- Pisma mówią, że należy kochać Boga całym sercem, całym umysłem i ze wszystkich sił, a bliźniego swego jak siebie samego.
- Masz rację - zgodził się Jezus.
- Czyń tak, a osiągniesz życie wieczne.
Faryzeusz nie był jednak do końca zadowolony z tej odpowiedzi i dlatego zapytał:
- A kto jest moim bliźnim?
- Był kiedyś człowiek - zaczął Jezus -który wybrał się w podróż niebezpieczną górską trasą z Jerozolimy do Jerycha. Kiedy szedł, napadli nań złoczyńcy, zadali mu rany, obdarli
i uciekli, pozostawiając nagiego i na pół umarłego na skraju drogi.
Przypadkiem przechodził tą drogą kapłan, który odbył właśnie służbę w świątyni jerozolimskiej. Na widok skrwawionego człowieka i unoszącego się nad nim roju much szybko przeszedł na drugą stronę drogi. Nieszczęśnik wydawał się nieżywy, a kapłanowi nie wolno było dotykać zwłok.
Później przechodził tamtędy lewita. On także wracał ze służby w świątyni. Przyjrzał się leżącemu i szybko zorientował się, co się tam rozegrało. Pomyślał: może zbóje czekają jeszcze w ukryciu i teraz rzucą się na niego? Szybko poszedł dalej.
W końcu nadszedł pewien Samarytanin. Gdy zauważył rannego, ulitował się nad nim, mimo iż Samarytanie nie żyli w przyjaźni z Żydami. Pochylił się nad leżącym, obmył jego rany czystym winem, namaścił oliwą i założył opatrunki. Ostrożnie wsadził go na swego osła i zawiózł do najbliższej gospody.