178 Idea Boga
cję, w której dopiero prześwituje samo znaczenie tego, co wyższe i należące do innego porządku. Husserlowska „współ-prezentacja”, która nie może osiągnąć spełnienia, czyli intuicyjnego wypełnienia intencji re-prezentującej, obraca się - jako nieudane doświadczenie - w transcendencję doświadczenia, w transcendencję, którą można ściśle określić przez postawę i wymogi etyczne, przez odpowiedzialność, której jedną z modalności jest język. Bliskość bliźniego nie jest ograniczeniem Ja przez Innego ani dążeniem do ich przyszłej jedności, lecz pragnieniem, które żywi się swoim głodem, albo, by użyć wytartego słowa, miłością, która jest dla duszy cenniejsza niż całkowite posiadanie siebie przez siebie.
Oto niepojęta transfiguracja porządku, w którym wszystkie sensowne znaczenia zakładają jawienie się świata, to znaczy identyfikację Tego Samego, to znaczy Byt; oto nowa racjonalność - a może właśnie najstarsza, wcześniejsza od tej, która pokrywa się z możliwością świata -rozumność, której nie można wywieść z ontologii. Racjonalność odmienna - lub głębsza - której nie można też włączyć w dzieje teologii, albowiem od Arystotelesa do Heideggera teologia pozostawała myśleniem Tożsamości i Bytu, co okazało się zabójcze dla Boga, dla człowieka z Biblii oraz dla ich homonimów. Zabójcze dla Boga, jeśli wierzyć Nietzschemu, zabójcze dla człowieka - jak twierdzą współcześni anty-humaniści. W każdym razie śmiertelne dla przedmiotów, którym zwykło się przypisywać te nazwy. Każdą myśl, która nie prowadzi do ujęcia tego, co tożsame - bytu - w absolutnym spoczywaniu na ziemi pod kopułą nieba, uznawano za subiektywizm, za nieszczęście świadomości nieszczęśliwej.
Czy niemożność odpoczynku (le non-repos), niepokój, podważający bezpieczeństwo spełnienia i ufundowania, musi być zawsze rozumiany w związku z pozytywnością odpowiedzi, znajdowania, spełnienia? Czy pytanie jest zawsze, jak w języku funkcjonalnym (a nawet naukowym, którego odpowiedzi rodzą nowe pytania, ale te znów wymagają tylko odpowiedzi), wiedzą, która się staje, myślą jeszcze niedostateczną o tym, co dane i co może przynieść odpowiedź na miarę naszego oczekiwania? Czy pytanie musi być tym sławnym pytaniem, padającym na przemian z odpowiedzią, w dialogu, jaki dusza prowadzi z sobą samą i który, według Platona, stanowi istotę myślenia, samotnego i zmierzającego do tożsamości z sobą, do samo wiedzy? Czy nie trzeba przyjąć, przeciwnie, że żądanie i prośba, zawarte w każdym pytaniu, świadczą o relacji z Innym, relacji, która, właśnie o tyle, o ile jest zarysowana przez pytanie, nie mieści się we wnętrzu samotnej duszy? Relacja, która zarysowuje się w pytaniu jako jego modalność nie byle jaka, lecz źródłowa. Relacja z Innym, który właśnie ze względu na swoją nieredukowal-ną różnicę nie może stać się przedmiotem tematyzującej, a tym samym zawsze asymilującej wiedzy. Relacja zatoń, o której, ściśle biorąc, nie można nawet powiedzieć, że jest relacją, ponieważ między jej członami nie zachodzi wspólnota synchronii, będąca wszak wspólnotą ostateczną, której żadna relacja nie może swoim członom odmówić. A jednak relacja z Innym. Relacja i nie-relacja. Czy nie to właśnie jest sensem pytania? Czy stosunek do tego, co absolutnie inne, nie ograniczone przez tożsamość - do Nieskończoności, a zatem transcendencja, nie równa się źródłowemu zapytywaniu? Relacja, której człony nie są równoczesne w czasie, chyba że sam czas trwa poprzez tę relację - nie-relację, przez to pytanie. Czas, który należy rozumieć w jego dia-chronii, a nie jako „czystą formę naoczności”. Dusza w swojej dia-chronicznej czasowości, w której retencja nie eliminuje odstępu [od tego, co minione], ani protencja - absolutnej nowości; dusza w pasywnej syntezie starzenia się i wybiegania w przyszłość, w swoim życiu, jest może tym źródłowym pytaniem, właściwym „byciem”1 ku-Bogu {Vci-Dieu mime). Czas jako pytanie: nie-zrównoważona relacja z Nieskończonością, z tym, czego nie sposób zrozumieć: ani ogarnąć, ani dotknąć; rozdar-
12*
Słowa „bycie” - nieobecnego w tekście ofyginału - używam tu jedynie ze względów stylistycznych (by nie pisać po prostu, co byłoby chyba mało czytelne:
.....właściwym <samym> ku-Bogu”). Ponieważ, ściśle biorąc, „bycie" ku Bogu jest,
według Lćvinasa, właśnie wychodzeniem poza byt, słowo to opatruję cudzysłowem. (M.K.)