tłumaczył Józefowi. - Możesz mi zostawić oślątko, a ja ci za nie dam tę starą mleczną kozę, będzie was żywić po drodze”.
Wyszliśmy, gdy tylko przerzedziły się ciemności. Mnie z Jezusem Józef posadził na oślicę, włożył na nią jeszcze nasze torby, zawiesił dzbany z mąką i oliwą. I ruszyliśmy. Józef jedną ręką prowadził za uzdę oślicę, a drugą kozę. Zwierzęta były spokojne, nie broniły się przed podróżą, nie hałasowały.
Ruszyliśmy prosto na południe drogą, która prowadzi z Jerozolimy do Egiptu i przechodzi obok Betlejem. Gdy mijaliśmy ostatnie domy miasta, wydawało mi się, że słyszę czyjś złośliwy głośny śmiech. Dopóki nie ukazało się pełne słońce, szliśmy drogą. Później zboczyliśmy na górskie ścieżki, ale trzymaliśmy się zawsze blisko drogi, aby nie zabłądzić. Nie chcieliśmy jednak, aby nas ktoś zobaczył.
W samo południe schroniliśmy się w grocie, którą Józef znał od dzieciństwa. Była duża, głęboka. Chciałam nawet rozpalić ogień przy wejściu, ale akurat usłyszeliśmy odgłos końskich kopyt i głosy ludzi. Bez trudu rozpoznaliśmy, że to byli żołnierze. Nie wiedzieliśmy, czy nas szukają, czy jadą w jakiejś innej sprawie. Weszliśmy w głąb jaskini i tam wprowadziliśmy nasze zwierzęta. Baliśmy się, żeby osioł nie zaryczał. Słyszeliśmy głosy przy samej grocie. Mówił ktoś, kto chyba siedział na koniu, że do groty nikt teraz nie mógł wchodzić, bo wejście jest zasnute pajęczyną. Inny głos mu odpowiedział: „Temu szaleńcowi coś się przewidziało. Dlaczego ktoś uciekałby nocą? Rozkazy wykonaliśmy dobrze. Mieliśmy w mieście pozabijać chłopców, a nie w górach. Wracamy! Nie mogę zapomnieć krzyków i przekleństw tych kobiet, widoku toczących się odciętych główek...” I odjechali.
Długo odpoczywaliśmy w tej grocie. Wyruszyliśmy z niej dopiero pod wieczór. Zostalibyśmy nawet na noc, ale musieliśmy poszukać jakiegoś źródła, bo nie mieliśmy żadnych zapasów wody.
Pięć dni, jechaliśmy do granicy królestwa, w którym rządził Herod. Później także podróżowaliśmy, ale już wolniej. Józef szukał pracy i jakiegoś domu, w którym można by zamieszkać na dłużej., Jedno i drugie znalazł dopiero w krainie Goszen, tej samej, w której osiedlił się Jakub z synami. Gdy stary król umarł, anioł pozwolił nam wrócić do Ojczyzny.
O. Paulin Sotowski