196 Adam Mickiewicz
retorycznie i estetycznie rozbierane i sądzone były. Odczytałem dwadzieścia (s.) przeszło recenzji, że pominę satyry -i parodie. Oto jest naprzód treść zdań ogólnych: Poezja polska, mówi pan M. M., dotąd ograniczała się do tłumaczeń i naśladowań francuskich; Mickiewicz pierwszy nadał jej cechę narodowości, on stał się twórcą poezji oryginalnej. — Poezja polska, odpowiada p. Franciszek Salezy Dmochowski, dotąd była narodową, postępowała ciągle ku doskonałości, a najwyższym jej utworem, miazgą i treścią narodowości, miało być poema o ziemiaństwie, od lat kilkunastu w Warszawie oczekiwane. Mickiewicz pierwszy tę cechę narodowości zdziera i niszczy, zasady smaku wstrząsa, styl kazi i literaturze polskiej powtórnym grozi upadkiem. Cieszymy się, woła lwowski wydawca moich Sonetów, że Mickiewicz zaniedbał ballady, które gmin najlepiej układa, a wprowadził do naszej literatury rodzaj zupełnie nowy. Sonety dają mu niezaprzeczone prawo do nieśmiertelności. — Żałujemy, woła inny recenzent, że Mickiewicz, dotąd uprawiający poezją narodową, ballady i powieści, zaniedbał je i obrał sonety, rodzaj litera- I turze naszej zupełnie obcy. — Forma sonetu, zdaniem dziesiątego recenzenta, jest swobodna, szlachetna i piękna, jedenastemu zdaje się być niewolniczą, trudną i niewdzięczną; piętnasty gardzi sonetami jako wymysłem wieków średnich, barbarzyńskich, dwudziesty dowodzi, że Ho-racjusz nawet pisał coś na kształt sonetów.
W szczególnych uwagach taż sama zdań rozmaitość. Zwrotki i wyra- I żenią, dziwiące jednych górnością i harmonią mowy, drugich gorszą I pospolitością zdań i drapiącym uszy wierszowaniem. Tenże sam sonet I jednych rozczula, dla drugich wesołej parodii staje się przymiotem; ci go I nie rozumieją, tamci objaśniają długim komenarzem, inni pojmują autora, I a uskarżają się na ciemność wykładacza.
W takiej zdań różności zastanowił nas szczególnie jeden zarzut; po- I wtórzyło go zgodnie wielu recenzentów, a najobszerniej rozwodzi się nad I nim Franciszek Salezy Dmochowski. Ten zarzut tyczy się użycia wy- I razów cudzoziemskich, orientalnych. Redaktor „Biblioteki Polskiej” za- I czyna zwyczajem swoim od uwag ogólnych, sprawiedliwych, ale już przed I ogłoszeniem recenzji jego nieco znajomych: na przykład, że poezja wschodnia od europejskiej różna, bardzo różna, że poezją wschodnią naśladować trudno, bardzo trudno. Kto nie zna taktyki ^recenzentów, lubiących o rzeczy niewiadomej rozprawiać ogólnymi zdaniami, które w li-, teraturze zamiast znaku x używają się, sądziłby, że pan Dmochowski jest wielkim orientalistą. Niedługo wszakże zostajemy w błędzie; widzimy zaraz, że tenże pan Dmochowski nie tylko nazwisk właściwych gór i rzek nie wiedział, co dowodzi małą jeografii sąsiednich krajów znajomość, ale r.ie rozumiał wyrazów: „Allach”, „drogman”, „minaret”, „namaz”, „izan”. Zdaje się nam, że nawet w Warszawie, gdzie literatura wschód-
nia mało liczy uczniów, taka niewiadomość recenzenta dziwić musi pu-bliozność. Przytoczone wyrazy arabskie lub perskie tyle razy w dziełach Getego, Bajrona, Mura użyte i objaśniane były, że o nich czytelnikowi •feuropejskiemu wstyd nie wiedzieć, tym bardziej wydawcy pism periodycznych. W opisie poetyckim miast naszych któż nie wspomniał o kościołach i wieżach; w opisie miasta wschodniego jak pominąć minarety? Jak je wytłumaczyć po polsku, czyli'mówiąc słowy recenzentów, jak je wytłumaczyć na język Sarbiewskich, Kochanowskich, Śniadeckich, Twardowskich *. Dał wprawdzie Franciszek Salezy Dmochowski dziwny przy-kład^przepolszczenia obcych wyobrażeń i wyrazów, kiedy w wierszach swoich, mówiąc o Peleuszu, ojcu Achillesa, nazywa go „władcą małego w Tesalii powiatu” i tym sposobem jednego z najpotężniejszych królów Grecji bohaterskiej robi naszym powiatowym marszałkiem. Ale ja takiej, właściwej poważnym klasykom nowości, jako poczynający pisarz romantyczny użyć nie śmiałem.
• Prowincjonalizmy i cudzoziemszczyzna, tudzież niepoprawność wiersza szczególnie przeraziły recenzentów. Stąd powszechna trwoga, abyśmy zowu nie wpadli w barbarzyństwo wieku literatury jezuickiej. Pozwalamy, wołają na koniec recenzenci, naśladować pisarzów angielskich i <ńiemieckich co do swobody form, ale niechże pisarze naśladują ich styl czysty i poprawny. Bajrona, Getego, Skota nikt nie obwiniał o skażenie mowy — odzywa się zgodnie z całym chórem Salezy Dmochowski. Gdyby krytycy raczyli kiedykolwiek zajrzeć w dawne niemieckie i nowsze angielskie recenzje, przekonaliby się, że wszyscy od nich przywodzeni poeci ulegali tymże samym zarzutom. Recenzje wspomnione już i na francuskie potłumaczono. Obaczmy, co mówi „Mercure du XIX siecle”: „Les poetes anglais les plus renommes parmi nous, Walter Scott. Southey, Moore, ne daignent pas corriger leurs vers; ils bravent non seu-lement les regles de la mesure, mais encore celles de la grammaire; ils font de la langue anglaise une veritable polyglotte ou sont admis les mots de tous les idiomes parłeś. Byron jette au hasard ses inspirations stćnographiees sur le papier, sans daigner ensuite y rattacher son atten-tion, mettant les negligences au rang des licences; systeme qui est sans doute celui du vrai poóte: car c’est avec ce dedain que chez nous M. de Lamartine a module ses Miditations, que ses a mis et M. Tastu, son li-braire, sont obligćs de revoir” („Journal de St.-Pćtersbourg” 1828).
Utyskiwania podobne nikogo dziwić nie powinny. Retorowie szkolarze. od czasów Danta aż do Lamartina, zawsze byli jednostajni w charakterach i zdaniach, .zawsze, czytając poetów, z dobrodusznym narzekali
1 Sarbiewski nie pisał po polsku, Sniadeccy nie pisali poczyj. a w dziełach Twardowskiego więcej cudzoziemskich wyrazów niż we wszystkich Sonetach.