238 RozdziatU
tak, to czyim kosztem. Natomiast kwestia nierówności sytuacji, a więc również dochodu, budzi zdecydowanie większe kontrowersje. Nierówność, w tej dziedzinie, działa wprawdzie w pewnym zakresie mobilizująco i spłaszczanie rozpiętości dochodu ponad jakąś trudną do określenia z góry granicę może doprowadzić do zniszczenia bodźców, a w efekcie pauperyzacji całego społeczeństwa1. Z drugiej strony rozwarstwienie dochodów ponad poziom tolerancji przy niskiej legitymizacji społecznego odbioru bogactwa może spowodować narastanie napięć i zmniejszenie motywacji do pracy2. Można tu wskazać na koncepcję mówiącą o tym, że we współczesnych społeczeństwach rozwarstwienie dochodów wynika nie tylko z odwiecznego statusu społecznego, lecz przede wszystkim z wyboru „własnej” drogi życiowej, w tym szczególnie drogi edukacyjnej. Jak podkreślają niektórzy autorzy, obecnie wykształcenie jako element zróżnicowania społecznego nabiera znaczenia, jakiego nie miało chyba nigdy w historii. Jeśli bowiem głównym czynnikiem zróżnicowania jest odziedziczony status społeczny, można sobie powiedzieć: cóż, taki los, nie jestem synem króla czy księcia, pewne pozycje w społeczeństwie są poza moim zasięgiem. Jeśli natomiast źródłem tego statusu są osiągnięcia edukacyjno-akademickie, należy sobie powiedzieć — najwidoczniej nie było mnie na to stać. To moja wina, a nie mój pech3. Niezależnie więc od tego, jakie są przyczyny pogłębiających się nierówności społecznych, są one nieodłączną cechą każdego społeczeństwa. Innymi słowy tam, gdzie jest społeczeństwo, tam jest i nierówność. Kwestią budzącą sporo kontrowersji są zarówno instrumenty sprzyjające niwelacji istniejących nierówności tak w skali państwa narodowego, jak i w skali globalnej oraz spełnienie określonych warunków, aby istniejącą nierówność można było zaakceptować.
Niektórzy socjolodzy uważają, że nierówność jest do zaakceptowania, jeśli istnieje możliwość przemieszczania się między różnymi warstwami, jakie tworzą się w społeczeństwie. Chodzi o mobilność społeczną lub otwartość pozycji społecznych. Stanowi to jeden z kluczowych elementów możliwej do zaakceptowania nierówności, która nie powinna tylko prowadzić do wykluczenia społecznego, lecz stanowić także bodziec do „wyrwania się” ze swojej niższej warstwy społecznej i przejście do wyższej. Ponadto nierówność jest do przyjęcia dopóty, dopóki nikt nie może odmówić innym pełnego uczestnictwa w procesach społecznych. Innymi słowy: istnienie osób, których status czy pozycja społeczna jest na tyle wyjątkowa, że mogą oni uniemożliwiać innym uczestniczenie w procesach ekonomicznych, politycznych i w ogóle w życiu społecznym — narusza akceptowany zakres nierówności. I wreszcie zdaniem Ralfa Dahrendorfa nierówność jest do przyjęcia, dopóki nikt nie jest całkowicie wykluczony z uczestnictwa w społeczeństwie, dopóki nikt nie jest zepchnięty poniżej pewnego wspólnego poziomu, na jakim powinni znajdować się wszyscy obywatele4.
W kontekście powyższych ustaleń teoretycznych można zadać pytanie, czy w polityce społecznej państw europejskich priorytetem powinna być walka z ubóstwem czy może z istniejącymi i pogłębiającymi się w wielu krajach nierównościami społeczno-ekonomicznymi. Można tu wskazać przykład Wielkiej Brytanii, gdzie naukowcy z London School od Economics ustalili, że obietnice promowania równości i różnorodności okazały się pustymi hasłami. Wbrew często padającym stwierdzeniom, że dawne różnice klasowe straciły na znaczeniu na początku XXI wieku, Wielka Brytania stała się zniedołężniałym krajem, w którym mobilność społeczna spada zamiast wzrosnąć5. Pomimo starań brytyjskiego państwa opiekuńczego ukierunkowanych m.in. na zmniejszenie nierówności społecznych oraz liczby osób wykluczonych, niemających szans na dołączenie do reszty pełnoprawnych obywateli do początku XXI wieku, nie udało się osiągnąć tego celu, a nawet doszło w tym zakresie do znacznego regresu. Faktem bowiem jest, że w 2004 r. społeczeństwo brytyjskie było bardziej rozwarstwione klasowo niż w latach 50. ubiegłego stulecia6. Także w innych krajach nierówności społeczne rosły w ostatnich kilkudziesięciu latach w bardzo szybkim tempie. Jak potwierdzają to dane Federalnego Urzędu Statystycznego, już od 1975 r., wyraźniej zaś w latach 80. wzrost dochodów osób samodzielnie zatrudniających się i przedsiębiorców (szczególnie w przyszłościowych gałęziach przemysłu elektronicznego) był bardzo intensywny. Towarzyszy temu izolacja części ludności, silnie zintegrowanej z kurczącym się rynkiem pracy i rosnącej grupy, która przestała już być mniejszością, pozostającej w szarej strefie niepełnego zatrudnienia, przejściowego zatrudnienia i trwałego bezrobocia. Grupa ta żyje z coraz skromniejszych środków publicznych albo z „nieformalnej” pracy (praca samodzielna albo na czarno itd.)7 8. Jak twierdzi Ulrich Beck, we współczesnych państwach następuje coraz silniej indywidualizacja ubóstwa i wykluczenia społecznego. Według tego badacza w warunkach indywidualizacji (czyli braku powiązań klasowych) ludzie zostają obarczeni masowym bezrobociem jako osobistym losem. Jednostką, w którą uderza bezrobocie i bieda, nie jest już grupa, klasa, warstwa, lecz jednostka rynkowa z charakterystycznymi dla niej uwarunkowaniami. Najbardziej widocznymi przejawami „nowego ubóstwa” są, według tego autora, stały wzrost odsetka bezrobotnych pozostających trwale bez pracy, powiększająca się szara strefa niezarejestrowanego bezrobocia oraz swoista „normalizacja” bezrobocia, które już dawno uwolniło się od „stygmatu doświadczenia klasowe-
Zob. L. Balcerowicz, op.cit., s. 98.
Por. W. Jarmotowicz, Polityka państwa na rynku pracy w warunkach transformacji i integracji gospodarczej, Poznań 2005, s. 14.
Zob. J.P. Fitoussi, P. Rosanvallon, Czas nowych nierówności, Kraków 2000, s. 31-32.
Zob. R. Dahrendorf, Nowoczesny konflikt społeczny, Warszawa 1993, s. 39-40.
Zob. N. Cohen, Umarła klasa, „Europa” 2008, nr 29, s. 13.
Tamże, s. 13.
Zob. U. Beck, Społeczeństwo ryzyka. W drodze do innej nowoczesności, Warszawa 2004, s. 136.
Tamże, s. 137.