PIERWSZA POŁOWA PAŹDZIERNIKA. W MIASTECZKU ZEGARY CHODZĄ WOLNO. WIECZÓR ZAPADATU SZYBKO. POD JEDYNYM KINEM GROMADKA MŁODYCH LUDZI: KILKA OSÓB ROZMAWIA GŁOŚNO; Z POBLISKIEJ GOSPODY WYRZUCAJĄ AWANTURUJĄCYCH SIĘ. NAD MIASTECZKIEM GÓRUJE MASYW ZAMKU. CZAS I WOJNA OBE6ZŁY SIR Z NIM BRUTALNIE. DAWNA FOSA ZAR08ŁA ZIELSKIEM, MIEJSCAMI Z08TAŁA ZAWALONA ZIEMIĄ. 8TARANNIE NIEGDYŚ UTRZYMANY PARK USTĄPIŁ MIEJSCA PLĄTANINIE CHWASTÓW. GAŁĘZI I KRZAKÓW. DLA TURYSTY JEDYNA OZNAKA TOCZĄCEGO SIĘ TU ŻYCIA JEST PRZYCZEPIONA NA MURZE. CZERWONA TABLICA Z NAPISEM: MUZEUM W TARŁOWIE.
JEST PÓŹNY WIECZÓR, DOCHODZI OODZINA 23,00. W OKNACH ZAMKOWYCH CIEMNO. JEDYNIE NA PARTERZE, GDZIE MIEŚCI SIĘ DYŻURKA PORTIERA, ŚWIECI NIKŁYM ŚWIATŁEM 2AR0WKA. WYŁANIAJĄCY SIĘ ZZA CHMUK KSIĘŻYC OŚWIETLA POSTACIE CZTERECH MĘŻCZYZN. TRZESZCZĄ GAŁĘZIE KILKUSETLETNICH DĘBÓW. SYPIA SIĘ LIŚCIE. SŁYCHAĆ 8TUKANIE DO DRZWI.