PERŁY
W bryzgach, w rozbłyskach fali taniec wre, Taniec, co nigdy się nie kończy.
W tańcu skokami gwałtownymi mknie Z falą Holender Latający.
Mielizn ni raf nie spotka w drodze swej, Choć wróżbą nieszczęść drżąc żałobnie Na burtach, na olinowaniu rej Świętego Elma płoną ognie.
Kapelusz, nasunięty aż po brwi,
Dłoń kapitana wśród odmętu Trzyma, żelazna, chociaż cała w krwi,
Gdy druga dzierży ster okrętu.
Załoga blada milczy niby grób W zadumie zimnej, nieodstępnej.
W pogorzelisko czarne nieraz trup Tak martwo wbija wzrok posępny.
Żeglarzy, których kiedyś zetknie los Z tym widmem jasną ranną dobą,
Wiecznie wewnętrzny będzie dręczył głos Ślepą przeczucia ich żałobą.
Powieści tyle poświęcono już Zgrai zajadlej, wojowniczej,
Ale nie znają burzyciele mórz Straszniejszej, bardziej tajemniczej —
Niż ta o krańcach świata, których znak — Znak Koziorożca ponad głową —
Obiera straszny wytyczając szlak Kapitan z twarzą Kainową.
1909
21