Nowoczesna Ryszarda Petru zebrała dotąd oficjalnie ponad 2 min zł. Za tę kwotę trudno zrobić zauważalną kampanię wyborczą „na bogato”, z jaką mamy do czynienia w jego przypadku. Trudno jednak w obecnym systemie ustalić, skąd ugrupowania polityczne mąją pieniądze na promowanie się.
Ryszard Petru prezentuje się na dużych, podświetlanych billboardach określanych mianem „premium’
CEZARY BIELAKOWSKI
Formalnie jest tak. Nowoczesna Ryszarda Petru może finansować kampanię wyborczą jedynie z wpłat od osób fizycznych dokonanych przelewem bankowym. Jedna osoba może przekazać maksymalnie 43 750 zł. Jak informuje nas komitet wyborczy Nowoczesnej, na konto funduszu wyborczego do tej pory wpłynęło w ten sposób około 2 min zł. Lwia część to wpłaty od kandydatów na parlamentarzystów. Płacą zatem za to, że mają dobre miejsca na liście.
Na kampanię można też wziąć kredyt. Ale z rejestru na stronach komitetu wyborcze -go wynika, że Nowoczesna nie zaciągnęła pożyczki.
Jeszcze przed zarejestrowaniem komitetu i założeniem konta bankowego na potrzeby funduszu wyborczego Nowoczesna uzbierała za to od swoich sympatyków około 500 tys. zł. Ale tych pieniędzy, o ile coś z nich zostało, na kampanię wyborczą użyć nie mogła.
Ugrupowanie polityczne może też próbować zbierać datki od sympatyków. I tak się stało w przypadku Petru. Pod koniec czerwca Nowoczesna uruchomiła na swoich stronach internetowych możliwość dokonania mikropłatności. Jej lider chwalił się wtedy, że w ciągu pierwszej godziny trzech sympatyków wpłaciło po 50 zł. Pod koniec września z mikropłatności Nowoczesna uzbierała jednak jedynie około 150 tys. zł od 1500 osób. Gdyby zatempizyszło finansować kampanię tylko z datków od wyborców, na wiele by nie starczyło.
Mimo dość skromnych środków kampania Ryszarda Petru jest prowadzona, jak podkreślają w rozmowach z nami ludzie z branży, „na bogato”
Tb znany problem w kampaniach wyborczych. Sprowadza się do pytania, czy partie finansują wyborcze wydatki z innych źródeł niż te, na które pozwala prawo. Tego się nie dowiemy. Prawo jest tak skonstruowane, że wiele źródeł finansowania może pozostać nieznanych. Taka sytuacja jest o tyle bulwersująca, że wyborcy powinni wiedzieć, kto finansowo stoi za daną partią. Tb ważne nie tylko w dniu samego głosowania, ale także później, gdy partia realizuje swój program. Może on być „zdeterminowany” interesem osób, które wcześniej zapłaciły za wprowadzenie polityka do Sejmu.
BILLBOARDY ZA 1,2 MLN ZŁ
Narada w jednym ze sztabów wyborczych: politycy i ich spin doktorzy głowią się nad strategią na ostatni miesiąc kampanii. Jednym z wątków dyskusji jest ocena działań konkurencji. - Ryszard Petru ostro poszedł do przodu, jest coraz bardziej widoczny - mówi jeden z polityków. Kolejne pytanie jest oczywiste: - Skąd on ma na to pieniądze?!
Sztabowcom, którzy przeprowadzili niejedną kampanię, nie trzeba tłumaczyć, ile potrzeba pieniędzy, żeby przebiła się ona do mediów i wyborców.
Czy 2 min zł na wybory do parlamentu to dużo? Raczej skromnie. Cztery lata temu
PO na swoją kampanię wydała przeszło 30 min zł, podobnie PiS. A SLD - 24 min zł.
Na co poszły pieniądze, które zebrał dotąd Ryszard Petru? To tajemnica strategii wyborczej. Komitet nie udziela takich informacji. Można przypuszczać, że duży udział w wydatkach miały billboardy z liderem. Prezentuje się na dużych, podświetlanych nośnikach określanych mianem „premium’! I drogich. Ekspert z tej branży ocenia, że kampania billboardowa jest widoczna i robiona z rozmachem godnym dużej partii. Czy można ją oszacować? Tylko w dużym przybliżeniu. Gdyby do naszego rozmówcy zgłosił się taki klient jak Ryszard Petru, zaproponowałby billboardy w ośmiu dużych aglomeracjach, tam gdzie mieszka jego elektorat. Wybrałby nośniki przy wylotach dużych arterii. Po 30 sztuk na miasto. Wielkość od 18 mkw. powierzchni w górę. Średni koszt takich billboardów to około 5 tys. zł za jeden na miesiąc. Oznacza to, że właściciel firmy outdoorowej wystawiłby rachunek na około 1,2 min zł. Oczywiście to tylko zabawa w matematykę, bo nie wiadomo, ile billboardów zamówił komitet Nowoczesnej.