Ten dziwny intruz, który jest we mnie 67
punktami linii, która symbolizuje tę drogę. Z pierwszego punktu, punktu wyjścia, ruszam po tej drodze ku punktowi docelowemu, poruszany energią pytania: KIM JESTEM?, gdzie „kim" znaczy tu zarazem nie-pełność „Ja” i niepewność „jestem”.
Teraz jeszcze lepiej widzę, dlaczego „czytam” rozumiałem jako szczególną realizację „jestem”. Intuicyjnie wyczuwałem to, co potrafię sformułować w tej chwili i co potwierdza pamięć moich konkretnych kontaktów z książkami. Po co czytam? Czytam nie dla najbardziej nawet wysublimowanej rozrywki, nie dla pogłębienia swojej wiedzy, nawet nie dla wzruszeń estetycznych. Albo lepiej nawet: jeśli czytam po to, po to i po to, to właściwie jest to wierzch, pod którym jest ukryte to pytanie, którego rozwiązanie jest moją misją. Moje czytanie jest finalnie formą poszukiwania odpowiedzi na pytanie: KIM JESTEM?
Początek odpowiadania na to pytanie — to doznania lektury naiwnej. co ilustruje przytoczony urywek Swanąa, ale także subtelne rozważania Pouleta. Zmieniam się. Zauważam, że zmieniam się. Więcej: stwierdzam, że jestem inny. To zastąpienie mnie innym ponawia się jednak przy każdej lekturze. I przy każdej lekturze ten inny nie jest już ten sam. Gdybym więc wyobrażał sobie swoje czytanie jako nieprzerwany ciąg kolejnych lektur, mógłbym powiedzieć, że jestem następującym po sobie szeregiem innych, nieustannie odmieniającym się Proteuszem. .
Tak więc całe moje „jestem" przebiega poprzez innych. Jestem między innym a innym a innym. Jestem między innymi, którzy są mną. Jestem między mną a mną.
Czy to ostatnie spostrzeżenie dotyczy tylko „bycia” w stanie lektury? Czy to dwojakie odczucie mojej jaźni, że ona jest, a jednocześnie, że jest ona w swej ogromnej części płynna i zmieniająca się, jest tylko moim odczuciem? Gdy szukam inspiracji w filozofii, muszę odrzucić dwie formuły biegunowo odmienne: jasne poczucie pierwotnośd własnej świadomości Kartezjusza, oraz zniwelowanie świadomości do rodzaju „tabula rasa", jakie spotykam u Taine a i w marksizmie. Znajduję ją natomiast u filozofów irracjonalistów, takich jak Dilthey czy Bergson. Bliski jest mi Dilthey, kiedy podmiot poznający traktuje jako to tum ludzkie, niezredukowane do świadomości czysto racjonalnej, a także, gdy mówi o przeżyciu. Stwierdzam, że przeżycie odtwórcze u Diltheya jest przeżyciem przez całą podmiotowość człowieka, że w jego procesie podmiot doświadczający i przedmiot doświadczany pragną się utożsamić. „w procesie bowiem przeżycia odtwórczego treść odtwarzanych aktów psychicznych powinna być możliwie bliska, jeśli nie identyczna, z aktami psychiki odtwarzającej. Tym samym przedmiot staje się ira-manentny podmiotowi" 1. Rozumiem Bergsona, gdy mówi o „moi pvo-
A. L. Zachariasz. Relatywizm tpistemótogiezmg Wilhelm1 Diltheym, [w itwane:] 2f historiozoficzne. Wrocław 1S77, s. 1(7.