwierdziła, że bolą ją od tego ręce i nogi i tkanie nie jest jej do niczego potrzebne. Dość już wcześniej pracowała pod przymusem i nikt teraz nie ma prawa zmuszać jej do pracy z krosnami. Ulana wieczorem powiedziała o zajściu brata, en wcale się nie przejął. Rozmowę usłyszała Awdocia, zawołała Pawła i powiedziała mu, że za dużo pozwala swojej żonie. Mężczyzna odparł, że wie co robi - wyrwał Frankę z męki i nie chce jej ponownie w męce pogrążyć. Awdocia zaczęła przestrzegać, aby z panowania Franki nie przyszło coś złego. Ostrzeżenie to nie uczyniło na mężczyźnie żadnego wrażenia, ponieważ wiedział, że Franka przyrzekła mu poprawę.
U Koźluków częściej mówiono o France. Daniłko (brat Filipa) opowiadał, że Paweł sam musi wykonywać kobiece prace, kiedy jego żona odpoczywa. Ulana zwróciła kiedyś uwagę France pytając czy jej nie wstyd, że Paweł wykonuje prace przeznaczone dla kobiety. Franka rozłoszczona odparła jej żeby nie wtykała nosa w cudze sprawy, ona nigdy nie będzie zajmowała się chamskimi robotami. Była to pierwsza sprzeczka między kobietami. Szybko jednak się pogodziły.
Kiedy u Koźluków zaczęły się wieczorne spotkania ludzi ze wsi, Franke wiodła prym opowiadając wszystkim o teatralnych przedstawieniach, maskaradach, tanecznych wieczorach, w których niejednokrotnie uczestniczyła, o głośnych zbrodniach, samobójstwach, romansach, kłótniach i różnych śmiesznych bądź przerażających wydarzeniach, o których wiedziała. Wszyscy z ciekawością słuchali opowieści Franki ponieważ rzadko kto ze wsi bywał w świecie jaki im opisywała. Ludzie dziwili się bogactwom jakie można wieść i grzechom, których oni nigdy by się nie dopuścili. Tylko Marcela nie dziwiła się opowiadaniami potwierdzała słowa Franki. Wracając po wieczornicy do domu Franka nazywała słuchaczy chamami i bydłem, którzy dziwią się na wcale nie niezwykłe rzeczy. Paweł wysłuchiwał jej opowiadań, drwin w milczeniu. Przykrość sprawiało mu tylko to, kiedy żona mówiła o hulankach, romansach, kłótniach i zbrodniach. Rozmyślając nad tym, żeby ludzie nigdy nie zaznali takiego grzesznego życia, zanurzał się w medytacji. Nigdy nie sprzeczał się z żoną, ale częstych wieczornic nie mógł znieść, wydawało mu się, że zaleca się do Aleksego Mikuły. Pewnego dnia widząc umizgi żony do Aleksego, przypomniał jej o przysiędze, ona odparła, że nie kocha innego oprócz męża.
Jednego dnia Paweł wiedząc, że żona jeździ do kościoła z książeczką, poprosił aby nauczyła go czytać. Franka przystała na propozycję. Odtąd zimowymi popołudniami lub wieczorami zasiadali razem do książki lub elementarza. Pawłowi szło początkowo trudno, ale się nie poddawał. Nie zwracał uwagi na obelżywości płynące ze strony żony kiedy się pomylił. Zdarzyło się pewnego razu, że Franka miała dosyć uczenia męża, krzyczała wtedy, że jest jej strasznie nudno i nie jest jego guwernantką.
Kiedy przyszły srogie mrozy i cała chata od nich trzeszczała. France wydawało się, że słyszy dookoła chaty ciche zmowy zaczajonych złoczyńców albo westchnienia błędnych duchów. Zaczęła wtedy modlić się do Boga i wszystkich świętych. Kiedy zaczęły hulać straszne wichury France zdawało się, że za chwilę do domu wpadnie stado szatanów albo chata się zawali. Budziła wtedy męża, on mówił, że trzymają jej się głupstwa i ma dalej spać. Franka zasypiała dopiero nad ranem, całą noc czuwała i wpatrywała się w męża, który wydawał jej się brzydki i stary. Zbliżała się wiosna, Paweł lubił spoglądać na zmieniającą się okolicę. Jednego dnia, kiedy kontemplował krajobraz szwagier zawołał go do pomocy przy naprawianiu promu (drewnianej tratwy służącej za środek transportu przez rzekę). Paweł chętnie mu pomógł. Cała okolica budziła się do życia, chłopi wyciągali sprzęty aby je zreperować, kobiety spieszyły z dzbanami po wodę z rzeki. Do Franki przyszła w odwiedziny Marcelina (za garść strawy stała się ona jakby służącą Franki).
Franka zaczęła narzekać na nieszczęśliwe życie, które teraz rzekomo wiedzie. Marcelina pogrążona w zadumie wspominała swojego dawnego kochanka. Kiedyś w chwili rozczulenia powiedziała France że miała syna i córkę. Syn zmarł, a córka, która jest teraz „głupowata” chodzi po najpodlejszych służbach. „Na sferę świata, w której spędziły młodość i z której uniosły nagie ciała i puste dusze, z serc i ust wyrzucały namiętne przekleństwa” jednak za chwilę wspominały o jej uciechach i powabach. Jednego dnia powiedziała koleżance, że jakieś państwo z miasta wynajęło willę, w której kiedyś pracowała Franka. Ta wiadomość bardzo pobudziła Franke, chciała dowiedzieć się wszystkiego o przybyłych, postanowiła, że kiedyś się do nich wybierze.
3.
Jesień
Paweł stał przed domem, przybiegł do niego szwagier i powiedział, że za chwilę do Pawła przyjedzie policja ponieważ Filip zgłosił zaginięcie Franki. Po chwili przyjechał bryczką urzędnik i oznajmił, że Franka poszła do swojej „familii”. Paweł odparł, że dał jej na to pozwolenie. Po odjeździe policjanta Paweł wyzywał siostrę i szwagra aby nie interesowali się cudzymi sprawami. Powiedział też, że mu nie wiadomo kiedy wróci żona. Zaczęła się noc, Paweł stał przed chatą i wpatrywał się w okolicę. Przybyła Awdocia i kazała mu iść do domu ponieważ ludzie mogą pomyśleć, że zwariował. Kobieta mówiła, że jeśli wejdzie do chaty to powie mu coś o France. Paweł odparł, że nie potrzebuje wiedzieć ponieważ już wszystko o niej wie, jednak wrócił do chaty. Awdocia weszła za nim, chciała rozpalić ogień, aby ogrzać dom, w którym od jakiegoś czasu nie gościło ciepło. Ale Paweł wydarł jej z rąk „trzaski” i rzucił na podłogę. Przestraszył się, ponieważ wydawało mu się, że to Franka rozpala w piecu. Zdziwiona kobieta zaczęła mówić o France- Paweł nie chciał jej słuchać. Awdocia na to odparła, że Paweł sam siebie okłamuje ponieważ wszyscy wiedzą, że Franka nie poszła do familii, ale od niego uciekła z lokajem państwa, które latem mieszkało w wilii. Awdocia mówiła, że Franka często chodziła do willi aby spotkać się z tym mężczyzną, to o na namówił ją do powrotu do miasta. Awdocia opowiadała dalej o France, dziwiąc się, że tego wszystkiego dowiedział się dopiero teraz od miej. Paweł powtarzał tylko- „A przysięgała!”. Po długim milczeniu Paweł mówił, że wszystko wydarzyło się z jego winy- mało starał się chronić żonę od zła, za słabo jej pilnował i dlatego ją zgubił. Awdocia odparła tylko, że zdurniał poczym uszykowała się do snu u niego. Nakazała mu jeszcze zapomnieć o tej diabelskiej France i żyć, jak do tej pory. Paweł zaczął się modlić do Boga, aby odpuścił grzechy żony.
Na drugi dzień Awdocia obudziwszy się zastała Pawła przygotowującego się do wypłynięcia na połów, Mężczyzna po zjedzeniu śniadania podziękował Awdoci za okazaną przyjaźń i wyszedł z chaty.
Paweł zaczął pomagać w gospodarstwie szwagra. Bardzo tego nie lubił, ale wolał wykonywać jakąkolwiek pracę zamiast żadnej. W jesienne wieczory długo wpatrywał się w ciemność za oknem, umieszczał też w oknie lampkę, nie wiadomo dlaczego to czynił (czytał). Później brał się za naprawianie sieci. Odkąd Paweł stał się człowiekiem znów spokojnym i zaczął żyć jak dawniej, jego losy nie zajmowały już innych ludzi. Przechodzący obok chaty Daniłko odkrył pewnego dnia, że Paweł uczył się zimowymi wieczorami czytać. Zaczął to czynić, kiedy zauważył, że Franka zostawiła swoją książeczkę. Kiedy Paweł potrafił już w miarę płynnie czytać pod koniec stycznia przy książce zastała go Awdocia, która przyszła go odwiedzić. Paweł poczęstował kobietę strawą i zaczął czytać. Wzruszona Awdocia rozpłakała się i zaczęła wspominać zmarłego wnuka i syna, który poszedł do wojska. Paweł pocieszał kobietę i mówił, że wszystko to wola Boska. Awdowcia zaczęła wypytywać o Franke. Paweł mówił, że nic o niej nie słyszał. Winił się tylko za to, że nie potrafił uratować żony od grzesznego życia. Gdyby tylko wróciła Paweł inaczej by z nią postępował. Awdocia powiedziała, że Franka już nie wróci. Po wyjściu Awdoci Paweł zaczął modlić się za swoją żonę.
4.
Upływała już 3 zima od zniknięcia Franki. Paweł przestał unikać ludzi, zaczął też odwiedzać Koźluków. Widać jednak było wyraźnie, że się postarzał. Z początkiem pierwszych marcowych dni Daniłko, Ulana z mężem i małym dzieckiem przebywała u brata. Daniłko pomagał Pawłowi w szykowaniu sprzętu na kolejny połów i naprawianiu sieci. Wieczorem Paweł usiadł z książeczką i zaczął czytać nagłos. Usłyszał szum w sieni, okazało się, że wróciła Franka! Początkowo Paweł bardzo się wzruszył, zaczął płakać. Paweł zaczął krzątać się wokół żony, chciał zrobić jej kolację i rozpalić w piecu, nie miał jednak rozpałki i chciał po nią wyjść do sieni. Franka zaczęła go powstrzymywać, w końcu przyznała się, że zostawiła tam swoje dziecko. Pawła chwilowo zamurowało, jednak po chwili przyniósł dziecko i jeszcze ją zganił, że od razu dziecka nie przyniosła, tylko zostawiła na zimnie jak psa. Franka nie interesowała się płaczącym i głodnym dzieckiem. Dopiero za namową Pawła zainteresowała się nim. Dziecko miało rok i 8 miesięcy, umiało wypowiadać kilka wyrazów. Chłopiec miał na imię Oktawian i był już ochrzczony. Paweł nakazał France położyć się spać na tapczan, sam postanowił nocować na ławie. Pawła miotały różne uczucia - litość, radość, wściekłość i rozpacz. Dziecko było dla niego sztyletem wbitym w ranę, utwierdzało go coraz bardziej w grzechu czynionym przez żonę. Zastanawiał się co ma nazajutrz uczynić z gośćmi.
Rano, zanim żona się obudziła, Paweł zajął się dzieckiem. Później oznajmił France, że jest teraz taką samą gospodynią jak dawniej i wyszedł na połów. Po powrocie mężczyzna dopytywał się Franki dlaczego go zostawiła. Kobieta mówiła, że nawet nie pamięta, kiedy zakochała się w lokaju jak szalona, pociągała ją to, że mężczyzna (Karol) pochodzi z dobrej rodziny. Początkowo dobrze jej się żyło w mieście, znalazła nawet pracę jako służąca. Przez kilka miesięcy Karol regularnie ją odwiedzał, aż pewnego dnia wyjechał z państwem u którego służył, nie chciał ze sobą jej zabrać. Ok. 2 tygodni po wyjeździe Franka ruszyła za nim, jednak w drodze, w pewnym mieście urodziła dziecko. Wydała wszystkie pieniądze na wynajęcie kąta u praczki, jedzenie kupowała za pieniądze otrzymane za sprzedaż sukni i drobiazgów jakie kupiła sobie podczas służby. Spędziła też 3 miesiące w więzieniu ponieważ na służbie, w złości, wylała kucharce na głowę garnek gorącej wody. W więzieniu pogłębiły się jej bóle głowy. Po uwolnieniu trafiła do szpitala. Przebywała tam kilka miesięcy (chorując przypominała osobę szaloną). Lekarzom udało się ją wyleczyć. Wyszedłszy ze szpitala pomyślała o powrocie do męża. Praczka nie chciała już trzymać jej i dziecka. Franke sprzedała wszystko i postanowiła wrócić. Jechała koleją, a później furmanką, aż trafiła do chaty Pawła. Kobieta skończywszy opowiadać co ją spotkało, zaczęła płakać. Paweł odparł tylko - „Piekło! Piekło! Gorące piekło!”. Po chwili dało się słyszeć głos chłopczyka. Mężczyzna wziął go na ręce. Oktawian dziecięcym głosikiem spytał Pawła kim jest. Paweł odparł, że tatą. Wtedy Franka rzuciła mu się do nóg dziękując, zaczęła przysięgać, że już będzie posłuszna i nie przestanie kochać i szanować Pawła aż do śmierci. Gdyby jednak tak się nie stało, powiesi się lub otruje. Paweł zaczął ją uspokajać. Franka powiedział, że jeśli Paweł nie przyjąłby jej z dzieckiem to podrzuciłaby je komuś pod drzwi, a sama zażyłaby truciznę. Nawet pokazała Pawłowi przygotowaną truciznę, teraz stwierdziła, że jest jej niepotrzebna. Franka przygotowała wszystkim herbatę. Później Paweł postanowił razem z nią odmawiać modlitwy m.in. „modlitwę o zwycięstwo wszelkiego nałogu grzechowego”. Po skończonej modlitwie Paweł wycałował żonę.
Nazajutrz Paweł wyszedł z dzieckiem przed dom, mówiąc wszystkim, że to jego. po chwili przyszła do niego Ulana z mężem. Paweł powiedział im o France. Z chaty wybiegła Franka aby przywitać się ze wszystkimi. Ulana stała jak słup soli, a Filip pogardliwie się uśmiechał. Paweł oddał dziecko żonie i nakazał jej wydoić krowę i przygotować obiad. Paweł pojechał tego dnia po ubrania dla Franki i dziecka.
Kilka miesięcy później Awdocia wypytywała Pawła jak mu się wiedzie. Paweł odparł, że dobrze > żona jest posłuszna, wykonuje prace w domu i w ogrodzie, a kiedy zdarza się jej zawinić Paweł ją strofuje. Paweł tak jak dawniej, silnie i głęboko wierzył w zapewnienia poprawy ze strony żony. Po rozmowie Paweł udał się w stronę swego czółna, zamierzał wypłynąć na połów i wrócić za 3 dni. Tego dnia, przed wieczorem Franka opowiedziała Marcelimie co się z nią działo kiedy uciekła. Później zaczęła narzekać na zachowanie Pawła w stosunku do niej i stwierdziła, że nie ma już dla niej żadnego ratunku jak życie w tej chacie, jest skazana na taką dolę. Następnie zaczęła mówić o bolącej głowie, która znowu jej zaczęła dokuczać. Marcelina na wyrzuty Franki dotyczące Pawła mówiła, że jest on przecież dobry. Na co Franka odparła, że za jego dobroć płaci niewolą. Marcela lamentowała, że to za jej młodu nie trafił się taki człowiek jak Paweł. Franka stwierdziła, że mówi tak tylko dlatego, że jest starą kobietą, na nią, chociaż ma już 38 lat, gdyby nie była chora, nadal oglądaliby się chłopcy. Franka zobaczyła przez okno 19 letniego Daniłkę i stwierdziła, że jest bardzo przystojny. Marcela ofiarowała się, że mu to powie. Franka zgodziła się, bardzo chciała wiedzieć jak ta wiadomość na niego wpłynie. Po chwili Franka zaczęła znów narzekać na Pawła, nazwała go nawet chamem.
5.
Skończył się czas żniwu. W czasie żniw Franka pomagała Koźlukom na polu, spędzała dużo czasu z Daniłkiem, jednak nikt nie podejrzewał nic złego. W ostatnich dniach sierpnia po wsi rozległ się przeraźliwy krzyk - to Filip bił swego brata - za to że ten zadaje się z Franką. Paweł dowiedział się o wszystkim ponieważ wracając z połowu wstąpił do domu siostry. Zdenerwowany udał się do Franki i ją pobił po czym wyszedł przed chatę i zaczął płakać. Piersi rozrywała mu żałość na swoją osobą, nad Franką,, nad zadaniem ratowania i zbawienia, które skończyło się nad niczym. Zaczął powtarzać, że nie ma już dla Franki ratunku, a on sam nie wie, co ma teraz robić. Paweł wypłynął na rzekę, nie wrócił na noc do domu. W chacie Franka przed Marceliną wykrzykiwała, że nie daruje Pawłowi pobicia. Następnie wspomniała, że gdyby nie Paweł to wyszłaby za mąż za Daniłka. Marcela powstrzymywała się od śmiechu. Franka skarżyła się na Pawła twierdziła, że go nigdy nie lubiła, że jest chamem i go nienawidzi. Franke przestała krzyczeć bo znowu napadł ją ból głowy, obwinęła ją sobie mokrą szmatą - tak działo się przez kilkanaście dni. Choroba kobiety (nerwica) jeszcze bardziej się pogłębiała. Odtąd nie było dnia bez kłótni, pogróżek, wyzwisk i krzyków. Kiedyś nawet Franka posiniaczyła dziecko Koźluków, Ci na drugi dzień napadli na nią z krzykiem. Franka nie czekając na nic zabrała siekierę i pobiegła nad rzekę porąbać prom Filipa. W porę zauważył to Paweł, porwał kobietę i uwięził w domu. Tegoż dnia Paweł rozmawiał z Awdocią. Żalił się że nie wie co robić z żoną. Awdocia doradziła aby ją bił za wszystko. Kiedy Paweł wrócił do domu nakazał surowym głosem aby żona podała mu obiad. Franka wydarła się na niego, że nie jest służącą i że to on powinien służyć jej. Paweł kilkakrotnie gniewnie powtórzył, aby przygotowała jedzenie. W końcu wzięła się do pracy. Paweł wziął książeczkę i zaczął czytać modlitwę. Franka wydarła się że nie umie czytać i że jest chamem. Paweł czytał dalej, kobieta wyrwała mu książkę z ręki. Mężczyzna złapał ją silnie za ramię, ale powstrzymał się przed biciem. Zaczął tłumaczyć by Franke się opamiętała. Po chwili przyszła Ulana przynosząc Oktawiana. Nawrzeszczała na Franke i wyszła. Rozwścieczona kobieta krzyczała, że ją zabiję i chciała pobiec za Ulaną. Tym razem Paweł nie mógł się powstrzymać, myśląc, że już nie ma dla niej innego ratunku - pobił żonę. Później zajął się dzieckiem. Franka zakazała mu dotykać chłopca ponieważ jest to dziecko pańskie, a on, Paweł jest podłym chamem. Paweł wyszedł z chaty i nie wrócił na noc.
3 dni po tym zajściu przyszedł dzień, kiedy Franka dostała największego ataku szału. Zaczepiła Daniłkę i zaczęła go obejmować, chłopak uderzył ją w plecy i uciekł. Rozwścieczona kobieta na drugi dzień w szaleństwie przed domem zaczęła wykrzykiwać, że wszyscy są chamami, wygrażała pięścią i straszyła pogróżkami. Odwróciła się w stronę chaty Koźluków i wykrzykiwała, że podpali im chatę a dzieci zadusi. Całemu widowisku przyglądali się ludzie ze wsi. Z tłumu dały się słyszeć głosy mówiące o France jak o wariatce; krzyczano też aby ją oddać do szpitala wariatów. Tylko Awdocia odważyła się podejść do oszalałej kobiety. Powiedział, że ma lekarstwo na jej opętanie złem. Franka nazwała kobietę wiedźmą. Kobiety zaczęły się bić. Na pomoc Awdoci rzucił się Aleksy Mikuła. Chwilę później przyszedł Paweł. Pociągnął Franke do domu i ją pobił. Na drugi dzień przed wyjściem nakazał przygotować obiad, miał być gotowy kiedy on powróci. Franka po wyjściu Pawła dosypała do jedzenia truciznę. Paweł udał się do Awdoci, ta poradził mu, że przygotuje specjalny napar, który pomoże wrócić do zdrowia France.
Kilka godzin przed zapadnięciem zmroku Paweł wrócił do domu. Zjadł obiad, jednak nie cały i zasnął. Franka wybiegła do Marceli, którą zauważyła krzątającą się obok stodoły. Marcela zaczęła rozpaczać nad losem koleżanki. Franke oznajmiła jej, że otruła męża. Przerażona Marcela zaczęła zawodzić i wzywać pomocy. W tej chwili z chaty dał się słyszeć głos Pawła. Ulana pobiegła bratu na pomoc. Paweł wił się z bólu, na pomoc przybiegła Awdocia, która zaczęła mu podawać różne zioła. Nikt nie zwracał uwagi na Franke. Ulana wysłała Filipa aby zajrzał do dzieci. Kiedy Filip zbliżał się do swej chaty zatrzymała go Marcela i powiedziała o otruciu Pawła przez Franke. Filip pobiegł powiedzieć o wszystkim rodzinie.
Jakiś czas potem dał się słyszeć głos wzywający prom. Okazało się że był to urzędnik policyjny. Filip z Daniłkiem pobiegli mu na pomoc. Paweł spytał Frankę czy to prawda, że go otruła. Kobieta przyznała się do czynu. Przybył Filip i oznajmił, że za chwilę zjawi się tu policjant po Frankę. Kiedy tak się stało Paweł podziękował rodzinie za opiekę i został w chacie sam. Powoli zszedł z posłania i udał się do skrzyni aby zabrać talary, które kiedyś zostawił jego ojciec i zakopał w garnku pod piecem. Chciał przekupić policjanta w sprawie Franki. Po kilku godzinach wrócił z żoną do domu. Paweł zaczął jej tłumaczyć, że znowu ją uratował bo ma nadzieję, że tym razem się opamięta, poza tym przysięgał przed Bogiem, że nie opuści jej aż do śmierci. Franka padła na podłogę i trwała w takim położeniu kilka minut. Później ruszyła się i przygotowała herbatę.
Na drugi dzień po powrocie Franki pierwsza dowiedziała się Ulana, która przyszła odwiedzić brata. Powiedziała o France Filipowi, ten stwierdził, że Paweł chyba zwariował przywożąc z powrotem Franke. Z biegiem czasu Koźlukowie ostygli w gniewie do Franki ponieważ zupełnie jej nie widywali. Awdocia kiedy odwiedzała Pawła słyszała od niego słowa nadziei w stosunku do Franki. Paweł nadal był przekonany, że jego żona się ustatkuje. I faktycznie Franka zachowywała się potulnie. Pawła martwiło jednak to, że nie jest wesoła gadatliwa jak dawniej.
Kiedy Franka spotkała się jednego dnia z Marcelą opowiedziała jej, jak to uradnik (policjant) zamknął ją w zimnej spiżarni, a ona oddałaby wtedy wszystko, aby znaleźć sznurek i jakiś gwóźdź i się powiesić. Opowiedziała też o tym, jak Paweł klęcząc przed urzędnikiem prosił o wypuszczenie żony. Franka powiedziała Marcelinie, jak tym zrobił jej coś takiego, tą swoją dobrocią, że nie potrafi już żyć. Później zaczęła mówić, że przed oczami widzi samą siebie, że jej źle na świecie i bardzo dziwnie się czuje. Boi się samej siebie i tego co może zrobić. Wspomniała też o powieszeniu (ale nie siebie).
Franka wróciła do domu. Paweł dopytywał gdzie się podziewała, Franka odparła, że siedziała za chatą. Po zjedzeniu wieczerzy Paweł zaczął szykować się do snu, Franka przeciwnie ubrała się i przyniosła Pawłowi dziecko mówiąc żeby się nim zaopiekował. Paweł stwierdził, że zwariowała i zasnął.
Rano obudziły go ludzkie głosy rozlegające się za chatą. Paweł zerwał się i pobiegł ku rozkrzyczanej gromadce. Ludzie wskazywali na krzyż pomiędzy sosnami, Paweł zobaczył różowy fartuch Franki wyfruwający spoza drzew, wszystko zrozumiał, Franka popełniła samobójstwo. Wszyscy bali się by i Paweł nie dostał przez to ataku serca i nie umarł, ale tak się nie stało. Minęło 10 lat. W szczęśliwym Oktawianie miał Paweł pomocnika. Co noc jednak modlił się za duszę Franki.
Aleksander Świętochowski, Dusze nieśmiertelne, oprac. Samuel Handler, Ossolineum, Wrocław 1957.
I. Autor i jego czasy
polityk, przedstawiciel ideowy burżuazyjnej inteligencji liberalnej
18.01.1849-25.04.1938
publicystyka (kilka tys. art.), powieści, nowele, Historia chłopów polskich
redaktor i wydawca „Przegl. Tygodniowego”, Nowiny, Prawdy
obserwator upadku kapitalizmu na rzecz imperializmu i rewolucji proletariatu
nienawiść do socjalizmu, Ros.
po IWŚ program ND, nacjonalizm
epoka: klęska powst, styczn. (=klęska rewolucji burżuazyjno-demokrat.), reforma uwłaszczeniowa, kapitalizm (burżuazji antyrewolucyjnej, sprzymierzonej z obszarnikami, antagonistów chłopów), wstecznictwo (polit., społ., przeciw ruchowi wyzwolenia narod. i robotn. ruchowi rewoluc.), umacnianie własnego stanowiska
II. Działalność publicystyczna
studia: Wawa, Szkoła Główna; program pozytywny: entuzjazm dla postępu cywiliz., dla nauki (gł. nauk ścisłych), dla przeobrażeń burżuazyjnych, tendencje antydogmatyczne, krytycyzm wobec szlachetczyzny, obskurantyzmu, przesądów, feudalizmu; niechęć do idei zbrojnej walki narodowowyzwoleńczej
pierwszy art.: krytyka marazmu umysł., braku oświaty, kultury, tradycjonalizmu, konserwatyzmu, wstecznictwa
postęp ekonomiczny, wiara w burżuazję, zdobycze techniki i nauki
przeciw szlachcie, epigonom romant., konserwatystom, zacofaniu
równouprawnienie Żydów, antyklerykalizm, antyreligianctwo w nauce, antyfeudalizm, próżniactwo szlachty, emancypacja kobiet - radykalizm
mieszczańskość: pracowitość, skrzętność, uprzemysłowienie kraju, rozwój nauki
arystokraci - nieroby
program pracy u podstaw w art-ach napis. z Mikulskim (Praca u podst.): spróchniałe przesądy -, zacofanie kleru -; kapitalizm (szkółki, kasy pożyczkowe, samorządy gminne, awans dworu i plebanii z misją oświatową) +
w poł. lat 70. wali się jego idealizujący mieszczaństwo pozytywny program; rozczarowanie do burżuazji (bunt w obrębie swojej klasy); pesymizm (dostrzegał antagonizmy klasowe, coraz głębsze różnice ekonomiczne)
1880 „Prawda” liberal.-burż., broni karłowaciejącej burż., zwolennik sojuszu burż. z Rosją, walka z klerykalizmem i szlachtą; obrona programu pozytywnego przed jego klasową historyczną realizacją (niby nie po myśli)
przeciw burż.: kołtuństwo, sobkostwo, dorobkiewiczostwo, pogoń za zyskiem
III. Twórczość dramatyczna
najważniejszy dramaturg 2. poł. XIX w.
wybitne nowele, późno docenione; demaskatorstwo moralne, szyderstwo, obnażenie zakłamania, obłudy, konwenansów mieszczań. moralności i obyczaju, rozkładu etycznego, cynizmu, immoralizmu; upadek Polaków, służalczość
Ojciec Makary - jeden z pierwszych dramatów; pod pseud. Wł. Okoński
mieszczański teatr obyczajowy (wzór fr.; Niewinni, Piękna - tendencyjność, treść filozof.-etyczna, polemiczno-dyskusyjne; konflikty mieszczańskie, salonowe, alkowiane; determinizm woli, rola i granice instynktu; fatalizm, materializm, laicyzacja; Piękna polemizuje z biologizmem, naturalizmem, które są uwarunkowane społecznie i obyczajowo, rewizja fatalizmu)
Poddanka - obrazek dram. o dziewczynie, chłopskiej sierocie wychowanej we dworze dla rozrywki bogaczy, w ostatniej chwili uratowanej dekretem Napoleona znoszącym poddaństwo
1885 Aspazja - kostium antyczny, ideowość, doskonały dramat; niesceniczny, literacki; elementy prawdy hist. (akcja w Atenach czasu Peryklesa; scenki obyczajowe, polityka, społeczeństwo; dyskusja ideowa dominuje nad akcją, gł. mono- i dialogi, spory naukowe, filoz., art., Polit.; krytyka religii, ciemnoty mas; aluzje do społ. mieszczańskiego, goniących za zyskiem przemysłowców; obrona emancypacji; max demokratyzm; myśl rewolucyjna u ludu; zwolennik materializmu, ateizmu, ewolucjonizmu, doświadczenia)
poemat dramatyczny prozą Duchy (historiozofia: ewolucjonistyczna teoria rozwoju, odwieczna walka szlachetnej jednostki przeciw krępującym normom, konflikt ideowy i moralny wobec ciemnego tłumu, męczennicy altruizmu)
IV. Nieśmiertelne dusze
1. Ojciec Makary - 1875, potępiony za moralną i estetyczną ohydę; atak na sferę tabu: funkcjonowanie doktryn kościelnych, dogmatów, norm moralnych, skostniałych zasad (wobec św. autorytetu katolicyzmu: ostoi polskości, narodowości);
dramat silnie antyklerykalny, antyreligijny; atak na etykę KK i księży! (motyw złamania celibatu przez zakonnika i posiadania 2 dzieci); duża odwaga, nowatorstwo; prekursor: laicyzacja życia i myśli (później w Pl.)
sentymentalizm, obrona prawa do miłości erotycznej, uczuć rodzicielskich itp.; wzniosły bunt Makarego; koloryt nieco spłowiały (przesada, np. scena z Reginą klęczącą i uznającą Makarego za szlachetnego - zakłamany patos, bo Makary wiódł podwójne życie przez ponad 20 lat: bicz boży dla upadłych kobiet, fanatyk, stróż moralności, ale sam się nie ustrzegł)
wysoka godność kościelna u bernardynów, fanatyczny mnich; syn Aureli i córka Cecylia; podwójne życie nie predestynuje do tragizmu postaci (fałszywość ideologiczna, moralna); nie ma motywów wyjaśniających możliwość pogodzenia szlachetnej miłości rodzinnej z obłudą podwójnego życia
przeciwstawienie norm etyki laickiej - normom czerpanym z religii (wola Boga, umartwienie ciała, cierpienie doskonalące duszę), skostniałym dogmatom
Regina - „trybunał świeckiej moralności”, projekcja ideowa, wzór człowieka wyzwolonego (obowiązki, ciężar świadomości); wcielenie idei, kreacja nierealna; samodzielna, wyzwolona, obca (jak nietutejsza, nie jak typowa Polka); ukochana Aurelego; zbuntowana przeciw normom życia społ.; indywidualistka z nakazu zmarłego ojca, nienawidzona przez ogół jako wolna kobieta, zniesławiana, rzucają jej kłody pod nogi; pogardza mężczyznami „z panów”; działalność filantropijna (pomaga ubogim); opiekuje się Cecylią (gdy dziewczyna może paść ofiarą gry miłosnej hr. Jastrzębca, Regina rewiduje poglądy i idzie się wyspowiadać); postrzegana jako rozwiązła i upadła; spowiedź (hipokryzja Makarego, dwulicowość, złamanie tajemnicy: zakochanemu Aurelemu każe podsłuchać, ale zamiast założonej kompromitacji jest rehabilitacja dziewczyny; Makary musi przyznać, że niesłusznie wierzył w oszczerstwa); broni praw, godności i wolności jednostki, szlachetne zasady; konieczność umysłowej i moralnej dojrzałości; solidarność z nędzarzami, humanitaryzm laicki; staje się spowiednikiem i sędzia Makarego
Jastrzębiec - nihilista, cynik, wolność ograniczona egoizmem (tylko własna)
bunt Makarego przeciw więzom duchowym i cielesnym (zakazy KK); wyzdrowienie Cecylii i poznanie szlachetnej prawdy o Cecylii pomaga mu wyznać, że ma dzieci; Bóg mu wybaczy, a Regina go rozgrzeszy; w rozmowie z mnichem Jacentym mówi, że religia nie powinna nakazywać umartwiania (to bezmyślne religianctwo)
krytyka moralności i wart. duchowej KK dla wybrańców, wyższych klasowo (Makary ma szukać rozgrzeszenia u ateistki Reginy); dla prostych chłopów stanowi ona wartość (Jacenty jako ofiara religijnych rodziców-plebejuszy)
optymizm: świadomość, że idee pozytyw. trudno wcielić; rozpacz Makarego, który musi odejść po wyznaniu, że ma dzieci - ale nie tragizm; triumf idei postępowych, szczęście ludzi wg zasad moralności świeckiej; zamiast Aurelego Makary pojedzie do Afryki, Aureli dowiaduje się, że Regina nie jest zepsuta moralnie i upadła (przy spowiedzi); wyznanie ojcostwa - prawo do miłości, smutek rozstania jest osłabiony; wyjazd do Afryki użyteczny cywilizacyjnie - misja; związek Reginy i Aurelego, praca u podstaw
3 części ND - wspólne postaci, ale brak wspólnej idei (emancypacja, ateizm, celibat, wolność indywidualna w OM, optymizm życia, wzór tendenc.); dokończenie po 12 latach i rewizja poglądów z Makarego; ważna rola Reginy
Aureli Wiszar i Regina - odmienność ideowa: tragizm, pesymizm (społ. burżuazyjne, konflikty); tu gł. losy Reginy (AW - rozterki, zwątpienie, widzi sprzeczności społ. burż.); rozterki, wewn. poszukiwania, utopia
2. w Aurelim - Objaśnienie: kwestia robotników, ale nie socjalizm rewoluc. i państwowy; waga humanizmu (trochę idealizm, poprawa losu robotn., brak pokrycia w realiach, potęp. cierpienia i przemocy), pesymizm (niezadowol. z rzeczywistości), optymizm (dokonać zmian!); obraz niepowodzeń indywidualistycznego reformatorstwa (same idee są OK); w społeczeństwie rządzi przemoc i burżuazja
marzycielstwo utopii społ. - przeciwst: obiektywne prawa systemu kapitalist., interes klasy rządz.; walka klas, poszukiw. rozwiązań, rozczarowanie (Regina: świat zwyrodniały, rozkład, nie ma ucieczki); kapitał, monopol i przemysł, nie idzie zatrzymać maszyny; beznadzieja, kapitulacja
Aureli Wiszar = właściciel fabryki eksperymentalnej papieru (zorganiz. przez Reginę), robotnicy mają uczestniczyć w zyskach (oprócz pensji); walka z kapitalizmem; utopia sprawiedliwości w stos. w pracy; dyrektor fabryki = Morski, przyjaciel
wielka idea: prawie cały dochód mają sobie rozdzielić pracownicy; sama idea nie jest rewolucyjna, ale jej konsekwencje mogą być; Aureli jest antysocjalistyczny (a wyrasta z socjalistycznej krytyka kapitalizmu, burżuazji); Morski: traktować robotników dobrze, ale nie przedobrzyć (zyski dla nich = niebezp. mrzonka; widzi zagrożenie ze str. proletariatu, wyznającego socjalizm, chętnego rewolucji)
utopijne i gorszące reformy; krytyka indywid. reform.; hr. Ścibor (doświadcz. społ.-ekonom., widzi zagrożenie z powodu syt. w fabryce; zapowiada klęskę); ciemnota robotników obraca ich przeciw dobroczyńcom; wniosek: nie czynić ludziom dobrze; Regina najdłużej wierzy w słuszność działania, ale Aureli widzi, że to mrzonki (droga przez mękę); Regina ponosi klęskę ostateczną (śmierć męża, zwycięstwo robotników), choć do końca wierzy, że warto było walczyć; upadek inywidualist. utopii
realia Kongresówki; groźba walk proletariatu; akcja w Krakowie (pewna demokracja, reformy, autonomia; kapitalizm; burż. i arystokraci); kontakt ślubny (Kreislerówna z hr. Jastrzębcem, kasa + herb, zwyrodn. moralne, kapitał; sam Kreisler czyni zadość konwenansom, ale nie lubi arystokracji, drwi z niej, kapitalista do szpiku kości, postać-karykatura, cynik, fabrykant, rujnuje majątek Wiszara, nie dopuszcza do małż. syna, Justyna, z Cecylią, bo system Wiszara zagraża jego zyskom); opozycyjny do Kreislera hr. Ścibor (arystokr., kapital., przemysłowiec; godna pozycja kastowa, duma; waga doba ogółu, powaga, doświadczenie, odpowiedzialność; tradycyjny = anachroniczny; wysoka moraln.; ost. sprzymierz. z Kreislerem w trosce o „ogół”: zmniejszyć nędzę i wyzysk; fabryka Wiszara = niebezp., rewoluc.; naiwnie wierzy w oszczerstwa dziennikarza Wydmuchalskiego pod adresem Wiszara; bezpotomna śmierć); Ksawery Jastrzębiec (dziedziczy fortunę Ścibora); opozycja: Kreisler - Ścibor (niechęć, inne ideały; kupczyna - wyniosły aryst.); altruizm Ścibora (odkupuje fabrykę, gdy Wiszar ma zbankrut.; Wiszar demaskuje w tym kupiecki interes i zysk Ścibora, samolubstwo klasowe)
Regina [1889] - przedśmiertna tyrada boh.
intelektualna i art. konfront. między zrodzoną z krytyki kapital. utopią a samym syst. kapit.; doświadczenia pozbawiają złudzeń (Regina - katastr., również po wyjeździe do Afryki)
historyczny imperializm, najgorsze wcielenie kapitalizmu (zaangaż. polit. autora); odbicie historycznych podbojów kolonialnych
proroctwo zalania białego świata przez „dzikich” (zemsta za cierp., rozjuszenie, częste bunty wobec kolonizatorów)
zburzenie mitu kolonial. pochodu cywilizacyjnego, demask. pozorów (kultura, nauka => gwałt, grabież, wyzysk, zabory, spółki, kolonie); w R są oddane realia (z art. nauk., polit.)
Makary tu jako misjonarz - w piekle imperializmu; traci złudzenia ideowe, zero ziszczonych marzeń; apostolska misja = złuda; działalność misjon. = otwarcie drzwi dla podboju, panowania Eur., bezkrwawa walka; pojmuje swoją rolę wykorzystywanego przez mechanizm polityczny Francuzów, własną głupotę, ślepotę; Anglicy proponują mu kontynuowanie nauki religijnej za otwarcie drogi handlowej; nie można przestać grać, jak nie Ang. i Fr., to Kościół („misja”, podbój Afryki; jezuita Feliks od papieża wysyła go do Niemców w Witu; później z osady „Regina” tubylcy mają jechać do Rzymu z darami i pieniędzmi = obłuda KK i Pap., Regina odmawia)
Regina wyjeżdża bez nadziei; zaszczuta, nie szuka ziszczenia marzeń; wcześniej sama karciła męża za zaniechęc. i chęć ucieczki do Afr. (sama ucieka po przegranej); załamana (śmierć Aurelego i Cecylii); ogólne spaczone prawa świata, nie ma ucieczki przed złem
zerwanie Wiszarów z kościołem; bunt Murzynów wobec zwierzch. Niem.; Feliks ucieka, mija się z konsulem Ang. Mortonem (ofiaruje tubylcom okręt do ucieczki)
apostolstwo Makarego - beztroskie, „niedoskonałe” w najwyższej mierze; sceptycyzm i żarliwość na przemian, wewn. skłócenie, niedomówienia (prywatne problemy; idea wszechkapłaństwa: każdy ma głosić prawdę i moralność, żeby życie było dobre; równość ludzi, boski pierw. w ludziach)
ateistka Regina - apostolstwo cywilizacji, nie nawraca, tylko kształci; marzycielski humanizm; zaufanie Murzynów, bo 2 biali ich bronią, a nie indoktrynują; oświata, opieka, zarobek; walka z handlem niewolnikami i zatrudni. ich na plantach. kawy; oaza wolności, ale Regina nie widzi jej przyszłości; R ma wielki plan: zorganiz. oddziałów do walki z hand. niewol., sojusz z Arabami, zdominowanie królów Murzyń.; utopia dobrobytu i wolności (klęska, bo kolonizat., handlarze i zbuntow. Murzyni) powst. na gruncie rezygnacji (nie jako walka), niby na peryferiach świata (nie w centrum); idylla, robinsonada, a nie wyzwanie rzucone światu; akt kapitulacji, nie walki; handlarz niewol. Tipu-Tap (podburza Murz.) i niemiecki kolonizator Achtman; Wiszarowi giną
Morton - przybywa, by ocalić Wiszarów (beznadziejnie samotni), choć Makary nie chciał jego protekcji (*handel, pomoc); widzi trzeźwo, że gonią za złudą, utopią, że odcięcie się od Eur. Protektora = zguba; szacunek i sympatia; ostrzega przed Tipu-Tipem, a gdy Wisz. nie uciekają, chce ich ratować (ang. gentlem.); ale służy imperialistycznemu państwu = pionek (lojalny konsul handl., sceptyk, bez altruizmu, nie ma złudzeń)
Niemcy - Feliks od pap. każe Makaremu oddać się pod ich opiekę (antagon. Pl. - Niem., zabór Pruski, germaniz., prześladow.); kontrast: utopiści - kapitaliści i realia; demaskacja brutalnego kolonializmu
2 rozmowy Reginy i Makarego o nieśmiertelności dusz jako źródle wiary w sens ludzkiego życia i działania; oboje inaczej rozumieją, miarodajny jest sens wg Reginy (dusza utrwala, warunkuje pamięć potomnych, trwałość myśli i czynów po śmierci)
paralelne finały AW i R: krótka scena, lapidarne przedst. triumfu wroga; AW: pogorzelisko fabryki, Kreisler, jego syn, inni zwycięzcy, rozmowa: nie ma co ratować, ale trzeba ratować dla przyzwoitości, wygrywa cyniczna przemoc; R: chichot Tipu-Tipa (jedyny raz się pojawia, milczy); klęski poprzedz. słowami nadziei i wiary (nieśmier. dusz); indywidualist. ideał działania utopijnego i jego klęska, beznadzieja; szlachetna jednostka i rzesza wrogów; rozpaczliwa próba ratowania dekadenckiego świata
3 dzieła - gat. dramatyczny; krytyka teatru mieszczańskiego (rozbicie jego ram); krytyk. niedowład dramatów; dzieła podporządkowane rozumowi (bez żywiołu); tematyka polityczna, konflikty ideowe
ładunek filozoficzny; lit. realistyczna (prawda życia; dedukcja: idea podzielona między bohaterów); tendencja ku niesceniczności; napięcie dram.: spięcia, chwyty melodram. (kolizje międzyludzkie, gł. w Makarym, najbliżej teatru mieszcz.); problemy z budową akcji dramat., napięciem, ruchem; waga idei, zasad; motywy mieszcz. (nieprawe dzieci, samobij., uwiedzenie)
postaci-„typy” - wcielają tendencje; postawy i przekonania (jak w dialogach); bez indywidualizacji; ładunek intelektualny (percepcja dzieła - czytanie), akcja zbyt słaba, by go nieść; najwięcej motywacji ideowej w akcji - w Reginie (konflikty ideowe, realne motywacje, większy patos i tragizm); Makary nie jest przekonujący w 1, melodram.; melodram. i ckliwość - Aureli; „teatr idei”, abstrakcyjny człowiek (idea, melodr., retoryka > działanie, typy ludzkie nie warunkują tu sytuacji, konfliktów, tylko wygłaszają kwestie, przeintelektualizowane mowy); doskonały, patetyczny język, retoryka (zero potoczności); dramat do czytania, niesceniczny (bo nudzi, bez akcji; klęska, bo nie przezwyciężył tej formy)
Bolesław Prus, Lalka (BN) oprac. Józef Bachórz
O AUTORZE
Lalka wychodziła w odcinkach w „Kurierze Codziennym” od 29 IX 1887 r. do 24 V 1889. Wydanie książkowe wyszło dopiero w styczniu 1890.
w tym czasie „Tygodnik Ilustrowany” drukował Nad Niemnem, a „Słowo”, „Czas” i
„Tygodnik Poznański” - Pana Wołodyjowskiego.
Prus miał w dorobku tylko nowele, opowiadania i jedną powieść - Placówkę (1886). Mało jak na 40-latka. Od 20 lat pisał felietony, uważano go za dziennikarza, a nie powieściopisarza.
felietonista mógł zyskać sławę, ale przy jednoczesnym spospolitowaniu, był rzemieślnikiem
niektóre motywy felietonów Prus zawarł w Lalce, pisywał też o bardzo drobnych sprawach; po wydaniu powieści nie skończył z publicystyką (w przeciwieństwie do Sienkiewicza)
Prus drwił z konkursu „Kuriera Warszawskiego” z 1888 r. na cotygodniowy felieton, uważał, że to lekceważenie dziennikarzy
Prus był przeciwny postawie wieszczej. Pisarstwo to wg niego praca użyteczna - musi być rzetelne poznawczo, profesjonalne i oparte na porządnym warsztacie.
Felietonista musi być zaczepny. Prus budził swym pisarstwem kontrowersje. Ale nigdy życiem prywatnym - nie szukał sławy i towarzystwa sław, pierwsza dalszą podróż odbył w 1895 r., nie miał romansów (związek z Aliną Sacewiczową wyszedł na jaw po jego śmierci). Nie promował książki skandalami. W 1887 r. zmienił tylko pracę - z „Kuriera Warszawskiego” przeszedł do „... Codziennego”.
Zarzucano mu brak powołania i pisanie dla zarobku. Tym bardziej, że podkreślał, że długość Lalki zamówił sobie u niego wydawca, on sam mógłby ją skrócić do jednego tomu (!!!).
Od II tomu Lalka drukowana była na drugiej stronie. Na pierwszą weszła Ta trzecia Sienkiewicza.
TYTUŁ
W 1897 r. Prus uznał, że lepszy tytuł to Trzy pokolenia: 1) Rzecki - dawni idealiści
2) Wokulski - faza przejściowa
Istnieją dwie interpretacje tytułu: 3) Ochocki - nowi idealiści
tradycja tytułów dydaktyczno-satyrycznych
inne: Lalki Kraszewskiego (1873) - krytyka wyższego towarzystwa i salonów
Świętochowski kojarzył tytuł z Izą; podobnie Henryk Życzyński, który w 1934 r. odniósł go do Ibsenowskiego dramatu Nora. Dom lalek
świat - teatr marionetek
zaduma Rzeckiego nad zabawkami
w 1890 r. Kazimierz Ehrenberg podał interpretację Lalki - najwięksi, najlepsi, geniusze to tylko lalki ponakręcane dla żartu
Prus utrzymywał, że tytuł jest przypadkowy, a jedyna lalka w powieści to zabawka Heluni. Znaleziony w gazecie proces o lalkę pozwolił mu zespolić fabułę, więc z wdzięczności taki tytuł.
Chciał udowodnić tymi zaprzeczeniami, że kombinacje krytyków to wymysły, z którymi nie trzeba się liczyć.
PIERWSI RECENZENCI I SPRAWA KOMPOZYCJI
Lalkę chwalił Zygmunt Miłkowski (66-letni T.T. Jeż), ale już go nie słuchano.
Rówieśnicy Prusa (Świętochowski, Wł. Bogusławski) pisali, że jest za długa, piękna, ale tylko jak na dziennikarza. Najsłabszy punkt to kompozycja (nawet wg przyjaznego Józefa Kotarbińskiego).
Piotr Chmielowski o kompozycji: akcja przerywana jest pamiętnikiem, napisanym złym stylem (eks-wojak i subiekt nie mógł tak pisać), początkowe losy Wokulskiego poznajemy dopiero w II tomie
Antoni Lange doceniał brak tendencyjności, każdy fragment uważał za genialny, ale z osobna; całość można czytać w dowolnej kolejności
Akurat kompozycję Prus przemyślał. Od 1886 r. robił Notatki o kompozycji. Kompozycja to dobór, układ i powiązanie w całość składników świata przedstawionego.
Krytycy, za Hipolitem Tainem, po 1880 r. postulowali okiełznanie tendencyjności, żądali obiektywizmu (przedmiotowości) i śmiałej prawdy życia. A gdy Prus to uczynił - zaprotestowali.
Prus chciał napisać powieść „z wielkich pytań epoki”, robiąc przegląd rzeczywistości i problemów. Miała to być kompozycja panoramiczna.
próbowano tak pisać między powstaniami, nawiązując do XVIII-wiecznych powieści „wielkich dróg”; typy ludzkie, środowiska społeczne i miejsca ukazywano w fabule podróży
np. Kraszewski Latarnia czarnoksięska (1843-44), Józef Korzeniowski Wyprawa po żonę (1858), Julian Wieniawski (Jordan) Wędrówki delegata (1874)
powieść składała się z obrazków: wyrazista sytuacja, postacie z życia, dokumentarny zapis zjawiska obyczajowego, charakterystyczny dialog (w Lalce np. początkowa scenka w jadłodajni Krakowskiego Przedmieścia, opis jednego dnia w sklepie - r.2/I, nędza i ohyda Powiśla - r.8/I, kwesta wielkosobotnia i przyjęcie wielkanocne u hr. Karolowej - r.9/I)
składała się też ze szkiców fizjologicznych: monografia typów społecznych, zawodowych, regionalnych, małe studia miast, dzielnic, obiektów itp. (w Lalce np. wizerunek Łęckiego i Izabeli - r.5/I oraz księcia - r.11/I)
Prus rzadko odwołuje się do efektów malarskich, częściej do słuchowych, wrażenia chodu i gorąca, bodźców zapachowych
Prus chciał połączyć te obrazki, ukazać związki między zjawiskami i dynamikę rozwoju świata.
w 1. poł. XIX wieku powstawały powieści, gdzie opis był podporządkowany akcji, np. Pan Tadeusz, Kraszewski Dwa światy (1855), Korzeniowski Krewni (1856), Nad Niemnem
akcja toczyła się wokół kilku postaci powiązanych pokrewieństwem lub znajomością, a przynależących do różnych ser, różnych generacji; dodawano wydarzenia z przedakcji
Lalkę poprzedzały romanse epok i pokoleń, np. Friedricha Spielhagena (Niemcy), Jókaja Móra (Węgry), Iwana Turgieniewa Ojcowie i dzieci (1862), Zygmunta Kaczkowskiego Wnuczęta (1855), Kraszewskiego Kamienica w Długim Rynku (1868)
Pamiętnik Rzeckiego (jak romantyczna gawęda - urokliwa, amorficzna).
rozciąga czas wstecz, zakorzenia teraźniejszość (III 1878 - X 1879) w historii - teraźniejszość zyskuje nowe znaczenia, znaczenie przeszłości można poznać po owocach
komplikuje tematykę, wprowadza wiele postaci, bez chronologii - to skomplikowanie jest symbolem dramatycznej złożoności życia, naddanie ludzi i wypadków to wymów realizmu
Prus nie rezygnuje ze zbiegów okoliczności rodem z romansu dydaktycznego i powieści tendencyjnej (spotkanie z Geistem, by czytelnik poznał szansę zbawienia świata; Wysocki w Skierniewicach, by pokazać moralną wartość ludu; Starski deprawujący „Magdalenkę”). Wiele tu też symboli, których krytycy nie mogli często odczytać.
NARRATOR A FABUŁA
Świętochowski wytykał niekonsekwencję - raz mówi się, że Minclowa zmarła z przejedzenia, innym razem, że od wysmarowania się odmładzającym likworem.
Prus replikuje: o przejedzeniu plotkował Węgrowicz, faktyczną przyczynę podał Rzecki !
(inne informacje Węgrowicza - biografia Stasia i wiadomość o sprzedaniu sklepu - potwierdzą się)
Zanim pojawia się Wokulski (r.4), czytamy kilka wersji wiadomości o nim. Potwierdzą się one dopiero w narracji 3-osobowej, w wypowiedzi samego bohatera i w jego myślach i snach. Wciąż jednak będą o nim mówić Rzecki, Łęcka, Szuman, nie jest to więc tylko metoda polegająca na zaciekawieniu czytelnika.
Podobnie (z wypowiedzi innych i z relacji prawdziwej) poznajemy Rzeckiego, Łęckiego, Izabelę, Krzeszowskich, Ochockiego.
Warianty i wersje wydarzeń mają jedną właściwość wspólną - są schematyczne, stereotypiczne zgodnie z przynależnością środowiskową postaci, która się wypowiada.
Ciekawa jest rola plotki - nie tylko jako elementu humorystyczno-satyrycznego.
plotkarze: Węgrowicz i Szprot, Krzeszowska, Misiewiczowa, Wirski, Rzecki (politycznie)
dzieje Wokulskiego wg Węgrowicza są jak fabuła awanturnicza, wg Rzeckiego - jak z rom. powieści poetyckiej z morałem patriotycznym (heroizm, konspiracja, wallenrodyzm, walka z płaskim światem, symboliczne momenty biografii - piwnica Hopfera), wg Izabeli jest on negatywnym bohaterem romansu frenetycznego lub powieści tajemnic, potem - kandydatem na pantoflarza, wg Szumana - jest jak z dramatu o chorobie psychicznej, spowodowanej patologicznym otoczeniem i wadliwym wychowaniem
nie ma jasnej historii Stasia, którą można by podłożyć pod matrycę
Narrator w Lalce nie jest wszechwładcą panującym nad bohaterami (utożsamiany z autorem).
mało narracji, więcej wypowiedzi postaci (dialogi, monologi, rozmyślania, listy, pamiętnik)
nie ma nadludzkiej kompetencji sądzenia, nie jest nieomylny, choć widzi i słyszy wszystko, nawet myśli bohaterów
najczęściej przyjmuje postawę obserwacyjną
czasem narracja jest w mowie pozornie zależnej - gdy narrator utożsamia się z bohaterem (spacer po Powiślu, przeżywanie dramatu skierniewickiego)
czasem denerwuje się na bohatera, szydzi, czasem się wzrusza narracja uczuciowa
narrator to obserwator, czujny i uważny, ale czujący, myślący i otwarty
cecha narratora to humor (nie dowcip, gra słów) - oglądanie rzeczy z co najmniej 2 stron, z pobłażliwym spokojem, nie uznaje dogmatów, jest na granicy faktów i mistyki
pozwala to wszystko kreować postaci i sytuacje niezależne od woli narratora autorskiego - rzeczywistość przedstawiona zyskuje autonomię, a postaci zyskują część przywilejów narratora (komentarz, opinia, kreacja faktów fabuły)
władza narratora zmniejsza się przy końcu, postaci się komplikują (pamiętnik Rzeckiego początkowo charakteryzuje postaci, mówi o przedakcji; w tomie II mówi o teraźniejszości - opisuje 7 miesięcy z 12 ostatnich; mamy 4 wersje dalszych losów Stasia - Szumana, Ochockiego, Rzeckiego i Węgiełka, a każda mówi więcej i jej autorze niż o Wokulskim !!!)
Koneksje pisarstwa Prusa: stereoskopia (jak Conrada), przedmiotowość (Flaubert), fotograficzność (Zola). Naturalistyczne dążenie do rzetelności informacyjnej i bezpruderyjność pomogły oddalić się od złudzeń utylitarnych i prymitywnych schematów. Lalka jest zapowiedzią modernistycznej „destrukcji” kompozycji.
CHARAKTERYZOWANIE POSTACI: DIALOG
Bezpośrednia charakterystyka postaci jest okrojona, ale są one za to bardziej żywe.
Postaci 1-planowe mają nazwiska neutralne. Nawet te z nazwiskami znaczącymi (Szprot, Kiełbik, Szastalski, Pieczarkowski, Upadalska...) nie są sztuczne, bo to ich własne słowa je określają.
Dialogi nie są nad miarę długie, są realistyczne (Fitulski mówi tylko tyle, ile trwa strzyżenie). W spięciach (Staś vs. Wąsowska, lub vs. Szuman; rzecki vs. studenci) racje stron są równorzędne. Nie ma tu retoryki i przemów - są wykorzystane jedynie satyrycznie (książę, adwokat, Rzecki próbuje na procesie, ale na co dzień mówi normalnie). Salonowe konwersacje są skrytykowane, gdy Ochocki mówi Stasiowi, że riposty Izabeli o arystokracji i Paryżu są wyuczone.
Mowa postaci jest stylizowana: żydowska (Szlangbaum), niemiecka (Mincel), angielska (Liciński), francuska (Iza), gwarowa (Węgiełek), warszawskie szadzenie (lokaj Wokulskiego). Suzin mówi podobnie do Rykowa z PT. Język studentów jest dowcipny i zawadiacki, prezesowej - archaizowany i prowincjonalny, adwokatów - urzędniczo-prawniczy.
Składnia naśladuje język mówiony (elipsy, pytania, wykrzyknienia, równoważniki). Wiele w niej zdziwień, wesołości, zakłopotań, szyderstwa, ironii; pomruków, zająknięć (wielokropki, nawiasy, myślniki, cudzysłowy, pytajniki i ich kombinacje).
Prus ceni ciętą replikę i nazywanie rzeczy po imieniu. Postulował styl konkretny - gdzie dużo jest rzeczowników (o treści zmysłowej, a nie abstrakcyjnej) i czasowników.
CHARAKTERYZOWANIE POSTACI: FIZJOLOGIA
Prus uniknął popularnego wówczas wnioskowania o charakterze z fizjonomii. Interesował się nią, ale jej nie ufał. Stąd piękno Mraczewskiego, Izy i Starskiego, taki opis Łęckiego: Miał siwe, rozumne oczy, postawę wyprostowaną, chodził ostro; Fizjognomia jego była zawsze tak spokojna, a postawa tak dumna, że... Stawska jest piękna i dobra, Wąsowska ma wyjątkową urodę i charakter. Nie ma więc reguły.
Czerpał za to z nauki (Wykaz uczuć u człowieka i zwierząt Darwina - bezwiedne reakcje na bodźce zewn. i zmiany organiczne towarzyszące stanom wewn.), stąd mnóstwo gestów, grymasów, drżeń, uśmiechów, bladości, rumieńców. Nie narzucają się one jak w romansach, są dyskretne i dobrze umotywowane.
O teorii ewolucji mówią Wokulski, Szuman i Ochocki; Darwina czyta prezesowa (nie akceptuje „transormizmu”, co jest wyrazem nie bezkrytycznego podejścia Prusa do sprawy). Bohaterowie mają ciało i zmysły.
Geist referuje Stasiowi animalistyczną typologię świata ludzkiego (~ Balzac), Szuman mówi o zwierzęcej naturze człowieka. Metaforyka zwierzęca, zwątpienie w człowieka pojawia się tylko w wypowiedziach postaci i to tylko czasem, ale za to są to postaci, którym czytelnik ufa.
PSYCHOLOGIA
Prus szanował fakty i czytał wiele książek psychologicznych (scjentyzm), np. Fantazyjne objawy zmysłowe Feliksa Szokalskiego (o przywidzeniach, snach), O inteligencji Taine'a (jw.), dzieła Juliana Ochorowicza o psychologii, psychopatologii, magnetyzmie i hipnozie.
Wszyscy oni (za Augustem Comtem) uznawali, że wiedza o człowieka jest na początku, wiec dużą wagę ma obserwacja faktów, również majaczeń, irracjonalnych fobii. Prus miał obłąkanego (po 1863 r.) brata Leona, sam przerwał studia w Szkole Głównej przez depresję, miał agorafobię.
W Lalce dziwnych stanów nie doświadczają tylko postaci z dalszego planu - każdy człowiek, któremu się przyjrzymy z bliska na pewno ich doznaje. Wszystkie majaczenia i sny mają podstawę realistyczną (sen o Wokulskim wraca do Izy, gdy znów zaczyna on ją osaczać - r.6/I), a opisane są w stylistyce obrazu symbolicznego. Sny nie objaśniają jednoznacznie przyszłości, są niezbadane.
Żadna z postaci nie jest do końca zdrowa, bo granica między chorobą psychiczną jest płynna. Prus nawet wyróżniał obłędem i nerwicami ludzi najwrażliwszych i najbogatszych duchowo (~ rom.).
Postaci przynależą do typów psychicznych o złożonej (nawet sprzecznej!) strukturze:
Iza: kobiety uczuciowo chłodne i skłonne do rozwiązłości zmysłowej
Wokulski: nerwowiec o niepospolitych zdolnościach umysłowych i głębokim, aczkolwiek przytłumionym życiu uczuciowym
Rzecki: sentymentalny melancholik, altruista i marzyciel, sumienny i skrupulatny
Dwoistość nie jest ukazana przez przemianę, jest równoczesna.
Nerwy nie wynikają z typu psychicznego ani z dziedziczności czy przyczyn organicznych - wynikają z czasu historycznego, kraju, kultury, społeczeństwa (wiek jest nerwowy).
destabilizacja dawnych hierarchii, obietnice szczęścia powszechnego, które nie nadchodzi, liberalizm, konkurencja, powierzchowność treści i recepcji kultury masowej, szybki tryb życia (wszystko to, to cena postępu)
szczególna patologia cechuje arystokrację
ucieczka Rzeckiego w świat złudzeń to historia nabrzmiewania depresji i nadciągania katastrofy
kompleksy i nieustanne porównywanie się z innymi Stasia to analiza indywidualizmu
Stosunek Prusa do romantyzmu:
Iza czyta Krasińskiego, by utwierdzić się w swych górnolotnych fałszach
wysoko oceniany jest idealizm Rzeckiego - wiara w ideały moralne, zdolność do poświęceń w imię przyjaźni, kult wartości niematerialnych, tęsknota do sprawiedliwości, wiara w niepodległość; zakwestionowany jest mit Napoleoński
Wokulski idealizuje kobietę (przez to odtrąca Mickiewicza), ale też nauczył się od wieszcza poczucia godności ludzkiej i dumy, niezgody na kłamstwa i walki o wielkie cele
bez romantyzmu Rzecki wegetowałby, a Staś byłby prostym groszorobem
romantyzm nauczył odwagi głoszenia prawdy i niezgody na krzywdę
MIŁOŚĆ
Romanse XIX-wieczne miały ilustrować jakąś tezę moralną lub społeczną (Ulana, Nad Niemnem). Miłość jest jedyną prawdziwą przyczyną nieszczęść Wokulskiego.
Rozumowo mógłby się od tej miłości uwolnić. Ale miłość jest dlatego zagadkowa, że on - wiedząc wszystko - nie przestaje kochać. To tajemnica człowieczeństwa, egzystencjalna. Nie ma ratunku w Bogu, bo nie wie, czy On jest, jest to tylko prawdopodobne. Wokulski jest sceptyczny. On i Rzecki nie są ani ateistami, ale ludźmi religijnymi. Lubią patrzeć w niebo, zdumiewać się kosmosem.
Końcówka sceptyczna i niepewna jest zgodna z egzystencjalną treścią utworu - nie ma pokrzepienia, jest tylko nieprzenikniona tajemnica i tragizm istnienia. Prus upomina się jednak o życie godne - niech będzie takie, skoro już jest krótkie.
„NON OMNIS MORIAR”
Wokulski jest intelektualistą, maksymalistą, zmaga się ze światem na zasadzie albo-albo.
Rzecki zna się na ludziach i życiu, ale nie jest to wiedza myśliciela. Zdaje sobie sprawę nawet z własnych dziwactw i naiwności. Naiwność nie wynika z braku doświadczenia, ale z faktu, iż trwa w nim wciąż dzieciństwo...
Prus wyróżniał dzieciństwo jako stan o szczególnych wartościach humanistycznych (Antek, Anielka, Sieroca dola, Grzechy dzieciństwa)
potrafi on narzucać rzeczywistości znaczenia, których sam pragnie, przetwarzać przykrości
wprowadza do powieści najwięcej wesołości
... jest też bardzo ludowy (~ Schillerowski „człowiek natury”):
jest przywiązany do ojczyzny i miejsca urodzenia
ma właściwy stosunek do elementarnych ludzkich obowiązków, nie jest obojętny na biedę
Rzecki jest arką przymierza między dawnymi a młodszymi laty, pamięta o przeszłości.
Kona w samotności. Non omnis moriar odnosi się nie tylko do Wokulskiego i jego zasług, które są podwaliną dla przyszłych pokoleń, ale też do Rzeckiego - Prus chce, by przetrwał heroizm etyczny.
WARSZAWA
Zachwycano się realizmem opisu Warszawy w Lalce.
W innych powieściach ukazywano miasto jako dżunglę pełną pułapek, gdzie czyha na człowieka niebezpieczeństwo i trwa walka dobra ze złem. W przeciwieństwie do wsi, było to siedlisko zepsucia moralnego, przestrzeń obca dziedzictwu duchowemu Polaków.
Prus poszedł w innym kierunku - ukazał Warszawę jako miasto szans. Wieś jest miejscem spokoju, ale to miasto jest centrum polskich problemów, tu zapadają rozstrzygnięcia dziejowe.
Prus zawsze wszystkie miejsca konkretnie lokalizuje.
na pierwszym planie jest mieszczańska Warszawa: sklepy, magazyny, jadłodajnie, kawiarnie, winiarnie, kwiaciarnie itp.
Warszawa arystokracji: pałace, powozy, złoto, blichtr
Warszawa żydowska: przenosi się ku Krakowskiemu Przedmieściu z getta koło Elektoralnej i Nalewek
Warszawa inteligencji: miasto niewdzięcznej pracy umysłowej (Ochocki, Szuman)
Warszawa gazeciarzy: Szymanowski, Kenig, Sulicki
Warszawa studentów: z młodości Wokulskiego i obecnych konspirujących socjalistycznie
Powiśle: Wysocki, występki i nędza
Brak artystów (choć Szuman mógłby być równie dobrze muzykiem), przemysłu (na Pradze i w Łodzi były wtedy fabryki) - ale Izabeli przypomina się francuska fabryka na wspomnienie Wokulskiego (bo należy od do innego świata, również przemysłowców).
O POLITYCE I POLSKOŚCI
Prus odciął się od Warszawy z Kordiana, Reduty Ordona, Dziecięcia Starego Miasta, Fortepianu Chopina, od sanktuarium bohaterstwa, męczeńskiego oporu, od figury zmartwychwstania.
W Lalce nie ma Zamku (siedziba namiestnika cara), Pałacu Namiestnikowskiego. Belweder i Cytadela pojawiają się tylko dla zlokalizowania innych budynków. Nie mówi się o cerkwiach, koszarach rosyjskich, uniwersytetu rosyjskiego, rosyjskich napisów i szyldów. Śladami zaboru są tylko ruble, pudy i wiorsty i kilka drobnych wzmianek (np. jednoosobowy sąd, wspomnienie więzienia w Zamościu, Wokulski w Irkucku). Prus ignoruje rosyjski wygląd miasta.
Prus akcentuje duszność kraju: Rzecki przycisza głos mówiąc do Wokulskiego o politycznych celach jego podróży do Bułgarii (r.4/I), o aresztowaniu Klejna mówi się półsłówkami (r.17/II).
Nie ma tu wzmianek politycznych z dwóch powodów:
cenzura była bardzo zawzięta na powieść Prusa
krytyka romantycznej tradycji myślenia politycznego
- powstanie listopadowe i Wiosna Ludów są wspominane z szacunkiem, ale styczniowe już z ironią (Prus nie przyłączył się do 25 rocznicy obchodów powstania w 1888 r., choć brał w nim udział) - Wokulski porzuca powstanie, bo dostał fantastyczne marzenia zamiast programu; chęci miał jak najlepsze, ale samo przedsięwzięcie było niedojrzałe
- w pobycie na Syberii nie uwypukla się aspektu represji, męczeństwa, ale ulgę, szansę na pracę i naukę; tam byli też uczeni, którzy musieli uciekać przez powstanie, ale w kraju i tak nie zdobyliby sławy (w Warszawie nauka, a nawet żołnierstwo są niemodne)
- dzięki Syberii Wokulski polskość uzupełnił człowieczeństwem, uwolnił się od schematu
- polityka to sfera powierzchowna, najważniejsza jest praca, nauka, kultura, gospodarka (nazwisko Wysockiego, inicjator spisku podchorążych z 1830 r., dał furmanowi, o którym nikt nic nigdy nie napisał)
- Wokulski musiał wyzbyć się kompleksu polskości (współpracuje z Rosjaninem!, który nie jest już zwierzchnikiem, ale partnerem, dlatego wiele o Suzinie wycięła cenzura)
- Polacy zapatrzyli się za bardzo w niewolę i nie działają
We Francji nie ma ani jednego polskiego emigranta, jedynym śladem jest tomik Mickiewicza. Francuzi zajęci są wystawą światową, to Rzecki denerwuje się Bonapartem (jest w błędzie, myśląc, że polityków światowych interesują sprawy polskie i że od polityków zależą sprawy świata).
Podstawą ratunku dla Polaków nie jest polityka, ale postęp cywilizacyjny. Nawet Rzecki pod koniec życia z ironią mówi o swym politykowaniu, kiedy pod bokiem wyrósł mu tandeciarz - Szlangbaum, który traktuje go jak złodzieja. Ale nawet Żyd ma za sobą przeszłość powstańczą. Takie są na razie alternatywy - geszefciarstwo lub Okopy Św. Trójcy i służalstwo wobec Rosji.
RODZINA I SPOŁECZEŃSTWO
Romantycy marzyli o idealnej Polsce-rodzinie, potem ograniczono się do apoteozy domowo-rodzinnej rzeczywistości jako azylu, poprzestawaniu na małym i pielęgnowaniu cnót narodowych.
Rodzina Wokulskiego nie dała mu wykształcenia i zepchnęła go na dno. Zasławska wyrzuca sobie posłuszeństwo domowi, przez co jest nieszczęśliwa. Rodziny w Lalce są zawsze ułomne.
Nie od rodziny zależy kondycja społeczności, ale od spójności, zasobności, kultury i dynamiki społeczeństwa zależy kondycja rodzin. Wokulski i Rzecki nie są krewnymi, a łączy ich coś więcej niż krewnych; podobnie Szuman i Wokulski, Ochocki i Wokulski, Klejn i studenci. To tylko pojedyncze związki, całe społeczeństwo jest w rozsypce, jest kastowe - wzrasta np. antysemityzm.
Minęła era szlachecko-ziemiańskiej samowystarczalności, przyszły czasy specjalizowania się ludzi i narodów w usługach wzajemnie użytecznych.
Wzorem jest Zasławek i Paryż.
Zasławska jest jakby dyrektorką przedsiębiorstwa, wie, że wydajność ludzi zależy od tego, ile zarabiają, jak żyją i co umieją, wiec o nich dba
są to utopie, ale mają wygląd realistyczny, bo oparte są na nauce, a nie marzeniach
Istnieją tu dwie doktryny ekonomiczne:
mieszczańskie doktryny liberalne
Józef Supiński, którego ekonomię czyta Łęcki, Prus znał tę ekonomię od gimnazjum
Supiński apelował do poetów polskich, by przestali mesjanistycznie ostrzegać Polaków przed materializmem Zachodu
dobrobyt materialny to początek i fundament prawdziwej wolności i godności
za zasób społeczny (zbiór wartości) uważał nie tylko kapitał, ale też kulturę i naukę
worem jest Paryż, ze swą gmatwaniną ludzi, ulic i emocji; wszystko tu jest w ruchu, jednostki i zbiorowość dążą wzwyż; klasy walczą, ale i się uzupełniają; wszyscy pracują, każdy jest pożyteczny, a człowiek czuje swą siłę
Francuzi niedawno stracili Alzację i Lotaryngię, ale zamiast czekać na pomoc albo zbroić się, wyzbyli się konfliktów wewn. i rozwijają cywilizację
to w Paryżu ma szansę powstać wynalazek, który zmieni ludzkość
mieszkańcy są grzeczni i pogodni, życzliwi - bo wolni są od feudalnych przesądów, nie brak oszustów - jak wszędzie; właśnie dlatego jest to realne, optymalne społeczeństwo
ekonomia polityczna socjalistów
w 1883 r. w „Nowinach” Prus pisał cykl artykułów Co to jest socjalizm? na podst. Saint-Simona, Proudhona, Lassalle'a i Marksa
doceniał socjalistyczną analizę rzeczywistości kapitalistycznej (wyzysk, niesprawiedl.)
za słabą stronę uważał wizje rewolucyjnego przełomu, bezklasowej przyszłości i społecznego władania środkami produkcji (do tego trzeba ludzi uczciwych i uczonych)
starą ekonomię krytykują Wokulski, Ochocki, studenci, Klejn
program rewolucyjny wyznaje Mraczewski po powrocie z Moskwy (cieszy się, że będą wspólne budynki, ziemia i... żony - tacy jak on nie nadają się do socjalizmu)
Lalka - streszczenie szczegółowe
Tom I
Rozdział I
Jak wyglądała firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelki?
Już w pierwszym zdaniu narrator podaje informacje dotyczącą czasu i miejsca rozgrywających się zdarzeń. Dzieją się one w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu w 1878 r. Od razu też wspomniany jest główny bohater, choć jeszcze się nie pojawia. Zebrana w jadłodajni grupa mężczyzn (pan Deklewski, fabrykant powozów, radca Węgrowicz i ajent handlowy pan Szprot) podczas swobodnych rozmów rozprawia o tym, gdzie jest Wokulski, co robi, a także o przyszłości jego sklepu galanteryjnego.
Wszyscy są zgodni, że awanturniczy charakter, który pchnął Wokulskiego do wyjazdu na wojnę turecką, przyczyni się do upadku sklepu.
Gdy jeden z zebranych bierze Wokulskiego w obronę, radca opowiada losy głównego bohatera: w 1860 r. pracował jako subiekt w jadłodajni u Hopfera. Postanowił jednak dostać się do Szkoły Głównej (wcześniej ukończył Szkołę Przygotowawczą) , skąd wyrzucono go i skazano na zesłanie koło Irkucka za udział w powstaniu styczniowym. Gdy w 1870 r. powrócił, z pomocą Rzeckiego (obecnie subiekta w sklepie Wokulskiego) zatrudnił się w sklepie Minclowej (wdowy), z którą to wkrótce się ożenił. Dużo starsza żona była dla niego prawdziwym utrapieniem. Po 4 latach małżeństwa zmarła, pozostawiając Wokulskiemu sklep i znaczny majątek.
Wbrew przewidywaniom zebranych sklep nie tylko nie upadł, ale świetnie prosperował, co w dużej mierze było zasługą zastępcy i przyjaciela Wokulskiego - Ignacego Rzeckiego.
Rozdział II
Rządy starego subiekta
Ignacy Rzecki od 25 lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. Narrator podkreśla, że wystrój pomieszczenia nie zmienił się od tego czasu - wszystko było urządzone bardzo skromnie. Również zwyczaje Rzeckiego nie zmieniały się - wstawał o 6 rano, mył się, wypuszczał starego pudla - Ira, pił herbatę i o wpół do siódmej był gotów do pracy.
Wraz ze służącym otwierał sklep i sprawdzał plan zajęć na dany dzień oraz robił przegląd towarów na półkach. Niedługo potem przychodził pierwszy z subiektów - pan Klejn. Wdają się w krótką rozmowę o polityce - Rzecki jest bonapartystą, zaś Klejn wskazuje na rosnącą siłę socjalizmu. Potencjalną kłótnię przerywa pojawienie się drugiego pracownika - Lisieckiego i pierwszej klientki. O dziewiątej wpadł do sklepu trzeci pracownik - wiecznie spóźniający się młodzieniec Mraczewski.
Około pierwszej Rzecki robił sobie przerwę na obiad, a około ósmej zamykał sklep i siadał do rozliczania rachunków. Jeżeli czegoś nie udało się zrobić subiekt opłacał to złym humorem i bezsennością. Jeśli zaś był w dobrym humorze, to czytał książki o Napoleonie lub grał na gitarze Marsza Rakoczego. Ulubionym dniem Rzeckiego była niedziela, gdyż wtedy z wielkim oddaniem projektował wystawy sklepowe na cały tydzień. Czasem odzywało się w nim dziecko i zaczynał nakręcać wszystkie zabawki.
Jednak powrót do rzeczywistości wprowadzał go w zły nastrój. Rzecki był tez wielkim samotnikiem - rzadko gdzieś wychodził, bo jego staromodny sposób bycia i wrodzona nieśmiałość skupiały na nim uwagę innych. Dlatego też unikał ludzi i w sekrecie pisał pamiętnik.
Rozdział III
Pamiętnik starego subiekta
Pisany jest w pierwszej osobie. Wszystkie rozdziały noszące ten podtytuł opowiadają o losach Rzeckiego lub przedstawiają zdarzenia oczami starego subiekta.
W tym rozdziale Rzecki opowiada o swoim dzieciństwie, które spędził wraz z ojcem i ciotką w małym mieszkaniu na Starym Mieście. To właśnie ojciec wpoił w niego bezkrytyczną miłość do Napoleona. Wspomina wieczory, kiedy przychodzili dwaj przyjaciele ojca i dyskutowali o polityce. Gdy około 1840 r. zmarł ojciec, mały Ignacy trafił do sklepu Mincla, jako uczeń na subiekta.
Tak rozpoczęła się jego „kariera” kupiecka. W sklepie Jana Mincla pracował z Augustem Katzem oraz z dwoma synowcami właściciela: Francem i Jankiem. W ten sposób zbiegło Rzeckiemu osiem monotonnych lat. W pamiętniku opisuje ze szczegółami wygląd sklepu, towary, klientów, itp. W niedziele pobierał nauki rachunków i towaroznawstwa od starego Mincla. Wspominając swojego pryncypała zwraca uwagę na jedna tylko jego wadę - nienawiść do Napoleona. Wreszcie w 1848 r. Rzecki został subiektem. W tym samym roku zmarł właściciel sklepu. Od tej pory zarządzali nim wspólnie Jan i Franc Minclowie. Jednak w 1850 r. podzielili się. Franc został na Podwalu z towarami kolonialnymi, a Jan z galanterią przeniósł się na Krakowskie Przedmieście, ożenił się z Małgorzatą Pfeifer, która po jego śmierci wyszła za mąż za Wokulskiego. W ten sposób został właścicielem sklepu Minclów.
Rozdział IV
Powrót
Jest niedzielne marcowe popołudnie. Mimo brzydkiej pogody Rzecki jest w wyśmienitym humorze: interesy idą dobrze, lada dzień ma powrócić Wokulski, co oznacza, że on będzie mógł wyjechać na wieś na upragniony (od 25 lat) urlop. Gdy tak snuje plany nagle w drzwiach staje Wokulski. Następuje scena wzruszającego powitania po ośmiomiesięcznym niewidzeniu się. Dwaj przyjaciele zaczynają rozmowę. Mówią o interesach, sytuacji politycznej (nie będzie wojny, mimo zbrojeń), o majątku Wokulskiego, powiększonym dziesięciokrotnie oraz o tym, czy Łęccy nadal zaopatrują się w ich sklepie. Powracający wspomina także o swojej tęsknocie za krajem, która bywała momentami nie do zniesienia. Rzecki podejrzewa, choć nie mówi tego wprost, że Wokulski działał za granicą na rzecz kraju - ten jednak upewnia go, że się myli. Następnie idą obejrzeć sklep, ale Wokulski nie interesuje się dochodami, a jedynie długiem Łęckich i tym, jaką portmonetkę wybrała wczoraj Izabela. Po krótkich oględzinach wracają do Rzeckiego.
Rozdział V
Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa
W tym rozdziale narrator dokonuje prezentacji panny Izabeli Łęckiej i jej ojca. Wraz z kuzynką Florentyną mieszkają w ośmiopokojowym mieszkaniu przy Alejach Ujazdowskich, a swoją kamienicę wynajmują. Tomasz Łęcki jest ponad sześćdziesięcioletnim arystokratą, szczycił się wspaniałą rodziną. Później jednak jego majątek uszczuplił się, a w chwili obecnej nawet jego córka nie miała już posagu. Kiedy utracił wszystko, znajomi odwrócili się od niego, a on sam usunął się w cień życia towarzyskiego. Kiedy zapisał się do Resursy Kupieckiej, wzbudził zgorszenie wśród szlachty warszawskiej. Do tego rozeszła się również pogłoska, że chcą zlicytować kamienicę Łęckich.
Panna Izabela Łęcka pokazana jest jako niezwykle piękna kobieta, ale jednocześnie zupełnie oderwana od rzeczywistości istota. Od dzieciństwa przyzwyczajona do luksusów żyła w nierzeczywistym świecie arystokratycznych wygód. Następnie narrator opisuje styl życia najzamożniejszych warstw społecznych, polegający na niemal nieustannej zabawie. Poza tym światem był jeszcze świat zwyczajny, który również wydawał się jej ładny. Wiedziała wprawdzie, że bywają tam ludzie nieszczęśliwi, dlatego taż starała się zawsze wspierać ubogich jałmużną. Jednak jej wyobrażenia były mocno wyidealizowane - myślała na przykład, że praca nad suknią dla niej musi sprawiać szwaczkom wiele przyjemności. Raz tylko doświadczyła negatywnych uczuć w związku z tym nieznanym jej światem. Było to podczas zwiedzania fabryki, kiedy zobaczyła masy rosłych i groźnie wyglądających robotników i pomyślała, że to doskonała ilustracja do buntu mas z Nie-Boskiej komedii. Jak na swoje 18 lat Izabela miała już dość dobrze wyrobioną opinię o mężczyznach i małżeństwie. Tych pierwszych traktowała z dużą podejrzliwością, zaś co do drugiego, to wyznaczyła dwa warunki szczęśliwego zamążpójścia: urodzenie i majątek obojga. Adoratorów trzymała na dystans. Ideałem męskości był dla niej posąg Apolla, który kupiła i zasypywała pocałunkami. Bywało, że w marzeniach Apollo przychodził do niej w nocy .Sytuacja ta ulega zmianie, gdy zaczynają się rodzinne problemy. Izabela zrozumiała, że małżeństwo trzeba przyjąć bez większych wymagań, choć ciągle ważne były dla niej majątek i urodzenie. Z wielu dawnych zalotników zostało jej dwóch, z których żadnego nie kochała: baron i marszałek. Panna Izabela zresztą nigdy nie była jeszcze zakochana.
Pod koniec opowieści narrator wspomina, że pan Łęcki co wieczór wychodził grać w wista do resursy, zaś panna Izabela przepędzała wieczory samotnie, chyba że odwiedziła ją hrabina Karolowa. Podczas jednej z wizyt poinformowała ona pannę Łęcką o rozpaczliwej sytuacji materialnej jej i ojca oraz o tym, że ktoś (podejrzenie pada na baronową Krzeszowską) wykupił weksle Łęckich.
Rozdział VI
W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami
Panna Izabela czyta „Kartkę miłości” E. Zoli, ale nie może się skupić na lekturze, bo ciągle rozmyśla o tym, że jeszcze nie zaproszono jej na coroczna kwestę. Nie przeszkadza jej to jednak w snuciu planów dotyczących świątecznej toalety. Po chwili zjawia się panna Florentyna z listem od hrabiny Karolowej. Ofiarowuje ona swą pomoc, a konkretnie zapłatę 3000 rubli za zastaw serwisu, który Łęccy mają sprzedać za 5000. Panna Izabela jest załamana swoją rozpaczliwą sytuacją materialną. Florentyna chwile przekonuje ją, że tak źle nie jest, po czym wychodzi.
Niewiele później do pokoju Izabeli wchodzi pan Łęcki. Rozmawiają o położeniu materialnym rodziny. Pan Tomasz opowiada o planach zarobkowych, jakie z pomocą Wokulskiego uda mu się zrealizować. W czasie obiadu wywiązuje się rozmowa o Wokulskim, w której widać, że panna Izabela nie jest nim zachwycona - uważa go za prostaka i gbura. Nie odmawia mu jednak talentów handlowych, więc akceptuje plany ojca. W trakcie posiłku przychodzi także kolejny list od pani Karolowej, w którym przeprasza za mieszanie się w cudze sprawy i zaprasza pannę Łęcką do wspólnego kwestowania. Chwali także Wokulskiego, który dał pokaźną sumę na dobroczynność i grób w kościele. Dobrą atmosferę psuje jednak wiadomość, że pan Tomasz wygrywa ciągle z Wokulskim w pikietę (gra w karty). Wiadomość ta doprowadza Izabelę do migreny. Kończy obiad i udaje się do swojego pokoju. Izabela rozmyśla o Wokulskim - jest zrozpaczona, że ojciec wygrywa pieniądze w karty, kiedy są w takim położeniu, bo uważa, że może ich to narazić na plotki. Zaczyna zastanawiać się nad postępowaniem kupca i dochodzi do wniosku, że zachowuje się on jak zdobywca - otacza ją ze wszystkich stron: zapoznał się z ojcem, nadskakuje ciotce Karolowej, a do tego kupił srebra Izabeli. Zrozumiawszy zamiary Wokulskiego, Izabela przysięga, że nie uda mu się jej kupić.
Rozdział VII
Gołąb wychodzi na spotkanie węża
W Wielką Środę Izabela dostała na cały dzień do swojej dyspozycji powóz ciotki. Czując nieodpartą pokusę „spojrzenia w twarz niebezpieczeństwu”, udała się do sklepu Wokulskiego. Podczas zakupów umyślnie serdecznie odpowiadała na zaloty Mraczewskiego, celowo ignorując robiącego rozliczenia Wokulskiego. Na koniec zamieniła z nim kilka słów, chcąc wybadać, czy powie dlaczego wykupił ich serwis. Udała, że zadowala ją odpowiedź, iż zrobił to z myślą o zysku ze sprzedaży, po czym wyszła ze sklepu. Tymczasem w duszy Wokulskiego zaszło wiele zmian - poczuł on niechęć i niesmak do Izabeli, widząc jak kokietuje zwykłego subiekta. Przebudził się z ponad rocznego otępienia. Jednak wywody Mraczewskiego o potencjalnym podboju serca Izabeli zdenerwowały go, choć nie chciał przyznać się sam przed sobą.
Rozdział VIII
Medytacje
Wokulski wychodzi ze sklepu i idzie przed siebie. Dociera na Powiśle, gdzie uderzająca nędza skłania go do refleksji nad sensem życia ludzkiego. Wokulski wspomina swoje dzieciństwo, wyzysk u Hopfera, wyjazd na Syberię, pracę i naukę. Myślał o swoim małżeństwie z Minclową, kiedy musiał ciągle odpierać zarzuty, że majątek zawdzięcza żonie, itp. Dowiadujemy się także historii jego zauroczenia panną Łęcką oraz planów zbliżenia się do niej. Wiedział, że potrzebuje do tego wielkiego majątku. Z pomocą przyszedł mu Suzin, znajomy z czasów zesłania na Syberię, który zaproponował Wokulskiemu udział w dostawach dla wojska na wojnę w Bułgarii. Przed odjazdem udał się jeszcze do przyjaciela doktora Szumana, któremu zwierzył się ze swoich uczuć.
Rozmyślając tak, Wokulski spotyka dawnego pracownika - Wysockiego. Zapytany, dlaczego nie przychodzi do pracy, opowiada o swojej tragicznej sytuacji, głodzie i skrajnej nędzy. Dostaje od kupca pieniądze, a także posadę. Spotkanie to skłania go do refleksji nad sensem pracy organicznej, w której każdy dostawałby zapłatę według swoich zasług. W następnej kolejności rozmyśla nad biedą ludzką, której siedliskiem są właśnie nadwiślańskie tereny Warszawy. Ostatecznie jednak myśli jego wracają do Izabeli - zaczyna usprawiedliwiać jej zachowanie wobec Mraczewskiego. Uświadomił sobie, że jest ona obecna przy nim zawsze - jak cień i że nie może się jej wyrzec. Z tą myślą udał się w drogę powrotną. Gdy przypomniał sobie rozmowę z Wysockim, czuł, że tylko on jeden słyszy skargi potrzebujących, których mija. Zrozumiał bowiem, co znaczy ofiara anonimowa, ratująca czyjeś życie, a co tysiące wydawane hojnie na cele charytatywne w celu zdobycia rozgłosu. Wróciwszy do sklepu zastał tam baronową Krzeszowską, a wkrótce potem również jej męża. Była to osobliwa para, żyjąca w separacji i dogryzająca sobie na każdym kroku. Po wyjściu barona pani Krzeszowska próbowała dowiedzieć się od Wokulskiego o długi męża. Nie otrzymawszy odpowiedzi wyszła urażona ze sklepu. Chwilę później przyszedł Krzeszowski dowiedzieć się, co mówiła o nim żona. Wokulski zapewnia, że nic ważnego, jednak Mraczewski znacząco puszcza oko do wychodzącego, co dostrzega Wokulski. Nieszczęsny subiekt otrzymuje niespodziewana dymisję - nie pomaga nawet wstawiennictwo Krzeszowskich i Rzeckiego. Następnego dnia pojawia się nowy pracownik - pan Zięba, który od razu zjednuje sobie wszystkich pracowników.
Rozdział IX
Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów
W Wielki Piątek Wokulski, po dłuższych wewnętrznych zmaganiach, udał się do kościoła na Krakowskim Przedmieściu, gdzie Izabela z hrabiną Karolową kwestowały przy grobie. W świątyni przyszła mu namyśl refleksja, że tylko ubodzy przychodzą tam się modlić, bogaci zaś zrobili sobie dodatkowe miejsce spotkań. Wokulski nie pasował do żadnej z grup. Udał się do pani Karolowej i Izabeli i złożył znaczny datek. Hrabina przyjęła go bardzo serdecznie, a nawet zaprosiła na święcone do siebie. Natomiast Izabela, zakładając, że Wokulski nie zna angielskiego ciągle rzucała ironiczne docinki na jego temat. Obie panie wstawiły się także za Mraczewskim i Wokulski obiecał im, że wróci on do pracy, ale w sklepie w Moskwie. Odchodząc postanowił dwie rzeczy: kupić powóz i nauczyć się angielskiego. W kościele spostrzegł dwie kobiety: jedną, ubraną krzykliwie i mocno umalowaną i drugą, ubraną skromnie. Tej ostatniej towarzyszyła córeczka - Wokulski pomyślał, że zapewne jest wdową. W dalszych obserwacjach przeszkodził mu młodzieniec, który pojawił się obok hrabiny i panny Izabeli, czym wzbudził dużą radość tej ostatniej. Wkrótce wszyscy troje wyszli z kościoła. Wokulski zauważył, że młoda wdowa z dzieckiem już wyszły. Dostrzegł jednak drugą z kobiet i postanowił pomóc jej wyrwać się z grzesznego życia.
Zaprosił ją do pokoju Rzeckiego i zaczął wypytywać o powód płaczu w kościele, który go tak wzruszył. Okazało się jednak, że rozczarował się srodze, gdyż dziewczyna przypominała sobie spór z gospodynią i życzyła jej śmierci, i to wyciskało jej łzy z oczu, a nie głęboka wiara. Wokulski zniesmaczony taką moralną „potwornością” daje jej możliwość wyrwania się z tego świata: musi nauczyć się szyć i zamieszkać u magdalenek. Decyzję pozostawia jej woli. W Wielką Niedzielę zajechał do pani Karolowej na śniadanie. Pojawienie się kupca wśród arystokracji jest wielką sensacja - większość jest przychylna Wokulskiemu, ale zdarzają się także głosy krytyki. Podczas rozmowy z księciem dostrzega pannę Izabelę i przyglądającego się jej spod okna młodzieńca, którego widział wczoraj w kościele. Psuje to jego nastrój. Po chwili zostaje przedstawiony prezesowej Zasławskiej, która wypytuje o jego stryja, również Stanisława Wokulskiego. Odpowiedzi, a zwłaszcza wiadomość o śmierci stryja doprowadzają staruszkę do łez. Panna Izabela zabiera ją do drugiego pokoju, wszyscy zaś patrzą z zaciekawieniem na sprawcę owych łez.
Wokulski zamierza wyjść, ale w tej chwili podchodzi do niego książę i kontynuuje rozmowę o handlu. Po jakimś czasie Wokulski zostaje zaproszony przez prezesową do jej pokoju, gdzie opowiada mu ona dzieje swojej miłości do jego stryja. Prosi, aby na grobie zmarłego kochanka postawił nagrobek z kamienia, na którym często siadywali. Zaprasza także Wokulskiego do częstych odwiedzin. Wychodzi ze śniadania i postanawia wrócić do domu pieszo. Po drodze widzi podziwianego przez tłumy człowieka, któremu udało się wdrapać na namydlony słup i zdobyć nagrodę. Ludzie po chwili jednak już nie zwracają uwagi na triumfatora. Wokulski odnosi tę scenę do siebie - podejrzewa, że zainteresowanie arystokracji jego osobą jest tylko chwilowe. Dopada go także obawa, czy wszystko nie dobywa się za szybko. Tymczasem panna Izabela, wróciwszy do domu opowiedziała Florentynie z oburzeniem, kto był główną atrakcją na śniadaniu u hrabiny. Kuzynka ostudzała wrażenia Izabeli, mówiąc, że Wokulski to „Bohater sezonu (...) pamiętam sezony, kiedy nasz świat zachwycał się nawet cyrkowcami. Przejdzie i to”..
Rozdział X
Pamiętnik starego subiekta
Wpis rozpoczyna się od wiadomości o nowym sklepie Wokulskiego. Następnie pan Ignacy wspomina swoją wyprawę na Węgry w czasie Wiosny Ludów z 1848 r. W lutym wraz z Augustem Katzem zaciągnął się do armii węgierskiej. Walczyli razem do 1849 r. Ze szczegółami opisuje jedną z bitew, a później tułaczkę po ziemi węgierskiej i samobójstwo Katza. Następnie w skrócie opisuje swój tułaczy los żołnierski: jeździł po wielu krajach Europy, a gdy dotarł do Polski trafił do rosyjskiego więzienia w Zamościu (nie jest to powiedziane wprost). Jednak po usilnych staraniach, jak się potem okazało, Jana Mincla w 1853 r. pozwolono mu wrócić do Warszawy. Od Mincla dostał pieniądze na drogę i propozycję powrotu do pracy, a także wiadomość, że ma kilka tysięcy rubli po zmarłych ciotce i panu Raczku. Gdy dotarł do stolicy od razu udał się do sklepu Jana Mincla. Spotkał tam również jego babkę, która jak zawsze przynosiła do sklepu kawę i bułki. Wszystko to wywołało w nim wielkie wzruszenie. Dowiedział się także, ze bracia co najmniej dwa razy dziennie kłócą się i godzą, głównie z powodów politycznych: Jan był propolskim bonapartystą, zaś Franc uważał się za Niemca i wroga Napoleona. Nawet tuż przed śmiercią Franca w 1856 r. wydziedziczali się nawzajem kilkakrotnie.
Rzecki znów wraca do początkowej informacji o sklepie. Wspomina, że Wokulski zrobił mu niespodziankę, wynajmując nowe pomieszczenie, w którym zachował mały pokoik, taki sam, jaki dotychczas miał. Rzecki zastanawia się nad postępowaniem Wokulskiego - ciągle dokonuje on czegoś nowego, ale nie widać w tym żadnego celu. Nic tak naprawdę go nie interesuje. Nie myśli również (według Rzeckiego) o małżeństwie, choć nadarzają się okazje. Do tego subiekt zaczął podejrzewać, że Wokulski działa na rzecz sprawy narodowej. Powodem wysnucia takiego wniosku było pojawienie się Colinsa - nauczyciela angielskiego, którego Rzecki uznał za szpiega, oraz pani Meliton, która przynosiła różne tajemnicze wiadomości o niewiadomych spotkaniach. Następnie opisuje stosunki panujące w sklepie miedzy siedmioma subiektami: starzy trzymają ze sobą, a nowi ze sobą. Pogodzić ich stara się pan Zięba. Łączą się jednak tylko w jednej kwestii: w dokuczaniu nowozatrudnionemu - Żydowi - Henrykowi Szlangbaumowi. Na nic zdają się tłumaczenia Rzeckiego, że jest to porządny człowiek i obywatel. Wprawdzie Wokulski ukrócił złośliwe docinki, ale subiekt ciągle jest nielubiany. Rozmyślania o subiektach autor pamiętnika uzupełnił opowieścią o Mraczewskim, który w Moskwie nawrócił się na socjalizm. Dodatkowo zepsuł plany Rzeckiego, co do wyswatania Wokulskiego z jedną panią, która wraz z córką co jakiś czas pojawia się w sklepie. Młodzieniec zaczął bowiem zalecać się do niej, a nawet czynił niedwuznaczne aluzje co do zażyłości ich związku.
Na końcu Rzecki wspomina dzień święcenia nowego sklepu. Sama uroczystość sprowadzona została, ku zgrozie Rzeckiego, do uroczystego i mocno zakrapianego obiadu. Dowiedział się tam od Mraczewskiego, że Wokulski wszystko to robi dla panny Łęckiej, ale stary subiekt nie chciał dać temu wiary. Postanowił wybadać doktora Szumana, ale ten tylko wzmógł jego niepokój o losy Stacha.
Rozdział XI
Stare marzenia i nowe znajomości
Opis losów pani Meliton - z dobrej, ale naiwnej nauczycielki przemieniła się w swatkę, ułatwiającą zakochanym schadzki. Dostarcza ona Wokulskiemu wiadomości o pannie Izabeli - przede wszystkim o tym, kiedy będzie na spacerze w Łazienkach. Dowiedziawszy się pewnego dnia, że jutro będzie spacerowała nie tylko z hrabiną, ale i z prezesową Zasławską, nie posiadał się z radości. Gdy o 12 miał już wyjść, nagle w drzwiach pojawił się książę i „porwał” Wokulskiego na zebranie w sprawie spółki. Jednym z pierwszych gości był pan Tomasz Łęcki. Projekt Wokulskiego, zakładający polepszenie handlu warszawskiego poprzez sprowadzanie towarów z Rosji, po kilku krytycznych uwagach zostaje przyjęty entuzjastycznie. Wszyscy sobie gratulują i ściskają się nawzajem. Pod koniec zebrania pan Łęcki przedstawia Wokulskiemu młodzieńca, którego ten widział na kweście w towarzystwie panny Izabeli. Okazuje się, że jest to Julian Ochocki - wybitny młody naukowiec i wynalazca. Pragnął on niezmiernie poznać Wokulsiego. Obaj idą w stronę Łazienek. Wokulski, początkowo niechętny młodzieńcowi, ostatecznie nabiera do niego sympatii. Okazuje się bowiem, że Ochocki ani myśli o ślubie z Izabelą. Przeciwnie - po głowie chodzą mu wielkie plany zbudowania maszyny latającej. Czuje jednak niekiedy, że brak mu talentu, że się wypala. Pyta Wokulskiego, kiedy on zobojętniał dla nauk przyrodniczych oraz kobiet. Pytanie to uraziło Wokulskiego, ale odpowiedział, że nauki porzucił rok temu, a wiec w 45 roku życia, zaś kobiety ciągle go fascynują. Po krótkiej wymianie zdań Ochocki żegna się serdecznie i odchodzi. Wokulski wędruje po Łazienkach, rozmyślając, czy ma do czynienia z szaleńcem, czy z geniuszem oraz który z nich byłby lepszy na męża Izabeli. Zaczyna myśleć o samobójstwie. W tym momencie drogę zastępują mu bandyci, lecz jego postawa, wskazująca, że nie dba o życie, skłania ich do ucieczki z przeświadczeniem, że mają do czynienia z wariatem. Wokulski odnajduje właściwą ścieżkę i wraca do domu. Tam lokaj przynosi mu list od pani Meliton.
Rozdział XII
Wędrówki za cudzymi interesami
Wokulski znalazł w liście dwie ważne wiadomości: o tym, że licytują kamienicę Łęckich oraz, że w wyścigach ma startować klacz - Sułtanka, która należy do baronowej Krzeszowskiej, serdecznej nieprzyjaciółki Łęckich. Wokulski zamierza nabyć klacz, aby baronowa nie cieszyła się zwycięstwem. W tym celu przysłany zostaje do niego Maruszewicz. Dobijają targu i klacz zostaje zakupiona za 800 rubli. Narrator informuje nas jednak, że baronowa żądała 600 rubli i tyle otrzyma, a 200 nieprawnie „doliczył” sobie Maruszewicz. Po załatwieniu tych formalności Wokulski udaje się na Al. Jerozolimskie, obejrzeć kamienicę Łęckich, aby następnie pójść do adwokata i zgłosić chęć zakupu. Budynek nie zachwycił go. Przeglądając spis lokatorów dowiedział się, że na samej górze mieszkają studenci, a ponadto: baronowa Krzeszowska, Maruszewicz, Jadwiga Misiewicz (emerytka) oraz Helena Stawska z córką. Okazało się, że jest to ta sama kobieta, na którą zwrócił uwagę w kościele podczas wielkanocnej kwesty. Następnie Wokulski udał się do adwokata. Po krótkiej rozmowie, podczas której Wokulski upierał się, że gotów jest zapłacić 90 tysięcy rubli za kamienicę wartą 60 tysięcy rubli, adwokat zrozumiał sytuację Wokulskiego. Obiecał licytować w jego imieniu, ale do 90 tysięcy tylko wtedy, kiedy znajdzie się trzeci licytator, bo baronowa nie da więcej niż 60 tysięcy, a on sam siebie nie będzie przecież przelicytowywał. Następnie daje Wokulskiemu radę, podobnie jak pani Meliton, że kobiety zdobywa się siłą, a nie dobrocią. Wokulski dziękuje, ale pozostaje przy swojej metodzie. Nie jest zadowolony, że adwokat odkrył jego zamiary, choć znalazł w nim sprzymierzeńca. Wokulski udaje się do sklepu znajomego Żyda, starego Szlangbauma (ojca Henryka, pracującego w sklepie Wokulskiego), aby prosić go o fikcyjną licytację, czyli o podbijanie stawki. Żyd obiecuje załatwić kilka osób, choć dziwi się chęci przepłacenia za dom. Obiecuje też dyskrecję. Wokulski opuszcza go i udaje się do domu, gdzie czeka na niego Maruszewicz. Razem jadą obejrzeć klacz. Wokulski zakłada, że od wygranej bądź przegranej zależeć będą uczucia panny Izabeli. Z tego też powodu niezmiernie dba o klacz i odwiedza ja niemal codziennie. Odmawia również hrabiemu, który w imieniu barona prosi o odsprzedanie klaczy nawet za 1200 rubli.
Rozdział XIII
Wielkopańskie zabawy
W dzień wyścigu Wokulski od rana był niespokojny. Obiecał dżokejowi Yungowi 50, a później nawet 100 rubli więcej za wygraną. Panna Izabela przybyła na wyścigi z ojcem, hrabiną Karolowa i prezesową Zasławską. Nigdy jeszcze nie była tak łaskawa dla Wokulskiego - niezmiernie uradowała ją wiadomość, że baron nie wystawi klaczy i bardzo liczyła na zwycięstwo. Klacz Wokulskiego - Sułtanka - rzeczywiście wygrała. Radość ogarnęła nie tylko Wokulskiego i Łęckich, ale cały tłum, który cieszył się, że kupiec utarł nosa tylu hrabiom. Pieniądze za wygrana Wokulski przekazał na cele charytatywne na ręce panny Izabeli. Radość zmąciło jednak pojawienie się zdenerwowanego barona z Krzeszowskiego, który ostentacyjne zarzucił pannie Łęckiej, że jej wielbiciele dorabiają się pieniędzy i sławy jego kosztem. Rumieniec wstydu pojawił się na twarzy Izabeli. Wokulski odszedł z baronem na bok i poprosił o satysfakcję, jako powód podając to, że baron go potrącił, podchodząc do powozu hrabiny. Prosto z wyścigów Wokulski udał się do Szumana z prośbą, aby został jego sekundantem w pojedynku. Szuman z Rzeckim pojechali do hrabiego, który wraz z innym sekundantem towarzyszyli baronowi. Ustalono, że następnego dnia o dziewiątej panowie będą strzelać do pierwszej krwi. W dzień pojedynku obaj panowie stawili się w umówionym miejscu. Ostatecznie „zwyciężył” Wokulski, strzelając bardzo celnie w pistolet barona, który uderzył go w szczękę i wybił zęba. Krzeszowski, który strzelał pierwszy, spudłował. Całe zajście doprowadziło do pogodzenia się przeciwników. Wokulski zapytany o przyczynę pojedynku, odparł, że baron obraził kobietę. Chwilę później wszyscy rozjechali się do domów. Podczas jednej z lekcji angielskiego do Wokulskiego przyszedł Maruszewicz. Mówi, że nie może licytować dla Wokulskiego kamienicy, mimo iż prosił go o to Szlangbaum. Wokulski rozpoznaje w nim człowieka, o którym mówił Żyd, że to dobry katolik, ale nie wolno mu przed czasem dawać pieniędzy. Wyrabia sobie tym samym jak najbardziej nieprzychylne zdanie o młodzieńcu. Gdy ten prosi go w imieniu barona o pożyczkę 1000 rubli, daje mu tylko 400, zakładając, że sfałszował podpis barona, który wcale nie chce pożyczki. Jednak daje mu pieniądze, gdyż Maruszewicz sporo wie o jego interesach, a Wokulski nie chce aby rozgadywał to wszędzie.
Wokulskiego odwiedza adwokat księcia, który proponuje, aby zachowywał się bardziej racjonalnie, gdyż ludzie mówią, że tak postępując szybko straci majątek. To zaś odstrasza potencjalnych wspólników od spółki. Wokulski nie zważa jednak na to, co mówią inni - nie obchodzi go nawet czy ta spółka powstanie. Ostatecznie jednak adwokatowi udaje się namówić go, żeby nie kupował kamienicy Łęckich na swoje nazwisko. Wieczorem dostaje list od pana Łęckiego z zaproszeniem od niego i panny Izabeli na jutro na obiad. W rozmowie z Rzeckim, Wokulski otwarcie mówi o uczuciach do panny Izabeli.
Rozdział XIV
Dziewicze marzenia
Izabela rozmyślała o Wokulskim. Wahała się między podziwem dla jego niespożytej energii, odwagi i zapału, a z drugiej strony pogardą dla jego kupieckiej profesji. Wszystkie wydarzenia i zachowanie Wokulskiego upewniały ją coraz bardziej, że jest to człowiek niezwykły, dziwny, którego nie można w prosty sposób zaszufladkować. Rozważała, ze gdyby posiadał dobra ziemskie, a nie był parweniuszem, wtedy może i miałby u niej szanse. Bardzo zbliżył się do jej ojca, wszyscy na około go zachwalali, a najbardziej prezesowa. Po pojedynku panna Łęcka otrzymała list z przeprosinami od barona. Prosił w nim o zupełne pojednanie i wybaczenie dawnych krzywd, a w dowód swojego przywiązania w kosztownym pudełeczku przesłał swój ząb, wybity przez strzał Wokulskiego. Po chwili zastanowienia panna Izabela odpisała życzliwą odpowiedź. Fakt, iż baron prosił ja o przebaczenie spowodował kolejną falę ciepłych uczuć do Wokulskiego. Zaproponowała zaproszenie go na obiad, co pan Tomasz entuzjastycznie poparł. Przy czym ocieplenie stosunków z Wokulskim nie oznaczało możliwości zaakceptowania jego uczuć - panna Izabela stwierdziła bowiem, że co najwyżej mógłby zostać jej doradcą i powiernikiem, ale nie kochankiem.
Rozdział XV
W jaki sposób duszę ludzka szarpie namiętność, a w jaki rozsądek
W dzień otrzymania listu Wokulski idzie na spacer i rozgorączkowany zaczyna rozmyślać, co ma znaczyć owo zaproszenie. Do głowy przychodzą mu różne myśli: od tych wskazujących, że niewątpliwie Łęccy dostrzegli jego zamiary i chcą mu oddać pannę Izabelę za żonę do tych, które mówiły, że nie ma u niej żadnych szans. W dzień obiadu robi dokładna toaletę - zamawia nawet fryzjera. Cały dzień rozmyśla czy założyć frak, czy surdut. Ostatecznie decyduje się na frak i udaje się na spotkanie, rozmyślając po drodze, że dawni przyjaciele (z Syberii) nie poznaliby go.
Rozdział XVI
”Ona” - „On” - i ci inni
W dzień obiadu panna Izabela wróciła od ciotki w kiepskim nastroju. Powodem tego było niezjawienie się tragika włoskiego Rossiego, choć obiecał, że będzie u hrabiny Karolowej. Wróciwszy do domu Izabela zaczęła przeglądać egzemplarz Romea i Julii, który otrzymała wraz z dedykacją od artysty. Cały czas rozmyślała o braku osoby, której mogłaby się zwierzać ze swych uczuć. Chwilę później zjawia się Wokulski, którego przyjmuje najpierw sam pan Tomasz. Następnie wraz z panna Izabelą i panną Florentyną zasiadają do wspólnego posiłku. Podczas obiadu Wokulski przewrotnie postanawia łamać etykietę, np. je rybę nożem i widelcem. Widząc to panna Florentyna omal nie mdleje, pan Tomasz zaczyna robić to samo, a panna Izabela ironicznie komentuje całe zdarzenie. Wokulski wychodzi z tej „bitwy” zwycięsko, gdyż jego opowieść o angielskich lordach, jedzących w ten sposób w niektórych okolicznościach, budzi sympatię i podziw panny Łęckiej. Po obiedzie lokaj przynosi panu Tomaszowi list od hrabiny, więc zostawia on córkę z Wokulskim i idzie odpisać. Naprawdę zaś idzie spać, a list napisał sam, gdyż (jak informuje narrator) potrzebuje choć półgodzinnej drzemki poobiedniej. Izabela bardzo serdecznie rozmawia z Wokulskim. Pyta go, jak może się odwdzięczyć za całą historię z baronem Krzeszowskim. Wokulski prosi, aby pozwoliła mu zawsze sobie pomagać. Gdy zbiera się do wyjścia zostaje zaproszony do kolejnych odwiedzin i na wspólny wyjazd do Paryża, o którym mówiono przy obiedzie. Wyjazd ten jest uzależniony od Wokulskiego, gdyż to on ma zarządzać pieniędzmi ze sprzedaży kamienicy, oddając Łęckim tylko procent od tej kwoty.
Rozdział XVII
Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń
Wróciwszy z obiadu Wokulski był tak szczęśliwy, że postanowił w „hołdzie” dla panny Izabeli pomóc kilku osobom. Przede wszystkim darował Obermanowi zgubienie 400 rubli. Następnie umieścił pannę Marię (dziewczynę, której pomógł w czasie kwesty wielkanocnej) w domu u Wysockich i pomógł jej rozpocząć nowe życie: kupił maszynę do szycia i inne potrzebne sprzęty. Postanowił także pomóc wyjść z długów baronowi Krzeszowskiemu. W tym celu kolejnego dnia udał się do niego.Wokulski nie został jednak wpuszczony, gdyż na życzenie barona, służący miał odpowiadać, że pan jest chory, a później wyjeżdża, wiec na razie nie można się z nim zobaczyć. Naprawdę baron nie był obłożnie chory, a zamiast doktora był u niego hrabia Liciński. Dowiedział się on, że Krzeszowski nie chce się widywać z Wokulskim, gdyż uważa, że zrobił mu on małe „świństwo”, tzn. kupił klacz od jego żony za 600 rubli, podczas gdy baronowa zapłaciła za nią 800 (naprawdę Wokulski zapłacił 800, a 200 rubli zabrał pośrednik, czyli Maruszewicz). Wróciwszy do domu Wokulski odebrał dwa list: od pani Meliton i od adwokata. Pierwszy poinformował go o tym, że panna Izabela będzie jutro w Łazienkach, zaś drugi zawierał wiadomość o spotkaniu w celu domówienia szczegółów zakupu kamienicy. O 11 zjawił się u adwokata, gdzie ustalono, że Szlangbaum kupi kamienicę, podpisze umowę o pożyczkę na 90 tysięcy rubli pod hipotekę domu, a za rok, nie zwróciwszy rzekomej pożyczki, odda Wokulskiemu kamienicę. Po tej rozmowie bohater udał się do Łazienek, gdzie spotkał pannę Izabelę z ojcem i ciotką. Zabrała go ona na spacer sam na sam do Pomarańczarni. Zaczęli rozmawiać o Rossim. Panna Łęcka narzekała, że Warszawa nie poznała się na talencie Włocha i że nie wita go jak należy. Wokulski obiecał, że na kolejnym przedstawieniu Rossi otrzyma i oklaski, i wieńce. Po tych zapewnieniach wrócili do pana Tomasza i hrabiny, która tymczasem napomknęła panu Łęckiemu, iż Wokulski chyba zabiega o względy Izabeli. Stwierdzenie to rozdrażniło Łęckiego. Jeszcze bardziej zirytował go biały cylinder kupca, który przystoi tylko wysoko urodzonym. Nie dał jednak nic po sobie poznać i wszyscy rozstali się w dość dobrej atmosferze. Po powrocie do domu Wokulski umówił się z Obermanem, że ten ma zająć się owacjami dla Rossiego (za które Wokulski zapłacił).
Rozdział XVIII
Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta
Narrator ukazuje zdarzenia z perspektywy Rzeckiego. Stary subiekt jest załamany, że Wokulski nie dba o interesy, ale codziennie spędza czas w teatrze. Raz nawet niejako zmusił pana Ignacego do pójścia na Makbeta w wykonaniu Rossiego i wręczenia artyście albumu o Warszawie. Wizyta ta początkowo była dla Rzeckiego niezmiernie przykra - jego staromodny styl ubierania się wzbudził ciekawość wszystkich i naraził go na docinki towarzystwa. Dlatego też spostrzegłszy znajomego handlarza, zamienił się z nim na miejsca i to jego poprosił o wręczenie albumu. Przysiadłszy z tyłu poczynił bardzo ciekawe obserwacje, którym jednak nie chciał dawać wiary. Dostrzegł mianowicie, że Wokulski wpatruje się w Łęcką jak zahipnotyzowany, ta zaś tak samo patrzy, ale na Rossiego. Poza tym zdawało mu się, że na znak Wokulskiego z różnych stron Sali rozlegają się oklaski i owacje. Po skończonym przedstawieniu Rzecki wszedł do restauracji, gdzie wypił ok. siedmiu butelek piwa, co spowodowało że wrócił do domu podchmielony, miał okropne sny, a rano spóźnił się do pracy 40 minut. Gdy znalazł się w sklepie Klejn oddał mu anonim, który zawierał prośbę do Wokulskiego, aby odstąpił od zakupu kamienicy. Bez trudu odgadnięto, że autorką listu jest baronowa Krzeszowska. Rzeckiego zmartwiło jednak to, że Stach ufa bardziej Żydom (Szlangbaumowi) niż jemu. Postanowił pójść na jutrzejszą licytację. Tymczasem do sklepu wpadł Mraczewski, który poinformował o przybyciu Suzina - przyjaciela Wokulskiego i kupca z Rosji, który chce jechać do Paryża, gdyż jest dobry interes do zrobienia i chce zabrać ze sobą Wokulskiego, ale ten odmawia. Takie postępowanie niezwykle niepokoi Rzeckiego.
Następnego dnia udaje się na licytacje, nie bez poważnych wyrzutów sumienia, że pozostawia sklep bez opieki. Zdaje mu się, że wszyscy na niego patrzą i wytykają palcami za zaniedbywanie obowiązków. Okazuje się, że przybył o godzinę za wcześnie. Spotkanie ze Szlangbaumem budzi w nim niepokój, że może Stach naprawdę chce kupić dom Łęckich. Ucieka z urzędu i idzie do cukierni, gdzie słyszy jak Żyd umawia się z kimś na przebijanie kwoty licytacji za 25 rubli. Wychodzi wiec i stamtąd. Udaje się do kościoła Kapucynów, ale tam znów spotyka baronową Krzeszowską i pana Łęckiego. Na szczęście dają znaki, że licytacja się zaczyna. Ogromna masa ludzi, w większości Żydów, porywa ze sobą pana Ignacego i ciasno stłoczona dostaje się do sali. Rzecki widzi, jak małe „łotrzyki” próbują wyłudzić choć po kilka rubli od Łęckiego albo Krzeszowskiej za podbijanie stawki. Słyszy również, jak zebrani szepczą o Wokulskim i Łęckiej. Ostatecznie dom kupuje Szlangbaum za umówione 90 tysięcy rubli, ale pan Ignacy i tak nie chce wierzyć w plotki o Stachu i Izabeli. Rezultat licytacji nie zadowala w oczywisty sposób baronowej, ale także i Łęckiego, który w naiwności swojej wierzył, że może za dom otrzymać nawet 120 tysięcy.
Rozdział XIX
Pierwsze ostrzeżenie
Gdy około 13 pan Ignacy wrócił do sklepu, czekał na niego Mraczewski z wiadomością, że rezygnując z interesów z Suzinem Wokulski traci nie 10, ale 50 tysięcy rubli. Wiadomość ta tak zdziwiła subiekta, że postanowił od razu rozmówić się ze Stachem. Doszło między nimi do niewielkiej sprzeczki, w której Rzecki powiedział, że on również kiedyś kochał, ale został zdradzony, i że uczucia trzeba lokować bezpiecznie. Rozmowę przerwało pojawienie się pana Łeckiego, który ze zdenerwowania poczuł się słabo. Wokulski zajął się nim, a Rzecki wyszedł. Widząc załamanie pana Tomasza, Wokulski obiecuje dać mu 10 tysięcy procentu rocznie, co jest kwotą bardzo dużą. W domu pan Łęcki informuje Izabelę o kiepskich (według niego) wynikach licytacji, ale o pomyślnym rezultacie rozmów z Wokulskim. Panna Łęcka dostrzega, że ojciec nie jest zdrów i nakazuje mu odpocząć. Rozmyślając nad swoją sytuacja materialną, słyszy kłótnie za ścianą. Okazuje się, że to jeden z wierzycieli przyszedł odebrać dług. Izabela obiecuje mu, że jutro otrzyma pieniądze, choćby miała nie pojechać do Paryża. Następnie idzie rozmówić się z ojcem - dowiaduje się, że maja kilka tysięcy długu, ale mimo to mogą pojechać do Paryża, dzięki pomocy Wokulskiego. Pan Tomasz w bardzo ciepłych słowach wypowiada się o nim, snuje plany, że tylko Wokulski naprawdę się nimi opiekuje. Rozmowę przerywa pojawienie się hrabiny Karolowej. Izabela wychodzi ją powitać. Dowiaduje się, że 90 tysięcy za kamienicę to bardzo dobra kwota i że powinni się z niej cieszyć. Informuje Izabelę także o powrocie Kazimierza Starskiego, dawnego adoratora. Wiadomość ta wyraźnie ucieszyła dziewczynę. Ciotka proponuje, aby zastanowiła się nad małżeństwem z Kaziem. Zaprasza ich także do swojego domu na wsi a resztę wakacji, w celu odnowienia bliskiej znajomości. Następnego dnia Izabela z niecierpliwością oczekuje pojawienia się Starskiego. Wcześniej jednak przychodzą wierzyciele, posyła więc po Wokulskiego, aby spłacił długi. Chwile później odbiera jednak list od baronowej, która informuje ją, że to Wokulski kupił ich kamienicę i do tego, że przepłacił za nią 20 tysięcy. Wiadomość ta oburza pannę Izabele - udaje się na rozmowę z ojcem, który mówi, że być może to prawda, a Wokulski chce zarobić. Odpowiedź ta nie uspokaja jednak Izabeli. Gdy chwilę później pojawia się Wokulski zaczyna mu robić wyrzuty. Kupiec jest zaskoczony i załamany takim traktowaniem. Dalszą rozmowę przerywa pojawienie się Starskiego, któremu Izabela niedbale przedstawia Wokulskiego. Młodzi zaczynają rozmawiać po angielsku i panna Izabela wypowiada się lekceważąco o Wokulskim oraz kokietuje Kazimierza, myśląc, że kupiec nie rozumie po angielsku. Wokulski wychodzi wzburzony - żegna się chłodno z panem Tomaszem oraz z jego córką i informuje ich, że dziś w nocy jedzie do Paryża.
Tom II
Rozdział I
Pamiętnik starego subiekta
Rzecki zaczyna od potwierdzenia wyjazdu Stacha. Następnie zaczyna, jak zwykle, doszukiwać się w tym zachowaniu jakiś pobudek politycznych. Wspomina dzień wyjazdu Stacha przed dwoma tygodniami i swoją rozmowę z Szmanem o miłości. Po tej rozmowie Rzecki nie wątpi już, że Wokulski nie zajmuje się polityką, ale jest zakochany. Wspomina także wizytę dawnego przyjaciela - kipera od Hopfera, Michalskiego. To zaś przywołuje mu wspomnienie rozmowy młodego Wokulskiego z ojcem - był to moment kiedy Rzecki poznał Stacha. Następnie wspomina, jak Wokulski zamieszkał u niego, jak żona Jana Mincla próbowała go wyswatać z Kaśką Hopferową, jak jego przyjaciel Leon nawoływał do rewolucji. Ten ostatni wciągnął Wokulskiego w przygotowania i udział w powstaniu styczniowym (jest to powiedziane nie wprost). Następnie opowiada jak po kilku latach Stach powrócił z Rosji jako uczony i nie mogąc znaleźć pracy, ożenił się z wdową po Minclu. Była to osoba bardzo zaborcza i kilka lat z nią było ciężkie dla Wokulskiego - zmienił się z człowieka czynu w pantoflarza. Jednak po kilku latach małżeństwa pani Małgorzata zmarła, po tym, jakczymś się objadła. Stach odsunął się od ludzi, ale pewnego dnia Rzecki namówił go na wyjście do teatru, skąd wrócił zupełnie odmieniony. Wkrótce potem wyjechał do Bułgarii, skąd powrócił po roku ze znacznym majątkiem (czasy z początku akcji powieści).
Rozdział II
Pamiętnik starego subiekta
Rzecki na prośbę Wokulskiego zajmuje się administrowaniem kamienicy. Poznaje kolejno: rządcę Wirskiego, który okazuje się być dawnym żołnierzem Napoleona (wspomina bitwę pod Magentą w 1859 r.); studentów: nie określonego nazwiskiem, który opowiada o pozostałych - Maleskim i Patkiewiczu; baronową Krzeszowską, u której przebywali również baron i Maruszewicz (prosi ona o usuniecie studentów i pani Stawskiej, jako osób głęboko niemoralnych); panią Helenę Stawską, która mieszka z matką i córeczką. Z panią Stawską i Wokulskim wiąże Rzecki pewne plany matrymonialne. Cieniem na nich kładzie się jednak fakt istnienia małżonka pani Heleny, który wyjechał 4 lata temu a od 2 lat nie daje znaku życia. Los biednej kobiety tak wzrusza Rzeckiego, że obiecuje pomóc w zdobyciu wiadomości na temat męża pani Stawskiej. Ochłonąwszy trochę nie ocenia najlepiej rezultatów swej wizyty. Pod względem finansowym z winy rozporządzeń Rzeckiego Wokulskiemu obędzie ok. 300 rubli, gdyż, przejęty losem biednej pani Stawskiej, stary subiekt proponuje obniżenie czynszu. Ostatnie zdanie tomu pierwszego traktuje o niepewności dalszych losów bohaterów.
Rozdział III
Szare dnie i krwawe godziny
Wokulski jedzie pociągiem do Paryża. Popada w apatię. W Paryżu czeka już na niego Suzin, który zachwala uroki miasta, ale nie przemawiają one do Wokulskiego. Rozmówiwszy się krótko ze wspólnikiem, idzie odpocząć. Nie może jednak zasnąć, więc udaje się na spacer. Tym razem Paryż zachwyca go - jest to miasto piękne i bogate. Wokulski nie może jednak zapomnieć o pannie Izabeli - wydaje mu się, że ciągle ją widzi. Wraca do hotelu, gdzie już czeka spora liczba interesantów z panem Jumartem na czele. Wokulskiego odwiedzają naciągacze, przewodnicy, wynalazcy, a nawet baronowa, która za 20 tysięcy franków chce mu sprzedać tajemnice o nim samym. Po ich wyjściu Wokulski rozmawia z Jumartem. Okazuje się, że Paryż kryje wiele niespodzianek - Jumart, który pracuje jako służący, jest podwójnym doktorem filozofii. Od tego dnia Wokulski codziennie kilka godzin spędza pomagając Suzinowi w negocjacjach z kupcami, zaś resztę czasu poświęca na zwiedzanie Paryża. Robi to jednak nie dla powiększenia wiedzy i zasobu doświadczeń, ale dla odgonienia wspomnień. Po kilku dniach dochodzi do wniosku, że Paryż, mimo ciągłych zmian, jest dość konsekwentnie zbudowany. Jego plan przypomina ogromny półmisek, przedzielony Sekwaną. Wokulski rozmyśla nad tym, że gdyby zamiast w Warszawie działał w Paryżu jego życie zapewne wyglądałoby inaczej - łatwiej byłoby mu o studia, majątek, a nawet o rękę panny Izabeli. Przede wszystkim nie zakochałby się tragicznie, gdyż wszyscy tu kochają „radośnie”. Coraz częściej myśli o sprzedaży sklepu i o osiedleniu się w Paryżu na stałe. Odmienić mogłaby to tylko panna Izabela.
Rozdział IV
Widziadło
Pewnego dnia Wokulskiego odwiedza profesor Geist, proponując mu dofinansowanie badań nad wynalezieniem metalu lżejszego od powietrza. Na potwierdzenie swoich tez pokazuje kupcowi jeden metal cięższy od platyny i drugi - lżejszy od sodu. Po jego wyjściu Wokulski rozmawia z Jumartem, który mówi, iż wszyscy uważają Geista za starego wariata, a podobne sztuczki pokazuje profesor magnetyzmu - Palmieri. Razem udają się na pokaz sławnego magnetyzera. Pokaz zrobił ogromne wrażenie na Wokulskim - wyszedł stamtąd z przeświadczeniem, że wszystko jest kłamstwem i złudą: doświadczenia Geista, a nawet panna Izabela taka, jaką on ją widział. Uważa, że obydwoje go zamagnetyzowali i aby zasięgnąć rady udaje się do Palmieriego. Stwierdza on jednak, że Wokulski nie jest medium i że nie można go szybko uśpić. Po wyjeździe Suzina Wokulski otrzymał list od Rzeckiego, w którym stary przyjaciel prosił go o pomoc w odnalezieniu Ludwika Stawkiego, męża pani Heleny. Postanowił skorzystać w tym celu z usług baronowej, do której udał się niezwłocznie. Z zadowoleniem przyjęła zlecenie i zaprosiła Wokulskiego do bywania w jej salonie. Wokulski po wyjeździe Suzina został w Paryżu sam. Całe dni spędzał na zwiedzaniu i innych rozrywkach. W jego głowie zrodził się dylemat: czy słuchać serca i wrócić do Warszawy, czy rozumu i pomóc Geistowi w doświadczeniach. Idzie do chemika, aby jeszcze raz obejrzeć metale i upewnić się, że nie jest zwodzony. Geist informuje go jednak, że udało mu się sprzedać armii materiał wybuchowy i na kilka lat ma pieniądze na swoje doświadczenia. Wokulski zegna go serdecznie i prawie decyduje się pomagać profesorowi. W domu dalej analizuje, co należałoby teraz zrobić. Czyta fragment sonetów Mickiewicza, mówiący o miłości i zarzuca mu fałszowanie, idealizowanie tego uczucia. Na ostateczną decyzję wpływa list od prezesowej, proszący o rychły powrót i pogodzenie się z panną Izabelą. Wokulski natychmiast decyduje się na wyjazd.
Rozdział V
Człowiek szczęśliwy w miłości
Na miejscu zastał świetnie prosperujący interes, a także kolejny list od prezesowej, ponaglający do złożenia wizyty oraz od Suzina z propozycja podobnej współpracy zimą. Przyjacielowi odpisał, że się zgadza i w październiku będzie w Moskwie, a następnie wsiadł w pociąg i pojechał do prezesowej. Po drodze zauważył, że wzbudza zainteresowanie i że jest ważną i znaną osobą, o której plotkuje całe miasto. W pociągu przysiada się do niego i nawiązuje serdeczną rozmowę baron Dalski, jeden z dwu stałych konkurentów panny Izabeli. Szybko jednak okazuje się, że baron od 5 tygodni jest narzeczonym panny Eweliny Janockiej, wnuczki prezesowej. Baron jest z tego powodu niezwykle szczęśliwy i, niestety, trochę naiwny, gdyż panna, sądząc po przytoczeniu kilku jej zwyczajów, np. zamiłowania do kosztowności, raczej nie wychodzi za barona z miłości. Nad ranem docierają do właściwej miejscowości, gdzie w restauracji na dworcu czekają na konie. Baron informuje Wokulskiego o stałych gościach pani prezesowej: pani Wąsowska - młoda wdowa, Starski, Fela Janocka, Ochocki, a także panna Łęcka z ojcem.
Rozdział VI
Wiejskie rozrywki
W drodze do Zasławka spotykają breka ze znakomitą większością stałych gości prezesowej: nie ma tylko Łęckich. Wszyscy przesiadają się do breka i w wesołych nastrojach przy gwarnej rozmowie docierają do majątku prezesowej. Tam po wspólnym śniadaniu wszyscy się rozchodzą. Wokulski pogłębia nowe znajomości. Oglądając gospodarstwo prezesowej zauważa, że wszystkim jest tu dobrze, parobcy mieszkają w znakomitych warunkach, mają zdrowe dzieci, nie są głodni i że wszyscy są głęboko przywiązani do gospodyni. Ochocki objaśnia mu stosunki między niektórymi gośćmi, a zwłaszcza miedzy Starskim a Wąsowką, która darzyła go sympatią, ale od kilku tygodni to się zmieniło. Po obiedzie wszyscy udają się do altany, gdzie Starski wygłasza „przemowę” o konieczności żenienia się z uwzględnieniem majątku i pozycji. Podejście takie krytykuje Wokulski, czym zyskuje przychylność prezesowej i pani Wąsowskiej. Domyśla się on także, że narzeczoną barona coś łączy ze Starskim. Wąsowska zabiera Wokulskiego na konna przejażdżkę, podczas której kokietuje go wyraźnie. On jednak nie odpowiada na zaloty, co ją wyraźnie denerwuje. Wywiązuje się między nimi rozmowa na temat miłości i relacji między kobietą a mężczyzną. Pani Wąsowska bawi się bowiem swoimi konkurentami, czekając na kogoś nietuzinkowego. Otwiera to oczy Wokulskiemu na kobiecą przewrotność. Rozstają się jednak jako przyjaciele.
Rozdział VII
Pod jednym dachem
Podczas gdy Wokulski był na konnym spacerze z panią Wąsowską, do Zasławka przyjechała panna Izabela. Był to dla niej trudny wyjazd, gdyż domyślała się, że może być swatana z Wokulskim. Postanowiła przywitać go z rezerwą, a nawet pogardą. Do tego wiedziała, że Starski nie otrzyma w spadku majątku prezesowej, więc odpadł jako konkurent do jej ręki. Również baron przestał się do niej zalecać, zaręczywszy się z panną Eweliną. Ubodło to mocno ambicję Izabeli - nie kochała barona, ale nie mogła mu darować, że pokochał inną. Gdy zaś przybyła do dworku okazało się, że wszyscy mówią tylko o Wokulskim, że pani Wąsowska go kokietuje, a panna Fela jest nim zauroczona. Izabela odbyła również rozmowę z prezesową, podczas której okazało się, że dla staruszki nie liczy się urodzenie i że niezmiernie ceni i lubi pana Stanisława. Wokulski upewniał się coraz bardziej w tym, że Starskiego i pannę Ewelinę coś łączy. Sama zaczęła mu się niejako „tłumaczyć” dlaczego wychodzi za barona - wyszło, że robi to poniekąd ze słabości charakteru i litości, jaką go darzy. Rozmowa ta znów nasunęła Wokulskiemu refleksje o dwulicowości kobiet.
Po obiedzie doszło do długiej rozmowy między Wokulskim a Izabelą, podczas której ona broniła wyższości rasowej arystokracji, a on obstawał przy tym, że wyższość można zyskać tylko ciężką pracą.. Nie doszło jednak do sprzeczki, a Wokulski był zauroczony „rezolutnymi” argumentami panny. W dobry humor wprowadziło go zwłaszcza zakończenie rozmowy, kiedy to Izabela podziękowała mu za zakup kamienicy i ocalenie 20 tysięcy, o które mniej zapłaciłaby Krzeszowska. Mogła tak zrobić bez urażenia swojej dumy, gdyż również baronowa chce dać obecnie za dom 90 tysięcy. Obydwoje wrócili do dworku w dobrych nastrojach. Przez kilka kolejnych dni padał deszcz, więc każdy zajmował się sobą, a gdy znów wróciła pogoda zarządzono wyprawę na rydze.
Rozdział VIII
Lasy, ruiny i czary
W drodze do lasu Wokulski opowiada o swoim locie balonem, co budzi tęsknotę w Ochockim tak, że nie jest on już w stanie myśleć o rydzach. W lesie tworzą się pary do zbierania: Wąsowska i Starski, Izabela i Ochocki oraz Fela i Wokulski. Jednak Ochocki rezygnuje, a panna Fela woli iść z ciotkami i tym sposobem Wokulski idzie razem z panną Łęcką. Żadne z nich nie ma jednak ochoty na grzybobranie. Zaczynają rozmowę, w której Wokulski pyta, czy wolno mu myśleć o pannie Izabeli. Ta jest początkowo zakłopotana, ale ostatecznie się zgadza, sugerując, że Wokulski jest na równi np. ze Starskim. Po powrocie z grzybobrania następne kilka dni Wokulski i Izabela spędzali razem. Często spacerowali milcząc. Pewnego dnia prezesowa przypomniała, że należy postawić nagrobek na grobie stryja Wokulskiego. Wokulski i Izabela wybrali się odwiedzić ruiny zamku w Zasławiu. Spotkali tam rzemieślnika Węgiełka, wykonującego na polecenie prezesowej kamień upamiętniający miejsce jej spotkań ze stryjem Wokulskiego. Węgiełek opowiada Wokulskiemu i Izabeli wzruszającą historię o śpiącej królewnie. Przemilczenie Izabeli nie zmartwiło Wokulskiego - nie odpowiedziała przecież: nie. Postanowił czekać, aż sama powróci do jego propozycji. Tego samego dnia panna Izabela wyjechała (co było zaplanowane dzień wcześniej), zapraszając adoratora do odwiedzin. W domu prezesowej panowała napięta atmosfera. W rozmowie z Wokulskim przyznała się, że chciałaby aby Ewelina i baron lub Starski opuścili Zasławek. Przypomniało mu się wtedy, że podpalając zapałką papierosa zobaczył Starskiego i Izabelę w dwuznacznej sytuacji, ale uznał to za przywidzenie (teraz też chciał w to wierzyć). Wieczorem przyszedł do niego na rozmowę baron, który także zaczął podejrzewać związek Eweliny ze Starskim, choć się do tego wprost nie przyznał. Po wyjeździe Izabeli Wokulski był osowiały i apatyczny, wszystko przypominało mu ostatnie chwile szczęścia. W momencie takiej tęsknoty spotyka go w lesie Wąsowska, która początkowo trochę z niego drwi, ale ostatecznie daje przyjacielskie rady. Wokulski postanawia wyjechać - prezesowa rozumie, że nie ma tu teraz co robić. Przed wyjazdem Wokulski zaprasza do siebie do Warszawy Ochockiego, aby powiedzieć mu o możliwości współpracy z Geistem. Wraca do domu przez Zasław, gdzie skontrolowawszy napis na nagrobku stryja (kilka wersów z „Do M…” Mickiewicza), zabiera ze sobą w nagrodę jego twórcę - Węgiełka.
Rozdział IX
Pamiętnik starego subiekta
Rzecki opisuje sytuację polityczną w 1879 r. (czas akcji Lalki). Następnie opowiada historię procesu baronowej Krzeszowskiej z Heleną Stawską. Wspomina, że razem z Wokulskim odwiedzili kiedyś panią Helenę, której Stach wyraźnie się spodobał. Ten jednak, po wyjściu wyznał mu, że jeśli się ożeni, to na pewno nie ze Stawską. Wokulski dostrzega jednak piękno i subtelność młodej kobiety, a zupełnie ujmuje go jej córeczka, która mając podziękować kupcowi podbiega, zarzuca mu rączki na szyję i daje całusa. Wspomina także o swoich wątpliwościach, co do uczciwości Maruszewicza oraz o ciągłych złośliwościach, jakie robią Kszeszowskiej studenci. Ponieważ mieszkają oni nad nią cały dzień czatują, aby, kiedy się wychyli przez okno, wylać jej na głowę wiadro wody. Podczas wizyty Wokulskiego i Rzeckiego baronowa „obrywa” śledziem. Po odwiedzinach u Stawskiej Wokulski dostaje anonim (nietrudno domyśleć się, że autorstwa baronowej), w którym oskarża Stawską o złe prowadzenie się, Rzeckiego o umizgiwanie się do niej, zaś samego Wokulskiego o rychłe bankructwo i romans. Na koniec poleca mu sprzedać wszystko i uciekać za granicę. Anonim wyprowadza z równowagi zarówno Rzeckiego, jak i Wokulskiego, zwłaszcza, że wkrótce pojawia się adwokat, który rzekomo reprezentuje jakiegoś Litwina (w rzeczywistości Krzeszowską) i ofiarowuje za kamienicę 80 tysięcy rubli (wtedy dom wart jest więcej), a ostatecznie 95 tysięcy. Wokulski odprawia go i mówi, że kamienicę sprzeda, ale tylko za 100 tysięcy. Rzecki idzie na piwo, gdzie spotyka znajomych Węgrowicza i Szprota, który to mówi mu, że Wokulski sprzedaje sklep. Oburzony Rzecki chce się pojedynkować z kłamcą, ale godzi ich trzeci kolega. Następnego dnia subiekt zapytuje Wokulskiego, czy to prawda, że sprzedaje sklep i żeni się z Łęcką. Ten nie odpowiada wprost, że tak, ale że być może, gdyż nikt mu przecież nie zabroni.
Rozdział X
Pamiętnik starego subiekta
Pewnego dnia baronowa Krzeszowska postanowiła odnowić swoją „wyprawkę”, spodziewając się rychłego powrotu męża. Poprosiła o pomoc panią Stawską - miała jej płacić za doradzanie. Młoda kobieta godzi się, gdyż są jej potrzebne pieniądze. Rzecki opisuje, jak wygląda dzień z życia baronowej - niemal całe dnie spędza w pokoju zmarłej córki, gdzie wszystko wygląda tak, jakby nieboszczka żyła. Tam też pozwala baronowa bawić się małej Heli. Dziewczynka najbardziej lubi zabawę z lalką Mimi. Współpraca między paniami rozwiązuje się jednak, kiedy Stawska mówi, że nie zna na tyle Wokulskiego, żeby wstawić się za Krzeszowską u niego (w sprawie tańszego sprzedania kamienicy). Pani Stawska kupuje lalkę dla Heli w sklepie u Wokulskiego - taką samą, jak ma baronowa. Mówi Rzeckiemu, że wymówiono im komorne od Nowego Roku. Po kilku dniach przybiega Wirski z wiadomością, że Krzeszowska oskarżyła młodą kobietę o kradzież i że wybuchł w związku z tym olbrzymi skandal. Rzecki poinformował o wszystkim Wokulskiego i poszedł odwiedzić panie, które siedziały z najbliższymi sąsiadami w iście grobowej atmosferze. Jednak kupiec był przekonany, że wszystko się wyjaśni, a tymczasem zaproponował Stawskiej pracę w sklepie u Milerowej, który stał się jego nową własnością. Kiedy rozpoczyna się proces - Stawskiej, oprócz matki i córki, towarzyszyli: Rzecki, Wokulski, Wirski i służąca Marynia. Okazało się, że właśnie dobiega końca rozprawa między baronową a studentami. Ostatecznie baronowa odnosi zwycięstwo. Sędzia zarządza krótką przerwę i prosi Wokulskiego na śniadanie. Po jakimś czasie rozpoczyna się proces, w którym baronowa opowiada, jak z okna u Maruszewicza dostrzegła, że Stawska zmienia (żeby wyglądała na inną) sukienkę lalki, która w tym dniu znikła z domu Krzeszowskiej. Natomiast kolejni świadkowie ze strony Stawskiej oświadczają, że lalkę zakupiono w sklepie Wokulskiego. Udowadnia to sam właściciel, karząc oderwać głowę lalki, na której widnieje logo jego sklepu. Do zniszczenia laki, która się niechcący stłukła przyznaje się służąca baronowej.
Rozdział XI
Pamiętnik starego subiekta
Rzecki wspomina, że w stosunkach między subiektami zaszły pewne zmiany: Szlangbaum zaczyna zadzierać nosa, nawet przy Rzeckim, a pozostali przestali go gnębić i patrzą z uniżoną grzecznością. Wszystko się wyjaśnia, kiedy na piwie Szprot i Węgrowicz wyjaśniają mu, że całe miasto mówi, że Wokulski sprzedaje sklep Szlangbaumowi. Wiadomość ta jest szokiem dla subiekta. Idzie do przyjaciela, ale w bramie spotyka Szumana i udaje się na pogawędkę z nim. Doktor opowiada mu o Łęckiej (piękna, ale pusta kokota), o beznadziejnym uczuciu Stacha. Szuman opowiada, że Wokulski jest wściekły, gdyż za dwa dni bal u księcia, na którym ona będzie, a on nie został jeszcze zaproszony. Doktor obawia się, czy zostało w kupcu choć tyle dumy, żeby nie pójść. Po rozmowie z Szumanem Rzecki przekonuje się, że musi wyswatać Stacha ze Stawską. Wokulski zapytuje go, czy może wpaść do niego dziś wieczór. Początkowo rozmowa była dość sztywna, ale ostatecznie przyjaciele otworzyli się (w czym pomogła herbata w połowie zmieszana z arakiem). Wokulski przyznał się, że zamierza sprzedać sklep. Umówili się także, że pójdą jutro wieczorem do Stawskiej. Tym samym Wokulski odrzucił zaproszenie księcia. Wieczór u pani Heleny upłynął w bardzo przyjemnej atmosferze - Helunia dostała całe pudło zabawek. Rzecki podszedł z matką pani Heleny do okna, aby nie przeszkadzać parze. Wracali w dobrych humorach, ale Wokulski czekał w saniach aż Rzecki wejdzie do domu. To zaniepokoiło subiekta i starał się odkryć przyczynę. Pojechał za saniami pryncypała i spostrzegł go pod drzewem, jak wpatrywał się w okno salonu księcia. W związku z tym Rzecki postanowił zdwoić swoje wysiłki - udał się do matki Heleny i jak najtaktowniej wyłożył swój plan. Staruszka obiecała zachować tajemnicę i go wspomóc. Z sekretem oczywiście nie wyszło, bo gdy kilka dnia później odwiedził Rzeckiego Wirski wiedział już o wszystkim. Opowiedział mu o dwóch awanturach, jakie miała baronowa. Pierwsza dotyczyła eksmisji studentów, którzy zamknęli się od środka i udawali, że zgubili klucz, a następnie zaczęli spuszczać wszystkie meble i siebie samych na linach z trzeciego piętra. Druga zaś sprawa jest krótsza - baronowa złożyła wizytę Stawskiej i błagała o litość i przebaczenie.
Rozdział XII
Damy i kobiety
Dom Łęckich znów zapełnił się ludźmi. Panna Izabela nadal kokietowała kilku adoratorów, jednak zastanowiły ją słowa innych panien, sugerujące jej staropanieństwo. To zdecydowanie ociepliło jej uczucia do Wokulskiego. Najsilniej jednak wpłynął na te uczucia książę, który musiał nauczyć się pokory w traktowaniu kupca. A gdy Łęcki zapytał go o zdanie o Wokulskim, jako kandydacie na męża, książę zaczerpnął informacji i powiedział, że jest to człowiek ze wszech miar niezwykły. Izabela już decyduje się niemal wyjść za niego. Pannę Łęcką odwiedza Wąsowska. Mówi o słabym stanie zdrowia prezesowej. Izabela opowiada o warunkach, jakie musi spełnić Wokulski, żeby zostać jej mężem: ma pozbyć się sklepu, ostrożnie działać w spółce handlowej oraz pozwolić jej na zachowanie wszystkich teraźniejszych znajomości z mężczyznami. Wąsowska mówi, że prezesowa nie pochwala igrania Izabeli z Wokulskim i sugeruje jej żeby wreszcie zakończyła tę sprawę. Wokulski przychodzi niemal codziennie do Łęckich - zazwyczaj spędza czas z Łęckim, gdyż Izabeli nie ma. Gdy zaś jest ciągle przyjmuje gości, od poziomu intelektualnego których robi się Wokulskiemu słabo. Ucieka wtedy, aby odzyskać spokój ducha, na cały wieczór do Stawskiej.
Narrator opowiada historię uczucia, jakie budziło w Stawskiej do bogatego kupca. Począwszy od obojętności, zainteresowania, wdzięczności, zauroczenia, aż do pokochania. Sama przed sobą musiała wyznać, że zaginionego męża już nie kocha. Stawska - zawsze spokojna i dobra, przechodzi przemianę pod wpływem wiadomości, plotek, jakoby była kochanką Wokulskiego. Zamiast załamać się, mówi matce, że nią nie jest, bo Wokulski jej o to nie prosił.
Rozdział XIII
W jaki sposób zaczynają otwierać się ludziom oczy
Rzecki rozmawia z Szumanem, który zmienia swoje stanowisko w wielu kwestiach. Nie jest pewien zasadności wiary w naukę: potępia marzycielstwo Wokulskiego i Ochockiego, sam zaś chce dać Szlangbaumowi trochę pieniędzy na procent, żeby się wzbogacić. Szuman demaskuje także pozorność, przeciętność i miałkość arystokracji, np. rzekomy patriotyzm księcia, itp. Mówi także o tym, że wszystko się zmienia i że awansować społecznie oraz upaść może teraz każdy. Wyśmiewa zakłamaną filantropię, która służy bogaczom tylko do tego, żeby mieli powód do balu. Do Warszawy przyjeżdża skrzypek Molinari, którego koniecznie chce poznać panna Izabela. Nie przekonuje ją stwierdzenie Wokulskiego, że to raczej marny artysta. Aby ją zadowolić kupiec stara się zapoznać z Molinarim. Czekając na niego pod hotelem słyszy jak służba z niego żartuje. Ostatecznie odchodzi. W domu odwiedza go Węgiełek, który chce wyjechać do Zasławia oraz wziąć za żonę pannę Mariannę, nierządnicę, którą wyratował Wokulski. Zna jej przeszłość i wybaczył jej. Wokulski życzy im jak najlepiej i daje w prezencie ślubnym 500 rubli, a także wyprawkę panny młodej. Tymczasem Izabela na jednym ze spotkań zaznajamia się z Molinarim. Podczas koncertu jest bardziej wniebowzięta i roznamiętniona niż inne. Wokulski spostrzega, że Izabela nie jest kobietą idealną, aniołem, za jakiego ją do tej pory uważał Załamany wychodzi szybko. Tymczasem słuchacze poznają się na skrzypku i odmawiają mu talentu. Wąsowska rozmawia z Ochockim o tym, że Wokulski chyba nie będzie szczęśliwy z Izabelą. Przyznaje także, że sama podkochuje się w Wokulskim, ale chcąc jego szczęścia stara się zeswatać go z Izabelą. Po koncercie Izabela szybko zapominała o skrzypku. Przypomniała sobie zaś, że Wokulski nie był u niej od tygodnia. Tymczasem on popadał w coraz większą apatię, mimo usiłowań i zagadywania Rzeckiego. Na wiadomość, że jest 1 kwietnia i trzeba Łęckim wypłacić procent, kazał Rzeckiemu odnieść pieniądze. Wokulski za to coraz częściej bywał u Stawskiej. Zaproponował jej założenie własnego sklepu, aby nie musiała słuchać dogadywania Milerowej. Podczas spaceru Wokulski spotyka Wąsowską, która stara się usprawiedliwić Belcię. Ostatecznie udaje je się wytłumaczyć Wokulskiemu, że nic złego się nie stało, i że panna Izabela chce się z nim pogodzić. Rzeczywiście, ostatecznie po wizycie u Łęckich zostaje przyjęty jako narzeczony. Rozpromieniony mówi o tym Rzeckiemu, który blednie z wrażenia. Dodatkowo okazuje się, że Ludwik Stawki żyje, mieszka gdzieś w Algierze pod nazwiskiem Ernest Walter. Wokulski obiecuje to sprawdzić i idzie się pożegnać z panią Stawską, która postanawia opuścić Warszawę. Panna Izabela natomiast informuje o narzeczeństwie Wąsocką, która wyraża się sceptycznie o możliwości porozumienia między Izabelą a Wokulskim.
Rozdział XIV
Pogodzeni małżonkowie
Od połowy kwietnia baronowa zmieniła znacznie swoje zachowanie. Nadal była rozdrażniona, ale nie wyżywała się już na wszystkich. Przyczyna tej zmiany była prosta: otóż baron wrócił do domu. Zaproponował jej opiekę, zabrał na salony, rehabilitował nazwisko. Zagroził, że wszystkich, którzy nie złożą im rewizyt, wyzwie na pojedynek. W ten sposób poszerzyli grono znajomych. Wyjaśniają się także szachrajstwa Maruszewicza, który przywłaszczył sobie 200 rubli ze sprzedaży klaczy i podrobił podpis barona na prośbie o pożyczkę. Nie trafia on jednak do wiezienia, gdyż Wokulski na jego oczach rozrywa nieszczęsne dowody jego winy i każe mu znikać ze swojego życia.
Rozdział XV
Tempus fugit, aeternitas manet (Czas ucieka, wieczność trwa)
Ciotka panny Izabeli - Hortensja, mieszkająca w Krakowie wzywa ja do siebie. Wyrusza rychło wraz z ojcem i Wokulskim oraz Starskim, który po śmierci prezesowej nie dostał tyle zapisu, ile sobie życzył i postanawia wyjechać za granicę. Wokulski zgadza się, aby jechał z nimi. Wynajmuje dla 4 osób cały wagon. Gdy Izabela zaczyna rozmawiać ze Starskim pół po polsku, a pół po angielsku przesuwa się w kierunku pana Tomasza. Cały czas jednak słucha uważnie. est to moment przełomowy w powieści: przekonani, że Wokulski nie zna angielskiego, Izabela i Satrski opowiadają o swoim romansie, o tym, jak podczas pieszczot zgubili prezent od Wokulskiego, czyli medalion z metalem od Geista. Po pewnym czasie Wokulski nie słucha dalej - wszystko jest dla niego jasne. Załamany i rozdrażniony prosi konduktora, żeby udawał, że jest do niego telegram. Pod tym pretekstem żegna się oschle ze wszystkimi, Starskiemu mówi, że wcale nie jest tak wspaniały i demoniczny, jak myśli, a pannie Izabeli, już z peronu, daje do zrozumienia, że rozumie po angielsku. Pociąg odjeżdża. Wokulski czeka na następny do Warszawy - ma być za 5 godzin, zaś z Warszawy za 3 kwadranse. Jest załamany i roztrzęsiony, sam nie wie, co robi. Idzie powoli wzdłuż torów w kierunku Warszawy, a za nim podąża jakiś człowiek, choć on go nie widzi. Uzmysławia sobie, że nie pozostaje mu nic innego, jak popełnić samobójstwo. Gdy dostrzega pociąg nadjeżdżający od strony Warszawy, kładzie się na torach. W ostatniej chwili ratuje go pracownik kolei, który przedstawia się jako Wysocki, brat tego z Warszawy, któremu Wokulski w zeszłym roku sam wystarał się o posadę w Skierniewicach. Wokulski nie jest wdzięczny - zaczyna spazmatycznie szlochać. Prosty chłop przypomina psalm „Kto się w opiekę odda Panu swemu”. Rozstają się nad ranem, Wokulski prosi o dyskrecję i daje kilkaset rubli dla dzieci Wysockiego. Mówi także, że jeśli jeszcze kiedyś spotka samobójcę, to niech go nie ratuje.
Rozdział XVI
Pamiętnik starego subiekta
Na początku opisuje sytuację polityczną w 1879 r. Następnie wspomina o zmianie, jak zaszła w zachowaniu Szlangbauma - wcześniej nieśmiały, teraz zupełnie się rozpanoszył, próbuje dostać się na salony, pogardza pracownikami i zwalnia ich. W całej Warszawie narastają nastroje antysemickie. Rzecki wspomina także, ze jest niezdrów i chciałby gdzieś wyjechać, może na Węgry. Kiedy jednak Wirski w ciągu kilku dni wyrobił mu paszport i spakował do podróży, pan Ignacy przestraszył się tempem zmiany w życiu i stchórzył. Na końcu rozdziału wspomni nawet, że już kupił bilet i wsiadł do pociągu do Krakowa, ale po trzecim dzwonku wysiadł. Po tym zdarzeniu porzucił plany wyjazdu. Opisuje także powrót Wokulskiego - jak zamknął się w pokoju i kilka dni nikogo nie przyjmował. Z Szumanem przeprowadzili małe śledztwo, z którego wynikło, że zerwał z Łęcką i wysiadł na stacji w Skierniewicach. Szuman snuje domysły o próbie samobójczej, ale Rzecki nie daje im wiary. Ich rozmyślania potwierdza Mraczewski, który coraz bardziej stara się o panią Stawską. Ta, będąc w Warszawie, odwiedziła Rzeckiego i wypytywała o stan Wokulskiego. Tymczasem do domu baronowej, dzięki fortelowi, wprowadzili się znów ci sami studenci, którzy teraz, dla odmiany, dokuczają Maruszewiczowi i spiskują z Klejnem.
Rozdział XVII
Dusza w letargu
Wokulski wspomina swój powrót ze Skierniewic. Następnie przez kilka tygodni nie wychodzi z domu: czyta książki, z rzadka przyjmuje gości. Najczęściej odwiedzają go i próbują zmusić do normalnego funkcjonowania Rzecki i Szuman. Ten ostatni prowadzi z Wokulskim rozmowy o śmierci (sam w młodości też próbował się zabić przez miłość), o Żydach, o sensie nauki, itp. Pewnego dnia Wokulski otrzymał gruby list z Paryża, jak się okazało informujący o śmierci Ludwika Stawskiego. Dużo rozmyśla na temat planów powrotu do Geista. Odwiedza go również Szlangbaum, który wykupiwszy sklep, proponuje mu umieszczenie kapitału w jego rękach na niezły procent. Wokulski odmawia. Problem żydowskich handlarzy staje się bardzo ważny, kiedy Wokulski (mimo próśb księcia) rezygnuje ze spółki handlowej, którą założył. Kilka dni po wizycie Szlangbauma Wokulskiego odwiedza Rzecki, który nadal próbuje go zeswatać ze Stawską, a także opowiada, że przez zarzuty Maruszewicza aresztowano Klejna i dwóch studentów. Rozmawiają także o niebezpieczeństwie, jakie niesie przewaga żydowskiego kapitału nad polskim. Wszyscy (subiekt, książę, Szuman) namawiają Wokulskiego do pozostania w spółce. On jednak po 2 miesiącach takiego „pustelniczego” życia nie jest w stanie dalej nią kierować. Kolejną sensacją było wystąpienie ze spółki księcia, który tylko Wokulskiemu gotów był powierzyć kapitał. Przewodniczącym spółki został Szlangbaum. Po takiej decyzji Wokulski odebrał mnóstwo wizyt pożegnalnych (najbardziej wzruszył go furman Wysocki) oraz mnóstwo nieprzychylnych anonimów. Stracił więzy łączące go z ludźmi. Za radą Szumana postanowił znaleźć cel w życiu. Pewnego dnia odwiedził go Węgiełek, który zapytany o pożycie małżeńskie, opowiedział, że nie jest dobrze, gdyż brzydzi się byłymi mężczyznami swej żony (i nią samą), odkąd jednego z nich zobaczył. Okazuje się, że był to Starski, który przy ruinach zamku w Zasławiu bałamucił żonę barona - panią Ewelinę. Wieczorem odwiedził Wokulskiego Ochocki, który przyniósł nowe szczegóły do opowieści Węgiełka. Otóż, baron, nakrywszy żonę z kochankiem, rozwiódł się z nią i ją wypędził. Miało to, według Ochockiego, bardzo dobry skutek, gdyż wcześniej, zaplątany w intrygę żony i Starskiego, jako wykonawca testamentu prezesowej chciał zgodzić się na jego obalenie przez Starskiego. Poza tym baron, załamany po stracie żony, postanowił zainwestować w budowę pracowni technologicznej, do czego namawiał go Ochocki. Po odejściu młodego wynalazcy w Wokulskim obudził się naukowiec - pobiegł do sklepu i zakupił mnóstwo urządzeń, potrzebnych do eksperymentów. Zaczął się uspokajać, częściej wychodził z domu. Jednak wizyta w Łazienkach znów go rozstroiła - zaczął myśleć, że może się pomylił, że może on i nie romansowali ze sobą. Myśli te jednak szybko pierzchły. Pewnego dnia otrzymał od pani Wąsowskiej zaproszenie do niej do domu, które postanowił przyjąć. Wizyta ta ma zbawienne dla Wokulskiego skutki - odkochuje się w pannie Izabeli. Zaczyna dostrzegać inne kobiety, m.in. panią Wąsowską. Rozmawiają na temat stosunków damsko-męskich. Wąsowska bierze w obronę Izabelę i Ewelinę, czyniąc z nich ofiary nieszczęśliwie ulokowanych uczuć. Wokulski zbija jej argumenty szczerym, ironicznym śmiechem. Dziękuje, że go wyleczyła i gwarantuje, że nie uda jej się pogodzić go z panną Łęcką. Zaczyna za to flirtować z samą Wąsowską, co go niezmiernie uszczęśliwia. Po wyjściu spotkał Szumana, który żartobliwie polecił mu często zmieniać klimat i kochanki, bo to będzie mu służyć. Pani Wąsowska zaprosiła Wokulskiego na spacer do Łazienek i jeszcze raz próbuje pogodzić go z Belą. Dała mu list, który dostała od panny Łęckiej. Izabela pisała tam, że kokietuje inżyniera, przyjmuje wstępnie oświadczyny marszałka, ale że kosztuje ją to wiele nerwów. Wokulski poczuł, że mimo iż tak nią pogardza, nadal coś do niej czuje, ale być z nią nie może. Po kilku rozmowach i pożegnaniu z panią Wąsowską udał się do Rzeckiego. Stary przyjaciel wyglądał na bardzo osłabionego. Odrzuca ostatecznie możliwość małżeństwa ze Stawską. Mówi też, że nie wie, co dalej z nim będzie: albo wypłynie i będzie sławny, albo pożegna się ze światem. Wszystkie swoje ruchomości sprzedał Szlangbaumowi i po kilku dniach wyjechał nie wiadomo dokąd i na ile.
Rozdział XVIII
Pamiętnik starego subiekta
Zaczyna od polityki - właśnie zabito Napoleona IV (choć on do końca w to nie wierzy). Powoli upada to, w co wierzył - przestaje go interesować polityka. Te zapiski są urywane, często zmienia temat. Przechodzi na chwilę do kiepskiego stanu swojego zdrowia. Szuman zabronił mu się denerwować, pić kawę, wino i piwo, co sprawiło, że Rzecki prawie nie wychodzi od siebie. Wspomina o wybuchach antysemityzmu i o wyjeździe Wokulskiego do Moskwy. W tym czasie Mraczewski oświadczył się pani Stawskiej i został przyjęty.
Rozdział XIX
…?...
Rzecki rzadko przychodzi do sklepu, należącego teraz do Szlangbauma. Jedyną pracę, jaką tam wykonuje (i to za darmo) jest przygotowywanie całotygodniowej wystawy sklepowej. Nie może chodzić na piwo, więc pewnego dnia przychodzą do niego Szprot i Węgrowicz, których wkrótce przepędza doktor Szuman. Zanim wyszli zdążyli jednak poinformować znajomego o plotkach, jakie krążą o Wokulskim - że jest bankrutem, wariatem, itp. Pewnego dnia Szuman przyniósł wiadomość o tym, że Wokulski wyjechał do Odessy, a stamtąd ma zamiar udać się do Indii, Chin, Japonii, aż do Ameryki. Wiadomość ta zdumiała subiekta. Zszedł na chwile do sklepu, gdzie spotkał Ochockiego. Opowiada on, że pan Łęcki nie żyje, a Izabela poprzez swoje intrygi straciła ostatnich konkurentów: inżyniera, z którym zdradzała marszałka i samego marszałka. Następnie rozmawiają o Wokulskim - Ochocki, który wyjeżdża do Petersburga, obiecuje napisać, gdy będzie miał jakieś wieści o Stachu. Od tego czasu chory czuł się lepiej - Szuman cieszył się ze skutków swojej kuracji, choć tak naprawdę Rzeckiego ożywiła świadomość, że prędzej czy później dostanie list od Wokulskiego. Szuman dowiedział się niezwykle intrygujących wiadomości - że Wokulskiego raz widziano w Zasławiu, a raz w Dąbrowie, gdzie kupił dwie laski dynamitu. Pierwszego października adwokat Wokulskiego wzywa do siebie Rzeckiego i wręcza mu testament kupca: 140 tysięcy rubli dla Ochockiego, 25 tysięcy dla Rzeckiego, 20 tysięcy dla Stawskiej, a pozostałe 500 dla innych pracowników: Węgiełka, stolarza z Zasławia i obydwu Wysockich. Mraczewski, po otrzymaniu wiadomości, przybył w imieniu pani Stawskiej, ale wahał się, czy powinni wziąć pieniądze. Rzecki „uspokoił” go, że pewnie Wokulski już nie żyje i należy spełnić jego wolę. Sam Rzecki myśli o założeniu sklepu do spółki z Mraczewskim i Stawską.
Pewnego wieczoru Rzecki wymyśla wystawę na przyszły tydzień. Wspomina kilka ważnych szczegółów, m.in. list Węgiełka. Pisze do Wokulskiego, aby dał znać, że nic mu nie jest, bo żona się martwi, gdyż on sam widział kupca spacerującego w ruinach zamku, a w chwilę później nastąpił wybuch. Węgiełek przeszukiwał ruiny, ale nie znalazł tam zwłok. Na pamiątkę cudownego ocalenia, jak mniemał, postawił krzyż z napisem non omnis moriar (nie wszystek umrę). Szuman dziwi się, że po otrzymaniu tego listu Rzecki jest spokojny - dla niego jasne jest, że Wokulski popełnił samobójstwo. Subiekt myśli jednak, że Wokulski tylko zniszczył zamek, bo przypominał mu chwile z Izabelą. Rozmyślania przerywa mu pracownik Szlangbauma, który wysłał go tu, aby pilnował, czy subiekt czegoś nie kradnie. Rzecki jest załamany i rozwścieczony - zamyka szpiega w sklepie i idzie do siebie. Następnego dnia, gdy trochę ochłonął napisał dwa listy: do Stawskiej, czy nie chce wrócić do Warszawy i do Lisieckiego, czy nie zostanie subiektem w jego sklepie. W pewnym momencie wypada mu pióro z ręki i czuje ostry ból. Jest to najprawdopodobniej zawał serca. Około drugiej znajduje go sługa - Kazimierz. Biegnie zawiadomić Szlangbauma, tan zaś wzywa Szumana i Ochockiego, który właśnie opowiadał doktorowi, że Izabela wstępuje do klasztoru. Maruszewicz informuje ich, że Rzecki umarł. Szuman wspomina, że był to ostatni romantyk. Ochocki dostrzega jednak w bocznej kieszeni słowa z listu Węgiełka non omnis moriar i przyznaje im rację.
Jórgen Brandes - krytyk duński
1
PROZA REALISTYCZNA