IMG75

IMG75



Wojciech Gerson, autoportret Gerson rwie się do ideałów



Grotu


^r-autoportret Młodzi


wty&ci na wycieczce


malarskiego atelier. Na wcześniejszych autoportretach zamożne jego wyposażenie, stylowe meble, często też zaciekawiona publiczność, śledząca proces powstawania dzieła, potwierdzały rangę artysty. Odrębność „romantycznego” ujęcia tematu ukazuje dwojakie wykorzystywanie obrazu atelier. Obok prezentacji pokoju w stylu biedermeierowskim (z wprowadzanymi, na przykład przez Friedricha, akcentami gry przestrzeni otwartej i zamkniętej, okna i murów) bywał też oskarżeniem społeczeństwa, w którym ginie artysta. Wymownie świadczy o tym bijąca w oczy nędza, abnegacja, postać dramatycznie zastygnięta w bezruchu. I oznaki zaniechania twórczości: poniewierające się na podłodze atrybuty malarstwa. Antycypacją tego typu wizerunków, eksponujących ubóstwo artysty, było płótno 26-letniego Tom-masa Minardiego (1813, Uffizi). Malarz półleży okryty paltem na gołym materacu, obok niego widać odrzucony blejtram i odsuniętą kartę papieru; wśród chaosu przedmiotów ważne miejsce zajmuje przypominająca o śmierci czaszka. Stanowi ona znaczący rekwizyt także na domniemanym autoportrecie Theodora Gericault (1819), siedzącego w ubogim pokoiku na poddaszu. Z kolei Octave Tassaert siedzi skulony na podłodze przy wygasającym kominku, a nagromadzone wokół przedmioty są świadectwem lepszej przeszłości i obecnego upadku, życia i twórczych nadziei. Są to: puste sztalugi, na podłodze rozrzucone narzędzia malarskie, tuba z wyciśniętą farbą pośród rozsypanych kartofli, posiłek podgrzewany w kominku na gasnącym płomieniu. Zaniedbany pokój, sylwetka malarza - wszystko mówi o beznadziei, rezygnacji, zamieraniu życia (1845, Louvre).

Pochopne klasyfikowanie wszelkich ubogo wyglądających „atelier artysty” jako świadectwa nędzy i opuszczenia byłoby jednak grubym błędem. Na przykład: w pozbawionym sprzętów pomieszczeniu, wsparty o żelazny piecyk, stoi z fajką w ustach Horace Vemet (1835, Ermitaż). Na jedynym krześle i na podłodze spoczywają egzotyczne przedmioty, ogromne płótno stoi na podłodze, brak nawet sztalug. Ale kolejny widok tegoż atelier przekreśla pochopne domysły. Ukazuje sporą salę, której tylko fragmentem jest tamto atelier z piecykiem. Sala wypełniona tłumem zaciekawionych osób. Sprawa się wyjaśnia: pierwsze atelier ukazywało malarza bezpośrednio po jego powrocie z trzyletniego pobytu w Arabii, gdy został mianowany dyrektorem Akademii Francuskiej w Rzymie, stąd arabskie rekwizyty; a pokój pusty, bo po prostu jeszcze nie był zagospodarowany.

Pojedynczy autoportret często nie wystarczał. Gustave Courbet tworząc długą ich serię zmierzał do stworzenia namiastki autobiografii. „Wykonałem podczas mojego życia wiele portretów własnych, w miarę jak zmieniał się stan mego umysłu: jednym słowem, opisałem moje życie” - deklarował24. Ale nie ma między poszczególnymi elementami nici ciągłości, nie ma możliwości odautorskiego powiązania ich fabułą. Artysta, po latach, może z autoportretów odczytać swe prywatne dzieje; podobną ich rekonstrukcję może przeprowadzać każdy odbiorca, i każdy owe luki do domyślenia będzie rekonstruował inaczej.

24


Przytaczam za: P. Bonafoux, Les peintres et l 'autoportrait, Skira 1984. s. 106.


Wyszukiwarka