elleuwaga
TEKST KAROLINA ROSIŃSKA
Natalia, 22-letnia studentka pedagogiki, pamięta wiele takich poranków.Jest sobota, późno w nocy wróciła z imprezy i chętnie by się wyspała, ale punktualnie o godz. 8.30 z krótkiego snu wyrywa ją budzik. Na godzinę 9 Natalia szykuje śniadanie. Dwie kromki chleba żytniego z pełnego przemiału, łyżka oliwy, odtłuszczony biały serek, zielona herbata. Po śniadaniu kładzie się jeszcze na chwilę. Kolejną żelazną porą na posiłek jest godz. 15 - czas obiadu. Przykładowe menu: pierś kurczaka lub indyka pieczona w folii, warzywa gotowane na parze, pełno-ziarnisty ryż gotowany bez soli. Planzajęć na uczelni Natalia układała tak, aby zdążyć na czas do domu. Bywało, że zwalniała się z części wykładów, żeby równo o 15 usiąść już do stołu. Piętnaście minut spóźnienia było dla niej dramatem - czuła się fatalnie, gnębiły ją wyrzuty sumienia: mogła przecież przewidzieć korek i urwać się kwadrans wcześniej. Odmawiała, jeżeli znajomi chcieli się spotkać o godz. 20. Przecież na tę godzinę wyznaczyła sobie porę kolacji. Mogła to być kalarepa z sucharem, rzodkiewki, pomidor, chudy twarożekJedzenie wknajpachna mieście nie wchodziło w grę. Natalia musiała przecież znać każdy składnik posiłku. Na kolację do babci zabierała ze sobą pełnoziarnistą bułkę: - Wszyscy się normalnie częstowali, a ja nie byłam w stanie zjeść kromki białego pieczywa lub czegoś, co nie mieściło się w moim drobiazgowo rozpisanym planie na dany dzień.
Paulina, 24-lefnia studentka polonistyki, na długo przed świętami zaczęła się zastanawiać, co zrobić, żeby kolacja wigilijna nie zakłóciła regularności posiłków. - Oprócz kupowania prezentów to był mój główny problem - opowiada. - Normalnie ostatni posiłek jadłam o 17, a Wigilia miała się zacząć dopiero ok. 18. Nie mogłam po prostu nic nie zjeść, rodzice i tak dziwnie mi się przyglądali. Ograniczyłam więc liczbę potraw zjadanych w ciągu dnia, tak że wieczorem zjadłam kilka pierogów z kapustą i grzybami. Ale pilnowałam, żeby te dla mnie były gotowane, a nie - jak dla reszty rodziny - smażone i polane oliwą. Dominika, 23-letnia recepcjonistka, nigdy nie była na kolacji ze swoim chłopakiem. Bo jak mu wytłumaczyć, że jedzenie po 16 jest niezdrowe? Paulina, Natalia i Dominika nie jadły tego co ich rodziny, gotowały specjalnie dla siebie i jadały w samotności. Tylko wówczas miały pewność, że w posiłku nikt nie przemycił niedozwolonych substancji. Pozwalały gotować innym tylko wtedy, kiedy mogły patrzeć na ręce i kontrolować, co koleżanka albo mama wrzucają do garnka. Powodem do awantury mogła być kostka rosołowa lub dodatkowa szczypta soli.
- Terminem „ortoreksja" określa się nawyki żywieniowe, które po pierwsze, są dysfunkcjonalne, niewłaściwe. Po drugie, prowadzą do znacznego zaburzenia funkcjonowania społecznego. Po trzecie, mogą prowadzić do zaburzeń fizjologicznych - mówi dr Cezary Zechowski, psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, specjalizujący się w dziedzinie leczenia zaburzeń odżywiania.
Ortoreksja, tłumaczy dr Cezary Zechowski, jest chorobą nową, mało jeszcze poznaną, a jej kryteria nie zostały jasno sformułowane.
Niewiadomo, jakdużo jestortorektyczek, ile mają lat, gdy zaczynają chorować, czy przebieg tego zaburzenia inaczej wygląda u kobiet niż u mężczyzn, choć na razie to głównie kobiety zdają się być jej ofiarami. Wiadomo za to, na czym choroba polega. Chora obsesyjnie przestrzega zasad zdrowego żywienia. Posiłki jada
0 stałych, co do minuty wyznaczonych porach, wybiera najzdrowsze - w jej pojęciu - produkty. Jest tak maniakalnie skoncentrowana na diecie
1 swoim wyglądzie, że myślenie o jedzeniu angażuje ją psychicznie przez większą część doby, a dylemat, kiedy i co zjeść, wypełnia jej życie. Jest w stanie zerwać relacje towarzyskie, izolować się od rodziny, rezygnować ze wspólnych wyjazdów i uroczystości, jeśli tylko sytuacje te miałyby zmusić ją do zjedzenia tego, co zakazane. Zakazane wedle kryteriów ortoreklyczki oczywiście.
Skąd się bierze ortoreksja? Początki bywają różne. -Wcześniej uwielbiałam jeść. Nigdy nie odmawiałam sobie słodyczy, dobrego obiadu, byłam fanką kuchni mojej mamy. Nie byłam gruba, przy wzroście 165 ważyłam 54 kg. Jak każda dziewczyna myślałam, że mogłabym być odrobinę szczuplejsza, ale żadne drakońskie diety nie wchodziły w grę. Dopiero gdy zaczęłam studiować i przytyłam do 58 kg, postanowiłam bardziej zwracać uwagę na to, co jem. Nie chciałam bawić się w diety typu „schudnij z nami w dwa tygodnie", postawiłam na racjonalne, zdrowe odżywianie - wspomina Paulina. Historia Natalii była całkiem inna. Wychodziła z anoreksji, ważyła 44 kg i musiała przytyć. Zaczęła jeść, ale od razu zwracała też uwagę na rodzaj jedzenia. Miało być zdrowe i nie zaśmiecać organizmu. Niedopuszczalne: wszelkie sosy, smażone potrawy, czerwone mięso, białe pieczywo, ciasta, ciastka i kremy.
Dominika półtora roku temu zaczęła bardziej o siebie dbać: uprawiać więcej sportu, zdrowiej się odżywiać. Nie miała problemów z wagą, zależało jej tylko na tym, żeby nie przytyć i dobrze się czuć. - Na początku liczyłam kalorie, później odczytywałam, jaka jest zawartość tłuszczu, białek, cukru. Potem szukałam zawartości wszelkich polepszaczy, składników zaszyfrowanych pod literką E, zczasem miałam w głowie listę producentów, od których produkty ewentualnie nadawały się do spożycia przeze mnie - opowiada. O tym, co jestzdrowe, dziewczyny decydowały same. Ich dieta nie była identyczna. Dla Natalii największym wrogiem pozostawały cukier i tłuszcz - nie jadła winogron, bo miały za dużo cukru, arbuzów, bo to sama słodka woda, niemal zupełnie wyeliminowała mięso, bo nawet w najchudszym jest przecież trochę tłuszczu. Paulina nie używała nawet dietetycznych słodzików, ale nie wyobrażała sobie obiadu bez chudego mięsa lub ryby. Dominika maniakalnie unikała wszelkich węglowodanów.
POBIEGAM, POPŁYWAM, POĆWICZĘ Do idealnej diety dziewczyny niebawem dołączyły idealny styl życia. Skoro już tyle poświęcenia zainwestowały w jadłospis - myślały - warto go wspomóc aktywnością. Lecz >
ZDJĘCIE GETTYIMAGES/FPM