20 Robert J. Barro
wskazany jest kilkuletni pobyt w Waszyngtonie - ale nie dłuższy. Jeżeli pobędziesz tam dłużej niż 2-3 lata, wejdzie ci to w nałóg i nie będziesz już zdolny powrócić do kariery naukowej”.1 W jednym się z nim nie zgadzam - moim zdaniem 2-3 lata w Waszyngtonie to i tak za długo, by zachować krytycyzm i jasność sądu uczonego.
Wypowiadając się w podobnym duchu o zeznaniach przed Kongresem, Friedman pisze: „Już dawno uznałem, że zeznawanie przed komisjami Kongresu jest stratą czasu ... Lepiej będzie poświęcić ten czas na napisanie komentarza na drugą stronę gazety ... albo na wypowiedź publiczną, gdyż to pozwoli skuteczniej wpływać na politykę".2 (Jako regularnemu komentatorowi ekonomicznemu w Business Week miło mi było dowiedzieć się. iż pisanie artykułów do prasy jest właściwym sposobem spędzania czasu). Szczególnie wielki wpływ osiągnął Friedman w latach 1966-1984, pisząc do Newsweeka, chociaż zakończenie tej współpracy i zastąpienie go kilkoma zwykłymi dziennikarzami nie było być może najbardziej błyskotliwą decyzją w historii dziennikarstwa.
Największą pretensję do Friedmana mam za to, że nie umieścił w swoim pamiętniku bodaj najlepszej swojej fotografii z tych, które znam. Zrobił ją George Stigler, który wraz z Friedmanem budował chicagowską szkołę ekonomii. Pokazuje Friedmana odbierającego od policjanta mandat za przekroczenie prędkości na Lakę Shore Drive w Chicago. Chociaż najwidoczniej uznał, że optymalnym działaniem będzie złamanie prawa, na zdjęciu widać wyraźnie, że Friedman w pełni współpracuje z miejscowymi władzami.
Milton byt wraz z Friedrichem von Hayekiem jednym z założycieli Towarzystwa Mont Pelerin, ważnego międzynarodowego zrzeszenia libertarian. Kiedy bytem młodszym kolegą Miltona na Uniwersytecie Chicago w 1974 r., zostałem poproszony o przygotowanie referatu na kolejne spotkanie towarzystwa Mont Pelerin w Hongkongu. Oczywiście radziłem się Miltona czy powinienem w nim wziąć udział. Zdziwił mnie odpowiadając, że organizacja ta spełniła ważne funkq'e po II wojnie światowej, zapewniając środki umożliwiające libertarianom w wielu małych krajach kontakty z osobami o podobnej orientacji w USA i innych dużych krajach. Uważał jednak, że w 1974 r. dyskusje libertariańskie mogą się toczyć na różnych innych forach, a więc Towarzystwo przestało być potrzebne. Prócz tego twierdził, że instytucje mają skłonność do samouwieczniania i nigdy same się1 nie rozwiązują, nawet wówczas, gdy cel. dla którego je powołano, został już osiągnięty. Uważał, że Towarzystwo Mont Pelerin powinno dać przykład. ogłaszając zwycięstwo i zwijając interes.
Niestety, zrozumiałem argumentację Miltona jako radę. by nie brać udziału w spotkaniu w Hongkongu i odrzuciłem zaproszenie. Czyniąc tak, straciłem wiele lat użytecznych kontaktów z ciekawymi myślicielami, którzy uczestniczyli w konferencjach Mont Pelerin. Udział w spotkaniu towarzystwa wziąłem po raz pierwszy dopiero w 1992 r.
Mamy szczęście, że Friedman miał dość poczucia humoru i pewności siebie, by przetrwać wiele lat lekceważenia przez lewicowych ekonomistów i dziennikarzy. Już przed wielu laty ci. którzy umniejszali jego zasługi, odeszli w niepamięć i żeby się posłużyć jego słynnym cytatem o Keynesie - jesteśmy dzisiaj wszyscy friedmanistami.
www.cedewu.pl
Friedman i Friedman. „Two Lucky People”. s. 110.
Ibid., s. 363.