4A1 KIKRCNKI POSTPOZ VT V H’IMTVCZ N K
uipacfiRwaii się z użyciom wszystkich metod; aby uczyli się, jak uK«>c bibliografię, jak znaleźć jakąż datę, jak porównać wydania, jak zużytkować bruliony arcydzieła, jak wyświetlić początki pewnego prądu, jak wydzielić składniki z formy mieszanej; aby się ćwiczyli w częściowych syntezach, wykładach, których by popularyzacja zachowała co do wiedzy dokładność i ścisłość. Potem będą robili w iydu, co zechcą, co potrafią. Przejdą jut przez wszystkie „służby”: będą wiedzieli, jak wytwarza się poznanie literackie i jak się stosuje. Jeśli tych dwóch rzeczy, przede wszystkim pierwszej, nie nauczą się w uniwersytecie — gdzie, kiedy się ich nauczą?
Byłoby nawet dobrze, gdyby później popularyzator i syntetyk zachowali zwyczaj rozwiązywania co jakiś czas ścisłych problemów erudycji, gdyby czynili czasem krytykę dokumentów lub przygotowywali jakie wydanie. I na odwrót: erudyta zyskałby, próbując sam syntezy i próbując przemówić niekiedy do szerokich kół publiczności. Te zmiany ćwiczenia zachowałyby umysłom wielkość i siłę, przeszkodziłyby jednym popaść w rozwodnienie, drugim w zasklepienie się i zabezpieczyłyby przed tym typem oschłości, który nawet w pracy intelektualnej jest odwrotną stroną podziału pracy i od którego specjaliści „lekkości” nie są bardziej wolni niż inni.* ,
Niektórzy krytycy literaccy obawiają się, żeby metoda nie zdusiła geniuszu, i zapalają się z tego powodu, jakby mieli w tej sprawie interes osobisty. Ogłaszają oni mechaniczną pracę nad bibliograficznymi zapiskami za bezpłodną erudycję. Oni chcą idei.
Niech się uspokoją. Erudycja nie jest celem: to środek. Bibliograficzne zapiski są instrumentami dla rozszerzenia zakresu wiedzy, środkami, zabezpieczającymi przeciw niedokładności pamięci: cel ich jest poza nimi. Żadna metoda nie autoryzuje pracy mechanicznej i nie ma ani jednej, której wartość nie wzrastałaby proporcjonalnie do inteligencji pracownika. My także chcemy idei — ale chcemy idei prawdziwych.
I w ten sposób cała oryginalna działalność umysłu, który czuje, analizuje lub medytuje, polega na użyciu metod ścisłych. Wynajdywanie idei wykonywa się swobodnie, a my nie ograniczamy potęgi czy płodności żadnej inteligencji. Ale skoro żądamy idei prawdziwych, żądamy dowodów, sprawdzania; żądamy, aby używano materiałów dobrej jakości, aby zadawano sobie trud nauczenia się rzeczy,, które ma się pretensje wykładać. Gdy brak tych dowodów
i tych sprawdzeń, gdy brak tej krytyki materiałów i tej ścisłej wiedzy, Jeszcze nie odrzucamy genialnych rozśwletleń, ale przyjmujemy Je jako hipotezy; staramy się Je skontrolować, oddzielić dobry materia! od wszelkich nieczystych naleciałości — i życia całe pracowników cierpliwych schodzą na wyciąganiu prawdy z igraszek niedbałego geniuszu ł.
Dalecy od zacieśnienia czynności inwencji, my ją zdwajamy: dostarczamy jej nowego i nieograniczonego pola. Tworzyć ideę — to nie jest już wszystko: trzeba tworzyć także metody. Nie ma metod od „wszystkiego". Chociaż jest danych kilka zasad ogólnych, każdy problem specjalny można dobrze rozwiązać tylko przy pomocy metody specjalnie dla niego skonstruowanej, zastosowanej do natury jego danych i do natury Jego trudności. I zagadnienia nie powstają same przez się: idea zagadnienia wymaga często tyleż geniuszu, co idea odpowiedzi. Poddając wyobraźni twórczej, aby się zajęła wynajdywaniem zagadnień i metod, a nie tylko już rozwiązywaniem, rozszerzamy zakres jej działania i dostarczamy jej nieskończonego pola czynności. Nasi geniusze mogą być spokojni: nie pozwolimy nigdy, żeby im zabrakło ćwiczenia.
Ale czy ta cząstka prawdy, jaką można uchwycić w studiach literackich, warta jest trudu, jakiego wymaga, by ją uchwycić? To wątpliwość, która trwa dla wielu. Mnie wystarcza odpowiedź Mon-taigne’a: jeśli nie jesteśmy stworzeni, by znaleźć prawdę, to przynajmniej jest naszą sprawą szukać jej. Ale zawód mówienia o dziełach bliźniego byłby bardzo mało szlachetny, gdyby u kresu naszych wysiłków, obok przyjemności, jaką odbieramy, nie było trochę prawdy dla udzielenia innym. Dla profesora literatury w szczególności nauczanie byłoby żonglerką lub hipokryzją, gdyby każdy z nas uczył tylko swych fantazji i swych dogmatów. Jest cała część literatury, której się nie uczy; możemy tylko powiedzieć swym uczniom: „Czytajcie, starajcie się odczuć. Reagujcie na słowa autora. Nie chcemy podstawiać naszych reakcji w miejsce waszych. Ale bę-
1 A jeszcze nie powinien się on zbytnio zaniedbywać. Smutno widzieć czasem, jak krytycy najprawdziwszego talentu piszą o naszych wielkich pisarzach książki, któro zdobią tylko wdziękiem formy, ale z których nie może‘się niczego nauczyć w żadnym względzie ukończony słuchacz uniwersytetu o średniej kulturze. Od tych, którzy mogą dokonać, najwięcej leż się wymaga. Talent i geniusz, to środki, ale nie przywileje.