Tam, w macierzystym lesie,
Kędy wąsate wiją się porosty,
Na podśoielisku miękkucbnych mchów, Słuchałem nocnej gędźby sów Przez długie i błogie lata.
A byłem prosty! Byłem jak mąż
prosty
Aż przyszło do mimie trzech drwali I coś ze sobą gadali:
Jakom jest mocny i prosty!
I przyszło do mnie trzech drwali,
I ci mnie zamordowali —
Ostrzone mieli topory.
I skórę ze mmie złupiili,
I bili, i bili, i bili,
Aż łzy wytrysły z mej kory.
Zawył przeciągle mój korzeń,
Pień głucho zastękał pod ciosem,
Aż runął całym kolosem Na ziem.
O, wiem, och, wiem:
On nie mógł znieść upokorzeń!
I drgało we mnie, jęczało Każde me włókno,
Wydane siekierom na łup.
A oni drą ze mmie skórę I stałem się biały jak trup.
I przyszło do mnie trzech cieśli,
I ci mnie z trudem ponieśli:
Dwóch z przodu, a jeden z tyłu,
Jak trupa — tak mnie gdzieś nieśli.
A potem czułem, jak cieśle Ręce mi precz odciosali,
I czułem, że Bóg na mnie ześle Sromotą gorszą niż śmierć.
A cieśle (chcieli zarobić)
Na poprzek mojego trupa Kładli zrąbaną mą rękę I przygwoździli ćwiekami.
Znam, znam tę człowieczą mąkę --Przybili mnie w poprzek ćwiekami, Podnieśli mnie prosto wzwyż: Ludzka krew mnie poplami,
To Cieśli syn będzie, Cieśli!
Cieśle mnie w górę podnieśli, Abym był KRZYŻ!
Niosą mnie, niosą i niosą,
I widzę z głów ludzkich las,
Tylko że las ten szalony Stubarwny jest, nie — zielony,^
I krzyczy, i woła: ,,Już czas!...
I niosą mnie, niosą i niosą — Poznaję: On stoi tam boso I czeka —
A twarz i oczy, i ręce Wzniesione w niemej udręce Były jak u człowieka.
A ciężki byłem, choć trup,
I trzech mnie niosło z mozołem,
A jednak Ów z bladym czołem., Co później na mnie zastygnął, Sam mnie podźwignął.
*
71