268 Wstyd i przcrnn
się wyrażać w symboliczny, pośredni, ale zrozumiały sposób jego stosunki z ojcem. Otóż Matthew nabrał przekonania, że każdy dzień życia ojca odejmuje jeden dzień z jego własnego życia, żv zatem ojciec kradnie mu życie, dzień po dniu, że odbiera mu w ten sposób całe lata i jedyną możliwością zachowania życia jest zabicie ojca.
Zrozumiałem, że urojenie to „mówiło”, iż ojciec zamienia się z Matthew rolami i wiekiem, ponieważ stawał się on coraz młodszy (i po pewnym czasie osiągnąłby wiek syna), natomiast Matthew starzał się, to znaczy coraz bardziej zbliżał się do śmierci, i po pewnym czasie osiągnąłby wiek ojca. Do zamiany ról doszło, gdy ojciec ożenił się z inną kobietą i zostawił mu zadanie opiekowania się matką i rodzeństwem. Był przekonany, że on sam jest już w wieku, w którym powinien zacząć szukać sobie partnerki, natomiast ojciec powinien siedzieć w domu z matką. Tymczasem ojciec ożenił się ponownie, jak gdyby był młodzieńcem, przekazując Matthew obowiązek zaspokajania potrzeb matki. A zatem w urojeniu tym streszczało się przekonanie Matthew, że ojciec porzucił rolę ojca i zachowywał się jak chłopiec. Przekonanie to nasiliło się jeszcze bardziej, kiedy ojciec, ignorując prośbę syna, nie chciał zrezygnować z pójścia z nową żoną do kina. A zatem w tym „szaleństwie” była metoda.
Pozwolę tu sobie na chwilę refleksji nad implikacjami takiego rozumienia Matthew i jego zbrodni. Prawo pozwala na trzy możliwe oceny kogoś takiego jak Matthew: zły (winny), nie zły (niewinny, to znaczy nie zrobił tego, co mu się zarzuca, albo jego działanie było usprawiedliwione) lub szalony (niewinny z powodu niepoczytalności). Wybór jednej z tych możliwości zadowala sąd. Jeśli jednak podchodzimy do przemocy jako do problemu z zakresu zdrowia publicznego i medycyny zapobiegawczej, stawiając sobie za cel zrozumienie przyczyn przemocy i znalezienie sposobów zapobiegania jej, to wybór ten staje się ograniczony. Wydawało mi się, że w sprawie Matthew pierwsze dwie możliwości ograniczałyby nas do przyjęcia nadmiernie uproszczonej wizji świata — albo jest zupełnie zły, albo zupełnie dobry. Ale i trzecia możliwość była również niezadowalająca, ponieważ moim zdaniem ograniczała nas do postrzegania Matthew nie jako osoby, ale po prostu chorego mózgu, będącego wynikiem odziedziczenia uszkodzonych genów lub choroby. Nie musielibyśmy wówczas słuchać pilnie tego, co nam mówi, brać poważnie jego myśli ani podejmować prób zrozumienia, jakie znaczenie miało dla niego jego zachowanie — co chciał przez to osiągnąć, dlaczego chciał to osiągnąć i dlaczego takie zachowanie wydawało mu się najlepszym sposobem osiągnięcia celu, który sobie postawił. Kiedy interniści czy chirurdzy leczą tylko chore narządy swoich pacjentów, zamiast leczyć całe ludzkie istoty, to słusznie krytykuje się ich i uważa za złych lekarzy. A zatem szczególnie ważne jest dla psychiatrów (którzy są lekarzami duszy, to znaczy umysłu i osobowości, całej istoty ludzkiej, a nie tylko jej pewnej części, takiej jak mózg) unikanie takiego podejścia.
Wszystkie te sposoby określania Matthew w kategoriach moralnych i prawnych, jako złego lub nie i jako psychicznie chorego lub zdrowego — były próbami niesłuchania go, niesłyszenia tego, co mówił nam poprzez ojcobójstwo i urojenia. Bo co jeszcze można powiedzieć o kimś jako o osobie, co jeszcze można w nim zrozumieć, jeśli określimy go po prostu jako jednostkę złą lub chorą psychicznie, jako potwora lub szaleńca czy maniaka? Jeśli popełnione przez kogoś przestępstwo jest produktem jego złego umysłu, to czy może on mieć jakieś inne myśli o tym przestępstwie niż złe? I odwrotnie — jeśli przestępstwo było wytworem jego szalonego, irracjonalnego umysłu, to czy jego myśli o tym mogą być inne niż szalone i irracjonalne? I jak można brać poważnie myśli złe lub szalone?
Takie etykietki jak „zły” lub „szalony”, „winny” czy „psychicznie chory”, mogą być użyteczne dla potrzeb sądu. Jeśli jednak naszym celem jest poznanie przyczyn przemocy i sposobów zapobiegania jej, to etykietki te pozwalają nam po prostu zamknąć kogoś w miejscu odosobnienia i nie słuchać, nie próbować go zrozumieć ani w ogóle więcej o nim nie myśleć. W istocie rzeczy są one substytutami zrozumienia psychologicznego.
Zarówno osądy moralne, jak i diagnozy psychiatryczne służyć mogą jako wymówki usprawiedliwiające naszą niechęć do wysłuchania i poważnego potraktowania tego, co mówi inna osoba, zastanowienia się, jakie to ma znaczenie dla tej osoby i wykona-