278 V///. fenomenologia i t&zystencjotizm
O samym czasie mówi się, iż jest „tłem. do którego można uzyskać dostęp i które można pojąć jedynie wówczas, gdy zajmuje się w nim jakieś położenie, i ujmuje się go w jego całości z perspektywy owego położenia”1. Nie musi to być prawdą, o ile można pojmować czas jako dziedzinę relacji, która zachodzi między dwoma zdarzeniami, kiedy jedno z nich jest wcześniejsze od drugiego. Z drugiej strony, jeśli przyjmie się za podstawę pojęcia przeszłości, przyszłości i teraźniejszości, to - skoro teraźniejszość jest w tej koncepcji ujmowana jedynie za pomocą zaimka wskazującego „teraz” - wszelkie sytuowanie zdarzeń w czasie będzie zawierało przynajmniej milczące wskazanie czasowego położenia mówiącego. Merleau-Ponty obiera ten drugi kierunek, ale zmierza w tę stronę w taki sposób, że prowadzi go to w gąszcza idealizmu. Jego kłopot polega na znalezieniu miejsca dla przeszłości i przyszłości, choć wysuwa również pogląd, którego nie objaśnia, iż przeszłość jest bezpośrednio dostępna dla pamięci. Zapewne chodzi mu o to, że pamięć sprowadza ją do teraźniejszości, gdyż, z jego punktu widzenia, trudność wiążąca się z. przeszłością i przyszłością polega właśnie na tym, że istnieją one w teraźniejszości, z której powinny się usunąć, aby mogło istnieć coś takiego jak czas. „Przeszłość i przyszłość - mówi Merleau-Ponty - usuwają się samorzutnie z bytu i przemieszczają się do subiektywności nie poszukując tam jakiegoś realnego oparcia, lecz, przeciwnie, możliwości nie-bycia. która pozostaje w zgodzie z ich naturą”26. U podłoża tego twierdzenia leży, jak sądzę, koncepcja, że zbiór faktycznych zdarzeń, z których każde egzemplifikuje jakieś „teraz”, nie może konstytuować przepływu czasu. Trudności tej nie można zaradzić przenosząc zdarzenia z „obiektywnego świata” do świadomości. „Ostateczna subiektywność - wyjaśnia Merleau-Ponty - nie jest czasowa w empirycznym sensie tego terminu: gdyby świadomość czasu była złożona z następujących po sobie stanów świadomości, potrzebna byłaby inna świadomość, która uświadamiałaby sobie owo następstwo, i tak dalej, w nieskończoność. Jesteśmy zmuszeni uznać istnienie «świadomości. za którą nie stoi inna świadomość, która miałaby ją sobie uświada-
26 Tamże. s. 412.
miać», świadomości, która, w konsekwencji, nie jest umiejscowiona w czasie, i w której jej «byt pokrywa się z jej bytem dla siebie»”27. Wydaje się. że Husserl doszedł do tego samego wmiosku.
Muszę przyznać, iż nie dostrzegam żadnych istotnych powodów, dla których mielibyśmy wikłać się w takie kłopoty. Dlaczego nie mielibyśmy przyjąć, że relacja poprzedzania w czasie jest dana zmysłowo, a następnie rzutowana bez ograniczeń na obie strony złudnej teraźniejszości? Można by wprawdzie wysunąć zarzut, że nie jesteśmy uprawnieni do takiego „uprzestrzenniania" czasu, ale nawet jeśli podporządkujemy jakąkolwiek lego rodzaju sekwencję sekwencji, która opiera się na pojęciach przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, nie ma powodu, dla którego wszystkie zdarzenia wcześniejsze bądź późniejsze od teraźniejszości miałyby stać się obiektami współczesnych zaimków wskazujących. Przeciwnie, jeśli będziemy im przypisywać taki status, postawimy się w niezręcznym położeniu, gdyż zaprzeczymy. jak się wydaje, dobrze uzasadnionej hipotezie naukowej, iź istniały i będą istniały okresy czasu, w których nie występują żadne współczesne przejawry ludzkiej .świadomości.
Merleau-Ponty zdaje sobie sprawę z tej trudności, ale nie wyjaśnia, jak należałoby ją usunąć. Raz jeszcze muszę ograniczyć się do przytoczenia tego. co mówi. .Jedynie intelektualistyczna, abstrakcyjna refleksja - pisze Merleau-Ponty - nic jest uzgadnialna z opacznie pojmowanymi «faktami». Bo co właściwie rozumie się przez powiedzenie, że świat istniał wcześniej od wszelkiej ludzkiej świadomości? Przykładem tego, co się przez to rozumie, jest pogląd, iż ziemia wyłoniła się z pierwotnej mgławicy, w której nie były spełnione wszystkie warunki niezbędne dla istnienia życia. Ale każde z tych słów', podobnie jak rówmanie fizyczne, zakłada z góry nasz przednaukowy sposób doświadczania świata, i właśnie to odniesienie do .świata, w którym żyjemy, ma udział w wytworzeniu właściwego znaczenia tego sądu. Nic nie zdoła nigdy uzmysłowić mojemu rozumieniu, czym mogłaby być mgławica, której nikt nie widzi. Mgławica Laplace*a nie jest za nami. u naszych odległych początków, ale naprzeciw nas.
Tamże, s. 422.
Tamże. s. 332.