larów do lokat chronionych przed podatkami, sprzedając g\varan towane hipoteką papiery wartościowe prywatnym inwestorom, uży wając dochodów na finansowanie nowych hipotek, bądź to bezpę.
średnio, bądź poprzez towarzystwa oszczędnościowo-pożyczkowe
a następnie zakupując kolejne hipoteki, by sfinansować emisje no' wych papierów wartościowych, aby pokryć nową ekspansję dfugu hipotecznego, a wszystko w spirali, która ostatecznie opiera się na autorytecie gwarancji skarbu państwa.
Nowe prawa kredytowe stawiające wymóg obliczania wysokości dochodu na przestrzeni trzydziestu lat, nie tylko męża i żony, stanowiły bodziec dla dalszej ekspansji. Była ona w niewielkim stopniu odzwierciedleniem wzrostu popytu i liczby ludności. Nasilenie wsparcia państwa dla budownictwa mieszkaniowego w latach siedemdziesiątych nastąpiło po dwóch dziesięcioleciach, w czasie których Stany Zjednoczone już wydawały na budownictwo mieszkaniowe osiem razy więcej niż kraje Europy Zachodniej a trzy razy więcej niż Japonia, w której wzrost liczby ludności był o wiele szybszy. Nowe, czyli marginalne korporacje, którym brakowało gwarancji, zwolnień od podatków oraz subsydiów, po prostu nie były w stanie konkurować z hydrą machiny hipotecznej.
Większa część gospodarki mieszkaniowej nadal będzie stwarzała lokaty chronione przed podatkami w latach osiemdziesiątych, a dochody z praw własności będą powodowały u ludzi wystarczająco duże poczucie bogactwa, by popadli oni w dług konsumencki o bezprecedensowych rozmiarach. Ludzie już nie oszczędzają więcej, niż pożyczają na zakup domu; gospodarka mieszkaniowa ma w ostatecznym rozrachunku efekt antyoszczędnościowy. Dług konsumencki rósł
0 50% szybciej niż dochody konsumentów.
Tym niemniej większość wartości w gospodarce bierze się ostatecznie z produkcji dóbr i usług. Spekulacja w gospodarce mieszkaniowej — stanowiącej w zasadzie sferę rzeczową — umożliwiła przeprowadzenie gospodarki amerykańskiej przez depresję wartości jej aktywów kapitałowych spowodowaną podatkami. Ale w bardzo krótkim czasie, jeśli ma ona sprostać spłatom kapitału hipotecznego
1 dwucyfrowych odsetków, jeśli mają być zapłacone podatki od własności i należycie utrzymane dachy i piece, jeśli mają być podparte fundamenty, a instalacje utrzymane w stanie używalności, za-
lc0ne rachunki za ogrzewanie i światio, jednym słowem, jeśli nie cemy* by obecna wartość praw wykupu doznała nagłego zała-co oznaczałoby pozostawienie długów bez pokrycia oraz głąbienie banków, z nieobliczalnymi reperkusjami, to amerykańska ^spodarka musi odnowić swój kapitał. Wartość domów w ostate-ijjiym rozrachunku zależy od pracy i gospodarki produkcyjnej. Nie |pżna na dłuższą metę opierać gospodarki na nieruchomościach. ^Wobec braku dochodu z inwestycji Ameryka dźwignęła swą ospodarkę za pomocą spekulacji konsumenckiej. Gdy liczba lud-Sości, wartość produkcji, rzeczywistych zysków i pieniądza spadły jub popadły w stagnację, rozkwit gospodarki mieszkaniowej stwo-fzył schronienie dla bogactwa Ameryki. W początkach lat siedemdziesiątych Wielka Brytania przeżyła podobny rozkwit gospodarki Mieszkaniowej, również silnie wspierany przez państwo. Domy utrzy-I jnały swą wartość pomimo kryzysów na rynkach papierów wartościo-ych w 1968 i 1969 roku. Następnie wartość realna domów rosła zez trzy lata, początkowo w takim samym tempie co cała gospo-a potem szybciej od niej, przynosząc ponad 20-procentowy zysk realny. Następnie, między 1973 a 1975 rokiem, wartość domów spadła prawie o jedną trzecią, do poziomu o 10% niższego niż w 1956 ?roku i nie wzrosła, dopóki nie nastąpiło ożywienie w inwestycjach13. 'Istnieją zasadnicze różnice między obydwoma krajami, ale w obu zaczęło dominować to samo przekonanie, że wartość domu można uodpornić na załamania. A nie można.
frae)
• darka.
k
A,
W latach osiemdziesiątych gospodarka USA będzie wystawiona Wi kaprysy pogody gospodarczej i zmuszona do konkurencji w świećcie, w którym jej rywale zainwestowali o wiele więcej. Stany Zjednoczone przejadały swoją przyszłość w sposób bardzo podobny do marnotrawnych krajów Europejskich. Nasz wzrost inwestycji i wydajności pozostawał w tyle za wszystkimi naszymi zachodnimi ry-; walami. W latach siedemdziesiątych udział inwestycji w PNB Stanów Zjednoczonych był o połowę niższy niż w Japonii, a o dwa punkty procentowe niż w Wielkiej Brytanii, która zasilała swą gospodarkę za pomocą preferencyjnych inwestycji kapitałowych. Nasz przeciętny ^wzrost produkcji w przeliczeniu na roboczogodzinę był o jedną trzecią -niższy niż w Wielkiej Brytanii, chociaż u nas tempo wzrostu realnego PNB było wyższe.
283