252 ELŻBIETA DABROWICZ
bawiła się w paradoksy? Czy może dzięki pisaniu unikała widoku samej siebie, przed sobą samą migotała coraz to nowym, niedookreślonym, ani prawdziwym więc, ani sfałszowanym obrazem? Czy łudziła się, że kto pyta, nie kłamie? Nie łudzi? Służy prawdzie?
Gabryella stawiająca pytania, oscylująca między różnymi wersjami autorskiego ,ja”. przeszkadzała sobie samej w snuciu opowieści, w fantazjowaniu, w karierze, bo miała na względzie ambicje poznawcze. Nie iluzja była jej celem, lecz uparta, nieustępliwa, bezkonkluzywna deziluzja. Nic chciała czytelników swoich ani usypiać. koić. rozmarzać, ani zresztą budzić. Gabryella do zgoła innych służyła jej celów- aniżeli Henrykowi Rzewuskiemu tegoż cześnik Soplica, potem Bejła Jarosz, a Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu jego Bolesławita. Gabryella zamilkła wtedy w-łaśnie, kiedy rodził się ten ostatni.
Bolesławitę obarczył Kraszewski, na ile szczerze, to kwestia inna, misją mówienia prawdy, dawania świadectwa temu, co się nam właśnie zdarza, „rozproszonym” między zabory i diaspory: Bolesławita powstał też dlatego, by Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu, pisarzowi uznanemu w podzielonym na trzy strzępy kraju, nie psuć księgarskich interesów. Dzięki rozdwojeniu swej autorskiej świadomości mógł Kraszewski manewrować między kordonami, być zarazem pisarzem emigracyjnym i krajowym, mówiącym prawdę - „naszą”, wspólnotową prawdę - bez ogródek i prosto w oczy, oraz jak dawniej opowiadać zajmujące bądź pouczające historie31.
Funkcję pseudonimu Żmichowskiej objaśniała Maria Unicka w artykule, który ukazał się na łamach „Bluszczu” w 1877 roku, w kilka tygodni po śmierci pisarki. Pseudonim nie miał zakrywać prawdziwego nazwiska przed ciekawą publicznością. Zmichowska. zdaniem badaczki, pseudonimem nazwała w sobie to, co ją spośród innych wyróżniało, co było w niej inne. Powołując do istnienia Gabryellę, nie unicestwiała jednak Narcyzy. Nie pozwoliła, by talent zapanował nad nią samą. W ujęciu Unickiej rozdwojenie takie wyglądało na przejaw iście kobiecej przezorności. „Kiedy przychodziły ciężkie życia koleje [...], poeta mógł zamilknąć i milknął, lecz człowiek nie stawał się jeszcze bezużyteczną istotą, nie mającą w życiu miejsca [...]”". Chroniła się więc tym sposobem przed tyle opiewanym przez jej wielkich poprzedników w poetyckim zawodzie — wyobcowaniem.
Ku zmartwieniu Unickiej koegzystencja Gabryelli i Narcyzy nie przekroczyła granicy 1861 roku. „Od tej chwili bowiem Gabryella znika z widowni żywego życia i istnieje już tylko w tej krainie nieśmiertelnej, jaką sobie stwarzają geniusze i talenty wyższe, istnieje już tylko w panteonie literatury ojczystej. Sama to utrzymywała i niejednokrotnie, nie pod wrażeniem chwili, ale stale, niezmiennie, powtarzając to w odstępach czasu kilkoletnich, że Gabryelli już nie ma, że umarła”33. Aczkolwiek Unicka dokładała starań, by w jej relacji stosunki między ŻmichowsKą 1 2 a Gabryellą układały się harmonijnie i owocowały społeczną korzyścią, nie taiła wszelako, że pierwsza spowodowała śmierć drugiej.
Na przełomie 1859 i 1860 roku — jak sądziła Unicka - powstał epilog do przerwanej na skutek „wstrząśnienia społecznego" (tak enigmatycznie pisze się wówczas o końcu lat czterdziestych) Książki pamiątek. Pisząc ów epilog autorka dokonała zamachu na siebie samą. Utwór o rujnujących psychikę i relacje międzyludzkie następstwach miłości „zaprzeczonej" domknęła, powtarzając błąd czy grzech wymyślonych przez siebie bohaterów. Ona sama też zaparła się swoich dawnych emocji. Oświadczyła, że utworu nie dokończy, bo... zapomniała myśli głównej.
Żeby wyjaśnić, bez wnikania w okoliczności zewnętrzne, co się Żmichowskiej przydarzyło - a jak wiadomo, przydarzyło się jej carskie więzienie i pokoleniowa klęska - Unicka wspomaga się mitologią. Na los pisarki trzeba nam spojrzeć mając w pamięci upadek Tytanów, Prometeusza. „Wiara pozbyta, miłość zaprzeczona, nieuratowana nadzieja - odbiegłe ideały młode, to sęp okrutny, który wielkie a opustoszałe serca pożera”3. W wersji mitu zreinterpretowanej na potrzeby prasy tygodniowej Prometeusz nie wykradł ognia bogom, ale sam się wewnętrznie wypalił. Serce raz pożarte nie regenerowało się jak wątroba.
Dla objaśnienia przypadku Żmichowskiej wykorzystała Unicka inną jeszcze analogią. „Tacy ludzie, aby jak Gustaw z Dziadów - widmo swego dawniejszego istnienia - nie chodzili z załamanymi rękami i sztyletem u piersi, muszą sobie zatruwać umysł paradoksem. Ale bieda jest nie tylko z zaprzeczoną w przeszłości naszej miłością, bieda również z zaprzeczoną w niej prawdą. Kto do tego przyszedł, staje się przez ducha swojego domem, w którym straszy, w którym przeszkadza -pokutują w nim mary, gdy się na spoczynek skłonić zapragnie; ideały jego już w nim nie żyją, ale trwają tam umarłe, w upiory przetworzone i w walce z niemi zacina się twardo w tern, co sobie obrać usiłuje za zasadę nową"4 5.
Gabryella zatem wprawdzie umilkła, zakończyła swoją misję społeczną, nadal jednak współtworzyła biografię duchową Żmichowskiej. Stała się jej osobistym problemem, źródłem cierpienia. „Straszna rzecz tak zapomnieć jak się kochało, jak się wierzyło, jak się nadziejami goniło pod niebiosa i w połowie istnienia swego nie mieć za sobą nic, a raczej mieć pamięć tego zapomnienia, wiedzę przeszłości w nicość zapadłej, mieć po tej przeszłości gorycz wspomnienia cierpkiego”''’. Rzecz wydawała się Unickiej straszna z tego jeszcze powodu, że Żmichowsku zlikwidowała sobie jedyne źródło satysfakcji. „Prócz poezyi, nie dostała ta istota na osobiste szczęście żywota nic... nic...’26. Dar zatem, który dostała od Boga. sama sobie odebrała. Skradła?
1 Polsce w ..rozproszeniu" badał Kraszewski pule w Rachunkach.
J M. Unicka. Narcyza Zmichowska. „Bluszcz" 1877, z. 6, i. 42.
” JBIuszcz" 1877. z. 15. s 114
54 „Bluszcz" 1877, z. II, s. 83.
** „Bluszcz" 1877, z. 12. s. 91.
Ibidem.
n „Bluszcz" 1877, z. 5. s. 34.