Bohater
- W porządku, podzielcie się na grupy. Jeremy, możesz zacząć? Oczekuję krótkiej prezentacji na temat tego o czym mówiliśmy. Ben twoja grupa będzie zadawała pytanie drugiej, a jeśli jeszcze raz zobaczę, że bawisz się kijem bejsbolowym zapomnę, że masz dzisiaj mecz i dostaniesz szlaban. Nie rozumiem dlaczego daje się dzieciom do ręki takie niebezpieczne narzędzia... Grupa z tyłu dostaje trzy tematy.- Proszę.
- Przeanalizuj motywy rodziny. Jakie były relacje rodzic/dziecko. Osobowości i motywy bohaterów powieści. Jakie są skutki różnych stylów wychowania, bla,bla,bla…- Brian Tipton rzucił kartkę na stolik. - Dudley tym razem ty będziesz mówić, więc lepiej zacznij pisać.
- Czy ty w ogóle to przeczytałeś?- zapytał z irytacją Derek Jones.
- Tak, tak - bez entuzjazmu przytaknął chłopak. To pomimo wszystko był test, a on rozpaczliwie potrzebował podciągnąć swoją ocenę z angielskiego, żeby móc zapisać się do drużyny zapaśniczej. Z roztargnieniem robił notatki starając się ułożyć to co miał powiedzieć klasie.
- Więc co sądzisz o relacjach między Eliotem i jego rodzicami?
- Były toksyczne? O to ci chodzi?
- Mówiłeś, że czytałeś książkę - padły oskarżycielskie słowa.
- Czytałem, ale nie zamierzam powiedzieć nic głupiego i to przy całej klasie. Nie nadużywali swojej władzy. Nie pamiętam, żeby go bili czy coś takiego.
Jeden rzut oka wystarczył mu, żeby wiedzieć, że prawdopodobnie palnął coś głupiego i będzie musiał ponownie przeczytać książkę.
- Jeśli tyko bicie jest znęcaniem to tak, ale oni go poniżali.
- Zawsze był przyczyną kłopotów. Oczywiście, że rodzice wpadli w szał - zaprotestował. Kiedy czytał książkę Eliot przypominał mu jego głupiego kuzyna. Książkowi rodzice traktowali swojego syna tak jak jego Harrego.
- Są granice krzyczenia na dziecko, kiedy zrobi coś złego. To tu jest ekstremalne. Myślę, że autor chce wyraźnie wykazać związek między znęcaniem się nad Eliotem a jego działaniami. Eliot robi to wszystko, bo nie sądzi, że kiedykolwiek ktoś się o niego troszczy - stwierdził Derek wskazując na notatki Dursleya. - Lepiej to sobie zapisz.
- Podziwiaj przyszłego psychologa - zaczął mu dokuczać Brendon Farn.
- Hej, poproszono nas, żebyśmy ocenili relacje w te rodzinie. To nie moja wina, że jestem od ciebie mądrzejszy - odpalił Derek.
Brendon roześmiał się - Cóż, myślę, że uważasz się za cholernie wyjątkowego, prawda?
- O tak - Derek uśmiechnął się. - W każdym razie ranią jego uczucia, więc lepiej o tym powiedzieć.
Dudley gapił się na niego tępo więc Derek westchnął.
- W porządku, to znaczy, że rodzice znęcając się nad nim dają mu do zrozumienia, że traktują go jak gówno, a przecież rodzice nie powinni tak robić? Nigdy nie wyjaśniają dlaczego go karzą, uważają, że to oczywiste, że nie przejmują się swoim dzieckiem. Autor pokazuje konsekwencje takich działań, a w końcu ... poczekaj znajdę ten fragment do zacytowania...
Kiedy koledzy skończyli tą prezentację za niego Dudley z niedowierzaniem stwierdził, że wszyscy uważają, że rodzice dręczyli Eliota. A przecież ta fikcyjna rodzina była przecież wręcz łagodna w stosunku do tego co robili z Harrym jego rodzice. Oczywiście Eliot nie był czarodziejem, a to sprawiało wielką różnicę. Jeśli Eliot byłby tak niebezpieczny jak Harry pewnie stwierdziliby coś innego, prawda?
Czytanie wniosków swojej grupy zakończył tuż przed dzwonkiem. Kiedy nauczycielka podyktował pracę domową wszyscy zaczęli wstawać i z ulgą pakować książki.
On sam powoli chował swoje podręczniki, powiedział kolegom, że zostaje bo musi coś uzupełnić, a kiedy ostatni uczeń wyszedł podszedł do biurka nauczycielki.
- Jakiś problem Dudley? - zapytała starsza kobieta.
Dudley zawahał się, ale musiał zadać to pytanie. - W mojej prezentacji stwierdziłem, że rodzice znęcali się nad Eliotem. Uważa pani, że tak było naprawdę?
Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem - Naprawdę?
- Ja ... no cóż, może rodzice byli na niego tylko coraz bardziej wściekli, bo był takim wstrętnym bachorem? Ale w mojej grupie wszyscy uważali, że to było znęcanie się.
Nauczycielka przyglądała mu się z uwagą. - Usiądź Dudley, zwolnię cię z następnej lekcji.
Dudley skinął głową i przysunął najbliższe krzesło.
- Posłuchaj znęcanie się nie musi oznaczać tylko przemocy fizycznej. Sposób w jaki traktowali Eliota rodzice nie był odpowiedni. Zauważyłeś jak go ignorowali? Matka nie chciała nawet uznawać go za członka rodziny, autor wyraźnie chciał pokazać, że brakowało jej instynktu macierzyńskiego chociaż być może przekazane jest to w subtelny sposób, bo opisy życia domowego pochodzą od samego Eliota, który takie zachowanie uważa za normalne. Zauważyłeś to w trakcie czytania?
- Nie bardzo. Może tak - wymamrotał Dudley myśląc intensywnie co mógł przegapić. - Chodzi o to, że nigdy nie obchodziło jej gdzie był, chyba, że czegoś od niego potrzebowała?
Nauczycielka skinęła głową. - I jeszcze o inne rzeczy. Być może powinieneś jeszcze raz przeczytać książkę.
Dudley przytaknął z roztargnieniem. - Więc to naprawdę jest znęcanie się?
- Cóż wielu nastolatków ma problemy z rodzicami, ale rodzice Eliota obrażali go i manipulowali nim. Pomyśl ile emocjonalnych szkód doświadczyłbyś gdyby robili tak twoi rodzice - wyjaśniła wpatrując się w niego. - Dudley czy mogę zapytać dlaczego tak bardzo to cię interesuję? Czy twoi rodzice traktują cię w podobny sposób jak Eliota?
- Nie - zaprzeczył szybko. - Wcale nie. A może po prostu niektórzy ludzie zasługują na takie traktowanie? Wiem, bo znam kogoś takiego. Jego rodzice umarli kiedy był mały, więc jego krewni zmuszeni byli do zajęcia się nim, ale tak naprawdę go nie lubią. Bo on robi wszystko, żeby go nienawidzić.
- Powiedzieli mu to? - w głosie nauczycielki brzmiało przerażenie.
- Być może. Nie wiem - odparł Dudley czerwieniąc się przy tym kłamstwie. - Proszę zrozumieć, on nie jest normalny. On naprawdę jest ...nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa ... um ciężarem dla wszystkich. Sam stwarza problemy, a rodzina niewiele może na to poradzić... Został u nich i sprawia wiele problemów... takich jak Eliot. Myślę, że tak albo naprawdę jeszcze więcej.
- Ale jakich? To problemy związane są z prawem?
- Nie - z niechęcią zaprzeczył Dudley. - Jest dziwny, a rodzina chciałaby żeby był normalny.
- Rozumiem.
Dudley wątpił w to, ale nie chciał się wychylać, teraz zastanawiał się co ma powiedzieć jeśli nauczycielka zacznie drążyć temat, miał nadzieję, że tego nie zrobi, a jeśli tak to ucieknie.
- Wiem, że dla rodziny może być problemem radzenie sobie z trudnymi dziećmi i młodzieżą i to niezależnie od przyczyn, ale bez względu na to co dziecko robi, nawet jeśli popełnia przestępstwo lub ma problemy z osobowością istnieją sposoby traktowania, które są nie do przyjęcia. Czasami trudno to zauważyć jeśli nie jest to fizyczne znęcanie się, ale jeśli przyjrzeć się uważniej to można wyczuć, że coś jest nie tak, że przekroczono granice. Tak jak u Eliota. Twoi koledzy zauważyli, że to było złe - odwróciła się do komputera i wyszukała stronę biblioteki szkolnej. - Jeśli masz czas sądzę, że powinieneś przejrzeć kilka książek z psychologii mówiących o nadużywaniu przemocy wobec dzieci. To może pomóc ci zobaczyć tego chłopca w zupełnie innym świetle. A jeśli problem jest poważniejszy niż uważasz sprawią, że to sobie uświadomisz - zapisała kilka cyfr na karteczce i podała ją Dudleyowi.- Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał porozmawiać zawsze możesz przyjść do mnie, dobrze? A jeśli uważasz, że twój znajomy potrzebuje pomocy zadzwoń pod ten numer.
Dudley skinął głową kiedy nauczycielka pisała mu usprawiedliwienie na następną lekcję.
* * *
Tydzień później Dudley siedział w bibliotece gdzie tak po prawdzie wcześniej nie bywał. Podobnie jak inni chłopcy w jego szkole zazwyczaj korzystał z internetu i ściągał z niego prace domowe. Kiedy powiedział, że idzie do biblioteki przyjaciele zaczęli się z niego śmiać i zastanawiać się czy przypadkiem nie ma tam kogoś od kogo chce wycyganić fajki albo piwo. Cóż, będą rozczarowani kiedy wróci trzeźwy.
Znalazł książkę i usiadł na uboczu. Próbował zapomnieć o całej tej sprawie, nie chciał mieć z tym problemu, ale naprawdę nie wiedział jak coś takiego można było uznać za dręczenie. Nauczycielka i jego koledzy po prostu nie rozumieli go, a on nie potrafił im tego wytłumaczyć. A im więcej o tym myślał tym bardziej zdawał sobie sprawę, że nie może znaleźć logicznego wytłumaczenia na to jak jego rodzice traktowali Harrego. Zawsze uznawał za pewnik, że kuzyn jest niebezpieczny, nienormalny i rujnuje ich życie. Ale czy ze względu na zagrożenie nie lepiej było mieć Harrego po swojej stronie? A jeśli już był tym dziwadłem, to patrząc na to realistycznie chyba nie ponosił za to winy? W końcu jego matka była ciotką Dudleya, więc co by było gdyby on miał magiczne właściwości? Kiedy o tym pomyślał poczuł się bardzo niewygodnie z wykorzystaniem tego jako wymówki. A jeśli to Harry rujnuje swoje życie to czy nie można by mu pomóc przed pogrążeniem się?
Przecież jego rodzice byli dobrymi ludźmi! Byli jego rodzicami! Przecież nie robiliby czegoś takiego gdyby nie mieli dobrego powodu? Nie był pewien co spodziewał się znaleźć w tej książce, ale musiał ją przeczytać. Musiał zdefiniować słowo "znęcanie się", żeby spokojnie móc powiedzieć, że coś takiego nie ma miejsca w jego domu. Ale kiedy czytał, to okropne uczucie nasiliło się zamiast zniknąć. Chociaż nie wszystko pasowało bardzo wiele zgadzało się. Harry nie kradł, nie zachowywał się dziwnie ani nie samo okaleczał się, ale na pewno nosił oznaki wskazujące na to że był ofiarą znęcania się. Chociaż było tak wiele symptomów, które wydawały się być kompletnie przeciwstawnymi i mogły odnosić się do wszystkich ludzi. No i wcale nie musiały być oznakami znęcania się. Na przykład Harry miał niską samoocenę, ale mogło to wynikać z tego, że był dziwadłem i wiedział o tym. Był dziwny i nikt nie chciał się z nim przyjaźnić. Nigdy nie należał do żadnej paczki, dzieci z osiedla zawsze wolały towarzystwo Dydleya a nie jego i to mogło wywołać wiele objawów.
Lista zachowań wskazujących na emocjonalne poniżanie była trudniejsza do zignorowania. Manipulowanie osobą w celu wywołania u niej poczucia winy za rzeczy, które nie mają z nią nic wspólnego" Rodzice robili to za każdym razem, kiedy Dudley coś zbroił a czasami i bez tego. Teraz przypominając sobie jak mama wołała Harrego i krzyczała na niego za bałagan w kuchni nie myślał już że to jest śmieszne. Pamiętał, że kiedyś, kiedy byli mali, gdzieś na początku podstawówki, mama mrugając do niego porozumiewawczo wylała coś na podłogę a potem wrzeszczała na Harrego tak bardzo, że chłopak stał jak sparaliżowany i tylko trząsł się, kiedy dostał w twarz. Dudley myślał wtedy, że w ten sposób go wychowuje, ale kuzyn i tak nic z tego nie rozumiał. I to prawdopodobnie znaczyło, że to było złe.
"W negatywny sposób porównują do innych". Boże przecież rodzice zawsze tak robili mówiąc o nim i o Harrym. Czy ta lista na pewno była dobrze ułożona? Ale na coś liczyli, czy w ten sposób nie chcieli poprawić zachowania Harrego? Z książki wynikało, że to nic nie da, nawet on to wiedział. Harry był zły, a rodzice chronili swoje dziecko. To Dudley był najważniejszy, tata i mama jasno dawali do zrozumienia, że Harry był nikim.
Czytał dalej "Traktują uprzejmie innych ludzi i nie znęcają się emocjonalnie nad nikim innym oprócz ofiary". "Winią tą osobę za wszystkie nieszczęśliwe zdarzenia w życiu". "Problemy ofiary uznają za nieważne lub uznają, że podchodzi do nich nadmiernie emocjonalnie". " Grożą karami cielesnymi". Przecież jego rodzice nigdy nie mówili tego poważnie, prawda? "Zmuszają ofiarę do wykonywania nieprzyjemnych lub upokarzających czynności" natychmiast przypomniał sobie parę obrzydliwych sytuacji. "postrzegają siebie jako męczenników i ciągle oczekują szczególnego traktowania" Jezu ...
Ale były też rzeczy, które nie pasowały i to było jeszcze gorsze. "Kochają ofiarę i traktują ją jak księcia, kiedy są z niej zadowoleni". W porządku, coś takiego nigdy się nie wydarzyło, ale czy to nie oznacza, że Harremu nigdy nie okazano nawet odrobiny uczucia? "Bardzo często nie są zadowoleni z zachowania ofiary" Bardzo często? Raczej nigdy. "Maltretowanie następuje tylko wtedy, kiedy są niezadowoleni z zachowania ofiary". Czy to oznacza, że Harry musiał by być niegrzeczny, odszczekiwać się lub ignorować?
Ale to co przeraziło go najbardziej to to co przeczytał na temat przemocy fizycznej " ...w tym uderzanie lub rzucanie obok ofiary różnych przedmiotów". Zamknął książkę i drżącymi rękami przeczesał włosy. Ile razy widział jak rodzice, kiedy byli wściekli rzucali czymś w Harrego? Ile razy widział jak kuzyn chowa się w szafce pod schodami albo ucieka z domu kiedy coś uderzało w ścianę obok niego? Ile razy widział jak te przedmioty trafiały w cel? Ile razy widział jak Harry był bity w głowę, plecy i rzadziej, raczej przy okazji w twarz? Czy mama nie tłukła go patelnią? Wtedy nie traktował tego poważnie, wydawało mu się to nawet śmieszne. A teraz czuł się chory i zdezorientowany.
Co naprawdę przez te wszystkie lata działo się w jego domu? To co napisano w książce to nie mogła być prawda. Jego rodzice byli mili, kochali ludzi! Dali mu wszystko co chciał a nawet więcej. Z pewnością nie byli ludźmi tego pokroju o jakich pisano w tej książce, nie byli tacy jak rodzice Eliota.
Myśląc o tym odłożył książkę na półkę. Nie będzie się tym przejmował, nie będzie paranoicznie o tym myślał. Tu chodziło o inne rodziny. Tak, zupełnie inne. Harry był ... no był kim był. Mama i tata musieli postępować z nim w określony sposób. Taki głupi psycholog nie mógł tego zrozumieć.
* * *
Tej nocy śniło mu się, że nie zostawił książki w bibliotece tylko położył ją na swoim biurku, a kiedy wszedł do pokoju zobaczył, że Harry siedzi przy nim i czyta listę.
- Tutaj jest wszystko - powiedział Harry z jego snu zamykając książkę i patrząc na niego z ciekawością. - Możesz zignorować opowiadanie o Eliocie, ale to jest o mnie, nie możesz wymazać tej list Dudley. To jest książka z biblioteki, nie możesz jej zniszczyć. Wiesz jestem głodny. Myślę, że niedługo umrę i jeśli to się stanie proszę nie wkładaj mojego ciała do komórki. Nie chcę znowu uderzyć się w głowę.
Dudley wzdrygnął się i obudził. Sięgnął do szafki wziął swój telefon i książkę do angielskiego. Świecąc sobie komórką zaczął ponownie, tym razem dokładniej czytać. Tym razem wiedział, czego nie zrozumiał za pierwszym razem. To była książka o jego rodzinie. Przez następne tygodnie starał się o tym zapomnieć, ale to stawało się coraz gorsze. Patrzył na swoje wspomnienia oczami nauczycielki i kolegów. I w tych oczach to wyglądało bardzo źle.
Czuł się tak jakby nauczycielka już wszystko wiedziała. Wydawało mu się że ma wypisane na twarzy "moi rodzice znęcają się nad moim kuzynem", że nawet jego przyjaciele już o tym wiedzą.
Kiedy wracał pociągiem do domu bał się spotkania z rodzicami. Coś czego nigdy wcześniej nie czuł. Wstydził się ...wstydził się za nich i oczywiście czuł się winny, że w ten sposób myśli o mamie i tacie. To było takie frustrujące.
Ale kiedy wysiadł z pociągu i zobaczył ich promieniujących z dumy poczuł ulgę. Nagle przypomniał sobie jak mama dbała o niego kiedy był chory, jak tata uczył go jeździć na rowerze, jak tulił go czytając mu bajki na dobranoc. To było to. Kochał swoich rodziców i wiedział, że oni też go kochają. To mu wystarczało.
Oczywiście gdy samochód zatrzymał się na podjeździe natychmiast zobaczył Harrego malującego szopę i wtedy jego pewność załamała się.
* * *
- Gdzie jest Harry? - zapytał kiedy matka zaczęła podawać kolację. Zazwyczaj Harry to robił, czasami nie wolno było mu jeść, ale zwykle tu był, a tego wieczora wcale go nie widział.
- Ma karę - stwierdził beztrosko ojciec - Petunio, kochanie, jak to wspaniale wygląda.
- Dziękuję kochanie! Znalazłam ten przepis w jednej z moich starych książek kucharskich, ale wprowadziłam kilka zmian - matka z wdziękiem zajęła swoje miejsce- I pomyśleć, że prawie o niej zapomniałam.
- A za co został ukarany?- naciskał Dudley.
- Za niechlujne wypełnianie swoich obowiązków- wyjaśnił szybko ojciec próbując mięsa - To jest pyszne kochanie.
- Cudownie! Zawiera mało tłuszczu więc jestem jeszcze bardziej zadowolona słysząc że ci smakuje. Jestem taka dumna z naszego Dudziaczka. Nie sądzisz Vernon, że wyprzystojniał?
- Jaką dostał karę?
- Nie martw się synu, wiem co robię. - zapewnił go Vernon, ale Dudley nie chciał tak tego zostawić. Czy to nie było niezdrowe?
- Cóż, nie jestem pewien, ale sądzę, że Harry nie powinien przegapić kolacji.
Rodzice popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
- Ten bachor dostanie jeść, kiedy nauczy się dobrze zachowywać - powiedział po chwili ojciec.
- Dlaczego Harry ma tak wiele obowiązków a ja żadnego? - Dudley miał nadzieję, że rodzice powiedzą mu coś przekonującego, tak jest zawsze odkąd pamiętał. - Może nie zdążył? Naprawdę nie wydaje mi się, żeby zrobił coś złego, nigdy tego nie robi, tylko mruczy coś kiedy się wścieka, że jest niesprawiedliwie traktowany.
- Czy ten chłopak powiedział ci, że jest niesprawiedliwie traktowany?- Vernon rzucił widelec na stół. - Ten mały ...
- Nie, nie powiedział nic takiego - przerwał mu nieco zirytowany Dudley, kiedy znowu nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie.
Rodzice przyglądali mu nic nie rozumiejąc.
- Czytałem w książce od angielskiego o rodzinie takiej jak nasza i wszyscy mówili, że to znęcanie się - stwierdził z zażenowaniem.
- Dziecko - Petunia westchnęła - Czy bohaterowie książki mieli do czynienia z kimś tak nienormalnym?
- Nie - przyznał Dudley.
- Synku, musimy trzymać tak krótko tego chłopaka tylko dla naszego bezpieczeństwa. Musi wiedzieć, że jego dziwaczne sztuczki nie będą tolerowane. To jedyny sposób, żeby nam nie zaszkodził - wyjaśnił mu ojciec.
Dudley skinął głową i przysunął swój talerz. - Cóż, może gdybyśmy byli dla niego milsi nie chciałby używać na nas magii? Zresztą zrobił to tylko raz kiedy ciotka Marge mówiła brzydkie rzeczy o jego mamie. To ten wielkolud przyprawił mi ogon, bo zjadłem ciasto Harrego i mówiłem źle o jego szkole.
- Kochanie dorastałam z kimś takim. Są niebezpieczni. Musisz zaufać swojemu tacie, on wie jak radzić sobie z Harrym - powiedziała mama klepiąc go delikatnie po ręce. - A teraz dosyć gadania na ten temat, chcę usłyszeć jak minął ci semestr.
- Mam jeszcze tylko jedno pytanie - powiedział z uporem Dudley ignorując westchnięcie rodziców. - Co by było gdybym to ja był dziwadłem? Czy traktowalibyście mnie jak Harrego?
Rodzice patrzyli na niego jakby postradał zmysły.
- Zrobilibyśmy wszystko, żeby ci pomóc - powiedziała uroczyście matka.
- Więc kazałabyś mi wykonywać wszystkie te prace, trzymała mnie w schowku pod schodami i na mnie krzyczała? - zapytał i zmieszał się kiedy w oczach mamy zobaczył łzy.
- Oczywiście, że nie kochanie! Nigdy nie traktowałabym cię inaczej niż jak aniołka, którym jesteś.
- To dlaczego nie możesz tak traktować Harrego?- naciskał.
- Dosyć - przerwał mu surowo ojciec. - Koniec tych idiotycznych pytań. Zdenerwowałeś mamę. Jesteśmy twoimi rodzicami i wiemy jak postępować. A teraz opowiedz nam o szkole.
- Nie mam ochoty na rozmowę - marudził Dudley i odsunął talerz.
- Ależ Dudziaczku - wtrąciła się matka spanikowanym głosem. - Poczekaj mam na deser czekoladowe ciasto.
Dudley rozchmurzył się na wzmiankę o cieście. - Dobrze ale nie sądzę, żebyście mieli rację,
- Po prostu opowiedz nam o szkole - zachęcała go matka.- Tak pasjonująco opowiadałeś o zapasach. Więc dlaczego sędzia przerwał walkę?
Patrząc na swoich rodziców westchnął i zaczął opowiadać im o całym incydencie ... lub tej wersji, która była przeznaczona dla nich. We wszystkich właściwych momentach byli oburzeni i promieniowali taką dumą, że zaczął zapominać o swoim kuzynie. Wszystko było takie jak być powinno. Tak bardzo go kochali, a on kochał ich. Teraz kiedy oświadczyli, że sędzia był tendencyjny jadł ciasto i śmiał się, ale jakaś jego część nie mogła zapomnieć o siedzącym na górze smutnym i głodnym kuzynie.
Tego wieczora czekoladowe ciasto wydawało mu się trochę mniej słodkie.
* * *
Następnego ranka szurając kapciami i ziewając zszedł na dół. Przywitał się z ojcem czytającym gazetę w salonie, a potem cudowny zapach smażonego bekonu i jajek zwabił go do kuchni. Uroczy nastrój szybko zniknął, kiedy dotarło do niego kto przygotowuje mu posiłek w czasie kiedy siedząca przy stole matka przegląda jakieś czasopismo.
Skrępowany zajął miejsce przy stole. Harry szybko podszedł do niego podając mu talerz z jedzeniem tak jak zawsze odkąd pamiętał. Z jakiegoś powodu nie zauważał tej nie sprawiedliwości, ale teraz to do niego dotarło.
- Dzień dobry Harry - powiedział sprawiając, że matka spojrzała na niego z niepokojem a kuzyn wyglądał tak jakby sądził, że doznał urazu głowy.
- Dzień dobry Dudley - odpowiedział zmieszany i odwrócił się, żeby przynieść dzbanek z sokiem pomarańczowym.
Kiedy podszedł do stołu Dudley zabrał mu dzbanek zanim zdążył napełnić szklanki - Jadłeś śniadanie?- zapytał.
Harry stał się bardziej czujny - Nie - odpowiedział powoli - Nadal mam karę.
- Musisz jeść. Usiądź, możesz zjeść ze mną- stwierdził stanowczo unikając wzroku matki.
Harry zamarł z niepokojem patrząc na ciotkę,
- Dudley daj mu spokój. Słyszałeś ma karę - odezwała się sztywno Petunia.
- Mamo on nie jadł od wczoraj - naciskał Dudley. Pozbawianie kogoś jedzenia zgodnie z książką było przemocą fizyczną. Wiedział, że jego rodzice robili to wcześniej, ale czuł, że jeśli matka pozwoli teraz Harremu zjeść to wszystko to co się stało wcześniej zostanie wymazane i będzie mógł o tym zapomnieć.
Widział z jaką nadzieją kuzyn patrzy na jego talerz i czuł, że nie może ustąpić. Podejrzewał, że gdyby nie obecność matki Harry rzuciłby się na jedzenie.
Ale matka nie skapitulowała.
- Dudley kochanie, wystarczy. Harry jest zajęty. Zjedz śniadanie, a potem będziemy robić to na co masz ochotę. Potrzebujesz czegoś nowego? Może pójdziemy na zakupy albo zrobimy przyjęcie dla twoich przyjaciół.
- Mamo, Harry musi jeść! Nie możemy tak robić! - zaprotestował rozpaczliwe
Mina Harrego zmarkotniała kiedy podszedł do stołu, żeby zabrać talerz ciotki. Podszedł do zlewu i wyrzucił resztki do kosza. Petunia chrząknęła i wymownie uniosła brew. Harry westchnął i wycisnął myjkę do kosza. To było to co zawsze robił kiedy byli dziećmi, ale po raz pierwszy Dudley zastanowił się dlaczego to robi. Prawdopodobnie kiedyś zdesperowany zaczął wyjadać resztki z kosza i został na tym przyłapany.
- Harry możesz skończyć to później, teraz idź do ogrodu - powiedziała matka i chudy nastolatek ruszył do wyjścia rzucając Dudleyowi ostatnie zdziwione spojrzenie.
- Dudley o co chodzi? Nic nie rozumiem. Boisz się, że Harry dosypuje czegoś do jedzenia? A może przeszkadza ci, że w ogóle tu jest. Powiedz mi kochanie.
- Mamo czytałem w tej książce do psychologii, że pozbawianie jedzenia to znęcanie się. - powiedział cicho Dudley. - Nie możemy być takimi ludźmi, mamo, po prostu nie możemy.
Matka westchnęła - Dudley na pewno słyszałeś, że dzieci za karę idą spać bez posiłku na przykład kiedy są niegrzeczne. My musimy postępować ekstremalnie, bo Harry jest ekstremalnym przypadkiem. Pomyśl co, mógłby nam zrobić jeśli byśmy mu pozwolili robić na co ma ochotę.
- Ale mamo ja tylko ...chciałem powiedzieć, że to jest złe - starał się jej wyjaśnić. - Wiem, bo przeczytałem te wszystkie książki i ponownie przeczytałem to opowiadanie w mojej książce do angielskiego .... Znienawidziłem tych ludzi z opowiadania, a my postępujemy tak z Harrym. Czy nie możemy po prostu karmić go i z nim rozmawiać?
- Dudley są rzeczy, których nie rozumiesz i jestem zaskoczona, że mówisz tak po tym co zrobił Marge. Nadal nie rozumiesz, że jest niebezpieczny. Ja i ojciec robimy to dla ciebie. Będziesz żył tak jak ja chciałam żyć kiedy byłam młoda. Nie będziesz nawet przez sekundę bać się tylko dlatego, że ktoś ma szalone zdolności. Zawsze będziesz na pierwszym miejscu, będę cię broniła przed jego nienormalnością, żeby ci nie zaszkodziła w jakikolwiek sposób. Robimy to wszystko dla ciebie. Bez względu na to co czytasz, bez względu na to co mówisz, kocham cię i nic tego nie zmieni,.
- Mamo ...
- Koniec rozmowy Dudley - powiedział tak stanowczo jak nigdy wcześniej. To była jedyna rzecz o jaką jego matka walczyła przez całe życie i to nie wróżyło niczego dobrego.
* * *
Tego wieczora w trakcie kolacji Dudley wiercił się niespokojnie na swoim krześle kiedy Harry podawał im posiłek.
- Dzięki - powiedział, gdy kuzyn postawił przed nim talerz. Harry kolejny raz spojrzał na niego ostrożnie. Był zajęty przez cały dzień więc zaskoczony nowym podejściem Dudleya zapewne myślał, że to część jakiegoś nowego spisku.
- Proszę bardzo - mruknął podejrzliwie.
Dudley zjadł posiłek wcale się nim nie ciesząc. Wkrótce miało się okazać czy Harry dostanie kolację. Kiedy chudy nastolatek wrócił do kuchni tata miał powiedzieć czy może zjeść czy nie, a mama miała podjąć ostateczną decyzję.
Odsunął talerz mając nadzieję, że wtedy sprawy potoczą się szybciej, z niepokojem patrzył jak Harry wrócił z kuchni. Przyszedł wcześniej zanim został wezwany zapewne mając nadzieję, że zwiększy to jego szanse na jedzenie. Zebrał talerze kiedy tata kontynuował opowiadanie o irytujących klientach i zachowując się tak jakby nie zauważał siostrzeńca, Oczywiście tak było zawsze ale aż do teraz wydawało mu się to dziwne. Słysząc dźwięk mytych talerzy Dudley czuł się wyraźnie nieswojo zwłaszcza, że wiedział, że Harry z zapartym tchem czeka czy będzie mógł zjeść dziś wieczorem
Kiedy w końcu woda została zakręcona rodzice właśnie zaczęli omawiać program telewizyjny,.
- Er ...wujku Vernonie?- padło ostrożne pytane.
- Idź do swojego pokoju, nie chcę cię słyszeć - rozkazał mu ojciec.
- Tato Harry dzisiaj nic nie jadł -z nadzieją w głosie przypomniał mu Dudley. Czuł, że oczy Harrego są skierowane na niego, a potem kuzyn popatrzył na rodziców i na jego twarzy pojawił się wyraz rozczarowania.
- Dudley, koniec tych nonsensów. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na ten temat.- powiedział surowo ojciec.
- Nonsens? Chodzi o jedzenie! Czy to wielki problem dać mu coś na kolację? Nie pozwól, żeby poszedł spać głodny, nie pozwól mu tak długo głodować!
- Robimy to tylko dlatego, że cię kochamy, słoneczko. Oczywiście nigdy nie pozwolę, żeby cokolwiek ci się stało - powiedział mama, ale to nie uspokoiło Dudleya. Przecież powiedziała, że broni go przed Harrym. Czy to nie było przypadkiem emocjonalne wykorzystywanie dzieci?
- A co z Harrym? To twój siostrzeniec, przyjęłaś go. Jeżeli go nawet nie kochasz to czy nie możesz przynajmniej nie kazać mu głodować?- zapytał z gniewem. Dlaczego jego rodzice to robią? Czy nie rozumieją co robią? Sprawiają, że jego rodzina jest zła.
- Ten szczeniak nie jest godny naszej miłości - tata z niesmakiem spojrzał na Harrego.
- Nie prosiłem się o to - Harry powiedział to tak głośno, że Dudley aż spojrzał na niego. Chudy chłopiec stał ze skrzyżowanymi ramionami i bólem wypisanym na twarzy. To naprawdę coś oznaczało, zwłaszcza że nigdy nic nie dowiedział się o rodzicach kuzyna.
Ta myśl wstrząsnęła nim ta bardzo że nawet się tego nie spodziewał. Do tej pory to on był zdenerwowany całą tą sytuacją, tym jak postępowali jego rodzice, ale nigdy nie zastanawiał się nad tym z punktu widzenia Harrego. Teraz zastanawiał się co kuzyn o tym myślał. Zastanawiał się jak głęboko to co wszyscy już powiedzieli i zrobili go dotknęło.
- Nie odzywaj się do mnie ty mały świrze! - warknął ojciec - Idź na górę, zostaniesz tam tydzień bez jedzenia.
Harry spojrzał na nich i wyszedł do kuchni.
- Dudley, mówię poważnie, koniec z tym,
- A co, też mnie będziesz głodził? - odparł ze złością.
- Nie mów tak Dudziaczku - zbeształa go mama.
- Nie kupię ci nowej gry komputerowej - zagroził mu Vernon.
Gniew Dudleya narósł. Był jeszcze gorszy, wiedział, że powinien zezłościć się o Playstation, ale tak nie było. No i zdawał sobie sprawę, że rodzicom zabrakło argumentów,
Więc tak jak w dzieciństwie zareagował nieposłuszeństwem. Podszedł do kredensu i chwycił talerz.
- Dudley ... - ostrzegł go ojciec, ale Dudley zignorował go i poszedł po jedzenie stojące na ladzie,
- Kochane pomyśl jak bardzo chciałeś tą grę - z rozpaczą przypomniała mu matka. - Będziesz się bez niej nudził. Pani Polkiss powiedziała, że Piers też ją dostanie, więc będziesz jedyny, który nie będzie jej miał. Jesteś taki zazdrosny, Dudley proszę.
Ale on z talerzem w ręce minął ich zostawiając ich z bezradnymi minami, poszedł na górę do pokoju Harrego i zapukał do drzwi czując ogromną satysfakcję. To było dużo łatwiejsze, kiedy tylko buntował się przeciwko rodzicom, a nie myślał o przyczynach.
Drzwi otworzyły się i kuzyn wyjrzał patrząc na niego niepewnie. Dudley podał mu nieznoszącym sprzeciwu gestem talerz. Harry wpatrywał się w niego zszokowany.
- Twój tata zmienił zdanie? - zapytał z niedowierzaniem.
- Nie ale powinieneś coś zjeść - padała stanowcza odpowiedź.
Chłopak zbladł i starał się oddać mu jedzenie. - Nie, dziękuję.
- Co? Nie jesteś głodny?
- Jestem, ale chciałbym dostać jeszcze coś do jedzenia w czasie wakacji.
- Weź to - nalegał zażenowany Dudley. - Zadbam żebyś dostawał jedzenie, dobrze?
- Ale dlaczego? - Harry był wyraźnie skonsternowany.
Dudley wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę swojego pokoju, drzwi zamknęły się ale zostawił własne otwarte, żeby upewnić się, że rodzice nie przyszli i nie zabrali jedzenia. Nie pozwoli, żeby jego rodzina robiła coś takiego. Miał nadzieję, że matka i ojciec zrozumieli coś z tej lekcji.
* * *
Tej nocy coś go obudziło. Spojrzał na zegar. Była trzecia. Nienawidził kiedy go budzono. Zawsze zajmowało mu trochę czasu żeby ponownie zasnąć. Odwrócił się, zamknął oczy i wtedy usłyszał łomot. Boże naprawdę coś się działo. Bardziej rozbudzony spokojnie wstał z łóżka, w jego głowie pojawiła się myśl, że samodzielnie obezwładni włamywaczy i wezwie policję. Będzie bohaterem całego osiedla! Rodzice kupią mu co tylko zechce!
Kiedy wyszedł na korytarz usłyszał przytłumione dźwięki dochodzące z pokoju Harrego. Może rodzice mieli rację! Być może w środku nocy kuzyn wykonywał w swoim pokoju jakieś złe czary. Topił coś w ogniu i tworzył jakieś paskudztwo! Może znalazł wyjaśnienie!
Najciszej jak potrafił podszedł do drzwi, otworzył je na tyle, żeby wsunąć głowę i złapać chłopaka na gorącym uczynku.
Ale kiedy zobaczył co było przyczyną hałasu zamarł zszokowany.
Ojciec przyciskał twarz Harrego do ściany i wielką dłonią wykręcał mu rękę na plecy, Policzek chłopaka był tak dociśnięty do ściany, że okulary poraniły mu twarz, Tata syczał mu coś do ucha dalej wykręcając rękę, aż Harry krzyknął z bólu.
- Nic nie zrobiłem, przysięgam!
- Mów ciszej, bo obudzisz Dudleya ty mały draniu- warknął Vernon.
- Tato? - odezwał się Dudley czując, że robi mu się słabo.
Ojciec natychmiast puścił Harrego i odwrócił się w kierunku drzwi, gniew znikał z jego twarzy kiedy zbliżał się do syna. Ponad ramieniem taty Dudley widział, że Harry prostuje rękę i ściąga okulary.
- Dudi co ty tu robisz? - padło spokojnie zadane pytanie.
- Co ty tu robisz? - odpowiedział pełnym przerażenia pytaniem.
- Nie masz się o co martwić - zapewnił go ojciec, a Dudley poczuł się gorzej myśląc, że jego tata uważa to co się stało za nic wielkiego.
Vernon wypchnął go z pokoju i zamknął za nimi drzwi. - Mam nadzieję, że do końca wakacji nie będziesz go dokarmiał, a ja będę trzymał w pogotowiu kij. - warknął i przekręcił klucz w zamku, ale kiedy jego wzrok skierował się na syna znowu widać było w nim ciepło i co dziwne współczucie.
- Ty go biłeś - wyszeptał Dudley kiedy weszli do jego sypialni. Starał się na twarzy ojca doszukać jakichkolwiek oznak skruchy czy żalu.
- Nie oczekuję, że mnie zrozumiesz Dudley, ale ten chłopak jest niebezpieczny i zrobił coś niewybaczalnego. Jedynym sposobem, żeby ochronić naszą rodzinę to izolować go. A teraz idź do łóżka i nie przejmuj się, on na to nie zasługuje.
- Co on takiego zrobił?
Ojciec skrzywił się ze złością - Nie chcę cię straszyć, ale uważam, że w jakiś sposób cię zaczarował.
Dudley gapił się na niego w osłupieniu - Co?
- Nie martw się synu. Przysięgam, że zrobię wszystko, żeby to naprawić. Zamierzam cię cały czas chronić.
- Nie mówisz poważnie!- zawołał z niedowierzaniem Dudley. - Nikt mnie nie zaczarował!
- Jeśli tak się stało nie możesz o tym wiedzieć - stwierdził ze smutkiem ojciec. - Rozmawiałem o tym z matką. Zmiana w twoim zachowaniu i to, że stajesz po jego stronie ... to ma sens.
- Wierzysz w to, że on mnie zaczarował? To jest szalone! Wyrzuciliby go ze szkoły gdyby coś takiego zrobił. Dlaczego właśnie to bierzesz jako pierwsze pod uwagę?- krzyczał .
Ojciec przytrzymał go mocno. - Nie martw się synku, załatwimy to szybko.
Dudley otworzył usta, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale w rzadkiej chwili rozsądku przyszło mu do głowy, że mógłby jeszcze bardziej pogorszyć sytuację kuzyna. - Tato szczerze mówiąc to sprawiła ta książka. Mogę ci ją pokazać. Możesz zapytać moją nauczycielkę. To książka o przemocy w rodzinie i tam traktowano syna jak u nas Harrego. Potem przeczytałem jeszcze coś z biblioteki i dlatego myślę, że to jest złe a nie dlatego, że Harry użył na mnie magii - powiedział spokojnie.
- Oczywiście synu, że musisz tak myśleć, jeśli rzucono na ciebie zaklęcie. Właśnie czary sprawiły, że się ta zachowujesz.
- Zacząłem o tym myśleć już tydzień temu! - zaprotestował Dudley.
- Wtedy kiedy ten chłopak był w szkole i mógł robić swoje hokus-pokus bez narażanie się na karę ze strony maniaków- spokojnie wyjaśnił mu ojciec. - Chciałem go wyrzucić, ale mama mi nie pozwoliła. Zamierzamy mu pomóc. Obiecuję, że od tej pory nie będziesz musiał z nim rozmawiać... Spróbuj odpocząć i pozwolić mnie i mamie wszystko naprawić.
Dudley z niedowierzaniem patrzył na wychodzącego z pokoju ojca, nie śmiał nic więcej powiedzieć bojąc się co to mogłoby oznaczać dla Harrego.
Tej nocy, po tym co zobaczył i usłyszał nie mógł już zasnąć. To co zrobił jego ojciec ... Co było prawdą? Uważał, że rodzice byli dość szorstcy wobec Harrego, ale nigdy tak naprawdę nie wierzył, że byli tacy źli. Teraz myśleli, że Harry użył na nim magii. Dudley nie miał pojęcia co o tym sądzić. W końcu mama zawsze mu mówiła, że traktowanie Harrego w taki sposób wynika w zasadzie z groźby użycia przeciwko nim czarów.
Więc najwyraźniej to co zrobił, żeby powstrzymać rodziców przed maltretowaniem Harrego przyniosło odwrotny skutek. Czy teraz ma siedzieć i patrzeć na to co się będzie działo? A jeśli Harry rzucił na niego zaklęcie jak się upewnić, że nie zrobi tego ponownie?
To wszystko nie wyglądało dobrze.
* * *
Dudley nie radził sobie z kontaktami z rodzicami jeśli musiał unikać wściekania się. Ale kiedy Harry krzywił się za każdym razem kiedy unosił rękę i widział siniec na jego policzku czuł przerażenie myśląc co stałoby się jeśli zacząłby się kłócić z ojcem czy matką. Teraz już wiedział. Jego ojciec niezaprzeczalnie był katem.
Ale jak do tego doszło?
Rodzice prowadzili banalną rozmowę przy śniadaniu tak jakby nic się nie stało. Według nich nic się nie stało? A jeśli coś takiego zdarzało się wcześniej? Boże, nie potrafił uwierzyć, że czegoś takiego nie zauważał.
Harry sprzątnął ze stołu i Dudley zauważył, że spojrzał na niego ... w taki sposób.
- Wuju Vernonie? - zapytał jak ktoś kto się poddał.
- Rozmawialiśmy o tym w nocy - odparł lekceważąco Vernon i odłożył gazetę.
- Nie czuję się zbyt dobrze - powiedział ostrożnie Harry. - Nie będę w stanie prawidłowo wykonać wszystkich prac.
- Nie będziesz robił nic oprócz przygotowywania posiłków. Teraz zostaniesz zamknięty w swoim pokoju dopóki nie zrobisz tego co ci powiedziałem. Dopiero potem dostaniesz jeść.
- Nic nie zrobiłem! - ze złością zaprotestował chłopak.
- Nie waż się tak do mnie zwracać chłopcze! - krzyknął Vernon wstając z krzesła.
Dudley siedział oszołomiony nie wiedząc co zrobić.
- Nie możesz głodzić mnie przez całe lato. Kiedy nie wyślę sowy do moich przyjaciół, oni zaczną mnie szukać i ...
- Jeśli nie odwrócisz tego co zrobiłeś z Dudleyem zabiję cię ty mały sukinsynu! - w oczach Vernona widać było furię. Zszokowany Dudley milczał z niedowierzaniem patrząc na ojca.
- Tato, nie możesz - zaprotestował nieśmiało. Spojrzenie ojca złagodniało, kiedy odwrócił się w stronę syna.
- Jeśli umrze jego czary przestaną działać. Zrobię wszystko, żeby cię chronić Dudley. - odwrócił się do Harrego i miłość zniknęła z jego oczu. Ruszył do przodu, chłopiec cofnął się trafiając na blat. Ojciec chwycił go za szczupłe ramię na tyle mocno, że chłopiec sapnął z bólu. - A jeśli chodzi o ciebie właśnie straciłeś przywilej wychodzenia z pokoju. Zostaniesz tam tak długo aż zdejmiesz zaklęcie z mojego syna.
- Puść mnie! - krzyknął Harry walcząc z Vernonem, który wyciągał go z kuchni.
Dudley nie wiedział co zrobić. Matka delikatnie poklepała go po ramieniu. - Skończ śniadanie Dudziaczku, wszystko będzie dobrze. Mamusia i tatuś naprawią to.
Mamo proszę. To nieprawda! - zaprotestował bezradnie. - On nic mi nie zrobił!
Matka skinęła głową i ze łzami w oczach pogłaskała go po głowie - Tak kochanie. Wszystko będzie dobrze.
Dudley pozwolił się uściskać, ale nie odwzajemnił tego gestu. Wiedział, że na pewno nie będzie dobrze.
* * *
Tego dnia Harry nie wyszedł ze swojego pokoju. W ciągu kolejnych widział go i ojca, ale to wyglądało w ten sposób, że ojciec wpychał kuzyna do pokoju i zamykał drzwi. Dudley nie wiedział co robić. Jeśli stanąłby w obronie kuzyna "udowodniłby”, że jest pod wpływem czarów, ale jednak nieufnie podchodził do innego zachowania. Ojciec groził, że zabije Harrego i wyglądało to niepokojąco realnie, szczególnie jeśli rodzice pomyśleliby, że Dudley jest opętany przez czary. Autentycznie bał się, że ojciec może popełnić morderstwo. Jego życie, które kiedyś było relaksem i zabawą teraz pełne było wyczuwalnego napięcia. Często po prostu czuł się winny, zwłaszcza kiedy tata wchodził do pokoju Harrego, żeby "nauczyć go rozumu". Nie wiedział co poszło nie tak, ale naprawdę tego nie chciał.
Dlatego spędzał wiele czasu z kolegami. Zazwyczaj szwendali się i rozrabiali tak że Dudleyowi udawało się w końcu zapomnieć, ale wtedy nadchodziła pora powrotu do domu. Każdy krok wiązał się z coraz większym strachem. Zastanawiał się czy Harry też się tak czuł, kiedy wracał do nich.
Trudno mu było z kimś o tym porozmawiać. Wiele razy zastanawiał się czy nie powiedzieć o tym Piersowi, kiedy byli sami, ale oni nigdy nie rozmawiali ze sobą na poważne tematy, no bo na jakie? Żyli pod ochronnym kloszem rodziców, w nudnej podmiejskiej dzielnicy. Czym mieli się martwić?
Oczywiście trochę pomagało ignorowanie, kiedy rodzice dręczyli jego młodszego kuzyna... i kiedy on mu pomagał.
Kradzież jedzenia to było coś do czego nigdy się nie zniżył, chociaż wiedział, że Harry musiał robić to wcześniej. Kiedy zrobił to pierwszy raz czuł się tak jakby zdradzał rodziców.
Nadsłuchując, żeby upewnić się, że mama i tata siedzą w salonie wyjął jedzenie z kieszeni bluzy i wsunął je przez klapkę na dole drzwi do pokoju Harrego. Tą klapkę założono kiedy miał dwanaście lat. Niedawno przyszło mu do głowy, że to był chory pomysł traktować dziecko jakby było zwierzęciem a nie człowiekiem.
Zacisnął zęby i wszedł do swojego pokoju.
* * *
Nigdy nie widział i nie słyszał Harrego, ale po pewnym czasie to stało się rutyną. To pomagało mu udawać, że nie dzieje się nic złego. Lubił wyobrażać sobie, że kuzyn siedzi w swoim pokoju i nudzi się zirytowany, że nie może spotkać się ze swoimi przyjaciółmi i wkurza się, że je zimne jedzenie wpychane przez dziurę w drzwiach raz czy dwa razy dziennie,
Kiedy kolejny raz podawał mu jedzenie, niepewny głos po drugiej stronie wypowiedział jego imię. Zamarł zaskoczony.
- Um, tak?- wyszeptał.
Nastąpiła chwila ciszy, a potem...- Czy możesz mnie wypuścić na parę minut? Przysięgam, nie zrobię nic co wpędziłoby cię w kłopoty, po prostu, um... twój tata zwykle dwa razy na dzień wypuszcza mnie do …um … ubikacji, ale dzisiaj tego nie zrobił, więc...
Dudleya ogarnęło poczucie winy i współczucie. Jakie żenujące musiało być proszenie o skorzystanie z toalety! A co jeśliby się nie pojawił? Jak długo ojciec nie pozwalał się załatwić Harremu?
Odepchnął na bok tą myśli i szybko otworzył kilka zamków.
Zobaczył Harrego pierwszy raz od kilku dni, chłopak wyglądał okropnie. Blado i niezdrowo, w pękniętych okularach i z dużym rozcięciem na brodzie. Unikał wzroku Dudleya i wyglądał na całkowicie upokorzonego. Tęsknie spojrzał na drzwi wyjściowe, ale po dźwięku telewizora wywnioskował, że rodzice Dudleya byli na dole poza zasięgiem jego wzroku, wiedział że złapią go na schodach.
- Dzięki - wyszeptał pokornie- I …um… dziękuję za jedzenie. Możesz mnie potem zamknąć tak, żeby twój tata nie domyślił się, że mnie wypuściłeś?
Dudley skinął głową i Harry na palcach poszedł do łazienki. Pomyślał, że to straszne, żeby prosić kogoś, żeby go zamknął. To naprawdę było złe.
* * *
- Dudley pozwól tu proszę.
Pierwszą rzeczą jaką zauważył Dudley, kiedy wyszedł z pokoju to to że drzwi do pokoju Harrego były otwarte, a kuzyna nie było w zasięgu wzroku. Nie wiedział co o tym myśleć. Miał nadzieję, że zastanie Harrego przy jego normalnych zajęciach, a rodzice oglądają telewizję. Zamiast tego zastał surrealistyczny widok. Rodzice stali w salonie, ojciec trzymał Harrego za kołnierz. Dudley na moment dostrzegł pełne przerażenia zielone oczy. Harry wyglądał na wyczerpanego i osłabionego.
- Synu, on się przyznał, że cię zaczarował - powiedział ojciec. Dudley ze zdziwieniem popatrzył na kuzyna. Co do cholery wymyślił? No oczywiście, ojciec doprowadził go do takiego stanu, że nic innego nie mógł już zrobić.- Twierdzi, że to usunął.
Co teraz miał zrobić? Tak czy inaczej Harry miał przepieprzone.
- Tak tato, czuję to.
Rodzice popatrzyli na niego sceptycznie.
- To było dziwne - kontynuował starając się zachować spokój, żeby wybrnąć z tej sytuacji.- Czułem jak to coś opada. To było jak skok do wody.- Nie wiedział co do cholery ma mówić, Starał się wyglądać jednocześnie na wściekłego i zdenerwowanego. - Nie wiem czy chcę go widywać, może odeślecie go do maniaków i zakażecie mu tu wracać!
- Chcę żebyś to udowodnił - powiedział ojciec.
Dudley załamał się - Udowodnił?
- Uderz go - padło szorstkie polecenie.
Dudley gapił się zszokowany - Co?
- Na dowód, że usunął czar mocno go uderz.
Harry zesztywniał. Wyglądał na niemniej zaskoczonego niż Dudley ale widać było, że teraz boi się mniej. W końcu dowiedział się co go czeka.
- Tato, proszę - Dudley z przerażeniem pokręcił głową - Nie mówisz poważnie.
Ojciec gwałtownie potrząsnął kuzynem - Odczaruj go natychmiast albo cię
zabiję!
Harry szarpał się, ale był tak słaby, że jego próby były wręcz żałosne.
- Tato przestań! - krzyczał przerażony Dudley .
W jakiś zaskakujący sposób Harremu udało się kopnąć Vernona w pachwinę i uwolnić się. Kiedy ojciec zgiął się okrzykiem bólu zanurkował w stronę drzwi, ale matka rzuciła w niego posążkiem, który trafił chłopca w głowę i powalił na kolana, krew popłynęła z rany. Tata zaczął się podnosić, Dudley krzyknął Harremu, żeby uciekał i starał się powstrzymać matkę przez rzuceniem jakimś innym przedmiotem, kuzyn już sięgał do klamki, ale zrobił to za późno, wujek złapał go za włosy i przyciągnął do siebie
- Tato nie! Pozwól mu odejść i już nigdy więcej go nie zobaczymy! - wrzeszczał kiedy ojciec powalił kuzyna na ziemię i zatkał mu usta dłonią, żeby krzyk nie zaalarmował sąsiadów, z czego akurat Dudley był zadowolony. Gdyby wezwali policję byłoby naprawdę źle, niezależnie od tego co sądził o te sprawie nie chciał widzieć rodziców w więzieniu. Chryste, tylko żeby to się skończyło i życie znowu stało się normalne!
Pobiegł po schodach za ojcem wlokącym Harrego.
- Tato, przestań!- krzyknął łapiąc ojca za rękę. Matka płacząc błagała go, żeby zszedł na dół.
- Dudley zostań - powiedział stanowczo ojciec odpychając jego rękę. Nadal ciągnął Harrego po schodach, a chłopak kopał i walczył zaciekle nie chcąc zostać zamkniętym w pokoju i to dopiero rozjuszyło wuja. - Przestań bawić się moim synem w voodoo!
- Nie możesz tego zrobić! - zawył przerażony chłopak i Dudley zaczął się bać się co będzie kiedy Harry zostanie sam na sam z ojcem.
- Tato, przestań! Jeśli go skrzywdzisz ucieknę! Nie chcę żyć z mordercą! - starał się go rozpaczliwie przekonać, ale to tylko pogorszyło sprawę, Ojciec uderzył Harrym o ścianę i oszołomionego przeciągnął do drzwi przez kilka ostatnich stopni.
Matka od tyłu objęła Dudleya - Dudziaczku, wszystko będzie w porządku. Tatuś sobie poradzi. On chce ci pomóc. Tak bardzo cię kochamy. Tak, tak, chodź do mamusi. Zrobię ci herbatki i wszystko od razu stanie się lepsze.
Vernon wrzucił Harrego do sypialni i wszedł za nim.
- Tato NIE!- ryknął Dudley. Zrobił jedyną rzecz która przyszła mu do głowy, chwycił stojącą w pobliżu lampę i rzucił ją na ziemię, Matka zaczęła krzyczeć i ojciec wyszedł - Tato jeśli to zrobisz nie chcę być twoim synem! Odejdę i nigdy mnie nie zobaczysz!
Ojciec wyglądał na rozdartego, ale zatrzasnął drzwi pokoju Harrego i przekręcił klucz w zamku, Skinął głową i objął Dudleya, matka płacząc przytuliła się do jego pleców.
Ich rodzina rozpadała się.
- Tato obiecaj, że go nie skrzywdzisz. Obiecaj mi. - szeptał drżącym głosem. - Nie mogę na ciebie patrzeć, kiedy jesteś taki, nie mogę. Chcę, żeby wszystko znowu było normalnie. Obiecaj mi.
Nastała długa cisza zanim ojciec westchnął niechętnie, - Obiecuję.
Dudley poczuł ulgę - Dziękuję.
* * *
Tej nocy zdał sobie sprawę jak obrzydliwie brzmią krzyki ofiar w jego grach komputerowych, kiedy słuchał przez ścianę stłumionych wrzasków. To był tylko moment, rodzice okłamali go. Kiedy tylko wszedł do pokoju przekręcili klucz w drzwiach. Walił w drzwi, ale słyszał tylko głos mamy proszącej go żeby się nie martwił. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Nie zamierzał tego tak zostawić, nie miał zamiaru dopuścić do tego, żeby Harry zginął. Jego rodzice staliby się wtedy mordercami.
Zamiast tłuc się wygrzebał z szafy śpiwór, w którym kiedy był młodszy sypiał u swoich przyjaciół. Ojciec kupił go z zamiarem wyjazdu pod namiot, ale idea życia bez telewizji natychmiast doprowadziła go do furii. Rozwijał śpiwór zastanawiając się czy Harremu też by to przeszkadzało. Prawdopodobnie nie.
Przekopał cały worek, żeby wyjąć ukryte w nim rzeczy, które zabrał kuzynowi. To były drobiazgi zbierane przez całe lata, alei tak były dziwne. Nigdy nie przyznał się rodzicom, a nawet Harremu, ale bardzo ciekawiło go jak żyje kuzyn odkąd dowiedział się, że jest magiczny. Więc teraz miał kolekcję opakowań po dziwnych słodyczach, stronę wyrwaną z jakiegoś magazynu, gdzie na obrazku ludzie latali na miotłach i parę innych rzeczy, które ukradł. I coś co wyjął z kosza. Oczywiście wtedy to wydawało mu się zabawne, chociaż rodzice byli wściekli. Udało mu się zabrać kopertę i śmiał się z ilości znaczków, które przykleili przyjaciele Harrego.
Z kopertą w ręce podszedł do komputera w tym samym czasie wyciągając telefon komórkowy. Używał zestawu słuchawkowego, który dostał na urodziny więc wybrał połączenie i jednocześnie pisał na klawiaturze.
- Wielki D, o co chodzi?
- Muszę ci o czymś opowiedzieć i będę potrzebował twojej pomocy.
* * *
Było w pół do pierwszej, kiedy w domu na tyle długo panowała cisza, że uznał, że bezpiecznie może wyślizgnąć się ze swojego pokoju. Rodzice otworzyli go kilka godzin wcześniej przepraszając i "tłumacząc" dlaczego zrobili to co zrobili. Było jasne, że nie powinien wchodzić do pokoju Harrego, ale chciał się upewnić czy kuzyn mógłby się z niego wydostać na wypadek pożaru albo czy nie potrzebował szklanki wody, przecież to był jeden z argumentów rodziców.
Wiedział, że obserwowali go, żeby upewnić się czy nie ma zamiaru iść do kuzyna. Nawet teraz nie był pewien czy spali dlatego przeszedł korytarz na palcach. Miał wprawę, nie jeden raz wymykał się nocą z domu. Użył grubego ręcznika, żeby stłumić zgrzyt otwieranego zamka i przekręcił klucz. Czekał przez chwilę, ale z sypialni rodziców dochodziło tylko chrapanie. Jak do tej pory wszystko szło dobrze. Kiedy wszedł do pokoju z zaskoczeniem stwierdził, że zrobił to wystarczająco cicho że nie obudził Harrego. Spokojnie podszedł do łóżka czujnie nadsłuchując, żeby mieć pewność, że rodzice nie wchodzą po schodach.
- Harry - syknął kładąc dłoń na ramieniu kuzyna i z niepokojem zerkając w stronę drzwi. Cisza.
Pochylił się i przyjrzał się twarzy Harrego. Skrzywił się. Chłopak wyglądał nieźle. Był trochę zakrwawiony, ale nie widział nic co wyglądałoby na zagrażające życiu. Na pewno miał kilka siniaków, ale chyba nie było tak źle. Chryste, ojciec pobił jego kuzyna… i natychmiast postarał się odsunąć tą myśl od siebie.
- Harry, obudź się - wyszeptał potrząsając nim delikatnie.
Chłopak budził się z jękiem i Dudley musiał położyć mu dłoń na ustach, żeby powstrzymać krzyk bólu czy strachu. Zamglone zielone oczy spojrzały na niego ze zdziwieniem.
- Cii - szepnął ostrzegawczo i odsunął rękę.
- Co robisz?- wymamrotał słabo Harry.
- Zabieram cię stąd - poinformował go - Gdzie są twoje rzeczy?
Harry wpatrywał się w niego tępo i Dudley nie był pewien czy go zrozumiał. - Wpadniesz w kłopoty jeśli cię tu znajdą. Wracaj do łóżka - poradził mu niewyraźnym głosem, zamknął oczy, zadrżał i podciągnął mały, zniszczony koc aż po szyję kuląc nogi tak, żeby też były przykryte. Sposób w jaki układał się do snu wskazywał, że nie czuje się dobrze i nie było w tym nic dziwnego. Wystarczyło spojrzeć na pokój. Nie było krat, ale to nie miało znaczenia, bo okno od środka zostało zabite gwoździami i w związku z tym w pokoju panował nieznośny zaduch. Nie sprzątano tu tak długo, że kurz przyprawiał o ból gardła. Smród ptasich odchodów był bardzo silny, ale Dudley ze zdziwieniem zauważył, że ptak wygląda całkiem dobrze. Nagle uświadomił sobie, że Harry prawdopodobnie oddawał sowie większość swojego jedzenia. Zrobiło mu się głupio, że nie pomyślał o zwierzaku, ale przez całe lato sowa zachowywała się tak cicho, że prawie o niej zapomniał. Tylko raz słyszał jej pisk kiedy tata wszedł do pokoju. Nawet teraz ptak siedział cicho obserwując go podejrzliwie. Gdyby zaczął skrzeczeć mieliby problem, ale nie zrobił tego i milczał. Dudley mógł przysiąc, że wyglądało to tak jakby wiedział co tu się dzieje.
Tak, miał zająć się swoim kuzynem. Chłopak zasnął, a to nie wróżyło niczego dobrego. Ponownie nim potrząsnął i Harry syknął z bólu.
- Zostaw mnie w spokoju - jęknął.
- Nie śpij - polecił mu surowo Dudley. - Zabieramy twoją sowę, kufer jest już w samochodzie, musimy iść.
Harry otworzył oczy i patrzył na niego tak jakby miał dwie głowy. Zerknął w stronę gdzie stała klatka i sapnął kiedy stwierdził, że rzeczywiście jej tam nie ma.
- Co z nią zrobiłeś? - teraz wyglądał na przytomniejszego, spróbował usiąść, ale natychmiast opadł z jękiem.
- Ciii! Posłuchaj będziesz mógł iść jeśli ci pomogę? - zapytał Dudley nerwowo zerkając na drzwi.
- Co robisz?- wyraźnie było widać, że Harry coraz bardziej się boi.
- Zabieram cię, w porządku? - wyjaśnił mu dobitnie. - A teraz musimy już iść.
- Zrobili ci coś? - w głosie kuzyna słychać było niepokój.
- Nie możesz się zamknąć i przestać zadawać te irytujące pytania? - wyszeptał gniewnie. - Pomogę ci usiąść.
Zanim Harry zaczął znowu paplać Dudley wsunął mu dłoń pod plecy i podniósł go z konsternacją czując jaki jest chudy.
- Mam rzeczy pod podłogą - wysapał kuzyn - pod łóżkiem.
Dudley znalazł schowek i był pod wrażeniem widząc tak sprytną kryjówkę, Harry wstał, zachwiał się i wyciągnął rękę, żeby się czegoś chwycić więc Dudley szybko stanął przy nim chroniąc go przed upadkiem.
- Jak bardzo jesteś ranny? - zapytał z niepokojem.
- Nie wiem - padła wyszeptana słabym głosem odpowiedź, chłopak całym ciałem opierał się na Dudleyu
Więc powiedział mu - Pomogę ci i ruszył w stronę drzwi. Najpierw wychylił głowę, żeby upewnić się, że drzwi sypialni rodziców są zamknięte. Harry oparł się mocno o niego i zaczęli powoli schodzić na dół. Spokojnie otworzył garaż. Zesztywniał, kiedy usłyszał skrzypnięcie na górze. Oddech Harrego przyspieszył ze strachu, Dudey wciągnął go do garażu i zamknął drzwi tak cicho jak tylko było to możliwe.
- Dobra, chodź - wyszeptał pomagając Harremu usiąść na fotelu pasażera. Biała sowa w klatce zagwizdała, kiedy posadzono ją za właścicielem. Harry obserwował Dudleya szeroko otwartymi oczami gdy zamykał drzwiczki, obiegał samochód i siadał na siedzeniu kierowcy wyciągając kluczyki.
- Na Merlina - westchnął zdumiony - Kradniesz samochód rodziców? Czy ty w ogóle umiesz prowadzić?
- Jasne. Piers cały czas zabiera auto rodzicom, prowadzę je prawie od roku.
Rozległ się warkot i brama garażu zaczęła się powoli otwierać. Dudley przekręcił kluczyk w stacyjce, Harry zerknął ze strachem na drzwi kiedy silnik zaskoczył.
- Zapnij pasy - polecił mu Dudley. Drzwi od domu otworzyły się i zobaczył, że palce kuzyna zaciskają się tak, że aż bieleją, kiedy do garażu wszedł ojciec, a tuż za nim matka. Vernon dostrzegł syna i zamarł, ale kiedy spojrzał na siedzenie pasażera jego spojrzenie stało się straszne. Rozjuszony mężczyzna ruszył w stronę samochodu, Dudley z niepokojem spojrzał w lusterko, żeby sprawdzić czy brama się już otworzyła.
- O Boże, Boże - wymamrotał Harry kiedy Vernon szarpnął za klamkę i uderzył dłonią w szybę.
- Już jesteś martwy chłopcze! Kiedy rozwalę ci mózg twoje czary się skończą! - ryknął.
Od strony Dudleya matka histerycznie płacząc, waliła w okno krzycząc, że jest chory i musi uciekać od swojego kuzyna.
- Dudley, przysięgam, nie rzuciłem na ciebie żadnego zaklęcia. Proszę nie otwieraj drzwi. Proszę nie rób tego. On mnie zabije.
Gdy tylko drzwi od garażu otworzyły się na wysokość samochodu Dudley dodał gazu i starając się nie potrącić matki zaczął cofać. Kiedy ojciec chwycił łyżkę do opon i zaczął tłuc w okno przyspieszył. Matka wyglądała tak jakby miała ochotę rzucić się na maskę, a ojciec nadal starał się wybić szybę więc odjechał jak najszybciej zostawiając w tyle swoich rozhisteryzowanych rodziców.
Harry oddychając ciężko patrzył na niego z niedowierzaniem - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.
Dudley nie odpowiedział, wolałby, żeby rodzice się nie obudzili.
- Um, nie chciałbym się wtrącać, ale czy twoi rodzice nie zadzwonią na policję i nie zgłoszą kradzieży samochodu? - zapytał nerwowo Harry.
- Pieprzyć to.
- Dlaczego to robisz? - padło po chwili milczenia następne pytanie.
Dudley skoncentrował się na drodze. - A jak myślisz geniuszu? Chcesz tam zostać, żeby tata cię bił, a mama głodziła i traktowała jak gówno? - padła cierpka odpowiedź.
- Ale dlaczego teraz? Twoi rodzice zawsze robili takie rzeczy. Być może nie wiedziałeś, ale twój ojciec wcześniej też mnie bił. Myślałem, że to ci nie przeszkadza.
Dudley westchnął. - Tak, ale kiedyś byłem dzieckiem. Zachowywałem się jak gnojek, a teraz dorosłem! Różnica w sposobie jaki nas traktują jest zła i ... i chora. Czytałem na angielskim książkę i wreszcie zrozumiałem co tak naprawdę się dzieje.
Samochód zwolnił i podjechał do otwartego garażu.
- Gdzie ... - zaczął nerwowo Harry, ale zamilkł kiedy pojawił się Piers Polkiss z butelką piwa w ręce. Dudley zauważył, że kuzyn zaczął bać się jeszcze bardziej nie rozumiejąc co się dzieje, ale nie było czasu na wyjaśnienia,
Wyłączył silnik, wyszedł i złapał kluczyki, które z uśmiechem rzucił mu Piers.
- Mam u ciebie dług - powiedział do przyjaciela, który ponad jego ramieniem przyglądał się Harremu.
- Hej, Wielki D, twój ładunek wygląda dość mizernie - stwierdził z dezaprobatą. - Nie mogę uwierzyć, że to twoi rodzice tak go urządzili.
- Cholera, ja też - wymamrotał Dudley.- Pomóż mi przenieść rzeczy. Harry poczekaj minutę, zabierz dokumenty, leżą obok mojego fotela.
Chłopcy otworzyli bagażnik i wyciągnęli kufer. Piers zaniósł go do samochodu zaparkowanego na poboczu, a Dudley otworzył tylne drzwi i wyciągnął sowę i szpargały wyciągnięte ze skrytki pod podłogą w pokoju.
- Możesz wypuścić Hedwigę. Powiedz jej, żeby poleciała do Weasleyów- odezwał się Harry.
-No dobra - padła niepewna odpowiedź. Otworzył drzwi klatki i sowa wyleciała na zewnątrz.- Er ... leć do Weasleów ,sowo.
Ale ptak nie posłuchał go tylko podleciał do Harrego i wylądował mu na ramieniu piszcząc cicho.
- Hedwigo, leć do Weaslyów. Wkrótce tam będę - polecił jej kuzyn głaszcząc ją po głowie. Otworzył drzwi i lekko pchnął ptaka. Sowa niechętnie wyszła na zewnątrz i wzbiła się w powietrze. Dudley pomyślał, że to zwierzę był jakieś dziwne i w jakiś sposób nawet fajne, wydawało mu się, że ptak rozumie Harrego. Naprawdę zastanawiał się czy tak właśnie nie było. Może to zaczarowana sowa, jeśli tak to raczej był zadowolony, że nie miał jej w samochodzie. Nie chciałby, żeby magiczne zwierzę go szpiegowało.
W końcu podeszli do Harrego, Dudley ostrożnie pomógł wysiąść kuzynowi a Piers zamknął za nimi drzwiczki. Jak najszybciej podeszli do samochodu zerkając na dom, żeby sprawdzić czy Pollkisowie się nie obudzili.
- Czy to samochód twoich rodziców?- zapytał z niedowierzaniem Harry kiedy Piers pomagał mu usiąść na fotelu pasażera.
Chłopak uśmiechnął się w sposób, który zapowiadał kłopoty - Tak. Tata będzie chciał mnie wydziedziczyć, mamuśka go uspokoi kiedy jej wszystko wyjaśnię, ale do tego czasu będzie kurewsko zabawnie,
- Może uda mi się wrócić za nim zauważą. A i zapytaj mamę, czy mogę zostać u was przez jakiś czas.
- Żartujesz? Moja mama cię kocha, ona cię kurwa, już jutro zaadoptuje.
- Świetnie, dzięki. Masz - Dudley wyciągnął z kieszeni małą plastikową torebkę i wcisnął ją w dłoń kolegi.
- Hasz? Wieki D, kurwa, kocham cię!
Dudley przewrócił oczami i dostrzegł niedowierzanie na twarzy kuzyna.
- Lepiej zamknij drzwi od garażu - przypomniał przyjacielowi i pobiegł do drzwi kierowcy.
Bardzo szybko ruszyli znowu.
- Dokąd jedziemy?- zapytał słabo Harry, kiedy zbliżali się do autostrady.
- Do domu twoich przyjaciół.
Harry spojrzał na niego ze zmieszaniem.
- Do Weasleyów- wyjaśnił Dudley.- Znalazłem ich adres na starej kopercie, była tam pieczątka z St Catchpole. Nie ma dokładnego adresu, napisano tylko Nora, więc jak dojedziemy do miasteczka musisz podać mi kierunek.
- Naprawdę nie wiem jak się tam dostać - przyznał się Harry.
-W porządku, mam komórkę, zadzwonisz i zapytasz.
Harry skrzywił, się co Dudley uznał za zły znak.- Nie znam ich numeru, nawet nie wiem czy mają telefon, ale kilka raz byliśmy w mieście, przy polnej drodze prowadzącej do ich domu był pub o nazwie O'Malley, um, jakiś sklep chemiczny, duży magazyn i lodziarnia z tęczowym szyldem.
- Okey. Na tylnym siedzeniu jest poduszka i koc, rozłóż oparcie i leż. Piers miał rację, naprawdę nie wyglądasz dobrze.
Harry ponownie spojrzał na niego tak, że Dudley poczuł się nieco nieswojo. Potem spróbował odwrócić się, ale z ostrym sykiem zgiął się, złapał za brzuch i zacisnął powieki.
- Co się stało - zapytał Dudley zerkając na niego nerwowo.
- Nie jestem pewien- odparł słabo Harry.
- Boli cię brzuch? - Dudley sięgnął po poduszkę i koc.
- Tak - wymamrotał słabo Harry biorąc podawane mu rzeczy.
- Będziesz rzygać? - dopytywał się z niepokojem. Był pewien, że pan Polkiss wścieknie się i bardzo nie chciał spędzić następnych paru godzin na czyszczeniu śmierdzącego auta.
- Nie, tylko mnie boli.
- Co dokładnie zrobił ci mój tata - zapytał ponuro kuzyna.
- Dudley naprawdę nie chcesz wiedzieć - odpowiedział cicho Harry macając siedzenie z boku dopóki nie zorientował się jak je obniżyć. Syknął z bólu kiedy opadło.
- Muszę wiedzieć - naciskał Dudley.
Harry westchnął - Użył twojego kija.
Dudley zmarszczył brwi - Przykro mi.
- Dlaczego ma być ci przykro? Uratowałeś mnie.
- Cóż jeszcze trzy godziny więc postaraj się czymś zająć.
* * *
- Masz coś do picia? - zapytał nieśmiało Harry.
- Nie, przykro mi.
Chłopak jęknął z rozczarowany - Tak bardzo chce mi się pić - wyszeptał żałośnie.
Dudley popatrzył na niego z niepokojem. Kuzyn był bardzo blady i spocony. No i dziwnie oddychał, chociaż przez większość czasu spał.
- Może powinniśmy jechać do szpitala? - zasugerował z powątpiewaniem.
- Nie! - gwałtownie zaprotestował Harry. - On mnie tam znajdzie. Proszę, proszę jedź dalej. To nie potrwa już długo, prawda?
- Jakieś czterdzieści pięć minut - Dudley zmarszczył brwi.- Wyglądasz naprawdę źle.
- Oni mnie wyleczą, na pewno - nalegał Harry.- Proszę Dudley, wiem, że teraz kiedy się nad tym zastanowiłeś ...
- Nie, na Boga, uspokój się - przerwał mu - Tyko, że to naprawdę wygląda źle.
- Chce mi się pić to wszystko - mruknął Harry zamykając oczy.
- Zapomniałem przynosić ci picie - powiedział przepraszająco Dudley, kiedy teraz uświadomił sobie swój błąd.
- W porządku, w łazience piłem wodę z kranu. Gorzej było z Hedwigą, twój tata mnie obserwował, więc nie mogłem zabierać kubka. Przynosiłem jej wodę w ustach. Mam nadzieję, że z nią wszystko w porządku, pewnie zatrzyma się gdzieś przy wodzie w drodze do Weasleyów. - Harry wzdrygnął się i podciągnął koc do góry. Oblizał wargi i z trudem przełknął ślinę.
- Wyglądasz jak gówno - ocenił Dudley. - Jesteś nie tylko ranny ale i chory albo coś w tym stylu.
- Wszystko będzie dobrze tylko proszę nie zabieraj mnie do szpitala.
- Dziwnie oddychasz.
Harry nie odpowiedział co jeszcze bardziej go zaniepokoiło. Z kuzynem działo się coś niedobrego, Nie wiedział co zrobić, więc wcisnął gaz i przyspieszył.
* * *
- Dobra minęliśmy zjazd, teraz będę potrzebował twojej pomocy, żeby znaleźć to miejsce- odpowiedziała mu cisza, ścisnął rękę Harrego - Hej, obudź się.- Ale Harry nie odpowiedział i Dudley poczuł panikę. Kuzyn na pewno żył, ale jego oddech był urywany a twarz miał wręcz przezroczystą. Potrząsnął nim, ale chłopak tylko jęknął.
- Kurwa - zaklął. No dobrze, przynajmniej był już w mieście. Miał nadzieję, że ten dom, "Nora" nie znajduje się zbyt daleko. Wyjął komórkę, otworzył ją zębami, przewinął listę numerów, wysłał wiadomość alarmową i z niepokojem czekał na odpowiedź.
-Popieprzyło cię, jest trzecia nad ranem - odezwał się przepity głos.
- Musisz mi coś naleźć w internecie - przerwał mu Dudley.
- Co?
- Pub o nazwie O'Malley w Ottery St Catchpole.
- OK - padła niechętna odpowiedź. -Jak leci?
- Nie jest dobrze. Harry stracił przytomność. Myślę, że to może być coś kurewsko poważne - odpowiedział zerkając ze zdenerwowaniem na kuzyna.
- Cholera, może powinieneś zawieźć go do szpitala.
- Jestem blisko domu tych ludzi.
Po wielu kliknięciach i narzekaniach po drugie stronie linii Piers w końcu podał mu kierunek, Dudley zapisał informacje, podziękował i odłożył telefon. Trzymając kartkę na kierownicy szybko jechał pustymi ulicami. Dobrą stroną jazdy przez małe miasteczko o te porze było to, że musiał wyminąć tylko kilka samochodów. Poczuł dreszcz ulgi kiedy znalazł pub i bardzo szybko zlokalizował gruntową drogę o której mówił Harry. Skrzywił się słysząc chrzęst żwiru pod oponami, miał nadzieję, że tata Piersa nie wkurzy się zbytnio kiedy odzyska swój czarny, lśniący samochód pokryty kurzem.
Po drodze minął kilka domów, ale żaden nie pasował do opisu Harrego co udało mu się zauważyć nawet po ciemku. Dalej nie było już chyba nic. Wydawało mu się, że droga zaraz zamieni się w ścieżkę. Zaczął zastanawiać się czy nie zawrócić i nie zacząć szukać szpitala, kiedy zobaczył najdziwniejszy w życiu dom. Gdyby wcześniej nie wierzył w istnienie magii na widok tego budynku zmieniłby zdanie. Budynek był tak wysoki i koślawy, że to że stał było czymś co wykraczało poza możliwości normalnego architekta.
- Harry jesteśmy na miejscu! - krzyknął zatrzymując samochód, zgasił silnik i ponownie, bezskutecznie spróbował obudzić kuzyna. Prawda była taka, że nie chciał tam iść. Wolałby, żeby kuzyn sam wyszedł z samochodu, albo co najwyżej pomógłby mu dokuśtykać do drzwi, a potem szybko odjechał. Ostatnią rzeczą jakiej pragnął było tłumaczenie się tym ludziom. Nienawidził ich a oni nienawidzili jego. Dlaczego nie mógł więc pozwolić sobie na dobry uczynek i pozwolić Harremu osobiście obmawiać jego rodziców?
Tylko, że z Harrym było bardzo źle jeśli nie był go w stanie dobudzić i wiedział, że mu się nie poprawi. Z tą myślą gwałtownie otworzył drzwiczki samochodu, podbiegł do domu i zaczął walić pięściami w drzwi tak długo aż w oknie zaświeciło się światło i usłyszał zbliżające się kroki.
- Kto tam? - usłyszał zaniepokojony męski głos. - Przedstaw się.
Dudley zrobił krok do tyłu i z konsternacją spojrzał na drzwi. Ci ludzie byli przecież szaleni.
-Um, Dudey Dursley, kuzyn Harrego.
- Co?- usłyszał zaskoczone pytanie, a potem ktoś coś wymamrotał cicho.
- Posłuchaj Harry jest w samochodzie, jest naprawdę chory albo ranny i potrzebuje pomocy.
- Harry jest ranny? - dobiegł go zaniepokojony kobiecy głos.
- Molly, każdy śmierciożerca powiedziałby coś takiego! To nie ma sensu. Jeśli Harry został ranny to dlaczego jego kuzyn przywiózł go aż tutaj?
- Posłuchacie, z nim naprawdę jest źle i hmm... moi rodzice nie mogli mu pomóc. Chciałem zabrać go do szpitala, ale prosił mnie żeby tego nie robić. Powiedział, że wy mu pomożecie.- Zapadła cisza.- Proszę, on jest nieprzytomny.
Usłyszał więcej kroków, ale drzwi się nie otwarły.
- Co się stało, kiedy byliśmy u ciebie?- zażądał wyjaśnień inny męski głos.
Dudley zacisnął zęby. - Zjadłem jakiś cukierek, który leżał na podłodze i mój język stał się ogromny.
- No nie wiem ... opowiadaliśmy tą historię całej szkole - odezwał się niepewnie młodszy głos.
- To naprawdę brzmi jakby wymyślili to śmierciożercy.
- A co jeśli on mówi prawdę?
- Jezu Chryste! Nie mamy czasu. Rozumiecie? Coś z nim jest nie tak! - zaczął wrzeszczeć rozwścieczony i walić pięściami w drzwi.
Odpowiedziało mu tylko ciche mruczenie.
- Pieprzcie się! - jeszcze raz uderzył pięścią, pobiegł do samochodu i otworzył drzwi od strony pasażera. Harry wyglądał okropnie. Wyciągnął telefon i ponownie wybrał numer Piersa. Ignorując przeklinanie przyjaciela kazał mu znaleźć najbliższy szpital. Złapał nadgarstek Harrego, wyczuł bardzo słaby puls, ale nie wiedział co zrobić. Czuł puls, ale nie miał pojęcia czy jest normalny czy nie, jedyną wskazówką było to, że skóra kuzyna była spocona, oddech wydawał się jeszcze płytszy, a twarz była przerażająco blada. Wyprostował się żeby zamknąć drzwi i wtedy zatrzymał go męski głos.
- Odsuń się od samochodu i trzymaj ręce tak, żebym mógł je widzieć.
Dudley rozpoznał ojca przyjaciela Harrego i dwóch bliźniaków, którzy podrzucili mu cukierka. Mężczyzna stanął przed nim a synowie okrążyli samochód, wszyscy celowali w niego patykami.
- Piers oddzwonię do ciebie - powiedział szybko do telefonu nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Odrzucił telefon i powoli uniósł ręce.
- Fred, George trzymajcie różdżki w pogotowi - polecił ojciec i zbliżając się do Harrego ostrożnie wycelował swoim patykiem w chłopca tak jakby ten miał go zaatakować.
- Tato, myślę, że to mugolski samochód - powiedział jeden z bliźniaków.
- Dobrze, ale na wszelki wypadek zachowajcie ostrożność, nie wiemy jakie triki mają w zanadrzu śmierciożercy - polecił ojciec machając różdżką nad nieprzytomnym Harrym
- Zamierzasz mu pomóc? - zapytał gniewnie Dudley. - Bo jeśli chcesz go tylko kłuć tym patykiem to ja natychmiast zabieram go do szpitala.
- Tato to on? - zapytał z niepokojem drugi bliźniak.
- Na to wygląda, ale jest w zdecydowanie złym stanie,
- Moody też wyglądał jak prawdziwy.
- Słuchaj, nie wiem o czym mówisz, ale przysięgam, że naprawdę ja to ja a on to on. W bagażniku są rzeczy Harrego, możecie sprawdzić! Kufer, klatka sowy i ta jego dziwna peleryna.
Jeden z bliźniaków machnął kijkiem, powiedział coś co brzmiało jak "Aloha Moraj" i bagażnik otworzył się.
- Tato tu naprawdę są rzeczy Harrego, poznaję jego pelerynę niewidkę!
- Dobrze, będziemy cię pilnować, ale zakładam, że mówisz prawdę - powiedział starszy Weasley, poklepał Harrego po policzku i zawołał go po imieniu,
- Już mówiłem, że się nie budzi! Próbowałem tego parę razy! - krzyknął zirytowany Dudley.
Mężczyzna rozpiął pas, wziął Harrego na ręce i razem z bliźniakami ruszył do domu.
- To on Arturze? - zapytała pulchna kobieta ubrana w nocną koszulę. Dudley stwierdził, że zmartwiony chłopak obok niej to przyjaciel Harrego, a potem dostrzegł jeszcze bardzo rudą dziewczynę
- Myślę, że tak, ale bądźmy ostrożni. Ginny możesz wezwać kogoś z Zakonu? - zapytał mężczyzna wchodząc do domu.
- Tak, ale oni pewnie śpią. Mogą mnie nie usłyszeć. Skorzystać z sieci Fiu?- dziewczyna z przerażeniem patrzyła na Harrego.
- Najpierw wezwij kogoś ze Świętego Munga. Powiedz, że natychmiast potrzebujemy uzdrowiciela. Powiedz, że to nagły przypadek dotyczący Harrego Pottera. Mam nadzieję, że zjawią się szybko - mężczyzna położył chłopca delikatnie na kanapie, Dudley patrzył z przerażeniem jak dziewczyna podbiega do kominka i wkłada głowę w płomienie.
- Nie powinniśmy go tam zabrać? - zapytała kobieta.
- Wolę, żeby uzdrowiciel przyszedł tutaj, w Świętym Mungu nie mamy zbyt wielu ludzi, łatwo tam o atak.
Kobieta, pani Weasley skinęła głową i wyciągnęła z szafy po dodatkowe koce.
- Co z nim?- przyjaciel Harrego uląkł obok kanapy. Jak on miał na imię? Coś na R?
- Nie wiem Ron- odpowiedziała z dezaprobatą pani Weasley. Tak to było to Ron. Dudley aż podskoczył, kiedy mężczyzna odezwał się do niego - Co się stało Dudley?
I wtedy poczuł falę wstydu, zdawał sobie sprawę, że się czerwieni. Nie chciał rozmawiać z tymi ludźmi, więc spuścił wzrok i milczał.
Chwilę później dziewczyna wyciągnęła głowę z płomieni o odsunęła się, a z kominka wyskoczył człowiek ubrany w seledynowy płaszcz. Dudley poczuł się bardzo niepewnie.
Po chwili machania patykiem, świecenia światełkami i mamrotania dziwnych kodów nad ciałem Harrego uzdrowiciel wyciągnął coś co wyglądało jak maska tlenowa bez przewodów i przycisnął ją do nosa i ust kuzyna, potem wyjął z kieszeni dziwną kulę i umieścił ją we własnych ustach.
- Tu uzdrowiciel Espinosa, proszę o natychmiastowe przysłanie zespołu ratunkowego do Nory w Ottery St Catchopole. Mam pacjenta we wstrząsie spowodowanym masywnym wewnętrznym krwotokiem. Przyczyną wydaje mi cię być tępy uraz brzucha, stan krytyczny.
Kulka zaświeciła na zielono i mężczyzna wepchnął ją z powrotem do kieszeni.
Dudleyowi zrobiło się niedobrze. Masywny krwotok wewnętrzny? Czy ludzie nie umierają od czegoś takiego?
- Kiedy miał miejsce uraz?
Dudley zrobił nerwowy krok do przodu. - Nie jestem pewny, ale chyba wczoraj, może wczesnym wieczorem. Jechaliśmy dwie i pół godziny, to musiało stać się parę godzin wcześniej, ale …um… on był przytomny jeszcze pół godziny temu. Myślałem, że tylko zasnął.
- Czy on wyzdrowieje?- odezwał się Ron z twarzą tak bladą jak Harrego.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. Jego serce stało się niebezpiecznie niewydolne, ale się nie zatrzymało, to dobrze rokuje, zwłaszcza, że krwawił powoli od wielu godzin. Ma niewydolność wielonarządową, ale powinniśmy to opanować. Wydaje mi się, że nie doszło do uszkodzenia mózgu. Stracił ogromną ilość krwi i możliwe, że jego serce może tego nie wytrzymać zanim zakończymy leczenie.
- On nie krwawił - zaprotestował ze strachem Dudley.
- Człowiek może wykrwawić się na śmierć nie tracą krwi na zewnątrz - stwierdził ponuro uzdrowiciel.
- Masz zamiar przenieść go do Świętego Munga?- zapytał cicho pan Weasley.
- Ma za niskie ciśnienie, żeby go transportować Jego serce tego nie wytrzyma.
Pani Weasley zaszlochała i otarła łzy rękawem koszuli.
W tym momencie ogień wybuchł ponownie i do pokoju weszło kilka osób w zielonych szatach niosąc butelki z jakimiś cieczami i dziwnie wyglądające przedmioty.
- Ty i twoja rodzina powinniście poczekać w innym pokoju - odezwał się łagodnie jeden z mężczyzn do pana Weasleya. Dudley z otwartymi ustami wpatrywał się jak oparcie kanapy znika i ludzie w seledynowych szatach otaczają kuzyna. Ktoś, pewnie zaklęciem rozciął koszulę Harrego i zaraz potem okrył go kocem, ale i zdążył zobaczyć co tak naprawdę ojciec zrobił kuzynowi. Sińce na ramionach gdzie go ścisnął, siniaki na piersiach.
Zrobiło mu się niedobrze. Podskoczył kiedy ktoś położył mu dłoń na ramieniu. Pan Weasley skinął głową w stronę kuchni kierując go za cała swoją rodziną i sam wrócił do salonu. Dudley został sam na sam z gromadą rudzielców ubranych w piżamy.
- Co się stało?- zapytał nagle jeden z bliźniaków.
- Słyszeliście, ma tępy uraz brzucha - odpowiedział cicho Dudley.
Chłopiec, który zadał pytanie z wściekłością uderzył kubkiem w stół - Sądzisz, że to jest zabawne? To co mu się stało?
Dudley odwrócił wzrok.
- Kiedy zdjęli mu koszulę - rudowłosa dziewczyna odezwała się zdławionym głosem - wszędzie było widać siniaki. Ktoś go pobił.
Siedząca obok niego kobieta wzięła go delikatnie za rękę- Dudley, kochanie, czy z twoimi rodzicami wszystko jest w porządku?
Dudley spojrzał na nią zaskoczony - Co?
- Powiedziałeś, że nie mogą pomóc Harremu. Zaatakowano was? - zapytała ostrożnie. - Czy tam byli ludzie w maskach i ubrani w czarne szaty?
To było straszne, ta kobieta myślała, że rodzice Dudleya też byli ofiarami.
Wyszarpnął rękę. - Nie, nie zostali zaatakowani.
Kobieta wyglądała na skonsternowaną, ale jej dzieci połapały się nieco szybciej i patrzyły na niego z wściekłością.
- Powiesz nam co się stało? - powiedział groźnie jeden z bliźniaków.
- Nie chcę o tym rozmawiać - wymamrotał Dudley.
Rozwścieczony Ron zerwał się na nogi. - Wiesz co sądzę? Sądzę, że to ty zrobiłeś! Ty i twoi kumple pobiliście Harrego tak jak wtedy, kiedy był dzieckiem, ale posunęliście się za daleko. Byłeś przerażony, bałeś się rodziców, więc przywiozłeś go tutaj, do nas, żebyśmy wyleczyli go zanim wpadniesz w tarapaty! Tak to było, prawda? Prawda?!
- NIE! - krzyknął Dudley. - Nie zrobiłem tego.
- Zawsze prześladowałeś Harrego! Nigdy o tym nie opowiadał, ale czasami coś mu się wymknęło... Na Merlina! Zawsze traktowałeś go jak gówno, ale teraz kiedy naprawdę go skrzywdziłeś przyszedłeś do nas, żebyśmy go uleczyli w magiczny sposób!
Dudley uderzył pięścią w stół. - Zamknij się! Zamknij się! Nie masz pojęcia przez co przeszedł każdy z nas w ostatnich tygodniach!
- W porządku, ale z was dwóch tylko Harry ma wewnętrzny krwotok! - wrzasnął Ron.
- Ronaldzie Weasley wystarczy - odezwała się surowo matka, ku zaskoczeniu Dudleya rudzielec natychmiast usiadł. Przez moment Dursley zastanawiał się jak ona to zrobiła nawet nie podnosząc ręki. Zresztą czy Harry chciałby tu przyjechać, jeśli ci ludzie traktowaliby dzieci tak jak rodzice jego?
- A teraz Dudley - kobieta mówiła to nieco innym tonem niż wcześniej - wyjaśnij nam dlaczego nie możesz nam powiedzieć co się stało?
Dudley poczuł się niewygodnie. - Nie wiem czy Harry życzyłby sobie, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
- Jesteśmy jego przyjaciółmi, zasługujemy na to żeby wiedzieć - stwierdził jeden z bliźniaków.
Dudley skrzywił się. - Naprawdę? Przez te kilka tygodni kiedy potrzebował pomocy nie widziałem cię u nas w domu. Nawet nie otworzyłeś mi drzwi, kiedy o to prosiłem. Harry może z tego powodu umrzeć, nie wiem czy po tym zasługujesz na wyjaśnienia.
Miny wszystkich były teraz jednocześnie pełne winy i złości.
- Mogę powiedzieć - wskazał na panią Weasley - ale tylko tobie.
Kobieta skinęła głową - W porządku Dudley. Dzieci na górę, zaraz do was przyjdę.
- Mamo, nie - zaprotestował Ron, ale matka potrząsnęła głową w uprzejmy chociaż stanowczy sposób.
- Idź, wszyscy wiemy, że chcesz pomóc Harremu, ale musimy dowiedzieć się co się stało. Dudley ma rację, Harry może nie chcieć, żeby wszyscy o tym wiedzieli i trzeba to uszanować, jeśli zechce sam ci o tym opowie.
Czwórka dzieci wyszła z kuchni rzucając Dudleyowi nieprzyjazne spojrzenia.
Dudley zastanawiał się nad sposobem ucieczki, ale wiedział, że wyjdzie stąd zanim nie upewni się, że z Harym wszystko jest w porządku. Dlatego powoli pił herbatę i próbował wychwyć jakieś dźwięki z sąsiedniego pokoju, dowiedzieć się co mówią ci czarodziejscy lekarze. Nadal nie był pewny czy postąpił mądrze,
Unikał kontaktu wzrokowego z matką tej dziwnej rodziny, kiedy kobieta usiadła znowu przy stole. Gdy położyła mu delikatnie dłoń na ręce odezwał się niechętnie - Skąd mam wiedzieć, że jeśli powiem nie zaszkodzę osobie, która to zrobiła?- spytał cofając swoją dłoń.
Pani Weasley zmarszczyła brwi - Dlaczego o to pytasz? Ten kto skrzywdził Harrego powinien za to zapłacić - powiedziała groźnym tonem.
Dudley skrzyżował ramiona - Więc nie mogę powiedzieć.
- Dlaczego? Czy nie uważasz, że powinien zostać ukarany za to co zrobił? - spytała ze złością.
Dudley wzruszył ramionami. - Być może, ale nie mogę na to pozwolić.
- To zrobił jakiś mugol? - zapytała ze zdziwieniem - Czy on... dlaczego chciałby... Czy dowiedział się, że Harry jest czarodziejem i dlatego go zaatakował? - i wtedy nagle ta spokojna kobieta wkurzyła go swoją naiwnością. Dlaczego miał ukrywać występki jednych dorosłych a oskarżać innych. Czy ci ludzie byli tak nierozgarnięci, że nie widzieli zupełnie oczywistych rzeczy?
- Co z was za ludzie? - w Dudleyu coś pękło. - Czy nigdy nie widzieliście jaki był mały i chudy, albo że nosił moje stare ciuchy, chociaż moja rodzina wcale nie jest biedna? Twój mąż widział jak go traktowano w naszym domu i nie pomyślał, że mógł być bity? Nikt nie zareagował, a skoro nikt go nie bronił mój tata prawie go wykończył! Myślał, że w ten sposób mnie chroni! Wiedzieliście, że moi rodzice go nie rozumieją. Wiedzieliście, że się go boją! To też wasza wina, że do tego doszło!
W Dudleyu wrzało i musiał włożyć wiele wysiłku, żeby się uspokoić, kiedy przyglądał się pani Weasley. Na twarzy kobiety widać było cała masę emocji, ale kiedy do niej wszystko dotarło widać było u niej tylko przerażenie.
W końcu pozbierała się i spojrzała na niego z powagą. - Przykro mi, że musiałeś przez to wszystko przechodzić - zdołała wydusić.
Dudley wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Siedzieli w milczeniu, aż w sąsiednim pokoju zapadła cisza, a potem rozległ się trzask. Uznał, że magiczni lekarze wyszli. Wstał i bez pytania o pozwolenie wszedł do pokoju, jego ostrożne kroki zwabiły spanikowane rude nastolatki,
Spojrzał na śpiącego Harrego, a ojciec rodziny poinformował wszystkich, że z Harrym wszystko będzie w porządku.
* * *
Siedział spokojnie na krześle i wpatrywał się w śpiącego kuzyna, wysłuchując całej masy pytań, odpowiedzi, a potem polecenia, żeby wszyscy poszli do swoich pokoi i położyli się spać, ale on został nawet wtedy kiedy ostatni niechętny nastolatek zniknął za drzwiami,
- Dudely może też pójdziesz na górę? Mamy wolny pokój - powiedziała łagodnie pani Weasley, ale chłopak pokręcił głową.
- Zostanę z moim kuzynem - stwierdził stanowczo.
- Dobrze. Może wyczarować ci łóżko?
Z przerażeniem wpatrując się w różdżkę szybko pokręcił głową. - Nie dziękuję, er...może wiesz, dasz mi normalny koc i poduszkę?
Mężczyzna schował różdżkę - Oczywiście, zaraz przyniosę ci poduszkę i śpiwór.
Kiedy rudy mężczyzna opuścił pokój Dudley ukląkł przy łóżku Harrego. Chłopak wyglądał lepiej niż w czasie ostatnich tygodni, co dawało wiele do myślenia. Dzieciak prawdopodobnie potrzebował jeszcze długiego prysznica i ciepłego posiłku, nie wspominając już o życiu bez strachu, że wuj może go zabić.
Nie mógł uwierzyć, że jego kuzyn był tak bliski śmierci. Jak zareagowaliby na to rodzice? Prawdopodobnie po prostu baliby się problemów z czarodziejami. Oparł łokcie na kanapie i położył głowę na dłoniach.
- Przykro mi - wyszeptał.
Harry oczywiście nie odpowiedział. Na odgłos kroków pana Weasleya wyprostował się skrępowany. Mężczyzna podał mu śpiwór i poduszki.
- Dudley, chciałem ci podziękować za to co zrobiłeś. Uratowałeś Harremu życie.
To co usłyszał było kompletnie nieodpowiednie do tego co pomyślał o rodzicach więc nie odpowiedział,
- Harry nie wróci do was, ale niepokoję się o ciebie - kontynuował, chociaż Dudley pragnął tylko, żeby sobie poszedł. - Czy twoi rodzice kiedykolwiek cię skrzywdzili, albo myślisz, że mogą to zrobić?
- Nie - w Dudleyu coś się złamało. - Nigdy nie zrobiliby mi czegoś takiego. Są dobrymi rodzicami - zamilkł zdając sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało. - No, przynajmniej dla mnie, ale przez jakiś czas nie wrócę do domu. Mój przyjaciel dogada się ze swoją mamą więc pomieszkam u niego. Znam ich ... pozwolą mi się u nich zatrzymać.
- W porządku, cóż, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował schronienia zawsze będziesz u nas mile widziany. Zawdzięczamy ci więcej niż moglibyśmy kiedykolwiek ci się odpłacić - powiedział i popatrzył na nieprzytomnego kuzyna. Było jasne, że czuje się winny, Dudley wiedział, bo tak samo czuł się przez całe lato. Nie zrobił nic, a mógł zareagować znacznie wcześniej,
- Wyzdrowieje, prawda? To znaczy nic mu już nie grozi?
Pan Weasley skinął głową. - Przynajmniej fizycznie. Powinien obudzić się rano, chociaż może trochę potrwać zanim wróci do formy, Jestem pewien, że już niedługo będzie się rwał do latania na miotle... - głos mu się załamał kiedy popatrzył na Dudleya, - Przypuszczam, że nie wiesz o tym że Harry świetnie lata. Jest gwiazdą quidd... drużyny sportowej.
Dudley w milczeniu przetwarzał te informacje. Harry był dobry w sporcie? Dzieciak zawsze był szybki, ale łatwo było go pokonać. Taki chudy karzeł. Dziwne było myśleć o jego życiu jakie wiódł daleko od domu. Zawsze wyobrażał sobie, ludzi w cudacznych ubraniach zbierających się przy świetle księżyca, śpiewających, bawiących się laleczkami voodoo i wrzucających zioła do ogniska płonącego w środku lasu. Ale Harry w drużynie sportowej, to brzmiało jak prawdziwa szkoła, Tylko, że nie wiedział czy kuzyn chciałby, żeby on o tym wiedział Wystarczająco ciężko było mu myśleć o tym po tym jak on i rodzice traktowali magię, uczłowieczać jeszcze bardziej takie zachowania,
Więc milczał, pan Weasley zdawał się wyczuć brak jego zainteresowania, poklepał go pocieszająco po ramieniu i Dudley wyczuł jego rozczarowanie.
- Dobrze, jeśli będziesz czegoś potrzebował nasz pokój jest na końcu korytarza, wystarczy, że zapukasz, Prawdopodobnie będziemy tu przychodzić przez całą noc i sprawdzać jak czuje się Harry, więc nie przejmuj się, jeśli nas obudzisz. Wygasić kominek czy zostawić tak jak jest?
- Tak jest teraz jest dobrze- wymamrotał Dudley czując się nieswojo na myśl o siedzeniu w ciemnościach w domu na odludziu. Wolałby spać na ulicy pod latarnią niż tu w tym strasznym miejscu. Ucieszył się, kiedy mężczyzna wyszedł zostawiając światło i siedział przy buzującym ogniu wsłuchując się w delikatny dźwięk oddechu Harrego.
Bardzo długo w blasku ognia wpatrywał się w unoszącą się i opadającą klatkę piersiową kuzyna, aż w końcu on też zapadł w sen.
* * *
Powoli ze względu na osłabienie Harrego szli w stronę pokrytego kurzem samochodu. Dudley obudził się przed Harrym czując się trochę dziwnie, bo Weasleyowie zjawili się w komplecie próbując spojrzeć na Harrego i go nie obudzić. Oczywiście im się nie udało i Harry ocknął się kiedy tłum podnieconych rudzielców gapił się na niego. Przynamniej byli tak taktowni, że nie zaczęli natychmiast go wypytywać i Dudleyowi udało się wydostać z domu. Harry sam mógł ich poinformować o wszystkim trochę później.
Jednak, chociaż był zakłopotany myśląc o tym Harry wydawał się spokojny i zrelaksowany bardziej niż kiedykolwiek. To był chyba pierwszy raz kiedy kuzyn czuł się naprawdę bezpiecznie. Poprosił Weasleyów, żeby zostali w środku, ale Dudley widział rude głowy szpiegujące go z różnych okien, tak jakby mu nie dowierzali, tak jakby bali się, że ma zamiar wpakować Harrego do bagażnika i uprowadzić go. Nie rozumiał dlaczego kuzyn był tak bardzo przywiązany do tych odrażających ludzi, ale przecież on też był dość dziwny, Dudley naprawdę był gotowy do opuszczenia tego miejsca i powrotu do normalnego świata.
- Naprawdę nie wracasz do swoich rodziców?- zapytał Harry. - Nie boisz się, że się obrażą?
- Nie obchodzi mnie to. Nie mogę z nimi mieszkać dopóki nie uświadomią sobie, że zrobili coś złego. Ale nadal ich kocham. Są moimi rodzicami. - odpowiedział wyzywająco.
Harry energicznie skinął głową - Tak, wiem. I wiem, że ich kochasz. Zrobili to wszystko, żeby cię chronić.
- Nie, nie udawaj, że to było coś innego niż było - warknął z irytacją Dudley.
Harry nic nie odpowiedział.
Dudley otworzył drzwiczki samochodu i zatrzymał się.- Nie zrobisz nic głupiego, prawda? Będziesz się trzymał od nich z daleka?
- Tak. Pan Weasley powiedział, że pójdzie po moją różdżkę, ale każę mu poczekać, aż się trochę uspokoi i obieca mi, że nic im nie zrobi - zamilkł na chwilę. - Zostaniemy w kontakcie. Tak naprawdę nigdy cię nie poznałem, przynajmniej tego nowego ciebie.
Dudley przewrócił oczami. Nie potrzebował dawnych wspomnień. - Nie licz na to.
Harry skinął głową, nie zdziwiony taką odpowiedzią. - Cóż jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie to przynajmniej znasz mój adres.
Dudley parsknął informując go co sądzi o takiej wizycie i wsunął się za kierownicę.
- Dudley?
Z westchnieniem irytacji Dudley spojrzał na kuzyna.
- Dzięki.
Odpowiadając sztywnym ukłonem Dudley zamknął drzwiczki i uruchomił silnik. Harry odsunął się od samochodu, ale stał w miejscu i patrzył jak samochód powoli odjeżdża wyboistą drogą.
Wkrótce kuzyn i krzywy dom zniknęły w oddali.
Niespodziewanie Dudleya wypełniło poczucie dumy. Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu zrobił coś naprawdę dobrego.
Włączył radio, otworzył okno i jechał z wysoko uniesioną głową, zastanawiając się czy tak staje się bohaterem.