553
ALEKSANDER RYMKIEWICZ
10 Gdy pierwsza wrzawa kawek i suche mielenie łun budziły stalową osadę, tubylców wychudłe ciała pluszczą nad srebrnym ranem, troskliwie spirytusem natarte, wtedy to nocne ryby i miesiąc schodziły z warty.
Po schodach wysokiej skoczni, równo wyciętym świtem,
1 brązowi narciarze deski niosą, schyleni przy tern.
Gdy skoczek wiosłując rękami płoszył, jak ranne wrony, powietrze blokami rozrosłe — płozą rozwalał i bił, dzienny wypełzał księżyc (słońce) nad glob pochylony i i dymach błękitnych miasta czerwoną kulę mył.
20 Tak świt nad stolicą państwa kamieniał, koguty biją skrzydłami, głuche ogierów rżenia od stadnin państwowy ch ciągną pod pękające mrozy, tonęły zielone wybły ski, sunęły skrzypiące płozy.
Ciemne przeręble na rzece zarosły cienkim lodem, a pękają banie,_ptuszezą grube i śliskie kłody.
Zabija lądowy wiatr zwierzęta, płazy, owady, tylko polami drapieżcy: rak. koziorożec, plejady, uchodząc zagładzie węszą za krwią i zimnym nasieniem, za urodzeniem człowieka i smutnym pierwszym płaczem,
30 gdy w stajniach ogrzanych centralnie pod mlecznym oświetleniem świecą błękitną skórą rasowe, jedwabne klacze.
3
Osada klaskała rudym płomieniem na siedmiu wzgórzach wypukłych, płakała dziewczynka w stalowym domu 35 w głuchym łoskocie wiaduktów.
w. 27 rak, koziorożec, plejady — gwiazdozbiory.