64 Roy Wagner
ułatwić mu życie. Lepsze jawne nieporozumienie niż pozorna zażyłość. Nawet najbardziej tolerancyjny i mający jak najlepsze zamiary przybysz, starający się nie pokazywać swych frustracji, uzna w końcu trud zachowywania własnych myśli i oczekiwań, przy jednoczesnym respektowaniu tych lokalnych, za zajęcie skrajnie nużące. Idee tolerancji i relatywności mogą stać się pułapką, a schwytany w nie badacz czuje się nie na miejscu i ma wrażenie, że sytuacja wymknęła mu się spod kontroli.
To uczucie znane jest antropologom jako „szok kulturowy”. Polega on na tym, że miejscowa „kultura” najpierw ujawnia się badaczowi pod postacią jego własnego poczucia nieodpowiedniości; na tle nowego otoczenia to on jest tym, kto się wyróżnia. Ta sytuacja ma swoje odpowiedniki w naszym społeczeństwie: nowy uczeń w szkole, rekrut wcielony do armii, a także każdy inny człowiek zmuszony do przebywania w nowym, obcym dla niego otoczeniu — wszyscy oni znają smak podobnego „szoku”. Zwykle osoba cierpiąca jest tak zdesperowana i pełna obaw, że zamyka się w sobie lub chwyta się każdej szansy porozumienia z innymi. Rzadko sobie uświadamiamy, że w życiu jesteśmy w tak ogromnym stopniu zależni od innych, których los zależy od nas. Nasz osobisty sukces i skuteczność zależą od tego współudziału, a także od naszej zdolności zachowania kontroli w czasie porozumiewania się z innymi. Szok kulturowy jest zatracaniem siebie spowodowanym brakiem takiego rodzaju wsparcia. Nowicjusze w szkole, rekruci w armii, gdy w końcu odnajdują się w nowym otoczeniu, szybko uzyskują kontrolę nad sytuacją. W przypadku etnografa ten proces jest dłuższy i bardziej dojmujący.
Ten problem istnieje także, choć nie w ten sam sposób, dla ludzi, do których antropolog przybył. Spotykają się oni z dziwacznym, wścibskim, cudacznie wyglądającym, naiwnym odmieńcem, który wciąż pyta o wszystko jak dziecko, wszystko trzeba mu wyjaśniać, wszystkiego uczyć, a na dodatek ma, jak dziecko, zdolność nieustannego popadania w tarapaty. Pomimo zapór wznoszonych przeciw niemu jest przedmiotem zaciekawienia, czasem strachu związanego ze stereotypem „groźnego” obcego, a czasem pobłażliwie traktowanym człowiekiem Zachodu. Badana społeczność może doświadczyć łagodnego „szoku” — który możemy nazwać „szokiem obecności antropologa” — wskutek którego zyskuje ona większą samoświadomość1 własnych poczynań. „Kontrola” staje się dla niej również ważnym problemem. Jednakże problem społeczności nie jest problemem antropologa, który musi posługiwać się własnymi kompetencjami w kontaktach z innymi. Problemem społeczności jest po prostu kontrolowanie antropologa.
W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem dla wszystkich zainteresowanych są wysiłki antropologa, mające na celu zapanowanie na szokiem kulturowym, frustracją i bezsilnością. Ponieważ jego panowanie nad sytuacją zakłada doskonalenie
} Jak twierdził wielebny Kenneth Mcsplay, któiy kierował szkołą misyjną i innymi służbami w Karimui, gdzie prowadziłem swoje badania, wioski, w których stacjonował antropolog, wykazują wyraźne cechy będące skutkiem kontaktów z Europejczykami: spada frekwencja w szkole, ludzie tracą pewność siebie itp.
Antropolog jest w pewnym sensie „miśjonarcem kultury”, wierzącym w tó.cb tworzy (jak każdy dobry misjonarz), i zdolnym do uzyskania szerokiego lokalnego wsparcia dla swoich wysiłków ńa rzecz wynalezienia lokalnej kultury.
Wynalezienie kultury 65
umiejętności językowych i znajomość lokalnych sposobów życia (a któż jak nie tubylcy są w tych dziedzinach ekspertami?), ludzie mają sposobność kontrolowania i niejako udomowienia go. I tym różnią się doświadczenia badacza od doświadczeń misjonarzy i innych wysłanników kultury Zachodu. Ci często zmuszeni są, poprzez rolę, jaką dla siebie wybrali, i poprzez lęk przed sytuacją, w jakiej się znaleźli, do interpretowania niedociągnięć we wzajemnych kontaktach jako własnego nieprzystosowania co grozi im popadnięciem w szaleństwo - lub do tłumaczenia tych problemów tubylczą przewrotnością i niechlujstwem, co wzmacnia ich samopoczucie i dumę z przynależności do kultury elitarnej.
Antropologia uczy nas uprzedmiotowiania zjawisk^ do których się dostosowujemy jako do „kultury”, podobnie jak psychoanalityk lub szaman egzor-cyzmują obawy pacjenta, uzmysławiając mu ich źródło. Wówczas gdy nowa sytuacja zostaje uprzedmiotowiona jako „kultura”, możemy powiedzieć, że badacz „uczy się” tej kultury, tak jak człowiek uczy się gry w karty. Z drugiej strony, ponieważ uprzedmiotowienie następuje wraz z uczeniem się, można powiedzieć, że badacz „wynajduje” kulturę.
: To rozróżnienie jest kluczowe, dotyczy bądź co bądź problemu, w jaki sposób antropolog dochodzi do rozumienia i wyjaśniania sytuacji, której doświadcza. Wiara badacza, że nowa sytuacja, w której się znalazł, jest namacalną jednostką, „rzeczą” rządzącą się określonymi regułami, „działającą” w określony sposób, której można się nauczyć, dodaje mu odwagi w wysiłkach, by jej sprostać. Tak naprawdę on nie uczy się kultury w takim sensie, jak robi to dziecko, wchodzi bowiem w tę sytuację jako dorosły, który ma silnie zintemalizowane wzory własnej kultury. Jego wysiłki, by zrozumieć badanych, by uczynić 4ćh i' ich zwyczaje znaczącymi, by opowiedzieć o tych znaczeniach innym, mają swe korzenie w jego umiejętności dostrzegania sensów i znaczeń wewnątrz własnej kultury. Wszystko, czego „uczy się” od badanych, mą charakter rozszerzenia lub nadbudowy wznoszonej na tym, co już wie, tworzonej ż tego, co już poznał. On ;,uczestniczy” w badanej kulturze nie w taki sposób jak tubylec, ale jak ktoś kto jest otoczony przez swój własny świat znaczeń, i znaczenia te także uczestniczą w tym spotkaniu. Jeśli przywołamy to, co powiedzieliśmy wcześniej o względnej obiektywności, to przypomnijmy sobie, że jest-to,zbiór predyspozycji kulturowych, które wnosi badacz jako outsider i które zmieniają jego rozumienie tego, co spotyka „tam”, czyli w miejscu badań.
Gdyby kultura była czymś faktycznym, obiektywną „rzeczą”, wówczas „uczenie się” jęjfbyłoby tym samym dla wszystkich ludzi: dla tubylców w takim samym stopniu jak dla przybysza z zewnątrz, dla dzieci tak jak dla dorosłych. Jednakże ludzi cechuje wiele skłonności i uprzedzeń, toteż rozumienie kultury jako obiektywnej, niewzruszonej całości może być tylko użytecznym „rekwizytem” przydatnym antropologowi w jego procesie wynajdywania i rozumienia kultury. Mając na uwadze ten i wiele innych celów w antropologii, należy postępować tak Jakby kultura istniała jako coś monolitycznego, natomiast do poznania tego, w jaki sposób antropolog dochodzi do zrozumienia innych ludzi, potrzebne jest 'uświadomienie sobie* iż kultura jest też „rekwizytem”.
. Relacja; jaką antropolog tworzy ponuędżyidwierna, JciUtufami - co z kolei uprzedmiotowia, a przez to w jego odbiorze kreuje te kultury - wyrasta ż aktu