Mama i babcia pięknie uczesały się na święta, tatuś włożył jasne ubranie i krawat w prążki, podłoga lśni niczym lustro, lustro odbija stół wielkanocny z obrusem jak śnieżny obłok, więc jak tu nawet myśleć
0 prawdziwym dyngusie? Na kogo, na co chlapnąć, kiedy zaraz krzyk będzie, że to się splami, tamto zamoczy... Eeech! Marcin za zaoszczędzone pieniądze kupił żabę, którą napełnia się wodą, przyciska i pssiik! Leci z pyszczka cieniutka struga, na kogo popadnie. Dostało się tacie, kiedy rano wychodził w piżamie z łazienki, i babci gdy ciasto krajała.
Monika oczywiście, aż rwie się do oblewania i prosi:
Marcinek - Ciechocinek, pożycz mi żabę, to cię obleję, dobrze?
Jeszcze czego, mnie?! - oburza się Marcin. - A żaby ci teraz nie dam, bo czatuję na mamę.
Wreszcie Marcinkowi udaje się ochlapać rękaw mamie (z lekka)
1 głowę Monice (mocno), aż mokre kosmyki zwisają dookoła głowy. Monika piszczy, wszyscy trochę złoszczą się na głupie pomysły Marcina, a mama przynosi suszarkę do włosów i podsusza Monikę, dziwiąc się, że gdzieś blisko pachnie woda kolońska.
I pod tym ciepłym, przyjemnym wiaterkiem Monika mówi nagle: Mamo, to pachnie Apsik pod krzesłem, bo Marcin nie chciał mi dać żaby i ja z twojego rozpylacza popryskałam na Apsika, żeby i on miał dyngus, i, mamo, nie gniewaj się, mamo...
Mama nie gniewa się, ale milczy i dopiero teraz Monice zaczyna być przykro, więc mówi cicho, kiedy szum suszarki milknie. To już lepiej gniewaj się na mnie, tylko niedługo.
Lecz oto słychać dzwonek, przyszedł wuj Stach z Olafem i Koksem. Koks jest większy od Apsika i jeszcze bardziej kudłaty, po prostu nie widać, gdzie głowa, a gdzie ogon.
Wuj Stach tak powiada: Tam gdzie szczeka, to głowa. Olaf z Marcinem gadają głośno, Apsik i Koks przeszczekują się z zapałem, więc mama wysłała chłopców z psami na dół, żeby choć przez chwilę, mówi; było cicho.
Po kwadransie chłopcy wracają i niosą psy przed sobą, trzymając je pod pachy, bo mówią, że wyrwały się i pognały do tej glinianki przy budowie
Mama aż ręce załamuje: co będzie z wyfroterowana podłogą? Marcin z Olafem przenoszą zatem Apsika i Koksa nad wannę, a Monika oblewa z gumowego węża osiem zabłoconych łap. Śmigus - dyngus, woła zachwycona. Wtem Koks gryzie ją z figlów w łokieć, prysznic upada, psy wyrywają się i tarzają po wannie, a leżący wąż siecze je wodą z tej i z tamtej strony.
Krzyk, zamieszanie i nim wodę zakręcono, psiska są mokre od stóp do głów. Olaf chce biec po ścierkę, Marcin po stary ręcznik, Monika po suszarkę; ale zanim zrobili trzy kroki, Koks i Apsik wyskakują z wanny, pchają drzwi i wymknąwszy się goniącym je dzieciom biegną na środek dywanu, gdzie otrząsają kudły dokładnie i żwawo, sprawiając wszystkim obecnym taki dyngus, że proszę państwa, niech się schowa Marcin z żabą i Monika z rozpylaczem.