246 ROZDZIAŁ SI
- Gdy biały używa tego słowa w stosunku do czarnego, to znaczy, że chce go obrazie albo poniżyć, przypomnieć mu, że jego przodkowie byli kiedyś czyjąś własnością - tłumu czy Christopher Hitchens z magazynu „Siatę" - Czarni stosują je jako zwykłe przekleństwo albo gdy chcą podkreślić emocjonalną moc tego, co mówią15.
Jeśli zgodzimy się, że polityczna niepoprawność, czyli niepotrzebne sprawia nie przykrości innym jest nieetyczne, to widać, jak duże znaczenie dla etyki ma wiedza i informacja.
Wielu dziennikarzy prowadzi czynną działalność polityczną, głównie na po ziomie samorządów. Normy nie mogą zadekretować, czy łączenie dziennikarstwa i polityki jest etyczne.
Wydaje się jednak, że dziennikarz w roli radnego nie może zachować bez stronności.
- To niedopuszczalne. Dziennikarz ma kontrolować władzę. Jeśli chce rządzić, powi nien odejść z zawodu. Ale taki wybór też nie kojarzy się najlepiej, nasuwa podejrzenie, te dziennikarz wybrał ten zawód dla politycznej kariery - uważa Stefan Bratkowski, honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Szef Agencji Informacji TVP Andrzej Mietkowski nie zgodziłby się, żeby dziennikarz zajmujący się informacją zaangażował się w kampanię wyborczą: - Odbiorca powinien mieć jasny sygnał, czy ma do czynienia z bezstronnym obserwatorem sceny publicznej, czy też z jej uczestnikiem.
Także dla Michała Koboski, redaktora naczelnego tygodnika „Newsweek Polska", łącze nie ról dziennikarza i samorządowca jest nie do zaakceptowania. - Dziennikarz w takiej sytuacji jest wystawiony na pokusę, żeby interes reprezentowany w radzie popierać na łamach Konflikt interesów to jedna z gorszych rzeczy, jakie dziennikarzowi można zarzucić16.
Przytoczmy kilka odmiennych opinii:
Dziennikarze publicznego Radia Katowice - Maciej Szczawiński, Henryk Cierpiał i Wojciech Pacuła - wystartowali w ostatnich wyborach, a prezes stacji Wojciech Jerzy Po Czachowski co prawda odsunął ich od anteny na czas trwania kampanii, ale jednocześnie uznał, że realizują swoje powołanie. - Jeśli dziennikarze walczą o sprawy ludzi, mogą to robić też jako radni. Dziennikarze nie powinni angażować się w politykę, ale samorządy niewiele mają z nią wspólnego - dowodzi.
Tropem szefa idzie Wojciech Pacuła. - Radny z małej miejscowości zajmuje się sprawa mi istotnymi dla lokalnej społeczności: oświetleniem ulic, kanalizacją, drogami. To sprawy odległe od polityki i mogę je łączyć z dziennikarstwem.
Robert Leszczyński, były dziennikarz muzyczny „Gazety Wyborczej" i juror programu „Idol” w Telewizji Polsat, obecnie redaktor naczelny miesięcznika „l.aif", ubiegał się 1 2 o mandat radnego z listy Zielonych. Chciał się zająć problemem dziedziczenia biedy, braku sukcesu i wykształcenia, a także emancypacją mniejszości seksualnych. Ochroną środowiska nie był zainteresowany. Nie widzi powodu, by jako radny miał rezygnować z uprawiania dziennikarstwa.
Przykład ten pokazuje, jak bardzo brakuje w polskich mediach autorytetów. 20 lat temu opinia Stefana Bratkowskiego byłaby dla środowiska wiążąca. Dziś jest tylko jedną z wielu.
Niewykluczone, że dziennikarze angażujący się czynnie w politykę zastosowali opisany w tej książce mechanizm obronny (paradoks Łysego Sponsora). Wydaje się, że w razie wątpliwości etycznych - a takie rodzą podane przykłady - należy zrezygnować albo z dziennikarstwa, albo z polityki, nawet na szczeblu samorządowym. Chyba, że nie uważamy się za dziennikarzy, lecz ludzi mediów.
W marcu 2007 r. „Dziennik” podał, że znany aktor Maciej Damięcki współpracował z tajnymi służbami PRL. Aktor rzeczywiście podpisał deklarację współpracy. Gazeta napisała prawdę. Wydaje się jednak, że prawdę w sensie „aletheia” znacznie lepiej uchwycił na swoim blogu doświadczony dzienikarz, Krzysztof Leski.
Piszę to nie jako dziennikarz: znam Joaśkę i Maćka Damięckich od 15 lat. Rozmawiałem długo zjoaśką i opiszę teraz, jak to było. Nie: miało być według... - lecz: było. Bo jak mówię, mam do tego postu stosunek prywatny, nie zawodowy. I wierzę loaśce. Wszystko zaczęło się w 1973. Maciek, który nigdy nie krył, że wówczas pił sporo, bawił się z kumplami w hotelu. Nagle podszedł do nich facet znacznie bardziej od nich pijany i wymachując legitymacją SB zaczął wrzeszczeć: Ja was wszystkich, aktorzy, załatwię. Maciek wstał, wyrwał facetowi legitymację, a ten niepewnie się oddalił. Dwa dni później Maciek dostał wezwanie. Miły pan z SB oświadczył, że z wdzięcznością powita zwrot legitymacji: Może pan jej nie oddawać, ale to źle się dla pana skończy. - Nie zbieram takich rzeczy - odparł Maciek i legitymację oddał. Odtąd jednak miał wrażenie, że często jest obserwowany.
Nie minęło pół roku, gdy Maciek po kolejnej libacji wyszedł z hotelu MDM i z dwoma promilami wsiadł do auta. Po chwili uderzył w tramwaj. Większości aktorów - a trzeba pamiętać, że Maciek był wtedy na samym topie - uszłoby to w PRL na sucho. Ale nie Maćkowi: zabrano mu prawo jazdy i wóz, dostał też mandat. Wciąż go mamy - mówi Joaśka - za „uszkodzenie tramwaju samochodem marki Trabant na kwotę 89 /A" Samochód i prawo jazdy były wtedy dla Maćka niezbędne, by móc przemieszczać się z jednego planu na drugi, z TV do teatru itd. Wezwany ponownie przez SB podpisał zobowiązanie do współpracy - w zamian odzyskał Trabanta i prawko. Napisał też ogólnikowe wypracowanie o stosunkach panujących w teatrze, bo i taki warunek za Trabanta postawił esbek. Po prawie dwóch latach spokoju bezpieka odezwała się. gdy Maciek leciał do USA. Zażądali wypracowania z podróży. Napisał, że było przyjemnie, a wódka dobra. Także w 1975 spełnił osobliwą prośbę jednego z esbeków: wystąpił za darmo n2 kilku szkołach. Były to czasy Pory na Telesfora - dzieciaki szalały.
ł' M. Gadziński, Czarni i czarnuchy, „Gazeta Wyborcza", 294 (5301), 18 XII 2006. s. 2.
Ten i dalsze cytaty pochodzą n M. Wyszyńska. IV władza do Madzy, „Piw", 12(131), 2006. s. 45 47.