58
Dwie przeszkody, jedna zewnętrzna, druga zaś wewnętrzna, opóźniały jej postępy.
Zasada suwerenności ludu nie mogła się w sposób wyraźny ujawnić w prawach, ponieważ kolonie były jeszcze zależne od metropolii. Musiała więc ukrywać się w prowincjonalnych zgromadzeniach, nade wszystko zaś w gminie. Tam rozwijała się w skrytości.
Ówczesne społeczeństwo amerykańskie nie było jeszcze przygotowane na przyjęcie tej zasady wraz z jej wszystkimi konsekwencjami. Kult oświecenia w Nowej Anglii i bogactwo niektórych mieszkańców południowych stanów długo jeszcze wywierały, jak to poprzednio opisywałem, pewien wpływ typu arystokratycznego, który zmierzał do koncentracji władzy w rękach niewielkiej liczby ludzi. Wiele jeszcze brakowało do tego, aby wszyscy urzędnicy publiczni byli wybieralni, a wszyscy obywatele stali się wyborcami. Prawo wyborcze było wszędzie ograniczone i związane z określonym cenzusem. Cenzus ten miał nikłe znaczenie na Północy, większe zaś na Południu.
Wybuchła amerykańska rewolucja. Zasada suwerenności ludu opuściła granice gminy i zawładnęła rządem. Wszystkie warstwy społeczne połączyły się w jej obronie; walczono i zwyciężano w jej imieniu; stała się prawem praw.
Niemal równie szybkie przeobrażenie dokonało się w społeczeństwie. Prawo spadkowe zniweczyło ostatecznie wpływy lokalne.
Z chwilą gdy ten rezultat działania prawa oraz rewolucji ujawnił się w pełni, szala zwycięstwa nieodwołalnie przechyliła się na korzyść demokracji. Władza znalazła się w jej rękach. Nie wolno już nawet było jej się przeciwstawiać. Warstwy wyższe bez szemrania i bez walki poddały się nieuniknionemu zlu. Stało się to, co zazwyczaj przydarza się upadającej potędze: członkowie wyższych warstw zaczęli kierować się osobistym interesem. Skoro wyrwanie władzy z rąk ludu stało się niepodobieństwem, a nienawiść do pospólstwa nie była tak silna, by w zwalczaniu go znajdować przyjemność, myślano już wyłącznic o zapewnieniu sobie jego przychylności. Najbardziej demokratyczne prawa zostały więc skwapliwie przegłosowane przez ludzi, których interesom zagrażały w największym stopniu. Dzięki temu warstwy wyższe nic wzbudziły przeciw sobie ludowych namiętności, lecz same przyspieszyły zwycięstwo nowego porządku. Tym sposobem, rzecz szczególna, poryw demokratyczny okazał się gwałtowniejszy w stanach, w których porządek arystokratyczny miał głębsze korzenie.
Stan Maryland, założony przez wielkich panów, pierwszy ogłosił powszechne wybory1 i przyjął najbardziej demokratyczne formy ustrojowe.
Gdy lud zaczyna podważać cenzus wyborczy, należy przewidywać, że wcześniej czy później całkowicie go zniesie. Jest to jedna z najbardziej niezmiennych zasad rządzących społeczeństwami. W miarę jak rozszerzane są granice praw wyborczych, rośnie potrzeba dalszego ich rozszerzania, demokracja bowiem ma to do siebie, że przybiera na sile wraz z każdym nowym ustępstwem, a wymagania jej rosną wraz z pozyskiwaną przewagą. Im większa liczba ludzi dopuszczona zostaje do wyborów, tym bardziej podrażniona jest ambicja tych, którzy nie spełniają wymagań cenzusu. Wyjątki stają się w końcu regułą; ustępstwa prowadzą do dalszych ustępstw', i tak aż do chwili ustanowienia głosowania powszechnego.
Zasada suwerenności ludu osiągnęła dziś w Stanach Zjednoczonych wszelkie praktyczne zastosowania. Wyzwoliła się ze wszystkich fikcji, jakimi postarano się ją otoczyć w innych krajach. Zależnie od okoliczności przybiera kolejno wszystkie możliwe formy. Albo cały naród bierze udział w tworzeniu praw, tak jak to było w Atenach, albo też robią to przedstawiciele ludu wybrani w powszechnym głosowaniu. Działają oni w imieniu ludu i pod jego bezpośrednią niemal kontrolą.
Są kraje, w których władza, stojąc niejako na zewnątrz społeczeństwa, oddziaływa nań i zmusza je do obrania określonej drogi.
W wielu innych krajach władza jest podzielona, pozostając jednocześnie wewnątrz społeczeństwa i poza nim. W Stanach Zjednoczonych bynajmniej tak nie jest; społeczeństwo samodzielnie rozwiązuje tu swe problemy; siła i władza istnieją tylko w jego łonie. Trudno nawet spotkać człowieka, który ośmielałby się myśleć, a zwłaszcza głosić, że jakakolwiek siła mogłaby działać na społeczeństwo z zewnątrz. Wybierając prawodawców, lud uczestniczy tym samym w kształtowaniu praw, a wybierając urzędników sprawujących władzę wykonawczą - w ich stosowaniu. Udział administracji w rządzeniu jest tak mały, tak bardzo czuje się ona ludową, tak bardzo jest posłuszna sile, która ją powołała do życia, że można powiedzieć, iż lud rządzi sam, Lud rządzi amerykańską rzeczywistością polityczną tak, jak Bóg rządzi wszechświatem; jest zarazem racją i kresem wszystkich rzeczy; wszystko pochodzi od niego i wszystko do niego powraca. (H)
1 Poprawki do konsiylocji. Maryland z roku 1801 i 1809.