Rene Descartes, Rene Descartes


Rene Descartes

Cogito ergo sum. Wątpienie - Bóg- Materia

Rene Descartes, Zasady filozofii. Tłum. I. Dąmbska. Warszawa 1960.

 

Ponieważ przyszliśmy na świat jako dzieci i ponieważ wpierw, zanim w pełni zaczęliśmy się posługiwać naszym rozumem, już wydawaliśmy rozmaite sądy o rzeczach zmysłowych, dlatego wiele przesądów oddaliło nas od poznania prawdy; od tych przesądów zaś - jak się zdaje - będziemy mogli się uwolnić tylko wtedy, jeżeli raz w życiu postaramy się zwątpić o wszystkim, w czym wykryjemy choćby tylko cień niepewności.

Co więcej, i te rzeczy, o których będziemy wątpić, pożytecznie będzie uważać za fałszywe, abyśmy tym jaśniej zbadać mogli, co jest najpewniejsze i najłatwiej dostępne poznaniu.

 

To jednak wątpienie ograniczyć należy tymczasem do samego tylko rozważania prawdy. Co się zaś tyczy praktyki życiowej, niejednokrotnie musimy imać się tego, co tylko prawdopodobne, albo też, gdy z dwóch rzeczy żadna nie wydaje się bardziej

prawdopodobna, mimo to tymczasowo jedną z nich wybierać. Bo najczęściej przepadłaby sposobność do działania, zanim zdołalibyśmy pozbyć się naszych wątpliwości.

 

Tak więc teraz, gdy mamy się zajmować tylko poszukiwaniem prawdy, będziemy przede wszystkim wątpić o tym, czy istnieją w ogóle jakieś rzeczy zmysłowe lub wyobrażalne.

Po pierwsze dlatego, że przyłapaliśmy zmysły na tym, jak niekiedy nas łudzą, a przezorność nakazuje nigdy nie ufać zbytnio tym, którzy choć raz nas oszukali:

po wtóre zaś dlatego, że co dzień zdajemy się czuć lub wyobrażać sobie we śnie niezliczone rzeczy, których naprawdę nigdzie nie ma; a temu, kto tak dalece wątpi, nie nasuwają się żadne oznaki, które by mu pozwoliły na pewno rozróżnić sen od jawy.

 

Będziemy też wątpić o pozostałych rzeczach, które przedtem uważaliśmy za najpewniejsze, także o dowodach matematycznych, także o tych zasadach, o których dotychczas sądziliśmy, że są same przez się oczywiste. Już to ponieważ widzieliśmy nie raz. jak ten i ów błądził w takich sprawach i uważał za najbardziej pewne i same przez się oczywiste te, które nam wydawały się fałszywe, już to najbardziej dlatego, ponieważ słyszeliśmy, że istnieje Bóg wszechmocny, który nas stworzył. Bo nie wiemy, czy przypadkiem nie chciał nas stworzyć tak, abyśmy zawsze błądzili, nawet i w tych sprawach, które my uważamy za najlepiej znane; ponieważ wydaje się, że tak samo to mógł sprawić, jak to, abyśmy [tylko] niekiedy się mylili; że się to zdarza, wpierw już zauważyliśmy. A jeśli wyobrazimy sobie, że nie w Bogu wszechmocnym, lecz w sobie samych lub w kimś innym mamy swój początek, wówczas im mniej potężnemu sprawcy przypiszemy nasze pochodzenie, tym łatwiej można będzie uwierzyć, że tak niedoskonali jesteśmy, iż zawsze się mylimy. [...] W ten sposób zaś, odrzucając to wszystko, o czym w jakiś sposób możemy wątpić, i wyobrażając sobie, że te rzeczy są fałszywe, łatwo zaiste przyjmiemy, że nie ma żadnego Boga, żadnego nieba, żadnych ciał; i że my sami nie mamy ani rąk, ani nóg, ani w ogóle żadnego ciała; natomiast nie przyjmiemy na tej podstawie tego, że my, którzy takie rzeczy myślimy, jesteśmy niczym; byłoby bowiem sprzecznością sądzić, że to, co myśli, w tym samym czasie, kiedy myśli, nie istnieje. I stąd owo poznanie: ja myślę, więc jestem, jest tym, które ze wszystkich jako najpierwsze i najpewniejsze uderza każdego, kto filozofuje jak należy.

 

A ta droga jest najlepsza do poznania natury umysłu i tego, że jest on różny od ciała. Badając bowiem, czym jesteśmy my sami, którzy zakładamy, że wszystko, co od nas jest różne, jest fałszem, wyraźnie widzimy, że do naszej natury nie przynależy żadna rozciągłość ani kształt, ani ruch w jakimś miejscu, ani nic podobnego, co należy przypisać ciału, jedynie tylko samo myślenie; dlatego też poznaje się je wpierw i pewniej aniżeli jakiekolwiek rzeczy cielesne: myślenie bowiem już poznaliśmy [percepimus], podczas gdy o innych rzeczach jeszcze wątpimy.

Przez nazwę "myślenie" rozumiem to wszystko, co w nas zachodzi, gdy jesteśmy świadomi, o ile jest w nas właśnie świadomość tych rzeczy. Tak więc nie tylko rozumienie, chcenie, wyobrażenie sobie, ale także i czucie jest tutaj tym samym, co myślenie. Bo gdy mówię: ja widzę, albo: ja chodzę, więc jestem, a mówiąc tak mam na myśli widzenie lub chodzenie, wykonywane przez ciało, wniosek mój nie jest ; bezwzględnie pewny, ponieważ - jak to często dzieje się w śnie - mogę sądzić, że widzę lub chodzę, choć nie otwieram oczu i nie ruszam się z miejsca; a mogłoby być tak samo bodaj, choćbym nie miał wcale ciała. Lecz jeśli mam na myśli samo czucie czy świadomość widzenia lub chodzenia, wtedy wniosek jest całkowicie pewny, ponieważ to dotyczy umysłu, który sam tylko czuje, czyli myśli, że widzi lub że chodzi. [...]

 

Żeby jednak uświadomić sobie, iż poznajemy nasz umysł nic tylko wcześniej i pewniej, ale i z większą oczywistością aniżeli ciało, trzeba wiedzieć o tym, co zgodnie z przyrodzonym światłem rozumu jest niezbite, że temu, co jest niczym, nie mogą przysługiwać żadne stany czy jakości. Tak więc gdziekolwiek jakieś z nich wykryje-my, tam z koniecznością znajduje się też jakaś rzecz czy substancja, której one przysługują: a im więcej wykrywamy ich w tej samej rzeczy czy substancji, tym jaśniej ją poznajemy. Ponieważ zaś istotnie w naszym umyśle więcej odkrywamy własności i aniżeli w jakiejkolwiek innej rzeczy, jasne jest, że nie możemy niczego innego poznać, co by równocześnie nie prowadziło nas do coraz to pewniejszego poznania naszego umysłu. Tak na przykład, jeśli sądzę, że istnieje ziemia, bo jej dotykam lub ją widzę, z pewnością na tej samej podstawie tym bardziej powinienem być przekonany, że istnieje mój umysł; mogłoby się bowiem może zdarzyć, że choćby nie istniała żadna ziemia, sądziłbym, iż dotykam ziemi; nie może się zdarzyć natomiast, abym tak sądził, a równocześnie mój umysł, który ten sąd wydaje, był niczym. I tak samo w innych wypadkach, [...]

 

Skoro jednak umysł, który sam siebie poznaje, a o wszystkich innych rzeczach dotąd wątpi, wszędzie dokoła się rozgląda, aby rozszerzyć bardziej swoje poznanie, wówczas z pewnością nasamprzód znajduje w sobie idee. wielu rzeczy; dopóki im się przygląda, nie twierdząc ani nie przecząc, że coś do nich podobnego poza nim istnieje, dopóty nie może się pomylić. Odkrywa również niektóre wspólne założenia i buduje z nich różne dowody, o których całkowicie jest przekonany, że są prawdziwe, i dopóki na nich skupia swą uwagę. Tak na przykład ma idee liczb i kształtów i posiada wśród innych wspólnych założeń także to, że jeśli do wielkości sobie równych dodasz równe, te, które z nich powstaną, będą też sobie równe itp. Stąd łatwo można udowodnić, że trzy kąty trójkąta równe są dwom prostym etc. i dlatego umysł nasz dopóty przeświadczony jest, że te i tym podobne rzeczy są prawdziwe, dopóki skupia się na przesłankach, z których je wydedukował. Ale ponieważ umysł nic może zawsze skupiać na nich swej uwagi i gdy następnie uprzytomni sobie, że jeszcze nie wie, czy przypadkiem nie leży w naturze istoty stworzonej, aby także i w tych rzeczach błądziła, które się jej przedstawiają jako najbardziej oczywiste, wydaje się, że słusznie i w takich sprawach żywić może wątpliwości, i że nie może posiąść żadnej pewnej wiedzy Wpierw, nim pozna tego, komu zawdzięcza swój początek.

Rozważając zaś, że spośród różnych idei, jakie posiada, jedna z nich, od wszystkich pozostałych o wiele bardziej znamienita, jest ideą bvtu najrozumniejszego, wszechmocnego i najdoskonalszego, umysł nasz odkrywa w niej istnienie, nie to możliwe tylko i przypadkowe jak w ideach wszystkich innych rzeczy, które wyraźnie pojmuje, ale całkowicie konieczne i wieczne. I tak jak na przykład ujmując jako konieczne zawartą w idei trójkąta równość trzech jego kątów z dwoma prostymi, jasno przekonuje na tej podstawie, że trójkąt posiada trzy kąty równe dwom prostym;

tak samo z tego tylko, że ujmuje konieczne i wieczne istnienie jako zawarte w idei najdoskonalszego bytu, jasno wywnioskować powinien, że byt najdoskonalszy istnieje.

Tym łatwiej w to uwierzy, jeśli sobie uprzytomni, że nie znajduje w sobie idei żadnej innej rzeczy, w której by dostrzegać w taki sam sposób zawarte konieczne istnienie. Na tej bowiem podstawie zrozumie, że nie on sam utworzył sobie ową ideę najdoskonalszego bytu i że nie ukazuje ona jakiejś chimery, tylko prawdziwą i niezmienną istotę, która nie może nie istnieć, skoro konieczne istnienie w niej się zawiera. [...]

 

Pierwszym atrybutem Boga, który tu się nasuwa pod rozwagę, jest ten, że Bóg jest w najwyższym stopniu prawdomówny i że jest dawcy wszelkiego światła; dlatego jest całkowicie nie do przyjęcia, by miał nas oszukiwać albo być w sensie właściwym i pozytywnym przyczyny błędów, na które my - jak doświadczenie nas uczy - jesteśmy narażeni. Bo jakkolwiek nawet możność błądzenia wydaje się być niejakim argumentem posiadania przez nas, ludzi, rozumu, to nigdy na pewno wola błądzenia nie płynie z innego źródła aniżeli ze zlości lub strachu i głupoty, i dlatego też nie może obciążać Boga.

 

A stąd wynika, że przyrodzone światło rozumu, czyli zdolność poznawania dana nam przez Boga, nie może nigdy uchwycić żadnego przedmiotu, który by nie był prawdziwy, o ile tylko został uchwycony przez nią samą, tzn. o ile ujęty został jasno i wyraźnie. W przeciwnym bowiem razie zasługiwałby Bóg na to. by go nazwać zwodzicielem, gdyby nam dał tę zdolność zdradziecką i fałsz biorącą za prawdę. W ten sposób usuwa się ową największą wątpliwość stąd czerpaną, że nie będziemy wiedzieli, czy przypadkiem nie mamy takiej natury, aby błądzić także w zakresie tych spraw. które nam się wydają najoczywistszymi. Co więcej, i wszystkie inne motywy wątpienia wpierw rozpatrywane łatwo na tej podstawie usunąć. Bo już nie powinny więcej być dla nas podejrzane prawdy matematyczne, skoro są w najwyższym stopniu przejrzyste. A także, jeśli zwrócimy uwagę na to, co w zakresie zmysłów, co na jawie, a co w śnie jasne jest i wyraźne, i jeśli to oddzielimy od tego, co niewyraźne i niejasne, łatwo poznamy, co w każdej rzeczy można uważać za prawdziwe. [...]

 

Co się zaś tyczy tego, co spostrzegamy jako rzeczy lub jako sposoby ich bycia, warte jest trudu, abyśmy rozpatrzyli je szczegółowo każde z osobna. Przez substancję niczego innego nie możemy rozumieć jak tylko rzecz, która tak istnieje, że żadnej innej rzeczy nie potrzebuje do swego istnienia. A bez wątpienia jedna tylko jest taka możliwa do pojęcia substancja, która w ogóle żadnej rzeczy nie potrzebuje, mianowicie Bóg. Poznajemy zaś, że wszystkie inne nie mogą istnieć inaczej jak tylko za sprawą udziału Boga. Dlatego nazwa "substancja" nie przysługuje Bogu i im jednoznacznie, jak się zwykło mówić w szkołach, tzn. że nie można wyraźnie pojąć żadnego znaczenia tej nazwy, które by było wspólne dla Boga i dla stworzeń.

 

Tym wspólnym pojęciem można natomiast objąć substancję cielesną i umysł, czyli substancję myślącą, stworzoną, bo są to rzeczy, które do swego istnienia potrzebują wyłącznie tylko udziału Boga. Wszelako nie można poznać substancji na podstawie tego tylko, że ona jest rzeczą istniejącą, bo to samo przez się na nas nie działa. Ale łatwo ją poznajemy na podstawie któregokolwiek z jej atrybutów przez owo wspólne założenie, że temu, co jest niczym, nie przysługują żadne atrybuty, ani żadne własności lub jakości. Na podstawie tego bowiem, że dostrzegamy obecność jakiegoś atrybutu, wnosimy, że z koniecznością obecna jest jakaś rzecz istniejąca, czyli substancja, której go można przypisać.

A chociaż na podstawie dowolnego atrybutu poznaje się. substancję, wszelako każdej substancji przysługuje jakaś główna własność, która konstytuuje jej naturę i istotę i do której sprowadzają się wszelkie inne własności. W ten sposób rozciągłość wzdłuż, wszerz i w głąb konstytuuje naturę substancji cielesnej; a myślenie konstytuuje naturę substancji myślącej. Bo wszystko inne, co można ciału przypisać, zakłada z góry rozciągłość i jest tylko jakąś modyfikacją rzeczy m/ciągle j: tak jak wszystko, co odkrywamy w umyśle, to są tylko różne modyfikacje myślenia. Tak na przykład nigdzie indziej jak tylko w rzeczy rozciągłej można pojąć kształt, a ruch też jedynie w rozciągłe j przestrzeni; ani nigdzie indziej wyobraźni czy odczuwania, czy woli. jak tylko w rzeczy myślącej. Lecz na odwrót, można pojąć rozciągłość bez kształtu lub bez ruchu, a myślenie bez wyobraźni lub bez odczuwania; i to samo dotyczy rzeczy pozostałych, co oczywiste jest dla każdego, kto na tym skupi uwagę.

 

Tak więc łatwo możemy mieć dwa jasne i wyraźne pojęcia, czyli idee:

jedną -substancji myślącej stworzonej,

drugą - substancji cielesnej, o ile tylko odróżnimy ściśle wszystkie atrybuty myślenia od atrybutów rozciągłości. [...]

I chociaż każdy dostatecznie sam się przekonuje o istnieniu rzeczy materialnych, to jednak, ponieważ niedawno podaliśmy to przekonanie w wątpliwość i zaliczyliśmy do przesądów naszego wczesnego dzieciństwa, trzeba teraz zbadać racje, dzięki którym poznaje się to istnienie w sposób pewny. Otóż cokolwiek odczuwamy, pochodzi to bez wątpienia od jakiejś rzeczy różnej od naszego umysłu. Nic jest bowiem w naszej mocy sprawić, abyśmy odczuwali raczej to niż owo. lecz zależy to całkowicie ód .danej rzeczy, która oddziałuje na nasze zmysły. [...]

 

Stąd też wnosić można, że jakieś ciało ściślej związane jest z naszym umysłem aniżeli inne pozostałe ciała, ą to na tej podstawie, że wyraźnie spostrzegamy, jak niespodziewanie zjawiają się w nas jakieś bóle i inne wrażenia zmysłowe, co do których umysł świadom jest, że nic mogą pochodzić od niego samego ani go dotyczyć na tej Wyłącznie zasadzie, że jest on rzeczą myślącą, lecz tylko siad, że złączony jest z inną jakąś rzeczą rozciągłą i ruchomą, która to rzecz zwie się ludzkim ciałem. Ale nie tu miejsce na dokładniejsze wyjaśnianie tej sprawy.

 

Wystarczy, jeśli zauważymy, że spostrzeżenia zmysłowe odnieść jedynie należy do tego związku ciała ludzkiego z umysłem i że wprawdzie ukazują nam zazwyczaj, w czym ciała zewnętrzne mogą dla niego być pożyteczne, a w czym szkodliwe, to jednak nie informują nas o tym - chyba czasem tylko i przypadkowo - jak one istnieją me w sobie. Tak więc łatwo pozbędziemy się przesądów, dyktowanych przez zmysły, a będziemy się tu posługiwać samym tylko intelektem, pilnie baczącym na idee, którymi obdarzyła go natura.

 

Tak postępując, uświadomimy sobie, że natura materii, czyli ciała rozpatrywanego w ogólności, nic na tym polega, że jest ono jakąś rzeczą twardą czy ciężką, czy barwną, czy w jakiś inny sposób działającą na zmysły, ale tylko na tym, że jest ono rzeczą rozciągłą wzdłuż, wszerz i w głąb. Bo co do twardości, niczego innego wrażenie zmysłowe nam o niej nie pokazuje, jak tylko to, że części ciał twardych stawiaj ą opór ruchowi naszych rąk, gdy w nie wpadną. Gdyby bowiem, ilekroć ręce nasze kierowałyby się w jakąś stronę, wszystkie tam znajdujące się ciała ustępowały z taką samą szybkością, z jaką one się zbliżają, nie poczulibyśmy nigdy żadnej twardości. Ani leż żadną miarą nie można pojąć, by ciała, które tak umknęły, przez to tylko wyzbyły się swej natury cielesnej; nie polega ona zatem na twardości. Za pomocą tego samego argumentu można pokazać, że i ciężar, i barwa, i wszystkie inne tego rodzaju jakości, dające się odczuwać w materii cielesnej, mogą być z niej usunięte, podczas gdy ona sama pozostaje nienaruszona; stąd wynika, że jej natura od żadnej z nich nie jest zawisła. [...]

Poznajemy nadto, że ten świat, czyli powszechność substancji cielesnej, nie ma żadnych granic dla swej rozciągłości. Gdziekolwiek bowiem pomyślimy sobie owe granice, zawsze poza nimi nie tylko wyobrażamy sobie jakieś przestrzenie, rozciągające się w sposób nieograniczony, ale nadto uświadamiamy sobie, że one są istotnie wyobrażalne, to jest realne, i że w konsekwencji zawiera się w nich także substancja cielesna, rozciągła w sposób nieograniczony. Bo, jak już dokładnie pokazano, idea tej rozciągłości, którą pojmujemy w jakiejkolwiek przestrzeni, jest w rzeczywistości identyczna z ideą substancji cielesnej.

 

Łatwo też stąd można wnosić, że nie inna jest materia nieba aniżeli ziemi. A w ogóle, jeśli światy byłyby nieskończone, nie mogłyby one wszystkie nie bycz jednej i tej samej materii; stąd zaś nie może być ich wiele, lecz jeden tylko. Bo w sposób przejrzysty rozumiemy, że owa materia, której natura wyłącznie na tym polega, że jest substancją rozciągłą, zajmuje już w ogóle wszystkie dające się pomyśleć przestrzenie, w których miałyby się znajdować owe inne światy; a nie odkrywamy w sobie idei żadnej innej materii.

Tak więc w całym świecie istnieje jedna i ta sama materia, którą mianowicie przez to tylko się poznaje, że jest rozciągła. A wszystkie własności, które w niej jasno ujmujemy, do tego jednego się sprowadzają, że ona jest podzielna i w swych częściach ruchliwa; stąd zaś zdolna do tych wszystkich stanów, które - jak spostrzegamy -mogą wynikać z ruchu jej części. Podział bowiem dokonany samą myślą niczego nie zmienia; lecz wszelka odmiana materii, czyli różnorodność wszystkich jej form, zależy od ruchu. Wydaje się, że uświadamiali to już sobie szeroko filozofowie, skoro orzekli, że natura jest podstawą ruchu i spoczynku. Bo wtedy przez naturę rozumieli to, przez co wszystkie rzeczy cielesne tak są ukształtowane, jak je w doświadczeniu poznajemy.

 

Pytania:

1.Z czego wynika wątpienie i jaką pełni ono funkcję w poznaniu?

2. Jaka teza, zdaniem Kartezjusza opiera się na zwątpieniu?

3.Czym się różni substancja duchowa i materialna?

4.Jaką funkcję pełni pojęcie Boga w logicznej strukturze systemu Kartezjusza?

5.Jakie właściwości posiada materia?

 

Źródło: Świat, Człowiek i wartości. Wybór tekstów filozoficznych dla szkół średnich, oprac. Z. Czarnecki, Warszawa 1988



Wyszukiwarka