0 kolo siedemdziesięciu lat temu, gdy w Kanadzie gorączka złota wygnała ludzi z cywilizowanych okolic w pierwotne środowisko, żyło w Peace River w Kolumbii Brytyjskiej czterech krzepkich mężczyzn w kwiecie wieku Mieli bezprzykładne szczęście i odkryli strumień, który razem z piaskiem toczył złote ziarna. Wydobywyli piasek, przepłukiwali i w krótkim
1 /asie napełnili mały skórzyny woreczek cennymi samorodkami. Dwaj /. nich wywędrowali ze zdobyczą kilkaset mil aż do najbliższego osiedla i kupili tam przede wszystkim nie ulegającą prędkiemu zepsuciu żywność, /<-hy przez całą zimę móc zostać na swojej złotodajnej działce.
Dzielni poszukiwacze złota pracowali nawet w czasie wielkich mrozów, choć wtedy idzie to znacznie trudniej. Za pomocą ognia musieli roztapiać skute lodem łożysko strumienia, potem wkopywali się jak najgłębiej, znów palili w otworze ogień i tak dalej, aż powstał tak głęboki szyb, że z zewnątrz nic widać było pracującego w nim człowieka. Drugi nosił wydobyty piasek do bystro płynącej wody i wypłukiwał go na patelni.
( zterej mężczyźni mieli prawdziwe szczęście: złotym samorodkom nie było końca. Wkrótce każdy z nich miał worek wypchany cennym kruszcem.
I ot o wkrótce po Bożym Narodzeniu okazało się, że skończyły się im zapasy żywności. Był za wysoki śnieg i za daleka droga, żeby sprowadzić prowiant. Żaden z nich nie znał się na traperstwie. Łowienie ryb pod metrową warstwą lodu wymagało zbyt wiele wysiłku, a nie umieli polować na zwierzęta.
1’raca nie postępowała już tak prędko, bp przy skąpym odżywianiu stopniowo słabły im mięśnie. Gdy po długiej, wyjątkowo mroźniej zimie nadeszła wreszcie wiosna, żaden z nich nie miał już dość siły, żeby dotrzeć do ludzkich osiedli. Żywili jednak nadzieję, że będzie tamtędy ktoś przechodził. Na odludzie ciągnęło wielu poszukiwaczy złota, idących wzdłuż cieków wodnych, /a garść złotych ziaren, a nawet za worek pełen samorodków mogliby od niego odkupić żywność. Ze względu na hojną zapłatę każdy obcy mi pewno zgodziłby się przywieźć wygłodniałym milionerom zapasy żywności. Nikt się jednak nie zjawił.
l’od koniec maja Will Kołder zmarł z wyczerpania i został pochowany przez kolegów. W chacie nie było już nic do jedzenia. Trzej pozostali poobgryzali wszystko, co było ze skóry, pocięli i ugotowali nawet własne buty. Ale 10 nie mogło ich już uratować. Gdy w’krótce potem umarł z głodu we * l.isnym łóżku Andrew Snyder, wynieśli go i pogrzebali. W trzy dni później zmarł także Donald Pasetti. Ostatni, który przeżył, Gary Hopkins, był niż tak słaby, że pochowanie kolegi zabrało mu cały dzień.
Potem resztką sił wykopał własny grób, położył się w nim i czekał na śmierć.
Miejsce, w którym się to zdarzyło, zwie się dzisiaj Lost Cabin Creck *. ( bata była tak solidnie zbudowana, że jej resztki można oglądać jeszcze i dzisiaj. Nie wyszło na jaw, kto pierwszy odnalazł groby i zagarnął wory ze .-lotem. Dopiero po latach pewien funkcjonariusz policji znalazł w opuszczonym domu dziennik, z którego dokładnie można się było dowiedzieć, mki koniec spotkał czterech poszukiwaczy.
Wprawdzie nie jest to jedyna tego rodzaju tragedia, dlatego jednak taka pouczająca, że można dość dokładnie prześledzić jej przyczyny i przebieg na podstawie notatek Hopkinsa. Czterej nieszczęśnicy zmarli z głodu, bo nie wiedzieli, że w koło jest w bród żywności i w gruncie rzeczy było tysiąc możliwości, żeby przeżyć. W podobny sposób wśród dzikich bezdroży może zginąć jeszcze wielu poszukiwaczy złota i różnych innych ludzi.
Trzeba by było napisać wiele tomów, żeby wyliczyć wszystkie jadalne zwierzęta i rośliny znajdujące się na ziemi. Zapewne, w każdym kraju i każdej okolicy są różne zwierzęta i rośliny trujące lub ciężko strawne. Zawsze icdnak można znaleźć ostrzegawcze ilustrowane broszury z dokładnym opisem wszystkich trujących roślin i zwierząt na danym obszarze.
Poza tym, gdy się spotyka nieznaną roślinę lub owoc, powinno się najpierw odrobinę skosztować. Jeżeli po upływie sześciu, siedmiu godzin nie wywoła złych następstw, zjada się nieco więcej. Gdy nadal nie dzieje się nic /lego, można się śmiało częstować i być względnie pewnym, że jedzenie nie zaszkodzi. Istnieje bardzo mało roślin, a jeszcze mniej zwierząt, które s (wżyte w małej ilości mogą zaszkodzić.
W potrzebie nikt nie może sobie pozwolić na luksus wybrzydzania, a tym bardziej na szukanie smakołyków. Liczy się jedynie wartość odżywcza.
Dość jednak odstręczających teorii, przejdźmy do praktyki: tam, gdzie Misną młode brzozy, mamy do dyspozycji spaghetti. Odsłania się na pniu
Lost Cabin Creek — Chata nad Potokiem Straceńców (przyp. tłum.)