- Witajcie, dobrzy ludzie. Nie wiem. kim jesteście, ale bardzo zmarzłam i proszę was. abyście mi pozwolili ogrzać się przy ogniu.
Najstarszy mężczyzna podniósł powoli głowę i powiedział:
- Ja jestem Styczeń, a to są moi bracia-miesiące. Dlaczego tu przyszłaś, dzieweczko? Czego szukasz w taką zawieruchę?
- Macocha wygnała mnie po fiołki - odparła dziewczynka.
- Ależ o tej porze roku fiołki nie kwitną, przecież jest bardzo zimno i leży śnieg! - powiedział Styczeń.
- Wiem o tym. ale macocha rozkazała mi przynieść bukiecik fiołków. Jeśli tego nie zrobię, zamknie mnie w ciemnej komórce. Ach. dobrzy ludzie, poradźcie mi. gdzie ich szukać!
Wtedy Styczeń wstał, podszedł do trzeciego mężczyzny z kolei, wręczył mu laskę i rzekł:
- Bracie Marcu, siądź na moim miejscu!
Marzec to uczynił i machnął laską nad ogniskiem. Wtedy ogień buchnął wyżej, śnieg stopniał i zrobiła się wiosna. Drzewa wypuściły liście, wyrosła trawa i zakwitły fiolki. Dziewczynka obejrzała się wokół i zobaczyła istny niebieski kobierzec.
- Prędko zrywaj. Kasiu! - powiedział Marzec.
Kasia uklękła na kolana i zrywała fiołki tak długo, aż uzbierała ich duży bukiet. Potem serdecznie podziękowała braciom-miesiącom