25
STANISŁAW.
A ja musiałbym rad nierad France innego śpekułować chłopa, bobym się przecie nie mógł krewniać z byle kim.
KATARZYNA.
Poradźno Mosiecku a scyrze, toć ta nie będziemy od tego, zęby ci nie odsłużyć.
STANISŁAW.
Kieruj Mośku a sprawnie; widzis, mnie ich zal, bo to przecie i kumoterstwo, a jak wykierujes to i ja ci dam kilka reńskich, bo mnie na to stać.
MOJSIEK.
Oj waj, albo ja nie wiem, żeście wy tu naj-bogatsy w całej wsi? Wamby i dziedzic nie poradził, co jakem mu faktorowa! do te okowitę Abromkowi z Krosna, to mi tylko dał głupich dwa ryńskich. Wy to co innego, taki fajn purełz.
STANISŁAW (nadymając się).
No to widzis (wyjmuje z wielkiego pugilaresu papiery) ja ci daję całą piątkę, a jak dobrze pokierujes, to ci jeszcze nadrzucę. (Odchodzi, Mojsiek go przeprowadza do drzwi).
MOJSIEK.
Oj waj! to mi pan, jak pojadę na jarmark, to wsistkim żydkom powiem, jaki z was gruby pan (odwracając naprzód) brache kiszkies die Rabuśnik.