152
StcaiisUuj Btrrariczek, Użycie języka w poezji: zwięzłość i wieloznaczność
społeczeństwo - ale co ze mną? Zgoda, szczęście powszechne - ale dlaczego ja się w nim źle czuję?”. Budujący całą swoją karierę na demagogicznych ogólnikach i chwytliwych hasłach bez pokrycia współczesny polityk krzywi się, kiedy poeta zadaje mu pytanie: „Pięknie, ale jak mam to sobie konkretnie wyobrażać? Jakie namacalne skutki będzie to miało w rzeczywistości?”. Żonglujący sprytnie sensami słów i dowolnie je zniekształcający propagandzista czułby się nieco pewniej, gdyby poezja nie przypominała publiczności samym swoim istnieniem, że język nigdy nie jest neutralnym przekaźnikiem treści, że może stać się narzędziem manipulacji.
Otóż tę swoją obecność jako niewygodnego świadka i zadawacza kłopotliwych pytań poezja zawdzięcza swojej naturalnej wieloznaczności. Twórcę ideologii, polityka-praktyka i propagandzistę łączy jedno: fabrykowana przez nich i podsuwana pod nos społeczeństwu wizja świata jest zawsze płaska, jednowymiarowa, sprowadzona do jednego tylko ze swoich licznych przecież i często wchodzących z sobą w kolizję aspektów. To spłaszczenie i jednowymiarowe uproszczenie budzi nasz sprzeciw szczególnie wtedy, gdy dotyczy każdego z nas z osobna. Ideologia, polityka i propaganda powiadają każdemu z nas, zależnie od tego, z jakiego magazynu nienawiści, uprzedzeń i kompleksów’ czerpią swoją amunicję: „jesteś Serbem” albo „jesteś muzułmaninem”, albo „jesteś przedstawicielem rasy białej”, albo „jesteś członkiem klasy robotniczej”. My sami tymczasem - jeśli potrafimy się oprzeć potężnej pokusie identyfikacji z którymś z tych zbiorowych pojęć (a pokusa jest niezwykle silna, bo identyfikacja taka daje nam łatwą do zakomunikowania innym zasadę naszej tożsamości, a także kieruje naszą nienawiść w stronę wyraźnie określonego wroga) - w każdej sekundzie naszego życia czujemy się zawrze czymś więcej, niż jest w stanie zawrzeć w sobie którakolwiek etykietka tego rodzaju, a nawret kilka takich etykietek naraz. Poeta Charles Simie, Amerykanin, ale z pochodzenia Serb, pisząc niedawno o tym, dlaczego nie ma najmniejszego zamiaru udzielić swojego poparcia żadnej ze stron konfliktu w byłej Jugosławii, przypomniał piękną anegdotę o Duke'u Ellingtonie. Zapytany przez usiłującego „ustawdć” go rasow^o i politycznie dziennikarza: „Czy pisze pan muzykę dla swoich pobratymców?”, wielki jazzman zareplikosvał: „Ma pan na myśli amatorów beaujolais?”. Była to odpowiedź godna poety -i odpowiedź najstosowniejsza, aby zakończyć nią moje przydługie wywody. Trudno o lepszą definicję poezji niż ta, na którą naprowadza nas to jedno zdanie Duke'a Ellingtona. Nie mam tu bynajmniej na myśli upodobania poetów do francuskich win i innych trunków (choć, jak głosi mądrość ludowa, beaujolais, jeśli pite umiarkowanie, nie szkodzi nawet w dużych ilościach). Chodzi o coś innego. Poezja to być może po prostu głos przypominając}’ nam, że zawrsze jesteśmy czymś w’ięcej niż to jedno znaczenie i ta jedna funkcja, które chce nam nadać i do której chce nas przypi-