Harry Duda — absolwent Wyższe) Szkoły Pedagogiczne) w Opolu (1968 r.) na kierunku filologii polskie) oraz Podyplomowego Studium Ochrony Przyrody przy Akademii Rolniczej w Krakowie (1973 r.). Od roku 1974 redaktor w Oddziale Doskonalenia Nauczycieli w Opolu. Literat — autor 5 zbiorów poezji, publicysta, sekretarz redakcji „Kwartalnika Nauczyciela Opolskiego", wiceprezes Oddziału Zi,P w Opolu. Współautor (z prof. J. Aleksandrowiczem) książki U progu medycyny Jutra (w druku). Autor, kilkuset publikacji prasowych, zwłaszcza w dziedzinie ochrony środowiska przyrodniczego, ochrony zdrowia I filozofii medycyny.
Harry Duda
Szkolą. Jako jedna z najważniejszych instytucji społecznych 4w Jej kształcie powszechnym i egalitarnym, posiada w historii cywilizacji tradycję stosunkowo młodą. W odległe) przeszłości wiedza jako dobro elitarne — była nawet pilnie strzeżona dla celów sprawowania władzy (np. u kapłanów egipskich). To dobro elitarne było więc zarazem — w sensie społecznym — hermetyczne: dostępne tylko dla wybranych. Taki model funkcjonowania wiedzy sam niejako hamował jej rozwój, gdyż pozostawała zamknięta na szeroki i świeży dopływ myśli ludzkiej z ogromnego przecież potencjału mózgów innych ludzi. Społeczeństwa nie brały więc udziału w obiegu informacji naukowej, pozostając w tym względzie bierne. Konieczna wiedza o świecie i pożyteczne wynalazki byty społeczeństwom ..dozowane" — najczęściej w postaci już gotowej, bez upowszechniania znajomości zasad ich działania. Być może dlatego rozwój cywilizacji przez długi czas odbywał się raczej powoli.
Wiedza tak elitarna i hermetyczna (a przecież niekiedy na zaskakująco wysokim poziomie) była szczególnie narażona na zniszczenie, skoro opierała się głównie na fizycznych jej nosicielach (poszczególnych ludziach) i niewielkim, z konieczności, zasobie rozmaitych, a zawsze jednak nietrwałych ..świętych ksiąg". Olatego katastrofy o wielkim lub większym zasięgu (żywiołowe, wojenne, klimatyczno-ekologiczne) przecinały rozwój wiedzy w danych kręgach kulturowych, które nie zdołały jej ocalić drogą tradycji powszechniejszej. Jakże szybko i radykalnie zapominany został język hieroglifów egipskich (nie on jeden zresztą)! i chociaż dzisiaj — po wielu trudach badawczych — Jest już rozszyfrowany, nadal na dobrą sprawę, nie wiemy do końca I a k budowano piramidy i Inne zachowane do naszych czasów .Cuda świata"; nadal nie wiemy, w jaki sposób dokonywali swych obliczeń astronomicznych Inkowie. Aztekowie i Majowie. Świadectwa geniuszy tych i Innych cywilizacji pozostały, lecz ich wiedza zaginęła, a pozostałe po nich narody — nawet ich bezpośredni spadkobiercy — od dawna nie pełnią żadnej awangardowej roli wobec innych, a często zdegradowane są biedą i analfabetyzmem.
1 tym momencie nasuwa się ważna — także dla przyszłości
— refleksja: Jaki więc czynnik leżał u podstaw nieprawdopodobnych niekiedy osiągnąć wiedzy w odległej starożytności? Wiedza
— chociaż elitarna 1 hermetyczna — musiała się przecież rozwijać z pokolenia na pokolenie, pomnażana przez następców
— ..wybranych" uczniów. Trudno sobie wyobrazić, aby w jakimś jednym, konkretnym momencie nauczono się od razu budować tetosy piramid czy z precyzją równą dzisiejszej wyliczać różna wartości astronomiczne. Już wówczas musiano przekazywać wiedzę. A czyniono to, o czym świadczą takty niewątpliwe, nadzwyczaj skutecznie. I dodajmy, że wcale nie była to — wbrew pozorom — wiedza prosta. Na przykład istnieją w różnych miejscach świata starożytne budowle wręcz wstrząsające nie tylko rozmiarami i pięknem, lecz także inżynierskim geniuszem. Nawet dziś, w dobie komputerów, sztaby specjalistów miałyby bardzo, ale to bardzo wiele do liczenia, gdyby wizję tych budowli rzucił ktoś na deski kreślarskie i konstruktorskie. Nie mówiąc
0 tym. że wiele rozwiązań Inżyniersko-architektonicznych nadal pozostaje zagadką...
Ktoś powie: zamiast techniki stosowano po barbarzyńsku morderczą pracę setek tysięcy ludzi, którzy życiem płacili za te budowle. Zgoda. Lecz to jeszcze nie wyjaśnia niczego. Ciężar można podnieść dźwigiem, a można tysiącami ludzkich rąk. Jednak wprzódy musi być zamysł, projekt, wiedza, obliczenie — bez tego najlepsze nawet narzędzia techniczne są na nic. A organizacja pracy? Wyobraźmy sobie plac budowy, na którym pracuje jednocześnie 10-15 tysięcy ludzi. Kim musiał być człowiek. który taką budową kierował, nie mając telefonu, biur. żadnych właściwie pomocy poza ludźmi — siłą Ich umysłów i rąk? Czy dziś łatwo znaleźlibyśmy tak genialnego organizatora pracy nawet wśród wybitnych menadżerów przemysłu, który by się takiego zadania nie tylko nie podjął, ale skutecznie, sprawnie doprowadził zadanie do końca?
A może w starożytności, statystycznie rzecz biorąc, rodziło się więcej geniuszów niż dzisiaj? Należy w to zasadniczo wątpić. Skąd więc brali się owi genialni architekci, inżynierowie, astronomowie. rzeźbiarze, geodeci, zarządzający i różni Inni. których efekty pracy trwają Jakby na przekór czasu? Z pewnością wiemy tylko to. że przecież musieli się uczyć, musieli być kształceni, ba —- sami musieli dochodzić do rzeczy nowych. A właściwie poza własną głową — mieli niewiele więcej. Bo cóż? Tabliczkę glinianą i rylec, papirus, trzcinę, sznur, tajne a święte księgi, wysokie góry lub mury budowli do obserwacji gwiazd, ogień, wodę I tysiące ludzkich rąk do prscy? Przecież nawet gdy patrzymy na jakże prymitywne z dzisiejszego punktu widzenia przyrządy astronomiczne Kopernika, ogarnia nas wzruszenie
1 podziw: jakże on. dysponując tym tylko, dokonał tak przełomowego odkrycia? Einstaln miewał z matematyki w szkole trójki Jeno. nigdy też nie pracował na uniwersytecie, a zrewolucjonizował fizykę ł nasz świat przez kilkę liter E “ mc*, mając de dyspozycji własną głowę i kartkę papieru.