stało, że wpadłem na ślad tak stosownego miejsca. Przeczytałem mu notatki, jakie zrobiłem w swoim czasie. Przytaczam je tu w dosłownym brzmieniu:
W Purfleet, przy bocznej ulicy, znalazłem dom, który wydaje mi się właśnie tym, czego szukam, i który, podług wyblakłego ogłoszenia, przeznaczony jest na sprzedaż. Otoczony jest wysokim murem o staroświeckiej strukturze, zbudowanym z ciężkich kamieni i nie był konserwowany już od bardzo wielu lat. Zamknięte bramy zrobione są z ciężkiego, starego drewna dębowego i żelaza, zżartego przez rdzę.
Posiadłość nazywa się Carfax, co bez wątpienia jest zniekształconym starym »Quatre Face*, gdyż dom ma formę czworoboku zwróconego ścianami na cztery strony świata. Posiadłość liczy wszystkiego jakieś dwadzieścia akrów, całkowicie otoczonych wspomnianym wyżej kamiennym murem. Rośnie na niej wiele drzew, które nadają ogrodowi nieco ponury charakter, a poza tym znajduje się tu ciemny, głęboki staw czy małe jeziorko, najwyraźniej z podziemnym źródłem, gdyż woda jest czysta i odpływa dość szerokim strumieniem. Dom jest bardzo duży i wykazuje ślady wszystkich stylów architektonicznych, aż po średniowiecze, gdyż jedna część zbudowana jest z kamieni niezwykłej grubości, z nielicznymi oknami umieszczonymi wysoko nad ziemią i opatrzonymi potężną kratą. Wygląda to niczym część twierdzy i sąsiaduje ze starą kaplicą czy też kościołem. Nie mogłem tam wejść, gdyż nie miałem klucza do drzwi łączących kościół z domem, ale moim kodakiem porobiłem zdjęcia ze wszystkich stron. Dom jest rozległy i tylko w przybliżeniu mogę ocenić powierzchnię, jaką zajmuje, ale musi ona być wielka. W pobliżu jest niewiele zabudowań. W jednym z domów, bardzo dużym, zbudowanym niedawno, urządzono prywatny zakład dla obłąkanych. Z terenu posiadłości dom ów nie jest widoczny.
Kiedy skończyłem, hrabia powiedział:
| Cieszę się, że jest tak stary i duży. Ja sam pochodzę ze starej rodziny i życie w nowym domu chyba by mnie zabiło. Domu nie można w ciągu jednego dnia uczynić pomieszczeniem, w którym dałoby się mieszkać, a ileż dni musi minąć, nim upłynie stulecie. Miło mi także, że jest tam stara kaplica. My, szlachta transylwańska, nie lubimy myśli, iż nasze szczątki będą spoczywać wraz ze zwłokami zwykłych śmiertelników. Nie szukam rozrywki ani wesołości, nie trzeba mi, jak wesołej młodzieży, ciepłych promieni słońca ani połyskującej wody. Nie jestem już młokosem, a moje serce po męczących latach żałoby po bliskich nie potrafi już odczuwać radości. Także i w moim zamku mury są zniszczone, kładą się na nim liczne cienie, a wiatr dmucha zimnem przez pokruszone blanki i okna. Kocham ciemność i cień i lubię w miarę możności być sam na sam z własnymi myślami.